Gabinet Primrose
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Gabinet Primrose
Gabinet lady Burke mieścił się w części reprezentacyjnej zamku, tam gdzie przybywali goście by omawiać interesy i bieżące sprawy z rodem Burke. Pomieszczenie było utrzymane w stonowanych kolorach ale ze smakiem i gustem świadczącym o tym, że jego użytkowniczka należała do osób pragmatycznych i dobrze zorganizowanych; choć nie brakowało paru kobiecych akcentów. Na stoliku ustawionym w rogu piętrzyły się zapiski, notatki oraz skrzynki z artefaktami. W obszernej biblioteczce dostrzec można było znane naukowe tytuły ale również nieoznakowane woluminy, w powietrzu zaś unosił się delikatny zapach jaśminu.
|14.09.1958
Poranek przywitał lady Burke w ogrodach, gdzie przez chwilę cieszyła się uśpioną aurą zamku. Wstała wypoczęta, zaskoczona tym, jak kąpiele w łaźniach dobrze na nią wpłynęły. Sił miała każdego dnia coraz więcej, a to sprawiało, że czystszym umysłem spoglądała na zadania jakie się przed nią piętrzyły. Jawiły się jej teraz zadaniami, nie zaś problemami jak to miało miejsce wcześniej. Szukała rozwiązań, odpowiedzi na wiele pytań.
Zaraz po śniadaniu pochyliła się nad kwestią kopalni. Ta w wyniku meteorytów nie została za bardzo uszkodzona, ale duże trzęsienia spowodowane uderzeniami odłamków skalnych sprawiły, że dwa szyby zostały zawalone i trwały teraz prace nad ich oczyszczeniem. To znacznie opóźniało otwarcie kopalni i narażało ich na kolejne wydatki. Ekonom wskazywał lady Burke na największe problemy i sugerował rozwiązania, jakie przyniosą korzyści na przyszłość. Nie ze wszystkimi się zgadzała, nie uważała, że zachowawcza ostrożność zawsze działa na ich korzyść. Rozmawiali przeszło trzy godziny nim udało się im wypracować rozwiązanie, które zarówno satysfakcjonowało lady Burke i ekonoma. Po takim spotkaniu potrzebowała filiżanki herbaty, a Maczek zatroszczył się o to, aby dodano do nich ciastka cytrynowe - należąc do ulubionych Primrose.
Przed obiadem udało się jej porozmawiać jeszcze z burmistrzem Beamish Town o stanie mieszkańców miasteczka. Osoby chore zostały odizolowane, reszta mieszkańców żyła dalej, teraz skupiona głównie na tym, aby odbudować swoje mieszkania po katastrofie. Lady Burke zaś zapewniła, że rodzina stara się wesprzeć jak może potrzebujących. Burmistrz nie miał podstaw, aby sądzić, że jest inaczej, a sama kobieta wiedziała, że należy przyspieszyć kwestię rozbiórki starych domów i pozyskania materiałów budowlanych.
Popołudnie zaś miała spędzić w towarzystwie lorda Yaxleya. Sama wcześniej wystosowała do niego list z prośbą o pomoc. Starając się rozwikłać sprawę Groty starała się sięgać do różnych źródeł. Tym razem jej poszukiwania sprawiły, że w jej dłonie trafił stary zwój jaki udało się pozyskać od jednego z dostawców artefaktów z jakimi współpracowali.
Dokument okazał się być spisany w starogermańskim, więc bez podstaw wiedzy językowej nic nie mogła zrobić. Liczyła na to, że czarodziej, który zgodził się udzielić jej pomocy będzie w stanie rozczytać zawarte w dokumencie informacje.
Maczek czekał już na czarodzieja i jak tylko pojawił się w siedzibie rodowej Burke zaczął prowadzić go ciemnymi korytarzami do gabinetu Primrose. Wędrując za skrzatem mijał ściany pełne obrazów; rodowych portretów, których oczy były wypalone, a obrazy tkwiły nieruchomo. Kiedy drzwi do gabinetu zostały otwarte lady Burke powitała mężczyznę.
-Lordzie Yaxley, dziękuję, że zechciał pan poświęcić dla mnie swój czas. - Uśmiechnęła się delikatnie i uprzejmie, jak nakazywał obyczaj i wskazała wolne krzesło. Na biurku stała już przygotowana karafka z winem, jak również z chłodną lemoniadą, zależnie od preferencji mężczyzny. Obok zaś ustawiono posrebrzaną miseczkę z owocami. W szeleście szarej sukni z delikatnego muślinu i otulona zapachem jaśminu podeszła do biblioteczki, z której wyciągnęła zwój. W świetle słońca zalśnił medal za zasługi jaki otrzymała jakiś czas temu. -Dokument datowany jest na trzynasty wiek, opowiadać ma o potworach morskich. Jeżeli pomożesz mi go przetłumaczyć, to wspomoże pan moje badania nad pewnymi runami i zagadką jaką staram się rozgryźć od jakiegoś czasu.
Poranek przywitał lady Burke w ogrodach, gdzie przez chwilę cieszyła się uśpioną aurą zamku. Wstała wypoczęta, zaskoczona tym, jak kąpiele w łaźniach dobrze na nią wpłynęły. Sił miała każdego dnia coraz więcej, a to sprawiało, że czystszym umysłem spoglądała na zadania jakie się przed nią piętrzyły. Jawiły się jej teraz zadaniami, nie zaś problemami jak to miało miejsce wcześniej. Szukała rozwiązań, odpowiedzi na wiele pytań.
Zaraz po śniadaniu pochyliła się nad kwestią kopalni. Ta w wyniku meteorytów nie została za bardzo uszkodzona, ale duże trzęsienia spowodowane uderzeniami odłamków skalnych sprawiły, że dwa szyby zostały zawalone i trwały teraz prace nad ich oczyszczeniem. To znacznie opóźniało otwarcie kopalni i narażało ich na kolejne wydatki. Ekonom wskazywał lady Burke na największe problemy i sugerował rozwiązania, jakie przyniosą korzyści na przyszłość. Nie ze wszystkimi się zgadzała, nie uważała, że zachowawcza ostrożność zawsze działa na ich korzyść. Rozmawiali przeszło trzy godziny nim udało się im wypracować rozwiązanie, które zarówno satysfakcjonowało lady Burke i ekonoma. Po takim spotkaniu potrzebowała filiżanki herbaty, a Maczek zatroszczył się o to, aby dodano do nich ciastka cytrynowe - należąc do ulubionych Primrose.
Przed obiadem udało się jej porozmawiać jeszcze z burmistrzem Beamish Town o stanie mieszkańców miasteczka. Osoby chore zostały odizolowane, reszta mieszkańców żyła dalej, teraz skupiona głównie na tym, aby odbudować swoje mieszkania po katastrofie. Lady Burke zaś zapewniła, że rodzina stara się wesprzeć jak może potrzebujących. Burmistrz nie miał podstaw, aby sądzić, że jest inaczej, a sama kobieta wiedziała, że należy przyspieszyć kwestię rozbiórki starych domów i pozyskania materiałów budowlanych.
Popołudnie zaś miała spędzić w towarzystwie lorda Yaxleya. Sama wcześniej wystosowała do niego list z prośbą o pomoc. Starając się rozwikłać sprawę Groty starała się sięgać do różnych źródeł. Tym razem jej poszukiwania sprawiły, że w jej dłonie trafił stary zwój jaki udało się pozyskać od jednego z dostawców artefaktów z jakimi współpracowali.
Dokument okazał się być spisany w starogermańskim, więc bez podstaw wiedzy językowej nic nie mogła zrobić. Liczyła na to, że czarodziej, który zgodził się udzielić jej pomocy będzie w stanie rozczytać zawarte w dokumencie informacje.
Maczek czekał już na czarodzieja i jak tylko pojawił się w siedzibie rodowej Burke zaczął prowadzić go ciemnymi korytarzami do gabinetu Primrose. Wędrując za skrzatem mijał ściany pełne obrazów; rodowych portretów, których oczy były wypalone, a obrazy tkwiły nieruchomo. Kiedy drzwi do gabinetu zostały otwarte lady Burke powitała mężczyznę.
-Lordzie Yaxley, dziękuję, że zechciał pan poświęcić dla mnie swój czas. - Uśmiechnęła się delikatnie i uprzejmie, jak nakazywał obyczaj i wskazała wolne krzesło. Na biurku stała już przygotowana karafka z winem, jak również z chłodną lemoniadą, zależnie od preferencji mężczyzny. Obok zaś ustawiono posrebrzaną miseczkę z owocami. W szeleście szarej sukni z delikatnego muślinu i otulona zapachem jaśminu podeszła do biblioteczki, z której wyciągnęła zwój. W świetle słońca zalśnił medal za zasługi jaki otrzymała jakiś czas temu. -Dokument datowany jest na trzynasty wiek, opowiadać ma o potworach morskich. Jeżeli pomożesz mi go przetłumaczyć, to wspomoże pan moje badania nad pewnymi runami i zagadką jaką staram się rozgryźć od jakiegoś czasu.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Spiski towarzyszą ludzkości od zarania dziejów, stając się nieodłącznym elementem osiadłego życia. Wyrafinowane intrygi są czymś powszechnym, zakorzenionym w naturze myślącej jednostki. W środowiskach, gdzie kontrola odgrywa kluczową rolę, spiski stają się narzędziem przynoszącym ból i niekorzystne skutki. To element politycznej machinacji, który ewoluuje wraz z ludzkim społeczeństwem, będąc nieuchronną częścią gry o władzę.
W miarę jak zamieszanie w Ministerstwie spowodowane katastrofą subtelnie zmalało, kolejne sprawy wymagały uwagi. Efrem stawał się jak wirujący w kalejdoskopie, próbując zapanować nad coraz bardziej skomplikowanym labiryntem decyzji i interakcji. Nie zważając na zmęczenie, bezustannie przemieszczał się po korytarzach, gdzie polityczne intrygi splatały się niczym niewidzialne nici pajęczej sieci. Jego umiejętność łączenia dwóch światów — niemieckiego i brytyjskiego ministerstwa — sprawiała, że stawał się niekiedy kluczowym punktem w tej grze. Zastanawiał się, w co warto zainwestować swoje wysiłki, w obliczu wyzwań, które ciągle przed nim stawiano. Dzielił czas między ministerstwem a zniszczonym Cambridge, nieustraszenie posuwał się naprzód, poszukując sposobów na przywrócenie choćby cienia normalności w zrujnowanej społeczności. Wyruszał na każde możliwe fronty, stawiając czoła wyzwaniom, jakie rzuciła mu katastrofa z niebios. Poprzedniego dnia zdołał wreszcie skorzystać z chwili odpoczynku, a teraz, po krótkim wytchnieniu, powrócił do wiru obowiązków. Musiał również dotrzymać obietnic, które złożył, chociaż stanowiła dla niego miłą odskocznię od niekończącego się chaosu.
Lordów Durham znał z pokrótce. Albo usłyszał o nich kilka słów pośród pracowników ministerstwa, czy przy niespodziewanych rozmowach. Zasłyszał o zasługach dla faktycznego stronnictwa, które mogło wnieść tak wiele w świecie. Jednak nie zamierzał się tego trzymać. Został zaskoczony, gdy nieznana sowa dostarczyła mu tajemniczy list. Już na pierwszy rzut oka wiedział, że prośba w nim zawarta dotyczy czegoś znacznie bardziej intrygującego niż zwykłe spotkanie. Zaintrygowany, zaczął rozważać, jakie wysiłki umysłowe mogą go teraz czekać. Durham Castle, majestatyczny i imponujący, wywoływał zachwyt już z daleka. Przybył lekko przed czasem, nie mógł sobie pozwolić na to, aby kazać na siebie czekać. Nienawidził tego z całego serca. Jego punktualność był jednym z elementów, które szczególnie cenił. Zdecydowany i pewny, wkroczył na teren zamku, gotów na to, co miało nastąpić.
- Lady Burke, nie mogłem odmówić, choć nie obiecuję, że moja wiedza może się na coś zdać — Skinął głową na przywitanie, zajmując wskazane przez gospodynię tego spotkania miejsce. Wcześniej rozpiął spięty guzik marynarki, by zwyczajnie było mu wygodniej. Pomoc w rozwiązaniu problemu mogły zająć chwilę, bądź dłuższe godziny. Treści zawarte w liście były pomniejsze, informujące o potencjalnym problemie do rozwiązania. Zanim dotarł na miejsce, starał się przygotować do wyzwania. - Różnice między trzynastowiecznym starogermańskim a obecnymi językami germańskimi są ogromne, zarówno pod względem fonologii, gramatyki, jak i słownictwa. Charakteryzował się wieloma dialektami, co może stwarzać trudności.
Efrem powziął do ręki podany mu zwój, przyglądając się mu uważnie z każdej strony. Był to prawdziwy relikt minionych czasów, coś niesamowitego w jego dłoniach. Westchnął z lekką dozą niechęci, gdyż niezależnie od swojej woli zawsze ulegał ciekawości i rozterkom, zwłaszcza gdy miały związek z ukochaną przez niego historią. Uniósł subtelnie kącik ust, starając się odrobinę ocieplić atmosferę wokół siebie. Nie chciał, aby jego postawa została źle odebrana. Miał już dość pseudonimów, które mu nadano, nie tylko w ławach szkolnych. Rozwinął pergamin, śledząc wzrokiem tekst spisany w starogermańskim. Kilka słów przypominało mu formy odmiany bawarskiego dialektu. Problem z tamtymi rozłamami językowymi był dość obszerny – język mógł przetrwać, zaniknąć, bądź ulec drastycznej zmianie. Starogermański był nawet protoplastą języka staroangielskiego. Coś niesamowitego.
- Przebywając znaczącą ilość czasu na niemieckiej ziemi przodków, miałem okazję studiować księgi. Obyć się z tamtejszymi dialektami, dodatkowo… Gdybym mógł poprosić o pióro i pergamin, byłbym wdzięczny. - Spojrzał przez chwilę na kobietę, nie łamiąc wszelkich zasad dobrego obycia. Gdy pracował, potrafił się bardzo szybko wręcz odłączyć od funkcjonowania. Bywało to okropne, ale cóż mógł poradzić? Na powrót wbił wzrok w zwój, starając się wyłapać najistotniejsze mu słowa. Odrobina zabawy, myślenie, może i przepisania kilku kwestii, by rozszyfrować to na podstawie zasobów rodzinnej biblioteki.
W miarę jak zamieszanie w Ministerstwie spowodowane katastrofą subtelnie zmalało, kolejne sprawy wymagały uwagi. Efrem stawał się jak wirujący w kalejdoskopie, próbując zapanować nad coraz bardziej skomplikowanym labiryntem decyzji i interakcji. Nie zważając na zmęczenie, bezustannie przemieszczał się po korytarzach, gdzie polityczne intrygi splatały się niczym niewidzialne nici pajęczej sieci. Jego umiejętność łączenia dwóch światów — niemieckiego i brytyjskiego ministerstwa — sprawiała, że stawał się niekiedy kluczowym punktem w tej grze. Zastanawiał się, w co warto zainwestować swoje wysiłki, w obliczu wyzwań, które ciągle przed nim stawiano. Dzielił czas między ministerstwem a zniszczonym Cambridge, nieustraszenie posuwał się naprzód, poszukując sposobów na przywrócenie choćby cienia normalności w zrujnowanej społeczności. Wyruszał na każde możliwe fronty, stawiając czoła wyzwaniom, jakie rzuciła mu katastrofa z niebios. Poprzedniego dnia zdołał wreszcie skorzystać z chwili odpoczynku, a teraz, po krótkim wytchnieniu, powrócił do wiru obowiązków. Musiał również dotrzymać obietnic, które złożył, chociaż stanowiła dla niego miłą odskocznię od niekończącego się chaosu.
Lordów Durham znał z pokrótce. Albo usłyszał o nich kilka słów pośród pracowników ministerstwa, czy przy niespodziewanych rozmowach. Zasłyszał o zasługach dla faktycznego stronnictwa, które mogło wnieść tak wiele w świecie. Jednak nie zamierzał się tego trzymać. Został zaskoczony, gdy nieznana sowa dostarczyła mu tajemniczy list. Już na pierwszy rzut oka wiedział, że prośba w nim zawarta dotyczy czegoś znacznie bardziej intrygującego niż zwykłe spotkanie. Zaintrygowany, zaczął rozważać, jakie wysiłki umysłowe mogą go teraz czekać. Durham Castle, majestatyczny i imponujący, wywoływał zachwyt już z daleka. Przybył lekko przed czasem, nie mógł sobie pozwolić na to, aby kazać na siebie czekać. Nienawidził tego z całego serca. Jego punktualność był jednym z elementów, które szczególnie cenił. Zdecydowany i pewny, wkroczył na teren zamku, gotów na to, co miało nastąpić.
- Lady Burke, nie mogłem odmówić, choć nie obiecuję, że moja wiedza może się na coś zdać — Skinął głową na przywitanie, zajmując wskazane przez gospodynię tego spotkania miejsce. Wcześniej rozpiął spięty guzik marynarki, by zwyczajnie było mu wygodniej. Pomoc w rozwiązaniu problemu mogły zająć chwilę, bądź dłuższe godziny. Treści zawarte w liście były pomniejsze, informujące o potencjalnym problemie do rozwiązania. Zanim dotarł na miejsce, starał się przygotować do wyzwania. - Różnice między trzynastowiecznym starogermańskim a obecnymi językami germańskimi są ogromne, zarówno pod względem fonologii, gramatyki, jak i słownictwa. Charakteryzował się wieloma dialektami, co może stwarzać trudności.
Efrem powziął do ręki podany mu zwój, przyglądając się mu uważnie z każdej strony. Był to prawdziwy relikt minionych czasów, coś niesamowitego w jego dłoniach. Westchnął z lekką dozą niechęci, gdyż niezależnie od swojej woli zawsze ulegał ciekawości i rozterkom, zwłaszcza gdy miały związek z ukochaną przez niego historią. Uniósł subtelnie kącik ust, starając się odrobinę ocieplić atmosferę wokół siebie. Nie chciał, aby jego postawa została źle odebrana. Miał już dość pseudonimów, które mu nadano, nie tylko w ławach szkolnych. Rozwinął pergamin, śledząc wzrokiem tekst spisany w starogermańskim. Kilka słów przypominało mu formy odmiany bawarskiego dialektu. Problem z tamtymi rozłamami językowymi był dość obszerny – język mógł przetrwać, zaniknąć, bądź ulec drastycznej zmianie. Starogermański był nawet protoplastą języka staroangielskiego. Coś niesamowitego.
- Przebywając znaczącą ilość czasu na niemieckiej ziemi przodków, miałem okazję studiować księgi. Obyć się z tamtejszymi dialektami, dodatkowo… Gdybym mógł poprosić o pióro i pergamin, byłbym wdzięczny. - Spojrzał przez chwilę na kobietę, nie łamiąc wszelkich zasad dobrego obycia. Gdy pracował, potrafił się bardzo szybko wręcz odłączyć od funkcjonowania. Bywało to okropne, ale cóż mógł poradzić? Na powrót wbił wzrok w zwój, starając się wyłapać najistotniejsze mu słowa. Odrobina zabawy, myślenie, może i przepisania kilku kwestii, by rozszyfrować to na podstawie zasobów rodzinnej biblioteki.
Wolę raczej swoją wolność niż Twoją miłość. Jeśli masz do wyboru towarzystwo w więzieniu i samotny spacer na wolności, co wybierasz?
Efrem Yaxley
Zawód : polityk, wsparcie Ambasadora Anglii w Magicznej Konfederacji Czarodziejów
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdy się ktoś zaczyta, zawsze się czegoś nauczy, albo zapomni o tym, co mu dolega, albo zaś nie – w każdym razie wygra...
OPCM : 7 +2
UROKI : 6 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Nigdy nie chcieli składać obietnic, ale to nie na nich je zależało. Poszukiwała odpowiedzi, a każda możliwość, każde dopasowanie dawało szansę na szybsze rozwiązanie zagadki. Nie oczekiwała, że dokument jaki właśnie trafiał do rąk mężczyzny odpowie na wszystkie pytania, nie zakładała też, że odpowie na jakiekolwiek. Był zwyczajnie możliwością, niczym więcej. Lord Yaxley zaś od progu pokazał, że jest właściwą osobą do jakiej zwróciła się o pomoc.
-Nie oczekuję, że uzyskam informacje już teraz. - Zapewniła czarodzieja. -Zależy mi na poznaniu treści tego dokumentu. Mam świadomość, że do jego przeczytania potrzeba czasu. - Wskazała na zapiski. -Kwestią, na sam początek jest to, czy ten dokument jest do rozczytania. - Jeżeli okaże się, że wydobycie z niego sensownych treści graniczy z cudem, porzuci ten zapis i skupi się na pozyskiwaniu kolejnych informacji, aż dotrze do sedna. Musiała wiedzieć co wpływało na mieszkańców Beamish Town i czy jest w stanie im pomóc. W tyle głowy kołatała się myśl, że jedynym rozwiązaniem jest śmierć, ale nie chciała rozpatrywać tej opcji, póki nie spróbuje innych. Miała obowiązek opieki nad ziemiami Durham, a tym samym nad jego mieszkańcami. Ta mała społeczność czarodziejska polegała na nich. Nie mogła oczekiwać wierności, jeżeli sama nic dla nich nie zrobi.
Zgodnie z prośbą podała mężczyźnie kartki oraz pióro, a potem rozlała trunki do kieliszków. Nie zraziła jej postawa czy też chłodny dystans czarodzieja. Nie było jej to obce kiedy sama również tworzyła granice, nie pozwalając, aby emocje brały górę; trzymając je na wodzy tworzyła wokół siebie aurę osoby zimnej. Ród Burke zawsze trwał w cieniu - obserwując zbierał informacje, które umiejętnie wykorzystywał. Nie miała potrzeby brylowania, wygłaszania wielkich mów - miała potrzebę działania, odkrywania i tworzenia zmian. Te ostatnie były bardzo potrzebne jeżeli mieli przetrwać.
Skupienie się nad tym znaleziskiem pomagało też w złapaniu oddechu. Mierząc się codziennie z tragicznymi skutkami katastrofy czasami czuła, jakby brakowało jej tchu w piersi, jakby nie miała mocy w dłoniach by otwierać kolejne listy. Zajęcie umysłu co jakiś czas innymi zadaniami sprawiało, że łatwiej było mierzyć się z napływającymi prośbami o pomoc, z kolejnymi informacjami o czyjeś tragedii. Było prościej niż miesiąc temu, kiedy ciemne niebo rozbłysło tysiącami komet, kiedy ziemia zatrzęsła się od uderzeń, gdy widziała jak budynki na jej oczach zostają zmiecione z powierzchni ziemi, gdy wielka fala zalała dwa miasteczka i sprawiła, że przestały istnieć.
Wiedzieli z czym przyszło im walczyć, a walka ta miała trwać kolejne lata. Usiadła po drugiej stronie biurka gdzie leżały notatki i zebrane informacje na temat tego co odkryła w Grocie. Starała się na bieżąco uzupełniać wszelkie informacje. Sekcja o runach była mocno rozpisana. Grafiki znaków dokładnie omówione i przeanalizowane. Każdy symbol miał swoje odniesienie do historii, wiedziała, że to było zabezpieczenie, bardzo silne, wielokrotnie złożone i skrupulatni ryte. Klatka, istne więzienie mające trzymać w ryzach, zapewne potwora. Teraz musiała się dowiedzieć jakiego i czy da się nad nim zapanować. Choć, jeżeli to potwór morski, tak jak podejrzewała, niezbędna będzie jej pomoc Traversów. Rodzina ta, jak żadna inna nie znała się lepiej na morskich istotach i samym morzu.
-Nie oczekuję, że uzyskam informacje już teraz. - Zapewniła czarodzieja. -Zależy mi na poznaniu treści tego dokumentu. Mam świadomość, że do jego przeczytania potrzeba czasu. - Wskazała na zapiski. -Kwestią, na sam początek jest to, czy ten dokument jest do rozczytania. - Jeżeli okaże się, że wydobycie z niego sensownych treści graniczy z cudem, porzuci ten zapis i skupi się na pozyskiwaniu kolejnych informacji, aż dotrze do sedna. Musiała wiedzieć co wpływało na mieszkańców Beamish Town i czy jest w stanie im pomóc. W tyle głowy kołatała się myśl, że jedynym rozwiązaniem jest śmierć, ale nie chciała rozpatrywać tej opcji, póki nie spróbuje innych. Miała obowiązek opieki nad ziemiami Durham, a tym samym nad jego mieszkańcami. Ta mała społeczność czarodziejska polegała na nich. Nie mogła oczekiwać wierności, jeżeli sama nic dla nich nie zrobi.
Zgodnie z prośbą podała mężczyźnie kartki oraz pióro, a potem rozlała trunki do kieliszków. Nie zraziła jej postawa czy też chłodny dystans czarodzieja. Nie było jej to obce kiedy sama również tworzyła granice, nie pozwalając, aby emocje brały górę; trzymając je na wodzy tworzyła wokół siebie aurę osoby zimnej. Ród Burke zawsze trwał w cieniu - obserwując zbierał informacje, które umiejętnie wykorzystywał. Nie miała potrzeby brylowania, wygłaszania wielkich mów - miała potrzebę działania, odkrywania i tworzenia zmian. Te ostatnie były bardzo potrzebne jeżeli mieli przetrwać.
Skupienie się nad tym znaleziskiem pomagało też w złapaniu oddechu. Mierząc się codziennie z tragicznymi skutkami katastrofy czasami czuła, jakby brakowało jej tchu w piersi, jakby nie miała mocy w dłoniach by otwierać kolejne listy. Zajęcie umysłu co jakiś czas innymi zadaniami sprawiało, że łatwiej było mierzyć się z napływającymi prośbami o pomoc, z kolejnymi informacjami o czyjeś tragedii. Było prościej niż miesiąc temu, kiedy ciemne niebo rozbłysło tysiącami komet, kiedy ziemia zatrzęsła się od uderzeń, gdy widziała jak budynki na jej oczach zostają zmiecione z powierzchni ziemi, gdy wielka fala zalała dwa miasteczka i sprawiła, że przestały istnieć.
Wiedzieli z czym przyszło im walczyć, a walka ta miała trwać kolejne lata. Usiadła po drugiej stronie biurka gdzie leżały notatki i zebrane informacje na temat tego co odkryła w Grocie. Starała się na bieżąco uzupełniać wszelkie informacje. Sekcja o runach była mocno rozpisana. Grafiki znaków dokładnie omówione i przeanalizowane. Każdy symbol miał swoje odniesienie do historii, wiedziała, że to było zabezpieczenie, bardzo silne, wielokrotnie złożone i skrupulatni ryte. Klatka, istne więzienie mające trzymać w ryzach, zapewne potwora. Teraz musiała się dowiedzieć jakiego i czy da się nad nim zapanować. Choć, jeżeli to potwór morski, tak jak podejrzewała, niezbędna będzie jej pomoc Traversów. Rodzina ta, jak żadna inna nie znała się lepiej na morskich istotach i samym morzu.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Wciąż fascynowały go te wyjątkowe wyzwania, które nie tylko stawiały na ostrzu noża jego umiejętności, ale także kładły ogromny nacisk na jego zdolności poznawcze. Gdyby los potoczył się inaczej, a on zdecydował się odejść z ministerstwa, to bez wahania poświęciłby się rozwijaniu swoich zainteresowań w tej dziedzinie. Odkrywanie tajemnic przeszłości poprzez zagadki historyczne i kontynuowanie nauki różnych języków obcych stanowiły dla niego nieustające źródło pasji. Wykreowana podróż przez labirynt w poszukiwaniu głębszego zrozumienia. Cała ta przygoda oferowała mu emocjonujące zwroty akcji, a wspomnienie opowieści od ojca dodawało całości dodatkowego uroku i inspiracji. Jego uwaga była skupiona, a żadne zewnętrzne rozpraszacze nie zakłócały procesu powolnego wnikania między linie spisane na pergaminie. Kciukiem i palcem wziął delikatnie trzymane pióro, które posłusznie tańczyło na papierze, prezentując schludne pismo. Tłumaczył każde słowo z języka starogermańskiego, budując stopniowo strukturę kolejnych zdań. Nawet jeśli własne umiejętności nie były na najwyższym poziomie, planował skorzystać z pomocy solidnego kolegi z Berlina lub nawet ojca, który zawsze był stoickim czytelnikiem. Mężczyzna zgłębiał tajniki wielu ksiąg, a rodzinna biblioteka była mu niezwykle dobrze znana.
- Na chwilę obecną mogę przekazać pozytywne informacje, przedstawiony tutaj tekst jest do przetłumaczenia. Dodatkowo… Nie będzie musiała, lady Burke, długo czekać na końcowe efekty — zapewnił, unosząc pierwszy raz od dłuższego czasu głowę wyżej. Wrócił do życia w rzeczywistości, odkładając na bok trudności języka własnych przodków. - Niewiadome spiszę na czysty pergamin i wręczę ojcu, zna się bardziej na takich aspektach. Dzień bądź dwa trzeba będzie poczekać, by rozwikłać zagadkę tutaj uwiecznioną.
Zamieszanie w umyśle Efrema narastało w miarę postępu tłumaczenia. Ukryte znaczenia czy może zaklęte w słowach więzienie? Zmarszczył lekko brwi, studiując przetłumaczony fragment, a wzrok mu unosił się od strony zwoju do spisanych słów. Skrupulatnie analizował informacje, ale wraz z postępem czuł, jak zimny dreszcz przechodził mu po kręgosłupie. Niejasne przeczucie niepokoju wypełniło go, choć nie był pewien, co dokładnie sprawiało, że te informacje budziły w nim takie uczucie. Nie zamierzał jednak zadawać pytania wprost dotyczące szczegółów badań. Nie pociągało bezpośrednie wgłębianie się w tajemnice. Zostawiał takie zadania specjalistom, skupiając się na dostarczeniu informacji do zakończenia miejscowego zadania. Miał zamiar wrócić do realiów ministerstwa, gdzie nadal snuto plany, jak skutecznie pozbyć się kłopotliwych pytań dotyczących władzy wykonawczej. Zabębnił cicho, niemal niewidocznie w powierzchnię biurka. Czy treść zwoju to relacja świadka, który dostrzegł zamknięte coś? A może były to wspomnienia? Pytania wirujące w umyśle polityka, choć na razie zamiaru pozostawał w sferze domysłów.
- Proszę wybaczyć za przejaw ciekawości, zwyczajnie… Potrzebuje ułamka odpowiedzi, by dowieść, że ma pokrycie z tutejszymi informacjami — pozwolił na pozostawienie przez chwilę wykonywanej czynności, wygodnie wspierając plecy na oparciu. Postawił na chwilową wygodę, nadal utrzymując zwój w zasięgu wzorku na wyciągniętej dłoni, wspartej na zarzuconym elegancko nodze. - Sądzę, że tutejsze zapiski to pisane naprędce wspomnienia. Kogoś, kto obawiał się tego, co spostrzegł w grocie. Bądź jaskini, czy tego dotyczą pani badania?
Wspomnienie o jakimś potworze wzbudziło uczucie niepewności, jednocześnie zaintrygowało. Jeszcze wiele w świecie im znanym było kwestii, jakie przyjdzie rozwinąć i doprowadzić do końca. Odłożył też zwój, chwytając pełne naczynie, by ugasić pozorne uczucie pragnienia.
- Na chwilę obecną mogę przekazać pozytywne informacje, przedstawiony tutaj tekst jest do przetłumaczenia. Dodatkowo… Nie będzie musiała, lady Burke, długo czekać na końcowe efekty — zapewnił, unosząc pierwszy raz od dłuższego czasu głowę wyżej. Wrócił do życia w rzeczywistości, odkładając na bok trudności języka własnych przodków. - Niewiadome spiszę na czysty pergamin i wręczę ojcu, zna się bardziej na takich aspektach. Dzień bądź dwa trzeba będzie poczekać, by rozwikłać zagadkę tutaj uwiecznioną.
Zamieszanie w umyśle Efrema narastało w miarę postępu tłumaczenia. Ukryte znaczenia czy może zaklęte w słowach więzienie? Zmarszczył lekko brwi, studiując przetłumaczony fragment, a wzrok mu unosił się od strony zwoju do spisanych słów. Skrupulatnie analizował informacje, ale wraz z postępem czuł, jak zimny dreszcz przechodził mu po kręgosłupie. Niejasne przeczucie niepokoju wypełniło go, choć nie był pewien, co dokładnie sprawiało, że te informacje budziły w nim takie uczucie. Nie zamierzał jednak zadawać pytania wprost dotyczące szczegółów badań. Nie pociągało bezpośrednie wgłębianie się w tajemnice. Zostawiał takie zadania specjalistom, skupiając się na dostarczeniu informacji do zakończenia miejscowego zadania. Miał zamiar wrócić do realiów ministerstwa, gdzie nadal snuto plany, jak skutecznie pozbyć się kłopotliwych pytań dotyczących władzy wykonawczej. Zabębnił cicho, niemal niewidocznie w powierzchnię biurka. Czy treść zwoju to relacja świadka, który dostrzegł zamknięte coś? A może były to wspomnienia? Pytania wirujące w umyśle polityka, choć na razie zamiaru pozostawał w sferze domysłów.
- Proszę wybaczyć za przejaw ciekawości, zwyczajnie… Potrzebuje ułamka odpowiedzi, by dowieść, że ma pokrycie z tutejszymi informacjami — pozwolił na pozostawienie przez chwilę wykonywanej czynności, wygodnie wspierając plecy na oparciu. Postawił na chwilową wygodę, nadal utrzymując zwój w zasięgu wzorku na wyciągniętej dłoni, wspartej na zarzuconym elegancko nodze. - Sądzę, że tutejsze zapiski to pisane naprędce wspomnienia. Kogoś, kto obawiał się tego, co spostrzegł w grocie. Bądź jaskini, czy tego dotyczą pani badania?
Wspomnienie o jakimś potworze wzbudziło uczucie niepewności, jednocześnie zaintrygowało. Jeszcze wiele w świecie im znanym było kwestii, jakie przyjdzie rozwinąć i doprowadzić do końca. Odłożył też zwój, chwytając pełne naczynie, by ugasić pozorne uczucie pragnienia.
Wolę raczej swoją wolność niż Twoją miłość. Jeśli masz do wyboru towarzystwo w więzieniu i samotny spacer na wolności, co wybierasz?
Efrem Yaxley
Zawód : polityk, wsparcie Ambasadora Anglii w Magicznej Konfederacji Czarodziejów
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdy się ktoś zaczyta, zawsze się czegoś nauczy, albo zapomni o tym, co mu dolega, albo zaś nie – w każdym razie wygra...
OPCM : 7 +2
UROKI : 6 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Ceniła sobie czas spędzany w towarzystwie ludzi, którzy chcieli odkrywać tajemnice, którzy potrafili godziny spędzać, aby znaleźć odpowiedź na nurtujące ich pytania. Nie musieli rozmawiać cały czas, mogli zajmować się każde swoją częścią, wystarczyło siedzieć w jednym pomieszczeniu, gdzie praca się działa.
Gdy lord Yaxley skupił się na czytaniu dokumentu, tworzeniu notatek, zajęty zadaniem, że zapomniał o otaczającej go rzeczywistości, skupiła się na innych dokumentach. W pomieszczeniu piętrzyły się księgi oraz stare zwoje. Wszystko, co mogło pomóc jej w rozwiązaniu zagadki jaką jakiś czas temu odkryła. Zanurzona w swojej pracy nie zwracała uwagi na upływający czas, jedynie szelest kartek, dźwięk pióra na pergaminie świadczył o tym, że ten się nie zatrzymał. Gdy usłyszała gło czarodzieja w cichym pomieszczeniu uniosła głowę, aby spotkać się ze spojrzeniem mężczyzny. Odłożyła na blat gruby plik dokumentów i zerknęła na ten, który spoczywał przed Efremem.
-Przekazuje lord bardzo dobre wieści. - Odczuła ulgę dowiadując się, że dokument jest czytelny. Teraz z ciekawością wyczekiwała jego treści, mając cichą nadzieję, że okaże się kolejną wskazówką, za którą będzie mogła pójść. Dostrzegła jego zmieszanie czy też rosnące zainteresowanie tym co zapiski zawierały. Kolejne zaś pytanie sprawiło, że utwierdzała się w przekonaniu, że stary pergamin posiada wiedzę jakiej szukała od bardzo dawna. -Spodziewałam się tego pytania. - Nie miała zamiaru go zbywać, czy strofować za to, że drąży. Szerszy kontekst na pewno ułatwi zrozumienie tego co czytał. Kiwnęła nieznacznie głową. -Zgadza się. - Przytaknęła zaraz po tym. -Jakiś czas temu odkryliśmy grotę na terenie hrabstwa Durham. W swoim wnętrzu nosi ślady zabezpieczeń. Bardzo skomplikowanych i bardzo starych. Tworzonych skrupulatnie albo przez parę osób albo jednego człowieka przez dłuższy okres czasu. - Mówiąc to skierowała uwagę lorda Yaxleya na grafiki jakie znajdowały się przed kobietą. -We wnętrzu tej groty czy też jaskini, znajdowało się coś, co możemy nazwać klatką. Utkaną z magii, z rytuałów. Na dnie znajdował się brodzik z wodą. Wszystko wskazywało, że jakaś istota musiała być tam przetrzymywana. Najprawdopodobniej morska. - Zastukała nieznacznie palcami o blat biurka, podobnie jak to uczynił jej rozmówca. Następnie zaś sięgnęła ku jednemu z napoi jakie były dla nich przygotowane. -Szukam wszelkich informacji jakie to może być stworzenie i czym jest. Istotą z krwi i kości, czy może utkaną z cienia? - Cienie istniały teraz w ich rzeczywistości. Według Cassandry nie atakowały ludzi wiernych Czarnemu Panu i obecnej władzy. Nie wiedziała skąd czarownica miała taką informację, ale nie miała podstaw, aby jej nie ufać. Była oddana Rycerzom, jak również trwała u boku jednego z potężniejszych Śmierciożerców w kraju, a tych była przecież ledwie garstka. Nadal pozostawała jednak kwestia tego, czy rzeczony cień mógł kogoś słuchać, czy jednak nikt nie może nad nim zapanować.
Gdy lord Yaxley skupił się na czytaniu dokumentu, tworzeniu notatek, zajęty zadaniem, że zapomniał o otaczającej go rzeczywistości, skupiła się na innych dokumentach. W pomieszczeniu piętrzyły się księgi oraz stare zwoje. Wszystko, co mogło pomóc jej w rozwiązaniu zagadki jaką jakiś czas temu odkryła. Zanurzona w swojej pracy nie zwracała uwagi na upływający czas, jedynie szelest kartek, dźwięk pióra na pergaminie świadczył o tym, że ten się nie zatrzymał. Gdy usłyszała gło czarodzieja w cichym pomieszczeniu uniosła głowę, aby spotkać się ze spojrzeniem mężczyzny. Odłożyła na blat gruby plik dokumentów i zerknęła na ten, który spoczywał przed Efremem.
-Przekazuje lord bardzo dobre wieści. - Odczuła ulgę dowiadując się, że dokument jest czytelny. Teraz z ciekawością wyczekiwała jego treści, mając cichą nadzieję, że okaże się kolejną wskazówką, za którą będzie mogła pójść. Dostrzegła jego zmieszanie czy też rosnące zainteresowanie tym co zapiski zawierały. Kolejne zaś pytanie sprawiło, że utwierdzała się w przekonaniu, że stary pergamin posiada wiedzę jakiej szukała od bardzo dawna. -Spodziewałam się tego pytania. - Nie miała zamiaru go zbywać, czy strofować za to, że drąży. Szerszy kontekst na pewno ułatwi zrozumienie tego co czytał. Kiwnęła nieznacznie głową. -Zgadza się. - Przytaknęła zaraz po tym. -Jakiś czas temu odkryliśmy grotę na terenie hrabstwa Durham. W swoim wnętrzu nosi ślady zabezpieczeń. Bardzo skomplikowanych i bardzo starych. Tworzonych skrupulatnie albo przez parę osób albo jednego człowieka przez dłuższy okres czasu. - Mówiąc to skierowała uwagę lorda Yaxleya na grafiki jakie znajdowały się przed kobietą. -We wnętrzu tej groty czy też jaskini, znajdowało się coś, co możemy nazwać klatką. Utkaną z magii, z rytuałów. Na dnie znajdował się brodzik z wodą. Wszystko wskazywało, że jakaś istota musiała być tam przetrzymywana. Najprawdopodobniej morska. - Zastukała nieznacznie palcami o blat biurka, podobnie jak to uczynił jej rozmówca. Następnie zaś sięgnęła ku jednemu z napoi jakie były dla nich przygotowane. -Szukam wszelkich informacji jakie to może być stworzenie i czym jest. Istotą z krwi i kości, czy może utkaną z cienia? - Cienie istniały teraz w ich rzeczywistości. Według Cassandry nie atakowały ludzi wiernych Czarnemu Panu i obecnej władzy. Nie wiedziała skąd czarownica miała taką informację, ale nie miała podstaw, aby jej nie ufać. Była oddana Rycerzom, jak również trwała u boku jednego z potężniejszych Śmierciożerców w kraju, a tych była przecież ledwie garstka. Nadal pozostawała jednak kwestia tego, czy rzeczony cień mógł kogoś słuchać, czy jednak nikt nie może nad nim zapanować.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Kiwnął głową w sposób zdecydowany, zanurzając pióro w atramencie, aby uwydatnić słowo potwór na papierze. To jedno słowo, które skrywało całą masę tajemnic, wydawało się teraz bardziej groźne, niż początkowo przypuszczał. Zastanawiał się, czy obecne czasy mogą przynieść choćby chwilę spokoju, czy też są skazane na ciągłe napięcia i niepewność. Historia o zawieszeniu broni zdawała się jedynie przeszłością, a teraźniejszość napotykała na nowe, zaskakujące wyzwania. Zakłopotanie zakradło się w myśli, każdy miał swoje własne kwestie, które sprawiały, że życie stawało się bardziej skomplikowane. Efrem, zamyślony, upił łyk napoju, obracając pióro między palcami. Zastanawiał się, czy rozważanie kolejnych pytań mogłoby ułatwić wyjaśnienie szczegółów w tłumaczeniu. Chociaż stali po tej samej stronie sprawy, to jednak jego aktywność była znacząco ograniczona.
Zagłębił się w zwoju, przemierzając zakamarki tekstu. Często przerywał, by podumać nad znaczeniem poszczególnych fragmentów. Zastanawiał się, dlaczego tak potężny potwór znalazł się uwięziony, jakie tajemnice skrywał. Z każdym zdaniem rośnie tajemniczość historii, a on starał się wniknąć w głębiny wiedzy, jakie oferował starodawny dokument. W miarę jak przekładał stare słowa na współczesny język, coraz bardziej fascynował go opis tego potwora. Czy był on kiedyś groźny dla ludzkości? Czy jego uwięzienie było wynikiem wspólnej decyzji społeczności, czy może działania pojedynczej jednostki o nadprzyrodzonych zdolnościach? Efrem zastanawiał się, jakie znaczenie może mieć ta historia w obecnych czasach. Czy wiedza zawarta w zwoju może pomóc w rozwiązaniu współczesnych problemów? Czy może być kluczem do zrozumienia obecnych wydarzeń? Z każdym kolejnym zdaniem rozwiewał mgłę przeszłości, odkrywając kawałki układanki, które miały potencjał zmienić bieg jego własnej historii.
- Ein Wesen aus Schatten… Skłaniam się jednak ku mojej pierwotnej wersji, mam w rękach rzeczywiście spisane wspomnienia. Opowiada przelotnie o dwóch osobach, pracujących skrzętnie z czyjegoś rozkazu — mówił wyraźnie, choć wzrok utkwiony miał w starym pergaminie. Wolną dłonią zapisywał kolejne to zdania bądź pojedyncze słowa, które potrzebował przetłumaczyć z pomocą rodzinnego specjalisty, ojca. - Schatten, cień… Nie wiem, czy to dobra wiadomość dla całej tejże zagmatwanej sytuacji.
Pytania rodziły się szybciej, niż udawało mu się na nie odpowiedzieć. Czarne moce, stworzenia z mroku, to wszystko brzmiało jak opowieść wykreowana przez dziecko, a jednak zwoje historyczne wskazywały na to, że istniejące zagrożenia miały głębokie korzenie w przeszłości. Jak można było stworzyć coś, co w naturze przypominało mrok? Czy to była magia, czy może coś jeszcze bardziej tajemniczego? A może potwór ten był kiedyś istotą żywą, a potem podległ jakiejś przemianie? Pytania te krążyły w głowie Efrema, gdy jego pióro posuwało się po zwoju, oddając kolejne kwestie do przemyślenia. W miarę jak odkrywał nowe fakty, coraz bardziej zdawał sobie sprawę ze złożoności tej zagadki. Historia była pełna niewyjaśnionych aspektów, a on starał się jak detektyw rozwikłać skomplikowany przypadek, gdzie każdy trop mógł prowadzić do innej zagadki. Czy jednak ta wiedza będzie przydatna w obliczu współczesnych wyzwań? To pytanie zostawiało przed nim otwarte drzwi tajemnicy, której rozwiązanie miało potencjał zmienić bieg historii.
- Przygotowania trwały wiele miesięcy, nim przystąpiono do stawiania fundamentów tego zamknięcia. Szkody zdawały się poważne, niebezpieczeństwo rosło, cóż trzeba uczynić? Działaliśmy… - składał pierwsze zdania w całość, przekazując ich treść zleceniodawczyni tego zdania. Spisywał wszystko skrzętnie, by kobieta miała dalsze kwestie do własnego wglądu i oceny. - Choć śmierć zebrała żniwo, jednego z najznamienitszych, we dwoje musieliśmy podołać zadaniu. Zwierz utkany z mroku musiał pozostać zamknięty, na wieki… Na wieczność i dzień dłużej.
Kontemplował nad odkryciami, które zebrał, wsparł plecy na oparciu, a jego spojrzenie było pełne zamyślenia. Czy to, co właśnie odkrył, było złym omenem, czy może kluczem do zrozumienia przeszłości i teraźniejszości? W głębi duszy czuł, że znalezienie odpowiedzi na to pytanie mogło mieć znaczenie nie tylko dla niego, ale dla wielu innych. Spojrzał na kobietę, odzwierciedlając w swoich oczach tajemniczość sytuacji. Może było to ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem, które mogło się pojawić? Jego umysł pracował pełną parą, analizując każdy szczegół, każde nowe odkrycie, w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania, które nieustannie pojawiały się w jego głowie.
Zagłębił się w zwoju, przemierzając zakamarki tekstu. Często przerywał, by podumać nad znaczeniem poszczególnych fragmentów. Zastanawiał się, dlaczego tak potężny potwór znalazł się uwięziony, jakie tajemnice skrywał. Z każdym zdaniem rośnie tajemniczość historii, a on starał się wniknąć w głębiny wiedzy, jakie oferował starodawny dokument. W miarę jak przekładał stare słowa na współczesny język, coraz bardziej fascynował go opis tego potwora. Czy był on kiedyś groźny dla ludzkości? Czy jego uwięzienie było wynikiem wspólnej decyzji społeczności, czy może działania pojedynczej jednostki o nadprzyrodzonych zdolnościach? Efrem zastanawiał się, jakie znaczenie może mieć ta historia w obecnych czasach. Czy wiedza zawarta w zwoju może pomóc w rozwiązaniu współczesnych problemów? Czy może być kluczem do zrozumienia obecnych wydarzeń? Z każdym kolejnym zdaniem rozwiewał mgłę przeszłości, odkrywając kawałki układanki, które miały potencjał zmienić bieg jego własnej historii.
- Ein Wesen aus Schatten… Skłaniam się jednak ku mojej pierwotnej wersji, mam w rękach rzeczywiście spisane wspomnienia. Opowiada przelotnie o dwóch osobach, pracujących skrzętnie z czyjegoś rozkazu — mówił wyraźnie, choć wzrok utkwiony miał w starym pergaminie. Wolną dłonią zapisywał kolejne to zdania bądź pojedyncze słowa, które potrzebował przetłumaczyć z pomocą rodzinnego specjalisty, ojca. - Schatten, cień… Nie wiem, czy to dobra wiadomość dla całej tejże zagmatwanej sytuacji.
Pytania rodziły się szybciej, niż udawało mu się na nie odpowiedzieć. Czarne moce, stworzenia z mroku, to wszystko brzmiało jak opowieść wykreowana przez dziecko, a jednak zwoje historyczne wskazywały na to, że istniejące zagrożenia miały głębokie korzenie w przeszłości. Jak można było stworzyć coś, co w naturze przypominało mrok? Czy to była magia, czy może coś jeszcze bardziej tajemniczego? A może potwór ten był kiedyś istotą żywą, a potem podległ jakiejś przemianie? Pytania te krążyły w głowie Efrema, gdy jego pióro posuwało się po zwoju, oddając kolejne kwestie do przemyślenia. W miarę jak odkrywał nowe fakty, coraz bardziej zdawał sobie sprawę ze złożoności tej zagadki. Historia była pełna niewyjaśnionych aspektów, a on starał się jak detektyw rozwikłać skomplikowany przypadek, gdzie każdy trop mógł prowadzić do innej zagadki. Czy jednak ta wiedza będzie przydatna w obliczu współczesnych wyzwań? To pytanie zostawiało przed nim otwarte drzwi tajemnicy, której rozwiązanie miało potencjał zmienić bieg historii.
- Przygotowania trwały wiele miesięcy, nim przystąpiono do stawiania fundamentów tego zamknięcia. Szkody zdawały się poważne, niebezpieczeństwo rosło, cóż trzeba uczynić? Działaliśmy… - składał pierwsze zdania w całość, przekazując ich treść zleceniodawczyni tego zdania. Spisywał wszystko skrzętnie, by kobieta miała dalsze kwestie do własnego wglądu i oceny. - Choć śmierć zebrała żniwo, jednego z najznamienitszych, we dwoje musieliśmy podołać zadaniu. Zwierz utkany z mroku musiał pozostać zamknięty, na wieki… Na wieczność i dzień dłużej.
Kontemplował nad odkryciami, które zebrał, wsparł plecy na oparciu, a jego spojrzenie było pełne zamyślenia. Czy to, co właśnie odkrył, było złym omenem, czy może kluczem do zrozumienia przeszłości i teraźniejszości? W głębi duszy czuł, że znalezienie odpowiedzi na to pytanie mogło mieć znaczenie nie tylko dla niego, ale dla wielu innych. Spojrzał na kobietę, odzwierciedlając w swoich oczach tajemniczość sytuacji. Może było to ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem, które mogło się pojawić? Jego umysł pracował pełną parą, analizując każdy szczegół, każde nowe odkrycie, w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania, które nieustannie pojawiały się w jego głowie.
Wolę raczej swoją wolność niż Twoją miłość. Jeśli masz do wyboru towarzystwo w więzieniu i samotny spacer na wolności, co wybierasz?
Efrem Yaxley
Zawód : polityk, wsparcie Ambasadora Anglii w Magicznej Konfederacji Czarodziejów
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdy się ktoś zaczyta, zawsze się czegoś nauczy, albo zapomni o tym, co mu dolega, albo zaś nie – w każdym razie wygra...
OPCM : 7 +2
UROKI : 6 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Widząc, że lord Yaxley ponownie się zanurza w słowa spisane na pergaminie pozwoliła mu na pracę, na powrót skupiając się na swoich dokumentach. Przeglądała pamiętniki pradziadka, który bardzo dokładnie zapisywał wszelkie ważniejsze wydarzenia jakie miały miejsce w hrabstwie Durham. Musiała przebijać się przez długie opisy oraz wywody nad sprawami, które w świetle wydarzeń sprzed roku wydawały się wręcz trywialne. Świat się bardzo zmienił. Wartości ulegały przemianowaniu, społeczeństwo zwracało swój wzrok w innym kierunku. Padały z gardeł tłumu inne pytania, niż te, które zadawał sobie jej pradziad. Jedno jednak przykuło jej uwagę. W lakonicznych słowach, wspomniał o pewnej grocie, która zawsze budziła strach, ale jednak dawno wejście do niej zostało zapomniane. Następnie płynnie przeskoczył do innych tematów. Zmarszczyła nieznacznie brwi. To jedno zdanie mogło sugerować, że o czymś wiedział albo coś usłyszał. I na tyle go to zaciekawiło, że odnotował to w swoim zapiskach. Jednak kolejne kartki niczego więcej nie zdradziły. Może jednak to nie było dla niego nic ponad ciekawostkę, która akurat tego dnia przykuła jego uwagę. Z tych myśli oderwał ją głos czarodzieja, który po dłuższej ciszy zdecydował się podzielić kolejnymi uwagami.
Relacja nie zaś raport, wspomnienia nie zaś twardo spisane fakty. Jednak to i tak było wiele, o wiele więcej niż to co do tej pory udało się jej zdobyć i pozyskać. Kolejne zaś słowa napawały niepokojem, ale jednocześnie przynosiły przedziwny spokój. O wiele łatwiej mierzyć się z czymś, kiedy wiemy czym jest.
-Ułatwia zrozumienie i pozwala na podjęcie kolejnych kroków. - zapewniła czarodzieja, ponieważ jego odkrycie mogło się przyczynić do rozwikłania zagadki, nad którą głowiła się już od jakiegoś czasu. Kolejne fakty jakie przed nią odkrywał sprawiały, że coraz więcej niewiadomych takimi przestawało być. Elementy układani zaczynały do siebie pasować, a przed nią rysował się spójny obraz. Coś czego brakowało jej od dawna.
Wiele razy zastanawiała się czym są cieniste istoty i dlaczego pojawiły się właśnie teraz. Były groźne, zadawały rany a ludzie popadali w szaleństwo. Kometa na niebie zniszczyła kraj, była dowodem tego, że czarna magia nie była zabawką. Wiedziała to od dawna, podejrzewała, że czarna magia miała wiele wspólnego z tym co toczyło ich kraj, a jednak nie miała na to dowodów Czy ktokolwiek miał?
Powoli wstała ze swojego miejsca. Zbliżyła się do Efrema, aby wskazał jej fragment, który właśnie tłumaczył. Nie rozumiała zapisanych słów w oryginale, ale to co usłyszała, nie pozwalało jej na spokojne siedzenie.
Tworzyli pułapkę, już wtedy. Ile ta istota siedziała? Czy w międzyczasie jaskinia została otworzona i ponownie zamknięta, wzmocniona kolejnymi zaklęciami?
Zwierz utkany z mroku. Musiał pozostać zamknięty na wieki i jeden dzień dłużej. Przygryzła dolną wargę w zamyśleniu. Skupiła swoje spojrzenie na dokumencie jaki miał przed sobą lord Yaxley. Nagle jej uwagę przykuła notka na boku, wydawało się, że napisana pospiesznie; jakby w przypływie emocji.
-Czy możesz zerknąć na to, lordzie Yaxley? - Zapytała mężczyznę wskazując na zapisek, który chyba miejscami został wyblakły. Litery zlewały się ze sobą, ale widoczny były takie słowa jak ob sie durchhalten werden oraz sie ist stark... sehr stark.
Nie rozumiała ich, ale wydawały się groźne. Jakby przepowiadały niebezpieczną przyszłość.
Relacja nie zaś raport, wspomnienia nie zaś twardo spisane fakty. Jednak to i tak było wiele, o wiele więcej niż to co do tej pory udało się jej zdobyć i pozyskać. Kolejne zaś słowa napawały niepokojem, ale jednocześnie przynosiły przedziwny spokój. O wiele łatwiej mierzyć się z czymś, kiedy wiemy czym jest.
-Ułatwia zrozumienie i pozwala na podjęcie kolejnych kroków. - zapewniła czarodzieja, ponieważ jego odkrycie mogło się przyczynić do rozwikłania zagadki, nad którą głowiła się już od jakiegoś czasu. Kolejne fakty jakie przed nią odkrywał sprawiały, że coraz więcej niewiadomych takimi przestawało być. Elementy układani zaczynały do siebie pasować, a przed nią rysował się spójny obraz. Coś czego brakowało jej od dawna.
Wiele razy zastanawiała się czym są cieniste istoty i dlaczego pojawiły się właśnie teraz. Były groźne, zadawały rany a ludzie popadali w szaleństwo. Kometa na niebie zniszczyła kraj, była dowodem tego, że czarna magia nie była zabawką. Wiedziała to od dawna, podejrzewała, że czarna magia miała wiele wspólnego z tym co toczyło ich kraj, a jednak nie miała na to dowodów Czy ktokolwiek miał?
Powoli wstała ze swojego miejsca. Zbliżyła się do Efrema, aby wskazał jej fragment, który właśnie tłumaczył. Nie rozumiała zapisanych słów w oryginale, ale to co usłyszała, nie pozwalało jej na spokojne siedzenie.
Tworzyli pułapkę, już wtedy. Ile ta istota siedziała? Czy w międzyczasie jaskinia została otworzona i ponownie zamknięta, wzmocniona kolejnymi zaklęciami?
Zwierz utkany z mroku. Musiał pozostać zamknięty na wieki i jeden dzień dłużej. Przygryzła dolną wargę w zamyśleniu. Skupiła swoje spojrzenie na dokumencie jaki miał przed sobą lord Yaxley. Nagle jej uwagę przykuła notka na boku, wydawało się, że napisana pospiesznie; jakby w przypływie emocji.
-Czy możesz zerknąć na to, lordzie Yaxley? - Zapytała mężczyznę wskazując na zapisek, który chyba miejscami został wyblakły. Litery zlewały się ze sobą, ale widoczny były takie słowa jak ob sie durchhalten werden oraz sie ist stark... sehr stark.
Nie rozumiała ich, ale wydawały się groźne. Jakby przepowiadały niebezpieczną przyszłość.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Odsunął nieznacznie zwój od światła, skupiając się na próbie odczytania go właśnie tak. A może... Ponownie ustawił pergamin pod światło, starając się zrozumieć zapisane tam słowa. Nie wiedział, z czym ma do czynienia, ale powodowało to kolejny dreszcz, przechodzący przez jego kręgosłup. Nieznaczny, a jednak występujący już drugi raz. Spostrzeżony dopisek przez Lady Burke nie pozostawiał wiele wątpliwości – jeśli ta bestia wyjdzie na wolność, będzie źle. A jeśli już się tutaj znajdowała, co przyniosą kolejne miesiące? Pragnął zrozumieć głębię tajemnicy, która skrywała się w tych zapisach. Czy to był przestroga, czy może zaklęcie zabezpieczające przed czymś, co przekraczało wyobrażenie? Zastanawiał się nad tym, patrząc na kolejne linie tekstu, które mogły kryć klucz do odpowiedzi. Jedno było pewne – musiał zidentyfikować naturę tego zagrożenia, zanim stanie się zbyt późno. Zastanawiał się przez chwilę, czy rzeczywiście wiedzą, co mogą przynieść ze sobą podobne istoty. Zniszczenie i śmierć to jawiły mu się w głowie, gdy obrócił zwój na drugą stronę. Strzeżcie się mroku, widniało praktycznie nienamacalnym przez wzrok tuszem. Tajemnicza fraza zdawała się być ostrzeżeniem, które wibracją groźby unoszącej się w powietrzu. Czy były to jedynie przesądy, czy może zaklęte słowa prorocze? Jego umysł pracował nad rozszyfrowaniem znaczenia, a serce biło mu nieco szybciej, zanurzone w tajemnicy, która rozciągała się przed nim jak bezkresny ocean.
-Czy wytrzymająoraz podkreślenie ona jest silna, bardzo silna… Mimo wycięcia kontekstu jakże wiele potrafi nam przedstawić o tamtejszym problemie. Oraz słowa naprzeciw… - podał kobiecie zwój, wskazując na drugi tekst rzeczywiście występujący. Wolał dać jej do wglądu ten dokument, druga osoba może dostrzec więcej, niż tłumaczący. Tak przeważnie zdawał się słyszeć, gdy przesiadywał wiele godzin pośród starych ksiąg. - Per strzeżcie się mroku, ostrzeżenie jawne, czy może podpowiedź do całej złożoności sprawy?
Spostrzegł subtelne zmiany w zachowaniu lady Burke, przez co nie zamierzał na chwilę przeszkadzać. Powoli sięgnął po naczynie, mocząc wargi w doskonale dobranym winie. Upił niespełna łyk, może dwa, odświeżając umysł nabytymi informacjami. O faktycznych pogłoskach nie zasłyszał, a jednak tak wiele tajemnic pozostawało nierozwiązanych. Mrok unoszący się wokół ich rozmów jak wisząca mgła zdawał się zasłaniać prawdziwe oblicze sytuacji. W tej atmosferze nic nie było pewne, a każde zdanie, każde spojrzenie nosiło ze sobą ciężar niewyjaśnionych tajemnic. Niejasności zamieniały się w pyłki nieokreślonych możliwości, a on trzymał w dłoniach klucze do tajemnic, których rozwikłanie mogło mieć ogromne znaczenie. W tym fragmencie przeszłości, gdzie światło i mrok splatały się w narrację nieznanego, próbował odnaleźć sens. Czy odpowiedzi drzemały w tej ukrytej formie, czy też zaledwie prowadziły do kolejnych pytań? Niepokój towarzyszył mu jak zła aura, a z każdym kolejnym spojrzeniem na zwoje, zagłębiał się głębiej w nieuchwytną rzeczywistość.
- Utracone uszeregowanie myśli, silnie występujący chaos podczas wypowiedzi, wskazuje na jawny pośpiech. Może po wszystkim zabito stwórców tego więzienia? - tego najpewniej nigdy nie odkryją. Nawet gdyby znaleźli liche, bezimienne groby w okolicy, nic by to nie dało wiele. Takie kwestie do rozwikłania potrzebowały więcej, niż każdy mógł sobie tego wyobrazić. - Interesuje też mnie określenie ona, skwitowanie, jakby mieli do czynienia z istotą posiadającą płeć. Lady Burke, dostrzegłaś podczas badań o tym wspomnienia? Czy jednak umysł płata mi niepotrzebne zagwostki…
-Czy wytrzymająoraz podkreślenie ona jest silna, bardzo silna… Mimo wycięcia kontekstu jakże wiele potrafi nam przedstawić o tamtejszym problemie. Oraz słowa naprzeciw… - podał kobiecie zwój, wskazując na drugi tekst rzeczywiście występujący. Wolał dać jej do wglądu ten dokument, druga osoba może dostrzec więcej, niż tłumaczący. Tak przeważnie zdawał się słyszeć, gdy przesiadywał wiele godzin pośród starych ksiąg. - Per strzeżcie się mroku, ostrzeżenie jawne, czy może podpowiedź do całej złożoności sprawy?
Spostrzegł subtelne zmiany w zachowaniu lady Burke, przez co nie zamierzał na chwilę przeszkadzać. Powoli sięgnął po naczynie, mocząc wargi w doskonale dobranym winie. Upił niespełna łyk, może dwa, odświeżając umysł nabytymi informacjami. O faktycznych pogłoskach nie zasłyszał, a jednak tak wiele tajemnic pozostawało nierozwiązanych. Mrok unoszący się wokół ich rozmów jak wisząca mgła zdawał się zasłaniać prawdziwe oblicze sytuacji. W tej atmosferze nic nie było pewne, a każde zdanie, każde spojrzenie nosiło ze sobą ciężar niewyjaśnionych tajemnic. Niejasności zamieniały się w pyłki nieokreślonych możliwości, a on trzymał w dłoniach klucze do tajemnic, których rozwikłanie mogło mieć ogromne znaczenie. W tym fragmencie przeszłości, gdzie światło i mrok splatały się w narrację nieznanego, próbował odnaleźć sens. Czy odpowiedzi drzemały w tej ukrytej formie, czy też zaledwie prowadziły do kolejnych pytań? Niepokój towarzyszył mu jak zła aura, a z każdym kolejnym spojrzeniem na zwoje, zagłębiał się głębiej w nieuchwytną rzeczywistość.
- Utracone uszeregowanie myśli, silnie występujący chaos podczas wypowiedzi, wskazuje na jawny pośpiech. Może po wszystkim zabito stwórców tego więzienia? - tego najpewniej nigdy nie odkryją. Nawet gdyby znaleźli liche, bezimienne groby w okolicy, nic by to nie dało wiele. Takie kwestie do rozwikłania potrzebowały więcej, niż każdy mógł sobie tego wyobrazić. - Interesuje też mnie określenie ona, skwitowanie, jakby mieli do czynienia z istotą posiadającą płeć. Lady Burke, dostrzegłaś podczas badań o tym wspomnienia? Czy jednak umysł płata mi niepotrzebne zagwostki…
Wolę raczej swoją wolność niż Twoją miłość. Jeśli masz do wyboru towarzystwo w więzieniu i samotny spacer na wolności, co wybierasz?
Efrem Yaxley
Zawód : polityk, wsparcie Ambasadora Anglii w Magicznej Konfederacji Czarodziejów
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdy się ktoś zaczyta, zawsze się czegoś nauczy, albo zapomni o tym, co mu dolega, albo zaś nie – w każdym razie wygra...
OPCM : 7 +2
UROKI : 6 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Na wiele tematów nie znała odpowiedzi. Wciąż zadawała pytania, wciąż odkrywała nowe zdając sobie sprawę jak bardzo mało wie. W swojej ambicji pragnęła posiąść jak najwięcej informacji i potrzebowała spojrzenia osób trzecich, które wskazywały jej kierunek jednocześnie uświadamiając, że nie da się mieć wszystkiego. Kiedyś stara niania powiedziała małej Primrose, że nie można mieć ciastka i zjeść ciastko, wtedy w przeświadczeniu swojego sprytu odpowiedziała: “Można kupić dwa ciastka”. Dopiero po latach zrozumiała jaki przekazał niosła jej mądrość i doświadczenie starej kobiety.
Idąc za tą myślą uznała, że skupi się na tym co się dzieje na ziemiach Durham. Poświęcając swój czas zagadkom z przeszłości i tak dotykała tematu jaki ją intrygował. Cienie i cieniste istoty. Pojawiły się w Anglii, czym były, kto je stworzył i czym się kierują? Czy są przez kogoś sterowane? Jak starym są tworem? Czy zostały przebudzone przez działania jakie miały miejsce przez ostatnie miesiące?
Liczyła, że dokumenty i zapiski jakie zbierała przybliżą ją do odkrycia tej tajemnicy. Szukała wsparcia wszędzie, wśród każdej osoby, która posiadała umiejętności lub wiedzę w jakich ona sama miała braki. Ujmując w dłonie podany jej dokument skupiła uwagę na zapisanych słowach.
-Przestroga czy wskazówka? - Zapytała cicho nieznacznie marszcząc brwi. Jedno było pewne, to co zostało zamknięte w grocie budziło strach i grozę, a teraz wołało mieszkańców Beamish Town do siebie. Niewyjaśniona siła i zew, któremu nie potrafili się oprzeć. Melodia, którą ona sama słyszała, ale z jakiegoś powodu jej nie uległa. Echa jej brzmienia wciąż odbijały się w jej głowie. Wspomnienie, którego nie mogła się pozbyć.
Odkładając manuskrypt ponownie na blat biurka w zamyśleniu, skierowała szaro zielone spojrzenie w stronę okna. Błądzenie wzrokiem po zieleni otaczającej zamek, po niebie, wciąż zachmurzonym przez unoszący się pył po kataklizmie, pozwalało na zebranie myśli. Złapanie tych nitek, aby je połączyć w całość. Nadal obraz był dziurawy, nadal brakowało wiele elementów, wciąż nie widziała całości. Wciąż więcej dziur, a jednak to co właśnie odkryli stanowiło jeden z elementów. Jeden z licznych jakie należało odnaleźć.
-Nie. - Pokręciła głową. -Pierwszy raz mam przed sobą coś, co sugeruje, że jakaś istota była przetrzymywana. Do tej pory były to moje domysły. - Wróciła spojrzeniem do czarodzieja, pełnym skupienia. -To co właśnie pan odczytał jest czymś nowym, czymś co wskazuje, że domysły i teorie mają poparcie w rzeczywistości.
Należało szukać dalej, przekopywać się przez całe stosy zapisków, aż w końcu znajdzie to czego potrzebowała. Złapała trop, którym należało podążać. Ślad, nikły, ledwie dostrzegalny, ale jednak bardzo istotny. -Jeżeli da pan radę przetłumaczyć resztę, będę dozgonnie wdzięczna, lordzie Yaxley. - Posłała nieznaczny uśmiech w stronę mężczyzny, ledwie jego cień, ale mógł być pewien, że był szczery. Musiała się upewnić, że zapiski nie skrywają czegoś jeszcze, co w tej chwili im umknęło, zostało przeoczone w pospiesznym tłumaczeniu.
|zt dla Primrose
Idąc za tą myślą uznała, że skupi się na tym co się dzieje na ziemiach Durham. Poświęcając swój czas zagadkom z przeszłości i tak dotykała tematu jaki ją intrygował. Cienie i cieniste istoty. Pojawiły się w Anglii, czym były, kto je stworzył i czym się kierują? Czy są przez kogoś sterowane? Jak starym są tworem? Czy zostały przebudzone przez działania jakie miały miejsce przez ostatnie miesiące?
Liczyła, że dokumenty i zapiski jakie zbierała przybliżą ją do odkrycia tej tajemnicy. Szukała wsparcia wszędzie, wśród każdej osoby, która posiadała umiejętności lub wiedzę w jakich ona sama miała braki. Ujmując w dłonie podany jej dokument skupiła uwagę na zapisanych słowach.
-Przestroga czy wskazówka? - Zapytała cicho nieznacznie marszcząc brwi. Jedno było pewne, to co zostało zamknięte w grocie budziło strach i grozę, a teraz wołało mieszkańców Beamish Town do siebie. Niewyjaśniona siła i zew, któremu nie potrafili się oprzeć. Melodia, którą ona sama słyszała, ale z jakiegoś powodu jej nie uległa. Echa jej brzmienia wciąż odbijały się w jej głowie. Wspomnienie, którego nie mogła się pozbyć.
Odkładając manuskrypt ponownie na blat biurka w zamyśleniu, skierowała szaro zielone spojrzenie w stronę okna. Błądzenie wzrokiem po zieleni otaczającej zamek, po niebie, wciąż zachmurzonym przez unoszący się pył po kataklizmie, pozwalało na zebranie myśli. Złapanie tych nitek, aby je połączyć w całość. Nadal obraz był dziurawy, nadal brakowało wiele elementów, wciąż nie widziała całości. Wciąż więcej dziur, a jednak to co właśnie odkryli stanowiło jeden z elementów. Jeden z licznych jakie należało odnaleźć.
-Nie. - Pokręciła głową. -Pierwszy raz mam przed sobą coś, co sugeruje, że jakaś istota była przetrzymywana. Do tej pory były to moje domysły. - Wróciła spojrzeniem do czarodzieja, pełnym skupienia. -To co właśnie pan odczytał jest czymś nowym, czymś co wskazuje, że domysły i teorie mają poparcie w rzeczywistości.
Należało szukać dalej, przekopywać się przez całe stosy zapisków, aż w końcu znajdzie to czego potrzebowała. Złapała trop, którym należało podążać. Ślad, nikły, ledwie dostrzegalny, ale jednak bardzo istotny. -Jeżeli da pan radę przetłumaczyć resztę, będę dozgonnie wdzięczna, lordzie Yaxley. - Posłała nieznaczny uśmiech w stronę mężczyzny, ledwie jego cień, ale mógł być pewien, że był szczery. Musiała się upewnić, że zapiski nie skrywają czegoś jeszcze, co w tej chwili im umknęło, zostało przeoczone w pospiesznym tłumaczeniu.
|zt dla Primrose
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Nie zamierzał się poddać. To nie był sposób postępowania, którym kierował się w swoim życiu, zwłaszcza gdy ktoś zwracał się do niego o pomoc w kwestiach, które stanowiły dla niego wyzwanie. Teraz, słuchając uważnie każdego słowa lady Burke, zdawał sobie sprawę z bezcennej wartości każdej informacji, którą miała do przekazania. Była to przecież ona, która poświęciła wiele czasu na gruntowne studiowanie problematycznego znaleziska, co skłaniało go do oddania się tłumaczeniom z pełnym oddaniem. Efrem wiedział, że przekłady mogą odgrywać kluczową rolę w odkrywaniu tajemniczych artefaktów i zrozumieniu ich znaczenia. Jego doświadczenie w tłumaczeniu archaicznych tekstów i zrozumienie subtelności języka przodków mogły okazać się kluczowe w rozwiązaniu zagadki, która przysparza trudności. Nie zamierzał więc poddać się przed trudnościami, jakie mogły napotkać na jego drodze. Był gotowy na pełne zaangażowanie i poświęcenie, by dotrzeć do sedna tej sprawy i odkryć jej prawdziwe znaczenie.
Powziął ponownie stary zwój pod nos, skupiając się na jego zawartości, której słowa zaczęły nabierać nowego znaczenia w jego umyśle. Wiedział, że konieczne będzie skrzętne tłumaczenie każdego fragmentu, aby odkryć ukryte przesłanie ukryte za zakurzonymi słowami. Postanowił więc poprosić o pomoc własnego ojca, który ze swoim doświadczeniem mógł rzucić nowe światło na zagadkowy tekst. Nie czuł wstydu, sięgając po pomoc, wiedząc, że nadal jest wiele do nauki i zgłębiania. Był świadomy swoich niedociągnięć, ale nie poddawał się przed nimi. W końcu odkrywanie tajemnic historii i zanurzanie się w zakurzonych księgach było dla niego pasją, która wciąż pchała go do przodu. Teraz, z determinacją w sercu, zamierzał zgłębiać kolejne tajemnice, które kryły się w starych zwojach i dokumentach, gotowy na każde wyzwanie, jakie miało przynieść przyszłość.
- Spisałem wszelkie spostrzeżenia, jakimi podzieliła się pani z moją osobą - odczekał chwilę czasu, dając sposobność kobiecie do zakończenia swojej wypowiedzi. Skorzystał z możliwości skrzętnie, przepisując każde słowo zawarte w relikcie przeszłości. - Śmiem twierdzić, że mamy do czynienia z przestrogą i wskazówką, jawnie ostrzegające o bestii tam niegdyś więzionej.
Nie bał się wyrazić swojego zdania, uznając, że transparentność i otwarta komunikacja są kluczowe w rozwiązywaniu zagadek i problemów. Wiedział, że potrzebował jak najwięcej informacji, aby jego ojciec mógł w pełni zrozumieć kontekst i znaczenie tekstu, który przed nimi leżał. Zdecydowany i stanowczy, Efrem skupił się na swoich obowiązkach, ale w jego umyśle już rozpoczęła się analiza i planowanie kolejnych kroków. Musiał działać szybko i zdecydowanie, mając świadomość, że czas jest cenny, a zagadka przed nimi może mieć daleko idące konsekwencje.
- Na obecny moment mogę przedstawić tylko skrawek takich informacji, poproszę mego ojca o skrzętne tłumaczenie. Postaram się przesłać całość tłumaczenia czym prędzej — zapewnił, skrzętnie składając zapisane przez siebie trony pergaminu. Obecnie nic więcej nie mógł zrobić, dodatkowo obowiązki względem Ministerstwa wzywały. Skrył zabrane kartki pod poły marynarki, nieoczekiwanie wstając z dotychczas zajmowanego miejsca. Pierwszy raz posilił się o subtelny uśmiech, kłaniając się subtelnie w geście oddania szacunku. - Dziękuję za zaufanie, lady Burke.
Z dumą w sercu i determinacją w umyśle, opuścił miejsce spotkania, oddając się podróży z powrotem na rodzime ziemie. Mimo ciągłych trudności, jakie niesie ze sobą życie po kataklizmie, nie tracił nadziei na lepszą przyszłość. Świadomy znaczenia swojej pracy i zaangażowania, miał nadzieję, że choć przez chwilę mógł przyczynić się do budowy fundamentów przyszłego pokoju. Każdy krok, każde działanie, miało znaczenie w kontekście dążenia do zrozumienia, współpracy i pojednania między różnymi narodami i społecznościami. Z ręką na klamce, zapatrzony w przyszłość, wiedział, że to, co robi, ma znaczenie, i był gotowy podjąć wyzwania.
| zt dla Efrema
Powziął ponownie stary zwój pod nos, skupiając się na jego zawartości, której słowa zaczęły nabierać nowego znaczenia w jego umyśle. Wiedział, że konieczne będzie skrzętne tłumaczenie każdego fragmentu, aby odkryć ukryte przesłanie ukryte za zakurzonymi słowami. Postanowił więc poprosić o pomoc własnego ojca, który ze swoim doświadczeniem mógł rzucić nowe światło na zagadkowy tekst. Nie czuł wstydu, sięgając po pomoc, wiedząc, że nadal jest wiele do nauki i zgłębiania. Był świadomy swoich niedociągnięć, ale nie poddawał się przed nimi. W końcu odkrywanie tajemnic historii i zanurzanie się w zakurzonych księgach było dla niego pasją, która wciąż pchała go do przodu. Teraz, z determinacją w sercu, zamierzał zgłębiać kolejne tajemnice, które kryły się w starych zwojach i dokumentach, gotowy na każde wyzwanie, jakie miało przynieść przyszłość.
- Spisałem wszelkie spostrzeżenia, jakimi podzieliła się pani z moją osobą - odczekał chwilę czasu, dając sposobność kobiecie do zakończenia swojej wypowiedzi. Skorzystał z możliwości skrzętnie, przepisując każde słowo zawarte w relikcie przeszłości. - Śmiem twierdzić, że mamy do czynienia z przestrogą i wskazówką, jawnie ostrzegające o bestii tam niegdyś więzionej.
Nie bał się wyrazić swojego zdania, uznając, że transparentność i otwarta komunikacja są kluczowe w rozwiązywaniu zagadek i problemów. Wiedział, że potrzebował jak najwięcej informacji, aby jego ojciec mógł w pełni zrozumieć kontekst i znaczenie tekstu, który przed nimi leżał. Zdecydowany i stanowczy, Efrem skupił się na swoich obowiązkach, ale w jego umyśle już rozpoczęła się analiza i planowanie kolejnych kroków. Musiał działać szybko i zdecydowanie, mając świadomość, że czas jest cenny, a zagadka przed nimi może mieć daleko idące konsekwencje.
- Na obecny moment mogę przedstawić tylko skrawek takich informacji, poproszę mego ojca o skrzętne tłumaczenie. Postaram się przesłać całość tłumaczenia czym prędzej — zapewnił, skrzętnie składając zapisane przez siebie trony pergaminu. Obecnie nic więcej nie mógł zrobić, dodatkowo obowiązki względem Ministerstwa wzywały. Skrył zabrane kartki pod poły marynarki, nieoczekiwanie wstając z dotychczas zajmowanego miejsca. Pierwszy raz posilił się o subtelny uśmiech, kłaniając się subtelnie w geście oddania szacunku. - Dziękuję za zaufanie, lady Burke.
Z dumą w sercu i determinacją w umyśle, opuścił miejsce spotkania, oddając się podróży z powrotem na rodzime ziemie. Mimo ciągłych trudności, jakie niesie ze sobą życie po kataklizmie, nie tracił nadziei na lepszą przyszłość. Świadomy znaczenia swojej pracy i zaangażowania, miał nadzieję, że choć przez chwilę mógł przyczynić się do budowy fundamentów przyszłego pokoju. Każdy krok, każde działanie, miało znaczenie w kontekście dążenia do zrozumienia, współpracy i pojednania między różnymi narodami i społecznościami. Z ręką na klamce, zapatrzony w przyszłość, wiedział, że to, co robi, ma znaczenie, i był gotowy podjąć wyzwania.
| zt dla Efrema
Wolę raczej swoją wolność niż Twoją miłość. Jeśli masz do wyboru towarzystwo w więzieniu i samotny spacer na wolności, co wybierasz?
Efrem Yaxley
Zawód : polityk, wsparcie Ambasadora Anglii w Magicznej Konfederacji Czarodziejów
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdy się ktoś zaczyta, zawsze się czegoś nauczy, albo zapomni o tym, co mu dolega, albo zaś nie – w każdym razie wygra...
OPCM : 7 +2
UROKI : 6 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
20 listopada
Mildred poprawiła kołnierz płaszcza, starając się opanować nerwy. Droga przez las, którą niedawno przebyła, była cicha, niemalże zbyt cicha, jakby świat wokół wstrzymywał oddech w oczekiwaniu na to, co miało się wydarzyć. Zatrzymywała się co chwilę, wdychając chłodne, wilgotne powietrze. Myśli o wuju Corneliusie i jego opowieściach o Rycerzach Walpurgii zdawały się bardziej bliskie, niż kiedykolwiek. Początkowo to właśnie jego miała poprosić o pomoc, miał w końcu wyrobioną wśród nich ważną pozycję, a jego rola w Ministerstwie była nie do przecenienia. Potem jednak przyszło jej na myśl, że może lepiej dla jej interesów byłoby nie oddawanie swojego losu w męskie ręce. Jeśli chciała dążyć do większej niezależności, powinna skupić się na budowaniu sojuszy gdzie indziej.
To Primrose miała więc być jej przepustką. Taka była zasada - nowy członek musiał zostać przedstawiony przez jednego z Rycerzy, dlatego dzisiejszego wieczoru znalazła się właśnie w tym miejscu. Gabinet Primrose w zamku Durham zawsze robił na Mildred wrażenie. Sam fakt, że Prim m i a ł a gabinet był wystarczająco przytłaczający dla panny Crabbe, a do tego jego niebanalne wyposażenie, z którego już z daleka biła informacja, że nie jest to byle zachcianka młodej arystokratki, ale prawdziwe miejsce pracy. Wszystko to nadawało miejscu surowego majestatu połączonego z kobiecą ręką.
Mildred poprawiła rękawy swojej szaty czując, jak serce bije jej odrobinę szybciej, niż by chciała, gdy służba zaprowadziła ją do środka, a drzwi zamknęły się za jej plecami. Chociaż wyjaśniła już wszystko przyjaciółce w liście, pojawienie się tutaj i stanięcie z nią twarzą w twarz budziło nagle pewną... tremę. Rycerze Walpurgii byli dla niej czymś więcej niż tylko organizacją – byli symbolem potęgi i sprawiedliwości, przynajmniej według opowieści wuja Corneliusa. To właśnie on pierwszy opowiedział jej o Rycerzach i ich misji, podsycając w niej przekonanie, że to jest droga, którą powinna podążyć. Bez wątpienia będzie z niej dumny, gdy zobaczy ją na najbliższym spotkaniu.
- Dziękuję, że się zgodziłaś na spotkanie – rzuciła na wejściu, zapominając zupełnie o słowach powitania; wdzięczność brzmiąca w głosie była aż zanadto słyszalna, ale panna Crabbe niewiele sobie z tego robiła, zbyt przejęta całą sytuacją. Chłodny, analityczny zazwyczaj umysł w jednej chwili dał się ponieść ekscytacji. - Na pewno masz wiele zajęć, więc tym bardziej doceniam, że znalazłaś dla mnie czas. - W głowie kołatało jej się mnóstwo pytań. Czy jest wystarczająco dobra? Czy Primrose w ogóle sądzi, że zasługuje na to, by należeć do Rycerzy? A co, jeśli Cornelius się pomylił w ocenie swojej młodej siostrzenicy? Im dłużej czuła na sobie spojrzenie Primrose, tym bardziej wydawało się, że jej maska spokoju i opanowania zaczyna pękać. Zacisnęła jednak usta, aby nie wylać z siebie potoku słów, którego nie potrafiłaby opanować.
Od kiedy wuj Cornelius wspomniał o Rycerzach, wiedziała, że to jest miejsce, do którego chciała należeć. Ich działania były zgodne z tym, co uważała za słuszne, ale pragnęła też czegoś więcej niż tylko obserwować, jak świat zmienia się bez jej udziału. Ojciec wciąż podchodził sceptycznie do całej sprawy, zdawał się wręcz żyć w pewnym oderwaniu od rzeczywistości, skupiając się na prowadzeniu interesów. Gdyby nie wuj, pewnie jeszcze długo nie zdecydowałaby się na kolejny krok. Wuj i Mitch, którzy przy ich spotkaniach mimochodem – lub całkowicie celowo – wspominał o organizacji, do której też należał. A teraz miał zajmować się odbudową zniszczeń... To też było pociągającą perspektywą dla panny Crabbe; wziąć udział w przedsięwzięciu, które może zmienić Londyn.
Mildred poprawiła kołnierz płaszcza, starając się opanować nerwy. Droga przez las, którą niedawno przebyła, była cicha, niemalże zbyt cicha, jakby świat wokół wstrzymywał oddech w oczekiwaniu na to, co miało się wydarzyć. Zatrzymywała się co chwilę, wdychając chłodne, wilgotne powietrze. Myśli o wuju Corneliusie i jego opowieściach o Rycerzach Walpurgii zdawały się bardziej bliskie, niż kiedykolwiek. Początkowo to właśnie jego miała poprosić o pomoc, miał w końcu wyrobioną wśród nich ważną pozycję, a jego rola w Ministerstwie była nie do przecenienia. Potem jednak przyszło jej na myśl, że może lepiej dla jej interesów byłoby nie oddawanie swojego losu w męskie ręce. Jeśli chciała dążyć do większej niezależności, powinna skupić się na budowaniu sojuszy gdzie indziej.
To Primrose miała więc być jej przepustką. Taka była zasada - nowy członek musiał zostać przedstawiony przez jednego z Rycerzy, dlatego dzisiejszego wieczoru znalazła się właśnie w tym miejscu. Gabinet Primrose w zamku Durham zawsze robił na Mildred wrażenie. Sam fakt, że Prim m i a ł a gabinet był wystarczająco przytłaczający dla panny Crabbe, a do tego jego niebanalne wyposażenie, z którego już z daleka biła informacja, że nie jest to byle zachcianka młodej arystokratki, ale prawdziwe miejsce pracy. Wszystko to nadawało miejscu surowego majestatu połączonego z kobiecą ręką.
Mildred poprawiła rękawy swojej szaty czując, jak serce bije jej odrobinę szybciej, niż by chciała, gdy służba zaprowadziła ją do środka, a drzwi zamknęły się za jej plecami. Chociaż wyjaśniła już wszystko przyjaciółce w liście, pojawienie się tutaj i stanięcie z nią twarzą w twarz budziło nagle pewną... tremę. Rycerze Walpurgii byli dla niej czymś więcej niż tylko organizacją – byli symbolem potęgi i sprawiedliwości, przynajmniej według opowieści wuja Corneliusa. To właśnie on pierwszy opowiedział jej o Rycerzach i ich misji, podsycając w niej przekonanie, że to jest droga, którą powinna podążyć. Bez wątpienia będzie z niej dumny, gdy zobaczy ją na najbliższym spotkaniu.
- Dziękuję, że się zgodziłaś na spotkanie – rzuciła na wejściu, zapominając zupełnie o słowach powitania; wdzięczność brzmiąca w głosie była aż zanadto słyszalna, ale panna Crabbe niewiele sobie z tego robiła, zbyt przejęta całą sytuacją. Chłodny, analityczny zazwyczaj umysł w jednej chwili dał się ponieść ekscytacji. - Na pewno masz wiele zajęć, więc tym bardziej doceniam, że znalazłaś dla mnie czas. - W głowie kołatało jej się mnóstwo pytań. Czy jest wystarczająco dobra? Czy Primrose w ogóle sądzi, że zasługuje na to, by należeć do Rycerzy? A co, jeśli Cornelius się pomylił w ocenie swojej młodej siostrzenicy? Im dłużej czuła na sobie spojrzenie Primrose, tym bardziej wydawało się, że jej maska spokoju i opanowania zaczyna pękać. Zacisnęła jednak usta, aby nie wylać z siebie potoku słów, którego nie potrafiłaby opanować.
Od kiedy wuj Cornelius wspomniał o Rycerzach, wiedziała, że to jest miejsce, do którego chciała należeć. Ich działania były zgodne z tym, co uważała za słuszne, ale pragnęła też czegoś więcej niż tylko obserwować, jak świat zmienia się bez jej udziału. Ojciec wciąż podchodził sceptycznie do całej sprawy, zdawał się wręcz żyć w pewnym oderwaniu od rzeczywistości, skupiając się na prowadzeniu interesów. Gdyby nie wuj, pewnie jeszcze długo nie zdecydowałaby się na kolejny krok. Wuj i Mitch, którzy przy ich spotkaniach mimochodem – lub całkowicie celowo – wspominał o organizacji, do której też należał. A teraz miał zajmować się odbudową zniszczeń... To też było pociągającą perspektywą dla panny Crabbe; wziąć udział w przedsięwzięciu, które może zmienić Londyn.
Mildred Crabbe
Zawód : Stażystka w Departamencie Transportu Magicznego
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 6
UROKI : 5
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Primrose siedziała za biurkiem w swoim gabinecie, skupiona na ogromnej ilości dokumentów, nad którymi obecnie pracowała. Jej czas pochłaniało wiele spraw, od nauki jubilerstwa, chcąc tym samym podnieść swoje umiejętności jako wytwórcy talizmanów, po sprawy w Durham i kopalnię, której otwarcie znów się przesunęło ze względu na katastrofę, a wcześniej szeroko zakrojone działania wojenne.
Bardzo chciała zamknąć jeden temat, ale zdawało się to wręcz niemożliwe. Właśnie teraz przeglądała kolejne raporty odnośnie prac poczynionych w kopalni. Istniała szansa, że na wiosnę będą mogli ogłosić jej otwarcie. To zaś napawało optymizmem i wróżyło dobrze na przyszłość.
Słysząc jak drzwi zostają otwarte podniosła głowę by spojrzeć na wchodzącą Mildred. Na jej widok uśmiechnęła się nieznacznie i gestem dłoni zachęciła ją, aby weszła do środka. Gabinet był utrzymany w surowym stylu, odzwierciedlającym jej charakter – ciemne drewno, uporządkowane półki z książkami o czarnej magii i alchemii, oraz subtelne akcenty, które zdradzały kobiecą dbałość o szczegóły. Na jednej z półek, za szklaną gablotą, widniał medal za zasługi, który Primrose otrzymała podczas ostatniej gali. Był on świadectwem jej osiągnięć i przypomnieniem, że miejsce, które zajmuje, zawdzięcza swojej ciężkiej pracy, a nie nazwisku czy koneksjom. Primrose każdego dnia walczyła o swoje miejsce w świecie, gdzie kobiety wciąż były postrzegane przez pryzmat swoich rodzinnych powinności, a nie osobistych osiągnięć. Jej zaangażowanie, determinacja i ciężka praca stanowiły wyrazisty kontrast do stereotypowego obrazu panny z wyższych sfer, której jedynym celem jest dobrze wyjść za mąż. Mimo to, czuła, że wciąż nie zawsze traktowano ją poważnie. Niektórym zdawało się, że jest tylko upartą młodą kobietą, którą należy "przywołać do porządku", jakby jej ambicje były jedynie kaprysem, a nie świadomym wyborem. Największy strach Primrose dotyczył jednak przyszłości, którą próbowała za wszelką cenę kontrolować. W głębi duszy bała się, że potencjalny mąż – a co gorsza, jego rodzina – odebraliby jej wolność, zmuszając do zrezygnowania z tego, co budowała własnymi rękami. Wizja życia ograniczonego do bycia wyłącznie matką i żoną, odciętą od działalności i możliwości działania, była dla niej koszmarem, z którym musiała zmierzyć się już kilka razy, słysząc podszyte troską uwagi lub niewybredne sugestie. W takich chwilach, gdy ten strach wkradał się do jej myśli, przypominała sobie, że to, co osiągnęła, nie jest czymś, co można jej łatwo odebrać.
—Oczywiście, że znalazłam czas— odparła chcąc uspokoić Mildred. —Jeśli piszesz do mnie z prośbą o spotkanie, to znaczy, że masz coś ważnego do przekazania. A ja nie ignoruję takich rzeczy. - Wskazała wolne krzesło, a następnie poleciła skrzatowi, aby przygotował herbatę. Wiedziała po co panna Crabbe przyszła, a lady Burke była ostatnią, aby jej odmawiać działania czy wsparcia Rycerzy Walpurgii. Jednak i tak miała parę pytań, które bardzo chciała zadać. -Twoja wiadomość bardzo mnie ucieszyła. - Rozpoczęła wiedząc, że czekanie na poruszenie tego tematu może doprowadzić czarownicę na skraj szaleństwa. Pamiętała przecież własną rozmowę z bratem. -Dlaczego uważasz, że to twoje miejsce? Co cię zainspirowało?
Bardzo chciała zamknąć jeden temat, ale zdawało się to wręcz niemożliwe. Właśnie teraz przeglądała kolejne raporty odnośnie prac poczynionych w kopalni. Istniała szansa, że na wiosnę będą mogli ogłosić jej otwarcie. To zaś napawało optymizmem i wróżyło dobrze na przyszłość.
Słysząc jak drzwi zostają otwarte podniosła głowę by spojrzeć na wchodzącą Mildred. Na jej widok uśmiechnęła się nieznacznie i gestem dłoni zachęciła ją, aby weszła do środka. Gabinet był utrzymany w surowym stylu, odzwierciedlającym jej charakter – ciemne drewno, uporządkowane półki z książkami o czarnej magii i alchemii, oraz subtelne akcenty, które zdradzały kobiecą dbałość o szczegóły. Na jednej z półek, za szklaną gablotą, widniał medal za zasługi, który Primrose otrzymała podczas ostatniej gali. Był on świadectwem jej osiągnięć i przypomnieniem, że miejsce, które zajmuje, zawdzięcza swojej ciężkiej pracy, a nie nazwisku czy koneksjom. Primrose każdego dnia walczyła o swoje miejsce w świecie, gdzie kobiety wciąż były postrzegane przez pryzmat swoich rodzinnych powinności, a nie osobistych osiągnięć. Jej zaangażowanie, determinacja i ciężka praca stanowiły wyrazisty kontrast do stereotypowego obrazu panny z wyższych sfer, której jedynym celem jest dobrze wyjść za mąż. Mimo to, czuła, że wciąż nie zawsze traktowano ją poważnie. Niektórym zdawało się, że jest tylko upartą młodą kobietą, którą należy "przywołać do porządku", jakby jej ambicje były jedynie kaprysem, a nie świadomym wyborem. Największy strach Primrose dotyczył jednak przyszłości, którą próbowała za wszelką cenę kontrolować. W głębi duszy bała się, że potencjalny mąż – a co gorsza, jego rodzina – odebraliby jej wolność, zmuszając do zrezygnowania z tego, co budowała własnymi rękami. Wizja życia ograniczonego do bycia wyłącznie matką i żoną, odciętą od działalności i możliwości działania, była dla niej koszmarem, z którym musiała zmierzyć się już kilka razy, słysząc podszyte troską uwagi lub niewybredne sugestie. W takich chwilach, gdy ten strach wkradał się do jej myśli, przypominała sobie, że to, co osiągnęła, nie jest czymś, co można jej łatwo odebrać.
—Oczywiście, że znalazłam czas— odparła chcąc uspokoić Mildred. —Jeśli piszesz do mnie z prośbą o spotkanie, to znaczy, że masz coś ważnego do przekazania. A ja nie ignoruję takich rzeczy. - Wskazała wolne krzesło, a następnie poleciła skrzatowi, aby przygotował herbatę. Wiedziała po co panna Crabbe przyszła, a lady Burke była ostatnią, aby jej odmawiać działania czy wsparcia Rycerzy Walpurgii. Jednak i tak miała parę pytań, które bardzo chciała zadać. -Twoja wiadomość bardzo mnie ucieszyła. - Rozpoczęła wiedząc, że czekanie na poruszenie tego tematu może doprowadzić czarownicę na skraj szaleństwa. Pamiętała przecież własną rozmowę z bratem. -Dlaczego uważasz, że to twoje miejsce? Co cię zainspirowało?
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Gabinet Primrose
Szybka odpowiedź