Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój dzienny
AutorWiadomość
Pokój dzienny [odnośnik]22.12.22 19:11
First topic message reminder :

Pokój Dzienny

Największe pomieszczenie w gajówce. Urządzone nieco chaotycznie, połączone z kuchnią, sporym kominkiem wkomponowanym w zachodnią ścianę i krótkim, dość ciasnym korytarzem prowadzącym do drzwi wejściowych. Nie ma tu przesadnych wygód; sprzęty sprawiają wrażenie nieco starych i wysłużonych, ale solidnych. Jest też dużo zieleni ― kwiaty okupują parapety, półki, komody, zwisają nawet w glinianych doniczkach z sufitu; jest dużo światła ― okna pozostają wolne od zbieraczy kurzu w postaci firanek. Parę dodatków na pierwszy rzut oka może budzić wątpliwości, ale wbrew wszystkiemu ― ten chaos wydaje się pasować do gajówki lepiej niż przemyślane aranżacje w stylu myśliwskim..
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój dzienny - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pokój dzienny [odnośnik]04.04.23 14:27
Adda promieniała, gdy tak igrała z jej wstydem, z jej niezdrową ciekawością; to nie była pierwsza – ani też ostatnia – okazja, w której przyjaciółka celowo wpędzała ją w widoczne jak na dłoni skrępowanie. Maeve podejrzewała, że działanie to miało na celu nie tylko wprowadzenie elementu humorystycznego, przecież musiała wyglądać przezabawnie, taka spąsowiała, z sercem niemalże wyskakującym z piersi, ale również – pokrętnego oswajania jej z tym, co dla de Verley stanowiło już normę. Albo chociaż o czym potrafiła rozmawiać otwarcie, szczerze, wykazując się w tej materii raczej męską bezpośredniością niż typową dla kobiet płochliwością. Czy gdyby nie ona, jej uparte działania na tym polu, naprawdę potrafiłaby odpuścić? Zapomnieć o rozsądku, o ewentualnych konsekwencjach frywolnego postępowania i powitać Foxa z pełnią wylewności...? Rumieniec wciąż znaczył policzki czarownicy, gdy próbowała skupić się na drugim z tematów – nie tyle tym, która i kiedy przekraczała granicę przyzwoitości, sięgała po zakazany owoc, ale na tożsamości starego znajomego Addy. Ten wkradał się w myśli Francuzki nawet tu i teraz, zdawał się więc odgrywać w jej życiu coraz istotniejszą rolę. Nie dość, że obracał się w ich kręgach, to jeszcze pracował dla działu blisko powiązanego z Wiedźmią Strażą. To z kolei oznaczało, że najpewniej był częścią podziemnego Ministerstwa Magii, nie zaś wydmuszki, która wciąż trwała w Londynie. Auror? Policjant? Lotnik? Maeve zmarszczyła brwi, gdy usłyszała o dawnej sprawie, a także o skarżeniu się; zaczęła snuć pierwsze domysły, mniej lub bardziej precyzyjne, dokonując prędkiej analizy potencjalnych kandydatów pasujących do wspomnianych poszlak. Na powrót odchyliła się na krześle, aż plecy spotkały z jego oparciem, bezwiednie zmieniając przy tym ułożenie materiału sukienki. Rowston, Tonks, Dawlish, każdy z nich zasłużył sobie niegdyś na kobiecy gniew, wykazując typową dla ich czasów ignorancją; spoglądali na czarownice z góry, jeśli nie z jawną niechęcią, nie doceniając umiejętności, zapału, chęci działania. Przekonani o swej nieomylności, źle znosili choćby namiastkę krytyki.
Blondyn? I do tego przystojny? Grono mężczyzn zostało zawężone jeszcze bardziej. Lecz przecież to niemożliwe, by mówiła akurat o nim, o tym, który doprowadzał ją do prawdziwego szału, przez którego ciskała wazonami... Prawda? – Daj mi się chwilę zastanowić. Przecież nie jeden zaszedł ci za skórę... – zawiesiła głos, posyłając Addzie wymowne spojrzenie; wykorzystała tę chwilę, by upić kolejny łyk alkoholu.
Wiedziała, że nie zdziała podczas tej rozmowy więcej, że pozostawało jej czekać na decyzję przełożonego, oficjalny przydział – mimo to dość miała niepewności. Przywykła do zajmowania umysłu pracą, natłokiem zajęć, raportów do napisania, byle tylko nie myśleć o lękach, które dotyczyły sfery prywatnej. Zaniedbywanej długimi latami rodziny, wygnanych na drugi koniec Europy rodziców, zmarłego Caleba, ale i Kaia, jego nie chciała widzieć na oczy, już nigdy więcej. Poza tym, bezczynność stanowiła wodę na młyn i tak chwiejnej samooceny; jak miała złożyć głowę na poduszce, jeśli nie dawała z siebie wszystkiego, by ukrócić to szaleństwo zwane wojną? Nie pozostawało nic innego, jak trenować cierpliwość. Wszak nie miała wątpliwości, że Adda dotrzyma słowa, ba, najpewniej spróbuje porozmawiać z Rhysem tak, by mogły połączyć siły i razem zrobić dobry użytek ze swych odmiennych, zgrabnie uzupełniających się talentów. Skinęła lekko głową, gdy pokrótce omówiły sytuację Marceliusa; naprawdę miała nadzieję, że ta słabość, którą zauważyła przyjaciółka, była jedynie chwilową niedogodnością, nie zaś czymś, co wyeliminowałoby go z gry na stałe. Kiedy zdawała sobie sprawę z nerwowego odruchu, stukania o blat stolika paznokciami, momentalnie przestała; westchnęła tylko cicho, mrużąc oczy przed wdzierającym się do Gajówki słońcem. Nadejście lata musiało przynieść mieszkańcom Wysp namiastkę ulgi, potrzebowali ciepła po dłużącej się w nieskończoność, do tego przeraźliwie ciężkiej zimie. Wyglądało jednak na to, że znany od zawsze klimat uległ tajemniczej przemianie – już nic nie mogło być umiarkowane, musiał popadać ze skrajności w skrajność, po przenikliwych mrozach przynosząc przytłaczającą duchotę.
Dziękuję. W imieniu swoim i Foxa – odparła na komplement dotyczący pierścionka, jej usta wygiął wdzięczny, jedynie odrobinę speszony uśmiech; sama nie mogłaby wyobrazić sobie piękniejszej ozdoby. Prosta, skromna, spełniała wszystkie skrywane na dnie serca pragnienia, których nie śmiałaby przecież wypowiadać na głos; tym bardziej teraz, w tak surowych czasach, gdy wiązanie końca z końcem wymagało nie lada wysiłków. Żartobliwość zaklęta w wypowiedzianych niewiele później słowach została zastąpiona troską; widziała, że to nie było takie łatwe, że i Adda, tak uparcie skrywająca przed całym światem swe prawdziwe oblicze, drżała o bezpieczeństwo bliskich. Martwiła się. Płakała. – Teraz już wiem, po kim jesteś taka uparta – odpowiedziała cicho, miękko; nie tyle w formie przytyku, co w daremnej próbie rozluźnienia dotkliwego napięcia. Bezwiednie zmarszczyła brwi, z otwarcie okazywaną serdecznością pochylając się ku niej. – Rozumiem, że najchętniej wygoniłabyś ich do Francji. I wcale się temu nie dziwię. Tam na pewno byłoby bezpieczniej, spokojniej. Jeśli jednak nie działają ani prośby, ani groźby... Może chociaż byłybyśmy w stanie upewnić się, że twój tata pomaga w sposób względnie rozsądny? – Marne to pocieszenie, ale jeśli i tak zakładała, że jest to jedynie kwestia czasu, że ojciec prędzej czy później znajdzie dojście do podziemia – a stąd już ledwie krok do samego Zakonu Feniksa, rebelii w pełnym tego słowa znaczeniu – istniała szansa, że najlepszym, co leżało w jej zasięgu, będzie roztoczenie nad nim opieki. Uważna kontrola jego poczynań, zupełnie jak gdyby role miały się odwrócić. Tym razem to ona miała być tą odpowiedzialniejszą, bardziej świadomą rozmiaru zagrożeń stroną. – Może utrzymałybyśmy go z daleka od frontu? Skoro jest łamaczem klątw, pewnie zna się również na samym zakładaniu zabezpieczeń? – Rzuciła nieco w ciemno; takie umiejętności zawsze miały okazać się przydatne, a nie wiązały się z byciem wystawionym na bezpośrednie zagrożenie. Każde schronisko, każda kryjówka musiały zostać obłożone odpowiednimi pułapkami. Musnęła palce przyjaciółki w pokrzepiającym geście, w ten sposób próbując odgonić lęk, okazać wsparcie.
Masz rację. Na pewno da się zrobić tak, żeby sam ślub pozostał tajemnicą. Złożyć przysięgę w niewielkim gronie, na bezpiecznym gruncie... – zaczęła mruczeć pod nosem, wciąż nieco zmartwiona, spoglądająca jednak na temat z nieco innej perspektywy niż jeszcze chwilę temu. Z większą pewnością, że uda im się dopiąć swego, a przy tym nie zwiększać dyszącego im w kark ryzyka. Za nic w świecie nie chciałaby przecież, by słodycz tego wydarzenia przemieniła się w gorycz zawodu; mieli zbyt dużo do stracenia, stawka była zbyt wysoka. A Oscarowi nie mógł spaść choćby włos z głowy. – Wiem. Wiem, że nikt inny za mnie życia nie przeżyje i że niemalże wszystko, co zrobiłyśmy, co robimy nadal, jest innym nie w smak. Widziałaś ten artykuł w Horyzontach zaklęć, prawda? Ten z marca. Skończone brednie. Ale co się dziwić, skoro ich autorem jest Mulciber. – Machnęła lekceważąco ręką, zirytowana i wspomnieniem tego propagandowego tekstu, który z nauką miał niewiele wspólnego, i samego namiestnika Warwickshire. Lepiej było porzucić ten temat, skupić się na czymś istotniejszym. I posmakować znów alkoholu; bez skrępowania sięgnęła po stojącą na stoliku butelkę, by następnie – znała odpowiedź Addy i bez pytania jej o zgodę czy chęć – dolać bursztynowego płynu.
Skierowanie myśli na zgoła innego tory pomogło rozluźnić się na nowo. Usta same złożyły się w uśmiechu, gdy de Verley zatrzepotała rzęsami, do tego posłała jej to wymowne, zabarwione najszczerszą z możliwych ekscytacją spojrzenie. Serce rosło, kiedy mogła oglądać przyjaciółkę w takim stanie. Kimkolwiek był ten stary znajomy, niewątpliwie stał się dla niej ważny. Bardzo ważny. Nie popędzała jej, dając czas na dobranie odpowiednich słów, podjęcie decyzji, co tak naprawdę chciała powiedzieć, a co wolała jeszcze zachować dla siebie. Cieszyła się szczęściem Addy, przy okazji doceniała fakt, że zagadka zostanie rozwiązana, przekona się, czy jej domysły były słuszne, czy też dała się jej zwieść – ani nie po raz pierwszy, ani nie ostatni. Czy to naprawdę rumieniec? Czy krępowało ją rozmawianie o swoich uczuciach?
Wtedy też – w końcu – padło nazwisko tajemniczego znajomego, a Maeve niemalże nie udusiła się łykiem alkoholu, który akurat trzymała w ustach. Zakasłała cicho, oczy niemalże nie wyszły jej przy tym z orbit. Michael Tonks? Ten Michael Tonks? Brat Justine? Auror, którego ego mogłoby przesłonić horyzont? Trudno było jej połączyć te wszystkie informacje, dopasować wspomnianą postać do obrazu malującej się przed nią sytuacji. Mgliste wspomnienia ich rozmów – również tych dotyczących szewskiej pasji, o którą Tonks potrafił przyprawić teraz zakochaną w nim Addę – tylko wzmacniały zagubienie. Cóż, nie bez powodu mówiło się, że miłość jest nieprzewidywalna. Albo że kto się czubi, ten się lubi. – Na brodę Merlina – wydusiła z siebie, kiedy odzyskała władzę nad swym głosem. – Nie zrozum mnie źle, po prostu się zdziwiłam... Kiedy mówiłaś, że jest nadętym bufonem i jeszcze mu pokażesz, nie wyobrażałam sobie, że pokażesz mu akurat to... – zachichotała cicho, na poły z powodu nerwów, na poły – rozluźniona, może aż za bardzo, wypitym już alkoholem. Procenty szybko uderzały do głowy, zwłaszcza przy takich temperaturach, podpowiadając nie do końca właściwe słowa. – Adda. Jeśli tylko jesteś pewna swoich uczuć, jeśli to on sprawia, że się tak uśmiechasz, ba, pąsowiejesz jak bardzo uroczy podlotek... Cieszę się. Naprawdę. Ale i tak musisz mi wytłumaczyć, jak do tego doszło. Co sprawiło, że przestałaś patrzeć na niego... Cóż, sama wiesz jak. – Uniosła wyżej brwi, szykując się na opowieść pełną wzruszeń i zwrotów akcji. Dopiero po chwili dotarło do niej, że przecież Adda była wdową. Że miała męża. Pytaniem było więc nie tylko jak, ale również kiedy.


All the fear there, everywhere
Burning inside of me
Maeve Clearwater
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona

Lately I'm not feeling like myself.
When I look into the glass, I see someone else.

OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t6468-maeve-clearwater https://www.morsmordre.net/t6481-artemizja#165435 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t10356-sypialnia-maeve#312817 https://www.morsmordre.net/t6969-skrytka-bankowa-nr-1629#183139 https://www.morsmordre.net/t6512-maeve-clearwater
Re: Pokój dzienny [odnośnik]12.04.23 20:23
Obserwowała ją w milczeniu i z przyjemnością. Moment w którym ktoś podążał szlakiem porozrzucanych przez nią tropów był chyba najbardziej ekscytujący; Adda lubiła obserwować czające się w oczach skupienie, mgiełkę myśli przesłaniającą rzeczywisty obraz. Czuła się przy tym prawie tak, jakby ktoś ją nakrył, zdemaskował ― po plecach falami spływały dreszcze, wnętrzności spajało przyjemne napięcie, coś na kształt lęku i ekscytacji scalonych w jedną emocję, dotąd poprawnie nienazwaną. Igrała z losem, z ludźmi, lubiła tańczyć nad przepaścią i niebezpiecznie wychylać się w stronę otchłani ― czuła wtedy, że żyje, że to jest właśnie to. Jej dziadek ― również wiedźmi strażnik ― mówił, że to rodzinne, że to cecha de Verleyów i im szybciej zda sobie sprawę z tego, jak uzależniająca bywa adrenalina, tym lepiej.
Adda zakołysała szklanką, alkohol barwy czerwonej ochry obmył ścianki, pozostawił na nich mglisty wzór, który zniknął, nim zdążyła mu się przypatrzeć. Maeve odchyliła się, oparła wygodnie plecy, a powietrze stężało od ilości przywołanych podejrzanych.
Niejeden ― potaknęła; głos aż zawibrował niską nutą, pełnym przyjemności pomrukiem. Londyn miał swoje ― dość oczywiste ― wady, ale lubiła wracać do tego, co było kiedyś. Do tamtej wersji biura, do tamtych ludzi, do tamtych relacji i do tamtych spraw. Początki jej kariery w angielskim Ministerstwie znaczyła zadziorność i kokieteria; a wobec pełnego powątpienia męskiego spojrzenia nie potrafiła przejść obojętnie. Musiała udowodnić, jak bardzo się mylą, w jak sporym są błędzie ― a co zadziałałoby lepiej, niż właśnie próba owinięcia sobie tego czy tamtego wokół palca? Czy była większa kara niż to, że niedowiarek prędzej czy później sam wpadał w sidła jej czaru i ― co najlepsze ― orientował się, gdy było już zdecydowanie za późno?
Zabębniła palcami o blat stolika, z dziką przyjemnością i niemałą satysfakcją przywołując wspomnienie pierwszego spotkania z Michaelem; to jak protekcjonalnie ją traktował, jak widział w niej nieopierzoną kobietę, zagubioną w zawiłych procedurach ministerialnych. I to, jak szybko zdał sobie sprawę z tego ile było tam kruchych złudzeń, okraszonych niewinnym uśmiechem i zwodniczym pąsem.
Kiedy spostrzegła u przyjaciółki ten charakterystyczny, nerwowy odruch ― uśmiechnęła się milej, cieplej, jakby sam gest miał przynieść Maeve ukojenie. Żałowała nieco, że nie była w stanie dowiedzieć się czegoś więcej o tym, co trapi Marcela, ale z jej informacji wynikało, że koniec końców wciąż był w jednym kawałku, wciąż żywy. Była pewna, że Maeve sama zbada tą sprawę z odpowiednim zaangażowaniem i że być może sam Marcelius powie jej więcej, od razu przyzna, co go wtedy trapiło. Adda wciąż miała w pamięci tamto spotkanie, to, jak musiała kluczyć ze słowami, jak dobierała je pod kątem ewentualnego drugiego dna, licząc na to, że akrobata wyłapie aluzję, pojmie to, kim jest i z czym do niego przychodzi.
Uśmiech poszerzył się, kiedy na horyzoncie znów zamajaczyło widmo tematów okołozwiązkowych, ale stracił tę miłą nutę, nabrał charakteru. Adda ― jako wytrwała orędowniczka związku pomiędzy tą dwójką ― w końcu doczekała się podziękowań i uznania, choć na początku nikt poza nią chyba nie brał tej ewentualności pod uwagę. W każdym razie nie na poważnie.
Podziękowania przyjmuję tylko w butelkach alkoholu ― odparła z rozbawieniem i odchyliła się, wsparła łokieć na oparciu krzesła w bardzo niedbałej pozie. ― Ty już swoją część spłaciłaś, teraz pora na Foxa. ― Mrugnęła do niej i znów zmoczyła wargi trunkiem; lekka czerwień smugą zabarwiła policzki, zdradzając przegrzanie i zdradziecki wpływ bursztynowych procentów.
Westchnęła cicho i odwróciła twarz w stronę zalanego słońcem okna; sama nie wiedziała, jak podejść do sprawy rodziców. Nie chciała, absolutnie nie wyobrażała sobie, że podejmują ryzyko. Czy to papa, czy maman; dość już zrobili powołując na świat taką szachrajkę jak ona, teraz powinni potulnie się z nią zgodzić, spakować walizki i wyjechać, wrócić do słonecznego domku u podnóża Alp, do miejsca w którym wszystko miało swój początek.
Rodzina de Verley ma długie tradycje szpiegowskie ― powiedziała w końcu; ton zdawał się cichy, trochę zgaszony, jakby sięganie do rodzinnej genealogii nie było tak przyjemne, jak mogłoby się wydawać. ― Od bardzo długiego czasu, od jakichś pięciu pokoleń, nie było przypadku, by któryś z nas się wyłamał, poszedł inną ścieżką. Dopiero papa się na to zdecydował, czuł powołanie w magii związanej z klątwami. Teraz… ― spuściła głowę, obrysowała opuszką palca krawędź szklanki ― teraz mam wrażenie, że ciągnie go do wojny z poczucia winy. Oczywiście chęć wsparcia i opowiedzenia się po właściwej stronie także mu przyświecają, ale obawiam się, że zrobi coś niemądrego. Prócz szpiegowania przylgnęła do nas łatka ryzykantów i szczęściarzy, kotów zdolnych do wylądowania na czterech łapach w każdej sytuacji ― uśmiechnęła się połową ust; grymas wyszedł gorzki, bolesny ― a stąd już niedaleka droga do złej oceny sytuacji, do podjęcia zbyt dużego ryzyka. Co, jeśli spróbuje dostać się do Demimozów? Co, jeśli w tych próbach zginie, bo będzie chciał aż za bardzo? ― Pokręciła głową i znów się napiła. Rozwiązania tej nieciekawej sytuacji wciąż nie było, a czas uciekał; niemalże słyszała tykanie zegara.
Parsknęła, kiedy Maeve wspomniała artykuł Mulcibera. Adda pamiętała tamtą lekturę, w życiu nie zirytowała się i nie śmiała jednocześnie w sposób tak zapamiętały, jak tamtego dnia. Co go popchnęło do napisania tak miałkiego tekstu? I co gorsza ― kto w to wierzył? Czy społeczeństwo naprawdę tak zidiociało przez tę wojnę i łykało tanią propagandę jak landrynki?
Podbijesz nam statystyki ― dodała z uśmiechem pełnym ponurej satysfakcji. ― Przynajmniej wewnętrzne, a jeśli kiedyś trafisz na list gończy, to Mulciber popełni nowy artykuł ― zajrzała do świeżo uzupełnionej szklanki i pociągnęła solidny łyk by zaraz zacisnąć powieki i skrzywić się ostentacyjnie; alkohol wyjątkowo gryzł i palił, jak nigdy dotąd.
Oczywiście to w najgorszym przypadku, a my tutaj rozważamy najlepsze ― rozpogodziła się wyraźnie, razem z rozmową wracając na przyjemniejsze tory ― jeśli będziesz potrzebować pomocy z organizacją czegokolwiek, ze znalezieniem zaufanego człowieka udzielającego ślubów ― wiesz gdzie mnie znaleźć. ― Uśmiechnęła się pokrzepiająco i znów wyciągnęła rękę, zacisnęła palce na dłoni Maeve. Nieco mocniej niż wcześniej, nieco bardziej stanowczo. Wszystko będzie dobrze, mówiły zielone oczy, choć słowo z ust nie uleciało. Był tylko świergot kosów za oknem i basowe ujadanie owczarka z sąsiedztwa.
Zaśmiała się, kiedy w końcu karty zostały odkryte, a wraz z nimi na jaw wyszła naga prawda na temat tego, który nieustannie zaprzątał jej myśli. Coś jej mówiło, że taka właśnie będzie reakcja jej drogiej przyjaciółki i wcale jej się nie zdziwiła ― gdyby ktoś trzy lata temu powiedział jej, że skończy zakochana w Tonksie, to najpewniej delikwenta by wyśmiała i kazała mu pilnie udać się na konsultacje do świętego Munga albo najbliższego magipsychiatry.
Wierz mi, też mi nie przyszło do głowy, że to pójdzie w tę stronę. Przysięgam, trzy lata temu najchętniej rozbiłabym mu wazon na głowie i patrzyła, czy równo puchnie. ― Śmiech wciąż dźwięczał w głosie, wesoła aura rozlewała się po gajówce jak promienie słońca. ― Naprawdę spąsowiałam? ― Zdziwiła się uprzejmie, nieco na pokaz i dotknęła własnego policzka ― faktycznie, nieco ciepławy ― ale zamiast się speszyć, tylko zaśmiała się głośniej, cieplej. Podpita i rozluźniona, w bardzo dobrym humorze, uważała własne pąsy za bardzo ciekawy żart, bo przecież uważała się za bezwstydnicę, za kogoś, kto się nie rumieni i nie czerwienieje, a już na pewno nie przez mężczyznę!
Śmiech zgasł naturalnie, gdy zabrakło jej tchu i mimo ciężkości nadchodzącej odpowiedzi, nie straciła dobrego humoru. Igor był jak jej cień, towarzyszył jej nieustannie od dnia swojej śmierci, ale tutaj, teraz, w towarzystwie Maeve, nie wydawał się taki straszny. Z łatwością go zignorowała, uczepiła wspomnień związanych z Michaelem ― tych dobrych, tych, dzięki którym przetrwała czas po rozstaniu i te wszystkie lata.
Trzy lata temu się poznaliśmy ― zaczęła tajemniczym tonem ― i trzy lata temu mieliśmy romans ― dodała, uśmiechając się łobuzersko. Domyślała się, że dla Maeve może to być coś nie do pomyślenia, że może stracić w jej oczach, więc kontynuowała niezrażona: ― Pamiętasz to śledztwo z nieuchwytnym czarnoksiężnikiem i artefaktem? Jeden zespół wyprowadził w pole, padł nawet chyba jakiś trup, aż w końcu z inicjatywy Biura Aurorów przydzielili mnie do Tonksa, a potem wręczyli akta sprawy. To… ― zastukała paznokciem o blat stołu ― w sumie zaczęło się już na tym śledztwie. Spojrzenia, flirt, z początku dla sportu i utarcia drugiej stronie nosa, ale zanim w ogóle złapaliśmy jegomościa, już byliśmy umówieni na randkę. ― Tym razem umilkła na dłuższy moment, powróciło ukłucie winy związane z tajemnicami, jakie wtedy przed nim miała. ― Michael… on nie wiedział, że mam męża. Nie powiedziałam mu ― dokończyła ciszej, ze spojrzeniem przyklejonym do odstawionej na blat szklanki. Westchnęła. ― A Igor… Igor nie był dobrym człowiekiem, Maeve ― gdy podniosła na nią wzrok, w zielonych oczach mignął jakiś nieprzyjemny cień, echo przeszłości, którą do niedawna z nikim się nie podzieliła ― śmiem twierdzić, że gdyby nie jego śmierć, to dziś dumnie działałby w szeregach Rycerzy. Ba, może byłby nawet Śmierciożercą.


When you're not looking
I'm someone else

Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
And you don't know the
consequences
of the things you say
I'll be your operator, baby
I'm in control
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Pokój dzienny [odnośnik]07.06.23 15:44
Ich spotkanie – pierwsze po dłuższej niż zwykle rozłące – znaczyło całe spektrum emocji. Od niepewności, w pełni uzasadnionego strachu czy czerwieniącego lico wstydu aż po stanowiący rzadkość w tych czasach śmiech: wibrujący w rozgrzanym, ciężkim od zapachu kwiatów powietrzu, rozganiający wszelkie strachy, które wciąż mogły czaić się za podniszczoną zębem czasu szafą czy skrzypiącym cicho łóżkiem. Przed upałem nie było ucieczki, lecz w towarzystwie Ady – stanowił on mniejszy problem. Tak samo jak inne zmartwienia i troski, które zwykły przesłaniać jej horyzont, osiadać ciężarem na wątłych barkach. Tęskniła za Jaydenem, bała się, że matka już nigdy nie wróci do pełni sił, w tej jednak chwili jej myśli krążyły wokół zgoła innych tematów. Próbowała rozwikłać zagadkę tożsamości czarodzieja, który zawrócił przyjaciółce w głowie, przekopując się przez kolejne nazwiska, twarze, wspomnienia, by moment później zamknąć jej palce w nieco nieporadnym – wciąż uczyła się takich gestów – uścisku; chciała przynieść choćby namiastkę ulgi, pokrzepienia, choć znacznie chętniej zaproponowałaby jakieś rozwiązanie odmalowanego w gorzkich słowach problemu. Właśnie tak zwykła radzić sobie w podobnych sytuacjach, uparcie wierząc, że samo wysłuchanie to czasem za mało; że dopóki nie podsunie jakiegoś pomysłu, sugestii, jej obecność okaże się zawodem. – A co na to twoja mama? Nie próbowała odwieźć go od tego pomysłu? – Dołączenia do rebelii. Maeve podejrzewała jednak, że skoro ani prośby, ani groźby Ady zdały się na nic, i jej rodzicielka nie odniosłaby sukcesu w walce z uporem męża. Z drugiej strony – na pewno nie zaszkodziłoby spróbować znaleźć w niej sojusznika. Czym innym było pilnowanie własnego nosa, prowadzenie sklepu, a czym innym pchanie się na front. – Nie zdziwiłabym się, gdybyś miała rację, gdyby odezwały się w nim wyrzuty sumienia... których oczywiście nie powinien odczuwać, podążył własną ścieżką, trzeba do tego niemałej odwagi... lecz jeśli boisz się, że stanie mu się krzywda nim jeszcze dotrze do podziemia – może warto byłoby znaleźć kogoś jeszcze, kto spróbowałby przemówić mu do rozumu? – Jeśli nie chciał słuchać swojej rodziny, najbliższych sercu kobiet, najpewniej przypisując im zbyt dużą troskę, przesadę zabarwiającą kolejne ostrzeżenia, może sukces na tym polu miał odnieść ktoś inny. – Najlepiej z zewnątrz, spoza waszej rodziny, kto mógłby w sposób dosadny, a przy tym obiektywny nakreślić, z jak dużym ryzykiem wiąże się czynna walka. – To była tylko propozycja, luźno rzucona myśl, wszak nie mogła wiedzieć, jakie dokładnie przesłanki wykiełkowały na gruncie poczucia winy albo którym elementem męskiej motywacji najłatwiej byłoby zachwiać, pomysł ten jawił się jej jednak jako wart zachodu. Inni członkowie Demimozów, pracownicy podziemnego ministerstwa, albo ci, których wizerunki zostały uwiecznione na listach gończych, a których życia bezpowrotnie naznaczono strachem i nakazującą oglądać się przez ramię niepewnością, bez wątpienia potrafiliby rzucić na pomysł pana de Verley nowe światło. Odwołać do rozsądku, nie tylko palącego poczucia obowiązku.
Oby Mulciber, ani żaden z jego oślizgłych ziomków, nigdy nie dowiedzieli się o tym podbijaniu statystyk – westchnęła po chwili, gdy temat zboczył na wydany w marcu artykuł. Stek bzdur, nic więcej. W pierwszej chwili najbardziej zdziwiło ją, że ukazał się on na łamach Horyzontów Zaklęć; podejrzewała przy tym, że redaktorzy pisma nie mieli wielkiego wyboru, zostali postawieni przed faktem dokonanym. – Dziękuję, Ada. To... wiele dla mnie znaczy. – Słowa ledwo przechodziły jej przez ściśnięte od emocji gardło, głośniej od nich musiało więc przemówić wdzięczne spojrzenie, muśnięcie skóry o skórę. Bo myślenie o zaślubinach przyprawiało ją o ból głowy. Jej miejsce było u boku Foxa, nie miała względem tego najmniejszych wątpliwości, lecz lista rzeczy, o które musieli zadbać, ciągle rosła. A wraz z nią rosła zagnieżdżona w sercu panika. – Na pewno skorzystam z tej oferty. Może zabrzmi to głupio, ale... chciałabym wyglądać odpowiednio. Dla siebie. I dla niego. A w tych czasach to jeszcze bardziej skomplikowane. – Przyznawała się do tego pragnienia nie bez dozy wstydu, który wzmocnił wywołane i gorącem, i procentami rumieńce. Daleko było jej do typowej dla niektórych czarownic próżności, wojna nauczyła ją, czym jest prawdziwa oszczędność, a także odebrała znaczną część niegdysiejszego majątku, gdy ten przepadł wraz z lokum, które zajmowała swego czasu w Londynie; wciąż jednak była kobietą. I chciała, by ten dzień, ten moment, związanie ich losów wiekową przysięgą, stał się promykiem nadziei w mroku wciąż wiszącego nad ich głowami konfliktu. Najpiękniejszym wspomnieniem, jakie mogli sobie dać.
Alkohol zapiekł w przełyku, gdy krztusiła się nim, niebywale zaskoczona nazwiskiem, które spłynęło z ust Ady; czy aby przypadkiem się nie przesłyszała? Może to wina ujadającego gdzieś w sąsiedztwie psiska, albo wypitej już whisky? Dołożyła wszelkich starań, by jak najszybciej otrząsnąć się z oczywistego szoku – wszak nie chciałaby przecież urazić przyjaciółki, kiedy już ta postanowiła zdradzić jej tożsamość obiektu swych uczuć. Wyglądało jednak na to, że de Verley nie żywiła urazy; atmosfera wcale nie zgęstniała, zamiast tego pokój rozbrzmiał melodyjnym śmiechem, szczerym i wolnym od choćby namiastki teatralności. I jej udzieliła się ta lekkość; wzniosła kąciki ust ku górze, wciąż pełna niedowierzania, i pokręciła krótko głową. – Troszeczkę – przytaknęła na pytanie o pąsy; no, może bardziej niż troszeczkę, tego jednak nie musiała mówić. Już sam fakt, że lico kokietki oblekło się śladem czerwieni, o czymś świadczył. – No proszę. Wychodzi na to, że Tonks zna tajniki jakiejś pradawnej magii, skoro od rozbijania wazonów przeszliście do zgoła odmiennych rozrywek. – Skryła usta za kryształem szklanki, próbując w ten sposób niedbale zamaskować wciąż goszczący na wargach uśmiech. Zamieniła się w słuch, pozwalając gospodyni na dokładniejsze nakreślenie sytuacji, wytłumaczenie jak doszło do aż takiej zmiany wzajemnych stosunków. Dopiero po chwili, gdy zawisło między nimi to nieprzystojne słowo, romans, między brwiami Maeve pojawiła się niewielka zmarszczka. Nie przerywała jednak, wpierw chcąc wysłuchać całej historii, przeanalizować ją pod każdym kątem; na pewno było coś, co mogło uzasadnić takie postępowanie. Chciała w to wierzyć. – Nie wiedział, że masz męża? – nagle zdziwiła się na głos, zbita z pantałyku, nie wytrzymując w powziętej decyzji. Czy nigdy nie poznał jej nazwiska? A jeśli poznał, to czy nie skojarzył, że w oddziale policji pracuje pan Chernov? Westchnęła również, wtórując siedzącej po drugiej stronie stołu czarownicy; Michael mógł nie połączyć tych faktów, zwłaszcza jeśli nie ujrzał na jej palcu obrączki. A tej być nie mogło, gdy przechodziła z jednej roli w drugą, skrywała prawdziwe oblicze za kolejnymi maskami i tożsamościami... Ciężar, który niepostrzeżenie osiadł na ich barkach, tylko przybrał na sile wraz z dalszą częścią wyznania.
Igor nie był dobrym człowiekiem.
Jak miała to rozumieć? Zastygła w bezruchu, obejmując przyjaciółkę – siedzącą przecież tak blisko, a jednocześnie zbyt daleko – czujnym, pytającym wzrokiem. Ta nienazwana emocja, którą ujrzała na dnie źrenic Ady, tylko wzmogła strach – i idący z nim w parze gniew. – Co... – urwała w pół słowa, próbując naprędce zinterpretować oszczędny komentarz, którym odmalowała okropieństwo niegdysiejszego męża, a który niósł ze sobą ogrom przekazu. Nigdy go nie lubiła, Igora; zadufany w sobie i celujący nosem w powałę, robił wszystko, co tylko mógł, by zasłużyć sobie na niechęć. Przez myśl by jej jednak nie przeszło, że za odpychającym sposobem bycia – odpychającym przynajmniej dla niej, żyła przecież w przeświadczeniu, że pani Chernov traktowana była zgoła inaczej, lepiej, z szacunkiem – stało coś wiele gorszego. Dyktowane poczuciem wyższości poglądy, wierność wypaczonej idei.
Teraz już nie dziwiła się, że druga wiedźmia strażniczka szukała szczęścia gdzieś indziej. Poza złotą, pielęgnowaną na potrzeby publiki klatką.
Nawet nie wiem... – co powiedzieć. Przede wszystkim dolała więc alkoholu, by zaraz później pochylić się nad stołem i sięgnąć do palców wyraźnie przygaszonej, przytłoczonej tym wspomnieniem przyjaciółki. Żałowała, że nie mogło być jej wtedy obok. Pomóc w jakikolwiek sposób. Wysłuchać. – To musiało być okropne. Potworne. Żyć z nim pod jednym dachem, nosić jego nazwisko... – Ugryzła się w język; obserwacje te powinna zostawić dla siebie. – Najważniejsze jednak, że to już tylko przeszłość. Zamknięty rozdział, który udało się pogrzebać. – Ostrożnie podchwyciła zielone spojrzenie, zmuszając usta, by złożyły się w bladym uśmiechu. Igor był li tylko widmem przeszłości; duchem, którego należało przegonić na cztery wiatry. – A teraz, teraz możecie zacząć jeszcze raz. Otwarcie i szczerze. Wolni. – Przemawiała miękko, czule, za wszelką cenę próbując skierować myśli de Verley na przyjemniejsze tory. I lepiej, by Michael okazał się skałą, na której będzie mogła się wesprzeć. Na której zbuduje dom, tym razem prawdziwy.
Musiała usłyszeć więcej. Zapewne nie o tym, jakim człowiekiem był szczęśliwie martwy już Chernov, a o okolicznościach ponownego spotkania Ady z jej dawnym znajomym. I o tym, co sprawiło, że ich ścieżki się rozeszły, a teraz na powrót splotły w jedno.
Na szczęście nie brakowało im ani czasu, ani alkoholu.

| 2xzt mompls


All the fear there, everywhere
Burning inside of me
Maeve Clearwater
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona

Lately I'm not feeling like myself.
When I look into the glass, I see someone else.

OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t6468-maeve-clearwater https://www.morsmordre.net/t6481-artemizja#165435 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t10356-sypialnia-maeve#312817 https://www.morsmordre.net/t6969-skrytka-bankowa-nr-1629#183139 https://www.morsmordre.net/t6512-maeve-clearwater

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Pokój dzienny
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach