Wydarzenia


Ekipa forum
Most w St Ives
AutorWiadomość
Most w St Ives [odnośnik]25.01.24 18:57

Most w St Ives

XV-wieczny most na rzece Geat Ouse w miasteczku St Ives jako jeden z nielicznych zachowanych posiada ulokowaną w swojej konstrukcji kaplicę. Dawniej rzeka Geat Ouse pozostawała płytka, wąska i mulasta. By umożliwić żeglugę, mugole poszerzyli kanał, a następnie utworzyli przeprawę. Wspomniana kaplica niegdyś służyła jako punkt poboru opłat za wstęp do miasta, a także pozwalała podróżnym na chwilę zadumy przy modlitwie. W czasie wojen budowla kilkukrotnie uległa zniszczeniu i następnie była odbudowywana, niejako tracąc swój pierwotny, unikatowy wygląd. Wewnątrz mostu, ledwie dwa metry nad poziomem rzeki, znajduje się krypta. St Ives przez wiele wieków gościło wędrowców, pielgrzymów i handlarzy bydła, dla których punkt ten stanowił idealny przystanek na drodze do Londynu. W mieście powstało wiele zajazdów, a także chętnie odwiedzany dom uciech.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Most w St Ives Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Most w St Ives [odnośnik]02.06.24 13:33
7 września

Anglia po kataklizmie sprzed niespełna miesiąca niewiele się zmieniła, niegdyś piękne pola i lasy wyszczerbione przez spadające odłamki meteorytów przypominały mniejsze gaje niż wielohektarowe połacie zieleni. Kratery widywał przy drogach, widział zniszczone budynki — wiele z nich, szczególnie tych, które należały do mugoli nie były nawet wysprzątane z gruzu; jakby od razu były spisane na straty, zbędne do odbudowania skoro i tak nikt w nich już nie zamieszka. Gdzie podziali się ludzie, odkąd wiele z bezpiecznych kryjówek kataklizm zrównał z ziemią? Gdzie kryli się mugole nie potrafiący stawać do walki z czarodziejami? Gdzie chowali się czarodzieje, którzy próbowali wciąż żyć w tajemnicy przed nimi w marnej imitacji jednej społeczności? Widział już ten obraz kiedyś. Był zbyt mały by pamiętać spadające z nieba bomby, zbyt mały by bać się w taki sposób jak bał się wtedy, ale wspomnienia zrujnowanych kamienic i kopców gruzu na poboczach dróg wyglądały jak tamte, w Birmingham, po których wspinał się z bratem w naiwnych zabawach o zdobywanie szczytów gór. Dla niego wtedy to były najprawdziwsze szczyty.
Próby przekonania największego przeciwnika, że to był fatalny pomysł spełzły na niczym; wiedząc, że taki był i tak zjawił się w okolicy, choć nie miał tu nic szczególnego do roboty. Rozglądał się po ulicach, oglądał zniszczone domy, zastanawiając się, czy któryś z nich mógł należeć do uzdrowicielki, która wtedy okazała mu takie serce — i tak starał się o niej myśleć przez ten czas. Jako o dobrodziejce — czy ją wykorzystał perfidnie? Nigdy nie mógłby dojść do wniosku, że mogło być odwrotnie, że byłaby zdolna wykorzystać jego; jaka kobieta mogła w ogóle? Nie był pewien, czy w te rejony pchnęły go wyrzuty sumienia i naiwna potrzeba rozmowy, czy dławiąca tęsknota za pełnymi zrozumienia oczami, którymi na niego patrzyła wtedy. Nie był pewien, czy to troska o jej życie i chęć oferowania pomocy — chciał tym sobie to wytłumaczyć, ale wyjaśnienie było marne, od katastrofy minęło zbyt wiele czasu, by było jedyne. Śnił o niej czasem. Nie mógł zapomnieć o figlarnie przemykających po nim dłoniach. Jedyne czego był pewien, to że musiał ją zobaczyć. Chociaż przez chwilę. Pytał o nią — o bułgarską uzdrowicielkę, nie wydawała się znana w okolicy, a wbrew temu co mu zapowiedziała odnalezienie jej nie było wcale takie łatwe. Być może minęło zbyt mało czasu, by zdążyło rozsławić się w tych stronach, a może pytał niewłaściwe osoby. Kiedy jednak ktoś ją rozpoznał, podziękował za pomoc i ruszył we wskazanym kierunku. W drodze zaczepił dojrzałego jegomościa, pytając o to samo, choć wiedział już, w którą stronę się udać, wpadł na niego — dosłownie — tylko po to, by z jego kieszeni wydobyć paczkę czarodziejskich papierosów. Zostawił go właściwie bez szkody, prawie do połowy opróżniony pakunek mógł wypaść mu przy byle okazji, nie będzie za nim tęsknił. Wetknął sobie bibułę do ust i odpalił pstryknięciem, przekraczając most, kiedy po drugiej stronę dostrzegł pogrążoną w rozmowie dziewczynę. Nie miał pewności, że była tą, której szukał, więc zaciągnął się papierosem i zwolnił kroku, nie spuszczając jej z oczu. Stała ciałem zwrócona w kierunku, w którymś szedł, choć głowę miała zwróconą lekko w przeciwną; założył więc, że to mogła być Vesna i mogła wracać do domu. Przeciął jej drogę w wystarczającej odległości, by nie dostrzegła go natychmiast i przysiadł na murku, czekając aż wyruszy w dalszą drogę. Z tej perspektywy dopiero upewnił się co do swoich przypuszczeń. Z dystansu jej się przyglądał, paląc i powoli układając w głowie wszystko, co wymagało poukładania.



it's hard
to forget your past if it's written all over your body


James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty

strong outside a man
but inside a boy


OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Most w St Ives [odnośnik]03.06.24 11:25
Dlaczego matko naturo tak nas pokarałaś?
Była częścią tej ziemi, oddychającą jej powietrzem, korzystającą z jej darów, a teraz czuła się zdradzona przez to, co uważała za dar życia. Nikt nie zdołał przewidzieć katastrofy, która zniszczyła dotąd spokojną codzienność. Życie, które toczyło się spokojnym rytmem, zostało brutalnie przerwane przez niszczycielską siłę, bezlitosną i niepowstrzymaną. Ziemia drżała, niebo pociemniało, a ludzie, których codzienne problemy wydawały się tak ważne, nagle stanęli w obliczu siły, która nie zważając na pochodzenie i hierarchię społeczną, zrównywała ich wszystkich. Każdy potrzebował pomocy, a jęki boleści i błagania o ratunek rozbrzmiewały echem w ciszy, która nastała po pierwszym uderzeniu. Sny, które kiedyś były spokojne, teraz zamieniły się w koszmary prześladujące ją każdej nocy. Widok krwi, otwartych ran i zawodzenie poległych nie dawały jej spokoju. W każdej chwili, gdy zamykała oczy, powracały do niej te obrazy, jakby wryły się w jej umysł na zawsze. A przecież nikt nie powinien cierpieć. Katastrofa zebrała krwawe żniwo, obnażając kruchość ludzkiego życia i niewinność, która została brutalnie zdeptana. Pomagała tym, którzy jej potrzebowali, nie bacząc na własne cierpienie. Jej dłonie, choć drobne i delikatne, potrafiły znaleźć sposób, by ulżyć w cierpieniu, bandażując rany i podtrzymując na duchu tych, którzy myśleli, że już wszystko stracili. Przemierzała zniszczone ulice, gdzie niegdyś biegły dzieci, a teraz zalegały gruz i zgliszcza. Widziała twarze ludzi, którzy stracili wszystko, a jednak w ich oczach dostrzegała i wolę przetrwania. Była jedną z nich, częścią tej zbiorowej tragedii, ale też częściowo tą, która mogła przynieść ulgę.
Nocami, gdy siadała w swoim skromnym schronieniu, wsłuchiwała się w odgłosy mieściny, które kiedyś było pełne życia. Każdy jęk wiatru, każdy szelest w ciemności przypominał jej o stracie i bólu, który przeżyli. Jednocześnie przypominał jej, że mimo wszystko, życie toczy się dalej. Że nawet w obliczu największej katastrofy, ludzie potrafią znaleźć w sobie siłę, by walczyć o lepsze jutro. Nie była pewna, ile jeszcze będą musieli wytrzymać, ile jeszcze cierpienia będzie musiała znieść. Wiedziała jedno – nie podda się. Każdy dzień wyglądał tak samo, zlewał się w monotonię powtarzających się czynności i rutynowych zadań. Miesiąc przeminął zbyt szybko, a jednak ślady katastrofy były nadal widoczne, jak bolesne blizny na ciele miasta. Gruzy, ruiny i wspomnienia o tym, co kiedyś było, nadal otaczały ją z każdej strony. Wciąż czuła echo tamtych przerażających chwil, które zmieniły jej życie na zawsze. W chwili wolnego, gdy codzienne obowiązki ustępowały miejsca ciszy, spełniała obietnicę złożoną samej sobie. Znajdowała czas, by umilić życie tutejszym dzieciom, które również ucierpiały w wyniku katastrofy. Zbierała je wokół siebie, dzieląc się drobnymi opowieściami, które miały moc przenoszenia ich do lepszego świata, choćby na chwilę. Jej głos, cichy i kojący, płynął niczym melodia, wypełniając powietrze spokojem i nadzieją. Siedząc z nimi, często śpiewała ciche piosenki, które znała od dzieciństwa. Każda nuta, każdy wers, był jak balsam na rany ich młodych serc. Dzieci, choć nadal nosiły w sobie ślady traumy, potrafiły się uśmiechać, śmiać i bawić beztrosko. Ich śmiech był dla niej najpiękniejszą muzyką, przypominającą, że nawet w najtrudniejszych czasach można znaleźć chwilę radości. Wracała myślami ku ludziom, których na swej drodze spotkała przypadkiem. Myśląc o tym, jak poradzili sobie w nowej codzienności. Byliście cali? Gdyby potrzebowali pomocy, była gotowa rzucić obowiązki i wesprzeć. Azyl ukojenia odnalazła we wspomnieniach, pośród letnich tańców i śmiechów. Wirowania śmiałego pośród tłumu, głębokiej rozmowie i leśnego zajścia. Nie ucierpiałeś, prawda? Czuła się źle, zostawiając go samego pośród leśnego poszycia. Nie mogła czekać dłużej, prędzej, czy później brat by ją znalazł. Ostatnim czego pragnęła to ściągać konflikt na niewinnego mężczyznę, którego obdarowała iluzją spokoju i ukojenia.
Pośród niezobowiązującej rozmowy odczuła niepokój, jakby natarczywe spojrzenie kogoś zza pleców próbowało przeniknąć jej myśli. Choć różdżka, spoczywająca bezpiecznie w jej ręku, nie wskazywała na żadne bezpośrednie zagrożenie, dreszcz niepewności przeciął jej kark, wywołując gęsią skórkę. Instynktownie mocniej opatuliła się chustą, która spoczywała na jej ramionach, próbując dodać sobie otuchy i schronienia przed niewidzialnym zagrożeniem. Skończyła rozmowę szybciej, niż planowała, uprzejmie żegnając swojego rozmówcę. Jej uśmiech był ciepły, ale w oczach błyszczała nuta zaniepokojenia. Gdy odchodziła, jej krok był szybki, lecz nie chaotyczny. Utrzymuj pozory. Powiodła spojrzeniem po otoczeniu, próbując dostrzec cokolwiek niezwykłego, co mogłoby wyjaśnić to uczucie. Gdy dotarła do krańca mostu, zatrzymała się na chwilę, spoglądając na wody rzeki płynące poniżej. Drobne promienie słońca odbijały się w jej powierzchni, tworząc migotliwe refleksy, które dodawały surrealistycznego uroku. Piękno tego widoku nie mogło zetrzeć jej lęku.
- Na bogów - pochwyciła się za serce, zaraz chroniąc trzymany pakunek przed upadkiem na kamienne posady mostu. Dopiero teraz dostrzegła widmo towarzystwa tuż obok, z łatwością dając się zaskoczyć. Bądź czujna, nie daj się zaskoczyć. Przegrała kolejny to raz, spoglądając na nietuzinkowe towarzystwo zajścia. Zmarszczyła brwi w zdziwieniu, dostrzegając dość znajome oblicze w mężczyźnie, trujący swe płuca obłudą używki. - James? - upewniła się, bardziej mamrocząc do siebie w zastanowieniu. Cwany uśmiech i spamiętana blizna z letnich bliskości pasowała jak wiele innych szczegółów. - Nie zatruwaj płuc - wytknęła w łagodności uśmiechu, próbując unormować rozszalałe serce. - inaczej nie dotrzymasz mi kroku w tanecznych podrygach. - dobrze Cię widzieć. Westchnęła cicho, nie mógł zwyczajnie poinformować. Dać znak życia, jedno słowo, cokolwiek? - Cieszy mnie świadomość, że jesteś cały i zdrowy, tęskniłeś? - rozbawiona powiodła śmiałym spojrzeniem, swoiście przypominając mu niedawne zajście.


Żyje się tylko razJeśli zrobisz to właściwie, to jeden raz wystarczy.


Vesna Krum
Vesna Krum
Zawód : adeptka sztuki uzdrawiania, uczennica u uzdrowiciela
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Słodka miłości, jak płatki letniego kwiatu - piękna, lecz ulotna. Chwytajmy te chwile z sercem, zanim wiatr czasu je rozniesie.
OPCM : 5 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 12 +3
TRANSMUTACJA : 3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Most w St Ives A476ea18a35d8909d019bcbc5872b91a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12287-vesna-krum https://www.morsmordre.net/t12307-vlad-tepes#378192 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f469-huntingdonshire-hemingford-grey-sadlers-way-38-2
Re: Most w St Ives [odnośnik]08.06.24 12:59
Śledził ją uporczywym spojrzeniem, z dystansu oceniając, a raczej usilnie próbując ocenić to, jak się prezentowała. Szukał na jej twarzy śladów tamtej dziewczyny, którą miał wciąż przed oczami, ale gdy była zbyt daleko a on nie potrafił ściągnąć na siebie jej wzroku nie był pewien, czy osłaniała się pozorami, czy napewno wszystko było u niej dobrze. Zajęta rozmową nie rozglądała się, koncentrując na kimś innym, wywołując w nim niezdrowe ukłucie zazdrości, że poświęcała czas komuś innemu — miał ochotę go ukraść dla siebie egoistycznie, wiedział, że mu się nie należało, a i tak chciał to zrobić — ale jednocześnie nie miał w sobie na tyle zapału, by jej przeszkodzić. Nie miał do tego żadnego prawa, nękał ją tu bez ostrzeżenia, nie wiedząc, czy mogła życzyć sobie jego towarzystwa tak jak życzył sobie on jej. Nie mógł dostrzec też na jej ciele dowodów bólu i męki, otulona chustą skutecznie osłaniała się przed zbyt wnikliwą obserwacją niedostępnych miejsc, choć bez trudu potrafiłby sięgnąć ku wyobraźni, by zobaczyć ją bez niej — to jednak niewiele powiedziałoby mu o jej dzisiejszym stanie, a przecież chciał wiedzieć, jak się miała. Naiwnie liczył, że wszystko było w porządku. Jednak jej przedwczesne zniknięcie i milczenie podpowiadały mu, że wygodnie było o wszystkim zapomnieć. Mógłby po prostu odejść nim go zauważy, zniknąć — w tym był nawet niezły. Spojrzał na własne dłonie, podłużne blizny od ostrza na ich wnętrzu. Przetarł je wpierw jednym, później drugim kciukiem, żałując, że dawno zagojone rany nie miały mocy przeciwdziałania w popełnianiu błędów. Powinny przypominać mu o wszystkim dosadnie, nie sposób nakreślić ostrzeżeń wyraźniej niż na wnętrzu własnych rąk, na które nieustannie patrzył. Nie chodziło jednak o zapomnienie. Nie zapominał.
Zaciągał się powoli, niezbyt skupiając na mijających go ludziach, a i oni nieszczególnie mu się przyglądali, gdy siedział na bielonym moście na tle połyskującej wody. Czekał niecierpliwie, a kiedy skończyła rozmowę, drgnął, dopiero wtedy dostrzegając zaniepokojenie na jej twarzy, nie zdając sobie sprawy, że sam był tego przyczyną. Zsunął się z murka, by dotrzeć do niej, kiedy zatrzymała się na ułamek sekundy, by popatrzeć na wodę. Wystraszona prawie podskoczyła, kiedy znalazł się w zasięgu jej wzroku, mimo to kąciki ust drgnęły mu w zadowoleniu, że rozpoznała go z taką łatwością. Nie odpowiedział jednak od razu, w pośpiechu błądząc spojrzeniem po jej twarzy, próbując odczytać jej emocje, towarzyszące temu spotkaniu, ale prócz strachu z początku nic nie wyczytał.
— Tak bardzo przepraszam. Nie chciałem cię wystraszyć — zapewnił ją łagodnym tonem, nim usłyszał z jej strony przyganę dotyczącą papierosa. Uniósł brwi wysoko, po sama linię włosów, nie dopatrując się w tym niczego złego, wszyscy przecież palili. Wydawało mu się, że znał ludzi, którzy potrafili odmówić swojemu dziecku jedzenia, ale nie odmawiali sobie tytoniu. Spojrzał na niego na moment; uktiywony między palcem wskazującym i środkowym żarzył się powoli, nie lekceważąc jej jednak grzecznie zgasił go o kamień. Ne wyrzucił, cóż to byłaby za strata; a jednie odsunąć na czas spotkania z nią tę wątpliwą przyjemność kosztowania tytoniowego dymu. Wsunął go sobie za ucho, między opadającymi na nie, przydługimi kosmykami wywijającymi się w różne strony.
— Nikt nie dorówna twoim tanecznym podrygom równie łatwo jak ja. — Bo nikt inny jak on nie poczuje i nie zrozumie jej tak dobrze. Zapewnił ją, a może ostrzegł, na wypadek, gdyby planowała wystawić go na próbę lub przyrównać do przeszłych lub przyszłych nocy spędzonych w towarzystwie kogoś innego; nie znajdzie drugiego takiego tancerza, nie przeżyje już drugiej takiej nocy. Błysnął uśmiechem na chwilę, gdy jej śmiałe spojrzenie spłynęło na niego z zupełnie inną emocją niż te, które dostrzegał w niej chwilę wcześniej. — A ty tęskniłaś? — spytał w kontrze, ale nie czekał na jej odpowiedź; rzucał jej wyzwanie. — Chciałem sprawdzić, czy wszystko u ciebie w porządku po tym, co się stało. Sprawdzić co u was — u ciebie i u twojej rodziny, wspominała o tym ostatnio, na polanie. — Czy nie potrzebujecie z czymś pomocy, a jeśli tak, co mógłbym dla was zrobić. Mam nadzieję, że to co się wydarzyło... Że spadające gwiazdy były dla was łaskawe. — Zgrabnie ominął jej osobę, choć to właśnie ona była powodem jego obecności.



it's hard
to forget your past if it's written all over your body


James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty

strong outside a man
but inside a boy


OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Most w St Ives [odnośnik]10.06.24 12:26
Śmiałość zdawała się go nie opuszczać, prowadząc go przez życie niczym najlepszy przyjaciel. Ona, z wrażliwością godną najdelikatniejszych skrzydeł motyla, dostrzegała to z każdej ich wspólnej chwili. Tej nocy, gdy spotkali się niespodziewanie, wnikliwie obserwowała każdy jego gest, każde spojrzenie, starając się zrozumieć, co się zmieniło przez miesiące. Cieszyła się tym spotkaniem, chwilowym odwiedzeniem nieprzychylnych wspomnień z ostatnich wydarzeń. Krzyki rannych i przerażone twarze, które nawiedzały jej sny, odeszły w zapomnienie, choćby na chwilę. Zamiast tego, jej ciekawość wzięła górę, prowadząc ją do niego niczym nieustraszony zwiadowca na pierwszym froncie. Rozszalałe serce, wynikające z osaczenia, zdawało się uspokajać, gdy słuchała jego głosu, który był przyjemny dla jej uszu niczym łagodna melodia. Wyniosłość? Zaśmiała się cicho pod nosem, czując, jak cwaniactwo zaczynało się jawić między ich subtelną wymianą słów. Był to dźwięk znajomy, niemal kojący, przypominający jej o dawnych czasach, kiedy wszystko było prostsze i mniej skomplikowane. Nie mogła powstrzymać delikatnego uśmiechu, który pojawił się na jej ustach. Ach, ta pewność siebie pomyślała z rozbawieniem, czy kiedykolwiek nas opuści? Cwaniactwo, które wkradało się między ich dialog, było niczym przyprawa, dodająca smaku ich rozmowie. Gra słów, subtelna walka na dowcipy i inteligencję, w której oboje odnajdywali radość.
- Może wybaczę istne zastraszanie, któż wie - może się postarasz bardziej? Rozejrzała się z wolna po otoczeniu, by uspokoić ciekawskie spojrzenia rzucane na ich dwójkę. Czasem nie musiała się obawiać o bezpieczeństwo, gdy była pośród znajomych stron. Uniosła lekko brew w zdziwieniu, gdy pewność jego umiejętności tanecznych jawiła się niczym promień światła w ciemności. Znała jego wyczucie taktu i melodii, doskonałą koordynację ruchów oraz teatralne rozegranie. Rozumiała, że potrafi przewidzieć każdy jej krok, lecz mimo to, subtelnie podtrzymywała w nim niepewność, ukrywając własne emocje za delikatnym uśmiechem i nieodgadnionym spojrzeniem. - Jesteś tego pewien? - nachyliła się ku niemu, by zachować tajemnicę powinności tylko dla ich uszu. - Spotkałam wielu wspaniałych tancerzy na tutejszych ziemiach - udała zamyślenie, jakby pragnąc przypomnieć sobie ciekawe inscenizacje artystycznych pląsów. - Równie śmiałych i gustownych, odmiennych, lecz tęskniłam - za chwilowym uczuciem zapomnienia. Jawiącej beztroski gdzieś tam w odłamkach strzaskanego serca. Za brakiem trosk, wrogości i ciągłego upominania. Najbardziej za przyjaznym spojrzeniem i szczerością, jaką jej podarował. - Tęskniłam za pięknem uśmiechu i nieokrzesanymi lokami pewnego rycerza.
Zagryzła lekko wargę, gdy frustracja ponownie objęła jej ramiona, a dreszcz chwilowej niepewności przeniknął kark. Spadające gwiazdy, niegdyś symbol marzeń, stały się teraz okropieństwem. Młodym spojrzeniem dostrzegała skutki, które były niewygodne, przerażające. Zaraza, największa z możliwych, czerwień skaziła biel jej dłoni niejednokrotnie. Wspomnienia tych chwil, gdy krew mieszała się z łzami, napawały ją strachem, ale i dodawała sił, by stawić czoła każdemu nowemu wyzwaniu, jakie los mógł jej rzucić.
- Martwiłam się - ujawniła odrobinę prawdy, gdy ponownie zerknęła w odmęty spokojnie przepływającej pod ich stopami wody. Ulotnie jak wspomnienia i boleści, których starała się wyzbyć naprędce. Przywdziała cień krzywizny warg, by niepokoić nieoczekiwanego towarzysza. - Przeżyliśmy, chociaż wielu nie miało tego szczęścia - Straty zawsze będą nieodłączną częścią istnienia. Gdzieś musi zginąć garść niewinnych, by reszta mogła przetrwać na powstałych zgliszczach. Odbudować na nowo otoczenie, zakończyć żałobę i ciągnąć dalsze istnienie. Ciąg życia pozostał niezmienny, jedynie rytm przywdział bardziej dynamiczny ton. Myśli krążyły wokół tych surowych prawd niczym niezliczone motyle w niekończącej się pogoni za światłem. Straty, choć bolesne, przynosiły nie tylko cierpienie, ale i nową siłę. Zrozumiała, że tam, gdzie upadały dawne marzenia i życie, rodziła się nowa nadzieja. Tak, jak ziemia spustoszona przez burzę, z czasem znów stawała się żyzna, gotowa na nowe zasiewy, tak i ludzkie serca, choć rozdarte przez tragedie, były zdolne do odrodzenia. - Los dla imigrantów był łaskawy, miła odmiana - przypomniała jego słowa z tanecznej nocy. - Najgorsza noc jakąkolwiek widziałam, poradziliśmy sobie, chociaż wiele nieprzespanych nocy pośród rannych przeżyłam. Mam nadzieję… Że wszyscy bliscy Twojemu sercu również nie ucierpieli - obdarowała go całą uwagą na dłużej, próbując doszukać się jakichkolwiek odpowiedzi z jego oblicza. Brakuje wam czegoś? - Jeśli mogę pomóc, wystarczy jedno słowo i przybędę. Dziękuję za troskę, to bardzo miły prezent. - chyba nigdy nie będę godna takiej dobroci.


Żyje się tylko razJeśli zrobisz to właściwie, to jeden raz wystarczy.


Vesna Krum
Vesna Krum
Zawód : adeptka sztuki uzdrawiania, uczennica u uzdrowiciela
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Słodka miłości, jak płatki letniego kwiatu - piękna, lecz ulotna. Chwytajmy te chwile z sercem, zanim wiatr czasu je rozniesie.
OPCM : 5 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 12 +3
TRANSMUTACJA : 3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Most w St Ives A476ea18a35d8909d019bcbc5872b91a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12287-vesna-krum https://www.morsmordre.net/t12307-vlad-tepes#378192 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f469-huntingdonshire-hemingford-grey-sadlers-way-38-2
Re: Most w St Ives [odnośnik]18.06.24 17:47
Lekki uśmiech na jej ślicznej twarzy był znakiem, że nie miała mu za złe niezapowiedzianego najścia. Nie zbliżył się do niej, nie pokonywał bezpiecznego dystansu, który ich dzielił, tym bardziej stał się ostrożny, kiedy obróciła się, by spojrzeć na uciekające w ich kierunku oczy. Wścibskie, nieprzychylne. Zaskoczył ją i wystraszył, ale wiedział, że każdy inny mężczyzna, który by to zrobił nie byłby oceniany tak krytycznie w tej chwili jak on; jego skóra, ciemna, mocno opalona po lecie, ciemne oczy i włosy, sprawiały, że wyróżniał się pośród szarego i nijakiego motłochu, mysich ulizanych włosów dostojnych mężczyzn, srebrzystych zarostów, tak jak ona wśród pozbawionych proporcji i urody angielskich kobiet. To co u niej było atutem, u niego było nieakceptowalną przywarą. Idąc za jej śladem rozejrzał się z łagodnym wyrazem twarzy, nie miał wobec niej żadnych złych zamiarów, ale szczerze nie obchodziło go zdanie ludzi wokół. Rozglądał się w poszukiwaniu osób, które mogły uznać go za kłopot, policji, strażników. I wiedział, że odganiając go od niej bez powodu sami zyskali by szansę na rozmowę z piękną kobietą, takich okazji nie przepuszczali, widywał to w Londynie. Kiedy ponownie skupił na niej wzrok, uśmiechnął się już szerzej.
— Może? Aż tak się naraziłem, że musisz to dobrze przemyśleć? — spytał, przechylając głowę na jedną stronę i wykorzystując okazje przemknął po niej wzrokiem nienachalnie z góry do dołu. — Jestem absolutnie niewinny, popatrz na mnie. Komu mógłbym czymkolwiek zagrozić? Nie wystraszyłbym nawet myszy — Przybrał niewinny wyraz twarzy, po czym stanął do niej bokiem i dłonią wskazał kierunek. — Przejdziemy się? Mógłbym cię odprowadzić, gdybyś się zgodziła. Może uda mi się ci to jakoś wynagrodzić.— Mieliby czas na rozmowę i to z dala od łaknących sensacji ludzi. Kiedy pochyliła się ku niemu szybko prześlizgnął się po wzrokiem po jej twarzy; spojrzenie mu się wyostrzyło. Śmiało odpowiadała na prowokację, nie była więc też zła za tamto. — Nie wątpię. — Tańczyła dobrze, wyglądała pięknie; musiała być często proszona na parkiet, mogła przebierać w kawalerach. — W kwestii śmiałości i gustowności nigdy bym nie stawał z nimi w szranki, nie śmiałbym nawet rzucać wyzwania, ale co do tańca jestem pewien. Jeśli ty nie, to znaczy, że potrzebujesz przypomnienia.— Tęskniła. Nie był pewien, czy takiego wyznania się spodziewał, ale wystarczyło, by tracił czujność, by zaintrygowała go sobą na nowo. Takich wyznań nie rzucało się przypadkiem, nie ofiarowywało ich byle komu, a przynajmniej on nie wierzył, że świat tak działał; pewne słowa i pewne gesty były przeznaczone dla określonych osób, a Vesna, którą znał, nie należała — nie mogła należeć — do kobiet, które sprzedawały słodycz innym. Uśmiechnął się szczerze i szeroko, ale nie odpowiedział jej tym samym. Martwiła się. Czy dało się martwić o wszystkich, cały świat? Czy na jej drobnych i delikatnych ramionach spoczywał ciężar ostatnich zdarzeń, ludzkich bolączek? Ludzie ledwie dawali sobie radę z troską o bliskich, jak ona wytrzymywała z tak otwartym i delikatnym sercem krzywdy i znoje tych wszystkich ludzi wokół?
— Czym konkretnie? — spytał poważniejąc. Woda nie absorbowała jego uwagi równie mocno, co ona, więc przyglądał się jej profilowi z przyjemnością, analizując jej twarz cal po calu. W lesie, gdzie błyski płomieni tańczyły jej po twarzy i ciele nie miał możliwości przyjrzeć jej się takiej, teraz rozjaśnionej dziwnym światłem, znacznie delikatniejszej, bardziej powabnej. — Najgorsze już chyba za nami — powiedział głupio; byli w stanie wojny, ale nawet ona nie mogła się równać z kataklizmem, który ich nawiedził. Nie było chyba miejsca w kraju, które nie ucierpiało. W kilka godzin cała Wielka Brytania została spustoszona, nawet nie zastanawiał się ile osób straciło życie. — To prawda. Uśmiech losu. Nie zdążyliśmy opuścić Waltham, myślałem, że cały las, cały Londyn stanął w ogniu.— Krzyki ludzi męczyły go długo w snach, podobnie jak martwe ciała. Koszmar tamtej nocy dołączył do grona poprzednich; szybko mu to spowszedniało. Niestety. — A teraz? Sypiasz lepiej? — Musiała być zmęczona ostatnim czasem, każdy uzdrowiciel był na wagę złota. Zerknął na pakunek w jej dłoni, a potem pokręcił głową. — Nie, a przynajmniej nie tak, jak można by się po tej nocy tego spodziewać. — Urodziła mu się córka, miesiąc za wcześnie, ale o tym nią chciał z nią mówić. Przez chwilę się zawahał, ale przecież nie mógł sprowadzić do domu Vesny, nawet jeśli mogła zrobić coś dobrego dla Eve. Idiotyczny pomysł szybko porzucił, był pewien, że była pod dobrą opieką; był pewnen, że to byłby początek końca, a on miał jeszcze odrobinę instynktu samozachowawczego w sobie. — Prawdę powiedziawszy wolałbym, żeby twoja pomoc nie była potrzebna, ale wiem, że to niemożliwe, więc... Dziękuję, Vesno. Pewnie zajmuję ci czas, który poświęciłabyś teraz ludziom w potrzebie. Nie zajmę ci go wiele, słowo. Po prostu musiałem cię zobaczyć — wybrzmiał cicho.



it's hard
to forget your past if it's written all over your body


James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty

strong outside a man
but inside a boy


OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Most w St Ives
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach