
|
| | Na pełnym morzu | |
| |
Autor to | Wiadomość |
---|
Mistrz gry
 Konta specjalneZawód : naczelny mąciciel Wiek : odwieczny Czystość krwi : n/d Stan cywilny : n/d Do you wanna live forever? OPCM : 99 UROKI : 99 ELIKSIRY : 99 LECZENIE : 99 TRANSMUTACJA : 99 CZARNA MAGIA : 99 ZWINNOŚĆ : 0 SPRAWNOŚĆ : 0 Genetyka : Czarodziej
 | Temat: Na pełnym morzu [odnośnik] 23.11.15 20:02 | |
| First topic message reminder : Na pełnym morzuMorze: raz ciche i spokojne, innym razem targają nim rozszalałe fale. To właśnie na nim postanowiono wznieść konstrukcje mogące służyć za boisko Quidditcha. Bardzo nieprofesjonalne, za to dość niebezpieczne, szczególnie dla tych, którzy nie są zawodowymi graczami. Obręcze wbite są na dużą głębokość w grząski grunt pod taflą wody. Ramę boiska stanowią metalowe konstrukcje przypominające trybuny. Nad nimi widnieje ogromna tablica, na której zapisywane są punkty dla poszczególnych drużyn. Całość wygląda niestabilnie i tak jest w rzeczywistości. Na szczęście woda jest głęboka, dlatego upadek w nią nie grozi poważniejszym kontuzjom - w przeciwieństwie do zetknięcia się z murawą. Nieco gorzej przedstawia się odległość boiska od brzegu - ta jest znacząca.
|
|  | |
Autor | Wiadomość |
---|
Belvina Blythe
 Sojusznik Rycerzy WalpurgiiZawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel rodu Black Wiek : 26 lat Czystość krwi : Czysta Stan cywilny : Panna Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo OPCM : 5 UROKI : 0 ELIKSIRY : 10 LECZENIE : 29 TRANSMUTACJA : 0 CZARNA MAGIA : 0 ZWINNOŚĆ : 5 SPRAWNOŚĆ : 5 Genetyka : Czarownica
 | Temat: Re: Na pełnym morzu [odnośnik] 22.02.21 14:27 | |
| 31 X '57 Cisza wypełniała mieszkanie, nienaruszalna przez żaden zbędny dźwięk. Syciła się nią, gdy pokonując kolejne metry własnych czterech ścian, odkładała na swoje miejsce porozrzucane wcześniej na ławie książki, które studiowała z uwagą, korzystając z wolnego czasu, jaki zyskała niespodziewanie. Leniwe dni tego pokroju wręcz prosiły, aby spożytkować je w najbardziej dogodny sposób, nawet jeśli z tyłu głowy ciągle żyła myśl, że ktoś ów ciszę naruszy przekraczając próg mieszkania. Tak się jednak nie stało, co przyjmowała z nieopisaną ulgą. Dziś nie miała już chęci sięgać po różdżkę i skupiać myśli wokół dziedziny magii, która była jej najbliższa od kilku lat, a to bywało najczęstszym powodem wizyt. Poprawiając cienki pasek satynowego szlafroku sięgającego lekko poniżej połowy uda, spojrzała na swoje odbicie w łazienkowym lustrze, by chwilę później przeczesać palcami ciemne włosy, które zdążyły wyschnąć i niesforną falą układały się, według własnego widzimisię. Nie przykładała do tego uwagi, ten jeden raz. Opuszczając łazienkę, spojrzała przelotnie na wiszący na ścianie zegar z zadowoleniem zauważając, że czas wyjątkowo działał na jej korzyść i nie biegł jak szalony, dając jeszcze kilka kolejnych godzin. Wiedziała dobrze, co z nimi zrobić, dlatego nie zastanawiając się, nakreśliła parę zdań na kartce, która moment później trafiła w posiadanie Senu. Uchyliła okno, aby wypuścić sowę i odprowadzić ją wzrokiem, nim znikła na niebie. Teraz wystarczyło poczekać na odpowiedź, dowiedzieć się co dalej. Rozciągając się na kanapie i wbijając wzrok w sufit, czuła jak w kącikach jej ust kryje się uśmiech, który nieubłaganie chciał rozlać się po wargach. Ostatnie parę dni rozbudziło w niej optymizm, jakiego nie odczuwała dawno w takiej ilości, nawet jeśli czasy nie były zbyt przyjemne, a ludzie wokół niej tkwili w konflikcie, który nie zamierzał cichnąć. Odwróciła wzrok, trafiając ciemnymi tęczówkami na ozdobny papier znajdujący się na ławie. Sięgając po ciastko, czuła woń igliwia, trawy i dymu, przyjemniej mieszanki, która od długiego czasu była zapachem jaki czuła w amortencji. Tartaletka zachęcała, aby skosztować kawałek, sprawdzić jak przepyszna mogła być. Odpakowując słodycz, skusiła się, nie zastanawiając, skąd ciastko znalazło się w jej mieszkaniu. Czar chwili, odrobinę prysnął, gdy nieprzyjemne szarpnięcie wzbudziło zdezorientowanie, tak samo jak niespodziewana zmiana otoczenia.- Co... – urwała, wodząc wzrokiem po pokładzie małej łódki. Niezrozumienie rozlewało się po umyśle, gdy próbowała pojąć, co właśnie się stało. Spięła się, gdy łajbą zakołysało mocniej w rytm nieustępliwych fal, które zmuszały łódkę do tańca na ich grzbietach. Dostrzegając duchy, chciała się odezwać, zwrócić ich uwagę, ale właśnie wtedy na zalegające na pokładzie sieci ktoś spadł.- Co tu się wyrabia.- szepnęła do siebie. Skupiając spojrzenie na męskiej sylwetce, podeszła bliżej stawiając uważnie kroki, aby nie nadepnąć na nic, co mogłoby ją zranić.- Nic Ci nie jest? - pytanie, chociaż ciche nie tonęło w dźwiękach otoczenia albo miała taką nadzieję. Im dłużej spoglądała na niego, tym bardziej nie mogła pozbyć się wrażenia, że miał w sobie coś niemożliwe intrygującego, coś co powodowało, że nie mogła odwrócić wzroku tak po prostu.
|
|  | | Julien de Lapin
 Sojusznik Zakonu FeniksaZawód : poeta i wróżbita Wiek : 22 Czystość krwi : Półkrwi Stan cywilny : Kawaler OPCM : 5 UROKI : 0 ELIKSIRY : 0 LECZENIE : 0 TRANSMUTACJA : 15 CZARNA MAGIA : 0 ZWINNOŚĆ : 5 SPRAWNOŚĆ : 5 Genetyka : Jasnowidz
 | Temat: Re: Na pełnym morzu [odnośnik] 22.02.21 17:52 | |
| Rozważał jeszcze długo czy dziś nie wybrać się wieczorem do Kurnika, lecz ostatecznie stwierdził, że już nie będzie domownikom wchodził na głowę. Zresztą, wciąż miał u siebie gościa! Chociaż tak naprawdę to Annie zniknęła tego dnia, lecz nie wnikał gdzie, była wolnym duchem, a on oferował jej swój dom, po prostu. Cicha francuska muzyka wciąż wygrywała z gramofonu, a hulający wiatr przelatywał pod progiem, strącając co chwilę drobne listki ziół zawieszone pod sufitem. Dym tlącej się białej szałwii tańczył wokół pomieszczeń i wszystko wydawało się być kolejnym zwykłym wieczorem w Makówce, gdyby nie dziwne poruszenie w kuchni. Oderwany od poezji, niepewnie udał się w tamtym kierunku, lecz zastał zaledwie otwarte na oścież okno. Czyżby znowu się popsuło? Będzie musiał poprosić Louisa lub pana Becketta o pomoc, inaczej dom zacznie się rozlatywać jeszcze przed końcem zimy. Przymknął okno, wyszarpując z niego zawiniętą firankę, a potem westchnął rozbity kolejną usterką. Jednak… nagle poczuł woń, iście kwiecistą – odciągała go od tego ziemskiego padołu, przyciągając ku nowej planecie. O dziwo płaskiej i umieszczonej na kuchennym blacie. Jaśmin, wymieszany z kwiatem czarnej porzeczki nęcił pokrętnymi witkami, a drzewo sandałowe zapuszczało korzenie w umyśle jasnowidza, całkowicie obezwładniając go z wolnej woli. Kurz i kadzidła wydawały się unosić w całym domostwie, lecz te bijące od tartaletki niosły woń dalekich krain, egzotycznych kontynentów i świątyń skrytych pod różnobarwnymi witrażami. Chciał… Musiał tego skosztować, oddać się całkowicie uczuciu, niemal tak bliskiemu pożądaniu, miłości i zauroczeniu – lub w odwrotnej kolejności, jak kto woli. Pochwycił ciastko w dłonie, a smak rozbiegł się tysiącem zauroczeń, jakich doznał w życiu, smagając kubki smakowe dziwną pieszczotą. Nagle jednak wszystko zniknęło, dziwny skurcz w okolicy pępka niemal zmusił go do wyplucia. Niemal. Po chwili był już dwa metry nad pokładem małej rybackiej łodzi. Rybackiej? Właściwie to nie wiedział co to za łódź, jedynie morska bryza sugerowała mu, że nie było to jezioro – i dźwięk fal, i brak lądu w zasięgu wzroku. Francuskie przekleństwo wyrwało mu się z ust, gdy uderzył o miękkie lądowisko. - Mon dieu – mruknął pierwej sam do siebie, jednak gdy tylko usłyszał kobiecy głos, jego spojrzenie natychmiast pochwyciło jej oczy. Tajemnicze i ciemne, skrywające pod sobą więcej, niż zdążyłby zbadać przez całą noc. Przepadł. Zagubiony w jej sylwetce, ustach, włosach… Chłonął ją wzorkiem, choć miał wrażenie, że to mu nie wystarczy. Może była nierealna? Zbyt idealna, by istnieć, zbyt cudowna, aby mieć ludzką formę. - Wybitna dopadła mnie choroba, mon chéri… - wyszeptał, zsuwając się z lin, jak gdyby robił to już kiedyś. Nie myślał już o tym, że przed chwilą spadał. Nie myślał, że mogło go coś boleć. Nic nie bolało, ona leczyła go samą swoją obecnością, a jednocześnie… zatruwała chorobą pożądania, której nie mógł zrozumieć. Nie mógł oponować. Jak walczyć z czymś tak silnym? Umysł spłatał mu figla, każdy rym uciekał z języka! Co tylko rzec chciał, natychmiast nic nie odrzekał. - Tyle lat w okrutnej niewiedzy bez ciebie trwałem, Skąd wiedzieć miałem, że było to koszmarem? Teraz gdy spoglądam na lico twe nadobne, To wiem już, że me życie nie będzie podobne – mówił z widocznym przejęciem, powoli podchodząc do najpiękniejszej spośród wszystkich dam. Nie… Ona była jedyną damą, tamtych już nie było! Zniknęły w odmętach pamięci, aż żal im, że już ich nie popieści. Prędzej niż sądził, natychmiast wyjął różdżkę, a wprawna inkantacja niewerbalna sprawiła, że z końca różdżki wyskoczył bukiet złożony z kwiecistych ziół i polnych kłosów. Zaraz potem schował różdżkę i pochwycił kobiecą, delikatną dłoń, mając wrażenie, że elektryzujące iskry jej dotyku zaraz przyprawią go o zawrót głowy. A może to była wina bujania łajbą? Nie tracił czasu na rozważania, spoglądając w jej ciemne oczy, będące tonią bezkresnej nocy, w jakiej dziś tonął. – Moja Miła, przyjmij ten skromny bukiet – wyrzekł z westchnieniem uwielbienia. – Niech będzie niewinnym początkiem tego spotkania…
 A on biegł wybrzeżami coraz innych światów. Odczłowieczając duszę i oddech wśród kwiatów
|
|  | | | Na pełnym morzu | |
|
| Permissions in this forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|