Salon Luster
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Salon luster
Zlokalizowany na ulicy Pokątnej salon był niegdyś pracownią Magrit – uzdolnionej czarownicy specjalizującej się w magii luster. Po wybuchu wojny i tragicznej śmierci właścicielki, lokal na krótko przeszedł w ręce jednego z jej krewnych, ten nigdy się jednak nim nie zainteresował. Aktualnie salon jest opuszczony – choć po wejściu do środka można odnieść wrażenie, że w galerii czas się zatrzymał. Nad przeszklonymi drzwiami nadal kołysze się błękitny dzwoneczek, a na ścianach i przepierzeniach wiszą dziesiątki luster o różnych kształtach i rozmiarach, oprawionych w złote, drewniane lub mosiężne ramy. Niektóre z nich, zawieszone na prawie niewidocznych sznureczkach pod sufitem, obracają się powoli, niby poruszone wiatrem, sprawiając wrażenie ciągłego ruchu. Wnętrze jest przestronne, a liczne lustra tylko ten efekt pogłębiają. Na tyłach salonu znajduje się drugie, mniejsze pomieszczenie, które niegdyś było pracownią.
Od 31 października 1958 roku salon otoczony jest silną magią ochronną, która sprawia, że wejść do środka może jedynie posiadacz pióra feniksa. Każdy, kto przejdzie przez drzwi bez niego, zobaczy jedynie zdemolowany, opuszczony lokal, z pobitymi lustrami i przykrą, wypełniającą przestrzeń aurą, zniechęcającą do pozostania wewnątrz dłużej.
Od 31 października 1958 roku salon otoczony jest silną magią ochronną, która sprawia, że wejść do środka może jedynie posiadacz pióra feniksa. Każdy, kto przejdzie przez drzwi bez niego, zobaczy jedynie zdemolowany, opuszczony lokal, z pobitymi lustrami i przykrą, wypełniającą przestrzeń aurą, zniechęcającą do pozostania wewnątrz dłużej.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:25, w całości zmieniany 1 raz
Zdjęła swój futrzany płaszcz, automatycznie prostując zagięte kanty sukienki. Doprawdy, ciężkie było życie kobiety, która na takie spotkania nie zabierała swojej służki. Przez chwilę rozglądała się po pomieszczeniu, szukając wolnego miejsca na wieszak. Krzesło wydawało się o wiele za krótkie, z resztą zniszczyłoby futro. Upewniając się, że lada jest czysta, przerzuciła przez nią płaszcz. Usłyszała przed sobą melodyjny głos, od razu uniosła wzrok. Poczuła zapach kawy i od razu uśmiechnęła się do Magrit. Może miała mugolską krew, ale odpowiadała na jej potrzeby. Ramsey, znając i pracując tyle z Constance, sam powinien zadbać o kubek gorącej kawy stał już na stole. Może wtedy skupiłby się na pożytecznych czynnościach niż denerwowaniu Constace, zwracając się do niej w sposób zbyt pieszczotliwy.
- Nie, czarna, dziękuję - odpowiedziała grzecznie, chociaż pierwsze co przyszło jej na myśl to, że powinna brzydzić się Magrit. Doprawdy, jak ten Ramsey dobrał skład grupy badawczej? Specjaliści byli specjalistami, ale jak oni wszyscy mieli się dogadać? Szukała jakiegoś miejsca do spoczynku, ale otaczały ja tylko przerażające lustra. Tuż obok siebie miała Darcy, która pomimo bardzo wieczorowej kiecki, nie wyglądała na szczęśliwą.
- Och, wiem, kochana, nawet nie wiem, kiedy minęły te dni – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Przez to, że większość z nich spędziła w łóżku, użalając się nad swoim losem, nie widziała, kiedy wstawało słońce. Kawa miała ją obudzić do działania, a prawda była taka, że nie miała nawet gdzie jej postawić. Chciała już pochwalić Ramseya, że łaskawie nauczył się odpowiedniego tytułu oraz nazwiska, ale kąśliwe uwagi utopiła w kawie. Kubek, doprawdy nie powinna z niego pić, postawiła na ladzie, jednak w znacznej odległości od płaszcza. Jednak nie podobał jej się dalszy obrót sprawy. Jakie ciekawe spostrzeżenia? Doprawdy, czy ich ostatnie spotkanie można było zaliczyć do udanych albo intrygujących? Zaskoczona przeniosła na niego wzrok powoli, czekając na jakąś podpowiedź z mimiki twarzy.
- Darcy, czy twoja hipnoza wychodzi czasem lepiej czasem gorzej w ciągu miesiąca? Ten o to tu mężczyzna podpowiedział mi, że być może ułożenie gwiazd może wpływać na siłę zaklęcia, pozostaje więc pytanie czy również na moc hipnozy czy tego magicznego lustra – Przy ostatnich wyrazach zwróciła się do Magrit, ale nie podobało jej się to, że nagle Ramsey spotkanie badawcze zostawiał w jej rękach. Czy nie wystarczało, że podsunęła mu stos książek do czytania i kilka, może zbyt szalonych pomysłów? Wyprostowała się, czując jak zaczynają ją boleć stopy od delikatnego obcasa.
- Ramsey, tuszę, że nie myślisz, iż usiądziemy na podłodze? – skrzywiła się, szukając linii porozumienia z Darcy. W końcu to on był organizatorem, więc powinien zadbać na czym usiądą, gdzie będą pisać albo chociażby to, co będą pić. A Constance była w cała w bieli i doprawdy, żadna siła ją nie zmusi do siedzenia po turecku.
- Przyniosłam trochę ciastek, pomagają w trudnych chwilach – wyciągnęła małych rozmiarów puszkę, ale tu też pojawił się problem, gdzie miałaby ją postawić? Przecież nie będzie się schylać, kucać i układać wszystkiego na podłodze. Och, Ramseyu, co za gościnność. Czy i w tej kwestii trzeba było cię wychowywać?
- Nie, czarna, dziękuję - odpowiedziała grzecznie, chociaż pierwsze co przyszło jej na myśl to, że powinna brzydzić się Magrit. Doprawdy, jak ten Ramsey dobrał skład grupy badawczej? Specjaliści byli specjalistami, ale jak oni wszyscy mieli się dogadać? Szukała jakiegoś miejsca do spoczynku, ale otaczały ja tylko przerażające lustra. Tuż obok siebie miała Darcy, która pomimo bardzo wieczorowej kiecki, nie wyglądała na szczęśliwą.
- Och, wiem, kochana, nawet nie wiem, kiedy minęły te dni – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Przez to, że większość z nich spędziła w łóżku, użalając się nad swoim losem, nie widziała, kiedy wstawało słońce. Kawa miała ją obudzić do działania, a prawda była taka, że nie miała nawet gdzie jej postawić. Chciała już pochwalić Ramseya, że łaskawie nauczył się odpowiedniego tytułu oraz nazwiska, ale kąśliwe uwagi utopiła w kawie. Kubek, doprawdy nie powinna z niego pić, postawiła na ladzie, jednak w znacznej odległości od płaszcza. Jednak nie podobał jej się dalszy obrót sprawy. Jakie ciekawe spostrzeżenia? Doprawdy, czy ich ostatnie spotkanie można było zaliczyć do udanych albo intrygujących? Zaskoczona przeniosła na niego wzrok powoli, czekając na jakąś podpowiedź z mimiki twarzy.
- Darcy, czy twoja hipnoza wychodzi czasem lepiej czasem gorzej w ciągu miesiąca? Ten o to tu mężczyzna podpowiedział mi, że być może ułożenie gwiazd może wpływać na siłę zaklęcia, pozostaje więc pytanie czy również na moc hipnozy czy tego magicznego lustra – Przy ostatnich wyrazach zwróciła się do Magrit, ale nie podobało jej się to, że nagle Ramsey spotkanie badawcze zostawiał w jej rękach. Czy nie wystarczało, że podsunęła mu stos książek do czytania i kilka, może zbyt szalonych pomysłów? Wyprostowała się, czując jak zaczynają ją boleć stopy od delikatnego obcasa.
- Ramsey, tuszę, że nie myślisz, iż usiądziemy na podłodze? – skrzywiła się, szukając linii porozumienia z Darcy. W końcu to on był organizatorem, więc powinien zadbać na czym usiądą, gdzie będą pisać albo chociażby to, co będą pić. A Constance była w cała w bieli i doprawdy, żadna siła ją nie zmusi do siedzenia po turecku.
- Przyniosłam trochę ciastek, pomagają w trudnych chwilach – wyciągnęła małych rozmiarów puszkę, ale tu też pojawił się problem, gdzie miałaby ją postawić? Przecież nie będzie się schylać, kucać i układać wszystkiego na podłodze. Och, Ramseyu, co za gościnność. Czy i w tej kwestii trzeba było cię wychowywać?
lost through time and that's all I need
so much love, the more they bury
so much love, the more they bury
Na niebie górował gwiazdozbiór koziorożca. Był jednym z najmniejszych ze wszystkich zodiaków, a jego gwiazdy trudno było wypatrzeć na niebie. Niósł ze sobą przesilenie zimowe, które wyjątkowo falernie odczuwał Ramsey. Sypiał gorzej niż zwykle, wspomnienia i obrazy choć wcale go nie przerażały nie dawały mu spać. Był zmęczony i z utęsknieniem czekał, aż Słońce znajdzie się w zenicie i przyniesie wreszcie spokój, a ostatnie spotkania nie zaliczały się do pomyślnych, choć nie uważał aby postępował inaczej niż zwykle. Coś się zmieniło, a on nie potrafił jeszcze pojąć co.
Nie patrzył na Darcy. Ignorował jej zapach, szelest sukni, widok, a nawet ton głosu, który rozbrzmiewał w pomieszczeniu. Wychodziło mu to całkiem skutecznie, choć rosnąca irytacja szybko miała znaleźć ujście i wybrać sobie ofiarę. Miał być jednak mądrzejszy od tego — nie pozwolić, aby bezmyślne emocje przejęły nad nim władze i zaprzepaściły to, nad czym pracował. Chciał szybko zakończyć to spotkanie. Obwieścić wszystkim dotychczasowe postępy, narzucić plan, wysłuchać pomysłów i wrócić do pracy. Ilość kobiet przebywająca ze sobą w jednym pomieszczeniu działała desytrukcyjnie. Miał wrażenie, że kumulujące sie feromony stworzą bombę biologiczną, która rozsadzi pół Pokątnej, a on przestanie nad sobą panować i da upust niecierpliwości.
Dostrzegł spojrzenie Magrit. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, a w końcu zacisnął szczękę i wyprostował się, aby zapewnić damom niezbędny do pracy komfort. Wygodne krzesła znajdowały się na zapleczu. Zatrzymał się przy nich na dłużej niż powinien, łapiąc oddech i opanowując nerwy, aby ostatecznie podsunąć je obecnym kobietom i wrócić na swoje miejsce, do kontuaru, który tym razem odgradzał jego mordercze zapędy od prowokatorek. Liczył na to, że szybko uda im się rozstrzygnąć pewne kwestie i każdy będzie mógł pójść w swoją stronę. On sam był mało towarzyska osobą, większość czasu spędzał w samotności. Jeśli zawiódł kogokolwiek tym, że nie błaznował i nie zabawiał zgromadzonych szlachcianek, należało się pogodzić z tym, że dla niego priorytetem była kwestia zwierciadła, nie zapewniania wygód kobietom. Na szczęście każda miała swojego rycerza w lśniącej zbroi, a do jego obowiązków nie należało n a w e t sprawianie dobrego wrażenia.
— Odpuścimy sobie temat hipnozy — zarządził cierpko, kiedy Constance zwróciła się do Darcy. Nie patrzył ani na jedną ani na drugą, ale był pewien swojej decyzji, cokolwiek miało się z tym wiązać. Nie zamierzał wracać do początku stycznia, ani do sytuacji, która zaważyła na jego naiwnej wierze w lady Rosier. To nie miało juz znaczenia. Stanowiło to poważny uszczerbek w jego planach. Chciał Darcy w tej grupie i wiedział, że jej pomoc może okazać się nieodzowna, ale po tym wszystkim uzmysłowił sobie, że pokładał w niej jakąś idiotyczną wiarę. To coś nazwała zaufaniem, które miał wobec niej choć temu zaprzeczał i uzmysłowił sobie to dopiero, gdy poczuł zawód. Przykry, karcący jego bezkrytyczną osobowość zawód. Dziś nie zamierzał dawać jej nawet cienia szansy na powtórkę, choćby badania miały się ciągnąć w nieskończoność z powodu braku hipnotyzera. — Zajmę się kwestią wizji — dodał szybko i rzucił okiem na podręczne notattki. — Wykorzystamy wiedzę o świstokliku, żeby zastosować to wobec lustra. Numerologiczne rozpisanie funkcjonowania i połączenie tego z czymś tak abstrakcyjnym jak stan myślowy jasnowidza. Banał. W końcu mamy specjalistkę od zaklęć, dla której to pestka. To zadanie przypadnie lady Lestrange, o ile się nie wycofa— powiedział głośno, unosząc spojrzenie na Constance. Był chłodny, obojętny, pozbawiony wyrazu i wszelakiego fałszu,który zazwyczaj mu towarzyszył. — Oczywiście kwestię lustra zostawimy Magrit, w końcu nie ma lepszego specjalisty w Londynie. Jak to ma wyglądać? Jak długo trwa proces tworzenia lustra? I czy istnieje, a pewnie tak, jakiś sposób na połączenie go z daną osobą? — spytał, zwracając się do Magrit już bezceremonialnie, choć nie przeszli wcale na ty. Oparł się dłonią o blat, a drugą przyciągnął swoje notatki, zamykając teczkę. Kontynuowanie farsy nie miało sensu. — Czy wszyscy wiedzą jaki jest plan, co mają robić, czy jestem zbyt mało konkretny? Pytania?— spytał, spoglądając po wszystkich. Miał do czynienia z samymi indywidualistkami. Powinien był wiedzieć, że dla nich liczy się coś innego, nie efekt, nie to, co osiągną. Po drodze musiało paść wszystko inne. Nawet cholerne ciasteczka. Gdyby nie fakt, że był zmęczony i nie chciało mu się odpowiadać na to wszystko zmierzyłby się z gestem bezsilności w postaci ręki na swojej twarzy. Już dawno zapomniał z czym wiązały się spotkania towarzyskie u szlachciców. To powinno mieścić się w ramach przyjemnego wieczoru, któremu towarzyszyły głośne rozmowy, dyskusje, kawa, herbata, poczęstunek. Przy okazji może do czegoś dojdą. Tymczasem Mulciber chciał już do czegoś dojść. Znajdowali się w martwym punkcie. I pewnie mieli nie dojść do porozumienia.
Nie patrzył na Darcy. Ignorował jej zapach, szelest sukni, widok, a nawet ton głosu, który rozbrzmiewał w pomieszczeniu. Wychodziło mu to całkiem skutecznie, choć rosnąca irytacja szybko miała znaleźć ujście i wybrać sobie ofiarę. Miał być jednak mądrzejszy od tego — nie pozwolić, aby bezmyślne emocje przejęły nad nim władze i zaprzepaściły to, nad czym pracował. Chciał szybko zakończyć to spotkanie. Obwieścić wszystkim dotychczasowe postępy, narzucić plan, wysłuchać pomysłów i wrócić do pracy. Ilość kobiet przebywająca ze sobą w jednym pomieszczeniu działała desytrukcyjnie. Miał wrażenie, że kumulujące sie feromony stworzą bombę biologiczną, która rozsadzi pół Pokątnej, a on przestanie nad sobą panować i da upust niecierpliwości.
Dostrzegł spojrzenie Magrit. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, a w końcu zacisnął szczękę i wyprostował się, aby zapewnić damom niezbędny do pracy komfort. Wygodne krzesła znajdowały się na zapleczu. Zatrzymał się przy nich na dłużej niż powinien, łapiąc oddech i opanowując nerwy, aby ostatecznie podsunąć je obecnym kobietom i wrócić na swoje miejsce, do kontuaru, który tym razem odgradzał jego mordercze zapędy od prowokatorek. Liczył na to, że szybko uda im się rozstrzygnąć pewne kwestie i każdy będzie mógł pójść w swoją stronę. On sam był mało towarzyska osobą, większość czasu spędzał w samotności. Jeśli zawiódł kogokolwiek tym, że nie błaznował i nie zabawiał zgromadzonych szlachcianek, należało się pogodzić z tym, że dla niego priorytetem była kwestia zwierciadła, nie zapewniania wygód kobietom. Na szczęście każda miała swojego rycerza w lśniącej zbroi, a do jego obowiązków nie należało n a w e t sprawianie dobrego wrażenia.
— Odpuścimy sobie temat hipnozy — zarządził cierpko, kiedy Constance zwróciła się do Darcy. Nie patrzył ani na jedną ani na drugą, ale był pewien swojej decyzji, cokolwiek miało się z tym wiązać. Nie zamierzał wracać do początku stycznia, ani do sytuacji, która zaważyła na jego naiwnej wierze w lady Rosier. To nie miało juz znaczenia. Stanowiło to poważny uszczerbek w jego planach. Chciał Darcy w tej grupie i wiedział, że jej pomoc może okazać się nieodzowna, ale po tym wszystkim uzmysłowił sobie, że pokładał w niej jakąś idiotyczną wiarę. To coś nazwała zaufaniem, które miał wobec niej choć temu zaprzeczał i uzmysłowił sobie to dopiero, gdy poczuł zawód. Przykry, karcący jego bezkrytyczną osobowość zawód. Dziś nie zamierzał dawać jej nawet cienia szansy na powtórkę, choćby badania miały się ciągnąć w nieskończoność z powodu braku hipnotyzera. — Zajmę się kwestią wizji — dodał szybko i rzucił okiem na podręczne notattki. — Wykorzystamy wiedzę o świstokliku, żeby zastosować to wobec lustra. Numerologiczne rozpisanie funkcjonowania i połączenie tego z czymś tak abstrakcyjnym jak stan myślowy jasnowidza. Banał. W końcu mamy specjalistkę od zaklęć, dla której to pestka. To zadanie przypadnie lady Lestrange, o ile się nie wycofa— powiedział głośno, unosząc spojrzenie na Constance. Był chłodny, obojętny, pozbawiony wyrazu i wszelakiego fałszu,który zazwyczaj mu towarzyszył. — Oczywiście kwestię lustra zostawimy Magrit, w końcu nie ma lepszego specjalisty w Londynie. Jak to ma wyglądać? Jak długo trwa proces tworzenia lustra? I czy istnieje, a pewnie tak, jakiś sposób na połączenie go z daną osobą? — spytał, zwracając się do Magrit już bezceremonialnie, choć nie przeszli wcale na ty. Oparł się dłonią o blat, a drugą przyciągnął swoje notatki, zamykając teczkę. Kontynuowanie farsy nie miało sensu. — Czy wszyscy wiedzą jaki jest plan, co mają robić, czy jestem zbyt mało konkretny? Pytania?— spytał, spoglądając po wszystkich. Miał do czynienia z samymi indywidualistkami. Powinien był wiedzieć, że dla nich liczy się coś innego, nie efekt, nie to, co osiągną. Po drodze musiało paść wszystko inne. Nawet cholerne ciasteczka. Gdyby nie fakt, że był zmęczony i nie chciało mu się odpowiadać na to wszystko zmierzyłby się z gestem bezsilności w postaci ręki na swojej twarzy. Już dawno zapomniał z czym wiązały się spotkania towarzyskie u szlachciców. To powinno mieścić się w ramach przyjemnego wieczoru, któremu towarzyszyły głośne rozmowy, dyskusje, kawa, herbata, poczęstunek. Przy okazji może do czegoś dojdą. Tymczasem Mulciber chciał już do czegoś dojść. Znajdowali się w martwym punkcie. I pewnie mieli nie dojść do porozumienia.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Lady Rosier w dalszym toku spotkania konsekwentnie ignorowała obecność Magrit Lupin, nie rozpoznając w niej nikogo kogo winna była znać. Ramsey zaś ignorował ją, więc słusznym rozwiązaniem było dać mu sądzić, że bezkarnie może się do takich zachowań posuwać. Uwagę, w obecnych warunkach, skupiła więc na Constance. Nie było to jednak poczucie przykrego obowiązku rozmowy z kobietą. Cieszyła ją obecność lady Lestrange w tym gronie. Szlachcianki dawno już się nie widziały. Mignięcie obok siebie podczas sabatu nie można było uznać za zacieśnianie towarzyskich więzi. Nie mogła sobie wyprosić lepszej towarzyszki do rozmowy. Czerpiąc z wyrachowania oraz siły lady Lestrange i Darcy, chcąc sprostać tak niezbitej postawie, przybrała odpowiednią prezencję i pewność siebie, jakiej dawno już u niej nie było widać, tak naturalnej, odpowiadającej dumie rosierowskiej latorośli.
— Myślę, że wydarzenia z dnia sabatu odbiły się piętnem na każdym z nas — skwitowała tą kwestię, pod nieobecność Ramseya, który zdążył ich na chwilę opuścić. Lupin Darcy zdawała się nie dostrzegać. Rozmawiając z Constance nie dodała jeszcze, że nie byłaby pewna, czy ten okres nie upłynął, dla niej przynajmniej, aż za wolno. Każdy dzień udręki i żalu nad stratą bliskich zdawał się przeciągać ten ciężki czas dla wielu przedstawicieli szlachetnych rodów. W gruncie rzeczy badania nad magicznymi zwierciadłami to była teraz jedyna odskocznia od problemów życia codziennego. Tych, nad którymi w towarzystwie nie należało się jednak rozwodzić. Rosier z ulgą przyjęła zmianę tematu. Rozchyliła wargi, chcąc udzielić odpowiedzi. Przerwał jej cierpki ton Mulcibera. Twarz, mimochodem zwróciła w jego stronę. Chociaż miała niewymowną ochotę jakoś skomentować tą nieuprzejmość, zadarła głowę niespełna cal w górę, wracając spojrzeniem do lady Lestrange. Powściągnęła język, zamiast tego, z naciskiem w tonie, udzielając odpowiedzi dziewczynie, całkowicie lekceważąc słowa Mulcibera.
— Nie zauważyłam takiej prawidłowości w prowadzonej hipnozie. Myślę, że to zależy od hipnotyzowanego. Niektórzy mają tak oporny umysł, że sesje trwają miesiącami. Innych jest odczytać tak łatwo, że zdając sobie z tego sprawę uciekają z mojego gabinetu w popłochu.
Lady Rosier wykazała się dużą wyrozumiałością innych nie nazywając głośno tchórzami. Kontynuowałaby to zagadnienie jeszcze dłużej, ale Mulciber przerwał jej swoim „profesjonalnym” wywodem, w którego trakcie Darcy przysiadła przy panience Lestrange. Zamilkła, koncentrując się na wypowiedzianych przez mężczyznę słowach. Nie mogła nie zwrócić uwagi na to, że w przebiegu planowanych czynności, Ramsey nie uwzględnił w żaden sposób jej osoby. Bawiła się rodzinnym pierścieniu na palcu, czekając aż Mulciber naprawi swój błąd. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Skłamałaby, gdyby stwierdziła, że zupełnie ją to obeszło. Wrażenie traconego czasu pogłębiło się wraz z uświadomieniem sobie, że jej obecność na spotkaniu miała być ignorowana nie tylko na stopie prywatnej, ale również zawodowej. Wypełniła ją gorycz i wściekłość, która kusiła ją do okazania swojego oburzenia zaistniałą sytuacją. Z miłą chęcią otwarcie pokazałaby Mulciberowi co na ten temat myśli. Bo jeśli uważał, że potrafili sobie poradzić bez specjalistki w magii umysłu, to niepotrzebnie ją tu zapraszał. Jeśli zaś to jej obecność była tu problemem, to Rosier mogłaby mu pożyczyć powodzenia w szukaniu lepszego specjalisty od hipnozy w tym zacofanym Londynie. Zamiast jednak wpadać w złość, zachowała spokój. Uśmiechnęła się kpiąco pod nosem, czekając na rozwój sytuacji, która nie działała na jej korzyść. W końcu więc gromki, choć gorzki śmiech lady Rosier wypełnił całe pomieszczenie.
— Przepraszam — odezwała się grając w tej grze pozorów bardzo dobrze, sprawiając wrażenie, jakby rzeczywiście ją to bawiło — ale skoro nie będziemy rozmawiać o hipnozie i nie wspomniałeś o niej w przebiegu planowanych wydarzeń, to zastanawiam się, co ja tu robię.
Uniosła do niego wzrok. Jej spojrzenie zdawało się chłodniejsze i pełniejsze w emocje, jakich nie było w niej już widać od niespełna dwóch miesięcy. Srogość tego wzroku i jego wyrazistość skoncentrowana była na osobie Mulcibera. Jej ton zdawał się tak samo dumny i pełen budującej, czy teraz bardziej, pełnej politowania krytyki, co półtorej miesiąca temu.
— Ale to, jak mniemam, nie było pytanie.
Raczej strofowanie. Nikt nie powinien marnować jej czasu. Zwłaszcza ktoś, kto robił to w sposób tak niewyszukany, ze złych pobudek, zapominając, że w tym pomieszczeniu nie byli nikim innym jak współpracownikami badań naukowych.
— Myślę, że wydarzenia z dnia sabatu odbiły się piętnem na każdym z nas — skwitowała tą kwestię, pod nieobecność Ramseya, który zdążył ich na chwilę opuścić. Lupin Darcy zdawała się nie dostrzegać. Rozmawiając z Constance nie dodała jeszcze, że nie byłaby pewna, czy ten okres nie upłynął, dla niej przynajmniej, aż za wolno. Każdy dzień udręki i żalu nad stratą bliskich zdawał się przeciągać ten ciężki czas dla wielu przedstawicieli szlachetnych rodów. W gruncie rzeczy badania nad magicznymi zwierciadłami to była teraz jedyna odskocznia od problemów życia codziennego. Tych, nad którymi w towarzystwie nie należało się jednak rozwodzić. Rosier z ulgą przyjęła zmianę tematu. Rozchyliła wargi, chcąc udzielić odpowiedzi. Przerwał jej cierpki ton Mulcibera. Twarz, mimochodem zwróciła w jego stronę. Chociaż miała niewymowną ochotę jakoś skomentować tą nieuprzejmość, zadarła głowę niespełna cal w górę, wracając spojrzeniem do lady Lestrange. Powściągnęła język, zamiast tego, z naciskiem w tonie, udzielając odpowiedzi dziewczynie, całkowicie lekceważąc słowa Mulcibera.
— Nie zauważyłam takiej prawidłowości w prowadzonej hipnozie. Myślę, że to zależy od hipnotyzowanego. Niektórzy mają tak oporny umysł, że sesje trwają miesiącami. Innych jest odczytać tak łatwo, że zdając sobie z tego sprawę uciekają z mojego gabinetu w popłochu.
Lady Rosier wykazała się dużą wyrozumiałością innych nie nazywając głośno tchórzami. Kontynuowałaby to zagadnienie jeszcze dłużej, ale Mulciber przerwał jej swoim „profesjonalnym” wywodem, w którego trakcie Darcy przysiadła przy panience Lestrange. Zamilkła, koncentrując się na wypowiedzianych przez mężczyznę słowach. Nie mogła nie zwrócić uwagi na to, że w przebiegu planowanych czynności, Ramsey nie uwzględnił w żaden sposób jej osoby. Bawiła się rodzinnym pierścieniu na palcu, czekając aż Mulciber naprawi swój błąd. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Skłamałaby, gdyby stwierdziła, że zupełnie ją to obeszło. Wrażenie traconego czasu pogłębiło się wraz z uświadomieniem sobie, że jej obecność na spotkaniu miała być ignorowana nie tylko na stopie prywatnej, ale również zawodowej. Wypełniła ją gorycz i wściekłość, która kusiła ją do okazania swojego oburzenia zaistniałą sytuacją. Z miłą chęcią otwarcie pokazałaby Mulciberowi co na ten temat myśli. Bo jeśli uważał, że potrafili sobie poradzić bez specjalistki w magii umysłu, to niepotrzebnie ją tu zapraszał. Jeśli zaś to jej obecność była tu problemem, to Rosier mogłaby mu pożyczyć powodzenia w szukaniu lepszego specjalisty od hipnozy w tym zacofanym Londynie. Zamiast jednak wpadać w złość, zachowała spokój. Uśmiechnęła się kpiąco pod nosem, czekając na rozwój sytuacji, która nie działała na jej korzyść. W końcu więc gromki, choć gorzki śmiech lady Rosier wypełnił całe pomieszczenie.
— Przepraszam — odezwała się grając w tej grze pozorów bardzo dobrze, sprawiając wrażenie, jakby rzeczywiście ją to bawiło — ale skoro nie będziemy rozmawiać o hipnozie i nie wspomniałeś o niej w przebiegu planowanych wydarzeń, to zastanawiam się, co ja tu robię.
Uniosła do niego wzrok. Jej spojrzenie zdawało się chłodniejsze i pełniejsze w emocje, jakich nie było w niej już widać od niespełna dwóch miesięcy. Srogość tego wzroku i jego wyrazistość skoncentrowana była na osobie Mulcibera. Jej ton zdawał się tak samo dumny i pełen budującej, czy teraz bardziej, pełnej politowania krytyki, co półtorej miesiąca temu.
— Ale to, jak mniemam, nie było pytanie.
Raczej strofowanie. Nikt nie powinien marnować jej czasu. Zwłaszcza ktoś, kto robił to w sposób tak niewyszukany, ze złych pobudek, zapominając, że w tym pomieszczeniu nie byli nikim innym jak współpracownikami badań naukowych.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Czuła się wyróżniona, gdy Ramsey wziął do siebie każde słowo, które wypowiedziała na poprzednim spotkaniu z nim. Chociaż chciała go wtedy rozszarpać, wbić różdżkę między łopatki i niech pozna prawdziwy smak rozwścieczonej Constance. Źle ją zrozumiał. Chciała kawy, bo potrzebowała jej do myślenia. Każdy z naukowców, którzy pracował jako badacz, teoretyk danej dziedziny miał swój rytuał. Bez niego nie był w stanie się skupić i nawet ciepłe słowa nie wpłyną na jego analityczne myślenie. Ciastka stanowiło źródło energii. Nie wiedziała, ile przewidują siedzieć w salonie luster. Nie chciało jej się tłumaczyć czegokolwiek co jest związane z pobożnymi życzeniami o kawie. Kto jak kto, ale Ramsey powinien to zrozumieć!
Constance poczuła się niezręcznie. O co chodziło pomiędzy Darcy a Ramseyem? Plan badań zakładał bardzo istotną część hipnozy. Ta dziedzina była obca dla każdego z nich oprócz lady Rosier. Zachowała jednak kamienną twarz, próbując wyczytać cokolwiek z mowy ciała Ramseya. Dlaczego mówił tak jakby grupa badawcza miała się rozwiązać? Rozdzielenie zadań było dla nich oczywiste, lecz zaczęły tu powstawać nieprzyjemne przepychanki. Patrzyła to na szlachciankę, to na Ramseya, zastanawiając się, co próbują sobie udowodnić. Chrząknęła gdy nawet jej obecność w badaniach została uznana za wątpliwą. Odłożyła kubek kawy na ladę, ostro spoglądając na Darcy i na Ramseya.
- Jesteście żałośni – warknęła zła na dwójkę znajomych – Plan badań był znany od dwóch miesięcy, nie interesują mnie wasze prywatne niesnaski. To nie jest spotkanie na przepychanki słowne. Jesteśmy naukowcami, specjalistami w swojej dziedzinie i doprawdy nikt nie jest w stanie nas zastąpić. Jeśli macie zamiar zachowywać się jak dzieci, które wyrywają sobie kafle z dłoni, damy wam dwadzieścia minut na wzięcie się w garść. Ministerstwo Magii zabrało dofinansowanie badań zewnętrznych, jesteście tu z pasji nie z powodu pieniędzy. Sukcesu możemy oczekiwać na samym końcu, licząc, że Horyzonty Zaklęć docenią naszą pracę. Chcecie sławy? Tam są drzwi – Constance ruszyła się z miejsca, krążąc po pomieszczeniu. Bladość odbijała się w lustrach, w które nie mogła nawet patrzeć. Wskazała drzwi wejściowe, czekając aż ktokolwiek się z nich ruszy.
- Badania naukowe to nie sława, a ciężkie godziny pracy. Jeśli macie zamiar skupiać się na własnej prywatności, to powinniśmy zacząć od wątpliwego statusu krwi pani Lupin, a skończyć na absurdalnym pojedynku, która z racji jest ważniejsza. Nie interesują ani mnie, ani Magrit, bądźmy sobie po imieniu, wasze relacje prywatne. Jesteśmy tu dla wiedzy, a nie dla własnego kółka zainteresowań. Każdy z was jest nie do zastąpienia. Mamy zmienić świat, dążyć do tego, aby był lepszy nie tylko dla nas, ale dla naszych dzieci. Jeśli nie widzicie tego tak samo, tracę na was tylko czas – jej ton niestety był ostry i rzeczowy, ale jako jedyna z nich pracowała w zawodzie badacza na co dzień. Niespecjalnie chciała łożyć na badania, które dotyczyły Ramseya, ale na sukces musieli pracować wspólnie. Marzył się Constance świat przepełniony nauką, gdzie czarodzieje nie będą lekceważyć ważnych dziedzin. Sama nie była orłem w niczym innym jak w zaklęciach i numerologii. Kochała to co robi i będzie walczyć o projekt, w który się zaangażowała. Gdy skończyła swoją karcącą przemowę, wypuściła ciężko powietrze.
- Mamy wam dać chwilę czy możemy poświęcić się nauce? – spytała, wyczekując na odpowiedź. Chrząknęła i podeszła do lady, aby upić łyk kawy. – Do rozwiązania problemu z numerologią nie tylko potrzebuję Ramseya, ale i danę o waszych dziedzinach. Nie da się wyjąć wewnętrznego oka i do skutku sprawdzać reakcje na określone zaklęcia. Formuła świstoklika jest bardzo trudnym procesem, a wszyscy z nas wiecie, że przedmioty nie są duże. Magrit, czy byłabyś w stanie stworzyć magiczne lustro wielkości dłoni? Na początek wolałabym spróbować z czymś mniejszym, a następnie wzmacniać zaklęcia do określonych rozmiarów. – mówiła tym razem spokojniej, nieco cieplejszym tonem, przejeżdżając spojrzeniem po wszystkich zebranych. Czekało ich bardzo trudne zadanie. Na początku myślała, że jej rola będzie doprawdy szczątkowa, a od kiedy zaczęła dyskutować z Ramseyem, zobaczyła, iż plan badań jest naprawdę wymagający. To nie będzie tylko pot i łzy, ale prawdziwa gehenna.
- Darcy, mówiłaś o blokadzie umysłu: czy Ramsey może nieświadomie ją stworzyć? Jak wygląda sam proces hipnozy i wtargnięcia w drugiego człowieka? Czy da się izolować fragmenty wspomnień, wizji? – spytała, przenosząc spojrzenie na szlachciankę, którą zrugała jeszcze chwilę temu. Nie mieli czasu na kłótnie, dlaczego nikt tego nie rozumiał? Constance do kwietnia musiała skończyć te badania i Merlin jej świadkiem, że dokona wszelkich starań, aby się z tego rozliczyć.
Constance poczuła się niezręcznie. O co chodziło pomiędzy Darcy a Ramseyem? Plan badań zakładał bardzo istotną część hipnozy. Ta dziedzina była obca dla każdego z nich oprócz lady Rosier. Zachowała jednak kamienną twarz, próbując wyczytać cokolwiek z mowy ciała Ramseya. Dlaczego mówił tak jakby grupa badawcza miała się rozwiązać? Rozdzielenie zadań było dla nich oczywiste, lecz zaczęły tu powstawać nieprzyjemne przepychanki. Patrzyła to na szlachciankę, to na Ramseya, zastanawiając się, co próbują sobie udowodnić. Chrząknęła gdy nawet jej obecność w badaniach została uznana za wątpliwą. Odłożyła kubek kawy na ladę, ostro spoglądając na Darcy i na Ramseya.
- Jesteście żałośni – warknęła zła na dwójkę znajomych – Plan badań był znany od dwóch miesięcy, nie interesują mnie wasze prywatne niesnaski. To nie jest spotkanie na przepychanki słowne. Jesteśmy naukowcami, specjalistami w swojej dziedzinie i doprawdy nikt nie jest w stanie nas zastąpić. Jeśli macie zamiar zachowywać się jak dzieci, które wyrywają sobie kafle z dłoni, damy wam dwadzieścia minut na wzięcie się w garść. Ministerstwo Magii zabrało dofinansowanie badań zewnętrznych, jesteście tu z pasji nie z powodu pieniędzy. Sukcesu możemy oczekiwać na samym końcu, licząc, że Horyzonty Zaklęć docenią naszą pracę. Chcecie sławy? Tam są drzwi – Constance ruszyła się z miejsca, krążąc po pomieszczeniu. Bladość odbijała się w lustrach, w które nie mogła nawet patrzeć. Wskazała drzwi wejściowe, czekając aż ktokolwiek się z nich ruszy.
- Badania naukowe to nie sława, a ciężkie godziny pracy. Jeśli macie zamiar skupiać się na własnej prywatności, to powinniśmy zacząć od wątpliwego statusu krwi pani Lupin, a skończyć na absurdalnym pojedynku, która z racji jest ważniejsza. Nie interesują ani mnie, ani Magrit, bądźmy sobie po imieniu, wasze relacje prywatne. Jesteśmy tu dla wiedzy, a nie dla własnego kółka zainteresowań. Każdy z was jest nie do zastąpienia. Mamy zmienić świat, dążyć do tego, aby był lepszy nie tylko dla nas, ale dla naszych dzieci. Jeśli nie widzicie tego tak samo, tracę na was tylko czas – jej ton niestety był ostry i rzeczowy, ale jako jedyna z nich pracowała w zawodzie badacza na co dzień. Niespecjalnie chciała łożyć na badania, które dotyczyły Ramseya, ale na sukces musieli pracować wspólnie. Marzył się Constance świat przepełniony nauką, gdzie czarodzieje nie będą lekceważyć ważnych dziedzin. Sama nie była orłem w niczym innym jak w zaklęciach i numerologii. Kochała to co robi i będzie walczyć o projekt, w który się zaangażowała. Gdy skończyła swoją karcącą przemowę, wypuściła ciężko powietrze.
- Mamy wam dać chwilę czy możemy poświęcić się nauce? – spytała, wyczekując na odpowiedź. Chrząknęła i podeszła do lady, aby upić łyk kawy. – Do rozwiązania problemu z numerologią nie tylko potrzebuję Ramseya, ale i danę o waszych dziedzinach. Nie da się wyjąć wewnętrznego oka i do skutku sprawdzać reakcje na określone zaklęcia. Formuła świstoklika jest bardzo trudnym procesem, a wszyscy z nas wiecie, że przedmioty nie są duże. Magrit, czy byłabyś w stanie stworzyć magiczne lustro wielkości dłoni? Na początek wolałabym spróbować z czymś mniejszym, a następnie wzmacniać zaklęcia do określonych rozmiarów. – mówiła tym razem spokojniej, nieco cieplejszym tonem, przejeżdżając spojrzeniem po wszystkich zebranych. Czekało ich bardzo trudne zadanie. Na początku myślała, że jej rola będzie doprawdy szczątkowa, a od kiedy zaczęła dyskutować z Ramseyem, zobaczyła, iż plan badań jest naprawdę wymagający. To nie będzie tylko pot i łzy, ale prawdziwa gehenna.
- Darcy, mówiłaś o blokadzie umysłu: czy Ramsey może nieświadomie ją stworzyć? Jak wygląda sam proces hipnozy i wtargnięcia w drugiego człowieka? Czy da się izolować fragmenty wspomnień, wizji? – spytała, przenosząc spojrzenie na szlachciankę, którą zrugała jeszcze chwilę temu. Nie mieli czasu na kłótnie, dlaczego nikt tego nie rozumiał? Constance do kwietnia musiała skończyć te badania i Merlin jej świadkiem, że dokona wszelkich starań, aby się z tego rozliczyć.
lost through time and that's all I need
so much love, the more they bury
so much love, the more they bury
The member 'Constance Lestrange' has done the following action : rzut kością
'k100' : 66
'k100' : 66
Przez chwilę oddychał powoli, pozwalając rzeczywistości toczyć się samej. Wszystko płynęło tuż obok niego, a on zdawał się nie uczestniczyć w tym samym świecie. Miał przeczucie, że to spotkanie okaże się klapą, ale teraz przynajmniej miał pewność, że jedyną opcją były spotkania sam na sam, które nie będą zwiększać różnic pomiędzy nimi. Nie obchodziła go w tej chwili krew Lupin. Była dla niego takim samym badaczem jak Constance, czy Darcy, chociaż był zdecydowanym zwolennikiem czystości. Tu on był liderem. Mężczyzną. Jedynym w grupie. I zastanawiał się, czy naprawdę musi zachowywać się wobec nich jak cholerna przedszkolanka.
Constance jakby nagle zaczęła mu czytać w myślach, więc już przezornie spojrzał na nią spod mocno zmarszczonych brwi. Jego gniewne spojrzenie skierowało się na nią, a on jakby drgnął. Skruszony powinien spuścić głowę i przyznać jej rację, że słowne przepychanki i przekomarzanie było żałosne, dlatego nie zamierzał brać w tym udziału. Ignorowanie Darcy wychodziło mu całkiem nieźle i zamierzał kontynuować swoje praktyki, tym bardziej po tym, co powiedział przy okazji ostatniego ich spotkania. Nie spotkamy się już z własnej woli, milady.
Pozwolił Connie kontynuować i wyrzucić z siebie wszystkie żale, dotyczące ich zachowania, a później pokiwał głową.
— Ta... Lady Lestrange. Dla niektórych postrzeganie pozazmysłowe brzmi jak jedna z bajek autorstwa Bzika, ale to tak samo naturalne zjawisko jak światło, czy świadomość. O ile jedni tworzą badania nad charłactwem, likantropią, czy wynalezieniem magicznego lekarstwa na którąś z chorób genetycznych, ja chcę bardzo prostej rzeczy. Przejęcia kontroli nad zjawiskiem, którego mechanizm wcale nie jest powszechnie znany. Ale nie szkodzi, od tego tu jesteśmy— mruknął i oparł się rękami o kontuar. — U każdego jasnowidza aktywność wygląda inaczej. Niektórzy mówią o snach, w których widzą nadchodzące zdarzenia, inni doznają olśnienia podczas… uprawiania hobby. Nikt nie prowadził badań na ten temat do tej pory, więc nie ma na czym się opierać. Ale tu też nie szkodzi.— Wolałby się opierać na doświadczeniach innych niż swoich własnych i opisywać swoje przeżycia związane z odczuwaniem, a jednak odwoływał się do słów Constance i kwestii poznania jego dziedziny i przypadłości. U niego wystarczyło silne skojarzenie. Miał bardzo sprawnie działającą intuicję. — Samorzutne wizje nie są przypadkowe — podkreślił, wysuwając jasną tezę i nieustannie patrząc na Constance, bo to przecież spotkanie z nią pozwoliło mu zaobserwować pewne zjawisko. — I ułożenie gwiazd i planet nie tylko wpływa na to, a jest kluczem. Niektórzy żartują, że to na mapie nieba jest zapisany nasz los i to wcale nie jest dalekie od prawdy. Ale niebo nie tyle decyduje dokładnie o tym, co robimy, co wpływa na naszą intuicję, pragnienia, sposób myślenia i spostrzeżenia, w efekcie doprowadzając nas do określonego miejsca. — Do ręki wziął pióro należące do Magrit i na jednej z czystych stron pergaminu zaczął kreślić schemat pełni, rysując słońce, ziemię i księżyc,by po chwili obrócić pergamin w ich stronę, aby choćby trochę mogły sobie zwizualizować jego słowa. — Kiedy działamy w określony sposób, a na niebie lśni określona konstelacja gwiazd, albo następuje określony tranzyt planet mamy do czynienia z określonym oddziaływaniem— aby tych określeń było mało— Im silniejsze tym większe prawdopodobieństwo powstania wizji, którą można porównać do tysiąckroć zintensyfikowanego przeczucia. Dla jasnowidza jest to tak wyraźne, że nabiera zupełnie innej formy niż niemy głos w głowie nieznanego pochodzenia. Ma swój kształt, a często smak, zapach i dźwięk, stając się na jakiś czas równoległą rzeczywistością. To lustrzane odbicie sytuacji, która ma miejsce w przyszłości — dlatego tworzymy zwierciadło.— Dla nas dopiero będzie, ale w innym świecie ona już się zdarzyła. I to siła planet zakrzywia rzeczywistość i pozwala nam ją dzięki temu zobaczyć. To proste — wyjaśnił rzeczowo. Dla niego to było łatwe w zrozumieniu, bo tematyka jasnowidzenia i przyszłości była obecna w jego życiu od zawsze. Nie tylko jako posiadacza wewnętrznego oka, ale również teoretyka tej dziedziny magii. Od zawsze fascynowała go wiedza o przyszłości i możliwość manipulowania nią. To była władza. Wiedział, że dzięki niej uda mu się osiągnąć rzeczy wielkie. Dlatego zabawę w badania pod pseudonimem rozpoczął tak naprawdę wiele lat temu. Z przyjemnością opisał zasadę samospełniającego się proroctwa dla amerykańskiego dyplomaty, którego spotkał w murach ministerstwa magii. Czy nie był to jego pierwszy artykuł? A może wywiad? Wtedy był jeszcze aktywnym działaczem. Również dlatego podjął się tematu przepowiedni dla Proroka Codziennego w jednym z felietonów. Dziś już nie miał czasu na zabawę. Łaknął konkretów.
— Ułożenie planet będzie miało znaczenie nie tyle przy tworzeniu lustra, co w łączeniu go zaklęciem Constane i wizją. Esencja wspomnień, czy tych wizji, posłuży Magrit do stworzenia eliksiru, stanowiącego bazę połączenia lustra z wewnętrznym okiem. Będzie w ten sposób czułe na odbiór obrazu, nie mylę się? — spytał, spoglądając na kobietę. — Zanim nadejdzie pełnia będziemy musieli stworzyć zaklęcie, które stanie się przekaźnikiem. Uaktywni transfer obrazu innej rzeczywistości widzianą przez jasnowidza i przeniesie ją na lustro. Tak jak świstoklik. I kiedy tak się stanie pozostanie kwestia manipulowania przekazywanym obrazem. Nie wiem, co z tego wyniknie. Nie wiem w jaki sposób będzie zbudowany ten pomost i czy będzie można się z łatwością poruszać na osi czasu. Wyjdzie w praniu — dokończył i odepchnął się od kontuaru spoglądając na Constance i Magrit.
Wzmianka jaką puściła Darcy odnośnie hipnozy była niczym gwóźdź do trumny. Jej własnej, nie Mulcibera, choć to on wychodził z siebie. A mimo to nie drgnęła mu nawet powieka. Wściekłość jaką czuł, a nawet żal, do którego nie chciał przyznać nawet przed sobą rozsadzały go wręcz od środka, jak woda gotująca się w zbyt małym czajniku. Drgania stawały się coraz większe, woda bulgotała, czuł, że zaczyna przeciekać. Doskonale zrozumiał jej kąśliwą uwagę do sytuacji, która się mu p r z y t r a f i ł a. Tak właśnie sobie to tłumaczył. Tak wyszło i więcej nie powtórzy tego samego błędu, za który przyszło mu płacić właśnie w tej chwili. Był w pierwszej chwili zaskoczony, że jeszcze śmie mu to wytykać. Ale to ona zawaliła. Dwukrotnie. O dwa razy za dużo.
Wyciągnął ze swojej teczki list zaadresowany do niej, i zabrawszy swoje rzeczy zbliżył się. Stanął przed Darcy i spojrzał jej prosto w oczy. Nie miał za grosz wyrzutów sumienia, że zmarnował jej czas. I gdyby tylko miał w sobie więcej złośliwości na tę chwilę, zmarnowałby go jeszcze więcej, ale był zmęczony. Tą sytuacją, podchodami, zabawą, udawaniem przed sobą, przed nią i wszystkimi dookoła. Podał jej elegancką, ręcznie zaadresowaną kopertę. Lady Darcy Rosier. Do rąk własnych. Mówisz, masz.
— Marnujesz czas — zauważył trafnie, krzyżując z nią spojrzenie na moment. — Znaczenie hipnozy dla badań miało być znaczące, bo mogła zwiększyć dość ograniczoną powtarzalność samorzutnego występowania wizjonerskich obrazów. Mówiąc prościej, hipnoza miała stworzyć z jasnowidza medium kontrolującego podróże w czasie i przestrzeni, czyli między innymi przewidywanie przyszłości. — Pochylił się w jej stronę, opierając jedną rękę na udzie, dzięki czemu ich twarze znalazły się na tym samym poziomie. Chciał aby to było dobitne. Wyraźne. I ostateczne. — Ale ty i ja — nie istniało pomiędzy nimi żadne my — Skończyliśmy.
Wycedził przez zęby wyraźnie, tak aby go dobrze zrozumiała. W kopercie znajdował się oficjalny list z podziękowaniami za udział w badaniach i ich dofinansowanie, którego z obiektywnych przyczyn grupa badawcza nie mogła przyjąć. Kwestia pieniędzy była dla niego małostkowa, ale wystarczająca. Podjął decyzję już wcześniej i nie zamierzał się z tego wycofać. I w tej chwili nie byli już ani przyjaciółmi, ani znajomymi z dawnych lat, ani nawet badaczami. Może jego działanie wskazywało na brak profesjonalizmu, a może coś wręcz odwrotnego. Nie chciał tracić czasu na głupie gierki dziecinnej panny. Ich drogi się rozeszły i miały się już nie złączyć, przynajmniej o to zamierzał zadbać Mulciber.
Nie czekając ani na jej odpowiedź, ani na reakcję wyprostował się i ruszył w kierunku drzwi. Skinął głową w kierunku lady Lestrange i Magrit, po czym w milczeniu opuścił salon luster.
/zt dla Ramseya
Constance jakby nagle zaczęła mu czytać w myślach, więc już przezornie spojrzał na nią spod mocno zmarszczonych brwi. Jego gniewne spojrzenie skierowało się na nią, a on jakby drgnął. Skruszony powinien spuścić głowę i przyznać jej rację, że słowne przepychanki i przekomarzanie było żałosne, dlatego nie zamierzał brać w tym udziału. Ignorowanie Darcy wychodziło mu całkiem nieźle i zamierzał kontynuować swoje praktyki, tym bardziej po tym, co powiedział przy okazji ostatniego ich spotkania. Nie spotkamy się już z własnej woli, milady.
Pozwolił Connie kontynuować i wyrzucić z siebie wszystkie żale, dotyczące ich zachowania, a później pokiwał głową.
— Ta... Lady Lestrange. Dla niektórych postrzeganie pozazmysłowe brzmi jak jedna z bajek autorstwa Bzika, ale to tak samo naturalne zjawisko jak światło, czy świadomość. O ile jedni tworzą badania nad charłactwem, likantropią, czy wynalezieniem magicznego lekarstwa na którąś z chorób genetycznych, ja chcę bardzo prostej rzeczy. Przejęcia kontroli nad zjawiskiem, którego mechanizm wcale nie jest powszechnie znany. Ale nie szkodzi, od tego tu jesteśmy— mruknął i oparł się rękami o kontuar. — U każdego jasnowidza aktywność wygląda inaczej. Niektórzy mówią o snach, w których widzą nadchodzące zdarzenia, inni doznają olśnienia podczas… uprawiania hobby. Nikt nie prowadził badań na ten temat do tej pory, więc nie ma na czym się opierać. Ale tu też nie szkodzi.— Wolałby się opierać na doświadczeniach innych niż swoich własnych i opisywać swoje przeżycia związane z odczuwaniem, a jednak odwoływał się do słów Constance i kwestii poznania jego dziedziny i przypadłości. U niego wystarczyło silne skojarzenie. Miał bardzo sprawnie działającą intuicję. — Samorzutne wizje nie są przypadkowe — podkreślił, wysuwając jasną tezę i nieustannie patrząc na Constance, bo to przecież spotkanie z nią pozwoliło mu zaobserwować pewne zjawisko. — I ułożenie gwiazd i planet nie tylko wpływa na to, a jest kluczem. Niektórzy żartują, że to na mapie nieba jest zapisany nasz los i to wcale nie jest dalekie od prawdy. Ale niebo nie tyle decyduje dokładnie o tym, co robimy, co wpływa na naszą intuicję, pragnienia, sposób myślenia i spostrzeżenia, w efekcie doprowadzając nas do określonego miejsca. — Do ręki wziął pióro należące do Magrit i na jednej z czystych stron pergaminu zaczął kreślić schemat pełni, rysując słońce, ziemię i księżyc,by po chwili obrócić pergamin w ich stronę, aby choćby trochę mogły sobie zwizualizować jego słowa. — Kiedy działamy w określony sposób, a na niebie lśni określona konstelacja gwiazd, albo następuje określony tranzyt planet mamy do czynienia z określonym oddziaływaniem— aby tych określeń było mało— Im silniejsze tym większe prawdopodobieństwo powstania wizji, którą można porównać do tysiąckroć zintensyfikowanego przeczucia. Dla jasnowidza jest to tak wyraźne, że nabiera zupełnie innej formy niż niemy głos w głowie nieznanego pochodzenia. Ma swój kształt, a często smak, zapach i dźwięk, stając się na jakiś czas równoległą rzeczywistością. To lustrzane odbicie sytuacji, która ma miejsce w przyszłości — dlatego tworzymy zwierciadło.— Dla nas dopiero będzie, ale w innym świecie ona już się zdarzyła. I to siła planet zakrzywia rzeczywistość i pozwala nam ją dzięki temu zobaczyć. To proste — wyjaśnił rzeczowo. Dla niego to było łatwe w zrozumieniu, bo tematyka jasnowidzenia i przyszłości była obecna w jego życiu od zawsze. Nie tylko jako posiadacza wewnętrznego oka, ale również teoretyka tej dziedziny magii. Od zawsze fascynowała go wiedza o przyszłości i możliwość manipulowania nią. To była władza. Wiedział, że dzięki niej uda mu się osiągnąć rzeczy wielkie. Dlatego zabawę w badania pod pseudonimem rozpoczął tak naprawdę wiele lat temu. Z przyjemnością opisał zasadę samospełniającego się proroctwa dla amerykańskiego dyplomaty, którego spotkał w murach ministerstwa magii. Czy nie był to jego pierwszy artykuł? A może wywiad? Wtedy był jeszcze aktywnym działaczem. Również dlatego podjął się tematu przepowiedni dla Proroka Codziennego w jednym z felietonów. Dziś już nie miał czasu na zabawę. Łaknął konkretów.
— Ułożenie planet będzie miało znaczenie nie tyle przy tworzeniu lustra, co w łączeniu go zaklęciem Constane i wizją. Esencja wspomnień, czy tych wizji, posłuży Magrit do stworzenia eliksiru, stanowiącego bazę połączenia lustra z wewnętrznym okiem. Będzie w ten sposób czułe na odbiór obrazu, nie mylę się? — spytał, spoglądając na kobietę. — Zanim nadejdzie pełnia będziemy musieli stworzyć zaklęcie, które stanie się przekaźnikiem. Uaktywni transfer obrazu innej rzeczywistości widzianą przez jasnowidza i przeniesie ją na lustro. Tak jak świstoklik. I kiedy tak się stanie pozostanie kwestia manipulowania przekazywanym obrazem. Nie wiem, co z tego wyniknie. Nie wiem w jaki sposób będzie zbudowany ten pomost i czy będzie można się z łatwością poruszać na osi czasu. Wyjdzie w praniu — dokończył i odepchnął się od kontuaru spoglądając na Constance i Magrit.
Wzmianka jaką puściła Darcy odnośnie hipnozy była niczym gwóźdź do trumny. Jej własnej, nie Mulcibera, choć to on wychodził z siebie. A mimo to nie drgnęła mu nawet powieka. Wściekłość jaką czuł, a nawet żal, do którego nie chciał przyznać nawet przed sobą rozsadzały go wręcz od środka, jak woda gotująca się w zbyt małym czajniku. Drgania stawały się coraz większe, woda bulgotała, czuł, że zaczyna przeciekać. Doskonale zrozumiał jej kąśliwą uwagę do sytuacji, która się mu p r z y t r a f i ł a. Tak właśnie sobie to tłumaczył. Tak wyszło i więcej nie powtórzy tego samego błędu, za który przyszło mu płacić właśnie w tej chwili. Był w pierwszej chwili zaskoczony, że jeszcze śmie mu to wytykać. Ale to ona zawaliła. Dwukrotnie. O dwa razy za dużo.
Wyciągnął ze swojej teczki list zaadresowany do niej, i zabrawszy swoje rzeczy zbliżył się. Stanął przed Darcy i spojrzał jej prosto w oczy. Nie miał za grosz wyrzutów sumienia, że zmarnował jej czas. I gdyby tylko miał w sobie więcej złośliwości na tę chwilę, zmarnowałby go jeszcze więcej, ale był zmęczony. Tą sytuacją, podchodami, zabawą, udawaniem przed sobą, przed nią i wszystkimi dookoła. Podał jej elegancką, ręcznie zaadresowaną kopertę. Lady Darcy Rosier. Do rąk własnych. Mówisz, masz.
— Marnujesz czas — zauważył trafnie, krzyżując z nią spojrzenie na moment. — Znaczenie hipnozy dla badań miało być znaczące, bo mogła zwiększyć dość ograniczoną powtarzalność samorzutnego występowania wizjonerskich obrazów. Mówiąc prościej, hipnoza miała stworzyć z jasnowidza medium kontrolującego podróże w czasie i przestrzeni, czyli między innymi przewidywanie przyszłości. — Pochylił się w jej stronę, opierając jedną rękę na udzie, dzięki czemu ich twarze znalazły się na tym samym poziomie. Chciał aby to było dobitne. Wyraźne. I ostateczne. — Ale ty i ja — nie istniało pomiędzy nimi żadne my — Skończyliśmy.
Wycedził przez zęby wyraźnie, tak aby go dobrze zrozumiała. W kopercie znajdował się oficjalny list z podziękowaniami za udział w badaniach i ich dofinansowanie, którego z obiektywnych przyczyn grupa badawcza nie mogła przyjąć. Kwestia pieniędzy była dla niego małostkowa, ale wystarczająca. Podjął decyzję już wcześniej i nie zamierzał się z tego wycofać. I w tej chwili nie byli już ani przyjaciółmi, ani znajomymi z dawnych lat, ani nawet badaczami. Może jego działanie wskazywało na brak profesjonalizmu, a może coś wręcz odwrotnego. Nie chciał tracić czasu na głupie gierki dziecinnej panny. Ich drogi się rozeszły i miały się już nie złączyć, przynajmniej o to zamierzał zadbać Mulciber.
Nie czekając ani na jej odpowiedź, ani na reakcję wyprostował się i ruszył w kierunku drzwi. Skinął głową w kierunku lady Lestrange i Magrit, po czym w milczeniu opuścił salon luster.
/zt dla Ramseya
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ostatnio zmieniony przez Ramsey Mulciber dnia 05.08.16 17:18, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 20
'k100' : 20
Oczywiście, ze Constance miała pełną słuszność w swoich słowach. Może Darcy próbowałaby odeprzeć jej słowa, gdyby się myliła, ale chyba oboje, wraz z Ramseyem mieli pełną świadomość, że jej wywód nie był bezzasadny. Być może jedyne co, że jej uwaga była zbyt długa. Lady Rosier zrozumiała przekaz już przy pierwszych słowach. Podniosła dłoń, próbując oddzielić złość na Ramseya od zdrowego rozsądku. Nie było to proste, bo wizja kontynuowania rozmowy w ten sposób była zbyt wielką pokusą. Oparła jednak dłoń na ramieniu Constance, starając się wciąć w wypowiedź, zaznaczyć, że wszystko zostało już zrozumiane. Connie jednak w tym momencie zaczęła chodzić po pomieszczeniu, rzuciła całą tyradę, a Darcy westchnęła, wstrzymując powietrze, przełykając gorzki smak świadomości. Tej, która kazała jej późnij skwitować to wszystko tylko w jeden sposób.
— Masz rację.
Nic więcej żadne już w tym temacie nie musiało dodawać. Darcy przełknęła swoją dumę, na rzecz kontynuowania spotkania . Tym razem i ona zignorowała obecność Ramseya. Miała wrażenie, że każde spojrzenie w jego kierunku, wywołałoby w tym momencie kolejną falę żenady i dałoby Constance więcej powodów do złości. Zacisnęła dłoń na oparciu swojego krzesła, nie patrząc na nikogo. Bardziej w kierunku drzwi, poddając suchej analizie wszystkie słowa jakie padły w temacie wewnętrznego oka i planowanych w przyszłości zadaniach dla każdego z nich. Wsłuchiwała się w rzeczowy ton Connie, szukając nieprawidłowości w informacjach, które sama zebrała w clach przygotowawczych do badań. Lady Lestrange zwróciła uwagę na kwestie, które być może bezpośrednio nie dotyczyły dziedziny, jaką miała zajmować się Darcy, ale mogły mieć wpływ na sposób jej spojrzenia na zagadnienie jasnowidzenia. Przy Ramseyu starała się nie wyłączyć, ale Mulciber konsekwentnie nie wspominał nic o jej udziale w projekcie, dlatego ciężko było jej się skupić na jego słowach, dodatkowo powstrzymując się od cisnących się na usta komentarzy.
Twarz uniosła dopiero, kiedy Constance wspomniała o blokadzie umysłu. Oparła obie dłonie na podłokietnikach, chcąc podnieść się do pionu, ale w tym samym momencie Ramsey, którego przez nieuwagę na zbyt długo spuściła z oczu, podszedł do niej, wypowiadając się w sposób, który wywołał ścisk w jej żołądku. Z początku była to wściekłość. Napięcie mięśni na twarzy Rosier, zdradzało, ze zaciskała wargi przed odwarknięciem mu rzeczy nieprzyjemnych. Zadzierając jednak podbródek do góry, natrafiła na wzrok tak kipiący negatywnymi emocjami, że nawet Darcy powściągnęła język, czując jak ze sprawy zawodowej, sytuacja nabiera nagle niebezpieczny obrót, wchodząc na stopę prywatną. Ramsey mógł mieć wrażenie, że idealnie panuje nad emocjami, ale dla kogoś kto znał wszystkie jego stany obojętności, ta twarz, to spojrzenie i ten ton, razem sprawiały bardzo dobitne wrażenie. Utrzymała jego wzrok, czując jego ciężar bardziej niż Mulciber mógł to sobie wyobrazić. Jeszcze nigdy nie widziała go tak wściekłego. Cofając się pamięcią do wielu lat ich znajomości, nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek wcześniej uniósł się w ten sposób emocjami, odrzucając chłodną analizę. Najgorszym było, że nie mogła się tego spodziewać, w momencie, w którym nawet przez myśl jej nie przeszło, ze mogłaby wpłynąć na taki jego stan. Bezduszność z jaką odrzucił jej wkład w badaniach powinna poruszyć w niej oburzoną dumę. Zmuszona była zbesztać go za bezczelność i stratę jej czasu, ale przez ten bardzo prymitywny sposób pożegnania jej z grupy badawczej przebijało się coś, przed czym ostrzegał ją już wcześniej, a czego nie potraktowała poważnie. A ta strata sparaliżowała ją w tym stopniu, że nie zdążyła nic powiedzieć zanim wyszedł. Przyjęła kopertę w dłoń, nie musząc zaglądać do środka, żeby wiedzieć co zawierała jej zawartość. Jeszcze na długo po zamknięciu się drzwi Salonu Luster, serce biło jej szybciej, a gardło rozbolało ją od zaciskania się krtani. Kiedy w końcu wstała, możliwe, że po czasie zbyt długim, odchrząknęła, rzucając kopertę na siedzenie, przypominając sobie o obecności dwóch innych osób w pomieszczeniu. Nagle nawet Margit Lupin wydała jej się duszą znacznie bardziej przyjazną. W końcu wypuszczając powietrze z płuc, bo jeszcze chwilę, a mogłaby się zadusić, a na pewno już zdążyła pobladnąć, podeszła do obu pań, odzywając się głosem, który miała nadzieję nie zdradzał sobą żadnego roztrzęsienia. Lekkie drganie stłumiła już przy pierwszej nucie, rzucając jak gdyby nigdy nic:
— Hipnoza to przede wszystkim nie jest wtargnięcie do umysłu. Nie należy jej mylić z legilimencją. Hipnoza działa przy udziale sugestii hipnotyzera, ale osoba poddana w transie we współpracy z hipnotyzerem dociera do swojej podświadomości. Dlatego tak ważne jest zaufanie pomiędzy dwojgiem tych osób. Poddanie osoby w stan spoczynku i półsnu jest wystarczająco ciężkie w przypadku tradycyjnej hipnozy.
Zawiesiła ton, bo w tym miejscu miała odpowiedzieć na kwestię, czy Ramsey może nieświadomie stworzyć blokadę. Ramsey tworzył ją bardzo świadomie i bardzo świadomie dał jej jasno do zrozumienia, że jakiekolwiek próby zmuszenia go do hipnozy nie będą miały miejsca teraz, ani w przyszłości. Nie potrzebowała do tego wewnętrznego oka. Skrupulatnie uniknęła jego imienia, udzielając odpowiedzi.
— W momencie, w którym umysł stawia opór, bardzo dobry hipnotyzer jest w stanie zmusić czarodzieja do udostępnienia mu bardzo płytkiej warstwy jego wspomnień. Może to wywołać jednak bardzo nieprzyjemne powikłania dla obu stron. Hipnoza to bardzo skomplikowany proces. Wbrew pozorom jest w nim tyle samo magii, co psychologii i umiejętności przewidywania. Instynkt hipnotyzera odgrywa bardzo dużą rolę oraz predyspozycje hipnotyzera do podejmowania ryzyka i jego dobra intuicja. Łatwo można zerwać połączenie z hipnotyzowanym, jeśli przekroczy się pewną dopuszczalną granicę. Dlatego nie warto naciskać na osobę w stanie hipnozy, bo nie dość, że nie przyniesie to żadnych skutków to może spowodować, ze niezależnie od umiejętności hipnotyzera, dalsza hipnoza może być niemożliwa. Wejście do umysłu słabego człowieka jest proste. Ale krążenie po nim to jak otwieranie drzwi po omacku. To tak jakbyś wlała w myślodsiewną wszystkie swoje wspomnienia i chciała wyłowić z niej to, które Cię interesuje. Jest to prawie niemożliwe. Dlatego ważne jest nawiązać wcześniej jakąś więź z hipnotyzowanym. Nie zawsze musi być ona silna, chociaż przy okazji krążenia wokół wspomnień bardzo głęboko zakopanych, warto, żeby była jak najtrwalsza. Hipnoza mająca na celu wywołać, bądź przypomnieć wizje z wewnętrznego oka jest o tyle ciężka, że wizje jasnowidzów często pozostają w ich podświadomości. Nie są czymś, co wróżbici sami kontrolują, więc droga do tych wspomnień, wydaje mi się, musi być bardzo pokrętna. Czytałam o przypadku legilimenty, który próbował wymusić na jasnowidzu pokazanie mu wizji, ale tak brutalne wdzieranie się do czyjegoś umysłu może skutkować trwałymi uszkodzeniami, czy nawet czystym szaleństwem — zakończyła, po chwili dodając już ciszej, z wyraźną rezygnacją, pierwsze słowo w zdaniu wypowiadając prawie bezgłośnie:
— Mulciber… ma za mocną silną wolę. Nie znam hipnotyzera, który mógłby dotrzeć do jego podświadomości. Potrzebujecie innego jasnowidza i możliwe, ze innego specjalisty od magii umysłu. Słowem, jesteście dwa miesiące w plecy. Być może lepszy byłby legilimenta, ale to zbyt mocno inwazyjne i może nie mieć zastosowania przy okazji przeniesienia wizji na magiczne zwierciadła.
— Masz rację.
Nic więcej żadne już w tym temacie nie musiało dodawać. Darcy przełknęła swoją dumę, na rzecz kontynuowania spotkania . Tym razem i ona zignorowała obecność Ramseya. Miała wrażenie, że każde spojrzenie w jego kierunku, wywołałoby w tym momencie kolejną falę żenady i dałoby Constance więcej powodów do złości. Zacisnęła dłoń na oparciu swojego krzesła, nie patrząc na nikogo. Bardziej w kierunku drzwi, poddając suchej analizie wszystkie słowa jakie padły w temacie wewnętrznego oka i planowanych w przyszłości zadaniach dla każdego z nich. Wsłuchiwała się w rzeczowy ton Connie, szukając nieprawidłowości w informacjach, które sama zebrała w clach przygotowawczych do badań. Lady Lestrange zwróciła uwagę na kwestie, które być może bezpośrednio nie dotyczyły dziedziny, jaką miała zajmować się Darcy, ale mogły mieć wpływ na sposób jej spojrzenia na zagadnienie jasnowidzenia. Przy Ramseyu starała się nie wyłączyć, ale Mulciber konsekwentnie nie wspominał nic o jej udziale w projekcie, dlatego ciężko było jej się skupić na jego słowach, dodatkowo powstrzymując się od cisnących się na usta komentarzy.
Twarz uniosła dopiero, kiedy Constance wspomniała o blokadzie umysłu. Oparła obie dłonie na podłokietnikach, chcąc podnieść się do pionu, ale w tym samym momencie Ramsey, którego przez nieuwagę na zbyt długo spuściła z oczu, podszedł do niej, wypowiadając się w sposób, który wywołał ścisk w jej żołądku. Z początku była to wściekłość. Napięcie mięśni na twarzy Rosier, zdradzało, ze zaciskała wargi przed odwarknięciem mu rzeczy nieprzyjemnych. Zadzierając jednak podbródek do góry, natrafiła na wzrok tak kipiący negatywnymi emocjami, że nawet Darcy powściągnęła język, czując jak ze sprawy zawodowej, sytuacja nabiera nagle niebezpieczny obrót, wchodząc na stopę prywatną. Ramsey mógł mieć wrażenie, że idealnie panuje nad emocjami, ale dla kogoś kto znał wszystkie jego stany obojętności, ta twarz, to spojrzenie i ten ton, razem sprawiały bardzo dobitne wrażenie. Utrzymała jego wzrok, czując jego ciężar bardziej niż Mulciber mógł to sobie wyobrazić. Jeszcze nigdy nie widziała go tak wściekłego. Cofając się pamięcią do wielu lat ich znajomości, nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek wcześniej uniósł się w ten sposób emocjami, odrzucając chłodną analizę. Najgorszym było, że nie mogła się tego spodziewać, w momencie, w którym nawet przez myśl jej nie przeszło, ze mogłaby wpłynąć na taki jego stan. Bezduszność z jaką odrzucił jej wkład w badaniach powinna poruszyć w niej oburzoną dumę. Zmuszona była zbesztać go za bezczelność i stratę jej czasu, ale przez ten bardzo prymitywny sposób pożegnania jej z grupy badawczej przebijało się coś, przed czym ostrzegał ją już wcześniej, a czego nie potraktowała poważnie. A ta strata sparaliżowała ją w tym stopniu, że nie zdążyła nic powiedzieć zanim wyszedł. Przyjęła kopertę w dłoń, nie musząc zaglądać do środka, żeby wiedzieć co zawierała jej zawartość. Jeszcze na długo po zamknięciu się drzwi Salonu Luster, serce biło jej szybciej, a gardło rozbolało ją od zaciskania się krtani. Kiedy w końcu wstała, możliwe, że po czasie zbyt długim, odchrząknęła, rzucając kopertę na siedzenie, przypominając sobie o obecności dwóch innych osób w pomieszczeniu. Nagle nawet Margit Lupin wydała jej się duszą znacznie bardziej przyjazną. W końcu wypuszczając powietrze z płuc, bo jeszcze chwilę, a mogłaby się zadusić, a na pewno już zdążyła pobladnąć, podeszła do obu pań, odzywając się głosem, który miała nadzieję nie zdradzał sobą żadnego roztrzęsienia. Lekkie drganie stłumiła już przy pierwszej nucie, rzucając jak gdyby nigdy nic:
— Hipnoza to przede wszystkim nie jest wtargnięcie do umysłu. Nie należy jej mylić z legilimencją. Hipnoza działa przy udziale sugestii hipnotyzera, ale osoba poddana w transie we współpracy z hipnotyzerem dociera do swojej podświadomości. Dlatego tak ważne jest zaufanie pomiędzy dwojgiem tych osób. Poddanie osoby w stan spoczynku i półsnu jest wystarczająco ciężkie w przypadku tradycyjnej hipnozy.
Zawiesiła ton, bo w tym miejscu miała odpowiedzieć na kwestię, czy Ramsey może nieświadomie stworzyć blokadę. Ramsey tworzył ją bardzo świadomie i bardzo świadomie dał jej jasno do zrozumienia, że jakiekolwiek próby zmuszenia go do hipnozy nie będą miały miejsca teraz, ani w przyszłości. Nie potrzebowała do tego wewnętrznego oka. Skrupulatnie uniknęła jego imienia, udzielając odpowiedzi.
— W momencie, w którym umysł stawia opór, bardzo dobry hipnotyzer jest w stanie zmusić czarodzieja do udostępnienia mu bardzo płytkiej warstwy jego wspomnień. Może to wywołać jednak bardzo nieprzyjemne powikłania dla obu stron. Hipnoza to bardzo skomplikowany proces. Wbrew pozorom jest w nim tyle samo magii, co psychologii i umiejętności przewidywania. Instynkt hipnotyzera odgrywa bardzo dużą rolę oraz predyspozycje hipnotyzera do podejmowania ryzyka i jego dobra intuicja. Łatwo można zerwać połączenie z hipnotyzowanym, jeśli przekroczy się pewną dopuszczalną granicę. Dlatego nie warto naciskać na osobę w stanie hipnozy, bo nie dość, że nie przyniesie to żadnych skutków to może spowodować, ze niezależnie od umiejętności hipnotyzera, dalsza hipnoza może być niemożliwa. Wejście do umysłu słabego człowieka jest proste. Ale krążenie po nim to jak otwieranie drzwi po omacku. To tak jakbyś wlała w myślodsiewną wszystkie swoje wspomnienia i chciała wyłowić z niej to, które Cię interesuje. Jest to prawie niemożliwe. Dlatego ważne jest nawiązać wcześniej jakąś więź z hipnotyzowanym. Nie zawsze musi być ona silna, chociaż przy okazji krążenia wokół wspomnień bardzo głęboko zakopanych, warto, żeby była jak najtrwalsza. Hipnoza mająca na celu wywołać, bądź przypomnieć wizje z wewnętrznego oka jest o tyle ciężka, że wizje jasnowidzów często pozostają w ich podświadomości. Nie są czymś, co wróżbici sami kontrolują, więc droga do tych wspomnień, wydaje mi się, musi być bardzo pokrętna. Czytałam o przypadku legilimenty, który próbował wymusić na jasnowidzu pokazanie mu wizji, ale tak brutalne wdzieranie się do czyjegoś umysłu może skutkować trwałymi uszkodzeniami, czy nawet czystym szaleństwem — zakończyła, po chwili dodając już ciszej, z wyraźną rezygnacją, pierwsze słowo w zdaniu wypowiadając prawie bezgłośnie:
— Mulciber… ma za mocną silną wolę. Nie znam hipnotyzera, który mógłby dotrzeć do jego podświadomości. Potrzebujecie innego jasnowidza i możliwe, ze innego specjalisty od magii umysłu. Słowem, jesteście dwa miesiące w plecy. Być może lepszy byłby legilimenta, ale to zbyt mocno inwazyjne i może nie mieć zastosowania przy okazji przeniesienia wizji na magiczne zwierciadła.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Darcy Rosier' has done the following action : rzut kością
'k100' : 49
'k100' : 49
Masz rację, dźwięczało jej w uszach, sprawiając nieziemską przyjemność. Byli naukowcami, każdy z nich specjalistą w odrębnej dziedzinie i nie przyszli bawić się w piaskownicy. Chociaż Constance mogła wyglądać jak pusta laleczka nestora, tak w środku była najprawdziwszą harpią, która jasno stawiała granice i określała swoje cele. Tego wymagała od każdego badacza i chociaż krew Magrit była tu wątpliwa, nie ona decydowała, kto jest w grupie. Jej udział stanowił bardzo ważną część z całości i nie miała prawa wyrzucić ją za drzwi i przypomnieć Ramseyowi o ideałach, które podobno razem podzielali. Kolejne słowa były zbędne, ciągle cofali się na start zamiast zacząć zmierzać ku mecie. Constance westchnęła i upiła łyk kawy.
- Poszukam źródeł – powiedziała spokojnie, bo dla niej nie istniało „nie ma”. Każdy zostawia po sobie ślady, nawet szaleni naukowcy pracujący w domu. Czekała wciąż na odpowiedź od Dyrektora Londyńskiej Biblioteki, czując, że właśnie w Dziale Ksiąg Zakazanych kryją się skarby. Zostawiła kawę na ladzie i podeszła do Ramseya, analizując jego schemat. Pełnia, gwiazdy, och, kiedy ona uwierzy w te brednie? Wszystko co nie było namacalne, ociekało wątpliwościami. Chciała zrozumieć zarówno Ramseya jak i Darcy. Zajmowali się dziedzinami, które bardzo trudno było określić. Musieli je czuć, nie mogli naczytać się książek, a potem suchą wiedzę przenieść na praktykę. Bez talentu ani jasnowidzenie ani hipnoza nie poszłaby dalej. Podobnie było z Magrit, ileż czarodziejów potrafiłoby zrobić magiczne lustro? Słuchała uważnie jego słów, ale większości niestety nie rozumiała.
- Magrit, na kiedy zdążysz zrobić małe lusterko? – spytała, przenosząc spojrzenie właśnie na panią Lupin. Zegar wciąż tykał, przypominając jej, że ma mało czasu do ślubu. Bez niego nie miała co rozpisywać numerologicznie zaklęcia, a z drugiej strony wciąż nie wiedziała, od czego ma zacząć. Wypożyczała książki i przyuczała się, jak tylko mogła, ale to było zdecydowanie trudniejsze niż myślała. To nie była tylko modyfikacja zaklęcia. Całe badania miały większą wagę, wyższy poziom trudności. Teraz nie czuwał nad nią starszy profesor, który pogłaskał po główce i podpowiedział, gdzie powinna zajrzeć, kogo spytać. Była sama, a wokół siebie miała ludzi, którzy polegają na jej umiejętnościach. Czuła presję, czuła stres. Nagle wydarzenia przybrały zdecydowanie zły obrót. Jej przyjaciółka była atakowana, została oficjalnie zwolniona z badań, a Constance z jakimś udawanym spokojem obserwowała całą sytuację. Ramsey wyszedł, Darcy wciąż trzymała list. Lestrange spojrzała po zebranych, nie wiedząc, co ma powiedzieć. Zaschło jej w gardle i pierwsze, co zrobiła, to wyjęła różdżkę.
- Incendio – warknęła, a oficjalne zwolnienie Darcy spłonęło. Któraś z nich mogła zadeptać wciąż iskrzący się popiół, ale Constance nie miała na to czasu. Słuchała Darcy przez chwilę, a gdy doszła do momentu o wymianie Ramseya na kogoś innego, szybko uniosła dłoń i chciała ją uciszyć.
- Ta grupa badawcza nie zmieni swojego składu, ty masz znaleźć na niego sposób – zwróciła się do Darcy, bo oczywiste, że gdyby zaczęli przebierać w członkach to nic by z nich nie zostało. Każdy z zebranych miał swoje wady, za dużą dumę, paskudny charakter czy rozrzedzoną krew.
- Spiszcie wszystkie wnioski, wyślijcie sową, idę przemówić mu do rozsądku – powiedziała na odchodne, doskonale pamiętając adres Ramseya, który znajdował się na umowie. Raz mu już wysyłała książki, więc dlaczego nie miałaby mu złożyć uroczej wizyty z odrobiną nonszalanckiego ochrzanu? Zła jak osa traciła miarowy oddech. Wyszła z salonu luster i doprawdy, lepiej, aby teraz nikt się jej nie buntował.
Zt dla Constance – kontynuujcie dalej jak coś z Magrit, nie umiem w CM, więc niestety nie zabije Ramseya!
- Poszukam źródeł – powiedziała spokojnie, bo dla niej nie istniało „nie ma”. Każdy zostawia po sobie ślady, nawet szaleni naukowcy pracujący w domu. Czekała wciąż na odpowiedź od Dyrektora Londyńskiej Biblioteki, czując, że właśnie w Dziale Ksiąg Zakazanych kryją się skarby. Zostawiła kawę na ladzie i podeszła do Ramseya, analizując jego schemat. Pełnia, gwiazdy, och, kiedy ona uwierzy w te brednie? Wszystko co nie było namacalne, ociekało wątpliwościami. Chciała zrozumieć zarówno Ramseya jak i Darcy. Zajmowali się dziedzinami, które bardzo trudno było określić. Musieli je czuć, nie mogli naczytać się książek, a potem suchą wiedzę przenieść na praktykę. Bez talentu ani jasnowidzenie ani hipnoza nie poszłaby dalej. Podobnie było z Magrit, ileż czarodziejów potrafiłoby zrobić magiczne lustro? Słuchała uważnie jego słów, ale większości niestety nie rozumiała.
- Magrit, na kiedy zdążysz zrobić małe lusterko? – spytała, przenosząc spojrzenie właśnie na panią Lupin. Zegar wciąż tykał, przypominając jej, że ma mało czasu do ślubu. Bez niego nie miała co rozpisywać numerologicznie zaklęcia, a z drugiej strony wciąż nie wiedziała, od czego ma zacząć. Wypożyczała książki i przyuczała się, jak tylko mogła, ale to było zdecydowanie trudniejsze niż myślała. To nie była tylko modyfikacja zaklęcia. Całe badania miały większą wagę, wyższy poziom trudności. Teraz nie czuwał nad nią starszy profesor, który pogłaskał po główce i podpowiedział, gdzie powinna zajrzeć, kogo spytać. Była sama, a wokół siebie miała ludzi, którzy polegają na jej umiejętnościach. Czuła presję, czuła stres. Nagle wydarzenia przybrały zdecydowanie zły obrót. Jej przyjaciółka była atakowana, została oficjalnie zwolniona z badań, a Constance z jakimś udawanym spokojem obserwowała całą sytuację. Ramsey wyszedł, Darcy wciąż trzymała list. Lestrange spojrzała po zebranych, nie wiedząc, co ma powiedzieć. Zaschło jej w gardle i pierwsze, co zrobiła, to wyjęła różdżkę.
- Incendio – warknęła, a oficjalne zwolnienie Darcy spłonęło. Któraś z nich mogła zadeptać wciąż iskrzący się popiół, ale Constance nie miała na to czasu. Słuchała Darcy przez chwilę, a gdy doszła do momentu o wymianie Ramseya na kogoś innego, szybko uniosła dłoń i chciała ją uciszyć.
- Ta grupa badawcza nie zmieni swojego składu, ty masz znaleźć na niego sposób – zwróciła się do Darcy, bo oczywiste, że gdyby zaczęli przebierać w członkach to nic by z nich nie zostało. Każdy z zebranych miał swoje wady, za dużą dumę, paskudny charakter czy rozrzedzoną krew.
- Spiszcie wszystkie wnioski, wyślijcie sową, idę przemówić mu do rozsądku – powiedziała na odchodne, doskonale pamiętając adres Ramseya, który znajdował się na umowie. Raz mu już wysyłała książki, więc dlaczego nie miałaby mu złożyć uroczej wizyty z odrobiną nonszalanckiego ochrzanu? Zła jak osa traciła miarowy oddech. Wyszła z salonu luster i doprawdy, lepiej, aby teraz nikt się jej nie buntował.
Zt dla Constance – kontynuujcie dalej jak coś z Magrit, nie umiem w CM, więc niestety nie zabije Ramseya!
lost through time and that's all I need
so much love, the more they bury
so much love, the more they bury
Darcy odetchnęła ciężko, czując jak bezradność i poczucie porażki przejmują nad nią kontrolę, emanując w złość i rozdrażnienie. Nie chciała wymieniać Ramseya w badaniach. To były w dużym stopniu jego badania, skoro on decydował o tym, kto w nich może brać udział, a kto nie. Wyprostowała się, patrząc na Constance mimo to spokojnie, bo przecież nie ona była winna jej złego stanu samopoczucia.
— Oczywiście, że nie wymienicie Ramseya. Mówię tylko, że być może będziecie potrzebowali kolejnego jasnowidza w grupie.
Pokręciła głową ze zrezygnowaniem. Constance nie dała jej czasu na reakcję. Opuszczając pomieszczenie nie interesowało ją co Darcy miała do powiedzenia. Rosier chciała zaznaczyć, ze sprawa między nią, a Ramseyem to wyłącznie jej problem. Nikogo innego. Skoro ten problem wpłynął na grupę badawczą w ten sposób, nie chciała, żeby ktokolwiek się w to mieszał. Nie pod przykrywką naprawiania grupy, bo jej być może nie dało się naprawić, a nawet jeśli było to możliwe to Darcy nie chciała żeby ktoś stawał w jej obronie. Wyprostowała się, rzucając za Constance:
— Connie… — ale kobieta była już za drzwiami. Rosier nie myślała już nawet o badaniach. Uniosła wzrok do Magrit, taksując ją ostrym spojrzeniem, bo w przeciwieństwie do Lestrange, Lupin nie darzyła żadnym szacunkiem. Mimo spojrzenia, ton miała łagodny i niepretensjonalny kiedy się odezwała, chociaż oczy wyrażnie zdradzały jej rozdrażnienie.
— Constance poruszyła wiele kwestii w temacie, w którym tylko ty się znasz. Spiszę raport z części badań, które należą do mnie. Napiszę podsumowanie wyników spotkania. Resztę pozostawiam w Twoich rękach.
Skinęła jej głową, nie zamierzając spędzić w tym pomieszczeniu ani minuty dłużej. Zbyt wiele się tu wydarzyło i zbyt wiele ognia wisiało w powietrzu, przez który zaczynała się dusić. Potrzebowała wolnej przestrzeni, spokoju, odetchnięcia. Tutaj krztusiła się tym rozżarzonym powietrzem.
— Poradzisz sobie? — upewniła się, stając jeszcze w drzwiach, bo Magrit jak dotąd nie dała się poznać. Trudno wiec, żeby Darcy ufała jej umiejętnościom. Jeśli jednak Connie i Ramsey pokładali w niej jakąś wiarę, to być może mogła ją zostawić z tym raportem samą, wierząc, ze kobieta nie zawiedzie niczyich oczekiwań.
Ostatecznie opuściła lokal, bo spotkanie chyba i tak można było uznać za zamknięte.
| zt
— Oczywiście, że nie wymienicie Ramseya. Mówię tylko, że być może będziecie potrzebowali kolejnego jasnowidza w grupie.
Pokręciła głową ze zrezygnowaniem. Constance nie dała jej czasu na reakcję. Opuszczając pomieszczenie nie interesowało ją co Darcy miała do powiedzenia. Rosier chciała zaznaczyć, ze sprawa między nią, a Ramseyem to wyłącznie jej problem. Nikogo innego. Skoro ten problem wpłynął na grupę badawczą w ten sposób, nie chciała, żeby ktokolwiek się w to mieszał. Nie pod przykrywką naprawiania grupy, bo jej być może nie dało się naprawić, a nawet jeśli było to możliwe to Darcy nie chciała żeby ktoś stawał w jej obronie. Wyprostowała się, rzucając za Constance:
— Connie… — ale kobieta była już za drzwiami. Rosier nie myślała już nawet o badaniach. Uniosła wzrok do Magrit, taksując ją ostrym spojrzeniem, bo w przeciwieństwie do Lestrange, Lupin nie darzyła żadnym szacunkiem. Mimo spojrzenia, ton miała łagodny i niepretensjonalny kiedy się odezwała, chociaż oczy wyrażnie zdradzały jej rozdrażnienie.
— Constance poruszyła wiele kwestii w temacie, w którym tylko ty się znasz. Spiszę raport z części badań, które należą do mnie. Napiszę podsumowanie wyników spotkania. Resztę pozostawiam w Twoich rękach.
Skinęła jej głową, nie zamierzając spędzić w tym pomieszczeniu ani minuty dłużej. Zbyt wiele się tu wydarzyło i zbyt wiele ognia wisiało w powietrzu, przez który zaczynała się dusić. Potrzebowała wolnej przestrzeni, spokoju, odetchnięcia. Tutaj krztusiła się tym rozżarzonym powietrzem.
— Poradzisz sobie? — upewniła się, stając jeszcze w drzwiach, bo Magrit jak dotąd nie dała się poznać. Trudno wiec, żeby Darcy ufała jej umiejętnościom. Jeśli jednak Connie i Ramsey pokładali w niej jakąś wiarę, to być może mogła ją zostawić z tym raportem samą, wierząc, ze kobieta nie zawiedzie niczyich oczekiwań.
Ostatecznie opuściła lokal, bo spotkanie chyba i tak można było uznać za zamknięte.
| zt
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Razem z listem od Botta, Raiden stawił się w wyznaczonym miejscu, by razem z nim posprawdzać to, co mieli a dotyczyło lusterka, o którym wspominał chłopak. Jeszcze nie rozmawiał z siostrą na ten temat, więc pozostał nieświadomy co do znajomości tej dwójki. Zabawne jak powiązania łączyły ludzi i jak je równocześnie dzieliły. Mógłby szczerze powiedzieć, że dostał więcej uwagi od przechodzącej kobiety, którą mijał za zakrętem niż od własnej siostry przez dwa miesiące pobytu. Jednak nie winił jej za to. W końcu sam nie był lepszy z tym upośledzeniem uczuciowym, które zaczęło się, gdy nie powstrzymał jej przed wyjazdem z Chicago. Teraz za to pokutował i cóż... Należało mu się? Na pewno nie powinien tak tego odbierać. Przecież nie mogli przewidzieć dalszych wypadków. Tak samo nie mógł tego przewidzieć Bertie. Nie miał czasu ani szansy na pożegnanie się z siostrą. Raiden jeszcze miał Sophię, wiedział, gdzie była i co się z nią działo. Temu dzieciakowi z cukierni odebrano ten przywilej i prawo do znania położenia członka swojej rodziny. Carter nie zamierzał jednak pozwolić mu na tę niewiedzę. Nie, gdy mógł pomóc. Szczególnie że wysłał już wiadomość do swoich znajomych w Ameryce, by podesłali mu wszystko co mieli, a dotyczyło tej sprawy. Jeśli ktoś zaczął mu ufać i chciał mieć w nim oparcie, nie zamierzał pozbywać go tej świadomości.
Stawił się w umówionym miejscu przy wejściu i czekał na chłopaka, obserwując okolicę. Zastanawiał się też o co chodziło ze zniknięciem właścicielki tego miejsca. Wiedziała coś więcej o tym lusterku czy to porwanie? było jedynie przypadkiem. Magrit Lupin. Lat dwadzieścia sześć. Żona czarodziejskiego policjanta. Właścicielka salonu luster. Czarownica półkrwi. Szara osobowość. Nie miała żadnych rażących poglądów, nie miała wrogów, płaciła zaliczki. To nie trzymało się kupy. Szczególnie teraz... Co było w Annie Bott, że w rok po zaginięciu bez śladu sprawa zaczęła nabierać tempa?
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Minęła cała masa czasu. Bertie pogodził się już z myślą, że cokolwiek stało się z lusterkami, są tak uszkodzone, że okażą się absolutnie bezużyteczne. W tej jednak chwili otrzymał list od sowy, jakiej nigdy wcześniej nie widział. List z salonu luster w którym znajdowało się jego lusterko i prośba o przyjście o określonej godzinie. Napisał więc zaraz do Cartera.
Wiedział, że to może być nic, ale chciał, żeby on tu był. Jeśli da się tam coś jeszcze znaleźć albo jeśli informacje jakie posiada pracownik salonu mogą być przydatne, Raiden powinien je usłyszeć osobiście - miał więc nadzieję, że znajdzie on czas w wyznaczonym terminie.
Teraz, kiedy go zobaczył, uśmiechnął się lekko. Widać było, że jest odrobinę zdenerwowany, może zestresowany. Liczył, że znajdą coś, cokolwiek, informację, trop. W każdym razie nie informację, że z lusterka nie można już niczego wyciągnąć.
- Hej.
Przywitał się i zerknął na wejście.
- Dzięki, że przyszedłeś. Jeśli po to, żeby usłyszeć, że nic nie mają i nic nie będą mieli, wynagrodzę ci to roczną dostawą ciast, ale nie chciałem... sam nie wiem. Uznałem, że cokolwiek powiedzą lepiej, żebyś sam to usłyszał.
Wzruszył ramionami. Znał swoje mocne i słabe strony i wiedział pod jakim względem sobie ufać i liczyć na siebie, a kiedy liczyć na innych. Skoro sam z szukaniem Anny sobie nie radził, czas, żeby zajął się tym ktoś inny. Nie czekając już dłużej ruszył do środka.
Dziwnie mu było z myślą, że nie spotka tu Magrit, która z resztą nie lubiła spotykać się z nim w salonie. Nie był nawet pewien, czy tylko mu dokucza, czy poważnie boi się o swoje lustra, ale nie mógł mieć jej tego za złe. Uśmiechnął się lekko na to wspomnienie. Ciekawe, gdzie teraz jest.
Ważniejsza w tej chwili była jednak inna sprawa.
Przywitał się z niewysokim pracownikiem, który wyglądał na lekko znerwicowanego. Najpewniej bardzo wiele zostało teraz na jego głowie.
- Jest w sali z tyłu. - odpowiedział mu około czterdziestoletni mężczyzna bez wstępów i skinął głową, jakby sugerując, że ma inne rzeczy do zrobienia. - Drugie jest bardzo mocno uszkodzone i nawiązanie połączenia poskutkowało zamoczeniem połowy salonu. Zobaczy pan z resztą. Namierzenie drugiego nadal będzie dość trudne i czasochłonne. - dodał, mocno zaznaczając, że nie życzy sobie jego wizyty tutaj kolejnego dnia. - Ale nie powinno zająć kolejnego roku.
Uspokoił go jeszcze. Bertie stał przez chwilę poddenerwowany. Uszkodzone przez co? I skąd woda? Ruszył do pomieszczenia, jakie mu wskazano. Lusterko rozpoznał od razu. Było całe mokre i nadal trochę ciekła z niego woda. Zmarszczył brwi.
Wiedział, że to może być nic, ale chciał, żeby on tu był. Jeśli da się tam coś jeszcze znaleźć albo jeśli informacje jakie posiada pracownik salonu mogą być przydatne, Raiden powinien je usłyszeć osobiście - miał więc nadzieję, że znajdzie on czas w wyznaczonym terminie.
Teraz, kiedy go zobaczył, uśmiechnął się lekko. Widać było, że jest odrobinę zdenerwowany, może zestresowany. Liczył, że znajdą coś, cokolwiek, informację, trop. W każdym razie nie informację, że z lusterka nie można już niczego wyciągnąć.
- Hej.
Przywitał się i zerknął na wejście.
- Dzięki, że przyszedłeś. Jeśli po to, żeby usłyszeć, że nic nie mają i nic nie będą mieli, wynagrodzę ci to roczną dostawą ciast, ale nie chciałem... sam nie wiem. Uznałem, że cokolwiek powiedzą lepiej, żebyś sam to usłyszał.
Wzruszył ramionami. Znał swoje mocne i słabe strony i wiedział pod jakim względem sobie ufać i liczyć na siebie, a kiedy liczyć na innych. Skoro sam z szukaniem Anny sobie nie radził, czas, żeby zajął się tym ktoś inny. Nie czekając już dłużej ruszył do środka.
Dziwnie mu było z myślą, że nie spotka tu Magrit, która z resztą nie lubiła spotykać się z nim w salonie. Nie był nawet pewien, czy tylko mu dokucza, czy poważnie boi się o swoje lustra, ale nie mógł mieć jej tego za złe. Uśmiechnął się lekko na to wspomnienie. Ciekawe, gdzie teraz jest.
Ważniejsza w tej chwili była jednak inna sprawa.
Przywitał się z niewysokim pracownikiem, który wyglądał na lekko znerwicowanego. Najpewniej bardzo wiele zostało teraz na jego głowie.
- Jest w sali z tyłu. - odpowiedział mu około czterdziestoletni mężczyzna bez wstępów i skinął głową, jakby sugerując, że ma inne rzeczy do zrobienia. - Drugie jest bardzo mocno uszkodzone i nawiązanie połączenia poskutkowało zamoczeniem połowy salonu. Zobaczy pan z resztą. Namierzenie drugiego nadal będzie dość trudne i czasochłonne. - dodał, mocno zaznaczając, że nie życzy sobie jego wizyty tutaj kolejnego dnia. - Ale nie powinno zająć kolejnego roku.
Uspokoił go jeszcze. Bertie stał przez chwilę poddenerwowany. Uszkodzone przez co? I skąd woda? Ruszył do pomieszczenia, jakie mu wskazano. Lusterko rozpoznał od razu. Było całe mokre i nadal trochę ciekła z niego woda. Zmarszczył brwi.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie wytłumaczył mu wszystkiego w liście, jednak charakter tych paru słów był tak naglący i tak niepewny, że musiało chodzić o coś poważnego. Że musiało się coś jeszcze stać w ciągu tych paru dni, które minęły od ich ostatniego spotkania. Ale co konkretnie? Raiden sam był ciekaw co to było, chociaż nie pokazywał tego. Przecież uzewnętrznianie ekscytacji było jego specjalnością, ale teraz było zdecydowanie za zimno i zbyt wilgotno na takie rzeczy. Lekko się zgarbił, gdy wiatr śmignął mu za kołnierzem. Paskudztwo! Gdyby wiedział jak podchodził do tego Bertie, powiedziałby, że oczywistym było, że by się pokazał. Wszystko było ważne. Tak. Wszystko nawet jeśli najmniejsze szczegóły miały okazać się trywialne. Dla Cartera jako ex-brygadzisty i funkcjonariusza policji te detale były najważniejsze i często przeważały o sprawie, którą prowadził. Miał czas tego dni, chociaż musiał zerwać się z pracy. Ale nie musieli się spieszyć. Miał przerwę na co najmniej trzy godziny. Jeśli coś by się jednak przeciągnęło, jeden patronus z wiadomością do McKenny i mógłby pracować dalej.
- Cześć, młody - odpowiedział Raiden z uśmiechem, widząc swoje pracodawcę. Gdy ten zaczął się tłumaczyć, pokręcił głową jakby prosząc, żeby przestał. - Cieszę się, że napisałeś, a takie sytuacje, gdzie ktoś mówi, że w niczym nie pomoże, są zawsze. Jednak uwierz mi - czasem to o wiele ważniejsze od tego, co mogłoby przeważyć szalę. Chodźmy. Jest okropnie zimno - dodał, rzucając Bottowi ciepły uśmiech. - A o ciastkach nie zapomnę.
Weszli do salonu, który był interesującym miejscem. Jako dziecko Carter uważałby, że podobne sklepy były przesiąknięte magią, chociaż nie można było ustalić źródła tej niesamowitej mocy. Teraz Raiden dalej ją czuł, ale wiedział, że chodziło po prostu o same lustra. Nic więcej, nic mniej. Stał nieco z tyłu w cieniu ponurego pomieszczenia, gdy Bertie przywitał się z niskim mężczyzną. Uważnie słuchał jego słów, a także tonu. Wyraz jego twarzy się nie zmienił, gdy ruszył za chłopakiem i zerknął jeszcze raz na podenerwowanego pracownika. Ten odprowadził go spojrzeniem, ale nic nie powiedział. Gdy weszli do wspomnianej sali, zauważył jedno lusterko leżące w misce. Faktycznie ciekła z niego woda i wyglądało jakby... płakało. Pozwolił na chwilę rozglądania się po salonie luster, a przynajmniej tej części, w której stali. - Zdarzało się to wcześniej? - spytał, przerywając ciężką ciszę, która zapanowała. Bott drgnął lekko jakby zapominając o jego obecności. Jego umysł za to pracował, próbując zrozumieć, co tu zaszło.
- Cześć, młody - odpowiedział Raiden z uśmiechem, widząc swoje pracodawcę. Gdy ten zaczął się tłumaczyć, pokręcił głową jakby prosząc, żeby przestał. - Cieszę się, że napisałeś, a takie sytuacje, gdzie ktoś mówi, że w niczym nie pomoże, są zawsze. Jednak uwierz mi - czasem to o wiele ważniejsze od tego, co mogłoby przeważyć szalę. Chodźmy. Jest okropnie zimno - dodał, rzucając Bottowi ciepły uśmiech. - A o ciastkach nie zapomnę.
Weszli do salonu, który był interesującym miejscem. Jako dziecko Carter uważałby, że podobne sklepy były przesiąknięte magią, chociaż nie można było ustalić źródła tej niesamowitej mocy. Teraz Raiden dalej ją czuł, ale wiedział, że chodziło po prostu o same lustra. Nic więcej, nic mniej. Stał nieco z tyłu w cieniu ponurego pomieszczenia, gdy Bertie przywitał się z niskim mężczyzną. Uważnie słuchał jego słów, a także tonu. Wyraz jego twarzy się nie zmienił, gdy ruszył za chłopakiem i zerknął jeszcze raz na podenerwowanego pracownika. Ten odprowadził go spojrzeniem, ale nic nie powiedział. Gdy weszli do wspomnianej sali, zauważył jedno lusterko leżące w misce. Faktycznie ciekła z niego woda i wyglądało jakby... płakało. Pozwolił na chwilę rozglądania się po salonie luster, a przynajmniej tej części, w której stali. - Zdarzało się to wcześniej? - spytał, przerywając ciężką ciszę, która zapanowała. Bott drgnął lekko jakby zapominając o jego obecności. Jego umysł za to pracował, próbując zrozumieć, co tu zaszło.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
- Ja takiej konkretnie sytuacji nie widziałem. Ale z lustrami lubią dziać się dziwne rzeczy. - odpowiedział pracownik jakby od niechcenia zerkając na naczynie prawie jak lekarz na wyjątkowo natrętnego pacjenta, a Bertie z trudem zmuszał się do słuchania go. Wpatrywał się w lusterko. Takie, ja wiele innych i, gdyby nie fakt, że ufał temu miejscu, pewnie stwierdziłby, że po prostu nie jest jego. Tak by było łatwiej. W jaki sposób zadziałało połączenie? Od początku mówili mu, że lusterko Anny jest bardzo uszkodzone i dlatego nie mogą go znaleźć, więc powinien był chyba spodziewać się czegoś podobnego.
- Pękło, kiedy udało nam się odnosić połączenie. - dodał nerwowym tonem, sugerującym, że woli zająć się już innymi zadaniami. Bertie zerknął na Cartera uważnie, chcąc dowiedzieć się, co ten myśli. Oczywiście, Anastasia mogła swoje lusterko po prostu wyrzucić i, kiedy je namierzą, bardzo prawdopodobnie znajdą tylko lusterko. Może w Tamizie, albo innym zbiorniku. A jednak po raz pierwszy od początku tego całego zamieszania miał złe przeczucia. Wyraźnie zdenerwowała go ta sytuacja.
- Nie musi mieć go przy sobie.
Powiedział od razu, jakby w obronnym geście, jakby spodziewał się, że Carter wyciągnie równie makabryczne wnioski, jak te które uparcie mu się nasunęły. Nie miał ochoty ich usłyszeć. Obszedł naczynie w którym znajdowało się lusterko.
- Leży tak już trzecią godzinę. - dodał tylko pracownik. Bott zaczynał się domyślać, czemu jest kiepski w poszukiwaniach. Kiepsko mu wychodzi przyjmowanie wiadomości, które mogą oznaczać coś złego. Choć to, że byt Anastasii wcale nie musi być powiązany ze zniszczonym lusterkiem było prawdą i Bott nie miał pojęcia, skąd aż taka nerwowość w jego zachowaniu. Zwykle był ostatnią osobą, jaka pozwoliłaby sobie na czarnowidzenie. Nie grzeszył też nadmierną intuicją. A jednak nie potrafił w tej chwili pozbyć się złych myśli.
- Pękło, kiedy udało nam się odnosić połączenie. - dodał nerwowym tonem, sugerującym, że woli zająć się już innymi zadaniami. Bertie zerknął na Cartera uważnie, chcąc dowiedzieć się, co ten myśli. Oczywiście, Anastasia mogła swoje lusterko po prostu wyrzucić i, kiedy je namierzą, bardzo prawdopodobnie znajdą tylko lusterko. Może w Tamizie, albo innym zbiorniku. A jednak po raz pierwszy od początku tego całego zamieszania miał złe przeczucia. Wyraźnie zdenerwowała go ta sytuacja.
- Nie musi mieć go przy sobie.
Powiedział od razu, jakby w obronnym geście, jakby spodziewał się, że Carter wyciągnie równie makabryczne wnioski, jak te które uparcie mu się nasunęły. Nie miał ochoty ich usłyszeć. Obszedł naczynie w którym znajdowało się lusterko.
- Leży tak już trzecią godzinę. - dodał tylko pracownik. Bott zaczynał się domyślać, czemu jest kiepski w poszukiwaniach. Kiepsko mu wychodzi przyjmowanie wiadomości, które mogą oznaczać coś złego. Choć to, że byt Anastasii wcale nie musi być powiązany ze zniszczonym lusterkiem było prawdą i Bott nie miał pojęcia, skąd aż taka nerwowość w jego zachowaniu. Zwykle był ostatnią osobą, jaka pozwoliłaby sobie na czarnowidzenie. Nie grzeszył też nadmierną intuicją. A jednak nie potrafił w tej chwili pozbyć się złych myśli.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Salon Luster
Szybka odpowiedź