Wydarzenia


Ekipa forum
Malinowy las
AutorWiadomość
Malinowy las [odnośnik]16.07.16 18:20

Malinowy las

Choć o lesie na obrzeżach Londynu od stuleci mówi się "malinowy", najpewniej nie uświadczy się w nim żadnych owoców. Niezwykły teren ciągnie się na obszarze kilkuset stóp - to nie za dużo, ale także nie za mało na krótką przechadzkę i nacieszenie wzroku wyjątkowymi barwami. Drzewa kwitną tutaj już na początku marca, a ich zielone liście wraz z kolejnymi słonecznymi dniami nabierają... malinowej barwy. Amatorzy tej części lasu mówią, że trzeci miesiąc roku jest jedynym okresem, gdy można usłyszeć tu śpiew ptaków i inne dźwięki leśnego życia. W dzień równonocy wiosennej wszystkie liście opadają, a konary wcześniej zapierających dech w piersiach drzew, przypominają ciemne, martwe szkielety natury z opustoszałymi gniazdami ptaków. Za to runo leśne... Runo leśne czaruje piękna malinową barwą liści, które będą zachwycać przechodniów przez cały rok.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy i +10 dla Śmierciożerców.


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 28.08.18 20:17, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Malinowy las Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Malinowy las [odnośnik]31.07.16 22:03
|14 stycznia '56

Alexander przechadzał się wśród nagich drzew, błądząc trochę zagubionym wzrokiem po malinowych liściach zaścielających ziemię. Poprawił lekko szalik zawiązany wokół szyi, strzepnął niewidzialny pyłek z czarnego jak krucze skrzydła płaszcza i kontynuował swoją wędrówkę przez barwny zagajnik, kierując się powolutku w stronę, z której tu przyszedł, a gdzie spodziewał się - po udzieleniu wcześniej dokładnych instrukcji jak tu trafić - zobaczyć Monique. Nie mówił jej, gdzie ją zabiera, wolał żeby miała niespodziankę. Na jego bardzo bladej twarzy prawie zawitał cień uśmiechu na myśl o przyjaciółce. Tydzień temu otrzymał od niej list - list, który przecież powinien dotrzeć o wiele wcześniej, który powinien być odpowiedzią na jego słowa, które powinien skreślić wcześniej, które powinny były wypłynąć od niego samoistnie - nie zaś po przypomnieniu mu, że o przyjaciół należy dbać. Pamiętać o nich.
Czarne myśli i zarzuty względem własnej osoby krążyły mu po głowie, a ręce wcisnął odrobinę głębiej w kieszenie, zaciskając szczupłe palce na tkwiących w nich rękawiczkach. Jego złość była wyczuwalna przez skórę, cicho się w nim kotłując. Wszystko ostatnio szło nie tak, nie tak jak miało być. Gdyby wszystko było na swoim miejscu to A. nie byłaby teraz gdzieś daleko, poza zasięgiem jego wzroku, a blisko, na wyciągnięcie ręki. Nie powinien był na pierwszym miejscu w ogóle wyjeżdżać na ten cholerny staż. To musiało się źle skończyć, kres miał być przecież końcem wszystkiego. Wzrok wbity w ziemię natrafił na trzewiki na ścieżce.
Aby na pewno wszystkiego?
- Monique - powiedział, lekko zaskoczony. A przecież się jej spodziewał.  Stali na skraju Malinowego lasu. Alexander uniósł lekko jeden kącik ust - na więcej nie było go stać - po czym objął dziewczynę, witając się z nią bez zbędnych słów. - Lubisz niestandardowe kolory, więc pomyślałem, że Ci się tu spodoba - odparł, naprawdę starając się brzmieć w miarę wesoło. Poprowadził Monique parę kroków w zagajnik, obserwując jednocześnie, jak od poświaty światła odbijanego od liści jej skóra jak i włosy nabierają różowawej barwy. Wyglądała jak istotka, która uciekła wprost z zaczarowanej bajki.

[bylobrzydkobedzieladnie]




Ostatnio zmieniony przez Alexander Selwyn dnia 05.08.16 20:09, w całości zmieniany 2 razy
Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Malinowy las 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Malinowy las [odnośnik]31.07.16 23:32
Niezwykle ucieszyła się, że może dzisiaj spotkać się ze swoim przyjacielem. Tak dawno go nie widziała. Nie miała okazji się z nim zobaczyć zanim wyjechał do Stanów, po czym go nie było i jak wrócił, również nie kwapił się do tego, aby się z nią skontaktować. Ale w końcu im się udało. Dostała pozwolenie od lady Avery, aby opuścić swoje miejsce pracy na pół dnia i móc spotkać się z tą osobą, dzięki której zawdzięczała naprawdę wiele w swoim życiu.
Gdy dostała wskazówki jak się pojawić w danym miejscu, nie do końca wiedziała gdzie Alexander ją zabiera. Mimo próśb nie chciał jej powiedzieć, więc wstawiła się w danym miejscu o określonej porze.
Był chłodny dzień, miała na sobie czarny płaszczyk, czarne, skórzane trzewiki oraz ciepły szalik owinięty wokół szyi. Pod spodem, nadal miała na sobie swój pracowniczy stój, sukienkę z fartuszkiem. Nie miała czasu, aby się przebrać, dlatego owy biały fartuszek wystawał jej spod płaszczyka. Ale nie przejmowała się tym. Liczyło się dla niej tylko to, że spotyka się ze swoim przyjacielem.
Widziała jak Alex się do niej zbliża, ale nie wyglądał zbyt dobrze. Wpatrzony w ziemie, jakby nie zauważał, że się do niej zbliża. Dopiero kiedy był już na tyle, aby zobaczyć jej buty, zatrzymał się.
- Alex - powtórzyła za nim.
Chętnie się do niego przytuliła, wtulając swoją twarz gdzieś w okolicy jego klatki piersiowej. Była od niego zdecydowanie, zdecydowanie niższa. Zawsze była mała, ale w stosunku do Alexandra wyglądała trochę jak karzełek.
Spojrzała na niego z zaciekawieniem, o cóż mu chodziło, gdy wspominał o niestandardowych kolorach, ale potem jak ujrzała te piękne kolory, które pokrywały całą ziemię. Widok był cudowny, Monique nawet nie spodziewała się, że w Anglii można znaleźć takie miejsca. Uniosła głowę, aby spojrzeć na przyjaciela. Na jej twarzy malował się uśmiech.
- Tu jest pięknie - powiedziała z zachwytem. - Dziękuje.
Znowu się do niego przytuliła. W jego ramionach czuła się tak bardzo bezpiecznie, tak bezpiecznie jak nie czuła się od bardzo dawna, a już na pewno nie przez ostatnie tygodnie.
- Tęskniłam za tobą, Alex - wymamrotała do niego. - Usiądźmy, opowiesz mi co się u ciebie działo. Z listu nie bardzo mogłam wywnioskować o co ci chodzi.
Chwyciła go za rękę i pociągnęła w głąb, aby znaleźć miejsce, gdzie mogliby przycupnąć i spokojnie porozmawiać.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Malinowy las [odnośnik]05.08.16 21:04
Udało mu się coś - udało mu się wybrać takie miejsce, by sprawić Moni odrobinę radości. Sam dopiero niedawno odkrył ten piękny zakątek, przechadzając się o brzasku, ledwo wyszedłszy ze szpitala, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Spacery ostatnio były ulubioną formą spędzania czasu przez Alexandra - mógł w ich czasie bowiem myśleć do woli, zadręczać swój umysł kolejnymi wracającymi na jego powierzchnię obrazami, wyliczać samemu sobie zarzuty i błędy, oraz żałować i rozpaczać do woli. Nikt bowiem nie zakłócał jego spokoju, samotny spacer opierał się właśnie na samotności.
Teraz jednak był z kimś z własnej woli; pozwolił Monique złapać się za rękę i dać się pociągnąć w głąb zagajnika. Zacisnął lekko palce na jej drobnej dłoni, jakby jak największą powierzchnią skóry chcąc czuć ciepło bijące od innego człowieka.
- Chodź tutaj - powiedział, wskazując przewalone drzewo, które leżąc na dwóch niewielkich podniesieniach terenu formowało naturalną ławeczkę pośród malinowego lasku. Rozwarł palce, a następnie zamienił uścisk dłoni Monique na dobrze znany dotyk hebanowego drewna swojej różdżki. Nie silił się nawet na inkantację - osuszył drewno bez słów, po czym wykonał ręką gest zapraszający dziewczynę do wypróbowania znalezionego przez niego siedziska. Zaraz też poszedł w jej ślady, czując jak drzewiszcze z lekka się pod nimi ugięło - dalekie jednak było od złamania, więc mogli bezpiecznie na nim spocząć.
Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, zaraz jednak się z tego rozmyślił. Mało mówił, jak na siebie. Szybko jednak, by zamaskować swoje zawahanie, postanowił zacząć rozmowę. Która zapewne za moment zrobi się dość ciężka.
- Co u ciebie słychać? To, że dawno ze sobą nie rozmawialiśmy udało nam się już ustalić... Co się pozmieniało? - zapytał, głosem trochę zbolałym, bowiem naprawdę nie był zadowolony z tego, że Monique postanowiła się zatrudnić właśnie w Ludlow. Nie powiedział tego wprost, jednak było to gdzieś zawoalowane, właśnie w jego głosie. Zresztą, przecież nawet już jej napisał, że nie jest zbyt kontent z jej zmiany pracodawcy. Ale może Monique nie zacznie od tego tematu. Może powie coś lekkiego, zabawnego? Tak dawno się przecież nie widzieli. Zresztą, Monique zmuszając go do spotkania ratowała Alexandra przed kolejnym dniem w osamotnieniu, w towarzystwie jedynie swych czarnych, czarnych myśli.
Naprawdę miał taką nadzieję, gdy zwrócił twarz w jej stronę i jął się przypatrywać jej licu, zatrzymując się na chwilę na oczach. Na chwilę jednak, bowiem zaraz przeniósł wzrok w przestrzeń, gdzieś przed siebie. Nie chciał, by wyczytała w jego spojrzeniu smutek, który grał od początku tego roku w jego duszy.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Malinowy las 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Malinowy las [odnośnik]06.08.16 18:34

Ruszyła za Alexem, pozwoliła, aby poprowadził ją w stronę obalonego drzewa, z którego pozbył się zabrudzeń, dzięki czemu oboje mogli usiąść. Monique wpatrywała się w niego jak w obrazek. Był ostatnio jedyną bliską osobą, z którą się spotkała, mogąc chociaż na chwilę oderwać się od pracy. Po za tym, nie widzieli się od pół roku. Cóż więc w tym dziwnego, że dziewczyna nie mogła oderwać od niego wzroku? Zauważyła, że otworzył usta chcąc coś powiedzieć, jednak w ostatniej chwili zrezygnował, a kolejne zadane przez niego pytanie, nie brzmiało już tak naturalnie. Moniczka jednak uśmiechnęła się wesoło udając, że absolutnie nic nie zauważyła.
- Wiesz, jak wyjechałeś, to poznałam dziewczynę, Lyrę Weas… znaczy Travers. I ona mówiła, że cię zna. Jest całkiem miła i chciała namalować mi portret uznając, że musi. Rozumiesz to? - zaczęła mu opowiadać. - Zaczęłam czytać książki, ale nie takie normalne, tylko opowiadające o silnych kobietach, zupełnie nie pasujących do teraźniejszego modelu kobiety. I zaczęłam pisać listy z jedną autorką, naprawdę miła osoba. A ostatnio, w sylwestra, byłam w Dolinie Godryka. Szkoda, że cię nie było, bo miałam swój występ! Tak na scenie, wiesz? A potem wzięłam udział w wyścigu na łyżwach i byłam ostatnia. Do teraz mam siniaki…
Wzięła głębszy wdech, kończąc swoją opowieść. Jak na pół roku, ktoś mógłby stwierdzić, że mało się u niej wydarzyło. Ale miło, że chociaż coś, kiedy non stop była zajęta pracą. Na początku było to dla niej niezwykle męczące i wracała do domu padnięta, teraz już się przystosowała.
Spojrzała na niego, patrzył gdzieś przed siebie. Moniczka zacisnęła usta nie bardzo rozumiejąc co stało się z jej Alexem. Czuła, że coś jest nie tak, ale bała się go trochę zapytać, żeby go nie zranić. Wzięła więc swoją dłoń i położyła na jego, ogrzewając mu palce.
- A u ciebie? Opowiedz mi jak było w Ameryce? Nie mogłam się doczekać aż wrócisz, dobrze, że już jesteś - ponownie zaczęła mówić. - Czarodziejskie Stany bardo różnią się od Anglii? A jak ludzie, są mili? Podobało ci się tam? Zabierzesz mnie kiedyś?
Zarumieniła się lekko wiedząc, że zaatakowała go zbyt dużą ilością pytań na raz. Ale tak bardzo się podekscytowała, że chyba nie potrafiła inaczej. Uniosła wzrok, wpatrując się w niego z zaciekawieniem, oczekiwała dokładnych odpowiedzi.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Malinowy las [odnośnik]06.08.16 20:15
Monique mówiła, a dla Selwyna brzmiało to jak śpiew. Patrzył to na jej drobne ręce, to na wystający spod płaszcza fartuszek, na jej białe jak śnieg włosy, poruszające się usta. Chłonął każde słowo, nie chcąc uronić czegokolwiek. Ach, jak mu trzeba było towarzystwa kogoś innego niż narkomani i depresanci, słów innych niż wybuchy złości Weasleya na głodzie lub chłodne rozkazy Avery'ego. Musiał przyznać, niektóre rzeczy były dla niego dość zaskakujące - chociażby fakt, jaki to ten świat jest mały.
- Nie dziwi mnie to, że chciała cię namalować. No proszę, poznałaś więc Lyrę - mruknął, wtrącając, jednak nie mówił już nic więcej, dopóki Monia nie skończyła. Pokiwał głową, a nawet uniósł lekko kąciki ust na deklarację o nowych zainteresowaniach literackich przyjaciółki. Zaraz jednak to chwilowe drgnięcie ust zniknęło, a Lex ściągnął minimalnie brwi.
- Wybacz, że mnie nie było. Musiałem iść na ten koszmarny sabat - powiedział, błądząc spojrzeniem gdzieś w dziewczęcych tęczówkach. - Też wolałbym wtedy być w Dolinie, uwierz mi. Nie miałem jednak zbytnio wyboru - kontynuował niezadowolony, a grymas który przemknął błyskawicznie przez twarz młodego uzdrowiciela mówił, że znów się obwinia. Miał kolejną rzecz do dopisania na tę listę, którą powtarzał sobie w myślach za każdym razem przed położeniem się do łóżka, by po kilku godzinach wpatrywania się w sufit i okazjonalnego zapadnięcia w drzemkę znów zwlec się na dyżur w szpitalu.
- Wyleczyć ci siniaki? - zapytał, chcąc się na coś przydać. Sam już nie pamiętał, jak to było je mieć - od paru lat sam pozbywał się każdego zranienia, jakiego udało mu się nabawić. - Te książki brzmią jak pewna pisarka, którą ostatnio miałem okazję poznać. Alvey? - strzelił, rzucając towarzyszce pytające spojrzenie spod uniesionej brwi. - Co do Lyry to poznałem ją na stażu, jak przebywała w Mungu po ugodzeniu zaklęciem. Nieszczęśliwy wypadek w czasie zajęć w Hogwarcie. Teraz przyjaźnię się też z jej starszym bratem. Podobne poglądy, podobny gust w alkoholach, te rzeczy - uniósł trochę jeden kącik ust, odrywając na moment wzrok od Monique.
Jej lawina pytań sprawiła, że uśmiechnął się delikatnie zanim zaczął mówić. Potarł wierzch jej dłoni przykrywającej jego swoim kciukiem.
- Trochę się pozmieniało od ostatniego razu. Ameryka jest... - urwał na chwilę, by pokręcić w niemym zachwycie głową. - Jest niesamowita. Czarodzieje i mugole żyją obok siebie, społeczeństwo magiczne jest przyjaźnie nastawione do mugoli, ich rządy nawet podejmują ze sobą pierwsze próby współpracy. Coś, co u nas nawet nie pojawia się w najśmielszych snach - powiedział, będąc myślami daleko, na miesiąc wstecz, gdy jeszcze wszystko w jego życiu było takie poukładane, takie... całe. - Sam mieszkałem w kawalerce w wielopiętrowym mugolskim budynku. Trochę abstrakcja, na szczęście obok mieszkali amerykańscy czarodzieje z tego samego stażu co ja. Nauczyłem się trochę gotować. Nadal do końca nie łapię o co chodzi z tą całą elektryczną ością, ale jestem zorientowany na tyle, by wiedzieć że trzeba wcisnąć przełącznik aby pojawiło się światło - wyszczerzył się nieudolnie w cieniu swojego dawnego uśmiechu, zerkając na Monique. - Odbyłem też tam kurs hipnotyzerski i oficjalnie jestem hipnotyzerem - pochwalił się jeszcze, zanim z lekka nie zmarkotniał. Naszła go też ochota na papierosa.
- Jednak nie zawsze jest cudownie. Powiedz mi, co z Averymi? - zapytał, nie mogąc już dłużej wytrzymać w niewiedzy. O swoich przypadłościach natury uczuciowej nie chciał na razie mówić. Martwił się o Monique, a to nie pozwalało mu w tym momencie na egocentryzm.
Sięgnął wolną ręką do kieszeni płaszcza i, jako że nie każdy lubił dym, upewnił się że wieje z dobrej strony, by następnie wyciągnąć z paczki pojedynczego papierosa i wetknąć go między wargi. Potarł szybko jego końcówkę kciukiem, momentalnie go odpalając, a pozostałe upchnął na powrót do kieszeni. Zaciągnął się dymem, jakby chcąc, by stłumił jego obawy. A po tym, co wyjawiła mu o swojej rodzinie A. przed zniknięciem, obawiał się rzeczy najgorszych.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Malinowy las 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Malinowy las [odnośnik]06.08.16 20:40
Cieszyła się, że ją słucha, że chłonie jej słowa i na każdy, nawet najmniejszy szczegół, reagował. Ochoczo pokiwała głową na wspomnienie o Lyrze, której de facto również dawno nie widziała. Czyżby jeszcze w listopadzie, kiedy siedziała w jej malutkim pokoiku i rozmawiały o przyszłości? Miała się do niej wybrać w odwiedziny, ale teraz nie było to realne, gdy sam Alex musiał wyprosić u lady Avery jej pół dnia wolnego. Wątpiła, aby taki sam wyjątek uczyniła dla Lyry.
- Nie musisz mnie przepraszać, rozumiem, że miałeś obowiązki na głowie. Przeklęty sabat, jak usłyszałam co tam się wydarzyło… ale nie mówmy o tym, proszę - stwierdziła, zaciskając mocniej dłonie.
Zachichotała cicho na pytanie Alexa, czy wyleczyć jej siniaki, zaraz pokręciła głową. Jak zwykle kochany, pierw martwiący się o innych, dopiero później o siebie. Siniaki dziewczynie nie przeszkadzały, miała ich w swoim życiu tyle, że dodatkowe dziesięć chyba nie zrobiło jej już większego wrażenia.
- Nie, nie. Nie będę się tu przed tobą rozbierać przecież - zarumieniła się ponownie, uśmiechając jednak szeroko. - Zmarzłabym, muszą ściągnąć z siebie te wszystkie ubrania, bo siniaki są w tak dziwacznych miejscach, że aż sama nie wiedziałam, że się tam uderzyłam.
Siniaki na brzuchu, ramionach i kolanach to nic, ale co robił siniak na plecach, biodrach i łopatkach to sama nie wiedziała. Na wspomnienie o Alvey znowu pokiwała głową zdziwiona, jaki ten świat jest mały.
- Miałeś okazję ją spotkać? O jaaa, zazdroszczę ci. Dostałam od niej książkę, mam nadzieję, że kiedyś mi ją podpisze - dodałam podekscytowana.
Wysłuchała historii na temat poznania Lyry, zdziwiła się, ponieważ koleżanka nigdy jej o tym fakcie dokładnie nie opowiadała. Chciała o to wypytać, jednak w tym samym momencie Alex przeszedł do opisywania Stanów i wtedy Moniczka już o tym zapomniała. Zaczęła sobie wyobrażać wielkie miasta, wielkie budynki, które mają kilka a może nawet kilkanaście pięter. Otworzyła lekko usta, gdy usłyszała, że mugole i czarodzieje mieszkają razem i wspólnie żyją, a ministerstwo współpracuje z rządami mugolskimi. Monique nie potrafiła sobie tego wyobrazić. I pewnie trwała by tak w zachwytach, gdyby do jej uszu nie dotarło jakże dziwne słowo.
- Eletryczną ością? - zapytała najpierw z niedowierzaniem, a potem roześmiała się serdecznie. I śmiała się długo, aż rozbolał ją brzuch, a łzy rozbawienia pociekły po policzkach. - Alex, elektrycznością.
Jeszcze chwilę chichrała się pod nosem, nie będąc nawet w stanie pogratulować mu zdobytej nowej umiejętności, kiedy nagle spoważniała, zapytana o Averych. Przygryzła dolną wargę.
- Przy tobie się nie obawiam, ale przy innych nigdy bym takich rzeczy nie powiedziała - uprzedziła go. - Lady Avery jest bardzo surowa, mam wrażenie, że jestem dla niej najwyżej przedmiotem, a rangą nie odbiegam od skrzatów. Gdy coś zrobię źle, to bardzo mnie krytykuje, a po stracie męża stała się jeszcze gorsza.
Obserwowała jak Alexander odpala papierosa. Nie lubiła zapachu dymu, śmierdział, dusił i nie rozumiała jak ludzie mogą to palić. Bo popularne, modne? Westchnęła cicho, wracając do tematu.
- Lord Avery, jej syn mnie przeraża. Na szczęście nie mam z nim zbyt wielu okazji do styczności, zawsze staram się zejść mu z drogi - dokończyła. - Lyra mnie przed nim ostrzegała, tylko nie bardzo rozumiem skąd ona może wiedzieć takie rzeczy.
Nie powiedziała mu o tym incydencie, kiedy lady Avery kazała nikogo nie wpuszczać i pierwszy raz miała tak porządne starcie z jej synem. Nie chciała go dodatkowo martwić, sama godząc się już ze swoją aktualną sytuacją. Uśmiechnęła się lekko, chcąc podnieść go na duchu.
- Ale są też plusy. Pracuję, mogę wspomóc ojca. To najważniejsze - dodała jeszcze, chcąc przekonać Alexa, że wcale nie jest jej aż tak źle.
Tęskniła za pracą u lady Leandry, jednak póki jej dziecko nie się nie urodzi i nie podrośnie wystarczająco, aby nikt nie miał żadnych przeciwwskazań do tego, aby Monique mogła się nim zajmować, nie było innego wyjścia jak praca u lady Avery. Po prostu nie było.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Malinowy las [odnośnik]06.08.16 22:51
On też nie chciał rozmawiać o sabacie. Chociaż swoje już widział w Mungu to jednak nie krew czy zmasakrowane ciała arystokratów go przeraziły, a znaczenie tego czynu. Przy wiedzy, jaką obecnie posiadał obawiał się najgorszego - że właśnie teraz zaczęły się niespokojne czasy, gdy szeregi Zakonników będą po każdej potyczce uboższe; że wszystko zamieni się w jawną, otwartą wojnę, nie szczędzącą ofiar po każdej ze stron, a także tych pomiędzy.
Przewrócił oczami na dalszą część rozmowy o siniakach - mógł przecież ją wyleczyć przez ubranie, ale już nie powiedział nic więcej. Skoro Monique chce być silna i odważna, niech będzie!
- Noś te siniaki jak medale, Śnieżynko, ty silna kobieto - westchnął ze zrezygnowaniem, próbując zabrzmieć zabawnie, nie ubliżając jednak dziewczynie. - Podoba mi się ta kobieca siła i pewność siebie. Spróbuję cię jeszcze wyrwać w przyszłości na jakąś herbatę z panią Alvey - obiecał, zapamiętując sobie, by niedługo odezwać się przez sowę do pisarki. Skoro mógł zaaranżować takie spotkanie to dlaczego by nie? Przez chwilę znów jego umysł wskoczył na ten wyślizgany, znany tor - ten tor, na którym był zdolny do działania. Już wizyty Weasleya też trochę odrywały Selwyna od ponurych odmętów własnej depresji.
Wrócił jednak do siebie, słysząc zapytanie Moni, a następnie jej wybuch śmiechu. Bardzo zaraźliwego śmiechu. Sam parsknął, jednak był to dźwięk jakby fałszywy, zachrypnięty i grzęznący w uszach od dawnego nieużywania. Umilkł więc zaraz, ale cień cienia uśmiechu jeszcze błąkał się na jago wargach.
- Dobrze, elektrycznością - poprawił się, wyraźnie akcentując słowo.
W jednej ręce dzierżąc papierosa przeczesał sobie z lekka nerwowym ruchem włosy, drugą zacisnął mocniej na palcach dziewczyny. Zaciągnął się raz jeszcze, dym wypuszczając w bok, z dala od albinoski. Strzepnął żar i ponownie spojrzał na twarz Moni, gdy ta opowiadała o codzienności w Ludlow. Zacisnął usta, a przez jego twarz przeświecała jakaś dziwna mieszanka negatywnych emocji - królowało jednak obrzydzenie.
- Muszę cię stamtąd wyciągnąć - oznajmił, po czym znów się zaciągnął dymem. - Trzymaj się jak najdalej od Samaela. Nie przebywaj z nim sama, nie daj się podpuścić i uważaj. One jest zdolny do wszystkiego. Wiem, bo jestem jego stażystą - powiedział, posyłając Monique poważne spojrzenie, potwierdzające tylko, że nie kłamie, a mówi szczerą prawdę. - Po lady Avery nie wiem czego można się spodziewać. Najlepiej... schodź jej z drogi gdy jest z synem. Obiecaj, że będziesz uważać. Proszę - powiedział błagalnie, mocniej ściskając jej dłoń. Spojrzał jej w oczy i kontynuował, chcąc ją jeszcze bardziej przekonać.
- Miałem się żenić z córką lady Avery, ale ona uciekła przed sabatem. Nie wiem gdzie jest, nie wiem co się z nią dzieje - mówił, a z każdym słowem coraz większy ból odbijał się w jego spojrzeniu i głosie. - Jednak wiem, że uciekła przez Samaela. Przez to, co jej robił. Przez to, jak wykończył swoją żonę, a moją... byłą dziewczynę przed tymi całymi przymuszonymi zaręczynami. Jak wykończył Eilis - powiedział, a na imieniu kobiety głos odmówił  mu częściowo posłuszeństwa. Niedopalony papieros wysunął się spomiędzy palców Alexa i wpadł w leżący u jego stóp śnieg. Uwolnił rękę z uścisku Monique i obiema dłońmi zakrył sobie twarz, opierając łokcie na kolanach.
Chciał się schować. Zniknąć, jak...
Allison.
Umrzeć jak...
Eilis.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Malinowy las 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Malinowy las [odnośnik]08.08.16 14:54
Swoją siłę i odwagę to pokazała w momencie, gdy udało jej się dotrzeć w końcu na metę. Bądź co bądź była ostatnia, przypłacając to jeszcze siniakami, ale była z siebie dumna, że się jej udało. Na wspomnienie, że mogłaby się jeszcze raz wyrwać z pracy, a w dodatku udać się w takie miejsce i wypić z taką osobą herbatę… oh, ile by dała za taki przywilej. Wątpiła jednak, aby w najbliższym czasie udało jej się ponownie wyrwać z tej straszliwej posiadłości.
Alexander nie zaśmiał się tak jak kiedyś, jak przed wyjazdem. Wszystko było, może nie tyle co sztuczne, co bardzo wymuszone. I Moniczka zdawała sobie z tego doskonale sprawę, póki co jednak nie mogła stwierdzić, co stało za takim zachowaniem. Na poprawnie zaakcentowane słowo uśmiechnęła się jeszcze raz, kiwając głową.
Ciarki przechodziły jej po plecach opowiadając o pracy u Averych, starała się jednak podchodzić do tego w miarę “profesjonalny” sposób, wmawiała sobie, że to tylko praca, że tylko na pewien czas, że kiedyś się stamtąd wyrwie. Bardzo w to wierzyła.
Słowa Alexandra ją wystraszyły, mówił bardzo poważnie, widać było, że nie żartuje. Z każdym ostrzeżeniem, w Monique budowała się niechęć wracania tam. Z każdym jego słowem bała się coraz bardziej. Nie samej lady, a właśnie jej syna.
Już miała obiecywać, że będzie trzymać się od niego z daleka i zastosuje się do wszystkich jego rad, już otwierała usta, kiedy Alexander zaczął kontynuować. Zamknęła je więc, zaciskając w mocną, cienką linię, słuchając jego słów.
Bił od niego tak wielki ból i teraz to Monique miała wyrzuty sumienia, że wcześniej nie miała okazji, aby sprawdzić w jakim stanie jest Alex. Ale skąd mogła wiedzieć, o śmierci żony lorda Averego słyszała tylko od innych pracowników w posiadłości, nie miała pojęcia co łączyło ją i Alexa. O planowanym ślubie także nie wiele słyszała, nigdy tej dziewczyny na oczy nie widziała i nie miała pojęcia co się dzieje. Przecież dopiero niedawno przyleciała do Anglii, od razu zajmując się pracą i nie mogąc zbyt często spotykać się z Alexem.
- Tak mi przykro - powiedziała, a w jej głosie słychać było szczery żal. - Nie wiedziałam, naprawdę nie wiedziałam. Dlaczego z tym do mnie nie przyszedłeś od razu, wysłuchałabym cię, nie musiałbyś tego w sobie dusić. Oh, Alex…
Teraz rozumiała dlaczego tak bardzo nie chciał, by pracowała u Averych. Zrobiło jej się przykro, że jeszcze dodatkowo naraziła na taki stres swojego przyjaciela. Przysunęła się do niego jeszcze bliżej, obejmując go swoimi malutkimi rączkami. Wtuliła swoją twarz w jego ramię, wyżej nie mogła, bowiem była za niska.
- Obiecuję, że nie pozwolę, aby cokolwiek mi zrobili, nie pozwolę, abyś stracił i mnie. Nie pozwolę im ci tego zrobić - wyszeptałam do niego. - Alex, proszę, mów do mnie, jeśli będziesz chciał się wygadać, porozmawiać, to przyjdź do mnie. Ja wiem, że marna ze mnie czarownica i kontaktów też żadnych nie mam i że nie pomogę ci jej znaleźć, ale chociaż mogę cię wysłuchać. Jesteś moim przyjacielem, jedynym i cierpię razem z tobą.
Otarła o jego płaszcz swoje policzki, po których popłynęły łzy. Nigdy chyba nie widziała go w takim stanie. Zawsze to on jej pomagał, wtedy gdy była załamana śmiercią matki, wtedy gdy nikt jej nie chciał wziąć na dalsze szkolenie, a jej wielkie marzenia przestały być realne. Teraz ona miała okazję pomóc mu, nawet jeśli polegało to tylko na słuchaniu jego słów.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Malinowy las [odnośnik]01.11.16 21:50
Zatracał się w swoim cierpieniu, z dnia na dzień czuł, jak tonie coraz bardziej, a powietrza w płucach ma coraz mniej. Rzeczywistość była przygniatająca, a sens poznanych faktów zbyt przytłaczający, by choć próbować podjąć walkę o zaczerpnięcie kolejnego oddechu. Tonął w lodowatych czeluściach głębokiej wody, a ciśnienie zgniatało go coraz bardziej.
Łup, łup, łup.
Głuche dudnienie w uszach. Cóż to? To nieposłuszne serce, choć ściśnięte strachem i przeszyte bólem nadal nieposłusznie bije. Po cóż jest ono takim upartym? Nie łatwiej byłoby wreszcie udać się na spoczynek?
Łup, łup, łup.
Krew płynie przez żyły. Gdzie tak pędzi przez skronie? Napędza umysł, napędza to, co się w nim dzieje, napędza kawalkadę pesymistycznie czarnych myśli. Serce, byłoby lepiej, jakbyś nie biło.
Słowa wypowiadane przez Monique docierały do niego jakby zza grubej tafli szkła - zdeformowane, niewyraźne. Ale tylko dlatego, że nie był w stanie skupić się na nich, nie miał siły ni woli by zrozumieć, co jest do niego w tym momencie mówione. Coś jednak powoli się do neigo przebijało, a pierwszy był smutek - empatyczny żal bijący od drugiej osoby, która siedziała przecież tuż obok niego. Przysunęła się bliżej, chwyciła jego dłoń. Bezwiednie zacisnął palce na jej. Nie chciał, żeby go puszczała. Potrzebował właśnie takiej bliskości, kogoś, kto po prostu potrzyma go za rękę. Zaczynał coraz więcej rozumieć z tego, co dziewczyna chciała mu przekazać. Wsłuchał się w jej głos, starając się skupić na nim całkowicie. Nie wychodziło mu. Jakieś głuche dzwonienie powracało do jego uszu, dekoncentrując  i brutalnie przyciągając na powrót do odczuwania własnego cierpienia. Jednak usłyszał w jej głosie tę nutę, która zmusiła go do podniesienia głowy i zebrania w sobie tych resztek sił, które miał.
- Hej, Monique. Nie płacz - powiedział, ściskając lekko jej rękę, drugą przenosząc na jej włosy (gdyby ktoś to widział, tak bezkarnie dotykać lordowi kobiecych włosów), odgarniając białe kosmyki zabarwione odbijanym od liści światłem, by nachylić się lekko w jej kierunku i spojrzeć przyjaciółce w oczy. Smutnym spojrzeniem okraszonym smutnym uśmiechem.
- Wcale nie jesteś marną czarownicą. Jesteś bardzo zdolną czarownicą, której wsparcie jest dla mnie więcej warte, niźli całe koneksje mojego rodu - dodał, jeszcze raz mocniej zaciskając na parę sekund uścisk swojej dłoni. - Ja... - urwał, nie wiedząc co jeszcze powiedzieć. Miał coś jeszcze od siebie do powiedzenie? Nie. Oprócz jednego. Jednego uczucia, które miał w sobie oprócz pustki i bólu.
- Dziękuję.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Malinowy las 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Malinowy las [odnośnik]21.11.16 21:43
Nie chciała, aby zmuszał się do życia dla niej. Miał to zrobić dla siebie, bo sama doskonale wiedziała jak spokój duszy może wiele przynieść dobrego. Patrzyła w jego smutne oczy i chociaż starał się uśmiechnąć, czuła, że uśmiech nie był prawdziwy. Był równie smutny co jego oczy, a ona nie potrafiła nic z tym zrobić. Przyjęła jedynie jego słowa, lekko przymykając oczy w zgodzie, nie chcąc więcej tak mówić. Nie chciała, zwracać teraz na siebie jego uwagi i skierować jego myśli na swoje problemy. Wystarczyło już, że zdenerwował się samym faktem, że pracowała u Averych.
- Nie masz mi za co dziękować - szepnęła tylko.
Moniczka uniosła swoje dłonie, aby dotknąć nimi policzków lorda. Nie interesowało ją, czy tak wypadało. Byli przecież przyjaciółmi, dlaczego więc mieliby siebie hamować. Zresztą, Monique była prostą dziewczyną, która nie rozumiała tych wszystkich zasad.
W każdym razie położyła swoje dłonie na jego policzkach i przetarła je delikatnie, aby dodać jego cerze delikatnych, zdrowych rumieńców, których tak bardzo mu brakowało. Poczuła tak ogromny żal, że nie może z nim tu dłużej być. Powoli zbliżał się czas, kiedy powinna wrócić do pracy i chociaż tak bardzo tego nie chciała, to musiała i nie miała innego wyjścia. O ile nie chciała narazić się lady Avery.
- Muszę wracać, jeśli nie pojawię się czas lady Avery będzie zła, nie powinnam jej denerwować - przyznałam ze szczerością. - Wyrwę się stamtąd, obiecuje. Ale do tego czasu musisz ty mi obiecać, że jeśli cokolwiek będzie się działo, to do mnie napiszesz i ja wtedy postaram się ci pomóc.
Przysunęła się do niego bliżej, delikatnie składając niewinny pocałunek na jego czole. Dopiero wtedy wstała z miejsca i trzymając Alexa za dłoń, pociągnęła go ze sobą. Szli wspólnie, ramię w ramię, dłoń w dłoń i milczeli. Monique tak bardzo nie chciała się z nim rozstawać, miała tak ogromne wyrzuty sumienia, że wcześniej nie dowiedziała się, że jej najbliższy przyjaciel ma takie poważne problemy. Będzie musiała zadbać o to, aby nigdy więcej do czegoś takiego nie doszło.
- Odprowadzisz mnie? - poprosiła.
Wspólnie zniknęli z Malinowego lasu, a Moniczka obiecała sobie, że zrobi wszystko, aby z barków Alexa ściągnąć zmartwienia, chociaż te związane ze sobą, bo prawdę mówiąc tylko to jest w stanie uczynić.

zt oboje
Gość
Anonymous
Gość
Re: Malinowy las [odnośnik]01.01.17 0:50
Pojawienie się nagle w nowym miejscu zbiło ją trochę z tropu.Zdezorientowana rozejrzała się po otoczeniu próbując rozpoznać miejsce, w którym się przed momentem pojawiła. Znała malinowy las, miała okazję spacerować po nim już nie raz. Był zaledwie początek kwietnia, więc nie można było go nazwać jeszcze całkowicie malinowym, gdyż było widać przebijającą się przez róż zieleń. Nie zmieniała to jednak faktu, ze już teraz tereny te były niezwykle urokliwe. Z chęcią rozważałaby tak jeszcze długo, ale inna sprawa aktualnie bardziej zaprzątała jej głowę. Jak wielkiego trzeba mieć pecha... a jeszcze dobrze pamięta jak w uprzednim miesiącu w trakcie teleportacji za pomocą kominka kichnęła i znalazła się w całkowicie obcym jej miejscu. Brzmi znajomo? Chyba będzie musiała ze wszystkich magicznych środków transportu przenieść się na najzwyklejszy w świecie spacer. To wydawało się bezpieczniejsze. Gdy już próbowała przygotować swój umysł do teleportacji, rzeczywiście zniknęła, ale ponownie nieoczekiwanie, nie wiadomo gdzie i za pomocą nieustępującej czkawki. Niech Merlin przeklnie ten dzień!

|zt --> Przystań


Anguis in herba

But I'm holding on for dear life
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Rowan Yaxley
Rowan Yaxley
Zawód : Tłumacz i nauczyciel języków obcych, były koroner
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
When the fires,
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Malinowy las 950bdbd896f0137f2643ae07dec0daf4
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3571-rowan-yaxley https://www.morsmordre.net/t3601-magnus https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f103-fenland-yaxley-manor https://www.morsmordre.net/t3917-skrytka-bankowa-nr-899 https://www.morsmordre.net/t3640-rowan-yaxley
Re: Malinowy las [odnośnik]03.02.17 23:19
/ z nawiedzonej ławki

Uśmiechnęła się gdy ruszyli wąską ścieżką Wierzbowej Alei. - Narobiłam głupot. - zaczęła i choć w jej głosie brzmiało rozbawienie to wcale nie było jej do śmiechu w tamtym momencie.  - To było cztery dni temu więc dalej jeszcze szukam swojej godności, bo prawdopodobnie mogłam skończyć… w dość nieciekawy sposób. - parsknęła. - Zaczęło się od tego, że jeden z poszukiwaczy pod koniec lutego dostarczył mi pewien sztylet. Przeklęty jak pewnie się domyślasz. W dodatku nie był to normalny sztylet, a rytualny. Chciałam zdjąć z niego klątwę, ale okazało się to nie być wcale takie proste. Przejrzałam wszystkie podania, książki… starałam się znaleźć coś na jego temat. Okazało się, że zrobiono takie trzy. Jeden właśnie ten, który dostałam od mojego znajomego, drugi, o którym nie znalazłam żadnej wzmianki i trzeci… w Ferrels Wood. Przygotowywałam się do tego prawie dwa tygodnie i myślałam, że mój plan jest idealny. Wiedziałam gdzie szukać, wiedziałam jak się tam dostać i na co uważać. Nie spodziewałam się, że w jaskini takiej jak ta mógł ktoś sobie pomieszkiwać. A dokładniej troll leśny. Nim się obejrzałam już wisiałam kila metrów nad ziemią ściskana w jego łapsku. W dodatku różdżka spadła mi w krzaki i nie miałam jak się wyrwać. Rozpatrywałam wyswobodzenie się z płaszcza… w sumie lepiej mieć złamaną nogę niż kark. Na szczęście zostałam odratowana. I nawet znalazłam to czego szukałam. Znaczy… nie znalazłam sztyletu, ale wiem gdzie go przeniesiono, a to chyba sukces prawda? - zapytała spoglądając na mężczyznę. Przez to swoje gadanie nawet nie spostrzegła kiedy znaleźli się w malinowym lesie. Była tu już kiedyś kilka lat wcześniej z Prewettem. To ładne miejsce chociaż nadal nie wiedziała jak to wszystko może tak pięknie ze sobą komponować. Na szczęście mieli już kwiecień. - Chociaż właściwie walka z trollem wcale nie była tak prosta. - dodała przejeżdżając dłonią po jednym z kwiatów. - Ostatnio myślę, że ktoś musi nade mną czuwać, albo… albo ja po prostu popełniam tyle błędów, że to aż wstyd. Do tego właśnie myślę, że szwankuje mi różdżka, bo najprostsze mi się nie udają, ale… ale nie będę Ci tym zajmować głowy. To w sumie nie aż tak ważne. - w końcu i tak miała się udać na Pokątną i pomęczyć jakiegoś Ollivandera jeżeli chodziło o jej różdżkę. Nie spodziewała się niczego innego jak tego, że mogła po prostu zostać uszkodzona. Tyle razy co jej się już przysłużyła w życiu. Uśmiechnęła się lekko. - A co się z Tobą działo? Jak się masz, Ully? - zapytała, a kącik jej ust drgnął w delikatnym uśmiechu.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Malinowy las Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Malinowy las [odnośnik]04.02.17 21:10
Uwagę dzielił równo między słowa Lucindy i otoczenie, wodząc spojrzeniem po brzozowych pniach, czasem zerkając z zainteresowaniem na kobietę. Oderwane od dyscypliny myśli zanikały powoli, w miarę oddalania się od feralnej ławki, a lady Selwyn razem ze swoją opowieścią miała w ich wygnaniu fundamentalny udział. Prościej i wygodniej było skupić się na rzeczach, które nie wymagały aż takiego nakładu destrukcyjnego zaangażowania emocjonalnego. Nietypowa barwa liści zwróciła uwagę Ulyssesa już przy znacznej odległości, ale pokonanie jej okazało się zaskakująco sprawne. Trochę liści tkwiło jeszcze na drzewach, choć większość zdobiła już poszycie i szeleściła teraz pod ich stopami. Nie miał pojęcia, jakim cudem nie trafił tu wcześniej.
- Każdy postęp to sukces - potwierdził, skinąwszy głową, kiedy obdarzał ją spojrzeniem, oderwanym od drzewa - badał jego korę dłonią, zaciekawiony malinowym ubarwieniem listowia. Ulysses był uważnym słuchaczem i lubił mieć pełny obraz sytuacji, dlatego postanowił dopytać o szczegóły, które pominęła.
- Szczerze? W Ferrels Wood nic mnie nie zdziwi. Powiedzieć, że zna się ten las, to jak strzał Avadą w stopę - skomentował, unosząc brwi i marszcząc je lekko - lasy znał jak mało kto, uwielbiał to konkretne miejsce. Potrafił snuć się po nim godzinami, ale nie można było odmówić mu... delikatnie mówiąc - elementu zaskoczenia. - Jak ostatecznie udało ci się wyswobodzić? I co dalej z tym sztyletem? Nie podejrzewałbym trolla o sumienne wyjaśnienia przenosin, nawet po przegranej walce - przyznał, kierując ostatnie słowa w stronę drzewa, którym tak się zainteresował. Koniec różdżki przytknął do pnia, rzucając sprawne, niewerbalne zaklęcie, znane Ollivanderom. - Skubane - wymruczał pod nosem, kiedy kilka bruzd w korze zalśniło niebieskawym światłem, pnącym się do góry i na gałęzie, aż do ich krańców, połyskując momentami, jakby iskrząc na tle prawie czarnych konarów. Resztka liści oderwała się od nich i spadała, kiedy różdżkarz odwrócił się ponownie do Lynn i podejął znów temat, jak gdyby nic nie zaszło.
- Z drugiej strony, im więcej błędów, tym więcej doświadczenia - odparł, wzruszywszy ramionami, choć beztroski ton nie do końca mu wyszedł, dlatego zaśmiał się - ponuro, jak zazwyczaj. Ciężko stwierdzić, czy mieścił w tym zdaniu sarkazm, niepoprawny optymizm, czy prawdę życiową. - Dobrze mieć szczęście za sojusznika - jemu chyba nie było pisane, choć do łatka pechowca także nie była zbyt bliska.
- Absolutnie - prychnął na to nie takie ważne. - Pogadamy, jak poszwankuje przy kolejnym trollu - dorzucił posępnie, niezadowolony jej beztroskim podejściem. Bez różdżki jak bez ręki! Uniósł lekko głowę, mrużąc nieznacznie acz podejrzliwie oczy, zerkając chłodno w znajome tęczówki. - Zmieniasz temat, Lucindo. Skoro tak się upierasz, w porządku, ale gdyby sytuacja się nie poprawiła - nie wahaj się wysłać mi sowy. U mnie wszystko stabilnie, tak sądzę. Nie dzieje się zbyt wiele, stagnacja jest momentami męcząca, chociaż ostatnio mój ulubiony - akcent padł w chwili, w której stuknął różdżką w kolejne drzewo, przerywając na dwie czy trzy sekundy swoją kwestię i obserwując kolejne spadające liście - klient stara się dostarczyć mi rozrywki. Czuje się zobowiązany do informowania o swoich sukcesach zawsze, jakkolwiek nieprawdopodobne by nie były. Nigdy nie znałem kogoś, kto traciłby różdżki tak często. W każdym razie, jego ostatnim osiągnięciem był legendarny pojedynek na granicy państw. Skończył w glorii chwały, której różdżka, niestety, nie udźwignęła. Dlatego ułożył wspaniały i dopracowany plan nowej różdżki, opierając się na lekturach - które w międzyczasie musiał napisać, bo nie są mi znane - plan czeka na wykonanie. Jeśli dobrze pójdzie, uda się zachować z niego aż rdzeń, ale do tego trzeba znaleźć szyszymorę - wzruszył ramionami, pośrednio żaląc się na Francuza. - Ach, i zaginęła mi sowa - wtrącił jeszcze. Cóż, wyprawy Selwyn były ciekawszym tematem niż jego ostatnia rutyna.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Malinowy las Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Malinowy las [odnośnik]07.02.17 0:01
Nigdy nie można być niczego pewnym. Nigdy nie można bezgranicznie ufać otoczeniu. Natura chociaż sprzyjająca nam za każdym razem jest też zawodna i przewrotna. Kapryśna. Będąca w stanie odwrócić nasz los bez mrugnięcia okiem. Dlatego bezpieczeństwo powinno potraktowane być ulotnością. Dlatego nie jesteśmy w stanie powiedzieć, że znamy coś w pełni. Całkowicie. Jak własną kieszeń. Lucinda zawsze miała tę rezerwę w pamięci. Próbowała zwykle panować nad swoim przerażającym zapałem do osiągnięcia wszystkiego teraz i natychmiast. Przez te lata wypraw mogła się przekonać, że nie ma nic bardziej pewnego od śmierci i nic mniej pewnego niż jej moment. Ponoć szczęście sprzyja zwycięzcom chociaż w tym przypadku chroni przed zawodną intuicją, której pokłady Lynn w sobie miała. Uśmiechnęła się lekko na słowa mężczyzny. Miał racje. Jeżeli ktoś bierze las za pewnik to mógłby zostać w domu i strzelić sobie Avadą w nogę. Wyszłoby na dokładnie to samo. Chciałaby nie musieć zawsze się bronić. Walczyć. Uciekać. Chciałaby, żeby rzeczy chociaż od czasu do czasu przychodziły jej lekko. Nie była jednak naiwna, a przynajmniej nie uważała się za taką już od jakiegoś czasu. Nie można było w życiu mieć wszystkiego i ta świadomość dotykała ją każdego dnia. - Na horyzoncie pojawił się lord Greengrass, który chyba stwierdził, że potrzebuje ratunku. - zaczęła ze wzruszeniem ramion i delikatnym uśmiechem. - Lepsze to niż połamane nogi. Trochę nam zeszło, ale w końcu udało nam się unieszkodliwić trolla, a potem go związać. Chociaż pewnie już dawno wyswobodził się z więzów. W środku groty były kości, kości i jeszcze więcej kości. Myślę, że nie mieszkał tam sam. Nie wyglądał na tak starego, a ich naprawdę było dużo. Myślałam, że już nic tam nie znajdę, ale w końcu na jednej ze skalnych półek znalazłam inskrypcję. Zejście do katakumb. Nie wiem czy o nich słyszałeś, ale według podań w Ferrels Wood był kiedyś kościół. Może nawet nie kościół, a jakaś rytualna świątynia. W katakumbach był ołtarz, a w nim… puste miejsce po nożu. - odparła kręcąc głową. Chociaż nie była jakoś tym zbytnio zaskoczona to jednak żałowała, że niczego nie znalazła. To byłoby o wiele prostsze. - Przynajmniej wiem, że tam był. - dodała przenosząc spojrzenie na mężczyznę i uśmiechając się lekko. Nigdy nie ponosi się całkowitych porażek. Nawet z porażek można wynieść coś znaczącego. Trzeba tylko tego chcieć. Spojrzała jak Uly przejeżdża różdżką po korze drzewa i w głowie pojawiła jej się myśl, że każde z nich ma coś w tym życiu swojego. Coś czego drugie nie jest w stanie pojąć, ale chętnie o tym słucha bo przecież to wydaje się być niesamowite i ciekawe. Nie wydaje. Takie właśnie jest. Wiedziała, że unika tematu różdżki. Może dlatego, że nie była pewna czy to wszystko było winą jej różdżki czy może jej samej. I choć Ollivander mógł rozwiać jej wątpliwości jak nikt inny to chyba podświadomie nie chciała usłyszeć na te słowa odpowiedzi. - Przecież wiesz, że jak nie będę w stanie rzucić Alohomory na drzwi to się mnie nie pozbędziesz. - powiedziała, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. - Spokojnie, zajmę się tym. Życie jeszcze mi miłe, a swoją zwinnością przed kolejnym trollem się nie obronię. - dodała ze wzruszeniem ramion. Chociaż znał ją na tyle by wiedzieć, że ucieka jak może od tematu to nie chciała go ciągnąć. Nie kiedy spotkali się pierwszy raz od długiego czasu. Wsłuchała się w jego opowieść o kapryśnym i najwidoczniej pechowym kliencie. - To się tak da? Niektórym chyba nie jest przeznaczona magia. Ewentualnie poradziłabym nauczyć się mu magii bezróżdżkowej. Szkoda tych wszystkich zrobionych przez ciebie różdżek. - odpowiedziała bo wydawało się, że to Syzyfowa praca nawet najbardziej przyjemna. - A co z tymi drzewami? - zapytała wskazując głową drzewo, które jeszcze przez chwile dotykał różdżką. Na wzmiankę o sowie spojrzała na niego z zaskoczeniem. - Jak to? - Lynn była bardzo zżyta z tymi ptakami. Sowa była jej patronusem, Lucinda każdą sowę traktowała z największą miłością i właśnie z sowami się utożsamiała. Zastanawiała się czasami jak ludziom mogą się sowy gubić. - Co się stało? - zapytała jeszcze naprawdę szczerze przejęta.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Malinowy las Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539

Strona 1 z 21 1, 2, 3 ... 11 ... 21  Next

Malinowy las
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach