Wydarzenia


Ekipa forum
Highlands
AutorWiadomość
Highlands [odnośnik]12.08.16 19:28
First topic message reminder :

Highlands

To tereny na północnej Szkocji, gdzie pasma gór i pagórków ciągną się aż po horyzont. Różnorodność flory i fauny jest wręcz zachwycająca. Zielone wzgórza ciągnące się kilometrami urozmaicone są przez liczne jeziora, jak i okalające je lasy. O tych terenach krąży wiele plotek, jednak nie bez przyczyny mugole rzadko zapuszczają się w zalesione tereny okalające jedną z zamkowych ruin bowiem błąka się po nich szyszymora, której jęki i zawodzenie skutecznie odstraszają niemagicznych ludzi. I choć szyszymory to niegroźne magiczne stworzenia, to ich przeszywający jęk z pewnością sprawia, że najodważniejszemu czarodziejowi jeżą się włoski na karku.


[bylobrzydkobedzieladnie]
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Highlands - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Highlands [odnośnik]08.12.17 3:43
Spojrzał za profesorem, kiedy ten odszedł, a minęła zaledwie krótka chwila nim zauważył, że nie został wystawiony, a jego ojciec (rany, jak to dziwnie brzmi) stoi przed nim. I wydaje się jakby lekko stremowany? Może to tylko wrażenie. Nie ważne z resztą. Chyba kiedy Fox się zjawił, Oscar poczuł się jeszcze bardziej zagubiony niż kiedy spodziewał się, że go nie będzie. Gdyby go nie było, nie byłoby też nad czym się zastanawiać, a tak po raz kolejny nie miał pojęcia, co czuje do faktu, iż poznał osobę za sprawą której znajduje się obecnie na świecie. I, że ta osoba chce go poznać.
I, że kilkanaście lat wstecz wykiwała jego mamę.
I, że jest Malfoyem. No, był Malfoyem.
Kiedy spojrzał na napis na sankach, jego brwi powoli powędrowały ku górze.
- Może po prostu Malfoy Team? - z reguły nie był szczególnie sarkastyczny, jednak w tej chwili Oscar odniósł wrażenie, że świat zwyczajnie sobie z niego kpi. Zaraz z resztą zjawił się obok nich mały paniczyk wizualnie idealnie przypominający stado innych, trochę starszych arystokratów których Reid miał już okazję poznać.
I to nie tak, że cała szlachta jest zła. Absolutnie. A jednak szlachetna krew w powiązaniu z platyną jak dotąd w krótkim doświadczeniu Oscara jeszcze nigdy nie oznaczała niczego dobrego.
Tak czy inaczej dzieciak choć wyglądem przypominał typowego Malfoya, zachowywał się póki co całkiem zwyczajnie. Oscar oparł się więc o sanie, skupiając na chłopcu swoją uwagę.
- Reid. - uśmiechnął się pod nosem, naśladując przy tym typowo arystokratyczny ton z prawdziwie, aktorską wprawą. Czy może wprawą kogoś, kto po prostu lubi przedrzeźniać ludzi. - Oscar Reid. - przyglądał się uważnie chłopcu, który już po chwili zadał mu jakieś milion pytań. - Tak, jestem Gryfonem, a Hogwart jest super. Pełen duchów. - stwierdził, bo właśnie duchy były pierwszym na co zwrócił uwagę w szkole i co zrobiło na nim wrażenie. Choć nie sądził by na dziecku czarodziejów miało to zrobić równie duże wrażenie.
Na kolejne pytanie odpowiedział Fox, mówiąc to, co Oscar już wiedział od profesora. Dlaczego wtedy wydawało mu się, że to ma jakiekolwiek znaczenie?
- Jestem ścigającym.
Przez myśl przeszło mu, żeby pochwalić się ostatnim sukcesem drużyny, jednak po chwili wydało mu się to zwyczajnie głupie: przechwalanie się, jakby co najmniej chciał zrobić wrażenie.
- Może ty masz pomysł na nazwę dla nas, Brutus? - odezwał się zaraz, nie sądząc by Fred przystał na jego pierwszą propozycję. - Nie jesteś tu z rodziną swoją drogą? - dodał zaraz, nie kryjąc zdziwienia tym, że małego arystokratę puszczono na takie wydarzenie i za chwilę zajmie miejsce w saniach z jakimś mugolakiem i zdrajcą krwi, a dookoła nie widać żadnego oburzonego rodzica.
W tej chwili, kiedy za kimś takim się rozglądał, w tłumie zauważył znaną z gazet postać i jego uwaga została całkowicie odwrócona, a postawa się zmieniła, najwidoczniej zainteresowanie gwiazdami sportu było silniejsze niż skrępowanie dziwną sytuacją.
- Hej, czy to Billy Moore? - odezwał się z wyraźnym podekscytowaniem, podnosząc się przy tym i obserwując postać, która po chwili zniknęła w tłumie. Był już przekonany, że zdobędzie dzisiaj coś do swojej (niewielkiej, JESZCZE niewielkiej) kolekcji autografów. W sumie to kto wie kogo jeszcze uda się tutaj spotkać.


Oscar Reid
Oscar Reid
Zawód : n/d
Wiek : 13
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : n/d
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4896-oscar-reid https://www.morsmordre.net/t5425-poczta-oscara#129109 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6228-oscar-reid#153621
Re: Highlands [odnośnik]08.12.17 9:34
Jest już naprawdę dobrze, nawet jeśli nie wiem dlaczego. Miesiąc wyprostowywania swojego życia na nowo, wspomagając się eliksirami uspokajającymi widocznie dało rezultaty. Myślę, że to może ponowny kontakt z dziećmi - czekającymi właśnie na mój powrót, pełnymi empatii i współczucia. Spodziewałam się, że powrót do Hogwartu będzie cięższy niż mogłabym kiedykolwiek przypuszczać. Spoglądanie w dół lub wyszukiwanie twarzy Lewisa czy Lucy ostatecznie mnie załamie, ale wszyscy okazali się być tacy mili! Wszystkie negatywne emocje z wolna ulatywały w przestrzeń i chociaż na pewno nigdy nie zapomnę o tym, co się stało, to wracam do normalności. Śmieję się i cieszę tym, co przyniesie los - teraz przyniósł śnieg w czerwcu. Nie ubolewam nad tym, wręcz przeciwnie, to całkiem urocze, że zamiast szykować strój kąpielowy musiałam ponownie wygrzebać z szafy najgrubszy płaszcz. Mam wrażenie, że wyglądam w nim trochę jak pączek, ale ostatecznie pączki są słodkie i pyszne, więc nie ma powodu do zmartwień.
Szkocja jest jak zwykle zachwycająca, czasem żałuję, że Sproutowie nie są właśnie Szkotami. Z zachwytem przechadzam się po Highlands i poprawiam żółty szalik misternie zapleciony na mojej szyi. Policzki od zimna mam rumiane, a oczy znów błyszczą zdrowym blaskiem. Wsparcie magicznych stworzeń jest godne podziwu i poparcia - dlatego tu jestem. I nieważne, że przemawiająca kobieta robi coraz większe głupoty z minuty na minutę, dorzucam się do puszki i czekam na rozpoczęcie wyścigu - wygląda na to, że żmijoptaki nas dzisiaj nie zjedzą. Pomimo mojej absolutnej słodyczy.
Zaczynam wędrować w tłumie, widząc mnóstwo znajomych osób, co rozgrzewa mnie przyjemnym ciepłem od środka.
- Wesołego kociołka Mirciu! - odpowiadam ślicznej biedroneczce. Dobrze, jeśli jest tutaj ktoś słodszy ode mnie, to właśnie ona - nic tylko chrupać. Aż uśmiecham się przy tym szerzej. - Witaj Archie, cześć Alex! - witam się z jej opiekunami, ale nie zatrzymuję się, idę dalej. Muszę przecież dostać się do listy uczestników. - Cześć Jay! - krzyczę do kolegi z pracy, chociaż pewnie już się dziś widzieliśmy, ale to nic. I tak witam wszystkich innych znajomych, których widzę, Lisa, Sally i jest ich aż tyle, że tracę rachubę. W pewnym momencie widzę również tego obrzydliwego wstręciucha z Czerwonego Imbryka - widok, jak dostaje śnieżką jest miodem na moje serce.
- Dobrze, Billy, dowal mu! - wrzeszczę dopingująco, dopóki nie dociera do mnie, że to chyba nie było zamiarem Moore’a. Sądząc po jego reakcji. Ups. Momentalnie naciągam mocniej czapkę na twarz i zasłaniam ją ręką, po czym oddalam się w pośpiechu z miejsca zbrodni. A to klops. Gdzie ta przeklęta lista? Rzucam na nią krótkie spojrzenie, po czym idę szukać Eileen. O.
- Cześć Neala! Dzień dobry profesorze. - Dłonie za plecami, płytki ukłon. - Kradnę pańską piękną narzeczoną, niestety nie obiecuję, że wróci w jednym kawałku - dodaję, wcale nie uśmiechając się znacząco. Zaraz potem i tak rzucam się Wilde na szyję, bo to takie wspaniałe, że będziemy razem szusować na saneczkach! - Bawcie się dobrze! - rzucam im jeszcze, zanim odciągam gajową od tłumu w poszukiwaniu najlepszego środku transportu. - Czekaj, ty nie powinnaś się szykować do ślubu zamiast wygrywać wyścigi saneczkarskie? - pytam coś podejrzliwie, ale wtedy właśnie odnajdujemy nasz drewniany powóz. Jest absolutnie fantastyczny. - Nazwijmy się MANDRAGORY - wypowiadamy niemal w tym samym czasie, co wywołuje we mnie wzruszenie. Wiadomo, zielarki rządzą. - Kocham cię - mówię bliska wzruszeniowego płaczu, ale to naprawdę wspaniale czytać sobie w myślach i to bez legilimencji.



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: Highlands [odnośnik]08.12.17 10:32
Prószący śnieg sypał gęsto, a Brutus z zachwytem wpatrywał się w mozaikę drobnego puchu i fajerwerków rozświetlających niebo. Z pokątną miną zadowolonego z siebie łapserdaka zerwał z głowy czapkę i wcisnął ją sobie do kieszonki, pozwalając, by mlecznobiałe włosy rozsypały się w nieładzie i przyjęły na siebie ten orzeźwiający prysznic z lodowych gwiazdek. Tata nie pozwalał na takie harce, a przemoczone ubranko po powrocie do domu oznaczało utratę przywileju - w najlepszym wypadku ominięcie deseru lub odłożenia o godzinę czasu nocnego leżakowania, w najgorszym - konieczność siedzenia we własnej komnacie, kiedy tata czytał im książki. Może i same lektury wybierane przez Abraxasa nie były zajmujące (zazwyczaj musiał bardzo się wytężyć, by ukryć ziewanie, co powodowało, cóż... pompowanie się policzków do rozmiarów sporych piłek), ale młody Malfoy nie chciał przepuścić żadnej okazji, by znaleźć się bliżej ojca, usiąść, nie na jego kolanach (te czasami przypadały Marie), ale przycupnąć gdzieś niżej i poczuć się ważny dla swego taty. Którego jednak tu nie było, więc Brutus odrobinę wykorzystywał nieobecność stalowego, zasadniczego wzroku, kontrolującego, czy prawidłowo wymawia szlacheckie tytuły i czy porusza się z odpowiednią postawą, przyjętą dla sytuacji. Chłopiec sądził, że do saneczkowego wyścigu nic nie jest bardziej odpowiednie niż skoki i bieganie, toteż z radością przemykał między ludźmi we wręcz szalonym tempie, jakby dopiero teraz odkrywał możliwości swojego ciałka i mięśni. Drobna sylwetka ułatwiała mu przeciskanie się między tłumem, więc nie zwalniał ani na chwilę, sprytnie wykorzystując każdą lukę powstałą między czyimś ramieniem a tułowiem. Dopiero przy saniach zatrzymał się jak wryty, atakując swoją obecnością chłopca, który - jak się okazało po krótkim wymienieniu godności - jest jedną trzecią jego drużyny! Aż zachłysnął się z wrażenia, bo owszem, zaczęły się tu zbierać inne dzieci, ale same dziewczynki i w dodatku małe! Młodzieniec w gryfońskim szaliku wydawał mu się za to już prawie dorosły, wysoki i poważny. Brutus od razu zapałał do niego sympatią, musiał być fajny i w dodatku tak śmiesznie mówił.
-Miło mi cię poznać, Oscarze - wyrecytował, przypominając sobie nauki guwernerów i nagle garbiąc się lekko, pod nieprzyjemną wizją półmaterialnej głowy taty wiszącej nad nim i grzmiącej donośnie: Nie tak cię wychowałem, synu. Rozejrzał się dyskretnie, czy aby nikt tego nie widział i uff, musiał to sobie tylko wyobrazić, bo wszyscy dalej pochłonięci byli swobodnymi rozmowami. Tylko pan, który stał tuż obok wtrącił się do rozmowy - hura, znalazł brakującą trzecią część zespołu! - także się przedstawiając. Brutus nie znał tego nazwiska, ale brzmiało miło i przyjemnie łaskotało w zaczerwienione już od mrozu uszka chłopca. A może to wcale nie nazwisko? Młody Malfoy zadarł głowę do góry, by uważniej przyjrzeć się mężczyźnie i aż otworzył usta ze zdumienia. Był pewny, że gdzieś go już widział, tylko... nie mógł sobie tego przypomnieć.
-Pan to chyba jest kimś sławnym, prawda, panie Lisie? - spytał chytrze, nie potrafiąc zrozumieć, skąd bierze się w nim to podekscytowanie. Całkiem niezrozumiałe, ale jednak...
-Duchów? U wujka Louvela i wujka Magnusa jest pełno duchów. I kot z Cheshire! Ale te duchy są złośliwe i nie lubią się ze mną bawić. To prawda, że duchy w Hogwarcie rozdają uśmiechy? - spytał Oscara na jednym wdechu, wprost nie mogąc się doczekać żywej relacji wprost z zamku. I to jeszcze z ust ścigającego! A pan Fox był pałkarzem! Brutusowi aż zaświeciły się oczy, tata i Septimus nigdy nie byli zainteresowani qudditchem, a Marie nie pozwalano na dosiadanie miotły. Chłopiec często latał sam niecały metr nad ziemią, a zamiast ćwiczyć z piłkami, po prostu uciekał przed rozeźlonymi nauczycielami. Którzy mieli szansę złapać go dopiero wtedy, gdy znudził się wodzeniem ich za nos.
-Będę szukającym - oznajmił dumnie, wypinając chudą pierś - ale lepiej niż szukam, potrafię się chować. Kiedyś schowałem się pod łóżko, jak tata i mama - urwał, robiąc znaczącą pauzę dla podkreślenia efektu - opowiadali, co dostaniemy na święta! - wykrzyknął - tata mnie straszył, że jak dalej będę zachowywać się tak nieodpowiedzialnie, to nici z niuchacza, ale ja wiedziałem, że na pewno go dostanę - opowiedział, cały rozpromieniony. Ups, promienie nieco się wydłużyły, rozlewając się na całe policzki i upodabniając go do Indianina. Włosy mu pociemniały, nos się wydłużył, kości policzkowe się wyostrzyły, zapewne na wspomnienie zabaw z Kudłaczem - czasem tak mam, zaraz przejdzie - wytłumaczył szybko, nie chcąc, by pan Lis i pan Oscar się wystraszyli. Tata tego nie lubił.
-Czemu tak? - spytał, wpatrując się wielkimi oczami w Oscara z pierwszą, nieprzyjemną myślą, że chłopiec sobie z niego żartuje - przecież ty nie jesteś Malfoyem. I pan Lis też nie - powiedział, przekrzywiając lekko główkę i patrząc to na jednego, to na drugiego. Może to wszystko sprawka taty i kazał poprzebierać się krewnym, żeby odciąć Brutusa od innych ludzi? - bądźmy Lisami z Highlands/b] - zaproponował żywo, wymyślając nazwę na wzór drużyn qudditcha i... powiódł wzrokiem za Oscarem i również zdołał zobaczyć szukającego Jastrzębi.
-[b]Przywitamy się z nim? Później?
- spytał, nie wiedząc czemu, zamiast błagalnym wzrokiem wymuszać coś na swym opiekunie, instynktownie zwrócił się do pana Lisa - o, a tam jest wujek Archie. I Miriam! - krzyknął, zaraz łapiąc się za usta i ściszając głos o półtonu - cześć, wujku! Niespodziewankowego kociołka, Miriam! - powiedział głośno, machając entuzjastycznie ręką do dziewczynki. Był miły, ale to jasne, że przecież i tak wygrają.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Highlands [odnośnik]08.12.17 10:41
Śnieg! Dzieci uwielbiają radosny, biały puch okalający okolice, nawet kiedy rośliny powinny kwitnąć soczystą zielenią, a z nieba winno spoglądać na nas gorące słońce. Jestem podekscytowana od samego rana, kiedy to ojciec oznajmił, że wybierzemy się na sanki! I to bez Mely! Chyba nigdy nie byłam bardziej szczęśliwa niż jestem teraz. Do wyjścia szykuję się od świtu, już którąś godzinę przymierzając kolejną z kreacji. Wszystkie są piękne, ale która najpiękniejsza pasująca do tak wspaniałego dnia? Żadna nie wydaje mi się dość dobra, ale ponaglenia nie strony służby, zainicjowane przez tatkę, każą mi wreszcie wybrać. Oczywiście, że purpury i czernie - niech wszyscy wiedzą kim jesteśmy i niech nam zazdroszczą. Suknia jest bogata, ale jednocześnie jak najwygodniejsza i praktyczniejsza, żeby móc oddać się saneczkowemu szaleństwu. Buciki są wysokie, ciepłe i wygodne, tak samo jak czapka i szalik i rękawiczki. I szata na wierzch. Wyglądam absolutnie zniewalająco, uśmiecham się do swojego odbicia w lustrze.
Przez chwilę zapominam jak wielką jestem damą, po prostu zbiegając po schodach Beeston, którego jeszcze tak do końca nie poznałam. Szybko biegnę do jadalni, chcąc ponaglić tatkę, ale mówi mi, że bez śniadania nie mogę wyjść. I na nic moje tłumaczenia, muszę coś zjeść. Zdejmuję tylko rękawiczki i bardzo szybko pałaszuję maślano-dyniową bułeczkę. Dobrze, że herbata jest już letnia, bo chyba oparzyłabym sobie buzię.
Zaraz znów zakładam rękawiczki i stoję, niecierpliwiąc się. Staram się stać prosto, nie podrygiwać i nie wywracać oczami, ale to naprawdę ciężkie. Ojciec spokojnie dopija kawę i odkłada gazetę, równie spokojnie się ubierając. Zaczyna mi być już w tym wszystkim gorąco, ale dzielnie czekam aż będziemy opuszczać Cheshire i wylądujemy w Szkocji.
Jest tu absolutnie pięknie! Jak taki ptaszek obracam co chwilę głowę i podziwiam tutejsze otoczenie. Raz się prawie poślizgnęłam, gdyż prawie wcale nie patrzę pod nogi. Potem chwilę uważam, ale zaraz znów coś przykuwa moją uwagę - a to zdjęcie demimoza, którego nie widać, a to żmijoptaki sunące po niebie, a to puszka z pieniędzmi, która szybko znika w tłumie, a to fajerwerki. Jestem od krok przestępowania z nogi na nogę w oczekiwaniu na wyścig, ale zmuszam się, żeby się nie wiercić, tylko stać prosto i dumnie jak na prawdziwa lady przystało. Och, to takie trudne.
Niestety im bardziej poznaję tłum czarodziejów, tym mocniej jestem przerażona. Tak niewiele szlachetnych nazwisk, za to tak wiele prostackich bufonów. Jeden z nich ośmiela się rzucić w mojego tatkę śnieżką! Otwieram szeroko oczy ze zdumienia, słysząc jednocześnie wrzaski, piski oraz inne niegodne zachowania. Pomagam więc ojcu się otrzepać z tego śniegu i tak sobie myślę, że chętnie oddałabym tamtemu dowcipnisiowi, ale nie wypada. Jesteśmy Rowle, ponad tak prymitywne zabawy, prawda?
- Tato, dlaczego Brutus rozmawia z tymi ludźmi? To nie są lordowie, prawda? - pytam, kiedy widzę Malfoy’a podchodzącego do mężczyzn, których nigdy nie widziałam na oczy. Oby to jednak byli arystokraci, bo jak nie to biedny Brutus jest w niebezpieczeństwie! Musimy go uratować! Co jeśli się czymś zarazi? Albo go zabiją? Nie, żebym nie miała do niego trochę pretensji o to, co stało się jeszcze w Farndon, ale i tak nie życzę mu tak strasznego losu. Dlatego jestem szczerze przejęta.
I to powoduje, że w pierwszym odruchu patrzę na nieznajomego mężczyznę ze zdziwieniem. Dopiero po chwili zaskakuję, kim on jest.
- Witam lordzie Selwyn - odpowiadam uprzejmie, zaś po podaniu swej dłoni dygam sprawnie, jak na damę przystało. Obserwuję, jak mężczyzna zasiada na swoim miejscu, a ja spoglądam na tatę, żeby się upewnić, że wszystko jest dobrze. Tylko jak nazwiemy naszą drużynę? W takim przypadku wilki czy koty z Cheshire odpadają. I to rodzi kolejne problemy. Stoję zatem i myślę intensywnie. - Tatko, a może nazwijmy się Gwiazdozbiór? Cioci Daphne na pewno byłoby miło - proponuję nagle, zerkając na obu mężczyzn. Chyba nie powinni mieć pretensji do uhonorowania zmarłej lady Rowle, ale nie wiem. Tato jej nie lubił, a lord Selwyn pewnie nawet nie znał. Ale nie wiem jak inaczej wyjść z tego ambarasu.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Highlands [odnośnik]08.12.17 15:00
Trochę heca z tymi demimozami - zastanawiała się, czy w ogóle da się je spotkać w Anglii. Oczywiście, teza o tym, że są niewidzialne, dlatego ich nie widać, była dość silnym argumentem: niemniej jednak cel zbiórki był szczytny, bo jeśli nie demimozy, to latem cierpiało bez wątpienia znacznie więcej różnych gatunków magicznych stworzeń, które bez wątpienia zasługiwały na uwagę. Prawdopodobnie równie znaczącą, co wypuszczone na wolność żmijoptaki - miała nadzieję, że organizatorzy mają pomysł, jak zwabić je z powrotem. Inaczej - skazali je właśnie na śmierć pod grubymi warstwami śniegu, żmijoptaki wolały cieplejsze klimaty. Z lekkim niepokojem wysłuchała teorii spiskowej jednej z dziewcząt, która zaczęła mówić o przyczajaczach - westchnęła jednak tylko i wrzuciła parę monet do puszki, która krążyła gdzieś w tłumie, poprawiając owinięty wokół szyi gruby wełniany szal błękitnej barwy - włosy zakryte miała pod równie grubą czapką, a jej dłonie owlekały podobne rękawiczki. Płaszcz nie stanowił tak dobrej ochrony przed śniegiem jak mógłby, ale postawiła bardziej na swobodę ruchów - spod jego połów wystawał kraniec grubej, niebieskiej spódnicy.
Zgromadziło się zadziwiająco dużo znajomych twarzy - i z subtelnym uśmiechem przyjęła do wiadomości przywieszoną listę, która sparowała ją z Billym - i dziewczynką imieniem Amelia. Kiwała głową mijanym znajomym, wszystkim, których rozpoznawała, w poszukiwaniu... o, właśnie. Wysoki mężczyzna stojący tuż przed nią - nie wiedziała o nim, że miał na imię Magnus - właśnie oberwał lecącą śnieżką; wystarczyło pomknąć spojrzeniem za torem lotu, żeby wypatrzeć Billego. Czytała gazety, więc potrafiła rozpoznać lorda Cheshire - i była niemal pewna, że nikt nie dostrzegł uśmiechu, który na krótko  - dosłownie ułamek sekundy - zagościł na jej twarzy; szybko zastąpił go wyraz przepełniony surowością, kiedy z potępieniem na napastnika. To było bardzo dziecinne, Billy.
- Tu jestem - zawołała, wyłapując jego spojrzenie; wyglądał, jakby kogoś szukał. Uśmiechnęła się cieplej na powitanie, podchodząc bliżej nich, dopiero po chwili zauważając dziewczynkę, słysząc ostatnie z wypowiedzianych przez nią słów. Kościane koniki, tak? Testrale. To niedobrze, kiedy dziecko wie, czym są. Skinęła głową Billy'emu, po czym przykucnęła przed dziewczynką.
- Dzień dobry, ty musisz być Amelia. - Przywitała się z nią uprzejmie, wciąż z uśmiechem, wyciągając w jej kierunku dłoń wysuniętą z wełnianej rękawiczki na powitanie. - Ja mam na imię Minerwa i wygląda na to, że jesteśmy w jednej drużynie. Kościane koniki, tak? - Upewniła się wpierw u dziewczynki, dopiero potem powtarzając tę nazwę dalej. Nie dosłyszała, że nazwała Billy'ego tatą, nie wiedziała - jeszcze - co tych dwoje łączy, nie wydawało jej się to jednak mieć większego znaczenia. Na pewno zadbają, żeby dziewczynka była bezpieczna - i  dobrze bawiła. Dopiero po chwili podniosła się, by wspiąć się na palce, wesprzeć na ramieniu Billy'ego i dyskretnie szepnąć mu do ucha:
- Postarajmy się wygrać. - Następni niewinnie obchodząc obojga, finalnie znalazłszy się przy saniach. Skinęła im głową, bez zawahania wskakując na tylną ławę, ponaglając Billy'ego spojrzeniem i wyciągając wciąż nagą dłoń w kierunku dziewczynki, ostukując obcasy butów ze śniegu o zewnętrzny bok drewnianych sań.


Billy, Amelka i Minnie to Kościane Koniki!


Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?




Minnie McGonagall
Minnie McGonagall
Zawód : Kariera naukowa
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Be careful as you go,
cos little people grow.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1950-minerwa-mcgonagall https://www.morsmordre.net/t1967-niktymene#27808 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f264-maxwell-lane-17 https://www.morsmordre.net/t3014-skrytka-bankowa-nr-559 https://www.morsmordre.net/t3213-minnie#53350
Re: Highlands [odnośnik]08.12.17 17:23
-Och- Wydarło jej się z ust niemalże nieświadomie, jeszcze zanim zdążyła pomyśleć- co przydarzało się jej w raczej regularnych i wyjątkowo krótkich odstępach czasu.
Świat bywał dziwny. W teorii nie powinno jej to zadziwiać- praktyce jednak nigdy nie wyrosła z ciała swojej pięcioletniej odpowiedniczki, która w każdy zimowy ranek wychylała głowę przez okno i łapała na język płatki śniegu przy akompaniamencie obscenicznych komentarzy leżącego w rowie pod jej parapetem pijanego żebraka. Czerwcowy śnieg nie przestawał więc być dla niej powodem do radości. Zdecydowanie mniej radości przynosił jej natomiast lód, rozpościerający się cienką warstwą na ciemnym bruku uliczki, po którym w dość widowiskowy sposób ślizgała się przez pół Doków- aż do momentu, kiedy zaskoczona przez wystającą z bruku kostkę, z ogromnym impetem zakończyła swoją podróż na plecach. Podnosiła się w towarzystwie pijackiego rechotu kolejnego zalegającego w rowie draba, który jednak zamilkł potulnie i milczał aż do końca jej drogi (tuż po tym, jak z furią rzuciła go sklejoną niedbale śnieżką prosto w twarz).
Na wyścig dotarła więc z dość pokaźną dziurą w czarnych, wełnianych rajstopach, ale z równie pokaźnym uśmiechem, wyginającym łagodnie zaczerwienioną od mrozu twarz. Z przemówienia na temat demimozów zapamiętała jedynie słowa wstępu- zaraz po nich zaczęła niecierpliwie kręcić się w tłumie, uporczywie ignorując syki i szepty wszystkich tych ludzi, którzy bezskutecznie próbowali uniknąć chlaśnięcia jej długimi lokami prosto w twarz. Z łatwością odnalazła w tłumie znajomą, pociągłą twarz Billy'ego; odmachała mu energicznie, pospiesznie przeciskając się przez tłum gapiów w jego stronę. Zdążyła dobiec do niego na chwilę przed tym, zanim zasiadł w saniach- uwiesiła niewielki ciężar ciała na jego prawym ramieniu (nieco pomógł w tym fakt, że, ku jej irytacji, sięgała o dobrą głowę niżej niż on) tylko po to, żeby zawołać:
-Postaram się chociaż pomachać, kiedy już będę czekać na Ciebie na mecie, William!
Następnie odnalazła wzrokiem śliczną, filigranową figurkę Amelki. Wciąż nie była pewna, czy małe dzieci wzbudzają w niej większy zachwyt, czy raczej niepokój dotyczący jej nieskoordynowanych i nie do końca odpowiedzialnych działań. Nachyliła się do niej, pozwalając niesfornym włosom wysunąć się spod czapki i opaść na zarumienioną od zimna i biegu twarz.
-Dopilnuj, żeby tatuś nie oszukiwał, skrzacie- Uśmiechnęła się, wolną ręką troskliwie naciągając dziecięcą czapeczką odrobinę bardziej na czoło.- Jeśli będziesz jechała na saneczkach tak szybko, jak potrafisz latać na miotełce, to nikt Cię nie prześcignie!
Dostrzegła jeszcze nadchodzącą kobiecą postać (Minnie), której zdążyła jeszcze posłać promienny uśmiech, zanim raźnym krokiem ruszyła przed siebie, żeby w końcu...
-Och.
A więc to był on- to z nim miała zamiar wygrać te wyścigi. Przez chwilę kolorowa postać Jonathana nieco zbiła ją z tropu; otrząsnąwszy się z pierwszego szoku, uśmiechnęła się i nieco zadarła głowę, mrużąc oczy. W towarzystwie ludzi wysokich czuła się jak dziecko, które znalazło się nagle w krainie olbrzymów. Nie przejmując się tym jednak, wspięła się na palce i naciągnęła na jego włosy spadającą z nich czapkę.
-Zaburzasz nam aerodynamikę- Wyjaśniła z przyganą, uznając za zbędne wyjaśniać, że z prawami aerodynamiki była cokolwiek na bakier. - A zatem Zawierucha! Witamy w drużynie zwycięzców.
Roześmiała się, obracając się przez ramię tylko po to, żeby zawołać:
-Kto pierwszy, ten lepszy!- I wdrapała się na przednie siedzenie sanek, ignorując powiększającą się wciąż dziurę w rajstopach. Jej lokalizacja na łydce nie sprzyjała zachowywaniu ciepła, jednakże było to jednym z ostatnich na liście jej aktualnych zmartwień.
-Jeśli wygramy, stawiam kolejkę Ognistej- Oznajmiła beztrosko, pospiesznie upychając niesforne włosy pod czapkę.
W ostateczności aerodynamika to aerodynamika, na Merlina.

Zawierucha it is, proszę państwa!
Penny Vause
Penny Vause
Zawód : ścigająca Jastrzębi z Falmouth
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Holy light, oh, burn the night, oh keep the spirits strong
Watch it grow, child of wolf
Keep holdin' on
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5243-penelope-vause https://www.morsmordre.net/t5322-parapet-penny#119164 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t5311-penelope-vause#118839
Re: Highlands [odnośnik]08.12.17 20:04
Ojciec powtarzał jej, że po burzy zawsze wychodzi słońce. Teraz dopiero mogła zobaczyć, ile prawdy było w tym jednym krótkim zdaniu. Przeszła przez piekło Złotej Wieży i istniały wtedy momenty, kiedy myślała, że osiągnęła swój limit; że za chwilę ból zniknie, otulony miękko nieprzytomnością i ulgą. Przez chwilę, dosłownie chwilę, było dobrze, a potem pojawiły się koszmary, bezsenność, majowa zawierucha i… nagle wszystko zaczęło się prostować. To było tak dziwne, że wręcz nierealne.
A jednak stała tu. Cała i zdrowa. I czekała na swoją parę w tych saneczkowych zawodach. W środku czerwca.
Świat oszalał. Miał ktoś jeszcze ku temu wątpliwości?
Uśmiechnęła się szeroko, widząc zbliżającą się ku niej Pomonę. Szybko zerknęła w stronę odchodzącej Neali i już miała zwrócić swoją uwagę ponownie na profesor Sprout, kiedy spojrzenie wyłapało w tłumie bardzo dziwne zdarzenie. Dlaczego ta dziewczyna wpatrywała się w Herewarda jak mugol w złote jajko? Kim była? Czym się zajmowała? Ile miała lat?
Ocknęła się, ale tylko połowicznie, kiedy Pomona chwyciła ją w objęcia. Jeszcze raz, kontrolnie zerknęła w stronę pary, ale w końcu dała sobie z tym spokój i odwzajemniła uścisk.
Co powiedziałaś? – spytała przyjaciółkę, mając wrażenie, że zupełnie wypadła z rytmu na tę kilka krótkich sekund. Co to było?! – Ah, ślub! Nie, jeszcze sporo czasu przed nami, zdążymy – sam ten temat wywołał u niej skręt kiszek, ale chłodne powietrze na szczęście szybko zmroziło tę chęć zwrócenia dzisiejszego śniadania. Stres, Eileen, to tylko stres. Nieszkodliwy. Tym razem. – Będę miała do ciebie prośbę w tej kwestii, ale to jeszcze nie teraz. Znasz ją? Tę dziewczynę… a zresztą nieważne, musimy zgłosić nazwę naszych sanek! – coś już jej chodziło po głowie i był to chyba osobliwy pomysł, biorąc pod uwagę fakt, że obie były kobietami, które, gdy przychodziło co do czego, potrafiły całkiem głośno krzyczeć. I obie były również świadome, że czekały na nie nie tylko pagórki, ale też i znacznie większe zjazdy, z których można było niemal spłynąć. – Mandragory! – spojrzała zaskoczona na Pomonę, parsknięciem serdecznego śmiechu komentując ich wspólną reakcję. Jak to się stało?! Pom, a może nauczyłaś się legilimencji, kiedy nie patrzyłam? – Ja ciebie też! Jesteś niesamowita! Wsiadamy? Ty do przodu!
Musisz to zrobić, Pomono, tak działają prawa fizyki.

| Eileen i Pomona będą Mandragorami!)


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku



Ostatnio zmieniony przez Eileen Wilde dnia 08.12.17 23:45, w całości zmieniany 1 raz
Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Highlands - Page 5 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Highlands [odnośnik]08.12.17 20:18
Nietypowe oderwanie od krwawej rutyny wywoływało przekorny błysk w groźnych(?) oczach Magnusa, odbiegającego wizerunkiem od stereotypowego tatusia, bawiącego swe latorośle na kolanach. Lub rozrywkach dla plebsu. Zacieśnianie więzów z najstarszą córką było jednak priorytetem i warunkiem koniecznym, jeśli miał świecić na jej nieboskłonie światłem przewodnika i opiekuna. Helene choć grzeczna, nie chowała urazy perfekcyjnie, grając przed nim idealną dziewczynkę i idealną lady z drobnymi potknięciami. Za długo przeżywała mocno, starannie wypracowany cios w swoją godność, odwdzięczając się prawdziwie arystokratyczną obojętnością. Szlachecka maniera kiełkowała w niej z dużą werwą, aczkolwiek Magnus zamierzał ukrócić tę niedorzeczną wojnę. I przygotować grunt pod następną: radosna nowina o powiększeniu ich rodziny nadal była wszak tajemnicą. Cały dzień oddał więc Helene, podskórnie czując, że zostawienie Melyonne w domu stanowiło strzał w dziesiątkę. Napięcie między siostrami aż parowało - dlaczego? - lecz Magnus był po prostu sprawiedliwym ojcem. Młodsza latorośl nie zasłużyła na nagrodę, zachowując się więcej niż mógłby znieść i więcej, niż skandalicznie, zatem stosowna kara znalazła zastosowanie. Zniecierpliwienie córki wywoływało nieco protekcjonalny uśmiech na brodatym obliczu oraz przekorną chęć na udzielenie jej lekcji cierpliwości. Nie zamierzał wyczekiwać na śnieżnych szkockich wzgórzach rozpoczęcia imprezy (ludowe słowo aż drapało w gardle), zdecydowanie wolał ostre promienie słońca u brzegu wyspy na południu Francji niż lodowaty wiatr, wydymający szaty i grubą warstwę śniegi chrzęszczącego pod stopami. Durmstrang nie zahartował go ani trochę na podobne temperatury, miał wrażenie, że połowę każdego roku przesiedział tam zamknięty w saunie. Spokojnie dokończył poranny przegląd gazet, dzielony zazwyczaj na trzy: Walczący Mag, Prorok i Horyzonty Zaklęć, z ewentualnymi wstawkami z skandynawskiej prasy. Czarna kawa podniosła mu nieco ciśnienie na równi z artykułami z ministerialnego szmatławca, papieros spalony dla równowagi odrobinę zwarzył humor, lecz wystrojona córeczka prędko wyrównała straty, sprawiając, że spoglądał na nią z prawdziwą dumą. Ściskał jej rączkę, prowadząc ku widocznie oznaczonej linii startu, z wystudiowaną pogardą odnosząc się do grupy obdartych mąt - stanowczo za duże skupisko, zarówno dla Magnusa, jak i dla wrażliwej Helene.
-Nie patrz na nich - szepnął do niej, nie wierzył w bujdy, by szlamy mogły rzucić urok spojrzeniem (za wysokie progi na biedackie nogi), ale utrwalał przestrach w dziewczynce, by broń Salazarze nie spoufalała się z żadnym z tych odszczepieńców. Przynajmniej nie ona stała się ich celem, bo za to nieznajomy wyrostek (Billy) zapłaciłby głową. Magnus poczuł, jak obślizgła lodowata piguła trafia go w kark i kilkoma strumyczkami spływa za kołnierz szaty; większość osiadła na doskonale skrojonym płaszczu, lecz zimno szarpnęło mężczyznę nieprzyjemnym dreszczem. Prawie podwijał rękawy - zlokalizował źródło ataku - by pokazać temu chłopaczkowi, co myśli o podobnych zabawach ale otrzeźwiła go obecność córki, usłużnie otrzepującej go ze śniegu.
-Skurwysyn - mruknął, na tyle niewyraźnie, by Helene nie zrozumiała przekleństwa. Moira pewnie by go zabiła za używanie podobnych słów przy dziecku, ale lepsze to, niż pokaz wyrywania nóżek, prawda? Rozdrażniony spojrzał za córką, która wskazywała co najmniej niecodzienny widok - nie chciał jednak za długo rozwodzić się nad chłopcem, wiedział że sprawia kłopoty, ale wierzył również, ż Abraxas nie pozwoli mu zbłądzić na złą drogę.
-Brutus na pewno jest tu ze swoim opiekunem, Helene. Jeśli masz ochotę, po wyścigu możemy odwiedzić wujka Abraxasa i ciocię Larissę, będziesz mogła pobawić się z Marianne i Septimusem - celowo ominął młodszego syna, wolał, by nie podłapała od niego niegodnych nawyków. Średnio interesował się przemową kobiety z jakiegoś-tam-stowarzyszenia, ale dał córce kilka złotych monet, by wrzuciła hojny datek do puszki; żmijoptaki grasujące w powietrzu na moment przykuły jego uwagę - raczej dlatego, że zdołał je rozpoznać, niż z nagle pałającej w nim miłości do magicznych stworzeń.
-Alexandrze - przywitał się spokojnie, ściskając dłoń młodszego mężczyzny, którego zdołał poznać na szlacheckich spędach. Niesamowite, że wiele nazwisk pozostawało znajomych nawet dla kogoś, kto na wszelkich tanecznych wydarzeniach podpierał ścianę - trochę tu brudno, nie sądzisz? Musimy uważać, by nie poplamić szat. Choć dla mnie już za późno - rzekł, krzywiąc się z niesmakiem na wspomnienie żartownisia - oczywiście, kochanie. Gwiazdozbiór to wspaniała nazwa - zgodził się z Helene, przymykając oko na część o cioci Daphne. Alexandrze, lepiej nie protestuj. Usiłuję przekupić tę małą, a wcale nie jest łatwo. W tłumie czekających na start chwalebnego wyścigu wypatrzył zaraz - o zgrozo - Archibalda Prewetta, do którego posłał ciepły uśmiech wraz z dżentelmeńskim skłonieniem głowy. Byli już prawie przyjaciółmi, w końcu spotykali się na ploteczkach.
-Może Alexander opowie ci o swoich fajerwerkach? - rzucił, zwracając się jednocześnie do Selwyna i Helene. Mężczyzna zdawał się znudzony pokazem, za to dziewczynka - wręcz przeciwnie. Magnus zaraz dobrze wykorzystał chwilę rozstrojenia swej córki, schylając się i lepiąc ciężką, ostrą śnieżkę, którą natychmiast rzucił wprost w głowę Billy'ego. Naśladując chłopaka, odwrócił się nonszalancko pogwizdując i udając, że ręce ma czyste.
Magnus Rowle
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Highlands - Page 5 GleamingImpressionableFlatfish-small
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4426-magnus-phelan-rowle https://www.morsmordre.net/t4650-korespondencja-m-p-rowle-a https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-cheshire-farndon-posiadlosc-rowle-ow https://www.morsmordre.net/t4652-skrytka-bankowa-nr-1118 https://www.morsmordre.net/t4786-magnus-rowle
Re: Highlands [odnośnik]08.12.17 22:09
Maj był trudnym czasem dla czarodziejskiej społeczności; ciężkim i nieprzewidywalnym. Wciąż nie odnaleziono sposobu, by pozbyć się magicznych anomalii i przywrócić równowagę energii. Magia kaprysiła nieustannie, szczególnie dając się we znaki najmłodszym - i to było chyba z tego wszystkiego najgorsze. Ileż już listów do stała od bliższych i dalszych przyjaciółek, będących matkami, z pytaniami, czy jest jakiś sposób na anomalie; bądź z prośbami o pomoc w pozbyciu się skutków takowych. Poppy nigdy nie potrafiła odmówić, choć miała naprawdę wiele pracy. Hogwart, uczestnictwo w badaniach lorda Adriena Carrow, Zakon Feniksa, walka z anomaliami: wszystko to czyniło maj doprawdy nieznośnym.
Była przygotowana na wiele, jednakże tego się nie spodziewała. Nie sądziła w ogóle, że to przy brytyjskiej pogodzie możliwe, lecz najwyraźniej nie tylko magia wisiała do góry nogami. Tak czy owak - śnieg najmniejszym ze zmartwień. Aura pogodowa oszalała, lecz w pewien sposób było to nawet zabawne; a dzień jedenastego czerwca był szczególnie przyjemny. Oczywiście zabrali się tu w szczytnej sprawie: demimozy wymagały ich opieki i troski, choć może nie aż w tak dużej dawce. Towarzystwo Przyjaciół Demimozów być może nieco za bardzo wyolbrzymiało problem; z tego co Poppy było wiadomo na temat tych stworzeń, to raz, że były niewidzialne i nieuchwytne, a dwa - zdecydowana większość żyła na Bliskim Wschodzie. Poruszona przemową na ich temat zdecydowała się jednak wrzucić do puszki złotego galeona, ocierając oczy chusteczką.
Stała w tłumie, ubrana w ciepły, granatowy płaszcz sięgający kolan, spod którego wystawała czarna spódnica i skórzane trzewiki; na głowę wsunęła czarną, grubą czapkę, chroniąc uszy przed mrozem; miała też rękawiczki i twarz owiniętą szalikiem - była przygotowana na wszystko. Ubrana ciepło i na cebulkę, nie powinna więc przemoknąć i marznąć; nie miała wszak zamiaru odmawiać sobie tego dnia zabawy. Ona także zasłużyła na chwilę relaksu. Zgłosiła się do wyścigu saneczek, zachęcona udziałem wielu innych dorosłych czarodziejów, w tym wielu jej znajomych; spotkała już wcześniej Sally, Bilego i Pomonę, których uściskała serdecznie.
Jako towarzysz przypadł Poppy w udziale jednak lord Travers, którego choć znała ze spotkań zakonu Feniksa, to nie miała z nim nigdy okazji porozmawiać.
-Poppy Pomfrey - uśmiechnęła się do niego ciepło, naciągając mocniej czapkę na uszy -Och... nazwę, tak, tak... - zawahała się na moment, nigdy nie była w tym dobra: nie mogła pochwalić się pokładami kreatywności, umysł miała bardziej ścisły. Nagle jednak wpadła na coś, co niewątpliwie ich łączyło. Glaucus Travers był żeglarzem, a ona wychowała się nad morzem -Może Wilki Morskie? - zaśmiała się krótko.
Kątem oka dostrzegła jak wysoki, elegancki mężczyzna z gęstą brodą rzuca śnieżką w stronę Billego (Magnus), odchrząknęła więc znacząco i zwróciła się doń karcąco: -Proszę pana, dorosłemu mężczyźnie nie wypada rzucać w kogoś śnieżkami.
Pokręciła głową i zacmokała z niezadowoleniem, mając nadzieję, że ów jegomość weźmie sobie to do serca.

| Glaucus i Poppy chyba Wilki Morskie, jeśli nie zgłosi sprzeciwu
Poppy Pomfrey
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie prze­czu­łam w głę­bi snu,
że je­że­li gdzieś jest pie­kło,

to tu

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Rozważna i romantyczna
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4756-poppy-pomfrey#101735 https://www.morsmordre.net/t4768-listy-do-poppy#102037 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f322-woodbourne-avenue-13-7 https://www.morsmordre.net/t4787-skrytka-bankowa-nr-1224#102337 https://www.morsmordre.net/t4784-poppy-pomfrey#102285
Re: Highlands [odnośnik]09.12.17 0:23
Jedenasty czerwca i śnieg! Kto to widział! Lunara z pewnością długo będzie pamiętać takie lato - jeśli kiedykolwiek dorobi się własnych dzieci (chociaż wolała tego uniknąć) i one również będą miały swoje dzieci, to już jako stara babcia, będzie zasiadać na pewno na bujanym fotelu przy kominku i opowiadać im o niezwykłych, niekiedy złowrogich, a czasem po prostu zjawiskowych anomaliach. Choć w tym przypadku Lunara musiała wziąć sprawę na poważnie. W końcu chodziło tutaj o zwierzęta, a z tymi miała do czynienia na co dzień - może chodziło o inny gatunek, jednak jej sercu bliskie było każde żywe stworzenie.
Miejsce, które wybrano na wyścig, było wyjątkowo urokliwe. Lunara poczuła się niezwykle nostalgicznie. To przecież była Szkocja, miejsce, gdzie spędziła większość swojego życia! Podróżowała wzdłuż i wszerz, również po tych terenach. Ah, powracały do niej wspomnienia. Myślami wróciła nawet do mieszkających wiele kilometrów dalej rodziców. Może po całym wydarzeniu wpadnie ich odwiedzić? Nie był to zły pomysł, na pewno ucieszą się z takiej niezapowiedzianej wizyty ich córeczki. Teraz jednak Lunara musiała skupić się na ludziach zgromadzonych wokół niej. Większości z twarzy niestety nie znała. Dostrzegła jednak kilka specyficznych i doskonale sobie znanych - ot, chociażby niefrasobliwego gentelmena Bojczuka! Postanowiła, że zaczepi go po wyścigu, wtedy na pewno będą mieli chwilę czasu na rozmowę. Podobało jej się to, co widziała. Nie spodziewała się co prawda, że wszyscy tutaj zebrani tak bardzo przejęli się losem demimozów - szlachta szczególnie nie pasowała jej do takiego obrazka, dostrzegła jednak kilkoro dzieci i domyśliła się, że to właśnie one wymyśliły sobie wizytę i udział w tymże wyścigu.
- Charlene! - jej twarz rozjaśnił uśmiech, gdy dostrzegła kolejną znajomą twarz. - Naprawdę jedziemy razem? A to ci dopiero, los lubi płatać figle. - przywitała się serdecznie z dziewczyną. Szczerze, nie sądziła, że jeszcze ją kiedyś spotka. Nie liczyła, że natkną się na siebie ponownie po tym niecodziennym wydarzeniu, które zaczęło się w Londynie a zakończyło w jej własnym mieszkaniu. - Och, ja również nie robiłam tego całe lata. Ale szybko sobie przypomnimy zobaczysz! A co do nazwy... Proponuję Śnieżne Koty - mrugnęła do niej porozumiewawczo. Z jednej strony nawiązywało to do propozycji Charlene... a z drugiej - do tych przedziwnych okoliczności, w których się poznały no i do ich wspólnej pasji do zwierząt. Może wciąż nie brzmiało to jakoś bardzo dojrzale, ale jej się podobało! - Chodź, zgłosimy nazwę prowadzącemu!


You know that hiding ain't gonna keep you safe,
Because the tears on your face,
They leak and leave a trace,
So just when you think the true love's begun, run!
Lunara Greyback
Lunara Greyback
Zawód : Opiekunka hipogryfów
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Bycie stałym punktem we wciąż zmieniającym się świecie, jest największym wyczynem wojownika.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5054-lunara-greyback#108735 https://www.morsmordre.net/t5376-piorka#121476 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f96-salisbury-milford-mill-road-19 https://www.morsmordre.net/t5442-lunara-yvonne-greyback#124096
Re: Highlands [odnośnik]09.12.17 0:39
Właściwie, to trochę te anomalie całe życie utrudniały. Bo w sumie nie pamiętam, żeby w ciągu mojego życia – a już całe piętnaście lat po tym świecie chodzę – śnieg w kwietniu był. W sensie to nie tak, że śniegu nie lubiłam – bo lubiłam i to mocno, ale jakiś tak mocno znów nie na miejscu się w kwietniu zdawał. Ale już nie kwestionowałam tego, bo jak widać nie tylko ja potrafiłam odnaleźć pozytywy z takiej sytuacja a ten saneczkowy wyścig to pomysł dobrych jakich mało.
- Wesołego, wesołego, Mirka! - odpowiedziałam jej, machając dłonią i idąc za Eileen. Ze świecącymi oczami oglądałam fajerwerki, a potem żmijoptaki. A przemówienie demimozach, sprawiło, ze żwawo kiwałam głową mając strapioną minę nad losem tych biednych stworzeń. A potem zdziwiłam się lekko, gdy kuzyneczka poprawiła mi szalik, ale uśmiechnęłam się, przekrzywiając lekko głowę w bok.
- Fenomenalnie! - powiedziałam zaklaskując w dłonie. Kuzyna Archibalda mocno lubiła, a Miriam wcale nie ustępowała mu w tym jak i ją lubiłam. Czasem do nich przychodziłam a kuzyn Archibald nie dość że dużo wiedział, to też pytał. Zresztą Miariam zdawała mi się taka sama, ciekawa świata, ale i miła dla niego. - Pójdę ich poszukać. - dodałam rozglądając się po tłumie, dwie rude czupryny raczej nie trudno były wypatrzeć – no chyba, ze te czupryny ukryte zostały pod czapkami, to wtedy robił się już lekki problem. - Spróbujmy wygrać, kuzyneczko – odwróciłam się, na pożegnanie machając jej dłonią i ruszając w kierunku w którym wydawało mi się, że widziałam Prewettów.
Odnalazłam ich chwilę później w momencie w którym Miriam pytała o fory, zaśmiałam się podbiegając w ich stronę i łapiąc małą pod pachy i pociągając w górę, by za chwilę postawić ja z powrotem na ziemi, nachylając się i pstrykając lekko w nos. - Fory się daje a nie je, Mirka. Wtedy, kiedy specjalnie pozwalasz komuś wygrać. - tłumaczę jej spokojnie prostując się. Trochę dziwnie mi tak tłumaczyć coś komuś, bo zazwyczaj to trochę w drugą stronę jest. - I moja droga – w nazwie m u s z ą  być biedronki. - wydęłam lekko usta zastanawiając się, a potem celując w nią palcem. - Co powiesz, na Biedronkowóz? - zapytałam przekrzywiając lekko głowę w bok.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Highlands [odnośnik]09.12.17 2:01
Puszka z kasą
Najwyższy wynik spostrzegawczości osiągnął Billy (169)

Billy, kiedy rozglądałeś się wśród tłumu, dostrzegłeś, że nagle łokciem dźgnęła cię starsza czarownica, która właśnie potrząsała puszką koło ucha, zapewne sprawdzając zawartość puszki. Jej mina wykazywała niezadowolenie, chwilę później wepchnęła ci puszkę w ręce i zniknęła. Puszka należy do Ciebie, w środku znajdziesz pokaźną sumę złotych monet (20 punktów majętności).

Wstęp
Szef Departamentu szedł wzdłuż linii startowej, zbierając nazwy waszych drużyn. Przyczajacze to Hereward i Sally, Kościane Koniki to Billy, Amelia i Minnie, Demibombozy to Jayden, Masha i Anthony, Mandragory to drużyna zielarek Eileen i Pomony, Lisy z Highlands to Fox i Oscar oraz Brutus, który pod nieuwagę organizatorów wemknął się na tor. Gwiazdozbiór to sanie arystokratów, Magnusa z córką Helene oraz Alexandra. Zawierucha to lubiący kłopoty Penny i Johnny, Wilki Morskie to ciągnące do morskiej toni Poppy i Glaucus, Śnieżne Koty to kocice Charlene i Lunara, Biedronkowozem nazwane zostały sanie Naeli, Miriam i Archibalda, Leanne i Cyrus nie zdążyli wybrać swojej nazwy - szef departamentu westchnął "bałwany" i tak już zostało. Jeśli zdążycie wykrzyczeć swoją nazwę jeszcze na linii startowej, być może organizatorzy zdążą ją poprawić.

- Drodzy, dziękujemy za tak liczne zebranie się! - powitał wszystkich raz jeszcze szef departamentu, kiedy wszystkie sanie były już ustalone w prostej linii przed startem. Włożył ręce do kieszeni, wcześniej podkręcił nosa, dalej przedstawiał zasady:
- Sanie wprawia w ruch zaklęcie facere, mamy nadzieję, że anomalie nie będą płatać zbyt dużych figli. Trasa jest długa, nie zawsze będziemy z wami, pamiętajcie, że oprócz standardowego facere, jednego na każdy odcinek drogi, w prowadzeniu sań nie można sobie niczym pomagać. Takie pomoce uznane będą za oszustwa i liczymy na waszą pomoc w ich wykrywaniu. - Cmoknął dosadnie. - Nasi organizatorzy to przyjaciele zwierząt. Naszą ideą jest więc miłość do magicznych stworzeń, obiecaliśmy, że żadne zwierzę nie ucierpi podczas zawodów. Za skrzywdzenie jakiegokolwiek magicznego zwierzęcia grozi dyskwalifikacja. Udanej zabawy!

Po krótkim wstępie czarodziej przeciął wstęgę zabezpieczającą tor i sanie mogły ruszyć przed siebie, drogą wytyczoną przez blask światełek. Pierwszy odcinek prowadził w dół, ze stromego zbocza, sanie rozpędzały się szybko, do czasu, kiedy...

Zasady
PIERWSZA POSTAĆ Z PARY

Rzuca zaklęcie facere.
Zaklęcie nie ma stopnia trudności, jego efekt określa kość k3. Osoba prowadząca sanie (pisząca jako pierwsza i siedząca z przodu sań) rzuca dwukrotnie kością k3 (jeśli na saniach siedzi dodatkowe dziecko, rzuca kością k3 tylko raz). Wynik interpretowany jest zgodnie z rozpiską znajdującą się poniżej. Oprócz dwukrotnego rzutu kością k3 postać ta rzuca na anomalię podpisaną jako SANECZKI oraz wykonuje jeden rzut kością k10, która odpowiada za zdarzenie losowe, które otrzymacie w kolejnej turze. Zdarzenia zostaną podane przez mistrza gry.

Jeżeli postać pierwsza spełnia pewne dodatkowe przesłanki zależne i zmienne co turę, może również wykonać dodatkowe zadanie.

rzut 2k3:

2: sanki wpadły w zaspę, z której musicie się wydostać, otrzymujecie -20 do ogólnego wyniku.
3: lekko zbaczacie z trasy, wypuszczając spod płozów srebrne iskry, ale trzymacie się głównej drogi, -10 do ogólnego wyniku.
5: suniecie prosto przed siebie, +10 do ogólnego wyniku.
6 i więcej: sanie mocno przyśpieszyły, +20 do ogólnego wyniku.
8 i więcej: sanie suną tak szybko, że musisz się trzymać drewienek co sił, żeby z nich nie wypaść, +30 do ogólnego wyniku.

POSTAĆ DZIECKA

Postać dziecka może pomóc postaci dorosłej kierować saneczkami, ciągnąc ją za rękaw. W tym celu wykonuje drugi rzut k3, ale nie rzuca już na saneczkową anomalię.

DRUGA POSTAĆ Z PARY

Druga postać z pary podejmuje decyzję, co robi. Jej możliwości to:
- Sprostanie zadaniu, które pojawi się przed parą;

ALBO

- Rzucenie drugiego facere, pomagając sterować (wynik łączy się z poprzednimi dwoma k3), wówczas postać rzuca również na anomalię. Uwaga, to oszustwo!

ALBO

- Przyglądanie się innej parze, czy ta nie oszukuje. ST takiego ruchu to każdorazowo 60, do rzutu dodaje się biegłość spostrzegawczości. Postać musi skonkretyzować, której parze się przygląda, wykrzykując ich imiona (może to zrobić już po tym, kiedy ta para podejmie ruch). W przypadku sukcesu oszustwo uznaje się za zgłoszone i przyjęte, a oszukująca para otrzymuje karę -20 do ogólnego rankingu.

DODATKOWE

Postaci mogą dowolnie zmieniać swoje usytuowanie i przechodzić z przodu w tył w dowolnym momencie (na początku tury, jeśli postać rzuci z założeniem, że siedzi z przodu, druga musi przyjąć, że w tej turze siedzi z tyłu). Jeśli postać zmienia swoje położenie, powinna uwzględnić w poście, że się gramoli.
Cztery drużyny, które odpiszą jako pierwsze, otrzymują bonus +5 do ogólnego rankingu w każdej turze (odpisać musi cała para lub trójka).
Uważa się, że wyścig ukończy każda para, która skończy zabawę z wynikiem dodatnim.
Czas na odpis to każdorazowo 48h, ale pamiętamy, że możemy też odpisać wcześniej.

Pierwsze zdarzenie
Przez ciemności nie do końca rozpoznawaliście trasę, ale zaczęła się ona wyraźnie zawężać. Spostrzegliście się, że wjechaliście na most, po fakcie. Czy potraficie go rozpoznać?

Rzut na biegłość historia magii lub wiedza o malarstwie, ST 50.
Rzut może wykonać wyłącznie postać niekierująca saneczkami w tej turze, chyba, że postać kierująca posiada poziom biegłości historia magii na poziomie przynajmniej III lub wiedza o malarstwie na poziomie przynajmniej II.

Powodzenie: Rozpoznajesz most jako Most Płaczu, albo o nim czytałeś, albo widziałeś na obrazie. Wiesz, że urywa się w połowie - dzięki temu, że zostaliście uprzedzeni, zdołaliście naprowadzić sanie na skarpę, która wybiła sanie do skoku i miękko wylądowaliście po drugiej stronie przepaści. Otrzymujecie +30 do ogólnego rankingu.
Niepowodzenie: Zauważacie, że most się urywa, kiedy sanie znalazły się już w powietrzu. Mieliście szczęście - sanie wylądowały po drugiej stronie przepaści, ale wpadły prosto w skarpę, zakopując was wszystkich w śniegu. Musicie się wygrzebać i ułożyć sanie z powrotem na trasie. Otrzymujecie -30 do ogólnego rankingu.

Ranking
L.p.NazwaPktDodatkowe
1.Przyczajacze100-
1.Kościane Koniki100-
1.Demibombozy100-
1.Mandragory100-
1.Lisy z Highlands100-
1.Gwiazdozbiór100-
1.Zawierucha100-
1.Wilki Morskie100-
1.Śnieżne Koty100-
1.Biedronkowóz100-
1.Bałwany100-

Zasady dla Waszej wygody zostaną umieszczone w pierwszym poście pod opisem lokacji.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Highlands - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Highlands [odnośnik]09.12.17 4:01
Usiadłam w saniach. W drodze do nich było mi w sumie trochę głupio z tą moją rasową bezpośredniością jednak towarzyszący mi mężczyzna nie wydawał się mieć mi tego za złe. Właściwie wcale bym się nie zdziwiła gdybym wyglądała mu na dziecko i stąd to pobłażanie. rety...Wolałam chyba o tym za bardzo nie myśleć. Gdy zawstydzenie schodziło mi z policzków postanowiłam przeprowadzić rzeczowy wywiad z moim partnerem na temat jego saneczkowej historii. Nie żeby co ale jakoś tak go oceniłam na człowieka podchodzącego pod czterdziestkę i starego tez powodu stwierdziłam, że nawet jeśli ma doświadczenie to obecnie może być nieco zakurzone. Wgramoliłam się więc na sanie jako pierwsza. Wyjęłam przy tym moją nową różdżkę do kształtu której ciągle się przyzwyczajałam.
- Właściwie, powinnam pana chyba uprzedzić...mam nową różdżkę. Proszę się zbroić na to, że może być... dziwnie - powiedziałam posyłając mu dobry uśmiech do złej gry, czy coś, a potem jak gdyby nigdy nic poruszyłam swoim magicznym patykiem bo w tym samym momencie rozległ się sygnał startu
- facere!
Sally Moore
Sally Moore
Zawód : Asystentka Julii Prewett
Wiek : 23
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Silly Sally
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3629-sally-moore https://www.morsmordre.net/t3806-sroka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f152-winchester-street-45-4 https://www.morsmordre.net/t4370-sally-moore#93745
Re: Highlands [odnośnik]09.12.17 4:01
The member 'Sally Moore' has done the following action : Rzut kością


#1 'k3' : 2

--------------------------------

#2 'k3' : 3

--------------------------------

#3 'Saneczki' :
Highlands - Page 5 JkhHRtd

--------------------------------

#4 'k10' : 4
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Highlands - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Highlands [odnośnik]09.12.17 9:36
Znalezienie pana Vane’a nie było wcale takie trudne. Chociaż w tłumie nikt go nie znał, a przynajmniej nie te osoby, które o to pytałam, to i on wybrał ten sam sposób na szukanie mnie. To znaczy wołał mnie po nazwisku i po chwili oboje się spotkaliśmy. A właściwie w trójkę, bo cały czas był przy nas mój syn. Spojrzałam na mężczyznę, uśmiechnęłam się do niego uprzejmie.
- Dzień dobry - kiwnęłam mu głową na znak, że dobrze trafił.
Nie było zbytnio czasu na dyskusje, poznawanie się i tego typu rzeczy. Zaraz miał rozpocząć się wyścig i powinni udać się na linię startu, ale nadal nie mieli nazwy. To natomiast rozwiązał mój syn, rzucając dziwną nazwą.
- Demi...co? - uniosłam brew, patrząc na niego.
Ale nim uzyskałam odpowiedź, jego dłoń wymsknęła się z mojej dłoni i już pędził w stronę sanek. Westchnęłam cicho ale z szerokim uśmiechem i nie spoglądając na naszego towarzysza, ruszyłam w stronę startu. Wiedziałam, że mężczyzna i tak za nami pójdzie. Ciekawił mnie, ale może na spokojnie porozmawiamy po wyścigu?
- Dobra, wsiadamy - zarządziłam, siadając w saneczkach jako pierwsza. - Antek wskakuj za mnie i trzymaj się mocno. Panie Vane, proszę wsiadać. Proszę dać znać, gdy będzie chciał zamienić się ze mną miejscami.
Wcale się nie żądziłam… No może trochę, ale gdy opuszczałam dom, gdzie byłam podporządkowana mężowi, to jakoś miałam ochotę to sobie w niewinny sposób odbić. Czy to coś złego? Pan Vane zawsze mógł przejąć inicjatywę przecież, to nic trudnego.
Wkrótce wyścig się zaczął, trzymałam jedną ręką sznurki, a drugą wyciągnęłam różdżkę i skierowałam ją w odpowiedni sposób.
- No, to zaczynamy. Facere! - powiedziałam radośnie.
Zapowiadała się ekscytująca zabawa.


Złamałeś tyle serc
A teraz robisz to i mnie
A ja się na to wszystko godzę
W nadziei na choć kilka chwil
I będę wciąż tu tkwić tak beznadziejnie
wierna ciBo całe moje życie to Ty
Masza Dolohov
Masza Dolohov
Zawód : Złodziejka, handlarka i oszustka
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4721-masza-dolohov-budowa-nie-zagladac https://www.morsmordre.net/t4735-poczta-maszy#101445 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f320-smiertelny-nokturn-27 https://www.morsmordre.net/t4782-skrytka-bankowa-nr-1199#102283 https://www.morsmordre.net/t4736-masza-dolohov

Strona 5 z 34 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 19 ... 34  Next

Highlands
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach