Wydarzenia


Ekipa forum
Klify
AutorWiadomość
Klify [odnośnik]31.03.15 0:23
First topic message reminder :

Klify

Wysokie osławione klify pod Dover błyszczą bielą jak zęby; na przestrzeni dziejów zapisały się w historii jako inspiracja poetów, najbardziej charakterystyczne angielskie wybrzeże i siedliszcze angielskiego gatunku smoków, albionów czarnookich. Malowniczy krajobraz rozciąga się daleko ponad kanał la Manche, w słonecznie dni pozwalając dostrzec francuski brzeg w Calais. Statków na wodzie przeważnie jest dużo, to ruchliwa trasa, jednak zaklęcia konfudujące mugoli nie pozwalają im dostrzec na niebie smoków, które niekiedy przemykają między chmurami.

Rzuć kością k3:
1: Na niebie, wysoko pod chmurami, skrzydła rozpościera smok, przysłaniając promienie słońca, na krótki moment rzucając na ciebie własny cień.
2: Na niebie, spomiędzy chmur, wynurza się smok, który zgrabnym ruchem pikuje w wodę i zanurzywszy się w niej po sam ogon, wybija znów w górę, rozchlapując wodę silną wysoką falą. Czujesz niesioną przez nią wilgoć i wzniecony wiatr.
3: Jeśli jest okres pomiędzy lutym a wrześniem, możesz dostrzec dwa smoki połączone w godowym rytuale - wyglądają, jakby ze sobą tańczyły.
Lokacja zawiera kości
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
klify - Klify - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Klify [odnośnik]25.10.21 14:06
Na widok i dźwięk głosu Evandry kilkoro zebranych przy Thomasie dzieci spłoszyło się nieco i wycofało pół kroku, wciąż utrzymując zaciekawiony wzrok na dwójce dorosłych. Czarownica odpowiedziała uprzejmym skinieniem głowy z najwyższą gracją niespeszona wtrąceniem się w toczoną dyskusję i malowniczą opowieść. Nagły ruch Thomasa nie wzbudził jej podejrzeń, zamiast tego przywołała przed oczami obraz żywego chłopca, który zachwycał swą brawurą i bawił skłonnością do wpadania w kłopoty. Po ukończeniu Hogwartu nie miała już okazji, by go spotkać, lecz pozostał w jej pamięci nie bez powodu.
- Masz rację, lordowie Hampshire i Wight dopilnowaliby sprawiedliwości - zgodziła się lekkim tonem, pozostawiając na twarzy uśmiech. Niegdyś podróżowanie po krainach Anglii było łatwiejsze, z mniej rozpoznawalnym nazwiskiem oraz twarzą. Teraz, kiedy jej lico widniało na ruchomych fotografiach w Walczącym Magu trudniej było przejść niezauważonym, cieszyć się samotnością w miejscu pełnym innych ludzi. Wymieniane z przechodniami uprzejmości i uśmiechy nie sprawiały kłopotu, na ich widok w sercu półwili zawsze pojawiał się cieplejszy dotyk, wprawiający w lepszy nastrój. Czasem jednak, gdy potrzeba anonimowości nie zostaje spełniona, nagromadzona presja staje się ciężarem, z jakim trudno się pogodzić. Będąc pod ciągłą czujną obserwacją należy zawsze trzymać się na baczności i nie pozwolić na słabość, która mogłaby zdradzić prawdziwe myśli, tak uporczywie skrywane pod nieskazitelną maską. Tymczasem dziś, choć spacer miał w założeniu oczyścić myśli z dala od żywych dusz, przechadzający się czarodzieje i napotkany znajomy sprzed lat nie mącą spokoju, tylko przywołują radosny uśmiech.
- Rosier - poprawiła Thomasa, gdy zwrócił się do niej panieńskim nazwiskiem. Zbliżyła się kolejne kilka kroków, by móc stanąć tuż przy Doe i na krótko przyjrzeć się jego zarumienionej od chłodu twarzy. - Syreny są z pewnością niezwykłe - ponownie przytaknęła, tym razem przenosząc wzrok na zaciekawione dzieci, nie mogąc odmówić syrenom zjawiskowego czaru, jakim potrafiły zawładnąć każdą z dusz. Ona sama poddała się ich mocy już lata temu, gdy pozwoliły w choć drobnym stopniu wniknąć do swojego świata. - Tworzą swe królestwa z dala od wzroku śmiertelników, mało kto godzien jest, by doń zawitać i otrzymać zaszczyt poznania ich. Ród Lestrange dba o to, aby nasze światy żyły ze sobą w zgodzie. - Nie znała opowieści o dzikich skrzatach i czarodziejach ze Schiehallion, trudno było więc wypowiedzieć się w tym temacie, ani nawet stwierdzić czy jest prawdziwa. Thomas zawsze miał umiejętność oczarowywania rozmówców niezwykłymi historiami, choćby miała to być przygoda nocnego zakradania się do szkolnej kuchni.
Zwróciła uwagę na niepewny ton głosu dziewczynki, przeniosła na nią pobłażliwe spojrzenie, prędko oceniając wiek dziecka. W ostatnich miesiącach coraz częściej jej myśli uciekały w kierunku tych małych pociech, a w sercu gościła dziwna tęsknota. Wciąż powtarzała sobie, że Evan jest zbyt młody, by zacząć pokazywać mu świat, ale czy powściągliwość i wynikające z niej pomyłki nie przynosiły największego z ciężarów poczucia winy? Może powinna była częściej zaglądać do dziecięcej sypialni, by nie przegapić momentu, w którym chłopiec stawia swe pierwsze kroki, wypowiada pierwsze słowa, czy też z zaciekawieniem poznaje najbliższe otoczenie?
- Wielu słyszało głosy zachwycone pięknem syren, ale nie wiem czy mieli na myśli ich wygląd zewnętrzny. - Z trudem powstrzymała własne rozbawienie, przypominając sobie pokryte łuskami postacie, których uroda, choć wciąż zapierająca dech w piersi, daleka była od ludzkiego kanonu piękna. - Za to ich śpiew zasługuje na najwyższe uznanie i nawet ja nie śmiałabym się z nimi w tej konkurencji mierzyć. - W dziecięcych latach nauczała ją Keto, jedna z syren, którą wraz z jej córkami można było usłyszeć na podwodnej scenie w La Fantasmagorie. To dzięki jej wpływowi Evandrze udało się wyciągnąć własną umiejętność śpiewu na tak wysoki poziom, którym szczyć się mogła w Hogwarckim chórze. Od dnia zakończenia szkoły rzadko miała okazję zarówno by sięgać po harfę, jak i śpiew, czy znów odnajdzie w sobie siłę, by powrócić do regularnych ćwiczeń w sali muzycznej? - Jaką melodią nas dziś jeszcze zachwycisz, panie Doe? - zwróciła się do Thomasa z figlarnym uśmiechem, zerkając wymownie na harmonijkę. - Przyznam, iż nieczęsto mam okazję do słuchania twórczości nieznanych mi artystów, a lubię odkrywać nowe talenty.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Klify [odnośnik]26.10.21 20:32
Rzadko śledził sytuacje w kraju, jeśli była w gazetach - a jeszcze rzadziej śledził to kto i z kim wyprawiał ślub ktoś ze szlachty. Wiedział z rozmów z Octavią, że życie jako lady było łatwe, ale też że musiała w przyszłości poślubić kogoś, kogo czasem mogła nawet nie kochać. A ta wizja go przerażała, choć może z racji, że sam nieświadomie to romantyzował? W końcu on sam dostał szansę, aby ożenić się z dziewczyną, którą poznał i w której się zakochał, z którą spędził tak wiele pięknych lat jeszcze zanim zdążył sobie uświadomić, co do niej tak naprawdę czuje. A starszyzna, jak i tabór ją zaakceptowali. W końcu, po latach starania się, mogli złożyć sobie przysięgę krwi, nawet jeśli jego żoną była zaledwie dwa miesiące…
Jednak, kiedy lady go poprawiła, spojrzał na nią lekko zaskoczony. Ale uśmiechnął się zaraz.
- Rosier, pięknie do ciebie pasuje - powiedział spokojnie, chociaż przez myśl mu przeszło pytanie czy jest szczęśliwa. Nie zadał go jednak na głos, nie powinien chyba w okolicy tych dzieci, w okolicy kogoś z jej dworu… Nie chciał przecież jej pakować w kłopoty, a nawet jeśli coś złego by się działo, z pewnością nie byłby osobą, której powierzyłaby takie kwestie, nieprawdaż?
- To prawda, że czasem ściągają pirackie statki? Kuszą piratów i żeglarzy, którzy naruszą ich tereny i zwodzą ich na niebezpieczny kurs lub w środek burz, aby ich statki się rozbiły? - dopytał zaraz, a dzieciaki wyraźnie wydawały się spijać każde słowo zarówno od Thomasa, jak i Evandry, zafascynowane możliwością posłuchania nowej bajki, nowej historii. Wojna nie sprzyjała nikomu, ale to wcale nie oznaczało, że sam Thomas miał przestać dbać o zabawianie innych. Nawet tak jak teraz, nie miał z tego wiele.
A mimo to, opowiadanie dzieciom bajek przywodziło mu na myśl czasy, w których sam był dzieckiem - czasy, w których dbał o opowieści przed snem dla Sheili i Jamesa, kiedy opowiadał im o ich mamie czy innych fantastycznych baśniach, które nie raz sam zmyślał lub zasłyszał od gadziów.
I nawet mimo wielu zasad panujących w taborze odnośnie nowonarodzonych dzieci, te nieco starsze już zawsze były radością. I było ich mnóstwo. Uśmiechniętych, rozbieganych, pracujących, uczących się tańców czy grania na instrumentach, śpiewania i malowania. W końcu jak niewielu mogło sobie zdawać sprawę z tego, że ich kultura ceniła zawsze sztukę? I może po samym Thomasie nie było tego widać do takiego stopnia, ale przecież po jego rodzeństwie czy Eve już jak najbardziej!
- Obawiam się, że nie dorównam moją grą śpiewu syren, ale lady nie można odmówić - powiedział zaraz pewnie, może nieco zakłopotany uśmiechem kobiety. Denerwował się czasem przy niej w Hogwarcie, nie zawsze do końca rozumiał, dlaczego nie chciał jej odmawiać. Była tak piękna, tak miła zawsze…No nie do końca był w stanie jej odmówić, chociaż czasem w latach szkolnych wydawało mu się, że w tej uległości w związku z Evandrą było coś więcej - ale nigdy nie rozmawiał na ten temat z nikim. W końcu nie powinien, wiedział zresztą o tym, że czarownica chciała zachować ich rozmowy w tajemnicy i nie mógł się temu dziwić. W końcu w ich świecie panowały zasady, tak jak on musiał przestrzegać romanipen, tak wiedział, że i cała szlachta miała jakieś dziwne zasady. Nie rozumiał ich i nie pojmował, były dla niego konceptem z zupełnie innego świata i uznawał je za głupie, ale ciężko było na ich temat dyskutować. To w końcu nie były jego zasady… A on sam romanipen złamał już nie raz. I wciąż czuł się nieswojo na myśl o jego przenoszeniu ciał z rzezi w lasach Derbyshire. Nie powinien ich wtedy dotykać. Wiedział o tym, a jednocześnie… nie mógł ich zostawić samych na ziemi. Zarówno z Michaleme, jak i Samuelem, wiedział że musiał wtedy te ciała zakopać.
Zaraz jednak, nie dając po sobie rozpoznać, że coś innego zajęło mu przez moment umysł, złapał pewnie w dłoni harmonijkę, zaraz decydując się na zagranie piosenki, którą wiedział, że on sam znał z londyńskich ulic, mieszkając jeszcze Birmingham. Może nie mógł być pewny czy dzieciaki, które im towarzyszyły dzisiaj również ją kojarzyły, ale jak najbardziej wiedział, że czasem znały podobne podśpiewki.
Zagrał pierw kilka nut, a oczy dzieci momentalnie ruszyły w jego stronę, tym bardziej kiedy odsunął na moment instrument od ust.
- Zmieniają straż w pałacu Buckingham! - zaraz zanucił, choć jego śpiew z pewnością nie brzmiał na jakiś wyćwiczony. Ale dzieciom to nie przeszkadzało, bo zaraz same recytować dalsze części piosenki, a Thomas mógł wrócić do wygrywania melodii.
Zerknął również na lady, chcąc sprawdzić jej reakcję na roześmiane dzieci, które zaraz zaczęły udawać strażników na zmianie, podśpiewując właśnie znaną im rymowankę. Może to nie była wybitna muzyka, ani jakaś artystyczna, do której mogła przywyknąć lady Rosier, ale przecież wcale nie musiała taka być, kiedy dzieci wyraźnie dobrze się bawiły w ich towarzystwie, a jedna z dziewczynek nawet niepewnie podeszła do Evandry, chcąc zaprosić ją do ich marszu.


klify - Klify - Page 8 EbVqBwL
Tom Doe
Tom Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
klify - Klify - Page 8 AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Klify [odnośnik]29.10.21 16:54
Ślub z miłości był tym, czego Evandra początkowo mocno pragnęła. Zaczytana w romantycznych powieściach chciała, by i jej życie potoczyło się w iście melodramatycznym stylu, którego zwieńczeniem miało być upragnione uczucie. Obraz ten nieco zmieniło towarzystwo lady Nott, z którą półwila spędzała wiele swego czasu po zakończeniu nauki w Hogwarcie. Z lady Adalaide należało się liczyć, także wtedy, kiedy powtarzała, że miłość jest wyłącznie iluzją, a im szybciej odrzuci się mylne wyobrażenie o świecie, tym przyniosą mniej szkód. Młoda panna Lestrange nie chciała jej wierzyć, uporczywie twierdząc, że w jej przypadku będzie inaczej - aż do dnia, w którym usłyszała swój wyrok.
Gdyby pytanie o szczęście padło jeszcze dwa miesiące temu, zapewne ściągnęłaby usta w wąską linijkę i zastosowała unik, dając wymijającą odpowiedź. Od tamtej pory spadła na nią cała seria nieszczęśliwych zdarzeń, począwszy od sporów w rodzinie, skłócenie z przyjaciółką, śmierć Francisa, na wiadomości o zdradach Tristana kończąc. Po uciążliwych anomaliach podnoszenie się z kolan trwało zdecydowanie za długo, zbyt wiele razy powtarzała sobie, że następnym razem z pewnością się uda. Niechęć do stagnacji zmusiła do wzięcia spraw we własne ręce i dziś już nie wahała się, opowiadając o własnym szczęściu. Czy podzieliłaby się tym ze starym znajomym, byłym Gryfonem, czarodziejem półkrwi, który miał być wyłącznie obiektem do ćwiczeń?
Skinęła głową na krótki komentarz, nie widząc powodu, by się do niego odnieść. Wreszcie wśród róż czuła się kochana i akceptowana - Château Rose stało się jej prawdziwym domem. Odpowiedziała więc uśmiechem, nie widząc weń żadnego przytyku ani złośliwości.
- Zgadza się - przytaknęła, przenosząc wzrok na zgromadzone dzieci. Nachyliła się nieco w ich kierunku, przybierając ton znawcy baśni. - Śmiałkowie wypływający w morze nie zdają sobie sprawy z tego, z jak wielkim niebezpieczeństwem przyjdzie im się zmierzyć. Sądzą, że ich największymi przeciwnikami będą druzgotki, kelpie czy piraci, ale kto weźmie na poważnie opowieści o pięknych syrenach? - Sama pokręciła głową na znak, że niewielu rozumie czyhające nań zagrożenie. - W trakcie podróży, pośród gęstej mgły słyszą śpiew, mącący umysł. Zaintrygowani i oczarowani płyną przed siebie, nie mogąc oprzeć się niezwykłej pieśni. Hagyd, hogy a víz ritmusa hozzám hozza a lelkedet - zaintonowała w języku trytońskim jeden z poznanych niegdyś utworów. Do dziś nie wiedziała czy naprawdę właśnie tymi słowami syreny przywoływały swe ofiary, czy też stała za tym inna, zaawansowana magia, jakiej nie udało im się dotychczas odkryć? Na dziecięcych twarzach pojawiły się wypieki, będące mieszaniną radości, jak i przestrachu. - Mówią, że to najpiękniejsza melodia, jaką mogli usłyszeć przed śmiercią. - Poszukiwanie jasnego promyka szczęścia przyświecało także i Evandrze, której smutek i żal pokruszyły serce. Jaki jest jednak cel w poddaniu się pustce, kiedy wokół tyle możliwości?
Za bardzo skupiona na zaróżowionych od chłodu dziecięcych policzkach nie zauważyła chwilowego zamyślenia Thomasa; uniosła na niego spojrzenie błękitnych oczu w momencie pojawienia się pierwszego dźwięku instrumentu. Rytmiczna melodia była prosta i łatwo wpadająca w ucho, jednak niewiele mówiła lady Rosier. Gdy tylko rozległ się śpiew, zaśmiała się na widok radości najmłodszych. Widać piosenka musiała być szerzej znana, niezrażona własną niewiedzą ujęła dziewczęcą dłoń i pozwoliła pociągnąć się w kierunku bawiącej się w strażników gromadki. Zmotywowane i podekscytowane, że dołączył do nich ktoś dorosły, wygłupiały się radośnie, by na koniec śmiać się wniebogłosy. Evandra zaklaskała z uznaniem, zarówno dzieciom, jak i wspaniałemu artyście. Głośna zabawa oraz śpiew stały się najwidoczniej sygnałem alarmującym rodziców pociech, którzy zaraz znaleźli się w ich pobliżu, ponaglając najmłodszych gestem.
- Pani wybaczy te wrzaski. Dzieci, jak to dzieci, często są nieposłuszne - zaczął jeden z mężczyzn, zsuwając w głowy czapkę. Półwila przeniosła nań wzrok i zaraz uniosła dłoń w uspokajającym geście.
- Ciekawość to nieposłuszeństwo w najczystszej formie - zaśmiała się w odpowiedzi - ale to żaden problem - dodała szybko, chcąc wszystkim oszczędzić zakłopotanych uprzejmości. Jeszcze tego brakowało, aby ktoś miał mieć przez dzisiejszą zabawę nieprzyjemności.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Klify [odnośnik]06.11.21 15:39
Słuchał lady, naprawdę ciesząc się, że… cóż, nie ignorowała i nie lekceważyła dzieci, zbywając ich prostą bajką. Czasem miło byłoby podróżując, mieć kogoś obok kto również uwielbiał opowiadać różnorodne bajki i historie, szczególnie dzieciom. Chociaż na tym nie dało się zarobić już tyle, co jeszcze kilka lat temu. Występy publiczne nie cieszyły się aż taką popularnością, wszystkim brakowało pieniędzy na takie przyjemności, nie każdy był w stanie zapłacić, rzucić groszem. Jemu samemu przecież było coraz częściej, tym bardziej wiedząc jak bardzo jego rodzina tego potrzebowała.
Nic dziwnego, że raczej zostawały kradzieże niż bardziej uczciwy zarobek. To zawsze… dawało jakieś pole do popisu.
Nawet mogli nie być świadomi jak wiele, wbrew pozorom jednak, mieli wspólnego. Czy było widać, że Tomek dopiero co przeżył tragedię, za tragedią? Że ledwo uciekał z życiem kolejny miesiąc, pakując się w kłopoty, które mogły go zabić? Ciężko było porównać lady, której nie brak było podstawowych rzeczy w życiu do zakurzonego i może bardziej wolnego cygana. Nie miał niczego poza rodziną, i martwił się tylko o nią. O tych bliskich, którzy mu zostali - i zawsze robił to z uśmiechem na twarzy, bo jak inaczej? Jak inaczej miałby reagować?
Zabawę jednak przerwali dorośli. Thomas stanął spokojnie, przerywając grę i zaraz zerkając na dzieci, na które przewrócił oczami, robiąc zaraz do nich głupie miny. Chociaż z pewnością to, co miał zamiar zrobić już po chwili mogło znacznie bardziej podnieść ciśnienie tym dorosłym, którzy przyszli przeprosić za swoje pociechy.
I może nie powinien tego robić, kiedy Evandra dopiero tak zapewniała, że wszystko było w porządku i żeby rodzice nie mieli się czym przejmować. Obserwował tę scenkę jeszcze dłuższy moment, chowając harmonijkę do kieszeni. Mężczyzna coś tam bełkotał, jak to było mu przykro, a lady jedyne co mogła zrobić to się uśmiechała. No tak, w końcu zawsze tak było… W Hogwarcie też. Niby wszyscy byli tak blisko i mogli się ze sobą zadawać, a mimo to była swego rodzaju… blokada? Dystans? Coś, co nie pozwalało im po prostu rozmawiać jak czarodziej z czarodziejem. Zasady, jakieś sygnały co wypadało, a co nie wypadało. Wszystko… wszystko było czasem zbyt skomplikowane.
Przystanął więc przy Evandrze, wyraźnie ku niezadowoleniu mężczyzny. Co mógł o nim myśleć? Jakiś chłopak, któremu chociażby przez wygląd nie powinno sie ufać… Nie był cyganem w pełni, nie miał tak ciemnych włosów i skóry, a jednocześnie nie był też Anglikiem, stanowczo wyróżniając się wyglądem. Mimo zimy, jego skóra była dość ciemna. Ciemniejsza niż powinna być - a bywałą jeszcze bardziej po całym lecie spędzonym na pracy i zabawie na słońcu. Wtedy, kiedy jeszcze mieli tabor, kiedy spędzali wiele godzin na świeżym powietrzu i poza wielkimi miastami…
Zaraz chwycił nadgarstek Evandry i pociągnął ją do biegu w bok, żeby oddalić się nieco bardziej od mężczyzny i dzieciaków. Może ktoś na niego nakrzyczy, może ktoś się za niepokoi - gdzie w końcu była straż lady? A może byli spokojniejsi w tym momencie?
Nie pobiegli jednak zbyt daleko, kiedy…
1. … Tomek się poślizgnął na lodzie pod śniegiem i wyrżnął na ziemię.
2. … To Evandra poślizgnęła się przez nieodpowiednie obuwie do śnieżnych biegów.
3. … Tomek specjalnie pociągnął Evandrę w pobliską zaspę, żeby oboje mogli się przewrócić.


klify - Klify - Page 8 EbVqBwL
Tom Doe
Tom Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
klify - Klify - Page 8 AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Klify [odnośnik]06.11.21 15:39
The member 'Thomas Doe' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
klify - Klify - Page 8 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Klify [odnośnik]12.11.21 13:18
Życie wśród sztywno wyznaczonych zasad z czasem przestawało dziwić czy martwić. Naturalna stawała się wymiana uprzejmości, uśmiech nie był tak wymuszony, nie sprawiał bólu, nie wprawiał w dyskomfort. Na zakłopotanie mężczyzny zareagowała z wyrozumiałością, dobrze wiedząc że dalsze próby tłumaczenia i przekonania o braku problemu mogą wywołać wyłącznie większe zmieszanie oraz niezrozumienie. Półwila żyła w przeświadczeniu o wyższości krwi błękitnej nad każdą inną, lecz nie zależało jej na wymuszaniu posłuszeństwa, a zwykłej grzeczności i przyzwoitości.
Dlatego też nagła bliska obecność Thomasa wzbudziła lekką konsternację. Evandra starała się, by nie zdradzić swego zdziwienia, spojrzała tylko nań przelotnie, chcąc odczytać intencje z jego twarzy, lecz ta nie podsunęła żadnej podpowiedzi. Co ci chodzi po głowie, Doe?, miała spytać, ale zaskakująca odpowiedź przyszła o wiele prędzej.
- Thomas? Co się stało?! - odezwała się niemal od razu, czując szarpnięcie na materiale płaszcza. Nadgarstek bezwiednie uniósł się zgodnie z oczekiwaniem Doe, czarownica przestąpiła kilka kroków, nim puściła się biegiem w nieznanym kierunku, zupełnie tracąc kontrolę nad tym, co się dzieje. Gdzieś z tyłu głowy pojawił się głos, mówiący że nie powinna, że musi się zatrzymać, oburzyć, wyrazić swoje rozczarowanie i podkreślić, że beztroskie czasy szkolne zniknęły bezpowrotnie. Głos będąc irytującym przypomnieniem o sztywnych zasadach i niewygodnych kajdanach przyzwoitości prędko został zignorowany.
Pospiesznym zerknięciem przez ramię dostrzegła niepokój na twarzy tamtego ojca, mężczyzna stał jak zaklęty, nie bardzo wiedząc jak zareagować. Szybki ruch dłonią półwili miał być znakiem, że nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo, ale nieprzekonany mężczyzna dopiero po chwili ruszył przed siebie, zgarniając ze sobą rozbawione tym widokiem dzieci.
W okolicy nie można było dostrzec żadnej straży, ani nawet zaniepokojonej służącej. Lady Rosier od pewnego już czasu wolała wybierać się na spacery bez dodatkowej asysty, dobrze wiedząc, że nikt nie ośmieliłby się zrobić jej krzywdę. Czy po dzisiejszym dniu powinna wrócić do starych zwyczajów?
Widząc w którą stronę zmierza Thomas zatrzymała się przed śnieżną zaspą, próbując chwilę balansować i złapać równowagę, lecz zaciśnięta na nadgarstku dłoń pociągnęła ją z siłą, której nie mogła się długo opierać. Wpadła w zaspę, w ostatniej chwili przesłaniając jeszcze twarz ręką, zimny puch oblepił materiał wełnianego płaszcza, znacząc burgund bielą.
- Zwariowałeś! Jesteś szalony! - zawołała, podnosząc się na rękach, by spojrzeć na młodego czarodzieja. Na bladej twarzy Evandry tylko przez moment widniało wzburzenie, tuż po tym karminowe usta wykrzywiły się w uśmiech. Zgarnęła w obleczone rękawiczkami dłonie grudę śniegu i sypnęła nią w Thomasa, chcąc wyrazić rozbawione zagniewanie. - Wszystkich przyjaciół traktujesz w tak oburzający sposób?! - spytała, tylko trochę siląc się na powagę. Dawno nie miała okazji do beztroskiej zabawy, tym bardziej w towarzystwie, które przywracało szkolne wspomnienia. Prędko poprawiła osadzony na jasnych włosach kapelusz, by móc podnieść się z miejsca, otrzepać płaszcz ze śniegu i kręcąc głową z dezaprobatą roześmiać się głośno.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Klify [odnośnik]29.11.21 11:11
Był porywczy, często żył chwilą i często różnie się to dla niego kończyło - jak i dla osób go otaczających. Ale z drugiej strony, właśnie dlatego raczej więcej osób przynajmniej uznawało go za kogoś urokliwego, bo kto by się nie mógł uśmiechnąć na widok jak Thomas po raz kolejny podejmuje bardzo ryzykowną i nieprzemyślaną decyzję, która kończyła się najczęściej niegroźnie?
Najczęściej. A przynajmniej tak to było w Hogwarcie. Zawsze należał do grupy urwisów, choć z pewnością rzadko tej, która starała się robić innym krzywdę. Owszem, często pakował się w bójki, ale to raczej ze względu na brata, który nie zwykł uciekać przed niebezpieczeństwem i koniec końców ktoś musiał go obronić - a kto lepiej nadawał się do tego zadania jak nie starszy brat?
Choć biorąc pod uwagę, kto był najstarszy z braci Doe, z pewnością było wielu lepszych kandydatów do tego zadania.
Ale teraz posłał po prostu Evandrze swój zawadiacki uśmiech, który zawsze zwiastował dwie rzeczy.
Coś głupiego i coś ekscytującego. Coś, na co z pewnością lady nie powinna sobie pozwolić - tak jak teraz nie powinna dać się porwać jakiemuś losowemu cyganowi, nie mówiąc nawet o możliwości dotknięcia czy pociągnięcia lady za sobą.
Był pewny, że ten mężczyzna przeżywał właśnie mały zawał i nie pojmował, co miało miejsce. Ale jemu to nie przeszkadzało, kiedy biegł z uśmiechem, a tym bardziej, że lady Rosier nawet nie próbowała go zatrzymywać.
I wcale nie przerażał go gniew Evandry. Bo w końcu... wiedział, że to tak nie wypadało - ale było zbyt wiele rzeczy, których nie wypadało i zbyt wiele zmartwień. I nawet teraz przez moment po prostu się szczerzył jak idiota - szeroko i wesoło - kiedy był ganiony, kiedy był obsypywany śniegiem. Nie przeszkadzało mu to. Bo w końcu z jakiegoś powodu niektóre damy wyżej urodzone lubiły z nim rozmawiać w Hogwarcie, może to właśnie przez brak tych zasad? A może przez taką odrobinę szaleństwa i postradania zmysłów przez niego?
Sam podniósł się na przedramionach spokojnie, kiedy kobieta wstawała i otrzepywała się ze śniegu.
- Tak właściwie to... tak. Nie często jest tyle śniegu na wyspach to trzeba wykorzystać i się w nim potarzać, nie uważasz? - rzucił z uśmiechem, bo w końcu takim puchem mieli zaledwie kilka dni w roku na nacieszenie się - on przecież nie zalefgał miesiącami! Choć w tym roku, może przez te wszystkie anomalie i wojnę, i wszystko co działo się złego, wyjątkowo długo się utrzymywał. Nie było to mile widziane dla niego, dla jego rodziny... Ale co miał innego zrobić? Nie zacznie przecież płakać nad tym, że leżał śnieg! Musiał myśleć naokoło niego...
- No ale patrz, przyjnajmniej się śmiejesz. Czyli śnieg wcale nie jest taki zły jak cię oblepi - stwierdził wesoło, samemu również powoli podnosząc się z tego nieszczęsnego śniegu. - Często tak reagują? W sensie... z takim strachem jak sie zbliżysz tylko? To musi być straszne... Nic dziwnego, że w Hogwarcie, no wiesz, jednak sporo lady i lordów rozmawia z innymi... - stwierdził, marszcząc brwi. Jak bardzo romanipen mógł być podobny do tych wszystkich zasad szlachty? Jeśli nawet pojawiały się podobieństwa na poziomie z kim mogli, a z kim nie powinni rozmawiać.


klify - Klify - Page 8 EbVqBwL
Tom Doe
Tom Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
klify - Klify - Page 8 AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Klify [odnośnik]08.12.21 15:54
Spontaniczność, szaleństwo, pogoń za nieznanym, cechy te przybierały u Evandry łagodniejszą formę pilnującej się młodej damy, lecz krążąca w żyłach krew przodkiń popychała czasem do skrajnie gwałtownych, niemal ryzykownych reakcji. Delikatnie i pełna ostrożności sprawdzała naznaczone granice, nierzadko wzbraniając się przed ich przekroczeniem. Lata wyćwiczonych, uprzejmych uśmiechów nauczyły ją, że przy odpowiednim podejściu wybaczyć można wszystko, prawie wszystko. Czasami balansowała na cienkim ostrzu, w porę wycofując się jednak, nim padną gorzkie słowa, zanim pojawią się znaczące gesty, póki nie jest za późno. Zwykła kierować się myślą przyzwoitości, w ostatecznym rozrachunku zawsze wybierając stronę, która trzymać ją miała w ryzach. Zastanawiała się wtedy, czy są to słabość oraz strach czy też zdrowy rozsądek, lecz odpowiedź nigdy nie padała na głos.
Tegoroczna zima zdawała się być ostrzejsza od wszystkich poprzednich, ściągając nad Anglię śnieżne zamiecie, jakich nikt się nie spodziewał. Czyżby świat chciał im zademonstrować swoją złość wywołaną podjętymi na tych terenach działaniami? Zupełnie jakby coś chciało im przekazać, że źle czynią, że należy coś zmienić, podjąć się innych kroków - tylko jakich?
Pokręciła tylko głową z udawaną dezaprobatą. Prawdą było, że nieczęsto miała okazję do tak spontanicznych zabaw, zamykając się w towarzystwie, które nie pozwalało sobie na wiele. Dostojna, elegancka szlachta zatracała w sobie tą część szaleństwa, z czasem przybierając inne, specyficzne dlań formy. Młodym dziewczętom czasem imponowało to, czego nie znają, intrygowały różnice, kusiły możliwości. Evandra sama była jedną z nich, wszak nie bez powodu skierowała swoje spojrzenie nie na roztrzepanego Gryfona o zawadiackim uśmiechu - to chęć zajęcia go swoją osobą, potrzeba uwagi, czy też sentymentalne wspomnienie innego czarodzieja półkrwi, z którego rozłąką nie potrafiła się pogodzić?
- W taką pogodę wolałabym budować lodowy zamek, niż tarzać się w śniegu. - Sam chłód nie był na tyle dotkliwy, by przed nim uciekać, wpadające za kołnierz płatki drażniły przecież tylko przez chwilę, by wreszcie stopnieć i wniknąć w miękkość materiału. Problemem były wymierzone w nich spojrzenia, które im obojgu mogły nastręczyć kłopotów. - Ze strachem? - zdziwiła się, sięgając wzrokiem za mężczyzną, który oddalił się już wraz z rodziną. - Uprzejmość zalicza się do zasad dobrego wychowania. Traktowanie innych z należnym szacunkiem, to coś, co jest ci obce - westchnęła, unosząc jedną brew. - Trzymają się ze sobą, bo mają z nimi najwięcej wspólnych tematów - wzruszyła ramionami niby od niechcenia, ale Thomas na własnej skórze mógł odczuć, że Evandra nie była jedną z tych, które otaczały się wyłącznie wianuszkiem szlachcianek. Wsunęła na powrót dłonie w kieszenie płaszcza, lekko przygryzając dolną, karminową wargę. - Prawdę mówiąc wychowywaliśmy się razem, znamy się od dzieciństwa. Takie więzi trudniej złamać. Nic dziwnego, że pojawiając się w Hogwarcie niełatwo oderwać się od świata, z którego pochodzimy, do którego wracamy. - Zmiany zbliżały się nieuchronnie, temat ten niejednokrotnie był poruszany w najbliższym gronie Evandry. Przed tym, co ich czekało, nie można było już uciec, należało dołączyć do nurtu i nadać mu właściwy bieg.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Klify [odnośnik]15.12.21 11:13
Była o wiele surowsza, co Thomas z rodziną odczuwał znacznie. Przecież wiedział, że zima zazwyczaj nie trwała aż tyle, nie była tak długa i tak śnieżna - nie w Anglii, nie w Szkocji, nie na wyspach, na których przecież żył całe życie i podróżował znaczną jego część z miejsca na miejsce. Owszem, ten czas w roku nigdy nie był łatwy dla taboru, ale nigdy nie przypominał sobie, aby był aż tak ciężki. Wszystko się na siebie nakładało.
- Obie opcje są fajne. Ale wiesz co? Znam ten trik, może tobie nigdy się nie przydaje, ale ja tak zawsze rozbawiałem rodzeństwo. I wciąż to robię. Jak jest za dużo emocji w powietrzu... No to po prostu ich przytulam i przewracam ich na ziemię. Wiem, że pewnie wy nie możecie czegoś takiego, ale to jest coś miłego. Tak jak tarzanie się we śniegu - stwierdził, kiwając głową. Zawsze miał dobre relacje z rodzeństwem - jeśli z kimkolwiek je miał to właśnie z nimi.
- Bał się... że coś powie, że coś się stanie. Ludzie w Londynie też się boją - potwierdził, wzruszając ramionami. - Za samą próbę rozmowy od lady niektórzy byli w stanie rzucać we mnie zaklęciami czy grozić pobiciem w Hogwarcie. Ten strach się nie bierze znikąd - stwierdził znów, nie mając pojęcia, że zasady szlacheckie również nie biorą się znikąd. Gdyby tak usiąść i przeanalizować całą etykietę, której w ciągu życia musiała przestrzegać lady Rosier, z pewnością Thomas dostrzegłby podobieństwa do romanipen. A sam ile razy już złamał te zasady? Szczególnie po śmierci taboru, szczególnie kiedy został sam. Jakim był cyganem, jeśli wszystko w czym został wychowany i z czym się przecież zgadzał, łamał!
Czy wiedział coś o szacunku? Jeśli chciał, jeśli widział w tym cel, był najbardziej ułożoną osobą. Uśmiechniętą i miłą - ale jednocześnie był kłamcą i złodziejem. I krętaczem, cwaniakiem. Oczywiście, że myślał głównie o dobrze swoim i swojej rodziny! Ale przede wszystkim był tchórzem.
- To chyba rozumiem... Chociaż... Nie interesuje was ten inny świat? Naprawdę większość chce po prostu zostać w takim jednym stanie? - zapytał, samemu od zawsze czując jak wszystko dookoła go woła, jak chciał coś sprawdzać i testować, gdzieś pójść i z kimś porozmawiać. Chociaż ostatnio coraz mniej to odczuwał, coraz bardziej wojna go przygnębiała i przygniatała, ale nie mógł się przecież dać złamać! Co by pomyślał o nim James? Ten idiota cholerny...
Zerknął po otoczeniu, a później na Evandrę, posyłając jej lekki uśmiech.
- Powinienem chyba już iść, bo jeszcze ktoś zawoła, że cię zaatakowałem i oboje będziemy mieć problemy - stwierdził, wyciągając różdżkę, chcąc użyć po prostu zaklęcia. Łatwiej było się teleportować poza Londynem, szczególnie w tym śniegu. I szybciej.
- Miło było porozmawiać po latach - dodał, podnosząc się ze śniegu i otrzepując z niego zanim się deportował.

| Zt x2


klify - Klify - Page 8 EbVqBwL
Tom Doe
Tom Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
klify - Klify - Page 8 AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Klify [odnośnik]28.07.22 18:11
01/05/1958
Wiatr targał przydługie włosy i pelerynę, którą zarzucił na ramiona. Czarny materiał spięty srebrną klamrą w kształcie róży dopasowywał się do każdego ruchu, który wykonywał. Stal przed ozdobnym lustrem we własnej komnacie, zdając sobie sprawę z wyrazu twarzy, który na niej gościł. Dokładnie taki sam miał kilka dni temu, kiedy w milczeniu opuszczał komnaty matki, pozostawiając ją samą, z łzami w oczach. Jedyna rzecz, której nie spodziewał się po kobiecie, która wydała go na świat, było kłamstwo. Łgała wiele lat, pozostawiając go w niewiedzy. Nie denerwuj się, Mathieu. Chciałam Cię chronić… . Mylnie pojmowane pojęcie, nadużywane przez rodziców wobec dzieci. Był dorosły i świetnie radził sobie z ochroną samego siebie, nie potrzebował nikogo, kto będzie sortował informacje, dzieląc je na ważne lub mniej ważne, na raniące lub uszczęśliwiające. Zasługiwał na tą prawdę i musiał wydrzeć ją z niej, choć kosztowało go to naprawdę wiele. Fernsby nie kłamał, kiedy powiedział, że są spokrewnieni. Ojciec miał bękarta, dziecko, które zrobił jakiejś portowej dziewce, podczas jednej ze swoich podróży. Trudno, nic wielkiego. Zdarzało się. Niemniej jednak obecność „dziecka na boku”, o którym nie wiedział w Chateau Rose nikt poza Diane Rosier mogła okazać się zgubna. Szczególnie, że Fernsby zachowywał się jak niedoceniony szczeniak, który potrzebował atencji całego świata. Z pogardą odnosił się w stosunku do Rosierów, a imię i nazwisko ojca brzmiało w jego ustach jak największa obelga. Rodzina była najważniejsza i musiał ją chronić za wszelką cenę, choćby miało to odznaczać upuszczenie mu krwi, aż do ostatniej kropli, złamanie wszystkich kości… Wziął głęboki oddech i ruszył na Kredowe Klify.
Droga była wyścielona ponurymi myślami, które kłębiły się w jego głowie. Całe życie był sam, jedyne dziecko własnych rodziców. Brakowało mu tego czegoś, co miał Tristan, Marianne, Melisande i Fantine. Cóż mu więc po bracie bękarcie, który wychował się w nienawiści do Rosierów, a przynajmniej taki obraz utkał się w jego głowie. Był tutaj, przypomniał sobie. Chciał dostać pracę w Smoczych Ogrodach, ale Mathieu zbył go wtedy. Co próbował osiągnąć? Jak wielkim zagrożeniem był dla nich wszystkich? Musiał rozgryźć jego zamiary, dowiedzieć się co kryło się pod gęstwiną ciemnych włosów, takich samych jak jego, takich samych jak ich ojca. Nie mógł być dla nich żadnym zagrożeniem, a jeśli był… należało je zlikwidować, dla dobra rodziny, dla dobra Róż.
Oczekiwał na niego wśród, wiatru, który na górze Kredowych Klifów wzmagał jedynie na sile. Drobne krople deszczu, targane wiatrem uderzały lekko w twarz. Nawet można było pokusić się o stwierdzenie, że pogoda im dopisywała. Dostosowała się do burzliwego charakteru Mathieu, a to nie zwiastowało niczego dobrego. Kiedy w końcu Fernsby stanął naprzeciw niego Mathieu przesunął wzrokiem po jego sylwetce, w milczeniu doszukując się więcej podobieństw. Byli podobni, przedtem nie dostrzegał tego tak, jak w tym momencie. Był nieco niższy, ledwie kilka centymetrów, Mathieu był dość szczupły – nie pracował jednak tak fizycznie jak on, stąd zapewne szersze barki u młodego mężczyzny. W żaden jednak sposób nie sprawiało to, że Rosier czuł się nie swojo. Wiedział, że w kilka chwil mógłby sobie z nim poradzić, mniej lub bardziej boleśnie. Nie przyszedł jednak dziś traktować go tutaj w kontekście ofiary, a porozmawiać. Jak brat z bratem.
- Ten co się wyrzeka swej krwi nigdy nie pozna drogi. Ten co z chlubą ją nosi godzien jest poznania. - powiedział spokojnym tonem, te słowa powinny być mu doskonale znany, a Mathieu wymówił je bez cienia wątpliwości, z pewnością siebie w głosie. - Uznałem Cię za kłamcę, kiedy powiedziałeś, że Anselme Rosier był Twym ojcem, odczytałbyś mapę, ale wyrzekasz się własnej krwi. Teraz wiem, że to prawda. - zrobił krok w jego kierunku, całkowicie wyprostowany, napięty jak struna i bez specjalnego wyrazu. A ciemne oczy były jakby puste, nie gościł w nich nawet cień emocji. - Wczesnym latem tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego roku byłeś w Smoczych Ogrodach, ile miałeś wtedy lat? Siedemnaście? Ledwo skończyłeś Hogwart. - powiedział spokojnie. Czysta krew ze skazą płynęła w jego żyłach. - Szukałeś mnie wtedy? - spytał, wbijając spojrzenie prosto w jego tęczówki.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Klify [odnośnik]28.07.22 22:19
“Nie, dziękuję” - to była pierwsza myśl jaką chciał napisać w odpowiedzi na list od Rosiera. Zdrowy rozsądek wziął jednak górę nad animozjami i zgodził się na spotkanie. Po jaką cholerę tego jeszcze nie wiedział. Szanowny brat wyraźnie dał do zrozumienia, że nie wierzy w ani jedno jego słowo, nazwał go kłamcą i jeszcze doniósł do Traversów. Na jego nieszczęście Kenneth lepiej znał morskich lordów i już nie raz im udowodnił kim jest i że można na nim polegać. Zamiast spodziewanej degradacji otrzymał przeniesienie na lepszy statek. Mógł się zaśmiać Rosierowi w twarz, ale nawet on wiedział, że taka buta będzie go słono kosztować.
Kenneth Fernsby przede wszystkim chciał przeżyć tą cholerną wojnę i wieść w miarę spokojne życie, o ile było to możliwe. Jako człowiek morza i czarodziej, który miał w poważaniu politykę tą ostatnią zupełnie się nie interesował. Kto z kim się morduje i dlaczego, nie było sensu w to wnikać. Propagandę czuł na kilometr i śmiał się z niej, ale wiedział, że działał. Widział to na własne oczy. Nie krytykował, nie wychylał się i robił swoje. Dopóki mu dobrze płacili nie miał powodów do tego aby wykonywać jakiś ruch, który mógłby go postawić po jednej ze stron barykady. Zapewne niektórzy słysząc dla kogo pływa od razu przyszyli by mu łatkę psa Ministerstwa Magii, a jemu było z tym w to mi graj.
Wiedziony ciekawością zjawił się wyznaczonym miejscu czując jak morska bryza stara się wedrzeć pod marynarską kurtę, a krople wody osiadają na ciemnych włosach. Dostrzegł sylwetkę Rosiera i łopoczący płaszcz na wietrze. Prychnął pod nosem na tą wielkopańskość i poczucie dostojeństwa jednocześnie wiedząc jak cholernie musi być to niewygodny strój. Rosier pozostanie Rosierem, nawet jeżeli w żyłach Mathieu płynęła krew Traversów to została dawno wyparta przez manieryzm Róż.
Nie spodziewał się po tej rozmowie żadnych przełomów czy ocieplenia relacji, wręcz przeciwnie, a kolejnych obelg o kłamstwie nie miał zamiaru słuchać. Kenneth był kanciarzem, był krętaczem i kombinatorem, kłamał często, ale gdy zarzucano mu to w momencie mówienia prawdy krew się w nim gotowała.
Chcesz mnie zrzucić z tych klifów, Rosier? - Zapytał w myślach podchodząc bliżej i stając na przeciwko starszego czarodzieja. Te same oczy, ta sama fizjonomia, chociaż ten był wyższy, a on bardziej rozbudowany przez fizyczną pracę. Nie cieszył się, że patrzy w swoje odbicie.
Słowa z mapy, które ukazały się w dniu, w którym się spotkali nad jej odczytem. On wiedział co to znaczy, ale nie miał zamiaru wtedy dzielić się tą wiedzą. Skrzyżował ramiona na piersi pozwalając mu mówić. Czekał co jeszcze usłyszy. Nie spodziewał się skruchy czy przyznania się do błędu. To byłoby przecież poniżej jego godności.
-Prawda boli, czyż nie? - Zapytał chłodno, bez kpiny w głosie, bez charakterystycznego uśmiechu w kącikach ust, który mówił, że drwi sobie z całego świata.-Nie da się zaprzeczyć, że wtedy byłem. Odprawiłeś mnie jak psa. W sumie wyświadczyłeś mi przysługę. Nauczyłem się nie korzystać z przywilejów jakie płyną z nazwiska.
Zmierzył Mathieu wzrokiem pewnym siebie i butnym. Czy kusił los? Zapewne tak, ale to było zbyt zabawne aby tego nie spróbować.


I'm dishonest...
...and a dishonest man you can always trust to be dishonest. Honestly. It's the honest ones you want to watch out for, because you can never predict when they're going to do something incredibly... stupid.
Kenneth Fernsby
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10073-kenneth-fernsby https://www.morsmordre.net/t10121-nereus#306722 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f380-dzielnica-portowa-horn-link-way-3 https://www.morsmordre.net/t10123-skrytka-bankowa-nr-2283#306724 https://www.morsmordre.net/t10127-kenneth-fernsby
Re: Klify [odnośnik]28.07.22 23:17
Długo zastanawiał się, jak powinien rozegrać tą partię. O ironio, nie przychodziło mu to z taką łatwością, jak mogłoby się wydawać. Butny i niepokorny Kenneth, który był z nim blisko spokrewniony mógł działać na szkodę Rosierów, nawet nie będąc tego świadom. Ochrona Rodu była dla Mathieu zawsze najważniejsza i choć nie żywił Fernsby’ego zbytnią sympatią musiał zrobić tak, aby ten nie przysporzył im kłopotów, a najlepiej aby jego działania działały na ich korzyść. Pływał w flocie Traversów, rodu równie konserwatywnego jak Rosierowie, o tradycjach wieloletnich, skrzętnie pielęgnowanych. Ród Norfolk nie pozwoliłby sobie na to, aby pod ich „dachem” gnieździł się kret lub zdrajca. Dlatego ufał, że Kenneth został w pewien sposób już ukierunkowany, a przynajmniej uświadomiony, która strona jest tą odpowiednią.
Patrzył na niego bez jakiegokolwiek wyrazu, bo tak było prościej. O wiele łatwiejszym było ukrywanie emocji i tonowanie się, niżeli przy takich rozmowie choćby podnoszenie tonu. Mathieu wiedział, że kilka słów za dużo ze strony pyskatego braciszka i może się zrobić co najmniej niebezpiecznie, ale obiecał sobie, że dla dobra rodu nie da się sprowokować i wyprowadzić z równowagi, choć mina Fernsby’ego była aż zanadto prowokująca. Może miał taki sposób bycia.
- Ludzie są gotowi wierzyć we wszystko, tylko nie w prawdę i choć ta czasem jest bolesna, niewiedza jest jeszcze gorsza. – odparł spokojnym tonem, przesuwając wzrok z jego twarzy gdzieś daleko, w stronę morskiej toni. Co by się stało, gdyby dowiedział się lata temu? Jakby wpłynęło to na jego życie? Nigdy nie uzyskają odpowiedzi na to pytanie, nigdy nie dowiedzą się co mogłoby się zdarzyć.
- Pytałem czy mnie szukałeś. Jaki był cel tamtej wizyty? – powiedział spokojnie. Na pewno nie chodziło o przysługę, którą rzekomo mu wyświadczył. Przywileje płynące z nazwiska… Nie pierwszy i nie ostatni raz pojawiały się, nie pierwszy i nie ostatni były wykorzystywane. Nazwisko miało moc, a jeśli los dawał nam możliwości, należało je wykorzystywać. Kenneth tego nie rozumiał i pewnie jeszcze długo nie pojmie znaczenia tego wszystkiego, być może nigdy, wszak od zawsze Rosierowie kojarzyli mu się jedynie w negatywny i nieprzyjemne sposób. Mathieu wskazał dłonią na ścieżkę i ruszył nią.
- Być może w ten sposób odebrałeś moje zachowanie w tamtym czasie, nie był to najlepszy moment. Pechowo. – powiedział cicho, a w jego głosie pojawiła się nuta melancholii. Marianne – młodsza siostra Tristana urodziła się w tym samym roku co Mathieu, była jak jego siostra, tak jak Melisande czy Fantine, tyle, że z nią dorastał, wspólnie uczęszczał do szkoły… - Śmierć bliskiej osoby potrafi zmienić zachowanie człowieka. – dodał po chwili milczenia, wpatrując się ślepo w drogę przed sobą. Znał te trasy na pamięć, wiedział doskonale jak powinien się nimi poruszać, gdzie stawiać kroki. Peleryna uniosła się mocniej na wietrze, a Mathieu wziął oddech.
- Nie obwiniam Cię za to, co się stało. Nie zamierzam obwiniać również siebie. Decyzje zostały podjęte za nas i obaj nie mieliśmy na nie wpływu. – mruknął, przesuwając wzrok w jego stronę. Skrzyżował ręce za plecami i w milczeniu kontynuował drogę, aż do łagodnego zejścia nad sam klif.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Klify [odnośnik]29.07.22 22:17

Spotkanie było dla niego enigmą. Nie miał pojęcia czego się spodziewać po Rosierze ani czego ten od niego oczekuje. Do czego miała ta rozmowa prowadzić? Uznał, że zaspokoi swoją ciekawość, najwyżej będzie to zmarnowany czas ale potem uda się jakiegoś pubu lub zgarnie Zlatę i pograją w magicznego pokera. Teraz uniósł nieznacznie brwi kiedy lord Rosier postanowił go karmić banałami w swojej odpowiedzi, ale uznał, że jeszcze przez jakiś czas przemilczy takie stawianie ich rozmowy i pozwoli mu mówić dalej.
-Dowiedziałem się kto był moim ojcem. Chciałem cię poznać. Jak widać, nie udało się. - Nie mógł odmówić sobie drobnej uszczypliwości. Bez nazwiska Rosierów i tak daleko zaszedł i to dzięki swojej ciężkiej pracy i sprycie. Nie miał czego się wstydzić. Niespiesznie ruszył za Rosierem ścieżką nadal zastanawiając się do czego to wszystko prowadzi. Tłumaczył się, chciał się wybielić, pokazać, że normalnie tak by się nie zachował ale rozproszyła go czyjaś śmierć. Nie mógł jednak zadać mu kłamstwa ani wyśmiać. Śmierci się nie wyśmiewa i się z niej nie kpi. Widział wielokrotnie jak zabierała wielu dzielnych marynarzy w głębokie tonie, jak odbierała ostatni oddech zalewając falą ich twarze. Teraz ta sama woda rozbijała się o ostre zręby klifów, które zdobiły brzeg wybrzeża hrabstwa Kent. Spojrzał w stronę horyzontu, które zawsze go wołało. Był człowiekiem morza i to jemu był przede wszystkim wierny; nie miał tak silnego poczucia rodowego jak Mathieu. Nie został tak wychowany, a rodziną dla niego była jedynie matka i wuj, którzy opiekowali się Kennethem od samego początku.
Choć nie chciał się zgodzić z Rosirem tak ten miał rację, że żaden z nich nie miał wpływu na to jakie decyzji podjęli ich rodzice. Dawna wściekłość na matkę u Fernsbiego wyparowała, miał czas aby wiedzę przetrawić, przystosować i uznać, że do niczego nie jest mu potrzebna. Nie sądził, że przyjdzie kiedyś zmierzyć mu się z bratem.
-Czego ode mnie chcesz? - Zapytał w końcu, ponieważ miał dość tych podchodów i krążenia wokół celu tego spotkania. Na to nie miał ani czasu ani ochoty.


I'm dishonest...
...and a dishonest man you can always trust to be dishonest. Honestly. It's the honest ones you want to watch out for, because you can never predict when they're going to do something incredibly... stupid.
Kenneth Fernsby
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10073-kenneth-fernsby https://www.morsmordre.net/t10121-nereus#306722 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f380-dzielnica-portowa-horn-link-way-3 https://www.morsmordre.net/t10123-skrytka-bankowa-nr-2283#306724 https://www.morsmordre.net/t10127-kenneth-fernsby
Re: Klify [odnośnik]30.07.22 0:00
Uszczypliwy i niepokorny. Aż się prosił, aby skomentować to wywróceniem oczu i westchnięciem. Chciał go poznać, pomimo iż nie wiedział kim tak naprawdę są Rosierowie. Nie chciałby poznać Mathieu w tamtym czasie. W zasadzie teraz też zapewne miał wątpliwą ochotę na tę znajomość, jednak konieczność bezpieczeństwa rodu w razie nieprzyjemności… była sprawą pilniejszą niż prywatne animozje. Matka wyjaśniła mu, że chciała pomóc matce Kennetha i samemu Kennethowi. Zachowała się w nietypowy sposób jak na zdradzoną kobietę, więc trafił pod skrzydła Traversów. Co by było, gdyby Mathieu przyjąłby wtedy młodego chłopaka do Rezerwatu? Może jego los potoczyłby się zupełnie inaczej, nie byłoby tego całego jadu, ani tym bardziej problemów, które to wszystko mogło zrodzić. Może krew Anselma płynąca w żyłach Kennetha dałaby o sobie znać i młody mężczyzna zechciałby zostać smokologiem?
Zachowywał się dziecinnie, kiedy w taki sposób odnosił się do Rosiera. Mathieu nie dawał mu powodu do opryskliwości, ani tym bardziej braku ogłady w zachowaniu. Już po tym wywnioskował, że pojawienie się Kennetha i fakt, że był bękartem jego ojca może przynosić tylko kłopoty. Gdy świat się dowie, może być tylko gorzej, a jedno trzeba przyznać… Fernsby wyglądał jak młodsza wersja jego samego i w pewnym momencie ktoś powiąże pewne fakty, połączy kropki. Przez chwilę więc milczał, zastanawiając się nad odpowiedzią, aż w końcu przystanął bliżej skraju klifu i odwrócił się w jego stronę.
- Zasadnym i logicznym byłoby, abym zaoferował Ci galeony w takiej ilości, abyś mógł rozpocząć nowe życie na zupełnie innym kontynencie i Anselme z pewnością właśnie taką decyzję by podjął. Wiedział o Twoim istnieniu? – powiedział spokojnym tonem, bardzo gładko i swobodnie. Bez cienia emocji, ponownie chowając się za maską, którą skrzętnie dobierał na właśnie takie sytuacje. – Jednak… Nie jestem nim. Nie jestem swoim ojcem i nie chcę, abyś którykolwiek z nas musiał podejmować jakąkolwiek decyzję ze względu na jego błędy. Długo zastanawiałem się nad całą sprawą, musiałem przegryźć gorzką prawdę o własnym ojcu, który w mojej głowie uchodził za ideał, bohatera… – jak niemal każdy ojciec w oczach własnego syna. Działania Anselma zawsze były dla Mathieu wzorem do naśladowania, pragnieniem osiągnięcia dokładnie tego samego, chciał być jak on, chciał pielęgnować swoje własne dziedzictwo. Był przecież sam, nie miał ani brata, ani siostry, ani nikogo, kto zadbałby o to, aby linia wywodząca się od Anselma Rosiera starła się na proch, zniknęła i odeszła w niepamięć.
- Nie wiem czego oczekiwać, czego chcieć od Ciebie. Chcę jedynie uświadomić Ci, że ani Ty, ani ja nie odpowiadamy za jego błędy. – wyjaśnił mu, a przynajmniej starał się zrobić to w taki sposób, aby Kenneth zrozumiał co Mathieu chce mu właśnie przekazać. – Może oczekuję, że przestaniesz zachowywać się wobec mnie, jakbym był winien jedynie dlatego, że noszę jego nazwisko. Mimo wszystko, moja matka wyciągnęła w Waszym kierunku pomocną dłoń, a i ja mogę zaoferować Ci swoją, jeśli zajdzie taka konieczność. Nie musisz przecież rozgłaszać całemu świat kim jesteś, bo w Twoich ustach nazwisko Rosier i tak brzmi jak największa obelga. Niemniej jednak… nie zmienisz tego nigdy, w żaden sposób, że w Twoich żyłach płynie jego krew. – dodał. Początki bywały trudne, a Mathieu nie widział innego wyjścia, jak przekonać Kennetha do siebie choć w najmniejszym stopniu, nie mógł zagrażać rodzinie. Nie mogło ich to zranić. Róże nie ranią róż, nawet jeśli są nimi jedynie po części.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Klify [odnośnik]30.07.22 23:46
Co by było gdyby - wielokrotnie zadawał sobie to pytanie. Jak wyglądałoby jego życie gdyby tego dnia Mathieu Rosier przyjął go do pracy? Jak potoczyłyby się ich losy gdyby wtedy wyjawił mu kim jest i co ich łączy.
Teraz nie było to ważne ani istotne, ponieważ życie każdego z nich było odmienne. Przeżyli inne wydarzenia, które ich ukształtowały. Kenneth wychowany w dzielnicy portowej i na pokładach statków, wiecznie wyśmiewany bo był bękartem nabrał pogardy i dystansu do świata, który go otaczał.
Zmarszczył brwi kiedy usłyszał o galeonach, a w ciemnych oczach pojawiła się uraza pomieszana z pogardą. Takie rozwiązanie by obraziło marynarza, który nie był wysoko urodzony, nie miał tytułów, ale posiadał swoją dumę i honor. Takie działanie by je zdeptało, byłoby niczym naplucie w twarz. Cały zesztywniał.
-Nie wiedział. Moja matka spotkała lady Dianę nad jego grobem. -Odparł chłodno. Nie miał ojca, nie miał kogoś kogo mógłby nazwać krwią z krwi. Wychował go wuj, który starał się ale nigdy ojcem nie został. Kenneth do czternastego roku życia wierzył, że jego ojciec był marynarzem i zginął na morzu. Świadomość, że lord zabawił się z dziewczyną, zakręcił jej w głowie i sprezentował brzuch ubodła go wtedy boleśnie Teraz jedynie żywił niechęć do arystokracji uważając, że są darmozjadami, które frazesami takimi jak: dobro społeczeństwa, wspólna i lepsza przyszłość wycierają sobie usta napychając kieszenie pieniędzmi i za nic mając maluczkich. Nie przerywał tego całego wywodu, nie wtrącał się chociaż parę razy go korciło aby wtrącić parę słów.
Westchnął zrezygnowany, ponieważ dla lady Diany miał wiele wdzięczności, choć na początku był wściekły, że łożyła na jego utrzymanie, poniewaz tego nie oczekiwał. Mathieu Rosier teraz też chciał być pomocny i wskazywał siebie jako tego, do którego mógłby się zwrócić o pomoc. Nie czuł się Rosierem, więc nie rozumiał postawy przyrodniego brata, który nagle uznał, że zaakceptuje istnieje Kennetha.
-Przyjąłem do wiadomości. - Odparł jedynie bo dziękować nie miał zamiaru. Nie oczekiwał tego, nie chciał tej łaski i tej akceptacji.

|Rzucam na zdarzenie


I'm dishonest...
...and a dishonest man you can always trust to be dishonest. Honestly. It's the honest ones you want to watch out for, because you can never predict when they're going to do something incredibly... stupid.
Kenneth Fernsby
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10073-kenneth-fernsby https://www.morsmordre.net/t10121-nereus#306722 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f380-dzielnica-portowa-horn-link-way-3 https://www.morsmordre.net/t10123-skrytka-bankowa-nr-2283#306724 https://www.morsmordre.net/t10127-kenneth-fernsby

Strona 8 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Klify
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach