Wydarzenia


Ekipa forum
Sklep Madam Primpernelle
AutorWiadomość
Sklep Madam Primpernelle [odnośnik]05.04.15 19:15
First topic message reminder :

Sklep Madam Primpernelle

★★★
Znajduje się pod numerem 275. Nazywany niekiedy rajem dla czarownic, często reklamowany na łamach "Czarownicy". Jego wnętrze, pełne kwiatowych ozdób i delikatnego tiulu, utrzymane jest w odcieniach pudrowego różu; zakupić w nim można magiczne kosmetyki pielęgnacyjne, preparaty pomagające pozbywać się niedoskonałości skóry czy typowe eliksiry upiększające - wszystkie w eleganckich opakowaniach, przy sprzedaży owijanych dodatkowo w perfumowany, wrzosowy papier. Koło lady ustawiono smukły regalik zastawiony od góry do dołu drobnymi buteleczkami o fikuśnych etykietach - są to sławne perfumy Madam Primpernelle, po których żaden Ci się nie oprze, i choć kosztują krocie, podobno efekt wart jest swej ceny.

W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:26, w całości zmieniany 3 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sklep Madam Primpernelle - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sklep Madam Primpernelle [odnośnik]17.05.19 1:40
Wiedziała, że czasem mówiła jak niespełna rozumu. Była… inna. Tak jak Isabella. Ale Una nie uważała, by było w tym coś złego – może to właśnie dzięki temu, że obie były wyjątkowe, czuła się bardziej jak bohaterka przygodowych opowieści, gdzie to przyjaźń i niesamowite przeżycia wiodły prym zamiast wszechobecnego mistycznego romantyzmu, jak to miało miejsce w romansach. Było jej z tym dobrze i nie zamierzała tego zmieniać.
Młoda Bulstrode mogła szczerze odpowiedzieć, że nie wierzyła, że kiedykolwiek się zakocha. Nawet jeżeli przyjdzie jej kiedyś wyjść za mąż, nie widziała się po prostu w roli kogoś, kto przymusem stoi wiernie przy nieznanej osobie. Oczywiście, udawałaby potulną w stosunku do swojej nowej „rodziny”, ale przede wszystkim dalej liczyłaby się dla niej jej własna. Nie była w stanie wyobrazić sobie, że zdradza swoich dotychczasowych bliskich dla dobra partnera, teściów czy szwagrów. Myślałaby dalej o nich jak o obcych, choć zdecydowanie ta definicja różniłaby się od typowego „obcego” spotykanego na ulicy czy na salonach.
A gdyby nawet się w kimś zadurzyła, wątpiłaby, czy byłoby uczucie na tyle intensywne, by opowiadać o tym Isabelli. Una nie była też skrytą osobą, ale raczej rozmawianie o tak błahych sprawach też nie leżało w jej naturze. Musiałaby odczuć coś bardzo mocno, żeby musieć się zwierzyć.
Domyślała się, że zgoda Isabelli na zostanie jeszcze trochę w sklepie nie potrwa dłużej, więc postanowiła wziąć to, co uznała za słuszne i czym prędzej kupić, nim jej towarzyszka zdecyduje się zmienić zdanie. Ujęła więc w dłonie dwa przypadkowe flakoniki perfum podpisane „zielona herbata” i „herbata z cynamonem i jabłkiem” i odsunęła się, by machnąć niedbale do koleżanki, pokazując jej przedmioty w ręce.
Tak, jestem już gotowa. Znalazłam, co chciałam. A ty? – powiedziała ni to zadowolona, ni zirytowana. Nijako. Może sklep nie był jej wymarzonym miejscem na spotkanie, ale przynajmniej kupiła perfumy.
Zaczekała, aż Isabella wybierze coś dla siebie, w końcu była jej to dłużna. Nie tupała niecierpliwie nóżką, ani nie pospieszała jej. Może nie należała do tych, którzy lubili zwlekać, ale przecież nie mogła jej tu tak zostawić.
Wywróciła oczami, słysząc słowa koleżanki. Jak zwykle myślała tylko o jednym. Wizja, która nawiedziła w tym momencie ciemnowłosą była nader śmieszna – skojarzyło jej się z tym, jak podchodzą kobiety w towarzystwie ojców do ślubnego kobierca. Wyobraziła sobie Isabelle jako tę prowadzącą osobę… i miała ochotę się roześmiać.
Dobrze, już dobrze. – odpowiedziała, wzdychając. – A jeśli to ty zjawisz się u tego właściwego jako pierwsza, to ja cię do niego zaprowadzę. Obiecuję.
Rzadko dawała słowo komukolwiek, bo sądziła, że zobowiązuje ono do wypełnienia przysięgi, ale w tym jednym była pewna – to nie mogło być coś rzuconego na wiatr, w końcu z Isabellą znały się bardzo długo i były ze sobą nadzwyczaj blisko. Mogła mieć pewność, że Una zaakceptuje jej wybranka, nawet jeśli będzie z nim personalnie toczyć liczne waśnie. Bo przecież lady Selwyn zrobiłaby to samo dla niej. Nie mogło być inaczej.
Skinęła głową po usłyszeniu, że Isabella skończyła przeglądanie, po czym sama ruszyła przodem, by dokonać zakupu. Zauważyła, że obsługują je jednocześnie dwie ekspedientki, ale nie przejęła się tym szczególnie. Nie wyglądały podejrzanie, nie widziała więc sensu, by przesadzać z patrzeniem im na ręce. A w międzyczasie mogła porozmawiać z Isabellą.
Myślisz, że pod koniec roku któryś z rodów zorganizuje jakiś bal albo przyjęcie, na które zostaniemy zaproszone? – spytała, spoglądając z uwagą na blondynkę. Byłoby miło pójść wreszcie na jakiś bankiet albo coś w tym stylu. Tak dawno nie było żadnego towarzyskiego wydarzenia, że było to aż nie do uwierzenia.
Kiedy ekspedientki spakowały wszystko do dwóch osobnych toreb, wzięła pierwszą z brzegu, nie przeglądając jej zawartości. Ufała, że to jej pakunek. Nie zdawała sobie sprawy jednak, że w rzeczywistości nie należał on do niej, tylko do Isabelli.
Gawędząc, wyszła wraz z Isabellą ze sklepu, nie oglądając się do tyłu na perfumiarnię. Zdecydowanie wolała oszczędzić sobie wspomnienia ostrej mieszanki zapachów, nawet jeśli miała to być jej ostatnia wizyta w tym miejscu.

[z/t x2]

[bylobrzydkobedzieladnie]



How long ago did I die?


Where was I buried?

Una Bulstrode
Una Bulstrode
Zawód : Arystokratka
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
You know the penalty if you fail.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I'm not yours to lose.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7119-una-bulstrode https://www.morsmordre.net/t7199-una-czyta#192496 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f237-gerrards-cross-bulstrode-park-dwor-bulstrode https://www.morsmordre.net/t7202-skrytka-bankowa-nr-1758 https://www.morsmordre.net/t7201-una-bulstrode
Re: Sklep Madam Primpernelle [odnośnik]20.11.19 20:30
5.03

Isabelle lubiła przychodzić na ulicę Pokątną i wtapiać się w tłum innych dam, poszukujących atrakcji i piękna w codzienności. Czuła się tutaj swobodniej niż w Fantasmagorii, czy domu mody Parkinson, gdzie uwaga wielu osób skupiała się tylko na niej. Pewna anonimowość jej służyła, szczególnie teraz - po skandalu i urodzeniu dziecka.
Dochodziła już do formy po porodzie i znów mieściła się w swoje panieńskie suknie. Ubrana w jasne róże, z modnie ufryzowanymi włosami, przechadzała się po butikach w asyście zaufanej służki. Czas powrócić na salony, odświeżyć garderobę, wypięknieć.
Nie interesowały jej eliksiry upiększające - umiała uwarzyć je sama, a nawet sprzedawała je za drobną opłatą innym arystokratkom oraz - okazjonalnie - własnej służbie. Intrygowały ją natomiast sławne perfumy Madam Primpernelle - czy naprawdę żaden nie oparłby się jej, gdyby ich używała? Może powinna kupować je już w okresie narzeczeństwa, ale i tak rozbawiła ją myśl powrotu na przyszłe bale: w najlepszych sukniach, z wyprostowanymi plecami, może nawet po eliksirze upiększającym. Nie chciała chować głowy w piasek. Choć nikt nie mógł jej już poślubić ani przywrócić nazwiska jej synowi, to chciała z dumą patrzeć innym prosto w oczy, wywoływać podziw mężczyzn i zazdrość innych szlachcianek. Przed ślubem była nieśmiała i zahukana, ale ostatnio coś się zmieniło - lord Rosier oraz Carrowowie uświadomili jej, że pewność siebie i walka o rodzinny honor mogą być jej najbardziej użyteczną bronią.
Skropiła nadgarstki próbką sławnych perfum, samej nie zauważając żadnego magicznego skutku. Ale kto wie, może sławny zapach działał tylko na mężczyzn?
Następnie zaczęła oglądać półki z kosmetykami, aż jej uwagę przykuł czyiś ruch za oknem. Zerknęła za witrynę i rozszerzyła lekko oczęta, widząc za szybą znajomą twarz.
Toż to pan Wright! Nieco elegantszy, bo ogolony, wpatrywał się w witrynę sklepową typowym wzrokiem mężczyzny rzuconego na głęboką wodę. Biedak, może udałoby mu się kupić szal albo naszyjnik, ale samodzielnie nie miał szans odnaleźć się w skomplikowanym asortymencie Madam Primpernelle. Isabelle poczuła nagłe współczucie, a zarazem ukłucie przykrej zazdrości. Mężczyźni nie przychodzili tutaj sami z siebie, musiał szukać dla kogoś prezentu. No tak, byłaby głupia sądząc, że taki przystojny, postawny, bohaterski, mężny i miły mężczyzna nie ma żadnej dziewczyny albo żony albo narzeczonej. Był w końcu taki podobny do Percy'ego, a Percivalowi nie wystarczyło nawet małżeństwo. Przystojnego mężczyznę zawsze zwiedzie na pokuszenie jakiś harem szlam.
Miała tylko nadzieję, że pan Wright ma lepszy gust, niż jej mąż. W sumie, to doskonała okazja aby go podpytać, a przy okazji odwzajemnić się za listopadową pomoc i spełnić dobry uczynek! Postanowiwszy, że dopomoże Benjaminowi w nawigowaniu sklepowego labiryntu, przybrała na twarz szeroki uśmiech i pomachała mu przez szybę. Gestem zachęciła go, by dołączył do niej w środku, mając nadzieję, że uliczny bohater nie zapomniał jeszcze jej twarzy.


Stal hartuje się w ogniu




Ostatnio zmieniony przez Isabelle Carrow dnia 27.11.19 3:45, w całości zmieniany 1 raz
Isabelle Carrow
Isabelle Carrow
Zawód : Alchemiczka, szlachcianka
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
Stal hartuje się w ogniu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 xyz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7146-isabelle-carrow https://www.morsmordre.net/t7207-listy-isabelle https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t7206-skrytka-bankowa-nr-1757 https://www.morsmordre.net/t7256-isabelle-carrow#195434
Re: Sklep Madam Primpernelle [odnośnik]21.11.19 11:26
Normalnie noga Benjamina, obuta w nieco obłocone trapery, nigdy nie postanęłaby na bruku tuż przed jakimś sklepikiem perfumiarskim. Nie rozumiał idei spryskiwania się jakimiś specyfikami i ogólnie wylewania na skórę kremideł, powideł i innych tego typu dziwactw, mających nadać skórze alabastrowej bladości lub ujmującego różu. Był mężczyzną z krwi i kości, odruchowo omijał więc jakiekolwiek babskie przestrzenie, ciężko znosząc nawet pudrowanie mu nosa do pamiętnej sesji zdjęciowej z okazji zdobycia nagrody Najbardziej Czarującego Uśmiechu Czarownicy. Czasem jednak nawet stuprocentowy samiec musiał uzbroić się w cierpliwość oraz zbroję i ruszyć na podbój terenów zajętych przez róż, fatałaszki, zapaszki i świecidełka. A robił to wszystko z miłości.
W tym jednym aspekcie przypuszczenia eleganckiej lady Carrow okazały się prawdziwe. Przed sklepik Madam Primpernelle przywiodła go chęć sprawienia przyjemności pewnej nadobnej damie, o pięknych brązowych włosach, wielkich oczach i czułym uśmiechu; pragnienie wywołania na twarzy matki szerszego uśmiechu. Sam nie wiedział, dlaczego czuł taką potrzebę; może dlatego, że wyrzuty sumienia związane z własną innością nasiliły się po rozmowie z Hannah; a może instynktownie przeczuwał, że niedługo pani Wright będzie obchodzić okrągłe urodziny. Wykorzystał więc okazję i po szybkiej wizycie w Gringoccie, gdzie dopilnowywał przeniesienia środków rezerwatu z jednej skrytki do drugiej, zahaczył o świątynię kobiecości. Oglądając ją z bezpiecznego dystansu, zza szklanej szyby wystawy, by – broń Merlinie! – nie zostać wziętym za jakiegoś zniewieściałego lalusia z Francji. Był pewien, że w takich miejscach bywają tylko szumowiny pokroju Rosiera. Oraz rzesza kobiet; w odblaskach światła wyraźnie widział, że pomimo wczesnej pory w sklepiku znajdowało się sporo klientek. Część zaaferowana rozmową ze sprzedawczynią, część wypsikiwała na siebie czarodziejskie mgiełki, a część wlepiała w niego zaciekawione spojrzenie. Część najmniejsza, jednoosobowa, choć bez wątpienia rzucająca się w oczy hardym, pełnym sympatii spojrzeniem. Zachęcającym i zbyt znajomym, by mógł udawać, że nie spostrzegł nagłego zadowolenia na swój widok – oraz niewerbalnego zaproszenia do środka.
Niewygodnie przestąpił z nogi na nogę, ale każda sekunda niwelowała szansę ucieczki. Nie spodziewał się, że spotka tutaj kogoś znajomego, a już na pewno – budzącą w nim skrajne, skomplikowane uczucia Isabelle Carrow. Ben nerwowo przetarł świeżo ogoloną brodę (musiał prezentować się elegancko w banku) i z duszą na barczystym ramieniu przekroczył przez drzwi, mając nadzieję, że nie zobaczy go nikt znajomy. To byłby dopiero wstyd: potężny Wright przyłapany w sklepiku dla bab, do tego z perfumami.
Nieśmiało przekroczył próg, schylając głowę i rozglądając się niepewnie dookoła. Od razu w nozdrza uderzyła go kakofonia zapachów, kojarzących się jednoznacznie z kobiecym buduarem. Nie znał nazw, ale wyczuł kwiaty, puder, słodkości i odurzającej zieleni. Kichnął głośno, zakrywając twarz rękawem, czym przykuł do siebie uwagę zgorszonych dam. Mruknął coś przepraszająco pod nosem i ruszył w stronę Isabelle, ostrożnie manewrując pomiędzy półeczkami ze szklanymi fiolkami. Czuł się jak garboróg w składzie porcelany. – Dzień dobry, pani Isabello– powitał ją jak najelegantniej potrafił, spoglądając z góry na drobną twarzyczkę i…na znacznie drobniejszą niż ostatnio posturę. – Ale pani chuda – wyrzucił z siebie, zanim zdołałby ugryźć się w język. Kichnął ponownie, zażenowany i pełen dyskomfortu, nagle rozumiejąc, co znaczy wąska kibić. Wiedział o narodzinach dziecka Percy’ego, ale wyrzucał ten fakt ze swojej głowy niezwykle skutecznie. Teraz jednak, stojąc naprzeciwko matki, poczuł, że włoski stają mu na karku dęba, jakby zobaczył szyszymorę a nie uśmiechniętą i ładną czarownicę. – Ym…no…to ten, miło cię widzieć – wydusił z siebie, zerkając dookoła, jakby do tego dziwnego koszmaru miał zaraz dołączyć pełzający niemowlak. O oczach i zaroście Percivala.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Sklep Madam Primpernelle - Page 5 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Sklep Madam Primpernelle [odnośnik]24.11.19 5:33
Isabelle uśmiechnęła się jeszcze szerzej, widząc jak ostrożnie Ben stąpa wśród półek i fiolek. Percy z podobnym onieśmieleniem zachowywał się w jej pracowni alchemicznej. Nagle roztkwilona, pokonała szybko ostatnie kroki dzielące ją od pana Wrighta i zadarła główkę do góry. Był taaaaki wysoki!
-Dzień dobry, panie Wright! - zaświergotała, nie wiedząc czemu jego widok tak poprawił jej humor.
Roześmiała się perliście w odpowiedzi na nieporadny komplement. Spotkania z ludźmi spoza arystokracji bywały takie... zaskakujące!
-Dziękuję! Wie pan, tak to jest po urodzeniu dziecka. - zażartowała (!), spoglądając na niego z figlarnym uśmiechem. Wyprostowała się odruchowo, wypinając biust (równie wielki, jeśli nie większy, jak w ciąży, w końcu mały Jaime miał niepohamowany apetyt) i kładąc dłoń na biodrze.
-James Benjamin, tak się nazywa. - pochwaliła się z dumą. Uszanowała wolę Percy'ego i nazwała synka na cześć jego przyjaciela, wygrzebując z rodzinnych archiwów Jamesa Benjamina Carrowa, bohatera Wojny Dwóch Róż. Wspomnienie syna uszczęśliwiło ją jeszcze bardziej - uśmiech poszerzył się, oczy rozbłysły. W listopadzie Ben spotkał przerażoną, smutną i sfrustrowaną lady Carrow - wypatrującą męża w plecach nieznajomych, okradzioną i zagubioną. Niewyspaną, bladą i z cieniami pod oczyma. Teraz uśmiechała się coraz częściej, dla dziecka. Uczyła się żyć bez Percy'ego i nie płakać po nocach. Poród nadwyrężył jej zdrowie, ale wypoczywała w domu prawie dwa miesiące, odzyskując formę. Na Pokątnej pojawiła się więc odświeżona i wypoczęta. No i pachniała legendarnymi, pociągającymi perfumami Madame Primpernelle.
-Pana również, co za miła niespodzianka! - nie spodziewała się zastać przyziemnego pana Wrighta w sklepie z perfumami, a w dodatku ogolonego. Przemknęła wzrokiem po jego przystojnej twarzy, po raz któryś zastanawiając się, skąd u niego ta dziwna blizna - szpecąca policzek i nie przypominająca żadnych obrażeń znanych amatorskiej uzdrowicielce-alchemiczce.
-Co pana tutaj sprowadza? Szuka pan dla kogoś upominku? Może mogłabym pomóc? - zaoferowała, chcąc odpłacić mu za znalezienie jej portfelika, a zarazem pociągnąć go dyskretnie za język.
-Proszę opowiedzieć o osobie, dla której szuka pan prezentu, a ja doradzę na tej podstawie! - zaproponowała, bo dyskrecja miała nieco inną (mniej dyskretną) definicję w przypadku pana Wrighta.
Rozejrzała się, bo - jak to kobieta i matka - potrafiła robić wiele rzeczy równocześnie. W tym przypadku słuchać, oglądać produkty, porównywać ceny i samej gadać.
-Ojej, mają też męską kolekcję! - zdziwiła się, podnosząc flakonik i znienacka psikając na próbę na dłoń Bena. -Proszę sprawdzić, czy panu pasuje! - czy tak właśnie wyglądało życie sprzedawczyń w tym sklepie? To w sumie bardzo zabawne!
Może mogłaby być sprzedawczynią, panią Blake?
A nie, Percival miał już pewnie inną panią Blake. A Ben panią Wright i w ogóle.


Stal hartuje się w ogniu


Isabelle Carrow
Isabelle Carrow
Zawód : Alchemiczka, szlachcianka
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
Stal hartuje się w ogniu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 xyz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7146-isabelle-carrow https://www.morsmordre.net/t7207-listy-isabelle https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t7206-skrytka-bankowa-nr-1757 https://www.morsmordre.net/t7256-isabelle-carrow#195434
Re: Sklep Madam Primpernelle [odnośnik]24.11.19 17:05
Ciągle zezował na Isabellę ze swej budzącej respekt wysokości. Nie, nie mógł się pomylić, nie zapomniałby tej uroczej twarzyczki, choć jakiś czas temu była znacznie pulchniejsza. I...smutniejsza? Perlisty śmiech czarownicy zdawał się odbijać echem dzwoneczków od poszczególnych fiolek, a rumieniec na policzkach skrzył się zdrowiem. Żartem, swobodą oraz zaskakującą pewnością siebie. Już wcześniej Wright miał problemy z skupieniem myśli, ale nonszalancka wesołość lady Carrow jeszcze bardziej utrudniła to zadanie. - No tak, dziecko wychodzi z brzucha, to brzuch potem znika - odparł powoli, sylaba po sylabie, jakby musiał to sobie przetłumaczyć, by zrozumieć magiczną przemianę ociężałej, smutnej i zaniepokojonej o los Percivala czarownicy w czarującą kobietę ze skrzącą się w oku iskrą życia. I pewnymi elementami sylwetki, które mimowolnie przyciągnęły zezujące spojrzenie Jaimiego. No cóż, bez wątpienia miał do czynienia z kimś płci żeńskiej, o nęcącej piersi, wąskiej talii i szerokich biodrach; kto by pomyślał, że Percival uległ takiemu prymitywnemu czarowi zaklętemu w pokrytej porcelanową skórą klepsydrze. - Yyy...kto? - palnął, po dżentelmeńsku powracając spojrzeniem do twarzy brunetki, nieskrępowany tym, że został przyłapany na niemoralnym wgapianiu się w atuty damy. - Nie, ja się nazywam Benjamin Wright, Jamie to na mnie wołają starzy znajomi...no i nowi w sumie też, ale oni raczej mówią do mnie Ben - zorientował się w końcu, że kobieta pewnie próbowała jakoś powiązać go z personaliami: ułatwił jej to więc, w końcu zamiast zdezorientowanego wyrazu twarzy przybierając na niej lekki uśmiech. Dalej zalękniony okolicznościami, w jakich się znaleźli - ledwie tłumił kolejne kichnięcie - ale już szybciej wiążący ze sobą różne fakty. Ciągle nie na tyle błyskawicznie, by nadążyć za obytą w konwersacji kobietą. Gdyby chodziło o kogokolwiek innego, Wright zapewnie poradziłby sobie doskonale, brylował wszak w wielu towarzystwach, ale nie potrafił w pełni zrelaksować się przy Isabelli. Jego Isabelli, Isabelli, którą poprosił o rękę, którą wziął za żonę i z którą legł na małżeńskim łożu, doprowadzając do haniebnego sprowadzenia na ten okrutny świat kolejnego zagubionego człowieka. Sama myśl o tym, że świergocząca obok niego ślicznotka dotykała napiętych ramion Percivala, burzyła w nim krew i dekoncentrowała. - Przyszłem tutaj z Gringotta, zajrzałem przy okazji...bo szukam prezentu dla takiej jednej - odparł w końcu, mimowolnie przesuwając się za z gracją poruszającą się Isabellą. - Ciężko coś o niej powiedzieć, jest no...mądra i opiekuńcza, troskliwa. Ładna, chyba. Mówią, że mam po niej oczy - skoncentrowanie się na innym zadaniu pozwoliło Benjaminowi nieco odetchnąć, a wspomnienie mamy ociepliło spięte mrozem zazdrości serce, pozwalając w końcu na szybszy dopływ krwi do mózgu. - Ale nie wiem, czy mama lubi takie zapachy, mało tu lasu, przestrzeni, wolności...Pachnie jak w cukierni. Takiej, co podaje szarlotkę z zjełczałą śmietaną - tubalnym głosem skrytykował jedną z najlepszych drogerii w czarodziejskim Londynie, niezbyt przejmując się niechętnym spojrzeniem mijającej ich ekspedientki. - Ale nie musi mi pani pomagać, ja...tylko tak weszłem się przywitać, żeby nie wyjść na gbura, w końcu wiele nas łączy - dodał szybko, nie chcąc, by Isabelle zbyt przejęła się zadaniem zdobycia perfum. Na które i tak możliwe, że nie byłoby go stać. - To znaczy, no, że się znamy, to nas łączy - dorzucił na tym samym wydechu, bliski palnięcia sobie w twarz otwartą dłonią. W głowie zaczynało kręcić mu się od intensywnych zapachów, przybierających na sile po tym, jak zachwycona Isabella otworzyła jeden z flakoników. - Nie, nie trzeba... - zaprotestował gwałtownie, ale było już za późno: i znad jego potężnego, podkreślonego początiem blizny nadgarstka wzniosła się do góry chmurka zapachu. Drażniącego tak, że tym razem nie powstrzymał trzech donośnych kichnięć, prawie powodujących pospadanie z komódek co mniejszych flakoników. - Pachnie jak francuska szumowina - mruknął pod nosem, który wytarł niczym dżentelmen rękawem kurtki. - Dziękuję za pomoc, to jednak zbyt hojne...ja...no, nie chcę zajmować pani czasu, dziecko pewnie już płacze za rodzicami - próbował jakoś wyłgać się z tego spotkania, mimowolnie pozwalając językowi pleść przeróżne makatki z własnych obaw i wizji syna Percivala. - Za mamą, znaczy się - zreflektował się, wiedząc, że zapewne jest już za późno. Ugryzł się w język, co - zaskakujące - nie cofnęło popełnionego faux pas. Musiał szybko zmienić temat, pochwycił więc w dłonie pierwszy lepszy specyfik i machnął nim przed nosem Isabelli. - O, a co to? Wygląda fajnie, prawda? - powiedział, siląc się na beztroski ton, naciskając pompkę flakonika.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Sklep Madam Primpernelle - Page 5 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Sklep Madam Primpernelle [odnośnik]25.11.19 3:30
-No...tak. - uprzejmie potwierdziła anatomiczne wywody pana Wrighta, który wydawał się jakiś rozkojarzony, taki z błędnym spojrzeniem...
...zaraz... czy on się jej przyglądał?
Zarumieniła się lekko, ale szybko wytłumaczyła sobie, że to pewnie tylko... kwestia dokształcania się z anatomii, czy coś. Mężczyźni bywali tacy nieświadomi kobiecej anatomii, a pan Benjamin wydawał się nieskrępowany, więc na pewno nie miał nic złego na myśli.
-Och, nie, nie! Mój synek nazywa się James Benjamin. - poprawiła go szybko. Zrobiło się jej troszkę przykro, że zapomniał o obietnicy Percy'ego, ale spróbowała przywołać uśmiech z powrotem na twarz i dyskretnie mu przypomnieć. -Tak, jak chciał Percy. - dodała zniżonym głosem. -Benjamin, po panu, a James Benjamin, bo tak nazywał się mój bardzo daleki kuzyn, a dziecko powinno się nazywać jak jakiś członek naszego rodu... - wyjaśniła usłużnie. -Zdrobniale Jaime, a nawet Jaime Jaime, albo Jamie Jaime! - dodała, znów kraśniejąc z zadowolenia, bo bardzo podobała się jej ta gra słów. Może i jej synek nie miał jeszcze nazwiska, ale miał przynajmniej fajne imiona.
Słuchała o wybrance serca Bena, aż uświadomiła sobie, że chodzi o jego mamę i odczuła irracjonalną ulgę. Co za mężczyzna! Taki stary, a kupuje mamie perfumy. Rozczulona, pomyślała sobie, że ma nadzieję, że jego imiennik wyrośnie na kogoś podobnego. Jakże byłoby cudownie, gdyby mały Jaime Jaime z własnej woli postanowił kupić jej coś pięknego!
-Jak to miło, że pomyślał pan o mamie! Proszę się nie martwić, mają tutaj kolekcję Eau de Natur, sama bardzo ją lubię, bo kojarzy mi się z puszczami Carrowów... proszę sobie nie myśleć, że wszyscy szlachcice to delikatni eleganci, moja rodzina chełpi się hodowlą aetonanów i polowaniami i sporą część dzieciństwa spędziłam w lesie... - paplała, prowadząc Bena do kolejnych półek i z upodobaniem wspominając wiatr we włosach, poczucie wolności i pęd na końskim grzbiecie. Dawno nie miała okazji jeździć, ostatnim miłym wspomnieniem był niewinny wyścig na Festiwalu Lata z monsieur Bottem. Oszczercze plotki "Czarownicy" odebrały jednak czar tamtej chwili.
-A więc również wychował się pan na łonie natury? - zagaiła, ciekawa pana Wrighta, który tak zagadkowo wspomniał, że sporo ich łączy. Czyżby chodziło o Percivala?
Ach, chodziło o to, że po prostu się znają. Hm, dziwne. Lekko rozczarowana, przytaknęła głową, a perfuma skutecznie odwróciła uwagę i jej i pana Wrighta, który... dostał ataku kichania?
A potem zaczął mówić tak dziwnie, coraz dziwniej. Najpierw Isabelle rozpoznała brzydkie słowo, potem zrobiło jej się głupio, że kichał, potem wspomniał o Percivalu i... to wystarczyło, by jej uśmiech zbladł, a wciąż rozchwiane po ciąży hormony zaszumiały. Oczy zaszkliły jej się nagle, ale niestrudzenie podniosła spojrzenie na Bena i postąpiła o krok bliżej.
-Ma pan jakieś wieści od niego? - szepnęła natarczywie. Wciąż ciążyły jej wyrzuty sumienia - zerwała kontakt z Percym, nagle, listownie. Tak było najrozsądniej, najbezpieczniej, ale nie łagodziło to poczucia winy i złamanego serca. Jej synek nigdy nie będzie miał okazji poznać ojca...
Zakłopotana i smutna, straciła czujność i nie zauważyła nawet, że Ben kieruje w jej stronę fiolkę. Nie mogła mu mieć tego za złe, sama spryskała go perfumami znienacka, ale...
-Co pan robi, to przecież afrodyzjak! - przyłożyła dłoń do ust, szepcząc prędko ostrzeżenie - czy pan Wright nie zauważył wielkiego napisu na półce?!
Ale było już za późno - kropelki specyfiku osiadły na rzęsach i włosach lady Carrow. Fiolka była zaklęta tak, by dopasować się do prefrencji i amortencji klienta, więc Isabelle zaczęła nagle pachnieć jak przedziwna mieszanka zapachów, które bardzo rzadko wąchał jej delikatny nosek: rozgrzany piasek, wilgotne drewno, coś co pachniało jak męski pot, powietrze przed burzą i... zapach Percivala?
Zamrugała, zdezorientowana - i święcie przekonana, że zaklęty zapach dopasował się (nieco błędnie, ale trochę trafnie) do preferencji jej, a nie Bena.


Stal hartuje się w ogniu


Isabelle Carrow
Isabelle Carrow
Zawód : Alchemiczka, szlachcianka
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
Stal hartuje się w ogniu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 xyz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7146-isabelle-carrow https://www.morsmordre.net/t7207-listy-isabelle https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t7206-skrytka-bankowa-nr-1757 https://www.morsmordre.net/t7256-isabelle-carrow#195434
Re: Sklep Madam Primpernelle [odnośnik]25.11.19 9:07
Uroczy rumieniec, wypływający na twarz Isabelle, dodał jej tylko filuternego uroku – a przynajmniej taką miał nadzieję, nie chcąc wpędzać niewiasty w zakłopotanie. Z drugiej strony, nie wierzył w niewinne zawstydzenie, wszak miał do czynienia z kimś, kto ozdobił już małżeńskie prześcieradło plamą krwi, którą potem chwalono się na salonach. Czy coś w tym stylu, słyszał o zwyczajach arystokratów tak chore historie, że nie wątpił w prawdziwość nawet najbardziej bezsensownych plotek.
- Ach, no tak – wydukał, w końcu otrząsając się ze skrajnej dezorientacji. Benjamin. Syn Percivala nazywał się Benjamin; ciągle to do niego w pełni nie docierało, oblał go zimny pot, zaraz potem wysuszony przez nieprzyjemne gorąco. - Po mnie – wychrząkał, tak, że prawie nie dało się zrozumieć tego powtórzenia; wzruszenie ścisnęło go za gardło zbyt mocno a oczy zaczerwieniły się. Z drugiej strony, czy powinien się tak roztkliwiać? Pierwsze imię otrzymał po jakimś bardzo dalekim kuzynie, więc dodanie kolejnego chyba stawiało go w jeszcze niższej pozycji? Ale czy to było ważne? Percy o nim pomyślał, Percy zdecydował, by jego pierworodny syn nosił po nim imię. Ben przestąpił z nogi na nogę, ta informacja wywoływała w nim dyskomfort; rozczulenie i irytację zarazem. Chciał czuć wobec tego berbecia niechęć, podsycaną irracjonalną zazdrością – dzieciak nie był winny temu, że stał się owocem niemoralnej kotłowaniny w pościeli, okrutnej zdrady, której dokonał Blake – ale nie mógł przecież unosić się gniewem przeciwko Benjaminowi. A może było to perfidne zagranie ze strony tego cwaniaka, Ślizgona, mające na celu właśnie uniemożliwienie wytoczenia dział nieprzychylności wobec gaworzącego niemowlęcia? Wright znów zawiesił się na dość długo, po prostu wpatrując się w Isabellę: tak zadowoloną, tak radosną, tak dumną z syna, choć ten pewnie nie umiał się nawet porządnie przekręcić z brzuszka na plecy. – Dlaczego? – wydusił, żałując, że nie znajdują się na zewnątrz; potrzebował wypluć z gardła to rozrzewnienie, ale niestety: pozostało mu tylko odchrząknięcie i pociągnięcie nosem, budzące zapewne lekką odrazę w zgromadzonych w sklepie pannach. – To, no…klawe imię – wymamrotał, nie potrafiąc zahamować biegnących dalej myśli. O tym, że to nie tylko poruszające, ale i problematyczne; wolał, by Percy nie przypominał sobie w niektórych sytuacjach imienia dziecka, gdy będzie chrypiał mu do ucha drżące Jaimie w sytuacji bez wątpienia niemającej nic z potomstwem wspólnego.
Otrząsnął się jednak z tego budzącego w nim zbyt wiele emocji tematu, wypuścił powoli powietrze i bezwiednie pozwolił poprowadzić się Isabelli do dalszej części sklepiku, stąpając jednak ciężko, zdezorientowany i przytłoczony wieściami. Ben. Ben Nott, kto by pomyślał; uśmiechnął się głupkowato pod nosem, w końcu przenosząc spojrzenie na rozochoconą, rozgadaną brunetkę. Dzielącą się szczegółami o swym dzieciństwie, które sprawiły, że Wright spojrzał na nią nieco inaczej. Bardziej…podejrzliwie? No tak, polowania, las, przygody; to już bardziej pasowało do kogoś, kto rozkochał w sobie Percivala. Nie za bardzo mu się to podobało. – Sam nie wiem, to trochę drogie perfumy, ale jeśli lady poleca… – wymamrotał. – Tak…Wrightowie to drwale, leśniczy, mamy tartaki, robimy beczki do whisky Macmillanów i części do mioteł. Trochę mniej polujemy, szanujemy ducha lasu i zwierzaki, które tam są –wyjaśnił, przyglądając się zmieniającej się twarzy Isabelli. Już nie pełnej życia, a smutnej, przejętej, pełnej nadziei na to, że kontaktował się z Percivalem. Ben zacisnął wargi i znów nerwowo potupał ciężkimi butami. – Tak. Jest cały i zdrowy, całkowicie zdrowy, zdrowy jak garboróg na wiosnę – powiedział trochę ciszej, wracając wspomnieniami do chłodnego poranka, gdy nadąsany arystokrata chował się pod kołdrą, sugerując, że się przeziębił – choć Benjamin wyśmiał jego gorączkę. – I no…ma się dobrze. Nie musisz się o niego martwić – dodał, jowialnie poklepując czarownicę po ramieniu, czego zdecydowanie nie powinien robić wobec damy z wyższych sfer. Najchętniej zasugerowałby, żeby Isabella zapomniała o Percy’m, ale postanowił zmienić temat bardziej delikatnie, psikając przypadkowo pochwyconym flakonikiem. – To nic, zapachy z Afryki są podobno modne, widziałem w Czarownicy – palnął beztrosko na oburzone ostrzeżenie brunetki, pewien, że dobrze odczytał skomplikowaną, wymienioną w przestrachu przez Bellę, nazwę specyfiku.
Sekundę później już oglądał się w zdziwieniu przez ramię: tym razem nie zakręciło mu się w nosie od słodyczy, wręcz przeciwnie, poczuł wilgoć i gorycz, słony zapach rozgrzanej, szorstkiej skóry; zapach bezdroży i zapach mężczyzny, z którym przeszedł najtrudniejsze ścieżki swojego życia.
Nie stał jednak za nim, nie było go w tym miejscu: rozczarowanie ustąpiło uldze, nie powinien się tu pokazywać, wśród czujnych spojrzeń ekspedientek. – Ale dziwnie pachnie, co nie? To na pewno nie spodoba się mojej mamie – rzucił do brunetki pogodnie, nie chcąc przyznać się do poruszenia, które wywołały unoszące się w powietrzu, leciutkie jak mgiełka wspomnienia osiadające na stojącej obok Isabelli.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Sklep Madam Primpernelle - Page 5 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Sklep Madam Primpernelle [odnośnik]27.11.19 3:16
-Tak, po panu! - zaświergotała Isabelle, nieświadoma, że Benjamin przed chwilą osądzał jej cnotę (albo brak). Wiedziała o świecie i sypialniach o wiele mniej od pana Wrighta, albowiem pewnych romansowych koligacji nie byłaby sobie w stanie nawet wyobrazić - w jej koszmarach szczytem rozpusty była blond szlama półwila, a Percivala z przyjaciółmi łączyły czysto przyjacielskie uczucia.
Dlaczego? Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, mając nadzieję, że jej synek będzie choć w części tak skromny i prosty jak pan Wright. Kto wie, może wszyscy mężczyźni z hm, niższych klas byli tacy - prostolinijni, uroczy, obyci z naturą, rąbiący drewno bez koszuli w walijskich górach?
Zamrugała, odpędzając spod powiek obraz Bena w walijskich górach.
-Powiedział, że jest pan silnym czarodziejem o dobrym sercu i mądrym umyśle, a takie cechy będą potrzebne naszemu dziecku. - odparła, bo każde słowo Percivala wyryło się jej dokładnie w pamięci. Nie wiedziała, co dokładnie czyniło Benjamina tak idealnym wzorcem, ale ufała Percivalowi. Ufała też Benowi, odkąd bohatersko uratował jej portfelik na ulicy Pokątnej, wykazując się siłą i szlachetnością i sprytem.
Och właśnie, portfelik!
Nagle zaczęła grzebać w torebce, wygrzebała portfelik, otworzyła go i podetknęła Benjaminowi pod nos ruchome zdjęcie. Jak się chwalić to się chwalić!
-To on, ostatnio wynajęliśmy fotografa! - mały Jaime Jaime nie-Nott ani nie-Carrow spoglądał na Bena ze zdjęcia wielkimi oczyma, rozdziawiając lekko buzię. Następnie powiedział gu gu gaaaa baaaa! i klapnął na brzuszek, niezdarnie usiłując podnieść się z powrotem do pozycji siedzącej.
Na zakłopotanie Bena i wzmiankę o cenie perfum uśmiechnęła się ze zrozumieniem, tajemniczo. W jej głowie błysnął pewien plan, ale nie zdradziła się jeszcze ze swoimi myślami, taktycznie milcząc. Najpierw musi wybrać jakieś perfumy i podstępnie doprowadzić pana Wrighta pod kasę. Nie odwdzięczyła się jeszcze należycie za swój zwrócony portfelik... i nigdy nie odwdzięczy się należycie za wieści o Percivalu.
-Och. - szepnęła tylko, wbijając w Bena coraz bardziej szkliste spojrzenie i usiłując uśmiechnąć się przez łzy. Wyrzuty sumienia z powodu zerwanego kontaktu ciążyły jej coraz mocniej, gorzki list wysłany Percivalowi odbijał się bolesnym echem w jej sercu, ale przecież tak trzeba. Gardło ścisnęło jej wzruszenie.
-Dziękuję, nie wie pan ile to dla mnie znaczy. Świadomość, że jest bezpieczny i wciąż ma na tym świecie przyjaciół... - a nie mugolskie kochanki.
Ben "rozweselił" ją jednak w najdziwniejszy z możliwych sposobów.
-Afro... - dyzjak, chciała przeliterować powoli, ale coś podpowiedziało jej, że to nic nie da. Musiała wyjaśnić to inaczej.
-Pachnie jak Percy. - wyszeptała, wbijając wzrok w czubki swoich bucików. -Przynajmniej dla mnie. Afrodyzjaki pachną jak to, za czym tęsknimy...ale w romantyczny sposób. Ma pan rację, to nie najlepszy prezent dla mamy. - spróbowała uśmiechnąć się smutno, posłała Benowi gorzkie spojrzenie spod pachnących Percym rzęs i obróciła się, by poprowadzić go w innym kierunku.
-Tutaj, kolekcja Eau de Natur... mają zapach na bazie świeżych igieł, albo dzikich kwiatów... - wyjaśniła, ale troszkę bez entuzjazmu. Jak miała skupić się na mamie Bena, skoro w jej nozdrzach kręciły się wspomnienia Percivala?



Stal hartuje się w ogniu


Isabelle Carrow
Isabelle Carrow
Zawód : Alchemiczka, szlachcianka
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
Stal hartuje się w ogniu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 xyz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7146-isabelle-carrow https://www.morsmordre.net/t7207-listy-isabelle https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t7206-skrytka-bankowa-nr-1757 https://www.morsmordre.net/t7256-isabelle-carrow#195434
Re: Sklep Madam Primpernelle [odnośnik]27.11.19 14:24
Pewne informacje docierały do Benjamina z poważnym opóźnieniem – na przykład te dotyczące wieku rodzeństwa, które ciągle traktował jako berbeci – a inne zdawały się zupełnie przez niego przenikać, nie zostawiając najmniejszego śladu. Wieść o tym, że Percival zostanie ojcem, wypierana przez długie miesiące, nie zakotwiczyła się nawet w podświadomości, dzięki czemu łatwiej było udawać, że poród nie doszedł do skutku. Ot, gdzieś tam, na krawędzi wszechświatów, urodziło się jakieś krzyczące dziecko, ale nie zmieniło to przecież nic w ich codzienności; ciągle budził się obok Percivala, całował go bez skrępowania stojąc przy kuchennym oknie, obdarzał oschłą uwagą (budzącą wiele więcej wątpliwości od czystej sympatii, typowej dla Wrighta) w rezerwacie, żył z nim tak, jak zawsze pragnął. Dopóki więc teoretyczny bobas istniał wyłącznie w wyobraźni, Jaimie zupełnie się tym nie przejmował – lecz teraz nie dość, że stała przed nim wychudła Isabelle, pozbawiona balastu w postaci brzemiennego brzucha, to opowiadała o swym potomku. Obdarzonym jego imieniem.
Nic dziwnego, że przebywanie w towarzystwie lady Carrow (i zachowanie przy tym rozsądku) było z każdą sekundą coraz trudniejsze. Mały James stał się namacalny, budząc zazdrość, niepokój oraz irytację, z drugiej zaś strony – nosił jego imię. Ben wyłamał sobie palce z głośnym trzaskiem, przechodząc wewnętrzne katusze. – Naprawdę tak powiedział? – wymamrotał cicho, przejęty, zakłopotany, z gulą wzruszenia w gardle. Zacharczał, chcąc się jej pozbyć; bezskutecznie. – Pewnie taki będzie, ten dzieciak, po ojcu, on też ma dobre serce, mądrą głowę i przystojną twarz – dodał bezradnie, chwilę później znów uderzony obuchem bezpośredniego niemal kontaktu z małym Jamiem. Który wcale nie wyglądał na przystojniaka; zezował na podetknięty mu tuż przed twarz portfel, dopiero po kilku długich sekundach ogniskując wzrok na podobiźnie ruchomego niemowlaka. Magiczna fotografia była czarno biała, nie mógł więc ocenić odcienia oczu – oby nie były zielone – ale Wright nieco nietaktownie łypnął na papier w pełnym zdumieniu. – Już siada? – wydawało mu się, że takie pędraki to raczej leżą i nie są do niczego przydatne, miał wszak wielu kuzynów. – No…ładny – wydusił z siebie w końcu, starając się skoncentrować wzrok na Isabelli a nie na bolesnym dowodzie na zdradę Percivala. Nie mógł dłużej się oszukiwać, dziecko Notta żyło, śliniło się i łączyło go nierozerwalnie ze stojącą przed nim kobietą, tak zalęknioną o los ukochanego. Gula nagle opadła w dół, do żołądka, zimna, ciężka, wywołująca dreszcze. – Jest bezpieczny. I z tego co wiem, szczęśliwy – powiedział, zanim zdołałby rozważyć przekazywanie takich wieści zrozpaczonej wdowie, z wilgotnym spojrzeniem potraktowanej Lamino łani. Widział w oczach Percy’ego radość, satysfakcję, pasję; w rezerwacie, gdzie w końcu działał w terenie, nieskrępowany gorsetem Ministerstwa, i w drewnianej chacie, gdy leżeli przed kominkiem, kradnąc krótkie minuty spokoju. –Na tyle, na ile w tych czasach można takim być, rzecz jasna – dodał gwoli ścisłości, nie kłamał, nie chciał Isabelli rozdrażnić – a przynajmniej nie w pełni świadomie. Wcisnął ręce do kieszeni kurtki, aż wybrzuszył czarną skórę, zupełnie nieprzejęty popełnionym faux pas. Przymknął na moment oczy, wyraźnie czuł wilgoć włosów Percivala, gorący, duszny aromat spalonej skóry na karku, ochrypły szept przy własnym uchu. Jakby mało mu było granicznych doświadczeń emocjonalnych podczas tego krótkiego spotkania.
Otworzył oczy, słysząc kolejne wyznanie Isabelli, smutne, ale rozromantycznione, zdające się nabrzmiewać od nadziei. Na jego powrót? Ben odchrząknął, próbując skoncentrować się na rozmówczyni a nie na odurzającym aromacie, wprawiającym go w nastrój dość waleczny. I pewny siebie. – Myślisz, że do ciebie wróci? – spytał, bez zdziwienia, oburzenia czy wyśmiania: po prostu, spokojnie, rzeczowo, chcąc wybadać grunt. – Chyba dobrze by było, żebyś wiesz…skupiła się na sobie…Na swoim życiu, bo przecież klawa z ciebie babka – ciągnął, drapiąc się po tyle głowy, reflektując się, że zachował się niegrzecznie. – To jest, lady. Klawa lady – dodał na wydechu, pewien, że chce dla Isabelli dobrze, sugerując, by zapomniała o Percivalu – przecież nie chodziło mu o nic osobistego. – Szkoda, żebyś się smuciła, jak to i tak sprawa zakończona. Kaput. A tego aetonana jest pół góry siana – podzielił się optymistycznym przysłowiem, pewien, że brzmi przekonująco i opiekuńczo, a nie jak ktoś, kto rozpaczliwie próbuje łagodnie pozbyć się ewentualnej konkurencji. Wykorzystując ją jednocześnie do wybrania najlepszego prezentu dla mamy. – Trochę za arystokracki, wie pani, potrzebuję coś przytulnego, do chatki i fartuszka. Żeby kur nie wystraszyć – dodał ostrożnie, nie chcąc wyjść na niewdzięcznego, ale i wycofując się z perspektywy zostawienia w tym przybytku ostatnich oszczędności, jakie i tak mogłyby nie wystarczyć na kupno nawet połowy flakonika.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Sklep Madam Primpernelle - Page 5 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Sklep Madam Primpernelle [odnośnik]27.11.19 21:55
Pokiwała ochoczo głową, rada, że mogła podzielić się z panem Benjaminem tymi miłymi słowami. Chciała, by wiedział, jak ważni są dla Percivala przyjaciele.
Gdy sam się odezwał, wlepiła wzrok gdzieś za okno. Percival miał zbyt dobre serce, ale czy miał mądrą głowę? Wciąż nie chciało się jej wierzyć, że jego zdrada była przemyślaną decyzją, a nie impulsem serca.
Przynajmniej pan Wright umiał ją rozbawić.
-Ha, ha, przystojna twarz! - roześmiała się perliście, spoglądając na Bena z rozbawieniem. Miał rację, ale i poczucie humoru.
-Już ma oczy po tacie. - rozmarzyła się, nieświadoma, że niechcący zdaje mężczyźnie ból, dzieląc się tymi informacjami z przyjacielem Percivala. Myślała, że tylko ona miała złamane serce.
W dodatku pan Ben znał się nawet na dzieciach! Co za człowiek!
-Ma pan rację, samodzielnie nie siada... ale fotograf pomógł mi go oprzeć o ścianę, żeby ładnie wyglądał na zdjęciu. - pochwaliła się, nieświadoma, że sadzanie dzieci na siłę może im jakoś zaszkodzić. Carrowowie stosowali w końcu szorstkie, twarde wychowane. Jej synek miał wyrosnąć na mężczyznę i myśliwego i już teraz, dzielnie, usiłował nauczyć się siadać aby spełnić oczekiwania podekscytowanej mamy.
Słuchając o szczęściu Percivala, przygryzła mocno wargę, prawie do krwi. Chciałaby się cieszyć jego szczęściem, ale... porzucił ją, by walczyć o słuszną sprawę, czy aby łowić smoki i uprawiać namiętną miłość na leśnej ściółce? Splotła ręce za plecami, zaciskając je mocno, tak mocno, że aż jej pobielały palce. Włożyła całą siłę woli w zachowanie milczenia i udało się. Wdech-wydech. Szczęście Percy'ego nie powinno jej już obchodzić.
Ale Ben drążył dalej.
Wzięła urywany oddech, spoglądając na Benjamina zszokowana. Tym... pytaniem, przekroczył granice łączącej ich znajomości, grzebiąc w bolesnej prywatności Isabelle. Ale nie poprzestał i na tym, kontynując, dając jej kolejne piekące wskazówki, dając jej brutalną pewność. Sprawa jest zakończona?
-Wiem! - prychnęła z nagłą złością, a w jej oczach zapłonął ogień. -Wiem, wiem, że jest ktoś inny, że zawsze był. - dodała ciszej, wbijając w Bena przenikliwe spojrzenie.
-Więc pan też wie, prawda? - dociekała, bo skąd miałby tą pewność, dlaczego tak nieudolnie próbowałby ją pocieszyć? Współczuł jej, a zarazem cieszył się szczęściem swojego przyjaciela, co za impas.
Wzięła głęboki oddech, spoglądając na pana Wrighta z dziwną przenikliwością, a rumieniec stopniowo wpełzał na jej policzki. Złość przyćmiewała jej zdrowy rozsądek, skłaniała do drastycznych kroków, do słodkiej zemsty. Otworzyła usta, zastanawiając się, jak mogłaby zaprosić Bena do stajni Carrowów, dzisiaj wieczorem. Albo nie, za miesiąc, bo jeszcze całkiem nie doszła do siebie.
Wybrała więc drugie rozwiązanie, jeszcze bardziej poniżające.
-Spotkał pan? Jaka ona jest? Ładniejsza ode mnie? Zdrowsza? Percival jest z nią szczęśliwy? - wyszeptała, łapiąc Bena za poły koszuli i zmuszając go by spojrzał prosto w jej roziskrzone oczy, by nie kłamał. W sklepie panował lekki półmrok, nikt nie zapuszczał się do przestarzałej już nieco kolekcji Eau de Natur, byli tu sami. On, ona i jej złamane serce.
-Proszę mi powiedzieć, jeśli Percival nie jest w stanie, to niech chociaż pan okaże się prawdziwym mężczyzną. - ponagliła, a pełne wargi drżały w gorączkowym błaganiu.


Stal hartuje się w ogniu


Isabelle Carrow
Isabelle Carrow
Zawód : Alchemiczka, szlachcianka
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
Stal hartuje się w ogniu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 xyz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7146-isabelle-carrow https://www.morsmordre.net/t7207-listy-isabelle https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t7206-skrytka-bankowa-nr-1757 https://www.morsmordre.net/t7256-isabelle-carrow#195434
Re: Sklep Madam Primpernelle [odnośnik]28.11.19 8:34
Nie do końca rozumiał, czy powiedział coś niesamowicie śmiesznego, czy też Isabelle śmieje się tylko ze względu na dobre wychowanie, zerknął na nią więc z ukosa, trochę niepewny. Sądził, że poznał każdy rodzaj dyskomfortu. Ten wynikający ze spania w zbyt ciasnym śpiworze, przegrzania na pustynnych bezdrożach, wycieńczenia po tygodniowej wyprawie, rozpaczy wynikającej z nieudanej misji, bólu połamanych kości oraz z ukrywania przez dziesiątki lat tego, kim się naprawdę było. Dziś odkrywał jednak zupełnie nowe odgałęzienie, pełne sprzecznych emocji, zaciśniętych wnętrzności, waleczności, wycofania, wzruszenia i zazdrości jednocześnie. A na takiej karuzeli Benjamin Wright spisywał się niezwykle słabo – przeróżne akrobacje mógł wykonywać bez mdłości tylko wysoko w powietrzu, a nie stojąc pewnie na ziemi przed żoną swojego przyjaciela.
Radosną, wesolutką, beztroską i odrobinę, jak na standardy Jaimiego, nieodpowiedzialną, ale czegóż wymagać od szlachcianki? – Dzieciaków nie można zmuszać do siadania ani stania, zwłaszcza takich osesków. Moja kuzynka Katy to była miętka jak gumochłon, nie mogliśmy jej nawet brać na ręce, bo podobno źle główkę trzymaliśmy – podzielił się doświadczeniem z dziećmi, bez mentorskiego tonu, raczej jako ciekawostkę lub drogę ucieczki z problematycznego tematu, w jaki ponownie zagłębił się z premedytacją. Wolał nie zastanawiać się nad zielonymi oczkami niemowlaka ani nad innymi cechami wyglądu, które z czasem mogą przebijać spod dziecięcego tłuszczyku. Lubił dzieci, miał do nich doskonałe podejście – czasem kończące się urazami, ale Ben wyznawał zasadę jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz – lecz w tym przypadku wcale nie czuł potrzeby podrzucania małego Jamesa pod sufit, gilgotania go pod pachami i zakładania na małą główkę zdecydowanie za dużej puchatej czapki, w której wyglądał jak owłosiona do połowy glizdka. Ba, chciał wyrzucić tą trudną niewiadomą z tego równania, pozostawiając jedynie prostą, oczywistą, naturalną jego część. On i Percival, razem, we dwóch, przeciwko całemu światu, przeżywający przygody, odkrywający nieznane, dłoń w dłoń, bark w bark.
Słowa, które wypowiadał do Isabelli, tłumaczył sobie troską o jej życie, o to, by poukładała je sobie bez złudnej nadziei. A ta ciągle w niej się tliła, rozbuchana nagłym pożarem gniewu i mrożącymi krew w żyłach słowami. Wiedziała? O nim, o nich? Ben zmartwiał z dość głupią miną, lecz na szczęście w miarę szybko nadeszło kolejne pytanie. Nie, nie mogła o tym wiedzieć, nie traktowałaby go wtedy z taką sympatią i rozczuleniem. Otrząsnął się z pierwszego szoku, dodatkowo czując ciepło opływające serce: Percy i on użyli podobnych stwierdzeń, tego, że zawsze byli w swoim życiu. I choć Ben nie łaknął romantycznych słów ani wyznań, to dowiadywanie się z drugiej ręki o podejściu Percivala do niego, kogoś ważnego na tyle, by nazwać jego imieniem pierworodnego syna.
-No…wiem, jesteśmy przyjaciółmi – wymamrotał nieporadnie, na moment tracąc rezon i rozmach. Trochę zdeprymowały go emocje buchające z roziskrzonej, zarumienionej twarzy Isabelli. – Eee, no…słyszałem o niej – wybrnął, postanawiając iść za ciosem. Taka okazja mogłaby się już nie powtórzyć. – Ja tam nie wiem, czy ładniejsza, inna po prostu, ale Percivalowi się widocznie podoba – zaczął, wcale nie czując się dziwnie wymyślając na bieżąco wizję ukochanej Blake’a. Nie takie bzdury dawały radę, gdy tłumaczył się Ollivanderowi z przebywania zbyt długo z nottowskim ślizgonem w miotlarskiej szatni. – No i co ma do rzeczy, czy zdrowsza. Normalna taka o – zdziwił się kolejnym pytaniem, drapiąc się po krzaczastej brodzie. – Ale tak, jest z nią szczęśliwy. Wolny. Bez tych arystokratycznych ograniczeń. Swobodny, rześki. I myślę, że jest w miejscu, w którym od wielu lat chciał być – zakończył, przypominając sobie rozespaną twarz Percivala rano albo roziskrzone spojrzenie, gdy przyglądał się trójogonom w rezerwacie. Chciał wierzyć w swoje słowa, wierzył w nie, choć tuż po wypowiedzeniu zaczął się zastanawiać. Czy na pewno Percy czuł się przy nim dobrze? Czy można było nazwać to szczęściem? – Oczywiście bardzo dużo mu grozi, nie mogę się wdawać w szczegóły, ale działa w imię dobra, broni słabszych, walczy o to, w co wierzy – dodał ciszej, tym razem bez najmniejszych wątpliwości, stoicko znosząc szarpnięcie za przód koszuli. Schylił się nieco, nie dlatego, że lady Carrow skrywała w wątłych rączkach niebywałą krzepę: uległ raczej jak wielki nowofundlandczyk, pozwalający rozbrykanemu dziecku szarpać się za ogon i ucho. Poniekąd współczuł przecież Isabelle, rozumiał jej rozpacz, zazdrość i ból, sam znosił je zbyt jednak zbyt długo, by móc postąpić honorowo i nie traktować jej w kategorii rywalki. – Isabelle, naprawdę najlepiej będzie, jeśli odpuścisz. Zapomnisz o nim. Na pewno spotkasz na swojej drodze kogoś innego, a jeśli nie – zawsze będzie przy tobie syn – mówił cicho, pokrzepiająco, spoglądając z bliska w załzawione oczy. – I to dla niego powinnaś być silna i odważna, a nie płacząca za mężczyzną, który cię porzucił. Głowa do góry, nie możesz się nad sobą użalać, dumne i niewzruszone kobiety przyciągają męskie spojrzenia – dorzucił poradę żywcem wziętą z czytanej ostatnio Czarownicy, po czym mało subtelnie zerknął na zegarek, który nie chodził już od dobrych kilku tygodni. Szczęśliwi czasu nie liczą. – Dasz sobie radę, Isabelle. A Percivala powinnaś odpuścić. Dla siebie i dla niego – zakończył cicho, kiwając głową niczym stuletni mędrzec.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Sklep Madam Primpernelle - Page 5 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Sklep Madam Primpernelle [odnośnik]28.11.19 23:28
Kimże był pan Wright, aby ją pouczać odnośnie macierzyństwa?! Pomimo jego braku kwalifikacji, i tak zaniepokoiła się lekko, przewrażliwiona na punkcie swojego synka.
-Och, to... był tylko jeden raz. Ale zapamiętam. - uznała, analizując ostatnie zachowanie swojego noworodka. Na razie nie był miękki jak gumochłon, cokolwiek to znaczy, czyli chyba wszystko w porządku!
Ben nawet nie wiedział jak skutek niosą jego, nieco egoistyczne, słowa dla delikatnej psychiki lady Carrow. Od października usiłowała być silna, kontrolowała swoje emocje, przeżywała złamane serce, starała się być dobrą matką... przy okazji monitorując swoje zdrowie i kruche płuca, ale nie rozważając nawet, czy to wszystko wpłynie na jej rozsądek, na jej umysł. Życie nie przygotowało jej do huraganu zdarzeń i emocji, które otaczały ją od zeszłej jesieni.
-Inna. - powtórzyła głucho, wyobrażając sobie wysoką blondynkę. Zamrugała szybko, nie chcąc rozpłakać się przy Benie.
-Zdrowie ma sporo do rzeczy. - spuściła głowę, zaplatając ramiona na piersiach. Te wszystkie zakazy związane z klątwą Ondyny, te wszystkie chwile, których nie mogła dzielić z Percym... polowania, wyścigi na aetonanach, każda czynność, która mogła zaprzeć je oddech w piersiach...
Dłonie zaczęły jej lekko drżeć, gdy Ben wspominał o wolności, arystokratycznych zakazach, tym, czego chciał Percy. Nie wiedziała, nie wiedziała nic o tym, gdy się jej oświadczał. Jak miała pogodzić się z tym oszustwem, z latami nieszczerości?
-Skoro sporo mu grozi, to powinien odprawić tą ladacznicę, dla jej własnego dobra. - wyrwało się jej, ze złością, nienawistnie. Sama wydrapałby jej oczy, gdyby mogła. Ona była żoną Percivala, ona. Niech walczy o lepszy świat, niech pokutuje za złamane ideały, ale jak śmiał układać sobie z kimś życie, jak śmiał?
Roześmiała się histerycznie, gdy Ben zaczął ją zapewniać o nadziejach na przyszłość.
-Pan nie rozumie, panie Wright. Jestem arystokratką, nie mogę już nigdy poślubić żadnego szlachcica. Percy zbrukał mój honor i odszedł aby układać sobie życie z inną kobietą, nie oglądając się nawet na konsekwencje dla mnie, dla naszego syna. Nie mogę zrobić niczego, co rozzłości mój ród, bo moje dziecko zostanie bez protekcji, bez koca ani jedzenia. I ma pan rację, nie mogę nawet za nim płakać, bo to by rozzłościło mój ród. - uśmiechnęła się gorzko, kręcąc głową. Mężczyźni tak mało rozumieli. Tak, jakby znalezienie pocieszenia było takie proste...
...a może było?
Zamrugała kilkakrotnie, by przepędzić z oczu natrętne łzy i skupić spojrzenie na panu Benjaminie, który mówił jej tyle miłych słów, tyle... komplementów.
Zaschło jej lekko w gardle. Nigdy nie myślała o nikim poza Percivalem, nie dopuszczała do siebie takich myśli, nie chciała... Ale Percy był gdzieś daleko ze swoją szlamą, a pan Benjamin był tutaj, przyjazny, czuły, przystojny.
-Dziękuję za...pocieszenie. - szepnęła, usiłując nadać swoim słowom przekonanie.
-Może... odwiedzi mnie pan kiedyś, panie Wright? Porozmawiać... o życiu. - zaproponowała, rumieniąc się lekko. Nigdy w życiu nie flirtowała z nikim poza Percym, czy tak to działało?
Co kobiety mówią w takich sytuacjach?
-W końcu taki pan mądry. - dodała komplement, zaczerpnięty oczywiście z pierwszych stron "Czarownicy".


Stal hartuje się w ogniu


Isabelle Carrow
Isabelle Carrow
Zawód : Alchemiczka, szlachcianka
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
Stal hartuje się w ogniu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 xyz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7146-isabelle-carrow https://www.morsmordre.net/t7207-listy-isabelle https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t7206-skrytka-bankowa-nr-1757 https://www.morsmordre.net/t7256-isabelle-carrow#195434
Re: Sklep Madam Primpernelle [odnośnik]29.11.19 10:11
Nie zamierzał wprowadzać Isabelli w zakłopotanie ani wymądrzać się na temat wychowania osesków, którymi nigdy specjalnie się nie interesował. Były za małe do zabawy, nie nadawały się też nawet do odgrywania roli śpiących smoków ani kamieni, a ich matki często odganiały chmarę brudnej dzieciarni od kołyski, uciekając się czasem nawet do strzelania w pulchne pośladki kuchennymi ścierkami. Wright wiedział jednak co nieco o brzdącach, wychował się w wiosce pełnej niepełnoletnich kuzynów i kuzynek – ucieszył się jednak, gdy porzucili temat Jamesa, pełnego podobieństw do swego ojca. Wizja Percivala jako wolnego ducha, łowcy smoków, odważnego i niekiedy szalonego czarodzieja mocno kłóciła się z perspektywą ojcostwa, Ben nie potrafił więc podejść do tego tematu na spokojnie. Radość trwała jednak krótko, wpadł z deszczu pod rynnę, choć zamierzał wykorzystać nasilający się przepływ werbalnej wody. By uszczęśliwić wszystkich wokół, wystarczyło tylko przekonać Isabelle, by poszukała sobie innego obiektu westchnień. Czarownica przestałaby wtedy płakać, nad Jamesem pochylałaby się zadowolona matka, a Percy – i sam Ben – mieliby święty spokój od tęskniącej kobiety, która nie zagrażałaby wierności Blake’a, widocznie posiadającego wielką słabość do sporych oczu i równie pokaźnego biustu arystokratki.
- No, inna, dlatego nie ma co płakać. Widocznie nie byliście sobie pisani. Było, minęło – odparł prawie pogodnie i współczująco zarazem, podchodząc do potwornie skomplikowanej sytuacji Carrow z prostolinijnością Wrighta ze środku lasu. – Czarodzieje nie patrzą na zdrowie, wierz mi. Liczy się coś innego, ładna buzia czy coś. I czy kobieta ich nie przytłacza – podzielił się męskim spostrzeżeniem, brnąc coraz głębiej w mroczne rejony podkopywania ewentualnej konkurencji. Dobrymi chęciami Azkaban był wybrukowany, ale Jaimie często postępował jak narwany kucyk, uznający zrzucanie z pleców małego jeźdźca za doskonałą naukę utrzymywania się w siodle.
Drżące dłonie Isabelle na moment wytrąciły go z utartego szlaku, kąciki ust skrytych za brodą opadły nieco w dół, ale następne, pełne jadu i zazdrości słowa o ladacznicy szybko przykryły drobne wyrzuty sumienia. Zamrugał gwałtownie, wręcz oburzony; nikt nigdy nie nazwał go w ten sposób. – Jakiej ladacznicy, proszę pani, co też pani mówi– wychrypiał zirytowany, odchrząkując. – To czujący człowiek, taki jak pani. I pewnie to mądra, odważna i przys…piękna czarownica, Percival nie wybrałby przecież byle kogo, mając przy sobie taki skarb, jak pani – zacietrzewił się odrobinę niczym poruszony mędrzec, wcale nie dlatego, że poczuł się osobiście urażony. Z nich dwojga to przecież Isabelle zaczęła prowadzać się z zajętym czarodziejem. Pewnie brnąłby w merlińskie oburzenie dalej, ale histeryczny, zbyt przyciągający uwagę śmiech lady Carrow otrzeźwił go. I ponownie zaniepokoił, zwłaszcza, gdy brunetka zaczęła wyrzucać z siebie cały żal, ukazując brzydką, prawdziwą twarz czynów swego niedoszłego męża.
Zatkało go, dosłownie; rozchylił spierzchnięte wargi, obruszenie zniknęło, wpatrywał się tylko w rozgoryczoną, złamaną kobietę. Skazaną na banicję, wyklętą, wyrzuconą z rodziny, niepewną swego losu, zagubioną. Samotną, pod pręgierzem szlacheckich spojrzeń, zależną i zniszczoną – a nie było w tym jej winy, nawet zaborczy Ben nie mógł zignorować tak jasnego przedstawienia przewin Percivala. Do tej pory nie myślał w ten sposób o losach Isabelli, wizualizował ją sobie leżącą na aksamitnych poduszkach, niewdzięczną, arogancką lady, która odebrała mu ukochanego mężczyznę – a nie bezbronną istotę ze zniszczoną przyszłością. Milczał, mrugając zawzięcie, jakby oblano go lodowatym Balneo.
- Psidwacza mać, ale bagno– wyrwało mu się. – Prze…przepraszam, no, to brzydkie słowo, ale to naprawdę kiepska sytuacja - zreflektował się, znów nerwowo pocierając się po głowie, przez co wyglądał jak ofiara celnego Fulgoro. Nie miał pojęcia, co jeszcze mógł powiedzieć. – To dlaczego pani ciągle jest w tym wszystkim? Nie może pani zostać szwaczką czy coś…albo sprzedawać perfumy, zna się pani na tym doskonale. A wśród klientów na pewno znalazłby się ktoś, kto by pomknął do pani w konkury – powiedział, jak zwykle starając się znaleźć lepsze wyjście z sytuacji, naprawić problem, dodać otuchy – tym razem szczerze, nie pod dyktando zazdrości. Arystokracja była według niego jednym wielkim obornikiem, przeżuwającym tkwiących w gównie biedaków. Co z tego, że mogli jeść jakieś ohydne homary i tańczyć na nudnych jak gumochłony z olejem balach, skoro byli uwięzieni, zależni, niczym marionetki tańczące do melodii nestorów. Życie Bena może i było biedne, ale przyzwoite – i pozwalało mu robić to, na co miał ochotę i co uważał za słuszne.
- Nie ma za co – mruknął, zawstydzony. – Yhm, no na dworach raczej nie przyjmuje się gości takich jak ja – odparł, bo nawet on wiedział o tym, że ludzie z gminu nie mieli wstępu do większości dworów. Nawet u tolerancyjnych Macmillanów, związanych z rodziną Wrightów, bywał niezwykle rzadko i przy wyjątkowych okazjach. Zerknął z ukosa na powoli uspokajającą się Isabelle, zarumienioną – na pewno z emocji, nie potrafił odczytywać flirtów z jej strony. – A o życiu to za poważne rozmowy, ja jestem prostym człowiekiem. Mądrym, ale prostym – zgodził się, mimo wszystko mile połechtany zdaniem, które przez kogoś innego mogłoby zostać odebrane jako kpina. On jednak wierzył w dobre intencje Isabelli, nieświadomej, że stoi naprzeciwko znienawidzonej ladacznicy. – No, ale czas mnie niestety goni, muszę wracać do domu, do Per…Peregrina – palnął, próbując wycofać się z tej trudnej sytuacji. – To mój pies. Bardzo marudny. Nie lubi zostawać sam, potem się obraża – dodał szybko, zachwycony szybkością, z jaką serwował prawdopodobne kłamstwa. W sumie nie tak odległe od faktów, pomijając stopień owłosienia wspomnianej istoty.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Sklep Madam Primpernelle - Page 5 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Sklep Madam Primpernelle [odnośnik]01.12.19 0:46
-Ładna buzia... - wzdrygnęła się Isabelle, z całych sił walcząc z chęcią rozpłakania się. Wiedziała, wiedziała, że powinna była zawczasu używać eliksirów upiększających. Może i była ładna, ale nigdy nie była pięknością i oto ma za swoje - w jej wyobraźni Percy żył teraz z kimś o urodzie półwili, a nie z brodaczem o pokrytej bliznami twarzy.
-Co to znaczy, nie przytłacza? Jak można przytłoczyć mężczyznę? - dociekała, ucząc się od pana Wrighta tyyle o świecie. Jako córka szlachetnego rodu, nie znała konceptu przytłaczania. Kobiety Carrowów miały siedzieć i haftować, podczas gdy mężczyźni popisywali się siłą i polowaniami. Jakże ona - nieśmiała, stłamszona i potulna - mogła przytłoczyć Percivala?
Może naprawdę chodziło o to, że nie umiała gotować?
-Żadna czująca kobieta, żadna kobieta z honorem, nie odebrałaby męża innej kobiecie, zwłaszcza ciężarnej i chorej. Aby kraść cudzych mężów, trzeba mieć zero godności i serce z kamienia. - tupnęła nóżką Isabelle, osądzając tamtą zdzirę już nie z gniewem, a z lodowatym spokojem w głosie. Wyrobiła sobie o niej zdanie i nie mogły go zmienić nawet mądrości pana Wrighta. Nie chciała postrzegać rywalki jako człowieka, to by wszystko skomplikowało - chciała widzieć w niej potwora, modliszkę, rusałkę, która wyssała z Percy'ego empatię i zdrowy rozsądek. W swoich snach (a może koszmarahch?) patroszyła jej flaki (tata nauczył ją patroszyć zwierzęta, bo choć to zadanie dla służby, to kobiety Carrowów musiały znać tradycję) i wieszała jej blond główkę nad kominkiem, wśród niedźwiedzi i jeleni. A serce oddawała handlarzom śnieżką.
-Prawda, bagno. Przekleństwa są w tym przypadku usprawiedliwione. - wzruszyła ramionami, zgarbiona, pokonana, nieświadoma nawet jak wielki efekt wywarły jej słowa na biednym Benie. Czy powinna wiedzieć, że świat uważał ją za rozpieszczoną arystokratkę, którą jedynie zahartuje trochę trudu?
Skąd miała wiedzieć, że wychodzi za zajętego mężczyznę? W swoim przekonaniu to ona była tą pierwszą, tą legalną. Może i znał tamtą miłość wcześniej, ale moralność nakazywała piętnować rozbijaczy rodzin.
-W konkury? - zdziwiła się, zawieszając na panu Benie przeciągłe spojrzenie. Zatrzepotała rzęsami, uświadamiając sobie, że już któryś raz sugeruje jej znalezienie sobie nowego mężczyzny, że wciąż prawi jej komplementy. Zrobiło się jej gorąco, choć dłonie nadal jej drżały, a po plecach przeszedł jej dziwny dreszcz. Czy... tak flirtują mężczyźni?
-Znam się na alchemii, mogłabym sprzedawać eliksiry, a nawet leczyć... - dodała nieśmiało, a Benowi udało przywołać się blady uśmiech na jej bladą twarz.
-Och, coś wymyślimy. - przerwała Benowi z nagłą pewnością siebie oraz nowym, buntowniczym zapędem. Chciała go zaprosić do Sandal Castle i już, nawet jeśli miałby udawać stajennego. -Proszę się nie martwić. Lubię tą prostotę. Poprawił mi pan dzisiaj humor i dał... dużo do myślenia. - potwierdzając romans Percivala, chociażby.
-Nie będę pana zatrzymywać. - speszyła się nieco, biorąc do rąk flakonik z perfumami. -Proszę tylko przyjąć to jako drobny prezent, dla mamy i... w geście mojej przyjaźni i wdzięczności. - wiedziała, że perfumy mogą być za drogie dla pana Wrighta, więc wypowiedziała te słowa z naciskiem i ruszyła do kasy zanim zdążył zaprotestować.
Zapłaciwszy, wcisnęła mu flakonik w ręce i uśmiechnęła się wdzięcznie, trzepocząc rzęsami.
-Do zobaczenia...może na początku kwietnia? - wyprostowała się, prezentując smukłą figurę, a potem skinęła mu głową na pożegnanie i ruszyła do wyjścia. Przy drzwiach posłała mu jeszcze przeciągłe, obiecujące (zbyt) wiele spojrzenie i wyszła, zanim zdążył się zaniepokoić.

/zt :pwease:


Stal hartuje się w ogniu


Isabelle Carrow
Isabelle Carrow
Zawód : Alchemiczka, szlachcianka
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
Stal hartuje się w ogniu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 xyz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7146-isabelle-carrow https://www.morsmordre.net/t7207-listy-isabelle https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t7206-skrytka-bankowa-nr-1757 https://www.morsmordre.net/t7256-isabelle-carrow#195434
Re: Sklep Madam Primpernelle [odnośnik]09.05.20 16:01
początek czerwca

Po serii niefortunnych porażek podziemnym korytarzem miał się zająć ktoś inny, jemu, natomiast, przydzielono zadanie na Pokątnej; ponoć w jednej z aptek mogli liczyć na przychylność sprzedawcy, jeśli tylko użyją odpowiedniej siły argumentów. A że z dnia na dzień rosło w Oazie zapotrzebowanie na medykamenty, sprawa stała się nagląca.
Miał przy sobie miotłę, lecz zostawił ją w mieszkaniu znajomego, który okupował niewielki pokój w kamienicy mieszkalnej, znajdującej się zaraz za sklepem Madam Primpernelle. To właśnie w zaułku tuż przy lokalu umówił się wstępnie ze Skamanderem, który miał przyjść w towarzystwie kogoś jeszcze. Nowego sojusznika? Nie był do końca pewien, ale nazwisko nic mu nie mówiło.
Oparł się jednym ramieniem o chłodną ścianę, wpatrując się w przemykających pospiesznie ludzi, którzy zdawali się robić wszystko, byle tylko jak najszybciej znaleźć się w jedynie pozornie bezpiecznych mieszkaniach. Było ich sporo, lecz obecnie Pokątna w niczym już nie przypominała tętniącej życiem uliczki handlowej, w której meandrowało się w ludzkich ciałach, napierając zewsząd. Gwarna rzeka zamieniła się w strużkę, zza mgły snuły się przyciszone głosy, stukot butów. Wystarczyło na chwilę zamknąć oczy, wsłuchać się, żeby łatwiej było domyślić się, kto je nosi. Czy chód jest pewny, czy może czujny, uważny.
Ktoś zbliżał się w jego stronę; mimowolnie zacisnął mocniej palce na różdżce wsuniętej do tylnej kieszeni spodni, z przodu mogło to wyglądać tak, jakby tylko opierał rękę o biodro, ale chyba za dużo udawanej nonszalancji było w tej pozie, żeby ktokolwiek uwierzył w to, iż przystanął w centrum wojennego Londynu po to tylko, by podziwiać zrujnowany krajobraz.
Nikt już nie zatrzymywał się tu, by złapać oddech - nikt z nich; do nich należały uważne kroki, które stawiali ostrożnie, zastanawiając się nad każdym kolejnym posunięciem. Jeden błąd mógł ich kosztować wiele - Burroughs nie potrafił wyplenić z głowy myśli, że dźwiga ciężar tajemnicy, która narazić może wiele żyć. Nie o swoje się martwił; nie o Zakonników - każdy z nich wiedział, na co się decyduje, składając deklarację walki; ale gdyby coś poszło nie tak, istniała szansa, że Rycerze wyduszą z któregoś z nich informacje o Oazie.
Ta świadomość sprawiła, że nieco mniej było w nim porywczości i lekkomyślności niż kiedyś. Przywiązywał się do mieszkających tam ludzi. Może nawet już się to stało. Bez wątpienia - chciał ich chronić na tyle, na ile potrafił.
Nie bawił się już w pozory, sięgnął po różdżkę, na wszelki wypadek; gdyby jednak ci, którzy nadchodzi, nie nosili zaprzyjaźnionych twarzy i przyjaznych zamiarów.



from underneath the rubble,
sing the rebel song


Ostatnio zmieniony przez Keat Burroughs dnia 28.01.21 19:01, w całości zmieniany 1 raz
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Sklep Madam Primpernelle
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach