Wydarzenia


Ekipa forum
Boczna ulica
AutorWiadomość
Boczna ulica [odnośnik]02.05.15 13:10
First topic message reminder :

Boczna ulica

Jedna z wielu bocznych uliczek Londynu, mniej zatłoczona, cichsza, otoczona raczej budynkami i kamienicami mieszkalnymi, niż sklepikami i restauracjami. Wzdłuż chodnika piętrzy się rząd przepięknych latarni, rozświetlających nocą gęste mroki nieprzeniknionej londyńskiej mgły. Raz na jakiś czas przejedzie mugolski samochód, kiedy indziej drogę przebiegnie dziecko. Wysoka zabudowa uniemożliwia rozpoznanie jakichkolwiek orientacyjnych punktów miasta w oddali, nie da się dostrzec stąd Big Bena. Łatwo się zgubić, jeśli nie zda się dobrze miasta.  
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Boczna ulica - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Boczna ulica [odnośnik]14.04.16 19:04
Lizzy w odróżnieniu od szlachciców nie uważała Nokturnu za najbardziej wyklęte miejsca na ziemi. Ta ulica kojarzyła się jej z domem. Absurdalnie ciepłym miejscem otoczonym sklepikami z czarnomagicznymi artefaktami i zbójami, którzy nie bali się nawet magicznej policji i dekretów Minister Magii. Lizzy chciała należeć do tego świata jak mama. Tęskniła za nią tak mocno, że codziennie wieczorami płakała w poduszkę, że nie może wskoczyć do wygrzanego łóżka Abi. Genów nie da się oszukać, a ślepe dążenie do żywej kopii swojego autorytetu wiązało się z obecnością, większą bądź mniejszą, Nokturnu.
- Dlaczego? Rozbieranie się jest męczące – Lizzy nie miała cierpliwości do wielu rzeczy, a przede wszystkim do czynności, na których nie miała ochotę. Kąpiel do takich właśnie należała. Lubiła je wtedy, gdy ktoś czytał jej bajki, a ona mogła się moczyć w wodzie i bawić się bańkami mydlanymi. Z Douglasem nie było zabawy. Chociaż tupała nóżkami, wujek nie zgadzał się na wszystko tak jakby chciała Lizzy. Może dlatego zdecydowanie za często uciekała?
- A musi? Wie, że mam dużo cioć – dodała marudnie. Nie chciała, aby Douglas wiedział o jej ucieczce, a tym bardziej, aby to Inara pomyślała, że jest niegrzeczna. Wolała zrzucić winę na wujka, który nawet nie wybiegł jej szukać. To właśnie najbardziej bolało Lizzy. Bo nie chciał się bawić. Na czekoladę aż podskoczyła zadowolona i zaczęła machać ich złączonymi dłońmi do przodu, do tyłu. Zapiszczała, słysząc o prezencie na święta.
- A na urodziny? – spytała zaciekawiona, wszak i ta data zbliżała się nieubłaganie. – Ja chce niebieski, o albo taki malinowy, ciocia ma takie usta – zwróciła uwagę, nie przejmując się śliskim chodnikiem. Na Nokturnie nie dbali o odśnieżali, większość ulic wyglądała jak te z piekła, więc absolutnie się nie przejmowała. Po prostu szła i to troszeczkę wolniej. Nie pamięta, kiedy była na zakupach. Mama mówiła, że nie mają pieniędzy, a czasami rzeczy dostawała w spadku albo w prezencie od cioć. Nigdy specjalnie nie marudziła, wolała się bawić, a nie wyglądać jak porcelanowa lalka. Śmiała się cichutko, gdy wykonywała piruet na jednej nodze. Chciała zrobić to tak jak robi ciocia Amelka na scenie, ale zachwiała się i mocno złapała się za dłonie Inary. Zaśmiała się głośniej.
- A dama musi być duża? – spytała, wskakując na ręce. Była dość duża w porównaniu do drobnego ciałka lady Carrow, ale dość szybko Lizzy zauważyła szyld i zaczęła pokazywać go palcem. – Tam, tam, tam!!! Widzisz?! – uśmiech nie schodził z małej twarzyczki, a w oczach pojawiły się iskierki. Zarzuciła rączki na szyje Inary, wtulając się w jej bark.
To ty jesteś damą, a ciocia Amelka? A ta pani co wydaje to coś do gazety? Mama wysyłała na nią wszystkie klątwy – powiedziała to cichutko, do uszka cioci. Mówiła oczywiście o pani minister, lecz ta nazwa była zdecydowanie za trudna dla małego dziecka. Udała minę rozwścieczonej mamy, marszcząc nos i brwi.
- A potem robiła bach gazetą! Tak jak ja wujkowi gotowaną marchewką, i bach, i bach, i bach! – szybko złapała się za usta, bo zorientowała się, że przyznała się do tego, że była niegrzeczna dla Douglasa – ale obiecałaś mi czekoladę!! Nie możesz teraz cofnąć obiecanek – dodała urażona, broniąc się przed możliwą karą.


Gość
Anonymous
Gość
Re: Boczna ulica [odnośnik]16.04.16 21:12
To niejasne przeczucie, że Inara widzi w Lizzy podobieństwo do samej siebie - nie było jednoznaczne. Coś szarpało się w sercu alchemiczki na myśl, że kiedyś została postawiona w podobnej sytuacji - oddzielona od matki, za którą - niezależnie od tego co mówiono - chciała dotrzeć. Oczywiście przez lata, jej myślenie na temat matki - mocno się zmieniło, ale - własnie dlatego próbowała oddać małej panience Waffing jak najwięcej swego serca, by dziewczynka chociaż odrobinę zapełniła pustkę - w swoim. Inara - miała to szczęście, że trafiła na ojca, który rzeczywiście chciał nim być, a Lizzy trafiła pod opiekę nadętego cwaniaka, z ego wyraźnie przerastającym rzeczywistości... Może mogła się mylić, ale - stawiała, że ich relacja działała na podobnej, zwrotnej zasadzie.
- Rzeczywiście, szczególnie, jak jesteś zmęczona - potwierdziła, jakby dziecko zaintonowało szalenie ważną rzecz. Może nieświadomie, powiedziała o niebezpieczeństwie, jakie groziło kobietom, ale - w porę się opamiętała. Ignorancja nie była dobrą cechą, ale...wierzyła, że jej maleńka przyjaciółka jest bezpieczna, nawet - będąc pod opieką Douga, który ochroni ją, jeśli zajdzie taka potrzeba.
- A wie, że czasem znikasz i wracasz po kilku godzinach? - właściwie, było to możliwe. Nie znała na tyle jej opiekuna, by móc szczerze twierdzić o jego nieodpowiedzialności, ale - kto wiedział? - ale później cię odprowadzę. Po czekoladzie - dodała ostanie słowo, żeby było jasne, że wciąż kierują się ku obranemu celowi - ...a na urodziny zabiorę cię na przejażdżkę - i nim zdążyła dokończyć zdanie i propozycję, została zasypana kolejną porcją informacji. Aż się uśmiechnęła - Ty też będziesz mogła mieć taki kolor na ustach, ale trochę później. Tobie ślicznie tak, jak masz teraz, ale - buciki mogą być w kolorze jaki chcesz! - możliwe, że zbytnio starała się ją rozpieszczać, ale - uwielbiała patrzeć na radosną podkówkę na ustach dziewczynki i te jaśniejące w oczach błyski, niby promienie odbijające się od błękitnej jeziornej tafli.
- Nie musi. Ważniejsze jest coś innego - mówiła podnosząc już dziewczynkę do góry - O widzisz, masz bystry wzrok, że tak szybko wypatrzyłaś ! - momentalnie przytuliła do siebie  jasnowłosą istotkę, dodatkowo gładząc jaśniejące pasma, splecionych w warkocz włosów. Dziewczynka była śliczna, a w perspektywie czasu - kiedyś prawdopodobnie złamie kilka męskich serc. Byleby nikt nie złamał jej.
- Tak, ciocia Amelka, też jest, a ta pani...pewnie tez jest, ale...kłopoty sprawiają, że czasem się o tym zapomina - nie do końca zrozumiała, że chodziło o panią Minister, ale - konkluzja byłaby podobna. Nie rozumiała bowiem, czemu wychodziły tak absurdalne dekrety, a ostatni - dotknął nawet jej ojca - Też nie lubię marchewki - zachichotała, zamiast się gniewać, czy strofować za zachowanie, które przecież było...dziecięce. Miało się karać dzieci, za to, ze są dziećmi? - Nie wiem tylko czy rzucanie na ziemię jest dobre...ja ze swoim tatą rzucaliśmy do siebie nawzajem - nie wiedziała, czemu akurat to wspomnienie zalęgło się w jej umyśli, ale przez chwilę z czułością wspominała tak dawne wydarzenie - Zawsze dotrzymuję obietnic, które komuś składam - trochę ciężej było z tymi, które wymuszała na sobie samej, ale..o tym nie myślała - czekolada będzie! proszę mi więc przestać marszczyć nosek, bo ci tak zostanie - mówiła ze śmiechem, ignorując nadąsaną minkę, by zaraz trącić jej policzek palcem - Nie możesz wejść do kawiarni z taką naburmuszoną buzią - postawiła trzpiotkę na ziemi, zatrzymując się pod wskazanym wcześniej szyldem - Uśmiechasz się tak pięknie, chyba pamiętasz jak się to robi? - Dodała konspiracyjnie, zdradzając - swoją - największą tajemnicę - Uśmiech to wyjątkowa wartość u prawdziwej damy.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Boczna ulica - Page 6 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Boczna ulica [odnośnik]17.04.16 19:56
Lizzy miała jedną osobę, do której chciała być ochoczo porównywana: mama. Nikt inny ją tak naprawdę nie interesował. Nie pragnęła być damą, nosić drogie sukienki czy tańczyć na deskach opery. Wrócić na Nokturn, to był cel małego dziecka, ale najpierw odnaleźć mamę. Bo jak będzie mama, to nie będzie musiała mieszkać z wujkiem Douglasem.
- To się wtedy nie rozbieram – wzruszyła ramionami jakby to była jedna z najbardziej oczywistych praw. Nie dodawała, że zwykle to wtedy mama ją rozbierała i układała wygodnie w łóżeczku. Dzieci jeszcze nie wiedziały, iż potrafią specjalny rodzaj teleportacji, takiej, w której to osoby dorosłe transportują do pokoiku. Lubiła zasypiać w salonie, a budzić się w łóżku.
- On mi też nie mówi – poskarżyła się nadąsana jakby to nie było oczywiste, że ona odpowiada przed mamą. Co prawda, Lizzy nie uciekała mu tak często jak wyobrażała sobie Inara, ale nie chciała cioci wyprowadzać z błędu. Czyż nie czuła się wystarczająco karana, wyprowadzając się z Nokturnu?
- Nie, nie, nie, ciocia, możemy iść do ciebie. Masz moją szczoteczkę, piżamkę i misia, nie potrzebuję nic więcej, po co iść do wujka? – próbowała się wybronić, ale była zbyt mała, żeby być dobrą aktorką. Od razu było widać, że kręci, kłamie i zrobi wszystko, aby nie musieć tam wracać. Douglas nie był aż tak zły, ale bardzo tęskniła za nokturnowskim domem.
- Ciociu, a jak stąd jest daleko na Nokturn? – spytała na ucho, uwieszona jak małpka. – Bo ja chcę przejażdżkę tam, nigdzie indziej, ostatnio narysowałam swój nowy domek, muszę ci pokazać – dodała rozmarzona, bawiąc się jedną rączką szalikiem. Swój zawiązała dość ciasto, nie pozwalając zimnemu powietrzu dotknąć jej gardziołka. Chociaż miała zdecydowanie dobra odporność, nie wolno było kusić losu, eliksiry były paskudne w smaku.
- Ale takie jak twoje! – zerka w dół, szukając bucików cioci. – Mama te panią nazwała zołzą, której fruwają zasady i to niby ona rządzi nami, bo ona uważa, że ta pani dała komuś lizaka i ten ktoś dał jej pracę. Nie lubię jej tych dykrytów – Lizzy próbowała rozmawiać o sprawach dorosłych, lecz dziecko nie jest w stanie zapamiętać tylu rzeczy na raz. Abi mówiła, że minister to pani lekkich obyczajów, która musiała się sprzedać, aby dostać awans. A dykryt dla Lizzy to dekret, lecz i jego znaczenia nie znała. – A wujek Douglas mówi często kurwa – nie dodała, że zapewne mówi to podczas meczu. Nie musiała mówić całej prawdy! Przebrała nóżkami i mocniej ścisnęła ciocię. Jak na zawołanie na słowo czekolada, pojawił się szeroki uśmiech na twarzy.
- Mama nie robiła mi marchewki, a wujek tak, więc może sprzątać – powiedziała to pod nosem, uważając ten obrzydliwy temat za skończony. W końcu znalazły się w czekoladziarni. Szybko się wyrwała z objęć Inary, poleciała między stolikami, szukając jakiegoś wolnego, nie patrząc ani na klientów ani na kelnera. Zaczęła się wspinać na krzesełko, pokazując wszystkim to co pod sukienką, bo próbowała się drapać w dziwny sposób. Jednak, gdy w końcu usiadła, krzyknęła:
- Pierwsza! – poklepała w stół małymi łapkami, chcąc dostać kartę. Chociaż nie potrafiła jeszcze płynnie czytać, po obrazkach czy czcionce pozna dokładnie, którą chce – Chodź, ciocia, ale ty wolno chodzisz, chodź, chodź, czekolada zaraz będzie! – mówiła jak nakręcona katarynka, szczęśliwa do granic swoich możliwości.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Boczna ulica [odnośnik]19.04.16 21:45
Mówi się, że dzieci bardzo szybko chcą przestać nimi być, wpatrzeni w dorosłych (przynajmniej niektórych), powtarzają. niby magiczną regułkę "chcę już dorosnąć". Powody tego zaklęcia, mają rozmaite podstawy, ale wciąż sprowadzają się do jednego. A Inara nie chciała dorastać. Czasem nawet z naburmuszoną, dziecięcą złością, pytała Adriena, czy nie może jej zaczarować, by pozostać wciąż małą dziewczynką. Dziś, śmiała się w duchu na to wspomnienie, może dlatego, że jej ojciec - chyba jednak potrafił to zrobić. Może nie było to całkowite - ale cóż...miało to swoje inne plusy.
- Też czasem tak chciałam, ale jeśli próbowałam, to budziłam się zmęczona bardziej, niż samym rozbieraniem - nie drążyła więcej zagadnienia, czując, że kilka kolejnych słów więcej i panna Carrow wkroczy na tereny pytań, chociaż aktualnie, mistrzem w zabawie "a co to za słowo.." był Charlie. Przemknęło jej przez myśl, że chętnie zobaczyłby dwójkę, tak uroczych łobuzów razem.
- Dorośli często mówią mniej, niż powinni - zgodziła się z niejasna świadomością, że sama też się w to wlicza. Starała się zawsze odpowiadać na kierowane ku niej, dziecięce pytania, ale - nawet teraz, przemilczała kilka niedowiedzeń - Doug musi nauczyć się z tobą rozmawiać - i ona to stwierdzała? - ale to działa w obie strony - czemu próbowała docierać do małej łobuzicy, by przychylniej spojrzała na swego opiekuna? Szczególnie, że wiedziała, albo - podejrzewała - jak tęskniła za swoją mamą.
- A jesteś pewna, że nie będzie się o ciebie martwił? Ja martwiłabym się bardzo mocno, gdybyś mi gdzieś zniknęła - uparcie - zapewne jak sama dziewczynka, utrzymywała swoje zdanie. Niestety była już świadoma wydarzenia o podobnej treści, którego zakończenie było przynajmniej nieprzyjemne. Nawet, jeśli coś skręcało się w jej sercu, gdy smutne tony, głosu Lizzy, uderzały w nią, niby dzwony kościelne. Chociaż wciąż robiła to z typową, nieporadną, dziecięcą zawziętością, łatwo było rozczytać prawdę w jej błyskających błękitach. Przynajmniej - jeszcze. Kiedyś, prawdopodobnie mogłaby pięknie oscylować na konfrontowanych granicach - kłamstwa i prawdy.
- Zależy, jaką drogą pójdziesz - odpowiedziała cicho, ciut mocniej przytulając ją do siebie. Niejasno wyczuwała, co chodzi po jasnowłosej główce - ach, a ja chciałam cię zabrać do mojego ulubionego miejsca  - podpowiedziała, jeszcze mocniej ściszając głos. Przecież znowu powierzała jej tajemnicę - i zabierzesz tam swoje rysunki, a jak mi pozwolisz, to jeden powieszę sobie w pokoju - zaraz i Inara, podążyła dłonią do owiniętego wokół szyi, szalika panienki Waffing, poprawiając i osłaniając przed chłodem.
- Najpierw sprawdzisz, czy będziesz lubiła w nich chodzić - zaśmiała się, wydmuchując ciepłe powietrze, wprost w zaczerwieniony chłodem, policzek dziewczynki - ta pani, dykryty...? - Pani Minister, ma albo bardzo ważne powody, dla takich decyzji, albo...twoja mama może mieć rację. Też mi się to nie podoba, tym bardziej, gdy piszą w gazecie coś, co nie jest prawdziwe - wyraźny wyrzut, nawet w dziecięcych uszach musiał być dobrze słyszalny. Może wcześniej dziwiła się dziwnym decyzjom, ale gdy pojawiły się kolejne, które sięgnęły nawet po jej ojca, musiała spojrzeć na wszystko inaczej.
Nieprzyjemny tok myślenia, został przerwany przez jedno słowo, po którym Inara prawie się zakrztusiła, próbując powstrzymać nagłą konsternację - Twój wujek widocznie mocno stępił sobie język - zmarszczyła brwi, wyginając usta w nieprzyjemnym grymasie. Inara nie była świętą, zdarzało jej się obracać w towarzystwie, które nie szczędziło na jakości emocjonalnego nacechowania słów, ale..dzieci wciąż nie powinny tego słuchać.
Westchnęła cicho, pozostawiając marchewkowy temat już bez komentarza, szczególnie, że w progu czekoladziarni, jasnowłosy skrzat pomknął do wolnego stolika z prędkością, której nie powstydziłby się niejeden zawodowiec. A gdy Lizzy, wdrapywała się na krzesło, zdążyła powiedzieć tylko jedno "ach" i nim zrobiła cokolwiek więcej - jej słodka towarzyszka już zajmowała miejsce, wręcz promieniując, pulsującą na wszelkie strony radością. nie uszła oczywiście uwadze kilku gościom, ale ci z dobrotliwym uśmiechem wracali do swoich słodyczy.
- Już jestem pędziwiatrku - odłożyła na szeroką ławę, najpierw torebkę, dopiero potem odpięła płaszcz, z ulgą wdychając słodki zapach wanilii i czekolady. Z przyjemnością czuła, jak ciepło  wdziera się powoli pod skórę, nadając nawet - najbardziej zmarzniętym dłoniom - wracający koloryt. Wstała jednak zaraz, podchodząc do Lizzy, by zdjąć zasuniętą wcześniej kurteczkę i szalik, który zasłaniał jej pół twarzy.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Boczna ulica - Page 6 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Boczna ulica [odnośnik]20.04.16 17:49
Każdy z nas chciał to, czego nie mógł aktualnie mieć. Nie dotyczyło to tylko materialnych rzeczy jak najdroższa miotła czy wspaniałe trzewiki, w których młoda Elizabeth nie utrzymałaby równowagi. Liczyło się dla niej tylko to co tu i teraz. Nieważne, czy za trzy minuty nie będzie chciała już trzewików, a będzie wskazywać paluszkiem na coś innego. Lizzy w odróżnieniu do szlachcianki nie miała wcale przykładnych rodziców. Abi to typowa kobieta Nokturnu, która nie pozwalała sobie pomóc w niczym. Sama znała swoje potrzeby, zarabiała na życie, a czarną magię traktowała jak codzienność. Nie rzucała zaklęć przy córce, zamykała się w swoim biurze, a tam odprawiała wszystkie czary. I to ta ciekawość pchała Lizzy w ciemną stronę. Chciała być tylko jak mama. Gdzie jest mama?
- A ty jesteś dorosła? – spytała kruszyna, unosząc główkę tak, aby móc spojrzeć na ciocię. Grzecznie siedziała już na krzesełku, pozwalając się rozbierać. Właśnie o tym mówiła wcześniej. Ona tylko patrzyła na wszystkich wokół i pokazywała im język, a ciocia się wszystkim zajęła. Kichnęła cichutko, pocierając wierzch dłoni o czubek nosa.
- Ale czemu? – spytała zdziwiona, nie rozumiejąc, co ma do tego wszystkiego wujek – Sama sobie z nim rozmawiaj – dodała obrażona, zmarszczyła nosek, a potem prychnęła – O Quidditchu
Douglas jakby się nie starał nie miał szans zabłysnąć u kruszynki opowieściami o łapaniu znicza. Lizzy nie wiedziała, co jest bardziej nudne. Sama mama mówiła, że to paskudne zajęcie dla chłopców, którzy zapomnęli dorosnąć. Mały Wafelek zapamiętywał każde słowo i wybierał je w różnych sytuacjach. Czasami udało jej się trafić, czasami nie, ale ileż z tego dorośli mieli śmiechu
- Nie będzie – zapewniła, ale co to znaczy martwić? Douglas miał skórę ogra i dziwne stopy, nic mu nie będzie – Często nocuje u cioci Amelki i nigdy nie pytał, co mi się śniło – odpowiedziała smutno, machając nóżkami, które nie dosięgały podłogi. – A sowa? – spytała z nadzieją w głosie, bo wiedziała, że jak tylko postawi stopę w domu to Douglas będzie zdenerwowany, pewnie ciocia Amelka wyrywała wszystkie włosy z głowy, aby tylko odnaleźć małą Lizzy. Kto porwałby dziecko z Nokturnu? Elizabeth nie przejmowała się wieloma rzeczami. Miała zbyt słomiany zapał i uparty charakterek, aby patrzeć na kogoś innego. Jak tupała jak księżniczka, to wszyscy ją tak traktowali.
- A co to za ulubione miejsce? – zaciekawiła się, wciąż pamiętała o Nokturnie, ale wierzyła, że mama wróci lada dzień. Nawet zapamiętała sobie, że musi poprosić wujka, aby napisał list do cioci Cassandy i spytać się, gdzie jest mama.
- Gazeta kłamie? – zasłoniła usta, bo mama nigdy nie pozwalała jej oszukiwać. Jak każde dziecko próbowała przemycić swoje maleńkie kłamstewka jakoby widziała smoka na Nokturnie, ale mama biła ją wtedy po rączkach i mówiła, że jej nigdy nie wolno oszukiwać. Małą aż zabolały raczki. A potem uśmiechnęła się szeroko.
- Będę mogła zobaczyć twój pokój? – spytała – Chcę sama powiesić! – nieważne, czy zrobiłaby to krzywo czy nie. Lizzy wszystko chciała sama. Nie zdawała sobie sprawy, kim tak naprawdę jest ciocia. Ciocia była tylko ciocią. Nie miała guwernantki, nie słyszała za wiele o rodach, a jeśli już mama coś mówiła, to zapewne same przekleństwa. Dostały kartę, a Lizzy nawet jej nie otworzyła.
- Ja chcę tak dużą czekoladę! – pokazała rączkami aż do samego nieba – Z malinami! Ciepłą, taką dużą, taką! – aż podskoczyła na krzesełku, aby uzmysłowić Inarze, ile to ona na raz zje. Zapewne będzie moczyć w niej tylko język, a w jeden czwartej filiżanki, zacznie marudzić, że jest za słodka.
- Ciociu, ciociu, mogę taką? – czekolada przesłoniła wcześniej wymówione przekleństwo, a Lizzy nawet nie zdawała sobie sprawy, że powiedziała coś nie tak.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Boczna ulica [odnośnik]23.04.16 22:38
Nie umiała wskazać, co najbardziej wpłynęło na Inarę i charakter, jaki aktualnie prezentowała. Najważniejszym była jednak lekcja, gdy jako mała dziewczynka, pytała, dlaczego jej matka zniknęła. Nigdy właściwie nie odnalazła na to odpowiedzi, wciąż uzyskując tylko niejasne, mgliste skrawki wiedzy, zarezerwowane dorosłym. A dziś, nawet jeśli szukała informacji na własną rękę, pozostawała z niewiadomymi, które w żaden sposób nie chciały się spleść w sensowną całość. Dlatego - dziękowała losowi, że chociaż ojca miała takiego - prawdziwego, który codziennie, do dnia dzisiejszego starał się jej przekazać miłość za dwoje rodziców. Nauczył ją więcej, niż mógłby przypuszczać, ale Inara - wiele cech przejęła po matce, po której skrywaną pamiątką, był błękitny wisiorek. To Adrien nadał swej córce kierunek i rys, w jakim postrzegała świat. Czy Lizzy miała kogokolwiek, kto wskazałby jej drogę?
- Podobno jestem - zerknęła do góry, gdy przyklękając przy dziewczynce, zajmować się jej zbyt cienką, jak na pogodę, kurteczkę - ale lubię wierzyć, że wciąż mam w sobie dużo z dziecka. Chyba musiałabym zapytać ekspertki, jak myślisz? - zatrzymała źrenice na zaróżowionych policzkach i jaśniutkich oczętach. I dopóki nie pluła na innych gości, albo nie rzucała swoją czekoladą, pokazywanie języka traktowała, jako dziecięcą, uroczą zagrywkę, w której sama uczestniczyła, przysłaniając jej widok na pomieszczenie i ludzi, którzy w większości zajmowali się swoimi słodyczami. Wyciągnęła z kieszeni chustkę, podając ją kruszynie - Porozmawiam Skarbie - powiedziała krótko. Nawet, jeśli najchętniej, po prostu porwałaby małą do siebie, nawet słowem nie wspominając Dougowi, że widziała Lizzy.
- Widać lubi twoją ciocię. U mnie nie mógłby nocować, tylko Ty masz taką możliwość - zaśmiała się, nie wytrzymując już poważnej miny, w jaką próbowała oblekać twarz. Nie przy słodkiej panience Waffing, której - nawet obrażone grymasy działały na Inarę rozczulająco. Oczywiście - do pewnych granic - Lubię słuchać o snach, opowiesz mi swoje? Może wtedy ci coś z nich narysuję? - zakończyła zdejmowanie dziecięcej kurtki, którą odłożyła obok siebie, tuż obok swojego płaszcza - Może być ewentualnie sowa - uśmiechnęła się do myśli, chociaż przez chwilę zastanawiała się, czy Doug nie strzeli jej Smoka jakąś klątwą. Nie powinien. Chyba. Usiadła naprzeciw dziewczynki, by sięgnąć po kartę. Wiedziała od razu co zamówi.
- Mam takie dwa - mówiła, zerkając zza karty, którą postawiła przed sobą. Wodziła palcem po gładkiej powierzchni grubego pergaminu, na którym iskrzyły proponowane słodycze - Jednym jest moja pracownia, w której warzę eliksiry, a drugi... - opuściła kartę, nachylając sie nad blatem stołu - stadnina aetonatów. Tam chowałam się do ich boksów i czasami nawet zasypiałam - mówiła przyciszonym głosem, rzeczywiście przekazując Lizzy prawdę. Ostatnio, do ulubionych miejsc, zaliczyłaby jeszcze opuszczony plac zabaw..ale, o tym już nie musiała wspominać. Tutaj chodziło bowiem o coś zupełnie innej miary.
- Czasami tak, albo - dopowiada rzeczy, których nie było - delikatnie wygięła wargi, ale grymas zniknął już po chwili - kłamanie nie jest dobre - dopowiedziała, łagodząc swoją mimikę, rozjaśniająca się z chwilą, gdy usta dziewczynki rozciągnęły się w uśmiechu.
- Oczywiście, że tak! I będziesz mogła nawet wybrać ścianę, na której przykleisz rysunek! - Inara nie miała żadnego pedantycznego ciśnienia, żeby wszystko w jej pokoju było równo - bo nie było. Panowała tam harmonia, ale - podkreślana artystyczną ręką, pozornego "chaosu", wypełniony - jak zawsze, delikatnym zapachem bzu.
- Możesz kochanie - kręciła głową, od razu wiedząc, że wskazana wielkość przekroczy pojemność jej małego żołądka - ..ale proponowałabym najpierw jedna mniejszą, a jak będziesz chciała więcej - zamówiły drugą! i będzie znowu gorąca, bo taka jest lepsza prawda? - zachęciła, nieco podchwytliwe wmanewrowując w lepszy układ. I nim zdążyła zwrócić uwagę, ich zamówienie pomknęło do realizacji.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Boczna ulica - Page 6 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Boczna ulica [odnośnik]25.04.16 18:49
Ciocia Inarka była skarbnicą wiedzy dla małej Lizzy. To pewnie jej będzie szeptać na ucho o chłopakach i pytać, dlaczego Douglas zamyka drzwi do łazienki. Mama nigdy nie zamykała. I Douglas strasznie głośni sikał. Lizzy zapamiętywała takie szczegóły, a potem zaskakiwała nimi Inarę. Czy naprawdę małe dziecko powinno zwracać na nie uwagę? Bała się czasami pytać o rzeczy, które bezpośrednio dotyczyły Douglasa, ale w tej małej główce już jarzył się jakiś plan, jak przeprowadzić się do któreś z cioć.
- Jesteś fajna, ale nie wyglądasz na dziecko – niezadowolona kręci głową, ale mimo wszystko uśmiecha się do Inary. Lizzy uwielbiała spędzać czas ze szlachcianka, która w według jej matki tylko zadzierała nosa. Abi nie lubiła nikogo, kto miał „niezasłużoną”, niesamowitą pulę pieniędzy. Jako samotna matka musiała liczyć knut do knuta, aby chociaż raz w tygodniu kupić małej czekoladkę, a ta mimo wszystko wrzeszczała o więcej.
- Ja śpię, a nie on. Po co miałby u niej spać, mieszkamy drzwi w drzwi! A ciocia ma jedno łóżko – to była tak absurdalna myśl dla Lizzy, że nawet nie chciała sobie wyobrażać, że Douglas mógłby spać na jej miejscu. Z tymi jego stopami? A może mieliby we trójkę się kisić? O nie, to była bardzo obrzydliwa wizja.
- To mogę dziś spać u ciebie? – spytała z nadzieją w głosie, odprowadzając wzrokiem skrzata. Chciała już swoją czekoladę, ale nikt nie śpieszył się ją podać w pucharku. Nie liczył się rozmiar, ważna była sama jej obecność.
- Tylko jak będę mogła spać u ciebie, bo ja pamiętam je w łóżku, a potem już nie, to wina gargołków – ciocia jak każda z bliskich osób Lizzy wiedziała o istnieniu magicznych stworzeń, stąd nie musiała się specjalnie dziwić, gdy dziewczynka to szeptała jakby to była tajemnica wagi państwowej.
- A co to jest ten atentonan? – spytała ciekawska, machając nóżkami pod stołem. Nie lubiła specjalnie pracowni eliksirów, bo tam bardzo śmierdziało i ciocia Cass krzyczała, kiedy mała coś dotykała. Zaczęła stukać paluszkami o stolik, nie mogąc już się doczekać czekolady. Ile się robi taki mały kubeczek?
- Nie kłamiesz, ciociu, nigdy? – dodała, ucinając temat niemiłej pani minister, która we wszystkich kręgach i nokturnowskich, i szlacheckich nie była uważana za czarodzieja zdrowego na umyśle. Lizzy przypominała sobie teraz każdy ranek, podczas którego sprzedawała stek bzdur Douglasowi, gdzie są jego ciuchy albo czy widziała kto mu zabrał śniadanie.
- Oooo! Tak, tak, zróbmy to dzisiaj – mała wszystkimi możliwymi sposobami pokazywała cioci, że nie chce wracać do londyńskiego mieszkania. Zdążyła się przywiązać do Nokturnu, do mamy. Brakowało jej nawet przeciekającego dachu. Czekolady właśnie były stawiane na stole, a Lizzy aż stanęła na krzesełku, aby zobaczyć, czy w środku pływają maliny. Tym razem nieco bardziej kulturalnie sięgnęła łyżeczką, aby nabrać trochę słodkości.
- Na kutasa Merlina, jaka dobra! – oblizała wargi, przybliżając do siebie małą filiżankę.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Boczna ulica [odnośnik]29.04.16 1:01
Próbowała sobie przypomnieć, w jakim wieku była najbardziej wygadana? I czy coś w tej kwestii się zmieniło. Na pewno musiała zasypywać ojca mnóstwem niewygodnych pytań, tak - jak matki, przynajmniej przez pierwsze dziesięć lat. Wszystko jednak zacierało się, odkrywając tylko maleńkie fragmenty, z których - nie potrafiła oddzielić faktów od wybujałej wyobraźni, która nagromadziła przez lata sporą, obrazową rzeczywistość. Czy mała Lizzy robiła tak samo? czy opowiadała sobie przed sen historie, które pozwalały jej zasnąć? czy wtulała jasną główkę w poduszkę, chcąc wyrzucić niechciane wizje z głowy?
- Uznam to jako kompletem - wydęła wargi, które już po chwili naśladowały grymas dziecka, zapewne nieudolnie, jak na dorosłą przystało. Wszystko skwitowała śmiechem, szeroko odsłaniając białe ząbki. I wiedziała, jakie zdanie panowało na temat szlachty wśród niektórych. I nie dziwiła się. Dostała coś - za darmo, jak mawiano, ale - ta sama większość podobnie twierdzących nie zdawała sobie sprawy, jak wysoką cenę ponosili za to. Była nią utrata wolności, której - sama czasem zazdrościła. Po cichu, zaraz reflektując się, że każdy podobny dar kosztował.
Zawiesiła dłoń nad stołem, upatrując niezidentyfikowanego wzoru, na drewnianym blacie - Dorośli czasem tak robią.. - starała się dobrać właściwie słowa, ale nieprzyjemne skrzywiła usta, na myśl, że Doug akurat wyjątkowo nadużywał swojej "dorosłej" pozycji.
- Możesz - już bez wahania potwierdziła - Dla twego opiekuna - wyślę odpowiednio dostosowaną - do jego głupoty -  informację - uśmiechnęła się przy tym słodko, chociaż nawet dziecięca wrażliwość powinna była wyczuć maskowaną złośliwość. Czemu tak bardzo irytował ją ten człowiek?
- Wybierzesz, gdzie chcesz spać, a mój tato ucieszy się, mając tak uroczego gościa. I wtedy opowiesz - wcześniej bombardując ją pytaniami. W duchu chciało jej się śmiać, gdy skojarzyła, jak bardzo Adrien dobrze dogadywał się z dziećmi. Zdecydowanie miał w sobie zachowaną duszę dziecięctwa, więc - i z Lizzy znajdzie wspólny język.
- To skrzydlate konie, moja rodzina je hoduje - podparła brodę ręką, opierając łokieć na stoliku - Będąc dużo mniejsza, czasem uciekałam do nich i tam zasypiałam - to akurat pamiętała dobrze, otulana ciepłem aetonatowej sierści. To dziwne, ale nie obawiała się tych majestatycznych stworzeń, obdarzając zaufaniem, niekoniecznie odwzajemnianym. Zdmuchnęła pasmo włosów, które zsunęło jej się na oczy - Nie lubię kłamać, Skarbie, bo nie chcę też być okłamywana - zatrzymała wzrok, na jasnych iskierkach, migających w błękitnych źrenicach dziewczynki, nie na długo zatrzymując uwagę na sobie, którą - przyciągnęła nadchodząca czekolada. Podziękowała umykającemu skrzatowi, wciągając słodki zapach słodyczy. Sięgnęła po łyżeczkę i gorący smakołyk, niemal w tym samym momencie co Lizzy. I już miała ze śmiechem zgodzić się z kruszyną, gdy słowa, jakie wypowiedziała, wywołały niekontrolowany kaszel, mieszany z krztuszeniem. Nawet nie pytała, skąd znała takie słownictwo, niemal wizualizując sobie facjatę Douga - Dziecino - odezwała się, gdy udało jej się przełknąć nieszczęsny kęs czekolady - To nie są słowa, których używa dama.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Boczna ulica - Page 6 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Boczna ulica [odnośnik]03.05.16 15:06
Lizzy patrząc w przyszłość, widziała jedynie swoją mamę. Pragnęła wrócić na Nokturn, znaleźć sobie pracę, która pozwoli jej zyskać respekt na ulicy i poza nią. Nie interesowało ją to, z czym wiązały się klątwy. Nie patrzyła na przyszłość przez pryzmat nauki, a co się z tym wiązało wyborem szkoły, czy ulubionym przedmiotów. Cel był wręcz oczywisty. Stare biurko matki czekało i na nią. Nie wiedziała, kiedy wróci Abigail, ale wiedziała, że od niej nauczy się najwięcej. Czy pięcioletnie dziecko powinno mieć właśnie takie marzenia?
- Chcesz spróbować? – spytała, wyciągając długą łyżkę z filiżanki. Nabrała za dużo czekolady, a ta kapała od spodu, zostawiając na stoliku ciemnobrązowe plamy. Mała się tym nie przejmowała. Wspinała, aby sięgnąć do Inary, czując, że ona musi koniecznie spróbować gorących malin zanurzonych w czekoladzie. Doprawdy, czy było coś smaczniejszego na tym świecie? Wzruszyła ramionami, a łyżeczka wyleciała jej z dłoni, spadając na podłogę. Miała łzy w oczach, ale nauczyła się, że nie wolno płakać. Spojrzała na Inarę bezradnie, unosząc brudne dłonie nad stolik.
- O, o. – powiedziała smutno, bo czegokolwiek się nie dotknie, zostanie upaprane czekoladą. W dodatku sama nie mogła jej pić. Zezłościła się mocno, machając nóżkami bezradnie. Ryknęła zła na siebie i patrzyła na Inarę, prosząc o pomoc, lecz nie wypowiedziała błagalnych słów na głos. Mama uważała to za słabość.
- To nie dorastaj, bo to brzydkie – brzydkie zachowanie, nieładne zachowanie, mama biła po rękach. Skrzat zaczął kręcić się pod ich nogami, sprzątając z podłogi dowody na niesforne dziecko. Podał też nową łyżeczkę, a gdy Lizzy zobaczyła szmatę, przyczepioną do jego bioder, wyciągnęła łapki, aby zetrzeć z nich brązowe ślady. Skrzat będzie pewnie miał jej po dziurki w nosie.
- Nie mogę z tobą? Nie chcę spać sama – dodała marudnie – A co jak u ciebie straszy? Bo ty mieszkasz na dworze, a tam są duchy, tak mi mama mówiła, że dlatego większość jest taka pokręcona, bo gada z duchami – Lizzy była chodzącym nagraniem opinii Abigail. Oczywiście nie zdawała sobie sprawy, że może kogokolwiek ranić. Opinia szarej masy nigdy nie była łaskawa dla szlachty. W ich opinii cena wolności nigdy nie była równa z głodem, szykanowaniem i mieszkaniem pod dziurawym dachem. Cóż mogli wiedzieć o cierpieniu, doświadczając go jako obraz bogactwa i zepsucia?
- Czy można na nich latać? – spytała zaciekawiona. Lizzy nigdy nawet nie miała okazji ich widzieć. Była zamknięta w swoim nokturnowskim mieszkaniu, w sklepie, w którym klątwy były na porządku dziennym i na tej ulicy, co gorszyła wszystkich dobrych ludzi. Czy doprawdy ludzie bez pieniędzy również mieli „wolność”?
- Wujek tak ciągle mówi – powiedziała niewzruszona, nie wiedząc, co w zasadzie przed chwilą powiedziała. Dla niej to było słowo zachwytu, które używali dorośli, a wszak ona też chciała do nich należeć.
- A co to znaczy? – spytała szeptem, nachylając się do cioci.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Boczna ulica [odnośnik]07.05.16 1:05
Perspektywa zawsze zależała od punktu, w którym się aktualnie stało. Inara urodziła się szlachcianką, ale nie miała na to wpływu, ani tym bardziej na wychowanie, za które - akurat była szalenie wdzięczą ojcu. Widziała przecież, że nie wszędzie respektowano zachowania i wartości, które wpoił jej Adrien, a które wśród arystokracji, częściej były uznawane za niewłaściwe szanującej się damie. Alchemiczka mogła się z tym zgadzać lub nie, ale pewnych zasad nawet ona się trzymała.
Większość wielkich problemów, które toczyły umysł panny Carrow, umykały w popłochu w zderzeniu z dziecięca rzeczywistością i naturalną, absorbującą słodyczą, jaką przyniosła jej ze sobą Lizzy. nawet nie próbowała się zastanawiać, czy zdecydować się na kosztowanie czekolady, akurat z łyżeczki dziewczynki. nachyliła się nad blatem stolika, dłonie układając przed sobą, akurat, by kilka kropel gęstej słodyczy spłynęły jej na dłonie. Tylko odruchowo drgnęła, ale - czekoladowa konsystencja zdarzyła się ochłodzić na tyle, by nie parzyć. Nie zdążyła tez zareagować, gdy łyżeczka z brzękiem wypadła z drobnych paluszków kruszynki.
- Nic się nie stało, zobacz, obie teraz mamy umazane ręce - wyciągnęła swoje dłonie przed siebie - ale jeśli chcesz, podzielę się swoją porcją - zaczekała, aż skrzat z niewyraźna miną starł wszelkie dowody "zbrodni", a sama raz jeszcze wyciągnęła chusteczkę, by chwycić ubrudzone, dziecięce rączki - tylko bez wycierania w kurteczkę - dodała, uprzedzając ewentualny pomysł, który mógłby zakiełkować w jasnowłosej czuprynie.
- To będziesz musiała mnie czasem pilnować, żebym nie zapomniała jak to jest - odpowiedziała poważnie. Towarzystwo tej małej istotki wpływało na czarnowłosą kojąco, nawet mimo serwowanych co jakiś czas ataków krztuszenia w reakcji na niektóre, zadawane pytania. Ale wciąż nie było w tym niczego, co wywoływałoby większy niepokój, czy smutek. Może czasem irytację na fakt, że wpadła pod opieką takiego prostaka...
- Możesz ze mną - sączyła ciepło nawet, gdy mała uroczo marszczyła nosek w nadąsanej mince - wiedziałabym o duchach, poza tym...jestem alchemikiem, a żaden nie chciałby z takim mieć kłopotów. Twoja mama na pewno o tym wiedziała - na krótką sekundę przymknęła oczy. Abby stanowiła niedościgniony autorytet dla Lizzy, a Inara nie miała zamiaru tej wizji psuć. Rola, jaką odgrywała była zbyt ważna, by można było ją zbagatelizować.
- Można - pokiwała głową, nawet nie rejestrując jak bardzo jej uśmiech się powiększył - zdecydowanie lepsze niż jazda na miotłach - dodała jeszcze pośpiesznie, pamiętając z jaką pogardą, dziewczynka wypowiadała się o quidditchowym środku lokomocji - A wujek nie jest damą, dlatego tak głupio mówi - mina Inary zmieniła się, z uśmiechu przekształcając się w bardziej chmurny grymas, który chwilę potem, malował lica szlachcianki niewyraźnym rumieńcem, zakończonym kolejna dawką zduszonego kaszlu. Miała ochotę odesłać dziewczynkę do lepszego autorytetu w tej dziedzinie, ale bałaby się odpowiedzi, którą mógłby ją uraczyć Doug.
- To...wulgarne..brzydkie określenie na ... męską część ciała - wypowiedziała słowa na wydechu, mrugając przy tym ciemnymi rzęsami, jakby próbowała odgonić niesforne myśli, zdecydowanie nie przystojące żadnej damie - ..ale będziemy o tym rozmawiać, jak będziesz trochę starsza. Obiecuję - Może do tego czasu, Inara będzie potrafiła wytłumaczyć temat, który wywoływał zdecydowanie mieszane, bo wciąż mało znane...ekhe..doświadczenia.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Boczna ulica - Page 6 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Boczna ulica [odnośnik]09.05.16 6:09
Wszak nikt nie miał wpływu na to, gdzie się urodził, ale to jakim człowiekiem się stanie. Czasami pomocna dłoń potrafiła wyciągnąć największego bandziora z opresji, jednak i ta osoba chciałaby zacząć coś nowego. Elizabeth już w wieku prawie pięciu lat doskonale wiedziała, gdzie zmierza. W tym kierunku co mama. I nikt jej nie powiedział, że to bardzo niefajne marzenia. Wszak czy dziewczynki powinny marzyć o byciu złym? O klątwach, które rozdwajałby człowieka na pół? Lizzy jeszcze nie wiedziała, co dokładnie robiła mama, ale ślepo wierzyła, że i ona wróci do tego samego sklepu i będzie tam dla niej to samo biurko, i to samo pióro. Niewesoła mina szybko zniknęła z twarzy Elizabeth, a ta wyciągnęła upaprane paluszki do dłoni cioci, aby spróbować jej czekolady. I co z tego, że prawdopodobnie była taka sama.
- Moja lepsza – stwierdziła, uśmiechając się od ucha do ucha. Trzymała te rączki w górze dopóki ciocia nie zadbała o ich czystość. Po otrzymaniu nowej łyżeczki znów rozpoczęła grzebanie w swojej filiżance, a na buzi oprócz szerokiego uśmiechu znajdowało się milion plan od czekolady, które próbowała uchwycić językiem.
- Mama mówiła, że jak się zamyka oczy, to nigdy się nie zapomina jak to jest i wszystko można sobie… e… wymyślić – wyobrazić było za trudnym słówkiem i za długim do zapamiętania, więc zrobiła zamyśloną minę i po raz kolejny pokręciła, co chciała powiedzieć. Mimo wszystko, była święcie przekonana, że mówi jak dorosła i ciocia Inara na pewno ją rozumie. Zasłoniła swoje oczka rączkami.
- O właśnie tak – i prędko zamilkła, skupiając się na swoich marzeniach. Nie potrafiła sobie wyobrazić jak to jest być dorosłą, bo przed oczkami widziała ciągle mamę, więc cichutko westchnęła i szybko zabrała rączki z twarzy.
- A jak przyjdzie mama to też może spać z nami? – spytała szeptem, bo dla niej Abi wracała każdego wieczoru, zasypiała wpatrzona w drzwi i zmęczona czekaniem. Z kilku dni zrobiło się kilka miesięcy, a mała wciąż oczekiwała najważniejszej dla siebie osoby.
- Możemy już iść? Chcę do łóżka – zakomunikowała, odpychając od siebie filiżankę, oczywiście pustą, bo wygrzebała nawet najbardziej przyklejoną czekoladę do porcelany. – Poczytasz mi o albo porobimy te twoje… arkemiki? – spytała, próbując powtórzyć słowo „alchemik”. Nowe, zapisała w pamięci. Arkemik to ciocia. Pokręciła głową, a słysząc „miotła” od razu widziała Douglasa. – Nie lubię mioteł, nie lubię latania. – nie lubię wujka, aż chciałoby się rzec. Zeskoczyła ze swojego stołka i podeszła do Inary, kładąc głowę przy piersiach i wtulając się w jej sylwetkę. Może i to było podziękowanie, ale mała na pewno nie była nauczona powiedzenia tego na głos.
- Wujek jest głupi – dodała cicho, nie żeby to małe było i ledwo sięgało do stołka, ale już prawdę znała! – Fuj, jak tak, to nie. – nie wiedziała, co ją bardziej obrzydzało „męska” czy „będziemy o tym rozmawiać” .
Gość
Anonymous
Gość
Re: Boczna ulica [odnośnik]11.05.16 23:12
Czy Inara pamiętała kim chciała zostać, będąc dzieckiem? Słuchała przecież z uwielbieniem historii, które tak barwnie roztaczał jej ojciec i wcale nie ograniczał się do bajek. Mała panienka z wypiekami na twarzy chłonęła opowieści o niemożliwych podróżach, dzikich statkach i niesamowitych stworzeniach, które..miała nadzieję kiedyś sama spotkać. Marzenia - częściowo zrealizowała, angażując się w smocze wyprawy, docierając w zakątki niemagicznego świata, które - nie byłyby jej dostępne, gdyby została w Londynie. Tego była pewna, a Adrien - narażając swoje dobre imię - pozwolił córce poznać więcej, niż "wypadało" przyzwoitej, grzecznej szlachciance.
- Zapewne - mrugnęła do małej, czując na palcach lepką konsystencję czekolady. Miała dziką ochotę samej włożyć palce do ust, zapominając, jak bardzo byłoby to nieodpowiednie na szlacheckich salonach. Ostatecznie zajęła się wycieraniem i drobnych rączek Lizzy i swoich, a chusteczkę chowając do kieszeni. Znowu.
- Zdaje się, ze wiem o czym mówiła twoja mama, chociaż..ja mam problem, bo za dużo sobie..wymyślam - właściwie i jedno i drugie słowo w przypadku Inary się zgadzało. W głowie potrafiła tak niemożliwe historie tworzyć i wyobrażać, że...chyba dorównywała czasem dzieciom.
- A o czym marzysz teraz? - odłożyła łyżeczkę na bok, podpierając policzek wierzchem dłoni. Odpowiedź, tak bardzo oczywista, właściwie pognała wraz kolejnym pytaniem. Zawtórowała małej westchnieniem. Czy ona też kiedyś tak robiła, gdy jej matka zniknęła?
- Nie wiem, czy się zmieścimy, ale...jeśli tylko będzie chciała, to u mnie macie miejsce wolne - wysunęła do przodu dłoń, sięgając policzka Lizzy, by delikatnie przetrzeć kciukiem plamę po słodyczy. Poruszał się i w jej sercu cierń, na myśl, że dziecina może zostać pozbawiona obecności swej rodzicielki na dużo dłużej. A nadzieja, zapewne nie będzie gasła ..nigdy? Czy achemiczka, do tej pory nie łapała się na urwanych myślach, gnających do spotkania z Lilianą? Do dziś dzień, nie wiedziała co się z nią stało i gdzie zniknęła, ani..czy jeszcze żyła, ale tę ostatnią myśl wciąż wypierała.
- Poczytamy, porysujemy i zjemy słodkie rogaliki - wyliczyła zginając kolejne palce - a na alchemię jeszcze znajdziemy czas - zaśmiała się cicho, bo musiała wywietrzyć pracownię, po małym wybuchu zbyt intensywnego eliksiru. Nie drążyła tematu latania, mina dziewczynki i wygięte w grymasie usteczka, wystarczająco wyraźnie sugerowały, że powinny skończyć.
- Potwierdzam - dodała cicho, marszcząc brwi w pierwszym odruchu, w kolejnym rozpogadzając oblicze - Chodź, jedziemy do mnie - wysunęła się ze swego miejsca, zgarniając zawczasu - najpierw kurteczkę małej, w którą opatuliła dziecko, potem swój płaszcz. Wyciągnęła rękę, by ująć drobną dłoń kruszynki. Nie miała zamiaru odstawiać jej do Douga, a rzeczonemu - ostatecznie wysłała lakoniczną wiadomość, na szczęście na tyle uprzejmą, by nie otrzymać na nią odpowiedzi.

zt x2 :pwease:



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Boczna ulica - Page 6 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Boczna ulica [odnośnik]29.05.16 19:16
| kiedyś w grudniu, jeszcze przed świętami

Przedświąteczny okres był dla Luny dosyć intensywny, choć może nie do końca w satysfakcjonujący ją sposób. Dni te były pełne przypadków interwencji amnezjatorów, choć większość z nich była raczej typowa, jak rozszczepienia (nie będące niczym zaskakującym w okresie, kiedy wszyscy się spieszyli) czy przypadki użycia czarów w miejscach, gdzie nie powinno się ich używać, bo mogli to zobaczyć przypadkowi mugole. Było i parę poważniejszych wydarzeń, jednak Luna, jako osoba ambitna i głodna wiedzy wciąż czuła, że nie było to do końca to, czego oczekiwała, i że jej ambicje sięgały wyżej. No, ale przecież nie zamierzała spędzić calutkiego życia na czyszczeniu pamięci mugoli czy pechowych czarodziejów, była tu, żeby się czegoś nauczyć i zapewnić sobie start w dalsze, oby bardziej obfitujące w naukowe sukcesy życie.
W momentach, gdy obfity księgozbiór Spencer-Moonów nie wystarczał, stawała się gościem magicznej londyńskiej biblioteki, potrafiąc godzinami siedzieć w sali aż do czasu zamknięcia, kiedy to niemal była wyganiana przez pracowników pragnących już wrócić do domu. Przyzwyczajona do ślęczenia nad księgami po nocach, ze zdziwieniem wyrywała się z zamyślenia, zaskoczona, jak szybko mijał jej ten czas, kiedy zatapiała się w świecie słów i poszukiwała nowych informacji; ostatnimi czasy szczególnie pasjonowały ją zaklęcia.
Nie inaczej było dzisiaj; Luna zasiedziała się w budynku biblioteki, opuszczając ją dopiero w momencie zamknięcia. Jako, że był grudzień, na dworze było już ciemno, ale pokryty rozmokłym śniegiem chodnik przed budynkiem nie był zupełnie opustoszały, więc nie mogła się stąd teleportować. Ruszyła więc przed siebie szybkim krokiem, by znaleźć pierwszą lepszą nieuczęszczaną uliczkę i właśnie stamtąd deportować się prosto przed swój rodzinny dom.
Gdy w końcu zagłębiła się w jakąś, od razu uderzył ją kontrast między gwarem głównej ulicy a ciszą zapyziałej bocznej uliczki, otoczonej kamienicami o obskurnych ścianach. Jedynym dźwiękiem, jaki słyszała, były jej własne kroki i pękające szkło, które zachrzęściło pod jej butem. Jakiś spłoszony kot prychnął i ukrył się we wnęce. Luna rozejrzała się dookoła i już miała zniknąć, kiedy nagle coś poruszyło się zaledwie kilka metrów przed nią. Zanim zareagowała, usłyszała szelest materiału i powietrze przeciął błysk.



Rzut kostką K6:
1-3: Zaklęcie muska Lunę, dziewczyna przewraca się na ziemię, ale nic poważniejszego jej się nie dzieje
4-6: Lunie udaje się zrobić unik; zaklęcie uderza w ścianę za jej plecami, odłupując kawałek tynku

Luna Spencer-Moon
Luna Spencer-Moon
Zawód : amnezjatorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Idź za marzeniem i znowu idź za marzeniem, i tak zawsze aż do końca.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2180-luna-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t2253-poczta-luny https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f224-evelyn-ave-184 https://www.morsmordre.net/t3343-skrytka-bankowa-nr-602#56368 https://www.morsmordre.net/t2269-luna-spencer-moon
Re: Boczna ulica [odnośnik]29.05.16 19:16
The member 'Luna Spencer-Moon' has done the following action : rzut kością


'k6' : 6
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Boczna ulica - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Boczna ulica [odnośnik]31.05.16 18:44
Święta za pasem. Travis włóczył się po sklepach w celu znalezienia najodpowiedniejszego prezentu dla tych najbliższych. Nie było ich wielu, w trakcie wędrówki po tym magicznym świecie zdążyło się rozpaść naprawdę wiele cennych znajomości, ale nie poddawał się. Świętował nie mniej suto niż rok temu, angażował się w sprawianie radości prezentami równie mocno. Należało za wszelką cenę utrzymać te zbudowane przez lata fundamenty. Nikt nie powinien się obrazić za nową miotłę do Quidditcha, wazę sprowadzaną z Chin czy też drogi alkohol. To jednak przedmioty, sprawy materialne - są one niczym bez ciepłego słowa, wspólnie spędzonego czasu. Tak, ten także należało podzielić między wszystkie ważne mu osoby. Nikt nie mógł czuć się pokrzywdzony. W takim okresie byłaby to podwójna zbrodnia, a Greengrass zbrodniarzem nie był i nie chciał być. Nawet jeżeli kiedykolwiek miałby to w planach, dziadek Romulus prędzej wychłostałby go zaklęciem niż na to pozwolił. Ich stosunki wciąż pozostawały napięte, wytrącające gorycz na języku. Zwłaszcza niefrasobliwe podejście do życia Travisa była kością niezgody między dwoma panami. Lord Abbott niecierpliwił się z powodu jego ożenku i spłodzenia potomków godnych jego rodowi (przy czym zupełnie odmienne nazwisko nie stanowiło dlań żadnego problemu). Nadal bolała go śmierć najstarszego z wnuków, na wspomnienie o wydziedziczonym bliźniaku dostawał niemal piany z wściekłości. Gniew swój kierował głównie w stronę Waltera, lecz i biedny Travis odczuwał nieprzychylność starca względem swojej osoby, brak sprawiedliwości w sercu młodziana byłoby już równoznaczne z popełnieniem samobójstwa. Zatem prezent dla niego stanowił pewnego rodzaju wyzwanie, którego wykonanie graniczyło z cudem, ale przecież nie było niemożliwe. Uparty Greengrass nie chciał dać za wygraną, co zaowocowało jego pojawieniem się w ten grudniowy dzień. Dzień, ponieważ nie przypuszczał, że poszukiwania zajmą tak ogromną ilość godzin! Tęsknił za rezerwatem i smokami, nie tęsknił za świąteczną gonitwą.
Zniecierpliwiony oraz rozeźlony, z rękoma w kieszeniach w szczelnie zapiętym płaszczu o kolorze ciemnej zieleni, przechodził pomiędzy kolejnymi uliczkami. Paradoksalnie jego plan był identycznym jak ten Luny, której to jeszcze nie dostrzegł. Szukał odpowiedniego miejsca do skrycia się przed mugolskimi oczami - kodeks Tajności był powszechnie znany i on nie był żadnym wyjątkiem. Sztywne podeszwy butów wydawały głuchy dźwięk pospiesznie stawianych kroków, ludzi było jak na lekarstwo. Ujrzawszy odpowiednią uliczkę skręcił w nią gwałtownie nie spodziewając się tam nikogo zastać. Jakież było jego zdziwienie gdy już dostrzegł parę przerażonych oczu, a chwilę potem błysk nieznanego mu zaklęcia. Machinalnie zacisnął dłonie na trzymanej w kieszeni płaszcza różdżce, którą to starał się jak najszybciej wyjąć i wycelować… w co tak właściwie? Postać stojąca przed nim, tyłem na dodatek, ubrana była w ciemne szaty, co znacząco zmniejszało jego widoczność przy nikłym świetle lamp.
- Petrificus totalus - powiedział wyciągając różdżkę w stronę napastnika. Pośród ciemnej szarugi, przy małej widoczności, zaskoczony, mógł liczyć jedynie na łut szczęścia, cud, czy jakkolwiek można to nazwać.

kostki

1 - 3: Po wypowiedzianym zaklęciu nieoswojony kot atakuje nogę Travisa, przez co ten upuszcza różdżkę na ziemię.
4 - 6: W przypadku powodzenia zaklęcia ciało mężczyzny osuwa się na Lunę, jeżeli zaklęcie okazuje się nieudane, trafia ono w lampę nieopodal: wydobywają się z niej iskry, a światło gaśnie.


WHEN OUR WORDS COLLIDE



Ostatnio zmieniony przez Travis Greengrass dnia 31.05.16 18:46, w całości zmieniany 2 razy
Travis Greengrass
Travis Greengrass
Zawód : opiekun i łowca smoków w Peak District
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Never laugh at live dragons.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2909-travis-greengrass#47258 https://www.morsmordre.net/t2920-skrzynka-travisa#47503 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-derbyshire-meadow-lane-2 https://www.morsmordre.net/t3868-skrytka-nr-768#72500 https://www.morsmordre.net/t3616-travis-greengrass#65234

Strona 6 z 15 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 10 ... 15  Next

Boczna ulica
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach