Wydarzenia


Ekipa forum
Boczna ulica
AutorWiadomość
Boczna ulica [odnośnik]02.05.15 13:10
First topic message reminder :

Boczna ulica

Jedna z wielu bocznych uliczek Londynu, mniej zatłoczona, cichsza, otoczona raczej budynkami i kamienicami mieszkalnymi, niż sklepikami i restauracjami. Wzdłuż chodnika piętrzy się rząd przepięknych latarni, rozświetlających nocą gęste mroki nieprzeniknionej londyńskiej mgły. Raz na jakiś czas przejedzie mugolski samochód, kiedy indziej drogę przebiegnie dziecko. Wysoka zabudowa uniemożliwia rozpoznanie jakichkolwiek orientacyjnych punktów miasta w oddali, nie da się dostrzec stąd Big Bena. Łatwo się zgubić, jeśli nie zda się dobrze miasta.  
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Boczna ulica - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Boczna ulica [odnośnik]15.02.16 20:28
Caro bardzo nie podobało się to, że dziewczyna stojąca przed nią się śmiała, a teraz, gdy sprawa zaczynała się wyjaśniać, Bellona wcale nie zamierzała odpuścić. Nadal wytykała siostrze oszustwa czy żarty. W dodatku marne. Normalnie Caro by się wściekła i zaczęła krzyczeć, ale sytuacja była zbyt poważna, a jej zrobiło się żal bliźniaczki. Zabawne. To jej było żal tej lepszej, którą rodzice uznali za godną zostania w rodzinie. Role się odwróciły. Zabawne? Teraz chyba to słowo nie było odpowiednie. Ona w ogóle nie chciała wierzyć! Weź tu taką przekonaj! Czy to była jakaś forma obrony? W końcu Caro też na początku próbowała uciec od prawdy o swojej biologicznej rodzinie. Rozumiała ją, bo dobrze wiedziała jak to jest się nagle dowiedzieć, że ma się siostrę bliźniaczkę. Tylko że ona miała trochę czasu, żeby oswoić się z tą myślą. Bellona natomiast nim usłyszała tę informację, przeżyła szok, spotykając siostrę. Nie mogła jednak upierać się wiecznie.
- A właśnie, że się trzyma! - zapewniła tonem nieznoszącym sprzeciwu. Była na skraju wytrzymałości, ale jakoś dawała radę zachować pozory opanowania. - Myślisz, że ja ciebie pamiętam? Gdyby rodzice nie wyznali mi prawdy... ci, którzy mnie wychowali. Oj dlaczego tak się uparłaś przy tej metamorfomagii? - mało nie wyszła z siebie. Tak bardzo chciała ją przekonać. Natychmiast! Sytuacja stawała się coraz bardziej irytująca. - Rozumiesz, że Greybackowie zwyczajnie ci o mnie nie powiedzieli? Szalenie prosty powód, dla którego do tej pory o mnie nie wiedziałaś. I nagle WSZYSTKO MA SENS! - Caro mówiła to tak dobitnie (szczególnie ostatnie słowa), że siostra w jej mniemaniu po prostu nie mogła nadal nie wierzyć słowom swojego klona. Sytuacja była dość prosta - przynajmniej na tyle, żeby Bellona pojęła wreszcie jak absurdalne jest twierdzenie, że to się w ogóle nie trzyma kupy. Sugestywny ton siostry musiał w końcu dać jej do myślenia. Chyba nie jesteś totalną idiotką, co? Caro w środku cała się gotowała. Żal ustąpił miejsce zdenerwowaniu. Była wściekła na dziewczynę stojącą tuż przez nią, albo na męczącą je obie sprawę. Przestała sobie tłumaczyć jej zachowanie. Sytuacja powoli ją przerastała. W głębi serca bała się tego, że Bellona ją wyśmieje, odejdzie i zacznie unikać, a ta już nigdy nie będzie miała okazji, do przekonania jej do prawdy. Choć w sumie po co miałaby to robić? Przecież siostra nie była jej do niczego potrzebna... A jednak robiła wszystko, żeby bliźniaczka uwierzyła. W tej chwili zupełnie nie zastanawiała się po co to robi. Po prostu działała, bo denerwowało ją kłamstwo, w którym obie żyły.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Boczna ulica [odnośnik]19.02.16 12:22
Chyba nigdy nie czułam się tak dziwnie jak teraz. Rozum podpowiadał mi, że to niemożliwe, bo i jak? Miałam siostrę bliźniaczkę i co się z nią potem stało? Uciekła z domu raczkując? To nie trzymało się kupy, wcale. Wbrew temu co mówiła... ona. Nie przyszło mi wtedy do głowy myśl, że moi rodzice mogliby oddać komuś drugie dziecko. Nie widziałam powodu dla którego mieliby to zrobić. Prawda była taka, że nie wiedziałam ani o nich, ani o swoim życiu zupełnie nic. Część mnie buntowała się przed brakiem logiki w całej tej sytuacji, druga zaś... gdzieś tam w głębi odczuwała nadzieję, że to wszystko może okazać się prawdą. Że mam siostrę, teoretycznie więc mogłybyśmy mieć nowy start w życiu. Kiedyś mogłybyśmy załapać naprawdę dobry kontakt i... nie wiem co. Wiem tylko, że od zawsze chciałam mieć rodzeństwo, tylko pogodziłam się po śmierci matki, później ojca, że nigdy mieć go nie będę. Z drugiej strony czy tak długa rozłąka i stracone kilkadziesiąt lat życia były do nadrobienia? Czy mogłybyśmy być dla siebie kimś więcej niż okazjonalnymi znajomymi? Nie wiem dlaczego zaczęłam się nad tym zastanawiać, może to głupie pragnienie odzyskania rodziny było silniejsze niż zdrowy rozsądek? Przestało mi być do śmiechu, przerastała mnie ta sytuacja. Ta jej pewność siebie zbiła mnie z tropu. Rozglądnęłam się wokół, jak gdybym poszukiwała jakiegokolwiek ratunku, ale niczego nie znalazłam. Żadnego zrozumienia wśród twarzy przechodni, mokrych ulic i chodników, pośród latarni. Nic. Tylko chłód i wilgoć przenikająca do skóry.
- Widzę, że wszystko już wiesz. Chętnie zatem wysłucham tej historii - odpowiedziałam na to wszystko. Wciąż pełna wątpliwości, sceptycyzmu i tego, że po prostu ludziom nie można ufać. Po tym, co mnie spotkało, wydawało się, że miałam do tego prawo. Oplotłam się szczelniej ramionami; było naprawdę tak zimno, czy to przez natłok emocji?



just fake the smile

Bellona Lovegood
Bellona Lovegood
Zawód : hodowca i treser chartów angielskich
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Tygrys, tygrys w puszczach nocy
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1565-bellona-greyback https://www.morsmordre.net/t1574-mars#15674 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f181-trout-road-45 https://www.morsmordre.net/t1749-bellona-lovegood#20570
Re: Boczna ulica [odnośnik]20.02.16 2:48
Mam nadzieję, że nie masz mnie za wariatkę...
Gdy dziewczyna zaczęła się nerwowo rozglądać, Caro przestraszyła się, że zamierza jej uciec. Chyba nie sądziła nadal, że to żart. Co jeśli stwierdziła, że ma do czynienia z osobą obłąkaną? Caro miała silne obawy, że podobne myśli przebiegają właśnie przez głowę siostry, nastawiając ją jeszcze bardziej sceptycznie.
W końcu jednak Bellona wykazała jakąś większą inicjatywę, bo zamiast w kółko wszystko negować i wyśmiewać, pozwoliła siostrze na opowiedzenie tej historii. Caro głęboko westchnęła. Miała przed sobą niesamowicie trudne zadanie. Nie mogła przecież tak prosto z mostu oświadczyć bliźniaczce, że wychowywały ją potwory. Nie chciała również niczego zatajać.
Deszcz powoli przestawał padać. Dziewczyny nie musiały szukać schronienia. Caro usiadła na pobliskim murku. Tak jakoś lepiej było jej opowiadać. Westchnęła po raz drugi i w końcu zaczęła mówić smętnym głosem, utkwiwszy wzrok w swoich nowych butach.
- Sprawa ma się tak, że Greybackom urodziły się dwie córki - Bellona i Melody. Z tym, że ja nazywam się Caroline Pouget, ponieważ takie nazwisko nadali mi ludzie, którzy mnie adoptowali - pomimo strachu, który ją ogarniał, spojrzała na minę siostry. Nie była pewna, co ta na razie sądzi o sprawie, ale kontynuowała, tym razem patrząc w dal. Nie na kamienice po drugiej stronie, tylko w nieokreśloną dal. - Okoliczności nie są mi do końca znane. Z tego, co mi powiedziano, zostałam uratowana przez znajomą naszej matki. To ona wywiozła mnie do Francji, pamiętając o pewnych ludziach, którzy od lat bezskutecznie starali się o dziecko.
Uratowana - czy to nie zabrzmiało okropnie? Owszem. Zwłaszcza, że Caro nie powiedziała przed czym. Szczerze mówiąc sama nie wiedziała. Bała się domyślać.
- No wiesz... - kontynuowała po krótkim milczeniu, częściej spoglądając w stronę Bellony. - Byłam chora, słaba... - Kto by sobie zawracał głowę takim problemem? Ano tak! Moi p r a w d z i w i rodzice - państwo Pouget! - Ty natomiast od początku działałaś jak należy! - uśmiechnęła się kwaśno i spuściła wzrok, woląc nie widzieć twarzy dziewczyny, która właśnie dowiadywała się paskudnej prawdy o rodzinnych sekretach. - I to... chyba tyle - znowu popatrzyła Bellonie w oczy. Serce biło jej bardzo szybko. Tak bardzo się bała. Nie chciała ranić siostry (to słowo nie brzmiało już tak strasznie jak na początku).
- Ja poznałam prawdę w ostatnim roku szkoły - oznajmiła, choć nie do końca była pewna, po co właściwie ją o tym informuje. - Rodzice stwierdzili, że powinnam wiedzieć o swoim pochodzeniu. Zwłaszcza, że wkraczałam w dorosłe życie. - Tak naprawdę to była zasługa taty. Mama pewnie nigdy by jej nie uświadomiła. Za bardzo się bała. Wszystkiego! Bała się Greybacków, reakcji Caro, konsekwencji. Po latach dziewczyna całkowicie wybaczyła jej tę przezorność. Nie widziała jednak potrzeby, żeby wtajemniczać Bellonę w dodatkowe meandry tej historii. To było zupełnie nieistotne, a dziewczyna i tak miała dość informacji, żeby jeszcze długo po tej rozmowie wszystko sobie spokojnie układać w głowie. Caro z doświadczenia była tego pewna. Przez własne przeżycia bała się również reakcji siostry. Powiedziała jej jednak wszystko, co wiedziała. Trochę w skrócie, ale jednak najważniejsze informacje przekazała. W głębi serca pragnęła, żeby Bellona nie zrywała z nią kontaktu tak od razu, ale nie przyznała się do tego nawet przed samą sobą.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Boczna ulica [odnośnik]23.02.16 11:06
Chciałabym wszystko negować. Być przekonaną co do słuszności swoich myśli. Byłoby wtedy łatwiej. Łatwiej byłoby stać tutaj o własnych siłach, łatwiej byłoby przełknąć kolejną pigułkę rozczarowania. Tak, to czułam stojąc naprzeciw swojego sobowtóra, otulając się chłodem i wilgocią, nie chcąc zwariować. Nie przerwałam jej ani razu próbując ułożyć sobie to wszystko w głowie. To nie była normalna sytuacja i nikt nie będzie w stanie mnie co do tego przekonać. Byłyśmy do siebie tak podobne, a tak inne zarazem. Rzuciło mi się w oczy, że Caroline (jak to dziwnie brzmi, nawet, jeżeli to imię jak każde inne) nie miała problemu z nawiązywaniem znajomości. Wydawała mi się być taka pewna siebie i tego co mówi... poczułam ukłucie w sercu na samą myśl, że kiedyś i ja taka byłam. Nie pozostało po tamtym życiu nic, włącznie z rodziną. Niestety, ale kopia mnie mówiła coś zupełnie innego. Twierdziła, że jesteśmy siostrami, tylko nikt o tym nie wie. Bałam się zaufać obcej osobie, to nigdy nie kończyło się dobrze. Obawiałam się, że kiedy tylko uwierzę, wszystko rozpadnie się na miliony kawałków nie do poskładania. I zostanę znów sama, z niekończącym się poczuciem żalu oraz rozgoryczenia. Nie chciałam tego.
Milczałam. Nie potrafiłam tego w żaden sposób skomentować. Wszystko, co mogłabym powiedzieć brzmiało albo irracjonalnie albo okrutnie. Czemu mi zależało? Czemu wątpliwości wdzierały się do środka powodując zdenerwowanie na pograniczu paniki? Objęłam się ciaśniej ramionami nie wiedząc co ze sobą zrobić. Byłam jak dziecko we mgle rozglądające się za rodzicami. Ale oni nigdy już nie przyjdą.
- Rodzice nic mi nie powiedzieli. - To były pierwsze słowa, który przeszły przez moje gardło. Tonem pełnym drżenia, niepewności i zagubienia. Matka nie zdążyła, ojciec ześwirował i widocznie nie uznał za stosowne, aby mi o tym powiedzieć. Nie wiedziałam, że był przekonany co do śmierci Melody, ale tego także mi nie powiedział. Dlaczego tyle lat żyłam w kłamstwie?
Czując, jak powoli uginają się pode mną kolana, podeszłam do murku zajmowanego przez... Caroline i zjechałam po nim w dół siadając na zimnej, mokrej ziemi. To wydawało mi się pewniejszym rozwiązaniem niż testowanie wytrzymałości mięśni.
- Dlaczego powinnam w to uwierzyć? To takie... dziwne - powiedziałam nagle. Wplotłam dłonie w swoje wilgotne włosy i szukałam w myślach czegokolwiek, co mogłoby posłużyć za trop. Jakikolwiek.



just fake the smile

Bellona Lovegood
Bellona Lovegood
Zawód : hodowca i treser chartów angielskich
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Tygrys, tygrys w puszczach nocy
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1565-bellona-greyback https://www.morsmordre.net/t1574-mars#15674 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f181-trout-road-45 https://www.morsmordre.net/t1749-bellona-lovegood#20570
Re: Boczna ulica [odnośnik]24.02.16 21:15
Przez całą opowieść, Bellona stała tuż obok z ciasno splecionymi ramionami. Caro zdołała nauczyć się już, że jej siostra jest bardzo sceptyczna. To zawadzało w rozjaśnianiu jej tej dramatycznej sytuacji, ale z drugiej strony to była dobra cecha. Nie można było ufać komuś tylko dlatego, że wygląda jak ty. Szczerze mówiąc, takim osobom należało jeszcze baczniej się przyglądać. W świecie mugoli Caro może zostałaby prędzej zrozumiana, ponieważ tamtym ludziom nie było nic wiadomo o metamorfomagii.
Bellona na pewno zapunktowałaby u współpracownika swojej siostry, który zawsze doceniał jej rozsądne posunięcia. Szkoda tylko, że w tym przypadku Caro wolałaby, żeby jej bliźniaczka uwierzyła w każde jej słowo. To by wszystko ułatwiło! A tak obie musiały się męczyć.
Dziwisz się? - popatrzyła na nią, jakby chciała zadać to pytanie, nie była jednak w stanie jej tym dobić. Taki był z niej auror, że wymiękała, gdy trzeba było kogoś zranić. Zranić psychicznie. Niewinną osobę. Normalnie nie miała takich skrupułów. Jeśli jednak spotykała ludzi, którzy nie zawinili w danej sprawie, po prostu nie miała serca ich niszczyć.
Bo przecież sytuacja i tak była dobijająca. Wszystko chyba zaczynało powoli docierać do Bellony. Caro nie wiedziała który stan był gorszy - irytujący sceptycyzm czy to smutne załamanie?
- Powinnaś? - spytała oschle. Mogła być nieczuła, albo się rozpłakać. Kto by wybrał opcję numer dwa? Na pewno nie Caroline Pouget! - Jeśli nie chcesz, to nie wierz. Też próbowałam przyjąć kiedyś taką postawę. - Oczywiście, że Bellona miała wybór. Mogła nie chcieć się więcej widywać z bliźniaczką, udawać, że to spotkanie nie miało miejsca. W końcu Caro do tej pory właśnie tak robiła. Teraz jednak miała coraz większą nadzieję, że dziewczyna zechce ciągnąć tę znajomość jeszcze jakiś czas. (Może do końca życia którejś z nich?) Zaczynała przyznawać się przed samą sobą, że jednak chciałby poznać ją bliżej. To była ciekawość? A może spodobało jej się to, że ma siostrę? Sama nie wiedziała, dlaczego czuje chęć poznania jej bliżej. Wolała jednak nie pokazywać tego po sobie. Była maksymalnie neutralna. Jak kamień. Nie chciała obnażać się przed zupełnie nieznajomą osobą ze swoimi słabościami. Przed zupełnie nieznajomą s i o s t r ą!
Gość
Anonymous
Gość
Re: Boczna ulica [odnośnik]25.02.16 0:53
Teraz zrozumiałam, że nie tylko noce są trudne. Dni również potrafią dać w kość. Ukryć prawdziwość za kłębami chmur, za kurtyną deszczu. Czy jest tam gdzieś słońce na końcu tej wędrówki? Czasem mocno w to wątpiłam. Tak jak w to, że moje życie może skomplikować się jeszcze bardziej. Nic prostszego wręcz. Siedzę na zimnym, mokrym betonie, dłonie splatam z włosami i szukam. Pośród wszystkich zgromadzonych wspomnień szukam czegokolwiek: drobnej sylwetki dziewczynki mieszkającej w naszym domu, wzmianki, wskazówki choćby? Tropu byle jakiego, który mógłby doprowadzić mnie do celu? Zastała mnie tylko okrutna nicość, ciemność bez dna i masa pytań. Pytań, na które nie było odpowiedzi. Tak desperacko ich pragnęłam.
Los znów okrutnie ze mnie zadrwił a ja już mu uwierzyłam. Po oświadczynach uwierzyłam mu na słowo, że będzie dobrze. Lecz zamęt trwał, próbowałam się w nim odnaleźć, złapać oddech. Kurczowo ścisnęłam dłońmi głowę chcąc pobudzić ją do myślenia. Odpowiedziała głucha pustka, cisza przed burzą, masa wątpliwości otaczające galopujące myśli. Nie umiałam podjąć żadnej decyzji. Nie umiałam tak po prostu uwierzyć. Oszukano mnie tyle razy, że nie jestem pewna czy wytrzymałabym kolejny bat od opatrzności. To mnie przerastało. Przypominało bestię patrzącą jasnymi ślepiami, żądnymi krwi. Grzebanie we wspomnieniach było okrutnie wręcz bolesne, cierpienie żałośnie namacalne. Skrzywiłam się pod naporem tych odczuć aż wreszcie przestałam analizować.
Odpuściłam.
Z moich ust wydobyło się ciche westchnięcie. Szorstki ton kogoś, kto podawał się za moją siostrę przewiercał kolejną dziurę w sercu. Odpychało mnie to i zastanawiało jednocześnie. Sprawiała wrażenie kogoś, komu nie zależy na mojej wierze. Na mnie? Przecież doskonale wiedziałam, że na tym świecie istnieje chyba tylko jedna osoba, dla której coś znaczę, może dwie. Machinalnie wzięłam w dłoń kryształ wciąż zwisający z mojej szyi. Paradoksalnie widząc go w bieli dodał mi on otuchy.
- Nawet jeżeli to prawda to... co dalej? Dlaczego mi to mówisz? Domyślam się, że nie będziesz chciała nawet na mnie patrzeć, co cię więc powstrzymało przed ucieczką? - odezwałam się wreszcie. Uniosłam także głowę, by móc spojrzeć na dziewczynę. I odczytać coś? Cokolwiek? Co za nonsens.



just fake the smile

Bellona Lovegood
Bellona Lovegood
Zawód : hodowca i treser chartów angielskich
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Tygrys, tygrys w puszczach nocy
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1565-bellona-greyback https://www.morsmordre.net/t1574-mars#15674 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f181-trout-road-45 https://www.morsmordre.net/t1749-bellona-lovegood#20570
Re: Boczna ulica [odnośnik]25.02.16 21:58
Caro doskonale wiedziała, co robi jej siostra - przetrawia informacje. Przetrawia je w mózgu i próbuje jakoś przyswoić. Zupełnie jak jedzenie strawione w żołądku. Tylko, że ten proces, który właśnie trwał w jej głowie, był bolesny. Bardzo bolesny. Caro wiedziała, co to znaczy. Kilka lat temu doświadczyła tego samego. Teraz zupełnie przyzwyczaiła się do prawdy. Dlaczego jednak również czuła ból?
Patrzenie na Bellonę siedzącą na ziemi i trzymającą się za głowę było czymś mocno nieprzyjemnym. Zrobiło jej się tak bardzo żal siostry. To tak, jakby patrzyła na siebie. Nigdy przedtem nie doświadczyła czegoś takiego. Współczuła jej silniej niż zwykła współczuć innym ludziom, bo... była do niej bardzo podobna? Nie, jest zupełnie inna! A może to był jakiś rodzaj siostrzanej więzi? Było w ogóle coś takiego? Pomiędzy nimi? Caro czuła się zmęczona - to najlepsze określenie. Nie wiedziała co ma robić. Czy należało coś powiedzieć? Bo chyba nie odejść? Siedziała z posępną miną i zastanawiała się, co by było najlepsze w takiej sytuacji. Chciało jej się płakać. W końcu Bellona zdecydowała się odezwać. Zwróciła na nią uważny wzrok, przygotowując się do odpowiedzi już po jej pierwszym pytaniu, gdy nagle...
CO?! Poczuła się urażona. Słowa siostry ją sparaliżowały. Dlaczego tak sądzisz?
- Ale... - otworzyła usta, nie wiedząc, co właściwie chce powiedzieć i zamrugała. Dotknęła dłonią podbródka i drżących warg, marszcząc przy tym czoło. Było jej przykro, słyszeć podobne oskarżenia. Zwykle denerwowała się na ludzi, którzy niesłusznie o coś ją podejrzewali. Tym razem po raz pierwszy poczuła prawdziwy smutek z tego powodu. Nic, tylko głęboki smutek. Przecież to ona myślała, że siostra będzie chciała odejść na zawsze, to ona chciała dać jej tę wolność. - Skąd... co ty... jak... - gubiła się w słowach i myślach. - Dlaczego miałabym nie chcieć na ciebie patrzeć? - spytała słabym głosem, wręcz załamującym się. W oczach miała łzy.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że tak właśnie sądziła przed spotkaniem. Nie chciała mieć nic wspólnego z rodziną Greybacków, nawet z własną bliźniaczką. Czuła do niej silną niechęć, lecz gdy ją poznała, kiedy opowiedziała jej historię i zobaczyła w tym stanie - w stanie, który tak dobrze znała z własnego doświadczenia...
Odwróciła głowę i zręcznie wytarła oczy. Nienawidziła tego. Nienawidziła się rozklejać i to jeszcze przed obcymi ludźmi. Bo Bellona w rzeczy samej była dla niej kimś zupełnie obcym.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Boczna ulica [odnośnik]26.02.16 13:49
Karuzela emocji, tak właśnie opisałabym tę scenę, gdybym kiedykolwiek zdecydowała się ją w ogóle opisać. Czułam się źle. Nie z powodu Caroline, przecież nic mi nie zrobiła. Po prostu... jej tu nie było. Minęło tyle czasu, wydarzyło się tak wiele rzeczy... przypomniała mi się każda jedna, ból nie ustępował, tak samo jak zwątpienie. Patrzyłam przez chwilę na dziewczynę, nie wierząc w jej nagłą zmianę. Z szorstkiej na wrażliwszą. Nie, to nie były zbierające się w oczach łzy, to z powodu deszczu i wilgoci w powietrzu, zgadza się? Tyle sprzecznych sygnałów, tyle wątpliwości, tyle niedokończonych spraw. Dlaczego nikt mi nie powiedział? Czy to mogło wydarzyć się naprawdę? Czy powinnam ufać obcym osobom? Nie powinnam i w tym tkwił największy problem.
Robiło się coraz chłodniej, czy tylko mi się tak wydawało? Czułam lekkie drżenie mięśni; wiedziałam także, że nie zdołam wstać: wciąż miałam miękkie, uginające się pod moim ciężarem kolana. W najśmielszych snach nie spodziewałam się czegoś takiego. Oderwałam wzrok od siostry; patrzyłam w przestrzeń przede mną.
- Zostałaś odrzucona, nikt cię nie szukał. Czujesz się pewnie rozgoryczona, też bym była - zaczęłam. - O ile byłabym pewna, że to, co nie było mi dane było lepsze od tego co miałam - dokończyłam. Westchnęłam.
- Wiesz, zawsze chciałam mieć rodzeństwo. Potem przyzwyczaiłam się do tego, że jestem sama. Nie ma sensu, abyś pakowała się w bagno Greybacków. Tam nie ma niczego dobrego, jedynie ból i rozczarowanie. Lepiej będzie zapomnieć o tym spotkaniu - wyrzuciłam z siebie w przypływie refleksji. Pesymistycznej, warto dodać. Po prostu znów to robiłam: odrzucałam wszystkich wokół. Tylko patrzeć jak zrobię to samo z Aaronem. I znów zostaniemy tylko my, ja i Jowisz w naszym pustym, smutnym domu na odludziu.
Wszystko dlatego, że jestem zepsuta. Nie do naprawienia.



just fake the smile

Bellona Lovegood
Bellona Lovegood
Zawód : hodowca i treser chartów angielskich
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Tygrys, tygrys w puszczach nocy
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1565-bellona-greyback https://www.morsmordre.net/t1574-mars#15674 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f181-trout-road-45 https://www.morsmordre.net/t1749-bellona-lovegood#20570
Re: Boczna ulica [odnośnik]27.02.16 2:31
Wzięła głęboki oddech, powstrzymując niekontrolowany wybuch płaczu. To by było koszmarne. Na szczęście dała radę i znów spojrzała w stronę Bellony, chowając emocje za kamienną twarzą. Za dużo tego wszystkiego jak na jedno popołudnie! Znowu poczuła złość, bo skąd ta dziewczyna mogła wiedzieć, jak czuje się Caro? Wcale nie jestem rozgoryczona! Po prostu mi ciebie żal! Szkoda jej było tej, która dowiedziała się dzisiaj takich okropnych rzeczy o swoich rodzicach. Rodzice Caro byli zupełnie inni. Tu trafiła w sedno - bo odrzucona córka Greybacków dostała od życia wspaniały prezent w postaci lepszych rodziców. Szczęście w nieszczęściu! Bellona chyba miała rację, ta rodzina była beznadziejna i należało się w nią pakować. Caro nie miała zamiaru poznawać swoich biologicznych rodziców, ani jakiejkolwiek innej rodziny, na którą i tak nie było miejsca w jej sercu. Bagno Greybacków, ból i rozczarowanie - dokładnie! Tak by było! Dlaczego więc dziewczyna czuła się tak fatalnie? Te słowa ją bardzo zraniły. Sęk w tym, że o tym spotkaniu na pewno nie mogła zapomnieć. Siostra pewnie miała rację - tak by było lepiej. Ale to było niemożliwe. To spotkanie na pewno odciśnie się w jej życiorysie - będzie drzazgą we wspomnieniach oraz motywem powracającym wciąż w koszmarach. To było pewne! I straszne...
Caroline Pouget - dziewczyna dwa razy odrzucona przez Greybacków. Obojętnie, czy dopuszczała do siebie tę myśl, kim są dla niej ci ludzie, czy nie, prawdą było to, że po raz kolejny ktoś z najbliższej rodziny jej nie chce. Nic, tylko zapłakać nad całą sprawą. Ale nie teraz, teraz udawała, że ją to nie rusza.
- Tak by faktycznie było lepiej... - przyznała smętnie - ale niestety to będzie trudne. Znowu spróbuję o was zapomnieć. No cóż, w takim razie - do zobaczenia? Nie! Na pewno nie! - żegnaj, Bellono Greyback. - I obym nigdy już nie spotkała nikogo z tej rodziny!
Właśnie zaczęła żałować, że przeniosła się do Londynu. Po raz pierwszy poczuła coś takiego, bo do tej pory czuła zadowolenie w związku z przeprowadzką. Wstała z murka, otrzepała niedokładnie proch z płaszcza i dumnie odeszła.
To szczegół, że zaraz potem łzy niekontrolowanie popłynęły jej po policzkach wielkimi strumieniami...

zt
Gość
Anonymous
Gość
Re: Boczna ulica [odnośnik]06.04.16 20:07
Ustal sama datę, która Ci pasuje ♥

Dziecko z Nokturnu przypominało marną aktorzynę, której reżyser kazał założyć sukienkę i zapleść warkocze. Umorusane rączki wyglądało jakby przekładały tony węgla niż należały do małej dziewczynki. A ona wcisnęła się tylko pod łóżko, aby wujek Douglas miał problem ze znalezieniem. Jednak nie powinna podważać jego zmysłu obserwacji, więc biegała i piszczała po domu jakby ktoś rzucił na nią Cruciatusa. Dla niej to była forma zabawy, dla Douglasa istny londyński Azkaban. Mała Lizzy zamiast szczęśliwych wspomnieć wysysała z niego wszystkie siły życiowe. Ostatnio nawet śnił się jej koszmar i przyzwyczajona chciała wskoczyć do łóżka mamy, ale ten ktoś pod kołdrą miał dziwnie owłosione nogi i te olbrzymie stopy. Elizabeth wyskoczyła z piskiem i jeszcze głośniej piszczała. Właśnie tego ranka walczyła z wujkiem Douglasem na kąpiel oraz brud.
Wykorzystując moment uchylonych drzwi, Elizabeth chwyciła kurtkę i wyskoczyła na klatę schodową, zbiegając po schodach prawie wybiła sobie zęby. Gdy była już przed kamienicą, usłyszała krzyk Douglasa i biegła ile miała sił w nogach. Mała, brudna dziewczynka musiała doprawdy wyglądać zabawnie, gdy luźne warkocze podskakiwały wraz z jej zimową sukieneczką, a kurtka, wciąż jeszcze niezapięta, dygotała z wiatrem. Dopiero za skrzyżowaniem przystanęła, próbując złapać oddech i nerwowo oglądając się za siebie. Co ona sobie myślała, uciekając z domu? To nie było ważne, to tylko zabawa. Douglas miał za nią biec i złapać ją tak jak mama jeszcze na klatce schodowej, tym czasem za nią był tylko kilkoro ludzi, a żaden z nich nie był wujkiem. Czarne dłonie od kurzu brudziły płaszczyk, ale nie tak bardzo, że było to widać na pierwszy rzut oka. Już chciała biec dalej z powrotem, sprawdzając czy Douglas bawi się w berka, ale wpadła na kogoś, kogo głos znała doskonale. Nie wiedziała, co ma zrobić. Na początku spojrzała na Inarę wzrokiem zbitego psa, a jej umiejętności aktorskie nagle osiągnęły apogeum. Chciała się poskarżyć na wujka, że kazał się wykąpać, ale tylko patrzyła na ciocię i nie wiedziała, co ma powiedzieć. Co robiła tu sama? Od razu przytuliła się do jej nóg, udając przerażenie i chcąc uniknąć krzyku.
- Ciociu, ciociu, zgubiłam się, a ci ludzie mnie tylko trącają - udawała płaczliwy ton, bo gdyby Inara znała matkę Lizzy, wiedziałaby, że dziewczynce nie wolno było płakać. Tuliła ją mocno, a na dowód jakaś parka własnie ich potrąciła, próbując przejść drugą stroną chodnika.
- Czy oni są źli, zobacz, zobacz jakie mają miny! Wyglądają jak chochliki! - Lizzy nie wiedziała co to są chochliki, ale gdy mama wymawiała tę nazwę, to było bardzo źle i musiała uciekać po kątach, aby nie krzyczała. Wskazała jakiegoś mężczyznę palcem, cichutko się śmiejąc. Od razu złapała się za usta, gdyż jej przykrywa płaczliwego dziecka zniknęła w trzy sekundy, ale liczyła na jakieś wsparcie ze strony cioci. Może śmiała się nerwowo bądź z samego wujka, który zapewne wyrywał sobie włosy z głowy?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Boczna ulica [odnośnik]07.04.16 20:08
To niech będzie 26 listopada <3

Miała nadzieję, że śnieg znowu zacznie prószyć. I mimo, że wciąż dominowała biel na poboczach ulicy, wolałaby zachować ten stan na dłużej. Nawet, jeśli miałaby pokutować potem, mokrą spódnicą, której bordowe brzegi nawet teraz - z racji faktu na długość - przybrały ciemniejszy odcień, z racji na wsączoną wilgoć. na ramionach zarzucony płaszcz, wiązany srebrną klamrą tuż na piersi, przytrzymując długą, czarną materię. kaptur przysłaniał czerń włosów, luźno opadające na ramiona. Nawet jeśli ktoś jej nie znał, mógł obstawiać spokojnie, na szlacheckie pochodzenie. Nie tylko ze względu na gładkie lico i ciemniejącą źrenicę, ukrytą pod kurtyną rzęs.
Nie śpieszyła się, chociaż cel, który obrała miał podstawy do bycia priorytetem. Szykowała się do pierwszego spotkania nad badaniami, które - lada dzień miało się rozpocząć. Musiała więc zadbać, by pracownia alchemiczna w domu jej ojca, przyjęła znaczną liczbę osób. W końcu - mieli tam pracować. I byłaby całkowicie oddała się rozmyślaniom nad kwestią organizacji i wysyłanych listów, gdyby - nie nagłe zderzenie. Drobne ciałko odbiło się od jej ciała i przytomnie wyciągnęła dłonie, by owa ruchliwa istotka, przypadkiem nie fiknęła koziołka.
- Lizzy, złośniczko moja słodka... - wydusiła z uśmiechem, gdy rozpoznała jasnowłosą dziewczynkę, która tak bardzo urzekła ja swoją..uroczą charakternością. Zanim jednak dopowiedziała cokolwiek więcej, została zbombardowana zdaniami i tym charakterystycznym spojrzeniem, jakim potrafiła w mgnieniu oka zjednać sobie każdego obserwatora...albo sprawić, że ludzie rozdziawiali usta, zastanawiając się, skąd takie dziecko znam potok słów, równy huraganowi.
Kucnęła przed dziewczynką, by nie patrzeć na nią z góry.
- Bo są duzi i nie widzą biegającego skrzata - wyciągnęła chusteczkę i podała ją dziecku - ..i miałam kiedyś ten sam problem, chociaż..chyba nadal czasem mnie trącają. Dlatego trzeba być damą, wtedy nie mogą cie trącać. No chyba, że są gburami. Nie lubię gburów - mówiła całkiem poważnie z wyciągniętym na dłoni, haftowanym materiałem. patrzyła jasnowłosej istotce prosto w oczy, nie unikając żadnego jej pytania. Sama nigdy nie lubiła, gdy będąc dzieckiem, dorośli ignorowali jej pytania i odpowiadali, patrząc gdzieś indziej, tym samym zaznaczając, że jej nie słuchają. Nawet...jeśli jako mała dziewczynka, tak jak Lizzie - udawała, byleby uszczknąć odrobinę "dorosłej" uwagi.
- Nie są źli - dostrzegła tłumiony chichot dziecka, ale wdzięcznie udawała, że nie zauważyła, chociaż i na jej wargach zapełgał uśmiech - ...może niektórzy nieco głupi, nieco w sobie zadufani, albo nieczuli, a przez to - jeszcze bardziej zgubieni niż Ty...- sięgnęła do rozchełstanej kurteczki, by sprawnie zapiąć guziki - wiesz co robię, żeby znaleźć drogę? - zawiesiła głos, jednocześnie jedną ręką przykrywając ramiona dziecka swoim płaszczem - Trzeba zjeść, albo wypić trochę czekolady, ale... - spojrzała wymownie na jej buzię - Wypadałoby użyć tej chusteczki. Stawiam dwie czekolady, że zdążysz się wytrzeć, zanim policzę do dziesięciu! - i nie czekając na odpowiedź, alchemiczka zaczęła rzeczywiście odliczać kolejne liczby. Podejmiesz wyzwanie słodki wafelku?



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped



Ostatnio zmieniony przez Inara Carrow dnia 12.09.16 18:39, w całości zmieniany 1 raz
Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Boczna ulica - Page 5 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Boczna ulica [odnośnik]08.04.16 19:28
Małe dzieci zwykle uwielbiały zimę. Mogły wtedy lepić bałwana, robić aniołki na śniegu, ale Lizzy nie była jej zwolenniczką. Gdy jeszcze mieszkała z mamą na najwyższym piętrze na Nokturnie, wiatr i śnieg głośno uderzał o dach, a mała Lizzy myślała, że to potwory chcą przedostać się przez sufit. Jeśli by tylko potrafiła, wyłączałaby zimę na noc, aby było też zawsze ciepło w domu, a włączała ją wtedy, gdy wychodziła na dwór. Chociaż mocno ukrywała swoją tchórzliwą naturę, nawet teraz w jej oczach można było zobaczyć, jak bardzo się boi. Nie wiedziała, jak daleko od domu odbiegła, a Douglas wcale nie ruszył w pogoń. Lizzy poczuła się smutna, dlaczego nie chciał się z nią bawić? Gdy Inara ukucnęła przy dziewczynę, ta od razu chwyciła za klamerkę. Spojrzała na swoje guziczki, potem znowu na ciocię i wydęła usta.
- Dlaczego masz takie coś? To takie dziwne – mała próbowała otworzyć klamerkę, ale nie chciała jej zniszczyć, więc obchodziła się z nią bardzo delikatnie. W efekcie czego nie odkryła praw rządzących klamerką.
- Czy wujek z tobą rozmawiał, ciociu? – spytała, nieświadomie przyznając się do błędu. Jak każde małe dziecko myślała, że nie ma na nią mocnych i nawet nie zauważyła, że udowodniła tym samym swoją ucieczkę. Nie myślała nawet o konsekwencjach, lecz smutna minka nie zniknęła z jej twarzy. Przytuliła się do cioci, nie chcąc jej puścić. Miałą już wizję, że jak zobaczy wujka, to schowa się pod płaszczem Inary i będzie tak mocno trzymać jej nóg, że nie zobaczy stóp Lizzy. Wyciągnęła rączki najwyżej jak potrafiła, nie ukrywając wcale tego jak są brudne.
- Ale ja też jestem duża! – podkreśliła naburmuszona. Według niej nikogo nie taranowała, ale zapomniała, że jeszcze przed sekundą wpadła na ciocię, wyrywając ją z rytmu naukowych spotkań. – Wypije eliksir i będę większa, i to ja będę trącać – zdradziła swój plan, nie wiedząc, czy w ogóle jest taki eliksir, a po drugie kto by pozwolił na wypicie. Wszystkie trzy ciocie alchemiczki pilnowały swoich składników jak oka w głowie, a mała Elizabeth i tak była jednym, wielkim problemem. Podniosła spódnice Inarki na wysokość kostek, aby zobaczyć jej buty.
- Oo, ale są fajne, myślisz, że wujek mi takie kupi? – spytała, patrząc na obcasy cioci. Wszak Elizabeth była już dorosłą kobietką , chciała ubierać się jak ciocie, zachowywać jak mama i malować usta szminką. Wcześniej podkradała kosmetyki, ale Douglas nie miał nic ciekawego w łazience.
- Czekolady? – odsunęła się na chwilę, a jej oczy błyszczały ze szczęścia. Chciała piszczeć i tańczyć, nie czując w tym żadnego podstępu. Gdyby tylko Douglas wiedział, że wystarczy dać jedną czekoladę, aby Lizzy się chętnie umyła bez gadania! Odliczając razem z ciocią na głos, myląc się czasami, szybko myła dłonie. To był prosty rozrachunek. Wszystko zrobi dla czekolady. Złapała już czystą łapką dłoń Inary.
- Już, już, już!! – krzyknęła uradowana, przebierając nóżkami w miejscu. – A powiesz mi po drodze, co to znaczy być damą? – spytała nieśmiało, bo założyła już, że jak ciocia obiecała, to na pewno pójdą na czekoladę. Już nie wolno było się wycofać. W ułamku minuty zapomniała o wujku Douglasie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Boczna ulica [odnośnik]09.04.16 20:04
tak, zdecydowanie to małe dziewczynki najbardziej lubiły zimę. I może dlatego Inara z taka lubością przypatrywała się wirującym jak tancerki baletowe, płatki śniegu. W końcu - wciąż pielęgnowała w sobie tę małą, rozrabiającą szczebiotem, jaką kiedyś była. I prawdopodobnie - z tego też powodu, tak bardzo urzekała ją rezolutna istotka, jaką była Lizzy. Może dostrzegała pewne podobieństwo, dostrzegając nawet w ilości (i jakości) zadawanych pytań, samą siebie. Czy mała miała kogoś, kto jej na nie odpowiadał? Czy wujek w ogóle chciał jej odpowiadać?
Niewyraźna rysa pojawiła się na myśl o Douglasie, ale i jemu próbowała dać szansę. Nawet jeśli był zadufanym w sobie gburem...może własnie dzięki Lizzy nauczy się czegoś pożytecznego? Albo oboje się czegoś nauczą.
- Klamerka - podpowiedziała z uśmiechem, pozwalając małej gmerać przy gładkiej powierzchni maleńkiej konstrukcji. Przy dokładniejszym przyjrzeniu, można było zauważyć, że ów przedmiot przypomina kształtem zwiniętą różę, której zapięcie stanowił szeroki, dopasowany do kwiatu liść - Tutaj musisz nacisnąć, żeby otworzyć - tłumaczyła cierpliwie, wskazując cienkie nacięcie przy płatkach róży, jednocześnie przytrzymując dłonią kaptur płaszcza, by ten nie zsunął się z jej ramion - bardzo by ci pasował - mrugnęła dziewczynce porozumiewawczo, otaczające jej ramiona, fragmentem materii okrywającej do tej pory plecy Inary.
- Nie, nie rozmawiał, ale powinnam prawda? Bo nie widzę tu go w pobliżu, a domyślam się, że sama byś tutaj nie przyszła - zmrużyła oczy, próbując znaleźć odpowiedź w spojrzeniu dziecka. Doug chyba nie zdawał sobie sprawy, jaki skarb trafił pod jego opiekę. Oczywiście przygarnęła do siebie Lizzy, całując ją w czubek jasnowłosej głowy, z jakąś nieokreślona czułością - ..ale się nie martw. Znajdziemy twojego wujaszka i sobie z nim porządnie porozmawiam - nawet się nie spodziewała, jak duży nacisk dała na ostatnie słowo. Doug zdecydowanie powinien zacząć myśleć. Przynajmniej, inną częścią ciała niż głoszą plotki.
- Zdecydowanie duża! Nawet ja byłam mniejsza, jak byłam w twoim wieku - pogładziła małą złośniczkę po nosie, z dumą podkreślając jej wartość - Wiesz, są eliksiry bardzo łatwo dostępne, które już teraz sprawiają, ze jesteś coraz wyższa...przykładowo mleko - zaśmiała się kończąc zdanie -..ale nie warto trącać. Spotkasz takiego małego, kochanego skrzata i go przewrócisz. Wtedy to on będzie mógł cię nazwać gburem. Nie chcesz być gburem, prawda? - tak jak twój wujek. Zerknęła w dół, zaraz za gestem dziewczynki. Zawsze ją rozbawiało, że w ciągu minuty potrafiła skupiać się na milionach rzeczy, zadając kolejne pytanie (jakoś tak szczególnie przypominając Inarowe podejście, chociaż...z dużo większym natężeniem) - Nie jestem pewna, czy wujek się zna, bo do tego trzeba być kobietą, bo one wiedzą co jest ładne. Panowie są lepsi w innych rzeczach, ale - najpierw trzeba się w takich bucikach nauczyć chodzić. Bo - dodają ci trochę do wzrostu - i nim skończyła odpowiedzieć, temat czekolady całkowicie przysłonił myśli ślicznej panienki Waffing. Nim skończyły liczyć, rączki i buzia jasnowłosej złośniczki były czyste (przynajmniej na miarę chusteczkowej interwencji), więc Inara, aż klasnęła w dłonie.
- Brawo! Widzę, że będziesz rzeczywiście bardzo uroczą damą - podała jej jej dłoń, zamykając w uścisku drobną rączkę Lizzy - Jak obiecałam, idziemy dodać sił czekoladą. Nauczył mnie tego mój tato i - zgadzam się w każdym momencie - podniosła się z kolan, wciąż jednak nie puszczając z objęcia dziecka - jeśli będziesz trzymała się mojej ręki, nikt cię nie będzie trącał. A dama...to bardzo szczególna kobieta, ale może być nią każda, która zachowa w serduszku kilka ważnych wartości - podniosła głowę, rozglądając się na ulicy. Jeśli Doug jej szukał, to robił to bardzo nieumiejętnie. Zmarszczyła brwi. Miała zamiar odprowadzić Lizzy, ale - przecież nie mogła zapomnieć o czekoladzie.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped



Ostatnio zmieniony przez Inara Carrow dnia 12.04.16 13:14, w całości zmieniany 1 raz
Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Boczna ulica - Page 5 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Boczna ulica [odnośnik]12.04.16 13:09
Zima zbierała swoje krwawe żniwo wśród biednych ludzi. Mama Lizzy nigdy nie należała do bogatych. Dopiero u Douglasa nie miała problemu z jedzeniem czy przeciekającym dachem. A najukochańsze ciocie dbały, aby Elizabeth zawsze miała pełny brzuch. Do nich właśnie należała Inara, którą zapewne starsza wersja Waffling będzie obwiniać za nadwagę. Kto potraktowałby poważnie toczącą się kulkę po Nokturnie? Lizzy już jako prawie pięciolatka wiedziała, że będzie taka jak mama i wkrótce wróci tam, zajmować się klątwami. Cokolwiek one znaczyły. Wysłuchała uważnie cioci, próbując odpiąć klamerkę.
- Nie lubię, strasznie wolno się rozbiera – zmarszczyła nosek niezadowolona, zostawiając dziwne zapięcie w spokoju. Mała nie orientowała się w pamiątkach rodowych, więc nie szukała w tym jakiegoś głębszego znaczenia. – Nie, nie chcę, już nie lubię – dodała obrażona na płaszcz, który nie dał się łatwo odpiąć małym rączkom. Wzdrygnęła się i szybko pozbawiał się materiału. Ten został w rękach Inary, a mała miała nadąsaną minę.
- Nie musisz! – powiedziała trochę za nerwowo, Douglas by powiedział prawdę, a Elizabeth mogłaby dostać szlaban. Na to pozwolić nie mogła, więc podskoczyła, próbując otoczyć Inarę na nowo płaszczem. Zachichotała uroczo, gdy poczuła jak ciocia całuje ją w czubek głowy
Wujek jest bardzo niegrzeczny. Nie mogę spać u ciebie? – spytała wieczna podróżniczka, nie przejmując się, że najprawdopodobniej Douglas nie zostanie w ogóle poinformowany, gdzie zniknęło mu dziecko. Mała z chęcią poinformowałaby ciocię Cass, ale nie wujka. On nie miał w ogóle podejścia do dzieci, nie lubiła z nim przebywać. Może przez to, jakie miał dziwne stopy? Lizzy zaczęła przeszukiwać kieszenie swojej kurtki.
- Mam dwa knuty – wyciągnęła je na swoją małą rączkę i pokazała to Inarze – Kupimy dwie pary? – spytała, nie wiedząc, co to pieniądz. Zapewne to była reszta po słodkich bułkach albo podkradła je Douglasowi, gdy leżały jakiś czas na stoliku w przedpokoju. Skoro była duża, to mogła ubierać się jak ciocia, tak uważała Lizzy. Pokręciła głową niezadowolona.
- Nie lubię mleka, wolę buty – dodała uparcie, jak była chora, to też kręciła głową na syropy lecznicze. Mama robiła takie z cebuli, a potem prosiła ciocie o inne i to najbardziej nie smakowało Lizzy. Nie wątpiła w umiejętności cioć, ale mógłby dodać tam chociaż trochę czekolady!
- Chcę być damą, a nie gpurem – powtórzyła za ciocią nieznane jej słowo, zmieniając jego brzemię. Musiała teraz spytać innej dorosłej, co to tak naprawdę znaczy, bo nie mogła się przyznać Inarze, że nie wie, kto to gbur. Złapała ciocię za łapkę i zaczęła z nią iść wzdłuż ulicy.
- A nauczysz mnie? Już umiem wiązać, to nie może być trudniejsze! – pochwaliła się, ale zapewne i to nie było zasługą Douglasa. Jeszcze za krótko u niego mieszkała. Nawet wspięła się na palce, chwiejąc się na boki, mocniej ściskała dłoń Inary. Potknęła się o własne nogi, a potem prędko objęła ciocię, szukając równowagi.
- A co to są wartości? Mama mówiła, że w sercu nie powinno się nic mieć, bo to tylko problemy – recytuje przemądrzałym głosem, wspominając rozmowę z Abi o ojcu Lizzy. – A dwa sykle starczą na buty i czekoladę? Bo jak nie, to wolę czekoladę – dodaje szybko, bo chodzenie na palcach te kilka kroków było bardzo bolesne i ślizgała się na lodzie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Boczna ulica [odnośnik]13.04.16 21:34
Inara bywała na Nokturnie. Co prawda - nie było to zbyt częste i raczej - albo wykradanie się ukradkiem, albo spotkania pod okiem wujaszka Burka, który - wyjechał i nie licząc i tak większych trudności z pojawieniem się na nokturnowych ulicach, to zostało ograniczone jeszcze bardziej...
Jednak - zdążyła zobaczyć maleńki fragment mrocznej rzeczywistości. I nie tylko tu w Londynie. Podobny świat - magiczny, istniał i we Francji i to tam mogła przyjrzeć się jak funkcjonują realia świata wyklętego. I zdecydowanie nie mogła pozwolić, by jej słodka Lizzy doświadczała tego w takim stopniu, w jakim mogły ją sięgnąć mroczne łapska Nokturnu. Nie była też ignorantką, by wierzyć, że dziewczynka nie ma opieki, która zadbała, by nie działa jej się krzywda, ale..Inara próbowała chronić Lizzy w inny sposób.
- Wierz mi, czasami to dobrze, że wolno - nie próbowała więcej namawiać jej kolejnych prób otworzenia zapinki, po prostu pozwalając wywinąć się dziecku z ciemnej materii płaszcza. Przyglądała się gwałtownym zmianom, które płynnie przemykały po jej drobniutkiej buzi, tak łatwo odsłaniając emocje, które nią targały. I chociaż sama prawdopodobnie, miałaby zmarszczony nos w grymasie złości, to i tak zapewne musiała sie z nim skonfrontować.
- Jeśli jest niegrzeczny, to tym bardziej muszę z nim porozmawiać. I nie widziałabym problemu, żebyś została u mnie na noc, ale - to poprawiła jej jasny kosmyk, niesfornie wyplatający sie z jasnego warkocza - o tym też musiałby wiedzieć - końcówkę, dopowiedziała niechętnie, ale - niestety była to prawda - ..ale na razie nie musisz się tym przejmować. Teraz, mamy ważna misję do spełnienia, a nazywa się czekolada! - prawie wyszeptała ostatni wyraz, chcąc odwrócić uwagę małej panienki Waffing od marszczących jej jasne czółko zmarszczek niezadowolenia.
- Zachowaj to skarbie, przecież wygrałaś czekoladę, a buciki...dostaniesz na święta. Zabiorę cię nawet do takiej pani, która je przygotowuje i będziesz mogła wybrać sobie kolor jaki chcesz - oczywiście ewentualny obcasik, byłby raczej prowizoryczny, ale patrząc na ślizgające sie stópki dziewczynki, aż wydęła usta. Doug zdecydowanie powinien przypomnieć sobie, że ma pod opieką dziewczynkę, a nie  chłopczyka, któremu wciśnie niemal każde ubranie. Nawet tak mała dama potrzebowała wyglądać pięknie. I wcale nie były do tego konieczne wielkie koszta.
- Buciki nie dadzą ci takiego wzrostu kochanie, a przecież chcesz być duża? - dla potwierdzenia, złapała obie rączki małej, by rozłożyć je na boki, a potem, obrócić ją w kontrolowanym piruecie, dbając, by przypadkiem nie przewróciła się.
- Tak, będę uczyła moja wróżko, ale musisz mnie uważnie słuchać, bo do tego nie wystarczą buciki - szły powoli, a panna Carrow dopasowała swój krok do dziecięcego chodu, widząc jednak, jak jej drobna towarzyszka, ślizga się stawiając kolejne kroki, zatrzymała się, by po prostu unieść dziewczynkę na ręce. Była lekka, nawet Inara nie miała kłopotu z jej uniesieniem - Z góry będziesz miała lepszy widok, a nie idziemy daleko, więc mi powiesz, jak zobaczysz szyld! - podpowiedziała szybko, by przypadkiem Lizzy nie zauważyła, że chodziło właśnie o to lekko ślizgane kroki.
- To zależy co się w sercu trzyma, albo kogo - obejmowała pewnie swoją małą rozmówczynię, tłumacząc coś, co zapewne powiedziano jej ku..ochronie - Wartościami są pewne cenne rzeczy, nie zawsze materialne, a czekoladę...masz przecież obiecaną od cioci - zaśmiała się cicho. Czy Inara też przepadała kiedyś tak za czekoladą? Jeśli tak, jakoś nie odbiło się to na jej figurze, a widząc jasnowłosą dziewczynkę, nie sądziła, by i jej groził nadmiar.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Boczna ulica - Page 5 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow

Strona 5 z 15 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 10 ... 15  Next

Boczna ulica
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach