Wydarzenia


Ekipa forum
Popiół & Diament
AutorWiadomość
Popiół & Diament [odnośnik]22.06.15 23:00

Popiół & Diament

★★★★
Skryty przed oczami mugoli, na jednej z głównych ulic Kensington and Chelsea, w pobliżu kolorowego Notting Hill zlokalizowany jest sklep idealny dla wielbicieli używek. Szczególnie papierosów, cygar, alkoholi. Wszystkich zgodnych z prawem; te nielegalne szybciej znajdzie się na Nokturnie lub w tawernach o podejrzanej renomie. Popiół & Diament to sklep z klasą, dla ludzi o wykwintnych gustach i raczej zasobnej sakiewce. Wszystko w tej dzielnicy ma swoją cenę, czego konsumenci są doskonale świadomi. Subiekt patrzy uważnym wzorkiem na wchodzących klientów, oceniając ich wygląd jak i zachowanie, by w razie potrzeby służyć kwalifikowaną pomocą. Wnętrze sklepu jest przestronne, wyłożone ciemnym drewnem połączonym z marmurem na eleganckich, finezyjnych ladach, ozdobionych pachnącymi kwiatami jaśminu i pigwy, których zapach miesza się z wonią tytoniu i drewna. Sprawunki są wkładane w eleganckie mahoniowe pudełka, dodatkowo opakowane matowym papierem z ozdobnymi literami P&D i związywane srebrną wstążeczką.
Na drewnianych, wiecznie lśniących półkach stoją zwykłe i magiczne papierosy, importowane, jak i lokalne, stanowiąc raj dla koneserów, a także osób chcących przełamać monotonnie. Dla miłośników klasyki znajdą się cygara, a także mieszanki tytoniu o różnorakich właściwościach, idealnego do podpalenia w fajkach - drewnianych, metalowych, z pianki morskiej, grawerowanych, japońskich, wodnych czy też tych zdobionych w różne kształty fauny i flory - lub mniej elegancko skręcanego w magiczne bibułki, które potęgują niezwykłe działanie.
Nie należy zapominać o alkoholach. Beczułki pitnego miodu, delikatna sherry, magiczne wódki i likiery, wszelakie wina, a także korzenne lub owocowe dodatki do podawania z drinkami. Zdobione karafki, kieliszki... Jednakże Popiół & Diament słynie ze sprzedaży najlepszej whisky w Kensington and Chelsea, co stanowi nie lada komplement i sprawia, że wnętrze sklepu zawsze gości chociaż jednego klienta poszukującego czegoś dla siebie lub w gości.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:41, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Popiół & Diament Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Popiół & Diament [odnośnik]21.08.15 11:29
Lubię przechadzać się ulicami Londynu, patrzeć z zainteresowaniem na piękne wystawy, eleganckie witryny sklepowe i szyldy z nazwami. Lubię stawiać kroki jeden za drugim, powoli, bez pośpiechu, z gracją stąpając w wysokich, klasycznych butach. Lubię też mieć świadomość, że nie spoglądam w szyby aby zobaczyć odbicie siebie samej - w przeciwieństwie do niektórych osób. Może się po prostu okłamuję, aby mieć poczucie wyższości, prawda, ale czy to takie ważne? Myślę o różnych bzdurach i oddycham tym ciepłym powietrzem, zastanawiając się, kiedy pogoda w Londynie wróci znów do tradycyjnego zachmurzonego nieba i opadów deszczu. Wcale nie czekam na ten moment, jednak dobrze wiem, że kiedyś nadejdzie. Oby nie w urodziny taty. Do tego dnia zostało jeszcze dużo czasu, ale właściwie dobrze by było zaopatrzyć się w prezent, aby uniknąć zgubnego pośpiechu. Może to tylko pretekst, aby się wyrwać z domu i przechadzać ulicami Londynu. Skoro tu jednak już jestem i mijam innych przechodniów na ulicy, mogłabym wejść do "Popiołu i Diamentu", aby rozejrzeć się za czymś odpowiednim. I może kupić dla siebie papierosy, żebym znów mogła cieszyć się dymem papierosowym i smukłym kształtem lufki trzymanej w palcach. To zresztą takie eleganckie.
Witam się z niezwykle uprzejmym sprzedawcą i przechadzam między półkami. Bez pośpiechu. Lubię zapach tego miejsca i muszę przyznać, że kojarzy mi się on o wiele lepiej, niż zapach starych książek, którym Hogwart był przesiąknięty. To takie wspaniałe, być już dorosłą kobietą. Spoglądam na alkohole i cygara, zastanawiając się, co byłoby odpowiedniejsze. Cygara lepiej się prezentują, to mogę stwierdzić z pewnością. Podnoszę na chwilę wzrok, słysząc dźwięk otwieranych drzwi i zamieram na ułamek sekundy w bezruchu, widząc wchodzącego do środka mężczyznę. Bardzo przystojnego. Czy ja go już kiedyś nie widziałam? Możliwe, że mignął mi przed oczami parę razy, zawsze jednak byłam zbyt zaaferowana by go dostrzec. Nigdy też nie zwracałam szczególnej uwagi na to, z kim się prowadza Wenus, ale to właśnie w jej towarzystwie widziałam go na tamtym przyjęciu. Z powrotem kieruję wzrok na półki wypełnione papierosami i cygarami, które nagle przestały być najważniejszym punktem mojej wizyty.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Popiół & Diament [odnośnik]11.09.15 22:07
Krótki spacer po ulicach Londynu, nawet w obliczu braku towarzystwa, zawsze wydawał się miłą odmianą po całym tygodniu przebywania w gabinecie oraz mieszkaniu. Miejskie powietrze może i nie było tak czyste jak jeszcze do niedawna (już dobrych parę lat temu zdążyło nasiąknąć spalinami pojazdów oraz kłębami dymów z fabrycznych kominów, co o dziwo, nie wywoływało wśród społeczności zbyt wielu protestów), lecz w porównaniu z nim, sytuacja w zamkniętych pomieszczeniach latem i tak miała się nieco gorzej. Nawet taki typ domownika, za jakiego uważał się Anthony, w taką pogodę odkładał wszelkie swoje zajęcia na bok, zamykał czytane księgi i zamiast kolejnego leniwego popołudnia spędzonego w czterech ścianach domu, wybierał przechadzkę wzdłuż rzeki, do parku… czy do sklepu, nawet jeśli miałoby chodzić o kompletną drobnostkę.
Nawet tak pozornie błaha czynność pozwalała mu oczyścić głowę z myśli, a przy tym choć odrobinę wyrwać się rutynie, która, jak mu się zdawało, ostatnimi czasy dopadała go coraz częściej. I choć do tej pory twierdził, że po paru latach dynamicznego małżeństwa, rok czy dwa spowolnienia na pewno mu się przyda, coraz częściej łapał się na tym, że czegoś wyczekiwał. Wizyty w Ashford, w którym bywał dość regularnie, ostatnimi czasy dobrze na niego działały. Może czas znów odwiedzić rodziców i dwójkę młodszego rodzeństwa? Parę godzin spędzonych w domu rodzinnym, w tej charakterystycznej, rodzinnej atmosferze, której nigdy nie potrafił do końca zdefiniować, mogłyby odświeżyć nieco jego codzienność. A może krótkie widzenie ze znajomym? Spotkanie przy szklaneczce Ognistej?
Zatopiony w gdybaniu oraz snuciu planów, z których zapewne większość nie miała się spełnić, ledwie zauważył, że już prawie dotarł na miejsce. Dość szybko przeszedł przez najdroższą, i jego zdaniem najlepszą, dzielnicę, aby po paru metrach zatrzymać się przy pozornie niedużym, zwyczajnym wejściu. Sklep „Popiół i Diament” należał chyba do jego ulubionych miejsc w całym Londynie. Woń tytoniu oraz drewna unoszące się w powietrzu, eleganckie, kosztowne wnętrze oraz wyjątkowa, przywodząca na myśl klasę, atmosfera. Pewnym krokiem przekroczył jego próg, z miejsca pochłaniając lokal zarówno zmysłem wzroku jak i powonienia. Przywitał się ze znajomym sprzedawcą, zaraz potem kierując swoje kroki w stronę lad z wyłożonymi nań artykułami tytoniowymi – czyli dokładnie tak, jak za każdym razem, gdy odwiedzał to miejsce. Za papierosami nie przepadał, a sensu w kupowaniu alkoholu chwilowo nie widział, więc mógł bez pośpiechu przyglądać się cygarom.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Popiół & Diament [odnośnik]27.09.15 15:24
Potrącono mi z życia największy skarb. Zabrano przyjemność odrywania się od rzeczywistości. Chodzę po ciężkich do zniesienia drogach, chodzę i gubię się w nich, gubi mnie też mój strach przed wzięciem tego na trzeźwo. Dlatego właśnie się upiłam. Oczy mi się same zamykają, kiedy przysiadam na ławeczce w parku. Marzę o tym, żeby zaraz teleportować się do domu, by zasnąć wtulona w ciepłą kołdrę. Marzę o tym, ale wiem, że próbowanie teleportacji w moim stanie to praktycznie samobójstwo. Rozszczepiłabym się na kawałeczki małe, palec zostałby w popiele a w diamencie co by zostało? Może szyji kawałek z brzuchem i koszulka rozerwana na pół. A w tym dugim miejscu moja pusta głowa na talerzu u Williama. Patrzyłby na śmierdzącą alkoholem kukłę i zastanawiał się, czy to jego wina, że zabronił jej ćpać. Nie, Billy, to nie Twoja wina. Nigdy nie jest Twoja. Gdyby nie Ty, to wszystko stałoby się rok temu, może nawet wcześniej. Sam wiesz najlepiej, co mnie podkusiło do przeprowadzki do Londynu.
Stałam teraz przed półką z tytoniem i mrużyłam oczy. Jak się tu znalazłam? Pan obsługujący przyprowadził mnie tu i powiedział "czekaj dziecko, zaraz skontaktuję się z Billym". Nie protestowałam. Zrobiło mi się trochę lepiej, przynajmniej nie marzyłam o zwracaniu obiadu. Wciąż kręciło mi się w głowie, więc kiedy ktoś wszedł do sklepu i zaczął chodzić, postanowiłam, że jak się skupię na jego głowie, to mi przejdzie. Traf chciał, że kojarzyłam tę głowę. I to bardzo wyraźnie!
- Czekaj, czy to.. - kładę dłoń na ramieniu Antha Crouch, który sobie elegancko spacerował i chciał mnie minąć także elegancko. Nie ma tak dobrze! - Nie, to.. to na pewno ty. Pan A. Crouch! Jakże jestem zaszczycona - wzdycham z podniecenia, co wzmożonego przez upojenie alkoholowe. Mrużę oczy i zabieram dłoń z jego ramienia, po czym uśmiecham się niewinnie, czy nie widzi, że nie chciałam sie narzucić? Co ja opowiadam, chcę się mu narzucać coraz mocniej i mocniej. Przecież to A. Crouch, widziałam jego zdjęcie w gablotach mojej szkoły. Ta twarz witała mnie przy każdym razie, gdy wracałam z nocnych ekspedycji. W ostatnich czterech latach miałam nawet zwyczaj przykładania palców do zdjęcia przy każdym przekraczaniu progu Pokoju Smoków. - A teraz, ssskoro już jesteśmy przyjaciółmi, to powiedz mi co się kryje za tym A z kropką? - bo to przecież mnie nurtowało odkąd pamiętam. Prawdę mówiąc, to mało ważne, teraz wpatruję się w niego ogkąrłymi z wrażenia oczami i wzdycham: - Bo jestem twoją FANKĄ


    I get down to Beat poetry  ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines ©️endlesslove
Polly Havisham
Polly Havisham
Zawód : piecze ciastka w Słodkiej Próżności
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
I've been smoking dream dust
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1033-polly-havisham#5949 https://www.morsmordre.net/t6967-pan-darcy-ii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f130-robert-adam-st-28-6 https://www.morsmordre.net/t1128-pola-havisham#7455
Re: Popiół & Diament [odnośnik]04.10.15 17:24
Nie zwracał szczególnej uwagi na otoczenie czy ludzi obecnych w sklepie. Skupiony tylko i wyłącznie na cygarach idealnie ułożonych w gablotkach, myślał o tym, że dawno już go tu nie było. Parę lat temu, będąc żonatym, nie palił w ogóle. Marlene nie lubiła dymu oraz jego zapachu i tym bardziej nie zgadzała się, aby wypełniały one salon, w którym bywali goście, a później i ciężarna kobieta. Z czasem więc zmuszony był całkowicie porzucić nałóg, a po śmierci małżonki najzwyczajniej w świecie nie miał na niego ochoty. Dopiero gdy parę miesięcy później na nowo zobaczył przed sobą witrynę ‘Popiołu i Diamentu’, gdy poczuł woń wydobywającą się z wnętrza, zatęsknił za dawnymi przyzwyczajeniami.
Oglądał już kolejną półkę, na którym wyłożono ozdobnie opakowany tytoń i zamierzał podejść do kolejnej, gdy niespodziewanie czyjaś dłoń wylądowała na jego ramieniu. Gwałtownie ściągnięty na ziemię, zatrzymał się, zastanawiając, kogo tak ważnego przegapił, że próbował zwrócić na siebie jego uwagę w ten poufały sposób. Na szczęście głos, który rozległ się tuż obok chwilę potem, błyskawicznie rozwiał jego wątpliwości.
Odwrócił się w stronę młodej dziewczyny, unosząc wyżej jedną brew oraz nie kryjąc swojego zdziwienia – zarówno zachowaniem, manierami oraz słowami blondynki. Chciał coś powiedzieć, ale tamta kontynuowała swoją rozentuzjazmowaną wypowiedź, dalej brnąc w… no właśnie. Brak ogłady? Anthony nie wiedział, jaki dokładnie cel ma ta rozmowa, przez co milczał, czekając aż rozmówczyni wreszcie skończy. Przy okazji nie mógł nadziwić się całej tej sytuacji. Przy słowach „jesteśmy przyjaciółmi”, dla odmiany zmrużył oczy, a po kolejnym westchnięciu i oznajmieniu o byciu jego fanką po prostu przez dłuższą chwilę wpatrywał się w nią w ciszy. Przez głowę przechodziły mu różne słowa czy wyrażenia, które mógłby teraz z siebie wyrzucić, a każde wydawało się nie na miejscu. Musiał pamiętać, że dalej znajduje się w miejscu publicznym, gdzie, choć dziewczyna chyba tego nie wiedziała, obowiązują pewne zasady.
- Przykro mi, ale panienka chyba mnie z kimś pomyliła – powiedział powoli, patrząc w jej zielone oczy, których, jak miał wrażenie, nie spuszczała z niego. Utrzymywał formalny styl wypowiedzi, aby blondynka nie pomyślała sobie, że faktycznie są przyjaciółmi. – Nie może być panienka moją fanką , bo nie jestem nikim sławnym – wyjaśnił, w myślach dodając „a przynajmniej nie w sposób, w jaki myślisz.” Nie potrzebował przecież dziewczęcia kręcącego mu się pod nogami. – Nazywam się Anthony Crouch – dodał, jakby to miało wszystko wyjaśnić. Po cichu zastanawiał się, skąd zna jego personalia. I twarz, skoro potrafiła go rozpoznać.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Popiół & Diament [odnośnik]04.10.15 21:51
Brak mi ogłady, nie znam żadnej z elitarnych zasad. Gdyby ktoś mi zwrócił uwagę, że nie powinnam tak się odnosić do szlachcica, wybuchłabym śmiechem. Och, doprawdy? Przecież to w szkole wciąż powtarza się, że wszyscy jesteśmy zdolni - no może akurat w naszej szkole tak mówili. Niewiele się myląc, bo rzeczywiście wydawało się, że niewielkie znaczenie dla ocen ma pochodzenie z dobrego domu. Zachowuję się jak na pijaną dziewczynkę przystało, a raczej nie przystało. Po pierwsze: kto puszcza młode damy luzem, by pokazywały się w takim stanie na ulicy? To nie powinno mieć miejsca. Zawsze w takich momentach pojawia się jakiś wybawca, który ramieniem otacza panienkę i wsadza ją do karocy, która odwiezie bezpiecznie do domu. Błędny Rycerzu, zbłądziłeś, lecz nigdy pod nogi Polki. Po drugie: kto to widział, by tak zwracać sie do wielmożnego szlachcica. Polko, moja głowo, moja Polko, ja, ja i ja. Za dużo czasu śmiałam się w twarz mej przyjaciółce, Linette, by teraz traktować was poważnie. Nie ma was, no bo kim jesteście dla mnie? Pisałam niegdyś listy długie i namiętne do waszych znajomych, dziennikarza który z wami robi wywiady podpytywałam gorąco zaintrygowana. I on mówił, mówił mądrze, ale wszystko zapomniałam, gdyż najważniejsze to co czuje się, prawda? A ja czuję, teraz, teraz własnie, że kiedy na ciebie patrzę, to trochę się boję.
Istniejesz na prawdę! Czuję, jak coś podchodzi mi do gardła, miejmy nadzieję, że to nie reakcja na zbyt dużą ilość alkoholu. Mrużę oczy, jak mi się wydaje, by wygladać bardziej pociągająco.
- Anthony Crouch - wypowiadam to imię z niewątpliwą miłością w głosie. Miłuję ciebie całego, odkąd cię poznałam dawno temu w popiele i diamencie wieczorów smoczych beauxbutons. A właśnie, to mi przypomina, że powinnam mówić po francusku, dlatego przechodzę na język nasz szkolny. Brzmię nim jeszcze bardziej bezbronnie, świergocząc słowa piękne wzruszam się nad tym, co mnie spotkało. Czyli Tobą. - Jesteś najbardziej znanym absolwentem, pamiętam każde zdjęcie na ścianie naszego pokoju. Mówili mi, że skoro jesteś z moich stron, to na pewno powinnam znać Cię i Twoją historię - przysuwam się i wlepiam wciąż spojrzenie, bo chociaż skupiam się mocno, to nietrzeźwość co chwila czyści mi pamięć. - A teraz, kiedy tu stoisz, muszę ci przyznać, że jesteś całą głowę wyższy niż mi się wydawało. Sięgasz chyba chmureek, tak wysoko sięgasz. I przyznaj, że w szkole byłeś wspaniałym bystrzakiem, do dziś wszyscy Cię Anthony wspominają. Ale ja najmocniej - zamrugałam słodko oczętami, uśmiech mi się rozlał na twarzy i już miałam znów pytać czy mi się podpisze gdzieś w prywatnym miejscu, ale zemdlałam. Oczywiście bardzo zjawiskowo i typowo dla fanek.
Anthony mnie szkoli, żebym była gotowa na Beatlesów.


    I get down to Beat poetry  ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines ©️endlesslove
Polly Havisham
Polly Havisham
Zawód : piecze ciastka w Słodkiej Próżności
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
I've been smoking dream dust
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1033-polly-havisham#5949 https://www.morsmordre.net/t6967-pan-darcy-ii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f130-robert-adam-st-28-6 https://www.morsmordre.net/t1128-pola-havisham#7455
Re: Popiół & Diament [odnośnik]07.11.15 16:04
Tak rzadko zdarzało mu się trafiać na osoby, które podczas rozmowy zapominają o panujących powszechnie konwenansach oraz zasadach dobrego wychowania, że sytuacja z napastującą go (bo jakże inaczej miałby on postrzegać jej nietypowe zachowanie?) młódką była początkowo niemałym szokiem. Na tyle niemałym, że najzwyczajniej w świecie nie poczuwał się do przerywania trajkotu, lecz, wręcz przeciwnie, do wysłuchania go. Czyżby powziął sobie za cel pokazanie młodej damie, jak powinna wyglądać taka rozmowa? Czy raczej po raz pierwszy od dawna czuł się na tyle nieswojo, aby po prostu nie kontynuować dalej spotkania i zniknąć z oczu panienki najszybciej, jak tylko się dało?
Zapewne to zdumienie było również niejako przyczyną faktu, iż początkowo nie zauważył, że z rozmówczynią coś się działo. Za naturalne wziął jej dość głośne zachowanie, powtarzanie się i ogólne podniecenie, choć musiał przyznać, że to ostatnie nie musiało być spowodowane jej obecnym stanem. W czasie, gdy blondynka wyrzucała z siebie kolejne słowa, Anthony przyjrzał się jej uważniej, próbując wyłapać kolejne odchylenia, które mogłyby wskazywać, że nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co wyprawia. Spojrzenie dość żywo wodziło za jego osobą, ruchy, choć były niewielkie, dość skoordynowane i gdyby nie oddech, który poczuł dopiero, gdy młoda dama zbliżyła się, uznałby, że faktycznie nie została nauczona manier. Jednak czy fakt, że się upiła mógł w jakikolwiek sposób usprawiedliwić ją w oczach Anthony’ego?
Posłał jej kolejne zdziwione spojrzenie, kiedy zaczęła świergotać po francusku, choć to chyba dzięki temu chwilę później wszystko się wyjaśniło. Gdy opowiedziała jeszcze o pokoju, w którym wisi jego zdjęcie, skojarzył, że ma na myśli Beauxbatons. Skrzyżował ramiona, uśmiechając się pod nosem. Mile połechtany faktem, że nawet dawna szkoła chwali się jego obecnością w swoich murach, na sekundę zapomniał o stojącej obok małej gadule. Ale tylko na moment, bo jego ego nie zdążyło odezwać się na tyle szybko, aby zagłuszyć dziewczęce słówka.
Mimowolnie westchnął na głos, ostrożnie rozglądając się już za właścicielem sklepu, który być może pomógłby mu pozbyć się natrętnej dziewczyny. Nie miał nawet jak wtrącić się jej w zdanie, bo cały czas kontynuowała swoją wypowiedź, przeskakując do kolejnych tematów i potem znów do nich wracając. Naprawdę zaczynał się czuć coraz mniej komfortowo w tej sytuacji i tylko z trudem powstrzymywał się, żeby nie spojrzeć na zegarek.  – Tak, należałem do najlepszych uczniów – odpowiedział w końcu, gdy na chwilę zamilkła, choć z wyraźną, niepodobną do niego obojętnością w głosie. – I dziękuję, to miłe, co panienka mówi – odparł, resztkami sił siląc się na zachowanie spokoju jeszcze tylko przez chwilę. Zamierzał bowiem wykorzystać lukę w monologu i zakończyć spotkanie. – Niestety, spieszę się i muszę w tej chwili wyjść… - nie dokończył zdania, bo dziewczę z niewiadomego mu powodu nagle opadło w dół.
W tamtym momencie chyba już kompletnie przestał odnajdywać się w swojej roli. Marzył o tym, aby opuścić sklep i zapomnieć o spotkaniu, ale jego arystokratyczne ja nie pozwalało mu na splamienie swojego wizerunku jakimkolwiek faux paus. Nie zastanawiając się nawet, pochwycił damę w swoje ramiona, zanim ta zdążyła upaść. W duchu już żałował podobnego gestu. Zastanawiał się też, gdzie podziewa się właściciel sklepu. – Wszystko w porządku? – zapytał jakże mało inteligentnie i bez choćby krzty zmartwienia, ledwie patrząc przy tym na blondynkę.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Popiół & Diament [odnośnik]28.11.15 15:52
Czy bardzo było czuć, że Pola nie jest trzeźwa? Ależ drogi Anthony, jej nie jest procentowa nietrzeźwość, przecież Pola gustuje jedynie w zmieniających świadomość proszkach ze skrzydełek wróżek. Teraz czuje się jakby conajmniej lewitowała, bo kiedy najpiękniejszy z Crouchów ją obejmuje, ona odpływa i unosi się wysoko hen z myślami.

- Och, ależ to romantyczne, Anthony - wzdycham sobie z rozleniwionym uśmiechem na ustach, kiedy miałam spotkać się już z podłogą, on mnie wybawił, złapał i trzyma bym nie narobiła sobie siniaków. Nie poprawiam swojej pozycji, bynajmniej nie unoszę się, wciąż wiszę w ramionach, a moje stopy są jakby bezużyteczne. I nie widzę problemu w tym, żeby mu zajmować przestrzeń życiową, no oczywiście, że nie widzę! Niech stoi i mnie trzyma teraz pół dnia, przecież po to wymyślono przystojniaków! Szkoda tylko, że nie wpadłam na pomysł, że on wcale może nie marzył o tym, by mnie niańczyć, albo na ramionach nosić. Nie. Teraz byłam Ofelią, a on Hamletem i musiał o mnie dbać. - Sprawdzałam twój refleks, jest na bardzo dobrym poziomie - oświadczam wciąż mając lekko przymrużone oczy, tym razem jednak już przy jego pomocy staję o własnych nogach. Coś czuję, że nieznający francuskiego obsługujący, uznał, że skoro paplamy (ja w szczególności) w obcym języku, to nie będzie nam przeszkadzał, a nuz go zapytamy o coś i nie będzie w stanie nam odpowiedzieć? - Nie wiedziałam zupełnie, co się działo z tak świetnym uczniem, nawet nie wiesz jakie legendy o Tobie krążyły. O, a może wolisz, żebym mówiła do ciebie pan? Mogę mówić Panie Crouch, chociaż ja znam dorosłych mężczyzn, którym mówię po imieniu i żaden z nich nie ma z tym problemu.
Gdybym mu powiedziała, że znam Daniela Kreugera, to ciekawe co by na to odparł? Gdybym powiedziała mu, że to mój przyjaciel, właściwie mego brata i traktuje mnie tak, jakbym była tez jego siostrą, co by powiedział? Może porwałby mnie, by Danielowi zamknąć buzie? Niewiele brakowało, a ja powiedziałabym.


    I get down to Beat poetry  ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines ©️endlesslove
Polly Havisham
Polly Havisham
Zawód : piecze ciastka w Słodkiej Próżności
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
I've been smoking dream dust
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1033-polly-havisham#5949 https://www.morsmordre.net/t6967-pan-darcy-ii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f130-robert-adam-st-28-6 https://www.morsmordre.net/t1128-pola-havisham#7455
Re: Popiół & Diament [odnośnik]06.01.19 15:00
maeve & morgoth19 października
Odgarnął płynnym ruchem kruczoczarne włosy, wiedząc, że wilgoć z powietrza zdołała już na nich osiąść. Londyn powitał go typową angielską pogodą, lecz Morgothowi to nie przeszkadzało. Podobne warunki praktycznie bez przerwy trwały dokoła Yaxley's Hall i nawet dalej rozciągając się na całe hrabstwo. Wychowywał się wśród oparów mgielnych unoszących się dokoła znad jeziora i torfowisk, dlatego dostrzegał urok tam, gdzie inni widzieli odrzucenie zmieszane z niechęcią. Jego się to jednak nie tyczyło i jako jeden z nielicznych wędrował opustoszałymi, uśpionymi wręcz uliczkami Royal Borough of Kensington and Chelsea. Jego przybycie do Londynu nie było podyktowane tylko i wyłącznie kaprysem oraz chęcią publicznego pokazania się, chociaż to one grały główną rolę tego dnia. Wyjście naprzeciw wciąż trwającym w zaskoczeniu czarodziejom i czarownicom było, być może, najważniejsze. Nie bał się swoich poglądów ani tego, co zaprezentował światu na szczycie nestorów w Stonehenge. Nie zamierzał też siedzieć w Yaxley's Hall ukryty przed spojrzeniami wszystkich i pozwalać szeptom rozwijać się w zastraszającym tempie. Wiedział, że było to nieuniknione, lecz świat magiczny musiał zrozumieć, że czasy Harolda Longbottoma minęły, a przewrót już się dokonał, nie osłabiając konserwatystów. Ponieśli straty, to prawda. Ale ich oponenci również stracili wiele - nie tylko towarzyszy, a dumę i honor, którym tak się zasłaniali na szczycie. Krzyczeli o równości dla mugoli, a odrzucali szlachetnie urodzonych; zaatakowali zgromadzonych; strażnik porządku, auror rzucił zaklęcie, które zniszczyło dziedzictwo narodowe; dziedzic Macmillanów wspomógł szaleńczy czyn, nie patrząc na to, że wśród nich znajdowały się kobiety. Chaos poganiał chaos, a wszystkiemu winni byli właśnie oni - wspierający promugolską politykę ślepcy, którzy nie widzieli hipokryzji we własnych działaniach. Jednak nie to najbardziej uwierało Yaxleya, bo już stracił nadzieję na to, że ktokolwiek powoła się wraz z nim na rozsądek i fakty, nie uczucia i własne opinie. Dyskusje na polu wartości prowadziły donikąd, bo nikt nie zamierzał zmieniać swoich przekonań. Potrzebowali dyplomacji, lecz w momencie próby polegli. Nie byli w stanie stanąć naprzeciw siebie jak cywilizowani ludzie i porozmawiać. Morgothowi zdawało się, że polityka winna się rozwijać, nie zaś cofać ku czasom barbarzyńców, gdzie mocą była moc oręża. Słowo traciło na wartości i najwyraźniej nic nie mogło zrzucić klapek z oczu szaleńców. Po jednej jak i drugiej stronie barykady.
Jakaś młoda kobieta minęła go, posyłając zbłąkany uśmiech. Odpowiedział jej tym samym, pochylając delikatnie głowę, lecz nie zwalniając kroku, by kilka sekund później znów pozostać samemu na chodniku. Czuł się osłabiony. Jak wszyscy po katastrofie oraz spotkaniu z dziesiątkami dementorów, jednak animagia pomagała mu się regenerować szybciej niż normalnie. Pobyt w drugiej skórze oczyszczał jego myśli i równocześnie nie pozwalał na zastanie się obolałych części ciała. Młody nestor musiał o siebie dbać, ale częstsze treningi fechtunku czy jeździectwa podbudowały masę mięśniową, która w jego wieku wciąż się rozwijała. Po ubraniach mógł zauważyć, że to, co leżało na nim idealnie jeszcze parę miesięcy temu, teraz potrzebowało krawieckich poprawek. Zmieniał się, jednak zastanawiał się jak dużą rolę miała w tym biologia, a jaką animagia. Ta ostatnia pozwalała mu nie tylko na fizyczny odpoczynek - psychiczne oderwanie się od spraw trawiących jego umysł było bardziej niż potrzebne. Zmęczenie bezsensownymi waśniami i słuchaniem hipokrytów nie skończyło się wraz z tragedią w Stonehenge. Tam dopiero wszystko się rozpoczynało. Być może właśnie dlatego wpadł na pomysł wyjścia i skierowania się do Londynu po drobne przyjemności. Jego pojawienie się na ulicach oznaczało, że poplecznicy mrocznego Voldemorta nie bali się wyjść z cienia. Nie bali się, że ktoś ich rozpozna. Właśnie o to chodziło. Sami byli propagandą, której potrzebowali. Którą mieli wzmacniać. Której potrzebowała idea chronienia ich magicznego świata przed zatruciem.
Morgoth miał jednak też drugi cel - potrzebował tytoniu, lecz nie wiedział jeszcze w jakiej formie. Czy cygar, papierosów, czy może innego sposobu na tę używkę. Najlepszym do tego miejscem był Popiół i Diament, którego asortyment przewyższał wszystkie inne sklepy. Można było tam spotkać regionalne produkty jak i te importowane z najdalszych zakątków świata. Każdy mógł znaleźć tam coś dla siebie. Wszedł więc do środka, a delikatny odgłos dzwonka zasygnalizował obecność kolejnego klienta. Kilka par oczu skierowało ku nim spojrzenia, rozmowy ucichły, niektórzy prędko odwrócili głowy, inni jeszcze moment trwali, lecz też zrezygnowali, gdy młody czarodziej wolnym, pełnym elegancji krokiem skierował się w głąb sklepu.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Popiół & Diament [odnośnik]08.01.19 19:53
Nie wiedziała dokładnie, która była godzina, gdy żwawym, lecz nieśpiesznym krokiem przemierzała uliczki Royal Borough of Kensington and Chelsea. Po 16? A może nawet 17? To nie było ważne; nie planowała wracać do przygnębiająco pustego mieszkania wcześniej niż to konieczne, choć rozsądek podpowiadał coś zgoła innego - zabarykadować się, zabezpieczyć na wszelkie możliwe sposoby, ukryć. Nie był to jednak pierwszy, ani ostatni raz, gdy ignorowała swój instynkt samozachowawczy; zaraz po opuszczeniu departamentu - gdzie po raz kolejny dopytywała o postępy w śledztwie i po raz kolejny nie otrzymała żadnych nowych informacji - postanowiła udać się do biblioteki, by spędzić tam przynajmniej kilka najbliższych godzin. Musiała się na czymś skupić, musiała się czymś zająć, by nie zrobić niczego głupiego.
Co chwilę poprawiała pasek zsuwającej się z ramienia torby czy kręcące się od wilgoci włosy; przyszła w końcu jesień, czuła to pod zapiętym niedokładnie płaszczem, dostrzegała to w osnuwającej odległe budynki mgle. Rozglądała się dookoła z uwagą, przypominając sobie, w którą uliczkę powinna skręcić, by dostać się do biblioteki możliwie jak najszybciej. I właśnie wtedy zobaczyła coś - czy może raczej kogoś - kto wybił ją z rytmu.
Zwolniła, a w końcu prawie przystanęła, gdy tuż przed drzwiami do Popiołu i Diamentu - sklepu, w którym nigdy nie była i nigdy nie pojawiłaby się z własnej woli - dojrzała lorda Yaxleya. Bo właśnie lordem był ten smokolog, z którym rozmawiała wtedy w rezerwacie, a który opowiedział jej o wyspiarce. Nestorem swego rodu - słyszała, że na szczycie w Stonehenge jako pierwszy wyraził poparcie dla tego, który kazał nazywać się Lordem Voldemortem. Od razu wyrzuciła z głowy bibliotekę, zamiast tego - niewiele myśląc - skierowała swe kroki w stronę drzwi, za którymi zniknął przed chwilą Morgoth.
Powinna uciekać jak najdalej, powinna zapomnieć, że rozmawiali, że siedzieli przy jednym stoliku - zamiast tego dobrowolnie pchała się w paszczę lwa. Wrodzona ciekawość brała jednak górę nad rozsądkiem; choć czego mogła się spodziewać po wizycie w sklepie z tytoniem? Kolejnych politycznych deklaracji? Mimowolnie poprawiła płaszcz, odgarnęła z czoła włosy i przystanęła przy witrynie, niby to przyglądając się wystawionym na pokaz tytoniom, tabakierom i papierośnicom, ciągle jednak obserwując lorda, który skutecznie przyśpieszył bieg krwi w jej żyłach. Mimowolnie ściągnęła wargi i zacisnęła szczupłą dłoń na pasku torby, gdy w głowie zaświtała jej przerażająca myśl; czy to właśnie jemu podobni, ci samozwańczy Rycerze, odpowiadali za śmierć Caleba? Pamiętała artykuł w Proroku, który mówił o wielkim pożarze na Nokturnie, o Voldemorcie, o tym, że nie był sam.
Upewniła się, że jej różdżka nadal spoczywała w kieszeni tweedowego płaszcza, odetchnęła głębiej i podjęła decyzję. Dzwonek odezwał się po raz kolejny, gdy i ona przekroczyła próg Popiołu i Diamentu. Przybrała na twarz maskę opanowania, gdy niby to z zainteresowaniem wodziła wzrokiem po kolejnych gablotach pełnych najróżniejszych towarów. Potrafiła grać, trzymać nerwy na wodzy, choć czuła się niepewnie, gdy przebywała w jednym pomieszczeniu z tym, który nieoczekiwanie sprawił jej zawód, a przynajmniej tak to czuła, choć było to całkowicie irracjonalne, niedorzeczne wręcz. Nie wiedziała również, jaki był plan. Będzie go śledzić? To już lepiej było poczekać na zewnątrz, dopiero wtedy podążyć jego śladem. Będzie podsłuchiwać? I co jej to da? Informacje na temat tego, jakie cygara preferuje? To idiotyczne.
Teraz było już jednak za późno; stała przy jednej z wystaw, niby to zapoznając się z kolejnymi etykietami, tak naprawdę wytężając słuch, próbując uspokoić kołaczące głucho serce. I znów poprawiła opadający na twarz kosmyk włosów, w myślach ganiąc się za ten gest; musiała nad tym popracować, nad drobnymi odruchami, które mogły zdradzać zdenerwowanie. Miała jednak przewagę - tylko ona zdawała sobie sprawę z tego, że to nie ich pierwsze spotkanie.


All the fear there, everywhere
Burning inside of me
Maeve Clearwater
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona

Lately I'm not feeling like myself.
When I look into the glass, I see someone else.

OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t6468-maeve-clearwater https://www.morsmordre.net/t6481-artemizja#165435 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t10356-sypialnia-maeve#312817 https://www.morsmordre.net/t6969-skrytka-bankowa-nr-1629#183139 https://www.morsmordre.net/t6512-maeve-clearwater
Re: Popiół & Diament [odnośnik]09.01.19 11:59
Wszystko ulegało zmianie i jeszcze do niedawna Morgoth nie miał bladego pojęcia o planach ojca, który zdecydował się włożyć seniorski pierścień na jego palec, nie konsultując najwyraźniej z nikim tej decyzji, a jedynie z własnym sumieniem. Nestor nie musiał tłumaczyć się ze swych działań i chociaż młodszy Yaxley przez chwilę chciał otrzymać odpowiedź, szybko umilkł. Ojcowskie spojrzenie wystarczyło mu nade wszystko, bo w końcu zrozumiał, że moment, który był zaledwie sekundą w Kamiennym Kręgu, oznaczał wkroczenie w dorosłość. Jedno słowo, które wydobyło się wtedy z ust Śmierciożercy było równocześnie słowem, które zakończyło okres dzieciństwa. Ciche tato pełne niezrozumienia, pytania, zaskoczenia ochrzciło Morgotha w nowym zadaniu i powinności. Moment między dwójką Yaxleyów niósł ze sobą więcej niż ktokolwiek mógł zrozumieć. Sprawa nestoratu nie grała w nim głównej roli. Hołd złożony przez rodzica na ręce dziecka - nie było większego szacunku, zaufania, zrozumienia. Czy nie tego od zawsze pragnął? Bycia godnym następcą Leona Vasilasa, mogącym stać u boku ojca i czuć, że mężczyzna nie wstydził się swego potomka? A teraz nie był dziedzicem. Jeszcze niedawno opiekował się rodziną z ukrycia. Wraz z odstąpieniem ojca stał się odpowiedzialnym za cały ród oficjalnie, a jego działania nie były już działaniami jednostki, a wszystkich Yaxleyów. Miał wynieść ich nazwisko na piedestał lub pogrążyć w zapomnienie. Tego ostatniego nawet nie brał pod uwagę, odrzucając nawet okres swojego nestoratu jako czasu bierności. Pierwszym dekretem, który wyprowadził, było wzniesienie chwały przodków i odbudowanie dawnego domu. Plany związane z kompleksem rezydencjalnym były rozległe i pracochłonne, lecz właśnie takie miały być rządy Morgotha. W chwilach siły zdwajał wysiłki, w chwilach porażki pomnażał je czasem do granic możliwości. Miał jednak wymagać najwięcej od siebie samego, wiedząc, że bez własnego zaangażowania byłby nikim. Niczym. A to ostatnie czego pragnął.
Nie zamierzał jednak nie chwytać drobnych momentów przeznaczonych jedynie dla siebie, dlatego właśnie znalazł się w Popiele i Diamencie, przyciągając te wszystkie spojrzenia. Wiedział, że ludzie mieli patrzeć na niego od teraz dwojako. Wszak to właśnie on został najmłodszym nestorem w historii, wzbudzając samym tym faktem kontrowersje. Dla postronnych mogła to być istna głupota, by przekazywać władzę komuś tak niedoświadczonemu, dopiero kilka lat wstecz kończącemu Hogwart. Morgoth sam w sobie nie widział kogoś, kto mógłby poprowadzić Yaxleyów ku zwycięstwie, dopatrując się tej figury we własnym ojcu - dlatego jego abdykacja była tym większym szokiem dla Śmierciożercy niż dla pozostałych obecnych. Jednak nie była to jedyna informacja, jaką sobą przekazał tamtejszej nocy, bo zabranie głosu jako pierwszy szlachcic było pewnym, natychmiastowym wkroczeniem w wąski świat tych, którzy mogli decydować o losach ich świata. Pierwszy się odezwał, pierwszy rzucił wotum nieufności wobec aktualnego wtedy Ministra Magii, pierwszy wyszedł ku Riddle'owi. Wszystkie trzy rzeczy zrobił jako głowa swojej rodziny w chwili po tym jak obrał ów urząd. Mogli go za to piętnować, szkalować, nie dostrzegać w nim odpowiedniego człowieka, lecz ich głos nic dla niego nie znaczył. Interesowało go jedynie to, co sądził jego ojciec, autorytet i milczący mentor. Leon Vasilas uznał, że syn był gotowy do podjęcia odpowiednich działań i zrobił to, co uznał za najlepsze dla ich rodziny. Gdyby istniała trzecia droga, droga pozbawiona zbędnej przemocy i okrutnych przewrotów - poszedłby nią. Jednak nie było żadnej alternatywy, która byłaby w stanie równie silnie i skutecznie dokonać zmian, których potrzebował ich świat. Których potrzebowała magia. Musieli działać i nie ulegać napięciu, które mogło spowodować drżenie ich własnego systemu. Pozostanie silnymi było celem priorytetowym do ochrony rodziny. Morgoth miał teraz patrzeć na każdego - od nienarodzonego dziecka Cynerica, przez trzyletnią Arlanę, po stuletnią prababkę Andromachę. Nie zamierzał ich zawieść, lecz nie sądził, że już to zrobił wobec kogoś innego.
Podszedł do jednej z gablot, przy której już ktoś stał. Nie miał pojęcia, kogo spotkał w sklepie ani że obecność kobiety nie była przypadkowa, a wręcz podyktowana jego osobą. Na swoje nieszczęście Maeve trwała przy interesującej go półce, dlatego została skazana na bliższe poznanie. Morgoth odczekałby, aż młoda czarownica coś wybierze i przejdzie do lady, lecz ona wytrwale wlepiała spojrzenie w tytoń sprowadzany z Indii i najwyraźniej nie zamierzała się odsuwać. Pod pewnymi względami ten widok zdawał się być na swój sposób fascynujący, szczególnie że kobiety gustowały w mniej ostrych smakach. - Proszę wybaczyć - odezwał się cicho, patrząc przez jej ramię dosłownie moment, nim podszedł ku nim sprzedawca. - Lordzie Yaxley. - Subiekt w idealnie skrojonej szacie stał za gablotą i wpatrywał się z wyraźną dumą w oczach w mężczyznę naprzeciwko. Najwyraźniej nie był mężczyzną, który gardził szlachcicem pomimo wszystkich ostatnich wydarzeń - mógł nie popierać sprawy, lecz nestor odwiedzający jego sklep musiał być nie lada gratką. - Mogę zaproponować coś nowego? - spytał przyjaźnie, chociaż Morgoth dostrzegł, że kobiecie, wciąż stojącej tuż przed nim, poświęcił jedno, niezbyt zainteresowane spojrzenie. - Myślę, że damom należy się pierwszeństwo - odezwał się spokojnie, nie ruszając się o krok i wciąż wpatrując się w ekspedienta. Nie odsunął się, licząc na to, że czarownica nie ucieknie przed niezręczną sytuacją, a będzie mogła wyjść z niej z uniesioną głową. Mogła nie posiadać szlacheckiego nazwiska, lecz nie oznaczało to, że dobre wychowanie miało ją ominąć.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Popiół & Diament [odnośnik]15.01.19 18:41
Pozornie spokojnie sunęła wzrokiem od jednego tytoniu do drugiego, niby to wczytując się w kolejne etykiety, rozmyślając nad tym, który z wystawionych towarów okaże się właściwym; w rzeczywistości nie poświęcała im większej uwagi, wciąż bijąc się ze swymi myślami. Po co tu przyszła? Dlaczego ślepo podążyła jego śladem, za nic mając sobie rozsądek czy wcześniej powzięte plany? Najmłodszy nestor w historii, tak o nim mówili. A do tego ten, który jako pierwszy wyraził poparcie dla tej zagrażającej wielu czarodziejom, w tym jej, rewolucji. To tylko przemawiało za tym, co podpowiadał jej instynkt samozachowawczy - powinna go po prostu zignorować, pójść w swoją stronę, zająć się swoim życiem, a o tym przypadkowym spotkaniu w rezerwacie smoków zapomnieć. Zacisnęła mocniej usta na słodko-gorzkie wspomnienie tamtego dnia; o tej pory nie była w stanie określić, co się z nią wtedy działo. Dlaczego nie potrafiła skupić się na pracy.
On jednak ciągle nic nie mówił, nie mogła więc bezczelnie przysłuchiwać się wymienianie zdań, w którą - jak miała nadzieję - miał wdać się ze sprzedawcą. Chciała być świadkiem tego, jak zareaguje na niego osoba postronna, która z pewnością słyszała już o wydarzeniach w Stonehenge. Wszyscy żyli doniesieniami ze szczytu, na którym odwołano jednego Ministra Magii, powołano drugiego; wszyscy ze strachem i z nerwami rozmawiali o zmarłych tamtego dnia czarodziejach, o tym, co teraz będzie. Może to już czas odlecieć gdzieś daleko? Poszukać schronienia u mieszkającej za oceanem rodziny? A może lepiej chwycić różdżki w dłoń i walczyć o swój dom, o bezpieczeństwo bliskich, przyszłość dla kolejnych pokoleń? Wtedy jednak usłyszała - i poczuła - że ktoś się zbliża, staje za jej plecami; zamarła w bezruchu, przestała nawet wodzić wzrokiem po zawartości eleganckiej gabloty. To on, lord Yaxley, postanowił przerwać panującą w sklepie ciszę i zwrócić się do niej, przyprawić ją o jeszcze szybsze bicie serca. Powoli, niby to zaskoczona, zerknęła ku niemu przez ramię, by zaraz po tym powoli odwrócić się w jego stronę - jak i w stronę sprzedawcy, który wyraźnie zainteresował się arystokratą. Przybrała na usta jeden ze swych uprzejmych uśmiechów, nim jednak zdążyła zwrócić się do młodszego od niej - wciąż nie mogła w to uwierzyć - nestora, odezwał się pracownik Popiołu i Diamentu. Teraz już wiedziała, jak postronna osoba może zareagować na obecność tego, który był na ustach wszystkich; usłużność, niezmienny szacunek. Czy znaczyło to, że podzielał jego poglądy? Czy reagował tak na każdego przedstawiciela szlachty? Przyzwyczaiła się do tego, że niekiedy bywała ignorowana - czy to ze względu na to, że była kobietą, czy raczej z uwagi na swój status majątkowy. Zdziwiło ją tylko, że lord zwrócił na to uwagę, wytknął ekspedientowi złe maniery.
- Dziękuję, sir - odpowiedziała cicho, na ustach wciąż mając ten uprzejmy uśmiech; skinęła mu przy tym krótko, z szacunkiem, głową. Starała się nie patrzeć zbyt długo na jego twarz, nie nawiązywać kontaktu wzrokowego. - Najwidoczniej wizyta lorda na tyle zawróciła panu w głowie, że na chwilę zapomniał pan o mojej obecności - zwróciła się do drugiego z mężczyzn, nie zmieniając przy tym tonu głosu czy wyrazu twarzy. Lata szkolenia nauczyły ją odgrywania różnych ról. Wcielania się w różne postacie. Teraz zaś na pewno nie była niezbyt zamożną, zagubioną dziewczyną, która z pokorą przyjmowała różne zachowania podyktowane czy to przez uprzedzenia, czy przez czasy. - Mam jednak nadzieję, że mimo to pomoże mi pan wybrać jeden z tych indyjskich tytoniów, nim zajmie się pan lordem Yaxleyem - kontynuowała, tylko przelotnie zerkając ku stojącemu blisko - zbyt blisko - Morgothowi. Łudziła się, że skoro już podjęła tę grę, to przynajmniej będzie ją stać na któryś ze wspomnianych wyrobów. A kiedy już go zakupi, będzie mogła oddalić się stąd i zapomnieć.


All the fear there, everywhere
Burning inside of me
Maeve Clearwater
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona

Lately I'm not feeling like myself.
When I look into the glass, I see someone else.

OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t6468-maeve-clearwater https://www.morsmordre.net/t6481-artemizja#165435 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t10356-sypialnia-maeve#312817 https://www.morsmordre.net/t6969-skrytka-bankowa-nr-1629#183139 https://www.morsmordre.net/t6512-maeve-clearwater
Re: Popiół & Diament [odnośnik]15.01.19 20:03
Wcześniejsza wizyta w Dover sprawiła, że jakiś niewidzialny ciężar spłynął po jego barkach, chociaż powinno być inaczej. Powinien był czuć się inaczej. Rezygnując z pasji, którą kultywował przez ostatnie lata; do której dążył przez cały czas nauki w Hogwarcie; dla której postawił się ojcu; dla której był gotów poświecić tak wiele; dla której się poświęcał. Powinien był odczuwać żal i smutek. Pewną pustkę, której nic nie miało zastąpić ani tym bardziej wypełnić. Morgoth jednak zamierzał patrzeć przed siebie, pozostawiając przeszłość za sobą. Jeśli miał podejmować właściwe decyzje dla przyszłości swej rodziny, musiał wybiegać myślami, założeniami w przód - swoje kaprysy i fanaberie odrzucał w kąt, doskonale wiedząc, że ta rola zmusić go miała do wielu wyrzeczeń. Zrezygnowanie z dalszej współpracy z rezerwatem smoków nastąpiło gwałtownie i powinno pozostawić odciśnięty na nim ślad, lecz póki co Yaxley nie zdołał odczuć ów piętna. Miało się zapewne odezwać już wkrótce, gdy codzienność pozbawiona władców powietrza i ognia uderzy go z całą siłą. Zdawał sobie z tego sprawę. Postanowił poświęcić się w tym momencie innej przyjemności, której nikt jeszcze mu nie odebrał, bo pomimo że palenie bywało dość powszechne, istniała spora gruba osób, które krytykowały miłośników tytoniowych wyrobów. Będąc tym, który chorował na klątwę Ondyny powinien był unikać wszelkich używek - zarówno alkoholowych jak i papierosów, ale medycyna nie odnalazła konkretnej odpowiedzi na to czy dym i procenty w czymkolwiek przeszkadzały. Profilaktycznie mu w tym wypadku nie wystarczało. Przebywając tak wiele czasu między smokami pachnącymi siarką i dymem, naturalnym było, że Morgoth chciał przebywać wśród tych oparów i na co dzień. Subtelna przyjemność idąca za wędrówką siwego obłoku w płucach uspokajała go i odprężała. Teraz nie miał mieć żadnych gadzich podopiecznych, być może właśnie dlatego zastanowił się nad nowym, specyficzniejszym rodzajem papierosów. Jego spojrzenie zatrzymywało się również raz po raz na cygarach, jednak te od zawsze kojarzyły mu się z Leonem Vasilasem - młody czarodziej nie odnajdywał się w paleniu cygar tak jak ojciec. Ten dzień i tak przynosił zmiany; póki co wystarczająco wiele. Dlatego skupił się na papierosach. Indie, Chiny, Ameryka, Afryka. Można było tu znaleźć wszystko, chociaż gdy nie wiedziało się, czego się szukało, wybór przerastał nad treścią i specyfikacją. Przyzwyczajony do luksusowych towarów prosto z serca Kenii, nie spodziewał się, że wewnętrzny kaprys zmian skieruje go ku azjatyckim nurtom. Gdyby nie on, nie stanąłby przy gablocie z indyjskim asortymentem, który przyciągnął uwagę jednej z klientek. Stojąc blisko niej, mógł wyczuć zapach starych pergaminów i przebijający się aromat wilgoci towarzyszącej całej Anglii od samego rana. Po nauce animagii jego zmysły delikatnie się poprawiły, lecz nawet bez nich, nie wyczuwałby w nieznajomej tytoniowej nuty.
Uśmiechnął się delikatnie, nie spuszczając przez chwilę uwagi z kobiety, by następnie obdarować krótkim zerknięciem obsługującego ich subiekta. Ten odchrząknął, prostując się i zaciskając palce na blacie. Gdy tylko zbielały mu knykcie, szybko schował dłonie za siebie. - Naturalnie - zaczął, reflektując się. Zanim jednak cokolwiek zdołał poradzić czy wspomóc radą, po całym Popiele i Diamencie rozległ się odgłos upadających pudełek, a głowy wszystkich zebranych skierowały się właśnie w odpowiednią stronę. - Zaraz wrócę do pani, ma'am - powiedział nieco zbyt pospiesznie ekspedient, po czym obrócił się na pięcie i poszedł sprawdzić co się stało po drugiej stronie sklepu. Morgoth odprowadził spojrzeniem mężczyznę, który wyglądał na wyjątkowo zdenerwowanego, ale nie poświęcał mu już więcej czasu. Odstąpił od aktualnie przeglądanej gabloty, kierując swoje kroki ku stojącej zaraz obok szafce z towarami oznaczonymi jako Ameryka Południowa. Czy miał się zawieść, czy może niekoniecznie? Czy zmiana była w ogóle odpowiednia? Właśnie teraz gdy zmiany zachodziły non stop?
Odetchnął niezauważenie, szukając dalej, lecz robił to niespiesznie. Zupełnie jakby wcale nie szukał nowego smaku, a zastanawiał się czy nie lepiej wykupić cały sklep. - Gustuje pani w ostrych? - spytał spokojnie, nie odrywając spojrzenia od nazw tytoniu, wiedząc doskonale, że kobieta stojąca obok go usłyszy. Zaraz jednak zerknął na nią na chwilę, lustrując jej twarz zielonymi oczami. - Tytoniach - doprecyzował niezbity z tropu, odnajdując chyba pewien rodzaj przekory w całej zaistniałej sytuacji. Bo to była gra. Ona też to wiedziała. Inaczej by jej nie podjęła, nieprawdaż?



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Popiół & Diament [odnośnik]18.01.19 19:47
Obserwowała ekspedienta z uwagą, szukając w jego mimice i gestykulacji wskazówek. Na ile go zawstydziła, a na ile zdenerwowała? Uważał ją za pyskatą smarkulę? A może w myślach układał już plan zemsty? Nie mogła tego wiedzieć. Lecz nie umknęło jej to chrząknięcie czy bielejące knykcie; była ciekawa, jak zareagowałby na podobną naganę, gdyby nie było przy nich lorda. Przypatrywanie się sprzedawcy, który jeszcze niedawno z rozmysłem ją ignorował, teraz zaś pokornie się kajał, miało jedną zaletę - dzięki temu nie zerkała na stojącego obok Morgotha. Choć kusiło ją, by przyjrzeć mu się równie intensywnie, co w trakcie wizyty w rezerwacie. Potrafiła jednak utrzymać maskę uprzejmości, swego rodzaju obojętności; przyszła tu tylko i wyłącznie z powodu tytoniu, prawda? Nie po to, by ukradkiem obserwować szlachcica zza regału i nerwowo chichotać, gdy ten obróci się w jej kierunku (jak wiele takich sytuacji miało miejsce? Maeve nigdy nie rozumiała kobiet, podlotków raczej, zachowujących się w taki sposób). Nie po to, by obejrzeć na własne oczy tego, o którym rozpisywały się gazety. Nie z ciekawości i nie w poszukiwaniu dobrej partii. Dla tytoniu.
Wtedy jednak do jej uszu dotarł odgłos upadających pudełek - odruchowo spojrzała w tamtym kierunku, i bez tego było wystarczająco spięta. Przelotnie ściągnęła usta w nieco węższą kreskę, wsunęła dłoń do kieszeni płaszcza, by sprawdzić, czy różdżka wciąż jest na swoim miejscu. Szybko przywołała maskę nieprzeniknionej uprzejmości podszytą dobrze udawaną wyniosłością; tak naprawdę nie miała wielkiej ochoty na wchodzenie ze sprzedawcą w takie interakcje, wolała trzymać się w cieniu, w ciszy obserwować. Teraz było już na to za późno.
- Oczywiście - odpowiedziała mu cicho, bez przejęcia, węsząc w tym jakiegoś fortelu. Nie miała nic na przeciw; niech ucieka, niech da jej spokój. Z drugiej jednak strony, to oznaczało, że zostanie sam na sam z lordem nestorem. Może powinna stąd po prostu wyjść? Wymówić się tym, że zależy jej na czasie? Może. Nie zrobiła tego, wciąż stojąc w tym samym miejscu, przy eleganckiej gablocie z indyjskimi tytoniami. Odprowadziła sklepikarza wzrokiem, chwytając się i tego, by nie musieć zwracać uwagi na stojącego obok Morgotha. Prędko zniknął w drugiej części sklepu, zostawiając ich samych. Odetchnęła nieco głębiej, próbując utrzymać nerwy na wodzy, pamiętać o wszystkim, co wpoili jej w trakcie szkolenia. Mimowolnie założyła za ucho kosmyk włosów, przelotnie - nie mogąc się już powstrzymać - zerknęła w kierunku wyższego lorda i zauważyła, że ten odsuwa się, robi krok w stronę stojącej obok szafki. Chciała go śledzić, może podsłuchać, jednak nic więcej; wciąż powtarzała sobie jak mantrę, że na szczęście nie wiedział o jej darze, nie miał pojęcia, że Deborah i ona były tą samą osobą.
Obserwowała go kątem oka, wciąż udając, że tak naprawdę wczytuje się w kolejne etykiety, zastanawia się nad kupnem jednego z indyjskich tytoniów; o czym myślał? Czy naprawdę przyszedł tu tylko i wyłącznie po to, by obkupić się w używki? Cóż, po tragedii w Stonehenge chyba wszyscy potrzebowali jakiejś odskoczni od rzeczywistości, zaś ona, jako osoba niepaląca, nie wiedziała, czy papierosy mogą pomóc z nerwami. Zastanawiała się jednak, na ile traumatyczne to było przeżycie - wciąż jednak, w głębi serca, żałowała, że jej tam nie było. Byłaby wtedy świadkiem historii. Wtedy jednak pytanie Yaxleya skutecznie wybiło ją z rytmu. Powtórzyła sobie w myślach wypowiedziane przez niego słowa, nie mogąc powstrzymać się przy tym od doprawdy daleko idących skojarzeń, i w końcu przestała unikać go wzrokiem. Co on, na Merlina, miał na myśli? W co się bawił? Uniosła do góry brwi, dając w ten sposób wyraz swemu zdziwieniu; nie chciała reagować zbyt gwałtownie, choć najchętniej wybiegłaby ze sklepu i wróciła do swych zajęć. Pogrywał sobie z nią? Badał z kim ma do czynienia?
- Słucham? - zapytała w końcu twardo, jej głos nie był już tak przyjemny i opanowany jak wcześniej. Czuła się zagubiona, może nieco zawstydzona niektórymi z myśli, które pojawiły się jej w głowie, a to sprawiało, że wycofywała się, broniła na zapas. Morgoth raczył doprecyzować, że mówił o tytoniu, a ona prędko pożałowała zadanego przez siebie pytania; nie tak, Maeve, nie powinnaś dawać się ponieść emocjom. Przegrała tę rundę. - Jeszcze nie wiem - kontynuowała już spokojniej, poprawiając przy tym pasek zsuwającej się z ramienia torby. Wolała nie udawać, że jest znawcą. - Mój brat zalecił mi udać się do sklepu i zakupić jeden ze wspomnianych tytoniów - zełgała bez mrugnięcia okiem. - Może jeszcze zagustuję w ostrych - dodała, po czym odstąpiła krok od gabloty i spojrzała w głąb sklepu; sprzedawca wciąż nie wracał. Ominęła Morgotha, by ruszyć ku kolejnej z szafek; była już bliżej wyjścia, wciąż jednak nie kierowała się do drzwi. - Czy lord ma swój ulubiony tytoń? - zapytała cicho, jak gdyby nie mogła sobie odmówić podtrzymania tej dziwnej wymiany zdań. Zdrowy rozsądek wciąż krzyczał, by uciekała.


All the fear there, everywhere
Burning inside of me
Maeve Clearwater
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona

Lately I'm not feeling like myself.
When I look into the glass, I see someone else.

OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t6468-maeve-clearwater https://www.morsmordre.net/t6481-artemizja#165435 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t10356-sypialnia-maeve#312817 https://www.morsmordre.net/t6969-skrytka-bankowa-nr-1629#183139 https://www.morsmordre.net/t6512-maeve-clearwater
Re: Popiół & Diament [odnośnik]05.03.19 17:36
Jedna przyjemność, a mogła ciągnąć za sobą więcej pozornie niezwiązanych ze sobą wydarzeń niż można było sobie uzmysłowić. Nie wiedział, że obecność Maeva nie była tu przypadkowa i nie zdawał sobie sprawy z faktu, że to jego osoba była powodem, dla którego dziewczyna znalazła się w sklepie. Nie domyślał się prawdy i zapewne nigdy nie miał się zorientować, że kiedyś przyszło im się już spotkać twarzą w twarz. Że kaprysy dziewczęcego serca były podyktowane zaklęciem, z którego nie zdawała sobie sprawy. Że powinna była ukoić emocje wraz z zaprzestaniem działania czaru. Magia była przeróżna jak przeróżni byli ci, którzy nią władali. Spleceni w dziwnym ferworze nieświadomości i nierealnej tęsknoty, stali obok siebie. On jako całkowite przeciwieństwo odpowiedniego dla niej człowieka, ona jako postać, której stan oznaczałby mezalians. On nie żywiący do niej żadnego uczucia, ona z umysłem poplątanym, niespokojnym i wyczekującym na jakikolwiek ruch z jego strony. On nie znający jej figury, ona z żywą pamięcią o nim samym. Być może podczas odzywania się, jej głos miał brzmieć w tonacji znajomej jego uszom, lecz ostrych rysów policzków i wyrazistego podbródka nie potrafił dopasować do sytuacji ani inicjałów. Czuł podskórnie, że zalążek dziwnego rozeznania mieli już za sobą, chociaż widział ją przecież po raz pierwszy. Było to pod pewnym względem frustrujące, jednak Morgoth nie odczuwał aktualnie podobnej emocji - przedziwne zaciekawienie rozbudziło się w nim, gdy trafiał spojrzeniem na sylwetkę czarownicy. Niewiedza nie irytowała go, lecz pchała ku odpowiedzeniu na zadawane pytania. Wątpił, by miał dostać je akurat teraz, szczególnie, że jego myśli błąkały się w rejonach wychodzących poza granice sklepu z tytoniem. Dzień wszak zapowiadał coś nowego, chociaż odrzucenie możliwości pracy między smokami dotknęła go mocniej niż chciał się do tego przyznać - nawet przed samym sobą. Nie zamierzał jednak przedkładać własnych fanaberii nad dobro rodu, za które był teraz odpowiedzialny. Jak nieziemskim się to wydawało...
Czy lord ma swój ulubiony tytoń?
Morgoth na moment tylko zastygł, słysząc ów pytanie, chociaż było ona tak proste i niepodszyte żadnym drugim dnem. A jednak poruszyło w nim pewną cząstkę, o której zdawał sobie sprawę, lecz jeszcze nie poświęcił jej wystarczająco dużo czasu, by przeanalizować najmniejszy z jej detali. Czy aktualny lord Yaxley wciąż mógł odpowiedzieć z taką łatwością na zadane przez obcą kobietę pytanie? Przestał być już dawnym sobą, a wstępował na ścieżkę, którą śledzić miało zdecydowanie zbyt wielu. Nestorat był zadaniem dla najsilniejszych, najmądrzejszych, najbardziej charyzmatycznych wśród szeregów rodu. Jakie uprawnienia miał więc on? Młody, obarczony genetycznym znamieniem choroby, ze skazą jawiącą się na jego licu. Większość innych seniorów przeganiała go o cały wiek życia i ich spojrzenie nie było czymś, co mógłby z łatwością nadrobić. Kim więc był, by stawać między nimi? Mądrość jednak nie była warunkowana wiekiem, bo gdyby tak było, po ziemi chodziliby starzy mędrcy i młodzi dyletanci. Rzeczywistość była jednak o wiele bardziej skomplikowana. Patrząc po ostatnich wydarzeniach, świeże pokolenia miały siłę do walki i szersze spojrzenie na dzieje świata. Rody potrzebowały silnej ręki, lecz równocześnie gotowej do drastyczny zmian jak wyplenienie najdrobniejszych słabości. Morgoth wiedział, że żeby umocnić swoją rodzinę, musiał zacząć od siebie samego.
Czy właśnie takiej odpowiedzi pragnęła nieznajoma z kojącym głosem? - Zapewne - odparł Yaxley, sięgając po jeden pojemnik o orientalnych oznaczeniach, by przyciągnąć go pod nos. Zaraz jednak odłożył go z powrotem, nie będąc zadowolonym z efektu. - Które tytonie wspominał brat? - spytał, biorąc dość pewnie opakowanie jednego ze wschodnioindyjskich importerów. Skierował spojrzenie jeszcze ku kilku oznaczeniom, a gdy tylko to zrobił, próbki wysunęły się samoistnie z szufladek i poszybowały w jego kierunku, by zawisnąć niedaleko. Degustacja miała się odbyć w specjalnie przygotowanym pomieszczeniu, do którego prowadziło wąskie przejście na końcu sklepu i tam właśnie skierował swoje kroki Śmierciożerca. Jeśli jego bezimienna towarzyszka zamierzała mu towarzyszyć, mogła to zrobić w każdym momencie, chociaż przeciąganie tej enigmatycznej wersji zdarzeń mogło przekroczyć granicę zalecanych niedopowiedzeń. Czy wilcze zmysły miały jednak zawieść go tak łatwo, gdy pewien magnetyzm ciągnął się za nim niczym tytoniowy dym? Wystarczyła jedna iskra, by zwinięte świeżo wysuszone liście zajęły się żarem, a przyjemne krążenie ostrego obłoku wślizgnęło się do szlacheckiego gardła. Rytuał można było uznać za rozpoczęty.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Popiół & Diament
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach