Wydarzenia


Ekipa forum
Hodowla smoczogników
AutorWiadomość
Hodowla smoczogników [odnośnik]26.12.19 2:14

Hodowla smoczogników

Hodowla smoczogników mieści się w lasach otaczających Sennen - niewielką mieścinę położoną w samym sercu Kornwalii. Chociaż na główny budynek nie nałożono zaklęć zapewniających mu niewidzialność, dla większości mijających go czarodziejów pozostaje właśnie taki: nieco oddalony od głównej ścieżki, wtopił się w leśny krajobraz tak naturalnie, że dla nieuważnych obserwatorów stanowi jego integralną część. Wzniesiony na planie sześciokąta, składa się z kilku przedzielonych działowymi ściankami pomieszczeń, które jednak w każdej chwili można ze sobą połączyć, tworząc jeden wspólny wybieg. Całe sklepienie, ukształtowane w formie kopuły, jest przeszklone - a choć (podobnie jak wszystkie sześć ścian) porasta je leśna roślinność, to przez zieloną barierę przedostaje się wystarczająco dużo światła, by zbędne było instalowanie sztucznego oświetlenia.
Wnętrze budynku urządzono tak, by jak najbardziej przypominało naturalne warunki bytowania smoczogników: posadzka, zamiast parkietu, zbudowana jest z przysypanych ziemią, płaskich kamieni, ściany i półki porośnięte są zielenią, a rozmieszczone (pozornie) bez większego porządku woliery zostały tak wkomponowane, że nie rzucają się w oczy. W jednym z kątów wykorzystano naturalnie występującą, kamienną ścianę, z której wypływa źródło wody, tworzącej niewielkich rozmiarów staw. Względnie stała temperatura w pomieszczeniu utrzymywana jest dzięki rzuconym na nie zaklęciom, i oscyluje w okolicach dwudziestu stopni Celsjusza. Powietrze ma dużą wilgotność i charakterystyczny zapach, kojarzący się z siarką oraz lasem po deszczu.
Oprócz głównego budynku, na terenie hodowli znajduje się drewniana przybudówka, w której mieści się raczej skromny gabinet z przylegającą do niego łazienką.

Na budynek nałożone są zaklęcia ochronne: Cave Inimicum, Repello Mugoletum, Tenuistis, Lignumo

Smoczogniki


Aktualnie na terenie hodowli znajduje się sześć smoczogników: trzy samiczki i dwóch samców, wyklutych w niewoli wiosną 1956 roku, odratowanych z nielegalnego przemytu oraz jeden samiec wykluty w listopadzie 1957 roku z jaja złożonego przez Skierkę. Chociaż są uderzająco podobne do smoków, nie zieją ogniem, potrafiąc jedynie emitować iskry z zakończonego grotem ogona. Masa ich ciała waha się od trzech do pięciu kilogramów, a rozpiętość ich skrzydeł to średnio dziewięćdziesiąt centymetrów. Do tej pory udało się oswoić dwa ze smoczogników, Ognika i Skierkę.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Hodowla smoczogników Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Hodowla smoczogników [odnośnik]26.12.19 2:15
| styczeń - marzec 1957

Pojawienie się trzech par smoczogników na terenie smoczego rezerwatu stanowiło wypadkową niefortunnego zbiegu okoliczności i ludzkiej niekompetencji: przechwycone przez magiczną policję z nielegalnego, udaremnionego na brytyjskiej granicy przemytu, zostały mylnie zaklasyfikowane jako młode smoki i przetransportowane w najbliższe miejsce, które byłoby w stanie się nimi zająć. Padło na Peak District – a chociaż przebywający na miejscu smokologowie potrzebowali trzech sekund, żeby zrozumieć pomyłkę przedstawicieli czarodziejskiego prawa, to odesłanie pozbawionych właściciela stworzeń nie było już takie proste. Po pierwsze: nie było dokąd; londyński ogród magizoologiczny, choć wydawał się wyborem najbardziej oczywistym, po kilku dniach oczekiwania przysłał odpowiedź odmowną, tłumacząc podjętą decyzję niemożliwością zapewnienia smoczognikom odpowiednich warunków; szalejące od maja do grudnia anomalie pozostawiły tereny ogrodu w stanie w wielu miejscach wymagającym odbudowy, która miała potrwać co najmniej kilka miesięcy. Z braku lepszej opcji, początkowo postanowiono zaczekać – ale bardzo szybko stało się jasne, że prowizoryczne terrarium, w którym na ogół trzymano smoczęta, nie nadawało się do hodowania nieprzyzwyczajonych do zimowych temperatur stworzeń. Jeszcze w styczniu jeden z nich zachorował, mimo najszczerszych starań smoczych opiekunów słabnąc z dnia na dzień; w lutym Percival – częściowo na własne życzenie, częściowo ze względu na posiadaną wiedzę – zdecydował się wziąć odpowiedzialność za opiekę nad smoczognikami, a chociaż nigdy wcześniej nie miał z nimi do czynienia, to fachowa literatura i dni spędzone na obserwacji bardzo szybko pozwoliły mu dojść do oczywistych wniosków: biedne stworzenia nie mogły zostać w rezerwacie.
Próby znalezienia dla nich odpowiedniejszego domu okazały się niemal równie bezowocne, co za pierwszym razem; z kilkunastu wysłanych listów odpowiedzi doczekało się tylko kilka, z czego wyłącznie jeden krył w sobie odpowiedź pozytywną. Rezerwat w Rumunii zgodził się na przyjęcie smoczogników, o ile zapewniono by im transport; przedsięwzięcie było ryzykowne i kosztowne, Peak District spoglądało więc na nie niechętnie – a Percival, który do tej pory zdążył już przywiązać się do wszystkich pięciu pozostałych przy życiu stworzeń, podszedł do perspektywy wysłania ich za granicę z jeszcze mniejszym entuzjazmem. Alternatywa – kształtująca się w jego głowie już od tygodni – w pierwszej chwili wydała mu się na tyle szalona, że z miejsca ją odrzucił; nie miał odpowiedniego lokum; żył na pożyczonym czasie; nie miał pieniędzy na dokonanie koniecznej inwestycji. Wiedział o tym wszystkim, jednak uporczywa myśl, raz zakorzeniona w jego umyśle, za nic nie chciała dać się odpędzić – i nim się zorientował, rozpytywał okolicznych właścicieli nieruchomości o to, czy którejś z nich nie chcieliby odsprzedać. Jeden z nich chciał – nim więc Percival zdążyłby się zastanowić lub przedyskutować z kimś swoje śmiałe plany, stał się właścicielem Ocalenia – niewielkiego budynku przycupniętego zaledwie pół kilometra od domu, w którym mieszkał z Benem, nienadającego się do niczego poza kapitalnym remontem. Za który zabrał się niemal od razu, z entuzjazmem rosnącym w miarę zrywania z podłogi kolejnych desek – i z pośpiechem dyktowanym pogarszającym się stanem smoczogników. Od samego początku zdając sobie sprawę, że nie zdoła zrobić wszystkiego samodzielnie, prosił o pomoc każdego, kogo tylko mógł: Bena przede wszystkim, ale też obeznaną w kwestii roślin Charlene, oraz kilku znajomych z rezerwatu. Nałożenie zaklęć utrzymujących właściwą temperaturę i zapewniających starannie dobrane warunki kosztowało go nie mało – zapłacił jednak z własnych oszczędności, gdzieś na przełomie lutego i marca orientując się, że to nie wystarczy; z pustoszejącą szybciej niż zakładał skrytką gryzł się przez kilka dni, w pierwszej kolejności decydując się na spieniężenie – nie bez cichego żalu – części własnej kolekcji kart z czekoladowych żab, a dopiero później podejmując krok bardziej desperacki: wzięcie pożyczki w Banku Gringotta.
Przekonanie, że do otrzymania potrzebnych na rozpoczęcie działalności funduszy wystarczy mu jedna krótka wizyta, stopniało raczej błyskawicznie, gdy w trakcie pierwszych odwiedzin w gabinecie nieprzyjemnie wyglądającego, goblińskiego przedstawiciela, rozbił się boleśnie o biurokrację – zamiast sakiewki pieniędzy otrzymując listę koniecznych do skompletowania dokumentów. Zgrzytanie zębami i gorące próby przekonania goblina, że naprawdę nie było na to czasu, nie zdały się na nic, Percival został więc zmuszony do poczynienia szybkiej powtórki z dni spędzonych za ministerialnym biurkiem, to jest: utonął w pergaminach, z wiązankami przekleństw na ustach wysyłając listy do odpowiednich urzędów i w nieskończoność dosyłając brakujące zaświadczenia, oświadczenia i poświadczenia. Proces, podobno wcale niebędący niczym nadzwyczajnym, okazał się na tyle żmudny, że mniej więcej w połowie marca miał już ochotę się poddać – ale właśnie wtedy otrzymał list z odpowiedzią pozytywną, potwierdzającą, że owszem: mógł podpisać cyrograf zobowiązujący go do zwrócenia dwustu procent zaciągniętej pożyczki w nieprzekraczalnym terminie trzech miesięcy. Co też uczynił z duszą na ramieniu, tylko odrobinę licząc na to, że Rycerze Walpurgii dopadną go, nim rzeczywiście będzie zmuszony to zrobić.
Póki co liczył się jednak fakt, że mógł dokończyć remont Ocalenia, ledwie tydzień później nakładając na budynek ochronne zaklęcia, pozwalające na ukrycie go przed potencjalnymi intruzami. Jednego był pewien: na razie nie planował skupiać się na obróceniu hodowli w inwestycję dającą zyski, przede wszystkim chcąc stworzyć dom dla magicznych stworzeń, od miesięcy tułających się po Anglii, bez nadziei na odnalezienie bezpiecznego schronienia. Przeprowadzka z Peak District do lasów otaczających Sennen odbyła się końcem marca; bez fanfar, ale za to w akompaniamencie podpalonego przez przypadek drzewa, który to pożar udało się szybko ugasić – podobnie jak wszystkie inne, wybuchające w ciągu kilku pierwszych dni przebywania smoczogników w Ocaleniu. Rozentuzjazmowane nowym miejscem stworzenia tylko tyle potrzebowały, by odnaleźć wszystkie łatwopalne elementy wyposażenia, dzięki czemu można było je wyeliminować – tworząc w ten sposób przestrzeń nie tylko bezpieczną, ale przede wszystkim dostosowaną do potrzeb latających jaszczurek, których początkowo Percival doglądał niemal paranoicznie, bojąc się spuścić je z oka choćby na moment – mimo że, rzecz jasna, nie miał zamiaru się do tego przyznać, zamiast tego wymyślając kolejne wymówki dotyczące wciąż niezbędnych do wykonania prac. W rzeczywistości na jakiś czas prawie się do Ocalenia przeprowadził, jedyne nieużywane pomieszczenie przekształcając na coś w rodzaju biura; w niewielkim pokoju bardzo szybko znalazło się sporych rozmiarów biurko, para foteli, kilka regałów i kanapa, niezbyt wygodna – ale za to wyposażona w poduszkę i ciepły koc, pozwalające na ucinanie względnie komfortowych drzemek, odbywających się na ogół między niecierpiącymi zwłoki obowiązkami. Wymyślanymi przez samego Percivala, przez dłuższy czas wzbraniającego się przed przyjęciem do wiadomości, że wszystko było w porządku – a smoczogniki, nawet pozostawione bez nadzoru, nie miały paść ofiarami nagłego i tragicznego wypadku.
Nim faktycznie zdecydował się w to uwierzyć, spędził na miejscu okrągły tydzień, wykorzystując przysługujący mu w rezerwacie urlop, tylko po to, by móc pracować; pozostawianie czegokolwiek przypadkowi nie leżało w jego naturze, w tym okresie półki przyklejonego do głównego budynku biura wypełniły więc kolejne pozycje fachowej literatury, a blat biurka zaścieliły odręcznie sporządzone notatki. Percival sprawdzał wszystko: od reakcji na pożywienie, przez zachowanie w ciągu doby, po stan łusek i uzębienia, reagując nawet na najdrobniejsze odchylenia od normy, i – w miarę możliwości – korygując każdy pozornie szkodliwy czynnik. Co najmniej kilka razy zmieniał ułożenie przesuwnych ścian i przestawiał woliery, ustawiając je w miejscach o różnej intensywności oświetlenia, kilkakrotnie próbował też zmieniać temperaturę wypływającej ze skalnego źródełka wody (choć akurat to ostatnie zakończyło się spektakularnym fiaskiem). Kiedy dopadały go wątpliwości – a działo się to często, bo w końcowym etapie wyrobił sobie nawyk kwestionowania nawet najbardziej oczywistych decyzji – pytał o zdanie Bena, w którymś momencie prawdopodobnie doprowadzając przyjaciela na skraj wytrzymałości i cierpliwości – ale ostatecznie stwierdzając, że zrobił dokładnie wszystko, co zrobić mógł. Budynek był gotowy, smoczogniki były bezpieczne i wydawały się zdrowe; czas na zastanawianie się nad konsekwencjami podjętej decyzji miał z kolei nadejść później – prawdopodobnie razem z wezwaniem do zapłaty, okraszonym charakterystyczną pieczęcią Banku Gringotta.

| zt (~1260 słów)


dig up his bones
but leave the
soul alone

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t1531-percy https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Hodowla smoczogników [odnośnik]20.08.20 13:53
| kwiecień - czerwiec 1957

Chociaż od samego początku wiedział, że oswojenie dzikich stworzeń, jakimi z natury były smoczogniki, nie będzie proste - przekonywały go o tym wszystkie artykuły, które udało mu się zebrać i przestudiować - to dopóki sam nie zabrał się za to zadanie, nie spodziewał się, jak bardzo okaże się karkołomne. Być może zmyliły go gabaryty, skrzydlatym jaszczurkom rozmiarami było w końcu bliżej do sów niż do smoków, a z tymi radził sobie całkiem nieźle, i to na porządku dziennym - jednak smoczogniki, które przygarnął, chowały w sobie hart ducha porównywalny do swoich dalekich, ziejących ogniem kuzynów. I jeszcze większy od nich upór; już w pierwszy dzień przekonał się o tym wyjątkowo boleśnie, kiedy cała piątka (poprzysiągł sobie nigdy więcej nie wypuszczać ich do wspólnego terrarium jednocześnie) rozpierzchła się po Ocaleniu, na zmianę to go atakując (choć dowiedział się później, że czułe szarpanie ostrymi zębami za uszy i ubranie było z ich strony oznaką przywiązania) i podpalając wszystko to, co jeszcze dało się podpalić. Okiełznanie tego ognistego chaosu zajęło mu kilka godzin, po których wrócił do domu wykończony, z kilkoma nowymi poparzeniami i osmalonymi brwiami - nie osiągając przy tym kompletnie niczego oprócz wyrobienia w sobie obrażonego przekonania, że jego noga więcej tam nie postanie.
Spopieloną dumę uleczyła dobrze przespana noc, więc już następnego ranka Percival - wbrew szumnym zapowiedziom - wziął wolne w rezerwacie, żeby raz jeszcze podjąć czekające na niego w hodowli wyzwanie. Tym razem do wydzielonej specjalnie strefy zabrał tylko Ognika (najmłodszego ze smoczogników, który wykazywał również największą zdolność do asymilacji), i pozbywszy się w ten sposób rozproszeń w postaci jego fruwających dookoła krewniaków, podjął kolejną próbę opanowania ognistego (i wyjątkowo psotnego) temperamentu jaszczurki. Wchodząc na długą ścieżkę pełną prób i błędów; nie obyło się bez kolejnych poparzeń i drobnego przekupstwa w postaci pociętych w kostkę kawałków surowego mięsa, którymi Percival zaczął nagradzać każdą, nawet najmniejszą oznakę posłuszeństwa. Szczątkowego, nie było tutaj mowy o skomplikowanych słownych komendach, które bez trudu dało się wpoić Rogogonowi, tego jednak nie oczekiwał, za spektakularny sukces uznając moment, w którym Ognik - już bez zachęty w postaci ulubionego przysmaku - zareagował na przywołanie go do siebie. Radość była co prawda przedwczesna, bo na powtórzenie tego samego osiągnięcia musiał czekać tak długo, że w końcu zaczął się zastanawiać, czy smoczognik nie przyleciał do niego po prostu przez przypadek - ale te sporadyczne okazje stały się wreszcie regułą, a gdzieś w międzyczasie zminimalizowaniu uległa również ilość zdobywanych przez Percivala poparzeń. Ognik co prawda nadal miał w zwyczaju od czasu do czasu pieszczotliwie ugryźć go w ucho albo palec, ale zdawało się, że zrozumiał, iż upieczenie człowieka żywcem się nie sprawdzi - nawet jeśli zbierze w sobie wystarczająco dużo determinacji, by jakimś cudem podpalić odporną na ogień pelerynę.
Choć smoczognikowi udało się opanować sztukę zjawiania się na zawołanie już końcem kwietnia, to minęło dużo czasu, nim Percival zdecydował się zabrać go na zewnątrz - poza bezpieczne, chronione zaklęciami ściany terrarium. Nie dlatego, że martwił się o zdrowie stworzenia, wiedział, że temperatury były już wystarczająco wysokie, by nie stanowić dla niego zagrożenia - ale zwyczajnie nie potrafił pozbyć się obawy, że raz wypuszczony na wolność, Ognik zwyczajnie zapomni o wszystkich poczynionych postępach i odleci. Odkładał więc tę decyzję w czasie tak długo, jak mógł, wymówek szukając w konieczności sporządzenia coraz to nowych notatek, opracowania skutecznego sposobu tresury, wprowadzenia poprawek; w efekcie, nim po raz pierwszy wyszedł z Ocalenia ze smoczognikiem (i duszą) na ramieniu, był prawie czerwiec - a chociaż (skądinąd uzasadnione) obawy nie zniknęły tak od razu, to sam Ognik, mimo początkowej ekscytacji spowodowanej nagłą przestrzenią, koniec końców posłusznie wrócił do Percivala - nawet jeśli sam Percival odrobinę podejrzewał, że mogło mieć to związek z tkwiącymi w jego kieszeniach, mięsnymi przekąskami. Tak czy inaczej, od tej pory młody smoczognik towarzyszył mu coraz częściej, stopniowo poznając uroki Sennen - rzecz jasna trzymając się jednak z daleka od mugolskiej wioski.

| zt


dig up his bones
but leave the
soul alone

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t1531-percy https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Hodowla smoczogników [odnośnik]28.01.21 13:16
| lipiec 1957

Kiedy po raz pierwszy zdecydował o przygarnięciu odratowanych z nielegalnego przemytu smoczogników oraz stworzeniu dla nich ostoi na przylegających do domu terenach, nie był pewien, czy nie porywa się na niemożliwe; przygotowanie odpowiedniego budynku było trudne, opanowanie dorastającej gromady magicznych stworzeń – jeszcze trudniejsze, a im dalej szalejąca nad Anglią wojna wyciągała swoje macki, tym większą kreatywnością musiał się wykazać, żeby zdobyć wystarczającą do utrzymania hodowli ilość pożywienia – a jednak dziś wiedział już, że było warto. Wyjazd Benjamina sprawił, że przycupnięta nad rzeką chatka wydała mu się nagle przerażająco wręcz pusta, i gdyby nie wymagające jego ciągłej uwagi smoczogniki, zapewne szybko oszalałby w panującej wewnątrz ciszy – zwłaszcza, że przez dłuższy czas nie był w stanie wykrzesać z siebie sił nawet na dłuższy spacer. Obrażenia po ostatnim starciu goiły się powoli, w sposób dla niego kompletnie niewidoczny – powodując ból przy chodzeniu i oddychaniu, schylaniu się i podnoszeniu cięższych przedmiotów; dużo odpoczywał, czasami zabierając ze sobą do domu Ognika, ale młody smoczognik tęsknił za rodziną – więc chcąc nie chcąc udawał się tam również i Percival, powoli planując oswojenie także jego siostry, Skierki.
W ciągu upływających miesięcy wszystkie smoczogniki zdawały się przystosować do nowych warunków i zaczęły zachowywać się spokojniej – choć zmiana w temperamencie mogła mieć również związek z faktem, że dorastały; większość z nich porzuciła już pierwsze łuski na rzecz ciemniejszych i bardziej błyszczących, były też w stanie latać na dalsze dystanse – choć z oczywistych względów póki co pozwalał wykazywać się w tej materii wyłącznie Ognikowi. Smoczognik, który dał się oswoić jako pierwszy, stał się jego prawie stałym kompanem – już nie tylko reagując na próby przywołania, ale i zaczynając wprawiać się w noszeniu listów. Początkowe próby były opłakane w skutkach, iskry, wystrzeliwujące w przypadkowych momentach z zakończonego grotem ogona, podpalały rogi kopert i sprawiały, że całość zajmowała się ogniem, ale dzięki starej jak świat metodzie prób i błędów Percivalowi udało się opracować bezpieczniejszy sposób przytraczania listów do nóżki stworzenia – tak, by jego ogniście entuzjastyczne powitania nie kończyły się spopieleniem niesionej korespondencji. Innym wyzwaniem było przekonanie Ognika, by oddawał niesione listy adresatom zamiast traktować je jako skarb wymagający obronienia, ale tu podziałała zachęta w postaci jego ulubionych, mięsnych kawałków, które zaczął otrzymywać za udane dostarczenie każdej wiadomości. Wyglądało zresztą na to, że całe to latanie z czasem mu się spodobało – na tyle, że gdy Percival przez kilka dni nie wysyłał go z żadnym listem, zaczynał się denerwować, podgryzając go w palce i trącając ogonem kałamarz.
Pozostałe smoczogniki obserwowały go, gdy razem z Percivalem pojawiał się w Ocaleniu, i wydawało się, że zaczynały naśladować w pewnych aspektach jego zachowanie – choć bardzo szybko stało się też jasne, że każde ze stworzeń miało swój własny charakter. Skierka, przykładowo, była niesamowicie kapryśna, a jej zmienne nastroje sprawiały, że wytresowanie jej – mimo już sprawdzonej na Ogniku metody – okazywało się trudniejsze niż Percival początkowo mógłby przypuszczać. Czasami wykonywała jego polecenia bez mrugnięcia okiem (czy poirytowanego machnięcia skrzydłami), wracając posłusznie na zawołanie i przyjmując podarki w postaci przysmaków, tylko po to, by kilka dni później zachowywać się, jakby zupełnie niczego się nie nauczyła – próbując podpalić jego ubranie strzelającymi z ogona iskrami, chowając się wśród rosnących w Ocaleniu zarośli, albo kompletnie nie reagując na jego obecność. Bywała zazdrosna, i – chociaż zdawało się to jednocześnie niemożliwe, jak i fascynujące – potrafiła się obrażać, gdy nie poświęcało jej się wystarczającej ilości uwagi. Krzywo patrzyła na przesiadującego na ramieniu Percivala Ognika, a choć nigdy nie spróbowała zaatakować swojego smoczego brata, to w przypadku czarodzieja nie miała już takich oporów – Blake kilkakrotnie nabawił się przez nią drobnych poparzeń i długich rozcięć na skórze, piekących przez kilka dni, ale w gruncie rzeczy niegroźnych; samej Skierce wybaczał jednak te krótkotrwałe wybuchy niemal od razu, po paru tygodniach dochodząc do wniosku, że właściwie było w nich coś rozczulającego; nie poddał się też w próbach opanowania jej temperamentu, marząc o tym, że za parę tygodni będzie w stanie zabrać na zewnątrz również i ją.

| zt


dig up his bones
but leave the
soul alone

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t1531-percy https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Hodowla smoczogników [odnośnik]28.01.21 13:45
| wrzesień 1957

Oswojenie Skierki, młodej smoczogniczki, która wykluła się tuż po Ogniku, okazało się trudniejsze niż początkowo przypuszczał – na tyle, że gdzieś między sierpniem a wrześniem Percival prawie się poddał, porzucając próby na kilka długich dni i dochodząc do wniosku, że kapryśny temperament, jakim wykazywała się skrzydlata jaszczurka, czynił jej tresurę niemożliwą. Kroplą, która przelała czarę, była jej trwająca niemal tydzień ucieczka, mająca miejsce tuż po tym, jak nauczyła się przylatywać na zawołanie, a Percival – licząc na to, że poza bezpiecznymi ścianami terrarium nic się nie zmieni – postanowił zabrać ją na krótką wycieczkę do otaczających Ocalenie lasów. Wbrew jego nadziejom (i zdecydowanie lepszym doświadczeniom z Ognikiem), Skierka na rozszerzającą się nagle przestrzeń zareagowała w sposób dla siebie typowy, czyli: robiąc to, co ona sama uznała za słuszne. Ignorując próby przywołania, wyrwała się do lotu, najpierw robiąc kilka radosnych i skrzekliwych pętli ponad drzewami, a później znikając Percivalowi z oczu.
Szukał jej przez trzy dni niemal bez przerwy, przeczesując las metr po metrze, zarówno piechotą, jak i na grzbiecie aetonana; szukał śladów, spopielonych liści i charakterystycznych kryjówek, ale chociaż wziął specjalnie na tę okazję wolne w rezerwacie, organizując trwające od świtu do zmierzchu poszukiwania, to po Skierce nigdzie nie było śladu. Pomagający mu w tym Ognik stał się markotny, chyba również wierząc, że jego siostra przepadła na dobre – a kiedy uwierzył w to i Percival, młoda smoczogniczka jak gdyby nigdy nic postanowiła wrócić do domu, pewnego ranka czekając cierpliwie u progu Ocalenia, aż otworzą się prowadzące do niego drzwi. Pomimo radości, Percival nie wrócił do prób oswojenia jej od razu, nie chcąc ryzykować kolejną – tym razem dłuższą – ucieczką, na jakiś czas zaprzestając tresury, jednak to w widoczny sposób nie spodobało się samej Skierce. Choć wcześniej tradycyjnie i uporczywie go ignorowała, tym razem ignorowanie jej podziałało na nią odwrotnie – zaczęła zaczepiać Percivala, ciągnąc go za sznurowadła i podpalając nogawki, a czasami nawet (śladem Ognika) przysiadając na jego ramieniu i trącając go skrzydłami. Skapitulował po tygodniu, decydując się dać sobie (i smoczogniczce) jeszcze jedną szansę, tym razem jednak ponowny spacer na zewnątrz odbył się w obecności cienkiej, magicznej linki, przywiązanej do nóżki stworzenia, rozciągającej się w miarę, jak się od niego oddalała. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, pozwalając Skierce na przyzwyczajenie się do przestrzeni i wolności we względnie kontrolowanych warunkach – choć dodatkowe środki zabezpieczeń wydawały się już nie tak bardzo potrzebne, bo smoczogniczka w którymś momencie uznała, że przylatywanie na zawołanie nie leżało jednak w obszarze uwłaczającym jej godności i zaczęła wracać – czasami z ociąganiem, czasami niechętnie, ale nie pokusiła się już o próbę buntu.
W kolejnych tygodniach zniknęła linka na jej nóżce, a dłuższe spacery zaczęli odbywać we trójkę – z Ognikiem i Skierką latającymi ponad głową Percivala; smoczogniczka uczyła się od brata szybko i, zdawałoby się, chętniej niż od czarodzieja, przypatrując mu się z ciekawością, gdy wracał z pergaminowymi kopertami, za włożony w dostarczenie ich wysiłek otrzymując zasłużone przysmaki. Co prawda było jeszcze za wcześnie, by na dłuższe eskapady wysyłać także i ją, ale postępy i tak były widoczne – oboje (Skierka i Ognik) zaczynali stopniowo samodzielnie polować, regularnie wlatując przez otwarte okno ze zjedzonymi do połowy truchłami małych gryzoni i ptaków, niejednokrotnie radośnie i dumą kończąc posiłek na kuchennym stole. Percival przymykał oko na ten kompletny brak manier, pozwalając smoczognikom polować do woli, bo samodzielne zdobywanie przez nie pożywienia odciążało jego samego; świeże mięso coraz trudniej było mu zdobyć, a chociaż dzięki kontaktom w rezerwacie wciąż miał do niego dostęp (trójogony edalskie nie mogły nagle zacząć żywić się ziemniakami i kaszą, o ile ich opiekunowie nie chcieli, by zdecydowały się wzbogacić swoją dietę o ludzi), to nie chciał wykorzystywać ich bardziej niż było to konieczne – mając świadomość, że już sama jego obecność na terenach Greengrassów była z ich strony aktem życzliwości, związanym z ryzykiem, którego podejmować wcale nie musieli.

| zt


dig up his bones
but leave the
soul alone

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t1531-percy https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Hodowla smoczogników [odnośnik]05.04.21 17:21
| październik 1957

Znalezienie w legowisku Skierki niewielkiego, pokrytego ciemnym nalotem jaja, było odkryciem, którego w żadnym wypadku się nie spodziewał. Chociaż o smoczognikach wiedział już sporo – bo samodzielna opieka nad hodowlą wymagała od niego ciągłego poszerzania wiedzy, zarówno dzięki sprawdzonym źródłom, jak i zaognionym konsultacjom z innymi smokologami i magizoologami – to od czasu do czasu zdarzało się coś, co skutecznie udowadniało mu, że w obchodzeniu się z tymi rzadkimi istotami wciąż brakowało mu doświadczenia. Gdyby opierał się tylko na nim, nie uwierzyłby, że złożenie jaj przez osobniki dorastające w niewoli w ogóle było możliwe; przeczyły temu ściągnięte zza granicy artykuły i długa korespondencja, jaką wymienił z dawnym znajomym stacjonującym w Rumunii, choć z drugiej strony – zarówno Skierka, jak i Ognik, już od jakiegoś czasu poruszały się po okolicy swobodnie, samodzielnie polując na drobne gryzonie i stopniowo przyzwyczajając się do panujących w Anglii warunków. Te wciąż były dla nich zbyt surowe, nocą oba chroniły się więc w kontrolowanej magicznie przestrzeni Ocalenia, w którymś momencie musiały jednak przestać traktować je jak klatkę. Zresztą – wskazywał na to również fakt, że wyrobiły sobie zwyczaj wracania do legowisk z własnej woli, nieprzywoływane już przez Percivala; czując się na tyle bezpiecznie, że nie próbowały szukać schronienia gdzieś indziej. Nawet Skierka zaprzestała zdarzających jej się wcześniej, kilkudniowych ucieczek, choć ta zmiana w zachowaniu mogła mieć niewiele wspólnego z jej oswajaniem się, a znacznie więcej ze zniesieniem jaja, którego zaczęła strzec niczym najcenniejszego skarbu, nie pozwalając zbliżyć się do niego żadnemu z pozostałych członków stada. Percival, chcąc obejrzeć jajo, musiał uciec się do podstępu, wykorzystując chwilę, kiedy Skierka zajęta była posiłkiem; pobieżne oględziny pozwoliły mu ustalić, że w istocie należało do tego konkretnego gatunku, oraz że za kilka tygodni miał wykluć się z niego smoczognik – ciemnoczerwone, nakrapiane drobnymi, czarnymi punktami i pokryte czymś, co przypominało smoczą, łuszczącą się wraz z upływem czasu skórę, trudne było do pomylenia z czymkolwiek innym. Wydawało się odrobinę mniejsze niż opisywały podręczniki, ale to można było zrzucić zarówno na stosunkowo młody wiek wysiadującej je matki, jak i na fakt, że zostało złożone w sztucznie kontrolowanych warunkach – mimo starań nieco odmiennych od tych, w których te stworzenia żyły na wolności.
Odpowiednie przystosowanie otoczenia stało się w kolejnych dniach kwestią naglącą – na tyle, że na parę nocy przeniósł się do przylegającego do Ocalenia gabinetu, żeby móc stale sprawdzać, czy z jajem i Skierką wszystko było w porządku. Wszystkie studiowane pozycje zgodnie twierdziły, że w naturze samice smoczogników miały w zwyczaju wysiadywać jaja w pobliżu naturalnych źródeł ciepła, gdyż w przeciwieństwie do smoków, nie mogły ogrzewać ich samodzielnie. Stworzenie sztucznego gorącego źródła nie wchodziło w grę, Percival nie miał do tego ani środków, ani odpowiednich umiejętności, a czas go naglił – jeszcze tego samego wieczoru przytargał więc do hodowli niewielki, żeliwny piec, który – przez cały czas śledzony uważnym spojrzeniem Skierki – zamontował tuż pod jej legowiskiem, od tej pory pilnując, by nie wygasł. W następnej kolejności zadbał o zapewnienie smoczogniczce prywatności i odpowiedniego zacienienia, by mogła czuć się bezpiecznie; zamontowane jeszcze w trakcie remontu przepierzenia, na ogół odsunięte, pomogły mu odseparować ją od reszty budynku. Gdy skończył, napisał trzy długie listy, w każdym z nich dokładnie opisując wygląd jaja, zmiany w zachowaniu Skierki, jak i poczynione kroki; wiadomości wysłał do dawnych znajomych magizoologów, z którymi już wcześniej zdarzało mu się wymieniać spostrzeżeniami, mając nadzieję, że dzięki świeżemu spojrzeniu będą w stanie pomóc mu w porę zauważyć błędy, które mógł popełnić. Gdy Tatsu i Ognik zniknęli z listami, wszystkie swoje obserwacje spisał raz jeszcze, tym razem na pierwszej stronie założonego specjalnie w tym celu dziennika. Planował dokumentować w ten sposób każdy dzień, z myślą nie tylko o losach tego konkretnego jaja, ale też wszystkich następnych; bo skoro udało się raz, to istniało też spore prawdopodobieństwo, że w przyszłości pojawią się kolejne.

| zt


dig up his bones
but leave the
soul alone

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t1531-percy https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Hodowla smoczogników [odnośnik]05.04.21 21:49
| listopad i grudzień 1957

Minęło sześć tygodni od znalezienia w legowisku Skierki smoczognikowego jaja, gdy po raz pierwszy zauważył na jego powierzchni niewielkie pęknięcie, początkowo myląc je z charakterystyczną, przypominającą łuskę fakturą skorupki, która już kilka dni wcześniej zaczęła stopniowo zmieniać wygląd. Najpierw cała zewnętrzna część jaja pociemniała, z czerwieni przechodząc w przeplatany złotymi nitkami brąz, później – cienka jak papier warstwa zaczęła odchodzić od reszty, łuszcząc się jak odpadająca ze ścian farba. Delikatne rysy pokryły cały wierzch, samo jajo pozostawało jednak stabilne i nieruchome – aż do późnego wieczoru, gdy pękła najpierw jego górna część, a później ono samo zaczęło nieznacznie się kołysać. To właśnie to kołysanie zwróciło uwagę Percivala, każąc mu uważniej przyjrzeć się poznaczonej zadrapaniami skorupce; oświetlona blaskiem rozpalonym na końcu różdżki, odsłoniła przed nim całą siatkę pęknięć, których wcześniej nie zauważył, a które wraz z każdą upływającą minutą rozchodziły się dalej i dalej, koncentrując się głównie na górnej części jaja. Pilnująca go przez cały czas Skierka stała się niespokojna, parę razy kłapiąc na Percivala kłami i starając się podpalić jego rękaw iskrami sypiącymi się z zakończonego grotem ogona, ale gdy zorientowała się, że nie miał zamiaru odejść, ostatecznie dała mu spokój, łypiąc jedynie ostrzegawczo.
Pierwsze pęknięcie okazało się jednak fałszywym alarmem; po paru nerwowych ruchach, jajo na powrót znieruchomiało, pozostając w bezruchu niemal przez cały następny dzień. Percival zaglądał do niego równo co godzinę, specjalnie z tej okazji biorąc wolne w rezerwacie, ale jakiejkolwiek zmiany doczekał się dopiero grubo po północy: zaglądając do rozgrzanego i zacienionego legowiska, dostrzegł na jego dnie kilka pokruszonych skorupek, które odpadły z górnej części jaja. W tamtym miejscu, spod uszkodzonej warstwy, wystawały dwa maleńkie rogi. Młody smoczognik, jakby wyczuwając, że ma widownię, zaczął się szamotać niedługo później, metodycznymi (choć nieco chaotycznymi) ruchami pokrytej łuskami głowy wybijając kolejne otwory w osłabionej już i tak skorupce. Pęknięcia rozchodziły się coraz dalej, aż wreszcie spod cienkiej warstwy wybiła się maleńka głowa ślepego jeszcze stworzenia, a tuż za nią wygramoliła się reszta: chude nogi, błoniaste skrzydła i ogon, poruszające się niezdarnie i bez żadnej koordynacji, za to w akompaniamencie głośnego, wdzierającego się do uszu skrzeczenia, które miało niemal nie milknąć przez następne tygodnie, zmuszając Percivala do zastanawiania się, czy przypadkiem nie był to zły omen. Smoczognik okazał się jednak zdrowy; jego ciało nie było w żaden sposób zdeformowane, jadł bez większego problemu (choć zapewnienie mu odpowiedniej diety stanowiło – zwłaszcza w wojennej rzeczywistości – zadanie karkołomne), a po paru tygodniach otworzył oczy, spoglądając po raz pierwszy na świat i zaczynając dopominać się o krótkie przechadzki po Ocaleniu. Co prawda nie latał jeszcze, jedynie od czasu do czasu rozkładając skrzydła, ale na to było jeszcze zdecydowanie za wcześnie; póki co pozostawało mu ćwiczenie słabych jeszcze nóg do wspinania się po porastających strome powierzchnie zaroślach. W tych eskapadach krok w krok towarzyszyła mu Skierka, denerwując się za każdym razem, gdy tylko niesforne młode znikało z jej oczu. Ponowne zlokalizowanie urwisa na ogół nie było jednak trudne, bo zorientowawszy się, że został sam, zaczynał znów przeraźliwie skrzeczeć – dzięki czemu dorobił się imienia Wyjec, nadanego w nagłym przypływie frustracji, nawiedzającego Percivala w trakcie z którejś z kolei bezsennych nocy, bo to właśnie tutaj – w przylegającym do hodowli gabinecie – spędzał większość z nich, czując się osobiście odpowiedzialny za to, by wszystko przebiegało prawidłowo. Gdy nie mógł spać, uzupełniał długie notatki w dzienniku, rejestrując prowadzone obserwacje; przez cały czas pisał też listy, konsultując wszystkie wątpliwości z trójką zaprzyjaźnionych magizoologów, a czasami po prostu dzieląc się związaną z pojawieniem się nowego smoczognika ekscytacją. W takich chwilach bardziej niż kiedykolwiek brakowało mu Benjamina; samotność doskwierała mu coraz bardziej, i im więcej mijało tygodni, tym poważniej zaczynał zastanawiać się nad poszukaniem kogoś do pomocy przy hodowli – póki co pozostawało to jednak w obszarze odległych planów, budzących w nim więcej przeciw niż za.

| zt


dig up his bones
but leave the
soul alone

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t1531-percy https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Hodowla smoczogników [odnośnik]06.04.21 18:50
| 2 października

Zdawał sobie sprawę, że odkładał to zbyt długo – chociaż Ocalenie niejako ukryte było przed ludzkimi spojrzeniami w sposób naturalny, wrośnięte w leśny krajobraz tak mocno, że trudno było je dostrzec, jeśli nie wiedziało się dokładnie, czego się szuka, a Kornwalia szczęśliwie wciąż pozostawała jednym z bezpieczniejszych miejsc na angielskiej ziemi, to im więcej czasu mijało, tym bardziej dalsze zwlekanie z nałożeniem zabezpieczeń na hodowlę przypominało bezmyślne kuszenie losu. Początkiem października Percival zarezerwował więc sobie dwa dni na otoczenie smoczognikowego schronienia oraz przylegających do niego terenów ochronną magią; zaczął z samego rana, tuż po sprawdzeniu, czy wszystko było w porządku i nakarmieniu całej piątki. Zarówno Ognik, jak i Skierka, dopraszały się wypuszczenia na zewnątrz, nie chciał jednak, by tym razem go rozpraszały – żegnany niezadowoloną kakofonią skrzeków wyszedł więc przed budynek sam, decydując się zacząć od tych prostszych zabezpieczeń.
Chociaż najbardziej intuicyjnym i najłatwiejszym sposobem byłoby wykorzystanie istniejącej konstrukcji jako metaforycznego rusztowania dla magicznego pola, Percival chciał rozciągnąć obszar zaklęć ochronnych nieco dalej; ostrzeżenie o cudzej obecności uruchamiające się w momencie przestąpienia progu zadziałałoby stanowczo zbyt późno, po krótkim namyśle zaczął więc rozrysowywać prowizoryczne linie w kilkumetrowym oddaleniu od ścian budynku, najpierw otaczając całość rozstawionymi dookoła słupkami, a później łącząc je ze sobą za pomocą zwyczajnych linek. Teoretycznie nie były mu potrzebne, ale liczył na to, że dzięki nim uda mu się nałożyć zabezpieczenia precyzyjniej; po zakończonej pracy planował tymczasowe ogrodzenie zdemontować, pozostawiając wyłącznie opartą na nim magię. Gdy już udało mu się zakończyć etap przygotowań, zabrał się za nakładanie pierwszej z pułapek: cave inimicum. Zaklęcie było proste, ale przydatne i miało zawiadomić go o pojawieniu się intruza bez względu na to, gdzie akurat by się znajdował; zaczął nakładanie zabezpieczenia od wejścia, różdżką dotykając lekko każdego ze słupków, a później kreśląc między nimi niewidzialne linie – splatające się ze sobą na górze, między drzewami, ponad dachem Ocalenia. Starając się nanieść je wystarczająco gęsto, by prześliźnięcie się pomiędzy było niemożliwe, obszedł kilka razy cały budynek, na koniec ściągając wszystko ze sobą pojedynczym machnięciem różdżki. Później cały proces powtórzył jeszcze dwukrotnie: najpierw nakładając zaklęcie mające ukryć budynek przed mugolami (repello mugoletum), później – uniemożliwiające teleportację (tenuistis), na to ostatnie decydując się bardziej z myślą o tej przypadkowej; pozornie mało prawdopodobnej, ale jeśli czegoś nauczył się żyjąc w magicznym świecie, to tego, że żaden zbieg okoliczności nie był zbyt dziwny, by się wydarzyć. Wykonując kolejne ruchy różdżką, starał się każdą z kopuł rozciągnąć nieco mniejszą niż poprzednie; nie wiedział, czy przenikanie się kilku rodzajów magii mogło zakłócić jej działanie, jego wiedza w dziedzinie numerologii była mocno wybiórcza, wolał więc nie kusić losu, zamiast tego zachowując kilkunastocentymetrowe odstępy.
Kiedy skończył, wyciągnął wbite w ziemię słupki i zwinął linki, a później nogami zburzył jeszcze zaścielające ziemię, opadłe liście – chcąc ukryć nakreślone w podłożu linie. Z czasem miały zniknąć same, do tego momentu mogły jednak schować się pod zeschniętymi liśćmi. Upewniwszy się, że o niczym nie zapomniał, ruszył z powrotem do Ocalenia, żeby wypuścić Ognika i Skierkę na obiecaną wyprawę, a sam zabrał się do dalszej pracy. Specjalny, dębowy próg, który miał spętać ewentualnego intruza, przygotował nieco wcześniej, powlekając go pierwszą warstwą magii i dopasowując tak, by nie wyróżniał się zbytnio od reszty konstrukcji budynku. Pozostało jeszcze wkomponowanie go i aktywowanie nałożonych na niego zaklęć, co początkowo wydawało się zadaniem prostym, ale okazało się znacznie bardziej czasochłonne, niż początkowo sądził. Starając się zamontować próg, spędził przed wejściem dobrą godzinę, początkowo próbując zrobić to wyłącznie przy użyciu młotka i gwoździ, później – wspomagając się magią, którą dodatkowo uszczelnił powstałe po bokach szczeliny. Gdy miał również pewność, że drzwi miały bez problemu domknąć się i otworzyć, pochylił się nad przejściem, żeby nałożyć resztę zaklęć – zakląć uśpione w drewnie pędy i pnącza, a później zabezpieczyć całość przed przypadkowym wystrzeleniem w górę i zaatakowaniem jego samego albo – co gorsza – któregoś ze smoczogników. Gdy skończył, schował różdżkę do kieszeni, by kilka razy przejść po progu w tę i z powrotem; na pierwszy rzut oka wyglądał zwyczajnie i miał nadzieję, że tak samo będzie wyglądał też dla potencjalnego nieproszonego gościa; to musiał jednak dopiero sprawdzić w praktyce.

| zt


dig up his bones
but leave the
soul alone

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t1531-percy https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Hodowla smoczogników
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach