Morsmordre :: Londyn :: City of London
Pomnik Płaczącej Brynhildy
Strona 2 z 2 •
1, 2

AutorWiadomość
First topic message reminder :


Pomnik Płaczącej Brynhildy
Pomnik płaczącej Brynhildy został wzniesiony na cześć matczynej miłości - która, jak każdy wie, nie posiada granic ani mierzalności. Matki kochają najmocniej, całkowicie i z całego serca, nie zwracając się przeciw własnym dzieciom. Taka sama była Brynhilda, która zmarła z rąk własnego syna, do końca swojego życia broniąc go przed innymi, wierząc w jego dobroć. Pomnik postawiono dla upamiętnienia uczucia, jednak nikt nie potrafi wyjaśnić, dlaczego od lat niezmiennie pada wokół niego deszcz. Mawia się, że to matka roni łzy nad wyborami, których dokonał jej syn, skazany na dożywotnie więzienie za swoje zbrodnie - w którym też dokonał żywota.
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'Londyn' :

'Londyn' :

7 czerwca jednak <3
W przeciwieństwie do niego miała na sobie pelerynę z kapturem mocno naciągniętym na głowę — padało, uznała to za pretekst, by móc się w jego cieniu ukryć. Mżawka jednak osiadła na jej twarzy, do skroni przykleiły się ciemne kosmyki wypadających do przodu włosów. Nie powinno jej tu być, a powłóczysty materiał nie sprawiał, że była dzięki temu niewidoczna. W torbie mała jednak jeszcze jedną, szczególną i bardzo rzadką. Cienki, połyskujący materiał, według zapewnień pewnego kupca miał sprawić, że naprawdę zniknie, jeśli tylko będzie potrzebowała. Miała nadzieję, że nie będą musieli jej użyć. Ani ona, ani Steffen, któremu miała dziś towarzyszyć. Podróżowanie po Londynie niosło ze sobą olbrzymie ryzyko, odkąd na ulicach zawisły listy gończe z jej podobizną. Ale nie powstrzymywało to ani jej, ani pozostałych przed patrolami, poszukiwaniem potrzebujących, czy zabezpieczaniem miejsc, które chcieli ochronić przed swoim przeciwnikami.
Kiedy dostrzegła szczupłą sylwetkę Steffena przyspieszyła kroku i przystanęła obok niego, uśmiechając się do niego lekko, blado. Serce dudniło jej w piersi, ale nie bała się. Rozejrzała się uważnie dookoła, dziwny dźwięk zaburzał ciszę już od dłuższego czasu, ale nie potrafiła go z niczym porównać.
— Jesteś pewien?— Tego co, zamierzali dziś zrobić. Miotłę przełożyła do lewej ręki, prawą upewniła się, że w niewielkiej torbie pod peleryną ma najpotrzebniejsze rzeczy. — Słyszałeś to?— Zmarszczyła brwi, obracając się przez ramię. Widząc postać jakiegoś typa, popchnęła lekko Steffena za pomnik i sama ukryła się zaraz za nim. — Czy to jakiś turysta?— Zdziwiła się, próbując przyjrzeć mężczyźnie. Czarodziej wyglądał jednak obco, trzymał za to czarodziejski aparat, którym raz po raz robił zdjęcia. Kiedy intensywne światło błysnęło w ich stronę, skuliła się i sięgnęła po różdżkę. — Co za gnida...— szepnęła, wyglądając za rzeźbę, by sprawdzić, czy zrobił to przypadkiem, czy może ich dostrzegł. Ktokolwiek to był, nie potrzebowali ani świadków, ani tym bardziej siebie uwiecznionych na ruchomych fotografiach, które mogłyby trafić do gazety.
— Musimy mu przeszkodzić. Confundus — mruknęła, celując w aparat czarodzieja z nadzieją, że ten przestanie działać.
| mam ze sobą: różdżkę, miotłę, woreczek ze skóry wsiąkiweki i eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 28) [?]
W przeciwieństwie do niego miała na sobie pelerynę z kapturem mocno naciągniętym na głowę — padało, uznała to za pretekst, by móc się w jego cieniu ukryć. Mżawka jednak osiadła na jej twarzy, do skroni przykleiły się ciemne kosmyki wypadających do przodu włosów. Nie powinno jej tu być, a powłóczysty materiał nie sprawiał, że była dzięki temu niewidoczna. W torbie mała jednak jeszcze jedną, szczególną i bardzo rzadką. Cienki, połyskujący materiał, według zapewnień pewnego kupca miał sprawić, że naprawdę zniknie, jeśli tylko będzie potrzebowała. Miała nadzieję, że nie będą musieli jej użyć. Ani ona, ani Steffen, któremu miała dziś towarzyszyć. Podróżowanie po Londynie niosło ze sobą olbrzymie ryzyko, odkąd na ulicach zawisły listy gończe z jej podobizną. Ale nie powstrzymywało to ani jej, ani pozostałych przed patrolami, poszukiwaniem potrzebujących, czy zabezpieczaniem miejsc, które chcieli ochronić przed swoim przeciwnikami.
Kiedy dostrzegła szczupłą sylwetkę Steffena przyspieszyła kroku i przystanęła obok niego, uśmiechając się do niego lekko, blado. Serce dudniło jej w piersi, ale nie bała się. Rozejrzała się uważnie dookoła, dziwny dźwięk zaburzał ciszę już od dłuższego czasu, ale nie potrafiła go z niczym porównać.
— Jesteś pewien?— Tego co, zamierzali dziś zrobić. Miotłę przełożyła do lewej ręki, prawą upewniła się, że w niewielkiej torbie pod peleryną ma najpotrzebniejsze rzeczy. — Słyszałeś to?— Zmarszczyła brwi, obracając się przez ramię. Widząc postać jakiegoś typa, popchnęła lekko Steffena za pomnik i sama ukryła się zaraz za nim. — Czy to jakiś turysta?— Zdziwiła się, próbując przyjrzeć mężczyźnie. Czarodziej wyglądał jednak obco, trzymał za to czarodziejski aparat, którym raz po raz robił zdjęcia. Kiedy intensywne światło błysnęło w ich stronę, skuliła się i sięgnęła po różdżkę. — Co za gnida...— szepnęła, wyglądając za rzeźbę, by sprawdzić, czy zrobił to przypadkiem, czy może ich dostrzegł. Ktokolwiek to był, nie potrzebowali ani świadków, ani tym bardziej siebie uwiecznionych na ruchomych fotografiach, które mogłyby trafić do gazety.
— Musimy mu przeszkodzić. Confundus — mruknęła, celując w aparat czarodzieja z nadzieją, że ten przestanie działać.
| mam ze sobą: różdżkę, miotłę, woreczek ze skóry wsiąkiweki i eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 28) [?]
Like a river flows
Surely to the sea
Darling, so it goes
Some things are meant to be
Surely to the sea
Darling, so it goes
Some things are meant to be
The member 'Hannah Wright' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 35
'k100' : 35
Steffen czuł się niewidzialny dzięki swojemu talentowi, szczury wtapiały się w końcu w miejski tłum. Na pewno uspokoiłoby go za to, że Hannah zaopatrzyła się we własną pelerynę niewidkę. O ile, dość arogancko, wierzył we własną niepozorność i umiejętność przekonującego kłamania o... szukaniu czegoś zupełnie praworządnego na ulicach Londynu, o tyle teraz czuł się odpowiedzialny za towarzyszkę o zbyt znanej twarzy.
Uśmiechnął się uspokajająco - nawet jeśli na co dzień był tylko rycerzem Isabelli, to dziś miał zamiar być rycerzem Hani. Pomijając fakt, że radziła sobie z obroną przed czarną magią lepiej od niego, o czym szczęśliwie nie wiedział. Dzisiejsza wyprawa to jego pomysł i jego odpowiedzialność.
-Jestem, a Ty? - upewnił się, wiedząc, że trudniej być odważnym, gdy nie można uciec zewsząd w postaci szczura. Potem gwałtownie poderwał głowę i zmarszczył brwi. Nie kojarzył typa z "Czarownicy", ale takie aparaty często nosili dziennikarze...
-To może być reporter. - szepnął. -A o tej porze kręcą się tu tylko...gnidy. - wykrzywił gniewnie usta, sięgając po różdżkę. Nikt z plotkarskiej ani naukowej gazety nie byłby na ulicach o tej porze, a dziennikarze Proroka byliby ostrożniejsi, więc... Steffen poczuł się honorowo zobligowany do przepędzenia stąd potencjalnego pracownika "Walczącego Maga". Pomijając to, że facet mógł im bezpośrednio zagrozić, to... co on tu właściwie robił, żerował na cudzej krzywdzie?! Tak się nie godzi!
-Confundus! - syknął zaraz po Hani, kątem oka dostrzegając, że jej zaklęcie było udane i chyba celne. Zuch dziewczyna! Jemu mogła drgnąć z wrażenia ręka, ale chętnie rozwaliłby facetowi aparat całkiem... a jeśli nie wycelował, to dobrze byłoby oszołomić samego nieznajomego.
Nie było jednak czasu obserwować efektu ich starań - może i mężczyzna się ich przestraszył, ale to oni powinni bać się jego.
-W drogę, spadamy! - szepnął, ciągnąc Hanię za rękaw i wciągając ją do bocznej uliczki. Sprawdzał tą drogę wcześniej jako szczur, mogli stąd szybko dobiec do celu ich nocnej schadzki.
/zt x 2
niezależnie od wyniku zaklęcia, Hannah poradziła sobie z dziennikarzem, ale honorowo dobijam jego aparat
Uśmiechnął się uspokajająco - nawet jeśli na co dzień był tylko rycerzem Isabelli, to dziś miał zamiar być rycerzem Hani. Pomijając fakt, że radziła sobie z obroną przed czarną magią lepiej od niego, o czym szczęśliwie nie wiedział. Dzisiejsza wyprawa to jego pomysł i jego odpowiedzialność.
-Jestem, a Ty? - upewnił się, wiedząc, że trudniej być odważnym, gdy nie można uciec zewsząd w postaci szczura. Potem gwałtownie poderwał głowę i zmarszczył brwi. Nie kojarzył typa z "Czarownicy", ale takie aparaty często nosili dziennikarze...
-To może być reporter. - szepnął. -A o tej porze kręcą się tu tylko...gnidy. - wykrzywił gniewnie usta, sięgając po różdżkę. Nikt z plotkarskiej ani naukowej gazety nie byłby na ulicach o tej porze, a dziennikarze Proroka byliby ostrożniejsi, więc... Steffen poczuł się honorowo zobligowany do przepędzenia stąd potencjalnego pracownika "Walczącego Maga". Pomijając to, że facet mógł im bezpośrednio zagrozić, to... co on tu właściwie robił, żerował na cudzej krzywdzie?! Tak się nie godzi!
-Confundus! - syknął zaraz po Hani, kątem oka dostrzegając, że jej zaklęcie było udane i chyba celne. Zuch dziewczyna! Jemu mogła drgnąć z wrażenia ręka, ale chętnie rozwaliłby facetowi aparat całkiem... a jeśli nie wycelował, to dobrze byłoby oszołomić samego nieznajomego.
Nie było jednak czasu obserwować efektu ich starań - może i mężczyzna się ich przestraszył, ale to oni powinni bać się jego.
-W drogę, spadamy! - szepnął, ciągnąc Hanię za rękaw i wciągając ją do bocznej uliczki. Sprawdzał tą drogę wcześniej jako szczur, mogli stąd szybko dobiec do celu ich nocnej schadzki.
/zt x 2
niezależnie od wyniku zaklęcia, Hannah poradziła sobie z dziennikarzem, ale honorowo dobijam jego aparat


intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole

Zawód : specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +4
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa


The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 71
'k100' : 71
Jedna z licznych szarych sów przemierzała tej nocy Londyn. Nie wyróżniała się niczym od innych pocztowych ptaków. Przeciętnej wielkości i szybkości, niosła w dziobie starannie zapieczętowany list. Leciała wysoko, nie zniżając lotu i nie zważając na świszczący dookoła wiatr. Gdy pod nią zaczęły migotać światła latarni, zapikowała w dół. Przez chwilę krążyła nad ulicami miasta, aby ostatecznie otworzyć dziób i wypuścić z niego list, który po chwili tańczenia w powietrzu opadł na ziemię.
Jeśli przechodzisz tu jako pierwszy pomiędzy 30 września a 4 października, możesz dostrzec leżący pod pomnikiem list. Jest zapieczętowany i zamknięty, wyraźnie w dobrym stanie. Jeśli go podniesiesz i przyjrzysz się tyłowi korespondencji, dostrzeżesz wypisane ładnym, ozdobnym pismem: Do Ciebie, przechodniu. Gdy otworzysz kopertę zalakowaną pieczęcią w kształcie gwiazdy, ujrzysz list, a w nim:
Jeśli przechodzisz tu jako pierwszy pomiędzy 30 września a 4 października, możesz dostrzec leżący pod pomnikiem list. Jest zapieczętowany i zamknięty, wyraźnie w dobrym stanie. Jeśli go podniesiesz i przyjrzysz się tyłowi korespondencji, dostrzeżesz wypisane ładnym, ozdobnym pismem: Do Ciebie, przechodniu. Gdy otworzysz kopertę zalakowaną pieczęcią w kształcie gwiazdy, ujrzysz list, a w nim:
Przeczytaj Do Ciebie
Mieszkańcu Londynu! Wojna odbiera to, co najcenniejsze.
Ostatnio z powodu działań prowadzonych na terenie Anglii życie stracili:
Łączymy się w żałobie i smutku z rodzinami, nie mogąc jednak powstrzymać się od pytania:
kto będzie następny?

Ostatnio z powodu działań prowadzonych na terenie Anglii życie stracili:
- Daniel Wood – pracownik Ministerstwa Magii, który w lipcu sprzeciwił się swojemu przełożonemu, gdy ten rozkazał mu fizycznie ukarać mężczyznę nieposiadającego dokumentów. Jego ciało zostało znalezione dwa dni później, nosiło na sobie ślady czarnomagicznych tortur.
- Roddy i Danielle Vause – małżeństwo botaników, znalezione martwe w swoim domu na przedmieściach Londynu. Kobieta spodziewała się dziecka. Nad budynkiem podobno można było dostrzec Mroczny Znak.
- Johnson Vanity – sprzątacz, który został zamordowany, gdy próbował ratować życie swojej dziesięcioletniej córki oraz jej mugolskiej przyjaciółki. Dziewczynki uszły z życiem. Johnson został znaleziony dwa dni później w okolicznym śmietniku przez sąsiadkę. Ciało nosiło ślady tortur.
Łączymy się w żałobie i smutku z rodzinami, nie mogąc jednak powstrzymać się od pytania:
kto będzie następny?


Strona 2 z 2 • 1, 2
Pomnik Płaczącej Brynhildy
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Londyn :: City of London