Wydarzenia


Ekipa forum
Kamienica, Warwick
AutorWiadomość
Kamienica, Warwick [odnośnik]23.07.21 13:54
First topic message reminder :

Kamienica

Kamienica w której murach od lat zamieszkiwała klasa średnia magicznego świata. Brudna, nigdy nie remontowana, zaniedbana przez mieszkańców jak i właścicieli. Stała się również miejscem spotkań przemytników, handlarzy, oraz uzależnionych od wszelkich środków psychoaktywnych. Nie można powiedzieć, by wojna zmieniła cokolwiek w życiu tych ludzi. Nie wstydzą się pracy i chętnie brudzą sobie ręce. Nie wiedzieć czemu nikt nigdy nie starał się pomóc tym ludziom, nikt ich także nie wyrzucił, a kamienica stoi tak od lat, odstraszając swoim wyglądem ciekawskie spojrzenia.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kamienica, Warwick - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Kamienica, Warwick [odnośnik]27.11.22 17:31
Ostatecznie przecież Valerie — podobnie jak wiele innych kobiet — w swej ocenie w pierwszej kolejności kierowała się emocjami. Te, w jej przypadku były zawsze szczególnie duże, niemalże wybuchowe. Nie potrzeba było więc niczego, co mogłoby je dodatkowo sprowokować. Dopiero kiedy te opadały (zazwyczaj przy paradoksalnej pomocy męża) była w stanie spojrzeć na sprawę wyłącznie chłodnym okiem. I zgodziłaby się z nim, że czarodzieje potrzebowali nagrody za swe czyny, upór, którym wykazywali się w odpieraniu mugolskiej napaści, z jakim kreowali ich wspólny, bezpieczny świat. Valerie dziękowała im więc w sposób, który opanowała do perfekcji — kierując do zgromadzonych w ratuszu gości słowa wojennych pieśni, które miały nie tylko podnieść ich na duchu, pokazać sens tej wyniszczającej i męczącej walki. Miały one także za zadanie pchnąć w te umęczone serca nadzieję. Na lepsze jutro, na przyszłość, którą mogli zacząć kreować sobie już teraz, w tej chwili.
Małżeństwo Sallow było przecież tego idealnym przykładem — odnaleźli się w wojennej zawierusze, pomimo obowiązków, które spadły na ich barki odnaleźli również czas na miłość, na (choć teraz wiedzieli o tym tylko oni i uzdrowiciel z Shropshire) założenie rodziny. Wojna nie zatrzymywała życia, nie sprawiała, że inne obowiązki względem świata czarodziejskiego nagle traciły na wartości. Wręcz przeciwnie.
Pragnęła wlać w ludzkie serca tę właśnie myśl. Że to, co zmrożone zostało strachem, musiało wreszcie wybudzić się z letargu. Wiedziała, że na sali zebrało się wielu czarodziejów żywo zainteresowanych chociażby tym, co stanie się ze zniszczonym zamkiem — oni mogli doczekać się zaspokojenia swej ciekawości słowami Corneliusa. Dzisiejszy dzień był jednak dniem koncertu charytatywnego, dniem wesołym, niosącym nadzieję na lepsze życie tak samo, jak Szpital Asfodela miał nieść nadzieję na uzdrowienie każdego potrzebującego uzdrowicielskiej asysty czarodzieja. A obok mężczyzn w wyjściowych szatach zasiadały odświętnie ubrane kobiety. Żony lub przyszłe żony, które przy drobnej pomocy mężów będą w stanie doprowadzić nie tylko Warwick ale także całe hrabstwo Warwickshire do właściwej glorii.
— Choć żyłam w mieście pełnym kolorów,
nuta samotności rozbrzmiewała w mym sercu.
Z pozoru było to tylko senne marzenie,
chciałam być temu obojętna, ale nie byłam gotowa na złamane serce —
tkliwa od delikatności melodia rozbrzmiała po sali, w trakcie kolejnej scenicznej metamorfozy Valerie. Z jej głosu zniknęła zapalczywość, z którą śpiewała o sprzeciwie dla mugolskich zbrodni, zniknęło również to, co zmusiło Corneliusa do wyobrażenia żony jako kapłanki wojny. Teraz zwracała się w stronę zgromadzonych z delikatnością otwartego serca. Zupełnie tak, jakby byli jej rodziną, jakby zwierzała im się ze swych zmartwień.
— To przecież miłość, wzajemna i droga,
radosna, szczęśliwa na zawsze.
Przejdziemy z nią razem przez wszystkie
kwaśne i słodkie chwile —
wykonała obrót wokół swej własnej osi, koncertowa suknia poruszyła się razem z nią. Jasnoniebieskie spojrzenie spotkało się z zielenią tęczówek męża na ułamek sekundy, ale Valerie pragnęła, by wiedział, że śpiewa też dla niego i o nich. Wyznanie było sceniczne, musiało być scenicznie niewinne, ale przesiąknięte było szczerością, której ciężko było się w tych czasach doszukać.
— Gdyby z nieba nigdy nie spadł deszcz,
my też nie moglibyśmy znaleźć powodu do kochania.
Powinniśmy starać się o to, by wszystko, co cenne
przekazać naszym dzieciom, na przyszłość —
pamiętała pierwsze dni, gdy zjawiłą się w Londynie, jeszcze jako młoda panienka. Zmiana otoczenia z wiejskiego krajobrazu Shropshire na zanieczyszczone dziwnym dymem i okrutnie głośne miasto wepchnęła ją w ramiona szoku, który uspokojony został dopiero w chwili pełnego oczyszczenia stolicy. Warwick czekał wszak podobny los — jeżeli w mieście ostały się jakieś niedobitki, była pewna, że Namiestnik zajmie się tym i wyciągnie wobec nich odpowiednie konsekwencje.
— Bez suchej, twardej ziemi,
nie jesteśmy gotowi na zapuszczenie korzeni.
Więc śpiewajmy głośno, śpiewajmy wspólnie,
głośno wyśpiewajmy naszą miłość do świata.

W moich rodzinnych stronach czekają wciąż starzy rodzice
o każdej porze roku, od rana do nocy są wciąż w pełni sił.
Choć od czasu do czasu zbesztają mnie w listach,
nie powiem im tego — lecz w każdym słowie czuję ich miłość.

Chcę iść z Tobą wprost w przyszłość, ręka w rękę.
Zdrowi i szczęśliwi na zawsze.
Tak jak nasi rodzice pomogli nam wyrosnąć w spokoju ducha,
tak i my ochrońmy nasze drogie dzieci —
pieśń ciągnęła się dalej, a głos Valerie pozostawał łagodny i ciepły. Korzystała ze wszystkich jego walorów całkowicie świadomie i technicznie, pragnąc wykorzystać na swą korzyść to, jak kobieco potrafiła brzmieć, bez ryzykowania bycia odebraną jako ledwie dorosła panienka lub — co chyba gorsze — starucha. Wiele pomagała w tym oczywiście aparycja i mowa ciała. Valerie nie była dziś na scenie kusicielką ani uwodzicielką, ale pragnęła stworzyć z publicznością równie silną więź opartą na wzajemnym zaufaniu. Pokazać im, gdzie leżały priorytety życia w oswobodzonej, uwolnionej spod mugolskiego jarzma okolicy.
Sądząc po reakcji kilku kobiet, których twarze mogła dostrzec ze sceny, a w których oczach odbijały się nie tylko światła, a także szczere wzruszenie — odniosła zamierzony skutek.




tradition honor excellence
Valerie Sallow
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10881-valerie-vanity#331558 https://www.morsmordre.net/t10918-andante#332758 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f452-shropshire-sallow-coppice https://www.morsmordre.net/t10921-skrytka-bankowa-nr-2362#332773 https://www.morsmordre.net/t10919-v-vanity#332759
Re: Kamienica, Warwick [odnośnik]06.12.22 0:24
Słuchał pieśni o miłości, korzeniach, dzieciach. Świadom, że choć stoi teraz z boku sceny, oddając pole Valerie, to i na niego zwracają się oczy. Na jego mimikę, która musi być odpowiednio ekspresyjna - poważna mina, poruszone spojrzenie. Polityk, wrażliwy na piękno muzyki. Do niedawna muzyka była dla niego tylko tłem do ważnych kolacji albo rodzajem propagandy, ale Valerie zdołała faktycznie uwrażliwić go na jej urok, na swoje piękno. Tym razem nie musiał udawać wzruszenia, udawać, że jego wrażliwość pasuje do rozgrywanego spektaklu. Sam też wreszcie pasował - już nie stary kawaler, oddany pracy, a mąż pięknej i czystokrwistej czarownicy, dziedzic szanowanej rodziny. Zakorzeniony w niedalekim Shropshire, spodziewający się dziecka. Jeszcze o wiele za wcześnie by chwalić się ciążą, ale w głębi serca nie mógł się doczekać publicznych okazji za kilka miesięcy - gdy stanu Valerie nie będzie można już ukryć, a on będzie stał u jej boku, przyszły dumny ojciec. Zresztą już teraz był ojcem - bohatersko adoptującym córkę czarodzieja zarżniętego przez mugoli, śliczną i grzeczną.
Nawet rodzice znów z nim rozmawiali, choć narosła po śmierci Solasa bariera wydawała się kiedyś nie do pokonania.
Życie układało się wspaniale - lepiej niż się spodziewał. Choć miał spore ego, a surowe wychowanie nauczyło go wytrwałości, to dopiero zaznawszy rodzinnego szczęścia zrozumiał, że niedawne lata były ciemne, pozbawione nadziei. Valerie wniosła ją w jego życie, oby jej śpiew tchnął w słuchaczy wiarę w lepsze jutro, w przyjazną dla rodzin Anglię. Zgromadzona publiczność popierała trwającą wojnę, ale przedłużający się kryzys i dotykające każdą rodzinę tragedie mogły zachwiać nawet najwytrwalszymi. Koncert miał stanowić chwilę przyjemnego, patriotycznego wytchnienia, a rozpropagowanie wiadomości o szpitalu Asfodela - podkreślić, że Rycerze Walpurgii i namiestnik Mulciber nieustannie udzielają pomocy zarówno rannym na wojnie, jak i cywilom. Że hrabstwo, że cała Anglia - są w kompetentnych rękach. Cornelius zdawał sobie sprawę, że wojenny dyskurs zdominował przestrzeń publiczną, że gdzieś w podziemiu wciąż pełza Prorok Codzienny, punktując okropieństwa wojny. Ich propaganda musiała być inna - podkreślali okrucieństwo mugoli i rebeliantów, rzecz jasna, ale nie mogli się skupiać jedynie na trwających walkach. Musieli nieść nadzieję na stabilizację, na trwałe lepsze jutro.
Tekst pieśni, łączący przyszłość i przeszłość, dzieci i rodziców - stanowił doskonałe zamknięcie wieczoru.
Uniósł dłonie do oklasków, gdy wybrzmiały ostatnie takty. Zauważył, że niektórzy z publiczności - zwłaszcza kobiety - zrywają się do owacji na stojąco. Doskonale. Przed zamknięciem wieczoru pozwolił Valerie cieszyć się w pełni zasłużoną chwilą uznania, a potem znowu wyszedł na środek sceny.
-Wielkie brawa dla Valerie Sallow! Szanowni państwo, dziękujemy za przybycie, za wasz czas i za wasze wsparcie dla szpitala Asfodela. - zwrócił się do publiczności. -Każda cegiełka, każdy sykiel i galeon, wspomogą ofiary wojny i mieszkańców odbudowywanego Warwickshire, hrabstwa, które tak długo pozostawało pod mugolskim jarzmem. W kilka miesięcy oczyściliśmy te ziemie z mugolskich wpływów, uczyniliśmy bezpiecznymi - a szpital to dopiero początek zmian na lepsze. - podkreślił, roztaczając dalekosiężną wizję polityki Mulcibera. Szczerze wierzył we własne słowa, wierzył też w tego człowieka - namiestnika obrotnego, inteligentnego, z wizją dla tych ziem. Rozmowy z wdowami z Warwick, z byłymi więźniami zamku zdołały wpłynąć na wyobraźnię nawet jego, choć pozostawał człowiekiem chłodnym. Wojna obserwowana z perspektywy Londynu była inna niż udział w walkach na froncie, niż obcowanie z ofiarami mugolskiego okrucieństwa. Przekonał się o tym podczas własnych działań w Suffolk i Warwickshire i wiedział też, że jego publiczność - czarodzieje z zachodu Anglii, niejednokrotnie sąsiadujący z miejscami najzagorzalszych walk - byli nieco inną publicznością niż nieświadomy londyński plebs i wygodne londyńskie elity.
-Po rozmowach z dziennikarzami pani Sallow będzie rozdawać autografy we foyer - zapowiedział ostatni punkt wieczoru. -A ja życzę Państwu miłego wieczoru i zachęcam do spaceru ulicami bezpiecznego miasta. Te ulice mają długą, sięgającą neolitu historię - a rozwiązania architektoniczne są wspaniałym przykładem połączenia estetyki z bezpieczeństwem. W siedemnastym wieku miasto spłonęłoby, gdyby nie czarodzieje, a teraz - niczym Londyn - będzie maistem czarodziejów. - odniósł się do historii samego Warwick, miasta ocalonego przez magów i słynącego z konstrukcji oraz zaklęć odpornych na pożary i zniszczenia. Powiódł wzrokiem po pierwszych rzędach - w Warwickshire wciąż mieszkały stare, czarodziejskie rodziny, których przodkowie ochronili miasto od zniszczenia i którzy wciąż dbali o stabilność zaklęć roztoczonych nad miastem. Dopilnował, by zostali zaproszeni i otrzymali honorowe bilety i wiedział, że odniesienie się do historii miasta i ich wkładu w jego rozwój wpłynie na ich dumę. I na ich hojność. -Jeszcze raz, nagrodźmy brawami panią Sallow! - kolejne oklaski, już dla ich obojga, wybrzmiały na sali. Cornelius podał ramię żonie, aby zejść z nią ze sceny - tym razem oficjalnie jako para, bez niedomówień i plotek.
-Dasz radę od razu porozmawiać z przedstawicielką "Czarownicy"? - upewnił się, gdy znaleźli się za kulisami i wymijali garderobę. Potrzebowała pewnie czasu, by ochłonąć w zaciszu garderoby, ale wyglądała olśniewająco - a prędki początek rozmowy będzie miłą odmianą dla przywykłych do czekania dziennikarzy, Cornelius zdążył się przekonać pierwszego kwietnia, że redakcja doceniała nawet drobne gesty. -Ja porozmawiam z "Walczącym Magiem" i dołączę do ciebie po rozdawaniu autografów. - obiecał, unosząc jej dłoń do ust. -Było pięknie. Szczególnie zamknięcie wieczoru. - szczerze pochwalił żonę. Rozmowy z dziennikarzami zaplanował strategicznie, wiedząc, że Mag będzie bardziej zainteresowany reformami w Warwickshire i ministerialną pomocą dla rejonu - potem pośle dziennikarza do Valerie, sugerując mu, jakie pytania powinien jej zadać.


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Kamienica, Warwick - Page 3 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Kamienica, Warwick [odnośnik]08.12.22 12:58
Euforia płynie w żyłach, wartkim i prędkim strumieniem. Valerie wszak uwielbia występować, uwielbia nakładać maski, transformować się w kogoś, kim nie była na co dzień. Dziś, przed publicznością Warwick stała się przecież kapłanką wojny, strażniczką pamięci poległych, stała się także kobietą, szukającą pewności w świecie, który dopiero powracał do normy, zachwiany przez okrucieństwo mugolskie, okrucieństwo wojny. Koncert miał pokazać, że nadszedł czas na leczenie ran. Nadszedł czas na spokój i odpoczynek, nadszedł czas na zaufanie, które miało zostać złożone w dłonie pracujących w Szpitalu Asfodela uzdrowicieli.
Poczuła dumę; gdy kobiety wzniosły się do oklasków na stojąco. Była wszak jedną z nich, chciałaby porozumiewać się z nimi bez słów. Samym tonem melodii odnaleźć drogę do ich dusz, pokazać, że rozumie. Nie była typem kobiety wywrotowej, kobiety szalonej. Odnajdywała swój komfort w tradycyjnej kobiecości, z której potrafiła uczynić sobie tarczę i miecz, potrafiąc bronić się nią i atakować, w zależności od potrzeb. Była dumna ze swej delikatności i pragnęła pokazać, że delikatność nie jest powodem do wstydu. Cieszyła się, że pieśń przypodobała się mieszkankom Warwick do tego stopnia. Była im to winna, to specyficzny rodzaj umowy między artystą a publicznością.
Skłoniła się z gracją, w geście, który jak nic pokazywał, jak wielkie miała doświadczenie sceniczne. Gdy przemawiał mąż, skupiła pełne nadziei i miłości spojrzenie właśnie na nim, dumna z tego, co osiągnęli, co osiągnie także to hrabstwo. Czyste, pozbawione elementu wywrotowego mogło stać się największym ośrodkiem kulturowym zachodu Anglii, jeżeli zostanie dobrze poprowadzone. Nie miała pojęcia, na ile Mulciber posiadał wiedzę, by dokonać tego samodzielnie, lecz spokoju dodawał jej fakt, że wokół Śmierciożercy roiło się od ludzi, którzy wiedzieli, jak ją zrobić. Rozsądny przywódca nie boi się sięgnąć po pomoc, czyż nie?
Skinęła głową, potwierdzając dalsze plany na wieczór. Widziała, jak część z widowni rozpromieniła się na wieść, że będzie mogła uzyskać autograf śpiewaczki. Valerie uwielbiała być w centrum uwagi, a zdobywana z dnia na dzień coraz większa popularność sprawiała jej nie tylko satysfakcję, ale szczerą radość. Przyjęła zaoferowane przez męża ramię, a gdy schodzili ze sceny, Cornelius mógł czuć to, jak bardzo rozpalona występem była jego żona. Same dobre wiadomości.
— Dam, będzie to wyglądać nawet lepiej, gdy wciąż będę myślami na scenieskinęła głową, spoglądając w zieleń jego oczu. Oczywiście myślami na scenie miała być wyłącznie w odbiorze przez dziennikarzy, stanowiło to część skrupulatnej kalkulacji koniecznej do prawidłowego kontaktu z mediami. Ostatnimi czasy szczególnie polubiła Czarownicę, choć w kwestii ich ślubu pospieszyli się nieco, wybiegając do jej matki jako głównego źródłą informacji, z pominięciem samych zainteresowanych, jednakże uwagi poczynione na ich temat z okazji ceremonii odznaczeń skutecznie osłodziły tę niewielką niedogodność.
Przymknęła na moment powieki, oddając się drobnej bliskości. Poradzi sobie przez moment bez niego, był wszak potrzebny gdzie indziej, wykonywał swe istotne obowiązki. Otworzyła oczy raz jeszcze, gdy skomplementował jej występ, gdy usta zetknęły się z delikatną skórą dłoni. Zaskakiwał ją, znowu. Czyżby i jego serce otworzyło się wreszcie na piękno muzyki?
— Najdroższy... — szepnęła, gdy gardło ścisnęło się ze wzruszenia, a w oczach zakręciły się łzy. Kobieca emocjonalność wchodziła na wyższe poziomy przez stan brzemienny. Prędko jednak doprowadziła się do porządku, nie chciała wypaść na histeryczkę przy dziennikarzach. — Dziękuję. Będę na ciebie oczekiwać — dodała, nim rozstali się na rozmowy z dziennikarzami.

— Pani Sallow, pani Sallow! — zasłyszane łagodne, kobiece trzebiotanie zwróciło jej uwagę od razu. Odwróciwszy się płynnie na pięcie, Valerie od razu skierowała się w stronę korpulentnej, starszej już dziennikarki, której nos podtrzymywał półokrągłe okulary z ozdobnymi zawieszkami po obu stronach szkieł. — Rzadko zdarza się, by piękno zewnętrzne tak bardzo współgrało z pięknem wewnętrznym — śpiewaczka uśmiechnęła się łagodnie, choć spojrzenie pozostawało czujne. Słynna, dziennikarska sztuczka na wprowadzenie odpytywanego w stan zbyt wielkiej pewności siebie. — Ale u pani jest ono wyjątkowo widoczne. Skąd pomysł na taki koncert? — mówiąc to, wyciągnęła z torebki notatnik, obok którego zaświergotało samopiszące pióro, gotowe do działania.
— Może się pani domyślić, pani... — zawieszony na moment głos sugerował, że pragnęła dowiedzieć się, z kim rozmawia.
— Pani Prince — wtrąciła z uprzejmym uśmiechem.
— Pani Prince, że nie posiadam wielkiej wiedzy o uzdrawianiu ani funkcjonowaniu szpitali, jestem wszak śpiewaczką. Jednakże, gdy tylko dowiedziałam się o tym, że Szpital Asfodela rozpoczyna nowy rozdział w swej historii, słysząc wiele poruszających historii o tym, co przeżyło Warwick, wiedziałam, że muszę pomóc najpełniej, jak tylko potrafię — złożyła dłoń na sercu, nachylając się odrobinę w stronę dziennikarki. Z jej głosu ciekła troska, ta prawdziwa, troska matki, troska żony, troska, którą powinna mieć w sobie każda dobra kobieta. — Rozumie pani, życie w Londynie może sprawiać wrażenie, że wszystko wokół jest piękne, wszak stolica jest najbezpieczniejszym miejscem w kraju, ale... Och, czy można odwrócić wzrok od cierpienia, które działo się chociażby tutaj? — westchnęła, zagarniając kosmyk jasnych włosów za ucho.
— To postawa godna podziwu. Wydaje się, że od ceremonii ślubnej promieniuje pani szczególnym rodzajem szczęścia — podchwytliwe pytanie, które Valerie mogłoby się wydawać zbyt podchwytliwe. Należało jednak zachować spokój, prowadzić rozmowę dalej w tonie przyjemności z tegoż wywiadu, wszak nie czuła się niekomfortowo, rozmowy z dziennikarzami i fanami były częścią jej zawodowych obowiązków.
— Dokładnie tak. I to właśnie szczęście, radość i bezpieczeństwo, którego zaznałam i zaznaję w życiu rodzinnym, pragnę także oddać dziś Warwick. Sprawić, by bohaterowie dochodzili do zdrowia w odpowiednich warunkach i pod odpowiednią opieką, aby kobiety nie bały się powiększać rodzin, aby seniorzy mogli spędzić złotą jesień swego życia w jak największym komforcie. Zawsze stawiałam rodzinę na pierwszym miejscu, chciałabym, aby odradzające się Warwick było silne także dla nich. Niewątpliwie namiestnik Mulciber podziela ten pogląd, bez jego zgody nie byłoby nas dziś w tym miejscu — przeplatanie polityki życiem rodzinnym mogło spotkać się z uznaniem starszej dziennikarki. Zadanie byłoby pewnie nieco trudniejsze, gdyby trafiła na młodzika—gryzipiórka lub Wilhelminę, która odpowiada na listy słane jej przez nastolatki. Wydawało się jednak, że kobieta była zadowolona z jej odpowiedzi, pióro nadążało za notowaniem, więc kontynuowała. — Dlatego też chciałam osobiście wesprzeć Szpital Asfodela. Dziś nie tylko występowałam z własnymi utworami, ale także — wyciągnęła z ukrytej kieszeni sukni niewielki bilecik, taki, który kupowano na wejściu do ratusza. Bilet—cegiełkę. — Dołożyłam do zebranej sumy.
Widziała, jak oczy kobiety otwierają się szerzej, w zaskoczeniu, po chwili ustępującemu szerokiemu uśmiechowi. Dziennikarka nie spodziewała się tego drobnego bądź co bądź gestu, ale przyjęła go tak, jak zakładała Valerie. Z zadowoleniem.
— Przewodzenie za przykładem... — szepnęła do siebie, a w panującym obok zgiełku pani Sallow ledwo zdołała dosłyszeć jej słowa. — Bardzo dziękuję za poświęcony czas i to, że tak prędko do nas pani trafiła. Nie mogę się doczekać, aż będziemy miały okazję porozmawiać nieco dłużej, może... w bardziej kameralnych warunkach? — kobieta podeszła bliżej Valerie, łapiąc ją lekko za ramię. Zbliżyła się do jej ucha, aby wyszeptać — I porozmawiać o czymś ładniejszym. Od pani ślubu zasypują nas listami o porady co do sukien ślubnych, wyboru orkiestry, przystawek, o triki urodowe, jak być dobrą żoną, bla bla bla. Znajdzie pani dla mnie termin w przyszłym miesiącu, pani Sallow? — odsunąwszy się od Valerie, twarz kobiety przybrała wyraz pełen nadziei. Jak mogła odrzucić okazję, która sama składała się w jej dłonie?
— Ależ oczywiście, pani Prince. Z największą przyjemnością — raz jeszcze uśmiechnęła się szeroko, kłaniając się przed kobietą, która odpowiedziała jej tym samym, nim zniknęła w tłumie gości.
Valerie natomiast przestąpiła do foyer, gdzie spędziła kolejne kilkanaście minut na rozdawaniu autografów i rozmowach z poruszoną publicznością. Kątem oka widziała, jak część kobiet rozmawiała o czymś z ożywieniem ze swymi mężami, którzy po takiej rozmowie kierowali się do skarbonek przy wejściu, dorzucając do nich dodatkowe pieniądze. Wszystko szło zgodnie z planem, a szpital skorzysta z zebranych przez małżeństwo Sallow środków.




tradition honor excellence
Valerie Sallow
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10881-valerie-vanity#331558 https://www.morsmordre.net/t10918-andante#332758 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f452-shropshire-sallow-coppice https://www.morsmordre.net/t10921-skrytka-bankowa-nr-2362#332773 https://www.morsmordre.net/t10919-v-vanity#332759
Re: Kamienica, Warwick [odnośnik]08.12.22 18:06
Uśmiechał się również, gdy zeszli ze sceny, tym razem już bez teatralnego wystudiowania - a tylko do niej. Widział, jak rozpala i rozpromienia ją każdy występ. Obydwoje uwielbiali być w centrum uwagi, choć miał wrażenie, że Valerie przeżywała kontakt z publicznością inaczej. Dla niego cudza aprobata była instrumentem do zyskania pozycji, instrumentem wyważonym i zależnym od okoliczności. Umiejętne wyczucie emocji jednego rozmówcy mogło dać mu więcej korzyści niż wiwaty tłumu. Valerie, wręcz przeciwnie, zawsze rozkwitała pod wpływem tych wiwatów. Jej własne emocje splatały się z radością fanów, podczas gdy Cornelius nauczył się podporządkowywać te swoje pięknym przemowom, wykorzystywać uczucia do przekazywania argumentów. Emocje to broń, mówił mu dziadek, myślał zatem ze smutkiem o śmierci brata ilekroć mówił o anonimowych ofiarach wojny. A umiejętność czytania emocji innych pomogła mu być lepszym mówcą, choć emocje tłumu mógł rozpoznawać jedynie oczyma, bez pomocy magii.
Emocje Valerie były widoczne jak na dłoni. Radość, triumf, wzruszenie. Lubił je, zwłaszcza te pozytywne. Wnosiły koloryt do jego stoicyzmu, energię do uporządkowanego świata. Dziś patrzył na żonę wyjątkowo czujnie, uważnie, świadom jej szczególnego stanu. Wydawała się być jednak wypoczęta, rozkwitać. Doskonale, powinni korzystać z jej zdrowia i podobnych występów dopóki było to możliwe - zapewniała go, że zdaniem uzdrowiciela wszystko przebiega pomyślnie, ale i tak liczył się z koniecznością ograniczenia obowiązków w dalszych etapach ciąży. Pamiętał wszak, gdy pierwszy raz został ojcem: festiwal zmęczenia, pretensji, braku czasu.
Tym razem zadba właściwie o matkę swojego dziecka, tym razem będzie lepszy.
-Wspaniale. - uśmiechnął się szerzej, słysząc jej gorliwość do wywiadu. Był z niej dumny, z wytrwałości we wspólnych planach, entuzjazmu do rozmów z dziennikarzami. Zdawał sobie sprawę, że ślub z artystką sceniczną i pozwolenie jej na karierę jest czymś, czego nie zrobiłby jego ojciec - ale propaganda i muzyka szły w ich przypadku ramię w ramię, pozwalały na owocną współpracę, ocieplenie wizerunku. Własnego i hrabstwa. Spojrzał na Valerie uspokajająco, widząc, jak ogarnia ją wzruszenie - ale opanowała się sama, odprowadzona jego uśmiechem.
Gdy tylko zniknęła z pola widzenia, przybrał poważny wyraz twarzy i ruszył do jednego z wolnych pomieszczeń, na krótką rozmowę z reporterem z "Walczącego Maga". Victor Vause był nieco zahukanym młodym człowiekiem, który chłonął każde słowo rzecznika, wiedząc, że potrzebuje podobnych pleców. Cornelius z kolei dostrzegł (a kiedyś nawet wyczuł) pod maską grzeczności nutę ambicji, pewnej rywalizacji z redaktorem naczelnym.
-Podkreślisz strategiczne znaczenie szpitala na wojnie. - poprosił Vause'a, siadając na krześle. Przemówienie, skierowane do mieszkańców Warwick i okolicznych hrabstw, było skupione na hrabstwie. Artykuł w gazecie powinien podziałać na wyobraźnię wszystkich Anglików. -I przypomnisz zasługi wojenne namiestnika Mulcibera, oraz moje własne. Wysłałam ci notatki o politycznych zdrajcach i młynie, z marca, informacje nie są już nowe, ale znajdziesz sposób aby wpleść je w narrację o odbudowywanym Warwickshire. Zachęć też czarodziejów do odwiedzin, zapewnij o bezpieczeństwie w mieście. - Warwick potrzebowało zastrzyku ekonomicznego, a jemu i Mulciberowi pozytywnej opinii publicznej nigdy nie było za mało.
Porozmawiał z dziennikarzem jeszcze kwadrans, wdając się w szczegóły i pomagając młodemu reporterowi wyłowić najistotniejsze polityczne kwestie z dzisiejszego koncertu i wizyty w mieście. -Przeprowadź też wywiady z ofiarami wojny, wdowy po czarodziejach są gotowe na wywiad. - dla Corneliusa wieczór się kończył, dla dziennikarza wizyta służbowa dopiero się zaczynała. Takimi sprawami rzecznik nie zajmował się sam, ale lubił mieć kontrolę nad detalami, ustalić z dziennikarzami "Walczącego Maga" linię propagandową artykułów. Dlatego Minister go doceniał - Cornelius nie zadowalał się oględnym przekazywaniem dziennikarzom o czym mają pisać, był perfekcjonistą, który kontrolował co i jak piszą. Niejednokrotnie podsyłał też własne artykuły, ale nie dzisiaj, koncert był prosty do opisania - a on musiał poświęcić czas na bardziej wyczerpujący poradnik samoobrony przed mugolami. W przeciwieństwie do wielu czarodziejów, znał się w końcu na ich świecie.
Wrócił do foyer, ufając, że żona wiedziała, jak porozmawiać z panią Prince. Minął po drodze reporterkę "Czarownicy", rozpromienioną. Pogratulowała mu ślubu, a on jeszcze raz podziękował za opis uroczystości i zapewnił, że żona w swoim czasie podzieli się szczegółami. Wywiad, doskonale.
-Podeślemy też dla państwa jakieś zdjęcie z uroczystości. - obiecał, starannie wyreżyserowane. Lepiej dać "Czarownicy" to, co ją interesowało, niż mieć na głowie reporterów.
Pożegnał się z dziennikarką i ruszył do foyer, gdzie żona rozdawała autografy. Pracowała szybko, uśmiechała się promiennie, więc skinął jej głową - na znak, że poczeka w garderobie.
W hallu pozostał Dirk, mając czujne oko na żonę rzecznika i gwiazdę wieczoru.

/zt x 2 :pwease:


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Kamienica, Warwick - Page 3 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Kamienica, Warwick [odnośnik]02.03.23 12:50
17.07?

summertime saddness


Tego lata musiała doprowadzić do końca wszystkie zaszłe sprawy. Żadne niedopowiedzenie i żadne głupie obciążenie nie mogło nadal rzucać na nią cienia i zajmować wolnego miejsca na krótkiej liście rzeczy, na których obecnie skupiała swą uwagę. Pozbywała się ich jedne za drugimi, wyrywając wraz z korzeniami. Jak długo tak naprawdę człowiek mógł żyć w iluzji, że wszystko układa się po jego myśli, bo po prostu w to wierzy? Uciekając przed problemami na obrzeża wsi zachowywała się jak typowy Multon - a była to cecha, którą zawsze gardziła. Zamiast ostoi poczytalności chciała widzieć w domostwie nad Avon miejsce pracy. Nie potrzebowała komfortu samotności ani ciszy do szczęścia. Właściwie, nie potrzebowała nawet szczęścia, dopóki realizowała własne cele.
Bo szczęście było tylko konceptem, ulotnym i podstępnie namawiającym człowieka do spoczęcia na laurach. Nie osiągnie go nigdy, bo zawsze będzie więcej wiedzy, więcej mocy i więcej władzy, o które mogła się starać. A nie liczyło się już nic więcej. Z pewnością nie łzy, złamane serca i zaufanie, które rujnowała sama.
Miała dość własnego serca. Nigdy o nie nie prosiła. Gdyby mogła wyzbyć się wszystkich emocji i zostawić je tylko pełną krwi pompą, zrobiłaby to. Nie potrafiła jednak, ale mogła się starać.
Skoro potrafiła zapomnieć o zamordowanych dzieciach, mogła też zapomnieć miłość, przywiązanie i wstyd. Dzisiaj czekała ją jedna z większych prób, ale wiedziała, że póki się na to w końcu nie zbierze, nie będzie mogła pójść dalej.
Merlin jeden wiedział, że najwyższa pora, by wreszcie ruszyła się z miejsca.
Czekała na rogu kamienic, w szacie spiętej w pasie, w pantoflach, z zaledwie śladem przejrzystego szala na ramionach, który miał ją ochraniać przed słońcem. Cienki, jasny warkocz sięgał daleko, nie zrobiła żadnego makijażu, bo tutaj nie było to potrzebne.
Początkiem myślała, żeby złapać ją w szpitalu. Nie próbowała nawet na Nokturnie, wiedząc, że do swojego własnego domu Cassandra z pewnością jej nie wpuści. W szpitalu w Warwick miała większe szanse, ale po przemyśleniu wybrała kamieniczkę mieszczącą się niedaleko, skąd mogła obserwować stary budynek. Praca nad ludzkim życiem nie była czymś co powinno się przerywać, przecież wiedziała. Ale gdy Cassandra wyjdzie wreszcie przez te drzwi, a wiedziała, że dziś to zrobi, będzie mogła podążyć za nią.
Tak właśnie uczyniła, stawiając kroki szybko i wcale się z tym nie kryjąc. Nie zamierzała się skradać jak przestępca, ale musiała też powstrzymać ją przed aportacją. W kieszeni miała zimny kryształ. Owijała palce wokół niego, nie wokół różdżki. Nie zamierzała jej nawet wyciągać.
Cassandra jej nie zaatakuje. A jeśli jednak zaskoczy ją po raz kolejny i impulsywnie to zrobi, to cóż.
Wtedy będzie się bronić.
- Zaczekaj. Nie ignoruj mnie - powiedziała wyraźnie, ale niezbyt głośno. Nie były daleko od płotu wokół szpitala, nie zależało jej na uwadze postronnych. - Chciałam z tobą porozmawiać. Popatrz na mnie. - Powstrzymała się przed zaciśnięciem zębów, przed przygryzieniem policzka, przed posmakowaniem krwi. Skądkolwiek brał się ten spokój, wątpiła, by należał do niej. - Nie odpowiadasz na moje listy, więc przyszłam. Chcę to od ciebie usłyszeć. Chcę, żebyś powiedziała to do mnie; jaką zrobiłam ci krzywdę? - Czuła się zimno, chociaż był upał, a po jej plecach spływał pot. Mocniej owinęła się szalem i uparcie patrzyła Cassandrze w oczy.
Niech to powie.
Niech powie i udowodni jaka jest ślepa.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Kamienica, Warwick [odnośnik]03.03.23 23:05
Jeszcze nie do końca wyniosła się z Nokturnu, ale już częściowo pracowała w Warwick; mniej zajmowała się pacjentami osobiście, więcej organizacyjnie, dbając o dostępność medykamentów i patrząc na ręce ludziom, którzy mieli należeć do personelu. Niełatwo przychodziło jej zaufanie, musiała nauczyć się tych czarodziejów: wiedziała już, że mężczyznę odprawi. Zdarzało mu się obcesowo podchodzić do córki dawnego zarządcy, nie podobało jej się to. Byłoby prościej, gdyby Elvira zajęła się tym, co obiecała zrobić - Cassandra zdążyła zapomnieć, że w złości oznajmiła jej, że uczyniła to już sama. Nie pisała wtedy prawdy, nie znała wielu ludzi, a kontaktów z Munga wolała unikać. Ramsey nie wiedział - nie pamiętał - że nie miała odpowiednich uprawnień. Tutejszy lazaret nie był duży, lecz przecież większy od miejsca, którym opiekowała się wcześniej w pojedynkę, ona też miała przed sobą jeszcze sporo nauki - i choć bardzo dbała o to, by sprawiać wrażenie, że jest inaczej, doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
Opuściła szpital wczesnym popołudniem, nieśpiesznie zmierzając do Niedźwiedziej Jamy. Posiadłość znajdowała się niedaleko stąd, za miasteczkiem - lubiła pokonywać tę drogę spacerem pozwalającym zyskać spokój umysłu. Dzięki bliskości natury zdecydowanie łatwiej było jej zebrać codzienne myśli. Podkreślone delikatną pomadką usta zwracały uwagę mniej, niż mocno umalowane węglem oczy. Upięte z tyłu głowy włosy i tak zakryte były delikatnym materiałem lekkiej purpurowej chusty. Biała koszula o bufiastych rękawach odsłaniała pełny dekolt, a czarna spódnica okręciła się wokół jej nóg, gdy przystanęła i obróciła się na jednej nodze nagle, słysząc zza pleców znajomy głos. Brew ściągnęła się niżej, cóż Multon tutaj robiła? Po wymianie listów nie spodziewała się ujrzeć jej wcześniej i po prawdzie nie bardzo też miała na to ochotę. Wysoko zadarła brodę, wsłuchując się w jej słowa - czy naprawdę nie rozumiała? Założyła ręce na piersi, odczekując, aż minie ich starszy czarodziej, który wydawał się jedynym świadkiem tego spotkania. To, co miała jej do powiedzenia, przeznaczone było tylko dla jej uszu. Chciała wyciszyć plotki, które rozpowiadała na jej temat - nie je wyolbrzymiać przy ludziach, którzy zaczęli ją już poznawać.
- Co ty tu robisz, Multon? Nie przypominam sobie, żebyśmy były umówione, a tak się składa, że nie mam teraz dużo czasu. - Kolejne kłamstwo, wcale nie była tego konkretnego dnia bardzo zabiegana, jednak słowa spływały z jej ust szybko i ze stanowczym zdecydowaniem. Prychnęła, przewracając oczami. - Naprawdę nie rozumiesz, co zrobiłaś? Jestem wciąż taka naiwna, powinnam się tego spodziewać! Całe to twoje chrzanienie o silnych czarownicach można sobie wsadzić do rzyci, nic z tego nie rozumiesz! Nic! - Słowa padały z jej ust szybko, a nad podniesionym tonem straciła już kontrolę, zamaszystym krokiem podeszła bliżej niej. - Zapewniałaś mnie, że cenisz sobie kobiece wsparcie, tymczasem przy pierwszej lepszej okazji opowiadasz brednie o mnie i o moim życiu, jakbyś nie miała ciekawszych tematów rozmów! Nic ci do tego kto jest moim mężem, ani co się z nim stało, a własne refleksje i przemyślenia na ten temat zachowaj dla siebie, zamiast dzielić się nimi z całym światem, zamiast... zgadywać ile mam dzieci i z kim! I jeszcze opowiadać o tym przypadkowo napotkanym czarodziejom?! Na Morganę, nie jesteś sraczką, żeby musieć manifestować swoją obecność przy każdej okazji! O wartości kobiety, Elviro Multon, świadczy ona sama i jej dokonania. Nie wtrącaj nosa w nic więcej, jeśli nie chcesz na nim zobaczyć kurzajek - oznajmiła ostro, w złości, bez przemyślenia tego gestu, wyciągając w kierunku czarownicy różdżkę. - Bombino! - wywołała inkantację zaklęcia, kierując promień zaklęcia prosto na nią.




bo ty jesteś
prządką



Ostatnio zmieniony przez Cassandra Vablatsky dnia 03.03.23 23:09, w całości zmieniany 1 raz
Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Kamienica, Warwick [odnośnik]03.03.23 23:05
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 15
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kamienica, Warwick - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kamienica, Warwick [odnośnik]04.03.23 15:50
Była szczera w swojej ofercie pomocy, ale nie zamierzała narzucać się Cassandrze, gdy twierdziła, że doskonale radzi sobie samodzielnie. Uwierzyła jej w to, może naiwnie - miała o niej wysokie mniemanie, był nawet czas, że podziwiała ją za zręczność, z jaką prowadziła własną lecznicę. Zwłaszcza teraz, gdy próbowała zarządzać jednym tylko gabinetem, dostrzegała, jak ciężka i wymagająca była to praca. Przewodniczenie szpitalowi było zapewne niepomiernie trudniejsze, a jednak nie miała większych wątpliwości, że Cassandra sobie z tym poradzi. Co za szkoda, że w tej niebywałej mądrości dawała się omotać tak głupim prowokacjom. Wciąż nie w pełni rozumiała przyczyn, dla których Cass odcięła się od niej tak gwałtownie. Analizowała ostatnie spotkanie z Mulciberem i choć żałowała kilku nieopatrznie rzuconych słów, nie wiedziała, dlaczego ich znaczenie miałoby być aż tak ogromne. Zbyt mało wiedziała o prywatnym życiu Cass, wychodziła chyba z założenia, że Ramsey, jako śmierciożerca, wie o nim więcej.
Mogła nie mieć racji; po dłuższym zastanowieniu sama musiała przyznać, że rzeczy, które o niej powiedziała, nigdy nie znalazły realnego potwierdzenia poza jej domysłami.
Ale czy to było aż tak ważne? Czy nie mogły sobie tego wyjaśnić jak dorosłe kobiety?
Chwilę po wypowiedzeniu pierwszych słów, trwały w niezręcznej ciszy, czekając, aż chodnik się wyludni. Cassandra przyglądała się jej w ten drapieżny, wyzywający sposób, który dawniej uznałaby pewnie za atrakcyjny. Teraz miała do niej zbyt wiele żalu, zbyt wiele gorzkich śladów złamanego zaufania.
Tylko kto tak naprawdę je złamał? Ona, czy może Cass, gdy uznała, że Elvira nie zasługuje nawet na to, by zweryfikować te wszystkie brednie, które przeczytała w listach?
- Wiem, że nie masz czasu, dlatego przechodzę od razu do rzeczy. Chcę tylko wiedzieć, jak cię skrzywdziłam. Jak inaczej mam ci zadośćuczynić? - Wiele wysiłku wymagało od niej powstrzymanie się przed uniesieniem głosu. Również trzymała brodę wysoko, patrzyła przyjaciółce w oczy dumnie i chłodno. Nie krzyżowała jednak ramion, trzymając dłonie w kieszeniach dorobionych do szaty; tam gdzie miała różdżkę i mały, ciepły kryształ.
Zamarła i zaniemówiła, gdy Cassandra błyskawicznie straciła cierpliwość i przeszła do ataku, równie ognistego i nieprzewidzianego, co wtedy, gdy miał miejsce na pergaminie. Dała jej powiedzieć wszystko co miała do wyrzucenia, a potem prędko wyciągnęła różdżkę, gdy zauważyła, że kobieta sięga po własną. Zaklęcie było głośne i nie pozostawiało wątpliwości co do swojej natury, nawet jeśli wiązka jej nie dosięgnęła.
- Chciałaś mnie zmienić w żabę? Naprawdę? Ile ty masz lat? - wydusiła z szokiem, który był szczery, nawet jeśli dość szybko pozbierała się do wcześniejszego spokoju. Różdżka pozostała w jej dłoni, ale kierowała jej koniec w ziemię, wcale nie zamierzała jej atakować. Dziwne to było uczucie, być spokojniejszym od swojego rozmówcy. W piersi jednak gryzła i podszczypywała ją wściekłość. Utrzymała ją na wodzy, nawet jeśli jej głos był oschły, szybki i jakby stłumiony. - Cokolwiek powiedziałam na twój temat, Mulciber zwielokrotnił to dla swojego własnego widzimisię. Mogłam popełnić błąd, ale nie tak ogromny jak sądzisz. Obawiam się go, szanuję i muszę mu odpowiadać na pytania. To nie jest przypadkowo napotkany czarodziej, Cassandra, tylko mój przywódca. Nie rozmawiałam o tobie z nikim poza nim, ale on chciał wiedzieć. Może nie miałam racji, ale ty też nie miałaś, gdy uwierzyłaś mu na słowo i zrobiłaś ze mnie kurwę zamiast przyjść i to wyjaśnić - wycedziła, różdżka zadrżała jej w dłoni. Miała ochotę złapać tę babę i nią potrząsnąć. - Nie chciałam nigdy wtrącać nosa do twojego życia. Troszczę się o Lysandrę i nigdy nie dałabym jej skrzywdzić. Ciebie też nie! - podniosła głos, w końcu straciła cierpliwość. - Dlaczego ciągle mnie poniżasz zamiast dać mi to wyjaśnić? Kogo się boisz?!
Palce ją świerzbiły, ale nawet na moment nie uniosła różdżki w jej stronę. Niech sobie myśli co chce, nie skrzywdzi jej, nie dzisiaj, nigdy, choć byłaby zdolna zrobić to o niebo boleśniej od niej.
Nie da się jednak zaatakować, o tym też powinna wiedzieć.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Kamienica, Warwick [odnośnik]02.06.23 0:08
- Masz nie tylko za długi język, ale i za małe uszy, Elviro Multon? - zapytała ze zdumieniem, wszak przed momentem zdradziła jej wszystkie swoje zastrzeżenia. Czegóż jeszcze od niej chciała? Czy naprawdę nie rozumiała, że plotkowanie o niej, jej reputacji, jej prywatnym życiu, nie licowało z tym, czego oczekiwała od zaufanych sobie czarownic? Podejrzewała, że Elvira miała w tym cel, może walczyła o względy Ramseya, a może kierowała nią zazdrość o szacunek, jakim Cassandra cieszyła się wśród Rycerzy, choć z opowieści Ramseya wynikało, że najprawdopodobniej była to złość na podarowanie szpitala w Warwick jej, nie Multon. Nie uczyniła jej jednak żadnej krzywdy, która uzasadniałaby podobne zachowanie. Elvira ją zwyczajnie zawiodła. Być może właściwie byłoby powiedzieć - oszukała. Nie zaufała jej dotąd, zaufanie przychodziło jej z trudem, ale wierzyła, że zapewnienia solidarności płynące od czarownicy były szczere. Wiedziała już, że wcale nie, nie rozumiała tylko, co próbowała osiągnąć, podkopując pozycję samej Cassandry.
Uniosła wyżej brew, gdy Elvira spytała ją, ile ma lat. Nigdy tak naprawdę nie była dzieckiem, zawsze miała mniej lat, niż wyrażałyby to jej oczy. Zawsze była dojrzalsza od otaczających ją dzieci. Wiedziała więcej, trzecie oko sięgało tam, gdzie nie sięgał wzrok innych. Swojej dojrzałości była dostatecznie pewna, by podobna odzywka nie wytrąciła jej z rytmu.
- Masz słuszność, żaby za głośno rechoczą - prychnęła pod nosem, zagłuszając w ten sposób własne niepowodzenie; zaklęcie nie omsknęło jej się dlatego, że zmieniła zdanie, ale przecież nie zamierzała się do tego przyznawać. - Balneo! - wywołała ze zdecydowaniem, zamierzając oblać ją kubłem zimnej wody - może przynajmniej to pomoże jej otrzeźwieć.
- Skąd ty możesz wiedzieć co powiedział mi Namiestnik? Zasłaniasz się tym, że jest twoim przywódcą, a nawet nie potrafisz wyrazić się o nim z należytym szacunkiem. Dobrze wiem, że twoja durna gadka nie wynikała z potrzeby posłuszeństwa. Wiem też, że wcale o to nie pytał. - Wierzyła mu. Znała go znacznie lepiej i znacznie dłużej, niż Elvirę. Nie był niezawodny, nie powie o nim, że nigdy jej nie okłamał. Ale nie zdradziłby swojego zainteresowania tak bezmyślnie, znała go dobrze, nigdy nie obnażał słabości. Zwłaszcza przed obcymi. Elvira nie miała podstaw wnioskować o tym, jakie relacje łączyły ją i Ramseya, a mimo wszystko to zrobiła. - Oświeć mnie zatem! Czy mylę się, że opowiadałaś mu o moim życiu prywatnym, o którym nie masz pojęcia? Jaki przyświecał temu cel, Elviro Multon? Co mu opowiedziałaś? - I po co? Po co, Elviro, w czasach, w których samotnej kobiecie jest tak ciężko, rozpowiadasz o mnie te zmyślone brednie? Czy chciałaś poczuć się lepiej moim kosztem? Czy chciałaś przypomnieć mu, jak złą mam reputację? Co dało ci podkreślenie, że jestem samotną matką, dziś, gdy nikt nie przejdzie obok tego bez oceny? Czy to naprawdę była twoja sprawa?
- Ja się nie boję. Właśnie dlatego nie muszę zasłaniać się kłamstwami na temat innych kobiet, nie muszę ich też zmyślać. Co jeszcze opowiadałaś i komu? A przede wszystkim: po co? Co zamierzasz osiągnąć, nastając na moją reputację? - Nie istniała, była tylko samotną kobietą z Nokturnu, matką dwójki dzieci. Brednie Elviry nie rozminęły się z prawdą, której czarownica nie znała, puszczając w obieg plotki, które były jej wybitnie nie na rękę. Ukrywała syna nie bez powodu, a Elvira zdradziła ją i jej tajemnice nawet o nich nie wiedząc. Ile zła mogłaby uczynić, gdyby Cassandra rzeczywiście dopuściła ją do swoich sekretów? - Sądziłam, że byłaś tamtego dnia szczera. Że szukałaś siostrzanego wsparcia, nie po to, żeby wbić innym nóż w plecy. Niczym nie różnisz się od mężczyzn. Czemu służyła tamta zabawa, Elviro Multon? - spytała nagle, przypominając sobie wieczór, który zorganizowała. Zachęcała na nim do zwierzeń, niekiedy głębokich. Wtedy sądziła, że chce je lepiej poznać, dziś miała powody nabrać wątpliwości. - Zabawa, w której próbowałaś wyciągnąć z nas nasze najgłębsze myśli? Jak zamierzasz wykorzystać te informacje? Ile osób już o nich usłyszało? - Pokręciła głową z niesmakiem, postępując przed siebie, by ruszyć do przodu.




bo ty jesteś
prządką



Ostatnio zmieniony przez Cassandra Vablatsky dnia 02.06.23 0:22, w całości zmieniany 1 raz
Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Kamienica, Warwick [odnośnik]02.06.23 0:08
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 14
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kamienica, Warwick - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kamienica, Warwick [odnośnik]28.06.23 14:44
Może naprawdę była głupia - a może zbyt prostoduszna, by dostrzec winę tam, gdzie narzucić próbowała ją Cassandra. Może i rzeczywiście powiedziała za dużo; ale ani przez chwilę nie wyobrażała sobie, że coś, co powie Ramseyowi może w tak dotkliwy sposób poruszyć taką dumną wiedźmę jak Cassandra. Dlaczego właściwie zależało jej na tym, co o niej sądził jakiś mężczyzna?
Och, no tak, z tego samego powodu, z którego powinno zależeć też mi.
- Przepraszam! - I naprawdę, naprawdę nie miała zamiaru dzisiaj krzyczeć, ale ciągłe oskarżenia i lekkość z jaką Cassandra rzucała zaklęciami zaczynały już zachodzić jej za skórę. Dlatego też słowo, tak potrzebne, okazało się być wrzaskiem, desperacją i złością. - PRZEPRASZAM! Co takiego powiedziałam? Że jesteś wdową? Masz rację, nie wiedziałam tego, to był mój domysł. Powiedziałam to w stresie, bo nie cierpię, do kurwy nędzy, z nim rozmawiać. I... argh, Protego! - Tarcza, którą przywołała zaiskrzyła większą ilością mocy, niż spodziewała się użyć; nic dziwnego, była zirytowana, jej ruchy gwałtowne i ostre. Mimo tego na krótką chwilę rozchyliła usta i otworzyła szerzej oczy. Gotowa do tego, by krzyknąć do Cassandry, by uważała. Ale to było tylko Balneo. I jeśli miała czelność rzucić je na Elvirę, to będzie tylko jej własna wina, jeśli nie zdoła się obronić. - Od kiedy ty się z nim tak... a zresztą. - Znowu opuściła różdżkę, w kierunku ziemi, a palce zaciskała przy tym tak kompulsywnie, że nie zdziwiłaby się, gdyby poleciały z niej iskry. - Mówisz tak, jakbym z nim o tobie dyskutowała, a to było tylko parę słów rzucone przypadkiem. Nie powinnam była w ogóle o tobie wspominać, wiem... to się stało tylko dlatego, że powiedział, że zostawia szpital w twoich rękach, a ja chciałam przyznać, że to najlepsza decyzja... i powiedział o tobie "panna", a ja myślałam... Merlinie, Cass, to jest tak głupie!
Czuła, że z nerwów zrobiła się już cała czerwona, że pot wstąpił jej na kark, że jej ramiona drżą. W każdej innej sytuacji nie miałaby skrupułów, aby wyżyć się najciemniejszymi klątwami jakie znała - może to zrobi, może później, może napatoczy jej się jakiś samotny mugol... ale teraz przygryzała język wtedy, kiedy chciała ją wyklnąć, swoją przyjaciółkę. Przygryzała język, ale nie zdołała powstrzymać krótkiego parsknięcia rozbawienia, w którym więcej było frustracji niż wesołości.
- Naprawdę myślisz, że nastaję na twoją...? Cass, cholera. Ja nigdy... jesteś dla mnie wzorem! Jeśli powiedziałam coś głupiego, to przypadkiem. I tylko przy nim, bo przy nim, i przy Rosierze, i przy wszystkich śmierciożercach plącze mi się język. Przestań ze mnie robić... kurwę! - Niczym nie różnisz się od mężczyzn, czy mogła być gorsza obelga? Ręka zapiekła ją od łokcia po nadgarstek, jak wtedy, gdy odczuwała w niej tylko fantomowe bóle. - Teraz posuwasz się za daleko. Nigdy nie zamierzałam wykorzystać tych... informacji... przeciwko wam. Sama mówiłam o sobie dużo, nie byłam niesprawiedliwa.
Opadła z sił, a może oddychała zbyt szybko i od braku tlenu zaczynało kręcić jej się w głowie. Cassandra chciała zniknąć, zostawić ją z niczym i prawie była gotowa jej na to pozwolić, splunąć na nią i odejść jak zrobiłaby to jeszcze kilka lat temu; ale teraz zdążyła już przyzwyczaić się do tego, że istnieją ludzie, którym może zaufać, których towarzystwo lubi. I z jakiegoś powodu (może była nim ona sama, może, ale nie, nie mogła tego znieść, nie mogła tego przyznać, bo straci rozum) traciła ich wszystkich jednego po drugim.
I chociaż tego nie powie, to przecież byłoby żałosne...
Nie chciała znowu zostać sama.
- Może mi nie uwierzysz, ale powiedz chociaż... mogę zrobić coś, żebyś mi wybaczyła? - A Cassandra zapewne nigdy nie domyśli się jak wiele wysiłku wymagało od niej wyduszenie z siebie tych słów, przez zaciśnięte zęby i bez opuszczenia wzroku.
[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Kamienica, Warwick [odnośnik]29.06.23 22:07
Szmaragdowe oczy Cassandry rozszerzyły się ze zdumieniem, gdy woda zaklęcia chlusnęła prosto w świetlistą tarczę wyczarowaną przez Elvirę; tarczę dość silną, by jej moc zwróciła się przeciwko niej samej; zdążyła tylko osłonić twarz przedramieniem, gdy żywioł wody uderzył prosto na nią, przemaczając ją do suchej nici. Mokre były jej włosy, lejące się po karku jak mokre pióra wrony, mokra była jej koszula, nieobyczajnie przylegająca do ciała, podobnie jak materiał spódnicy, który w mig owinął się wokół ud. Zmarszczyła gniewnie brwi, spoglądając na Elvirę. Czy to w ten sposób zamierzała ją przepraszać?
- Ty przeklęta płonico, najpierw wygadujesz o mnie bzdury, a teraz traktujesz mnie w taki sposób?! - oburzyła się w mig, rozpościerając ze wstrętem ramiona, by otrzepać się z wody, stuknęła mocnie obcasem trzewika, strzepując powierzchowną wodę również ze spódnicy. - Bombino! - powtórzyła wcześniejszą inkantację, kierując różdżkę prosto w pierś Elviry - tym razem w inkantację wkładając znacznie więcej gniewu, niżeli wcześniej; doskonale wyartykułowany akcent musiał osiągnąć sukces - porażkę wywołałaby tylko sprowadzona przez tę wiedźmę klątwa, której jednakowo Cassandra nie mogła wykluczać. - To był twój domysł! Domysł! Wydaje ci się, że możesz się domyślać tego, kim jestem, a potem szczebiotać na ten temat innym jak przekupka na targu? Nie potrafisz przymknąć tej durnej jadaczki zanim się otworzy!? Jak mam po czymś takim uwierzyć, że nie powtórzysz wszystkim wokół czegoś, co rzeczywiście ci powiedziałam?! - Rumieńce zakwitły na jej bladej twarzy, gdy uniesiona złością wypowiadała słowa jedno po drugim, nie pozwalając wtrącić między nie ni słowa. - Dlaczego powiedziałaś mu, że mam dwójkę dzieci?! - Spytała zajadle, czy Elvira nie dostrzegła, jak mocno chroniła skrytą na Nokturnie córkę? Czy nie dostrzegła, jak ważna była dla niej dziewczynka? Czy nie dostrzegała, jak izolowała ja od świata i ni przez chwilę nie wpadła na to, że miała ku temu swoje powody? - Nim się - co?! Tu nie chodzi o niego, Multon, czy naprawdę nic z tego nie rozumiesz?! Kłamałaś człowiekowi, który znał prawdę, równie dobrze możesz okłamać takiego, który jej nie znał! - Machnęła dłonią ze złością, zamaszyście, nie mogąc zdzierżyć tej głupoty. Jak mogła być tak zdumiona jej reakcją? Czy naprawdę nie znała słowa dyskrecja? Czy naprawdę nie rozumiała, nie wiedziała, jak ważną dla Cassandry ta dyskrecja była od zawsze? Nie mówiła o sobie nic, nikomu, i nie robiła tego bez powodu. - Parę słów rzuconych przypadkiem! Patrzcie ją, w paru przypadkowych słowach zdążyła poopowiadać o moich dzieciach! Trzymaj się od Lysy z daleka, Multon. Ostrzegam cię. Wydrapię ci oczy, jeśli wykonasz choć jeden gest bez mojej zgody, rozumiesz? Wydrapię oczy! Szponami! - Podniosła głos po raz kolejny, zaciśnięte na rękojeści różdżki knykcie pobielały. - Przyznaj się! Chciałaś się wcisnąć na moje miejsce? Pomyślałaś, że jak mu poopowiadasz, że przecież muszę zająć się dziećmi, to uzna, że nie znajdę na to czasu? - To było tak częste, odbierać matce sprawczość. Spodziewałaby się tego po każdym mężczyźnie - ale o Elvirze, tak chętnie głoszącej hasła o siostrzanym wsparciu? Ileż było w nich sztucznej uprzejmości? Ile wyrachowania? Czy chciała poznać ich sekrety, w tajemnicy wykorzystać ich przeciwko nim? Wywróciła oczami, gdy Elvira wspomniała o wzorze, po tym, co zrobiła, nie potrafiła jej uwierzyć.
- Nie muszę. Sama świetnie sobie radzisz - prychnęła lodowato, kiedy Elvira wspomniała o kurwie; Cassandra ani nie używała takiego języka, ani podobnych słów, świadoma tego, jakie tragedie popychały dziewczęta do kupczenia własnym ciałem. Ale Elvira zrozumieć tego nie mogła. Elvirze obce były siostrzane więzi, jeśli nie przynosiły jej żadnych korzyści, czyż nie? - Nie byłaś niesprawiedliwa?! Morgano! Wydaje ci się, że to sprawiedliwe?! Że jeśli opowiesz o sobie, to możesz opowiadać też o mnie?! Ty i tylko ty decydujesz o tym, kto zna twoje sekrety. Ty tę decyzję podjęłaś za mnie! - Cóż za brednie, czy się słyszała? - Czy teraz ja powinnam zwrócić się z twoimi sekretami do osób, które uznam za odpowiednie, żeby osiągnąć tę sprawiedliwość? Jestem powyżej tego Multon - Zamaszyście przecięła wolną dłonią powietrze, przecząc temu gestem. Co mogła dla niej zrobić? Prychnęła.
- A skąd ja mam wiedzieć, co możesz teraz zrobić?! Trzeba było trzymać dziób zamknięty! - zganiła ją po raz kolejny, kręcąc przecząco głową. - Złożysz mi przysięgę wieczystą, tu i teraz. Że więcej nigdy nikomu nie powiesz o mnie i o moich dzieciach ani słowa - zażądała, wspierając się rękoma o biodra.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Kamienica, Warwick [odnośnik]29.06.23 22:07
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 37
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kamienica, Warwick - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kamienica, Warwick [odnośnik]29.06.23 23:22
To nie miało wyglądać w ten sposób; nie zamierzała podnosić różdżki, nie planowała jej nawet wysuwać z kabury, a jednak Cassandra zmuszała ją do tego raz za razem swoimi przypływami agresji. Jakąkolwiek krzywdę w jej mniemaniu Elvira jej uczyniła, zaczynała już rozumieć, że musiała ona sięgać znacznie głębiej niż się początkowo spodziewała - niż sądziła, że jest w stanie jej zadać. I nadal nie była pewna, nie domyślała się, dlaczego jej plotki i bezmyślne uwagi mogły zadać tak głębokie rany - widok furii Cassandry, zwykle stoickiej, z każdą sekundą przyspieszał jej oddech. Przytłaczał ją też własny gniew, i żal, i niezrozumienie. Opuszki palców piekły ją jak rażone prądem, twarz zmarszczyła się w groteskowym wyrazie... krzywdy? Być może.
- Naprawdę? - wydusiła szeptem, pod nosem, gdy Cassandra nie zdołała przerwać lotu własnego zaklęcia, choć miała różdżkę w dłoni. Widok jej przemokniętej, a przy tym tak wściekłej, mógłby być zabawny, gdyby nie czuła wciąż na karku ciężaru tej nieumyślnej winy. Na krótką chwilę jej spojrzenie zsunęło się na pierś Cassandry, na szatę opinającą skórę wszędzie tam, gdzie była najpiękniejsza. I może na chwilę ją zatkało, może nie mogła oderwać wzroku; ale gdy dotarły do niej słowa kobiety, w jej oczach znów zapłonęła ociekająca jadem uraza. - Co? Ty siebie, kurwa, słyszysz? To było twoje zaklęcie, ty... ty przeklęta wiedźmo! - Miała być tą spokojną, miała zachować rozwagę i wyjaśnić wszystkie nieporozumienia, ale gdy kolejne znane zaklęcie ominęło ją o włos, zaczęła już tracić cierpliwość.
A nigdy nie miała jej wiele.
- Bo gdybym wiedziała, że to jest dla ciebie ważne, to by tego ze mnie nie wyciągnęli na torturach! Własną krwią bym broniła Lysandry, a ty mnie teraz... jakim cudem Mulciber miałby cię... przecież to jest nasz człowiek, nie baba na targu! - Tam gdzie Cassandra podnosiła głos, tam zaczęła go podnosić i ona. Nawet nie zauważyła momentu, w którym zaczęła celować w przyjaciółkę różdżką; może z obawy przed kolejnym atakiem, a może po to, by móc nią oskarżycielsko machać. A mało brakowało, by sypnęły z niej iskry. Ta nowa różdżka nigdy nie leżała w jej dłoni tak dobrze jak poprzednia, którą wyrobiła sobie przez większą część życia. - O niczym mi nigdy nie mówisz, więc się musiałam domyślać! I ile razy mam cię jeszcze przepraszać za to, że te domysły były złe! Czy Mulciber cię za to skrzywdził? Tylko z nim o tobie rozmawiałam, nosz Merlinie!
Gdyby miała chwilę się rozejrzeć, zapewne by dostrzegła, że każdy, kto miałby jeszcze jakąkolwiek sprawę na tej ulicy, dawno zdążył się z niej ulotnić.
- A nie masz? - spytała na wydechu, gdy na wierzch wyszła sprawa dwójki dzieci; była przekonana, że gdy kręciła się po jej lecznicy, wtedy, kiedy nikt jej nie pilnował, kiedy Cassandra była zajęta, a ona, w zaufaniu, zostawiona sama sobie... wścibski dziecięcy instynkt zaglądania wszędzie i podkradania drobnych przedmiotów nigdy nie opuścił jej na dobre, ale też nigdy nie wyniosła z lecznicy niczego więcej niż garść ziół i fiolka. Była przekonana, że Cassandra i tak by jej to podarowała. I chociaż nigdy też nie zobaczyła innego dziecka poza Lysą, była pewna, że kiedyś je usłyszała. Ale czy była w błędzie? Czy tylko to sobie wmówiła i przypisała przyjaciółce w głowie podwójne macierzyństwo, bo Cass była dla niej, od początku znajomości, archetypem dobrej matki? Nie potrafiła sobie tego teraz przypomnieć, ale jakie to miało znaczenie? Równie absurdalną byłaby teoria, że Elvira domyśli się, iż fakt mieszkania na Nokturnie z córką pod dachem wynikał z obaw i sekretności. Nigdy nie była dobra w odczytywaniu takich znaków. - Powiedziałam ci już, że nie rozmawiałam o tobie z nikim poza nim! Podaj mi veritaserum, jeśli cię to uspokoi! - warknęła, bo w przypływie wściekłej desperacji byłaby gotowa i na to. Dlaczego Cassandra nie mogła jej zaufać? Dlaczego nikt nigdy nie chciał jej ufać? Wystarczyłoby wszak, żeby jej powiedziała wprost, że chce coś utrzymać w tajemnicy - wtedy zadbałaby o to, by nigdy o niej nie wspominać!
Ale im dalej w las, tym więcej mroku; każde kolejne słowo Cass sprawiało, że odsuwała się o pół kroku, a wreszcie wsunęła lewą dłoń we włosy i rozwichrzyła je tak, że połowa kosmyków wymknęła się z warkocza. Nie wiedziała, czy powinna się śmiać, czy rzucić na nią Crucio, czy po prostu odejść i zabić pierwszą osobę, która nawinie jej się pod różdżkę. Miała zamiar jej powiedzieć, że nigdy nie wyciągnęłaby Lysy nigdzie bez jej zgody; ale padające zarzuty sprawiły, że zgrzytnięciem zębów chyba ukruszyła sobie szkliwo.
- Dobrze rozumiem? - i teraz zaczynała mówić zwodniczo cicho, jak zawsze wtedy, kiedy w kotłujących się emocjach dochodziła do granicy własnej poczytalności. Wtedy kiedy zamiast gorąca odczuwała chłód za żebrami, kiedy jej policzki bladły zamiast czerwienieć, kiedy wszystkie mięśnie tężały jak na moment przed teleportacją. - Naprawdę myślisz, że na tym mi zależy? Żeby ci odbierać zasługi? Mam własne, dziękuję ci bardzo. Też walczyłam o ten szpital i o to miasto. Prawie zginęłam w zamku, gdy mugole go wysadzili. Ale ty o tym nie wiesz, bo też wiesz o mnie gówno. Tak samo jak gówno wiesz o tym jakim Mulciber jest psychopatą i co potrafi zrobić z człowiekiem, dobrze się przy tym bawiąc. To mi się śni do dzisiaj, Cass, ale ty masz czelność sugerować w listach, że próbuję mu się przypodobać jak jakaś pierdolona dziewczynka. - Zacisnęła palce na różdżce, aż poczuła strzyknięcie w kostkach dłoni. Z ust spełzł jej uśmiech, z brwi grymas, i tylko drżenie powieki sugerowało, że wcale nie odzyskała spokoju. - Proszę bardzo, ty nieobliczalna wariatko. Złożę ci tę przysięgę, w takiej formie, w jakiej sobie zażyczysz. Żeby ci udowodnić, że nie jestem ci wrogiem. Ale nie na środku ulicy i bez gwaranta. - Kiedy wypuściła powietrze z płuc, odniosła wrażenie, że wraz z płucami zapadają się jej wszystkie wnętrzności. W białych palcach nadal ściskała różdżkę. - Pozwól mi tylko coś z siebie wyrzucić, bo to dla mnie ważne. - Zamilkła na jedną, dramatyczną chwilę. A potem twardo i bez zawahania rzuciła: - Bombino.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Kamienica, Warwick [odnośnik]29.06.23 23:22
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 8
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kamienica, Warwick - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Kamienica, Warwick
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach