Wydarzenia


Ekipa forum
Podwodna scena
AutorWiadomość
Podwodna scena [odnośnik]05.03.16 22:10
First topic message reminder :

Podwodna scena

★★★★
To jedyne miejsce, w którym można zobaczyć trzy syreny będące gwiazdami i ozdobą tego miejsca: Partenopę, Ligeę i Keto. Partenopa jest najmłodsza i najsmuklejsza, ma delikatną, jeszcze nieco dziecięcą twarz okalaną przez miękkie srebrne włosy sięgające pasa, rozsypujące się w wodzie śnieżnym welonem. Jej ogon błyszczy srebrną łuską. Ligea zwykle wiąże włosy w kunsztowne upięcie, są krucze, nosi się w ciemnych odcieniach zgrywających się z jej granatową łuską. To siostry, Keto jest ich matką - najstarszą i o najbardziej kobiecych kształtach, wciąż piękna z racji długowieczności; jej złote, kręcone włosy wiązane są u dołu rzemieniem w bardzo luźny kuc. Ich pokazy odbywają się w przysłoniętym ciężką czarną kotarą akwarium, które daje doskonałą widoczność na ich ruchy pod wodą; tańczą Partenopa i Ligea, Keto zwykle wynurza się u szczytu akwarium i rozpoczyna śpiew - jej głos jest najsilniejszy, przeszywa pomieszczenie przejmującą, miękką melodią, która rządzi wodą; koi ją lub sprowadza sztorm. Widownia składa się z czarnych, stromo usytuowanych fotelach oraz trzech lóż usytuowanych dokładnie naprzeciwko akwarium. Samo akwarium połączone jest z Tamizą, ale ponoć trzy muzy Fantasmaogrii nieczęsto do niej wypływają - tutaj mają znacznie czystsze, chronione potężną magią wody.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:21, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Podwodna scena - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Podwodna scena [odnośnik]29.09.19 22:25
24.03

Wieczór w Londynie miał przynieść chwilę relaksu, ucieczki od własnych trosk i obowiązków. Prawdę mówiąc, Belle chętniej spędziłaby go w pracowni alchemicznej, ale nie mogła już przecież wymawiać się zdrowiem, anomaliami i ciążowym brzuchem. Musiała bywać.
Spędziła cały dzień z dwoma młodszymi kuzynkami. Jak prawdziwa dama, oprowadzała je po Londynie, szukając dziewczęcego szczebiotu. Były u Madame Malkin, w sklepie jubilerskim, w parku, w kawiarni... wszędzie, oprócz ukochanego przez Belle sklepu zielarskiego. Nie stanowił on atrakcji dla młodych panien.
Podobnie zresztą jak syreni balet, który Isabelle chciała zobaczyć od jakiegoś czasu. Pora przedstawienia okazała się nieco zbyt późna dla młodziutkich znajomych - i całe szczęście! Po obiadokolacji w Fantasmagorii udały się w swoje strony, a Belle została pod opieką wiernej służącej i w upragnionej samotności.
W tyle głowy wciąż miała troskę o dziecko i pragnienie powrotu do syna, ale macierzyńskie uczucia walczyły w niej z pragnieniem chwili dla siebie. Liczyła na to, że syreni balet ją rozweseli, że wszystkie troski znikną w obliczu podziwu dla śpiewu syren.
Wręcz przeciwnie.
Syreni śpiew był zachwycający, ale przeraźliwie smutny. Najmłodsza z syrenich wokalistek wcieliła się w rolę naiwnej księżniczki, beznadziejnie zakochanej w księciu. Pomimo ostrzeżeń rodziny, opuściła bezpieczne morskie fale aby zdobyć serce ukochanego - i umarła z rozpaczy, ponieważ okazało się, że cyniczny książę uwiódł ją i poślubił kogoś innego. Finał składał się z rozpaczliwej arii jej matki (Belle przeczytała wcześniej w programie, że to naprawdę matka młodziutkiej wokalistki), gdy morze oddaje królowej ciało jedynaczki.
Lordowie klaskali i śmiali się, podziwiając krągłości syren i pomysłowość scenografii - smutna opowiastka była dla nich tylko tłem, rozrywką.
Isabelle przeżywała zaś katharsis, wciągnąwszy się w historię. Ale nie takie katharsis, jakiego oczekiwała. Nie przyniosło jej ulgi ani oderwania od rzeczywistości. Wręcz przeciwnie - najpierw sama czuła się jak mała księżniczka, zakochana w nieodpowiednim mężczyźnie, który układa sobie życie z kimś innym. Rozpacz syrenej matki przypomniała jej zaś o swojej nowej roli. O tym, że jej piersi mają za mało mleka, że synek nie przyzwyczaił się do niej całkowicie. Kilka tygodni byli rozdzieleni z powodu choroby Isabelle; czy odróżniał ją w ogóle od mamki?
Łzy zaczęły płynąć po jej twarzy jeszcze w trakcie przedstawienia i nie przestały podczas oklasków. Spuściła głowę, pozwalając innym wyjść z jej rzędu i czekając aż sala opustoszeje. Uspokojenie nie nadchodziło, gorycz ściskała jej gardło. Była świadoma, że jej świta czeka wiernie we foyer i że musi wyjść do nich spokojna, z podniesioną głową, by nie wzbudzać jeszcze więcej niepokoju wśród Carrowów. Na szloch będzie mogła pozwolić sobie dopiero w sypialni... albo teraz, w tej ciemnej, pustej sali. Czy tak miała wyglądać jej jedyna chwila samotności, na przelewaniu kolejnych łez?
Skulona, spuściła głowę i przygryzła mocno wargi, pozwalając łzom płynąć i zasłaniając twarz dłonią.
Głupota poddawania się emocjom w miejscu publicznym uderzyła ją zaledwie kilka minut później, gdy usłyszała nad sobą kobiecy głos. Speszona, zamarła na chwilkę, a potem podniosła głowę. Nie było sensu ocierać łez ani udawać spokoju, nie mogła ukryć swojego stanu. Miała lśniące, czerwone oczy, zapuchnięte policzki i wyglądała jak smutny chomik ktoś, kto nie ukryje, że przed chwilą płakał. Jeśli nieznajoma dama chciała uczynić jej wieczór najprzyjemniejszym to mogła po prostu zniknąć albo wybierać bardziej optymistyczne przedstawienia; Isabelle nie dojdzie do siebie w ciągu kilku sekund.
-Nie, dziękuję, po prostu się... wzruszyłam. - spróbowała wybrnąć i zachować resztki godności. Wzięła urywany oddech i spojrzała uważniej na stojącą nad sobą kobietę o orientalnej urodzie i pięknych, długich włosach. Dotarło do niej, że to chyba ktoś z obsługi - na to wskazywał nieco usłużny ton nieznajomej.
-Przepraszam, pewnie już zamykacie... - uświadomiła sobie, speszona. Długo tutaj siedziała?
Nie powinna pewnie przepraszać, to ona była tutaj klientką i szlachetnie urodzoną damą, a nieznajoma powinna jej usługiwać. Ale teraz to Isabelle była w rozsypce; powinna poddać się łzom we własnym buduarze, a nie tutaj. Pomimo uprzejmego uśmiechu, czarnowłosa dama wyglądała na nieco zmęczoną, pewnie chciała iść do domu. A poza tym roztaczała wokół siebie dziwną, onieśmielającą aurę. Była piękna i pewna siebie, w odróżnieniu od nieśmiałych alchemiczek, z którymi wiarołomny mąż nie mógł wytrzymać dłużej niż pół roku.


Stal hartuje się w ogniu


Isabelle Carrow
Isabelle Carrow
Zawód : Alchemiczka, szlachcianka
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
Stal hartuje się w ogniu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 xyz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7146-isabelle-carrow https://www.morsmordre.net/t7207-listy-isabelle https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t7206-skrytka-bankowa-nr-1757 https://www.morsmordre.net/t7256-isabelle-carrow#195434
Re: Podwodna scena [odnośnik]01.10.19 12:13
Gdy tylko znalazła się bliżej skulonej na fotelu kobiety, światło z kryształowego kandelabru, dyskretnie wskazującego przejścia do bocznych lóż, spłynęło na twarz nieznajomej, sprawiając, że przestała zasługiwać na to miano. Wielkie oczy były wilgotne, tak samo jak policzki podkreślone nieco przetarty m szlakami łez różem, lecz nawet w chwili słabości Isabelle Nott przypominała swą podobiznę, uśmiechającą się radośnie z kronik towarzyskich datowanych na mijający rok. Deirdre nie poświęcała im wtedy zbyt wiele uwagi, zapamiętując ruchome obrazy tylko z powodu szacunku do Percivala, ich sojusznika, który w końcu szczęśliwie spełnił obowiązek wobec rodu, pojmując za żonę młodziutką lady. Rozpisywano się o tym w samych zachwytach, lecz to nie artykuły z informacjami o ślubie, opiewające detale sukni panny młodej, sprawiły, że zapamiętała uroczą twarz czarownicy – to też późniejsze wieści, mroczniejsze, okrutne, spychające damę na skraj arystokratycznego nieba wyryły podobiznę żony zdrajcy w źrenicach Deirdre na tyle doskonale, by rozpoznała ją nawet w półmroku.
Nie dała po sobie poznać żadnych uczuć, ani zaskoczenia, ani satysfakcji, ani tym bardziej pogardy, wpatrując się w dość żałosną postać z taką samą troską, jak przed kilkunastoma sekundami. Brzydziła się płaczem, nienawidziła słabości, a odkąd sama doświadczyła potwornego upokorzenia, reagowała na podobne bodźce z jeszcze większą awersją. Umiejętnie opanowaną – zrobiła jeszcze krok do przodu i zajęła miejsce tuż obok siedzącej czarownicy, przekręcając się w jej stronę, tak, by przesłonić swym ciałem ewentualne wścibskie spojrzenia z korytarza.
- Lady Carrow, prawda? – spytała cicho i miękko, modulując głos tak, by koił i łagodził, nawet jeśli w środku aż skręcała się z dyskomfortu. Isabelle nie zasługiwała na miano lady; na pewno wiedziała o zdrajcy, lecz to, co w oczach Mericourt ją skreślało, stanowiło jednocześnie o jej największej wartości. Posłuszeństwo nakazywało ochronę wyklętej arystokratki, wykorzystanie informacji, które mogła posiadać – tak samo jak talentów i wiedzy. I Deirdre zamierzała zrobić wszystko, by zyskać zaufanie jasnowłosej – traktowała to jako kolejne zadanie do wypełnienia; szansę, by zasłużyć na zadowolenie Tristana.
- Proszę się nie krępować, lady Carrow. Nikogo już tu nie ma – ciągnęła tym samym, melodyjnym tonem, powoli porzucając wyniosłą uprzejmość na rzecz tej bardziej ludzkiej, pozbawionej jednak mogącej budzić wstyd litości. Sama znajdowała się niegdyś w sytuacji Isabelli, dlatego mogła podejrzewać, czego kobiecie brakuje i jakich reakcji wolałaby uniknąć. – Wzruszenie to normalny odruch, świadczący o wielkiej wrażliwości artystycznej. A to niezwykle pożądana i rzadka cecha – skomentowała z lekkim uśmiechem, pozwalając wymówce wślizgnąć się w odpowiednie miejsce konwersacji, nawet jeśli szczerze wątpiła w to wytłumaczenie. Owszem, balet zapierał dech w piersiach, był piękny w każdym calu i wokalnej skali, ale nieco zapuchnięta twarz kobiety wskazywała na szloch będący wynikiem emocji. Mericourt potrafiła to rozpoznać. – Spektakl i we mnie wzbudził silne uczucia, choć widziałam go już wiele razy. Kobiece poświęcenie i zagubienie w męskim świecie zawsze drażni niepewną strunę mego serca – dodała dyskretniej, pozwalając sobie na szczerość; podszytą niewyczuwalną manipulacją. Obnażała własną słabość, by Isabelle nie czuła się samotna; by podkreślić wspólnotę i wrażliwość; by pozwolić nawiązać się cieniutkiej nitce porozumienia, po jakiej później mogłaby wejść prosto do świata byłej lady Nott. Deirdre rozumiała, że nie może spłoszyć blondynki, bo choć nie zgadzała się z protekcją, jaką roztoczył nad nią Śmierciożerca, to wypełniała jego wolę z wrodzonym – wyuczonym? – wyczuciem, przekazując Isabelli w spojrzeniu całą troskę, uprzejmość i łagodność, podkreśloną delikatnym uśmiechem.
- Bez pośpiechu, lady Carrow, może lady spokojnie pozwolić emocjom opaść. Bankiet na pewno nie ucieknie – odpowiedziała ciepło, chcąc pozbyć się speszenia widocznego na rozemocjonowanej, wilgotnej buzi Isabelli. Powstrzymała odruch, by otrzeć policzki kobiety, która oddała się zdrajcy, która nosiła w sobie plugawe nasienie, a niedawno wydała je na świat – fascynacja zepsuciem nasilała się w Deirdre z każdym tygodniem. Opanowała się jednak, splatając dłonie na podołku sukni, podkreślającej podtrzymane gorsetem krągłości. – Czy chce lady zostać sama? Nie chciałabym narzucać swego towarzystwa – zagadnęła miękko, dając Isabelle wybór – wiedziała, że tego najczęściej pragną mniej lub bardziej zbuntowane damy, od zawsze trzymane w klatce, bez możliwości popełniania własnych błędów i podejmowania ryzykownych decyzji.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Podwodna scena [odnośnik]08.10.19 3:36
Drgnęła lekko, słysząc swoje nazwisko. Odruchowo wyprostowała się i otarła oczy wierzchem dłoni. Starała się zachować spokój, ale wprawne oko Deirdre mogło dostrzec w gestach rozmówczyni irytację i zniecierpliwienie. Złość na siebie, na swoją słabość, na to, że Belle została nakryta w chwili, w której starała się uciec przed wszystkim i przed wszystkimi.
-T...tak. - odparła Isabelle, usiłując zapanować nad własnym urywanym oddechem i nad gniewem, który wciąż budziło w niej używanie panieńskiego nazwiska. Minęło tyle miesięcy, powinna przyzwyczaić się do nowej-starej tożsamości... ale przecież zdążyła się już przyzwyczaić do bycia lady Nott. Do beztroski i szczęścia.
-Dziękuję. - mruknęła, spuszczając wzrok, ale w głębi duszy wdzięczna za odpowiedni dobór słów neiznajomej. Z pewnością umiała...pocieszać, a przynajmniej wyczuwać cudze skrępowanie. Isabelle skinęła leciutko głową na wspomnienie wrażliwości artystycznej. Prawdziwa przyczyna jej łez leżała w sumie gdzie indziej, ale kłamstwo było całkiem wygodne.
Kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo. Jej życie od kilku miesięcy było jednym, wielkim kłamstem i wątpiła, aby była to w stanie zrozumieć jakaś dama lub pani z obsługi Fantasmagorii. Na kilka sekund, Isabelle wyobraziła sobie życie nieznajomej o pięknych włosach - życie, w którym najwyższym komplementem było pewnie rozanielone spojrzenie jakiegoś szlachcica, a najwyższym dylematem dobór kawioru do szampana, albo szampana do kawioru.
Tylko nie przejmuj się spojrzeniami szlachciców. Oni wszyscy kłamią, kłamią, kłamią. - poradziłaby nieznajomej, gdyby rozmawiały bez kłopotliwych konwenansów.
Przynajmniej Fantasmagorie gwarantowało towarzystwo czarodziejów czystej krwi. W przeciwnym razie, Isabelle znów nie mogłaby się opędzić od myśli, czy Percival grzeje łoże jednej z tutejszych plebejuszek pań.
-Za...cierpliwość. - uzupełniła swoje podziękowania, przygryzając lekko wargę i podnosząc oczy na nieznajomą. -Zapamiętam pani uprzejmość, pani...? - była ciekawa, z kim ma do czynienia. Niegdyś doceniała każdy przejaw grzeczności, zostawiając sute napiwki uśmiechniętym kelnerkom i odźwiernym o ciepłych oczach. W sumie, prawie już zapomniała o swoim zwyczaju. Chyba dawno nie uśmiechała się do kogoś całkowicie obcego. Od kilku miesięcy uciekała przecież od wszystkich spojrzeniem, uciekała od plotek i osądów.
-A więc tak opisałaby pani spektakl jednym zdaniem, że to opowieść o kobiecym poświęceniu w męskim świecie? - spytała, uśmiechając się blado. Zamrugała, a łzy w oczach ustępowały ognikom czegoś, co kiedyś mogłoby być rozbawieniem, ale teraz było raczej gorzką ironią. -Program wspominał, że to historia miłości, ponad podziałami. Nie wiem, czy widzowie określiliby miłością zdradę księcia, czy też do powstrzymana się od analizy wystarcza im uroda syren. - skrytykowała program wieczoru, bo mogła sobie na to pozwolić, była tu klientką. Nie krytykowała jednak samej nieznaomej, bo nie miała pojęcia, kto pisze tutaj programy. Zapewne jakiś mężczyzna. W świecie Isabelle kobiety musiały trzymać w dłoni hafty, a nie pióra, a miejsce przy alchemicznym kociołku trzeba było sobie pazurami wywalczyć.
-Wierzy pani w miłość ponad podziałami? - zapytała nieco nieobecnie, okręcając sobie lok na palcu. Nadal spoglądała na Deirdre, ale nie oczekiwała odpowiedzi od niej - oczyma wyobraźni widząc raczej Percivala i jakąś szlamę, zastanawiając się czy o ich miłości też będą kiedyś pisać opery. Z pewnością była ciekawsza niż podręcznikowe małżeństwo z przyjaciółką z sojuszniczego rodu, zbyt idealne aby mogło być prawdziwe. A miłość zdradzonej żony to chyba nic wartego opisywania.
-Raczej nie zdążę na bankiet, w domu czeka na mnie syn. - ucięła, nie ruszając się jednak z miejsca. Deidre przyłapała lady Carrow w chwili paraliżującego marazmu, który dopadał ją, ilekroć dopadły ją wspomnienia. Uczyła się nie myśleć o Percivalu i swoim położeniu, uczyła się nie poddawać takim nastrojom, szczególnie w obecności rodziny i dziecka. Ale teraz wszyscy byli daleko, a ona była sama, sama, wreszcie sama.
W towarzystwie dziwnie przenikliwej damy, której ton koił nieco smutki Isabelle. Z jednej strony chciała tu zostać sama ze sobą, ale z drugiej - nie mogła się zebrać na odprawienie nieznajomej. Choćby dlatego, że tej udało się ją nieco rozbawić. Kontrast między kobiecym poświęceniem, a historią miłosną, nadal podtrzymywał lekki uśmiech na ustach Isabelle.
-Chociaż... czy macie na bankiecie czekoladowe trufle? - spytała nagle, przekrzywiając lekko głowę. W sumie a co, należy się jej coś od życia! -Nie mogę tam po nie iść, nie w takim stanie, ale hojnie się odwdzięczę jeśli ktoś mógłby przynieść je albo tutaj, albo do mojego powozu... - zasugerowała żartobliwie. Nie była co prawda pewna, ile gotówki ma przy sobie i jak hojna może być jej hojność, ale to tylko szczegół.


Stal hartuje się w ogniu


Isabelle Carrow
Isabelle Carrow
Zawód : Alchemiczka, szlachcianka
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
Stal hartuje się w ogniu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 xyz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7146-isabelle-carrow https://www.morsmordre.net/t7207-listy-isabelle https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t7206-skrytka-bankowa-nr-1757 https://www.morsmordre.net/t7256-isabelle-carrow#195434
Re: Podwodna scena [odnośnik]12.10.19 14:46
Zwrócenie się do poruszonej kobiety panieńskim nazwiskiem było nie tylko zgodne z prawdą - nie należała już przecież do rodu z Nottinghampshire - ale miało także umiejscowić Isabelle w odpowiedniej perspektywie. Niełatwo było zapomnieć o szczęściu w ramionach mężczyzny, lecz jeśli młoda szlachcianka miała stać się przydatna sprawie Rycerzy Walpurgii, musiała zostawić za sobą niedawną przeszłość, na dobre pożegnać się z rolą żony zdrajcy, wyżartej toksycznym eliksirem plamy na eleganckiej prezencji arystokratycznej rodziny. Zauważyła lekkie drgnięcie, drobne opóźnienie w odpowiedzi; doświadczyła na własnej skórze podobnego zagubienia. Musiały minąć tygodnie nim przyzwyczaiła się do nowego nazwiska, choć w jej przypadku zmiana personaliów była najsłodszym prezentem, wyczekiwanym dowodem uznania, a nie stygmą publicznego upokorzenia.
- Nie ma za co dziękować, lady Carrow. Jestem tu po to, by każdy z gości mógł czuć się w Fantasmagorii najlepiej, jak to tylko możliwe - odpowiedziała miękko, utrzymując na twarzy wyrozumiały, uprzejmy, pełen szacunku i zrozumienia uśmiech, pozbawiony nawet krzty perfidii. Wdzięczność, jaką okazała jej Isabelle, stawiała damę w świetle odmiennym od tego, jakie padało na wyniosłe i często narcystyczne lica innych arystokratek, spoglądających z góry na orientalną opiekunkę magicznego baletu. Nie rozczulało to Deirdre, ale pozwalało lepiej zrozumieć charakter Isy, składając go z drobiazgów, gestów, słów, by finalnie zweryfikować go i poznać na tyle dobrze, by mogła wzbudzić w czarownicy zaufanie. - Madame Mericourt. Pracuję tu od kilku miesięcy, ale dopiero niedawno na dobre wróciłam do pełnienia swych obowiązków - może dlatego nie miałam jeszcze przyjemności lady poznać - przedstawiła się delikatnie, licząc na to, że równie łagodna rozmowa pomoże kobiecie odzyskać psychiczną równowagę, mocno zachwianą poruszającym spektaklem. Który widocznie nie przypadł Isabelli do gustu. Krytyczna reakcja na sztukę nie wywołała na twarzy Dei żadnego rumieńca, pokiwała jedynie ze zrozumieniem głową. Wyrozumiałość i cierpliwość, to one stanowiły o podwalinach sukcesu w początkach relacji. - Prawdziwą sztukę ciężko opisać jednym zdaniem. Tak samo jak człowieka. Zbyt wiele niuansów, zbyt wiele detali - a każdy może odebrać jedną historię lub cechę w zupełnie inny sposób - skomentowała powoli, w zamyśleniu, wygodniej opierając się o fotel, ciągle jednak przekręcona nieco w bok, tak, by móc spoglądać na powoli żegnającą łzy brunetkę. Była ładna, filigranowa, odpowiednio zaokrąglona, o wielkich oczach i arystokratycznie niewielkim, prostym nosku. Śliczna kobieta. Dziwne, że Percival zrezygnował z wygodnego życia u boku tak uroczej niewiasty dla bolesnej śmierci poprzedzonej dobami tortur. Deirdre przesunęła w zamyśleniu ostrym paznokciem po aksamitnym obiciu podłokietnika, uśmiechając się do swych myśli - lub do wypowiedzi Isabelli. - Czyli nie podobał się lady spekakl? - spytała zafrasowana; miała zapewnić gościom najlepszą rozrywkę, miała więc nadzieję, że mimo wszystko Isabelle nie uzna wieczoru za zmarnowany. Przejęcie opinią lady pasowało też bez wątpienia do zawodowej roli, jaką odgrywała.
Tak jak zdziwienie oraz dłuższa refleksja nad niespodziewanie zadanym pytaniem. Kącik pełnych, umalowanych na intensywną, wręcz agresywną czerwień warg uniósł się w górę. - Nie wierzę - odpowiedziała w końcu, przenosząc spojrzenie na scenę, by dać lady Carrow trochę intymności. - Bo miłość to nie tylko wzniosłe wiersze i porywy serca. To też wspólne poglądy, wspólna droga, którą wytycza się dla dzieci. To przyszłość, jaką się wspólnie planuje - kontynuowała ściszając głos, odrobinę zawstydzony obnażeniem się z tak intymnymi opiniami na temat uczuć i związku. Odkaszlnęła lekko, zerkając z ukosa na Isabellę. Chciała zaszczepić w niej myśl o tym, że Percival nie był jej pisany; że szaleńcze uczucie nie wystarczało - liczyła się praca nad relacją oraz budowanie nadchodzących miesięcy i lat, razem. Dla wspólnego dziecka. Uśmiech Deirdre przybrał na czułości, tym razem jak najbardziej szczerej, choć nie do odróżnienia z wcześniej odegranymi emocjami. - Syn - powtórzyła lekko, powracając spojrzeniem do spokojnej już buzi Isabelli. - Też mam syna. Ma zaledwie kilka tygodni - dodała cicho, bardziej do siebie, odgarniając miękkim gestem włosy z jednego ramienia na drugie. Budowanie pomostu pomiędzy nią a lady Carrow: stawiała kolejne przęsło. - Wychowuje się bez ojca - kontynuowała na granicy szeptu, trochę zawstydzonego; pozwoliła lekkiemu rumieńcowi na wykwitnięcie na policzkach; myślała wtedy o czymś ostrym, pikantnym, odurzającym, a efekt tożsamy był z zamierzonym odegraniem zażenowania. - W każdym razie - oczywiście, są czekoladowe trufle oraz pralinki sprowadzane prosto z Francji - gładko powróciła do głównego, kulinarnego pytania, poprawiając się trochę na fotelu, jakby chciała zatrzeć echo zbyt odważnego wyznania. Odkaszlnęła lekko, poprawiając przód sukni, ciasno opinającej ściśniętą gorsetem talię. - Oczywiście, droga lady. Zadbam o to, by odpowiednio zapakowane trafiły do powozu Carrowów. Myślę, że pozwolą osłodzić gorycz wyniesioną ze spektaklu - dodała uprzejmie, choć z niejakim smutkiem, tak, jakby opinia lady Carrow naprawdę ją zafrasowała. - Czy mogę jeszcze coś dla lady zrobić? Chciałabym, by ta piękna twarz znów rozjaśniła się choć lekkim uśmiechem - dorzuciła ciszej, bardziej przyjacielsko niż służebnie, składając ręce na podołku. Znów mogła to robić, pokaźny brzuch nie przeszkadzał już w powracaniu do wyćwiczonych, profesjonalnych gestów.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Podwodna scena [odnośnik]20.10.19 0:45
Przechyliła lekko głowę, ciekawa jaka konkretnie jest funkcja Madame Mericourt w tym przybytku. Może właśnie to było powodem jej uprzejmości i wdzięczności - żywe zainteresowanie światem i tym, co nieznane. Najpełniej realizowała je w alchemii, ale ostatnio (głównie ze względu na syna o nieszlacheckim nazwisku) ciekawiło ją również codzienne życie, poza szlachecką złotą klatką. Nie miała pojęcia, jak zarabiają na życie zwykłe kobiety - w jej wyobraźni, rysowały się gdzieś pomiędzy bezbarwnymi urzędniczkami Ministerstwa, a szwaczkami i kelnerkami z niższych sfer. Wytworna Madame Mericourt wydawała się taka... szykowna, piękna i przedziwnie niezależna, niemieszcząca się w znanych Isabelle kategoriach. W dodatku opis jej pracy był ogólny i uprzejmy, niezdradzający żadnych szczegółów o konkretach.
-Jakie są pani obowiązki, madame? - zapytała, bo dbanie o to, "by każdy czuł się w Fantasmagorii" najlepiej nic jej nie mówiło. Chociaż była bardzo emocjonalną osobą, to lepiej rozumiała fakty, niż ogólnikowe sformułowania o uczuciach. Może właśnie w tym tkwił klucz do jej obecnego zagubienia - dramat w jej życiu prywatnym wymykał się wszelkiej logice i wzbudzał w niej burzę sprzecznych emocji. Macierzyństwo wcale nie pomagało. Kochała swojego synka całym sercem, ale zarazem nieustannie martwiła się o jego przyszłość, a perspektywa wychowywania "bękarta" wzbudzała w niej gorycz i poczucie niesprawiedliwości.
-Spektakl... byłby naprawdę zachwycający, gdyby nie antyklimatyczny finał. - skomentowała wspaniałomyślnie. Jej ciotka, lady Fawley, uczyła ją wiele o tym, jak doceniać prawdziwą sztukę. Isabelle powinna zastosować się do jej nauk i przyjąć z pokorą świadomość, że balet o małej syrence był prawdziwą sztuką. Były tam piękno, emocje, tragedia i katharsis, którego Isabelle doświadczyła na własnej skórze. Z drugiej strony, sztuka wcale jej nie uspokoiła, a wręcz przeciwnie - rozdrapała stare rany. Przyszła tutaj tylko po to, aby odpocząć, więc może wieczór faktycznie był zmarnowany?
-Wszystko zaczęło się obiecująco, wokale były znakomite, scenografia zapierała dech w piersiach, a historia wciągała... ale syrenka umarła, i nie boli mnie nawet to, że umarła, ale to, że historia księcia nie miała żadnej konkluzji. Żadnej kary, żadnej goryczy, żadnych wyrzutów sumienia. Tak, jakbyśmy mieli skupić się tylko na bólu córki i jej matki i przyjąć z pokorą świadomość, że tamten zdrajca żyje sobie dalej - długo i szczęśliwie, z nową kobietą. - spróbowała zrecenzować sztukę, ale z każdym kolejnym słowem była mniej obiektywna. Łzy schły, a w jej oczach zapłonął ogień. Niesprawiedliwość piekła i bolała - w sztuce i w życiu.
W dodatku Belle rozmawiała teraz z zupełnie nieznajomą, anonimową kobietą. Nie mogła żalić się ani zapalać przy wesołych lady lub nadmiernie martwiących się służących. Madame Mericourt była jednak związana tylko z Fanatasmagorie, a nie ze skomplikowanymi, szlacheckimi układami (w końcu, gdyby była kimś ważnym, Belle zapamiętałaby jej krucze włosy i skośne oczy z jakiejś innej okazji). Zarazem, była współczującym, kulturalnym i inteligentnym rozmówcą. Dlatego lady Carrow mogła na moment opuścić swoją maskę, zapomnieć o spokoju - nawet, jeśli chodziło tylko o sztukę. W końcu jakaś pracownica z Fantasmagorie na pewno nie powiąże recenzji z prywatnym skandalem pewnej zhańbionej szlachcianki, a nawet jeśli, to nie ma jak wykorzystać tego przeciwko niej.
Była za to mądra - tak mądra, jak ciotki Isabelle, jak nestorowie, jak wszyscy szlachcice, którzy wytyczali dla dzieci właściwą drogę. Belle nie sądziła, że ludzie z... hm, wyższej klasy niższej (tak to się nazywa?), mają podobne poglądy, a jednak. Podświadomie buntowała się przeciw szlacheckim, jak się jej zdawało, pomysłom na życie, ale to była przecież mądrość, a nie złota klatka. Mądrość, podzielana przez kogoś spoza ich kręgów. Mądrość, która mogła uchronić ją przed upieraniem się na małżeństwo z porywu serca i skłonić do akceptacji oświadczyn kogoś rozsądniejszego. Kogoś, z kim mogłaby planować wspólną przyszłość i dzielić poglądy.
Z Percivalem dzielili dobre serce, pasję (z jej strony) i sympatię (z jego strony?), ale to było za mało, za mało, za mało. Chociaż w teorii ich miłość nie była "ponad podziałami", dzieliło ich więcej, niż Belle mogła się spodziewać. Była zbyt zaślepiona swoim zauroczeniem i graniem idealnej żony, by pytać go o politykę.
-Ma pani rację. Za naiwność drogo się płaci. - westchnęła, również spoglądając na scenę - miejsce kaźni małej syrenki. -Może to zakończenie jednak jest sprawiedliwe...
Wiadomość o synu lady Mericourt szczerze ją zdumiała. Belle otworzyła szeroko swoje oczęta i westchnęła, ze zdumionym współczuciem. Kilka tygodni? Bez ojca?
-Madame...! - pewnie rok temu patrzyłaby na Deirdre z litością, ale teraz wpatrywała się w nią z nagłym zrozumieniem i nadzieją. Czy to możliwe, by ta spotkana przed chwilą kobieta niosła podobny ciężar?
I to na swoich barkach... sama...? Syn Isabelle nie miał ojca, ale ona sama miała protekcję swojego rodu - pieniądze, służbę i możliwości. Gdzie jest teraz dziecko madame Mericourt, skoro ona sama pracuje?
-Mój synek też ma kilka tygodni... i... nie ma ojca. - wyszeptała, bo empatia przezwyciężyła w niej wszelkie zachwycenie. Zamrugała, bo jej oczy znów się zaszkliły - ale tym razem nie płakała nad sobą, tylko nad panią i panem Mericourt.
-Tak bardzo mi przykro. Jeśli mogę spytać... monsieur Mericourt też był powiązany z Fantasmagorie? - nie słyszała o nim, ale miałoby sens, jeśli jego żona przejęłaby po nim część interesu. W przeciwnym razie, co robiłaby tutaj, a nie przy swoim dziecku?
-Dziękuję bardzo... za trufle i wszystko, naprawdę wszystko w porządku. Wieczory tutaj są naprawdę godne polecenia, z przyjemnością wrócę na inny...ehem, kolejny w repertuarze spektakl. - dodała pośpiesznie, ucieszona słodyczami, ale zarazem lekko zawstydzona i zafrasowana tym, że przysparzała kłopotów samotnej matce. Chciałaby zrekompensować jej smutek i stres, chociażby polecając (inny) spektakl przyjaciółkom.




Stal hartuje się w ogniu


Isabelle Carrow
Isabelle Carrow
Zawód : Alchemiczka, szlachcianka
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
Stal hartuje się w ogniu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 xyz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7146-isabelle-carrow https://www.morsmordre.net/t7207-listy-isabelle https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t7206-skrytka-bankowa-nr-1757 https://www.morsmordre.net/t7256-isabelle-carrow#195434
Re: Podwodna scena [odnośnik]06.11.19 12:53
Konkretne pytanie Isabelli nie brzmiało wścibsko - Mericourt rozumiała potrzebę ocenienia, z kim arystokratka miała do czynienia. Podobne wątpliwości zgłaszały inne, wysoko urodzone czarownice, owszem, dodając do tego nutkę uszczypliwości, lecz odpowiedź za każdym razem brzmiała tak samo. - Towarzyszę wyjątkowym gościom podczas spektakli. Przygotowuję premiery oraz bankiety z tej okazji. Koresponduje z znamienitymi artystami, negocjuję warunki występu gwiazd, kontaktuję się z marszandami - mówiła powoli, z lekkim uśmiechem, wymieniając zakres swych obowiązków, by lady Carrow mogła się z nim zapoznać. Winna była jej szacunek, znajdowała się w krwistej hierarchii wyżej, przynajmniej do czasu - do momentu, w którym Tristan oprzytomnieje i przestanie zapewniać przyjaciółce z dawnych lat ochronę. Czy tylko przyjaciółce? Deirdre przekręciła głowę w bok, w geście zainteresowania tym, co Isabelle opowiadała o spektaklu, lecz tak naprawdę sama zastanawiała się nad tym, co mogło przed laty tę dwójkę połączyć. Czyżby miała przed sobą jedną z pierwszych, szkolnych miłostek Rosiera? Ta świadomość wcale nie wywołała bólu, raczej zaciekawienie. Wyklęta lady Nott mogła skrywać w sobie wiele tajemnic; być kimś innym niż wydawała się na pierwszy rzut krytycznego oka, śledzącego poczynania zdradzonej żony podczas wykwitnych bankietów.
Deirdre dalej spoglądała na przemawiającą brunetkę z szacunkiem, kiwając głową, gdy ta skończyła pełną emocji recenzję spektaklu. Ostrą, niewybredną, brutalnie szczerą, trafiającą też w sedno sensu baletu. Sztuka obnażała to, co w widzu najwrażliwsze, ujawniała skryte pragnienia lub lęki, uwypuklała najświeższe rany. Nic dziwnego, że to część tanecznej opowieści o zdradzieckim mężczyźnie poruszyła Isabelle tak głęboko. - Ma lady rację, brakowało tu jego części historii. Historii nie o odkupieniu, a o winie. O tym, co uczynił swym najbliższym - zgodziła się z arystokratką miękko, nieco gorzkim tonem, mając nadzieję, że buduje kolejny, trwały most porozumienia. Pomiędzy stanami - kobiety, niezależnie od pochodzenia, często padały ofiarami tych samych, męskich zachowań.
Nawet, jeśli były one po części wyimaginowaną opowieścią, przeżywaną jednak przez madame Mericourt z tak realnym bólem, że nikt nie wątpiłby w przygniatający jej wątłe ramiona ciężar wdowieństwa. - Przepraszam, nie powinnam dzielić się takimi informacjami, to nie miejsce na wylewanie swego żalu - wychrypiała, zakłopotana, nerwowo przesuwając włosy z jednego ramienia na drugie, w następnym akcie niespokojnego gestu. Była opiekunką Fantasmagorii i odwiedzających ją gości, nie kimś, kto dzielił się z szanowanymi personami prywatnymi trudnościami. Deirdre zacisnęła usta, skrępowana, próbująca jednak się uśmiechnąć: smutno, ale z sympatią. Kolejne przęsło do mostu dołożone; konstrukcja zaufania stawała się coraz bardziej stabilna. - A więc mamy równolatków. Ciekawe, kim staną się za kilkanaście lat - zastanowiła się na głos cicho, podejrzewając, że tak właśnie robią dobre matki: myślą o przyszłości swego potomstwa, wizualizują sobie te małe dusze w dorosłych już ciałach; spoglądają we własną śmiertelność, która jednak w przypadku Deirdre nie musiała być ostateczna. Wierzyła w to, w czarną magię, w diabelskie moce - ale teraz, przy przejętej lady Carrow przywdziewała akceptowaną maskę macierzyństwa. - Powinniśmy być dla nich silne. Uwierzyć w siebie, wychować tak, by w przyszłości stali się dobrymi czarodziejami, mężami, ojcami - kontynuowała miękko, znów jednak zawstydzona tą poufałością. - Proszę mi wybaczyć, lady, nie powinnam udzielać lady żadnych rad. Sama na pewno wiesz, co najlepsze dla ciebie i dziecka - zreflektowała się, poprawiając przód sukni. Odetchnęła głębiej, ciesząc się, że Isabelle spytała o Bastiena, o magicznej pamięci męża, który tyle dla niej znaczył.
- Mój mąż był znanym marszandem, pochodzimy z Francji. Opiekował się artystami związanymi z Magiczną Operą Paryską - odparła, przenosząc spojrzenie z powrotem na wygasłą już scenę, chcąc ukryć doskonale odegraną tęsknotę i smutek. - Po jego śmierci nie mogłam dłużej zostać w miejscu, które razem dzieliliśmy. Zbyt wiele wspomnień. Praca w la Fantasmagorii okazała się więc doskonałą szansą, świeżym startem dla mnie i dla Marcusa - zakończyła ciepło, mając nadzieję, że tą rozmową zasieje w duszy Isabelle płomień nadziei. A także, że to oficjalne spotkanie nie będzie ostatnim. Była cenna dla Tristana, cenna dla Rycerzy Walpurgii, a życie, które do niedawna nosiła pod sercem, mogło stanowić idealną przynętę na zdrajcę. Kto wie, może i sama lady Carrow pielęgnowała w sobie rosnącą nienawiść wobec tego, który okrył ją hańbą? Planowała surową karę za to, jak potraktował ją wobec całej szlachty? Uśmiechnęła się wdzięcznie do Isabelli. - Proszę nie dziękować, towarzyszenie lady to dla mnie przyjemność. Dobrze czasem porozmawiać z kimś tak...ludzkim - odkaszlnęła dyskretnie, powoli podnosząc się z głębokiego fotela. - Również mam taką nadzieję - i nie omieszkam zaprosić lady na kolejny spektakl. Oby trafił w lady gusta bardziej od tego dzisiejszego - skłoniła lekko głowę przed siedzącą czarownicą. - A lady miłe słowa dotyczące Fantasmagorii są dla mnie niezwykłą pociechą - dodała, splatając przed sobą dłonie. Tak, jak lubiła to robić - w końcu, po pozbyciu się ciążowego brzucha, mogła powrócić do dawnej, uprzejmej, perfekcyjnej postury. - Potowarzyszyć lady jeszcze chwilę? Czy odprowadzić lady do powozu? - spytała miękko, żałując, że rozpuściła już włosy: w la Fantasmagorii zawsze pojawiała się spięta, w pewnej roli, perfekcyjnie wygładzona. Gotowa przychylić nieba każdemu gościowi - nawet jeśli przylgnęła do niego dość kontrowersyjna łatka byłej żony zdrajcy.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Podwodna scena [odnośnik]08.11.19 7:30
Z zainteresowaniem wysłuchała słów Madame Mericourt, układając swe pełne usteczka w zaskoczone "o".
-O! Proszę mi wybaczyć, ale... nie sądziłam, że zakres pani obowiązków jest tak odpowiedzialny i obszerny. To bardzo ciekawe! Czyli kształciła się madame w zakresie prowadzenia teatrów i przygotowywania bankietów? - założyła nieco naiwnie. Nie wiedziała, czy w ogóle są od tego szkoły, ale we Francji można było przecież znaleźć wszystko.
Nie miała też pojęcia, jakież szalone myśli przemykają przez głowę Deirdre. Tristan miał w szkole ogromne powodzenie, czemu miałby zwrócić uwagę na nieśmiałą, chorowitą kujonkę? To jej podobał się przystojny Rosier, ale postanowiła uodpornić się na jego urok, aby - nie mając szans na odwzajemnienie zauroczenia - móc się z nim przynajmniej zaprzyjaźnić. Może właśnie dlatego ich znajomość przetrwała tyle lat - bo chociaż przy niej Tristan nie musiał martwić się żadnymi flirtami, kłamstwami, ani komplikacjami?
Sama zaś miała młodego Rosiera za podrywacza, ale teraz wierzyła, że jest idealnym mężem. Kto szukałby kogoś innego, mając w sypialni półwilę? To Percy - wydziedziczony skandalista - był zakochany w kimś podejrzanym. Zdaniem Belle, ktoś o pozycji nestora musiał wieść przykładne życie. Obowiązkiem arystokratów było dbać o honor swojej rodziny i dlatego sama dusiła w sobie chęć łez i krzyku. Zamiast rozpaczać albo chować po kątach (tak, jak nakazywała jej zhańbiona duma), przywdziewała najlepsze suknie, przyklejała uśmiech do twarzy i bywała - na sabatach, na ślubach, na mieście, aby pokazać, że zostawiła skandal ze sobą i że z dumą nosi nazwisko Carrow. Wszystko dla rodziny.
Zacisnęła lekko usta, z goryczą przytakując słowom swej towarzyszki. Nie wypadało jej okazywać swoich emocji ani mówić o Percivalu, a to właśnie o nim przypominał jej wiarołomny książę.
Gdy Madame się zakłopotała, Isabelle westchnęła ze współczuciem i spontanicznie ujęła kobietę za dłoń. Ścisnęła lekko jej rękę, w geście uspokojenia i solidarności.
-Ależ Madame, proszę nie przepraszać! Rozumiem, jakie to brzemię, samotnie wychowywać dziecko. W dodatku w Fantasmagorie na pani barkach spoczywa duża odpowiedzialność, a spektakl już się skończył... naprawdę, nie sposób wciąż zachowywać się jak posąg. - żarliwie pocieszyła samotną matkę, miała wszak współczujące i dobre serce.
-Ooch, kształciłam się we Francji. Przepiękny kraj! Jak się poznaliście? - spróbowała nieco rozweselić rozmówczynię, nieświadoma tego, że może co najwyżej usłyszeć kolejne kłamstwa. O mężu, nie o dzieciach. Rozpromieniła się na dźwięk imienia Marcusa - chciała pochwalić się również swoim synem, jak przykładna matka.
-Mój nazywa się James, zdrobniale Jaime. - Jaime, James Benjamin. Fakt, że "trzeci kuzyn jej matki" to w istocie przyjaciel Percy'ego, napawał Belle perwersyjną satysfakcją. Oby jej syn był tak bohaterski i silny, jak ten, którego imię nosił!
-Ciekawe... - powtórzyła głucho za Deirdre, ale ciepły uśmiech zaczął powoli znikać z jej twarzy. Aż, przy ostatnim zdaniu, usta odruchowo wygięły się w podkówkę.
-Nie, ja... dziękuję za rady, bo... czasami sama nie wiem, co dla niego najlepsze. - szepnęła, spuszczając głowę. Powinna wiedzieć? Może była wyrodną matką - już brakowało jej mleka, już musiała posiłkować się mamkami, już Percy sugerował, że może wcale nie wyznaczyła ich synowi najlepszej przyszłości. Co zamierzasz, wychować go w Sandal Castle? - słowa, wypowiedziane wtedy z troską, teraz dźwięczały jej w głowie z dziwnym okrucieństwem.
-Ja... tak, chętnie wrócę do powozu. - odparła nieobecnie, od wzmianki o dobru dzieci nie słuchała już słów Deirdre o Fantasmagorii, pochłonięta nagłym zmartwieniem i ukłuciem winy. Lęki odezwały się w niej ze zdwojoną siłą.



Stal hartuje się w ogniu


Isabelle Carrow
Isabelle Carrow
Zawód : Alchemiczka, szlachcianka
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
Stal hartuje się w ogniu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 xyz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7146-isabelle-carrow https://www.morsmordre.net/t7207-listy-isabelle https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t7206-skrytka-bankowa-nr-1757 https://www.morsmordre.net/t7256-isabelle-carrow#195434
Re: Podwodna scena [odnośnik]08.11.19 12:44
Zdziwienie Isabelli nie spotkało się z bliźniaczą reakcją Deirdre: ponownie lady Carrow dzielnie dotrzymywała kroku innym damom, zaintrygowanym tak intensywnie pracująca czarownicą. Niektóre piękności, odwiedzające la Fantasmagorię, okazywały jej współczucie, ale te z młodszego pokolenia odnosiły się do niej z szacunkiem i odrobiną zdrowej ciekawości. Wdowa, dopiero niedawno chowająca do ziemi ukochanej męża, do tego z małym dzieckiem, powinna leczyć swoje rany w domowym zaciszu, cierpieć z dala od ludzkiego wzroku. Ciężka praca kłóciła się z takim podejściem, ale madame Mericourt łamała schematy nie tylko swym orientalnym wyglądem. – Dziękuję – skłoniła lekko głowę: wyklęta Isabelle zaskakiwała ją. Otwartością, obyciem, podejściem do nieznajomej. Słodyczą, kojarzącą się jej raczej z młodą dziewczyną niż żoną i matką, tak boleśnie doświadczoną przez los. Zanim poznała ją osobiście, uznawała zdradzoną damę za wyrachowaną, rozdartą moralnie czarownicę, kogoś pokroju Percivala; za szkodliwe nasienie, szkodzące błękitnej krwi. Rzeczywistość zweryfikowała tą opinię, śliczna Bella była co najwyżej naiwna, o zbyt wielkim sercu i sarniej ufności. Dawało to nadzieję na skierowanie kobiety w odpowiednią stronę, by stała się przydatna – i silniejsza. – Jedynie obserwowałam działania mego męża i jego przyjaciół. Nie mogę pochwalić się profesjonalną edukacją w tym zakresie, ale wieloletnim doświadczeniem w artystycznym światku – już tak – dodała niezbyt skromnie, ale jej rola w magicznym balecie wymagała pewności siebie. Nieprzesadnej, choć wolała wyjść na arogancką niż zahukaną – gdyby wymagający goście la Fantasmagorii odkryli choć drobną słabość, zostałaby pożarta żywcem, a do tego dopuścić nie mogła.
Odwzajemniła uścisk dłoni: tak delikatnej, że aż przypominającej niedorzecznie drogi materiał. Miękka skóra nienarażona na fizyczną pracę, wypielęgnowane paznokcie, gracja w każdym geście, nawet w tym wspierającym. Deirdre stroniła od dotyku, ale znosiła gorsze jego formy. Kąciki pełnych ust znów uniosły się w górę, z wdzięcznością. – Lady wyrozumiałość rozgrzewa moje serce. To nietypowe, okazać tyle dobra nieznajomej – skomentowała cicho, odmalowując na swej twarzy całą gamę potrzebnych w takiej sytuacji emocji. Rozczulenia, lekkiego zawstydzenia, rozrzewnienia, rodzącej się między nimi sympatii. Naprawdę była przecież posągiem, niewzruszonym dziełem, ciągle hartowanym projektem Rosiera, rzeźbą ciosaną do perfekcji. A wraz z surową krytyką odpadały z niej kolejne najsłabsze warstwy: niedługo miała stać się już kompletna.
- W Beauxbatons? – podjęła, rada, że Isabelle podniosła temat lżejszy, bardziej salonowy, ale jednak bliski sercu arystokratki. A więc znali się z Tristanem ze szkoły; razem przeżywali trudności młodego wieku. – Zgadzam się, to kraj, który przyjął mnie niezwykle ciepło; w którym mogłam być w pełni sobą – wyznała, tym razem w pełni szczerze; francuskie obyczaje były luźniejsze, mniej zwracano uwagę na orientalne pochodzenie Deirdre, a jeśli już, było ono podszyte fascynacją a nie konserwatywną niechęcią. – Poznaliśmy się na bankiecie brytyjskiego ambasadora, przebywałam tam jako stażystka i asystentka londyńskiego dyplomaty. Wystarczył jeden taniec, bym zrozumiała, że to ten jedyny – kontynuowała niższym, subtelniejszym tonem, pewna, że zwierzenia dotyczące miłości wzbudzą zaufanie i zrozumienie lady Carrow. Odkaszlnęła lekko, nieco nerwowo poprawiając włosy, jakby przyznanie się do tak intensywnych emocji nie było na miejscu. Poruszały kwestie delikatne, wrażliwe, tak bardzo typowe dla czarownic: mężczyźni i…dzieci. Skośne oczy roziskrzyły się perfekcyjnie odegranym rozczuleniem, gdy brunetka wyjawiła imię ukochanego dziecka. Syna zdrajcy. Złego, ohydnego owocu; kogoś, kto pulsował zatrutą krwią. – Śliczne imię. Pasujące do odważnego chłopca, który za kilkanaście lat zaopiekuje się matką – komplementowała wybór, zastanawiając się, czy Jaime ma oczy swego plugawego ojca, które najchętniej wydrapałaby własnymi rękami.
Tymi samymi, którymi teraz obejmowała lekko drżące dłonie przejętej Isabelli. – Na pewno wiesz. Po prostu słuchaj siebie, słuchaj swojego syna. Chroń go przed szaleństwem i złem – powiedziała cicho, z pewnością, chcąc wesprzeć lady Carrow, pokazać, że sobie poradzi: i że jej obowiązkiem jest chronienie dziecka przed szkodliwym wpływem. Nie musiała mówić czyim, oficjalnie mogła nie znać personaliów Percivala, ale informacje o okrucieństwie, które spotkało Isabelle, docierała do wszystkich kręgów. Przesunęła miękko lodowato chłodnymi palcami po wierzchu dłoni Isabelli, przesyłając jej pokrzepiający uśmiech. – I jeśli będziesz potrzebowała oderwania od rzeczywistości, la Fantasmagoria służy swoim repertuarem. A ja: wsparciem. Nie wahaj się napisać sowy, lady Carrow – zaoferowała nienachlanie, powoli podnosząc się z krzesła. – Oczywiście. Dziękuję za rozmowę, lady Carrow – i za szczerą opinię na temat spektaklu – skłoniła się lekko przed arystokratką, a później poprowadziła ją ku drzwiom sali: tam oddała ją w opiekę odźwiernych, a sama ruszyła w stronę sali bankietowej, by zadbać o osłodzenie życia nowej przyjaciółce. Dzisiejszy wieczór miał otworzyć Dei drogę do wspaniałej przyjaźni – i do jeszcze przyjemniejszej zemsty.

| zt :pwease:


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Podwodna scena [odnośnik]24.12.19 9:20
-Zatem życzę pani wszelkiego powodzenia w tym fachu... i łączeniu obu ról w życiu. - odparła uprzejmie Isabelle, zaintrygowana tym, że Madame Mericourt pracuje, mając maleńkie dzieci i że uczy się swojej pracy właściwie od podstaw.
-Och, ja... nie ma za co. - speszyła się lekko. Uprzejmość i okazywanie empatii były wpisane w szlachecką etykietę wśród młodych dam, choć często bywały bardziej wyćwiczone (a nawet wymuszone) niż szczere. Los Madame Mericourt naprawdę ją poruszył, podobnie jak historia jej miłości.
-Rozumiem, czasem wystarczy jedno spojrzenie, jedna rozmowa... nie każdemu jest zaznać dane takiej miłości. - westchnęła, trzepocząc rzęsami aby odgonić łzy, albowiem sama doświadczyła takiej miłości od pierwszego wejrzenia. A przynajmniej tak myślała, bo teraz wiedziała już przecież, że relacja z Percivalem była zbudowana na kłamstwie i na jej własnej naiwności. Że kochał kogoś innego...
Ciekawe, jak to jest być tą drugą, plugawą kochanicą?
A może to tamta uważa się za pierwszą, bacząc tylko na chronologię znajomości, a nie na święte, małżeńskie prawa? Brr.
Słowa o synu podbudowały ją. Belle wyprostowała się odruchowo, bo Madame Mericourt, wiedziona przedziwną intuicją, znów odgadła, co powiedzieć. Wszak Belle nie zostało już nic, prócz dziecka. To dla niego chciała być silna i odważna, to w nim widziała wszystkie swoje cele, a świadomość, że kiedyś to on zaopiekuje się nią, była przyjemnie kojąca. Jak dobrze, że nie miała córki, kolejnego ptaka w złotej klatce! Nie wiedziałaby nawet, jak wydać bękarta za mąż, a taki syn to chociaż uczciwą pracę znajdzie...
-Z niecierpliwością czekam na kolejny spektakl. - zapewniła więc na koniec, choć zaczęła spotkanie od narzekania. O ile sztuki teatralne Fantasmagorii nie wpasowały się jeszcze w pełni w jej gust, to z niecierpliwością wyczekiwała kolejnego spotkania z młodą matką. Jej kuzynki były młodsze lub sporo starsze, nie miała więc wokół siebie mam malutkich dzieci. Znajomość z Madame może też okazać się bardzo życiowa, bo jaka szlachcianka opowie Belle jak wychowywać normalne dzieci? Nowa znajoma może zaś podpowiedzieć, jaka przyszłość może czekać małych nie-arystokratów. Podbudowana Isabelle z uśmiechem udała się do powozu, gdzie zgodnie z obietnicą czekały pyszne słodycze.

/zt


Stal hartuje się w ogniu


Isabelle Carrow
Isabelle Carrow
Zawód : Alchemiczka, szlachcianka
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
Stal hartuje się w ogniu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 xyz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7146-isabelle-carrow https://www.morsmordre.net/t7207-listy-isabelle https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t7206-skrytka-bankowa-nr-1757 https://www.morsmordre.net/t7256-isabelle-carrow#195434
Re: Podwodna scena [odnośnik]15.01.20 20:46
Nie darzę Londynu ognistym uczuciem, choć zdaję się mieszczuchem z krwi i kości. To widać, tak mówią, ale ja sądzę, że przy odrobinie szczęścia, mogą co najwyżej odgadnąć, jakiemu barberowi powierzam swoje kudły. I tak bujam się pośród tego syfu od lat, niezmiennie wykazując wyłącznie dwa nastroje, albo jazda, albo ostateczne znużenie, także tym, co przed kwadransem potrafiło rozbawić. Męczące to strasznie, bo moje mięśnie mimiczne prawie nie znają innego uśmiechu niż kpiący - ten na zawołanie absolutnie się nie liczy. Marzy mi się ostatnio odkrycie życia na nowo, może powrót na statek, chociaż od czasu tamtej przygody nie miałem do czynienia ani ze sterem, ani nawet z mopem. Wartość doświadczenia spada na łeb na szyję, a ja czuję, że przyjmuję tlen, ale przestaję oddychać. To zanik człowieczeństwa, naprawdę potworny, przenikający aż do szpiku kości. W lustrze widzę, jak marnieję i nikt mi nie wmówi, że to efekt narkotykowych libacji. Nie jestem uzależniony. Jasne, każdy tak mówi, ALE, daleko mi do weekendowych amatorów imprezowych narkotyków. W piątki rezygnuję z mięsa, nudzą mnie te źrenice wielkie jak billboardy. Wiem doskonale, o czym krzyczą, tylko jakoś nie łaknę porozumienia. Czuję się dość obco w swej skórze, udomowiony i zagłaskany: na śmierć. Wszak jeśli śmierć, to tylko z rozkoszy, a tych sobie nie odmawiam, pławię się w nich i jestem ich królem. Samozwańczym uzurpatorem, ale cóż z tego, skoro korona należy do mnie? Tylko ciężkie to cholerstwo i niewygodne, może i ładnie wygląda, ale parę godzin i paskudnie boli głowa. To obiecujące, pozwolić, by czas zwyczajnie leciał, skupić się na detalach, na winie, na nogach, na koronce, tylko naprawdę nie chcę nagle obudzić się czterdziestoletni. Wyprany, wyblakły, rozmemłany. Póki co, trzymam fason, ale to kwestia genów, tak myślę. Urywam się z Wenus w porze obiadowej, żegnając Giovannę czule; Borgia to kula u nogi, ale dzięki niej jeszcze stoję - fair enough, ale wolę, by myślała, że kieruje mną żądza niż wdzięczność. Plączę się chwilę bez celu, ale chłód skłania mnie do obrania konkretnego kierunku, a cóż, z decyzyjnością u mnie jest różnie. Stopy niosą mnie same w kierunku portu, świetnie, niech będzie. Teleportuję się dyskretnie, bo nie oszalałem na tyle, by przemierzać Londyn na piechotę, a lekka dekoncentracja zwiewa mnie pod bramę Fantasmagorii. Zboczenie z kursu lepsze niż rozszczepienie, a że właściwie wszystko mi jedno i nie mam co ze sobą zrobić, ładuję się do środka i wciskam konsjerżowi swoje okrycie. Rosier ma gest, tego ukryć się nie da, a moja siostra może czuć się przy nim szczęśliwa i oby, oby tak było jak najdłużej. Jako rodzeństwo przejawiamy słabość do baletów, Tristan wiedział, czym nas kupić. Schodzę krętymi schodami do podwodnej komnaty, już w połowie drogi słyszę pieśni - zaimprowizowane, spontaniczne, od syren dla syren - na dziś morskie muzy nie mają zaplanowanego żadnego występu. Zatrzymuję się przed szybą i przykładam palce do chłodnej tafli, dumając nad losem tej pięknej trójki, która na mój widok płoszy się i rozpierzcha, chowając się w toni, korzystając z jej głębi. Nie podobają mi się syreny w niewoli. Dużo tracą, takie uległe.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Podwodna scena - Page 3 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Podwodna scena [odnośnik]21.01.20 3:20
Strunami myśli wybrnęła tym razem daleko — odpłynąć, z wiodącą dłonią boskiej syreny, pragnęła zarówno cieleśnie jak i metafizycznie. Piękno stało się ucieleśnieniem ich pukli unoszących się w odmętach wodnych burzanów, hipnotyzując doszczętnie wszystkich obserwatorów tegoż kameralnego spektaklu.
Cordelię z lirycznej tułaczki po podwodnych krainach, wyrwał rozjuszony świergot siostry. Przybierał na niebezpiecznych tonach, wytrącając z nieustannie podburzanej cierpliwości jej męża. Młodsza z dziewcząt nie była pewna jak krętą drogę musiał przejść ich dialog, skoro z konwersacji o syrenich śpiewach przeszli do (jeszcze) dyskretnej awantury o porcelanę. W mniej niż sześćdziesiąt sekund.
— Pragnę przypomnieć, że nie jesteśmy tu sami — zaanonsowała Greengrassówna bez egzaltowanego uśmiechu, bądź obłudnej słodyczy skrytej w głosie. Rzekomo uchodziła za tą rozsądniejszą, bardziej w towarzyskich porachunkach, niżeli w czymkolwiek innym, ale szczerze nie sądziła, iż konsolidacja przeznaczenia oraz rodzinnych koligacji, połączy siostrę z kimś równie temperamentnym i nieprzystosowanym społecznie, co ona sama. Lord Carrow przeżył kilka wiosen mniej od Daphne i niestety, nie udawało się tego skryć nawet za pobieżnym rzutem oka; starsza siostra Cordelii odznaczała się urodą dojrzałą, co lubiła podkreślać szatami i sukniami o przytłaczających, ciemnych barwach. Podobieństwa ich do siebie zrażały, a rozbieżności jeszcze mocniej od siebie odpychały.
Co gorsza, nieśli ze sobą dysharmonię i dysonans, gdziekolwiek się pojawiali. Cordelia niechętnie przyjmowała ich zaproszenia, choć podejrzewała, iż skoro otrzymywała ich tak sporo w ostatnich czasach, to pośród rodziny Carrowa nie byłaby w swych odczuciach nazbyt osamotniona. Chciała uwolnić się od nerwowości, niestosownych wtrąceń i zblazowanego znużenia wpisanego w fizjonomię. Deprawowali scenerię już przez Cordelię adorowaną, a takich grzechów jej serce nie przebaczało. Chytrze zaproponowała wcześniejszą wyprawę do restauracji znajdującej się tuż w bocznym korytarzu sali, samej wybąkując niewyraźne "nie czekajcie, za chwilkę do was dołączę."
Gdy tylko monotonny stukot pantofli siostry zmierzchł w bezdźwięku, podeszła do szyby bliżej, krokiem nieśmiałym i niepewnym. Ciepło oddechu zabarwiło zimną taflę, a nosem pokonała dystans dzielący jego czubek zaledwie kilka milimetrów od gładzi. Zdawało jej się, a raczej, tak by sobie życzyła, że syreny przyglądały się jej postaci z wnikliwością wpisaną w zdawkowo dostrzeganą mimikę. Czy tak w istocie mogło być? Czy miałaby dostąpić tegoż dostojnego zaszczytu i...
Uciekły?!
Jej wargi opuściło chmurne westchnięcie, zamierając w bezimiennej przestrzeni.
— Wyglądały na wystraszone — zawyrokowała z żalem wyścielanym w głoskach.
Dopiero teraz była skłonna uznać obecność męskiej sylwetki osadzonej tuż przy akwarium. To nie tak, iż wcześniej go nie zauważyła. Po prostu o to nie dbała.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Cordelia Greengrass dnia 17.03.20 18:09, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Anonymous
Gość
Re: Podwodna scena [odnośnik]21.01.20 16:33
Dumam przy lodowatej szybie, niby wypatrując choćby błysku łusek czy mignięcia ogona, choć w gruncie rzeczy wiem, że to bujda i tylko odwlekam moment, kiedy ze zmytą głową przekroczę próg swego domostwa. Wracam tam, jak na ścięcie, choć niegdyś wyspa była mi azylem i miejscem najdroższym memu sercu. Brakuje tam Evandry, to jasne, ale wydaje mi się też, że dorastam i zaczyna mi po prostu przeszkadzać, że muszę być tam sam.
Zajmuję te same komnaty od kilkunastu lat i dochodzę do wniosku tak oczywistego, że prawie łapię się za głowę w rozpaczy nad swą krótkowzrocznością. Potrzeba remontu, przemeblowania, wpuszczenia świeżego powietrza, nowych obrazów i sprzętów z połamanego drewna wyrzuconego na brzeg! Niech pokój mówi o mnie więcej, niż moja blada facjata. Z podkrążonych oczu wyczytasz zmęczenie, z trzydniowego zarostu, niedbałość, z eleganckiego ubioru - dobry gust? Przeciętność, która dobija mnie tak mocno, że muszę naprawdę ze sobą walczyć, żeby przez przypadek nie władować się w jakąś portową kotłowaninę i nie skończyć na dnie Tamizy z kieszeniami płaszcza wypchanymi kamieniami. Muszę się ocknąć, instynkt samozachowawczy mam niezły, choć czasami nawala i mocno się spóźnia. Chroni przed większymi konsekwencjami, ale nie przed wtopą, mam ich na koncie tyle, że choć dopiero styczeń, moje imię definitywnie znajduje się na czarnej liście Świętego Mikołaja. Nie umiem-umiem się zachować. Nadstawiam uszu, słyszę głosy odbijające się echem od gładkich ścian. Ludzkie, prawdziwe - matka badała mnie kilkakrotnie od czasu “incydentu”, jak zwykła nazywać moją zwykłą i chamską symulację. Z głową wszystko gra, więc zacieram ręce, szykując się na nadciągające towarzystwo. Dość… rozczarowujące. W szybie obserwuję mdłą rodzinkę, sprzeczającą się o mdłe problemy ich mdłego życia, strzelam, że szlachcice. Ziewam, mało dyskretnie, ale i tak nikt nie zwraca na mnie uwagi i piszę palcem na zaparowanej szybie wiadomość dla syrenich piękności.
“Pozdrowienia z Wyspy Wight”.
Liczę na to, że się nie lubią, że wywołam poruszenie, że woda zabulgocze i poczuję palce na swoim gardle.
To ostatnie - wątpliwe, aczkolwiek wiem, co zrobić, by się spełniło. Gdzie się udać. Odwracam się od przeszklonej ściany, już praktycznie napalony na nocne randez vous (od zera do wrzenia), gdy z zaskoczeniem odnotowuję fakt przebywania dwóch istot płci przeciwnych na neutralnym gruncie bez świadków. Wzbiera we mnie ciekawość, więc dyskretnie zapuszczam żurawia, najpierw na lico panienki - oho, znajome, zdecydowanie znajome - później na jej dłonie, nieskalane ani ciężarem pierścienia, ani jarzmem obrączki. Mój szczęśliwy dzień, tak właśnie myślę, obierając sobie na cel to urodziwe dziewczę. Bez przyzwoitek zawsze było zabawnie.
- Po prostu się spłoszyły, madame - śpieszę z wyjaśnieniami, zaciągając dość wyraźnie francuskim akcentem - nie spodziewały się dziś publiczności - dodaję uprzejmie, po czym wyciągam z kieszeni oprawiony w jedwab program baletu i podaję go blondyneczce.
- Na dużej scenie za kwadrans rozpocznie się podwodna opera - informuję usłużnie, ale krzyżuję palce, licząc, że postawi moje towarzystwo ponad pląsy i śpiewy.
- Francis Delacroix - przedstawiam się fikcyjnym nazwiskiem i wykonuję płytki ukłon, wręcz bezczelnie patrząc w oczy panienki, którą przychodzi mi zabawiać - witamy w Fantasmagorii. Jak mogę pomóc, lady…? - pytam grzecznie i dyskretnie o personalia. Delacroix ich potrzebuje, by odpowiednio tytułować szlachetną panienkę, a ja, cóż, mam pięćdziesiąt procent szansy, że kiedyś mi się przydadzą.
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Podwodna scena - Page 3 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Podwodna scena [odnośnik]18.02.20 11:32
Dźwięki syren - dla syren, woda niesie trójgłos, tworzący cichą arię o pragnieniach skrytych gdzieś na samym dnie Tamizy, a może nawet szklanego akwarium - syreny odgrodzone od świata magicznym szkłem nieczęsto widzą cokolwiek więcej. To one są do tego, by być obserwowane i hołubione.
Twoje kroki, ciężkie, ludzkie wprawiają akwen w drganie, one milkną, urywając pełną żalu pieśń w połowie, mozaika wodnych roślin osłania trzy istoty, skryte za jej kurtyną.
Nazywasz je uległymi - gniewnie obnażyłyby w zwierzęcym grymasie wściekłości kły, słysząc z ust człowieka coś takiego, przez taflę wody nie przebijają się jednak twe myśli, one, natomiast, w chwilowym kaprysie pozostają niewidzialne - srebrzyste nici włosów ukazują się tylko na kilka sekund, gdy zbyt zajęty jesteś pisaniem czegoś na tafli akwarium - ta najmłodsza syrena, wiedziona ciekawością, zobaczyć chciała, co takiego właściwie robisz, ludzkie pismo obce jest im jednak tak bardzo jak ludziom ich obyczaje.
Figlarny uśmiech pojawia się na jej twarzy, lecz silna dłoń ciągnie ją do tyłu, jakaś kobieta przystaje nieopodal tego, komu swe zgrabne wdzięki okazać chciała Partenopa. Zagłuszony świat zza akwaryjnej tafli obserwują jak niemy popis aktorów - ta starsza cichym szeptem wciela się w blondynkę, w człowiecze usta wkłada wymyślony dialog. Najstarsza podchwytuje zabawę, odpowiada za ciebie; szkoda, że nie wiesz, jak komicznie uroczy stajesz się za jej udziałem - trzy pary oczu śledzą przedstawienie, które dzisiaj serwuje im ktoś inny. Widownia, dla odmiany, zasiadła w loży tuż za falującą zielenią.
Mówiłeś o nich w myślach - więźniowie. Ale one nazywają to życie swoim wyborem, bo wieczność w niewoli brzmi nieprzesadnie zachęcająco. Kiedy skażesz się na nią sam, można jeszcze jakoś ją przetrwać.
Poza tym, każda z nich przywykła już do oklasków opływających ich ciała drżeniem tak intensywnym, iż poruszone ludzkie serca poruszają grube szyby pięknej klatki. Przywykły do fantasmagorii życia. Omijają niespokojne wody, z czasem tylko konfrontując się z własną ciekawością. Głównie za sprawą najmłodszej z nich - gdy tylko twoja towarzyszka składania się wdzięcznie, znikając z pola widzenia syren, Arte podpływa w końcu do szyby, ignorując nawoływania sióstr. Całe jej ciało przyodziane jest w srebro, łuski skrzą się drobinkami księżycowego pyłu, który osiadł też na falujących wokół torsu włosach, miękko okalających dziką twarzyczkę; dłonie opierają się o ściany akwarium, a oczy szerokie wlepione są w twoją twarz. A potem woda wzburza się, gdy syrena mknie ku górze, wyłaniając się na powierzchnię - snuje się za nią srebrny welon - i opiera łokcie na szybie. Chwilę później tuż obok niej - po lewej i prawej stronie - pojawiają się siostry, przybierając dokładnie tę samą pozę, władczym wzrokiem spoglądając na ciebie z góry.
- Po co ten popis? - tembr wściekłości nie wybrzmiewa w śpiewnym pytaniu, lecz twarz czarnowłosej jest jak kipiąca, gniewna toń. - I to jeszcze przed jakimś narybkiem - dodaje, wciąż patrząc na ciebie właśnie, świadoma tego, że każdy (inny) człowiek pomyślałby, iż obdarza go właśnie swym głosem, pieśnią o egzotycznym brzmieniu.
Trzy nieruchome posągi o spojrzeniach dzikich - milkną; tylko ich ogony poruszają się powoli, utrzymując syreny na górze.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Podwodna scena - Page 3 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Podwodna scena [odnośnik]18.02.20 15:46
Wyciskam z siebie siódme poty, by wypaść przekonująco. Jestem wręcz skrojony na miarę półfrancuskiego dandysa, który z mocnym akcentem snuje bajeczne opowiastki o władczyniach szafirowych wód, a nadto posiada jeszcze dowcip i okruchy wiedzy. Zbieram to, co spada z pańskiego stołu - tak prawda, bo czytać już dawno nie czytam (poza komiksami, swoją drogą, też niezły materiał źródłowy), ale głowę mam dość tęgą, więc przetwarzanie informacji mnie nie przerasta. W prędkich planach wyobraźni wychodzę z Fantasmagorii z tą słodką blondi pod rękę. Ona uwiesza się mego ramienia, ja wieszam się jej, niczym ostatniej boi, co ma mnie chronić przed zatonięciem. Paskudny koniec, aż się wzdrygam. Bardziej powinienem zważać na wodę.
Żywioły mają nad nami przewagę. Starożytni Grecy wyróżniali cztery, ja dodaję do puli jeszcze czas. Niełaskawy dziś dla mnie. Wrócili po nią, wołając po imieniu. A więc: Cordelia. Tyle po niej pozostaje, nawet nie morska piana, której mogę okazać gasnące powoli zainteresowanie. Zamiast się skłonić, paść do stópek czy tam ucałować rączkę, wzruszam ramionami. Niech się zastanowi, dlaczego albo jeszcze lepiej, objedzie przybytek Tristana na podwieczorku z przyjaciółeczkami albo w publicznej recenzji dla jakiegoś czytadła pokroju Czarownicy. Będę wiedział, że to dzięki mnie.
Trzepię szatę w poszukiwaniu fajek. Mam dziurawe kieszenie. Wciskam palec pod podszewkę i grzebię w podwójnym dnie, usiłując wydobyć stamtąd jakiś drobny przedmiot. Jest! Z trudem przeciskam go przez niewielki otwór i podstawiam do światła. A to ci dopiero! Uśmiecham się i chowam drobnostkę za pazuchę. Nie chcę jej znowu stracić przez nieuwagę. Papierosy też znajduję. Odpalam jednego od różdżki, niefrasobliwie wypuszczając z ust smugę dymu, jedną za drugą. Pierwsza jest niebieska, następna turkusowa, kolejna seledynowa. Płynnie przechodzą w kolory morza - wiem, że syreny kukają na mnie z ukrycia, więc robię to minimalistyczne show specjalnie dla nich. Niech w czymś tak skrajnie ludzkim, znajdą swoje. Ostatnia wstęga zakręca gwałtownie i tworzy pastelowy obrazek z obłoczków. To okrąglutkie stworki na chmurkach, takie sympatyczne. Gdy kończę papierosa, gaszę go bardzo grzecznie w popielniczce i odwracam się przodem do przeszklonej szyby. Do mojej widowni, cichej, milczącej, ale w jakiejś sposób niemile pobudzonej. Ich zaintrygowanie jest jakieś niezdrowe, toksyczne: albo to syrenia cecha wspólna, właściwa całemu gatunkowi. To w końcu nie są przytulanki, ani kochanki. Nie każdy może być tym, kogo legendy zowią lucky bastard. Nie każdy wychodzi z tego cało. Nie każdy to przeżywa.
Wiem, czemu mężczyźni są gotowi ryzykować. Dla ciebie poszedłbym w ogień, tak myślę, omiatając drobną twarzyczkę uważnym spojrzeniem, czujnym, skupionym. Koncentracja jest ważna. Mrugniesz - trup. Syreny są blisko spokrewnione z Gorgoną, choć ciężko w to uwierzyć.
-Nudzę się - wyjaśniam lakonicznie i ryzykuję wydrapaniem oczu, ale przysuwam się do szyby, tak, by nie musiała już zadzierać głowy aż tak wysoko. Naprawdę to piękność oprószona srebrem, ale to nie pył na jej łopatkach ani lśniące łuski budzą we mnie największy zachwyt. Ma piegi. Blada skóra jest nakrapiana różnymi odcieniami niebieskich, nieregularnych punkcików, a ich największe skupisko zbiera się na nosie. Początkowo biorę to za brokat, ale nie, to zdobienie Natury.
-Wy pewnie też. Czy mogę wam jakoś uprzyjemnić ten wieczór? - pytam, zwracając się do nich wszystkich w płynnej trytońszczyźnie. Czy ktoś je kiedykolwiek o to spytał? Jeśli nie, miały do czynienia z samymi bucami. Samą pracą człowiek, znaczy się, syrena przecież nie żyje.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Podwodna scena - Page 3 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Podwodna scena [odnośnik]18.02.20 17:08
Seledynowe oko łowi grę w kolory, mienią się jak najszlachetniejsze łuski smugi okiełznywanego przez ciebie dymu - to pęcznieje, to kurczy się, to deformuje, kształty najróżniejsze przybiera - żadna z nich nie wie, czym są rozpraszające się w scenicznym półmroku istoty, może wyobraziłeś je sobie tylko, może nie istnieją, a może właśnie wiernie odtwarzasz coś, co już widziałeś - nie mają pewności.
Przykuwasz ich uwagę - po raz pierwszy.
Przykuwasz i drugi, gdy odpowiadasz płynnie w języku śpiewającym w ich podwodnych duszach. - Matko, on  m ó w i - złowieszczy szept otula najstarszą z syren, gdy w onyksowej czerni spojrzenia tej jak szkwał gniewny wzburza się niepewność. Mówisz, zgrabnie, głosem, w którym ledwo słychać naleciałości skrzekliwego ludzkiego języka. Złotowłosa z beznamiętnym wyrazem twarzy wciąż wpatruje się w ciebie uważnie, nie mruga ani razu, zupełnie tak, jakby czekała, aż ty to zrobisz, by w tej krótkiej chwili, gdy odcięty zostaniesz od swojego świata… - czego mógłbyś się po niej spodziewać? - Skąd znasz nasz śpiew, trytonousty? - lekce sobie ważąc siostrzany stan Ante pochyla się w twoją stronę, a fioletowawe usta przyozdabiają twarz urokliwym uśmiechem; uważaj, znasz wprawdzie ich sztuczki, ale ta właśnie rzuca na ciebie swój urok, a uroku jej trudno odmówić, wciąga cię w wir swojego melancholijnego spojrzenia, toń tak głęboką, że w tym przypadku przesadą nie byłoby powiedzenie, że utonąć mógłbyś w nim cały. Gdzieś za nią woda rozbryzguje się, ochlapując was wszystkich, gdy Ligea niknie pośród morszczynowego lasu, prędzej uschnie, niż będzie na to patrzyć, to chyba zdążyła jeszcze powiedzieć, drapieżnym wzrokiem zahaczając o ciebie po raz ostatni.
Jeśli postarasz się, każdy jeden pieg zliczysz na twarzy srebrzystowłosej, rozsiane są na drobnym nosie jak drobinki piasku, niebieskiego, co prawda, lecz przecież ten na dnie akwarium też tak wygląda - jakby malował go artysta rzeczywistość zaklinający kolorami całkiem na wspak. Jeśli tafla wody jest lustrem twojego świata, wtedy ten pod wodą może być jego rewersem - ale dla niej jest przecież całkiem na odwrót. To ty zaburzasz to, do czego jest przyzwyczajona. Rozmowa ta, całkiem przypadkowa, jest zderzeniem dwóch różnych percepcji, hybrydą, dopiero nabierającą kształtu, wyzwalaną z jarzma obustronnych oczekiwań. Bo widzisz, przestała oczekiwać czegokolwiek, po prostu pozwala się zaskoczyć. - Te stworzenia… przed chwilą wydychałeś kolorową parę - pod wodą byłyby to bańki powietrza, o ile jej świat z podobną łatwością pozwoliłby zagościć u siebie palecie obcych barw - to było ładne, chciałabym stworzyć coś podobnego - chciałabym brzmi tak niepewnie, jakby nigdy jeszcze słowo to nie przeszło przez jej usta, jakby dopiero smakowała jego brzmienie, zachęcona twoim pytaniem - w istocie, nikt jeszcze go jej nie zadał, to ona miała innym uprzyjemniać wieczory ciepłe i mgliste, duszne i dżdżyste, nigdy na odwrót. A teraz jesteś tu ty - czy naprawdę niczego od nich nie oczekujesz?


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Podwodna scena - Page 3 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 3 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Podwodna scena
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach