Wydarzenia


Ekipa forum
Korytarz
AutorWiadomość
Korytarz [odnośnik]30.03.15 23:48
First topic message reminder :

Korytarz

Całe szczęście!, ten nadzwyczaj paskudny okres, podczas którego większość pomieszczeń była na tyle przepełniona pacjentami, że łóżka stawiano właśnie na korytarzach, już się skończył. Pozostały po nim jednak dosyć wyraźne ślady w postaci powycieranej gdzieniegdzie drewnianej podłogi, zarysowań i obdrapań na ścianach w miejscach, gdzie kończą się powierzchnie pomalowane farbą olejną, a zaczynają te pociągnięte tylko najzwyklejszą, białą farbą łuszczącą się pomiędzy drzwiami prowadzącymi do poszczególnych sal. Dźwięk kroków niesie się tutaj głośnym echem, a stukot wszelkiego rodzaju próbek, pojemniczków na maści czy eliksiry praktycznie nie milknie. Jeśli nie chcesz, by złapał Cię ból głowy, lepiej zwyczajnie jak najszybciej przenieś się w inne miejsce.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Korytarz - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Korytarz [odnośnik]30.12.18 12:34
Zachary z młodym Macmillanem przynajmniej nie miał tego problemu. Chociaż chłopiec wiedział, że sam jest lordem, to tak na prawdę jeszcze nie czaił do końca z czym to całe lordowanie się wiąże. No i nie ogarniał jeszcze kto jest kim w tym czarodziejskim świecie. Póki co Zachary był dla niego tylko i wyłącznie uzdrowicielem.
Heath wcale nie był do końca przekonany tym stwierdzeniem.
-A nie mogłyby i leczyć i smakować?- zaproponował, a przy okazji zerkał z lekką niechęcią na eliksir, który mu pokazywał uzdrowiciel. Nie to, żeby faktycznie wiedział jak smakuje ten konkretny czy coś, po prostu musiał sobie pomarudzić. Tak dla zasady.
-Jak bardzo gorzej?- zainteresował się trochę. Mniej więcej wiedział, że są eliksiry na różne stłuczenia czy złamania i te z tego co pamiętał raczej były gorzkie, ale czy jest coś gorszego? Pięciolatek jakoś nie potrafił sobie nic takiego wyobrazić. Oby też nie musiał się nigdy przekonywać na własnej skórze, jakie istnieją najobrzydliwsze eliskiry w arsenale uzdrowicieli.
Powiedzmy, że argument o zmarnowaniu całego następnego dnia go nieco przekonała. Nie chciałby spędzić go w łóżku. Umarłby w międzyczasie z nudów. Z tego też powodu Heath z lekkim wahaniem przyjął fiolkę z rąk uzdrowiciela, ale dalej wcale nie miał ochoty na wypicie eliksiru. Dlaczego nie mogą zrobić tego eliskiru słodkiego snu czy jak on się tam zwał w postaci musów świstusów? Wtedy co prawda chłopcu groziłoby przedawkowanie, ale co tam.
Przez moment obracał fiolkę z różowawym płynem w swoich małych dłoniach zastanawiając się czy nie dałoby się tego niepostrzeżenie wlać do jakiegoś kwiatka czy coś w tym guście. Chyba nawet coś takiego by zrobił gdyby nie wyłowił wzroku uzdrowiciela. Coś mu powiedziało, że opór i tak nic nie da i w końcu zostanie zmuszony do wypicia eliksiru. Przez jeszcze krótką chwilę patrzył smętnie na naczynko, aż wreszcie postanowił wypić jego zawartość, ku uldze jego opiekunki, która wcale nie chciała się z nim użerać. Po krótkiej chwili młody zaczął czuć senność wywołaną eliksirem i zgodnie z przewidywaniami Zachary'ego zasnął bez żadnych snów.
Heath Macmillan
Heath Macmillan
Zawód : n/d
Wiek : 7
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6203-heath-macmillan#151883 https://www.morsmordre.net/t6876-listy-do-heatha#179597 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6237-heath-macmillan#216112
Re: Korytarz [odnośnik]30.12.18 12:34
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - DN' :
Korytarz - Page 3 Xj5oAjg
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Korytarz - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Korytarz [odnośnik]05.01.19 3:27
Twarz Zachary'ego przeciął wyraz aprobaty dla dziecięcego toku rozumowania. Chłopiec, mały lord przypominał mu jego własne rozmyślania, gdy próbował dowiedzieć się, dlaczego świat był skonstruowany w sposób będący dla niego zagadką. Chciałby móc wytłumaczyć mu to w prostych słowach, lecz nie potrafił. Nie widział także większego celu w zaburzaniu jego beztroskiej logiki, dlatego też wzruszył ramionami w geście bezradności, poniekąd bagatelizując zadane przez niego pytanie.
Może kiedyś znajdzie się czarodziej, który tego dokona — odparł krótko, przekrzywiając głowę w zaciekawieniu. Kontynuacja tego tematu z pewnością doprowadziłaby do dyskusji mogącej trwać godzinami, choć niespecjalnie był na to czas. Podanie chłopcu eliksiru nasennego z łatwością ucinało to, co mogłoby się stać. Był chodzącym, nieokiełznanym źródłem magii uwalniającej się bez udziału woli. Nie pierwszy raz miał styczność z dzieckiem, które cierpiało po majowym wybuchu i za każdym razem próbował otoczyć je spokojem, by emocje nie okazały się zgubą dla niego samego oraz otoczenia. Póki co, Heath nie stanowił większego zagrożenia. Był zmęczony i miał wkrótce zasnąć. Tego Zachary oczekiwał przynajmniej w teorii. Praktyka mogłaby być szokująca.
Jest taki eliksir — zaczął, skupiając na sobie jego uwagę — nazywa się Szkiele-Wzro. Używamy go, żeby odtworzyć kości, jeśli jakimś nieszczęsnym trafem je utracisz. Złamana kość to pestka; wyhodowanie nowej to ciężka noc osnuta bólem i cierpieniem. — Wytłumaczył, zachowując cały swój profesjonalizm, choć pozwolił sobie brzmieć luźniej, sięgając po proste słownictwo. Nie istniała potrzeba, by wyłuszczać szczegóły naukowym tonem zagadnienia, które zapewne nie interesowały młodego lorda Macmillana. Za to poświęcił swą uwagę na to, jak chłopiec przygląda się fiolce z różowawym eliksirem i wychyla jego zawartość, jakby stoczył ze sobą wewnętrzną walkę, której za wszelką cenę zamierzał uniknąć. Być może to efekt jego własnych rozmyślań, a może obecność dwójki dorosłych skłoniła go do tego ruchu. Nie miał pewności. Wiedział za to, że kilka godzin snu z pewnością dobrze mu zrobi. Nie spodziewał się tylko, że zapadnięcie Heatha w sen spotka się z czymś takim.
Spokojny wyraz twarzy przemienił się w nieme zdziwienie, gdy dosłyszał ciche czknięcie, wraz z którym chłopiec zniknął; teleportował się, bogowie wiedzą dokąd. Jego opiekunce rzucił jedynie ponaglające spojrzenie, skoro to w jej gestii leżało sprawowanie pieczy nad dzieckiem. On sam zaś, będąc znowu sam, zasiadł za biurkiem, wyciągając kilka dokumentacji, które zamierzał przejrzeć. Jeśli znalazł się w szpitalu z powrotem, nie widział przeszkód, by poświęcić kilka dodatkowych godzin na sprawowanie swoich obowiązków.

z/t x2




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Korytarz - Page 3 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Korytarz [odnośnik]19.03.19 0:25
3 listopada 1956
Burzowa aura nieustannie trwająca od Święta Duchów bębniła w okienne szyby. Tak gwałtowne załamanie pogodowe było dla Zechariaha doświadczeniem dosyć osobliwym. Przemieszczanie się między Wyspą a Londynem stanowiło coraz większe wyzwanie nie tylko w kwestii samej podróży, lecz także i organizacji oraz zapewnienia należytego bezpieczeństwa egipskiemu szajchowi – a ostatecznie zmusiło do wyciągnięcia najgrubszych szat oraz szali wykonanych z tkanin utrzymujących tak ukochane ciepło. Z tego samego powodu w gabinecie Shafiqa zawitały wszelkie możliwe sposoby utrzymania odpowiednio wysokiej temperatury. Nigdy nie narzekał na warunki pracy, jednakże doświadczenia z ostatniego miesiąca (w szczególności gwałtowny napad gorączki wywołany anomalią) wzmogły w nim starania o zachowanie stanu utrzymującego go w należytej kondycji.
Niemal identyczne względy zapewniały mu całkowite obłożenie dyżurów. Kolejka pacjentów zdawała się niezmienna i stała, a zapasy Auxiliku przyniesione z samego rana były uzupełniane już dwukrotnie. Wprawdzie zajmowanie się doraźnymi przypadkami, niewymagającymi długotrwałej interwencji z reguły nie należało do jego obowiązków, to z powodu szalejącej burzy wszyscy zainteresowanie byli kierowani we wszystkie możliwe miejsca, a Zachary skończył na uzdrawianiu bieżących dolegliwości niemających zbyt wiele wspólnego z obraną specjalizacją. Nie znaczyło to jednak, że swoje powołanie wypełniał niechlujnie; mimo wszystko wciąż tkwiło w nim przekonanie, wciąż miał świadomość, iż nawet najprostsze przypadki wymagały odpowiedniego poświęcenia, nawet jeśli sprawiały, że dyżur wlókł się niemiłosiernie wolno i ospale.
Upływ czasu stanowił absolutnie drugorzędną kwestię. Nie wiedział, jaka była godzina czy pora dnia – szaruga za oknem pozostawała jednakowa i stała, jedynie krople deszczu oraz grzmoty zmieniały swe nasilenie, jakby zapowiadały nadejście armagedonu; jednak równie szybko przeistoczyły się w niezauważalne tło dla skupionego na pracy uzdrowiciela, pogrążonego w przepisywaniu kolejnych dawek rozmaitych eliksirów, bowiem z mijającymi godzinami ten jeden aspekt uległ zmianie. Zmieniły się dolegliwości, objawy, a wraz z nimi pojawiły się konsekwencje nieumiejętnego zażywania medykamentów wymagających wiedzy. Nie wiedział, skąd wzięła się ta nagła bezmyślność – miał jednak ku temu swoje własne przemyślenia biorące się dokładnie z tego samego miejsca, z którego przybyła nawałnica nękająca brytyjskie królestwo. W gwałtownym pośpiechu nie myśleli racjonalnie. Pragnęli zapobiec dalszym obrażeniom i stosowali specyfiki niezdatne do spożycia bądź w ilościach całkowicie sprzecznych z odwiecznymi zaleceniami. Pewne standardy nie wynikały z lenistwa uzdrowicieli, a z praktyki poprzedników oraz nabytego przez nich doświadczenia. Zachary nie wiedział, dlaczego tak łatwo popadali w skrajne emocje. Być może kontrolując samego siebie osiągał stan wyższości nad nimi, lecz nie traktował tego jako racjonalnej, logicznej odpowiedzi. Powinni starać się sięgać ku wyżynom własnej doskonałości, zamiast tego siadali na krześle po drugiej stronie zajmowanego przez uzdrowiciela biurka, rozwodząc się nad własną głupotą.
Panie doktorze, znachorze, dobrodzieju, ja tylko wodą polałem! — biadolił jeden z nich, wyciągając nad bielonym blatem ramię pokryte pomarszczoną skórą pełną brzydkich zaczerwienień, zaognionych ran przypominających oparzenia powstałe na skutek czegoś innego niż ogień albo spadających z nieba błyskawic.
Paxo — wymamrotał w odpowiedzi, chwyciwszy różdżkę i przyłożywszy ją do skroni starszego mężczyzny. Następnie skierował ją na ramię będące źródłem niepokoju. — Cauma Sanavi — szepnął, przesuwając różdżkę nad ramieniem, niemal natychmiastowo dostrzegając ulgę na twarzy pacjenta. Nie doczekał się żadnej reakcji; widział niedowierzanie, z jaką łatwością złagodził ból głupiego postępowania, jakby nie spodziewał się, że uzdrowiciele Świętego Munga byli sobie w stanie z tym poradzić. Nie chciał wnikać w stan wiedzy wywołany tym zachowanie, nie oczekiwał też wdzięczności. Jedynie korzystał z ciszy, w której spokojnie, zręcznym machnięciem różdżki przywołał płaski słoiczek pełen maści.
Proszę wcierać to w rękę co cztery godziny. Do wieczora powinny zniknąć zaczerwienienia, a blizny złagodnieją w ciągu tygodnia. W przypadku problemów bądź wątpliwości proszę zgłosić się jak najszybciej na oddział — powiedział dość cicho, rozpraszając ciszę i skupiając na sobie uwagę. Trzymany w palcach słoiczek przekazał mężczyźnie i, nie czekając na ewentualne pytania, szybko przepisał odpowiednie wskazania oraz wypełnił kartę pacjenta, by wreszcie skierować go do recepcji, gdzie miał zgłosić się, opuszczając szpital. Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi do gabinetu, te pozostały zamknięte przez nieco przydługi, wprawiający w zastanowienie czas. Ledwie parę minut wcześniej słyszał pojękiwania pacjentów czekających na przyjęcie; teraz odpowiadała cisza przerywana jedynie kolejnymi grzmotami błyskawic oraz deszczu uderzającego w okno. Z różdżką w dłoni podniósł się z zajmowanego krzesła, po czym wyjrzał na korytarz, będąc nieco zdumionym tym, jaki spokój zapanował nagle w tym miejscu. Nie chciał znać jego źródła, choć podejrzewał, że to jedna z uzdrowicielek z pierwszego piętra zaprowadziła porządek i rozpędziła towarzystwo po właściwych oddziałach, niemal całkowicie oczyszczając czwarty poziom szpitala. Nie wnikał jednak w szczegóły. Z zamarkowanym wzruszeniem ramion zamknął się w ciepłym gabinecie i powrócił do rutynowego przeglądania kart pacjentów, z którymi jeszcze nie zdołał się odpowiednio uporać. Skatalogował je odpowiednio i oznaczył, po czym odłożył część na brzeg biurka, a pozostałe schował w szufladzie. Te, które zostały i nie posiadały odpowiednich oznaczeń wymagały naturalnie stosownego uzupełnienia przez tego, kto przyjmował danego pacjenta, a znaczna większość tych pozostałości nie należała do Shafiqa. Jego dokumentacja była wypełniana na bieżąco orz skrupulatnie pieczętowana właściwymi sygnaturami i w tej chwili spokojnie spoczywała w największej szufladzie biurka, w oczekiwaniu na przeniesienie do archiwum.
Mając chwilę czasu pozbawionego pacjentów wymagających natychmiastowej reakcji, Zachary przystąpił do przejrzenia szafki z eliksirami. Od początku dyżuru, ba, od początku tego miesiąca zużył znacznie więcej eliksirów niż w poprzednim miesiącu, a przecież dopiero co wypisywał zapotrzebowanie na konkretne specyfiki. Na szczęście nie było to nieodwracalne i mógł w każdej chwili napisać odpowiednią korektę wraz z adnotacją odnośnie tego, czego obawiał się przez najbliższe dni, może i tygodnie. Standardowy zapas eliksirów okazał się niewystarczający i za zasadne uważał złożenie stosownej informacji, gdy tylko przekaże swój dyżur swojemu następcy. Tymczasem wrócił do biurka i zabrał z jednej z szuflad teczkę z dokumentami, po czym opuścił gabinet i ruszył korytarzem w stronę klatki schodowej, za cel obierając dotarcie na oddział magizoologiczny. W ciągu ostatnich trzech dni bywał tu na tyle często, że przy okazji zapoznał się z kilkoma dość interesującymi przypadkami urazów, o których najwyraźniej nie dane mu było słyszeć. I to całkowicie związanymi z jego specjalizacją, co okazało się być tematem skłaniającym ku głębszej refleksji. Jeden z przypadków, który konsultował związany był ściśle z postępującą infekcją na skutek kontaktu z ciamarnicami. Nie wnikał w głębsze szczegóły, jak komuś przytrafił się ów wypadek – interesowały go za to bezpośrednie konsekwencje oraz ewentualne skutki uboczne jadu działającego na ludzkie tkanki. Spędził sporo czasu, opracowując opinię stosowną do stanu aktualnej wiedzy oraz tego, co zastał w rzeczywistości; musiał zajrzeć do kilku ksiąg wykraczających poza faktyczne zainteresowania światem trucizn czy flory, jednak ostatecznie spełnił swoją powinność i dostarczał informacje, którego jego zdaniem były najistotniejsze w analizowanym schorzeniu.
Przekroczywszy drzwi oddzielające go od oddziału urazów magizoologicznych, kroki skierował do samego końca korytarza, z wolna mijając pacjentów oraz odwiedzających czekających na jakiekolwiek, w myślach pocieszające i napełniające nadzieją informacje, mogąc jedynie posyłać im uprzejmie, nieco zdystansowane kiwnięcia głową w ramach otrzymywanych słów powitania. Było to zachowanie nieco machinalne, całkowicie wyuczone i pozbawione większych emocji, jakby był świeżym mięsem otoczonym przez wygłodniałe lwy. Dopiero po pokonaniu tłumu poczuł się nieco swobodniej i natychmiast wszedł do pomieszczenia zajmowanego przez trzech uzdrowicieli żywo dyskutujących nad obrażeniami jednego z pacjentów.
Opinia o jadzie ciamiarnic — rzucił zdawkowo, nie zadając sobie trudu powitaniem dokładnie tym zwyczajem, jakim znamionowano sprawy pilne i niecierpiące zwłoki. — Jakieś dodatkowe powikłania od wczoraj?
Nic szczególnego poza rozstrojem żołądka w odpowiedzi na podjęte leczenie. Dotarłeś do czegoś szczególnego, Shafiq?
Cóż... jad ciamarnicy utrzymuje się dosyć długo, więc oczyszczenie organizmu eliksirami może wywołać wrzody żołądka. Całkowicie odradzam kolejne płukanie przewodu pokarmowego. Na nic się zda, skoro jad został wchłonięty i sieje spustoszenie. Reszta szczegółów znajduje się w teczce wraz z sugerowanym procesem podawania nalewki ciemiernikowej do powolnego oczyszczania organizmu. Eliksir wzmacniający krew na pewno nie zaszkodzi. Tymczasem miłego dnia. — Udzielił odpowiedzi na tyle konkretnie, by zarysować własne spostrzeżenia oraz zasugerować przyjrzeniem się sporządzonemu planowi leczenia, po czym odwrócił się i opuścił gabinet, zamierzając jak najszybciej znaleźć się we własnym gabinecie. Chciał dotrzeć tam jak najszybciej i przygotować się choć trochę do obchodu pełnionego na koniec dyżuru, nim rzeczywiście przyjdzie mu się z nim zmierzyć. To, że kolejka pacjentów zdołała zniknąć wcale nie oznaczało, że nie miała wrócić ponownie, szukając pomocy wszędzie, gdzie było to możliwe. Po cichu liczył na spokojne dotrwanie do końca zmiany, jednak pozostawał przygotowany na przyjęcie kolejnych nagłych wypadków, wszak uzdrowicielska praca nie mogła być związana jedynie z wypełnianiem kart pacjentów.

z/t




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Korytarz - Page 3 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Korytarz [odnośnik]21.07.19 19:48
7 stycznia 1957
Zniknięcie anomalii zostało w dużej mierze dość ciepło przyjęte przez szpital magicznych chorób i urazów imienia Świętego Munga. Znaczna większość uzdrowicieli mogła odsapnąć od nadmiaru obowiązków wywołanych nagłymi zmianami w cyrkulacji magii tworzących dość osobliwe schorzenia, względnie urazy i zranienia, to Zachary żył w pełnym poczuciu świadomości wiedzy, co naprawdę wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku dni. Uczucie to towarzyszyło mu niemal zawsze wtedy, gdy przypominał sobie o możliwości skorzystania z dobrodziejstw teleportacji czy czarowania bez obaw o wyrządzenie komuś, bądź samemu sobie, niezamierzonej krzywdy.
Ten jeden z niewielu razy teleportował się w jedną z bocznych uliczek niedaleko wejścia do szpitala i podążył dość opustoszałą ulicą w stronę manekina w sklepowej witrynie. Robił to już tak wiele razy, że nie musiał zawiadamiać, kim był i w jakim celu wchodził do szpitala. Pracował w Świętym Mungu; posiadał przywilej, z którego skrupulatnie korzystał każdego dnia pracy, choć niewątpliwie nadal pozostawał jednym z niewielu uzdrowicieli zjawiających się tak wcześnie. Ciche korytarze, brak ewentualnych pacjentów wymagających natychmiastowej reakcji. Ten element cenił najbardziej na oddziale zatruć, będącym tym, z którego korzystano w dość szczególnych przypadkach. Mimo to Zachary oczekiwał dzisiejszego dnia tłumów domagających się pomocy, której z przyczyn kadrowych odmówiono na pozostałych piętrach. W ostatnich miesiącach był naprawdę przeciążony nadmiarem własnych obowiązków; spędzał na dyżurach znaczną część doby, zaniedbując tym samym kilka ważnych aspektów swojej pracy. Nigdy nie zostawiał czegoś niezrobionego, jednak ostatnie efekty prac pozostawiały w jego opinii wiele do życzenia. Dlatego przychodził wcześniej, dlatego zostawał dłużej i utrzymywał własną reputację, pracując na coś o wiele więcej niż szeregowy uzdrowiciel.
Siedząc od dłuższej chwili w zaciemnionym gabinecie, w towarzystwie filiżanki gorącej herbaty oraz światła własnej różdżki, pieczołowicie skrobał piórem na kolejnych kartach pacjentów, przekładając je z jednego stosu na trzy kolejne, skatalogowane według ostatnich zaleceń: zmniejszenie dawek eliksirów, utrzymanie dawek oraz ich zwiększenie. Robił to tyle razy, tak często sięgał po pióro, by wypisać kolejną opinię poprzedzoną odpowiednią diagnostyką, iż jego myśli zdawały się ulatywać i zapewniać mu spokój, jakiego dawno nie zaznał. Nie wiedział – prawdę mówiąc, nie dbał o to – czy ktoś podrzucił mu swoją niedokończoną pracę, czy rzeczywiście były to przypadki niedokończone na ostatnim dyżurze, czy może przypisano mu kolejnych pacjentów mimo zalecenia, by tego nie robić. Wykonywał swoją pracę; wprawnie przychodziło przepisywanie zaleceń, gdy czuł zapach herbaty w gabinecie i nim zdążyła wystygnąć, ostatnia karta zajęła swoje miejsce na jednym z trzech stosów. Pióro zostało zastąpione filiżanką, a ciszę w końcu przerwał cichy odgłos popijania naparu. Wraz z nim pojawiło się pukanie do drzwi, które pod wpływem lekkiego nacisku gościa uchyliły się, wpuszczając do środka dość podstarzałego uzdrowiciela.
Ty tutaj? — zdziwił się czarodziej, patrząc dość osobliwie na skatalogowane karty. — Nie ważne. Za godzinę zbieramy się na konsylium, Shafiq. — Dodał i wyszedł, nie zamykając za sobą drzwi. Zachary nie poruszył się ani przez moment. Z filiżanką herbaty przy ustach wysłuchał słów mężczyzny, zastanawiając się nad powodami rzeczonego spotkania. W swoim doświadczeniu zwykł pełnić sztandarową rolę uzdrowiciela, coraz częściej konsultując pacjentów na innych oddziałach, zajmując się szeregiem spraw, do których niektórzy z uzdrowicieli nie przykładali ręki, aż dowiedział się, że jego wiedza będzie istotna na konsylium organizowanym niezwykle z rzadka. Tego rodzaju spotkania wymagały obecności ludzi z przynajmniej trzech różnych oddziałów, teoretycznie, by nad przypadkiem choroby pochylić się wspólnie i skutecznie opracować metodę leczenia. W teorii, jak już kiedyś doświadczył, mogąc być obserwatorem takich spędów. Nie dawało to jednak odpowiedzi, dlaczego padło na niego. Nie zastanawiał się głębiej, skąd ten zaszczyt, to jego własna wiedza wprawiała w zamyślenie, które gwałtownie przerwał, odstawiając dość głośno filiżankę na blat biurka. Nie było czasu na analizy. Wciąż miał mnóstwo własnych obowiązków, którymi musiał się zająć, a na które straci czas, gdy zbierze się konsylium.
Zebrał przygotowane stosy kart, wcisnął różdżkę w wewnętrzną kieszeń limonkowej szaty i opuścił gabinet. Korytarzem skierował się prosto do izby przyjęć. Szybkim, raźnym krokiem wyminął kilku uzdrowicieli, wymieniając się jedynie powitalnym skinieniem i wkroczył do prawie pustej izby, od razu kierując swoje kroki do kontuaru, na którym położył karty, spoglądając czujnie na czarownicę po drugiej stronie.
Znowu wcześnie na nogach — zaczęła charakterystycznym, skrzeczącym tonem — i jak zwykle ze stosem dokumentacji pacjentów.
Tylko to, co potrzebne przed porannym obchodem. Ilu zdążyłaś przegonić? — odparł, stawiając pytanie z błyskiem w oku. Lata współpracy pozwoliły poznać czarownicę za kontuarem i jej metody rozładowywania kolejek. Była skuteczna mimo anomalii szalejących na wyspach i pozostawała skuteczna nawet po ich ustaniu.
Och, tylko cztery przypadki pogryzień przez dzikie bestie i dwa urazy przedmiotowe z kociołkiem w roli głównej.
Wrócą albo któryś z uzdrowicieli będzie konsultował. Jaki przydział po nocnej zmianie? — Zapytał, zerkając za kontuar, by znaleźć przegródkę z teczką wypełnioną kartami przypisanymi do niego. Czarownica bez słowa podała mu cały pakunek, a Zachary odwrócił się i ruszył korytarzem z powrotem w stronę gabinetu. Znalazłszy się w środku, od razu zabrał się za przeglądanie otrzymanych kart. Przysiadł na blacie biurka; z szuflady wyciągnął kilka pustych kart i z pomocą namoczonego pióra zaczął zapisywać najważniejsze informacje oraz czynności, które zamierzał przeprowadzić z pacjentami. Pogrążony w planowaniu działań i wykonywaniu ich nie czuł upływu czasu. Raz jeszcze opuścił gabinet i podążył korytarzem w przeciwnym kierunku do poprzedniego, po kilkunastu krokach skręcając w odnogę prowadzącą do sal pacjentów, którymi się zajmował.
Za pierwszym drzwiami natknął się na dość starszą czarownicę cierpiącą na poparzenia. Zielarka, jak stwierdzono w karcie, doznała poparzeń na skutek zatruć oparami ziół, które zbierała, suszyła i robiła z nich napary. W pierwszym odruchu Shafiq spojrzał na śpiącą, cicho pojękującą z bólu kobietę dość chłodno, całkowicie obojętnie, jednak od razu zabrał się do pracy. W kilku wprawnych ruchach przepadał pacjentkę, każdy wynik odnotowując w odpowiedniej rubryczce karty. Był w trakcie wypisywania wstępnych zaleceń i właściwie udało mu się skorygować dawkowanie antidotum zlecone ubiegłej nocy, kiedy drzwi skrzypnęły, zwiastując pojawienie się kolejnego uzdrowiciela.
Zebranie, pamiętasz? — padło pytanie, na które Zachary machinalnie przytaknął, kończąc wypełniać kartę, by wychylić się na korytarz i wsunąć ją do pojemnika z przegrodami zawieszonego na drzwiach. Cicho zamknąwszy je, ruszył z powrotem do głównego korytarza, wiedząc, że konsylium zbierało się właśnie w pustej sali na końcu. W środku czekało zaledwie sześciu uzdrowicieli, wszyscy z oddziału zatruć.
Wszyscy obecni? Zaczynamy — padło z tyłu pomieszczenia od najstarszego z uzdrowicieli, który przeszedł do przodu, spoglądając na każdego z obecnych poważnym wzrokiem. — Jak wiecie albo i nie, anomalie przestały być zagrożeniem. Nie znaczy to jednak, że ich konsekwencje przestały nas dotyczyć. Praca całego oddziału przypominała namiot na wojnie i nadal nim jest. Ostatnie wydarzenia oraz wojna-
Wojna dotyczy polityki, nie uzdrowicieli — wtrącił krótko. — Sugeruję skupić się na zorganizowaniu pracy oddziału, nie teoretyzowaniu, uzdrowicielu Foss — dodał dość cierpko i pouczająco, doskonale wiedząc, że lada moment spotkanie mające usprawnić ich pracę zamieni się w polityczną debatę. Chciał tego uniknąć i nie wprowadzać podziału w tym miejscu. Wyraźny podział arystokracji i tutaj szybko znalazłby swoje miejsce, a wewnętrzne walki między uzdrowicielami nie służyły opinii ani oddziału, ani tym bardziej całego szpitala.
Jak już wspomniał uzdrowiciel Shafiq, jesteśmy tutaj, aby omówić organizację oddziału i woj- oddziału po ostatnich anomaliach. — Słowne potknięcie nie umknęło nikomu. Niemal każdy spojrzał w kierunku Zachary'ego, ale on jedynie wpatrywał się w Fossa i skinął mu głową, by kontynuował. — Wielu z was pełniło dyżury dostatecznie długo, żeby wiedzieć, że bywało nas zbyt mało. Teraz, gdy ofiar anomalii nie ma, możemy nieco rozluźnić organizację. Nocny dyżur to dwoje uzdrowicieli. Na porannym przynajmniej czworo i kolejnych czworo na popołudniowym. Stażyści będą przychodzić według poprzedniego rozkładu dnia.
Ograniczamy naszą obecność na pozostałych oddziałach; zjawiamy się tam w ramach konsultacji oraz konsyliów takich jak to, mam rację? — Odezwał się, nie oczekując aprobaty ze strony innych uzdrowicieli. W ostatnich miesiącach zbyt wiele czasu spędzili na udzielaniu szerokiej pomocy w całym szpitalu, zaniedbując pracę ich własnego oddziału. Powrót do formy, do jakości i reputacji musiał powrócić jak najprędzej.
Tak, tak. Za chwilę przyjdzie uzdrowiciel z urazów magizoologicznych i przeanalizujemy przypadek pacjenta, którego przyjęli wczoraj wieczorem. — Uzupełnił Foss, spoglądając na zgromadzonych uzdrowicieli. — Ci z was, którzy mają pilnych pacjentów, mogą już iść — dodał, spoglądając zaledwie na dwoje uzdrowicieli, którzy zostali. — Wspaniale — westchnął siadając na jednym z wolnych krzeseł, wyraźnie mając dość podejmowanego przez cały ten czas wysiłku. Chustą otarł z czoła kropelki potu; zdołał złapać zaledwie kilka oddechów, gdy do pomieszczenia weszło dwoje uzdrowicieli.
Możemy zaczynać — odezwał się Zachary pewnym tonem, odbierając kopię dokumentacji do wglądu.
Wczoraj wieczorem przyjęliśmy pacjenta z rozległymi poparzeniami salamandrowego ognia. Wszystkie oparzenia zostały już opatrzone, wcieramy w nie maści. Pacjent jednak skarży się na uporczywe swędzenie. Mówi, że jego skóra zamienia się w łuski, co istotnie w ten sposób wygląda, ale łuską salamandry nie jest.
I uważacie, że to zatrucie eliksirem? — zapytała uzdrowicielka obok Zachary'ego.
Istnieje podejrzenie, że salamandra mogła zjeść jedną z trujących bylin i pluć ogniem zawierającym toksyny.
Albo podaliście maść na oparzenia wytworzoną z krwi salamandry i nastąpiła reakcja alergiczna — wtrącił Shafiq, rzucając krótkie spojrzenie referującemu uzdrowicielowi. — Sugeruję sprawdzić tę teorię przed podjęciem innych kroków. To dość powszechny objaw, szczególnie, gdy maść stosuje się w dużych ilościach. Jeśli to jednak zatrucie jakąś dziwną byliną, która rośnie o tej porze roku, to pacjent zostanie przyjęty na oddział — zadecydował dostatecznie odważnie i pewnie. Nie miał czasu na kłótnie. Krok po kroku analizował każde usłyszane słowo, wertując w myślach i wspomnieniach całą wiedzę, którą posiadł przez lata. Wniosek nie wydawał się szczególnie oczywisty, choć na pewno tak brzmiał. Banalna sprawa z równie banalnym rozwiązaniem.
Skierujemy go do ciebie, uzdrowicielu Shafiq. Możemy liczyć na twoją pomoc?
Oczywiście — odparł, spoglądając jeszcze na trzymaną w ręku kartę pacjenta. — Tymczasem odprowadzę was do naszego alchemika. Wyjaśni wam wszystkie szczegóły — dodał i wstał z miejsca, wyprowadzając dwójkę uzdrowicieli na korytarz. Bez zbędnego zagadywania zaprowadził ich korytarzem prosto pod drzwi pracowni alchemicznej, a samemu skierował w odnogę korytarza, zmierzając do drzwi na końcu po lewej stronie. Z odpowiednią kartą wszedł spokojnie do szpitalnej sali, spoglądając na całkowicie przytomnego mężczyznę z wyrazem gotowym do stoczenia zaciętego boju o wypis. Przez twarz Zachary'ego nie przemknął nawet cień. Zdołał zapoznać się z kartą wystarczająco dobrze, by spokojnie wybić taki pomysł z głowy pacjenta.
Zanim nas pan opuści, panie Bennett, musimy sprawdzić, czy cała toksyna opuściła organizm — powiedział, zajmując miejsce tuż przy łóżku, by lada moment rozpocząć tyradę o przestrzeganiu zaleceń uzdrowicieli.
| z/t




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Korytarz - Page 3 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Korytarz [odnośnik]27.09.19 18:47
5 stycznia '57
Alexander starał się nie wzbudzać niczyich podejrzeń, kiedy jak gdyby nigdy nic wyprowadzał pacjenta z oddziału zamkniętego. Udał się z nim prosto na klatkę schodową, powtarzając sobie w myślach to, że dzięki temu zyska odrobinę czasu na przygotowanie sobie tego, co powie Archibaldowi kiedy stanie już z kuzynem twarzą w twarz.
Przypadki bowiem zwykły chodzić po ludziach wtedy, kiedy najmniej się ich spodziewali. Tak samo Alexander nie spodziewał się dzisiaj tego, że zostanie oderwany od swojej żmudnej, ale za to niezwykle spokojnej pracy przy segregowaniu dokumentów w kartotekach na trzecim piętrze szpitala świętego Munga. Od pracy oderwał go dźwięk zza ściany: cichy stukot szkła i szuranie, zupełnie jakby ktoś szukał czegoś w pracowni alchemicznej. Z początku Farley wzruszył na to ramionami - przywykł do tego, że alchemicy zwykli robić trochę hałasu przy pracy, dlatego też zawsze umieszczano ich w częściach szpitala graniczących z pomieszczeniami służbowymi: ot, żeby niepotrzebnie nie niepokoić pacjentów. Alexander schował nos z powrotem w kartotekach, garbiąc się nad stertami żółknących papierzysk. Musiało upłynąć kilka minut aby Farley przypomniał sobie, że przecież o tej godzinie alchemicy mieli przerwę. Pracownia powinna więc być pusta i pogrążona w idealnej ciszy.
Krzesło zaszurało, kiedy chłopak wstał z zajmowanego siedzenia. Zgasił świece i opuścił archiwum, zamykając za sobą drzwi i kierując długie kroki w stronę kantorka alchemików. Drzwi były uchylone, a hałasy dobrze słyszalne, jednak młody uzdrowiciel nie wpadł do pomieszczenia niczym garboróg do zagrody, zamiast tego delikatnie uchylając drzwi. A to co ujrzał wcale nie było jego upragnionym widokiem.
W ten właśnie sposób Alexander znalazł się na piętrze zatruć eliksiralnych, prowadząc pod ramię jednego z pacjentów magipsychiatrii i bardzo intensywnie wypatrując w tym samym czasie rudej czupryny lorda Prewetta. Kiedy tylko kątem oka dostrzegł kuzyna, przyspieszył kroku.
- Archibald! - powiedział, zachodząc kuzyna od tyłu i bezpardonowo łapiąc go pod ramię. Wciągnął Prewetta do jego gabinetu, zamykając za nimi drzwi. - Potrzebuję pomocy - nerwowy uśmiech na twarzy Alexa wyrażał więcej, niż tysiąc słów. - W zamian pomogę ci z czymkolwiek tylko będziesz chciał, ale... - kontynuował, po czym jednym ruchem ściągnął prowizoryczny kaptur z prześcieradła z głowy prowadzonego przez siebie pacjenta. - Pan Gibbs urządził sobie małą biesiadę w pracowni alchemicznej na naszym piętrze - wyjaśnił w chwili, kiedy światło dzienne ujrzała skóra rzeczonego czarodzieja. Pan Gibbs był cały niebieski i wydawał się w ogóle nie kontaktować z otaczającą go rzeczywistością. Alexander wyciągnął bowiem rękę i pomachał nią przed twarzą biedaka, na co ten w ogóle nie reagował.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz - Page 3 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Korytarz [odnośnik]03.10.19 23:49
To był spokojny dzień. Nie trafił się żaden wymagający pacjent, co Archibald uznał za doskonałą okazję do nauki zielarstwa. Ostatnio coraz bardziej skupiał się na podnoszeniu swoich kompetencji z tej dziedziny, co wcale nie było takie łatwe, bo zielarstwo było dziedziną niezwykle rozległą. Dlatego większość poranka przesiedział w swoim gabinecie z nosem w książce, czytając najnowsze artykuły na temat wykorzystania korzeni mandragory w leczeniu wysypek. Nie sądził, że taki temat może się okazać fascynujący, a naprawdę nie mógł się od niego oderwać. Dopiero wezwanie od innego uzdrowiciela zmusiło go do wyrwania się z rozmyślań, więc niechętnie odłożył materiały na bok i udał się na konsultację. Niestety również nie okazała się szczególnie interesująca, a uzdrowiciel musiał być ślepy, skoro chciał z nim konsultować tak oczywiste objawy. Tak więc wyszedł stamtąd trochę niezadowolony na korytarz z zamiarem powrotu do przerwanej lektury, kiedy nagle ktoś go złapał za ramię. Podskoczył, nie spodziewając się takiego ataku. - Z czymkolwiek? - Powtórzył zaskoczony, szybko rozpoznając w nienaturalnie wysokim i chudym chłopaku swojego kuzyna. Takie deklaracje mogły oznaczać tylko jedno – kłopoty. Czuł się zdezorientowany, dlatego nie od razu zauważył pacjenta owiniętego w prześcieradło. Ale kiedy już to zobaczył, otworzył usta zszokowany, już chcąc wygłosić Aleksandrowi wykład, że pacjentów należy traktować z szacunkiem, a nie jak jakieś spłoszone zwierzęta! Wreszcie znaleźli się w jego gabinecie, a Archibald spojrzał na Aleksandra tak jak... cóż, tak jak patrzył dosyć często, kiedy wyczynia jakieś głupstwo. Jednak wystarczyło zdjęcie prześcieradła, by poleciał do drzwi i na wszelki wypadek zamknął je na klucz. - Co ty mu zrobiłeś? - Syknął, kierując nieprzytomnego pacjenta na kozetkę. Zaczął zaglądać mu do ust i uszu. - Panie Gibbs, słyszy mnie pan? - Zawołał, ale mężczyzna nie zareagował na jego głos. Archibald zapalił koniec różdżki, przyglądając się jego przygaszonym oczom. Wyglądał niepokojąco, nie tylko przez niebieski kolor skóry. - Wygląda jakby wypił... wszystko! - Załamał ręce, bo już nic innego mu nie pozostało. - Tak pilnujesz swoich pacjentów? W takim razie niedługo któryś wyskoczy ci z okna - skrytykował swojego kuzyna, może niepotrzebnie, ale był zbyt zdenerwowany, żeby powstrzymać te słowa. Złapał pana Gibbsa za ręce, sprawdzając jak dokładnie wygląda jego skóra i czy przypadkiem nie jest zbyt chropowata. Jeszcze nigdy się nie spotkał z tak kolorowym pacjentem, więc nie do końca wiedział od czego zacząć. Niemniej każdy eliksir pozostawiał po sobie mniej lub bardziej widoczny ślad, tak więc Archibald był przekonany, że w końcu go znajdzie. - Usiądź i nie przeszkadzaj - rzucił do Aleksandra, wskazując mu fotel przy biurku, na którym wciąż leżały nieposprzątane materiały na temat zielarstwa, podczas gdy sam kontynuował badanie Gibbsa.


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Korytarz [odnośnik]06.10.19 1:08
Alexander nerwowo podgryzał wargę, kiedy Archibald egzaminował pana Gibbsa. Stresował się, nawet pomimo tego, że tak właściwie to nie był jego pacjent. Aexander nie robił dziś obchodów, nie należało do jego zadań pilnowanie pacjentów - on miał dziś zająć się dokumentacją, został oddelegowany do tego z samego rana i miał nie skończyć aż do przerwy obiadowej, Dopiero wtedy powinien przejąć pałeczkę po schodzącym z dyżuru Johnsonie i faktycznie zacząć nadzorować ich pensjonariuszy.
Los niestety chciał inaczej i to właśnie Alexander wpadł na pana Gibbsa. A jeżeli już go znalazł to niewątpliwie wina zostałaby zrzucona na niego - ostatnio coraz częściej zdarzały się sytuacje, kiedy inni uzdrowiciele przerzucali odpowiedzialność na mungowskich pracowników o gorszym statusie krwi. A były Selwyn ze swoją łatką zdrajcy niewątpliwie kwalifikował się do tej mniej uprzywilejowanej grupy magomedyków pracujących aktualnie w szpitalu. Archibald był więc najlepszą, a zarazem jedyną tak właściwie deską ratunku. Oczywiście, była jeszcze Ida - o której ledwie myśl przynosiła Alexowi otuchę, kojąc jego rozedrgane nerwy - jednak do tego zadania niewątpliwie lepiej kwalifikował się lord nestor toksykolog.
Wyjątkowo aspirujący magipsychiatra nie oponował i nie próbował pyskować Fluviusowi, pozwalając mu pracować w spokoju. Drepcząc nerwowo w miejscu, zapytał tylko:
- Masz pomysł, jak to odwrócić? - rzucił, po czym posłusznie usiadł na fotelu za biurkiem i z nie słabnącym zdenerwowaniem śledził każdy, nawet najdrobniejszy ruch kuzyna. Napięcie na twarzy Prewetta tylko potęgowało w Farleyu poczucie, że cała ta historia może skończyć się wybitnie źle. To uczucie pozwoliło mu wytrzymać niewiele więcej ponad minutę. I może to, że przypomniał sobie o czymś.
- Zabrałem ze sobą fiolki, które opróżnił - wypalił, zrywając się z miejsca i zaczynając grzebać w przepastnych kieszeniach swojej uzdrowicielskiej szaty o barwie limonki. Zaraz na biurku Prewetta znalazło się kilkanaście szklanych pojemniczków - część była opisana, kilka z nich miało jednak zamazane etykiety. Alexander wziął jedną z tych fiolek i rzucił okiem. Na ściankach wciąż pozostały resztki eliksiru w niezwykle charakterystycznej barwie.
- W tej był eliksir brzemienności - oznajmił, jednak w jego głosie próżno było doszukiwać się czegoś innego niż nie do końca ukrywanego stresu.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz - Page 3 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Korytarz [odnośnik]06.11.19 1:18
To był spokojny dzień dopóty, dopóki nie pojawił się Alexander wraz ze swoim pacjentem. Sam wygląd pana Gibbsa wzbudzał niepokój, lecz to jego zachowanie wzbudzało w Archibaldzie najwięcej podejrzeń. Utrata kontaktu z otoczeniem była jasnym sygnałem powagi sytuacji, ale nie z takimi Archibald sobie już radził, więc wierzył, że i tym razem uda mu się rozwikłać zagadkę. Nie pierwszy raz przychodzi do niego pacjent, który nie wie czym się zatruł (w zasadzie tacy pojawiają się w jego gabinecie najczęściej), ale chyba pierwszy raz przychodzi ktoś, kto miał możliwość wypicia tak wielu eliksirów na raz. W warunkach domowych pula odpowiedzi była ograniczona – w przypadku szpitalnego zaplecza pan Gibbs mógł zatruć się absolutnie wszystkim, Archibald nawet nie chciał myśleć, co takiego mogą trzymać w swoich zborach magipsychiatrzy. Nie pozostało mu nic innego jak cierpliwie (i sprawnie zarazem) zbadać swojego pacjenta, zaczynając od gardła i uszu, a na spodzie stopy kończąc. Dzięki temu zauważył więcej objawów, które pojedynczo przywodziły mu na myśl parę rozwiązań, jednak razem wciąż nie łączyły się w żadną logiczną całość. - Powiększone węzły chłonne, błony między palcami u stóp... - mówił bardziej do siebie niż do Aleksandra, w zasadzie na chwilę zapominając, że siedzi obok. Dopiero wzmianka o fiolkach wybudziła Archibalda z uzdrowicielskiego transu, więc przeniósł na niego wzrok. A w zasadzie na biurko, na którym pojawiło się kilkanaście pustych buteleczek. Kilkanaście. Archibald załamałby ręce, ale nie miał na to czasu, bo sytuacja prezentowała się niezwykle poważnie. - A w dziesięciu pozostałych? - Zapytał wyraźnie zdenerwowany na swojego kuzyna, chociaż teraz nie pozostało mu nic innego jak po prostu zmierzyć się z tym trudnym zadaniem, czasu niestety nie cofnie. - Przeczytaj etykiety - zażądał, ponownie kładąc pana Gibbsa na kozetce, bo o dziwo próbował się podnieść, co w zasadzie trochę uspokoiło Archibalda. Przynajmniej okazywał jakieś funkcje życiowe. Zaczął badać mu brzuch, szukając urazów wewnętrznych, które mogły zostać spowodowane którymś z eliksirów – przede wszystkim eliksirem brzemienności, który mógł się okazać naprawdę szkodliwy nawet dla mężczyzny. - Jak to się w ogóle stało. Nie zamykacie zaplecza? Kto jak kto, ale wy chyba powinniście o tym pamiętać - narzekał dalej, ale przecież nie mogą się tutaj wyprawiać takie cyrki! Brzuch pana Gibbsa był niepokojąco twardy, Archibald obstawiał problemy z wątrobą, a to mogło być spowodowane przeterminowaną mieszanką antydpresyjną. - Jest tam mieszanka antydepresyjna? - Musiał się upewnić, żeby przypadkiem jeszcze bardziej nie zaszkodzić pacjentowi, bo choć jego stan był zły, to zawsze mógł być jeszcze gorszy.


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Korytarz [odnośnik]12.11.19 13:09
Alexander z nerwami jak postronki zerkał na Archibalda i słuchał kolejnych zaobserwowanych przez kuzyna symptomów, marząc o tym, aby z ust Prewetta ostatecznie padła zdecydowana diagnoza. Zamiast tego padały tylko zdecydowane pytania i jeszcze bardziej zdecydowane polecenia, od których Alexander miał wrażenie, że zaraz zacznie sobie rwać włosy z głowy.
- Archibaldzie, ja nie mam pojęcia, jak to się stało - odpowiedział młodszy z uzdrowicieli, a w jego głosie było słychać wyraźną panikę przemieszaną ze złością. - Za zamykanie składzika alchemicznego odpowiada alchemik albo ktokolwiek, kto do niego wchodzi, a jedyne miejsce, w które ja dziś wszedłem było archiwum - wycedził, bardzo starając się nie być wściekłym. Nie chciał kłócić się z Archibaldem, ale nie potrafił znieść tego, że wina była zrzucana na niego. - Jedyne czym zawiniłem to to, że jestem zdrajcą Archibaldzie i jeżeli ktoś zobaczyłby, że to akurat ja go znalazłem to wszystko byłoby moją winą! - podniósł głos, a ręce zaczęły mu drżeć. Z impetem odstawił trzymaną właśnie fiolkę na blat, a szklany stukot poniósł się po nagle cichym gabinecie. Chłopak potrzebował kilku oddechów, żeby powstrzymać rozszalałe myśli i odetchnąć ciężko. - Przepraszam - powiedział, wracając do przeglądania etykiet. Poszedł ze swoim problemem do Archibalda z dwóch względów: pierwszym był fakt, że Prewett pracował w zawodzie długo i był świetny w swoim fachu. Drugim było właśnie to, że idąc do niego Alex miał pewność, że Arch nie doniesie na Farleya. Odkąd stracił status szlachcica jego pozycja w szpitalu zaczęła się chwiać, jako że dyrektor Munga nie krył się ze swoimi konserwatywnymi poglądami. Sprawiało to, że praca Lexa stała się odrobinę bardziej stresująca w chwilach, kiedy sytuacja stawała się krytyczna. Jakikolwiek błąd, który zostałby bez problemu wybaczony szlachcicowi u pracownika gorszego statusu krwi mógł prowadzić do ogromnych i nieprzyjemnych konsekwencji, co dopiero zaś u zdrajcy krwi. - Nie ma mieszanki antydepresyjnej, ale jest pięć fiolek po eliksirze uspokajającym, dwie po eliksirze na kaszel, wspomniany jeden brzemienności, dwie fiolki po eliksirze natychmiastowej jasności i dwie po nalewce ciemiernikowej - Alexander wymienił po kolei, głosem dość zrezygnowanym i wypranym z emocji, bowiem w głowie miał już czarne i bardzo dokładne wizje tego, jak traci pracę.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz - Page 3 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Korytarz [odnośnik]18.11.19 23:45
Puszczał tłumaczenia Aleksandra mimo uszu, w pełni skupiając się na badaniu symptomów pacjenta. Niestety miał ich mnóstwo, w dodatku nie łączyły się w żadną logiczną całość. Od razu było widać, że miał dostęp do wielu różnych eliksirów – zatrucie jednym miało zdecydowanie inny przebieg. Archibalda pocieszał jednak fakt, że pacjent zdawał się normalnie funkcjonować. Nie pluł krwią, nie zwymiotował, nie zemdlał, cały czas płynnie oddychał. Wszystko wskazywało na to, że mężczyzna miał szczęście w nieszczęściu i nie trafił na żadne z poważniejszych lekarstw. - Silne środki trzymacie w innym miejscu, prawda? - Upewnił się, spoglądając na kuzyna, bo w zasadzie po dzisiejszych rewelacjach już niczego nie mógł być pewny. Na jego oddziale każde silniejsze antidotum znajdowało się w specjalnie przeznaczonym do tego pudełku, a nie na zwykłej półce obok eliksiru na katar. Tego wymagała Magiczna Komisja Sanitarna oraz dyrektor szpitala, który był jaki był, ale przynajmniej nie odkładał w kąt potrzebnych procedur. - Alex, przestań - upomniał go, nie chcąc dalej słuchać jego wyjaśnień, a już szczególnie kiedy w pomieszczeniu rozbrzmiało słowo zdrajca. To nie był odpowiedni moment na tę rozmowę ani na użalanie się nad sobą; nie w momencie, w którym cierpiał ich pacjent. Niestety właśnie tak wyglądała ich praca – musieli nauczyć się odkładać emocje i sprawy osobiste na bok na tak długo jak było to potrzebne. Archibald też nie raz miał już dość. - Pięć fiolek po eliksirze uspokajającym... To by tłumaczyło dlaczego jest taki ospały i nie reaguje na otoczenie - stwierdził, podchodząc do swojej magicznej szafki pełnej fiolek o różnych kształtach i kolorach. Wziął jedną z nich, niedużą, z gęstym płynem w środku. - W tej sytuacji antidotum może zniwelować skutki jednego zatrucia i wzmocnić drugiego, ale nie mamy innego wyjścia - westchnął, pozwalając sobie na krótki wykład. Nie mógł się przed nimi powstrzymać w towarzystwie młodszych uzdrowicieli, lubił dzielić się swoją wiedzą. - Podaj mi jeszcze Volubilis, powinien być na dolnej półce - poprosił, próbując podać pacjentowi pierwsze lekarstwo, co teoretycznie nie było proste, ale Archibald nabrał wprawy we wciskaniu ludziom rzeczy do picia w przeciągu dekady pracy w szpitalu i sześciu lat posiadania dzieci. - Nalewkę ciemiernikową robi się z płatków, korzeń zawarty w Volubilis powinien zniwelować jej działanie - mruknął nie wiadomo czy do Aleksandra czy do samego siebie. - I znajdź sok z dyni, też tam powinien być - dodał już spokojniej, zauważając u pacjenta delikatne zmiany na lepsze.


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Korytarz [odnośnik]19.11.19 8:55
Alexander skinął odruchowo głową, jednak zajęty oględzinami pacjenta Archibald raczej tego nie widział.
- Tak, zgadza się - potwierdził więc słowa kuzyna werbalnie, dalej przekopując się przez fiolki. Prewett jednak miał rację, znów, zwracając Alexowi uwagę na to, że nie był to czas ani miejsce na podobne dywagacje, czyja wina była bądź nie: mieli przed sobą najprawdopodobniej cierpiącego człowieka, któremu powinni byli pomóc jak najszybciej. Farley wziął więc jeszcze jeden głęboki oddech, wyobrażając sobie, że przełącza w swojej głowie pstryczek, niczym mugolski wynalazek służący do włączania i wyłączania światła. Zepchnął natrętne myśli gdzieś dalej w umysł, poświęcając się już tylko i wyłącznie swojej pracy. Uważnie słuchał słów starszego uzdrowiciela, bo chociaż dziedzina zatruć eliksiralnych zdecydowanie nie była mu bliska to zawsze warto było coś więcej z niej wiedzieć - na wypadek przypadków właśnie takich. Alexander bez chwili zwłoki sięgnął ku półkom, prędko odnajdując wzrokiem fiolkę, o której mówił Archibald. Alexander podał mu ją, starając się nadążyć za tokiem myślenia kuzyna i podążyć tym analitycznym ciągiem przyczyn, skutków i oczekiwań.
- Jeżeli założyć, że taka dawka eliksiru uspokajającego może działać tak silnie jak Wywar Żywej Śmierci - zaczął, niezbyt głośno co prawda, bo wciąż nie czuł się osobą mogącą w jakikolwiek sposób zaskoczyć Prewetta w jego specjalizacji - to czy eliksir przebudzenia nie byłby dobrą alternatywą? - zapytał bardziej niż stwierdził, jednak zaraz coś go ugryzło, jedna myśl, która mogła całe to myślenie zniweczyć. - Chyba, że nie powinniśmy zwiększać dawki piołunu z eliksiru brzemienności. Tyle, że bezoar z antidotum powinien nas przed tym uchronić - Alexander zaryzykował wysunięcie takiego pomysłu, jednak w kwestiach zatruć o wiele, wiele bardziej ufał nieporównywalnie bardziej doświadczonemu w tej kwestii Archibaldowi. Tajemnicą nie było, że Farley za eliksirami ni przepadał szczególnie, jednak jako, że musiał się na nich znać to się znał, co okupione zostało oczywiście wieloma długimi godzinami spędzonymi nad magicznymi księgami traktującymi o alchemii.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz - Page 3 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Korytarz [odnośnik]29.12.19 23:25
Wystarczyła chwila, by po podaniu pierwszego antidotum skóra pacjenta nabrała bardziej naturalnych kolorów. Archibald przyjął ten fakt z ulgą, bo po takiej mieszance wypitych eliksirów ciężko było dojść do tego jak zniwelować ich działanie. Jeszcze raz zmierzył mężczyźnie temperaturę i ciśnienie, osłuchał, obejrzał gardło. Na języku cały czas było widać niebieskie plamki.
- Wreszcie zaczynasz rozumieć o co w tym chodzi - ucieszył się, kiedy Aleksander zaczął zastanawiać się nad rozwiązaniem zagadki jaką niezaprzeczalnie był żołądek ich pacjenta. - Teoretycznie podanie eliksiru przebudzenia jest ryzykowne, bo to silne antidotum, ale w tym wypadku powinno pomóc - stwierdził, znowu podchodząc do regału zapełnionego fiolkami każdego kształtu i koloru. Wziął jedną z nich, ale obszedł się z nią o wiele spokojniej niż z pozostałymi. Wziął niedużą pipetę i wyciągnął nią dosłownie kroplę eliksiru. - Tyle powinno starczyć. Wypił dużo eliksiru uspokajającego, ale to wciąż tylko eliksir uspokajający - wytłumaczył, otwierając pacjentowi usta, bo wciąż był zbyt ospały, żeby zrobić cokolwiek samemu. Upewnił się, że ta kropla antidotum faktycznie została połknięta i zerknął na ścienny zegar, odliczając czas. Pacjent powinien się za chwilę przebudzić. - Piołun nie jest aż tak szkodliwy, na razie nie musimy się nim przejmować. Bezoar podamy na samym końcu - postanowił, spoglądając na Aleksandra. Może niepotrzebnie się na niego uniósł, przecież sam też popełniał błędy. Zachował się całkiem przytomnie, od razu przyprowadzając mężczyznę na to piętro. Mimo wszystko nie podzielił się swoimi myślami z Aleksandrem, czując jak pacjent za jego plecami zaczyna się wiercić. - O, antidotum podziałało! - Aż klasnął w dłonie, przyglądając się mężczyźnie, ale od razu było widać, że tak naprawdę jego miejsce znajduje się na piętrze Aleksandra. - Dzień dobry. Znajduje się pan chwilowo na czwartym piętrze, ale zaraz pan wróci do siebie. Podamy jeszcze tylko dwa antidota i będzie pan się czuł jak nowo narodzony! - Powiedział szybko, wciskając mu do gardła jeszcze antidotum na podstawowe i niepowszechne trucizny. Z zadowoleniem stwierdził, że niebieskie plamy na języku zaczęły pomału znikać. - Podaj mu jeszcze bezoar jak wrócicie do siebie. Obserwuj go, gdyby coś cię zaniepokoiło, daj mi znać - klepnął kuzyna po ramieniu i ciężko opadł na fotel za biurkiem. - Gdzie ten mój sok z dyni? - Mruknął pod nosem, bo Aleksander jednak mu go nie podał, a czuł silną potrzebę wypicia jednej szklanki. - Wpadniesz do nas na obiad w weekend? - Zauważył, że częściej go zapraszał do Weymouth odkąd wydarzyło się to co się wydarzyło, ale chciał mieć pewność, że wszystko u niego w porządku.


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Korytarz [odnośnik]25.01.20 0:01
Alexander – pomimo zdecydowanego posiadania umiejętności do wysławiania się – nie był w stanie wyrazić ulgi, która ogarnęła go, gdy skóra pana Gibbsa wróciła do normalnego koloru. Przez krótką chwilę miał wrażenie, że wszystko skończy się dobrze; naturalnie, nie wątpił w umiejętności Archibalda, jednak bardzo mocno kwestionował swoje własne szczęście. Na pochwałę (bo wydawało mu się, że właśnie to usłyszał), która padła z ust kuzyna odpowiedział jednak bardzo bladym uśmiechem. Nie był uzdolniony w dziedzinie zatruć eliksiralnych, lecz wciąż posiadał dość wiedzy uzdrowicielskiej i intelektu aby dodać ze sobą dwa do dwóch w dość prostych problemach. Zacisnął wargi i skinął głową, po czym obserwował jak z szafki z medykamentami Prewett wydobywa kolejną fiolkę. Z pełzającym pod skórą zdenerwowaniem obserwował, jak czarodziej odmierza naprawdę niewielką ilość eliksiru i wpuszcza go w gardło wciąż nie kontaktującego pacjenta. Kolejne chwile, których upływ anonsowało tykanie wskazówek zegara Alexander spędził nerwowo przygryzając język. Milczał, pozwalając mówić specjaliście, w niemym zdenerwowaniu potakując głową. Nie chciał za bardzo się odzywać, wciąż czując się po prostu paskudnie, zjadany przez huczące w nim nerwy i czarne wizje tego, jak ta eliksiralna odyseja pana Gibbsa się dla niego skończy. Wstrzymał oddech, kiedy do tej pory zupełnie nieświadomy swojego otoczenia człowiek zaczął przejawiać pierwsze oznaki jakiegokolwiek rozeznania w sytuacji. Selwyn wypuścił nosem powietrze, dopiero teraz orientując się, że wstrzymywał oddech. W kilku długich krokach przeszedł przez gabinet, stając nieopodal stóp kozetki, na której znajdował się Gibbs. Alexander słuchał jak Prewett tłumaczy mu pobieżnie zawiłości jego sytuacji, a następnie jak jemu samemu wydaje ostatnie polecenia.
Oczywiście. Ja... dziękuję, nie wiem co bym bez ciebie zrobił – powiedział młody Gwardzista z dużą jak na jego wiek ilością powagi. Zaczął zbierać pacjenta z gabinetu, kiedy kolejne pytanie Archibalda zatrzymało go w pól ruchu. Alex spojrzał przez ramię na kuzyna, a po samym wyrazie twarzy krewniaka lord nestor mógł dostać swoją odpowiedź.
Zastanowię się nad tym i dam ci znać – odpowiedział jednak, nie odmawiając od razu. Wątpił, żeby miał przyjąć zaproszenie. Powoli zaczynał się dusić w Dorset: gruba warstwa niedopowiedzeń wiszących w powietrzu naciskała na niego, wyrywając kolejne ostrożne tchnienia wolności z jego piersi.
Pożegnawszy Archibalda wydziedziczony arystokrata opuścił gabinet, z Gibbsem pod ramię kierując swoje kroki na trzecie piętro.

| zt


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz - Page 3 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Korytarz [odnośnik]23.02.20 1:13
Zdenerwowanie pomału opuszczało ciało Archibalda, który zaczął doceniać ten niecodzienny przypadek. Czarodzieje rzadko pili co popadnie w takich ilościach jak pan Gibbs, a więc była to wyjątkowa okazja, żeby nauczyć się czegoś nowego i przećwiczyć posiadane umiejętności. Kiedy tylko usiadł za biurkiem, Archibald wyciągnął z szuflady pokaźny notes, w którym zaczął zapisywać wszystkie oznaki otruć i antidota, które na nie zadziałały. Z tego mogło wyjść coś naprawdę ciekawego. - Jakoś byś sobie poradził - odparł, zerkając na niego znad notatnika. Nie mógł się z nim nie zgodzić co do jego wątpliwej wiedzy z zakresu eliksirów, ale był sprytny i potrafił sobie radzić w kryzysowych sytuacjach – te cechy często bywały ważniejsze od wykutych formułek.
Jego odpowiedź była jednoznaczna, choć miała sprawiać inne wrażenie. Archibald nie zamierzał teraz drążyć tego tematu, więc jedynie kiwnął głową, niechętnie kontynuując tę farsę. Nie do końca podobała mu się ta zmiana, którą zauważał w Aleksandrze. Martwił się o niego, szczególnie po swojej niezapowiedzianej wizycie w Kurniku. Będzie musiał zaplanować jakąś zasadzkę, która zmusi go do przyjścia do Weymouh – sądził, że Lorraine może sobie dać z nim radę. A jeżeli nie, zawsze pozostawała Miriam. Na jej list na pewno nie zostanie obojętny, wszyscy za bardzo kochali się w tym dziecku. Odprowadził go wzrokiem, a kiedy znowu znalazł się w gabinecie sam, kontynuował swoje zapiski. Niebieskie plamy, przedziwnie wyglądająca wysypka, charakterystyczne zmiany na języku. Jego praca przypominała pracę detektywa, a te ślady po truciznach były jak poszlaki na miejscu zbrodni. Wystarczyło połączyć je w logiczną całość, by dowiedzieć się co komu dolega. Tak się zaangażował w rozrysowywanie tych wszystkich zależności, że zapomniał o pacjentach, którzy czekali za ścianą na wizytę. Dopiero nieśmiałe pukanie do drzwi wyrwało go z przemyśleń, dlatego niechętnie schował swój notatnik z powrotem do szuflady i przywitał następnego pacjenta. Żółte przebarwienia na policzkach, czyżby to była stara trucizna na szkodniki ogrodowe? Zaraz się okaże.

zt


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Korytarz
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach