Wydarzenia


Ekipa forum
Sala główna
AutorWiadomość
Sala główna [odnośnik]02.04.15 22:35
First topic message reminder :

Sala główna

★★
Wnętrze "Białej Wiwerny" nie odbiega od wyglądu przeciętnej, niezbyt szanowanej knajpy. Sala główna, która znajduje się na parterze kamienicy, na pierwszy rzut oka wydaje się niezbyt pokaźna, lecz to tylko złudzenie - po przekroczeniu progu widać jedynie jej niewielką część, tę, w której znajdują się dobrze zaopatrzony bar oraz schody prowadzące na piętro. Odnogi izby prowadzą do kilku odrębnych skupisk stolików, gdzie można w spokoju przeprowadzać niezbyt legalne interesy czy rozmawiać w kameralnej, prywatnej atmosferze. Cały lokal oświetlany jest światłem licznych magicznych świec, zaś podniszczone blaty są regularnie czyszczone przez kilka zatrudnionych tam dziewczyn, toteż "Biała Wywerna" nie odstrasza potencjalnych klientów swym stanem, a przynajmniej nie wszystkich.

Możliwość gry w kościanego pokera
[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala główna - Page 31 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala główna [odnośnik]22.04.20 20:48
Ciemne tęczówki przesuwały się po wnętrzu zapamiętując każdy szczegół, który mógł się wydawać istotny. Wiedziała, że będzie musiała wejść tutaj więcej niż raz, żeby bez wzbudzania podejrzeń sprawdzić więcej niż jedno pomieszczenie. Na razie jednak znajdowała się w tym. Sącząc piwo, które jej zdaniem, mogło smakować lepiej. Nie mówiła nic jednak. Bo też nie miała do kogo. Odchylała się swobodnie na krześle. Ciemna bluzka kończyła się na nadgarstkach zasłaniając blizny. Zadbała o to, by nie miała też dekoltu mogącego ukazywać obojczyki wiedząc, że i na jednym z nich znajdowała się blizna. Była przygotowana odpowiednio. I jak sądziła dobrze. Całkiem inna mowa ciała - choć oduczenie się już wpojonych gestów i ruchów nie należało do łatwych. Ubrania, które zabrała z pokoju Daisy. Nowe perfumy, a nawet mydło, którego używała gdy myła się nim zmieniała sylwetkę by wejść na Nokturn. Musiała uważać, bo doskonale wiedziała, że wydać mógł ją najdrobniejszy szczegół. W pewnym momencie jej wzrok przyciągnął cień, a gdy ciemne spojrzenie uniosło się, rozpoznała w nim znajomą sylwetkę. Powstrzymała reakcję, zawieszając na nim wzrok. Ich spojrzenia skrzyżowały się, choć jedynie na chwilę. Chwilę w której dostrzegła szansę. Sięgnęła po nią, ciekawa, jak rozwinie się dalej sytuacja. Adrenalina zaczęła powoli ulatniać się w krwioobiegu. W pierwszej chwili sądziła, że po jej krótkich słowach i równie krótkiej odpowiedzi po prostu pójdzie dalej. Liczyła się z tym, jednocześnie nawet w tym wybiegu widząc kolejną szansą. Od samego początku zdawała sobie sprawę, że to, co układa się w jej głowie, to działanie zakrojone na dłużej. Ale ona była cierpliwa i potrafiła czekać. Tak samo, jak powoli dążyć do postawionego przed sobą celu. Kiedy się odwrócił nie cofnęła ciała pozostając w tej samej pozycji, odkładając na stół uniesiony chwilę wcześniej kufel. Wyraz twarzy nie zmienił się, kiedy jego dłonie oparły się na blat. Wysłuchała kolejno padających słów.
- Kpina, jakże oryginalnie. - odpowiedziała melodyjnym głosem śladem mężczyzny unosząc wymownie brew ku górze. Bezwstydnie, zaczepnie, kopiując gest, którym on sam właśnie ją poczęstował. Ciemne tęczówki zawiesiły się na jego twarzy, kiedy ona sama unosiła nieśpiesznie kufel piwa by upić z niego trochę napoju. Ten po krótkiej chwili uderzył o drewniany stolik, a ona ściągnęła z niego dłoń. - Cóż, możesz zawsze się przedstawić. Wtedy trafisz do kategorii “mniej obcy”. - zaproponowała usłużnie, nie spuszczając z niego spojrzenia oczu o egzotycznym kształcie. Nie bała się skrzyżować z nim wzrok. Choć nie miał o tym pojęcia, zdążyła poznać go już całkiem dobrze, mimo że było to lata temu. Zmienił się bardzo, czy pozostał taki sam? Na razie nie wiedziała, wszystko miało okazać się z czasem. Leniwie dźwignęła kącik ust ku górze. Niezainteresowany, a jednak zatrzymał się, by rzucić swoje kilka groszy. Tęczówki rzucały wyzwanie, czekając, czy je podejmie.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Sala główna - Page 31 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Sala główna [odnośnik]29.04.20 20:13
Nie zamierzał zatrzymywać się w Białej Wywernie na dłużej, jednak dziewczyna – świadomie tudzież mniej – zmusiła go do nagłej zmiany planów. Być może i wypowiedziane wcześniej słowa nie padły bezpośrednio do niego, lecz w zasięgu wzroku szatyna nie pojawił się żaden inny możliwy adresat, zatem sprawa wydawała się jasna. Nawet nie przyszłoby mu do głowy, że za maską odważnej, acz nierozważnej kobiety kryła się jego stara przyjaciółka, która postanowiła wybrać się na małą wycieczkę w tylko sobie znanym celu. Tonks od zawsze lubiła misje niemożliwe, ryzykowała wiele stawiając wszystko na jedną kartę, ale czy i tym razem wszystko ujdzie jej na sucho? Tylko czas mógł to pokazać, bo choć stąpanie po grząskim gruncie nie zawsze równało się z paskudnym ugrzęźnięciem, to już wykrycie spisku w podobnym miejscu nie znało pojęcia litości.
Wpatrując się wprost w jej oczy uniósł nieznacznie brew, a jego wargi wygięły się w charakterystycznym uśmieszku. -Pojęcie oryginalności jest dość szerokie.- skwitował doskonale wiedząc, co miała na myśli. Była naiwna jeśli sądziła, że w tych rejonach znajdzie miłego gościa, z którym przyjdzie jej wypić kufel piwa w aurze przepełnionej radosnym śmiechem i komplementami. Śmiertelny Nokturn skrywał w sobie ludzi pozbawionych uprzejmości, nieznających zasad savoir vivre i niewykazujących podstawowych elementów kultury osobistej, która była im obca tudzież została kompletnie zlekceważona. Tymi ulicami rządził strach, głośny rechot pijanych rzezimieszków i widok natarczywych dziwek, u których jedna noc kosztuje tyle samo, co mieszane z obszczaną trawą diable ziele. Z dwojga złego nie trafiła nader źle – Drew nie był skłonny atakować każdej napotkanej panny, czy irytującego gościa, więc istniała duża szansa, iż wyjdzie z tego wieczora cała i zdrowa.
-Lubię być obcy.- uniósł kącik ust nie odpuszczając sobie kpiny, po czym opadł na ławę po drugiej stronie stołu i zerknął w kierunku barmana. Skinieniem głowy dał mu do zrozumienia, iż chce jeszcze jedną szklaneczkę wypełnioną bursztynowym płynem. -Jeśli zamierzasz się uzewnętrzniać nie krępuj się. Możesz mi przedstawić się w pełnej kraksie.- dodał powracając do niej swym spojrzeniem. Zupełnie nie interesowało go jej imię, nazwisko, matka czy rozmiar buta, ale jeśli miała potrzebę mu o tym opowiedzieć nie widział większych przeciwwskazań. Właściwie nawet nie wiedział dlaczego zdecydował się spocząć i wypić jeszcze jedną dawkę trunku – być może nie spieszyło mu się do domu, aż tak bardzo? -Nie widziałem Cię tu wcześniej.- rzucił zgodnie z prawdą. W ostatnim czasie ludzi ubywało na ulicach, brakowało wcześniej spotykanych twarzy, a każda nowa była istną rzadkością. Czyżby ściągnął ją do miasta otwarty, antymugolski ruch?




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Sala główna [odnośnik]04.05.20 2:13
Biała Wywerna była miejscem o którym wcześniej jedynie słyszała, nic ponad to. Mogła tylko wyobrażać sobie jak wygląda, albo kto do niej chadza po tym, co wiedziała o Nokturnie, ale nijak się to miało z tym, jak wyglądało wszystko w rzeczywistości. Zamierzała zostać tu trochę. Może spróbować znaleźć dla siebie zajęcie, albo nawiązać nowe znajomości nie sądząc, że jej los zetknie się tutaj właśnie z Macnairem. Spojrzenie, które na niej zawisło, choć krótkie, mogło zostać wykorzystane i właśnie to zamierzała zrobić. Po to tutaj weszła, tego właśnie chciała. Dlatego nie zastanawiała się długo wiedząc, ze chwila zawahania sprawi, że straci okazję.
- Może zechcesz więc mi je wyłożyć. - odcięła się, odchylając na krześle i zaplatając dłonie na piersi. Ciemne spojrzenie odważnie wisiało na mężczyźnie, którego - przecież - wiedziała po raz pierwszy w życiu. W tęczówkach odbijało się coś w rodzaju wyzwania, a może niemego pozwolenia na kontynuowanie rozmowy, ona sama jednak ubrała to w trochę inne słowa - dokładnie te, które padły z jej ust. Z każdym dniem, czuła się coraz swobodniej wchodząc w skórę Daisy, ale wiedziała też, że musiała się pilnować, trudno było nie otrzymywać podejrzliwych spojrzeń. Czy nie zyskać zainteresowania, na razie jednak wszystko układało się po jej myśli. Mimo wszystko, potrzebowała jednak pracy. Wniknięcia mocniej i bardziej w Nokturnowy świat, tak by stać się jego częścią. Jedna z ciemnych brwi powędrowała do góry, kiedy z ust Drew wypadło stwierdzenie. Wzrok przesunął się po uniesionym kąciku ust i powrócił wyżej do oczu, by skrzyżować z nim spojrzenie. Uniosła powoli kufel piwa z niemym zainteresowaniem obserwując, jak do jej stolika zostaje przyniesiona szklanka wypełniona alkoholem. Więc zamierzał zostać. Dobrze.
- Tak przy wszystkich? - zapytała leniwie dźwigając kącik ust ku górze z rozmyślną prowokacją które zatańczyła wokół warg. Przedstawianie się w pełnej krasie podciągając do tego, co powinno zostać jedynie sekretem sypialni i tych, którzy znajdowali się w niej. Odłożyła kufel na stół, opierając ciężar ciała o oparcie krzesła. Kolejne słowa sprawiły, że wydęła lekko usta.
- Cóż za spostrzegawczość. - zauważyła,  oplatając jedną z dłoni własny trunek. Przez krótką chwilę zdawać by się mogło, że nie powie nic więcej jednak zmieniła zdanie. - Dopiero niedawno wróciłam. - przyznała wypowiadając częściową prawdę. Właściwie była teraz Daisy, przynajmniej w tej chwili, ona, zgodnie z jej słowami dopiero wróciła. - Często tu bywasz? - zapytała gestem głowy informując, że chodzi jej o lokal w którym właśnie się znajdowali. Oddychała ze spokojem, tęczówki uważnie lustrowały siedzącego naprzeciw niej mężczyznę, a każdy z gestów odpowiednio przemyślany, jednak naturalny. Włożyła sporo czasu w tą kreację i na razie, zdawało się to zwyczajnie opłacać. Wszystko zależało jeszcze od przyszłości i jej kolejnych kroków. Na ten moment jednak, wykonywała jedynie małe, wiedziała, że najmniejszy błąd, może ją w tym wypadku słono kosztować.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Sala główna - Page 31 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Sala główna [odnośnik]10.05.20 23:46
Doskonale widział jak lustrowała go wzrokiem, by finalnie wbić spojrzenie w jego tęczówki bez większych skrupułów i oporów. Nie było to zjawiskiem popularnym w owym miejscu, bowiem ludzie zwykle unikali osób trzecich, a w szczególności tych wyglądających na pozornie niebezpiecznych. Właściwie Śmiertelny Nokturn był zamieszkały głównie przez bandytów i czarnoksiężników, dlatego omijało się ów dzielnicę szerokim łukiem, co akurat dla Drew było wyjątkowym plusem owej lokalizacji. Mógł w spokoju prowadzić swe interesy, załatwiać sprawy w lokalnych barach bez większego ryzyka, iż ktoś postanowił śledzić jego poczynania. Tutaj ściany nie miały ani uszu, ani oczu – wielu to doceniało.
Dziewczyna zaintrygowała go swą pewnością siebie i swego rodzaju otwartością. Wydedukował z jego zachowania dwie opcje – chciała się odnaleźć w nowym miejscu do czego potrzebni byli jej znajomi tudzież chciała sprzedać mu swe ciało za kilka knutów. Tego typu kobiet nie brakowało i choć szatyn nie tknąłby ich kijem, to mimo wszystko biznes jakoś się kręcił skoro każdego wieczora zasiadały na kolanach innego, ale równie pijanego, mężczyzny. Nie wyglądała na ladacznicę, ale świadomość, iż pozory nierzadko myliły sprawiła, że nie wykluczył tej możliwości od razu.
-Kiepski ze mnie mentor czy mówca.- rozpoczął, po czym chwycił przyniesione sekudnę wcześniej szkło i upił sporego łyka. -Generalnie coś co dla Ciebie może być oryginalne, dla mnie stanowi zwykłą tandetę i odwrotnie działa to identycznie tak samo.- dodał dość łopatologicznie, licząc że zrozumie. -Tak jest z wieloma aspektami. Ludzie myślą, że jedyną prawdą jest ich prawda, choć tak naprawdę jest ich tyle, ile głów. Nie mających własnego zdania tudzież zmieniających poglądy niczym chorągiew na wietrze łatwo przekonać do własnych racji, lecz tą wąską przeciwną grupę już nie. Powstaje konflikt interesów, twierdzeń i definicji.- zwieńczył wyjaśniając swój punkt widzenia. Nie było dobrego określenia na dobro, podobnie jak na zło – każdy patrzył na to inaczej lub zgodnie ze społecznie przyjętą eksplikacją.
-To propozycja?- zaśmiał się pod nosem, a jego wargi wygięły się w kpiącym wyrazie. Skoro przeszkadzały jej osoby przy innych stolikach to oznaczało, że otworzy się dopiero w samotności? Intersujące zagranie i był niezmiernie ciekaw odpowiedzi. Nawet na moment nie spuścił z niej wzroku – w końcu sama zaczęła tę małą „wojnę” na spojrzenia.
-Dalekie podróże?- spytał upijając trunku. -Przewija się tutaj wąska grupa ludzi, więc nietrudno zapamiętać ich twarze. Poza tym jak dobrze zauważyłaś jestem dość spostrzegawczy.- dodał zgodnie z prawdą. Oczy i intuicja rzadko go myliły, co wyszkolił podczas swoich wypraw. Wtem jeszcze nie wiedział jak przydatna to będzie umiejętność, bowiem nie tylko widział dużo poszlak, to i potrafił czytać z ludzkiej twarzy niczym z otwartej księgi. Ciężko było go oszukać i zaprowadzić na manowce – trzeba było być naprawdę wprawionym aktorem oraz kłamcą. -Wróciłaś jak w końcu Londyn zaczął wracać do normalności? To Cię skłoniło?- dopytał zastanawiając się, czy wieści ze stolicy rozniosły się równie szybko.
Pokiwał wolno głową nim udzielił odpowiedzi. Nie bywał w Białej Wywernie nader często z uwagi na posiadanie własnego lokalu, jednakże spotkania ugrupowania wciąż odbywały się jednej z sali, więc siłą rzeczy przynajmniej raz w miesiącu odwiedzał owe miejsce. -Rzadko. Głównie jak mam ochotę na lepszy trunek.- rzucił nie do końca zgodnie z prawdą. Faktycznie serwowane były tutaj zdecydowanie najlepsze alkohole na Nokturnie, lecz nie był to jedyny powód.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Sala główna [odnośnik]23.08.20 2:51
Za każdym razem czuła się coraz pewniej. Pewniej, kiedy wchodziła w skórę Daisy, kiedy po części stawała się nią. Była inna. W jakiś sposób wolna. Całkowicie nowa. Musiała nadrobić niektóre rzeczy, wiele poznać, odnaleźć siebie tutaj w tym miejscu. Nie zamierzała zrezygnować z możliwością, którą zdobyła ciężką pracą i miesiącami przygotowań. Nie mogła jej porzucić, nie mogła też pozwolić sobie na błąd. Do tego, nie miała żadnych złudzeń. Tutaj, żaden nie zostałby jej wybaczony. Ale przynajmniej częściowo wiedziała, wokół kogo powinna się zakręcić. Potrzebowała okazji, możliwości, tylko tyle. Albo aż. Siedziała w Białej Wywernie pewnie, wyglądając, jakby na kogoś czekała. Bo i tak poniekąd było. Kiedy dostrzegła Macnaira, zadziałała. Trochę instynktownie, odrobinę z rozmysłem. Brązowe tęczówki wpatrywały się z niego bez oporów. Wzruszyła niedbale na pierwsze padające stwierdzenie zaznaczając, że nie robi jej to różnicy. Mów, prosiło spojrzenie. Słuchała jego słów, wydymając odrobinę pełne usta. Nie przerywając nawet raz, kiedy mówił. Dłoń uniosła się, by ułożyć na blacie drewnianego stolika. Palce zaczęły rytmicznie o niego stukać, powolnie, jakby wraz z jego słowami nad czymś się zastanawiała. Jednocześnie nie spuszczając z niego spojrzenia.
- Co z uniwersalnymi prawda? One też są zależne od osoby? - zapytała przekrzywiając odrobinę głowę w zainteresowaniu, nie wypowiadając własnego poglądu, czy zdania. Daisy je też posiadała, swoje własne, ale nie dzieliła się nim aż tak łatwo. Właściwie większość odkrywała przecież na nowo. Wiele nie wiedząc, ucząc się od nowa.
- Nie dowiesz się, jeśli nie sprawdzisz. - odpowiedziała uśmiechem, na kpiący wyraz na jego twarzy. Odepchnęła się plecami od oparcia, by sięgnąć po kufel z alkoholem. Uniosła go i upiła z niego trochę odkładając go na powrót na stolik. Oparła na nim też łokcie, splatając dłonie ze sobą i na nich opierając brodę. Pokręciła przecząco w miarę możliwością głową.
- Bliskie bardziej. - stwierdziła zgodnie z prawdą, nie precyzując jednak bardziej. Jej tęczówki przesunęły się po otaczających osobach, powracając do niego. - Nie zamierzam znikać, możesz zapamiętać więc, że nie przyjechałam tylko na wakacje. - powiedziała, chociaż wcale jej o to nie zapytał. Kolejne stwierdzenie rozlało na jej ustach uśmiech. - Nie. - odpowiedziała kiedy znów otworzyła usta. Bo nie wróciła, wiedząc o zmianach w Londynie, prawda? Wróciła, bo odzyskała pamięć, chciała odnaleźć dziadka, poznać siebie bardziej. Kosmyk włosów opadł na jej twarz. Dmuchnęła, chcąc go z niej strącić, ale ten powrócił, za zadanie wybierając sobie zirytować ją bardziej. - Ale nie narzekam na ten stan rzeczy. - dodała jeszcze rozplatając dłonie, jedną z nich uniosła, żeby przeczesać niesforne kosmyki włosów i zebrać je bardziej z tyłu. Bo Daisy, to nie przeszkadzało, a ona z każdą chwilą dobrze bawiła się, będąc nią. Daisy urodziła się na Nokturnie, chociaż go nie pamiętała. Musiała do niego przywyknąć na nowo.
- Muszą więc istnieć ciekawsze miejsca. - uniosła szklankę, by wypić resztkę pozostałego w niej alkoholu. - Będę musiała sprawdzić. - dodała widocznie prowadząc rozmowę do końca. Puste szkło trafiło na stół. Zbytnie zainteresowanie, mogło się nie sprawdzić. Zbytnia ilość pytań była zwyczajnie nienaturalna. Przecież była u siebie, miała czas. Była też wolno, drink z nieznanym mężczyzną w barze nie musiał prowadzić do niczego więcej, prawda?



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Sala główna - Page 31 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Sala główna [odnośnik]30.09.20 21:44
Wzrok szatyna powędrował w kierunku jej dłoni oraz placów, które zaczęły wybijać tylko dla siebie znany rytm. Analizowała jego słowa? Szukała odpowiedzi, stosownej riposty? Mógł jedynie snuć domysły, nie znał jej i nie wiedział czego mógł spodziewać się w odwecie, a kolejne pytanie tylko potwierdziło jego przypuszczenia o braku jasnych insynuacji. Nie odpowiedział od razu postanawiając unieść szkło na wysokość swych warg, po czym upił sporej ilości trunku i odstawił go z cichym łoskotem na brudny blat stolika. -Znasz jakieś uniwersalne? Co za tym się kryje?- rzucił nie wyrażając jako pierwszy własnego zdania, po czym zwiesił wzrok na wysokości jej tęczówek. Nieszczególnie interesowały go jej poglądy, jednakże jak już zaczęli dyskutować to należało ciągnąć temat, który na szczęście w żaden sposób nie wpasowywał się w kategorię tych niewygodnych. Poza tym dla niego właściwie nie było takowych, kwestia tabu, wyważenia i zachowania dystansu stanowiła mrzonkę i wymówkę niepotrafiących mówić o własnych myślach wprost.
-Brzmi jak wyzwanie, ale to podobno ty masz się za tą odważną skoro zaczepiasz nieznajomego gościa w takim miejscu- uniósł brew, a kąciki jego ust wygięły się w przepełnioną kpiną wyrazie, kiedy wymownie ogarnął wzrokiem knajpę. -Uznaj to za małą podpowiedź, być może życiową radę- zaczął nachyliwszy się nad stolikiem, jakoby co najmniej miał jej zdradzić tajemnicę.
-Może jesteś za młoda, może dawno cię tu nie było, ale Nokturn nie bez powodu nazywa się Śmiertelnym. Ciesz się, że trafiłaś na prawdziwego dżentelmena, bo z pewnością większość rzuciłoby już mieszek na stół i pytało ile knutów kosztuje usługa- pokiwał wolno głową, puścił jej oczko, po czym wyprostował ponownie oplatając dłonią szkło. Właściwie jego słowa nie mijały się z prawdą, bowiem przesiadujący tu ludzie rzadko zjawiali się bez konkretnego powodu – no chyba, że ona takowy miała i nie była skora go zdradzić?
-Ponadto całkiem nieźle się prezentujesz, więc amatorów nocnych wrażeń by nie brakowało- dodał zwieńczając temat.
-Wyspy?- wrócił do kwestii podróży, które akurat go zainteresowały. Lubił słuchać o innych krajach, o wyprawach, a w szczególności legendach, które nierzadko niosły za sobą ziarnko prawdy. Na moment wrócił wspomnieniami do zimnego wschodu, gdzie w podobny sposób zdobywał informacje i czerpał z nich inspiracje do planowanych poszukiwań. Z tyłu głowy tęsknił za tym, brakowało mu wolności, adrenaliny związanej z nieznanym i zakrapianych nocy po sprzedaży znaleziska. Życie z dnia na dzień wcale nie było gorsze od tego, które miał teraz.
-Tylko szaleniec by narzekał, a dla takich nie ma miejsca w granicach miasta- odparł pewnym tonem opróżniając do końca także swoje szkło. -Czy ja wiem, czy ciekawsze- zaśmiał się pod nosem nie chcąc mówić wprost, że akurat Biała Wywerna była najporządniejszym lokalem w tym rejonie odkąd przeszła generalny remont. -Sprawdź sama- dodał.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Sala główna [odnośnik]04.10.20 20:29
| 27.07

Nie sądziła, że go tutaj zobaczy - a przynajmniej nie, że ujrzy go już teraz, zamkniętego w dębowej ramie złożonej z ław, legarów i zadziwiająco czystej, wywernowej posadzki. Rozpoznała go od razu pomimo upływu lat: Friedrich Schmidt we własnej, pokaźnej osobie, sączący alkohol w miejscu, które zazwyczaj - kiedy już zawędrowała na Śmiertelny Nokturn - zajmowała sama Deirdre. Idealnie wymierzone siedzenie nieco z boku, ale z widokiem na całe pomieszczenie, z czystym przejściem do bocznych drzwi, z solidnym stołem, na który wystarczyło zwinnie wskoczyć, by posłać mordercze zaklęcie w drugi kąt sali bez przeszkód w postaci kolumn, półscianek i ciężkich żyrandoli. Uśmiechnęła się do siebie lekko, krótko; cóż, kiedyś zajmowali podobne miejsca w bibliotekach, by cieszyć się ciszą wśród książek, teraz - w tym wybitnym miejscu Śmiertelnego Nokturnu.
Podeszła do niego od tyłu, wątpiła, by poznał ją podczas tego krótkiego przemknięcia bocznym korytarzem.
Lodowate dłonie zacisnęły się na szerokich barkach, poczuła ich napięcie, paroksyzm mięśni, gotowych do tego, by poruszyć całym imponującym ciałem do skontrowania ewentualnego ataku. Jednak zanim Friedrich posłuchałby słusznego skądinąd w tym miejscu instynktu, pochyliła się nad nim.
- Dobrze cię widzieć - szepnęła spokojnie, pewna, że rozpozna jej głos. Odkąd się ostatni raz widzieli zmieniło się wszystko, ale nie melodia tonu. Owszem, potrafiła nim modulować, kusić, obrzydzać i budzić lęk, mimo to: ciągle pozostał melodyjny, czysty, w niższych rejestrach odrobinę mruczący. Jedyna niezmienna w kołowrocie szalonych wydarzeń, znów wpychających ich razem do jednego miejsca. - Słuszna reakcja, ale tutaj nie powinno nic ci grozić. Nawet zatrucie się tymi szczynami - kontynuowała, komentując obronny odruch, po czym wyprostowała się i zwinnie - oraz mało elegancko - przekroczyła ławę i usiadła obok niego, jednoznacznie wpatrując się w stojące przed nim naczynie z alkoholem. Słodkie czasy, gdy obydwoje pijali co najwyżej kremowe piwo, nieco zatarły się w szarzyźnie pradawnej przeszłości.
- Pozwolisz, że pominę wszystkie retoryczne pytania o to, jak się czujesz, gdzie byłeś i co zrobiłeś, że wciąż wyglądasz tak młodo i świeżo- powiedziała, jak zwykle przejmując kontrolę nad sytuacją: tonem wahającym się pomiędzy śmiertelną powagą, a cementowaną przed laty swobodą, jaka kojarzyła się jej tylko z długimi, letnimi popołudniami w towarzystwie kogoś o pokrewnych poglądach na dzielenie się milczeniem. Wtedy byli w nim razem, świadomi roli, jaką przyszło im odegrać w teatrzyku wpływowych, rodzinnych koneksji. Przybrana wtedy przez Deirdre maska skutecznie chroniła przed obnażeniem prawdziwych ambicji i pragnień, w pełni prezentowanych dopiero teraz. Dążyła po trupach do celu, nadambitna, przesadnie perfekcyjna, dominująca od pierwszego słowa, gestu, spojrzenia: od zawsze przecież pragnęła ządzić, planować, rozstawiać po kątach, a wraz z biegiem lat przestała tłumić w sobie te zapędy, nieprzystające uprzejmej pannie z dobrego domu. Siła, jaką osiągnęła ciężką pracą oraz poświęceniem, pozwalała już praktycznie na wszystko. W tym na lekką wibrację rozbawienia, słyszalną w jej spokojnym głosie. Pozbawionym zaskoczenia, czy zwykłej, przyjacielskiej ciekawości; interesowały ją rezultaty. Oraz droga sojusznika Rycerzy Walpurgii akurat do tego miejsca. - Wróciłeś do Anglii na stałe? Jesteś na bieżąco z tym, co się dzieje - i rozkazami, które powinieneś wypełniać? - spytała rzeczowo, prawie oschle, spoglądając z ukosa na Friedricha. Śledziła jego profil, mimo wszystko zdziwiona zmianą, jaka w nim zaszła. Z chłopca - mądrego, starszego od niej, ale ciągle w pewnym stopniu dziecięcego - w barczystego mężczyznę o ostrych rysach, zaciętym, ponurym spojrzeniu i aurze nokturnowego zakapiora. - Co to jest? - spytała z wyraźną dezaprobatą, widząc wysuwający się spod mankietu szaty czarny ciąg znaków; tatuaż, coś plebejskiego, obrzydliwego, prymitywnego; już na pierwszy rzut oka widziała, że nie jest to znamię wynikające z najmroczniejszej magii. Powstrzymała odruch dotknięcia męskiej dłoni, wbicia ostrego paznokcia w ciało - trzymała palce grzecznie splecione przed sobą, na stole, nie odrywając czujnego spojrzenia kocicy od profilu Schmidta. W gruncie rzeczy cieszyła się, że powrócił. Znała wiele jego zalet, a chociaż rodzina mężczyzny już dawno uznała ją za skreśloną, to liczyła na to, że dawne niesnaski nie powrócą. Zwłaszcza, że musiał wiedzieć - usłyszeć, podsłuchać, sprawdzić w inny sposób - jak blisko Czarnego Pana się znajdowała.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Sala główna [odnośnik]07.10.20 23:08
Miał nadzieję, że ją tutaj zobaczy.
Tu pośród drewnianych ław oraz naczyń wypełnionych alkoholem. Nie w działaniu, nie podczas jakiejś misji bądź wypełniania obowiązków, powiązanych z trwaniem przy boku Czarnego Pana. Odrobina sentymentu oraz ciekawości rodziła nadzieję, na spotkanie w bardziej przyjaznym, spokojnym otoczeniu. Odkąd plan ich ojców nie spełnił się, słyszał na jej temat wiele. I był ciekaw, jak wiele z tych słów było prawdą.
Mięśnie napięły się, a dłoń szmalcownika niemal od razu powędrowała do dłoni spoczywającej na jego ramieniu, by zacisnąć na niej silne palce. Dopiero znajomy głos sprawił, że uścisk się rozluźnił, a dłoń powróciła na blat drewnianego stołu. - Ciebie również. - Odpowiedział wyjątkowo szczerze, odwracając łeb w jej kierunku nim jeszcze zasiadła za stołem. Wyglądała lepiej, pewniej, na swój sposób zachwycająco co sprawiło, że na ustach mężczyzny pojawił się lekki uśmiech. Chciał dla niej dobrze, nawet jeśli nie łączyły ich obrączki wieńczące plan ich ojców.
- Przyzwyczajenie. - Odparł wzruszając delikatnie ramieniem. Nie pytał, jedynie rozlał alhokol do dwóch, podłych szklanek. Nie był to cięty kryształ z którego pijali w Austrii, zdawał się jednak równie wystarczający. Pełnił swoją funkcję, a to zdawało się być najważniejsze. - Pozwolę. - Dodał, nim uniósł szklankę do ust, aby upić kilka łyków mocnego trunku. Lubił ją taką. Konkretną, pewną siebie, przejmującą kontrolę nad sytuacją. Śmiało można był stwierdzić, że Schmidt miał jakąś dziwną słabość do podobnych kobiet. Silnych, wiedzących czego chcą, dążących do celu niezależnie od kroków, jakie należało podjąć… Jedynie czasem porywając się na próbę dominacji podobnych czarownic.
Zielone ślepia utkwiły w słodkiej buzi Deirdre. Obserwował ją uważnie, wyszukując każdego, chociażby najmniejszego szczegółu jaki uległ w niej zmianie.
Słysząc pytanie, wpierw kiwnął głową.
- Na razie tak się zanosi. Ojciec zmarł w maju. Mam tu parę spraw do załatwienia, słyszałem, że przydałbym się tutaj na miejscu… więc jestem. - Wypowiadał się jak zawsze - lakonicznie, pomijając swoje osobiste odczucia bądź przemyślenia, skupiając się głównie na konkretach. Pewien, że jeśli coś przykuje jej uwagę, z pewnością wypowie odpowiednie pytania. - Znam kilku naszych jeszcze ze szkoły. Opowiedzieli mi o wszystkim. Na razie nie dostałem konkretnych rozkazów, sprzątanie jednak idzie mi całkiem nieźle. Średnio cztery sztuki dziennie, od niedawna tropię większą grupę. Ostatnio spotkałem jednego szlamoluba, szukam informacji. - Odpowiedział, uważnie się jej przyglądając. Nie dostał jeszcze konkretnego zadania, robił więc to, co potrafił najlepiej - zbierał informacje; tropił oraz urządzał polowania skutecznie likwidując szlam zalegający na angielskich ulicach.
Pomruk wydobył się z jego ust, gdy Deirdre zwróciła uwagę na jego tatuaże. W zasadzie nie pamiętał, kiedy pierwszy pojawił się na jego ciele. Z czasem kolekcja rosła, teraz zajmując obie ręce oraz spory kawałek klatki piersiowej. Tak było lepiej, w końcu, jeśli wchodzisz między wrony…
- Kamuflaż. Argument. Powód do respektu. Znak ostrzegawczy… Wszystko zależy od tego, kto patrzy. - Odpowiedział wzruszając ramieniem. W jego stronach tatuaże przypominały kolorowe ubarwienie jaskrawych przedstawicieli fauny. Informowały o czającym się niebezpieczeństwie. Przestrzegały, aby zachować ostrożność w kontaktach. Wiele wydarzyło się od ich ostatniego spotkania. Zarówno jego, jak i ją los pokierował w ciemność, lecz w zupełnie różnych tego słowa znaczeniu.
- Ojciec dużo o Tobie mówił. - Napomniał, po czym znów uniósł szklankę do ust. Nie cytował. Nie oskarżał. Nie dopytywał. Wiedział, że powie mu tyle, ile uzna za stosowne. I miał nadzieję, że dziewczyna pamięta, iż stał po jej stronie, niezależnie od sytuacji.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Sala główna [odnośnik]09.10.20 10:16
Minęło naprawdę wiele lat, odkąd jako zahukana, zdezorientowana dziewczyna gościła na wakacyjnym wyjeździe w Europie, powoli poznając prawdę o tym gburowatym, mrukowatym brunecie, roztaczającym wokół siebie aurę niedostępności. Nie zmienił się jednak aż tak mocno, by go nie poznała lub by zaskoczył ją gwałtowną metamorfozą w jowialnego, ekspresyjnego lwa salonowego. Ta stałość szczerze Deirdre ucieszyła, nie przepadała za niespodziankami, zwłaszcza tymi przykrymi, przekreślającymi budowany latami fundament znajomości. Specyficznej, bez przyjacielskiego padania sobie w ramiona, tęsknych listów czy wypłakiwania się wzajemnie w mankiety eleganckich koszul, lecz wbrew pozorom na tyle trwałej, by po tak długiej rozłące móc czuć się przy sobie względnie komfortowo.
A przynajmniej ona znajdowała się przyjemnym stanie homeostazy, niewzruszona smrodem zbyt prostego – jak na jej ostatnie, wystawne życie – alkoholu, tatuażami pokrywającymi dłonie Frieda i całą posępną aurą, jaką z powodzeniem niezmiennie roztaczał wokół siebie. Nie sięgnęła też po dżentelmeńsko napełnioną szklankę, postukała w nią jedynie ostrym, krwistoczerwonym paznokciem, by sekundę później przejechać nim pod innym kątem po krawędzi szkła, wywołując nieprzyjemny pisk. Uśmiechnęła się, lekko, uroczo – i bardzo nieodpowiednio do sytuacji, biorąc pod uwagę pierwszą informację, przekazaną przez Schmidta. Teatralny smutek, łza w oku, westchnienie: nic z tych rzeczy nie pojawiło się na twarzy Deirdre, kąciki ust dalej się unosiły, lecz w czujnym, kocim oku nie błyszczała kpina czy pogarda.
- Słyszałam – skwitowała tylko ze spokojem, przestając maltretować szklankę i uczy Friedricha koszmarnymi dźwiękami. Odgarnęła za ramię długie, czarne włosy, by te nie przesłaniały czarną, żałobną kurtyną ich przestrzeni do rozmowy, ciągle wszak siedzieli ramię w ramię. – Okoliczności nie pozwoliły mi pojawić się na pogrzebie – dodała po prostu, tonem również pozbawionym palącej chęci wyjaśnień czy przeprosin. Czarnomagiczne wyzwania, służba Czarnemu Panu, prywatne zawirowania oraz gwałtowne szarpaniny; cóż, maj już tradycyjnie siłował się z Deirdre, podrzucając pod nogi coraz wyższe przeszkody, które szczęśliwie – i dzięki wręcz heroicznej pracy – pokonywała z wyćwiczoną zwinnością. Żałowała, że Hugo Schmidt opuścił ziemski padół, był mądrym, utalentowanym dyplomatycznie, politycznie zwinnym czarodziejem. – Co go spotkało? – spytała po sekundzie mało delikatnie; interesowały ją fakty, nie składanie drżącym głosem rzewnych kondolencji. Wiedziała też, że Friedrich nasłuchał się już tysiąca smutnych laurek na temat ojca. Nic dziwnego, w pewnych kręgach był bardzo wpływowy, potrafił wślizgnąć się w odpowiednie miejsca oraz przeczekać w półcieniu większych graczy najtrudniejszy czas. Imponowało to Tsagairtowi, próba połączenia wpływów, by wzmocnić jeszcze pozycję Malfoyów także na Starym Kontynencie, węzłem małżeńskim wydawała się oczywistością i rozwiązaniem idealnym. Do czasu; plany się zmieniły a właściwie rozsypały, pozostawiając na austriackiej ziemi pewien niesmak.
Dobrze, że Friedrich już ją opuścił. - Przydasz się – potwierdziła skinieniem głowy, szybkim ruchem przesuwając swoją, pełną szklankę na miejsce tej męskiej, pustej. Schmidt nie bał się żadnej pracy, a w swym okrucieństwie był rzetelny – tak, takich sojuszników potrzebował, choć Dei wiedziała, że ambicje siedzącego obok brodacza sięgają znacznie dalej. - Sprzątanie…naprawdę, Friedrich? Myślę, że stać cię na więcej niż zamiatanie ulic ze szlamu – powiedziała lekko mruczącym, kpiącym i krytycznym tonem. – Ale dobrze, ćwicz i działaj w pokorze, to przydatna cecha u mężczyzn – uśmiechnęła się lekko, ironicznie, pozwalając sobie na przelotne poklepanie go po wierzchu dłoni, obciążonej paskudnymi szlaczkami sugerującymi podejrzane konotacje. - Bez zaklęcia maskującego nie wpuszczę cię z tym brudem na salony – poinformowała go lojalnie, w wyższych kręgach tatuaże nie budziły respektu, a skrajne obrzydzenie. Nie przekazywała wytycznej po to, by go zirytować, raczej w względnie żartobliwy – jak na standardy Deirdre – sposób zdradzając coś o sobie. O tym, kim się stała. Nie miała pojęcia, jak wiele Friedrich wie o siedzącej obok niego teraz czarownicy, lecz ta niepewność nie irytowała jej, a w pewien sposób ciekawiła. - Och, naprawdę? Zapewne same dobre rzeczy? – zdziwiła się teatralnie, ze stoickim spokojem wytrzymując intensywne spojrzenie zielonych oczu. Odwzajemniła je tym samym, mrużąc ciężkie od eleganckiej, czarnej kredki powieki. Hugo ją uwielbiał, tak, bez dwóch zdań; miała w sobie to coś – potencjał, konotacje, osobowość – co zmiękczało nawet ponure i kamienne serce starszego czarodzieja, lecz niestety, nie dane im było kontynuować prawie rodzinnej więzi. Złamała śluby, zdeptała polityczne i finansowe plany, a choć na jej dłoni nigdy nie znalazł się zaręczynowy pierścień, to słyszała, że Hugo odebrał zmianę decyzji młodziutkiej Tsagairt jak siarczysty policzek w twarz. – Mam nadzieję, że nie umierał z wyzwiskami na mój temat na ustach – skwitowała bezpardonowo i brutalnie, z pogodnym wyrazem twarzy, znów zwracając się ku Friedrichowi. – I że raczej wspominał wtedy o wnuku – dodała, spoglądając na niego z mieszaniną rozbawienia i oczekiwania. Powinien przecież już spłodzić dziedzica rodziny, najwyższy czas.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Sala główna [odnośnik]14.10.20 3:20
Pewne rzeczy zdawały się być niewzruszone, a fasada Friedricha z pewnością do nich należała. Nie dało się z niego zrobić rozmownej duszy towarzystwa, nie dało się zabrać ponurej otoczki która zdawała się weżreć w jego skórę tak mocno, że chyba niemożliwym było oderwanie jej.
Wykrzywił usta w wyrazie niezadowolenia, gdy dziewczyna wydobyła ostry, nieprzyjemny pisk ze szklanki. Na Merlina, jak on nie znosił dźwięków w podobnym rejestrze. Irytowały go, przypominały piski niektórych ze szlam, sądzących, że najwidoczniej to właśnie krzyki oszczędzą im podłego losu. O wiele bardziej wolał spokojną ciszę tuż po morderstwie. Równie martwą co zwłoki pod jego nogami, wypełnioną specyficznym, metalicznym zapachem świeżej krwi. W tym momencie dźwięk, jak wydobyła dziewczyna z kieliszka był co najmniej niechciany. Ciężkie westchnienie uleciało z jego ust, sam Schmidt nie wypowiedział jednak ani słowa na ten temat.
- Nic ciekawego cię nie ominęło. - Mruknął, na wspomnienie o pogrzebie. Sam uważał, że nie było to nic wielkiego. Ot, zakopali trumnę z truchłem jego ojca, zebrani niezmiernie działali mu na nerwy a później musiał znosić zaplanowaną przez Hugo stypę. Staruszek pomyślał o wszystkim - zaplanował ceremonię w każdym, nawet najmniejszym calu co sprawiało, że sam Schmidt miał jedynie za zadanie odhaczać kolejne punkty ze swojej listy. Proste, prawie przyjemne, gdyż w tamtym czasie nie zapłonął jeszcze gniewem do własnego ojca.
- Choroba serca. Paskudna sprawa. - Odpowiedział beznamiętnie oraz lakonicznie. Nie widział sensu, aby wdawać się w większe szczegóły. W długie miesiące, podczas którego choroba zjadała ojca coraz mocnej;  w osłabienie jakiemu uległ oraz jak potwornie przyszło mu wyglądać przed śmiercią. To nie było istotne, a przede wszystkim, z pewnością nie było jej sprawą. Friedrich Schmidt nigdy nie był wylewny.
Zielone oczy wywróciły się w akcie pewnej pogardy. Ile to już razy słyszał, że nie powinien się czymś zajmować? Że mógł zająć się czymś innym, legalnym oraz bardziej odpowiednim? Cholernie dużo. Do tego stopnia, że doświadczał nieprzyjemnego przesytu poruszaniem tego tematu.  
- Robię to, za co mi płacą. - Krótkie stwierdzenie ucinające wszelkie dyskusje, jakie mogły pojawił się wokół tego tematu. Nie musiała wiedzieć więcej.  Nie w tym momencie, gdy spotkali się przypadkiem, bez większego celu. Znał jej pozycję, nie musiał jednak spowiadać jej się z całego swojego życia. Jego działania miały również inny cel, skryty między kolejnymi morderstwami, zaplątany w ulice Nokturnu oraz najpodlejsze z uliczek. Cel, o którym do tej pory nie powiedział nikomu. I nie miał zamiaru tego zmieniać. - Pokora… - Zaczął, przekręcając się odrobinę w  bok, by posłać jej karcące spojrzenie. Dokładnie takie samo, jakie posyłał je za każdym razem gdy podczas odwiedzin zrobiła coś, czego nie powinna. - Jest cechą przydatną nie tylko u mężczyzn. Nie powinnaś o tym zapominać. - Słowa wypowiedział tonem nieprzyjemnie chłodnym, naznaczonym charakterystycznym, niemieckim akcentem. Mimo pozornej wrogości jaka wkradła się w jego słowa, Ona doskonale powinna wiedzieć, o co mu chodzi. Nie groził jej, nie przytykał jedynie w specyficzny dla siebie sposób zwracał jej uwagę na coś, co w jego mniemaniu wydawało się istotne. Nie zaszczyciłby podobną uwagą byle kogo, tego również powinna być świadoma. Gdyby nie długoletnia znajomość z pewnością oszczędziłby swoich słów, nie widząc większego sensu w wypowiedzi. Wbijanie się w pychę mogło być działaniem prowadzącym do zguby, co boleśnie uświadomił mu ojciec w młodych czasach.
- W najbliższym czasie nie wybieram się na salony. Tobie jednak, zdały się podpasować, czyż nie? - Nie wiedział wszystkiego. Po swoim przyjeździe zajął się odnalezieniem dawnych przyjaciół, przyrodniego brata oraz jakichkolwiek informacji, dotyczących matczynej rodziny. Gdzieś, przypadkiem między słowami udało mu się znaleźć kilka informacji na jej temat. Ogólnikowych, niedokładnych, dających ledwie szkic całokształtu. Nie byłby sobą, gdyby tego nie zrobił.
- Kilka ciekawych teorii. - Stwierdził, wzruszając szerokim ramieniem. Nie trudno było się domyślić, że Hugo Schmidt nie był zadowolony z rozerwanej umowy. Ani z tego, że jego syn na dobrą sprawę bardziej się tym nie przejął. - Nie spodobały mu się Twoje wybory, ale to pewnie doskonale wiesz. - Dodał, unosząc szklankę z alkoholem do ust. - Nie mówił podczas śmierci. - Dodał pozornie obojętnie. Widział, jak umiera ojciec… I gdyby wiedział wtedy to, czego dowiedział się po pogrzebie, pewnie przyspieszyłby cały proces w porywie złości. - Nie miał wnuków, ani synowej. - I kolejna jego odpowiedź była krótka oraz prosta. Zerwanie umowy przez Deirdre dało mu piękny pretekst, by zwlekać z założeniem własnej rodziny, nie widząc się w roli ojca… Gdzieś w środku obawiając się, że spaczyłby swoje dziecko.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Sala główna [odnośnik]14.10.20 16:12
Uśmiechnęła się tylko lekko, niejednoznacznie; znała lepsze rozrywki od pogrzebów, ale wychowano ją w duchu odpowiedzialności wobec czarodziejskiego społeczeństwa. Znała wiekowego Schmidta, a ich rodziny łączyła przed laty ścisła relacja, powinna więc pojawić się wśród żałobników, by z doskonale udawanym smutkiem spoglądać na trumnę oraz wzdychać po każdej głębokiej, życiowej metaforze, wypowiadanej przez magicznego mistrza pożegnalnej ceremonii. Ojciec na pewno nie był z niej dumny - właściwie dopiero teraz zdała sobie sprawę z faktu, że nie otrzymała od niego żadnej wiadomości. Zero sów z rodzinnego domu, żadnych wieści od ciotek, nic a nic: a ona nawet nie zorientowała się w tej samotności. Może tak właśnie miało być, może mieli - mniej lub bardziej dosłownie - pogrzebać swych protoplastów pod ciężką warstwą ziemi, by na ich zwłokach wyrosnąć wyżej, sięgnąć dalej, rozpościerając ramiona znacznie potężniejsze od tych kolosów, na których barkach stawali.
Zamilkła na dłuższą chwilę, ze spokojem wytrzymując ostrzejsze, chłodniejsze spojrzenie zielonych oczu Friedricha. Nie lubiła tego koloru na tęczówce, kojarzył się jej ze zdradą; zdecydowanie zbyt wiele piękna zepsuł w jej życiu plugawy Percival. - Ale czy sprawia ci to satysfakcję? - spytała wprost, bezpardonowo, w ogóle nie wzruszona zimniejszym powiewem w ich konwersacji. Chciałaby widzieć Schmidta gdzieś wyżej - przyłapała się na tym, że znów podświadomie pragnie układać życie wokół siebie na nowo, wznosząc mozolną konstrukcję powiązań, obowiązków i ambicji. Czyniła to od dziecka, surowo oceniając towarzyszy zabawy; potem, w szkole, z równą oziębłością dobierała sobie opłacalnych znajomych, a już kompanów do wspólnego zadania z historii magii pieczołowicie ustawiała długimi tygodniami. Pragnęła absolutnej kontroli, czarno-białego świata, gdzie każdy miał swoje jedno, wyjątkowe zadanie do wypełnienia, perfekcyjną rolę do odegrania, a choć świat regularnie próbował wytrącić ją z tego masochistyczno-sadystycznego pragnienia równowagi, ona dalej zawzięcie broniła tego wyidealizowanego podziału.
Powstrzymała teatralne westchnięcie, gdy Friedrich wspomniał o pokorze. Znała ją za dobrze, wychowała się dla niej, grzeczna, spokojna prymuska dostająca migreny na samą choć myśl o zbliżeniu się na dwie stopy do złamania regulaminu czy ogólnie przyjętych społecznych zasad. Dumę i przekonanie o własnej wartości musiała odkopać spod ton gruzu, a później stworzyć te całkowicie obce pojęcia na nowo. I nie żałowała nawet sekundy ciężkiej pracy. - Potrafię świetnie odegrać pokorę, tyle wystarczy. Zbyt dużo było niej w moim życiu - odparła z ujmującym, uroczym uśmiechem, wcale nie czując się urażona czy dotknięta. To także ceniła w Schmidtcie: absolutną szczerość, sięgającą ponad konwenanse, słabości czy jakiekolwiek powiązania. - I znam tylko jedną osobę, wobec której mogłabym ją jeszcze odczuwać - dodała ciszej, w zamyśleniu, znów doznając przy Friedzie pewnego rodzaju objawienia. Tak, Czarny Pan nie był już kimś, stał się bytem, mroczną siłą, potęgą tak przerażającą, że aż nieludzką - a tuż za nim znajdywał się czarnoksiężnik o rosnącej władzy, politycznej i magicznej. Ciągle pozostający człowiekiem; gorącym, upragnionym, mocnym ciałem u jej boku. Na moment odwróciła wzrok od twarzy bruneta, bynajmniej z powodu zawstydzenia. Megalomania ciągle nie była widoczna na zewnątrz - aż tak bardzo? - tak samo jak skrywane głęboko w sercu uczucia zbyt skomplikowane, by w ogóle próbować je nazwać. Podobnie jak nowe życie na salonach. Zanim odpowie na pytanie Friedricha, chciała wybadać teren, sprawdzić, jak wiele wie.
- A więc czego się o mnie dowiedziałeś? - spytała więc po chwili, prostując się na niewygodnej ławie. Ich ramiona dotknęły się, ale nie odskakiwała ani też nie próbowała przeciągnąć tej bliskości. Sięgnęła do wewnętrznej kieszeni płaszcza, wyciągając stamtąd elegancką, srebrną papierośnicę. Otworzyła ją z cichym trzaskiem i wyjęła ze środka papierosa, szybko zapalając go pstryknięciem palcami. Nie wiedziała, czy ciekawi ją fama i czy chce właściwie poznać szczegóły ciągnącej się za nią wątpliwej sławy. Początkowo Rycerze Walpurgii gardzili nią na przeróżne sposoby, ale chyba każdemu z nich ostatecznie udowodniła, jak silna się stała. Zasłużyła na Mroczny Znak jako pierwsza z czarownic, przeganiając na ambitnej ścieżce wielu arystokratów, polityków i wojowników: miała powody do dumy. - Moje wybory z przeszłości też mnie nie cieszą. W tej jednej kwestii pewno zgodziłabym się z twoim ojcem. Może we dwóch: szkoda, że nie możesz przedstawić mi swojej nadobnej małżonki i uroczego dziedzica austriackiej fortuny - skwitowała nieco ironicznie, jednakże po raz pierwszy podczas tej rozmowy uśmiechnęła się tak naprawdę, prawie przyjacielsko, na krawędzi ciepła, lecz ten zaskakująco przyjemny wyraz twarzy Deirdre zniknął wkrótce za kurtyną mdłoszarego, papierosowego dymu.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Sala główna [odnośnik]19.10.20 17:14
Pomruk wydobył się z ust Austriaka, gdy pytanie powędrowało w jego kierunku. Nigdy nie zastanawiał się, czy obierane przez niego ścieżki wiążą się  z satysfakcją. Robił to, co powinien robić. Zajmował się zbieraniem informacji, wyszukiwaniem odpowiednich powiązań, kilka razy organizował nawet przesyłki dla dawnych przyjaciół z austriackiej ziemi. Zadowolenie rozumiał jako ilość galeonów pojawiających się w jego skrytce, zbieranych na pewien dzień, nawet jeśli do końca nie wiedział, jaki byłby ten dzień.
- Częściowo. Każda szlama mniej, każdy szlamolub którego zabiję przybliża nas do osiągnięcia celu. Dobrze wiesz, że lubię polowania. - Odpowiedział wzruszając szerokim ramieniem. Nigdy nie miał ambicji, które próbował zaszczepić w nim ojciec. Nie ciągnęło go do wysokich stanowisk, masy czarodziejów oraz manipulowania znanymi mu osobistościami… Co zapewne ograniczało się do tego, że zwyczajnie nie przepadał za nadmiarem słów opuszczającym jego usta. - Powinnaś jednak wiedzieć, że nie odmówię dodatkowym zadaniom. Jeśli gdzieś się przydam, wyślij mi sowę. Mieszkam na Nokturnie. - Dodał, posyłając jej znaczące spojrzenie. Chaos i wojna były mu doskonale znane. Zapewne jak nikt inny potrafił odnaleźć się w prochach codzienności, otoczony wybuchami oraz zaklęciami bądź pociskami przerywającymi powietrze. Lubił to, jednocześnie nie do końca wiedząc, jak powinien zachowywać się w spokojnych, przepełnionych pokojem czasach pozbawionych przemocy oraz brutalności.
Znał jej przeszłość. A przynajmniej jeden, zapewne niewielki jej wyrywek, nadal jednak twardo obstawał przy swoim zdaniu. Nadmierna pewność siebie mogła skończyć się tragicznie… Zapewne jednak przyjdzie mu o tym jej przypomnieć, gdy do takiej tragedii dojdzie. Lubił ją. Darzył szacunkiem wyrobionym podczas dawnych lat, nie miał jednak zamiaru dawać jej lekcji bądź dyktować tego, co powinna robić. Wyraził swoje zdanie, podzielił się czymś, czym nie podzieliłby się z większością ludzi.
- Tylko się przy tym nie sparz. Szkoda byłoby takiej twarzy. - Mruknął, unosząc delikatnie kąciki ust ku górze. Deirdre była piękną kobietą, ojciec dawno temu zauważył, iż taka małżonka z pewnością błyszczałaby u boku jego syna. Rzeczywistość zdała się jednak zweryfikować plany Hugo, co nie zmieniało faktu, że Schmidt widział piękno w rysach dawnej znajomej. Zwłaszcza teraz, gdy nabrała tej kobiecej pewności siebie.
- Słyszałem, że siedzisz w Fantasmagorii. - Odpowiedział prosto, nie zagłębiając się we wszystkie plotki, jakie przy tej okazji słyszał. One zostaną zweryfikowane, gdy obdarzy go odpowiedzią. Dobre stanowisko wiązało się z dobrymi zarobkami. A to z pewnością mogło wyjść jej na dobre.  - No i słyszałem też, że ponoć byłaś w ciąży. - Dodał, z zaciekawieniem unosząc brew ku górze. Mięśnie Austriaka napięły się odrobinę, nie będąc pewnym, jaką historię przyjdzie mu usłyszeć. A jeśli ktoś skrzywdził niedoszłą narzeczoną, był w stanie wytropić gnoja, by wraz z nią wymierzyć mu odpowiednią nauczkę.
- Czasem przychodzi nam zejść na inne, mniej oczywiste ścieżki. - Mruknął, jakże filozoficznie, by upić kolejny łyk trunku ze szklanki. Nie zwykł wydawać ocen. Nie na głos, nie w otoczeniu takim, w jakim przyszło im się znaleźć.
Rozbawienie pojawiło się na męskiej twarzy, gdy wspomniała o wybrance. Przy swoim boku widziałby tylko jedną czarownicę. Był jednak pewien, że prędzej się zamordują, zamiast dojść do jakiegoś porozumienia.
- Chcę wychować dziecko w czystym świecie. I nie znalazła się taka, która by ze mną wytrzymała. Za mało mówię i za dużo obserwuję. -Zielone ślepia wywróciły się teatralnie. Był jaki był, nie dało się na to nic zaradzić. - A Ty? Nie widzę obrączki. Może powinienem skoczyć po pierścionek? Zjadłbym dobry obiad. - Mruknął z cieniem rozbawienia. Żartował, to było oczywiste… Choć faktycznie z chęcią zjadłby któreś z popisowych dań jej matki.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Sala główna [odnośnik]20.10.20 13:47
Friedrich posiadł wyjątkową sztukę werbalizowania swych myśli pomrukami, westchnieniami i dziwnymi chrząknięciami – początkowo raziło to przejętą perfekcyjnym wysławieniem się Deirdre, ale z czasem odkryła sposób, jak porozumieć się z tym rosłym, milczącym i zdystansowanym mężczyzną, doceniając jego wycofanie. Sama postura Friedricha przytłaczała, tak samo jak ciężkie spojrzenie oczu o intensywnej barwie: na pierwszy rzut oka, zwłaszcza teraz, gdy nieco zarósł oraz nabawił się szpecących – według społeczeństwa – tatuaży mógł sprawiać wrażenie wulgarnego awanturnika, który po otworzeniu ust zaszczyci rozmówcę wrzaskiem. Tak nie było, potrafił rozmawiać, jeśli chciał. A najwidoczniej przy Deirdre miał taką potrzebę, co odbierała w kategorii komplementu.
- Przyjemniej chyba poluje się na sarny bądź dzikiego zwierza. Cała ta podniosła atmosfera gonitwy, piękne stroje, odświętny ekwipunek, aura rywalizacji w powietrzu – wtrąciła tylko lekko, w zastanowieniu, bowiem jeszcze nie miała przyjemności się na polowaniu pojawić. Jeździectwo szło jej coraz lepiej, ćwiczyła przy każdej okazji, mając nadzieję, że gdy rozpocznie się jesienny sezon, będzie mogła godnie reprezentować la Fantasmagorię podczas najważniejszych towarzysko-leśnych spędów, przyciągających czarodziejów z całego Królestwa i części kontynentu. W ramach wypełniania swych obowiązków wobec Rosiera – i Czarnego Pana, pragnącego jak najszerszych wpływów, sięgających coraz skuteczniej poza Anglię.
Pracoholizm oraz wierność zobowiązaniom kierował także motywacjami Friedricha. Uśmiechnęła się lekko, unosząc lewy kącik ust. – Cudownie. Na pewno będę miała dla ciebie kilka propozycji intensywnego spędzenia wieczoru – powiedziała pogodnie, już zastanawiając się, jak wykorzystać zaangażowanie Schmidta i gdzie sprawdzi się on najlepiej. – Przy okazji wyrwiesz się z tego rynsztoka – dodała, teatralnie wywracając oczami na zdradzenie miejsca zamieszkania. Szybko przywykła do luksusów, a na Nokturnie na pewno nie czaili się mugole. Ci kryli się jak szczury w okolicach Londynu, a część samobójczych śmiałków podobno bunkrowała się i w samym centrum stolicy. Nie wątpiła jednak, że Schmidt wytropi ich bez większego problemu. Może i nie zdobyłby głównej nagrody w konkursie recytatorskim, a żadna szanująca się czarownica nie przedstawiłaby tego barczystego, zarośniętego gbura swoim rodzicom, lecz jeśli chodzi o eksterminację szkodliwych jednostek – nie miał sobie równych.
- Nie wierzę, czy Friedrich Schmidt obdarował mnie właśnie wyrafinowanym komplementem? – zdziwiła się ironicznie, zaciągając się znowu papierosem, głęboko, aż do świstu w płucach – i napięcia materiału na krągłej piersi. Nie musiała być piękna, była skuteczna i silna, ale nie kryła już swojej urody: podkreślała ją, wiedząc, że rezygnacja z naturalnego rozpraszacza nie uczyni ją wcale bardziej honorową. Nauczyła się korzystać z szerokiego wachlarza manipulacyjnych taktyk. – Ale…Piękna? Nie stać się na nic lepszego, Schmidt? – westchnęła z przesadnym smutkiem, ale szybko powróciła do normalnej obojętności. Bawiła się nieźle, niewinne przezbywanie pomagało przełamać wytworzone latami braku bezpośredniego kontaktu lody, lecz wolała skoncentrować się na faktach.
I na informacjach, jakie o niej zdobył. Dobrze, nic o Wenus, o to chodziło: i za to sowicie zapłaciła oraz zadbała. Deirdre Mericourt nie miała plugawej przeszłości, narodziła się z francuskich popiołów i nic w jej kreacji, historii czy poleceniach nie budziło wątpliwości. – Tak, opiekuję się la Fantasmagorią i całym artystycznym zapleczem. Jeśli ukryjesz zaklęciem tatuaże, uczeszesz się i zgrabnie ubierzesz, mogę cię nawet tam zaprosić z bliską twemu sercu damą – zaoferował nieco żartobliwie, podejrzewając jednak, że Friedrich nie jest miłośnikiem kilkugodzinnych spektakli baletowych i oper. Może się jednak myliła, wszak sama nie przepadała za dziećmi, a los obdarzył ją od razu aż dwójką. Strzepnęła popiół z papierosa wprost na drewniany blat, milcząc przez dodatkową sekundę. – Byłam – wyznała w końcu zdawkowo, pozwalając, by w umyśle rozmówcy zakiełkował ten stan dokonany, bez detali, czy posiadał jakąkolwiek fizyczną przyszłość w postaci gaworzącego niemowlęcia. – Mój mąż zginął w czasie anomalii. Jestem wdową – dodała, doskonale odgrywając smutek przebijający się przez pozorną obojętność. Tak, Mericourt straciła wiele, a choć zdjęła ciężką barwę żałoby, to i tak pilnowała, by osoba, jaką się stała nosiła swoje nieszczęście niczym delikatną zbroję, nierzucającą się w oczy, ale stale obecną. Znów przycisnęła papierosa do blatu, mocniej, aż drewno zabarwiło się na nieprzyjemnie ciemny kolor. Czysty świat dla potomstwa – chwalebna wizja. – Lata lecą, najwyższy czas, byś postarał się o przekazanie czystych genów dalej. Akurat za kilkanaście lat mały Schmidt Junior będzie gotowy do procesu wychowania przez ojca. Do tego czasu uporamy się z brudem i terrorystami - powiedziała poważnie, z mocą, wierzyła w to, że bliźnięta dorosną w świecie czystszym, lepszym, nieograniczającym ich potencjału. Zamyśliła się, zostawiając na stole zgaszonego i zmiętego papierosa. – Wybacz, serce pogrzebałam razem z mym ukochanym. Za to chętnie rozczulę się do łez na twym ślubie – odpowiedziała w końcu z nonszalancką obojętnością , nie okazując dziwnego przejęcia, jakie wywołały w niej własne słowa. Czy tak miało być? Czy nigdy nie pokocha kogoś zdrowiej, normalniej? Czy pokiereszowane, czarne, chore serce skazała już na całkowitą zagładę? Nie czuła żalu ani lęku, raczej zdziwienie, jak niepostrzeżenie podporządkowała całe życie i dosłownie wszystkie toksyczne uczucia jednemu czarodziejowi.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Sala główna [odnośnik]24.10.20 22:23
Złowrogi błysk pojawił się w zielonym spojrzeniu. Lubił ideę polowań. Poszukiwanie tropów, podążanie śladami oraz w końcu sam moment pochwycenia ofiary. Było w tym coś pięknego, zwłaszcza gdy krew zdobytego trofeum barwiła jego dłonie. Swego czasu, gdy był jeszcze podlotkiem, polowania były jedyną z niewielu okazji do spędzenia czasu ze specyficznym ojcem, który uczył go tej, jakże przydatnej w życiu sztuki.
- To tylko otoczka. Kolorowe opakowanie Czekoladowej Żaby. Najbardziej jednak interesującym jest to, co znajduje się w środku. - Lubił towarzystwo Deirdre, obdarzał ją więc większą ilością słów, padających z jego ust. Bywały osoby przy których odrobinę odsuwał małomówność. A dziś sprawdzał, czy Deirdre nadal mogła zaliczać się do tej grupy. - Wolę środek. Tropienie, podążanie śladami pozostawionymi przez ofiarę… Wbrew pozorom, nie różnią się wiele od sarny czy innego dzikiego zwierza. Zasady pozostają podobne. A czasem bywa nawet ciekawiej. - Ostry, wilczy uśmiech przyozdobił jego twarz. Lubił znęcać się nad ofiarami, zwłaszcza gdy posiadały informacje, które dla niego mogły okazać się przydatne. Jeden trop nie raz prowadził do drugiego, a ciągła możliwość obicia komuś mordy bądź przeprowadzania długich tortur dodawała czynnika rozrywki.
Kiwnął głową na jej kolejne słowa. Liczył, że dawni znajomi znajdą mu jakieś zajęcie. Wielu z nich pamiętało go jeszcze ze szkolnych czasów. I doskonale wiedzieli, jakie były jego zdolności… Posiadał również ciągle pielęgnowane kontakty w Austrii, które mogły okazać się przydatne. Nie wychylał się jednak, nigdy nie należąc do porywczych jednostek. Wolał obserwować. Chłodno, uważnie, wyciągając odpowiednie wnioski.
- Nie mogę się doczekać. - Mruknął, posyłając jej znaczące spojrzenie. Był czarodziejem wojny. Wychowanym w wojennym świecie, nie potrafiącym odnaleźć się w codzienności pozbawionej brutalności oraz śmierci.  - Ten rynsztok nie jest taki zły. - Rozbawienie pojawiło się w jego głosie. Sam w podobnym otoczeniu spędził tak wiele lat, iż przesiąkł jego atmosferą. Między londyńskim nokturnem a podobnymi, wiedeńskimi uliczkami nie było wiele różnic… Chociaż chętnie wróciłby do używania języka niemieckiego podczas załatwiania interesów. Wolał ostry, akcent ojczystego języka od miękkich, nieprzyjemnie rozlazłych angielskich słów. Nie wyzbył się akcentu. I nigdy tego nie zrobi, zbyt dumny z pochodzenia.
- No. Na to wygląda. Lepiej to zapamiętaj, bo takie dni nie zdarzają się często. - Prychnął cichym śmiechem. Nie zwykł komplementować, w zasadzie rzadko kiedy wypowiadając własne zdanie na jakikolwiek temat. Chwilę później wywrócił ślepiami. - Nie jestem mówcą. Dobrze o tym wiesz. - Wzruszył szerokimi ramionami. Nie dla niego były kwieciste porównania, jakimi zwykł posługiwać się jego ojciec. Wolał proste, jasne określenia nie wymagające długich przemów. Finezję znał jedynie przy zadawaniu cierpienia, nie przy komplementowaniu czyjejś urody.
- Zapamiętam. I pewnie kiedyś skorzystam z zaproszenia. - Odpowiedział, kiwając przy tym głową. Nie był fanem spektakli baletowych czy oper. Te niezmiernie go nudziły, doskonale jednak wiedział, że takich zaproszeń nie powinno się odrzucać. Coś w nim zostało po naukach ojca.
Ciężkie westchnienie opuściło jego pierś w dziwnym zamyśleniu. Nie analizował wypowiedzianych przez nią słów, niezależnie czy były prawdą czy też nie, jeśli chciała aby tak myślał, nie widział ku temu przeciwskazań.
- Przykro mi. - Rzucił z uprzejmością w głosie. Tak wypadało, tak uczył go Hugo Schmidt. I tak miał zamiar odpowiedzieć na wyznanie. Nic mniej, nic więcej, żadnych sztucznych chęci pocieszenia bądź zapewnienia, że rzeczywistość się ułoży.
Byli za starzy na mydlenie sobie oczu bajkami.
Pomruk niezadowolenia uleciał z męskich ust. W tamtym momencie swojego życia jeszcze nie wiedział, że pojawi się ktoś, kogo chciałby mieć u swojego boku. Ktoś, kogo widziałby w roli matki jego dzieci. I nigdy nie lubił czuć na sobie jakiejkolwiek presji.
- Może jeszcze znajdziesz mi kandydatkę, co? - Prychnął, kręcąc z dezaprobatą głową. Był pewien, żena to jeszcze będzie miał czas, obecnie zbyt zajęty tropieniem szlamu i usuwaniem go z angielskich ulic. I bawił się przy tym całkiem nieźle.
- Możesz być pewna, że otrzymasz zaproszenie, jeśli postanowię się ożenić… I nie zabiję kandydatki do czasu ślubu. - Odpowiedział wzruszając ramieniem. Związek z kimś takim jak szmalcownik nie był rzeczą łatwą. I Schmidt doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie raz puszczały mu nerwy, nie raz podnosił rękę na kobietę, nie mając przed tym jakichkolwiek oporów. Wizja zamordowania wybranki przed wypowiedzeniem tak na ślubnym kobiercu wydawała mu się całkiem możliwa.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Sala główna [odnośnik]26.10.20 12:35
Znów się uśmiechnęła - lekko, w zadowoleniu. Zdążyła zapomnieć, jak wiele prostej radości sprawiało przebywanie w towarzystwie Friedricha. Zdawał się ją rozumieć i nawet jeśli momentami irytował, to i tak coś w jego stylu bycia oraz ponurej, zachowawczej i nieco dzikiej aurze, tak wyraźnie skontrastowanej z prezencją wyniosłej obojętności Deirdre, przynosiło konwersacji niezbędną równowagę. Dzieliło ich więcej niż łączyło, co wbrew pozorom działało na korzyść specyficznej znajomości na odległość. - Nie wierzę, Schmidt porwał się na obrazowe porównanie - wymruczała z czułym przekąsem, zauważając, że przez lata nieco się wyrobił. Wiele ciężaru tamtego chmurnego młodzieńca o potwornie mrukliwym usposobieniu zdawało się tracić swą wagę, przynajmniej przy niej: przy osobie, którą znał i z którą według politycznych planów miał niegdyś spędzić życie. Dobrze, że tak się nie stało: i nie chodziło tylko o oburzającą wysokie standardy madame Mericourt prezencję. Tatuaże w kumulacji z zbyt krzaczastą brodą skreślały Schmidta tylko jako gościa na arystokratycznych salonach - to cały charakter, upartość oraz pewne zacietrzewienie uczyniłyby małżeństwo trwającą wieczność torturą. - Typowy szowinizm czarodzieja, odnajdującego największą przyjemność w tropieniu nundu, a nie ekstatycznym zakończeniu polowania - skwitowała tym samym pogodnie-ironicznym tonem, odrzucając czarne włosy przez drugie ramię, by te nie plątały się wokół twarzy. W każdej zaserwowanej tego wieczoru kpinie czaiła się czysta sympatia, zaskakująca ją samą. Próbowała rozumieć, skąd się bierze, w końcu tak wiele ich dzieliło, a odzwyczaiła się od przesiadywania w spelunkach tego typu - może Fried symbolizował młodość, za którą podświadomie tęskniła? Za tą kilkunastoletnią, grzeczną Deirdre, stojącą jeszcze przed szeregiem niezwykle trudnych wyborów, niewinną, nieskalaną podjętymi później brzemiennymi w skutkach błędami.
Na wspomnienie rynsztoka tylko uniosła brwi: nie pojmowała, jak mogła mieszkać w dzielnicy portowej, a już o ból głowy i lekkie mdłości przyprawiała ją świadomość, że Cassandra spędza na Śmiertelnym Nokturnie każdą chwilę. Z podobnymi do Schmidta jegomościami, zalewającymi krwią przedpokój. Powstrzymała się od zapytania, czy odwiedzał słynną lecznicę. Od wchodzenia z butami w jego codzienność także, kiwnęła tylko głową, pozwalając między nimi na zapadnięcie komfortowej ciszy. Bez presji, bez nerwowego zapychania jej kontynuacją urwanych wątków, bez napięcia, ani tego złowrogiego, ani towarzyszącemu zazwyczaj spotkaniom mężczyzny i kobiety. Obydwoje dojrzeli, krystalizując się w wybranych przez siebie aspektach do prawie perfekcji. Ona jako wdowa i wpływowa opiekunka magicznego baletu, on - brudząc sobie ręce krwią, działając w imię czystości czarodziejskiego świata.
- Obawiam się, że nie znam dziewcząt twojego pokroju. Przykro mi, nie sprawdzę się jako swatka - odparła miękko, znów z subtelnym przytykiem. Obracała się wśród arystokratek lub czystokrwistych panienek z dobrych domów. W obecnym stanie Schmidt nie nadawał się na absztyfikanta; podejrzewała, że gdyby ojciec zobaczył go w tym wydaniu, do tego poznając detale pracy egzekutora, na pewno nie próbowałby wepchnąć mu w ramiona jedynej córki. A może się myliła? To było już nieistotne, zamknęli przeszłość na wszelkie dostępne spusty. I dobrze, otrzymali inne zadania. - I radzę ci nie żartować z mordowania czarownic w mojej obecności - dodała tym samym, pozornie delikatnym tonem, bo choć nie obchodził ją los byle szlamy czy zdrajczyni krwi, to niezasłużona przemoc wobec kobiet budziła w niej gwałtowny sprzeciw. Hipokryzja wślizgiwała się na najwyższy poziom, lecz do tego przyznawać się nie zamierzała. - Cóż, uważaj na siebie, nie brudź się za bardzo juchą tych plugawych szkodników i...oczekuj mojej sowy. Wierzę, że dasz z siebie wszystko i wykażesz się swymi zdolnościami - powiedziała po kolejnej chwili ciszy, zwinnie obracając się na ławie tak, że tym razem siedziała przodem do sali, na moment opierając się plecami o blat stołu, a czarne włosy przesunęły się po niedawno zgaszonym papierosie, zbierając popiół, osiadający na końcówkach kosmyków niczym szadź. - Na pewno niedługo się zobaczymy - dodała jeszcze, wstając nagle z ławy i przelotnie kładąc dłoń na jego ramieniu. Obowiązki wzywały, w Białej Willi czekały na nią nie tylko dzieci, ale - głównie - czarnomagiczne księgi, wymagające zgłębienia. Zacisnęła palce na ramieniu Schmidta jeszcze przez sekundę, posyłając mu z ukosa poważne spojrzenie. - Miej oczy dookoła głowy. Ci samozwańczy zakonnicy lubią pojawiać się w najmniej spodziewanych okolicznościach. A gdy to zrobią - nie miej litości - dodała jeszcze na pożegnanie, ze spokojem w głosie, gdy w końcu wymijała meble, odchodząc w stronę wyjścia. Nawet, jeśli z ofiary miałaby nie zostać dosłowna głowa, za jaką Friedrich mógłby otrzymać złoto, tortury w imię sprawiedliwości wynagradzały zaangażowanie. Im szybciej pozbędą się brudu z Londynu, tym lepiej dla każdego czarodzieja.

| Dei zt :pwease:


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt

Strona 31 z 32 Previous  1 ... 17 ... 30, 31, 32  Next

Sala główna
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach