Wydarzenia


Ekipa forum
Karczma "Na samym dnie"
AutorWiadomość
Karczma "Na samym dnie" [odnośnik]16.01.17 14:43
First topic message reminder :

Karczma  "Na samym dnie"

★★
Podobno nie jest to pierwszy przybytek postawiony w tym konkretnym miejscu. Poprzednie wersje siedliszcza w - jak zwykle - nieokreślonych warunkach spłonęły. Aktualny dobytek prezentuje się w formie piętrowego, nieco wypłowiałego budynku. Kolory układanej dachówki z danej czerwieni, zmieniły się w brunatną płaszczyznę, przecinaną skrawkami ułamanego bordo.
Cały dół okolony wysuniętym, drewnianym gankiem i znajdującą się tuż przy ścianie - stajnią. Nie dziwne zjawisko, gdy zrozumie się mentalność mieszkańców wsi, w dużej mierze hodowców. Wejście jest szerokie, otulone ciężkim podparciem bali. Zdecydowana stylizacja, albo na całkiem dawniejsze czasy, albo - zwyczajny praktycyzm właścicieli.
Całość kompleksu mieści się w kilku rozlokowanych pomieszczeniach. Największa z sal, otwierającą się tuż po przekroczeniu drzwi wejściowych, stanowi główny przybytek. Szeroko rozstawione ławy i całkiem wygodne, jak na okoliczności siedziska. W kątach zadbano o mniejsze stoliki, zapewne z myślą o gościach odludnych. W centrum, tuż przy wysokim barze, znajduje się kominek, zazwyczaj raźno trzaskający i to niezależnie od pogody. Jakiś czas temu karczma przeszła w ręce czarodziejów, gdy poprzedni właściciele postanowili zbiec ze stolicy.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:51, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Karczma "Na samym dnie" - Page 9 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Karczma "Na samym dnie" [odnośnik]25.11.20 18:27
Złapany w sidła lepkich butów przechodzień zakołysał się, a w tej samej chwili dopadł go czar fantastycznej ciszy. Ileż to razy miała ochotę pacnąć tym samym urokiem swojego niewdzięcznego męża. Tak naprawdę nie był najgorszy, ale bywały momenty, kiedy silencio stawało się jej jedyną szansą. Friedrich działał słusznie. Niekontrolowane wrzaski mogły mieć wpływ, mogły zaburzyć chronologię kolejnych posunięć. To przynajmniej da im chwilę na dostosowanie się do tego, co mógł im zaraz zdradzić. A może tym razem mieli więcej szczęścia i złapali samego alchemika? Na to nie liczyła raczej. Życie rzadko kiedy podsuwało niespodzianki tak łatwo. Zapewne będą się musieli namęczyć, by szlamoluba wygarnąć z nory, ale dobrze, była gotowa na odrobinę udręki. Poniekąd różdżka grzała jej się w dłoni na samą myśl, że będzie mogła chlasnąć mugolaków krzywdzącym świstem. A Fried? Nie wyglądał na takiego, którego należało zachęcać dwa razy. Obydwoje chcieli działać i nie wahali się, nie poszukiwali większej motywacji. Może właśnie to różniło ich od niekompetentnej bandy zdradzieckich zakonników. Szybko kiwnęła głową na słowa mężczyzny.
– Niech będzie. Uwierzą, że mają jakąkolwiek kontrolę i wpadną prosto w nasze sidła. – stwierdziła zadowolona. Jeśli spróbują coś wykombinować z tamtym przejściem, dowiedzą się o tym. A jeśli tamci nie odezwą się wcale, zawsze mogli zapoznać się z bocznym wyjściem nieco bliżej. Zwykle te zakamuflowane przesmyki były dużo łatwiejsze do przełamania od frontowych. Nie spodziewała się po grupce tchórzliwych mugolaków wielkich zabezpieczeń. Mimo to nie powinni jeszcze opijać zwycięstwa. – Miej się na baczności – dodała, gdy wysuwał się z kryjówki. Wcale nie musiała tego mówić, wyczuwała, że ma do czynienia z doświadczonym zawodnikiem. Z mordercą. Mimo wszystko przelotne upomnienie mogło go ostrzec. Niektóre kroki bywały ograbione z czujności. Jej samej zdarzało się również działać zbyt zachłannie, choć zwykle nie pozwalała sobie na żenujący brak kontroli. Pozostawali wciąż jednak na terenie przeciwników, ludzi spodziewających się bliższego lub dalszego nalotu – choćby i służb ministerialnych.
Wyruszyła krótko po nim. Pojmanie tego gościa pozostawiła jemu. Najwyraźniej palił się do połamania kilku kości, a jeśli nie mieli do czynienia z poszukiwanym alchemikiem, to mógł to uczynić bez żadnych przeszkód. Patrzyłaby niewzruszona – no, może z odrobiną satysfakcji. Milczący zakładnik, o ile miał trochę oleju w głowie, podejmie współpracę uwiedziony strachem jej krwawych obietnic, opętany przez uściski pięści szmalcownika. Na jego miejscu śpiewałaby jak wiosenna ptaszyna o świcie. Zrobi to, albo nie zaśpiewa już nigdy więcej.
Trzymał go. Doskonale. Schmidt widział więc, jak różdżka Iriny unosi się i uwalnia buty mężczyzny z pułapki. – Powiedz mi, mój drogi przyjacielu – zaczęła, zbliżając się do pojmanego. – Masz różdżkę? – zapytała, wyciągając dłoń w stronę jego odzienia. Mocno zakleszczony przez szmalcownika człowiek raczej nie miał szansy na wyszarpnięcie się i zagrożenie im magią – o ile nie był bzdurną szlamą, bo wtedy nie było już mowy o jakichkolwiek numerach z jego strony. Przeszukała mężczyznę, ignorując szarpnięcia, nad którymi Fried zdawał się doskonale panować. Wyjęła ją ze skrytki pod ubraniem i zacmokała z rozczarowaniem. Za chwilę dwa połamane badyle poleciały gdzieś daleko, daleko poza jej plecy. Jaka szkoda. – Szukamy twojego alchemika… - zaczęła, sunąc końcem swojego magicznego drewna po napiętej klatce piersiowej. Przerażone spojrzenie ślizgało się po niej ze strachem, a może i nawet złością. – Lubisz ból? Lubisz melodię łamanych kości? Wiem o twoich przyjaciołach, wiemy o dzieciach chowających się w kątach karczmy. Znamy waszą nadzieję. Wcale nie chcesz patrzeć, jak oni wszyscy wylatują w powietrze. A ja mogę to zrobić. Mogę was wszystkich pozabijać. Chyba że… Zawołasz waszego mistrza eliksirów, a on przyjdzie tu do nas –  zaproponowała na początek łagodnie. Emocje należało dozować, prawda? Teraz rozmowa, a później tortury. No chyba że facet podejmie mądrą decyzję, ale biorąc pod uwagę to, że trzymał się ze szlamami – raczej wątpiła. Ból nadejdzie szybko. Palce rozgrzewały się, by ścisnąć różdżkę mocniej i wzbudzić potworną magię. – Zastanów się dobrze. Możesz ich wszystkich obronić przed śmiercią. Dajemy ci szansę, jedyną, nie zmarnuj jej – negocjowała, okazując jakże wielką łaskę. – To co? Jak będzie? - zapytała, kiedy Friedrich zdjął zaklęcie i pozwolił mu mówić.


k3, co zrobi nasz kolega?
k1 - szlamolub pyskuje i się szarpie, pluje Irinie w twarz i bardzo taktownie odmawia współpracy
k2 - szlamolub jest bardzo bezczelnym, nędznym kłamcą i udaje, że nie ma z tym nic wspólnego
k3 - szlamolub jest wyjątkowym tchórzem i od razu zgadza się zawołać swoich przyjaciół.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Karczma "Na samym dnie" [odnośnik]25.11.20 18:27
The member 'Irina Macnair' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Karczma "Na samym dnie" - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Karczma "Na samym dnie" [odnośnik]29.11.20 17:09
Schmidt skinął głową na słowa, jakie padały z ust towarzyszącej mu czarownicy. Nie widział sensu wdawać się w dalsze dyskusje, plan wydawał się być niezwykle jasny. W tym momencie liczyło się działanie, wykonanie zleconego zadania. Zdobicie alchemika, po dobroci lub siłą, wyciągnięcie z niego odpowiednich informacji, aby później zrobić z nich pożytek. Na wilkołaki nigdy jeszcze nie przyszło mu polować.
- Zawsze. - Mruknął na słowa, dotyczące baczności. Wiedział, że powinien uważać. I miał nadzieję, że Irina również doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Kto wie, może ta współpraca nie będzie aż taka zła? Miał na to wielką nadzieję.
Ruszył, by dopaść czarodzieja. Nie pierwszy raz kogoś łapał. Nie pierwszy raz zamykał kogoś w uścisku silnych ramion w taki sposób, aby ten nie mógł się w nich wyrwać. Dłoń z różdżką automatycznie zwróciła się tak, by jej kraniec wbijał się w męskie gardło. A gdy Irina zwolniła czarodzieja z zaklęcia, Friedrich niemal automatycznie pociągnął go w bok; w zarośla nie chcąc stać na otwartej przestrzeni, w miejscu które zapewne dało się dostrzec z karczmianych okien.
Jego rola była prosta - nie dać mu zbiec. Pies cały czas kręcący się w okolicy właściciela miał mu w tym pomóc, jeśli będzie to konieczne. Otto doskonale wiedział, jak dopaść uciekającą zwierzynę. Lata myśliwskiego treningu Hugo Schmidta opłacały się, przynosząc jakże wielkie korzyści. Obserwował, jak czarownica podchodzi do pojmanego. Przyglądał się, jak zwinnymi dłońmi wyszukuje jego różdżki, by chwilę później złamać ją w pół i odrzucić gdzieś w bok. Im bardziej szlamolub się wiercił, tym mocniej ramiona Schmidta owijały się wokół jego sylwetki, nie dając mu choćby na chwilę wyślizgnąć się z jego ramion. Męskie usta wykrzywił paskudny, wilczy uśmiech gdy pani Macnair odstawiała swoje przedstawienie. Mówiła piękne, spokojnie. W sposób, w jaki on nie zwykł nigdy przemawiać, woląc inne sposoby wyciągania informacji.
A gdy nadszedł odpowiedni moment, Friedrich Schmidt zdjął zaklęcie pozwalając mężczyźnie odpowiedzieć na ich pytanie. Ten jednak, najwidoczniej miał inne zamiary.
- A kim ty jesteś, żeby rzucać mi takie rozkazy, co? - Zaczął, wiercąc się uścisku Schmidta, uważne spojrzenie kierując na twarz Iriny. Nie wyglądał na skorego do współpracy, lecz nie sprawiał również wrażenia kogoś, kto odznaczałby się jakąkolwiek odwagą.
- Nie znam Marshall’a, byłem tu przypadkiem. I nic więcej ci nie powiem podła suko. - Wycedził, nie zauważając nawet, iż sam zdradził swoje kłamstwa. Schmidt jednak doskonale to wyłapał, w końcu jeśli kogoś się nie zna, raczej nie używa się jego imienia, czyż nie? Szlamolub ponownie spróbował się wyrwać. Wiercił się, by wykręcić głowę i splunąć wprost na twarzy Iriny, tym samym manifestując swoją niechęć do współpracy. Wyraźnie zadowolony z siebie był pewien, że nie spotka go za ten czyn żadna kara.
Wiedział, że nie może rzucić na niego zaklęcia. Większość uroków w swojej naturze sprawiłaby, że i jemu przyszłoby cierpieć. Dłonie Friedricha przesunęły się więc na jego gardło, aby mocno się na nim zacisnąć. Wiedział, jak dusić. W odbieraniu powietrza nabrał swojego rodzaju wprawę, nie raz praktykując na własnej narzeczonej. Silne palce zacisnęły się w odpowiednim miejscu, odbierając chłopaczkowi oddech.
- Jeszcze raz, a obedrę cię ze skóry. Powoli, kawałek po kawałku. Pozbawię cię człowieczeństwa. Będziesz zdychał przez długie dni, błagał o litość która nigdy nie nadejdzie. Aż zaczniesz błagać o śmierć. Wtedy przyprowadzę do twoją rodzinę. I zmuszę do patrzenia na ich śmierć. No, na pewno masz córeczkę albo siostrzyczkę, z którą mógłbym się zabawić… - Wysyczał złowrogo do jego ucha, coraz mocniej zaciskając dłonie na jego gardle. Podsuwał mu okrutne obrazy tonem głosu świadczącym o tym, że z przyjemnością dopełni obietnicy. Twarz szlamoluba powoli zaczęła przybierać niezdrowy, siny kolor. A wtedy odpuścił trochę, jedynie odrobinę, by ten nie wyzionął ducha nim przyjdzie odpowiedni czas. - Chyba, że przeprosisz moją przyjaciółkę i zawołasz alchemika. - Dodał, kątem oka zerkając na Irinę.


Co zrobi nasz kolega?
1 - Szlamolub nadal stawia opór, nie chce mówić i próbuje wyrwać się z łap Schmidta.
2 - Szlamolub ponownie próbuje nas okłamać, wyjawiając kolejny sekret.
3 - Szlamolub faktycznie nie grzeszy odwagą, zalewa się łzami i prosi o litość.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Karczma "Na samym dnie" [odnośnik]29.11.20 17:09
The member 'Friedrich Schmidt' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 2
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Karczma "Na samym dnie" - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Karczma "Na samym dnie" [odnośnik]02.12.20 23:23
Przyjazne słowa, dogodny wstęp, który pozwoli całej trójce na zachowanie stosownych uprzejmości. Przecież krew wcale nie musiała się polać, choć byłoby szkoda zostawić przy życiu opiekuna cuchnących niemagów. Dlatego ośmieliła się, bo i kto by ją powstrzymał, wprowadzić nowego kolegę w szczegóły całego planu. Był wszak jego częścią. Musiał poznać swoja rolę i grzecznie ją wypełnić, bez nudnego kłapania jęzorem, bez cwanych uników i niepotrzebnych uszczypliwości. Zaczęła więc, o tak, z serdecznością wymalowaną na tych zaczarowanych jadowitą czerwienią wargach. Rozkręcała się i jedyną szansą pojmanego nieudacznika była potulność, zgoda, szczera chęć wsparcia dwójki niecierpliwych oprawców. Tak niewiele potrzebowali. Jedynie współpracy, która szybko zaowocuje przedostaniem się do alchemika. A co będzie później? Prawdę mówiąc wcale się tym nie interesowała.
Śmiercią
odparła, kiedy zapytał, z kim ma do czynienia. Nawet nie kłamała, bo wielu właśnie kostuchę w niej widziało. Widmo ciemności, cmentarną królową, samą śmierć otuloną gęstymi suknami czerni. – Twoją śmiercią. Wezmę cię, zabiorę, skrzywdzę. Więc dwa razy się zastanów, nim otworzysz usta. Nie chcesz mnie rozgniewać – mówiła dalej z nutą ironicznej dyplomacji. Tak naprawdę zakładnik nie miał nic do gadania i powinien już o tym wiedzieć. Cóż to więc za wątpliwości?
– Marshall... – powtórzyła zadowoleniem. – Twoje przemyślane kłamstwa są tyle warte, co twoi szlamowaci kumple – wycedziła ostro. Potem nagle spauzowała. Uważnym okiem obejmowała wiercącego się irytująco gościa. Friedrich trzymał go w mocnym uścisku, nie było mowy o niespodziankach. Zresztą mieli dwie różdżki, które chętnie odetną mu kończyny, jeśli tylko spróbuje zagrać z nimi w tę grę. Bał się, dobrze znała te marszczenia na twarzy, te drżenia na czole, wibrującą klatkę piersiową i błysk dramatu w oczach. Uwielbiała mieć władzę, czarować strachem, otumaniać bólem. Skazywać na śmierć.
– Widzę, że dużo o nim wiesz… Tym lepiej, może… - urwała, kiedy okazał jej zniewagę, plując prosto w twarz. Zastygła, ale ledwie na chwilę. To za mało, by ją złamać, poczuła co najwyżej jeszcze większe obrzydzenie i całkiem już straciła ochotę na uprzejme konwersacje. Dłonią starła wilgoć z policzka, a następnie wytarła ją w materiał ciemnych spodni. Popatrzyła na palce, które nosiły ślady tego brudu i zacmokała, unosząc lekko brodę. Tak sobie nie pomagał, tak tylko budził w niej rzeźnicze fantazje. Na szczęście Fried zadziałał szybko, a Irina z zadowoleniem przyglądała się, jak gaśnie w tych oczach resztka odwagi, jak wypala się zuchwałość. Dusił się męczony przez łapy jej towarzysza. Patrzyła na to niewzruszona, choć może jednak nie: patrzyła z przyjemnością. Spotykała go kara, czerwieniał pysk, słabły fikające wcześniej ramiona. Dobrze, niech boli, niech ociera się o śmierć. Przecież obiecała. – Widzę, że bardzo, ale to bardzo pragniesz się przekonać, że ja nie żartowałam. Pokazać ci? Pokazać ci, jak może boleć? Jak to jest tańczyć ze śmiercią? – mówiła wkurzona, manifestowała głęboko złość. – No i proszę. Opluć łatwo, przemówić trudniej – stwierdziła kpiąco, widząc, że niespecjalnie miał ochotę zastosować się do polecenia Schmidta. Zerknęła na szmalcownika, ale nagle przestraszona owieczka otworzyła usta.
– Nie mam za co przepraszać, o niczym nie wiem. Nie będę słuchał bezczelnej kurwy i jej sługusa. Po moim trupie! Nic nie wiecie, nie mam z tym nic wspólnego. Nie jest głupi, nie pójdzie z takimi jak wy, to mistrz, to artysta, nie zostawi ich! Nie jest sam, nie macie szans –
wymówił przejęty, choć spłoszył się nagle, jakby znów powiedział o kilka słów za wiele. Przeklął pod nosem i zacisnął usta, rzucając jej złowrogie spojrzenie. W ogóle nie zrobiło na niej wrażenia.
Irina wypuściła ze świstem powietrze z ust i postukała lekko różdżką w swój nadgarstek, jakby rozważała, którą torturę mu zaserwować. Nie zasługiwał na dotyk czarnej magii. Ból był najlepszym, co mogło go spotkać. – Widzę, że w stresie tracisz rozsądek. Coś ci poradzę, pomogę. Skończ już, pogrążasz się. Zrobisz to. W tej chwili, bez gadania. Nie chce mi się bawić. Zawołasz alchemika. A każda minuta jego zwłoki będzie kosztowała cię kończynę. Najpierw ty, a potem będziemy się bawić z waszym szlamowatym gniazdem. Servio! wymówiła, celując drewnem w łeb buntownika. Nie miał szans. Zwróciła się do Frieda: - Wyprowadź go przed karczmę – powiedziała, by po chwili, kiedy już znaleźli się w odpowiednim miejscu, skierować słowa do tego krnąbrnego padalca. - Wołaj.
Nie miał wyboru.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Karczma "Na samym dnie" [odnośnik]03.12.20 21:02
Schmidt powstrzymał rozbawione prychnięcie na słowa, jakie wypowiadała Irina. Wydawały mu się groteskowe, przerysowane i co najmniej zabawne, biorąc pod uwagę towarzystwo w jakim znalazł się pojmany przez nich mężczyzna. Oboje mieli codzienną styczność ze śmiercią, lecz w dwóch różnych formach. On mordował, ona grzebała. Kto wie, może kiedyś dałoby się zrobić z tego jakiś biznes? To jednak musiało zejść na dalszy plan. Nie odzywał się, pozwalając Irinie prowadzić słowną grę. Sam robił to, co umiał najlepiej - słuchał uważnie każdego, nawet najmniejszego słowa oraz zaciskał mięśnie na jego sylwetce, nie pozwalając mu uciec. Wiedział, że jeśli jej metody zawiodą, on będzie mógł wkroczyć do akcji. Sprawić, że wyśpiewa wszystkie informacje pod wpływem ciężkich uderzeń oraz dokładnych ruchów myśliwskiego noża.
A wtedy ten postanowił sprzeciwić się im, co szybko przypłacił interwencją szmalcownika. Znali się czy też nie, żadna szlama czy szlamolub nie powinien odzywać się w ten sposób do czystokrwistej czarownicy. Tym bardziej nie powinien pluć jej w twarz. Zachowanie pojmanego raziło, nawet jeśli sam posiadał całkiem sporą historię znęcania się nad kobietami, niezależnie od płynącej w ich żyłach krwi.
Męskie palce zaciskały się na jego gardle w sposób, który Schmidtowi wydawał się być niemal naturalnym. Nie robił tego po raz pierwszy, opanował różne techniki zadawania bólu i w tym momencie, przez jedną chwilę nie zwracał uwagi na Irinę. Zadanie, jakie mieli do wykonania, było ważniejsze niż jakakolwiek duma.
Nie odpuszczał nawet, gdy kobieta ponownie zaczęła odzywać się do pojmanego. Naciskał na jego krtań tak, by ten odczuł dyskomfort oraz ból, lecz nie tak by zabić go brakiem jakiegokolwiek powietrza. Był im potrzebny i szmalcownik doskonale o tym wiedział.
A później zaczął mówić.
Nieskładnie, jak na kiepskiego kłamcę przystało. Przerażonym głosem, jak przystało na wyjątkowego tchórza. A gdy nazwał go sługusem Friedrich zacisnął mocno palce na jego krtani, by ten przez chwilę nie mógł powiedzieć nic więcej. Po chwili odpuścił jednak, by reszta informacji mogła dolecieć do ich uszu. Pewien, że jeszcze zemści się za te słowa. Ostro oraz nieprzyjemnie.
Słuchał uważnie informacji wyłapując to, co mogło okazać się istotne, zielonymi ślepiami odszukując twarzy Iriny, by posłać jej porozumiewawcze spojrzenie. Sam nie znał czarnej magii, nigdy nie mając większej okazji, by zainteresować się tym tematem... I lubiąc element zaskoczenia. Nie raz spodziewano się z jego rąk czarnomagicznych uroków i nie raz zaskoczył przeciwnika, posyłając w jego kierunku zwykły urok. Kto wie, może kiedyś wpadnie na pomysł zapoznania się z czarną magią? Nie wiedział, zwłaszcza wiedząc, co ta potrafiła robić w umysłach.
W tym momencie ważnym były pozyskane informacje oraz dokończenie misji. Pomruk zamyślenia wydobył się z jego ust, a mało rozmowna natura ponownie dała się w znaki. Kiwnął jedynie głową, uznając plan za całkiem dobry.
Pociągnął mężczyznę przed karczmę. Pojmany czarodziej próbował stawiać opór, wyrwać się z jego uścisku. A wtedy Schmidt ponownie zaciskał palce na jego gardle, popychał w odpowiednim kierunku bądź boleśnie wykręcał ramiona, byleby ten wykonał ich polecenia.
Zatrzymał się dopiero przed wejściem do karczmy, w odległości bezpiecznych kilku metrów. A wtedy Irina wypowiedziała odpowiednie polecenie.
-Marshall! - Wyrwało się z ust zakładnika, mimo iż jego mina wskazywała na to, iż nie chciał tego mówić. -Marshall! - Zawołał po raz kolejny, a na ustach szmalcownika pojawił się podły uśmiech. -Marshall! To ja, Roderick! Wyjdź do mnie, proszę! - Kolejne zawołania uciekały z ust pojmanego, coraz bardziej przybliżając ich do zapoznania się z tajemniczym alchemikiem. Łzy zaczęły spływać po twarzy pojmanego, Schmidt złapał go w pewniejszym uścisku.
-Marshall! Proszę, wyjdź do mnie! - Roderick zawołał po raz kolejny, karczma jednak zdawała się być niewzruszona.

Co zrobi alchemik?
1 - Wychyli się, ale nie wyjdzie.
2 - Wyjdzie w towarzystwie.
3 - Wyjdzie sam.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Karczma "Na samym dnie" [odnośnik]03.12.20 21:02
The member 'Friedrich Schmidt' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Karczma "Na samym dnie" - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Karczma "Na samym dnie" [odnośnik]12.12.20 16:00
Zupełnie jakby robiła to codziennie – kreowała mordercze wizje, groziła, bawiła się różdżką z niegodnymi choćby liźnięcia magii sojusznikami brudnokrwistych. Tradycyjne walenie po pyskach i łamanie kości też jej się podobało, ale wolała sprawdzić najpierw techniki nieco, powiedzmy, perswazyjne. W końcu nie była nowicjuszką w temacie mniejszych i większych… manipulacji. Po dobroci bywało nudne, ale pozwalało czasem na uniknięcie plamienia syfem rąk. Friedrich wyraźnie nie miał nic przeciwko, ale podejrzewała, że zdąży jeszcze się wykazać. W imię Czarnego Pana należało czynić wszystko, byleby doprowadzi pertraktacje do odpowiedniego finału. A czekała ich jeszcze potem rozmowa z cennym dla sprawy alchemikiem i ewentualną zgrają jego cuchnących obrońców. Ktoś, kto zalęgł się jak szczur w tak zapuszczonej melinie, nie mógł mieć za wiele argumentów, z którymi Irina zechciałaby dyskutować. Nie było zresztą o czym mówić. Wrócą do rycerzy z potrzebnym mistrzem eliksirów lub nie powrócą wcale. Oczywiście drugiego wariantu sobie nie wyobrażała.
Dyskretnie oblizała usta, wyłapując zaciskające się na ciele zakładnika dłonie Schmidta. Podobał jej się widok, spięcie ofiary, jej bezbronność, zabójczy czar wynurzający się spod powiek oprawcy. Wyciskał dechy z bezczelnika. Groził, choć nie grzeszył słowem. Zabierał tchnienia, podarowując jej tym samym podniecające dla oka spektakle. Cierpiał ten, kto ośmielał się plugawić honory rozpuszczone w ich magicznej krwi.
Ale tonął w niezdarnym bełkocie, zdradzając im kilka cennych informacji. Przyjmowała je chętnie, choć nie szczędziła pogardliwych spojrzeń. Co za dureń. Dobrze, że w szeregach Mrocznego Pana nie było miejsca dla takich gamoni. Gromadzili się wokół niego ludzie waleczni, zdolni, oddani. A nie banda tchórzy, które tylko w pierwszych dwóch szczeknięciach silili się na oznakę bezwzględnej wierności wobec tych swoich śmiesznych idei.
Czarna magia, jak ta najsilniejsza przyjaciółka, wezwana wspomogła swoich braci i tym samym przymusiła zakładnika do współpracy. Chciał czy nie – nie było już wyboru. Świadomy, bezradny, niechętny, ale jednak musiał podążyć za życzeniem dokładnie wypowiedzianego żądania. Pod jednym słowem schowało się o wiele więcej i dobrze wiedział, kogo należało wezwać. Przede wszystkim jednak odrobina gróźb i czułości ze strony szmalcownika sprawiły, że wreszcie przestał się rzucać. Przegrał, a wypalający się w jego oczach bunt dostarczył Irinie domieszkę całkiem motywującej satysfakcji. To jednak dopiero pionek. Jeden wymęczony, powalony pionek, który doprowadzić miał ich do celu. Wołał, a Irina czujnie przyjrzała się całej ruderze na wypadek, gdyby ich zbliżenie się miało aktywować pułapki lub inne niespodzianki. Komitet powitalny też mógł zaraz rozgrzać nieco zastygłe, znudzone różdżki wiedźmy i szmalcownika. – Proszę, proszę… Cieszą mnie twoje starania. Nie ustawaj, Marshall na pewno nie może się nas doczekać – zakpiła, przelotnie jedynie zerkając na profil szlamowatej kreatury. Widok wstęgi wilgoci wywołał śmiech. Ależ był żałosny, choć może nie aż tak tępy, skoro wiedział, jaki los mógł zaraz spotkać i jego i wszystkich tych koleżków.
Wyszedł w końcu ktoś, choć kazał na siebie czekać stanowczo za długo. Trzymał w dłoni różdżkę. Nie wyglądał na wojownika, ale też nie mieli pewności, że faktycznie był to ów alchemik. Irina lekko zmrużyła oczy. – Czego chcecie? Natychmiast go puścicie – oznajmił szorstko, machając charakterystycznie dłonią wolną od magicznego drewna. Naprawdę był aż tak naiwny, by uwierzyć, że te słowa zdolne były ich wzruszyć? Irina wystąpiła do przodu i lekko pokręciła głową. Jej cmoknięcie mogłoby rozciąć twarz alchemika, gdyby tylko stało się materialne. – Potrzebujemy alchemika. Potrzebujemy ciebie i twojej wyjątkowej natury, a ty pójdziesz z nami, albo popatrzysz, jak twoi przyjaciele cierpią, jak umierają przez twój nędzny opór. Spójrz tylko, twój biedny koleżka już płacze dzięki trosce mojego towarzysza – oświadczyła głośno, dłonią wskazując ściskanego przez Frieda zakładnika. – Nie są wiele warci, ale… może ich oszczędzimy. Błądzisz, alchemiku. Wspierasz słabych, wspierasz tych, którzy niszczą dobro społeczności czarodziejów. Ale damy ci szansę. Możesz iść z nami i przysłużyć się jedynym słusznym ideom. Albo zginąć z nimi tutaj, w bólu, jakiego nie jesteś sobie w stanie wyobrazić. I to po co? Dla jakiś nędznych szlam. Nie zastanawiaj się długo. Nie zamierzamy tkwić tu pół dnia i wysłuchiwać żałosnych lamentów – dokończyła, rzucając to ostatnie, wyczekujące spojrzenie. Spodziewała jednak, że nie pójdzie wcale tak łatwo i facet spróbuje kombinować. Nieco przerysowana groźba śmierci powinna pospieszyć mężczyznę. A jeśli odmówi, zaczną się bawić zupełnie inaczej.
Wymierzona w nich różdżka nie przeraziła Iriny. Widziała też uparte, nieustępliwe spojrzenie, które tylko od czasu do czasu zakradało się do pojmanego druha. Milczał, może szykując się do bezsensownego ataku. Nie było to wygodne położenie. - Zatem trzeba cię zachęcić... - stwierdziła poirytowana. Friedrich pomoże mu podjąć decyzje. A jeśli nie, zmuszą go i skończą to przedstawienie.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Karczma "Na samym dnie" [odnośnik]13.12.20 16:20
Friedrich Schmidt był odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu. Zadawanie cierpienia było czymś, w czym posiadał odpowiednią wprawę. Praca zobowiązywała, tak jak zobowiązywały wcześniejsze działania, których się podejmował, a o których niewielu przyszło cokolwiek wiedzieć. W znany sobie sposób zaciskał palce na gardle złapanego szlamoluba, wychowując go niczym niesforne szczenię.
- I głośniej, nie lubię czekać. - Dodał nieprzyjemnie zimnym tonem głosu, chcąc podsunąć jego wyobraźni najgorsze z możliwych scenariuszy. A pojmany szlamolub krzyczał, próbując wywołać znajomego alchemika z karczmy. Łzy spływały po jego policzkach w wyrazie dziwnego załamania, a śmiała myśl wykwitła w głowie Schmidta. Musieli być blisko. Skoro wydanie alchemika wiązało się z takimi emocjami, musieli być w jakiś sposób powiązani... Tylko jak? Tego nie wiedział, postanowił jednak zapamiętać informację.
Alchemik wyszedł, a Friedrich od razu omiótł go uważnym spojrzeniem. Nie sprawiał wrażenia kogoś, kto mógłby sprawić jakiekolwiek niebezpieczeństwo. I mimo iż Austriak doskonale wiedział, iż wroga nie należało lekceważyć, niezależnie od tego, jak niepozornie wyglądał.
Irina rozpoczęła swoją przemowę która, w jego osobistym mniemaniu, wydawała się być całkiem zabawna. Jego podobne groźby nie zwykły ruszać. Nie znał rodziny matki, rodzina od strony ojca znajdowała się w Austrii, a odnaleziony przyrodni brat z pewnością był w stanie doskonale sobie poradzić. Do innej słabości nie przyznawał się przed samym sobą będąc pewnym, że ta krzywda z pewnością by nim nie poruszyła. Takie myślenie było lepsze, z pewnością bezpieczniejsze. I nie miał zamiaru w żaden sposób go zmieniać.
Słuchał, uważnie obserwując postawę alchemika, ciekaw czy ten zdecyduje się wystosować jakiekolwiek zaklęcie. W niego nie mógł celować - wystarczyła chwila, by szmalcownik skrył się za pojmanym chłoptasiem, traktując go jako żywą tarczę. A bólu jego zabawki alchemik chyba by nie chciał. Był dobrym obserwatorem. Już od czasów szkoły był tym, który zwykł dokładnie przyglądać się otoczeniu, wyszukując jego najmniejszych detali. Nie wtrącał się więc w słowa pani Macnair, będąc pewnym, iż to ona posiadała lepszy dar do przemów. Przynajmniej do czasu, gdy zaniepokojony alchemik uniósł dłoń z różdżką. To był moment, w którym powinien zareagować. - Fang,Otto. - Rzucił, po czym wykręcił dłoń pojmanego. Mocno, doprowadzając go do tego, że ten osunąłby się na ziemię, gdyby nie znajdował się w jego uścisku. W tym samym momencie posłuszne zwierzę skoczyło w stronę alchemika, by odbić się od ziemi i zacisnąć silne szczęki na męskich palcach. Krzyk wyrwał się z piersi alchemika, palce wypuściły drewno, które ledwie chwilę później znalazło się w psim pysku.
- Nie mamy czasu, żeby się z tobą przekomarzać, starcze. - Zaczął, dłonie ponownie przenosząc na szyję zakładnika, na której widniały już ślady jego dłoni. - Masz dwa wyjścia. Albo grzecznie pójdziesz z nami, porozmawiamy, a później odstawimy zarówno Ciebie jak i twojego... krewnego? Chyba coś was łączy, nie? - Nieprzyjemny uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy zauważył zmianę w mimice alchemika. Zmianę, potwierdzającą jego słowa. - Tak myślałem. Wracając do tematu, albo pójdziesz  z nami bez walki, porozmawiamy, a później grzecznie odprowadzimy Cię tam, gdzie zechcesz... A ten tu będzie cały i zdrowy... albo będziesz przyglądał się jak go duszę. A gdy umrze, zabiorę się za dzieciaki. Zobaczysz jak wiją się podczas tortur, połowicznie pozbawione skóry; będziesz wsłuchiwał się w dziecięce krzyki, dopóki nie powiesz mi tego, co mnie interesuje. - Każdy, kto choć odrobinę znał Friedricha Schmidta doskonale wiedział, że ten nie miał najmniejszych oporów przed brutalnymi morderstwami zarówno dzieci, jak i kobiet. Pewien, że szlamy zapewne nie raz wspomniały o szmalcowniku, który morduje i dzieci. W potwierdzeniu swoich słów zacisnął mocniej palce na szyi zakładnika. Mocno, uciskając odpowiednie miejsce tak, by odciąć mu jak najwięcej powietrza. Chłopaczek zaczął się rzucać, Schmidt trzymał mocno, a twarz pojmanego przybrała nieprzyjemnie siny kolor.
- Masz dziesięć sekund, zanim zdechnie. - Uprzedził. Blefował, by udusić typka potrzebował odrobinę więcej niż dziesięć sekund, był jednak doskonale przekonany, że alchemik nigdy nie miał okazji sprawdzić tej teorii w rzeczywistości. Koniec zabawy, miejsce nie przypadło mu do gustu, a oni mieli jeszcze wiele do zrobienia.
- Dziesięć... Dziewięć... Osiem... - Rozpoczął paskudne odliczanie chcąc, aby alchemik poczuł presję. Aby poddał się panice oraz strachowi, przystając na ich warunki.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Karczma "Na samym dnie" [odnośnik]25.12.20 13:59
Wpleść próbowała między mdłe scenariusze tego, co może się przytrafić nieszczęsnej świcie alchemika, odrobinę negocjacji, namiastkę dyskusji, która pozwoli mu przez chwilę pomyśleć o tym, że może jeszcze wyjść stąd jako ich sojusznik, chętnie współpracujący, przydatny Czarnemu Panu. Jeśli informacje Rycerzy bliskie były prawdzie i ten mężczyzna naprawdę posiadał wiedzę niezbędną do poszerzenia wpływów i pozyskania sił wilkołaków, być może zostaną mu wybaczone niektóre śmierdzące angaże z ostatnich tygodni. Albo i nie. Nie przejmowała się tym, co będzie po tym, jak tylko z faceta wyciśnięte zostaną wszelkie wskazówki. Trudno jednak mówić o długofalowej, naprawdę stabilnej współpracy. Był tylko pionkiem, pionkiem, który miał wpaść w pułapkę. Mieli go stąd zabrać i doprowadzić prosto w ramiona tych, którzy dobrze wiedzieli, jak dalej pokierować tym nędznym losem. Chociaż Irina gotowa była kontynuować zadanie, zadać właściwe pytania i zdobyć tak potrzebne tropy. Już wiedziała, że nie obejdzie się bez ostrzejszych sugestii i bardziej bolesnej kakofonii wyciskanej przez pięści towarzysza z sinych warg tego lichego szlamoluba. Obserwowała, przez chwilę w milczeniu, jak pies po wyraźnej komendzie wyskakuje w stronę eliksirowego popaprańca, pozbawiając go tym samym ostatniego śladu wątłej pogróżki. Pozbawiony magii i świty bojowych kompanów niewiele już mógł zrobić, by się wybronić… choć, może wręcz przeciwnie – dobrze wiedział, jaka decyzja była tą słuszną. W tych okolicznościach sytuacja stała się jeszcze prostsza, choć parę chwil wcześniej Irina tylko czekała, aż alchemik świśnie jej urokiem w pierś. Nic takiego się nie stało. Brudna dłoń głupca drżała zbyt długo, a zamarzające w lęku wargi stały się ostatecznym dowodem na to, że ten nie umiał zaryzykować życiem grupy kryjących się w lichej karczmie karaluchów.
Jakże mi przykro odpowiedziała, cmokając lekko z ustami, kiedy dumne psisko przechwyciło magiczny kawałek drzewa. – Pokonał cię pies, mamy twojego koleżkę na ostrzu, a ty wciąż zgrywasz cwaniaka. Cwany bądź przy swoim kotle. Teraz masz być tylko mądry, chociaż się postaraj. Możesz ich uratować, ale wiedz, że szansa na to maleje z każdym uderzeniem twojego tchórzliwego serca. On nie żartuje, a ja obiecuję ci, że krzyki tych dzieci staną się twoim największym koszmarem. Będziesz stał i patrzył, a potem i tak opowiesz nam o wszystkim, czego potrzebujemy. Nie, alchemiku, już nie masz wyboru. Poddaj się. Idź z nami. Stań po stronie tych, którzy bronią czarodziejskiego dziedzictwa. Albo zostań tu i gwałć je dalej. Tylko pamiętaj, że żadne z nas ci na to nie pozwoli – dopowiedziała, oblizując lekko wargi. Stała w rozkroku, głodna, gotowa, rozgrzana. Kusiła ją mroczna magia rozpływająca się po ciele, jej melodie chciały się wyrwać z ust i ugodzić. Zapanować nad nudą, nad nieposłuszeństwem. Bolało zakładnika zamkniętego w mocy gniewu Frieda. Wiotczał, tracił oddechy, tracił zdolność obdarzenia alchemika choćby i tym ostatnim, błagalnym spojrzeniem. Rósł dramat, a w niej zalęgała się upiorna irytacja. Już dość.  Więc najpierw zakładnik, a potem każde szlamowate dziecko w karczmie. Spodziewała się, że pójdzie o wiele szybciej. Niektórzy jednak potrzebowali wyraźnej podpowiedzi. Popędzenia.Coli! zawołała, celując w brzuch znajdującej się w klatce Friedricha ofiary. Rozczarowujące mroki nie zatrzymały jej jednak na długo. Była zdeterminowana, głodna bólu i dosadnej presji. Niech ten alchemik wie, że żadne z nich nie żartowało. Szybko więc skorygowała ułożenie nadgarstka i lekko zmrużyła oczy. Coli! powtórzyła głośniej i tym razem ciemne moce odpowiedziały na wezwanie, uderzając w brzuch nędznego pomiotu, niezbyt mocno, ale na tyle dokładnie, by zatruć czarną magią wrażliwe wnętrzności. Wymagało to od niej jednak wyrzeczenia. Poczuła ukłucie. Osłabła nieznacznie. Sięgnęła po czar, który odebrał jej skrawek sił. Niezbyt zauważalny, nie zrezygnowała z morderczych wariacji, nie zdjęła złego spojrzenia, nie ugięła się przez cień bólu. Zakładnik w ramionach towarzysza załkał jeszcze mocniej, choć były to resztki sił. Egzemplarz niezbyt silny, skoro nie wytrzymał nawet prologu. Wiedziała, że szczury zakonników to tylko banda miernoty.
– Twój czas się skończył. Idziesz z nami –
warknęła, robiąc krok w stronę tego, który nie doceniał powielających się szans. – Kolegi już nigdy więcej nie zobaczysz. Ani jego, ani tych tam… - rzuciła, machając dłonią w stronę karczmy. Na te słowa jednak alchemik się poruszył. Otworzył szerzej oczy i skrył się za rękami. – P-powiem. Obiecuję. Wszystko powiem. Zostawcie ich. Nie k-krzywdźcie. Błagam! – mówił, kuląc się jak szczur. Irina uśmiechnęła się pod nosem. Perswazja, choć bolesna i tak obrazowa, widocznie zadziałała. – O tak, możesz być pewien, że spędzimy ze sobą trochę czasu. Dobrze słyszeć, że zmądrzałeś, tchórzu. Może nie będzie tak źle... może ta pokora zostanie nagrodzona. Chociaż wątpię oznajmiła, ostatnie zdanie wypowiadając raczej do siebie, zdecydowanie ciszej. Odwróciła się w stronę Frieda. – Wiesz, co robić. Zgarniamy go i zmywamy się. Oby nie fikał. A jak zacznie, to odetnę mu nogi – odparła z jadem. Niektórzy wiedzieli, że w wyrywaniu kończyn była całkiem niezła. Ulubiona forma zabijania. Odrąbać czarną magią kawałek po kawałku. A na koniec głowa. Zadanie wykonane, czyż nie?
A potem tu wrócą i wysadzą w powietrze ociekające szlamem gniazdo.

192/207
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Karczma "Na samym dnie" [odnośnik]26.12.20 2:47
Paskudny, wilczy uśmiech przyozdobił ostre rysy jego twarzy w miarę jak Irina wypowiadała kolejne słowa. Tym gestem potwierdzał, że każde, wypowiedziane przez nich groźby z pewnością znajdą odzwierciedlenie w rzeczywistości. Oboje powiązali byli ze śmiercią. Ona odprowadzała czarodziejów na drugą stronę, od wysysał z nich posokę oraz życie, jeśli stali na drodze do osiągnięcia wyznaczonego celu. I tym razem było podobnie. Alchemik stał na ich drodze, przeszkadzał w osiągnięciu zamierzonego celu, a w jego przypadku również złotych monet, jakie mógł zyskać za kilka głów znajdujących się w karczmie. A Friedrich Schmidt niezmiernie nie lubił, gdy ktoś stał między nimi a złotem. Zielone ślepia wpatrywały się w mężczyznę spojrzeniem przepełnionym złością, a palce coraz mocniej zaciskały się na gardle zakładnika. I gdzieś w środku uznał, że dzisiejszy dzień należał do co najmniej dobrych - przemoc, strach w powietrzu oraz towarzystwo, bądź co bądź, niezwykle pięknej kobiety. Do pełni szczęścia brakowało mu dźwięku monet w sakiewce oraz dobrego, austriackiego alkoholu - tym jednak, z pewnością będą mogli zakończyć dzień, jeśli ich misja się powiedzie.
Nie puszczał gardła zakładnika gdy Irina wypowiadała inkantację. Nie skomentował tego, iż w pierwszym momencie zaklęcie nie należało do udanych. Dzisiejszy dzień obfitował w nieudane inkantacje zarówno z jego, jak i z jej strony. I zapewne zawrze z nią pakt, aby nikomu o tym nie opowiadać, gdy przyjdzie im zdawać raport z przejęcia alchemika. Oboje się zbłaźnili, oboje jednak mimo porażek zdawali się działać skutecznie - alchemik był bliski poddania się ich woli, należało jedynie odrobinę mocniej podkreślić ich zdanie oraz wszystkie możliwości, jakie wiązały się z odmową. Chwilę później Irina powtórzyła inkantację, która tym razem przyniosła odpowiednie działanie. Zakładnik próbował zwinąć się z bólu, nadal jednak tkwił w morderczym uścisku Schmidta. Chłopaczek załkał, a pomruk zadowolenia wyrwał się z ust szmalcownika. Wiedział, że kolejna prezentacja z pewnością przyniesie odpowiednie działanie. I nie pomylił się w swoich założeniach. Alchemik poddał się ich woli, on jednak jeszcze nie odwał psa, ciągle zjeżonego i warczącego przed mężczyzną, gotowego w każdej chwili skoczyć do ataku i rozerwać miękkie tkanki.
Schmidt wypuścił łkającego zakładnika z dłoni. Pozbawiony różdżki, z sinymi śladami wokół jego szyi z pewnością nie stanowił najmniejszego zagrożenia. Poddał się już dawno, dawno również stracił wszelką nadzieję na wyjście z sytuacji.
- Zmuś go, żeby wszedł do środka. - Polecił Irinie, samemu podchodząc do alchemika. Pies ciągle nie spuszczał z niego wzroku. Friedrich wyjął swoją różdżkę, by skierować ją w stronę podstarzałego mężczyzny.
-Esposas! - Wypowiedział inkantację. Wiązka zaklęcia wyleciała z jego różdżki usłużnie oplatając nadgarstki oraz kostki alchemika magicznymi kajdanami. Mimo iż zgodził się współpracować, szmalcownik nie miał zamiaru mu w jakikolwiek sposób ufać mężczyźnie. Kto wie, co strzeli mu do głowy? Nigdy nie mogli mieć pewności. A gdy alchemik był spętany, Friedrich podniósł jego różdżkę aby schować ją do swojej kieszeni. Ten przedmiot z pewnością mógłby się im przydać. Tak przygotowanego alchemika złapał za ramię, by podprowadzić go do Iriny. Nie miał zamiaru zostawiać tej budy w całości już od momentu, gdy wybierali się w te strony. A plan sam pojawił się w jego głowie.
W czasie gdy on zajmował się alchemikiem, Irina zajęła się ich pierwszym zakładnikiem zmuszając go, aby ten przekroczył progi karczmy. Schmidt złapał alchemika za ramię i poprowadził go ku Irinie. Mijając zakładnika widział łzy spływające z jego oczu, co jedynie wywołało niezwykłe rozbawienie w szmlacowniku. Pies kroczył tuż za nim, uważnie obserwując nowego zakładnika oraz swojego pana.
- Zabierz go, Irino. Tam, gdzie się umawialiśmy. Dołączę do Was w przeciągu pół godziny. -  Powiedział z błyskiem w zielonych ślepiach. Przez chwilę utkwił uważne spojrzenie w buzi towarzyszącej mu czarownicy, jakoby chciał zapewnić, że posiada plan. I to całkiem dobry plan, któremu zwyczajnie powinna zaufać. - Beobachte ihn, Otto. - Polecił psu, postanawiając puścić go z Iriną. Ot tak, na wszelki wypadek gdyby alchemik chciał zwiać, a magia ponownie by zawiodła dzisiejszego dnia.
Kolejne pięć minut od odejścia Iriny przeczekał w krzakach, znajdując sobie najlepsze miejsce do wykonania jego planu. A gdy był pewien, że towarzysząca mu czarownica oddaliła się na odpowiednią odległość wyciągnął z kieszeni znaleziony kiedyś kryształ. Znajomy rozszyfrował dla niego jego działanie, z którego Schmidt miał zamiar w tym momencie skorzystać. Zamachnął się, by rzucić wybuchowy kawałek kryształu wprost w karczmę. Nie czekał jednak na skutek swojego działania, od razu rzucając się biegiem w przeciwnym kierunku - dokładnie tam, gdzie poszła Irina by dogonić ją w połowie drogi.
Dzisiejszego dnia, mieli jeszcze wiele do zrobienia.


| Rzut do celu oddalonego o 10 pól. ST: 30 -10 (Spostrzegawczość II)= 20; bonus do rzutu: Zx2=5x2=10 - +10 do rzutu.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Karczma "Na samym dnie" [odnośnik]26.12.20 2:47
The member 'Friedrich Schmidt' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 28
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Karczma "Na samym dnie" - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Karczma "Na samym dnie" [odnośnik]27.12.20 19:30
Koniec sprawy. Kapitulacja alchemika. Pożałuje, że wspierał szlamy, choć jeśli wynagrodzi zniewagę wobec czarodziejów i opowie, co wie na temat wilkołaków i ich podejrzanych kryjówek, być może okazana zostanie mu jakaś namiastka łaski. Czy na to zasługiwał? O tym zdecydują już rycerze. Wiedzieli, jak rozmawiać z takimi zdrajcami i znali odpowiednie metody by wyciągać to, co miało nigdy więcej nie wydostać się z ohydnej paszczy. Szkoda, dobry z niego materiał na wiernego druha. Niestety jednak pomylił strony, zabłądził, zdurniał. Ale może wilkołacze fascynacje jeszcze zdołają mu ten tyłek uratować. To już nie ich sprawa. Poszedł nawet, cóż, po dobroci. Irina i Fried będą jeszcze mieli chwilę, by zastanowić się nad tym, jak dokładnie przedstawić… niedawne negocjacje. A co się stanie z całą resztą szlamowatej jaskini? Przecież tych parę desek i kamieni już i tak ledwo stało, a brudną krew należało tępić, by zaraza nie panoszyła się tak bezczelnie po czarodziejskim terytorium.
Zakładnik wpadł na kolana, ciężko. Oddychał z trudem i błądził spojrzeniem po chodnikach. Irina skinęła powoli głową, spodziewając się, co się zaraz wydarzy. Szkoda ich magii na dodatkowe grzebanie mu w pamięci, skoro jeszcze chwila i zginie marnie. Wzniosła więc znów różdżkę, podejrzewając, że choćby i zakładnik chciał, nie ma siły się poruszyć. A będzie musiał, bo jej wola będzie przymusem do obolałego ciała. Wymówiła więc znów podłą inkantację. Servio wypłynęło z jej warg jak najsłodsza i najpodlejsza modlitwa. Melodia jej głosu obijała się o i tak już poturbowaną duszę. Na tyle nędzną, by nie mieć sił na przeciwstawienie się niezbyt skomplikowanej formule. Nie wszyscy byli godni tego, by mierzyć się z czarną magią. Ten tutaj nie miał innego wyboru – mógł jedynie słuchać wstrętnych rozkazów, poddać się woli kobiety znacznie potężniejszej od niego. Nie mógł się równać z czarodziejami godnymi posiadania różdżki i czerpania z magicznego dziedzictwa. Na szczęście ten mierny żywot za chwilę dobiegnie końca, a oni dopełnią dzieła. Właź wymówiła jadowicie, czyniąc ostry krok w stronę lichego cielska. – Tylko szybko – dorzuciła już poza działaniem nieprzyjemnego zaklęcia. Nawet jej się aż tak nie spieszyło, ale nieco znudziły ją wcześniejsze pyskówki i zbyt długie rozważania. Zupełnie jakby mieli o co walczyć, mieli o co się targować. Istniała tylko jedna opcja, jedyna droga do zadowolenia Schmidta i Macnair. Ale i nawet to było zbyt trudne do pojęcia dla tych przygłupów.
Czujnie więc świdrowała okiem tego gamonia. Podniósł się ciężko z kolan. Dobrze wiedział, dokąd miał pójść i być może podejrzewał, jaki będzie kolejny krok tej dwójki. Powinien pożegnać się z życiem. Dostali to, czego potrzebowali. Przekabacili alchemika, ściskali go w pułapce. Tylko to było potrzebne, tylko on i jego wiedza, którą mieli dostarczyć do sojuszników Czarnego Pana. W tym czasie Fried skuł alchemika. Gra skończona. Za chwilę przyjaciele spłoną najboleśniejszą śmiercią. Albo sprawa okaże się zupełnie bezbolesna i w odłamku sekundy ich cząstki pofruną w powietrze. Cokolwiek wybierze Friedrich – Irina przeczuwała, że spodobały jej się ten widok. Nie czas jednak na spektakle. – Niech tak będzie – przytaknęła mężczyźnie i pchnęła plecy nowego przyjaciela. – Idziemy – rzuciła chłodno, pociągając go w stronę znaną tylko dwójce sojuszników. Gdyby jednak mistrzem eliksirów zamierzał sprawdzić się w roli mistrza ucieczki, różdżka Iriny wciąż niebezpiecznie rzucała się mu w oczy. Ani na moment nie straciła czujności. Kundel polazł za nimi, pilnując jej i jego. Słusznie. Ogołocona z możliwości czarowania, jakimś psotnym przypadkiem, mogłaby sobie nie poradzić, a po drodze mogli natknąć się na szlamowate niespodzianki. Pies był bardzo użyteczny. Zamierzała podobnego kundla sprawić synowi. Dzieciak łaził z dumą po Nokturnie. Przydałoby się mu towarzystwo. – A po drodze sobie porozmawiamy… - zarzuciła, uśmiechając się gniewnie, cwanie. Ostatecznie przesłuchanie miało się odbyć już nie tutaj, nie na tej ulicy i z pewnością przy nieco innej ekipie, ale Irina nie chciała raczej próżnować. Ostatni raz obróciła się tylko za siebie, by popatrzeć na karczmę. Karczmę, która zaraz zniknie z londyńskiej mapy. Żywot tuzina szlam dobiegnie końca, a oni przysłużą się najważniejszej sprawie i najważniejszemu czarnoksiężnikowi.

192/207

zt x2
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Karczma "Na samym dnie" [odnośnik]28.08.21 0:03
10 stycznia '58

Kości przesuwały się między palcami, gdy czarne oczy śledziły ruch pomarszczonych dłoni pchających w jej stronę sakiewkę z postawionymi momentami; kości, białe, leciwe, powycierane, z pewnością jednak nieludzkie, a przeznaczone wyłącznie do żmudnej rozrywki w miejscach takich jak to. Dusznych od dymu papierosów wypełnionych tytoniem tańszym niż przyjemność spod spódnicy dziewczątka zagubionego na Nokturnie. Przez gardło przelewał się smak taniego wina, w ciemne włosy opadające gładką kaskadą na plecy plątał się aromat starego drewna i chmielu, a rumiane usta raz po raz rozciągał ledwie dostrzegalny w ów półmroku uśmiech, kiedy tak z premedytacją sięgała po kolejną wygraną. Na blacie zadrżał teraz metalowy kubek o zadrapanej powierzchni, gdy duża, męska dłoń uderzyła w stół, a partner niefortunnej rozgrywki poderwał się z miejsca, sięgnąwszy po kufel, by z pomrukiem obelgi przenieść się do innego kąta w karczemnej sali. Smutne, tak rzadko potrafili przegrywać. Fortuna miała ją dziś w swojej opiece; płynnym gestem zgarnęła czarną sakwę i uniosła ją do ucha - tego, które niegdyś straciła -, by zatrzepotać jej wnętrznością ku uciecze jednego ze zmysłów. Kochała to, dźwięk pieniądza, dźwięk czyjegoś rozczarowania, świadomość, że znów się udało. Nie powiodła spojrzeniem za obrażonym towarzyszem. Był jednym z wielu, spędziła tu już kilka dobrych godzin, raz wygrywając, raz przegrywając, lecz coraz cięższe dno skórzanej torby świadczyć mogło o tym, że Wren, kłamliwa i słodka, gdy słodką należało się stać, znajdowała się pod wspaniałomyślną protekcją gwiazd ułożonych w bogatej konstelacji; do wcześniejszych zbiorów dołączył i ten najświeższy, podczas gdy paznokieć palca wskazującego zakreślił sylwetkę kielicha wypełnionego czerwonym trunkiem, który potem ujęła w dłoń i uniosła do ust. Kto miał być dziś następny? Kto miał wzniecić w niej płomień, zapewnić rozrywkę, odegnać znudzenie choćby na kilka minut? Czarny płaszcz z wyszytą na plecach chińską chryzantemą zaszeleścił cicho przy przeciągnięciu się na krześle; głowę otulał łagodnie kołnierz podbity ciemnym futrem na zimową okoliczność, a tę odwróciła lekko do boku, by omieść leniwym spojrzeniem zmieniającą się publikę karczemnego recitalu trunków i burd. Tam też go dostrzegła - znajomego, brodatego, surowego, ledwie wyciągniętego z lasu, posiadającego w sobie pewną pierwotność. Czy pod gęstym włosem i srogim spojrzeniem kryć mogło się cokolwiek więcej? Znała takich jak on. Łamali ją, lubili w to wierzyć.
Azjatka podniosła się zwinnie ze swojego miejsca, chwyciła wolną od kieliszka dłonią po pas wiernej torby, po czym razem ze swoim jednonocnym dobytkiem ruszyła w jego stronę, zgrabna, wychowana, a jednocześnie znajdująca się na celowniku niejednego jegomościa skorego siłą odebrać swoją własność przegraną w kościach. Nie bała się - ale i niespieszno było jej do podróży do domu w samotnych oparach styczniowej nocy. - Hannibalu - odezwała się miękko, z szacunkiem, bez zaproszenia dosiadając się do jego stolika. Łączyła ich nienawiść do mugoli i łączyła ich Sigrun. - Wznieś ze mną toast za Staffordshire. Za to, ile szlamiej krwi udało się tam przelać. Dobrze pamiętam, że widziałam cię niedaleko stosów? - zagadnęła spokojnie, wyraźnie jednak zadowolona wspomnieniem, jak kot budzący się po wyjątkowo przyjemnej drzemce. Powinien już wiedzieć, że brała w tym udział. Nie jako Rycerz, jeszcze nie, lecz jako pasjonatka; Wren podsunęła w jego kierunku kubek skrywający w swoim wnętrzu kilka małych sześciokątów. - Pięć kości, sprawdź czy nie są oszukane, jeśli nie wierzysz mi na słowo. Ile postawisz? - przywiodła potem szkło do ust i wychyliła, upiwszy z kieliszka kilka łyków wina. Smakowało okropnie - ale nawet w Londynie trudno było ostatnio o lepsze alkohole.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Karczma "Na samym dnie" [odnośnik]20.10.21 6:52
Gęsta atmosfera kotłowała się w przedmiejskim siedlisku hazardu, gdzie unoszące się kłęby tytoniowego dymu wdzierały w nozdrza nieprzyjemny zapach stęchlizny, a co bardziej pijani, niechlujni goście urządzali burdy po przegranych rozgrywkach. Hannibal zwyczajowo siedział w kącie, z którego miał perspektywę na całą salę, będąc niemym świadkiem rutynowych zdarzeń. Wbrew temu, co by się mogło wydawać, nie nawykł do angażowania się w te bójki, zazwyczaj bowiem lała się krew. Tam, gdzie pojawiała się krew, była także panika, a on nie zawsze czuł się na siłach, ażeby mordować, by rozkosznie nakarmić spragniony umysł okrutnym sadyzmem. Czasem wystarczały mu delikatne stymulanty, doznania z sytuacji, na które sam nie miał wpływu. Tak było też dziś, kiedy w roli biernego i wstawionego już obserwatora przeglądał spostrzegawczym wzrokiem ludzką krzywdę, dostrzegalną w drobnych ludzkich odruchach. Jak choćby ten koleś, który postawił va banque cały swój majątek i z żalem wyzbywał się wszystkich galeonów, gdy jego oponent sycił się zwycięstwem i nie szczędził kąśliwych komentarzy. Przegrany był jeszcze młody, najpewniej nie miał wiele do stracenia; znajdzie się dla niego miejsce w służbach magowojskowych i tylko od niego zależało, czy przetrwa i wyjdzie z tego silniejszy. Brodacz wyobrażał sobie z deka inny scenariusz. Zaraz w drugim rogu pomieszczenia siłował się nieszczęsny cwaniak, któremu oszustwa miały nie ujść na sucho bez sromotnego wpierdolu. Rookwood z przyjemnością obserwował ten spektakl, zaspokajając swoją dziś wyjątkowo okiełznaną pokusę, by włączyć się do walki. Jednak z tych myśli wyrwała go dopiero kobieta, której obecności z początku, pogrążony w myślach, nie zauważył.
Uniósł nań swój tępy wzrok, a momentalnie jego twarz z lodu przybrała bardzo ciepły wyraz. Kojarzył ją, to przecież ta azjatka ze Stoke-on-Trent, tak charakterystycznej urody się nie zapomina. Wciąż wiedział o niej niewiele, zdawało się jednak, że dziewczę przygotowało się nieco bardziej. Nie miało to dla niego większego znaczenia.
- Za zwycięstwo. - zgodził się na toast, nie czekając długo, po prostu synchronicznie zbił z nią szkło i wychylił ostały weń alkohol. - Dbałem o bezpieczeństwo szlachetnych dam z pierwszego rzędu, ale nie zbliżałem się do stosów. Musiałaś mnie zobaczyć wcześniej, w towarzystwie jednego z braci Burke. Zarżnąłem z nimi w lesie całe tabuny szlamu. - pochwalił się, bo osiągnął w Staffordshire wiele więcej, niż osobiste zaspokojenie.
- Ostało mi się w mieszku pięćdziesiąt galeonów. Te psie chwosty orżnęły mnie w kości jak cycatą wilę chędożoną w rzyć przez watahę centaurów. Marne szanse, że zyskam szansę się odkuć. - w klasycznie nieokrzesany sposób wyraził swoją irytację, ale był teraz bardziej wyciszony, niż miał w zwyczaju być. Chyba największa fala emocji już z niego zeszła, a może to wina alkoholu, którego przecież w czasach wojny codziennie nie spożywał. - Czekaj, czekaj. Dobrze rozumiem, że chcesz ze mną zagrać? - roześmiał się na głos, aż ściągając na siebie uwagę kilku twarzy w karczemnym skrzydle. - I orżnąć na ostatni kufel czarnego ale? Dobre sobie. Czas zdublować sumkę, może starczy na więcej niż kubek szczyn. - z Hannibalem był ten problem, że kiedy gra otrzymywała łatkę hazardu, całkowicie zapominał o istnieniu wszelkich taktyk, całościowo polegając na zgubnym losie. Jeśli więc gra w kości polegała na kalkulacji, nic dziwnego, że przegrał prawie każdą partię. - Zaczynaj, dziecino. - przystał na jej propozycję, a jakże. Na szczęście jego mieszek posiadał bardzo ograniczone zasoby materialne, toteż nie był zdolny zaprzepaścić całej swej fortuny, co najwyżej będzie musiał darować sobie dalsze picie.
Hannibal Rookwood
Hannibal Rookwood
Zawód : Łowca wilkołaków z grupy Sigrun, dystrybutor zwierzęcych ingrediencji
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Moja natura mówi głośniej
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10003-hannibal-rookwood https://www.morsmordre.net/t10021-kwatera-w-harrowgate https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f373-harrogate-12-jesmond-rd https://www.morsmordre.net/t10024-skrytka-bankowa-nr-2264#302725 https://www.morsmordre.net/t10023-hannibal-rookwood

Strona 9 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9

Karczma "Na samym dnie"
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach