Wydarzenia


Ekipa forum
Bar [część restauracyjna]
AutorWiadomość
Bar [część restauracyjna] [odnośnik]06.04.15 17:57
First topic message reminder :

Bar za lustrem

★★★★
Okrągły, szlifowany bar z ciemnego drewna oddzielony jest od sali restauracyjnej ciężkimi kolumnami. Częstsi klienci mogą zauważyć, że za każdym razem obsługuje ich brodaty barman o ciepłym spokojnym uśmiechu - nazywa się Ben. Przynajmniej tak się przedstawia i na to wskazuje imienna plakietka wisząca dumnie u jego piersi. Zdawałoby się, że obsługuje bar codziennie, o każdej porze dnia i nocy, stąd przypuszczenia, że to dobrze opłacani rzadko zabierający głos bliźniacy. Prawdę znają jedynie również milczący pracownicy lokalu oraz szefostwo.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:49, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Bar [część restauracyjna] - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]20.03.19 21:29
1 listopada
Restauracja Wenus nie kojarzyła się Solene szczególnie dobrze. To właśnie tutaj, zaledwie przed kilkunastoma dniami, zainfekowana eliksirem miłosnym dopuściła do sytuacji, która miejsca mieć nie powinna, z pewnością nie w miejscu publicznym, jakim niewątpliwie Wenus była, ani tym bardziej z człowiekiem, z którym łączyły ją dotychczas relacje czysto biznesowe. Wprawdzie nie wstydziła się partnera, z jakim spędziła tamten wieczór, bo lorda Bulstrode ceniła i szanowała, z kolei każda rozmowa z mężczyzną była przeważnie interesująca, jednak myśl, że zachowywała się jak niespełna rozumu wprawiała ją do tej pory w niezwykłe zażenowanie. Nawet list nadesłany zaledwie po dwóch dniach od felernego wieczoru nie był w stanie poprawić samopoczucia blondynki; wiedziała, że spojrzenie Rinnalowi w oczy będzie teraz nie lada wyczynem i zastanawiała się, czy on czuł się podobnie, czy może to ona doszukiwała się problemu tam, gdzie go nie było.
Głównie z tego powodu nie rozumiała dlaczego tak szybko przystała na propozycję Ramseya, ale przeczucie podczas pisania listu podpowiadało, że w tym miejscu nie musiała martwić się natrętnymi adoratorami. I tego potrzebowała. Chciała zmienić otoczenie, odpocząć, lecz niekoniecznie stać się jego główną atrakcją, jak i chciała spędzić spokojny wieczór z kimś, kogo nie potrafiła dopasować do żadnego określenia. Były mężczyzna, znajomy, przyjaciel – nazwanie Mulcibera którymkolwiek było niezwykle nieswoje. I po głębszym zastanowieniu, niepotrzebne. Wystarczyło, że wciąż potrafili ze sobą rozmawiać.
Na spotkanie przybyła na czas, spóźnienie uważając za brak manier niż coś w dobrym guście, a zaraz po tym bez trudu odnalazła swojego towarzysza, dostrzegając go przy stole nieopodal baru. Ubrana w czarną sukienkę nakrapianą złotymi zdobieniami własnego projektu, odcinającą się w talii i – wyjątkowo – zakrywającą zarówno plecy, jak i dekolt, przewiesiła płaszcz przez oparcie krzesła i dopiero po tym pochyliła się nad ramieniem Ramseya.
Cieszę się, że zastałam cię w dobrym zdrowiu – wyszeptała, oczami, raczej anielskimi niż ludzkimi spoglądając na jego profil; nie przypominał człowieka chorego, wciąż jednak była w stanie zauważyć ślady zmęczenia na męskiej twarzy – byłam niemal pewna, że nie sięga cię nawet choroba – dodała uszczypliwie, zajmując miejsce obok. Jasnopłowe włosy opadły swobodnie na ramiona, kiedy odgarniała pojedyncze pukle z twarzy, policzki rumiane jakby wrodzoną wstydliwością zdobione uwydatniły się, gdy zwróciła ku niemu twarz z uśmiechem. – To pierwszy wieczór kiedy nie pracuję – pochwaliła się wila, jednocześnie sugerując, że sięgnął go niezwykły zaszczyt.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Bar [część restauracyjna] - Page 5 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]21.03.19 11:47
Wszechobecny blichtr i elegancja charakteryzowały to miejsce, w powietrzu unosił się zapach namiętności. Dziwba aura tego miejsca sprzyjała rozmowom, flirtom i temu, do czego damsko męskie zmierzały. Nie sądził, by pogłoski o tym czym naprawdę było Wenus pod osłoną eleganckiej restauracji nie dotarły do Solene. Była kobieta, która bywała w różnych miejscach, obracała się w różnych środowiskach, być może ktoś kiedyś napomknął o tym, co się tu wyczynia, a może poznała anegdotę, którą uznała za żart. Ale prawda była taka, że to co miało tu miejsce często przekraczało wyobrażenia wielu, sam wiedział o tym dobrze. Bywał w tych pokojach, poznawał rozkosze rozgrzanych do czerwoności ciał i miękkość ust kobiet, których ani twarzami ani imionami nie zawracał sobie głowy. To miejsce kojarzyło mu się jednak z Giovanną, dawną przyjaciółką, której pracownice nie ujmowały absolutnie w niczym, a która pochłonięta dbaniem o interes Lestrange'a próbowała pogodzić pracę z przeciwnościami losu. Zaproszenie Solene w to miejsce nie wynikało z przypadku. Przychylając się do jej prośby wybrał miejsce odpowiednie, powinna umieć tu oderwać swe myśli od pracy i zmartwień. Jej półwili urok, choć z pewnością będzie przykuwał uwagę nie uczyni ich razem obiektem nadmiernej obserwacji, bo każdy komu zawróci dziś w głowie będzie musiał liczyć się z mylnym wrażeniem, że ta kobieta jest już zajęta. Piękne kobiety, które lawirowały między stolikami przysiadując się do mężczyzn zwracały jego uwagę. Z przyjemnością przyglądał się kołyszącym leniwie biodrom, oblekane w zdecydowanie zbyt dopasowane suknie, by uznać je nawet za nowoczesne. Czekając na Solene umilał sobie umykające minuty obserwacją, do której dołożył szklaneczkę w jednej czwartej wypełnioną ognistą whisky.
Jej nadejście, chociaż ciche i zgrabne nie było niezauważone. Zupełnie tak, jakby sama jej obecność wystarczyła, żeby poprawić mężczyźnie nastrój i podnieść tętno. Uśmiechnął się lekko, pomijając jednak grzeczne uniesienie się z krzesła. Pochyliła się ku niemu jakby wiedziała, że to zapach silnie go pobudzał, a on nie odsunął się, rozpoznając nutę perfum, którymi się skropiła.
— A ja ciebie promieniejącą i zadowoloną— obrócił głowę, by na nią spojrzeć i sprawdzić, czy nie pomylił się w osądzie. Jej głos brzmiał jak dawniej, nie było w niej cierpkości i zmęczenia. — Chyba trafiłem na dobry dzień — zgadywał dalej, unosząc brew i przyglądając się jej atrakcyjnej twarzy o dużych, błyszczących oczach i jak zawsze kuszących, malinowych ustach. — To było wyjątkowo paskudne przeziębienie — skłamał, ale wiedział, że nie będą trwonić czasu, by zgłębiać ten temat. Sinica, która go dopadła niespodziewanie i nagle, dzięki uzdrowicielce była już tylko mętnym wspomnieniem. — Gratuluję — przyznał z większym entuzjazmem, odchylając się do tyłu na krześle. Nie umknęło mu, że wystroiła się, przywdziewając wyjątkową suknię, wyczesując jasne włosy. Zamówił dla niej kieliszek wina. — W takim razie jest co świętować. Jakiś duży projekt?



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Bar [część restauracyjna] - Page 5 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]21.03.19 23:49
Promieniała, nie ulegało to żadnym wątpliwościom, bo kiedy tylko zdecydowała się na to spotkanie, znowu postanowiła spróbować być sobą sprzed lat, z młodości, kiedy nie miała zbyt wielu trosk a flirtowanie z mężczyznami traktowała jak przyjemną rozrywkę i hobby. Dzisiaj, kiedy chciała sprawdzić, czy dalej to potrafi i jest w stanie znowu w pełni wykorzystać swój stłamszony przez lata potencjał, poddawała jedynie w wątpliwość dobór partnera – potrafiła puścić w niepamięć jego ucieczkę przed paroma laty, jednak nauki wkładane jej do głowy przez matkę zaczynały dochodzić do głosu. Nie wchodziło się ponownie do tej samej rzeki, dystans był najlepszym rozwiązaniem. Ale z każdą kolejną chwilą, kiedy zastanawiała się nad jestestwem wilich genów, dochodziła do wniosku, że albo stała się niezwykle nudna albo w ostatnim czasie znacznie zmieniła pogląd na rozrywkę, zbytnim rozsądkiem wykazując się tam, gdzie nie powinna.
Można tak powiedzieć – odparła krótko; odsunięcie się od nieodpowiednich osób, postępy w nauce i nadążanie z pracą, w tym z odkładaniem pieniędzy na niewielki lokalik sygnowany jej nazwiskiem: zdecydowanie miała co świętować – ale wolałabym się nie rozpraszać – właściwie nie pamiętała, żeby kiedykolwiek świętowała swoje sukcesy. Przeważnie podchodziła do sytuacji na spokojnie, z dystansem, mając świadomość, że im bardziej zachłyśnie się swoimi osiągnięciami, tym później trudniej będzie powrócić na odpowiednią drogę i jak na razie wychodziła na tym całkiem dobrze. Miała plany, dużo planów, ambitnych, jeden dość kontrowersyjny jak na angielskie standardy, lecz zaledwie krótka obserwacja otoczenia podczas pokonywania drogi od wejścia do baru nieco umocniła wilę w przekonaniu, że pomysł ze stopniowym odkrywaniem ciała w nowszych projektach miał szansę powodzenia. Nikt bez wyobraźni i trzymający się sztywnych zasad nie utworzyłby podobnego miejsca, w guście specyficznym, przypominającym do złudzenia francuskie wnętrza zabawiające ludzi. Dziękując za wino, ujęła kieliszek za nóżkę i zerknęła na trunek; białe, odpowiednio schłodzone, tak jak lubiła. I nie wiedzieć czemu zdziwiła się, że dalej pamiętał o takim drobiazgu.
Właściwie, nie podziękowałam ci za ostatnie spotkanie – powiedziała spokojnie, unosząc wzrok znad szkła na męską twarz. Była prawie pewna, że za każdym razem coś się w niej zmieniało, lecz nie była w stanie jeszcze określić co. Sińce pod oczami stały się nieodłączną częścią Mulcibera, podobnie jak wyostrzone rysy twarzy, ale i nie one były tym, co próbowała nazwać zmianą; wiedziała jednak, że nietaktowne mówienie samej prawdy i stawianie pytań nie było pożądane, o czym przekonała się przed paroma dniami  – bardzo to doceniam, Ramsey, niewiele jest osób, które tak chętnie dzielą się wiedząbezinteresowniedlatego mogę cię zapewnić, że zrobię z niej dobry użytek – uśmiechnęła się doń spolegliwie. Wiedziała, że wcale nie musiała tego mówić, lecz chciała; ów słowa nie były tylko miłe, ale i podbudowywały, pieściły ego. Podobnymi sztuczkami przeważnie zaczynała swoją grę dawniej.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Bar [część restauracyjna] - Page 5 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]25.03.19 19:37
Przyciągała uwagę naturalnie, męskie spojrzenia kierowały się ku niej odruchowo, wiedzione ciekawością, a może nieodpartą pokusą. Wzrok wychodzący poza kościste ramiona towarzyszek, zza ich włosów, które głaskali, w luźnej rozmowie, w której przez nią pewnie tracili wątek. Widział to kątem oka. Te ukradkowe zerknięcia w jej stronę, pełne pożądania, fascynacji, niektóre mniej natarczywe, a jednak przenikliwe. Jej dobry nastrój, który wpływał pewnie na jej odbiór tylko wzmacniał chęć przyjrzenia jej się z bliska. Bo i on nie mógł oprzeć się wrażeniu, że dziś wyglądała wyjątkowo atrakcyjnie. Przysunął się bliżej niej, zwrócił ku niej przodem, kiedy już usiadła obok. Nie pozwolił sobie na otaksowanie jej wzrokiem, nie chciał jej sygnalizować, że był czymkolwiek zainteresowany. Ona trzymała zdrowy dystans i wcale nie próbowała go uwieść, przez co nie cierpiała jego duma, a samokontrola nie była narażona na niechybną porażkę.
— W takim razie nie będę nawet próbował — odparł z uśmiechem i wzniósł swoją szklankę w geście niewypowiedzianego głośno toastu. Upił spory łyk; ognista rozlała się po języku, zahaczając o podniebienie przelała się do gardła, gdzie pozostawiła po sobie nieco ostrą, a jednocześnie miękką słodycz. — Mam nadzieję, że kiedy nadejdzie odpowiednia pora, pochwalisz się.— Pamiętał nie tylko o winie, pamiętał też o jej ostatnich planach, których tajemniczy rąbek zdradziła mu kiedy wtajemniczał ją w podstawy numerologii. Wiele z tych pozornie błahych i nieistotnych informacji potrafiło zbudować jeden moment i jedną chwilą. I właśnie wtedy, kiedy bawił się, grał, nie stanowiło to dlań żadnego problemu.
Uśmiechnął się, spuszczając wzrok w wyrazie fałszywej skromności, jakby jej słowa przyprawiły go o zakłopotanie, sprawiły niewysłowioną przyjemność. Nigdy niczego nie robił bezinteresownie, zawsze i we wszystkim krył się jakiś mniej lub bardziej ukryty cel. Nie inaczej było i tym razem, ale pozwolił jej skończyć, by wreszcie podnieść na nią wzrok, skupiając na jej oczach stalowe, chłodne spojrzenie.
— Nie ma za co — przyznał gładko, a kąciki ust wygięły się w szarmanckim uśmiechu. — Dla ciebie wszystko, Solene. Kolacja była wyborna.— Zatrzymał spojrzenie na jej twarzy, jej oczy błyszczały kokieteryjnie, a słowa zdawały się budować męską dumę. Nie próbował udawać nieczułego, ani zbyt pewnego siebie, bowiem miał jeszcze nadejść moment, w którym to wykorzysta, a ona nie będzie mogła mu odmówić. Z łatwością więc przyjął na siebie ciężar kobiecego komplementu i pozwolił by wyraz jego twarzy utwierdził ją w przekonaniu, że jej próby przynoszą skutek.— Mam nadzieję, że coś z tego naukowego bełkotu dało się zrozumieć. — Zatrzymał się na moment, by zerknąć w kierunku przechodzącej obok pary, ot tak, dla zatrzymania się przed tym, co powie. Wiedział, że teraz była jego kolej w zaoferowaniu swojej pomocy. Nie chciałaby go prosić o nią dwukrotnie. Jeszcze mógłby pomyśleć, że jest niesamodzielna i nieporadna.— Gdyby jakieś zagadnienia sprawiały ci trudności to chętnie je rozwinę. — Te i wiele innych, gdyby zechciała mu zdradzić co tak uparcie zajmuje jej myśli.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Bar [część restauracyjna] - Page 5 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]11.04.19 17:44
Przyciągała uwagę. Wiedziała o tym, szczególnie kiedy niby to przypadkowe spojrzenia męskich oczu wędrowały ku niej znad ramienia swoich towarzyszek. W drodze wyjątku jednak nie miała z tym tego wieczora problemu, jak zazwyczaj, gdy wręcz celowo starała się ukrywać wilą aurę, choć wyraźnie zaznaczyła w liście, że wolałaby miejsce, w którym nikt nie będzie się jej naprzykrzać. Sama zresztą poza byciem obserwowaną, obserwowała kobiece filigranowe sylwetki przemykające pomiędzy stolikami; nie była zafascynowana nimi w taki sposób, jak zebrani wokół mężczyźni, lecz w myślach poddawała je ocenie. Doceniała bowiem piękno, nie tylko materiałów, ale i ludzi i rzadko kto potrafił uniknąć tego zaszczytu. Chociaż opinie miała różne, dzisiejsze w dużej mierze były pozytywne; widziała zgrabne sylwetki, różnoraką urodę, której w swoich progach pracowni rzadko kiedy mogła doświadczyć, zalotne spojrzenia i spolegliwe uśmiechy, którymi – zapewne gdyby nie jej obecność – od razu owinęłyby każdego wokół palca. Widziała też zdecydowanie odważniejsze kreacje, niźli te, które widywała codziennie i w dużej mierze to one zaskarbiły sympatię wili, tuż za urodą ich właścicielek. Czy znajdowała się w restauracji, czy restauracji będącej przykrywką dla innego rodzaju biznesu – nie widziała powodu dla którego miałaby się zagłębiać w temat lub też płonąć rumieńcem, że prawdopodobnie gdzieś w pobliżu, za ścianą, działy się rzeczy, które przyprawiały młódki o płomienne rumieńce. Była tutaj dla chwili wytchnienia, kieliszka wina. I dla niego. Z początku zafascynowana wprawdzie nie poświęcała Mulciberowi szczególnie dużej uwagi, spojrzeniem uciekając wciąż w bok, kiedy jednak już nie miała ochoty nikogo obserwować, uniosła wzrok na męską twarz.
Naprawdę muszę przyznać, że wyglądasz  jeszcze lepiej, niż ostatnim razem – stwierdziła wreszcie, werbalizując swoją myśl sprzed chwili, gdy błękitnymi tęczówkami w lekkim zaskoczeniu taksując uważnie swojego partnera; jego skóra nie była tak ziemista ani pozbawiona blasku, zarost zdawał się odrastać równomiernie. Dostrzegała takie detale bez większego wysiłku – cieszę się z tego powodu; w wydaniu żywego kościotrupa nikt jeszcze nie wyglądał korzystnie – zasugerowała, naturalnie nie mówiąc wprost, że chyba nieco przybrał na wadze, ale nie kłamała twierdząc, że mu to nie zaszkodziło a wręcz przeciwnie, dodało zdrowia. Mimo, że bez wysiłku dostrzegała rysujące się wciąż pod oczami cienie, w drodze wyjątku nie skomentowała ich obecności niczym innym, niż uszczypliwym: – ale odnoszę wrażenie, że ze snem jesteś na bakier – na koniec zatapiając wargi w schłodzonym winie. Te zaledwie kilka sekund pozwoliło jasnowłosej na zebranie rozbieganych myśli.
Z takim nauczycielem jak ty – odparła, robiąc stosowną pauzę na subtelny uśmiech – nauka sprawia przyjemność, niźli jakikolwiek trud – nauki rzeczywiście wzięła do serca, przyłożyła się i starała zrozumieć zawiłe zagadnienia numerologii, w późniejszych dniach po wspólnej kolacji przeglądając karty starego podręcznika, zajmującego bezpieczne miejsce na półce. Miała na uwadze, że podarunek nosił na sobie niewidzialny napis wróć do mnie i prawdopodobnie w tym wydaniu był już nie do zdobycia. Poniekąd schlebiało jej to zaufanie; poniekąd wcale nie rozumiała dlaczego z taką łatwością przystał na prośbę o kilka lekcji – właściwie miałam pisać do ciebie w sprawie kolejnych lekcji, jeśli oczywiście znajdziesz czas – dodała, spojrzeniem jednak sugerując, że to nie było ani odpowiednie miejsce ani pora na wspomnianą lekcję. – Ale teraz, mój drogi, powiedz mi co skłoniło cię do wyboru tego miejsca – poprosiła, dostrzegając w swojej prośbie idealną okazję do opowiedzenia absurdalnej sytuacji sprzed zaledwie miesiąca i wiadrze wstydu, którego się wtedy najadła. Była ponadto ciekawa czy Mulciber również padł ofiarą paskudnego skrzata i równie paskudnego eliksiru.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Bar [część restauracyjna] - Page 5 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]11.04.19 19:58
Nie dało się zauważyć, co przyciągało jej uwagę i nie miał z tym najmniejszego problemu. Nie szukał jej uwagi, obserwował ją, kiedy obserwowała innych. Kiedy jej spojrzenia umykały naturalnie w kierunku innych wiedzione potrzebą śledzenia otaczającego piękna. Nie zastanawiał się nigdy nad jego definicją, nad tym, kiedy każdy uważał je za coś innego, a kiedy stawało się kanonem, który podziwiali wszyscy. Z zaciekawieniem podążał więc za jej wzrokiem, ukradkowymi spojrzeniami darząc ludzi, którzy ją czymś zainteresowali. Wokół było pełno atrakcyjnych kobiet. Takich, których twarze były doskonale harmonijne, kształty niezwykle proporcjonalne, a stroje pobudzające wyobraźnię. Kiedy w końcu wszystko wokół zaczęło powszednieć, jej wzrok spoczął właśnie na nim, a komplement opuścił malinowe wargi, uśmiechnął się.
—Czuję się lepiej.— Nie musiał nawet zanadto kłamać. Minęło już sporo czasu od wyprawy do Azkabanu, odzyskał dawną równowagę, harmonię i spokój ducha, choć ostatnie anomalie, sinica, której padł ofiarą, pogłębiające się trudności wciąż nie dawały mu wytchnienia, co słusznie zauważyła. Zaskoczyła go trafnością stwierdzenia. Utrzymał przez chwilę uśmiech, ale oczy błysnęły czujnie. Nie podejrzewał ją o taką spostrzegawczość, podobne przypuszczenia.— Dużo pracuję —Kiepsko sypiał, albo nie sypiał w ogóle. Bezsenność znacznie pogłębiła się w trakcie ostatnich dwóch tygodni, na szyi pojawiła się nowa poszarpana blizna, dziś częściowo ukryta pod dobrze wykrochmalonym kołnierzykiem. Był mimo to silny, silniejszy niż wcześniej.— Ty za to prezentujesz się cudownie, jak zwykle. Nie wyglądasz, jakbyś potrzebowała wytchnienia od pracy. Raczej jakby brakowało ci odpowiedniej rozrywki — nie mógł pozostać jej dłużny, wolał też przenieść ciężar rozmowy na jej temat. Lewy kącik ust wygiął się subtelnie, kiedy lustrował jej twarz. Wyglądała dziś oszałamiająco, nie mógł jednak nie żałować, że jej suknia tak skutecznie zasłaniała mnóstwo ciała, choć odpowiednio wyeksponowanych kobiet nie brakowało.
Upił niewielki łyk, właściwie prawie tylko zwilżając alkoholem usta. Na kolejny komplementów znów odpowiedział uśmiechem, tym razem jednak skinął głowa w ramach podziękowania. Nie był pewien wciąż, czy zagrywki i słowa wiązały się z konkretnym interesem, czy coś zwyczajnie chodziło jej po głowie, a czego nie chciała mu zdradzić wprost. Postanowił jednak brnąć w tę zabawę dalej.
— Ciesze się, że mogłem pomóc.— Łatwy do zapamiętania i powtórzenia frazes, a jednak rzadko padał z jego ust. Brzmiał jednak lekko i szczerze. — Lekcji z tego samego zakresu, czy chciałabyś zgłębić inny temat?—Przechylił się na krześle na bok, opierając łokciem o podłokietnik. — Kolejne lekcje to twe niecne plany, o których wspomniałaś w liście? — Uniósł brew, a kiedy barman przewijał się obok ich stolika wyraził konieczność dolania Solene nieco wina. Wokół było ciepło, to, co miała w kieliszku na pewno podnosiło swoją temperaturę przez co traciło na walorach smakowych. To jedna z tych rzeczy, które Giovanna nauczyła go o takim winie.
— Potrzebowałaś zmiany otoczenia. Pomyślałem, że to miejsce cię natchnie. Wokół wiele jest rozmaitych inspiracji.— Obrócił głowę w kierunku głównej części restauracji, w stronę pobliskiego stolika, do którego przysiadała się właśnie wysoka brunetka w skąpej, choć bogato ozdobionej kreacji. Nie przyglądał się oczywiście falbanom i cięciom jej fikuśnej sukni. — Nie podoba ci się?— wyciągając z kieszeni papierośnicę. Wydobył z niej jednego z papierosów i obrócił go kilkukrotnie, za każdym razem stukając końcem o pudełko.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Bar [część restauracyjna] - Page 5 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]22.04.19 0:06
Czasami zaskakiwała ją trafność uwag Mulcibera albo raczej swoja nieudolna próba ukrywania niektórych rzeczy. Rzeczywiście, odpoczynek od pracy znajdował się na drugim miejscu, tuż za brakiem rozrywki, której jej brakowało. Wprawdzie sporadycznie próbowano ją porwać, co najmniej raz na miesiąc odwiedzał ją Macnair, na którego traciła bezsensownie siłę, ale to nie zapewniało jej niepokornej duszy tego, czego potrzebowała. Nie przyznawała się do tego przed nikim otwarcie, lecz po raz drugi w tym roku nie mogła znaleźć odpowiedniej inspiracji i artystycznego natchnienia do nowych, lepszych projektów.
Popatrz jak dobrze mnie znasz – odparła więc cicho, pozwalając, ażeby jej głos zamienił się raczej w przyjemny, niski pomruk. Nie odrywała przy tym spojrzenia od tęczówek mężczyzny; tych, które dawniej tak bardzo lubiła, dopóki nie zauważyła, że i bez nich była w stanie jakoś się obejść. Nie chciała myśleć o pracy a jednocześnie odnosiła wrażenie, że ta wżarła się w jej życie tak mocno, że nie była w stanie o niej nie wspomnieć ani razu. Przyłapywała się na tym coraz częściej, tego wieczoru już kolejny raz, ale krótkie kontrolne zerknięcie na towarzysza utwierdzało ją w przekonaniu, że chyba nie miał z tym problemu.
Widzisz, mój drogi, czas to pieniądz – obróciła nóżkę kieliszka w palcach – teoria jest oczywiście ważna i wiem, że powinnam najpierw się z nią zapoznać, ale chyba wolałabym najpierw sprawdzić czy w praktyce ten pomysł ma sens. Jeśli okaże się, że nie, to poza nauczeniem się czegoś niezwykle interesującego nie zrealizuję planu, zmarnuję czas i będę bardzo niezadowolona – a każdy, kto miał do czynienia z niezadowoloną wilą znał możliwe skutki – dlatego chciałabym cię poprosić podjęcie tej próby; mam wizję, środki, ale brakuje mi twoich umiejętności – zakończyła śmiało, być może bezczelnie, ale nie rozmawiała przecież z byle kim a osobą, która podobnie jak ona, nie lubiła zbędnego owijania w bawełnę.
Myśli Francuzki jednak szybko powędrowały zupełnie w innym, odległym kierunku. Uśmiechnęła się i jednocześnie wyprostowała na krześle, rozciągając nieprzyjemne zastany kręgosłup.
Podoba, to miejsce jest rzeczywiście inne, inspirujące – odparła, robiąc krótką pauzę na zebranie myśli – po prostu kilka dni temu wydarzyło się coś... dziwnego – absurdalnego i niespodziewanego, lecz wolała nazwać okoliczności swojej kolacji z lordem po prostu dziwnymi, mimo świadomości, że w ich świecie nie powinno właściwie jej już nic dziwić – stałam się ofiarą przeklętego skrzata, który w przypływie dobrego serca zapewnił mi romantyczną kolację z pewnym lordem – przez moment zawahała się, czy powinna mówić którym, ale koniec końców uznała, że skoro mieli zapomnieć o tamtej sytuacji, to nie byłoby to wskazane. Sama zresztą zastanawiała się czy kiedykolwiek ktokolwiek się o tym dowie, czy Rinnal rzeczywiście zadba o ich prywatność; wprawdzie nie składał jej podobnych obietnic, lecz wierzyła, że jako lord dbający o swoje dobre imię i prywatność mógł mieć o wiele więcej wpływów, niż podejrzewała – przyszliśmy więc tutaj, ale nie wspominam tego wieczoru szczególnie dobrze. Poczułam się jak swoja własna ofiara a ból głowy na następny dzień uniemożliwił mi sprawne funkcjonowanie – nigdy w życiu nie pomyślałaby, że zostanie potraktowana końską dawką amortencji, ale nawet i to nie sprawiło, że wzięła swoje wile zagrywki pod lupę. Od swoich potencjalnych wyborów różniła się głównie tym, że tamci sami prosili się o pranie mózgu, choćby porywacz, który postanowił wykorzystać ją jako źródło szybkiego zarobku, czy auror, który znalazł się w nieodpowiednim miejscu i czasie, i jej kapryśnym humorze – jednak zapamiętałam to miejsce trochę inaczej, poza nami i obsługą nie było nikogo, właściwie tamte kelnerki nosiły stosowniejsze stroje – w myślach jednak uznała, że te, które dziewczęta miały na sobie teraz były zdecydowanie lepsze, ładniejsze, ale nie zdecydowała się na wygłoszenie podobnej myśli na głos. Nie w tym momencie. – Podobno nie tylko my padliśmy ofiarą tego żartu – uniosła pytające spojrzenie znad kieliszka na twarz Ramseya, będąc wyraźnie zainteresowana czy i jego spotkało coś podobnego. Zauważyła zresztą, że odkąd tylko przyszedł do niej po damską suknię niepokojąco zainteresowała się kobietami, które pojawiały się w jego życiu, lecz od tamtego czasu nie miała odpowiedniej okazji i przemyślanego sposobu, by o nie zapytać. Wiedziała, że z uporem maniaka, który prezentował, nie zdoła z niego zbyt wiele wyciągnąć po dobroci.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Bar [część restauracyjna] - Page 5 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]30.04.19 19:52
Na jego twarzy zagościł uśmiech, lecz był to wyraz podyktowany grzecznością. Nie znał jej tak dobrze, jak mógłby chcieć w tej chwili. Odkąd spotkali się ponownie po tych kilku latach zdał sobie sprawę, jak niewiele o niej wie. Dotąd nie obchodziło go, co lubiła, czym się interesowała, jakie były jej marzenia i upodobania. Pytał z uprzejmości, a czasem po to, by ją czymś zająć, może zadowolić, a czasem stworzyć iluzję więzi, w którą nigdy się nie zaangażował. Była atrakcyjna, pociągająca, nie chciał nic ponad to, by gładzić jej aksamitną skórę i całować malinowe wargi. Ona zaś udowadniała na każdym kroku, że podczas tego krótkiego okresu, gdy się spotykali była bardzo uważnym obserwatorem. Czuł, że jest z tyłu, teraz mógł polegać jedynie na swojej spostrzegawczości i umiejętności improwizacji. Odpowiadał mu jej niski, gardłowy pomruk, a sugestia, którą mu zaserwowała brzmiała jak zaproszenie do podjęcia wyzwania, którego nie mógł nie przyjąć.
— Nie masz przede mną tajemnic, Solene — odparł jej w podobnym tonie, zniżając tembr głosu, grzeczny uśmiech nabrał szelmowskiego charakteru, a szare oczy, wpatrzone prosto w nią, pojaśniały na moment. Kłamał, miała sporo tajemnic, ale był pewien, że każda jej tajemnicę mógłby rozpracować w kilka chwil. — Przechodzimy więc ze słów do czynów. Świetnie — przyznał szczerze, nie spuszczając z niej wzroku. Czy aby na pewno chodziło jej o numerologię, czy może ta zabawna gra słów zakrawała o zupełnie inny rodzaj praktyki?W jej słowach wiele było dwuznaczności, pomimo bezpośredniości, jaką chciała okazać. Nie mógł więc być jej dłużny. — Opowiedz mi o tej... wizji — zaproponował, pochylając się nieco w jej kierunku, zaintrygowany i zaciekawiony jej pomysłami. Oparł się przedramieniem o stolik, usadawiając w wygodnej i swobodnej pozycji; nie zwracał uwagi na to, co działo się wkoło. Osobistości Wenus go nie interesowały, chociaż tutejsza obsługa mogła być na swój sposób wyjątkowa. Kobiety tu wpasowywały się w każdy męski gust. Jedne były krąglejsze, inne były szczupłe a nawet chude, brunetki, blondynki, skąpo i obficie obdarzone przez naturę, ostre i słodkie, delikatne i konkretne. Niegdyś tu sławna Miu była najczęściej powtarzającą się w szeptach prostytutką. Ale mury zdawały się o nią nie upominać. Nie było Caesara, nie było też Giovanny, ani nikogo, kto mógł po nich przejąć tu, na miejscu, cały przybytek. Borgia zajmowała się tym na odległość, czy może miała tu swojego przydupasa?
Czy Wenus mogło inspirować? Z pewnością. Rozbudzało zmysły, pragnienia, pożądanie. Ale nie spodziewałby się podobnych odczuć u Solene, dlatego jej odpowiedź wywołała w nim lekkie zdziwienie. Uniósł lewą brew, po czym rozejrzał się wokół; po ludziach, ścianach, dekoracjach. Kiedy wspomniała o przedziwnym zdarzeniu, którego przyczyną był szukający zabaw i wrażeń skrzat, pokiwał głową, spuścił wzrok ze zrozumieniem. Nie tak dawno sam stał się jego ofiarą, przedziwne było to uczucie, zaiste. Słyszał o tym, że wyszukiwał przypadkowe ofiary, a później pchał ku sobie samotne dusze. Pamiętał też Romy, którą w porywie jakiegoś niezrozumiałego dla niego wciąż uniesienia zaprosił do Wesołego Miasteczka, na łódki, by później rzucić się w pogoń za upierdliwym skrzatem.
— Tak, rzeczywiście, słyszałem o tym — przyznał, zachowując dla siebie swoją własną historie. Była wystarczająco upokarzająca i idiotyczna, by nie dzielić się nią z nikim. Tym bardziej z Solene. — Mówią, że to zakochanie — rzekł rozbawiony, wskazując na nią szklanką z alkoholem, z której upił niewielki łyk. — Był chociaż przystojny?— Za bystry z pewnością nie, inaczej nie opowiadała mu o tej historii i nie zechciałaby spędzić z nim wieczoru, zamiast tego pławiąc się w luksusowej posiadłości owego lorda. — I jak to się zakończyło?— spytał więc wprost. Czy zaprosiła go do siebie, oddała mu się, czy może mimo uroku rozeszli się nim do czegokolwiek doszło? Zaciągnął się resztką papierosa, po czym zgasił go w popielnicy, wydmuchując srebrzysto biały dym. — Podobno — potwierdził. — Pisali o tym w którejś gazecie, ponoć udało się złapać skrzata.— I ponoć to Sigrun dopadła gnidę; ale nie mogło być inaczej, wszak była prawdziwym łowca.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Bar [część restauracyjna] - Page 5 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]21.05.19 21:32
Miała wiele tajemnic, to fakt, ale nie zamierzała wyprowadzać go z błędu. Ceniła sobie swoją prywatność i możliwość zwyczajnego milczenia w niektórych kwestiach, wychodząc z założenia, że w dzisiejszych czasach nie warto było dawać z siebie czytać jak z otwartej księgi. Nie każdy jednak godził się z tą decyzją, próbując wymusić na niej nagłe wyznanie swoich win – i skutkowało to tym, że zamieniała się w najgorszą wersję siebie. Złośliwą, nieustępliwą; harpię, w którą choć nie mogła się fizycznie przemienić, charakterem niewiele różniła się od pełnokrwistych wil. Pozostawiła jego słowa bez komentarza. Nie odnajdowała odpowiednich słów ani sensu w dalszym przerzucaniu się subtelnymi uwagami.
W mojej wizji spędzamy ze sobą po prostu więcej czasu i liczymy zysk – stwierdziła krótko, wciąż tym samym cichym tonem, niezwykle optymistycznie, ale miała przeczucie, że wprowadzenie magicznej odzieży i dodatków może wpasować się w ubraniową lukę, której szukała od dłuższego czasu. Świat opanowało szaleństwo i wojenny zgiełk, każdy martwił się o siebie a przypadku arystokracji: o swoje rodziny. Czemu więc nie mogła spróbować nieco zarobić na tragedii dziejącej się wokół? Pieniądz pozostawał pieniądzem, jej praca taka była i niewiele było w tym pomyśle altruizmu, czy obaw o osoby, na których w pewien sposób zaczęło jej zależeć – przynajmniej na razie nie doszukiwała się w swoich działaniach takiej motywacji.
Zamoczyła wargi w reszcie wina, poświęcając tę krótką chwilę na próbę przypomnienia sobie przebiegu ostatniego spotkania z Rinnalem. Bo następnego dnia, kiedy tylko przyszło otrzeźwienie, postanowiła zapomnieć, że w ogóle miało ono miejsce – i jak wywnioskowała z przysłanego przez lorda listu, z wzajemnością. Pamiętała dobrze jak to wszystko się zaczęło; jak na Pokątnej nie zwracając z początku uwagi na nikogo w pewnej chwili uniosła wzrok ze swoich nowych pantofelków i ujrzawszy go na swojej drodze poczuła coś, co paradoksalnie czuła do tylko jednej osoby w życiu, siedzącej naprzeciwko; jak długie przygotowania poczyniła próbując doprowadzić swój strój i ubranie, i wszystko inne do perfekcji by pokazać się z jak najlepszej strony a potem ściśnięte niewidzialną ręką wnętrzności przejmowały kontrolę nad rozsądkiem. I pamiętała też taniec, wspomnieniami powracający ją do czasów młodości, do czasów szkoły i balów, pierwszych zauroczeń i niewinnych flirtów, zaraz po których przestała okazywać większe zainteresowanie. Żałowała, że tę część charakteru zatraciła gdzieś po drodze ze szkoły do punktu, w którym znajdowała się dzisiaj, bo może mniej przejmowałaby się żenującym zakończeniem tamtego wieczoru. Na szczęście usprawiedliwionym dawką amortencji, która płynęła w jej żyłach.
Przystojny – odstawiła kieliszek, jego nóżkę wciąż obracając między chudymi palcami; drugą rękę zaś oparła o blat a złożoną pięść o podbródek – ale nie w moim typie – uśmiechnęła się subtelnie, unosząc wzrok na twarz Ramseya – jak widać, napisałam do ciebie – zwerbalizowała niewypowiedziane, nieszczególnie zaskakująco, skoro sporadycznie ich drogi myślenia potrafiły splatać się ze sobą – właściwie sama nie pamiętam końca tego spotkania, w pewnym momencie wszystko się rozmyło... lordowska powściągliwość zresztą nie pozwalała zakończyć tego inaczej, niż odprowadzeniem mnie do domu w iście romantycznej, deszczowej scenerii – wiedziała do czego zmierzał i o czym pomyślał zadając to pytanie, wiedziała też, że zapewne nie poczuł się usatysfakcjonowany odpowiedzią i oczekiwał innego zwrotu akcji. Ale nie była w nastroju na opowiadanie opowieści z mchu i paproci, wymyślając kilka innych możliwych zwieńczeń tamtej randki, choć mogła – nie żałowała, z perspektywy czasu, że w ten sposób zakończyli wieczór a dla dobra swojego imienia, i nie tylko, wolała nie pozostawiać niedopowiedzeń. Jak mało kto w tym świecie zdawała sobie sprawę, że ściany miały oczy, uszy, z kolei plotki wśród elit roznosiły się z prędkością światła, miały niezwykle niszczycielską moc i nie odchodziły w zapomnienie; nie potrzebowała dodatkowej dawki problemów.
Przyznaj, ciebie też trafił? – odbiła piłeczkę zainteresowana tą kwestią i nawet jeśli miała podejrzenia, że Mulciber nie podzieli się tą wiedzą, postanowiła spróbować. Kto wie? Może akurat natrafiła na jego lepszy dzień, humor, a niewielka dawka alkoholu rozluźniła jego język na tyle, by podzielił się skutkami napotkania skrzata lub wręcz przeciwnie. Może chociaż on był w pełni zadowolony.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Bar [część restauracyjna] - Page 5 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]30.05.19 18:07
Solene, jak każda półwila i z pewnością część kobiet potrafiła pokazać pazury, ale niewiele było momentów, w których odsłaniała je przed nim. Nie znał jej z tej strony, nigdy nie była niemiła, nigdy nie była wredna. Nie mógł mieć pewności, że nie wykorzystywała na nim swoich wdzięków, nie miał też wcale pewności, co do tego, czy był w stanie się oprzeć jej urokowi — urodą zachwycała. Na rękę była mu jej chęć spędzania z nim czasu. Nie zdziwiło go jej wyznanie, ale uśmiechnął się grzecznie, usłyszawszy o wizji, choć spodziewał się po niej więcej konkretów i szczegółów, dotyczących projektów. Ona najwyraźniej nie zamierzała mu zdradzać zbyt wiele, woląc pozostawić go w częściowej niewiedzy, owianej nutą romantyzmu i kokieterii. Patrzył na nią przez chwilę, ale nie zapowiadało się, aby sama, nieciągnięta za język objaśniła mu szczegóły tej konspiracyjnej misji.
— Niech więc i tak będzie — odparł jednak, sącząc wciąż ognistą ze swojej szklanki. Odsunął się od dziewczyny, osiadł miękko w oparciu krzesła. — Kiedy ruszasz z pracą? Jak zamierzasz rozpocząć ten projekt?— Pytał rzeczowo, chciał wiedzieć, jaki przebieg miał mieć jej projekt — odkąd miała użyć do tego numerologii,, umagicznić zwyczajne szaty, wydawało mu się to ciekawsze. Zastanawiał się nad możliwościami takich ubrań. Gdyby to było coś przełomowego, wolałby mieć ją blisko siebie.
Wspomnienie tego feralnego dnia nie było dobrym tematem do rozmowy, ale nie dawał po sobie poznać, by było w tym coś niewygodnego. Romy była uroczą dziewczyną, ale wciąż nie mógł pojąć, jak doszło do tego, co się wtedy wydarzyło. Kiedy na nią trafił nie mógł wrócić na właściwe tory, jak pociąg, który zaczynał się wykolejać. Wszystko wokół przestało mieć znaczenie, była tylko ta ciemnowłosa dziewczyna o wielkich, sarnich oczach, były tylko jej dłonie, jej zaróżowione policzki i usta, które chciał wtedy całować bez opamiętania. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się coś podobnego. Późniejsze spotkanie złotowłosej kobiety w lesie mógł przyrównać do tego, ale głos Cassandry, który zadźwięczał mu wtedy w głowie skutecznie go otrzeźwił i przywrócił na ziemię. Wtedy nic podobnego nie nastąpiło. Była tylko Romy, którą zaprosił na idiotyczny spacer do wesołego miasteczka, a później na łódki, gdzie mogli w odosobnieniu spędzić nieco czasu. Ujrzenie tego nicponia w pobliżu było początkiem końca tego kretyńskiego wydarzenia. Później już wszystko potoczyło się szybko; nie dopadł go, ale kobieta, która wyciągnęła go z wody skutecznie odwiodła go od zawrócenia ku Romy. Całe szczęście. Słyszał o tym, że to wszystko było wybrykiem skrzata, wiedział też, że to Sigrun udało się go schwytać — ale w końcu była łowcą, nie miał z nią szans.
— Schlebiasz mi — sugerując, że to on był w jej typie. Wiedział to nie od dziś; choć trudno było stwierdzić, czy wtedy, przed laty, to on uwiódł ją, czy może ona jego. Kilka zdań o nieplanowanej randce nieco rozjaśniło mu sytuację, choć Solene była skąpa w słowach, co było niepodobne do niej. Uniósł brew — odprowadził ją więc do domu. I co dalej?[/b]— Dżentelmen. Mam nadzieję, że nie uświadczyłaś z jego strony żadnych nieprzyjemności, ani w trakcie spotkania, ani później. [/b]— Nie, żeby się tym przejął, ale jego ciekawość nie miała granic, a wyrażenie zainteresowania tą sprawą i jej samopoczuciem miała dobrze wpłynąć na wzajemne zadowolenie z tego wieczoru.
— Niestety, nie trafił — skłamał gładko, bez zająknięcia, patrząc jej przy tym prosto w oczu z udawanym żalem i smutkiem. — Ale gdyby trafił, nie wiem, czy okazałbym podobne maniery.— Wychowany blisko dworu arystokratów nigdy nie lubił etykiety i opierał się wszystkiemu, co na nim wymuszano. Choć znał podstawowe zasady i zachowania, nie respektował ich w życiu zbyt często. — Moja ofiara mogłaby nie mieć tyle szczęścia, co ty — zażartował, uśmiechając się przy tym szelmowsko. — Napijesz się jeszcze wina?



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Bar [część restauracyjna] - Page 5 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]07.07.19 10:02
Nie była wylewna, wiedziała i robiła to celowo, mając na uwadze ostrożny dobór słów, obietnic i przede wszystkim szczegóły danego pomysłu. Wszak wciąż znajdowali się w miejscu publicznym, w którym mógł znaleźć się potencjalny konkurent czy nieprzychylnie nastawiony osobnik, w przyszłości próbujący storpedować używanie magii do celów niższych, jakimi były magiczne ubrania i dodatki, i dziwiła się w duchu, że Mulciber nie pomyślał o tym w ten sposób. Zresztą, od ostatecznej decyzji i rozpoczęcia prac dzieliły ją jeszcze dwie kluczowe rozmowy, w tym z osobą, z której zdaniem liczyła się jednak najbardziej i bynajmniej nie byli to rodzice – tu nie miała nawet pewności czy wszystko było u nich w porządku.
Chciałabym na początku roku lub pod koniec tego, kiedy tylko będę miała więcej czasu – odparła – nie chciałabym zabierać się do tego na szybko, bez przemyślenia i przygotowania, bo pośpiech zawsze jest złym doradcą – a ona wcale się nigdzie nie śpieszyła, jedynie marząc sobie, że podobny pomysł zyska uznanie wśród ludzi. Tutaj nie miała wcale żadnej pewności i sporo ryzykowała, ale czy nie ryzykowała równie dużo wprowadzając ekstrawaganckie, oryginalne i odsłaniające więcej ciała projekty sukien w świecie, w którym jednak dalej trzymano się sztywnych reguł i zasad? – Możesz być pewien, że kiedy zacznę, to dowiesz się o tym pierwszy – uśmiechnęła się. Nie kłamała; gdyby nie on, jego czas i wiedza, to prawdopodobnie nie podjęłaby nawet próby lub zajęłoby to więcej czasu, niż te kilka miesięcy.
Spodziewała się, że jej opowieść z dnia, gdy stała się ofiarą niespodziewanego ataku skrzata nie usatysfakcjonuje Ramseya i w gruncie rzeczy nie dziwiła mu się, bo sama czuła pewne ukłucie zawodu związane z tamtym dniem. Dotychczas była niemal pewna, że przecież połączenie amortencji z jej wilim urokiem mogłoby stanowić mieszankę iście zabójczą, o mocy właściwie nie do odparcia, skoro już obie te rzeczy działające osobno były niebezpieczne, tymczasem lord Bulstrode wykazywał się zaskakująco dużym opanowaniem i manierami, które przeważnie gubili nawet najlepiej wychowani lordowie w jej obecności. Nie ulegało wątpliwości, że i eliksir i jej geny sprawiały, iż mężczyźni niejednokrotnie zachowywali się jak głupcy, gubiąc gdzieś po drodze swoje wychowanie, nazwiska i niezłomne charaktery, którymi raczyli ludzi na co dzień.
Dziwi mnie – zaczęła, odpowiednio dobierając słowa, by skonsultować z nim swoje wątpliwości – dziwi mnie, że przy tak dużej dawce eliksiru i uroku ten lord wciąż trzymał się na nogach – uniosła ponownie wzrok na twarz Mulcibera, jednocześnie przesuwając opuszkiem palca po brzegu pustego kieliszka – właściwie nawet niewiele mówił – a ona aż za dużo – to chyba niemożliwe, żeby za duża dawka obu tych rzeczy powodowała, że ostatecznie żadna z nich nie działa? – zmarszczyła czoło. Była zainteresowana jego odpowiedzią, wysnutą teorią i przy okazji chciała zaspokoić swoją ciekawość – lub też pozbyć się swoistych wyrzutów sumienia, czy zażenowania.
Wydaje mi się, że wśród całego grona trafionych znalazłaby się tylko jedna para, która nie miała nic przeciwko temu zamieszaniu – podsumowała, wzruszając ramionami a za wino podziękowała i wyprostowała się, dając znak, że powinni powoli zbierać się do wyjścia. Każdą pogawędkę, nawet najmilszą, w końcu trzeba było przerwać, gdy w domu czekały piętrzące się projekty i zamówienia na wczoraj.

zt oboje fluffy


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Bar [część restauracyjna] - Page 5 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]27.12.19 18:48
giovanna & lyall21 marca
Wstrzymał się przed wykrzywieniem ust w ironicznym uśmiechu, słysząc o tym, gdzie widziano ostatnio starego Blishwicka. Reszta jego kolegów nie powstrzymała się jednak przed parsknięciem w momencie odprawy, zupełnie jakby faktycznie było się z czego śmiać. Odbierając dokumenty od przełożonego, Lupin wiedział, że działo się coś o wiele poważniejszego nad to, co widzieli inni. Zgłoszenie się do tego zadania było postrzegane w szeregach brygady za uwłaczające, ale on tak tego nie postrzegał. Nie obchodziło go zresztą co myśleli inni - od zawsze był samotnikiem, a po dwóch latach spędzonych na pościgu ludzie schodzili mu z drogi, zupełnie jakby sądzili, że stał się nieokiełznanym zwierzęciem. Dokładnie takim samym jak te, które ścigał. Być może i mieli po trochu racji, skoro antyspołeczne wyobcowanie przylgnęło do Lyalla niczym druga skóra. Nie widział się w tłumie, nie czuł się dobrze stojąc w małej windzie z kilkoma osobami, nie potrafił porozmawiać bez większego dystansu czy spięcia. Wieczna czujność nie odpuszczała i może ktoś pomyślałby o stracie życia na rzecz czegoś niedoścignionego, dawny Gryfon wiedział, że każdy okiełznany, każdy zatrzymany, każdy zamknięty obłożony klątwą czarodziej oznaczał jednego potwora mniej, jedno ugryzienie mniej, jedno przekleństwo mniej, kilka ocalonych żyć więcej. Wolał nie myśleć o tym, co ostatnio wydarzyło się przy okazji łapania wilkołaka, który okazał się być jego znajomym, bo przecież to była jego praca. I chociaż pożerała go żywcem, nie przestawał. Wiedział, że nigdy nie miał odpokutować poprzez to za swoje winy, ale nie szukał odkupienia. Nie chciał go. Nie zasługiwał, ale nie miało go to usprawiedliwiać przed powstrzymaniem się przed uczynkami zapobiegawczymi. W końcu nie zamierzał porzucać ludzkości, nie przestało mu zależeć na sprawiedliwości czy bezpieczeństwie innych.
Właśnie dlatego wziął sprawę Blishwicka. Były z nim już kłopoty w momencie, w którym Lyall wyjeżdżał z Wielkiej Brytanii i najwidoczniej nic z tym nie zrobili. Opieprzanie się nie było w jego stylu, a zamknięcie kolejnego rozdziału z przeszłymi zatargami wydawało się być odpowiednim zadaniem w momencie, w którym szukał tropu swojego uciekiniera. Zgodnie z zaleceniami skupił się więc na Blishwicku. Musiał go znaleźć jak najszybciej. Gdyby ten zamierzał wywędrować do burdelu w środku pełni, mieliby problem. Słyszał o podobnej rzezi w południowych Włoszech, gdzie wilkołak rozerwał dosłownie na pół prostytutkę, z którą przebywał i wyrżnął wszystkich zgromadzonych w lokalu. Padło wielu brygadzistów zanim złapali tę rozjuszoną bestię. I chociaż był to jeden przypadek na tysiąc, nawyk bywania w domu publicznym przez przeklęte dzieci luny mógł się skończyć jeszcze inaczej — chociaż kobiety w takich przybytkach pilnowały się z płodnością, niekiedy dochodziło do różnych komplikacji, a powicie wilkołaka oznaczało nagromadzenie się kolejnych rzeczy. Zbędnych rzeczy. Pomijając fakt, że — mimo że rzadko się rodziły — wilcze dzieci bywały niewyobrażalnie silne. W końcu ktoś, kto zrodził się z ów genem i przebywał z nim od urodzenia nosił w sobie wiele cierpienia, a zarazem wiele mocy.
Marcowa pełnia już minęła i Blishwick na pewno był osłabiony po wycieńczającej przemianie, lecz wraz z nastaniem nowej pory roku wszystko się zmieniało. Łącznie z czarodziejami — niezależnie od genetyki, jaką w sobie nosili. Pierwszy dzień wiosny oznaczał nastanie okresu wzmożonej płodności, a co za tym szło mężczyźni mocniej niż zawsze poczuwali się do szukania ukojenia w pięknych, kobiecych ramionach. Gdzie lepiej jak nie u nich szukać ukojenia po bólu? Lyall bez większego problemu dostał się do restauracji, chociaż wiedział, że miał poczuć się tam jak w klatce. Obecność tych wszystkich ludzi wywoływała u niego gęsią skórkę, a gdyby był zwierzęciem, zjeżyłby się od nadmiaru bodźców. Górował nad większością zgromadzonych wzrostem, co przyciągało niechciane przez niego spojrzenia. Lupin mruknął w niezadowoleniu, starając się ignorować to wszystko i od razu skierował się ku części barowej. Jeśli miał od czegoś zacząć, to właśnie od tego.
- Mam kilka pytań - zaczął, siadając przy barze i wyłapując spojrzenie barmana. Nie zamierzał bawić się w pierdoły jak powitanie czy układanie potencjalnego źródła. Nie miał na to czasu, ochoty, a przy okazji w tak fałszywym miejscu jak to, zmanipulowanie kogokolwiek było zwyczajną głupotą. Ten jednak uśmiechnął się, tylko by odpowiedzieć, że każdy ma ich wiele pokazując się w takim miejscu jak to. Lyall sięgnął do wnętrza płaszcza, gdzie miał schowaną legitymację z Ministerstwa Magii i położył dość ostentacyjnie na blacie. - Więc? - spytał, patrząc wymownie na brodatego barmana. Siedzący obok niego czarodzieje i czarownice, widząc odznakę, zdecydowali się zmienić miejsca i pierzchli ku wolnym stolikom. Lupin jednak nie przejmował się niczyim komfortem. Miał pracę i zamierzał ją wykonać. Nie odrywał spojrzenia od brodacza, czekając na jego reakcję.


i’ll tell you a secret. the really bad monsters never look like monsters.
ALL DARK, ALL BLOODY,
MY HEART.
Lyall Lupin
Lyall Lupin
Zawód : Brygadzista
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Way deep down
Leaving me in a run around
Wanna care but
I don’t do Whats right
I won’t Wanna be found
Lettin loose the inner animal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7715-lyall-lupin#213633 https://www.morsmordre.net/t7739-lyallowa-poczta#214472 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f144-dolina-godryka-old-place-91 https://www.morsmordre.net/t7727-skrytka-bankowa-nr-1851#214132 https://www.morsmordre.net/t7738-lyall-lupin#214470
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]20.02.20 12:47
Pomiędzy ciężkimi marmurowymi kolumnami raz po raz przesuwał się cień. Był to cień kobiety niezwykle gustownie ubranej, jej długa ciemnozielona suknia sięgała aż do kostek, a ostre wycięcie dekoltu niknęło pomiędzy ciemnymi lokami jej starannie ułożonych włosów i w zapachu perfum kuszących wonią bzu i malin. Giovannie Borgii można było zarzucić parę rzeczy, lecz na pewno nie należały do nich brak gustu czy niedbałość.
Włoszka jak zwykle czuwała nad biznesem, swoim spojrzeniem ogarniając w tej chwili część restauracyjną Wenus. Kelnerzy sunęli z gracją pomiędzy stolikami, a chociaż nie było dziś tłoczno to zdecydowanie nie można było powiedzieć, że sala świeciła pustkami. Pozostawało trochę wolnych stolików, lecz większość została zajęta przez pary, trójki, a czasem i pojedynczych gości. Giovanna wiedziała, że niektórzy z nich za kilka chwil znikną za portretem pięknej bogini, żeby skosztować innych wykwintności. Proste potrzeby zaspokajane w niezwykły sposób – właśnie tym zajmowała się spółka Lestrange i Borgia, od lat brylując na mapie Londynu. Włoszka posłała parę uprzejmych uśmiechów w stronę paru stałych klientów, czasem podeszła do stolika zachęcona dłuższym spojrzeniem i z pewnością sommeliera, który przegryzł się w życiu przez niejeden bankiet oferowała dobór wina tym, którzy jeszcze debatowali nad kartami dań. Jako zarządca miała wiele różnych zadań wśród swoich obowiązków, nie wliczało się do nich jedynie siedzenie w gabinecie i przerzucanie papierzysk. Kontaktowanie się z dostawcami i pilnowanie pracowników również leżało w jej kompetencjach, lecz szczególną uwagę zawsze poświęcała temu, aby wychodzić do ich gości. Dlatego nikogo nie dziwił widok pięknej Włoszki na sali, ponieważ tak właściwie było to codziennością.
Nagłe poruszenie przy barze przyciągnęło jej uwagę. Lekko ściągnęła brwi, lecz nim zdążyła przejść na drugą stronę arkad jej lico było już całkowicie gładkie, uśmiech dokładnie odmierzony, a oczy uważne. Podeszła do usadowionego naprzeciw barmana czarodzieja i delikatnie zwróciła jego uwagę, opierając się o wypolerowany blat w zasięgu jego wzroku.
Więc zależy od tego, czy trafił pan na odpowiednią osobę – odparła, jednym spojrzeniem komunikując Benowi, żeby wracał do swojej pracy. Brodacz tylko skinął głową i odwrócił się do nich plecami. Włoszka spojrzała znów na czarodzieja, po czym wypielęgnowanymi dłońmi sięgnęła ku legitymacji, którą tak bezpardonowo rzucał na prawo i lewo. Czekoladowe tęczówki prędko przemknęły po personaliach i stanowisku, zaraz znów wracając do nieogolonej twarzy swojego nowego problemu. – Giovanna Borgia, zarządca – przedstawiła się, wyciągając dłoń w kierunku brygadzisty. – Czy mogę zaproponować panu przeniesienie się w bardziej ustronne miejsce? – zapytała, po czym nie czekając na odpowiedź, wciąż z legitymacją Lupina w dłoni odwróciła się do niego plecami i ruszyła w kierunku swojego gabinetu. Zatrzymała się tylko na moment, żeby obrócić się przez ramię i zakładając niesforny lok za lewe ucho upewnić się, czy Lyall aby na pewno za nią podąża.


wszystkie jej słowa są żartem
jak już balować, to z czartem,

bardzo by kochał ją Makbet

Giovanna Borgia
Giovanna Borgia
Zawód : zarządzam Wenus, zaklinam
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

no one calls you honey
when you're sitting on a throne

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7919-giovanna-maddalena-borgia#225181 https://www.morsmordre.net/t7933-listy-do-g#226041 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f248-pokatna-37-2 https://www.morsmordre.net/t7934-skrytka-nr-1917#226043 https://www.morsmordre.net/t7931-g-m-borgia#226024
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]20.02.20 13:53
Gdyby to od niego zależało, nie przekroczyłby progu tego przybytku, ale nie ze względu na to, że czuł się zgorszony tym, co mógł tam zastać. To, czym zajmowano się w Wenus, interesowało go chyba najmniej z tego wszystkiego. W końcu nie był to pierwszy i zapewne nie ostatni burdel spotykany przez niego na swojej drodze — tego mógł być pewien. Będąc praktycznie w każdym zakątku Europy przez ostatnie dwa lata, mógł być świadkiem płytkości jego płci i tego jak bardzo mężczyźni potrafili się zaprzedać byle tylko posiąść piękne ciało. Czy pochodzili z bogatych rodzin i wielkich miast, czy urodzili się na drugim końcu świata i nigdy nie widzieli porządnego domu — oni wszyscy byli tacy sami. Kierujący się chucią i instynktami gnali niczym psy ku rozłożonych, czyhających na nich nogom. Kobiety doskonale zdawały sobie z tego sprawę i doskonale wykorzystywały ów słabość, nie szczędząc przy tym środków. Obdzierały mężczyzn z ich męskości, udając, że to oni mieli władzę nad słabszymi od siebie, dygoczącymi z podekscytowania dziewczętami, gdy przychodzili w takie miejsce, jak to. Zupełnie jakby zwykły Smith zwabiony z doków był ich wybawcą, niesamowitym, wyjątkowym człowiekiem, który był inny niż wszyscy. A przedstawiciele jego własnej płci wierzyli w to. Wierzyli w kłamstwa wylewające się z ust wężów i chcieli wierzyć, zatapiając się w cudowność ich perfum oraz miękkość ciał. Wszyscy byli tacy sami. I nieważne czy byli wieśniakami, bogaczami czy pieprzonymi wilkołakami — wszystkich ciągnęło ku obietnicom rozkoszy, chociaż tak wielu przez to ucierpiało.
Stojąc przed wejściem do Wenus, Lyall czuł, że te drzwi tylko czekały, żeby je przekroczył. Zamierzały pochłonąć każdego, kto pojawił się w okolicy i obedrzeć go nie tylko z męskości, lecz również z pieniędzy podźwiękujących charakterystycznie w kieszeni płaszcza. Ilu przed nim dało się złapać na tę obietnicę? Jak wielu wysoko postawionych w ich świecie ludzi odnajdywało tu ukojenie i wracało niczym po opium? Żałosne. Zanim wszedł do środka, wyrzucił w bok papierek ulubionego czereśniowego cukierka, który miał pomóc skupić się na smaku, a nie na tym, co miało się wydarzyć. Lyall nie bał się tego, co znajdowało się w środku, bo przecież praktycznie co miesiąc spotykał się twarzą w twarz z rozszalałymi wilkołakami i były one ostatnim z jego strachów. Obawiał się ludzi. Obawiał się towarzystwa tych wszystkich ludzi zgromadzonych w jednym, wyznaczonym przez mury budynku miejscu. Zmanierowanych czy też nie — wciąż było mu ciężko poruszać się dokoła większych tłumów, a niechęć do ogólnego rodzaju ludzkiego przekładała się na jego usposobienie i brak ogłady. Które kiedyś w ogóle nie szły w parze z jego osobą. Nietrudno jednak było zauważyć, że jego charakter przed wyjazdem i po wyjeździe różnił się diametralnie. Stary Lupin umarł wraz z Laurel i nie miał już nigdy powrócić, tak samo jak i ona. To było oczywiste, dlatego nie było mu żal, że tak mocno się zmienił. Nawet lepiej. W przeszłości nie poszedłby z własnej woli do burdelu i nie wypytywałby tak ostentacyjnie o informacje. Teraz jednak nie obchodziło go nic, prócz tego, żeby wyłapać wszystkich tych skurwieli i mieć ich pod stałą kontrolą, dlatego też komfort znajdujących się w restauracji osób, niewiele go interesował.
Wchodząc do Wenus, mylił się, że różnił się od innych mężczyzn. Wystarczył wszak znajomy zapach kojarzony z domem, kątem oka dostrzeżone czarne, gęste włosy i tak głębokie ciemne oczy, w które chwilę później się wpatrywał, żeby zapomniał o wszystkim. Głos, twarz, styl ubierania się były tak inne od tego, co znał, ale jak mógł powstrzymać się przed tym zdominowaniem przez wytęsknione, praktycznie zapomniane już cechy zmarłej miłości? Tak szalenie upragnione i skazane na wieczne odtrącenie? Nie spodziewał się uderzenia fali przeszłości akurat w tym miejscu, w momencie, gdy nie mógł pozwolić sobie na myślenie o minionych dniach, jednak równocześnie nie był w stanie z tym walczyć. To przyciąganie było jego słabością i wciąż pozostawało. Mocniej niż zawsze poczuł tęsknotę za straconą bliskością, dlatego gdy zdał sobie z tego sprawę, zamiast początkowego niezrozumienia, pojawił się na jego twarzy ten sam, co wcześniej grymas. Musiał, chciał znów przybrać maskę chłodu i burkliwości, którymi się charakteryzował, bo nie mógł się tak zachowywać. Nie, przy kimś, kto zajmował się prowadzeniem burdelu i świetnie zdawał sobie sprawę z tego, jak działał na mężczyzn. Nie podał kobiecie dłoni, nie odrywając nawet uważnego spojrzenia od jej twarzy. Milczał, gdy przyglądała się jego legitymacji i gdy odchodziła od baru, by skierować się w jedynie sobie samej znane miejsce. Lyall po raz ostatni obrzucił spojrzeniem stojącego wciąż niedaleko barmana i podążył śladem kobiety, starając się trzymać na bezpieczny dystans i nie pozwalając sobie na zbytnie zanurzenie się w jej perfumach. Nie mógł tego robić, ale szedł za nią. Dostrzegając przy tym najmniejsze poruszenie się jej ciała pod materiałem gładkiej sukni krzyczącej o atencję. Skoro zarządzała Wenus, wszystko było ustawione i upozorowane. Odegrane nawet przed wysłannikiem z Ministerstwa. Na pewno wielu było tu przed nim i to nie w sprawach służbowych. Przez moment wahał się, czy wejść do środka jej gabinetu, ale nie pozwolił jej tego dostrzec. Nie chciał dawać jej satysfakcji, więc wkroczył do lukrowanie przystrojonego wnętrza. Dopiero wtedy zabrał głos, starając się, nie skupiać na zamykającej za nim drzwi kobiecie wciąż trzymającej w dłoniach jego legitymację.
- Więc zdaje sobie pani sprawę z powagi sytuacji - odezwał się w końcu głosem, który przypominał bardziej pomruk lwa niż ludzki głos. Nie musiała znać szczegółów. Wystarczyło, że znała jego stanowisko i funkcję, którą zajmował. Ministerstwo Magii nie wysyłałoby członka swojej Brygady Ścigania Wilkołaków, gdyby nie miało specjalnego, dość oczywistego powodu, żeby to zrobić. Nie był żadnym policjantem czy aurorem. Musiała o tym wiedzieć. Chciał, żeby to wiedziała, żeby przeszli do dalszych rozmów i żeby mógł stamtąd zniknąć jak najszybciej. - Zna pani mężczyznę o nazwisku Blishwick?


i’ll tell you a secret. the really bad monsters never look like monsters.
ALL DARK, ALL BLOODY,
MY HEART.
Lyall Lupin
Lyall Lupin
Zawód : Brygadzista
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Way deep down
Leaving me in a run around
Wanna care but
I don’t do Whats right
I won’t Wanna be found
Lettin loose the inner animal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7715-lyall-lupin#213633 https://www.morsmordre.net/t7739-lyallowa-poczta#214472 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f144-dolina-godryka-old-place-91 https://www.morsmordre.net/t7727-skrytka-bankowa-nr-1851#214132 https://www.morsmordre.net/t7738-lyall-lupin#214470
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]20.02.20 17:17
Kiedy cofała swoją wystawioną do powitania dłoń w spojrzeniu tego jegomościa dostrzegła coś dziwnego, coś
czego Giovanna nie była w stanie do końca rozpracować. Mężczyźni patrzyli się na nią na wiele różnych sposobów: ze ślepym pożądaniem, uwielbieniem, strachem, zaskoczeniem. Nie raz spotkała się też z pogardą czy pobłażaniem: jako kobieta nie miała łatwo walcząc o swoje. Zajmowała pozycję, która jej płci normalnie nie przysługiwała; robiła coś, co wiązało się z bardzo męskimi dziedzinami. Pieniądze, umowy, handel, łapówki, brutalne przepychanki na mniejsze czy większe szantaże. Borgia była obeznana w nich wszystkich, poruszając się w tworzonym w ten sposób labiryncie biznesowego światka jak po własnym domu. W tym spojrzeniu tkwiło jednak coś, czego jeszcze nie miała okazji ujrzeć w oczach jakiegokolwiek przedstawiciela któregokolwiek z departamentów Ministerstwa Magii, choć miała z nimi styczność regularnie: począwszy od jej własnych, prywatnych spraw związanych z kwestią włoskiego obywatelstwa, czy to tych bardziej oficjalnych, prowadzonych z ramienia Francisa. Inną kwestią pozostawał fakt, że spotykała się z brygadzistą. Nie wróżyło to zbyt dobrze temu spotkaniu, wilkołaki w żaden sposób nie wpisywały się w plan biznesowy Wenus, toteż wymagało to ze strony Borgii współpracy. Nie zamierzała niczego utrudniać, wiedząc, że zniesmaczonych zachowaniem Lupina gości będzie w stanie udobruchać w taki czy inny sposób.
Zamknęła za Lupinem drzwi do gabinetu, po czym zgrabnie wyminęła go i usiadła za biurkiem, na jego środku kładąc zabraną wcześniej legitymację, niczym wabik mający zmusić go do tego, żeby przestał w końcu stać pod drzwiami i podszedł bliżej. Po tym jak odrzucił jej dłoń na powitanie zaczęła podejrzewać, że jakiekolwiek bezpośrednie ruchy czy zwroty nie będą na nim sprawiać jakiegokolwiek efektu. Wydał jej się jednym z tych ludzi, którzy uparcie dyktowali swoje własne melodie na cudzych pianinach: dlatego podjęła taktykę mającą na celu zapewnienie go, że właśnie tak było. Ona na jego łasce, on panem sytuacji. Zbyt wiele razy przerabiała ten scenariusz.
Zdaję – odparła, po czym na moment zacisnęła umalowane ciemnoczerwoną szminką pełne usta w dość wąską kreskę. Jego pytanie było bardzo w punkt i niezwykle konkretne. Włoszka nie odpowiedziała od razu, namyślając się. Miała pamięć do twarzy, kojarzyła wiele osób, jednak rzucone pojedyncze nazwisko nie mówiło jej zbyt wiele. – Przez lokal przewija się wiele osób – wyjaśniła, zakładając pod stołem nogę na nogę. – Będę potrzebowała paru szczegółów. Wiek, charakterystyczne cechy wyglądu bądź charakteru? – zapytała, nakierowując brygadzistę na to, co było jej potrzebne. Nie zamierzała jednak wprost mówić o tym, że najtrafniej rozpoznawała klientów po upodobaniach seksualnych: te, choć niejednokrotnie powtarzalne, tworzyły u każdej osoby pewne bardzo oryginalne konfiguracje. Nie wiedziała zbyt wiele o wilkołakach, lecz każdy kiedyś słyszał, jak brutalne potrafiły być to istoty. Najprawdopodobniej szukali więc kogoś, kto albo nie miał wyszukanych potrzeb, kierując się tylko potrzebującą zaspokojenia chucią, albo mężczyzny lubiącego wyjątkowo nieokiełznane kobiety. Potrzebowała jednak jeszcze trochę detali, żeby zacząć zastanawiać się, która z dziewcząt mogła przyjąć w swoim łożu likantropa.


wszystkie jej słowa są żartem
jak już balować, to z czartem,

bardzo by kochał ją Makbet

Giovanna Borgia
Giovanna Borgia
Zawód : zarządzam Wenus, zaklinam
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

no one calls you honey
when you're sitting on a throne

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7919-giovanna-maddalena-borgia#225181 https://www.morsmordre.net/t7933-listy-do-g#226041 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f248-pokatna-37-2 https://www.morsmordre.net/t7934-skrytka-nr-1917#226043 https://www.morsmordre.net/t7931-g-m-borgia#226024

Strona 5 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Bar [część restauracyjna]
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach