Wydarzenia


Ekipa forum
Czerwona Polana
AutorWiadomość
Czerwona Polana [odnośnik]17.07.17 1:27
First topic message reminder :

Czerwona Polana

O tym miejscu krąży wśród czarodziei legenda. Powiadają, że wiele wieków temu, gdy świat czarodziejów ogarnęła wojna jeszcze straszliwsza niż ta, w której uczestniczyli najstarsi czarodzieje, to właśnie w tym miejscu doszło do ostatecznej batalii. Drzewa i krzewy spojone krwią poległych na zawsze nadały swoim liściom jej kolor. Nie ma na to naukowego potwierdzenia, jednak od lat polana odznacza się rubinowym kolorem, jesienią zrzucając czerwone liście na ziemię, wiosną na nowo zarastając czerwienią. Często można spotkać tu jelenie, są mniej płochliwe, jednak każdy gwałtowny ruch sprawi, że rzucą się do ucieczki.

Na środku Czerwonej Polany znajduje się świstoklik prowadzący do Oazy Harolda.  Aby otworzyć przejście, należy znać dokładne umiejscowienie zaczarowanych przez Harolda Longbottoma kamieni (wiedza zdobyta fabularnie) i wywołać patronusa lub patronusy olbrzymiej mocy (100+ - rzuty udanych patronusów kumulują się), które uderzą w przestrzeń pomiędzy rozrzuconymi kamieniami. Wówczas te poderwą się w powietrze, a między nimi rozciągnie się świetlisty portal, przez który należy przejść, by dostać się na wyspę.
Lokacja zawiera kości; lokacja jest przejściem do Oazy Harolda; wstęp możliwy tylko dla członków i sojuszników Zakonu Feniksa lub w ich towarzystwie.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 14.01.21 14:44, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Czerwona Polana - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Czerwona Polana [odnośnik]02.07.20 22:22
Również Safia nie potrafiła odnaleźć sformułowania, które opisywałoby tylko lorda, a przynajmniej nie to jedno, konkretne i jedyne, na co zresztą było za wcześnie. To, że zdołała wyrobić sobie na temat Zacharego pierwsze zdanie nie było niczym zaskakującym, wszak tak funkcjonował świat – pierwsze wrażenie zawsze było istotne i rzutowało na dalszą relację, jak i potrafiło zmylić, podczas późniejszych spotkań okazując się wyjątkowo złudne. Dlatego pozostawała ostrożna w swoim osądzie dotyczącym uzdrowiciela. Tym, co jednak nie umknęło uwadze czarownicy, były jego oczy; błękitnoszare tęczówki, fascynujące i głębokie, w które pozwoliła sobie zaglądnąć zdecydowanie dłużej niż wypadało. Onieśmielały; przyłapała się nawet na myśli, że mogłaby wpatrywać się w nie bez znudzenia zdecydowanie dłużej, jeśli tylko nadarzyłaby się okazja.
Och, proszę uważać z takimi obietnicami, nigdy nie wiadomo czy nie zastanie lorda pilna sowa ze szpitala – poprosiła, nienatarczywie przesuwając spojrzeniem po swoim rozmówcy. Choć ostatnim razem widzieli się niemal po ciemku, a jej domysły były oparte zaledwie na podpowiadanych przez wyobraźnię obrazach, rzeczywistość okazywała się być o wiele przyjemniejsza. Postawa, uroda i niewypowiedziany wdzięk podkreślone stonowanymi barwami były wprawdzie wystarczającym potwierdzeniem zachwytu z plotkarskiego artykułu i czyniły Zacharego mężczyzną niewątpliwie atrakcyjnym, lecz z drugiej strony Safia zauważyła, że było w tej atrakcyjności coś niepokojącego – chociaż nie umiała określić dokładnie co.
Kiedy ruszyli, ochoczo nadała tempo nie tylko spacerowi, ale też następnej nic nie znaczącej opowiastce, którą zamierzała stopniowo przełamywać lody. W przypadku historyjek była niemalże chodzącym omnibusem; co jednak innego jej pozostało od zatapiania się w opasłych księgach magicznych, baśniach i historiach w wolnych chwilach?
Jest pewna historia związana z tą okolicą – zaczęła melodyjnie, krzyżując ręce za plecami dla własnej wygody – ponoć rośliny rosną tutaj na czerwono dzięki przelanej krwi podczas jednej ze straszliwszych batalii, jakie widział świat; o wiele gorszej niż ta, która rozgrywa się na naszych oczach – powiodła spojrzeniem na młode drzewka i uśmiechnęła się lekko na myśl, że natura zawsze sobie radziła, mimo wszystko i była zapewne w stanie pokonać nawet całą rasę ludzką – naturalnie, naukowo to absurd, ale niejednokrotnie opowieści są lepsze od rzeczywistości... o wiele bardziej przyswajalne, niż fakty – interesowała się zielarstwem, botaniką, więc z czystym sumieniem mogła odrzucić wciskaną dzieciom i głupcom legendę o krwawym morzu, którym spłynęła irlandzka polana, a przy tym kulturami, to też podobne smaczki zawsze ją intrygowały. – Jestem skłonna stwierdzić, że każdy posiada swoją własną, ulubioną legendę, nawet jeśli nie zechce tego przyznać – zerknęła ukradkiem na stąpającego obok lorda. – A ty, sir? –  zagadnęła, w pewnym momencie jednak zahaczając jak na złość z pantofelkiem o wystający z ziemi korzeń.



goddesses don't speak in whispers;
they scream.
Safia Shacklebolt
Safia Shacklebolt
Zawód : kapłanka
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
too late for tears, damage is done
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8545-safiya-shacklebolt#249238 https://www.morsmordre.net/t8578-ghede#251399 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f231-sussex-brighton-brighton-pavilion https://www.morsmordre.net/t8580-skrytka-bankowa-nr-2017#251404 https://www.morsmordre.net/t8579-s-shacklebolt
Re: Czerwona Polana [odnośnik]08.07.20 22:57
Nie wiedział, jaką winien przyjąć opinię na jej temat. Safiya jawiła się w jego oczach dość unikalnie w porównaniu do kobiet, które zdołał w jakikolwiek sposób poznać w swoim życiu. Być może traktował ją tak od samego początku, zdając sobie sprawę, kim miała wkrótce zostać; być może było w niej coś intrygującego – nie wiedział co takiego. Dostrzegał rzucane ku sobie spojrzenia, nie winił jej za ciekawość. Pierwsze spotkanie w otulinie nocnego nieba, na swój sposób wyjątkowe i pozwalające się poznać, nie dało im szansy na spojrzenie sobie w twarz. Jedynie zerkali za osnowę duszy oraz tego, co skrywali w sobie, co każdego dnia ofiarowywali innym, niezmiennie pozostając kamiennymi obliczami. Teraz, gdy światło dnia znaczyło im ścieżkę, znacznie łatwiej było spojrzeć w oczy. Okazja nadarzała się niemal przy każdym stwierdzeniu, choć Zachary starał się zachować umiar. Dostojne prowadzenie się w obecności damy zawsze widniało na pierwszym miejscu – bez względu na to, jaka katastrofa czyhała za progiem bezpiecznych drzwi na świat.
Krótko i cicho roześmiał się, w nieco zduszony sposób, na moment spoglądając na Safiyę, by odwrócić wzrok we wzbudzonym zamyśleniu.
Nic takie nie będzie miało miejsca. Zaufaj mi. — Odparł pewnie, posyłając jej namiastkę uśmiechu, kąciki uniesione ku górze świadczące o szczerości wypowiedzianych słów. Zadbał o wszystko, aby spotkanie to przebiegło spokojnie. Żadnych ingerencji z zewnątrz. Żadnych nieprzyjemnych niespodzianek mających zaburzyć kolejny krok we wzajemnym poznawaniu się, budowaniu nici porozumienia i zaufania.
Kroku musiał nieco przyspieszyć, dostrzegając narzucone tempo. W pierwszej chwili niemal poczuł pewien dystans, iż dama mogła tak szybko chodzić, lecz w drugiej przyjął dystans wobec własnych myśli – utrzymywanie ich pod kontrolą zawsze przychodziło tak łatwo. Nie ulegał marzeniom człowieka wiedzionego nurtem nieokreślonych pobudzeń. Zawsze twardo stąpał po ziemi, a spotykał kogoś, kto łatwo oddawał się lekkiemu porywowi, jakby chciał uciec w chmury. Coś, na co on – stateczny szajch i lord – nigdy by się nie zgodził.
W ciszy, w należnej uwadze słuchał historii o miejscu, w którym byli. Jej miejscu, jak to ujęła w trakcie ich pierwszego spotkania, gdy on prezentował swoje. Tamten taras w żaden sposób nie był mu bliski ani szczególny – stał się okazją do odetchnięcia oraz jednoczesnego starcia z tym, co wtedy gościło w jego myślach. Dziś było zupełnie inaczej. Był przygotowany. Gotowy na stawienie czoła wspólnej rozmowie, wymianie niekoniecznie zrozumiałych i trafionych do okazji żartów. Z wyraźnym zainteresowaniem śledził burzę loków okrywającą twarz. Ledwie dostrzegał przez nią usta Safii, choć doskonale słyszał każde melodyjnie wypowiedziane słowo. Jej głos niósł osobliwe ukojenie, w którym odnajdywał spokój mimo chmur goszczących nad nimi, instynktownie wzbudzając przeczucie, że trawę skropi deszcz. Nie miał jednak chęci na próbę określenia, ile czasu im zostało. Wolał uniknąć tego rodzaju rozważań.
Być może kiedyś, ktoś, powinien przyjrzeć się temu wyjątkowemu zjawisku — zasugerował, niejako sięgając po chęć snucia naukowych wizji. Pamiętał z ich pierwsze spotkania, jak gładko wypowiadała się o niebieskich sferach i gwiazdach. Wierzył, że kryła w sobie nieco więcej zainteresowań, o które chciał zapytać. Jednak to przed nim postawiono pytanie i pragnął na nie odpowiedzieć, gdy zbiegiem okoliczności nagle jednym ramieniem chwycił Safiyę za nadgarstek, gdy upadała, natomiast drugim przyjmował ciężar jej ciała do chwili powrócenia wszystkiego do normy. Dłuższą chwilę spoglądał w jej oczy, nie przejmując się tym, jaki zawał przeżywała przyzwoitka za nimi. Był gotów jej pomóc, lecz najpierw musiał uporać się z sytuacją, która nie powinna mieć miejsca tak szybko. Wtedy też kropla wody rozprysła się na wierzchu dłoni, odwracając uwagę od incydentu.
Deszcz — mruknął cicho. — Zbiera się na deszcz — dodał nieco głośniej, odsuwając się od Safiyi po uprzednim upewnieniu, że stała na własnych nogach. Czuł się niezręcznie, musząc naruszać jej granice. Nie mógł jednak pozwolić, by upadła. Kim byłby, gdyby na to pozwolił. Rysa na szkle honoru niemożliwa do ukrycia, coś co nie powinno przenigdy znaleźć się blisko niego. Odchrząknął znacząco, uciekając wzrokiem ku niebu. — Kilka znalazłoby się — odparł, udzielając odpowiedzi dość wymijająco. — Czytałaś może Baśnie z tysiąca i jednej nocy? — zapytał, chcąc lekko podtrzymać rozmowę.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Czerwona Polana - Page 3 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Czerwona Polana [odnośnik]12.07.20 19:23
Słońce chowało się nieśmiało za sunącymi leniwie ciemniejszymi chmurami; w wiosennym powietrzu unosiła się złocista mgiełka, często spotykana o tej porze roku, ot, kurz i pyłki z otaczających polanę roślinności. Liście drzew nabrały połysku, tak świeże, chociaż rozwinięte już jakiś czas temu; mimo to w dalszym ciągu piękne, jakby czekały właśnie na nich. Ukontentowana słowami Zacharego ciemnowłosa uśmiechnęła się doń z nadzieją, że wypadło to uroczo.
W porządku – zaufam ci, dokończyła w myślach, uznając to za następny istotny krok w stronę porozumienia w tak pięknych okolicznościach przyrody i na tym zakończyła. Zapewnienie lorda brzmiało wystarczająco szczerze.
W porównaniu z astronomicznymi ciekawostkami, ta krótka opowieść nie wydawała się czarownicy szczególnie fascynująca, z pewnością nie tak, jak rzeczywiste, choć odległe, uzasadnienie czerwonej barwy wszystkich zebranych wokół roślin. Naturalnie znała podstawowe, naukowe wyjaśnienie i powody, dzięki którym rośliny czasami miały inny kolor niż soczysta zieleń, jednak rzadko kiedy spotykało się tak gęste, duże skupisko roślin o jednakowej barwie. Chociaż wielokrotnie próbowała, na próżno było poszukiwać na polanie rodzynka o odmiennym kolorze.
Swego czasu próbowałam – odparła bez przemyślenia, lecz jej słowa szybko przyćmiło nieprzyjemne pieczenie stopy a wkrótce po tym wprost ekspresowa reakcja Zacharego, którego nos niechcący zetknął się z burzą poskręcanych ciasno włosów. Gdy odzyskała równowagę i uniosła nieznacznie twarz, zatapiając się na moment w błękitnoszarych tęczówkach, wyraźnie poczuła jak fala gorąca uderza jej policzki. Przyzwoitka rzeczywiście musiała przeżywać zawał – ale uporczywe i donośne chrząkanie wydało się szlachciance na tyle zabawne w tej sytuacji, że nie paliła się szczególnie do wrócenia na właściwe tory. Wreszcie jednak odsunęła się do tyłu i w wyraźnym zakłopotaniu po tej zuchwałości odwróciła pośpiesznie wzrok na ścieżkę; zbita z pantałyku próbowała odnaleźć wyjście z sytuacji, kiedy jedna z kropel deszczu nadeszła z pomocą rozpryskując się na gładkim czole dziewczęcia.
Obawia się lord deszczu? – spytała, wiodąc dziękczynnym spojrzeniem w niebo – jak dobrze, że na ciemnej skórze nie dało się dostrzec rumieńców, które dalej tam tkwiły.
Na zadane pytanie lady ożywiła się wyraźnie, kontynuując swoją przechadzkę w zdecydowanie wolniejszym tempie, niż wcześniej narzucone, a przy tym zaczęła uważniej patrzeć na to, gdzie stawia kroki. Nie chciała potknąć się po raz drugi, tym samym podtrzymać żartobliwej tezy o użyczaniu ramienia damom, bo te samodzielnie nie potrafiły nawet chodzić.
Nie miałam niestety okazji – przyznała, kierując ich nad pobliski strumyk – wnioskując po samym tytule, brzmią niezwykle intrygująco – dodała na zachętę. Same baśnie, choć rzeczywiście wzbudzające w niej zainteresowanie, schodziły teraz na drugi plan; chciała po prostu by mówił i poprowadził dalszą rozmowę według własnego uznania. Jej zdecydowanie wystarczyło to, że wybrała miejsce spotkania. Kiedy znaleźli się nad wodą, rozejrzała się dookoła. Nad strumieniem zaczynała wznosić się mgła – po ciepłym dniu zrobiło się odrobinę chłodniej, a już pewno wilgotniej – którą szybko zburzył siąpiący kapuśniaczek. – Kiedy byłam dzieckiem, moja babcia lubiła powtarzać, że od wiosennego deszczu człowiek szybciej rośnie – zażartowała, lecz w jej tonie dało się wyczuć sentymentalną nutę, i przylgnęła ramieniem do chropowatej kory drzewa, spoglądając na lorda spod wachlarza gęstych, ciemnych rzęs.



goddesses don't speak in whispers;
they scream.
Safia Shacklebolt
Safia Shacklebolt
Zawód : kapłanka
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
too late for tears, damage is done
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8545-safiya-shacklebolt#249238 https://www.morsmordre.net/t8578-ghede#251399 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f231-sussex-brighton-brighton-pavilion https://www.morsmordre.net/t8580-skrytka-bankowa-nr-2017#251404 https://www.morsmordre.net/t8579-s-shacklebolt
Re: Czerwona Polana [odnośnik]14.07.20 22:42
Serce biło mu zdecydowanie szybciej, gdy znalazła się w jego objęciu. Nieporadnym, uczynionym całkowicie instynktownie, będącym przekroczeniem należytego dystansu. Zderzenie z burzą loków zdobiących jej głowę było mu istotnie na rękę. Mimo ciemniejsze skóry niż reszta Anglików, przy Safiyi czuł się dość blado, a gorąco odczuwane gwałtownie na policzkach świadczyło o ewidentnej utracie kontroli nad sobą. Wzięcie głębokiego, uspokajającego oddechu stało się niemożliwe – łatwo zdradziłby się ze stanem, w który wpadł, gdy ze wszystkich sił próbował zachować spokój i kamienną twarz. Okazanie rozedrganych emocji nie było czymś, co chciał ofiarować tak łatwo, jeśli w ogóle. Sztywne wychowanie pośród nieugiętych zasad nauczyło go chłodnego podchodzenia do sytuacji, unikania konfliktów tak długo, jak było to możliwe, ciągłego trzymania wodzy na uczucia, wreszcie utrzymania wyższości umysłu nad słabym, podatnym na pokusy ciałem. Choć w tym wszystkim wyszczególniał jeszcze siłę własnej duszy, to w przypadku Safiyi nie miała zbyt wiele do powiedzenia. Jako jedyna była pokornym sługą wypełniającym swe natchnione zadanie; tworzyła balans, stopniowała delikatną równowagę, pojawiała się tam, gdzie należało ją zaprowadzić. Nigdy więcej i nigdy mniej. Dlatego też w odczuciu Zachary'ego stanowiła przymiot, nad którym nigdy nie miał należytej władzy. Umykała mu, ilekroć próbował. Praktykował całymi latami, pośród gorących piasków i ciężkich kadzideł zapadając w lekki trans, aby odnaleźć w sobie kolejny klucz. Teraz jawił mu się on jako dystans między nim a damą powierzoną mu w opiekę i w takt tego myślowego sformułowania utworzył między nimi dość przestrzeni, aby sytuacja nie wyglądała ani na sztuczną, ani na niezręczną. O zapomnieniu o tym przykrym incydencie nie było mowy. Jeszcze długo zamierzał rozpamiętywać gwałtowny kontakt, w którym się starli, próbując dotrzeć do nieodnalezionego sedna rozbieganych myśli.
Tymczasem pozostawał w sferach znacznie bardziej przyziemnych niż świat własnych przemyśleń. Kolejne krople wody uderzające leniwie we włosy, twarz i ubranie utrzymywały go na miejscu. Pytanie postawione przed nim wydawało się tym błahym, będącym poruszeniem tematu pogody dla zabiciu czasu; nie traktował tego w ten sposób. Nie nawykł do toczenia rozmów o aurze. Wolał cierpliwie, w milczeniu słuchać, obserwować. Głos zabierał, gdy rzeczywiście chciał coś powiedzieć.
Po zeszłorocznej nawałnicy powinienem do tego przywyknąć — odparł, wspominając listopadowe burze — ale wciąż jest to dla mnie coś niezwykłego w porównaniu do gorących pustyń Egiptu. — Tak dawno nie był pośród rodzimych piasków. Nie zapomniał jednak ciepła uderzającego w stopy przy każdym kroku, scalającego go z otaczającą naturą. Szczególnie mocno lubił nurzać stopy w piasku na skraju okazy, chłonąc gorąc, a jednocześnie sycąc się nieco wilgotniejszym i lżejszym klimatem nikłej roślinności. Te magiczne przybytki, pielęgnowane przez czarodziejów i czarownice, miały w sobie coś, co sprawiało, że chciał spędzać tam cały wolny czas. Z dala od ludzi łatwo było mu utonąć w refleksji przeżywanych na co dzień doświadczeń w lecznicach Kairu, pojąć sztuki uzdrowicielskie na nowo, znacznie głębiej niż było to możliwe w jego własnych komnatach czy obecności dziadka albo guwernantów. Pojmował więc, czym ta polana była dla Safiyi – tym samym, czym dla niego był piasek otaczający oazę. Nie chciał jednak pytać, czy przypuszczenie to było słuszne.
Tysiąc opowieści utkanych z drobnych ziaren piasku. Dość, by czytać je bez końca, próbując zrozumieć te przesadzone opisy sułtańskich posiłków, jakby spisał je ktoś, kto z nie miał z nami nic wspólnego. Nigdy. — Przywołał nieco kontekstu, z wyraźną dezaprobatą wspominając o nieadekwatności opisów. Jako dziecko niemal czuł oburzenie, gdy pierwszy raz zaznajamiał się z nimi. Z czasem przestał zwracać na to uwagę, więcej uwagi poświęcając opisom ludzi, na własną rękę poszukując malunków, które oddałyby wyobrażenie bohaterów. Gdy sięgnął po atlasy pełne ludzkich ciał w najróżniejszych pozach, i o to przestał zabiegać. Przestał odchodzić od rzeczywistości.
Uważnie i powoli stąpał, tak wtedy, tak teraz, mając na uwadze to, by samemu nie potknąć się choćby o własne nogi. Każdy krok ważył ostrożnie, jednocześnie starając się, żeby nagle zwolniony spacer nie stał się postojem. Ten wydarzył się dopiero nad wodą z wolna okrywaną mglistą zasłoną. Zasłyszanym słowom zawtórował czymś, co miało być śmiechem, aprobatą opowiedzianego żartu. — W takim razie w Egipcie lało całe moje dzieciństwo — odpowiedział, wpierw spoglądając na lady, by chwilę później unieść wzrok, następnie całą twarz ku niebu i zamknąć oczy. Przez chwilę chciał nasycić się niknącym za chmurami blaskiem słońca, na czubku nieco zadartego nosa oraz policzków czując kolejne krople nadciągającego deszczu.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Czerwona Polana - Page 3 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Czerwona Polana [odnośnik]15.07.20 15:27
W przeciwieństwie do lorda, Safiya nie planowała poświęcać drobnemu, kilkusekundowemu wypadkowi więcej uwagi, niż to konieczne, bo też w tym momencie nie widziała takiej potrzeby; ot, każdy na jego miejscu zachowałby się tak samo – każdy, kto nie był na tyle aroganckim, nieuważnym człowiekiem, by w porę nie dostrzec jej potknięcia – a potem puściłby w niepamięć. Podchodzenie do wielu spraw na chłodno nauczyło ją nie zawracania sobie głowy czymś, co nie było szczególnie istotne, chociaż nie zdawała sobie sprawy, że zamiary a mózg i odrobina wolnego czasu w tym przypadku nie zamierzały ze sobą współgrać. Na razie jednak bez problemu skupiała się na prowadzonej rozmowie, po tym incydencie w drodze nad strumień, nie spoglądając na Zacharego ani razu.
Nie myślałeś o wyprawie do Egiptu, sir? – takie wyjazdy zawsze dobrze robiły, niezależnie od powodu, i pozwalały spojrzeć na pewne problemy, rzeczywistość z dystansem, czego była najlepszym przykładem. Z jednej strony dość egoistycznie cieszyła się, że spędziła pół roku na Jamajce, z drugiej, do tej zbierało się jej na płacz, gdy przypominała sobie okoliczności. – Och, a już myślałam, że to godna uwagi lektura, która w rzetelny sposób zbliża do twojej kultury – zamyśliła się na krótki moment – cóż, lepiej jednak w tę stronę; my nadal jesteśmy dzikimi plemionami, prymitywami i manipulantami, wykorzystującymi czarną magię – wyliczyła sarkastycznie kilka określeń, na które natrafiła i wzruszyła ramionami – z pewnością pośród całości znajdzie się jedna bliska prawdzie legenda, opowieść, która zapadła lordowi w pamięć – bez powodu o nich nie wspomniał, z pewnością również nie bez powodu baśnie były pierwszym skojarzeniem na zadane pytanie. A może się myliła?
Zdaje się, że wysoki wzrost to nie tylko pożądana cecha u mężczyzny, ale i niewątpliwa dogodność – stwierdziła z subtelnym uśmiechem, kiedy tylko przypomniała sobie nieprzyjemność tańczenia dawniej z lordem jej wzrostu. O ile nie zwróciłaby na to w innych okolicznościach szczególnej uwagi, tamten nieszczęśnik dzięki nieujarzmionym włosom czarownicy wyglądał niestety na niższego od niej, a nieduży obcasik w pantofelkach dodatkowo zadziałał na jego niekorzyść, dzięki czemu jedynie ściągał na siebie wszystkie spojrzenia tamtego wieczoru. Zresztą, od zawsze była zdania, że poza pewnymi cechami charakteru, mężczyzna co najmniej winien być dumnie wyprostowany i wyższy odeń, jego sylwetka z kolei powinna przypominać dojrzałego człowieka, niźli chłopca, który ledwo opuścił szkolne mury. Chcąc czy nie, na wygląd zwracało się uwagę zawsze w pierwszej kolejności – rozmowa nadchodziła później, o ile nie spotykało się wieczorem w zanurzonych w mroku miejscach, jak było podczas ich pierwszego, zapoznawczego spotkania. W wieży astrologów możliwość ocenienia wyglądu lorda została jej odebrana i do teraz zastanawiała się, czy działanie to było celowe a jeśli tak, to dlaczego; była zdana tylko na własną wyobraźnię i ledwo majaczące wspomnienie fotografii Zacharego z Czarownicy, na szczęście jednak rzeczywistość zdecydowanie przerastała wyobrażenie lorda na plus.
Deszcz ma w sobie coś kojącego – stwierdziła nawiązując do wcześniejszych słów mężczyzny i jednocześnie wsłuchała się w uderzające o rośliny krople – na Jamajce bardzo często padało, ale temperatury tutaj, w Anglii, są dla mnie zdecydowanie za niskie – mimo wszystko była przyzwyczajona do ciepła do tego stopnia, że nawet po kilku latach zamieszkiwania Wysp nie zdołała przywyknąć do angielskiego klimatu – nie odnosi lord wrażenia, że czasami ten kraj bywa aż nadto melancholijny? – depresyjny, powiedziałaby nawet, ale w porę ugryzła się w język i zmieniła zdanie. Czuła jednak, że uzdrowiciel w pewnym stopniu ją zrozumie; w końcu sam sprowadził się do kraju dopiero kilka lat temu. Drugą przeszkodą byli poniekąd ludzie: zachowawczy, stonowani i pozbawieni ikry, niestrawni. Czarownica cechowała się żywym, wesołym usposobieniem, otwartością i starała się radować najmniejszymi rzeczami, zupełnie inaczej, niż niektóre znane damy. Choć czasem bywało ciężko.



goddesses don't speak in whispers;
they scream.
Safia Shacklebolt
Safia Shacklebolt
Zawód : kapłanka
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
too late for tears, damage is done
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8545-safiya-shacklebolt#249238 https://www.morsmordre.net/t8578-ghede#251399 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f231-sussex-brighton-brighton-pavilion https://www.morsmordre.net/t8580-skrytka-bankowa-nr-2017#251404 https://www.morsmordre.net/t8579-s-shacklebolt
Re: Czerwona Polana [odnośnik]16.07.20 23:14
Powrót do Egiptu nie wchodzi w rachubę w naszym przypadku. — Padła odpowiedź dość krótka i szczera, lecz pozbawiona kontekstu, który wyjaśniałby taką decyzję, a przede wszystkim nakreślał to, dlaczego użył sformułowania podkreślającego mnogość. Słowa te wypowiedział w duchu, który ostatnimi czasy kierował nim, gdy przychodziło zajmować stanowisko własne czy też pogląd rodziny. Czuł się nieoderwaną częścią Shafiqów rozsianych po całym globie, dumnie praktykujących i reprezentujących ich egipskie korzenie. Nie oczekiwał, by ktokolwiek rozumiał, dlaczego tak mówił – sam nie do końca pojmował, kiedy w ten sposób zaczął przemawiać. Całkowicie świadomie, przy pełnym zachowaniu zmysłów, nietoczony żadna chorobą, mówił tak, jakby było go więcej niż w rzeczywistości.
Nie, to nie jest dobra lektura, jeśli chcesz poznać kulturę egipskich czarodziejów i czarownic — odpowiedział wolno, wkładając w odpowiedź uzdrowicielski ton. Jeśli miał cokolwiek jej polecić w kwestii rodowych tradycji, niewątpliwie nieskazitelnym źródłem pozostawał ktoś, kto nosił ich nazwisko. Literatura angielska nie miała w sobie klasy ani przekazu w tej kwestii; sięgnął po nią, gdy pewnego chłodnego wieczora kilka lat temu zaciekawił go punkt widzenia Anglików na Afrykę. Być może teraz zaszły pewne zmiany i skąpe tomy zasiliły nowe dzieła, lecz tego nie wiedział. — Niemniej polecam ją z uwagi na lekkość. To dość przyjemna odskocznia od zielarskich katalogów i atlasów anatomicznych. Godna uwagi, jednak nie ręczę za przekład językowy. — Uzupełnił dodatkowymi słowami, nie chcąc, by Safiya odniosła wrażenie, że wspomniał o baśniach bez większego kontekstu. Nie liczył także na to, że po powrocie do domu zażąda kopii egzemplarza. Z pewnością miała wiele ksiąg, które na nią oczekiwały, znacznie istotniejszych niż ta, o której wspominał. Wierzył jednak, iż w pewnym momencie podzieli się swoimi czytelniczymi pasjami, przedstawi kilka pozycji wartych jego uzdrowicielskiej ścieżki. — A z czym ty, lady, skojarzyłabyś baśnie z mych rodzinnych stron? — Zapytał, niejako odwracając pytanie. Z czystej ciekawości chciał wiedzieć, co jako pierwsze jawiło jej się w myślach, gdy kierowała je ku Baśniom z tysiąca i jednej nocy.
Ma też swoje niewątpliwe minusy — sparował, nieco wypinając pierś do przodu. Utrzymywanie wyprostowanej sylwetki miało swoją cenę – po długich godzinach kręgosłup sztywniał, domagał się innych ruchów, przyjęcia pozycji niegodnego żebraka, byle było wygodniej choć przez moment. Garbienie się nie przystawało lordom ani szajchom. Należytą postawą sprawiało się odpowiednie wrażenie nie tylko pośród niskich sfer, lecz przede wszystkim wśród towarzyskiej elity. Cena za to mogła być wysoka, gdyby zastanowić się nad tym, jak wielu lordów na starość kończyło zgarbionymi z nienaturalnie wykrzywionymi łopatkami. A może był to jedynie efekt braku siły? Tego nie wiedział i nie zamierzał weryfikować w najbliższej przyszłości.
Kilka kroków zrobionych w małej przestrzeni nad wodą spowitą mlecznym oparem było czymś, co przypomniało mu, że nigdy wcześniej nie przykładał wielkiej uwagi do traw miękko uginających się pod jego ciężarem. Teraz, gdy powoli pokrywała je wilgoć, dostrzegał różnice, subtelną zmianę w tym zachowaniu. Nie mając zbyt wielkiego doświadczenia z takimi zjawiskami, ogarnęła go fascynacją, w takt której przykucnął, dłonią pokrytą pierścieniami i sygnetami dotykając mokrej roślinności. Choć czynił to wyjątkowo krótko, to towarzyszące temu uczucie przyprawiło go w stan melancholii. — Tutejsza aura potrafi być niemal dobijająca, ale deszcz – szczególnie ten spokojny – jest czymś, na co warto czekać. Posiada jednak pewną niedogodność. — Zwieńczył, wilgotną dłonią przeczesując poskręcane od wilgoci włosy. Dostrzegł to dopiero, gdy sprowadził się na Brytyjskie Wyspy. W gorącym egipskim klimacie nic podobnego nie przytrafiało się prostym kosmykom. — Na szczęście, tobie to nie grozi — powiedział, spoglądając na jej bujną burzę loków. Naturalną, niemal niewrażliwą na to, co wyczyniała pogoda. Wyjątkowo urokliwą, musiał przyznać, mimo wody.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Czerwona Polana - Page 3 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Czerwona Polana [odnośnik]17.07.20 15:16
Źle mnie lord zrozumiał – sprostowała natychmiastowo – nie mówiłam o powrocie na stałe, bardziej o kilku dniach dla złapania oddechu i świeżej perspektywy... mój wyjazd, chociaż determinowany przykrymi okolicznościami, ostatecznie dobrze mi zrobił – przyznała, zerkając kątem oka na mężczyznę jakby w obawie przed jego reakcją, jednak nie skłamała ani odrobinę w swoim stwierdzeniu. Podczas półrocznej nieobecności miała wystarczająco dużo czasu na poukładanie sobie myśli, oswojenie się z faktem, że po powrocie w bardzo szybkim czasie przestanie być panną na wydaniu a zostanie narzeczoną poważanego w społeczeństwie uzdrowiciela i wpłynie na zupełnie nieznane wody. Chociaż dla wielu dam wyjście za mąż za stąpającego obok lorda, gdyby była taka możliwość, czy zamążpójście w ogóle, byłoby spełnienie marzeń, ona od panien nie różniła się jedynie wyglądem i charakterem, ale podejściem do pewnych spraw. Miała na uwadze oczywiście swoją powinność wobec rodu, jednak nigdy nie podejrzewałaby, że to wszystko stanie się tak szybko i decyzja zostanie za nią podjęta właściwie w ciągu kilku minut; z dwojga złego cieszyła się w duchu, że przynajmniej miała szansę chociaż zobaczyć kim będzie jej nieszczęśliwiec wcześniej, niż w dniu ceremonii. Wizję staropanieństwa mogła więc wprawdzie odrzucić, zastępując jej miejsce wcale nie mniej gorączkowym zastanawianiem się w jaki sposób zdołają pogodzić ze sobą zupełnie odmienne kultury. Kiedy z ust Zacharego padło pytanie, z całą śmiałością mogła opowiedzieć o swoim wyobrażeniu, weryfikując je poniekąd z tym, co przeczytała w innych źródłach – wbrew tkwiącej w niej minimalnej niechęci, z całego serca próbowała wykazać się otwartością i zrozumieniem wobec lorda, by nie wyjść na opryskliwą ignorantkę, czy też w drugą stronę: na straszną gadułę.
Z kapłanami wyczytującymi przyszłość z gwiazd przy pustynnych oazach – zaczęła aksamitnym głosem, zgarniając za ucho jeden z nieusłuchanych kosmyków – ze strudzonymi wędrowcami przemierzającymi rozgrzane egipskie piaski, z damą odzianą w piękny, orientalny strój i magiczną lampą, której duch spełnia życzenia, ale – zrobiła pauzę, kierując spojrzenie ku mężczyźnie – dla przełamania słodyczy, również ze skromnym życiem ludzi, biedniejszych i niewykształconych, okrucieństwem władców... jak bardzo się pomyliłam? – pozwoliwszy sobie na więcej emocji, przybrała minę wyczekującą, co najmniej jakby wyczekiwała werdyktu na szkolnym egzaminie, ale równie szybko powróciła do delikatnego półuśmiechu. – Z katalogami zielarskimi pozostawałabym ostrożna, sir, niektóre potrafią wprowadzić w błąd a jeśli porównasz kilka z nich, to zobaczysz jak czasami informacje się od siebie różnią – westchnęła zawiedziona, wspominając jak sama padła ofiarą podobnego błędu, który, cóż, przypłaciła zepsutym eliksirem, a następnym razem wybuchem kociołka. Od tamtego czasu wypracowała sobie pewną metodę, dzięki której podczas eksperymentowania z nowymi roślinami minimalizowała ryzyko, choć czasem na rzecz prób poświęcała biedne służki. Kontrolnie zerknęła nawet w ich stronę, ale nie dostrzegając dziewcząt w polu widzenia, powróciła do Zacharego i delikatnych loczków.
Zdecydowanie łagodzą rysy twarzy i powagę – niesforne, lekkie skręty pojawiające się w ciemnych włosach lorda dodawały zresztą powabu jego opalonej, przystojnej twarzy, lecz nie ciągnęły za sobą żadnych ujemnych skojarzeń. A kiedy pochylił się, sięgając dłonią do skropionej deszczem trawy, zawyrokowała, że w takiej wersji intrygował ją najbardziej. – Moje włosy są dość problematyczne – odparła wpierw z uśmiechem przyjmując coś, co chyba było komplementem – niektóre osoby są nimi tak zafascynowane, że z nieznanych mi powodów chcą je dotykać – zaśmiała się, nie zdradzając jednak kim były ów tajemnicze osoby z zupełnie błahego powodu: większość rodów znała się pomiędzy sobą. Deszcz wzmógł się nieco, lecz to nie on zwrócił uwagę czarownicy; pochyliła się nieznacznie ku uzdrowicielowi i wskazała palcem na przeciwny brzeg, granicę, gdzie kolor czerwony odcinał się od lasu.
One też chyba lubią deszcz – niewielka grupka jeleni stąpała po miękkiej, zielonej trawie, która jak dywan rozpościerała się pomiędzy sosnami, zupełnie niewzruszona ich obecnością.



goddesses don't speak in whispers;
they scream.
Safia Shacklebolt
Safia Shacklebolt
Zawód : kapłanka
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
too late for tears, damage is done
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8545-safiya-shacklebolt#249238 https://www.morsmordre.net/t8578-ghede#251399 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f231-sussex-brighton-brighton-pavilion https://www.morsmordre.net/t8580-skrytka-bankowa-nr-2017#251404 https://www.morsmordre.net/t8579-s-shacklebolt
Re: Czerwona Polana [odnośnik]17.07.20 22:24
Pokręcił lekko głową. Nie dbał w większym stopniu o to, czy dobrze się zrozumieli. Rozmowa miała tę szczególną właściwość, iż w miarę poznawania pozwalała na zrozumienie; korzystał z niej, choć doskonale wiedział, że słowami raczył wyjątkowo rzadko.
Wciąż posiadam wiele zobowiązań, których nie mogę odłożyć na półkę niczym księgi i doczytać wolnym czasie — wyjaśniał ostrożnym tonem. Istotnie posiadał obowiązków miarę niezliczoną w ostatnim czasie – zgłębiał tyle różnych aspektów jednocześnie, starając się odnaleźć między nimi delikatną równowagę, stworzyć jednolite połączenie wiodące w jednym, wspólnym kierunku. Nie chciał mówić o nich więcej. Znaczna ich część wiązała się z wojną, a w tę nie chciał jej wciągać. Póki miał coś do powiedzenia w tym temacie, zamierzał ją chronić.
W którymś momencie potoku słów Safiyi uśmiechnął się. Wargi mimowolnie przybrały kształt zadowolenia, aprobaty. Choć trwało to krótko i było dla Zachary'ego niemałym wysiłkiem włożonym w utrzymanie miny, to wciąż pozostawało widoczne nie tylko w trakcie spotkania, lecz także i w jego myślach. Codzienny wyraz obojętności oraz chłodne spojrzenie były tym, czym emanował na każdym kroku. Nie szukał powodów do zabawy i szerzenia zaraźliwej wesołości – przyjmował ją jednak ze strony swojej towarzyszki, przytakując nikłym ruchem głowy. W końcu zaśmiał się jeszcze krócej, rozbawiony, z powrotem przywołując na twarz neutralny wyraz.
Zapomniałaś wspomnieć o latającym dywanie — odpowiedział, obrzucając ją spojrzeniem wyrażającym nieskrywaną aprobatę. — Przy następnej okazji zabiorę cię na przejażdżkę — obiecał krótko, powracając na moment jeszcze do postawionego pytania. — Nie wiem, czy nie rozczarujesz się proporcjonalnością, choć – naturalnie – wszystko to znajdziesz w Baśniach. Jeśli tylko autor transkrypcji nie postanowił w przypływie frustracji przeinaczyć kilkunastu stron. — Skomentował jeszcze, na chwilę zatrzymując wzrok na sprężystych lokach damy. Próbował odnaleźć formę, którą przybierały, lecz bezskutecznie podziwiał spirale, nie mogąc dostrzec tego, co dojrzał oczyma wyobraźni. Pogodzony z porażką własnych myśli odwrócił wzrok ku wodzie — Zdaję sobie z tego sprawę, lady. Dlatego rozważam sprowadzenie kilku ksiąg z Aleksandrii i rękopisy krewnych z Siwy. Chciałbym dokończyć charakterystykę ziół. — Wspomniał krótko, zahaczając o temat pracy, do której powoli przygotowywał się. Ostatnie półrocze, poprzednie również, nie było dobrym momentem na sięgnięcie po zielarską wiedzę. Nakład obowiązków oraz pozostałych, także wojennych działań zmusił go do szybkiego zrewidowania priorytetów i zajęcia się zadaniami pilnymi. Gruntowy przegląd, którym zajmował się od ponad roku wciąż trwał. Wyczerpujące zbadanie tematu zajmowało czas, doskonale to rozumiał, lecz powoli z każdym miesiącem przeciągało się i zaczynało być elementem kuriozalnej próby przełomu. Decyzja o sprowadzeniu dzieł z Egiptu niosła wysoką cenę, jednak nie mógł pozwolić sobie na zapomnienie o tym, skąd się wywodził. Nigdy nie polegał w pełni na tym, czego nauczyły go angielskie ziemie. Zawsze, nawet nikle, korzystał z tego, co wyniósł z gorących piasków pustyni.
Istotnie, wygląd stanowi wyjątkowo ważną część tego, w jaki sposób jest się postrzeganym przez innych — stwierdził, przeczesując raz jeszcze loki powstałe z jego własnych włosów. Szczęśliwie tylko Safiya mogła je teraz oglądać i nie byli obserwowani przez gawiedź głodną plotek, żądną taniej rozrywki. Jednak rozważanie to nie powstrzymało dość osobliwego wyrazu twarzy, który posłał jej w odpowiedzi na stwierdzenie, iż ktoś chciał dotykać jej włosów. W ciszy patrzył na nią, niemal wyczekiwał, by kontynuowała tę dziwną opowieść. Pragnął wiedzieć, co takiego wywoływało taką sytuację – liczył na nakreślenie sytuacji – w jego odczuciu wyjątkowo niegodną. Naruszanie przestrzeni osobistej było czymś, na co nie pozwalał, sztywno trzymając się wyznaczonych standardów. Dopiero z kolejnymi słowami podążył wzrokiem ku wyrastającej ścianie lasu, spoglądając na wspomniane jelenie. Cicho, nie wypowiadając żadnego słowa poruszył się w tak szelestu mokrej trawy. — Sugerujesz, że nasze milczące towarzyszki powinny zmoknąć i nabawić się magicznego przeziębienia? — Zapytał, zerkając za siebie, gdzie przyzwoitki twardo zachowywały dystans i udawały, że wcale ich tu nie było.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Czerwona Polana - Page 3 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Czerwona Polana [odnośnik]18.07.20 13:11
Uczona od najmłodszych lat prostej zasady, że czasami najlepiej było nie powiedzieć nic niż powiedzieć za dużo i niepotrzebnie, nie odnalazła w sobie ani chęci do kontynuowania tematu ani ciepłych uczuć wobec lekkiej połajanki. Wszak lord odpowiedział mniej więcej tak, jak przewidywała. Nie wiedziała, że poza obowiązkami w pracy i wobec rodziny, angażował się czynnie w polityczne działania – być może gdyby posiadała tę wiedzę, szybko wyperswadowałaby sobie z głowy pomysł namawiania go na odwiedzenie rodzinnego kraju a przynajmniej zrozumiałaby niechęć mężczyzny. Tymczasem czarownica z góry pochopnie założyła, że ukazanie swojej wyższości było celowe. Niewiedza nie zawsze była dobra, niedomówienia tym bardziej.
Rzeczywiście, dywan zupełnie wypadł mi z głowy – przyznała, wiedząc jednak, że nie bez powodu o nim nie wspomniała i w zasadzie naprawdę wyparła, mając gdzieś z tyłu głowy wczorajsze spotkanie z lordem Lestrange. Przez samo wspomnienie absurdalnego popołudnia spędzonego u boku największego ekscentryka, jakiego w krótkim życiu poznała, ogarnęło ją zażenowanie, którego mimo to nie okazała na zewnątrz. Kierując się nie tylko litością, ale i ogromną pobłażliwością, której by się po sobie nie spodziewała, zadecydowała się nie ujawniać szczegółów nikomu. Przynajmniej póki co. – W takim razie nie mogę się doczekać – zapewniła kurtuazyjnie, chociaż nie była szczególnie przekonana do tego pomysłu; preferowała twarde stąpanie od ziemi, niż odrywanie stóp od podłoża i sama zresztą myśl o lataniu kilkunastu metrów ponad podłożem nieco ją stresowała. Z drugiej strony na równi z poddenerwowaniem szła kiełkująca powolnie ekscytacja; w końcu dostąpiłaby tego zaszczytu jako jedna z nielicznych. – Powiedz mi proszę, czy każdy jest w stanie dostać w Londynie taki dywan? – spytała następnie. Jeśli miała wierzyć w zapewnienia Francisa, w posiadanie dywanu wszedł legalnie, dopiero później wyczyniając z nim niezbyt legalne rzeczy, ale nie miała pojęcia, czy lord jej zwyczajnie nie okłamał. Nie interesowała się nigdy żadnymi środkami transportu, ani tym bardziej zdobywaniem ich, nie mając ku temu zwyczajnie ani okazji ani potrzeby. Jednakże widok dziedzica angielskiego rodu z atrybutem zdecydowanie orientalnym i kojarzonym z rodem Shafiqów wydał się jej dość podejrzany, i nie rozumiała do końca po co mu to było.
Gdy Zachary wspomniał o uzupełnianiu charakterystyki ziół, zdziwiła się, odrzucając rozmyślania na temat ekstrawagancji niektórych osób a nieprzyjemna gorycz po wcześniejszej naganie odeszła w niepamięć. Pomimo tego, że ciemnowłosa wiedziała czym się zajmował, nie posądzała go jednak o prowadzenie prac naukowych. Uzdrowiciel przecież nie zawsze musiał rozwijać swoją karierę zawodową, poza pracą w szpitalu, zresztą, wydawało się jej, że pogodzenie obu tych rzeczy mogło być uciążliwe. Nie tylko praca zapewniała wielogodzinne dyżury; badania naukowe również.
Mogłabym pomóc – zapewniła entuzjastycznie a kiedy przyłapała się na tym, że może aż za bardzo, dodała – jeśli interesowałyby cię rośliny z moich rodzinnych stron, sir, czy te rzadziej stosowane; niektóre wykazują właściwości podobne do ziół, które są tutaj powszechnie dostępne, i w przypadku pewnych eliksirów stanowią dobry zamiennik... sądzę, że mogłoby to być całkiem przydatne dla wielu alchemików – wyjaśniła. Wprawdzie nie zajmowała się badaniami oficjalnie, ale spędzone miesiące pod okiem mambo dały jej sporą dawkę motywacji do poszerzania wiedzy i sprawdzania, poszukiwania rozwiązań.
Często spotykam się z tym, że kolor skóry nie wzbudza w ludziach tak dużego zainteresowania, jak to – płynnym ruchem dłoni wskazała na poskręcane ciasno kosmyki, dostrzegłszy wyraźnie zaciekawiony wzrok lorda – zwyczajnie nie rozumieją jak utrzymuję nie tylko ten ciężar, ale w jaki sposób je, cóż, czeszę; chyba chcą ich dotknąć, żeby sprawdzić strukturę albo prawdziwość – westchnęła cicho – właściwie mnie to przestało dziwić, ale wciąż bywa niekomfortowe... zwłaszcza, jeśli mówimy o przedstawicielach arystokracji; proszę sobie wyobrazić, że to oni najczęściej się nimi interesują, czekam na moment, gdy moje włosy zostaną porównane do włosów mitycznej Meduzy – kiedy Zachary podniósł się na równe nogi, zostawiła obserwację jeleni w spokoju; po raz kolejny znalazł się za blisko, lecz nie tak, jak jeszcze przed paroma minutami. Bez problemu jednak orientalna i korzenna, czarująca nuta perfum wdarła się do jej nosa, która w połączeniu z wonią ziół, nieśmiało nadchodzących później, wprawiła lady w beztroski nastrój. Pachniał zupełnie tak, jak namiastka jej amortencji na co uwagę zwróciła dopiero teraz, pośród natury.
Nic im nie będzie, magiczne przeziębienie w gruncie rzeczy byłoby dla nich chwilową ulgą – odparła cicho, nie interesując się zbytnio zdrowiem służek.



goddesses don't speak in whispers;
they scream.
Safia Shacklebolt
Safia Shacklebolt
Zawód : kapłanka
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
too late for tears, damage is done
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8545-safiya-shacklebolt#249238 https://www.morsmordre.net/t8578-ghede#251399 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f231-sussex-brighton-brighton-pavilion https://www.morsmordre.net/t8580-skrytka-bankowa-nr-2017#251404 https://www.morsmordre.net/t8579-s-shacklebolt
Re: Czerwona Polana [odnośnik]19.07.20 17:50
Przez dłuższa chwilę obserwował Safiyę – poczynił to w odpowiedzi na jej grzeczną zgodę, pozbawioną tego czegoś, czym emanowała dotychczas. Nagle zapragnął zrozumieć, skąd powstała ta zmiana będąca w istocie czystą krtuazyjną odpowiedzią na zaproszenie. Domyślał się, iż mogła nie mieć wiedzy ani tym bardziej doświadczenia z magicznymi dywanami, lecz sceptycyzm, z jakim podchodziła do sytuacji – a może to tylko jego własne wyobrażenie – podpowiadał Zachary'emu, że za wszystkim kryło się drugie dno. Wiedziony ciekawością chciał je poznać, lecz chłodna logika nie opuściła go w trakcie spotkania ani nie została zmyta wraz z deszczem, przed którym skrywali się pod drzewem. Nie zamierzał naginać zasad bardziej niż zostało już uczynione dzisiaj – cierpliwość miała przyświecać dalszemu poznawaniu, wszak mieli na to dość czasu. Póki data ślubu nie zostanie ogłoszona.
Nie, są drogie i dosyć rzadkie. Jeśli ktokolwiek spoza mojej rodziny wszedł w posiadanie latającego dywanu, zrobił to ścieżką nielegalną. Nie, żeby czyniło to sam obiekt bardziej nielegalnym niż jest za taki uznawany w większości krajów Europy. — Odpowiedź spłynęła rzeczowym tonem, którym posługiwał się w szpitalu, nakreślając rzeczywistość w taki sposób, aby została przyjęta bez większego oporu. Wprawdzie mógł rozmijać się z prawdą, nie sięgając zbyt często do prasy czy depeszy zza granicy, to mimo wszystko nie sądził, aby wiekowy zakaz korzystania z dywanów został nagle zniesiony. Mógł mylić się, zdawał sobie z tego sprawę, ale nie chciał zajmować się w tej konkretnej chwili prawnym stanem dywanów.
Miałem kiedyś kopię przeglądu zielarskiego jednego z amerykańskich periodyków. Prawdziwa szmira, mówiąc szczerze. Od tamtego czasu nie interesowałem się doniesieniami zza oceanu. Jeśli jednak masz jakąś konkretną pozycję do polecenia, chętnie spojrzę na nią w wolnym czasie. — Odpowiedział wyraźnie zaangażowany, bezsprzecznie chętny, aby rozmowa zmierzała w tym kierunku. Poza prawdziwą pasją w magomedycynie, także w zielarstwie spędzał sporo czasu – głównie przez wzgląd na obraną specjalizację, ale także i rodowe talenty ogrodnicze. Był wielce rad, iż znaleźli nici porozumienia w aspektach powiązanych ściśle z nauką, pragnieniem przeprowadzenia namacalnych badań, a nie ciągłego opływania w sferze teorii, hipotez oraz innych domysłów. Potwierdzeń naukowych w dziedzinie zielarstwa nie było wiele, a tych w ziołolecznictwie niemal jak na lekarstwo. Nie winił za to nikogo, mając świadomość, iż świat nauki rozrósł się w strony, które jego samego nieszczególnie pociągaly. Miał jednak szansę to zmienić i uchylić rąbka tajemnicy z tego, co jeszcze nie zostało odkryte. Po wojnie, gdy ją wygramy, pomyślał zdecydowanie chłodno, nawołując siebie do opamiętania i nieroztrząsania potencjalnych opcji badawczych, gdy bieżące zajęcia zajmowały mu znaczną część doby.
Cóż za... nietakt — skomentował, nieco mocniej akcentując zgłoski ostatniego słowa, wyrażając kulturalnie to, co miał na myśli, a co należało przemilczeć w obecności damy. Więcej na ten temat nie odezwał się, tonąc na moment we własnym umyśle, zastanawiając się, kto spośród najwyższego stanu miał czelność, by zachować się w tak plebejski sposób. Nie znając szczegółów tej nieopowiedzianej do końca historii, nie potrafił ocenić, który z lordów bądź która lady pozwoliłaby sobie na coś takiego. Typowanie mogłoby nie mieć końca i, w gruncie rzeczy, niewiele wniosłoby tak do dyskusji jak i tego, co Zachary mógłby zrobić – nie uczyniłby nic, nie mając ani pewności, ani przekonania, że zrobiono coś paskudnego. Nawet gdyby ją zyskał, przyjąłby rolę obserwatora, pozostając w ciekawości, co reszta arystokracji zamierzała ewentualnie wygłosić na ten temat, bowiem plotkowanie w ustach Shafiqa nigdy nie leżało, ale przysłuchiwanie się i owszem, jeśli działo się to podczas spotkań, w których miał czas uczestniczyć.
Sądzę, że powinniśmy wracać. Jeszcze i my skończymy tak jak one — zasugerował, choć w istocie nie istniały przeszkody, by zostali tu dłużej. Mimo to wyrażał troskę o zdrowie Safiyi, przyjmując na siebie pełną odpowiedzialność za stan, w którym miał dostarczyć ją z rodzinnej posiadłości. Całą i zdrową, co do tego nie było wątpliwości, choć wokół wojennej atmosfery nie mógł mieć pełnej, absolutnej pewności, że nic na nich nie czyhało po drodze.

| 2x z/t




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Czerwona Polana - Page 3 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Czerwona Polana [odnośnik]27.01.21 15:27
2.10

Hep!
Być może instynktownie teleportował się na obrzeża polany, na której znajdowało się wejście do Oazy. A być może to tylko kaprys uporczywej czkawki. Nie pamiętał dzisiaj o magicznym portalu, nie widział stąd nawet środka polany. Zakręciło mu się w głowie, gdy wylądował na obrzeżach lasu, wśród krwistoczerwonych liści. Oblizał usta. Krew?
Kucnął i podniósł liść do ust, chcąc go powąchać i skosztować. Nie pachniał jak krew, ani nawet jak jedzenie. Fenrir nie zdążył go polizać, bowiem co innego przykłuło jego uwagę. Otworzył szeroko oczy, spoglądając na własną dłoń, mieniącą się tysiącem odcieni srebra w promieniach południowego słońca.
-Świeeeeci... - wyszeptał, oczarowany. Upuścił liść i obrócił rękę, z zachwytem obserwując jak słońce i srebro tańczą na jego skórze. Nie był głupi, wiedział, że to zaczęło się, gdy wpadł w tamtą dziwną roślinkę w smoczej grocie. Miał nadzieję, że srebrzysta maść nigdy nie zejdzie - była piękna! Życie w ludzkim ciele też było nawet... no, może jeszcze nie piękne, ale ciekawe i fajne. Wziął głęboki wdech, chłonąc nozdrzami świeże powietrze, a oczyma faerię kolorów. Uśmiechnął się do siebie, po raz pierwszy od dawna nie słysząc w głowie głosu nudziarza, Michaela. Był wolny, przynajmniej na chwilę.
Wiedział, że ta chwila nigdy nie będzie dostatecznie długa. Wyciśnie więc z niej wszystko. Wstał, chcąc puścić się biegiem po łące, zbadać możliwości tych słabych łap, zatańczyć wśród czerwonych liści, poszukać czegoś do jedzenia.
I wtedy zobaczył .
Miał dobry wzrok. Jeszcze go chyba nie zobaczyła, ale to kwestia sekund - w końcu zdążył już podnieść się na nogi i jego wysoka sylwetka odcinała się teraz na tle drzew. On za to ją rozpoznał. Pamiętał czary, jakie umiała robić swoim drewienkiem. Z jednej strony trochę mu pomogły, zabierając strach i żal i wspomnienia dementorów. Z drugiej strony, go ucieszyły, spętały na smyczy, pomogły Michaelowi założyć mu kaganiec i objąć pełne dowodzenie.
Po jego twarzy przemknął grymas strachu. Dopiero co wywalczył sobie chwilę wolności, nie zamierzał jej tak łatwo oddawać. Cofnął się panicznie, wpadając na drzewo.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Czerwona Polana - Page 3 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Czerwona Polana [odnośnik]01.02.21 11:06
3 października 1957
Dynamiczna zmiana sytuacji prowokowała do podjęcia prędkich decyzji i kroków, Ollivander nie mógł przecież odpuścić badań, nad którymi spędził już tyle czasu i na które poświęcił tyle energii. Bariera potrzebowała dopasowania do nowych warunków - nowego miejsca i całkiem nowego portalu - tym razem nie przyszedł na gotowe, nie musiał zastanawiać się nad działaniem całej konstrukcji, stworzonej przez Bathildę. Tworzył magiczny konstrukt wraz z Longbottomem, co znacznie ułatwiało zadanie. Miał pojęcie o mocy przejścia, zgromadził więcej potrzebnych danych, ba, pilnował wszystkiego, a i wcześniejsze etapy przedsięwzięcia nie miały pójść na marne, lecz mimo wszystko, nie dało się pominąć nowych pomiarów.
Zmęczenie odciskało wyraźne piętno na twarzy Ulyssesa, spojrzenie miał ponure, oczy podkrążone, choć wzrok pozostawał świeży, czujny. Był ciekaw nowego sojusznika, z wielką ulgą przyjmując w szeregach organizacji osobę biegłą w numerologii - potrzebowali tego, może nawet bardziej, niż Zakonnikom się wydawało. Ollivander mimo najszczerszych chęci nie miał tyle sił i czasu, by ciągnąć każdy projekt wymagający znajomości naukowych praw w stopniu większym niż podstawowy, a obowiązki rodowe jeszcze skuteczniej zmniejszały możliwości mężczyzny. Końcówka września okazała się intensywnym okresem, początek października tylko go przypieczętował; wojna rozlewająca się po całej Anglii, w tym po jego ukochanym Lancashire - musiał działać na wielu polach, a czas na błędy i potknięcia skurczał się praktycznie do zera. Trzeba było myśleć na przód. We wszystkim.
Do Steviego wysłał list, lakonicznie przedstawiając sytuację w pokrętny sposób, a po otrzymanej zgodzie udało im się umówić w wybranym terminie w Irlandii. Ollivander zadbał o miejsce nieco oddalone od samego portalu, wybierając punkt charakterystyczny, który czarodziej mógłby odszukać bez większego trudu. Sam pojawił się (jak zawsze) przed czasem, w dłoni trzymając walizkę, wypełnioną wszystkim, czego potrzebowali do odczytania danych z okolicy. Cały projekt miał przedstawić mężczyźnie na miejscu i zupełnie nie spodziewał się, z kim przyjdzie mu współpracować.

| sorka Majki, badanka gramy, z którymi nam się spieszy i potrzebujemy grać tu :< może się pomieścimy!


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Czerwona Polana - Page 3 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Czerwona Polana [odnośnik]01.02.21 17:31
List przyszedł ranem, a Einstein przez chwilę tylko patrzył na obcą sowę i poszedł dalej spać. Stevie za to nie mógł zasnąć, rzadko zresztą spał spokojnie. Koszmary z przeszłości potrafiły go dręczyć przez wiele nocy z rzędu, a wspomnienia z młodości odrywały od rzeczywistości. Oh, słodka Mary Jo, co ja Ci uczyniłem? Jeśli był sposób by to odkręcić, to w końcu musiał go znaleźć, nawet jeśli byłoby to samolubne. Świat zaczął jednak bardziej przypominać ten z Wojny Światów Herbarta Wellsa, niż ten z dzieciństwa Becketta. Tam obcy zaatakowali ziemie, a cywilizacja nie była w stanie sobie z tym poradzić, powoli dążąc ku upadkowi. Tu jednak w grę nie wchodzili obcy, a czarodzieje tacy jak on. Oh, słodka Mary Jo, co się stało z tym światem? Nad odpowiedzią nie zastanawiał się długo. Jeśli trzeba było pomóc, to należało pomóc, a już zwłaszcza gdy w grę wchodziły kwestie ściśle związane z najważniejszą dla Steviego dziedziną, numerologią.
Na Czerwonej Polanie zjawił się z walizką. Sam Becket tak naprawdę nie wiedział, co powinien ze sobą zabrać, postanowił więc wziąć same podstawowe przedmioty, najwyżej się wróci do domu. W środku z lewej na prawą przesuwał się termos wypełniony zbożową kawą, a tuż obok niego obity brązową skórą notatnik, na wypadek gdyby musiał coś spisać. Zwykle pamięć miał dobrą, ale ta szwankowała z wiekiem. Kieszonkowy zegarek mówił, że przybył na miejsce o umówionej godzinie. Nie było zresztą czasu na spóźnienie, jeśli sprawa była pilna. Niedaleko stojący jeleń jedynie przyglądał się tej scenie. Nieopodal dostrzegł wysokiego mężczyznę ze sporawą walizką, wyraźnie czekającego na kogoś. Stevie dziarskim krokiem przedarł się przez czerwone krzewy, jedną wąską ścieżką.
- Pan Ollivander, dzień dobry, miły dzień nam się trafił - wyciągnął do towarzysza dłoń, by ją uścisnąć. - Stevie Beckett. Mam nadzieję, że nie czekał Pan na mnie długo - mężczyzna rozejrzał się, by dostrzec rzeczywisty powód tego spotkania, ale nie dostrzegł go na pierwszy rzut oka.
Poprawił czerwoną marynarkę i upewnił się, że wygląda przynajmniej porządnie. Zwykle rozwiane w każdą stronę siwe włosy i odgniecenia po goglach dawały mu wizerunek szaleńca, a przecież był poważnym naukowcem. O nazwisku Ollivander przecież słyszał, sam miał różdżkę zapewne od dziadka, a być może nawet wuja spotkanego dzisiaj mężczyzny. List był na tyle lakoniczny, że ten musiał wyjaśnić Steviemu więcej na temat dokładnych założeń tego co mieli dziś zbadać.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Stevie Beckett dnia 10.02.21 3:41, w całości zmieniany 2 razy
Stevie Beckett
Stevie Beckett
Zawód : twórca świstoklików, wynalazca
Wiek : 57
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
The blues ain't nothing but a good man feelin' bad.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9282-stevie-beckett https://www.morsmordre.net/t9293-einstein https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9294-skrytka-bankowa-nr-2137 https://www.morsmordre.net/t9295-stevie-beckett
Re: Czerwona Polana [odnośnik]03.02.21 20:40
Miły dzień - czyż nie było to wyrażenie, które w ostatnim czasie zdawało się zupełnie zanikać? Teraz o taki czas było trudniej, a jeśli już się pojawił - prędko uginał się pod naporem wieści spływających z różnych zakątków kraju. Ollivander był daleki od pochopnych ocen, unikał ich wręcz jak ognia, dając ludziom czas na pokazanie prawdziwego oblicza, lecz od niektórych biła tak charakterystyczna aura, że nie sposób było ją pominąć. Miał przed sobą właśnie jednego z tych ludzi - wydał mu się życzliwy, lecz i niepoprawnie optymistyczny. Różdżkarz odgarnął z myśli cały arsenał argumentów o wdzięcznym tytule dlaczego ten dzień nie jest miły, zamiast skupiać się na nich, kiwnął głową na powitanie, przywołując na twarz jakiś zalążek uśmiechu - choć i temu bliżej było do zmęczenia niż radości.
- Nie, skądże - odpowiedział, nie musząc zasłaniać się eleganckim nagięciem prawdy, gdyż Stevie pojawił się na czas. - Miło mi pana poznać, panie Beckett - zapoznawczy uścisk dłoni mieli więc za sobą, czekały ich tylko piękne konkrety! Zaś Ulysses, szczerze mówiąc, potrzebował chwili na przyzwyczajenie się do wzrostu towarzysza - nie był w żadnej mierze problematyczny, nie, zwyczajnie... niestandardowy.
- Zaraz wprowadzę pana szerzej w temat samego projektu, proszę mi jednak powiedzieć - jak daleko sięga pańska wiedza o organizacji i jej działaniach? Oraz o samej Oazie - był ciekaw, lecz pytanie było powodowane głównie względami praktycznymi, ciężko byłoby co chwila przerywać wtrąceniami na każdy temat. Niepotrzebny chaos mógł spowodować późniejsze niedopatrzenia i przeinaczenia, do tego nie mogli dopuścić.
- Naszym zadaniem na dzisiaj będzie ogólny pomiar potencjału magicznego tego miejsca oraz przejścia do Oazy, używamy głównie źrenicy Fudge'a - mam ze sobą dwie, dopasowane odpowiednio do pomiarów po wcześniejszych odczytach. Dane kalendarzowe oraz meteorologiczne zdołałem już zdobyć - mieli więc sporo za sobą. Mapy, wykresy, przesiadywanie w bibliotekach - podjął się tego tuż po stworzeniu nowego portalu. Praca z sojusznikiem Zakonu wymagała większej ostrożności - już samo otwieranie portalu i wykonywanie pomiarów w tym samym czasie... Mimo wszystko, było to wykonalne.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Czerwona Polana - Page 3 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Czerwona Polana [odnośnik]04.02.21 3:55
Stevie postawił walizkę na ziemi i wyciągnął z niej biały fartuch, który następnie ubrał. Na czoło założył szerokie gogle, które chroniły przed wybuchami i ewentualnym podpaleniem sobie brwi. Nie było potrzeby by ryzykować brak włosów na twarzy, brzytwą ogolił się gładko, ale nie życzył tego samego swoim oczodołom. Tak ubrany spojrzał jeszcze z uśmiechem na Ulyssesa.
- Bezpieczeństwo i higiena pracy, na wszelki wypadek - wypalił szybko tłumacząc ten wygląd. Tak właściwie Beckett nie miał pojęcia co dokładnie będą tam robić, musiał przecież o siebie zadbać. - Oazy? Wiem tyle, co mi powiedzieli i bardzo popieram taką inicjatywę, ale ja nie interesowałem się nigdy sprawami militarnymi. Nie wiem jak dostać się do owej, nie znam sekretów i, będę z Panem szczery, Panie Ollivander, nie wiem, czy wszystkie chciałbym poznać. Oczywiście, mówię tu o kwestiach typowo partyzanckich. Wszelkie naukowe z przyjemnością omówię i wspomogę swoją wiedzą, a tą nabywałem przez lata - uśmiechnął się pogodnie. - Same sprawy organizacyjne... No wie Pan, mieszkam w Dolinie Godryka od blisko 40 lat. Powiedzmy sobie otwarcie, znam kilka osób, Pana Farleya, chociażby czy świętej pamięci już Bathildę Bagshot.
Stevie nigdy wojownikiem nie był, od dzieciństwa zresztą wolał trzymać się z dala od bójek, ale sytuacja w kraju nie sprzyjała siedzeniu w domu i czekaniu na to co się wydarzy. Należało działać, nie dla własnych interesów, a dla interesów wszystkich ludzi. Sam oczywiście był mugolakiem, pochodził z rodziny, która dzisiaj według niektórych powinna zostać wybita do cna, zresztą, to też się działo. Od kiedy zakończył współpracę z Ministerstwem Magii, sam oglądał się za siebie. W Warsztacie czuł się bezpiecznie, ale w Londynie nie pokazywał nosa od wielu miesięcy.
- Ah, źrenica Fudge'a. W takim razie to nie będzie potrzebne - ściągnał gogle z nosa i wpakował je z powrotem do walizki. - To pierwsze Pana badania w tym miejscu? Wie Pan... Jeśli mógłbym rzucić okiem na te dane kalendarzowe i meteorologiczne... - zaczął jeszcze.
Nie tylko z czystej ciekawości, ale potrzeby znajomości danych, by faktycznie móc pomóc w badaniach. Jasne dla Becketta było, że sam Ollivander nie ściągałby go tu, gdyby nie potrzeba skorzystania ze starego, ale doświadczonego umysłu numerologa. Nie mogło więc chodzić jedynie o sporządzenie pomiarów, to mógłby zrobić ktoś młodszy i zapewne o wiele bardziej żwawy.
- Panie Ollivander, sprawa zapewne jest pilna - patrząc na wydarzenia w kraju to było oczywiste. - Przejdźmy do pomiarów, wiem jak obsłużyć źrenicę Fudge'a, a Pan może w tym czasie opowiedzieć mi o szczegółach.
To nie tak, że mu się spieszyło, był w stanie poświęcić na badania cały dzień. Sprawa jednak musiała być nagła, toteż należało się do niej należycie przyłożyć.
Stevie Beckett
Stevie Beckett
Zawód : twórca świstoklików, wynalazca
Wiek : 57
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
The blues ain't nothing but a good man feelin' bad.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9282-stevie-beckett https://www.morsmordre.net/t9293-einstein https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9294-skrytka-bankowa-nr-2137 https://www.morsmordre.net/t9295-stevie-beckett

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Czerwona Polana
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach