Wydarzenia


Ekipa forum
Ogrody
AutorWiadomość
Ogrody [odnośnik]08.08.17 18:36
First topic message reminder :

Ogrody

★★★★
Ogrody nie są duże, ale dostosowane do spacerów i wzniesione nie tylko z myślą o damach z klatkami piersiowymi ściśniętymi ciasnymi gorsetami albo dzieciach, ale i pozostałych gościach. Kręte ścieżki usypane drobnym czarnym kamieniem snują się wzdłuż tylko pozornie dzikich różanych krzewów i prowadzą prosto do zamkniętego labiryntu z żywopłotu, pośrodku którego szemrze kamienna fontanna z rzeźbami trzech syren. Bliżej wejścia, na rozległym półotwartym tarasie otoczonym najpiękniejszymi krwistymi różami, znajdują się trzy stoliki, a na nich oprawione w skórę karty dań oraz win z mieszczącej się na piętrze restauracji: za sprawą magii spełniane są nawet najciszej wypowiedziane życzenia, dania materializują się na stołach. Kafle tarasu mają barwę modrej wody, gdzieniegdzie rozjaśniane czerwonymi akcentami. W powietrzu unosi się zapach róż oraz nektaru fioletowych kwiatów o płatkach wielkości pięści, które ustawiono wzdłuż ścian budynku w wysokich porcelanowych wazonach. Przed wejściem na tereny ogrodu czarodzieje proszeni są o podanie nazwiska - jeśli nie jest to oczywiste - które jest następnie weryfikowane jako czystokrwiste.
Wstęp wyłącznie dla postaci krwi czystej. Muffliato.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:23, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogrody - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ogrody [odnośnik]26.04.19 8:46
Przyłożenie do poważnego Alpharda etykietki bezwstydnika wzbudziło w Deirdre wesołość: w ogóle odnajdywała w sobie ostatnimi czasy wiele skrajnych uczuć, zupełnie nieprzystających do okoliczności. Wyuczone opanowanie chroniło ją przed reperkusjami owych chaotycznych podszeptów, lecz i tak czuła się odrobinę nieswojo, jakby ktoś obcy przejął część jej osobowości, igrając z dawno nieużywanymi zapadniami emocji. – Skromność to cnota nie tylko dam, ale i lordów? – spytała z udawanym zdziwieniem, nie kontynuując jednak tematu. Coś ją z Blackiem łączyło, także nie chciała wyjść na bezwstydniczkę, zwłaszcza w towarzystwie lady Rosier. Mogłaby opacznie zrozumieć pewne niesnaski, a nie wątpiła w jej wierność starszemu bratu. Oraz pewność siebie, zwerbalizowaną w wcale nie retorycznym pytaniu dotyczącym prowokacji.
Nie odpowiedziała od razu, pozornie głęboko zastanawiając się nad odpowiedzią. – Wydaje mi się, że tak – że drzemie w was wyjątkowy potencjał, który chciałabym zobaczyć na wolnościi – odparła w końcu, stawiając na szczerość: znajdowała się przecież wśród bratnich dusz. Zapewne nie wyczuliby kłamstwa, była jego mistrzynią, ale nie chciała bawić się z nimi w grę niedopowiedzeń. Prowokowała ich, chciała zobaczyć, jak wyrywają się z okowów niechęci, lodowatego wychowania i zobowiązań. Poniekąd już się jej to udało, skręcili na żyzny temat małżeństwa, napięcia pomiędzy panną i kawalerem; na snucie teoretycznych rozważań na temat podkreślonej złotą obrączka zależności pomiędzy dwojgiem dorosłych czarodziejów. O błękitnej krwi i dumnym sercu.
Beztroskie i zadziwiająco niegrzeczne w swej formie pytanie lady Rosier wywołało na twarzy Mericourt drobne zakłopotanie. Znajdowała się w oficjalnych okolicznościach, w magicznym balecie: mimo wszystko podobne określenia powinny ją krępować. – Nie ujęłabym tego w ten sposób – odpowiedziała ostrożnie, nie mogąc wyjść z podziwu, jak z tak doskonale wychowanych i wspaniale wykrojonych genami Rosierów ust damy może wyjść wspomnienie wrzodu na tyłku. –ale artyści są wrażliwsi, a przez to bardziej podatni na zmianę humorów oraz wahania magii – wyjaśniła gładko, przenosząc spojrzenie ponownie na Alpharda. Poruszał ważne kwestie, ważne i problematyczne; wyczuwała też w jego rozważaniach pewną gorycz, może nawet defetyzm. Znała przyjaciela nie od dziś, wibrował aż od wątpliwości, poszukiwań, niezdecydowania i buntu: miała nadzieję, że służba Czarnemu Panu pomoże mu naprostować swe kręte ścieżki. Czyżby się myliła? Nie okazała zaniepokojenia, słuchała go z uwagą, machinalnie poprawiając krwawy rubin, lśniący na jej palcu. – Czyżbyś nie wierzył w to, że Lord Voldemort zdoła utrzymać posłuch wśród prowadzonych przez niego rodów? – spytała z głębokim spokojem, mrużąc nieco kocie oczy. Wkraczał na grząski grunt: w głębi ducha wiedziała, że jego serce, różdżka i umysł są po dobrej stronie, ale dzielenie się ponurymi wizjami przyszłości mogło wywoływać mylne wrażenie zniechęcenia. Musiała z nim o tym porozmawiać, na osobności. – Nadchodzą nowe czasy, masz rację, ale nowe czasy wyrastające z silnej tradycji. Z krwi wspaniałych rodów – skłoniła głowę zarówno przed Melisande, jak i przed Alphardem. – Obecnie to promugolskie rody sieją zamęt a słabość polityki wpływa na napięcia pomiędzy rodami. Wierzę w to, że dobrobyt, sprawiedliwość oraz moc każdego rodzaju magii uzdrowią brytyjskich czarodziejów – zakończyła zdecydowanie, bez zawahania. Nie była głupia, wiedziała, że niesnaski czy wrogie nastawienie pozostanie, ale wśród Rycerzy Walpurgii znajdowali się przedstawiciele wielu zwaśnionych rodów: mimo tego służyli Czarnemu Panu z pokorą i oddaniem, razem, a on – obdarowywał ich hojnie, prowadząc ku świetlanej przyszłości.
Lepszej także dla mądrych, samodzielnych czarownic: serce wyrywało się ku podejściu Blacka, opisującego wymarzoną małżonkę, nie okazała jednak poruszenia, dla siebie zachowując również zauważenie podobieństw pomiędzy wyobrażeniami idealnej damy a charakterem siedzącej tuż obok nich Melisande. Również silnej, niezależnej, posiadającej własne pasje i plany, rozumiejącej jednak powinności wobec rodu i potomstwa. – Cóż za skromność, Alphardzie – według mnie zasługujesz na stałe zainteresowanie ze strony płci pięknej – skwitowała to odrobinę żartobliwie, poufale kładąc dłoń na jego ręce: w geście czułej kpiny, może mającej ukryć tlącą się w niej tęsknotę za kimś, kto opowiadałby o niej z takim samym szacunkiem, obdarowując wolnością i zaufaniem.
Bezpośrednie pytanie dotyczące niestosowności szybko odwróciło uwagę od oczytania Melisande – również doceniła spostrzegawczość szlachcianki, zapewne obeznanej w literaturze znacznie lepiej od niej, dopiero niedawno nadrabiającej książkowe zaległości – kierując myśli na zupełnie inne tory. Nierówne, prowadzące do dość irytujących wniosków. Wcale jednak nie czuła się obrażona, raczej doceniała postępy Alpharda, który dzielnie podejmował rzuconą rękawicę.  – Nie przypominam sobie, bym dopuściła się podobnych zachowań, drogi Alphardzie – odparła jedynie gładko, powoli, przeciągając głoski – nie pąsowiała ani nie uciekała wzrokiem, nie chcąc, by Melisande wyciągnęła nieodpowiednie wnioski z sugestii Blacka. Opuszczającego niestety ich towarzystwo: czuła jego wzburzenie, dyskomfort, poruszenie, ale nie miała wyrzutów sumienia. Lubiła testować jego wytrzymałość, pewna, że dzięki temu będzie mu łatwiej w innych sytuacjach, wymagających zachowania zimnej krwi. Coś jednak podpowiadało jej, że to obecność lady Rosier wpływała na niego bardziej frustrująco niż jej skromna osoba.
- Będę z niecierpliwością oczekiwać lorda sowy z niezbędnymi szczegółami – skinęła głową, podnosząc się z miejsca, by pożegnać arystokratę w odpowiedni sposób. Miała zamiar spełnić jego zachcianki dotyczące loży – o ile pragnienie to nie było jedynie wymówką, by opuścić ich towarzystwo. Ponownie zajęła miejsce i uśmiechnęła się lekko do Melisande. – Alphard to wyjątkowy rodzaj lorda, nie sądzisz? – zagadnęła grzecznie, lecz wieloznacznie, nie zdradzając się ze szczegółową opinią na ten temat. Nie musiała go też kontynuować, zostały same, mogły więc powrócić do interesujących ich kwestii, spędzając to popołudnie tak, jak tego chciały.

| Dei zt


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ogrody [odnośnik]28.04.19 2:28
Brew drgnęła jej lekko na słowa wypowiedziane przez Alpharda. Zastanawiające słowa, albo niosące prawdę, albo znów próbujące wykpić się ze słów wypowiedzianych przez Deirdre. Nie umiała się zdecydować. Więc nie przeszkadzało mu zdradzanie żony, ale już łatka bezwstydnika była mniej odpowiednia? Brwi zmarszczył się leciutko, jednak grymas zniknął z twarzy, gdy odsunęła od siebie myśli. Ostatnim, czego chciała to rozpatrywanie jednostki Blacka - nie, zdecydowanie tego nie potrzebowała.
-Oh, a kto nam broni, oddziaływać w obu kierunkach jednocześnie? - odpowiedziała pytaniem, na to rzucone przez niego stalowe tęczówki zawieszając znów na nim i wsłuchując się w wypowiadane przez niego słowa. - To nie tak proste i nie tak oczywiste, jakim to malujesz, Alphardzie. Nie mówię, żeby porzucać rozsądek. Pamiętaj też, że możliwe iż nasze małżeństwa są aranżowane, to miłość matki do dziecka - już nie. Możliwe, że to niuanse, niewielkie czynniki, ale nie raz właśnie one zaważają o wszystkim. Znów nie dziwią mnie twoje obawy. Trudno się dziwić wierności kobiety wobec swego rodu, kiedy większośći z nas nie łączy nic, poza powinnością. Jak więc można oczekiwać by ktoś był wierny wobec obcych, a nie swoich, nie uczyniwszy niczego by z obcych, stać się bliskim? - sama też zostawiła pytanie retoryczne po to, by zawisło między nimi wszystkimi.
Już miała się odezwać. Zapytać, czy nie będzie się jej lękał wtedy? Postrzegał w niej pułapki, albo broni? Tak  jak to sugerował wcześniej, ale jako pierwsza odezwała się Deirdre. Pohamowała chęć uniesienia brwi ku górze, a jasne, błękitne spojrzenie zawisło na dłoni, którą kobieta poufale położyła na jego ręce. Zadane ku niej pytanie sprawiło, że odciągnęła spojrzenie zawieszające je na ciemnych tęczówkach Blacka.
- Stanowczego. Bywam niesforna. -odpowiedziała swobodnie, lekko, rozbawiona swoimi słowami wiedząc, jak musi to brzmieć.Pokręciła głową i machnęła lekceważąco ręką. - Moje życzenia, nie mają znaczenia. Ale odpowiem ci. - zgodziła się spokojnie, splatając dłonie i dotykając palcami wskazującymi wargi. Przez kilka chwil milczała zapatrując się przed siebie.  - Chcę atencji, ale nie potrzebuję ślepej, skupionej na tym jak wyglądam. Chciałabym móc mówić co myśle, ale nie by strzępić sobie język, ale by moje słowa były wzięte pod uwagę. Chciałabym mieć świadomość, poczucie, że jestem częścią sukcesów, które odnosi mój mąż, nie zaś kokardą, którym są one owijane. Chciałabym odnaleźć dom tam gdzie pójdę, uczynić go moim własnym. Wzmocnić mego męża i jego ród, tak jak robię to dotychczas dla mojego rodu. - zakończyła nie odejmując od niego jasnego spojrzenia. Przesunęła spojrzeniem też po Dei, by wrócić do Blacka gdy kieliszek stanął na stoliku. Obserwowała jak się podnosi, jej brew drgnęła lekko do góry. Czyż jeszcze chwilę wcześniej nie przyjął jej zaproszenia, teraz, postanawiając jednak z niego nie skorzystać? Nie skomentowała jednak tego. Skinęła mu jedynie głową nie mówiąc nawet jednego słowa. Odprowadzała go spojrzeniem kiedy znikał pomiędzy krzewami róż z zamyśleniem widocznym na twarzy. Nie potrafiła go rozpracować, jednak jedno wiedziała na pewno - musiała uważać. Z ociąganiem przeniosła spojrzenie gdy jej towarzyszka znów zabrała głos.
- Byłby z niego wspaniały artysta - gdyby posiadał jakiś talent. Odniosła się do jej własnego, wcześniejszego opisu tychże. Nie powiedziała jednak na jej temat nic więcej. Pozwalając by ciche westchnienie wyrwało się z jej ust. Skupiła swoją uwagę na swojej towarzyszce, pozwalając by poprowadziła rozmowę dalej w rejony w których zdawało czuła się lepiej.

| zt


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Ogrody [odnośnik]25.07.19 14:50
| marzec
Pulchna, wyperfumowana dłoń lady Fawley kurczowo przytrzymywała się podłokietnika wygodnego fotela, zaciskając na nim palce tak mocno, że te aż zbielały, odcinając się niezdrową poświatą od krwistoczerwonego aksamitu, którym obito mebel. Deirdre spoglądała na tą oznakę skrajnych uczuć kątem oka, nie dając po sobie poznać, że tak naprawdę uważniej śledzi reakcję szlachcianki na sztukę niż sam postęp w akcji baletu. Widziała to przedstawienie już kilka razy, spędzała w Fantasmagorii coraz więcej czasu, zajmując miejsce na widowni także w czasie prób. Premierowy tydzień wiosennego repertuaru był więc dla niej tylko pracą: skupiała się na nadobnych gościach, poświęcając każdemu z osobna cenny czas, zachwyty nad umiejętnościami primabaleriny i westchnienia nad talentem magicznej orkiestry zostawiając na później. Nie przebywała przecież w magicznym balecie za darmo, miała tu do odegrania swoją rolę, opiekunki tego miejsca i szanowanych czarodziejów, przekraczających progi imponującego budynku w Magicznym Porcie. A do wypełnienia: szereg obowiązków, głównie polegających na zadowalaniu wygórowanych oczekiwań widzów.
W tym takich jak lady Felicja Fawley, wiekowa dama sięgająca metryką poprzedniego stulecia; wybitna malarka, o której podobno uczono się nawet w Beauxbatons, twórczyni wyjątkowo rzeczywistych pejzaży, wzbogaconych odrobiną magii. Gdy madame Mericourt zorientowała się, kto wynajął najdroższą lożę na marcową przedpremierę, od razu zaproponowała listownie arystokratce swe towarzystwo. Zaproszenie spotkało się z pełną emfazy zgodą – dama była wyraźnie zadowolona, że wystąpiono do niej z taką propozycją, Dei zaś widziała w okazaniu staruszce specjalnych względów szansę na pozytywną opinię dotyczącą premiery. Krytyka ze strony tej Felicji Fawley mogłaby zdruzgotać nawet perfekcyjnie przygotowane przedstawienie, należało więc zadbać o to, by plotki o wspaniałości baletu rozprzestrzeniały się nieoficjalnymi kanałami, na szlacheckich salonach i podczas spotkań artystycznej śmietanki towarzyskiej. Jeśli lady Fawley opuści la Fantasmagorie zadowolona, nie powinni martwić się ani o promocję baletowej nowości, ani o zapewnienie tytułowi odpowiedniej prasy. Na wątłych barkach Deirdre spoczywała więc spora odpowiedzialność, lecz najlepiej radziła sobie przecież pod presją. Zwłaszcza teraz, gdy tak bardzo tęskniła do życia zawodowego i do życia w ogóle, pełnego wyzwań, ludzi, wydarzeń. Przygotowywała się więc do przedpremiery jeszcze pieczołowiciej niż zwykle. Doprowadzony do perfekcji makijaż, dopasowana suknia, dzięki wiązanemu gorsetowi właściwie zupełnie ukrywająca niedawną ciążę, wysokie obcasy, dające monumentalną przewagę i uśmiech. Pewny siebie, lecz pełen szacunku, kuszący, ale i łagodny; znów poruszała się gdzieś pomiędzy skrajnościami, tak jak czyniła to w Wenus. Zaskakujące, jak wiele podobieństw miała praca w Chelsea and Kensington i tutaj, w Magicznym Porcie.
Rozpoczynało się tak samo, od rozpoznania gościa, którego potrzeby miała zaspokoić. Przeczytała ostatnie eseje lady Fawley i choć odnosiły się do malarstwa, to odnajdywała w nich wiele aluzji do muzyki. Szerokie spektrum zainteresowań siwowłosej damy pozwalało jej zdobyć zasłużoną pozycję wśród artystów, a jej opinia często okazywała się dla debiutu gwoździem do trumny lub wręcz przeciwnie, złotym kluczem ku sławie. Pomiędzy wierszami stworzonych przez Felicję wypowiedzi dla różnych czasopism, w tym Czarownicy, Deirdre wyczytała także inne, równie ważne informacje, dotyczące uczulenia na winogrona, niechęci do zwierząt oraz słabości do dobrej jakości chardonnay. Każdy detal był istotny i mógł zaważyć na dobrym nastroju kobiety, zadbała więc o to, by wybrana przez nią loża zaopatrzona była w ulubiony, wykwintny trunek, a na złotych tacach nie znajdowały się niebezpieczne pęki owoców. Przezornie skierowała jedną z współpracownic do opieki nad lady Abbott, która wszędzie pojawiała się ze swoim salonowym pieskiem – do spotkania tych dwóch dam nie mogło dojść nawet na korytarzu. Być może Deirdre podchodziła do swych zadań z chorobliwym perfekcjonizmem, ale nie potrafiła i nie chciała odpuścić. Krok po kroku budowała więc wokół Felicji najdoskonalsze warunki, a wizja stała się faktem, gdy lady Fawley przekroczyła wyjątkowego wieczoru próg la Fantasmagorii.
Zadowolona zarówno z widoku z loży, jak i z towarzystwa – oraz, rzecz jasna, z polewanego hojnie chardonnay, pozwalającego na swobodne rozpoczęcie rozmowy. Przed rozpoczęciem spektaklu Deirdre sprawnie poprowadziła przyjemną pogawędkę, odnosząc się do dokonań zarówno samej Felicji – komplementowała ją z umiarem, bez słodkich pochlebstw, rzeczowo przywołując ostatnie eseje krytyczne pióra arystokratki, opublikowane w malarskim periodyku – jak i do mającego rozkwitnąć na scenie talentu niezwykłej baletnicy, ślicznej Galiny o ciele giętkim i smukłym, wręcz nierealnym. Żywcem wyjętym z baśni, której miały być widzkami. Dama, początkowo zachowawcza, szybko dołączyła do wymiany zdań, a rozmowa z nią sprawiała Deirdre prawdziwą przyjemność. Nie dała się jednak jej zwieść, nie pozwalała sobie na dekoncentrację – czyż nie tak samo zachowywała się w Wenus? – bacznie planując każde następne wypowiedziane słowo lub gest. Chwila nieuwagi i nieodpowiednie francuskie określenie lub sugestia mogły nadwrażliwą arystokratkę śmiertelnie obrazić, a na to nie mogła pozwolić. Konwersowała więc z wprawą i polotem, wewnętrznie jednak spełniając punkt po punkcie planu. Komplement, aluzja, ciekawostka z zaplecza baletu, kieliszek wina, krótki śmiech, uprzejme skinięcie głową; wszystko to w idealnych proporcjach. Rozmowa zgasła razem ze światłami, zapowiadającymi rozpoczęcie przedstawienia baletowego.
Wyczuwała, że Felicja chce w pełni oddać się spektaklowi, nie dopytywała więc ani nie szeptała do ucha dodatkowych informacji, postanawiając, że podzieli się nimi w czasie antraktu. Obserwowała jednak uważnie reakcje lady Fawley, najpierw z ukrywanym niepokojem, później z równie dyskretną ulgą. Wydawała się przejęta, wzruszona, wręcz opętana tym, co działo się na scenie. Taniec Galiny burzył krew i hipnotyzował, muzyka wywoływała dreszcze, zwłaszcza, gdy do orkiestry dołączał się chór syren. Nawet skoncentrowana na obowiązkach Deirdre czuła podniosłą atmosferę, a gęsia skórka występująca na odsłoniętym karku tylko to potwierdzała. Mimo wszystko nie mogła doczekać się przerwy, by wymienić z Felicją pierwsze wrażenia. To one zazwyczaj decydowały o reszcie, ustawiały poziom, stabilizowały horyzont opinii, później doczekujący się literackiej wiwisekcji lub wygłaszanej pewnym tonem krytyki.
Mericourt nie odezwała się pierwsza – dyskretne światła i szum dobiegający z widowni powyżej nie sprawił, by od razu dopytała Felicję o cokolwiek, pozwoliła jej ponapawać się wywołanymi widowiskiem emocjami. Wszystko działo się tak, jak w Wenus, to przeświadczenie, budzące frustrację, lecz i pieszczące perfekcjonizm, nie opuszczało Dei nawet na moment. Zwłaszcza, gdy w otoczonych zmarszczkami oczach lady Fawley dostrzegła prawie zmysłowe zadowolenie. Skraplające się w słowach pochwały; nie szczędziła zachwytów nawet scenografii, owszem, budzącej pewne kontrowersje swą nowoczesnością oraz wyborem intensywnych zaklęć wizualnych, lecz pobudzającą do refleksji, tworzącą na bazie sztuki nową interpretację, dotyczącą odchodzących już w niepamięć anomalii. Serce Dei przyśpieszyło rytm, lecz twarz była dalej uśmiechnięta, skromna, pełna szacunku do opinii znanej artystki. Wyraziła radość z trafienia w gusta lady Fawley oraz zapobiegliwie dopytała o uwagi krytyczne. Te padły, rzecz jasna, ale wyprzedzając ich wypowiedzenie, podkreślała swe oddanie pracy oraz troskę o najwyższą jakość baletowych przedstawień. Konwersacja zajęła czarownicom całą przerwę, ale Mericourt nie zamierzała przerywać – osiągnęła swój cel, skradła serce i uwagę lady Fawley, gwarantując tym samym przychylną prasę wiosennej premierze. Zamierzała umocnić to wrażenie, nie tylko towarzystwem podczas drugiego aktu spektaklu, ale i po nim, zapraszając lady Fawley na minibankiet z okazji debiutu Galiny. To w sali bankietowej będą mogły swobodnie porozmawiać w artystycznym gronie, dzieląc się bardziej rozbudowanymi wnioskami na temat primabaleriny, muzyki oraz wpływu syrenich dźwięków na odbiór całego występu. To tam Felicja mogła także osobiście poznać tancerkę – z ukontentowaniem przyjęła specjalne zaproszenie, wypiła kolejny kieliszek chardonnay i znów zapadła się w fotel, gotowa na kolejne minuty spędzone w krainie bezpiecznych doświadczeń pieszczących zmysły. A Deirdre – już planowała resztę wieczoru, sposób poprowadzenia konwersacji oraz list, który nakreśli jutrzejszego popołudnia, dziękując za rady oraz wspólne spędzenie tego wspaniałego wieczoru. W końcu czuła się kimś więcej niż ciałem, niż matką, niż pracownicą, obserwując wpływ, jaki miała na renomę la Fantasmagorii oraz opinię pojawiających się tam widzów, zwłaszcza tych z wyższych sfer. Miała nadzieję, że Tristan będzie z niej zadowolony – uznanie nestora było ważniejsze od burzliwych oklasków, wieńczących premierę.

|zt


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ogrody [odnośnik]27.07.19 16:07
| marzec

Ochronna kopuła, wyczarowana bez większych problemów nad reprezentacyjną częścią ogrodów Fantasmagorii, skrzyła się widowiskowo na tle wieczornego nieba. Deirdre była wyjątkowo dumna z tego pomysłu - z pierwszego w wiosennym sezonie przeniesienia powystępowego bankietu na świeże powietrze. Z sercem na ramieniu sprawdzała prognozy najlepszych magisynoptyków, licząc na pełne słońce, po raz pierwszy łaskoczące wiosennymi promykami nadgarstki dam (tylko takie części ciała mogły i chciały odsłonić, resztę prezencji chroniąc przed pojawieniem się piegów lub przebarwień), lecz gdy tego marcowego popołudnia pojawiła się w magicznym balecie, musiała zakopać płonne nadzieje pod szybkimi działaniami. Padało, może nie ulewnie - a właściwie każdy deszcz w porównaniu z niedawnymi, anomalijnymi wybuchami, wydawał się zaledwie mżawką - ale jednak; szybko więc zgromadziła techników, polecając stworzyć wzmocnioną Caleum barierę, rozpościerającą się nad tarasem oraz najbliższymi budynkowi częściami ogrodu. Wymagało to wiele pracy a dwóch czarodziejów stale musiało wzmacniać kopułę, lecz efekt był tego wart.
Goście, przejęci spektaklem, wychodzili na zewnątrz, by zdziwić się jeszcze mocniej - przechodzili suchą stopą po marmurach tarasu, wsłuchując się w przygrywającą im na żywo muzykę klasyczną; tercet stał na dyskretnym podwyższeniu, a dźwięki doskonale odbijały się od przeźroczystej bariery ochronnej, wpasowując się w crescendo deszczu. Ochronna magia lśniła w kroplach, ściekających na dół, podkreślonych blaskiem lewitujących świec w złotych świecznikach, zbierających wosk, by ten nie zniszczył żadnej z eleganckich sukni dam. Planowanie bankietu Deirdre dopięła na ostatni guzik, po raz pierwszy od dawna po prostu ciesząc się z osiągniętego sukcesu. Wszystko zdawało się wracać do normy, a ona, prawie zapomniała, że niedawno opuściła Białą Willę, pozostawiając tam dziwne, nowe istoty. Gorset mocno ściskał ją w pasie, tak, że jedwabne, szmaragdowe kimono leżało na niej tak, jak wcześniej, podkreślając jednak krąglejsze kształty. Dawny blask powrócił, nasilił się wręcz, a z madame Mericourt emanowała siła oraz zadowolenie.
Bacznie obserwowała wymagających gości; część z nich zatrzymała się przed orkiestrą, część z nich udała na przechadzkę wśród rozkwitających magicznie pąków podtrzymywanych w fazie kwitnienia róż; część zaś zasiadła przy stolikach, ciesząc się zachodem słońca, barwiącym deszczowe chmury na setki intensywnych barw. Czarownica najchętniej zasiadłaby na jednym z foteli, chłonąc artystyczną atmosferę, lecz była przecież w pracy i musiała kontynuować wypełnianie obowiązków.
Tym razem roztaczając opiekę nad młodziutką szlachcianką, lady Nott. Jeden z odźwiernych podszedł do Deirdre, szeptem informując, że panienka pozostała bez swej przyzwotiki i że należy się nią zaopiekować - Mericourt bez wahania skinęła głową i ruszyła w stronę wskazanej damy. Ślicznotki o brązowych, misternie upiętych włosach i niewinnej twarzy cherubinka. Przystanęła przy niej i skłoniła się lekko, nieudolnie, lecz z szacunkiem. - Lady Nott, oglądanie cię w Fantasmagorii to prawdziwa przyjemność - powitała ją lekko, prostując się i posyłając brunetce lekki uśmiech. Przyglądała się jej, nienachalnie, ale z uwagą - czyż nie miała do czynienia z krewną zdrajcy? Nie ferowała jednak wyroków, zamierzała zając się nastolatką zaledwie najlepiej, jak tylko potrafiła. - Czy mogłabym dotrzymać lady towarzystwa? Deirdre Mericourt, odpowiadam za zadowolenie gości oraz artystów, goszczących w naszym przybytku - przedstawiła się miękko, zapobiegliwie; większość stałych bywalców już ją znała, ale dla takiej młódki mogła być nowością. Czekała na odpowiedź, zapewne zgodną, ale nie chciała narzucać swej obecności, nawet jeśli miało to wiązać się z pozostawniem lady na środku tarasu bez troskliwego, kobiecego towarzystwa.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ogrody [odnośnik]29.07.19 0:28
Nadejście wiosny cieszyło Elise, która wyglądała jej z niecierpliwością po tylu miesiącach anomalii oraz wyjątkowo zimnym styczniu i lutym. Miesiące mijały i wkrótce miał minąć rok od ukończenia przez nią szkoły. Coraz więcej czasu mijało też od feralnego szczytu w Stonehenge, a o pewnym zdrajcy myślała znacznie mniej niż na początku. Nie zasługiwał na to, by wspominała go choćby w myślach. Choć w Ashfield Manor jego istnienie stało się tematem tabu i zachowywano się, jakby ktoś taki nigdy nie istniał, zdawała sobie sprawę z tego, że na salonach nie zapomniano. A ona nie chciała być w niczyich oczach krewną zdrajcy, a dumną lwicą, pokazującą światu wszem i wobec, że to co się wydarzyło nie zachwiało nią ani jej światopoglądem, i dbałość o szlacheckie wartości znaczyła dla niej więcej niż dawne więzi z kimś, kto już nie był jej rodziną.
Pokazywała się towarzysko, brylowała na salonach i interesowała się wydarzeniami artystycznymi. Była czymś więcej niż tylko krewną zdrajcy, była Elise Nott.
W Fantasmagorii zdarzało jej się bywać; płynęła w niej połowa krwi rodu Lestrange, więc syreni balet, podarowany jednej z jej kuzynek przez męża, miał dla niej pewien urok, kojarzący się z rodzinnymi stronami jej matki, gdzie za młodu spędziła naprawdę dużo czasu. Dziś odwiedziła lokal w towarzystwie swej matki i siostry, u boku których obejrzała występ, jednak po nim, wśród masy innych dam i mężczyzn wylegających na zewnątrz, została od nich oddzielona.
Był to w tym roku pierwszy raz, kiedy bankiet odbywał się na zewnątrz, choć szybko doszła do wniosku, że może to jednak za wcześnie, biorąc pod uwagę wciąż zimną i deszczową aurę samiutkiego początku wiosny, na którą była ubrana nieco zbyt lekko, spodziewając się raczej, że całość wydarzenia odbędzie się w środku. Dzisiejszego dnia nie dopisywał jej najlepszy nastrój, więc nawet taka drobnostka jak odczuwany chłód stanowiła niedogodność, a i w samym występie dopatrzyła się paru luk, na które pewnie nie zwróciłaby uwagi, gdyby miała dobry humor. Dobrze, że chociaż od deszczu zostali osłonięci i opad nie mógł oziębić jej bardziej ani zagrozić sukni czy włosom. Otuliła się mocniej ciemnozielonym szalem, wsłuchując się w przygrywającą muzykę i wypatrując sylwetek swoich krewnych, bądź też innych dziewcząt do których mogła podejść i wypytać je o wrażenia, a także upewnić się, czy również dostrzegły, że główny męski bohater miał nieco zbyt prymitywne i plebejskie rysy, czy to może jej tylko się wydawało. Później zagapiła się na widoczne ponad ogrodami słońce, które właśnie zachodziło; w końcowych miesiącach minionego roku nie miała okazji go oglądać, więc ten widok na tyle mocno ją pochłonął, że podchodzącą do niej kobietę dostrzegła dopiero wtedy, kiedy się odezwała.
Zwróciła się odruchowo w jej stronę, zauważając, że nieznajoma miała bardzo nietypową jak na brytyjskie standardy urodę, jakiej nie widywała na salonach nawet u przedstawicieli egzotycznych rodów. Przez krótki moment jedynie przyglądała jej się ze zdziwieniem, ale zaraz się zreflektowała.
- Dziękuję, madame Mericourt – odrzekła uprzejmie. Była w końcu dobrze wychowaną lady i nie wypadało jej się gapić ani okazywać jawnego zdziwienia, dlatego panowała nad wyrazem swojej twarzy i nie wpatrywała się w skośne oczy ani orientalne rysy. Poza tym przybytek ten był w rękach Rosierów, więc przypuszczała, że kobieta ta bez względu na swoje pochodzenie miała odpowiednio czystą krew, skoro się tu znalazła, chociaż Elise jeszcze nie miała okazji jej tu spotkać. Miała też wrażenie, że i nieznajoma przyglądała się jej. Dlaczego? Coś było nie tak z jej suknią lub fryzurą? Spojrzała przez moment w dół, upewniając się, czy na materiale nie widnieje żadne zagniecenie lub plama. – Oczywiście – zgodziła się na jej towarzystwo; nie przepadała za samotnością. – Pracuje tu pani? Nigdy wcześniej pani nie widziałam, jednak jestem ciekawa, kto przygotował dzisiejszy występ... i kto zdecydował, że bankiet odbędzie się na zewnątrz przy tej temperaturze? – zapytała, żałując że nie ubrała cieplejszego płaszczyka, jednak przygotowała swą garderobę z myślą o przebywaniu niemal cały czas wewnątrz budynku, jak to miało miejsce, gdy gościła tu ostatni raz jeszcze zimą.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Ogrody [odnośnik]29.07.19 8:54
Zdziwienie, malujące się na ślicznej buzi lady Nott, nie poruszyło Deirdre w żaden sposób. Mieszkała w Wielkiej Brytanii od urodzenia i na przestrzeni lat spotykała się regularnie z podobnymi reakcjami na swoją dalekowschodnią prezencję. To nie tak, że nie zauważała ukradkowych – lub bardziej natarczywych – spojrzeń i nie słyszała zaciekawionych szeptów, po prostu zdecydowała, że nie będzie zaśmiecać umysłu reagowaniem na nie. Szkoda czasu, sił i energii, niezbędnej do układania swych egzotycznych rysów w perfekcyjne kłamstwo, dopasowane do sytuacji. O dziwo, w la Fantasmagorii wcale nie musiała tańczyć na cienkiej linie fikcji, naprawdę czuła, że tutaj pasuje, że spełnia się w roztaczaniu opieki nad śmietanką towarzyską Londynu, że pilnowanie, by wszystko przebiegało zgodnie z planem i wodzenie na pokuszenie artystów, chcących tutaj wystąpić, sprawia jej autentyczną przyjemność. Rzecz jasna musiała kryć się z pewnymi detalami, z ustami ciągle zaczerwienionymi od pocałunków, z Mrocznym Znakiem przysłoniętym długim rękawem sukni, lecz nie utrudniało to odkrywania siebie na nowo.
- Tak, od kilku miesięcy– odpowiedziała miękko, ciągle lekko i przyjaźnie uśmiechnięta, nawet gdy spostrzegła, że filigranowa arystokratka nie wygląda na zachwyconą. Drobny nosek minimalnie się zmarszczył a różane kąciki ust zdradzały rosnącą irytację. – Opieka nad tym przybytkiem, wspaniałymi artystami tu goszczącymi i poważaną widownią to właściwie nie tylko praca, ale i pasja – przyjemność obcowania z pięknem – kontynuowała delikatnie, z emfazą, umiejętnie balansując na krawędzi podniosłej metafory i podkreślenia szacunku dla tych, których napotykała na swej drodze. W tym otulającej się zielonym szalem panienki, rozpoczynającej konwersację od wyrzucenia z siebie niezbyt subtelnie zawoalowanych pretensji. – Dzisiejszy balet wyreżyserował Armand Lacroix, wybitny francuski choreograf – niestety, dzisiejszego wieczoru nie mógł przybyć do Londynu, lecz jeśli lady wyrazi taką chęć, chętnie zapoznam lady z baleriną odgrywającą główną rolę oraz partnerującym jej Geoffreyem – odpowiedziała wyczerpująco, zastanawiając się, czy Elise naprawdę odczuwa okrutne zimno, czy też po prostu musi się na coś poskarżyć. Arystokratki bywały niezwykle kapryśne, do tego Deirdre jeszcze nie przywykła – w Wenus miała do czynienia z mężczyznami, ich humory oraz porywy specyficznych cech charakteru już oswoiła, potrafiła załagodzić lub przewidzieć, kobiety stanowiły zaś ciągle zagadkę. – Ja, lady Nott. Uznałam, że świeże, wiosenne powietrze, orzeźwiający deszcz i zapachy kwitnącego ogrodu doskonale dopasują się do tematyki baletu, pozwalając dłużej cieszyć się muzycznymi doświadczeniami - wyjaśniła bez zawstydzenia i zdenerwowania, marzec nie był może miesiącem upalnym, ale ochronna kopuła gwarantowała komfortową temperaturę. A przynajmniej tak się jej wydawało, do czasu,  w którym zapoznała się z nieco nadąsaną damą. – Odczuwasz chłód, lady Nott? Jeśli tak, przejdźmy się do środka, tam także przygotowano stół z przekąskami i wygodne fotele – zaoferowała, przyglądając się cieniutkiej, koronkowej sukience, skromnej, ale możliwe, że zbyt letniej jak na okoliczności bankietu. – Mogę też oprowadzić lady po ogrodzie, spacer na pewno przywoła rumieńce na lady policzkach – dodała, chcąc pozostawić panience wybór. I zaprezentować się jako opiekuńcza, wyrozumiała i dbająca o potrzeby gości la Fantasmagorii czarownica – w końcu taka była tu jej główna rola, którą odgrywała dotychczas bezbłędnie.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ogrody [odnośnik]30.07.19 2:38
Dla Elise czynnikiem, na podstawie którego zawsze szufladkowała ludzi, była czystość krwi. Pochodzenie z innego kraju i egzotyczne rysy nie odgrywały aż takiej roli, bo przede wszystkim starała się stronić od szlam, ale tu nie spodziewała się żadnej spotkać, nie musiała się więc obawiać kontaktu z mugolskim brudem. Starannie dobierała miejsca, w których się pojawiała, odwiedzając tylko te odpowiednio elitarne i odpowiadające jej szlacheckiej godności. Zwłaszcza teraz było to istotne, kiedy jedna gałąź ich wspaniałego drzewa okazała się na wskroś zepsuta i nestor musiał ją odciąć. Reszta Nottów musiała udowadniać swoją siłę, by drzewo ich rodziny nadal budziło zasłużony respekt i szacunek, jak przystało na twórców Skorowidzu Czystości Krwi.
Kobiecie, choć wyglądała tak nietypowo, nie można było odmówić urody. Elise aż zaczęła się zastanawiać, skąd ta czarownica znalazła się w Anglii; przez wzgląd na różnicę wieku nie pamiętała jej ze szkoły ani z żadnych innych okoliczności, więc mogła podejrzewać różne rzeczy odnośnie jej pochodzenia, choć w tym momencie tym, co najbardziej absorbowało jej myśli, były własne niedogodności.
Bo chociaż pozornie pozbierała się po wydarzeniach ze Stonehenge, gdzieś głęboko w jej sercu wciąż tkwiła zadra, podrażniana za każdym razem, gdy ktoś przywołał w rozmowie temat pewnego zdrajcy lub przynajmniej obrzucił ją bacznym spojrzeniem, jakby się zastanawiał, czy i ona była zgniłym owocem. Na tym nie kończyły się mniejsze i większe troski, bo choć Elise szła przez kolejne tygodnie z dumnie uniesioną głową, a od Stonehenge oraz końca anomalii mijały następne dni, czasem wciąż dręczyły ją echa niepokojów. Zimno zaś przywoływało nieprzyjemne wspomnienia chwil, kiedy leżała w deszczu na spękanych kamieniach, widząc nad sobą chmarę dementorów, dlatego od tamtego czasu znielubiła chłód jeszcze bardziej i w szczególnie mroźne dni wolała pozostać w ogrzewanych kominkami murach posiadłości.
Wcześniej dzisiejszego dnia, jeszcze przed wyprawą do Londynu i występem, posprzeczała się też z siostrą, co dodatkowo wpływało na to, że nadal nie miała najlepszego humoru. Uważała że to ona miała rację i była wręcz urażona tym, że Ophelia się z nią nie zgadzała, choć pewnie koniec końców za kilka godzin się pogodzą – jak zwykle w takich sytuacjach. Wcześniej jednak musiała przejść etap dąsów i doszukiwania się dziury w całym.
Skinęła głową, przywołując na twarz lekki uśmiech, mimo wszystko podobało jej się to, że ktoś z pracowników się nią zainteresował; Elise lubiła, kiedy się nią interesowano i zabiegano o to, by była zadowolona. Była na tyle roszczeniowa, że wręcz uważała, że uwaga i skakanie wokół niej jej się należą.
- O tak, z przyjemnością ich poznam i pogratuluję im występu – zgodziła się. – Choć muszę przyznać, że w głównej męskiej roli spodziewałam się ujrzeć kogoś o... bardziej szlachetnej urodzie. – Była to może drobnostka, jednak próżna Elise często oceniała książki po okładce. Miłowała piękno, a na deskach baletu, teatru czy opery lubiła oglądać pięknych ludzi o wysokich umiejętnościach.
Lekko zmarszczyła kształtny nosek.
- Jest zimno, choć to może kwestia tego, że nie ubrałam się odpowiednio jak na spędzanie czasu na świeżym powietrzu. Nie zostaliśmy jednak uprzedzeni o takiej organizacji wydarzenia, choć przy odrobinie wyższej temperaturze z pewnością uznałabym to za doskonały pomysł – odrzekła, wciąż przytrzymując wokół swych ramion szal, choć jego cienki materiał nie mógł jej zagrzać równie dobrze jak płaszczyk. Narzutka na suknię nie spełniała dziś swojej roli. Miała nadzieję, że te artystyczne doznania na świeżym (i zimnym) powietrzu nie zaowocują przeziębieniem, podczas magicznego kataru wyglądało się tak nieestetycznie! – Ogrody z pewnością będą piękne, gdy już rozkwitną. Uroda Fantasmagorii doprawdy zachwyca, podobnie jak i ta artystyczna. – W dzisiejszym pokazie parę rzeczy by poprawiła, ale na ogół wychodziła zadowolona. – Przejdźmy się, może odnajdę wśród zgromadzonych tu gości matkę i siostrę, od których niechcący się odłączyłam po występach. Może spacer pomoże mi się ogrzać, a jeśli nie, skorzystam z propozycji schronienia się wewnątrz.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Ogrody [odnośnik]30.07.19 12:17
Udało się jej odrobinę poprawić nastrój naburmuszonej lady Nott. Atencja zawsze mile łechtała ego każdej szlachcianki, sprawiając, że wysoko zadarta bródka opadała, a delikatnie zmarszczone czoło – nie za bardzo, w końcu skrajna mimika powodowała zmarszczki – rozpogadzało się, zwiastując nadejście odwilży. Niechęć została przełamana, należało więc ostrożnie stąpać po do niedawna skutym lodem gruncie rozmowy, by nie spłoszyć niewinnej sarenki. Deirdre nie zamierzała przesadnie chylić czoła przed panienkami, pielęgnowała w sobie dumę, wiedząc, że przesadna służalczość działała na niekorzyść w stosunkach z szlachtą, co nie zaprzeczało chęci uczynienia z ich wizyty w Fantasmagorii przyjemność. Doświadczenie na tyle miłe, by wspomnienie o nim pojawiło się wśród salonowych podszeptów, umacniając pozycję la Fantasmagorii jako przybytku gwarantującego doznania artystyczne najwyższej klasy. Aby osiągnąć ten cel, madame Mericourt musiała trafić nie tylko do wiekowych matron, surowo oceniających każde przedstawienie odbiegające od konserwatywnej normy, ale i do panienek, które dopiero rozpoczynały swoja salonowa karierę. Dlatego też zależało jej na zadowoleniu Elise: interesownie, bez osobistej słabości, bowiem w głębi ducha nie żywiła wobec większości widzów baletu niczego więcej poza obojętnością. Podobnie, jak czyniła to w Ministerstwie Magii: bezosobowa, lecz diabelsko skuteczna w wypełnianiu powierzonych obowiązków. – O tak, nasz baletmistrz Geoffrey posiada niezwykle charakterystyczną urodę – skinęła głową na dość dziecięcą uwagę lady Nott, zapewne liczącą na mężczyznę klasycznie przystojnego, wpisującego się w upragnione wizje przyszłego męża. Umiejętnie zgodziła się więc z Elise, jednocześnie podkreślając zalety artysty, który naprawdę doskonale spisywał się w swej roli, pomimo zbyt orlego nosa. – Za to sposób poruszania się i oddanie dylematów postaci, którą oddaje w tańcu, wzbudza już jak najbardziej klasyczny podziw – dodała, łagodnym, zapraszającym gestem wskazując schodki, prowadzące do bocznej ścieżki, wyłożonej śnieżnobiałymi, marmurowymi płytami.
Ucieszyła się, że Elise wybrała spacer po ogrodzie, potrzebowała ruchu, lepiej też rozmawiało się z gośćmi w dyskretnym towarzystwie roślin. Przytłaczające piękno sal bankietowych nieco utrudniało nawiązanie nici porozumienia, konwersacje zaś odbywały się jakby na postumencie, pod czujnym obstrzałem spojrzeń. Nawet niewysokie, dopiero rozkwitające różane krzewy, gwarantowały większy komfort. – Mam więc nadzieję, że krótka przechadzka rozgrzeje lady – poinformowała z niemalże matczyną troską, postanawiając szybko zmienić temat, by jakoś oderwać myśli zziębniętej brunetki od lekkiego chłodu. Powinna była przewidzieć, że nadwrażliwe szlachcianki nie będą zachwycone taką niespodzianką. – Cieszę się, że występ ci się podobał, lady – zaczęła, gdy już znalazły się na ścieżce. Uśmiechnęła się do Elise lekko. – Mam nadzieję, że ten magiczny świat oderwał twe myśli od trosk – kontynuowała miękko, nienachlanie, pozwalając interpretować te słowa w dowolny sposób. – Czy loża przeznaczona dla rodziny Nottów spełniła lady oczekiwania? – zagadnęła, subtelnie przeprowadzając wywiad dotyczący standardów komfortu; zaspokojenie potrzeb Adelaide znaczyło naprawdę wiele, Nottowie pomimo haniebnego potknięcia jednego ze swych krewnych, pozostawali przecież ważnym rodem – byli wszak twórcami wyjątkowego skorowidzu.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ogrody [odnośnik]31.07.19 2:55
Ego Elise zawsze domagało się uwagi. Kiedy jej nie otrzymywała szybko stawała się naburmuszona i rozdrażniona. Nawet siedem lat w Hogwarcie nie zdołało sprawić, by nabrała skromności i przestała lubić zainteresowanie swoją osobą, choć szkoła niejednokrotnie stanowiła doświadczenie dla niej wręcz traumatyczne i z wielką ulgą i radością powitała jej koniec. W wiekowych murach nie była jednostką wyjątkową, a jedną z wielu uczennic, traktowaną przez wielu nauczycieli tak samo jak, o zgrozo, szlamy. To było w jej edukacyjnych początkach najtrudniejsze i najbardziej godzące w dumę młodej lwicy – traktowanie jej przez niektórych miłujących równość pracowników szkoły podobnie jak byle przybłędy, która o magii dowiedziała się dopiero skończywszy jedenaście lat. Zrównanie z szarą masą, od której zawsze czuła się lepsza, bo od urodzenia wpajano jej poczucie wyższości i dumę płynącą z urodzenia. Była wyjątkowa i domagała się, by tak ją traktowano, za co na pierwszym roku nie raz straciła punkty, gdy nauczyciele próbowali w ten sposób temperować jej rozkapryszoną naturę i wybić z głowy arogancję, co jednak im się nie udało nawet jeśli nauczyła się z czasem pewne myśli zachowywać dla siebie. Skorowidz Czystości Krwi był jedną z jej pierwszych lektur, bo od dziecka musiała przyswoić sobie słuszne wartości i genealogię najczystszych rodzin, pojąć swoje miejsce w społeczeństwie, gdzie szlachetne rody piastowały niezwykle ważną rolę i kontynuowały odwieczne czarodziejskie tradycje. Podczas tych starannych nauk dowiadywała się, z kim warto się zadawać, a z kim nie. Jedne rodziny były lepsze od innych, jednak czarodzieje krwi czystej, ale obdarzonej skazą również byli użytecznymi członkami społeczeństwa, jeśli nie kalali swojego statusu nieodpowiednimi poglądami. Mieszańcy również się przydawali, bo ktoś musiał wykonywać zajęcia, którymi wysoko urodzeni nie chcieli brudzić sobie rąk. W szkole i po niej szukała jednak przyjaciół wśród dam ze szlachetnych rodów o właściwych poglądach. Dbała o to, kim się otaczała i gdzie się pokazywała, i nie kryła się ze swoim umiłowaniem do przywilejów i luksusów, ani niechęcią i pogardą do mugolaków i mugoli. Była na tyle młoda, że to wszystko wciąż było dla niej dość czarno-białe i przyjmowała poglądy rodziny za pewnik, nigdy ich nie kwestionując, a w Stonehenge jednoznacznie uznała, że to nestor i ród mają rację, a Percival się mylił.
Elise była po prostu osobą, która uważała, że wszystko co najlepsze należy jej się za sam fakt, kim się urodziła i jak błękitna krew płynęła w jej żyłach. Takie podejście do życia wyniosła z rodzinnego domu i pewnie w gruncie rzeczy nie różniła się od dużej części młodych lady.
Zamiłowanie do sztuki również było w szlachetnym wychowaniu istotne. Damom nie wypadało podejmować pracy, więc oczekiwano, że znajdą sobie odpowiednio kobiece hobby i będą się mu oddawać w domowym zaciszu. Jako że była w połowie Lestrange, od dziecka przejawiała ciągotki i talent do muzyki, a także tańca, co jednak było dobrze widziane i wśród Nottów, gdzie pielęgnowano każdy talent mogący być użyteczny w błyszczeniu na salonach. Elise nie wypadało wystawiać się na pokaz dla gawiedzi, ale swoją grą i śpiewem uświetniała rodzinne uroczystości.
Może to było dziecinne, ale z jakiegoś powodu orli nos Geoffreya drażnił ją, kiedy obserwowała pokaz, i przyciągał wzrok mimo że próbowała skupić się na jego tańcu. Patrząc na jego twarz widziała przede wszystkim ten gigantyczny nos, stanowiący element nie do przeoczenia, i miała wrażenie że ów element wyglądu będzie ją prześladował w snach, podobnie jak nieco zbyt krzaczaste, nastroszone brwi nadające twarzy chmurnego, prymitywnego wyrazu. Jak większość młodych lady lubiła cieszyć oczy pięknymi twarzami.
- Pomijając defekty w urodzie, jego taniec rzeczywiście zasługuje na uznanie, podobnie jak jego partnerki, której płynność tańca godna jest pozazdroszczenia – przyznała, bo samemu tańcu nie mogła nic zarzucić i zdawała sobie sprawę, że dla baletu najważniejsze były jego umiejętności. I nie zawsze można było mieć wszystko, nie każdy rodził się obdarzony wyjątkową urodą i noskiem równie idealnym co jej własny, choć przecież jako czarodzieje mogli magicznie skorygować pewne niedoskonałości, choćby po to, by sprawić lepsze wrażenia estetyczne wymagającym damom, skoro już występowali przed nimi.
Podążyła za kobietą, mając nadzieję że podczas spaceru zapomni o zimnie. Mimo wszystko brakowało jej otoczenia ogrodów, bo jesienią i zimą nie mogła się nimi nacieszyć, a i minione lato nie należało do najcieplejszych i najbardziej słonecznych. Prawie nie pamiętała, kiedy ostatni raz było jej ciepło na zewnątrz, ale była tylko wymuskaną lady i gorzej znosiła surowsze warunki niż zwykli czarodzieje, którzy nie spędzali swego życia otoczeni ciasnym kloszem roztoczonym nad nimi przez rodziny. Była niczym kwiat hodowany w szklarni, pielęgnowany i prowadzony w jasno określony sposób sprawiający, że poza tym szklanym ogrodem szybko by zginęła.
- Również mam taką nadzieję – rzekła. – Występ rzeczywiście sprzyjał nie myśleniu o sprawach pozostawionych poza murami Fantasmagorii. Dobra sztuka jest znakomitym lekarstwem na troski. – Przynajmniej czasowo, bo potem i tak wszystko wracało. – Ale jeśli chodzi o lożę, niestety napotkały nas pewne niedogodności. Była trochę za bardzo z boku, w dodatku przede mną zajmował miejsce wysoki mężczyzna, który częściowo przysłaniał mi widok i ciągle się wiercił, szelestami i skrzypnięciami zaburzając dźwięki muzyki – poskarżyła się, skoro już kobieta poruszyła ten temat. Oczywiście nie miała większego problemu z dojrzeniem występu, bo rzędy foteli były umieszczone w takich odległościach, by siedzący poniżej nie zasłaniali widoku tym siedzącym za nimi, jednak nakrycie głowy owego jegomościa czasem pojawiało się w jej polu widzenia i to dość często, bo mężczyzna ten okropnie się wiercił, nie umiejąc spokojnie usiedzieć w miejscu. A Elise... no cóż, była dziś dość marudna. – Wierzę jednak, że nie był to niczyj celowy zamysł, a po prostu niefortunny zbieg okoliczności, nie pierwszy raz spotykający mnie podczas oglądania koncertów i występów baletowych w miejscach publicznych.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Ogrody [odnośnik]31.07.19 10:05
Sposób myślenia większości przedstawicielek płci pięknej z wyższych sfer stawał się Deirdre coraz bardziej obcy. Kiedyś jeszcze wierzyła w solidarność czarownic, w ich mądrość i siłę, w niezwykłą magię, budowaną przez tajemnicę noszoną przez każdą kobietę, która musiała każdego dnia walczyć o swoje, by nie zostać zdeptaną w patriarchalnym świecie, lecz to twarde przekonanie zaczynało się rozmywać, znikać we mgle późniejszych doświadczeń. Praktycznie każda niewiasta doprowadzona przed oblicze Czarnego Pana zawodziła, a wśród dziesiątek Jego popleczników godne zaufania czarownice stanowiły niewielką część. Podobnie działo się i poza ścisłymi ramami organizacji, im dłużej madame Mericourt przebywała w towarzystwie wysoko urodzonych dam, tym większą rezerwę zachowywała wobec ich małostkowych przekonań, płytkich poglądów i przesadnych dramatów, w jakie zamieniało się każde drobne niepowodzenie lub niewygoda. Wychowane pod kloszem stawały się kruche i kapryśne, a pędy ich talentu lub własnego zdania odpowiednio wcześniej przycinano, sprawiając, że stawały się w pewien sposób kalekami. Potrafiąc myśleć i mówić tylko w jednym schemacie. Deirdre broniła się przed tak ostrym postrzeganiem szlachcianek, ale z każdą poznaną dzierlatką, zapatrzoną w czubek własnego nosa, przyprószonego różanym pudrem, mocniej przekonywała się o tym, że faktycznie nadają się one tylko do wypełniania obowiązków matek i żon. Klaczy rozpłodowych, przekazujących nienaganne geny dalej, pielęgnujące przyszłych nestorów, czarujące u boku swych wpływowych małżonków. Nieskazitelne, piękne i bezdennie głupie – bynajmniej z własnej winy, to patriarchat odpowiadał za to, co działo się z młodymi damami.
Elise wydawała się godną reprezentantką szkodliwego schematu. Śliczna buzia, perfekcyjnie ułożone włosy oraz merlińskie przekonanie o własnej wyższości. I o tym, że czyjaś prezencja stanowi personalną obrazę uroczego majestatu. Madame Mericourt nie zamierzała wyprowadzać ją z błędu, potrafiła przybrać taką maskę, jakiej po niej oczekiwano, niezależnie, czy jęczała z zachwytu pod spoconym ciałem lorda czy zabawiała niewinną damę rozmową na temat pogody i sztuki. – Lady zna się na tańcu? Nottówny podobno zachwycają swą prezencją oraz wyczuciem rytmu na Sabatach – zagadnęła, chcąc sprowadzić temat pogawędki na ten przyjazny i ciekawy dla Elise: wszak jej zadowolenie stanowiło priorytet na nadchodzące kwadranse. Pytaniem podkreślała nie tylko umiejętności młodej arystokratki, ale także szacunek, jakim cieszyły się Sabaty. Sama miała okazję pojawić się na tym noworocznym, lecz przeciwności losu uniemożliwiły jej wzięcie udziału w wyjątkowym balu, dotychczas przeznaczonym wyłącznie dla czarodziejów szczycących się błękitną krwią. – Zna lady język francuski, czy podczas rozmowy z Geoffreyem będę mogła zaoferować się w roli tłumacza? – spytała ponownie, miękko, prawie pewna, że doskonale wychowana – wytresowana – brunetka zna moralną wersję języka miłości, pozwalającą na rozmowę z baletmistrzem. Jeśli nie, oferowała swe usługi, w duchu licząc na to, że panienka nie skrytykuje wprost prezencji artysty. Tego chyba zabraniała szlachecka etykieta.
Z dobrze odegranym frasunkiem słuchała dalszych narzekań Elise, tłumiąc zdziwienie. Szlachcianka otrzymała miejsce w jednej z najlepszych lóż, przeznaczonych wyłącznie dla arystokracji, więc jeśli ktoś nie potrafił zachować się w tak kameralnych warunkach widowni, źle świadczyło to o samym wysokim stanie, a nie o umiejętnościach opiekunki la Fantasmagorii. – Przykro mi, że spotkały cię takie nieprzyjemności, lady – skwitowała tylko, zastanawiając się, dlaczego dzierlatka po prostu nie zwróciła uwagi swojemu wujkowi albo innemu krewnemu, który najwidoczniej nie mógł ze spokojem znieść widoku kusych spódniczek primabalerin. Przekonanie o tym, że takie niegrzeczne zachowanie mogło być celowe, szczerze rozbawiło Deirdre: megalomania w wydaniu tak uroczych sarenek, dopiero niedawno opuszczających dziecięce komnaty, była w pewien sposób rozkoszna. Jak małe psidwaki, próbujące groźnie szczekać lub stroszyć sierść. – Ale liczę, że rozmowa z naszymi gwiazdami poprawi ci nastrój – dodała, jeszcze raz delikatnie kierując Elise w bok, w stronę altany, w której zauważyła charakterystyczny profil Geoffreya, nonszalancko wspartego o śnieżnobiałą kolumnę, porośniętą zielonymi powojami róż. Ruszyła przed damą, chcąc wskazać jej drogę i odpowiednio ją zapowiedzieć; skinęła głową baletmistrzowi o orlim nie tylko nosie, ale i spojrzeniu; uważnym, roziskrzonym. – Geoffreyu, poznaj proszę lady Elise Nott – przedstawiła mu młodą damę, samej usuwając się na bok marmurowych schodków, by umożliwić wymianę uprzejmości i rozpoczęcie konwersacji o sztuce – być może wiedza oraz dżentelmeńskość baletmistrza skradnie serce szlachcianki na tyle, by zapomniała o nieprzyjemnych doświadczeniach.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ogrody [odnośnik]31.07.19 15:16
Może gdyby Elise urodziła się w jakimś innym, mniej salonowym rodzie, bądź w rodzinie krwi czystej ze skazą, miałaby zupełnie inny charakter. Jednak wychowanie i bycie do granic możliwości rozpieszczoną uczyniło ją taką osobą, jaką była – rozkapryszoną, roszczeniową i przekonaną o swojej wyjątkowości. Jej zachcianki zawsze były spełniane, nigdy nie musiała samotnie radzić sobie z przeciwnościami, walczyć o swoje ani zarabiać samodzielnie na swoje potrzeby tak, jak musiały robić to dziewczęta z normalnych rodzin, którym nie poszczęściło się urodzić tak dobrze jak Elise. Nie wychowywano jej na jednostkę samodzielną, a na przyszłą żonę i salonową ozdobę, która zostanie oddana lordowi z innego rodu w ramach jakiegoś politycznego układu mającego przysłużyć się utrzymaniu starego sojuszu lub zawarciu nowego. Jej przyszłość leżała w rękach nestora i ojca, nie jej samej. Nie znała innej drogi niż ta jedyna poprawna, którą od początku życia prowadziła ją rodzina. Miała klapki na oczach i nie dostrzegała tego, co znajdowało się poza tą drogą, a co najwyraźniej dostrzegł Percival. Ona była bezgranicznie wierna rodowi i jego zasadom, bo to dzięki nim była jednostką wyjątkową i stojącą ponad szarą masą gminu – a kochała zarówno luksusy, jak i poczucie bycia lepszą niż inni. Nie była też wolna, była ptakiem w złotej klatce, który z racji urodzenia w niej ukochał ją sobie i nie wyobrażał sobie wyfrunięcia zza jej bezpiecznych prętów. Była narzędziem w rękach rodu, miała spełnić swoje powinności, a także brylować na salonach i być dumą swej rodziny, i niczego więcej od niej nie oczekiwano.
W jej codzienności przed Stonehenge największymi tragediami były błahostki pokroju złamanego paznokcia czy plamy na sukience, bo opieka rodu nie pozwalała na to, by spotykało ją coś gorszego. Nie pozwalano jej chadzać po nieodpowiednich miejscach, nigdy też nie opuszczała dworu sama, a zawsze z kimś z rodziny lub służką pełniącą zarazem rolę przyzwoitki. Były i bardziej przykre wydarzenia, oczywiście – jej najstarsza siostra i jedna z kuzynek zmarły na choroby genetyczne, co jednak było w pewien sposób wpisane w koleje szlacheckiego życia i z czasem musiała się z owymi stratami niechętnie pogodzić.
- To prawda. Podobnie jak moje krewne za młodu odebrałam staranne nauki zarówno w zakresie tańczenia tańca balowego, jak i baletu – odpowiedziała. Jeśli chodzi o balet znała głównie podstawowe kroki i już dość dawno go nie tańczyła, ale z umiejętności tańca balowego korzystała znacznie częściej na wszelkich balach, ślubach i innych przyjęciach. Ciotka Adelaide umarłaby ze wstydu, gdyby ktokolwiek z młodego pokolenia Nottów nie potrafił się pięknie poruszać na parkiecie. Elise lubiła tańczyć, choć niemiłosiernie drażnili ją niezgrabni kawalerowie, którzy nie poruszali się równie dobrze co ona i mylili kroki. Ale w niektórych rodach nie przykładano do tego aż takiej wagi jak u Nottów.
- Język francuski też oczywiście znam, bo choć nie miałam szczęścia pobierać nauk w Beauxbatons, rodzina zatroszczyła się o moją edukację i w tym aspekcie – dodała; każda szanująca się lady, a na pewno taka, która nosiła w sobie krew Nottów i Lestrange’ów, musiała znać ten język nawet jeśli uczyła się w Hogwarcie. Matka zadbała o to, by jej córki poznały język przodków jej rodu, choć na nieszczęście Elise nie udało jej się przekonać męża do wysłania ich do Francji.
Tak czy inaczej posiadała zarówno znajomość języka, jak i wiedzę o tańcu niezbędne do przeprowadzenia rozmowy, a bycie dobrze wychowaną lady nie pozwoliłoby jej skrytykować prezencji mężczyzny prosto w twarz. Jak wiele innych dam była osobą nieco fałszywą – potrafiła kogoś komplementować i obsypywać pochlebstwami, by później za plecami go skrytykować lub obgadywać. Również potrafiła przybierać pewne maski, kiedy akurat tego chciała i uważała to za wygodne, choć niewątpliwie nie posiadała takiej wprawy i umiejętności jak Deirdre. Nie miała oczywiście świadomości przeszłości tej kobiety i widziała w niej po prostu opiekunkę tego miejsca dbającą o komfort artystów i gości, nawet nie śniąc, że miała obok siebie byłą prostytutkę i niebezpieczną czarnoksiężniczkę. Niewiedza bywała zbawienna, a Elise lubiła zamykać oczy na wszystkie niewygodne rzeczy.
W jej przypadku zdarzało się niekiedy, że w tej pięknej masce pojawiały się luki, gdy w grę wchodziły silniejsze emocje, choć zazwyczaj miało to miejsce w domowym zaciszu, w którym ta śliczna, ułożona dama nieraz potrafiła w złości krzyczeć, tupać nóżką i rzucać przedmiotami, co kilkukrotnie się zdarzyło zarówno po śmierci Rosalind, jak i po zdradzie Percivala. W silnych emocjach, gdy coś szło bardzo nie po jej myśli lub kiedy ktoś z jej bliskich ośmielił się ją boleśnie zranić (a tak zrobił pewien zdrajca) dochodziły do głosu geny rodziny matki, z czego niewielu zdawało sobie sprawę, bo poza rodziną raczej nikt nie miał okazji obserwować jej w stanie wzburzenia.
- Na szczęście mimo tych drobnych niedogodności mogłam nacieszyć się występem i z pewnością chętnie pojawię się na kolejnych. Czy w najbliższym czasie odbędzie się jeszcze jakiś pokaz? – zapytała. – A w dniu dzisiejszym chętnie poznam artystów, którzy wystąpili na scenie baletu.
Nie wydarzyło się w końcu nic aż tak strasznego, by zniechęcić ją do tego miejsca, jednego z nielicznych przybytków, gdzie dbano o niewpuszczanie plebsu i o wysokiej jakości wrażenia dla dobrze urodzonych. Szkoda, że takich miejsc było tak mało; zdaniem Elise powinno się stworzyć więcej lokali tylko dla czystej krwi.
Podążyła za kobietą ku miejscu, gdzie znajdował się tancerz. Elise, starając się nie przyglądać zbyt mocno jego nosowi, powitała go uprzejmie i zgodnie z etykietą. Mimo nieszczególnie atrakcyjnej powierzchowności mężczyzna bez wątpienia znał zasady dobrego wychowania, a także dobrze znał się na tańcu, więc Elise wdała się z nim w krótką pogawędkę przemawiając płynnym francuskim i chwaląc za dobry występ.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Ogrody [odnośnik]02.08.19 8:14
Przez dłuższą chwilę spoglądała na Elise wyczekująco, pewna, że ta odnajdując interesujący ją temat, bliski sercu oraz wyćwiczonemu tanecznie ciału, wypłynie na nieograniczone wody przyjemnej konwersacji, dzieląc się z nią sekretami baletu. Mogła uważać Nottównę za ptaszynę z połamanymi skrzydłami, skrytą za grubymi prętami złotej klatki, lecz Deirdre nigdy nie odpuszczała okazji do nauki. Do nasycenia się nie tylko teoretyczną wiedzą, ale i zaobserwowania różnych zmian w ciele rozmówców – to dzięki temu stawała się biegła w sztuce przywdziewania masek. Jak nikt potrafiła wczuć się w innych, odegrać ich emocje, na dłuższą chwilę wręcz stając się kryształowym lustrem, odbijającym każdy półcień osobowości kogoś innego. Wysłuchanie pełnego pasji monologu o balecie, o niezrównanym talencie, pomogłoby jej wyciosać fasadę znawczyni tego tematu do perfekcji. Niestety, brunetka odpowiedziała jedynie grzecznie i zachowawczo, nie pozostawiając madame Mericourt żadnego pola do manewru. Prawie, nie byłaby bowiem sobą, gdyby nie potrafiła poprowadzić nawet najbardziej topornej rozmowy w odpowiednie rejony. – I co sądzi lady o tańcu? Nie tylko tym tutaj, który miałyśmy przyjemność zobaczyć, ale o samej sztuce, o esencji piękna ruchów i dźwięków – uśmiechnęła się znów lekko, z zainteresowaniem, mając nadzieję, że panienka Nott zdoła wykrzesać z siebie coś ponad wręcz szkolne, krótkie odpowiedzi, jak na ustnych egzaminach z historii magii. – O Beauxbatons słyszałam same poruszające historie – to podobno mniej przybytek edukacji, a pole do artystycznych doświadczeń, do zapoznawania się z pięknem magii - kontynuowała, skutecznie wyczuwając w głosie Elise lekki żal, spowodowany tym, że nie mogła przywdziać nieskazitelnego błękitu podkreślających talię mundurków i pobierać nauk w odległej Francji. Prawdziwa opinia Deirdre o zagranicznej szkole znacząco różniła się od tej przedstawionej ku uciesze lady Nott: uważała, że pod względem poziomu nauki rażąco odstawała od Hogwartu. Doceniała sztuki wszelakie, potrafiła się wypowiedzieć na ich temat, zwłaszcza na temat muzyki, lecz nie wyobrażała sobie posłania własnych dzieci do przybytku tak…swobodnego, bez konkretnych ram. Dziwiły ją takie myśli, obce, nowe, niepewnie dotykające przyszłości dwóch cichych ciałek, leżących w zdobionych kołyskach, ale nie reagowała na nie alergicznie – zaczynała przyzwyczajać się do tego, że w jej życiu pojawił się ktoś nowy, tak bliski, że wydawało się to wręcz niemożliwe.
Nie zdradziła się z chwilowym odpłynięciem myśli w inną stronę, znajdowała się przecież w upragnionej pracy, dbając o to, by lady Nott opuściła tego wieczoru la Fantasmagorię więcej niż zadowolona. – Kawalerowie z którego domu mieli zaszczyt oglądać tak śliczną panienkę najczęściej? – spytała bez przesadnego słodzenia, spokojnym tonem równoważąc pełen pochwały przekaz. Zastanawiała się, gdzie Tiara Przydziału umieściła przed zaledwie kilkoma laty Elise; na pierwszy rzut oka sama nie potrafiła jej przypasować nigdzie, może do Slytherinu, gdzie zazwyczaj trafiała przywiązana do idei czystości krwi arystokracja, nie mogąca poszczycić się innymi przymiotami. – Lady opinia jest dla nas bardzo ważna – odpowiedziała na łaskawie wygłoszoną opinię z lekkim uśmiechem. – Oczywiście, wiosenny sezon dopiero się rozpoczyna, lecz premiera zupełnie nowego spektaklu odbędzie się dopiero w czerwcu. Upewnię się, by otrzymała lady odpowiednie zaproszenie – zapowiedziała, powoli skręcając w kierunku altany. Później zaś dała już przestrzeń Elise na przeprowadzenie rozmowy z artystą, samej stanowiąc jedynie tło rozmowy. Geoffrey wydawał się wręcz odurzony urodą młodziutkiej szlachcianki, konwersował więc zajadle i intensywne, opowiadając o szczegółach przygotowań do baletu oraz o trudach tańca przy tak dynamicznej scenografii. Mericourt wtrącała się z rzadka, podkreślając wspólne cechy Elise oraz artysty, dbając o to, by zarówno baletmistrz, jak i młodziutka szlachcianka, zapamiętali ten wieczór jako wyjątkowo przyjemny. Wszak to od utrwalonej opinii zależała doskonała renoma la Fantasmagorii.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ogrody [odnośnik]02.08.19 22:58
Nie była dziś szczególnie rozmowna. Z pewnością bywały dni, kiedy mówiła dużo więcej, szczególnie przy znajomych sobie damach lub członkach rodziny. Jednak w ostatnich miesiącach stała się cichsza i częściej dawała się poznać jako humorzasta i kapryśna, a jej nastrój podlegał częstym wahaniom. Tak było i teraz, kiedy z jednej strony była zadowolona z występu, ale w drugiej przeżywała drobne mankamenty pokroju wiercącego się mężczyzny w loży przed nią czy niedostatecznie przystojnej twarzy baletmistrza.
Zamyśliła się, zapatrując się gdzieś w przestrzeń, na otaczającą je roślinność. Dłońmi nadal przytrzymywała na sobie szal, naprawdę żałując że nie odziała się cieplej, choć podczas samego występu momentami było jej niemal gorąco. Teraz zaś marzła, ale kobieta zajęła ją rozmową, więc już nie wspominała o tym, a skupiała się na trwającej pogawędce.
- Taniec pozwala się wyrazić bez użycia słów, a także jest dobrą rozrywką na salonach, oczywiście pod warunkiem, że partner potrafi tańczyć i nie depcze mi co chwilę stóp, bo wtedy przekazuje mi co najwyżej, że jest niezgrabny i niezdarny – odezwała się, leciutko krzywiąc usteczka. – Moja droga ciotka nie wyobraża sobie przyjęć bez tańca, i ja też nie. To przecież taka dobra okazja, by poznać nowych ludzi, a także zaprezentować swoją kreację i umiejętności na parkiecie. A jeśli chodzi o występy baletowe profesjonalnych artystów, takie jak te, które mogłam oglądać tutaj, lubię, gdy tancerze pełnymi gracji ruchami swojego ciała opowiadają historie uzupełnione przez odpowiednio dobraną, budzącą w widzu określone emocje muzykę. W ciszy chyba nie byłyby one równie piękne i emocjonalne, przynajmniej dla mnie, ponieważ kocham muzykę – dodała szerzej, mając wrażenie, że kobieta próbuje wciągnąć ją w obszerniejszą dyskusję, że jej wcześniejsze lakoniczne zapewnienie nie wystarczyło.
Elise zawsze marzyła o Beauxbatons, które znała z opowieści paru kuzynek i znajomych z salonów, i zazdrościła im tego, że uczyły się w miejscu tak przesyconym artyzmem, gdzie pewnie mniej się siedziało nad nudnymi, zakurzonymi podręcznikami, a więcej czasu poświęcało się sztuce. A przecież to sztuka, a nie znajomość naukowych regułek była ważna na salonach. Elise w Hogwarcie nigdy nie lubiła się uczyć, jej oceny nie należały więc do wybitnych, bo zamiast przyłożyć się do owutemów wolała zastanawiać się, jaką suknię i pantofelki założy na debiutancki sabat. Jej priorytety i aspiracje krążyły wokół świata salonów, nie zamierzała przecież nigdy skalać rąk prawdziwą pracą. Hogwart był odarty z artyzmu, do bólu zwyczajny i nadmiernie hołdujący równości – przynajmniej w czasach przed nastaniem Grindelwalda, jednak i jego porządki nie do końca jej się podobały. Potrafiłaby wymienić cały szereg wad tej placówki i znacznie mniej zalet – do tych nielicznych bez wątpienia należał jednak fakt, że mogła uczyć się z większością swoich krewnych.
I jak to mówią – wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma, bo być może gdyby tam była, to i tam dopatrzyłaby się mankamentów, a tak to mogła żyć swoimi marzeniami i wyobrażeniami.
- Ja również je słyszałam, dlatego tak żałuję, że nie dane mi było ujrzeć jego cudów na własne oczy i pobierać nauk artystycznych i tanecznych przez cały okres edukacji, a nie tylko w wakacje – rzekła. – Wierzę jednak, że moje talenty i bez tego potrafią obronić się same – dodała. Hogwart nie zabił w niej artyzmu, każdego lata pod okiem prywatnych nauczycieli grała na fortepianie, śpiewała, tańczyła, przymierzała nowe suknie i zapoznawała się z literaturą piękną, nadrabiając wszystko to, czego pozbawiono jej w Hogwarcie. Była lady, prawdziwą lwicą Nottów, i to było dla niej ważniejsze niż zdobywanie wiedzy jej zdaniem nieprzydatnej na salonach. Bo czy do olśniewania adoratorów i budzenia zazdrości w damach potrzebowała znać się na numerologii i tego typu nudnych rzeczach? Wystarczyła uroda, obycie i umiejętności artystyczne. – Byłam w Slytherinie, oczywiście – zapewniła nie bez dumy, bo choć Hogwartu nigdy nie obdarzyła prawdziwą sympatią, zasiliła szeregi jedynego domu godnego jej osoby, jedynego który pielęgnował słuszne wartości i nie przyjmował pospólstwa szlamowatej krwi. Ravenclaw też jeszcze nie był taki zły, ale ze swoim brakiem pociągu do nauki i wiedzy nie pasowałaby tam. Z kolei pozostałe dwa domy w jej mniemaniu były miejscem dla szlam, mieszańców i ich miłośników, nieudaczników wierzących w bzdurną ideę równości. Trafienie do któregoś z nich byłoby dla każdego prawdziwego Notta hańbą.
Schlebiały jej słowa kobiety i nawet nie próbowała doszukać się w nich fałszu i słodzenia, przekonana że w istocie jest śliczna i na tyle ważna, by jej zdanie naprawdę miało znaczenie. Musiało mieć, przecież była lady, a to miejsce istniało ku uciesze wysoko urodzonych i spełniało ich wysublimowane gusta.
- Oczywiście, z przyjemnością z niego skorzystam. Szkoda, że to dopiero w czerwcu, ale będę oczekiwać go z niecierpliwością – powiedziała, a chwilę później dotarły do altany, gdzie Elise miała sposobność porozmawiać z artystą, którego wygląd kilka chwil wcześniej skrytykowała w rozmowie z Deirdre. Pod wpływem konwersacji ożywiła się jednak, tym bardziej że mężczyzna wydawał się zaintrygowany jej urodą na tyle, że od razu wdał się w wywód na temat baletu. Odpowiadała mu grzecznie i zadawała pytania, starając się także pochwalić swoją wiedzą o muzyce i tańcu, bo podobało jej się jego zainteresowanie jej osobą, a także powiew sztuki prosto z Francji, o nauce w której kiedyś tak bardzo marzyła. Także Deirdre mogła zauważyć że humor rozkapryszonej damy wyraźnie się poprawił, a jej piękna twarz była znacznie mniej skwaszona niż na samym początku.
Później jednak pojawiła się wreszcie jej matka i Elise udała się wraz z nią, dziękując za rozmowę zarówno Geoffreyowi, jak i Deirdre.

| zt. x 2
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Ogrody [odnośnik]16.04.20 15:25
29 maja

Dawno nie czuła tak miłej ekscytacji. Niecierpliwości połączonej ze zdenerwowaniem, jak przed niezwykle trudnym egzaminem z obrony przed czarną magią, do którego jednak przygotowała się na tyle dobrze, by być prawie pewna wyniku. Jak przez oficjalnym spotkaniem z ambasadorem magicznej Francji, gdy miała zająć się Jego Czarodziejską Ekscelencją przez pół godziny pomiędzy bankietem a wizytą u Ministra Magii. Jak przed pierwszą lekcją czarnej magii, kiedy zastanawiała się, jaką twarz obnażyć przed Rosierem - i czy poradzi sobie w zderzeniu z siłami, o jakich zawsze marzyła. Lubiła ten stan, tęskniła za nim, bowiem macierzyństwo na razie nie oferowało podobnych wyzwań. Na szczęście dzieci były coraz bardziej samodzielne, a madame Mericourt spędzała w la Fantasmagorii coraz więcej czasu, powracając do pełni swych obowiązków. Nadrobienie korespondencji oraz zaległych spraw urzędowo-artystycznych zajęło kilka tygodni, więc dopiero z nadejściem maja mogła uzupełnić swój harmonogram o niezwykle ważne spotkania z marszandami.
Dziś miała gościć dwóch wyjątkowych czarodziejów. Jeden reprezentował debiutującą malarkę, pragnącą wystawić swe prace w reprezentacyjnym holu la Fantasmagorii, drugi doświadczonego muzyka, który porzucił pracę w Narodowej Magicznej Orkiestrze, szukając bardziej lukratywnej posady, oferującą nieco szerszy, zmienny repertuar. To właśnie sir Frederic Blythe został zaproszony jako pierwszy - na wystawny obiad. Deirdre spotkała się z nim w restauracji, w zarezerowanej wcześniej loży, oddzielonej od reszty sali akwarium z czarnymi wężami. Wiedziała, że ma do czynienia z człowiekiem szukającym odmiany, nie rezygnowała więc z szmaragdowozielonej sukni stylizowanej na qipao, włosy upinając jednak na francuską modłę. Zjawiła się punktualnie, witając gościa z wszelkimi honorami i po początkowej, niezobowiązującej rozmowie - będącej paradoksalnie obowiązkowym punktem programu uprzejmości - toczącej się leniwie nad wykwintnym posiłkiem, przeszli w końcu do konkretów.
- Muszę przyznać, że pana doświadczenie jest niezwykle imponujące. Ponad trzy dekady w Narodowej Orkiestrze Magicznej, tournee po całym świecie, współpraca z wieloma pokoleniami najlepszych angielskich muzyków...Nie będę jednak kryć, że ciekawi mnie powód pańskiego odejścia z Orkiestry - zaczęła gładko, odkładając na stół widelec i ocierając kąciki umalowanych na krwistą czerwień ust jedwabną serwetką. Później - zamieniła się w słuch, obserwując zadziwiająco skromnego, siwowłosego muzyka, pianistę, opowiadającego o kilkudziesięciu latach swej pracy. Mówił o wypaleniu zawodowym, ale wspominał także o zmianach dyrygentów oraz przesadnym upolitycznieniu Orkiestry finansowanej przez rząd. Podkreślał nadzieje związane z Malfoyem - co Deirdre uznała za duży plus, nie przyjęłaby do pracy kogoś, kto wątpiłby w namaszczonego przez Czarnego Pana Ministra Magii - przy jednoczesnym akcentowaniu chęci zmiany. Sięgnięcia po coś nowego. Wpadał w rutynę, która go gubiła, męczyła, odbierała chęć do życia, postanowił więc postawić wszystko na jedną kartę - na asa, jak sam nazwał w swej historii la Fantasmagorię. Mericourt przyjęła komplement łagodnym uśmiechem, wiedząc, że ten był szczery: nie dawała się łatwo nabrać na zbyt słodkie słówka, mające przykryć prawdziwe intencje. - Rozumiem, że byłby pan zainteresowany pracą muzyka, głównego pianisty? Oraz prowadzącego część naszej prywatnej orkiestry, przygotowującej muzykę do spektakli? Zarówno tych na głównej scenie, jak i w podwodnym balecie? - pytała retorycznie, dając mu szansę na rozwinięcie lub zaprzeczenie; odrobinę kusiła też perspektywą decydującego głosu oraz nowatorskiego wykorzystania magicznego dźwięku podczas spektakli dziejących się pod wodą. Widząc zainteresowanie Fredericka, pociągnęła ten temat, rozwodząc się nad trudnościami w organizacji podobnego widowiska. Najpierw przedstawiła problemy, specjalnie, by potem podkreślić zalety, niebanalność oraz niestandardowość. Wspomniała także o innych współpracownikach, ludziach, z którymi - gdyby madame Mericourt wyraziła zgodę oraz przedyskutowała te kwestie z właścicielem la Fantasmagorie i księgowym - Blythe musiałby się dogadywać na nowej ścieżce kariery. Między wierszami zasugerowała, że miałby do czynienia głównie z młodymi muzykami, odmalowała to jednakże w samych pozytywnych barwach, jako szansę na uzyskanie wśród osób z mniejszym doświadczeniem autorytetu oraz uzyskanie tak wyczekiwanej wolności artystycznej, mogąc czerpać z wyobraźni nowego pokolenia. Pod koniec konwersacji delikatnie poruszyła też kwestie finansowe, dostrzegając, że gdy wymieniła szacowaną liczbę galeonów, mających znaleźć się w skrytce Fredericka w Banku Gringotta, jego oczy zaświeciły się radośnie. Cóż, nestor Rosierów nie szczędził na docenianiu prawdziwych talentów, mających tylko zwiększać reputację magicznego baletu, czyniąc go miejscem wyjątkowym, przyciągającym najdoskonalszą klientelę - oraz najznamienitszych twórców.
Po wymianie ostatnich grzeczności oraz obietnicy, że niedługo Blythe otrzyma sowę z odpowiedzią, Deirdre odprowadziła pianistę do drzwi, żegnając go profesjonalnym uściskiem dłoni. Dłuższą chwilę wpatrywała się w siwą czuprynę mężczyzny, targaną portowym wiatrem - naprawdę uważała tego człowieka za wartego wydanych pieniędzy, a jego nazwisko z pewnością wzbudzi wśród innych członków orkiestry podziw, motywując ich do jeszcze pilniejszej pracy. Mericourt podsumowała też w głowie przeprowadzoną właśnie rozmowę; sposób, w jaki mówiła, detale, na które mogłaby zwrócić uwagę, ćwiczyła wszak sztukę perswazji oraz umiejętności władania słowem w sposób przynoszący odpowiednie owoce. Oby te okazały się wyjątkowo soczyste.
I dojrzalsze od młodziutkiej gwiazdki malarstwa, która przybyła na podwieczorek w towarzystwie znacznie starszego marszanda. Z nimi madame Mericourt nie zamierzała jeść obiadu, przyjęła ich w saloniku towarzyskim, oferując słodkie przekąski, wybrane przez sommelierów wino i miejsce, by Danielle mogła zaprezentować swe dzieła, wniesione do środka przez nieco zziajanych pomocników. Kiedy zostali już we trójkę i przeszli przez pierwsze zasieki konwersacji, Mericourt była wręcz pewna, że rudowłosą Danielle oraz postawnego, pomarszczonego Gregory'ego łączą stosunki wykraczające poza służbowe. Niekoniecznie z zadowoleniem po obydwu stronach, bo artystka wydawała się wycofana, nieco wystraszona i stremowana, w niczym nie przypominając pyskatych twórczyń. Siedziała na kanapie tuż obok okazałego cielska starca, nerwowo wpijając paznokcie w kolana. Przemawiał głównie on, mentor i opiekun, omawiając trzy zademonstrowane na sztalugach dzieła, w samych superlatywach opowiadając o talencie oraz o perspektywach rozwoju. Deirdre słuchała go z uprzejmym uśmiechem, wypowiadała się też w odpowiednich momentach, ważąc słowa tak, by nie sposób było odnaleźć w nich urazy, irytacji czy obrzydzenia charakterem mężczyzny. Próbowała wciągnąć też w rozmowę samą Danielle, ale ta, speszona, odpowiadała półsłówkami, zalękniona uciekając wzrokiem w stronę marszanda. Przygniatającego ją autorytetem, ekspresją, a zapewne po godzinach - również swym spasionym cielskiem. Z każdą minutą Dei czuła coraz mniej sympatii do jego osoby, czego jednak nie dała po sobie poznać. Prace dziewczyny były naprawdę dobre, nowatorskie, morskim klimatem pasowały do wnętrz i wystroju la Fantasmagorii, lecz emanował z nich niepokój i lęk. Piękne kobiety rozłożone na piaszczystych brzegach pozbawione były twarzy, a fale zdawały się pożerać je żywcem. Dei lubiła taką sztukę, wrogą i straszną w swej aurze, lecz uważała, że podobne obrazy niezbyt spodobałyby się odwiedzającym magiczny balet damom i arystokratom. Wyraziła swą opinię jak najłagodniej tylko potrafiła, tak umiejętnie manewrując pomiędzy półprawdami, komplementami i wyrazami smutku, że nawet przytłaczający marszand nie wydawał się pełen agresji. Mina mu zrzedła, przestał też tak bogato gestykulować, dziewczyna jednak też posmutniała - i to nakazało Deirdre się zastanowić. Obiecała jeszcze, że skonsultuje obrazy dziewczyny ze specjalistą od wizerunku oraz twórcą innych malowideł i powiadomi listownie Danielle o odpowiedzi. Marszand próbował wtrącić swe trzy knuty, ale i jego spacyfikowała delikatnie, dziękując za poświęcony czas. Do drzwi wyjściowych odprowadził ich posłaniec - a Mericourt została w saloniku, zastanawiając się, czy przyjąć propozycję. Musiała rozważyć wszelkie za i przeciw, długo więc przyglądała się malowidłom, w końcu postanawiając, że drugiej współpracy nie nawiąże. Słuchała rozumu, nie serca, które troskliwie chciało wyciągnąć dziewczynę spod wpływów toksycznego czarodzieja - nie prowadziła przecież przytułku ani ochronki dla biednych dziewcząt, a dbała o renomę la Fantasmagorii, sprowadzając tu najlepszych. Artystów, malarzy, tancerzy, gości; nie było tu miejsca ani na przeciętność, ani na przesadny smutek, o wstydliwości nie wspominając. Postanowiła, że napisanie listu odmownego odłoży w czasie, by dać Danielle trochę czasu na pogodzenie się z porażką - i miała nadzieję, że za kilkanaście lat nie pożałuje tej decyzji. Nie życzyła dziewczynie źle, ale wolałaby, by ta nie osiągnęła szalonego sukcesu; wtedy gorzko żałowałaby, że to nie w Fantasmagorii rozpoczęła karierę ta wyjątkowa malarka.

| zt


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ogrody [odnośnik]30.10.20 23:47
8 września 1957 roku
Normalność - ta idea przyświecała zdeterminowanej Evandrze w ciągu ostatnich tygodni. Próba powrotu na salony podparta niezachwianą wiarą w siebie okazała się być sukcesem. Chciała zapomnieć o długiej przerwie i własnej nieudolności, jaka wisiała nad nią mrocznym widmem przez te wszystkie miesiące. Od początku lata wysyłała listy do dawno niewidzianych znajomych, umawiała się na spotkania, coraz częściej bywała w towarzystwie, za którym zdążyła już mocno zatęsknić. W La Fantasmagorie mogła znów poczuć, że żyje pełnią życia. To znaczy, na tyle, na ile udało jej się powstrzymać kłębiące w zakamarkach umysłu wątpliwości, wciąż powracające krwawe wizje z sierpniowej egzekucji, jaka miała miejsce na Connaught Square oraz rozmów z bratem, który przestrzegał ją przed fałszywymi przyjaciółmi. Zagłuszanie wspomnień, które przyprawiają o dreszcze przychodziło jej z coraz większą łatwością. Nie tylko zapychała swój terminarz spotkaniami, ale też wróciła do gry na harfie i zaczęła uczyć się jeździectwa! To nie tak, że zamierzała wypchnąć z siebie wszystkie negatywne emocji, a zwyczajnie potrzebowała przepracować je na własny sposób.
Lady Rosier nie mogła wyobrazić sobie lepszego planu na spędzenie tego wrześniowego popołudnia, niż wypoczynek w ogrodach teatru z filiżanką ulubionej herbaty i tomikiem odłożonej-na-czas-nieokreślony poezji. Te zamknięte w grubej oprawie wiersze nie sprawiały jej dotychczas żadnej przyjemności. Puste, suche słowa bez odpowiedniego kontekstu traciły na wartości, a Evandrze z trudem przychodziła ich interpretacja. O ileż chętniej słuchałaby samego artysty, który opowiadałby o targających nim emocjach! Tyle można przecież opowiedzieć spojrzeniem, gestem czy tonem głosu, dlaczego ograniczać się do wydrukowanych znaków? Dziś jednak miało być inaczej, celowo zabrała ze sobą książkę - to miał być jej dzień.
Sylwetkę panny Blythe dostrzegła kątem oka w wejściu do ogrodów, kiedy ta tylko pojawiła się na tarasie. Evandra uniosła spojrzenie błękitnych oczu znad trzymanej w dłoniach książki i szybko przeanalizowała korzyści z potencjalnej rozmowy. Do tej pory nie miała zbyt wielu okazji, by ją poznać, a skoro los sam podsunął im taką możliwość, to wstyd z niej nie skorzystać. Poza tym lady Rosier uwielbiała otaczać się artystami wszelkiej maści, a o talencie panny Blythe słyszała wiele pochlebnych opinii. Co z poezją? Książka przecież nie ucieknie! Odruchowo wyprostowała się, wygładzając bladą dłonią brzeg długiej, jedwabnej sukni o błękitnym odcieniu. Nawet w tak zwykły dzień nie mogła sobie odmówić utrzymania eleganckiego wizerunku, wszak prezencja była wszystkim.
- Mademoiselle Angelique Blythe, czy zechciałaby panna dotrzymać mi towarzystwa? - przywitała ją szerokim uśmiechem, odkładając tomik na blat stolika i wskazała śpiewaczce wolne miejsce obok siebie. - Czyżby przybyła panna do La Fantasmagorie skuszona nowym repertuarem? - Evandra starała się być na bieżąco z panującymi trendami nie tylko dlatego, że interesowała ją sztuka i chętnie zobaczyłaby każdy spektakl czy balet, ale też dlatego, że wymagały tego od niej konwenanse. Jednym z obowiązków pań domu było przecież orientowanie się w różnych dziedzinach, by móc zabawić konwersacją wszystkich potencjalnych rozmówców.
- Proszę powiedzieć, jakie nastroje panują we Francji? I co najważniejsze, jak rozwija się panny kariera? Przyznam, że z niecierpliwością wyczekuję koncertu - powiedziała, odwracając się przodem w kierunku młodej kobiety. Przechyliła lekko głowę, by przypięty do włosów kapelusz rzucił cień na jej twarz, tym samym pozwalając na swobodne przyglądanie się artystce.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654

Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Ogrody
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach