Wydarzenia


Ekipa forum
Gabinet towarzyski
AutorWiadomość
Gabinet towarzyski [odnośnik]24.02.19 22:57

Gabinet towarzyski

★★★★
Wejście do gabinetu znajduje się tak od głównego korytarza Fantasmagorii, jak bezpośrednio od najwygodniejszych lóż głównej sceny; w trakcie antraktów miejsce to służy do spotkań towarzyskich znamienitszych gości, odbywają się tutaj poczęstunki szampanem, po spektaklach niekiedy organizowane są spotkania z artystami. Niekiedy odbywają się tutaj także autonomiczne wieczorki poetyckie. Czarodzieje pogrążają się w intelektualnych dysputach, racząc się przy tym drogim alkoholem i wykwintnymi przystawkami. Poza wydarzeniami, w trakcie tygodnia, gabinet służy przede wszystkim artystom oraz pracownikom Fantasmagorii - zarówno jako miejsce odpoczynku, jak i bardziej formalnych spotkań. Dalej, za gabinetem, mieszą się główne dyrektorialne pomieszczenia.
Wnętrze urządzone jest w morskich barwach nawiązujących fantazją do morskiego świata, główne ozdoby stanowią muszle z różnych zakątków świata, należące głównie do rzadkich wodnych stworzeń, podczas gdy na ścianach znajdują się zaczarowane obrazy wykonane w całości z masy perłowej. Wygodne kanapy, podobnie jak fotele i pufy, mogą pomieścić większą grupę czarodziejów - a wzory na marmurowej posadzce zdają się poruszać jak morskie fale, hipnotycznie przyciągając wzrok. W powietrzu unosi się słodki zapach róż docierający zza okien wychodzących na ogród.
Nałożone zaklęcia: Muffiato.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:22, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gabinet towarzyski Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Gabinet towarzyski [odnośnik]05.03.19 18:24
| 16  października

To była farsa - kolejny policzek wymierzony jej niebezpośrednio, wręcz subtelnie, dla osób postronnych: wręcz niezauważalnie. Pokazanie miejsca, oczywiście leżącego gdzieś dużo niżej, nie tylko od pozycji lorda nestora, do tej przecież nawet nie pragnęła aspirować, ale nie sięgającej wypielęgnowanych obcasów dam lub innych czarownic i czarodziejów. Wątpiła, by właściciel Fantasmagorii pozwalał sobie na podobne działania wobec innych pracowników, sprowadziłoby to na niego nieprzyjemne plotki oraz zszargało reputację surowego, wymagającego, ale hojnie wynagradzającego pilne wykonywanie obowiązków arystokraty. Deirdre nie podpytywała o finanse konferansjerów, ekonomistów i literatów, również reprezentujących interesy baletu, ale mimowolnie słyszała rozmowy o sowitych wynagrodzeniach, regularnie zasilających skrytki bankowe w Gringocie. Madame Mericourt nie wezwano jednak na żadną rozmowę z głównym księgowym, nie otrzymała listu ani pokwitowania. Początkowo niezbyt się tym przejęla, sądząc, że otrzyma złoto za dwa miesiące, lecz gdy i ten czas minął - z nawiązką, odczekała dodatkowe dwa tygodnie, z każdym dniem coraz bardziej sfrustrowana - wyjątkowa cierpliwość czarownicy roztrzaskała się w drobny mak.
Nie mogła dłużej czekać w nieświadomości: potrzebowała pieniędzy bardziej niż wcześniej. Na eliksiry, na próby opłacenia kolejnych bezsensownych konsultacji uzdrowicielskich, które tylko potwierdzały słowa Cassandry, a przede wszystkim, na oszczędności. Drobne, które posiadała, rozpływały się w zastraszającym tempie- dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak zależna była od luksusów Białej Willi i Prymulki, która sprowadzała na wyspę wszystko, czego tylko mogła zabraknąć. Chcąc działać bez wiedzy Tristana nie posiadała nic, żadnej ścieżki tajemnic czy niespodzianek. Wyczekiwała więc zapłaty ze zdenerwowaniem, odbijającym się na jej ciele - to, co rozwijało się w niej tak szybko, reagowało na stres gwałtowniejszymi ruchami. Ciągle nie przywykła do tego dziwacznego, nienormalnego wręcz wrażenia, gdy coś poruszało się pod skórą, przeciągało się, wierciło, rozpychało organy wenwętrzne.
Kiedy zmierzała do gabinetu Tristana, z trudem stawiała kolejne kroki. Zdenerwowana, w wręcz wojowniczym nastroju, do tego obolała: pasożyt notorycznie kopał ją w nerki i żołądek, podzielając roztrzęsienie żywicielki. Jak zwykle pozornie spokojnej, dłoń nie trzęsła się, gdy pukała do ozdobionych drewnianą płaskorzeźbą drzwi, a ruchy obleczonego w czarne kimono ciała pozostawały zwinne i szybkie nawet po przekroczeniu progu. Patrzyła na siedzącego za biurkiem mężczyznę śmiało, ignorując łaskotanie jedwabistych włosów; rozpuściła je po godzinach pracy i teraz spływały dłuższą niż zwykle kaskadą po ramionach i plecach, lśniące, lekko pofalowane od nawinięcia na orientalne grzebienie. - Dlaczego nie otrzymałam jeszcze zapłaty za wykonywanie mych obowiązków? - zaczęła od razu rzeczowo i spokojnie, nie zasiadając na krześle dla petenta: przystanęła obok biurka, przy jego krótszym końcu, spoglądając z góry na Tristana: z trudem powstrzymując się od żenującego gestu założenia rąk na piersi w odruchowym geście obronnym i zarazem pełnym pretensji. - Nie wiadomo mi nic o żadnych opóźnieniach, minęły już prawie trzy miesiące, więc...kiedy mogę spodziewać się wypłacenia pensji? - spytała, pozornie opanowana, jednak jej czarne oczy błyszczały dość wojowniczo a rozedrgane emocje domagały się ujścia w jakikolwiek sposób. - ...sir - dodała, jakby przypominając sobie o łączących ich oficjalnych stosunkach. I tak zachowywała się uprzejmie, nie podnosiła głosu, nie domagała się, na razie jedynie próbując zorientować się w tym opóźnieniu. Być może niepotrzebnie doprowadzała krew do wrzenia - może to zwykła pomyłka, zapominalstwo księgowego; może sam Tristan oburzy się, że doszło w jego przybytku do takiego niedbalstwa. Ciągle naiwnie wierzyła w taką wersję wydarzeń, pamiętając aż nazbyt wyraźnie upokarzającą gorycz z Wenus, gdy Giovanna wydzielała jej określoną liczbę galeonów: a jeśli klienci postanawiali obdarować Miu dodatkowym napiwkiem, czynili to zawsze z wielkopańską łaską, wsuwając chłodne monety pomiędzy jej spuchnięte usta. Obiecała sobie, że nie pozwoli na coś podobnego - i dlatego spoglądała na Tristana wyczekująco, bez lęku, ze ślepą odwagą, aczkolwiek tylko jej oczy zdradzały wytrącenie z równowagi. I budzącą się irytację: stworzenie w brzuchu zakrytym pasem kimona oraz jego lejącym się materiałem wierciło się nieposłusznie.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins


Ostatnio zmieniony przez Deirdre Mericourt dnia 13.03.19 17:09, w całości zmieniany 1 raz
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Gabinet towarzyski [odnośnik]07.03.19 20:51
Nieczęsto urzędował w Fantasmagorii, ale starał się tutaj pojawić przynajmniej raz na tydzień lub dwa, nie na dłużej niż kilka godzin, od zajmowania się przybytkiem miał ludzi, ostatnimi czasy głównie Deirdre, której pozycja umacniała się za sprawą jej racjonalnych działań, a od kwestii finansowych księgowego rachującego zyski i straty. Evandra miała prawo do własnych życzeń, realizacją których nie zajmował się on - raz za czas przeglądał jednak sprawozdania z działania, upewniając się, że pozostawił to miejsce w dobrych rękach i że funkcjonuje tak, jak funkcjonować powinno. Przystrojone ciętą różą biuro z jasnego eleganckiego drewna na finezyjnych nóżkach we francuskim stylu należało do niego, ale przechowywał tu jedynie część ważnych dokumentów, nie służyło mu zbyt często. Trzymając filiżankę angielskiej herbaty niewysoko nad jej porcelanowym spodkiem przeglądał repertuar przygotowany na kolejny miesiąc, zaznaczając co bardziej interesujące wydarzenia - powinien pojawić się tu z Evandrą, jeśli tylko poczuje się na siłach. Nie tylko z przyjemności - jeśli oni nie będą gośćmi Fantasmagorii - któż uwierzy, że to miejsce jest godne zainteresowania? Gramofon z wolna wygrywał francuskie melodie Chopina, wizyty w Fantasmagorii tak naprawdę były odprężające - niewiele spoczywało tutaj na jego głowie, przyjemna odmiana po opuszczeniu rezerwatu, który zdawałby się zawalić po jednym dniu jego nieobecności.
Zapewne dlatego tym mocniej dziwił huragan, który w jednej chwili wdarł się - bez ostrzeżenia - do jego gabinetu; gwałtowny wzburzony krok kobiecych obcasów był zwiastunem tej burzy, który jednak nie zaniepokoił go zanadto. Właściwie, spodziewał jej się, pewien, że nie do końca pojęła sens łączącej ich umowy, choć wyłożył jej go już za pierwszym razem. Nie zrozumiała, ale to nie szkodzi, Deirdre po prostu nie wiedziała zbyt dużo o pieniądzu, a pech chciał, że o nim tego samego powiedzieć nie można było. Nie poruszył się, kiedy weszła do środka, nie uniósł na nią spojrzenia, kiedy zaczęła mówić, wciąż zaczytany w papiery, które miał przed sobą - co prawda skończył je już przeglądać, ale nie zamierzał dać swej kochance mylnego wrażenia, że był tutaj na jej zawołanie. Od początku zastanawiało go po co jej właściwie te pieniądze, miała wszystko, czego chciała: piękny dom, służbę i skrzata, który był na każde jej skinienie, zapewnił ją też, że zapłaci za jej życzenia, takie w granicach rozsądku, naturalnie. A jednak: brak wypłaty zdołał wywołać w niej furię, czy znów planowała nielojalność, zamierzając odkładać oszczędności? I sądziła, że jej na to pozwoli? Kącik ust wygiął się w bok, kiedy dodała do swoich żądań posłuszne sir, nieco się zapomniała.
- Wyglądasz zachwycająco, madame - skomentował jej czarne kimono, kiedy finalnie uniósł ku niej wzrok. Nieśpiesznie i w opanowaniu. Pojęła do czego zmierzał, nie odrzucając strojów podkreślających jej orientalny czar; teatr był feerią smaków i kolorów, jej inność podkreślała jego niezależność. Była tutaj atrakcją równie rzadką, co trzy przepiękne syreny, choć nie potrafiła sztuczek innych, niż zabawianie gości. Miała w tym jednak niezwykłą wprawę. Niewiele robiąc sobie z tego, że stała nad nim, patrzyła na niego z góry, wygodniej rozparł się na fotelowym krześle i wyjął z kieszeni szaty srebrną szkatułę, z której wyjął papierosa, a którą odłożył chwilę później na biurko. Zapalił, wciąż ze spokojem, niemal leniwie, zaciągając się dymem, który wypuścił z ust w jej stronę. - Usiądź, proszę - I choć wypowiedział słowo proszę, brzmienie jego głosu nie wskazywało na nic innego, jak żądanie. Z mowy jego ciała, twarzy i postawy, łatwo było wywnioskować, że nie zamierzał prowadzić tej rozmowy inaczej. Przytrzymawszy papierosa w lewej dłoni, strzepując z niego pył do popielnicy zrobionej z dużej pięknej muszli, prawą wysunął jedną z szuflad, przez chwilę przewracając w niej kolejne papiery - aż ujął cztery pergaminy, które położył przed Deirdre, nie rozłożywszy ich - gestem pozwalając jednak uczynić jej to samodzielnie. Były to umowy pomiędzy nim a ludźmi, u których się zadłużyła, umowy z których jasno wynikało, że nie spłacił za nią długów - tylko je wykupił, choć nie sądził, by ta subtelna różnica była dla niej zrozumiała.
- Wiesz, co to jest?



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Gabinet towarzyski 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Gabinet towarzyski [odnośnik]08.03.19 12:30
Lekceważył ją. Dziwne, że zdawała sobie sprawę z tego dopiero teraz, ale każde, nieznośnie powolne przekręcenie pergaminów, które czytał, podsycało w niej płomień gniewu wywołanego niesprawiedliwością. Bez wątpienia usłyszał jej wejście, zapowiedziała się także stukotem wysokich obcasów, wyprzedzał ją także zapach egzotycznych perfum, ciężkich od opium i piżma - a mimo to nie przerwał swego zajęcia, choć doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że na dębowym biurku nie leży żadna pilna korespondencja ani wymagające stuprocentowej uwagi dokumenty. Sama przecież dbała o najważniejsze archiwa Fantasmagorii, własnoręcznie segregując kwestie istotne, trafiające na ręce lorda właściciela, od tych nudnych bądź mniej ważkich, jakimi mogli zająć się inni pracownicy. Z tego co widziała z góry, przez zmrużone w dość słabo tłumionej niecierpliwości powieki, Tristan trzymał w rękach przygotowane przez nią repertuary. Najwyraźniej znacznie ciekawsze od niej, żywej, stojącej na wyciągnięcie ręki, wyczuwalnie wzburzonej.
Gdyby zastanowiła się dłuższą chwilę, może zdziwiłaby się swą reakcją. Bywały chwile - częste - gdy Rosier traktował ją znacznie gorzej, a mimo tego dziś wystarczyła ta drobna oznaka braku szacunku, by mocno zacisnęła dłonie w pięści, resztkami rozsądku splatając je z tyłu, za plecami. Ciążowe hormony szarpały nastrojami, igrając nawet z nią: opanowaną, chłodną, wynosłą, do bólu rzeczową. Wciąż się tak prezentowała, a zapewne każdy postronny czarodziej uznałby ją za definicję stoizmu, lecz Tristan zawsze potrafił dostrzec w niej drobne pęknięcia, które później wykorzytywał do własnych celów. Dziś mógł zdradzić ją rumieniec, o odcień ciemniejszy od różu, zaciśnięte szczęki, uwypuklające ostrość kości policzkowych i spojrzenie. Srogie i przejęte zarazem.
- Dziękuję, sir. Dziś rano witałam w naszych progach niemieckiego marszanda - wydawał się mną zachwycony, tak samo jak Fantasmagorią. Docenił ukłon w stronę chinoiserie oraz niektóre motywy rokoko, widoczne zarówno w architekturze, jak i w planowanym repertuarze - odparła wyczerpująco, przy okazji informując o najnowszych szczegółach swej pracy, ale jej słowa, zazwyczaj melodyjne, nie wypływały tak gładko. Pojawiało się drobne drżenie, zdradzające frustrację, gorycz, może nawet odrobinę prowokacji. Pozbawionej uśmiechu, który dla odmiany wykwitł na jego twarzy. Zupełnie nieprzejęty. Znudzony. Leniwy, niczym najedzone kocie
- Nie przepadam za dymem. Źle komponuje się z mymi perfumami, szybko też przesiąkają mi nim włosy, specjalnie skropione orientalnym olejkiem - zwróciła mu uwagę, niebezpośrednio sugerując, by zgasił papierosa. Tak naprawdę reagowała alergicznie na dym z innego powodu, pasożyt nie cierpiał tej woni i wiercił się nieznośnie, wywołując mdłości i dreszcze. Ponownie zmrużyła oczy, gotowa wyartykułować lodowatym tonem odmowę, nie chciala, by jej rozkazywał, ale byłoby to głupie działanie: siedząc za wysokim biurkiem łatwiej ukryje szerokie, luźne kimono, którego długi pas sprytnie maskował wszelkie zaokrąglenia.
Dobrze było też dać odpocząć nogom, kostki i stopy bolały ją od chodzenia na wysokich obcasach; istota uprzykrzała każdy drobny detal jej życia, widocznie równie niezadowolona z obecnego stanu rzeczy, co sama Dei. Spoglądająca prawie spode łba na siedzącego za biurkiem mężczyznę. Pochyliła się odrobinę i podniosła podsunięte dokumenty, po czym rozłożyła je na własnych kolanach, przeglądając je z równą pieczołowitością, jaką Rosier obdarzał przed momentem repertuar. - Dokumenty. Księgowość. I coś z działu Kadr, tak sądzę - odpowiedziała zdawkowo po dłuższej chwili, nie dając się jednak zbić z tropu. To, że nie miała pojęcia, co znajdowało się w wyrysowanych równo tabelkach i zamaszystych podpisach, tylko wzmogło irytację. - Powinieneś pokazać je któremuś z ekonomistów. Jeśli pojawiły się jakieś problemy z numerem mojej skrytki, to szybko to naprawię - kontynuowała wyniośle i niecierpliwie, zauważyła przecież na pergaminie swe imię i nazwisko, jeszcze panieńskie; na resztę nie zwracała uwagi, zbyt rozgniewana, by doczytywać szczegóły. - Nie odpowiedziałeś na moje pytanie, sir. Kiedy otrzymam należną mi wypłatę? - Nieścisłości drażniły ją; spytała licząc na konkretną odpowiedź, a zamiast tego otrzymała stertę dokumentów. Ostatni raz spuściła na nie wzrok, gotowa prychnąć i rzucić je na biurko, ale wtedy jej wzrok zatrzymał się na pewnym znanym jej nazwisku. Uzdrowiciela z Wenus, osoby, u której posiadała niedorzecznie wielki dług, zrzucony na jej barki przez Giovannę; niefortunne, wykorzystujące jej desperację umowy sprawiły, że zgadzała się na ślepo. Pełne usta Deirdre przestały trwać w nerwowym zaciśnięciu, odruchowo je rozluźniła, a na jej twarzy pojawił się przebłysk bólu, szybko skryty pod na powrót pozornie spokojną maską. - Nie rozumiem. Co to ma znaczyć? Dlaczego mi to pokazujesz? - spytała ostrożnie, z rezerwą, kładąc beznamiętnie pergaminy na blacie, szybko, tak, jakby się ich brzydziła lub bała ich zawartości.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Gabinet towarzyski [odnośnik]11.03.19 16:44
Nerwy rysujące się na jej twarzy nieco go bawiły, nie rozumiał tego - nie rozumiał jej desperackiego dążenia do niezależności, pragnienia zerwania się z jego smyczy, pędu do samodzielności; czy nie było jej przy nim dobrze? Czy nie dawał jej wszystkiego, czego chciała? Niezależnie od tego, jaką otrzymałaby pensję, jej praca póki co nie była tyle warta, by stać ją było na samodzielne utrzymanie Białej Willi. Tego chciała - by zabrał jej wygody, skrzata i kazał co rano samej nawiedzać piekarnię po świeże pieczywo dla siebie? Mógł to zrobić - by w końcu doceniła całą dobroć, jaką od niego otrzymała; była jak to zwierzę, które otrzymawszy palec gotowe było odgryźć całą rękę. Po prostu niewdzięczne. Ale w tej grze to on rozdawał karty - a Deirdre miała nie mieć na to żadnego wpływu, miał ją w garści - dlatego mógł być spokojny.
- Jaki był efekt waszego spotkania? - zapytał, unosząc lekko brew; samo zadowolenie to niewiele, zachwyt nad jego kochanką nieustannie wzbudzał ukłucie zazdrości, które odbijał własnym precyzyjnie wymierzonym ciosem. Dla odmiany - naprawdę chciał usłyszeć odpowiedź żaden. - Nie jesteś tutaj od flirtowania z marszandami, a od pertraktowania kontraktów z nimi - przypomniał jej niewzruszony, odnajdując spojrzeniem jej czarne oczy, naprawdę była z siebie dumna? Gorycz i gromadzona frustracja nie budziły u niego ostrzegawczego, wystarczająco mocno podpadła tym bezczelnym najściem. Nie miało znaczenia, że wziął ją tutaj właśnie dlatego, ze flirtować potrafiła, że niektórych najprościej było przekonać do pewnych rozwiązań bardzo subtelnym i wyważonym językiem, za którym nie miało iść nic więcej.  
- Wybacz - rzucił od niechcenia, zaciągając się dymem, najwyraźniej ani myśląc papierosa zgasić. - Wygląda na to, że będziesz musiała się odświeżyć przed kolejną rozmową - Czasem najprostsze rozwiązania były najlepsze, nie zamierzał o tym dyskutować - była tutaj na jego warunkach i musiała to poczuć. Dobitnie. Nie miało znaczenia, że w jej słowach tkwiło nieco racji i że nie chciał mieć jej pod sobą cuchnącej papierosami, to ona miała zadbać o jego wygodę - a zatem i o siebie samą. Obserwował ją z rozbawieniem drgającym na ustach, kiedy próbowała rozszyfrować skomplikowany język prawa i finansjery, coraz mocniej rosnące w niej rozdrażnienie zdradzało, że nie przeliczył się co do jej kompetencji - nic z tego nie rozumiała. Przynajmniej początkowo, im dłużej patrzyła na pergaminy, tym więcej wychwytywała z nich szczegółów stanowiących pewne podpowiedzi.
- Nieprędko - odpowiedział, w końcu domagała się jasnej odpowiedzi. - To nie kadry ani księgowość - wyjaśnił zdawkowo, odbierając od niej pergaminy, rozkładając jeden po drugim na biurku; podczas tego gestu popiół z papierosa przyprószył jedną z umów - strzepnął go od niechcenia dłonią. Wziął pierwszy z rulonów, rozkładając jego składowe. - To - wskazał na pierwszą część - są twoje długi u niejakiego Leonarda Mcwella - przełożył rachunki na bok, wysuwając spod spodu własną umowę. - A to - podał jej papier do reki - jest moja umowa kupna tego długu. - Spojrzał na nią, szukając na jej twarzy zrozumienia, ale podejrzewając, że konstrukcje zobowiązaniowe będą jej obce, ubiegł fakty i zechciał wyjaśnić kwintesencję. - Oznacza to, że cały dług, który miałaś u tego człowieka, masz teraz u mnie. Podobnie jest z pozostałymi. - Wszystkie dokumenty leżały przed nią - mogła po nie sięgnąć w każdej chwili. - Naprawdę sądziłaś, że zapłacę za ciebie bezinteresownie, Deirdre? - Po tym wszystkim, co zrobiłaś? Po tym, jak chciałaś uciec? Od niechcenia wydobył z szuflady kolejny pergamin, rozpościerając go na biurku przodem do niej. - To są rachunki za dom, w którym mieszkasz - przewracał papiery dalej, wysunąwszy z nich kolejny - A to... - położył przed nią kolejny - jest miesięczne wynagrodzenie twojego poprzednika, który jednakowo miał znacznie większe doświadczenie, niż ty. Mam ci obliczyć, ile lat zajmie ci spłacenie tego wszystkiego, czy darujesz sobie to upokorzenie? - Spojrzał na nią pytająco, zupełnie jakby pytał, czy ma ochotę napić się herbaty.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Gabinet towarzyski 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Gabinet towarzyski [odnośnik]12.03.19 16:56
Przyprowadziła ją tutaj duma i poczucie niesprawiedliwości, zadziwiająco gładko mieszające się z paniką. Musiała zadbać o siebie, przez ostatnie tygodnie leniwie spoczywała na laurach, wygodnych szezlongach, długich dniach pełnych kocich przyjemności. Pieszczot, pomrukiwań, krwawych polowań, sytych posiłków i bliskości pana, niezbyt częstej, pozwalającej na zachowanie własnej strefy ochronionego indywidualizmu. Potrzebowała otwartych drzwiczek złotej klatki, umożliwiających wychodzenie na nieodległe wędrówki - nie przyszłoby jej do głowy, że Tristan nie ufa jej tak mocno, że najchętniej przykułby ją łańcuchami, bezradną i uzależnioną od jego łaski. To on wzbudził w niej siłę, doprowadził do potęgi, nauczył wszystkiego, co obecnie stanowiło podstawę czarnomagicznej mocy, dlatego też nie rozumiała zaborczych poczynań, odbierając je jedynie w kategorii złośliwości. Dla niego uroczej igraszki, dla niej iskry budzącej czystą panikę. Znalazła się w sytuacji bez wyjścia, z czymś obcym, przejmującym ciało - potrzebowała pieniędzy i to nie takich, które najpierw musiała wyprosić, tłumacząc cel ich wydania. Lęk i złość napędzały się wzajemnie, nie spuściła więc wzroku, gdy Rosier z niezadowoleniem komentował krótki raport.
- Główne negocjacje rozpoczniemy jutro, wraz ze znawcami literatury oraz opiekunem muzycznym Fantasmagorii, jestem jednak przekonana, że herr Difenbach przystanie na nasze warunki. Podczas rozmowy ze mną przedstawiłam mu ich ogólny zarys - zachowała powagę i spokój, przynajmniej z pozoru, bowiem subtelna reprymenda tylko wzmocniła kontrast pomiędzy skórą w kolorze kości słoniowej a czerwonym rumieńcem zdenerwowania, teraz spływającym aż na szyję. - Sugerujesz, że zbyt mocno przykładam się do wypełniania obowiązków, sir? - spytała lodowatym tonem, wręcz cedząc głoski, machinalnie poprawiając kimono, rozchylające się nieco na piersiach. Podkreślonych materiałem i ozdobnym wisiorem, owszem: kolejna sztuczka, mająca przyciągnąc uwagę do dekoltu a nie do niższej, problematycznej części krągłej sylwetki. - Prowadzę także zakulisowe negocjacje, wprowadzam przyjemną, służącą Fantasmagorii atmosferę, lecz nigdy nie przekraczam granic przyzwoitości - dodała, nawet nie kryjąc, jak bolesne są dla niej podejrzenia, od razu uwypuklające ciężar wenusjańskiej przeszłości. Doskonale wiedział, co ją zaboli - i to właśnie czynił, drobiazgami, detalami, na jakie zazwyczaj pozostawała ślepa.
Dziś spojrzenia nie przyćmiewało oddanie ani pasja: czuła się obco we własnym ciele, reagującym nudnościami na unoszący się nad biurkiem dym. Nie tylko to powodowało splątanie wnętrzności w żelazny supeł; gdy tylko dokładniej wczytała się w dokumenty, krew odpłynęła z twarzy zupełnie, a wysoko upięte, czarne włosy nie pozwalały na osłonięcie policzków jedwabistą kurtyną. Siedziała przed nim całkiem odkryta, tylko dzięki odruchom utrzymując wyprostowaną sylwetkę. Drgnęła wyraźnie, słysząc znienawidzone nazwisko i umknęła wzrokiem - z rozbawionego i łaskawego spojrzenia Tristana w dół, na przekładane beztrosko dokumenty, cyrografy podpisane jej krwią - choć bez jej wyraźnej zgody.
- Miało być inaczej, powiedziałeś, że... - zaczęła ostro, prawie wściekle - i ten ostry gniew pojawił się w jej tonie po raz pierwszy, tak, że aż w niej samej wywołał szok. Od razu się zatrzymała, biorąc głęboki oddech, który wcale jej nie uspokoił; pierś unosiła się nieregularnie a dłonie zaciskały się kurczowo na krańcach podłokietników. Wtedy, w Wenus, chwiejąc się na krawędzi egzystencji, nie myślała o konsekwencjach podjętej decyzji; pamiętała raczej szkło wbijające się w nogi, krew zalewającą jej ciało wraz z rozkoszą wywołaną gwałtownymi, tęsknymi pchnięciami jego bioder, szorstki materiał płaszcza pod plecami, gdy ostatni raz oddawała mu się w pokoju Miu. Zamilkła, nie potrafiła znaleźć żadnego lodowatego argumentu a każda myśl, jaką chciała pochwycić, ulatywała, ginąc w wulkanie emocji. - To ja zaproponowałam, że będę tutaj pracować - co, jeśli bym tego nie zrobiła? Nawet nie zająknąłeś się o tym, że muszę zarabiać, by spłacić te długi - wytknęła mu ochryple, dalej siłując się z własnymi uczuciami; migotała pomiędzy udawanym spokojem a hamowaną wściekłością, a papierosowy dym drażnił ją z niezrozumiałą intensywnością. - Och, więc nie jestem już gościem w Białej Willi - a lokatorką, tak? Może zacznę szukać jakiejś uroczej młodej damy, która również potrzebuje stancji. Podzielimy koszty - spytała lodowato, odnosząc się do ich pierwszych ustaleń po przybyciu na Wyspę Sheppey. Zdążyła nazwać to miejsce domem, oswoić się z nim, uczynić w pewien sposób swoim: i wszystko to traciła, szybciej niż się spodziewala. To znowu poruszyło się gwałtownie w jej łonie, odruchowo przymknęła powieki. - Z przyjemnością zapłacę za wszystkie rachunki - zapewne i za usługi Prymulki oraz ogrodnika, nie mówiąc już o korzystaniu z sukienek twej służby - o ile będę otrzymywać pensję, która mi się należy - Głos przebrzmiewał jadem, ale nawet nie zerknęła na przesuwane ku niej dokumenty: i tak by ich nie odczytała a najchętniej rozdarłaby je na drobne kawałeczki. Ciągle powracała do głównej osi, musiała dostać pieniądze do ręki, ale dalsza argumentacja rozsypywała się w proch. Nie poznawała samej siebie; wściekłej, poruszonej, drżącej, z trudem zbierającej myśli, które układała w słowa - jak na nią, zawsze wręcz nudną i obojętną - aż wrzące od emocji. Wbijała spojrzenie w ciemne oczy Tristana, nie mogąc uwierzyć: uśmiechał się. Co budziło w niej jeszcze większy ogień.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Gabinet towarzyski [odnośnik]13.03.19 1:47
Rumieniec na jej twarzy przybierał na sile, barwił się czerwienią, zdradzając emocje; znał ją dość dobrze, by wyczuwać jej nastroje jak nastroje kotki obrażonej na pana - kotki, której wcale nie zamierzał rozpieszczać, a już na pewno nie po pokazie, który dała. Wypuścił kłąb dymu, tym razem w bok, nie odejmując spojrzenia od jej twarzy.
- Co będzie przedmiotem tych negocjacji? - dopytał, nawet nie mrugnąwszy - że wymaga to od nas aż dwóch dni uwagi? - Reprymenda nie była jej potrzebna, zadowolenie gości było ważne, ale znajdowała się w położeniu, w którym ta reprymenda miała jej także nie zaszkodzić, jak zapobiegawcze smagnięcie batem nieposłusznej klaczy bo wciąż pamiętała, że ten bat nad nią wisi. Subtelna insynuacja, że być może sama chciała z nim pomówić, była zabiegiem czysto wychowawczym. Zadarł lekko brodę, wciąż wygodnie rozparty na oparciu fotelowego krzesła, na jej pytanie jedynie szyderczo wyginając kącik ust. - A powinienem? - Jego wzrok podążył ku jej piersi za ruchem jej dłoni, poprawiającej nazbyt rozluźniony materiał orientalnej szaty. W jakiś sposób czuł, że tę konkretną potyczkę przegrywał - że Deirdre jest i będzie obiektem pożądania, a on sam ją w tej roli ustawił, bo właśnie w tej roli była mu potrzebna. Ale przegrywać nie potrafił - więc do porażki nie zamierzał się przyznawać. Ból pobrzmiewający w jej głosie, kiedy przedstawiała swoje tłumaczenia, dawał cień satysfakcję i ułudę odwróconego tryumfu. W całej tej rozmowie brakowało mu jednego elementu, rzucając oskarżeniami na oślep, po jej reakcjach mógł prędzej czy później odnaleźć właściwą nić.
Mówiła, że miało być inaczej. Co właściwie miało być inaczej? Nie złamał ani jednej ofiarowanej jej obietnicy - obiecał jej dom, który dostała; obiecał spokój, który otaczał ją od tamtej pory; obiecał siłę, którą dzień po dniu zdobywała u boku Czarnego Pana; obiecał swoją opiekę, którą ofiarowywał jej przez cały ten czas. Nie rozmawiali o pieniądzach - nigdy wcześniej. Spojrzał na nią ostrzegawczo, słysząc wściekłość w jej głosie, przesadzała z jego tonem - zaczęła ze zbyt ostrej nuty, po raz drugi tego dnia. Wycofała się z tego sama, a on milczał - oczekując przeprosin, o których najwyraźniej nawet nie pomyślała.
- Co powiedziałem? - zapytał głosem ostrzejszym od stali, nie odejmując spojrzenia od jej twarzy, nie zamierzał puścić jej tych słów płazem. - To prawda - nie zająknąłem się - potwierdził oczywistość - nie zamierzałem też ci tego nakazywać, ale skoro podjęłaś pracę, przeznaczysz swoje wynagrodzenie na zwrot tego długu - nie wydaje ci się to uczciwe? Niegdyś najważniejsza była dla ciebie niezależność, zyskasz ją spłacając swoje zobowiązania, a nie rozdając cudze złoto. - Nawet pomijając przepisy, które przyznawały mu rację - miał pełne prawo zająć jej wynagrodzenie - zasady słuszności zdawały się być w tej materii jasne. Zapłacił za nią, nie otrzymując w zamian nic. - Zapominasz się - upomniał ją na kolejne wzburzone słowa. - Wciąż jesteś moim gościem, ale nie jestem pewien, czy tej gościnności nie nadużywasz. Twoja myśl brzmi całkiem rozsądnie, doceniam, że o tym pomyślałaś. Zajmij się tym - i niech ta dziewczyna będzie naprawdę urocza - odparł, wciąż ze spokojem, ale z wyraźnym nakazem zmieszanym z ostrzeżeniem przenikającym przez głoski; posuwała się o krok za daleko. - Ty otatnimi czasy nie bywasz zbyt usłużna - przypomniał, trzymał ją w Białej Willi jako kochankę, nie maskotkę - a kochanka miała swoje powinności, których Deirdre ostatnimi czasy unikała jak ognia. Nie była przecież tak głupia, by sądziła, że tego nie zauważy.
- Nie zapłacisz - dodał z wyraźnym znudzeniem - nie stać cię - Koszta były zbyt wysokie. - Otrzymujesz wynagrodzenie, powinno być... - Leniwie wstał, strzepując pyl z papierosa, wraz z nim obchodząc biurko i stając tuż obok Deirdre, z protekcjonalną ojcowską czułością delikatnie kładąc palce dłoni na jej barku, otaczając ją silnym ramieniem. Nie przejmując się nadto zatruwającym jej przestrzeń nikotynowym dymem nachylił się nad nią, zbyt blisko, odnajdując ręką - pośród nagromadzonych dokumentów, tych zawierających rozpisane długi - odpowiedni pergamin. Przysunął go bliżej. - Tu - Wskazał kwotę odpisaną na jego krańcu. - Pozwoliłem sobie je zająć, jesteś mi winna majątek. Kiedy oddasz mi wszystko, możesz zacząć zarabiać samodzielnie. - Podniósł się i wsparłszy się tyłem o kant biurka, przodem ku niej, przez chwilę wodził spojrzeniem po jej zaczerwienionej twarzy z wymalowanym na własnej grymasem pobłażliwego niedowierzania. Nonszalancko zaciągnął się dymem, wypuszczając jego obłok w górę.
- Na co potrzebujesz pieniędzy, Deirdre? - zapytał wprost, poważniej, kierując spojrzenie źrenic wprost ku jej oczom. Nie, naprawdę nie był głupi - Deirdre szukała pracy, próbowała go omotać, żeby tę pracę dostać, a koniec końców urządziła mu awanturę o błyszczące monety tak, jak gdyby walił się świat - a przecież w Białej Willi miała wszystko. - Masz wydatki, o których nie zamierzasz mi powiedzieć? - Nie była wolna, należała do niego - przy jej stopie błyszczała złota bransoleta, której nie mogła zdjąć, będąca symbolem łączącej ich niezwykłej więzi. Chciał ją kontrolować. Chciał wiedzieć o niej wszystko. Chciał trzymać rękę na pulsie. Nie sądziła chyba, że pozwoli zakosztować jej bzdurnej wolności, po którą już raz tak lekkomyślnie sięgnęła? Chciała tej wolności, szukała jej - a on nie rozumiał, dlaczego, ani po co jej ona właściwie była - tym bardziej w wydaniu, w którym zaczynała przeczyć sama sobie. Chodziło o któregoś z marszandów? Zdecydowała się zbierać na własne życie? Cokolwiek zamierzała, zamierzała uczynić to wbrew jemu - inaczej to wszystko byłoby niepotrzebne.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Gabinet towarzyski 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Gabinet towarzyski [odnośnik]13.03.19 8:02
Dopytywał o szczegóły nie po to, by zwiększyć zasób swych informacji o nadchodzących wydarzeniach, mających rozsławić Fantasmagorię jeszcze bardziej - wiedziała o tym, słyszała metaforyczny świst karcącego rzemienia, ale mimo wszystko nie uginała karku. Zbyt skupiona na rzeczywistych lękach i zagrożeniach, rosnących w niej wprost proporcjonalnie do żywiącego się jej krwią nowego życia. - Jestem profesjonalistką, a rozmowy z artystami wymagają cierpliwości. Przyjmowanie ich na jeden dzień, zwłaszcza, gdy przybywają do nas z daleka, byłoby odebrane jako niegrzeczne - odparła od razu, wyraźnie zirytowana powątpiewaniem w oddanie obowiązkom. - Pierwszy dzień to zazwyczaj zakulisowe rozmowy, poznawanie się i potrzeb oraz wymagań, dopiero drugiego wieczoru, na kolacji, poruszane są tematy oficjalne. Tak też jest i w przypadku herr Difenbacha, który opiekuje się Magiczną Orkiestrą Cesarską imienia Fausta. Oprawa muzyczna w wykonaniu tego szanowanego w Europie zespołu najwybitniejszych muzyków uświetni rozpoczęcie noworocznego sezonu baletowego - mówiła szybko i dobitnie, była przygotowana, plany dopięła na ostatni guzik, pieczołowicie ozdobiwszy je złotem. Robiła dla Fantasmagorii, dla niego wszystko, a on - odwzajemniał się jej kpiną, upokarzającą sugestią zbyt intensywnego kontaktu z marszandami. Nie odpowiedziała na retoryczne pytanie, długie palce odsunęły się od trójkątnego materiału kimona, przesłaniającego obojczyki, i znów zacisnęły się na podłokietnikach.
Prawie orając drewno paznokciami i wbijając w delikatne opuszki drzazgi z eleganckiego mebla. Gdy przemówił, z surowym chłodem, który - podświadomie - przyjmowała często jako swój ton głosu, rozchyliła usta. Bynajmniej kusząco; poczuła się tak, jak wtedy, gdy otrzeźwiał ją policzkiem. Milcząco wycofała się z pierwszego ataku, nie mogąc jednak powstrzymać się od kontynuowania następnego. - Rozdając cudze złoto? - powtórzyła z niedowierzaniem, dopiero w ostatnich sylabach przeradzającym się we wściekłość. - Czy kiedykolwiek zażądałam od ciebie złota? Czy kiedykolwiek domagałam się prezentów, luksusu; czy kiedykolwiek prosiłam cię o to, byś obsypał mnie kosztownościami? - pytała zaciekle, urażona, wytrącona z równowagi już zupełnie, choć o emocjonalnym rozchwianiu mogło świadczyć jedynie spojrzenie, rumieniec oraz słowotok: rzadko kiedy rozmawiała z nim tak otwarcie i z pełnią uczucia. Podejrzewała, że jego poprzednie kochanki - obecne kochanki? czyż nie była prawie pewna, że nie jest wierny w swej pozamałżeńskiej rozwiązłości - były łase także i na złoto, na status wynikający z pochodzenia. Ona pragnęła jego siły, władzy, potęgi, wiedzy - nigdy kosztowności. Długo zajęło jej przyzwyczajenie się do luksusów Białej Willi, lecz z jej ust nie padła żadna prośba, a pierwsze tygodnie upłynęły w skromnym zawstydzeniu tym, co jej ofiarował. A teraz miał czelność rozprawiać się z nią tak, jak z rozrzutną panienką, trwoniącą rodowy majątek kochanka i nadużywającą gościnności. - W jaki sposób nadużywam twej gościnności? - weszła mu bardzo niegrzenie w pół słowa, gotowa zalać się lawą gniewu na obrócenie jej kpiącej propozycji przeciwko niej: w oczach Tristana lśniła dwuznaczność, lecz zanim zdołałaby odpowiedzieć równie ostro, wytrącił z jej rąk argument kolejną zawoalowaną reprymendą. Nie była zbyt usłużna. Zamknęła usta, czując, że na karku skrapla się lodowaty pot: zauważał to, niedyspozycję, nieobecności, wygłodniałe i zbyt częste zaspokajanie go na wiele innych sposobów, szybkie i gwałtowne, byleby tylko nie kazał się rozebrać, nie badał jej ciała stęsknionymi dłońmi, nie kochał się z nią w świetle dnia. Nozdrza Deirdre rozszerzyły się jak u przerażonego zwierzęcia - lęk poruszonego tematu miał jednak swoje korzyści, pasożyt również przestał się nerwowo poruszać, lecz mdłości tylko się nasiliły. - Urocze, bierne i ślepo posłuszne ci dziewczęta znajdziesz w Wenus. Myślę, że sam dokonasz najlepszego wyboru - najlepiej kobiety, która będzie beztrosko korzystać z twych bogactw i nigdy ci się nie sprzeciwiać, stroniąc przy tym od pracy - odparowała z chłodną wyniosłością, lecz po zbyt długim milczeniu, by zdania te wybrzmiały z pełną zjadliwością.
Zwłaszcza, gdy zauważyła, że Rosier podnosi się z fotela i omija biurko. Zamrugała gwałtownie, spodziewając się najgorszego, lecz - otrzymała coś na podobnym poziomie upodlenia. Mocno drgnęła, gdy oparł ciężką dłoń na wątłym ramieniu, drugą zaś wskazując kwotę: satysfakcjonującą, ale będącą poza jej zasięgiem. Zarabiała, otrzymywała zapłatę, trafiającą jednak do Tristana. Zatrzęsła się z wściekłości i przerażenia: czekały ją lata spłacania długów, cóż z tego, że skumulowanych w jednym miejscu. - Jak spłacałabym swoje zobowiązania, gdybym nie otrzymała pracy w Fantasmagorii? Posłałbyś mnie do innego burdelu? Skoro tam przecież, według ciebie, należę? - wyartykułowała przez zagryzione zęby, stężała, z wstrzymanym oddechem; stał za blisko, pochylał się nad nią, przywołując wspomnienia niedawnej, tragicznej w skutkach kolacji. Nie była ślepa, widziała, jak traktował ją odkąd przestała oddawać mu się z fantazją i wyuzdaniem, a próba wymuszenia na niej bliskości przelała czarę wściekłości i paniki. Utraciła siebie, pewność, dumę, sprawczość, a wszystko to przez jego nasienie, które wysysało ją z krwi i spokoju. - Chcę otrzymywać chociaż ćwierć tej kwoty. Wydłuży to okres spłaty, sir, ale takie jest moje życzenie - wychrypiała zaciekle, choć traciła już energię, przerażona, postawiona pod ścianą. Ekonomia była dla niej czymś niezrozumiałym, stos dokumentów budził bezradność; wstała gwałtownie z krzesła, zamierzając odejść, ale została unieruchomiona pytaniem trafiającym w sedno. Zatrzymała się w pół kroku, pomiędzy nim, wspartym o biurko, a fotelem, noszącym jeszcze ślady zadrapań - czyżby połamała sobie paznokcie? - To moja sprawa - odpowiedziała od razu wściekle, kłamiąc. To była także jego sprawa, jego przeklęte nasienie, jego dziecko, które niszczyło ich szczęście i z wielkim trudem uzyskany ład. Bała się, że spostrzeże jej lęk, krągłość ciała, żałosną panikę; powinna mu powiedzieć, ale nie mogła zrobić tego teraz - zbyt wiele ryzykowała. Bez galeonów skazałaby się na powrót w piekielną otchłań biedy. - Nie wydam tych pieniędzy na nic, co mogłoby wzbudzić twoją dezaprobatę, więc przestań traktować mnie jak nieodpowiedzialne dziecko, wymagające całkowitego nadzoru. Mam spowiadać ci się z każdej sekundy mego życia? Na kolanach błagać cię o garść sykli? - zniżyła głos do ochrypłego szeptu a jej czarne oczy lśniły płomieniem, którego nie było w nich nigdy wcześniej. Uniosła rękę, bliska dźgnięcia go palcem w klatkę piersiową, ale opamiętała się, zamiast tego robiąc krok do tyłu, na oślep. Słuchając instynktu samozachowawczego, ale też - lęku, nakłaniającego ją, by jak najszybciej zamilkła i zniknęła za drzwiami gabinetu. Oddychała spazmatycznie, nerwowo, wpatrzona w niego z pasją i tęsknotą zarazem; gniewem i nieuświadomioną prośbą. Najchętniej już odwróciłaby się i przekroczyła próg, lecz ostre spojrzenie Tristana przyszpilało ją do podłogi.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Gabinet towarzyski [odnośnik]13.03.19 17:15
Wsłuchiwał się w jej pośpieszne słowa, nie ignorując tego, co miała do powiedzenia, ale i nie przejmując się tym zanadto; zaciągał się nonszalancko papierosem, wydawał się znudzony, nieco oderwany, rozleniwiony. Szukał informacji, za którą mógłby chwycić, zastanawiając się, czy wypowiedziana formułka mogła być jedynie wystudiowanym, skrupulatnie przygotowanym kłamstwem, czy jednak dawała mu szczerość; zdawał sobie sprawę z tego, że coś mu umykało: jednak nie mógł pojąć, co konkretnie. Chwytał się każdej wskazówki, ale otrzymał ich tak niewiele, że nie miał już za czym podążać. Wyraźnie nie był zadowolony z tego, że pominęła jego pytanie - nie było wcale retoryczne.
- Skąd ten pośpiech, Deirdre? - zapytał, odnosząc się do jej tonu, zapytał wprost, zamiast snuć domysły, bo domysłami nie potrafił do niczego dojść. - Coś cię trapi? - Bo jego owszem - ale o tym mówić nie zamierzał. - Jakim repertuarem sezon rozpocznie niemiecka orkiestra? - Ciągnął temat, zupełnie tak, jakby jego poprzednia sugestia wcale nie padła, jakby istota orkiestry była w tej rozmowie ważna - na swój sposób była, to na jego scenie miała wystąpić. Ponownie strzepnął popiół od niechcenia, bez większego skrępowania wzdychając.
- Nie robiłaś tego nigdy wcześniej - przyznał ze spokojem, nie czuł się zdenerwowany, bo to on był panem tej sytuacji - Deirdre nie mogła zrobić nic. Nie musiała się wcale zgadzać na przejęcie przez niego długu, wystarczyło, że zrobili to jej wierzyciele - zadbał o to, by finansowo mieć ją w garści. Wcześniej to w ten sposób trzymano ją na łańcuchu i zawierzenie starym, sprawdzonym metodom wydawało się rozsądne - niewiele nauczyła się na swoich błędach. - Tym bardziej nie rozumiem, co się zmieniło. Masz u mnie dług, jesteś mi winna pieniądze - póki ich nie zwrócisz, twoje złoto jest moim złotem. - Trudniejszymi słowy nie potrafiła pojąć swojej sytuacji, więc zdecydował się jej to wyłożyć najlepiej, jak umiał. Fakt, ze nigdy wcześniej tego nie robiła, wcale go nie uspokajał - sama mocniej podkreśliła, że sytuacja była nadzwyczajna. Nic nie działo się bez przyczyny, chodziło o coś - nie pojmował tylko o co, a ona nie chciała mu powiedzieć. Tym razem to on zignorował jej pytanie, spoglądając na nią znacząco; naprawdę nie rozumiała? Nie była już tak chętna jak dawniej, a nie trzymał jej przy sobie dla jej wygody - była jego kochanką, która nie wywiązywała się ze swoich obowiązków.
- Już znalazłem w Wenus kobietę - przypomniał jej, kpiąco wypowiadała się o miejscu, w którym sama przecież pracowała - czyżby zdążyła zapomnieć, że była jedną z nich? - I nieszczególnie mnie to zadowala. - Bez wątpienia dziewka, którą wziąłby stamtąd teraz i postawiłby na miejsce Deirdre, byłaby znacznie wdzięczniejsza od niej samej. Istniała tylko jedna przeszkoda - wcale nie chciał tego robić. - Zasadniczo, robisz właśnie to, z czego kpisz - skąd ten rozgoryczony ton? Jesteś panienką z Wenus, dziwką, która narobiła długów, nie zamierzasz pracować, żeby wydane przez siebie pieniądze zwrócić i liczysz na to, że po prostu spłacę wszystkie twoje zobowiązania, nic nie dostając w zamian. Czy mógłbym dostać kobietę bardziej beztroską - wydaje się wątpliwe. Ja to rozumiem, ty nie, być może dlatego ja jestem bogaty, a ty toniesz w długach. Pieniądze nie rosną na drzewach, choć w Wenus mogło się tak wydawać - wystarczyło leżeć na plecach i pojękiwać, kiedy posuwali cię obsypujący cię złotem bogacze. Świat na zewnątrz złotej klatki tak nie wygląda, a chyba właśnie jego chciałaś zobaczyć. - Wyjaśniał dalej, wciąż spokojnym tonem - od niechcenia gasząc dopalającego się papierosa o ściankę popielnicy w kształcie muszli. Słowa te mogły brzmieć w jego ustach absurdalnie, to on urodził się w bogactwie, to on był dziedzicem historycznego rodu od niemowlęcia skąpanym w złocie i klejnotach.
- Nie zapominaj się - upomniał ją krótko. - Spłacenie tego długu to był twój pomysł, nie mój, doceniłem go i pozwoliłem ci na to. W czym problem? - Dokładnie takich słów użył, kiedy przyszła na rozmowę w sprawie pracy - od początku stawiał sprawę jasno. Że owa jasność znajdowała się poza jej możliwościami poznawczymi, to nie było jego winą i na to wpływu mieć już nie mógł. - Chcesz - powtórzył po niej, jego ton głosu wybrzmiał teatralnym zastanowieniem zmieszanym z jasną i oczywistą kpiną. Chcieć nie zawsze znaczyło to samo, co móc. - A dlaczego ja miałbym się na to zgodzić? Wyłóż karty na stół, mam wiele argumentów przeciwko i niestety nie widzę ani jednego za, bo tudno tak nazwać twój kaprys. Jeśli chcesz tych pieniędzy - przekonaj mnie, żebym ci je dał. - Nie, to nie była jej sprawa, na co potrzebowała złota. Jej sprawy były jego sprawami, być może nawet bardziej jego, niż jej. - Oboje wiemy, że decyzyjność nie jest twoja mocną stroną - lepiej funkcjonujesz, kiedy mam nad twoimi działaniami kontrolę. - Przecież o tym wiedziała, tak wiele razy zawiodła, źle oceniła sytuacje, powzięła nonsensowne plany, które wszystko zniszczyły. Nie zamierzał ułatwić jej ucieczki, nie zamierzał ułatwić jej zerwania się z łańcucha - ale najbardziej nie rozumiał tego, dlaczego w ogóle chciała to robić. Jeszcze kilka tygodni temu przez myśl nie przeszłoby jej próbować. Co się zmieniło przez ten czas? Wstała - odchylił się lekko na biurku, zadzierając brodę; przeciągając po jej twarzy lodowatym i gniewnym, ale i przepełnionym zawodem spojrzeniem.
- To nie jest twoja sprawa - oświadczył mroźnie, ze stanowczością, jaka mogłaby ciąć powietrze, nie odejmując od niej spojrzenia - nawet nie mrugnąwszy; w jego głosie wybrzmiało ostrzeżenie, być może w odpowiedzi na to, że wstała, być może na to, że wciąż nie odpowiedziała. - Na co potrzebujesz pieniędzy? - powtórzył pytanie, być może kierowało nim przewrażliwienie, ale odniósł wrażenie, że wreszcie dotknął newralgicznej nuty. Nie zaprzeczyła, że potrzebowała tych pieniędzy na konkretny cel, przeciwnie, w jakiś sposób podkreśliła, że wie, na co zamierza je wydać - ale cel ten miał pozostać tajemnicą. Dlaczego? Przed nim tajemnic mieć nie powinna. Ani nie mogła.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Gabinet towarzyski 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Gabinet towarzyski [odnośnik]13.03.19 18:09
Ktoś postronny mógłby uznać jego pytania za wyraz troski, udowadniającej wysoką pozycję opiekuńczości, roztaczanej z pozycji mentora nad nową pracownicą. Czyż nie chciał odjąć jej trosk, złagodzić pośpiech profesjonalizmu i okazać zainteresowania poczynaniami podwładnej? Tak, brzmiało to władczo, lecz profesjonalnie i kiedyś nawet Deirdre zdołałaby przekonać samą siebie, że głos Rosiera wcale nie brzmi złowieszczo, że pozbawiony jest zawoalowanej groźby, podszytej uprzedzoną uważnością. Panika otworzyła jej jednak oczy, obdarła ze złudzeń, stawiając ją przed nim nagą i nadwrażliwą. Uderzał na ślepo, nieświadomy łączącej – a raczej dzielącej – ich tajemnicy, a mimo to trafiał dotkliwie celnie. Pośpiech. Decyzje podejmowane gwałtownie, w zwierzęcym lęku, a każdy kolejny dzień wciągał ją głębiej w ruchome piaski, pożerające ją żywcem komórka po komórce. – Moją stałą troską jest dobro Fantasmagorii, ale nic konkretnego mnie nie trapi, sir. Przygotowania do nowego sezonu wymagają po prostu odpowiedniego wyprzedzenia, by dopiąć wszystko na ostatni guzik – odparła poniekąd zgodnie z prawdą, w pracy spisywała się wręcz doskonale, nie zapominała, nie pomijała, nie zawodziła: i tym rozpaczliwiej wbijała pazury w wywalczoną ciężką pracą spełnienie, niedługo mające zostać jej odebrane przez przekleństwo jej płci. – Głównie petersburskie symfonie i muzyka dobrana do występów baletowych, rzecz jasna z szacunkiem do tradycji, nie szaleństwa Święta Wiosny – odparła płynnie, niczym tonący chwytając się konkretów, faktów: czyż nie po nie tu przybyła? Po namacalne złoto galeonów, rzeczowe domaganie się swej pensji.
W zamian tego otrzymała dziesiątki werbalnych batów, uderzeń smagających najczulsze miejsca. Zamrugała gwałtownie, zabrakło jej słów; odbierał jej zdolność walki, pętał nieustającym podważaniem jej praw – do czegokolwiek, czym łaskawie nie postanowił ją obdarzyć. Zaniemówiła, miłosiernie chroniąc się przed ochrypłym sprzeciwem; wybrzmiałby żałośnie, nie potrafiła zapanować nad swym głosem, nie od razu. Wpatrywała się w niego z twarzą stężałą w dobrze odgrywanym szacunku, ale oczy wilgotniały: od iskier gniewu, nie od łez, te jeszcze nie przecisnęły się przez wrzące kanaliki, spuchnięte od rumieńca barwiącego jej twarz. – Nie masz prawa tak do mnie mówić, już nie – syknęła, gdy wstała już z krzesła, wzburzona, prawie cofając się o krok, gdy po raz kolejny umniejszał ją do roli dziwki, bezpardonowo wypominając przeszłość. Tym razem trudniejszą, bo zahaczającą o chwilę obecną, o jej niedyspozycję: sądziła, że tego nie zauważał, że większa liczba obowiązków oraz jej wymówki zazębiają się w działający mechanizm; że potrafi wystarczyć mu w inny sposób, chociaż znała przecież męskie potrzeby – a Rosier nie był już chłopcem, którego zadowalały pieszczoty głównie kojarzone z młodzieńczymi, nieśmiałymi miłosnymi próbami. Ona także tęskniła za ich bliskością, mając wrażenie, że im namiętniej się ze sobą ścierali, tym silniejsza stawała się ich więź, porozumienie przeklętych na wieki dusz i zdegenerowanych potęgą umysłów – tak, jakby w krwi, pocie, bólu i rozkoszy kumulowało się całe napięcie, uwalniające ich i scalające zarazem. – O, tak, kto jak kto, ale ty doskonale znasz się na tym, jak wygląda praca dziwek i ich pojękiwania – jad wyciekł z jej ust, oblizała je, niemalże czuła lepką truciznę; zazdrości, kwaśnego zepsucia. Chciała wytknąć mu dziwkarstwo, którym tak gardził, przekroczyć ostatnią granicę nieposłuszeństwa, wściekłości, oddania mu czymś równie podłym i żałosnym, ale nie potrafiła. Czynił ją posłuszną, czynił ją szaloną, uczynił ją brzemienną, w końcu uczynił ją całkowicie bezwolną; nienawidziła go za to i mógł dojrzeć ten błysk w czarnych, głodnych i wściekłych oczach, masochistycznie wbitych w niego, gdy lekceważył ją z taką finezją, że gdyby chodziło o kogokolwiek innego, byłaby tym kunsztem szczerze zachwycona.
- Już w niczym – ucięła nagle, była głupia, że tutaj przyszła; naiwna, zaślepiona, żałośnie chwytająca się ostatniej deski ratunku, zanim obnaży mu prawdę. – Tak, masz rację – dodała cicho, struchlała, na kilka wiele znaczących sekund porzucając obronną kpinę: tak, potrzebowała go, by funkcjonować, jego protekcji, opieki, finansowego wsparcia, zwłaszcza teraz, zwłaszcza, gdy tak ciężko zachorowała. – Ale nie zmusisz mnie do błagania cię o pieniądze – już nigdy nie będę tego robić – wycedziła pewniej, bardziej walecznie, chwiejąc się lekko na wysokich obcasach. Tylko pozornie zachowywała równowagę, biła od niej aura goryczy, rozżalenia i urazy, podbitej tylko tęsknotą, lękiem podopiecznego, który sprzeciwił się woli pana, ale na razie wycofywał się, kładąc po sobie uszy, zraniony, chcący wylizać otrzymane razy w samotności. Zrobiła krok do tyłu, starając się wyrzucić drapieżne słowa Tristana z głowy, bezskutecznie. - Na nic. To był tylko głupi kaprys głupiej dziwki – odpowiedziała dumnie i choć łzy cisnęły się jej do oczu, to powstrzymywała je z całych sił, wysoko unosząc brodę. – Dziękuję za poświęcony mi czas, sir – powiedziała sztywno, po czym odwróciła się gwałtownie i ruszyła w stronę drzwi, powoli i bezgłośnie wypuszczając powietrze spomiędzy zaciśniętych warg. Drżących tak, jakby miała się za moment rozpłakać – lecz na to mogła pozwolić sobie tylko w bezpiecznej samotni Białej Willi, z dala od wyniosłego Rosiera, upokarzającego ją po raz kolejny, udowadniającego dobitnie, że znalazła się w sytuacji bez wyjścia.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Gabinet towarzyski [odnośnik]13.03.19 19:34
Wpatrywał się w jej twarz, pewien, że w tym momencie oddałby wszystkie swoje bogactwa za możliwość usłyszenia jej myśli; był pewien, że coś przed nim ukrywała, choć żadnym grymasem, żadnym drgnięciem, żadnym zająknięciem nie zrzuciła z twarzy żadnej ze swoich mask - wiedział, że miała ich wiele, ale nigdy przez żadną nie potrafił przeniknąć. Roztrzaskiwał je siłą, prowokacją i namiętnością, ale teraz: był bezradny. A bezradność zaczynała budzić w nim frustrację przechodzącą w panikę; Deirdre wymykała mu się z rąk, wciąż oddawała mu do rąk smycz, ale kiedy odwracał wzrok, uciekała za ogrodzenie - a on nigdy nie mógł jej na tym przyłapać. Nie pojmował, co między nimi zaszło, skąd ta chłodna zmiana, skąd dziwne zachowanie samej Deirdre - buńczuczność, z jaką pojawiła się przed nim to jedno, fakt, że tak agresywnie zażądała pieniędzy to coś zupełnie nowego. Być może knuła tę intrygę już wtedy, kiedy pojawiła się na rozmowie kwalifikacyjnej - dobrze zrobił, zabezpieczając się przed jej nieszczerymi intencjami. Przytaknął jej słowom ledwie dostrzegalnie.
- Przygotujesz bilanse za poprzedni sezon, chcę je widzieć na biurku najdalej w przyszłym tygodniu - oświadczył; nie były mu do niczego potrzebne, a Deirdre prawdopodobnie nie potrafiła ich jeszcze robić, nie miała ku temu okazji. Zwykle zajmował się tym dział księgowy, ale nie potrafił znaleźć w pamięci nic bardziej monotonnego, co mogło jej zająć najbliższy czas. A wiele wskazywało na to, że tego potrzebowała - być zajęta i nie mieć czasu na swoje sprawy, czymkolwiek te sprawy właściwie były. To wciąż on miał w tym miejscu ostatnie słowo. Ani rumieniec z wolna pąsowiejący na jej zwykle bladej twarzy ani wilgotniejące oczy nie dały wyjaśnienia, o co w tym wszystkim chodzi - nie wyglądało też na to, by zrobiły na nim większe wrażenie. Nie zrobiły. Dopiero na jej słowa - choć nie drgnął - zadarł brodę w górę w ostrzegawczym geście w rzeczywistości naznaczonym lękiem zmieszanym z niedowierzaniem: już nie, Deirdre? Już nie, coś, co było niewidzialne, a spajało ich razem, pękło jak szklane kajdany. Ale wciąż nie wiedział, dlaczego. Patrzył wprost na nią, gdy zajadle wypominała mu dziwkarskie znajomości, nie pojmując co nią kierowało - przecież właśnie tak poznał również ją. - Deirdre - upomniał ją na głos, wypowiadając jej imię krótko i twardo, sucho, w brzmieniu jego głosu pobrzmiewało niewyartykułowane, ciche, mruczące jak burza przed gniewnym sztormem, ostrzeżenie. Z wciąż zadartą brodą oczekiwał od niej, że się opamięta - nic bardziej mylnego, nie zamierzała.
- Dawno ich nie słyszałem - odgryzł się wciąż ze spokojem wymalowanym na twarzy, choć w oczach iskrzył gniew. - Czas to zmienić - Ona już nie pojękiwała, prawda, a on już od dawna nie minął progu świątyni miłości Wenus; nie przyprowadził jej pod swój dach po to, żeby stanęła na nogi o własnych siłach - przyprowadził ją tam, by była tam dla niego. Być może mylnie zinterpretowała jego intencje, ale nie była przecież tak głupia, by uwierzyć w jego bezinteresowną dobroduszność - choć po roszczeniach dotyczących własnych długów nabrał i w tym temacie wątpliwości. Kobiety miewały gorsze dni - może to było ostatecznym kluczem do rozwiązania tej zagadki. Też nie - wiedział, że nie, tę wymówkę słyszał przed tygodniem. Ten cios nie był celny, doskonale czuł się w Wenus, ale kąsała jak zapalczywa żmija, dostrzegał to w jej czarnych, nieprzeniknionych oczach. Dostrzegał i nie potrafił zrozumieć, ale mimo podszeptów rozsądku nie wierzył, że - mimo wypowiedzianych dzisiaj gniewnie słów - zdołałaby od niego odejść. Coś mu umykało, zagadką było - co. I choć gotował się na kolejny cios wyciągniętych pazurów, Deirdre zaczęła się cofać, truchleć, rezygnować. Analizował jej zachowanie krok po kroku, usiłując wyciągnąć z niego wnioski, ale bardzo chciała, by nie mógł ich dostrzec.
Założył ręce na piersi, wysłuchując jej słów w ciszy, wciąż gromiąc ją spojrzeniem i nie odzywając się, póki nie umilkła. Zmiana w jej bucie okazała się nader wyczuwalna. Uległa - a on musiał ją za ten wybryk ukarać, inaczej nie nauczy się niczego. Przez moment ważył jej słowa w myślach, usiłując rozpracować ich sens, kiedy jednak pojął, że na nic się to zda, odwrócił wzrok w bok - za okno rozpościerające się kwitnące różami ogrody. Tylko pozornie odzyskał nad nią kontrolę, tracił ją w każdym innym sensie.
- Wróć, kiedy zdecydujesz się powiedzieć prawdę - odpowiedział tylko, z zawodem, powracając spojrzeniem ku jej roziskrzonej złością twarzy. Nie kazał jej błagać o pieniądze - chciał jedynie wiedzieć, na co je potrzebuje. Nie zamierzał odpowiadać na to, co sama sobie odpowiadała. Nie zamierzał też zaprzeczać, że nie była głupią dziwką, pełnym wachlarzem pokazała dzisiaj co innego. - Masz gościa na dole - oświadczył jeszcze, kiedy zaczęła opuszczać pokój. Miała tutaj swoje obowiązki - i nie mogła o nich zapominać, tak naprawdę monsiuer de la Pierre miał spotkać się tutaj z nim, omawiając występ trójki swoich podopiecznych - mieli koneksje, które pozwoliły im skontaktować się bezpośrednio z nim. Ale jemu nie zależało już na żadnych koneksjach, znaczył więcej od nich, odkąd stał się nestorem. A jej: nie zamierzał pozwolić uciec. - Zajmij się nim - rozkazał od niechcenia, obracając się, by pozbierać rozrzuconą na biurku dokumentację; cichy stukot jej obcasów ucichł za progiem, za jego plecami.

/zt x2



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Gabinet towarzyski 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Gabinet towarzyski [odnośnik]02.05.19 17:45
| 17 listopada

Chwytała się każdej możliwości dekoncentracji, skupienia na czymś innym niż ciąży i bezradności; gdyby nie pracowała, zapewne zgodziłaby się nawet na najgorsze warunki, sprzedając magiczne jabłka lub nielegalne antyki w zaułkach prowadzących z Pokątnej na Śmiertelny Nokturn, byleby tylko móc czymś wypełnić zbyt długie dnie. Z obskurnego pokoiku w Parszywym Pasażerze uciekała już o brzasku, powracając do środka późnym wieczorem, nienawidziła bowiem tego miejsca całą sobą - wolała przebywać w burzowym chłodzie wąskich uliczek, niż wdychać stęchły aromat zgnilizny, wyraźny w gęstym od pyłu powietrzu maleńkiego pomieszczenia. Zerwana tapeta, skrzypiące deski, szczury przemykające pod ścianami z cichym popiskiwaniem: uciekała od tego wszystkiego, ale wystawne wnętrza Fantasmagorii sprawiały jej tyle samo bólu. Nie należała już do tego świata, znajdowała się tutaj z rozpędu, niezauważona przez Tristana, zajętego oczekiwaniem na narodziny pierworodnego syna i smoczą wyprawą, o której słyszała w kuluarach. Wykorzystywała jego nieobecność, by wykonać niezbędne obowiązki i odbyć zaplanowane spotkania.
W tym to z dobrze rokującym młodym artystą, który sam zaoferował swe usługi Fantasmagorii. Długo zwlekała z zaproszeniem go na rozmowę, musiała jednak zabić jakoś czas, a wrodzony perfekcjonizm nie dopuszczał możliwości przegapienia prawdziwego talentu tylko ze względu na uprzedzenia. I chociaż nazwisko malarza brzmiało znajomo, w ferworze zadań nie skojarzyła go z dawnym znajomym ze szkoły oraz z towarzyszem przygody na Syrenim Lamencie. Ciąża spowalniała refleks, rozkojarzała, a ukrywanie prawdziwych problemów kosztowało ją zbyt wiele energii - przygotowała się więc do ostatniej tego dnia rozmowy dość pobieżnie, pojawiając się w gabinecie dopiero dziesięć minut przed zaplanowanym spotkaniem z panem Bojczukiem.
Ostrożnie usiadła na wygodnym fotelu - naprzeciwko stała równie elegancka sofa, nieoddzielona żadnym biurkiem czy stolikiem. W Fantamagorii panowały inne, artystyczne zwyczaje, nikt nie musztrował potencjalnych współpracowników ani nie stawiał ich przed plutonem egzekucyjnym. Przynajmniej na razie: Deirdre uniosła wyżej teczkę z listami, wymienionymi z młodzieńcem i wsparła się o zagłówek, a czarne włosy spłynęły równymi falami z przodu ciemnozielonej sukni, przykrywając dekolt. Błogoslawiony stan był aż nazbyt widoczny, ale nie próbowała go ukrywać, zresztą nie było to możliwe. Zagłębiona w przypominającej sobie pewne fakty lekturze, usłyszała pukanie, a później trzask uchylanych drzwi. Odźwierny doprowadził Bojczuka do pomieszczenia, pozwalając mu wejść do środka. - Witamy w Fantasmagorii - powiedziała miękko na widok wyłaniającego się z półcienia korytarza mężczyzny i podniosła się z fotela, doskonale skrywając niechęć do opuszczania wygodnego miejsca. - Proszę zająć miejsce i poczuć się jak u siebie - dodała uprzejmie, jednocześnie obcinając uważnym spojrzeniem wchodzącego do gabinetu czarodzieja, dostrzegając coraz więcej sugestii, informujących, że gdzieś już go kiedyś widziała. Nie dawała jednak tym przeczuciom pola do rozplenienia się, przywdziała na twarzy spokojny, wyniosły i jednocześnie wyczekujący uśmiech, mając zamiar ocenić każdy detal zachowania artysty. Prawdziwe rozmowy kwalifikacyjne nie miały ram czasowych, a swym spostrzegawczym zasięgiem obejmowały całą prezencję potencjalnego współpracownika, mającego upiększyć wnętrza baletu.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Gabinet towarzyski [odnośnik]09.05.19 23:21
Nie wierzyłem, że to naprawdę się dzieje; że ja, Johnatan Bojczuk, czarodziej krwi tak brudnej, że pewnie w kolorze lekko tylko szkarłatnego szlamu, zostałem zaproszony na rozmowę do miejsca pokroju La Fantasmagorii. Co prawda trochę pomogłem swojemu szczęściu, niewinnymi kłamstwami naprowadzając je na właściwe tory, ale co to za różnica kiedy właśnie robiłem metaforycznie olbrzymi krok w stronę bogactwa, które jeśli tylko wszystko dobrze pójdzie, zalśni złotem w mojej skrytce bankowej?
I mały kroczek przez próg tego zacnego przybytku. Wnętrze robiło jeszcze większe wrażenie, nawet jeśli już sam budynek był perłą pośród nieszlachetnych kamieni portowej architektury. Powodziłem wzrokiem dookoła, o dziwo wcale nie czując się przytłoczonym nieznanymi dotąd luksusami. Dzisiaj miałem być kimś przyzwyczajonym do takich scenerii, kimś kto w bogatych wnętrzach eleganckich lokali czuł się swobodnie jak we własnym domu. To tylko kolejna rola z całego wachlarza kreacji, które przyszło mi odgrywać na przestrzeni lat. Więc nie stresowałem się, podążając za odźwiernym, który poprowadził mnie prosto przed oblicze madame Mericourt. Wystarczyło jedno spojrzenie w skośne oczy, jeden rzut na porcelanową twarz japońskich gejsz bym rozpoznał w tych niespotykanych, egzotycznych rysach towarzyszkę niedoli na Syrenim Lamencie, a co za tym idzie także szkolną koleżankę z hogwarckich czasów. Ona z kolei zdawała się nie rozpoznawać mnie. I wcale się nie dziwiłem, bo prezentowałem się dzisiaj całkiem odmiennie; ostatecznie moja aparycja musiała jakoś wpasować się w wystawne wnętrza baletu. Wzdłuż mojego szczupłego ciała spływała ciemnymi kaskadami czarodziejska szata, elegancka, ale raczej skromna, bez zbędnych udziwnień, zdobiła ją tylko broszka w kształcie muszli otulającej lekko różową perłę - taka pamiątka z jednego z portów, gdzie pożyczyłem ją sobie z jakiegoś przydrożnego straganu; laczki wypucowane na błysk, zaś moje palce zdobiły pojedyncze błyskotki. Normalnie się tak nie nosiłem, a szaty uważałem za wyjątkowo niepraktyczne, ale dzisiaj to było ze mnie wielkie panisko, a nie jakiś śmierdzący plebs. Bo i wypachniłem się jakbym szedł na randkę. Z mojego ramienia zwisała zaczarowana torba, w którą bez problemu wcisnąłem całe stosy zapełnionych płócien i inne duperele, o które prosiła w liście. Nie no, całe stosy to może lekka przesada, wybrałem kilka ciekawszych obrazów, z puli tych mniej kontrowersyjnych, oczywiście. Uśmiecham się lekko do kobiety, nie dając po sobie poznać, że już kiedyś mieliśmy przyjemność ze sobą rozmawiać. Normalnie jakbym widział ją pierwszy raz w życiu.
- Witam madame Mericourt, Johnatan Bojczuk. - kłaniam się, zaś gdy proponuje miejsce spoglądam w kierunku sofy - Bardzo się cieszę, że zdecydowała się pani na tę rozmowę, to ogromne wyróżnienie dla kogoś takiego jak ja, w gruncie rzeczy za oceanem maluje się trochę inaczej niż tutaj. Myślę jednak, że nasza współpraca może okazać się bardzo owocna dla obu stron. - dla mnie, bo z pewnością zapełni moje kieszenie i dla ich, bo pośród wielu moich wad, gnieździła się ogromna zaleta - naprawdę miałem talent, w dodatku szlifowany przez lata, błyszczał teraz jak przepiękny diament. Byłem pewny swoich umiejętności, nie wiedziałem tylko jak potoczy się ta rozmowa. Zająłem miejsce na pufie, jednak dopiero po tym jak pani Mericourt zajęła swoje, no przecież, dżentelmen na horyzoncie.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Gabinet towarzyski [odnośnik]10.05.19 18:24
Srebrzysta brosza - ten drobiazg przykuł w pierwszej kolejności jej uwagę, w jakimś irracjonalnym, hipnotycznym zewie przyciągając uważny wzrok Deirdre. Doceniała szczegóły ubioru, jasnoróżowa muszla chroniła lśniącą perłę; było to metaforyczne oddanie hołdu la Fantasmagorii, jej dziedzictwu oraz trzem występującym tu syrenom, obdarzonym wspaniałym głosem. Jeśli zaproszony na rozmowę rekrutacyjną jegomość dbał o takie szczegóły, nie musiała martwić się jego ogólnym przygotowaniem do przeprowadzenia wymagającej konwersacji. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, drugi bowiem zasiał w niej ziarno niepewności. Kiełkujące w tym momencie zbyt wolno, by od razu zaszumieć koroną pełną świeżych wniosków, dotyczących personaliów Bojczuka. Deirdre spotkała w swym życiu zbyt wielu mężczyzn, zbyt wiele twarzy widziała zdecydowanie ze zbyt bliska, by momentalnie wypowiadać odpowiednie personalia.
- Deirdre Mericourt, opiekuję się artystami oraz odpowiadam za repertuar i renomę Fantasmagorii - odpowiedziała w ramach powitania, chcąc nieco określić zakres swych obowiązków, wybiegających rzecz jasna za to zdawkowe umiejscowienie siebie w przestrzeni magicznego baletu. Nie czekała, aż wyfiokowany mężczyzna zajmie krzesło naprzeciw niej: ponownie zasiadła w fotelu, wygodnie kładąc dłonie na podłokietnikach. - Czy my się skądś znamy, panie Bojczuk? - spytała lekko, usłyszane nazwisko brzmiało znajomo, ale za czasów Hogwartu poznała wielu przedstawicieli tych samych rodzin: czarodziejskie społeczeństwo bazowało na ścisłym pokrewieństwie. Starała się też nie przypatrywać mężczyźnie nachalnie, było to skrajnie niegrzeczne, a znajdowali się przecież w oficjalnej sytuacji.
- Prosiłabym o pokazanie referencji - powiedziała, przenosząc wzrok na przyniesioną przez Johnatana aktówkę, zapewne skrywającą wszelkie niezbędne dokumenty. - Oraz o zaprezentowanie portfolio. Nic tak nie świadczy o talencie malarza, jak jego prace, nieprawdaż? - zagadnęła miękko, mając nadzieję, że przedstawione przez Bojczuka obrazy okażą się warte tego spotkania. Chętnie zajęłaby umysł podziwianiem wyjątkowych dzieł i choć nie znała się na malarstwie przesadnie, potrafiła ocenić, co pasowałoby do wnętrz Fantasmagorii, a co mogłoby posłużyć za odpowiednie tło do syrenich występów. - Czy byłby pan zainteresowany tworzeniem scenografii do występów baletowych? Malowaniem na niestandardowych płótnach i tłach? - dopytała rzeczowo, wspierając głowę o oparcie: dźwiganie ciężaru dziecka działało druzgocząco na jej kręgosłup. Przyjrzała się Johnatanowi uważniej, powstrzymując zmarszczenie nosa - przechodzący rekrutację jegomość pachniał zdecydowanie zbyt intensywnie, jakby zamiast wspomóc się kilkoma kroplami wody kolońskiej, wylał na siebie cały jej baniak, uprzednio biorąc jeszcze w tych perfumach kąpiel. Brzemienny stan sprzyjał nadwrażliwości na intensywne zapachy, dlatego Deirdre starała się oddychać w miarę płytko, nie tracąc przy tym uprzejmego, profesjonalnego wyrazu twarzy. - Byłabym też zachwycona, mogąc usłyszeć o podejściu do sztuki za oceanem. Zarówno wizualnej, jak i tanecznej - powiedziała, oferując mu tym samym kolejną ścieżkę wypowiedzi, jaką mógł radośnie podążać, prezentując się z jak najlepszej strony. Na grząskie pytania i retoryczne wilcze doły przyjdzie czas później.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Gabinet towarzyski [odnośnik]13.05.19 15:02
Mrużę lekko ślepia, przez kilka sekund zastanawiając się co właściwie powinienem powiedzieć - oczywiście, że się znaliśmy. Wlepiłaś mi pewnie setki ujemnych punktów podczas swojej kariery prefekta, czasem usadzano mnie obok ciebie w pierwszej ławce, bo wierzono, że obecność prymuski jakkolwiek wpłynie na moje często karygodne zachowanie, byłaś właściwie jedną z pierwszych uczennic, na którą wpadłem podczas Ceremonii Przydziału, a teraz, nie tak dawno temu, uciekaliśmy razem przed całym stadem inferiusów, pamiętasz?... Kręcę więc głową.
- Raczej nie, ostatnich kilka lat spędziłem poza granicami kraju. - mówię. Jednak im dłużej się jej przyglądam, tym bardziej mam wrażenie, że Hogwart, a później tamto przeklęte więzienie nie były jedynymi miejscami, gdzie mieliśmy przyjemność się mijać; tylko jakoś nie potrafiłem wrzucić jej do odpowiedniego miejsca - taka elegancka kobieta raczej nie pasowała do lokali, po których zwykle się włóczę... Z drugiej strony nie pasowała także do Syreniego Lamentu, a jednak tam była.
- Oczywiście. - ponownie kiwam głową, wciągając torbę na kolana; zaczynam przegrzebywać jej wnętrze w poszukiwaniu wspomnianych papierów, a gdy odpowiednia teczka wreszcie wpada mi pod palce, to podaję ją pani Mericourt. Trochę się cykam reakcji, jednak zachowuję totalny luz, lekki uśmiech zdobi moje lico, w spojrzeniu zaś czai się tylko pewność siebie. Wewnątrz było kilka pism, kilka pochlebnych opinii wypisanych dłońmi znajomych artystów, którzy zgodzili się dołożyć swoją cegiełkę do tej farsy; bo czy fakt, że ja, czarodziej mugolskiego pochodzenia, wkroczył właśnie na salony i być może z czasem się tu zadomowi, można było nazwać inaczej? No chyba nie. W każdym razie wśród papierów znalazły się nawet listy napisane po francusku i jeden kreślony cyrylicą, podpisany zaś przez niejakiego Vadima Ponomareva, pod którego oczywiście podszyła się moja niezawodna mama. Wszystko to wyglądało bardzo oficjalnie i ufałem, że Deirdre nie zwęszy żadnego podstępu.
- Prawda. - nie mam za wiele czasu by o tym rozmyślać, bo w kolejnej chwili prosi o zaprezentowanie prac, więc wstaję, niespiesznie wyciągając z wnętrza torby kolejne obrazy - większe i mniejsze, o różnych kształtach i wymiarach, malowane w różnych stylach i przedstawiające najróżniejsze tematy. Chociaż odrzuciłem te bardziej kontrowersyjne prace, chciałem pokazać się z różnych stron, że malarstwo nie ma przede mną tajemnic i potrafię malować realistycznie, naturalistycznie wręcz, ale jednocześnie nie mam oporów przed przedstawianiem sennych, nierealnych wizji, a nawet przed wyjątkowo nowoczesnym deformowaniem wszystkiego wokół. Są więc w moim portfolio olejne, nadmorskie pejzaże, drobiazgowe i dokładne jakby wyszły spod pędzli holenderskich mistrzów baroku; są kompozycje nieco bardziej impresyjne, barwne drzewa kołyszą się na wietrze, pszczoły zdają się faktycznie bzyczeć ponad kolorowym kwieciem zdobiącym rozległe łąki; są kubistyczne martwe natury; kilka ekspresyjnych abstrakcji, w których można doszukiwać się odbić rzeczywistości; są senne, surrealistyczne wizje, dziwaczne połączenia tego co znane, sprawiające, że widz czuje się trochę jakby właśnie wkroczył do jakiegoś całkiem innego świata. I ludzie. Ludzie byli chyba jednym z moich ulubionych tematów. Modelki opływające w miękkie atłasy, otoczone kwieciem. Lekkie, secesyjne linie otulały ich mniej bądź bardziej zgrabne ciała. Były tam również wizerunki moich muz - Melpomena skryta w cieniach pokojów Dziurawego Kotła, otoczona plątaniną pajęczyn, tworzących skomplikowane wzory wokół jej drobnej sylwetki; Urania o spojrzeniu, w którym zamknąłem całą galaktykę, z cienkim papierosem między szkarłatnymi wargami, umieszczona gdzieś w bliżej nieokreślonej, niebiańskiej przestrzeni; roztańczona Terpsychora, filigranowa baletnica pełna ognistego temperamentu, pogrążona w jakimś dziwnym, eksperymentalnym tańcu; i Kalliope... Ech, Kalliope... Niepokojąco smutna panna młoda wyczekująca swojego ukochanego gdzieś pośród norweskich fiordów.
- Oczywiście, uwielbiam stawiać sobie nowe wyzwania, to bardzo rozwijające. - mówię, rozkładając kilka kolejnych obrazów. Przyniosłem ze sobą także szkice; węglowe i ołówkowe, przedstawiające marynarzy przy pracy, prostytutki, wnętrza francuskich kabaretów, kawiarenek, gdzie spotykała się artystyczna bohema, twarze różnych ludzi, wschody i zachody, piękne budynki oraz potężne okręty... Oddaję jej do przejrzenia zapełniony szkicownik i ponownie zasiadam na poprzednim miejscu, przesuwając spojrzeniem po obrazach, ustawionych w różnych miejscach całego pomieszczenia. Trochę się tego nazbierało.
- No cóż, amerykańskie społeczeństwo jest zdecydowanie bardziej liberalne jeżeli chodzi o podejście do plastyki. Każda nowa myśl jest tam przyjmowana z wielkim entuzjazmem, nie ma tak, że ludzie odgórnie zakładają, że to albo tamto się nie przyjmie, ciągle poszukują nowej drogi, próbują, nie boją się szokować... Oni właściwie uwielbiają to robić! - śmieję się - Uwielbiają barwne indywidua, im bardziej człowiek szalony, im bardziej nieszablonowo myśli, tym lepiej; ostatecznie nie bez powodu Nowy Jork stał się stolicą sztuki współczesnej. Tamtejsze malarstwo jest zdecydowanie bardziej barwne, artyści nie boją się używać mnogości kolorów, często w dosyć chaotycznych zestawieniach. Sztuka amerykańska po prostu żyje, wciąż się przeinacza, nie zatrzymuje, spogląda w przyszłość. Widzi pani, kiedy malarstwo abstrakcyjne dotarło wreszcie do tamtejszych ziem, to artyści szybko je podchwycili i wycisnęli z niego jak najwięcej. Mamy tam do czynienia z czymś, co się nazywa ekspresjonizm abstrakcyjny i to bardzo ciekawe zjawisko, głównie dlatego, że jest sztuką emocji i gestów. To interesujące, że artystycznego znaczenia nagle nabiera działanie twórcze, a nie sam efekt końcowy. U nas ogląda się po prostu dzieło - obraz, rzeźbę, tkaninę czy cokolwiek, a tam liczy się także sama droga, to w jaki sposób artysta maluje. Znaczenia nabiera ta cała otoczka, czy spotkała się pani wcześniej z malarstwem Pollocka? - milknę na moment. Od tego gadania zaschło mi w ustach, więc przełykam ślinę i zwilżam wargi końcem języka - W każdym razie to bardzo ciekawe, bo wydaje mi się, że na przestrzeni lat może ewoluować w coś, czego w tym momencie nawet nie potrafimy sobie wyobrazić, kto wie, być może za kilka lub kilkanaście lat malarz przestanie być tylko malarzem, a zostanie również aktorem? Może już niebawem dziełem sztuki zostanie sama idea rodząca się w głowie artysty? Skoro już na początku wieku Duchamp pokazał nam, że prawdziwym dziełem sztuki może być nawet pisuar, jeśli tylko odpowiednio go zaprezentować. - wzruszam lekko ramionami - Interesujące jest także to, jak dużą rolę odgrywa tam konsumpcjonizm, artyści gloryfikują osiągnięcia kultury masowej i tak zamiast skłaniać się ku chociażby motywom mitologicznym, literackim, tudzież historycznym, oni zwracają się w stronę lokalnych celebrytów, w stronę teraźniejszości... Niezwykłe, że przecież pop-art narodził się tutaj, w naszej ojczyźnie, w naszej Wielkiej Brytanii, a jednak musiał wyemigrować za ocean, by przyjąć się w magicznym świecie. - kiwam głową - Jeżeli zaś chodzi o taniec, cóż, nie posiadam rozległej wiedzy na ten temat, bywałem gościem w teatrach na Broadwayu i oglądałem tamtejsze sztuki - kolorowe, pełne energii, eksperymentalnego tańca i współczesnych tematów. Naprawdę robi do ogromne wrażenie. - milknę, przyglądając się mojej rozmówczyni. Nie wiedziałem czego powinienem się spodziewać, jak zareaguje na ten mój monolog i czy mnie za chwilę nie wyprosi. Ufałem jednak, że nasze spotkanie nie zakończy się w momencie, w którym ledwie zdążyło się zacząć.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk

Strona 1 z 8 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Gabinet towarzyski
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach