Wydarzenia


Ekipa forum
Dziedziniec
AutorWiadomość
Dziedziniec [odnośnik]10.03.12 23:20
First topic message reminder :

Dziedziniec

Dziedziniec w postaci placu z kamiennej klepki, będący ozdobą bocznego wyjścia z biblioteki, zbudowany jest na bazie całkiem sporego prostokąta. Utrzymany w jasnej kolorystyce, okolony z trzech stron kunsztownym murkiem z płaskorzeźbami, ozdobionymi szerokimi balkonami, pięknymi aniołkami i ornamentami roślinnymi. Na samym środku ustawiono kilka kamiennych ław, wygodnych i wysłużonych, które są niezwykle często odwiedzanym miejscem - zarówno z racji zarówno panującej tu atmosfery, jak i widoku na okazałą, bogatą, luksusową okolicę Royal Borough of Kensington and Chelsea. Czyż nie można wyobrazić sobie czegoś wspanialszego, niż lektura ulubionej książki w zacisznym, zielonym miejscu w samym centrum miasta?
Po lewej stronie placyku usytuowana jest prosta, ale przyjemna fontanna, pozwalająca ochłodzić się w lecie, zwyczajnie nacieszyć wzrok; młodzi lubią przesiadywać na jej brzegu, powtarzając materiał, wiążąc buty. Po bokach ustawiono donice pełne przepięknych, bujnych roślinności wydzielających przyjemną dla nosa, balsamiczną woń.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dziedziniec - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Dziedziniec [odnośnik]29.11.17 17:20
?? maja
Jayowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, by pojawił się gdzieś, gdzie potrzebna była jego wiedza astronomiczna. Zaskakująco lekkim krokiem ruszył tego wczesnego, bardzo wczesnego, ranka do Biblioteki Londyńskiej, by zastać jej drzwi główne zamknięte. Oczywiście, że profesor nie patrzył na godzinę, chociaż cała reszta ludzkości już miała inne zdanie na ten temat. Dlatego też spędził sto dwadzieścia minut siedząc przed wejściem i obserwując ludzi przechodzących w tę i z powrotem, mając nadzieję, że to może kolejna z nich da mu dostęp do wielkiego literackiego bogactwa Anglii. Nie kontrolował nigdy odpowiednich pór dnia czy nocy, stawiając na wyczucie. Jednak czasem przydałby mu się zegarek... Nie oznaczało to jednak że się nudził. Ależ nie! Miał ze sobą swoją skórzaną torbę, w której posiadał pełno notatek, map, przyrządów astronomicznych. Gdzieś pewnie też by się znalazły listy, na które miał odpowiedzieć bądź wysłać. Jeden wielki artystyczny nieład, w którym nikt poza Jayem nie mógłby się odnaleźć. Niezależnie od pory dnia był chłonny wiedzy, dlatego też zaczął sprawdzać swoje obliczenia, które mogły zawierać lekkie odchylenia, jednak najwyraźniej wcale się nie pomylił o żadne z nich. Z ołówkiem za uchem i z miną myśliciela okupywał, wiec schody głównej biblioteki w stolicy, nie przejmując się faktem, że w swoim stroju mógł wyglądać tam nieco zabawnie. We włosach chyba nawet znajdowało się kilka kawałków papieru, a do tego były nieokrzesane zupełnie jakby Vane przeszedł przez huragan i zapomniał sprawdzić czy wszystko w porządku z jego wyglądem. Wiatr raz po raz jednak wywiewał z czupryny białe skrawki, nie wytrącając tym samym profesora z głębokiego zadumania nad dziennikiem. Dopiero jakaś miła pani dotknęła jego ramienia i powiedziała, że właśnie otwiera budynek. Jay nawet jej nie zauważył przez to astronomiczne naukowe uniesienie, ale a jej słowa zatrzasnął notes i wrzucił go do torby, przejeżdżając dłonią we włosach i tym sposobem nieświadomie pozbywając się ostatnich kawałków pergaminu. W końcu jednak mógł dostać się do upragnionego działu, gdzie czekało na niego kilka zamówionych książek, które musiał z dużym wyprzedzeniem zaklepać i gdyby nie list z biblioteki, że woluminy czekają na odbiór, zapewne by zapomniał. Jak to zwykle on. Miał jeszcze chwile czasu, by zamienić kilka słów z profesorem Moodym, który akurat miał jedną ze swoich prelekcji niedaleko, jednak jeszcze miał jakieś pół godziny przed rozpoczęciem. Mężczyzna był dość dobrym zielarzem i na pewno spodobałby się Pomonie, dlatego Jayden żałował, że nie było jej tutaj z nim. Niewątpliwie miałaby o wiele więcej tematów do rozmów niż on - w końcu ostatni kontakt z nauką tego przedmiotu miał w szkole. I to gdy sam się uczył, a nie teraz. Jedynie czasami słuchał opowieści Sprout, która mówiła mu o swojej pasji, a on jej o swojej. To chyba był między nimi naturalny porządek i nie miało się to już zmienić. Byli spaczeni pod tym względem, a praca nauczycieli jedynie to nasiliła. Pogawędka jednak nie miała trwać w nieskończoność, gdy obaj profesorowie uścisnęli sobie na pożegnanie dłonie i rozeszli się w obie, zupełnie inne strony. Jay kierował się na dziedziniec, pamiętając o liście od panny Parkinson, która prosiła go o spotkanie. Nie miał pojęcia dlaczego tak nagle do niego napisała, ale nie umniejszało to jego radości. W końcu pamiętał ją jako uważną studentkę, chociaż nie uczył jej wcale tak długo. Zawsze jednak miło było spotkać dawnych uczniów i dowiedzieć się jak sobie radzili. Bądź co bądź Vane miał jakiś ojcowski sentyment i dumę, gdy młodzi ludzie, których nauczał osiągali sukcesy i byli zadowoleni ze swojego życia. Ciekawiło go, co niosła mu Victoria, dlatego też siedząc przy jednym ze stolików zamawiał trzy razy tę samą herbatę, aż dziewczyna, która je przyjmowała, roześmiała się i powiedziała, że zaraz zamówienie się pojawi. Raz po raz również kontrolował wchodzących wyczekującym spojrzeniem, myśląc o co takiego chciała go spytać lady Parkinson. Miał nadzieję, że mógł rozwiązać jakiś zaistniały problem, jeśli takowy miała.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Dziedziniec [odnośnik]03.12.17 12:20
Ostatnie wydarzenia sprawiły, że niemal całkowicie zapomniałam o umówionym spotkaniu. Gdyby nie przypomnienie ze strony służby, to mogłabym się nie pojawić. Oczywiście nic by się nie stało, w końcu to tylko profesor, umówiłabym się z nim na inny termin, ale skoro już mnie obudzono, to pójdę. Wczesna godzina była całkowicie zrozumiała, zważywszy na fakt, że profesor wieczory i noce miał raczej zajęte, dlatego też nie protestowałam. Nawet pogoda okazała się łaskawsza, co przyjęłam z delikatnym uśmiechem. Moja opiekunka pozostała w bibliotece, kiedy ja kierowałam swoje kroki w stronę dziedzińca tak, jak zaproponował profesor. To co działo się w środku niezbyt mnie interesowało, zresztą nie miałam do tego głowy absolutnie. Nawet przez chwilę musiałam zastanowić się co ja właściwie takiego od profesora chciałam, że aż poprosiłam go o spotkanie. Od momentu gdy na mojej dłoni pojawił się zaręczynowy pierścionek, ja jakoś nie mogłam się skupić, ciągle wracając do tamtego wieczora i tego co zaszło. Analizowałam wszystko krok po kroku, słowo po słowie sprawdzając, czy nie popełniłam żadnego błędu, czy nie powiedziałam nic głupiego w tych niewielu momentach, kiedy miałam prawo się odezwać. To rodzice rozmawiali, uzgadniali szczegóły, ja nie miałam potrzeby, aby się w to włączać. To było dwa dni temu, a ja nadal nie mogłam dojść do siebie. Za każdym razem gdy zerkałam na dłoń i piękny niebieski kryształ, uśmiechałam się radośnie.
Profesora poznałam z daleka. Chociaż przez ostatnie dwa lata w ogóle go nie widziałam, tak miałam wrażenie, że absolutnie nic się nie zmienił. Był to specyficzny człowiek, uczył mnie krótko, aczkolwiek dużo z jego zajęć wyniosłam. Lubiłam jego zajęcia, to w jaki sposób opowiadał o kosmosie, gwiazdach i planetach, oraz w jaki sposób próbował nam tę wiedzę przekazać. Zaciekawić nas. Mnie oczywiście interesował ten dział nauki ze względu na eliksiry, astronomia była ważną częścią tej dziedziny magii, ale z przyjemnością słuchałam też o innych kwestiach i z zaciekawieniem spoglądałam przez teleskopy w niebo starając się dostrzec to, o czym akurat profesor mówił. Tak, był bardzo ciekawą postacią w szkole, miłą odmianą dla dość trudnego okresu w tamtych czasach.
Słyszałam o zmianach w szkole, Marine już zdążyła mi o wszystkim, czy też prawie wszystkim, opowiedzieć. O tym co się działo z uczniami, jakie zmiany zaszły w nauczycielskim gronie, o zmianie dyrektora, co przyjęłam z nieukrywaną ulgą. Nigdy nie lubiłam dyrektora Grindelwalda, zresztą chyba nikt nie darzył go prawdziwym szacunkiem, a teraz nie wiadomo gdzie był, co było niezwykle interesujące. Ale, nieodpowiednie dla tak młodej damy jak ja, więc oprócz kilku chwil na wspomnienie jego osoby, nie poświęcałam, a przynajmniej starałam się nie poświęcać, temu zbyt wiele mojej uwagi.
Podeszłam do profesora Vane z delikatnym uśmiechem na twarzy. Dłonie splotłam przed sobą, niemalże dokładnie jak za czasów szkolnych, tyle że teraz byłam kobietą, która niedługo miała wyjść za mąż. Tyle się w ciągu ostatnich dwóch lat zmieniło, a profesor wyglądał tak, jakby stanął w miejscu. Może to jego księżyce tak na niego działały? Kiedyś mówił, że jak czarodziej poleci w kosmos, to wróci młodszy, czy coś w tym stylu, to może tak często odlatywał tam myślami, że może aż mu się udzieliło? Uśmiechnęłam się szerzej na tą myśl.
- Dzień dobry, panie profesorze - przywitałam go uprzejmym głosem.
Spojrzałam jeszcze raz na jego twarz, przyjrzałam się mu i z rozbawieniem zauważyłam, że za jego uchem sterczy ołówek. Zachichotałam zakrywając usta dłonią, bardzo mnie to rozbawiło, bo pozwoliło poczuć się znowu jak uczennica. Sięgnęłam za swoje ucha i wbiłam wzrok w ołówek. Musiałam mu powiedzieć, przecież nie będę rozmawiać teraz z osobą, która, chociaż posiada ogromną wiedzę i cieszy się szacunkiem, ale wygląda jak pomyleniec z Świętego Munga. Przecież muszę dbać o swoją reputację, znajdzie się jedna osoba, która nie zna profesora i plotka zaraz pójdzie w świat.
- Zapomniał pan profesor. Ołówek. O tutaj - dodałam lekko rozbawiona.



Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze

Victoria Parkinson
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3354-victoria-parkinson https://www.morsmordre.net/t3379-harkan#57453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-gloucestershire-cotswolds-hills-posiadlosc-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t3442-skrytka-bankowa-nr-842 https://www.morsmordre.net/t3380-victoria-parkinson#57455
Re: Dziedziniec [odnośnik]17.12.17 16:11
Gdyby oboje zapomnieli o spotkaniu, zapewne nawet nie przypomnieliby sobie o jego istnieniu, a na pewno Jay być może złapałby się za głowę po miesiącu i napisał szybki list z przeprosinami, chociaż czy to mogło zaistnieć? Ciężko powiedzieć, bo z jego chaotycznym stylem bycia można było się spodziewać wszystkiego. Nic nie mogło jednak wyrzucić mu z głowy tej wizyty w Bibliotece Londyńskiej, szczególnie że tak ukochał sobie pobyt z jakichkolwiek przyczyn w tym miejscu. Chociaż ostatnia zakończyła się znalezieniem świstoklika i przeniesieniem się wprost na palący się most. I to jeszcze obok mężczyzny, którego w ogóle nie znał i który był dziwnie na niego zły, mimo że Jayden nie miał pojęcia, co mogło być powodem do tego negatywnego nastawienia. Ta przygoda skończyła się równie szybko, co zaczęła dlatego nie zawracał sobie nią już więcej głowy, jednak wywoływała na jego twarzy pewien rodzaj uśmiechu i współczucia dla pogryzionego przez jakiegoś bagienne ryby człowieka, który nie chciał żadnej pomocy i tak skończył. Po powrocie profesor zastanawiał się, co stało się z ów czarodziejem i czy dotarł do celu swojej podróży. I czy nic go po drodze nie zjadło, bo najwidoczniej szczęście wcale mu nie dopisywało. W gazetach nie było żadnego wspomnienia o podobnym przypadku lub o zaginięciu, dlatego JJ wierzył w to, że nieznajomy poradził sobie z dziką puszczą i wrócił cały i zdrowy do swoich wcześniejszych zajęć. Teraz jednak Vane miał co innego na głowie niż zastanawianie się czy nieuważny podróżny znalazł to, czego szukał, bo czekał na swoją dawną uczennicę. Pamiętał pannę Parkinson jak większość zdolnych uczniów, którzy wykazywali się łatwością i ciekawością do astronomii. Oczywiście nigdy nie faworyzował nikogo, a jedynie starał się wspomóc umysły do myślenia każdego ze swoich studentów, choć, mało kiedy, zdarzały się uporczywe jednostki, które z pewnym smutkiem musiał żegnać na trzecim roku, by nigdy już się z nimi nie spotkać. Wiedza, nawet ta podstawowa, o pochodzeniu Ziemi czy ruchach w kosmosie była niezwykle cenna i wielu mogła się przydać. Nawet przy pracy aurora, brygadzisty, zielarza. O alchemiku czy wróżbicie, astrologu nie mówiąc. Nikogo jednak nie można było zmusić do głębszego zainteresowania się przedmiotem, dlatego te przypadki były osobistą porażką profesora. Na szczęście nie z nią się dziś spotykał i z pewnym ciepłem na sercu wypatrywał znajomej twarzy. Mimo że uczył ją tak krótko to jednak dla każdego ucznia miał pewną dumę spowodowaną faktem, że podopieczny wyruszył w dorosłe życie i radził sobie naprawdę świetnie. Nie podejrzewał, że Victoria mogła się zaręczyć. Wszak nawet sam fakt wyjawienia mu przez Lyrę faktu o swoim ślubie, nie sprawił, że zarejestrował zmianę nazwiska i wciąż myślał i mówił do niej panno Weasley. Jakaś jego część była dumna w ten ojcowski sposób z radzących sobie w świecie pociech, chociaż do rodzica było mu daleko. Ciepły uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy usłyszał delikatne kroki i zobaczył byłą Ślizgonkę zmierzającą w jego kierunku. Co prawda nie miała na sobie już czarnej szaty z odpowiednią tarczą, ale nie miało to żadnego znaczenia. Pamiętał ich wszystkich zupełnie jakby od ostatniego egzaminu minęło zaledwie parę dni.
- Witaj! - zawołał wesoło, wstając i czekając, aż dziewczyna usiądzie. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że wciąż brakowało mu wiedzy o tym co działo się z jego dawnymi podopiecznymi, którzy chyba nie mieli przestać nimi być, bo teraz patrzył na pannę Parkinson tak samo jakby przyszła między zajęciami po pytanie dotyczące swojej pracy do Wieży Astronomicznej. Widział przed sobą to ambitne spojrzenie i dążenie do celu, które w pewien sposób przypominało mu o kilku uczniach, którzy twardo szli przed siebie. I mimo że Victoria wyglądała jak prawdziwa lady to dalej nie bała się podchodzić do niego w sposób jak sprzed lat. Gdy się roześmiała, przyjrzał jej się uważnie, a gdy powiedziała o co chodziło, uniósł brwi. - Ołówek? - powtórzył za nią jakby nie rozumiał słowa, ale zaraz dostrzegł jej gest dłonią i się roześmiał. - Ah, ołówek! - zawołał, po czym sięgnął do przedmiotu, który wciąż trwał za jego uchem i był powodem, który tak rozbawił jego sąsiadkę. Gwizdnął delikatnie, a ołówek poszybował wprost do torby na swoje wyznaczone miejsce blisko oktantu i sekstantu. Gdy pozbył się rozpraszającej pannę Parkinson kwestii, uśmiechnął się ponownie i odszukał spojrzeniem kelnerkę, która przyszła odebrać zamówienie od Victorii. Dopiero po tym Jayden odetchnął, by skupić się w stu procentach na młodej rozmówczyni. - Cóż takiego cię gnębi, że postanowiłaś napisać do starego profesora? - spytał, nie pozwalając, by nieco żartobliwy ton tak prędko opuścił ich stolik. Był bardzo ciekaw, co skłoniło młodą panią alchemik do szukania u niego pomocy. Miał nadzieję jedynie, że będzie znał odpowiedź. Rozmowy wszak na tematy astronomiczne należały do jego ulubionych.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Dziedziniec [odnośnik]30.12.17 12:17
Tak jak się spodziewałam, profesor nic a nic się nie zmienił. Jego radosny ton i przyjazne usposobienie potrafiło odegnać wszystkie ciemniejszy myśli i wprowadzić miły uśmiech na twarz. Ja również, przez krótką chwilę, miałam wrażenie, że znowu stałam się uczennicą, która przychodzi z pytaniem dotyczącym swojej pracy domowej. Profesor Vane był jedną z tych osób, do których przychodziło się chętnie. Czy to właśnie w sprawie pracy domowej, uzyskania pozwolenia na wejście do działu ksiąg zakazanych, czy po prostu na herbatkę w towarzystwie miliona gwiazd. Można było wtedy poradzić się w sprawie innych nauczycieli, poznać nieco informacji dotyczących życia szkoły albo po prostu poplotkować. Był jak ukochany wuj, do którego pierwszaki na pewno z chęcią wskoczyłyby na kolana. Mnie niestety nie uczył gdy rozpoczynałam swoją przygodę w Hogwarcie, a szkoda, bo jestem pewna, że gdyby tak właśnie było, to mury szkoły opuściłabym ze zdecydowanie większą wiedzą niż teraz posiadałam i być może nie musiałabym mu teraz zawracać głowy. Ale, był na tyle miły, że zgodził się mi pomóc. Zresztą, byłam szlachcianką, lady i nie wypadało mu mi odmówić. Z takiego założenia wyszłam, więc wyrzuty sumienia, że zabieram mu cenny czas nie pojawiły się nawet na moment.
Obserwowałam jak ołówek unosi się do góry, a następnie szybkim ruchem chowa się w jego torbie pełnej skarbów. Tak zdecydowanie lepiej. Mogłam się skupić na jego osobie i sprawie, która mnie ciekawiła. Oczywiście, mogłabym napisać do niego list z pytaniem i w ten sposób uzyskać odpowiedź, ale o wiele szybciej było się spotkać i zadawać dodatkowe pytania na bieżąco niż wymieniać między sobą dziesiątki listów. Profesor zawsze opowiadał tak ciekawe rzeczy, że byłam pewna, że właśnie na tym by się to skończyło. Nim jednak przeszłam do sprawy, którą chciałam zawrócić mu głowę podeszła do nas kelnerka chcąc odebrać ode mnie zamówienie. Początkowo chciałam poprosić o kawałek ciasta i herbatę, ale z tyłu głowy miałam ciągle myśl o zbliżającym się ślubie, że powinnam wyglądać idealnie i gdybym przytyła, to Marcel, mój kuzyn, na pewno napomknął by mi o tym wspominając coś, że musiał poszerzyć moją suknię ślubną w biodrach, więc wolałam tego uniknąć przez co już teraz, nie wiedząc nawet kiedy odbędzie się nasz ślub, przeszłam na dietę. Zamówiłam więc tylko herbatę. Musi wystarczyć. Gdy tylko kelnerka się oddaliła, to spojrzałam na profesora ponownie, słysząc jego pytanie radosny uśmieszek znów zagościł na moich ustach. Miałam ochotę zapytać go o tyle innych rzeczy, ale stwierdziłam, że najpierw to po co tu przyszłam, bo znając profesora, to pewnie popłynęlibyśmy w rozmowach w zupełnie innym kierunku niż zamierzałam i potem trudno byłoby nam wrócić do tematu, który najbardziej mnie interesował.
- Proszę tak nie mówić, panie profesorze - zaczęłam jednak od zaprzeczenia jego słowom. - Do kogo innego miałabym pisać jak nie do pana? Jest pan chyba najbardziej odpowiednią ku temu osobą.
Trzeba było go trochę po schlebiać, chociaż nie miałam wątpliwości, że i bez tego jest mi przychylny. Nie chciałam zadawać pytań dopóki nie otrzymam swojej herbaty i ku mojemu zadowoleniu po chwili pojawiła się kelnerka z zamówieniem. Dopiero wtedy zdecydowałam się przejść do sedna sprawy.
- Profesorze, znalazłam przepis na eliksir, który należy warzyć podczas takiego zjawiska jakim jest superksiężyc. Znaczy, nie do końca wiem, czy to aby na pewno można nazwać zjawiskiem - zmarszczyłam lekko nosek mając wrażenie, że być może coś pokręciłam, nie bardzo jednak wiedziałam co. - Chciałabym się dowiedzieć coś więcej na ten temat, kiedy to występuje i dlaczego. Wiele eliksirów trzeba warzyć w określonych warunkach, ale przyznam szczerze, że z superksiężycem spotykam się po raz pierwszy.
Dlatego też nie wiedząc o co dokładnie chodzi i nie bardzo nawet wiedząc gdzie szukać informacji na ten temat zdecydowałam się poprosić o pomoc w uzyskaniu informacji profesora. Być może trochę się nim wysłużyłam, być może samej udałoby mi się znaleźć co potrzeba w Londyńskiej Bibliotece, ale profesor zawsze mi coś wyjaśni, dopowie i uporządkuje wiedzę, abym nie miała mętliku w głowie.



Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze

Victoria Parkinson
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3354-victoria-parkinson https://www.morsmordre.net/t3379-harkan#57453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-gloucestershire-cotswolds-hills-posiadlosc-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t3442-skrytka-bankowa-nr-842 https://www.morsmordre.net/t3380-victoria-parkinson#57455
Re: Dziedziniec [odnośnik]11.01.18 11:17
Obawa przed zmianami dotykała każdego i nie chodziło jedynie o zmiany w stylu życia. Ostatnie wydarzenia wpływały na nawet najbardziej wytrwałego z czarodziejów. Nie można było uważać się za człowieka i nie czuć żadnego wpływu katastrofalnych zaburzeń w magicznym świecie. Jeszcze kilka tygodni temu nikt nie był w stanie przewidzieć katastrofalnych zdarzeń i nawet ci, którzy mianowali się jasnowidzami, milczeli, potwierdzając jedynie swój brak jakichkolwiek paranormalnych zdolności. Dlatego jeśli Victoria uważała, że Jayden się nie zmienił i wciąż był tym pogodnym nauczycielem co wcześniej, na pewno przyjąłby tę wiadomość z ciepłym uśmiechem. Bo bał się własnych wspomnień, które krążyły dokoła nieruchomego ciała małego chłopca, który zginął w wyniku wycieńczenia i braku odpowiedniej pomocy po wyszarpnięciu go z objęć szaleństwa. Vane nie udawał, że nie przeżył podobnego szoku, ale wciąż potrafił się cieszyć spotkaniami z żyjącymi. Odebranie wiadomości od panny Parkinson było tak samo zaskakujące jak i przyjemne, bo oznaczało, że jego dawni uczniowie, nawet ci z którymi nie mógł przejść całego ciągu edukacji w Hogwarcie, szukali w nim wsparcia pod względami naukowymi. Żywo interesował się późniejszymi dokonaniami każdego ze swoich podopiecznych, co niewątpliwie nie zdarzało się każdemu profesorowi. O niektórych było głośniej, innych mniej, ale starał się zawsze wiedzieć, co działo się w ich życiach. Jaką drogę obrali, czy nie potrzebowali pomocy, czy starali się czynić ten świat o wiele lepszym niż ten, który zastali? Na lekcjach starał się im przekazać nie tylko samą wiedzę astronomiczną, ale również i pewne aspekty egzystencji jak chociażby zwracanie uwagi na potrzeby innych. Nie robił tego inwazyjnie, a jedynie przez własny przykład, zdając sobie sprawę, że młodzi ludzie potrzebowali autorytetów. I nawet jeśli nie miał nim być to jego postępowanie nie miało pozostać jedynie głuchym wspomnieniem. Zgodził się na spotkanie z lady Parkinson ze względu na jej status społeczny, ale dlatego że pomógłby zarówno szlachcicowi jak i mugolowi, gdyby ten pomocy potrzebował.
Na pewno nie zwróciłby uwagi, gdyby ołówek miał zostać za uchem już do końca dnia i nie przeszkadzałoby to mu w żadnym razie. W końcu bywały straszniejsze rzeczy od czegoś tak błahego, prawda? Mimo wszystko posłał wdzięczne spojrzenie swojej młodej towarzyszce, którą niezwykle rozbawił ten mały detal. Miał nadzieję, że nie zniechęcił jej w żaden sposób do spotkania czy nie wywołał żalu za to, że do niego napisała. Każdy kto znał go chociaż odrobinę, mógł się przekonać, że był niezwykle roztrzepaną osobą, której myśli uciekały w każdą stronę, a jego uwaga mało kiedy była skupiona na jednej rzeczy. Oczywiście jeśli nie tyczyła się ukochanej astronomii. Obserwując znajomą buzię byłej uczennicy, nie dostrzegał żadnych większych zmian, które mogłyby w niej wystąpić, chociaż nawet jeśli Victoria miałaby trzydzieści lat i gromadkę dzieci, w oczach profesora wciąż byłaby tą samą dziewczynką, którą uczył w Hogwarcie. Dlatego jego spojrzenie na jej postać było bardzo nieadekwatne - bo przecież ona zawsze tak wyglądała, nieprawdaż? Gdy się odezwała, Jay uniósł dłonie, by rozłożyć je w geście niewiedzy. Ale bardziej od tej przyjemnej rozmowy wstępnej, ciekawiło go z czym też do niego przyszła. Pisała w liście, że zależałoby jej na tej prędkiej dacie spotkania, a więc sprawa była również i nagląca. Słysząc w końcu główny temat, uniósł brwi i uśmiechnął się szeroko. Doskonale. Doskonale! Musiała zauważyć ten grymas zadowolenia, bo znał odpowiedź i mógł jej wyjść naprzeciw z tłumaczeniem. I zrobił to z wielką ochotą i chęcią.
- Pamiętasz może pewne zjawisko związane z Księżycem, które obserwowaliśmy na przełomie starego i nowego roku? To nieco zabawne, ale dzięki złudzeniu optycznemu wydaje nam się, że Księżyc, ale również Słońce, po wschodzie i przed zachodem jest większy niż, gdy znajduje się najwyższym punkcie. To tylko wrażenie, ale każdy z nas może się zachwycić patrząc na ogromnego satelitę Ziemi. Czerwonawa, niemal krwista, barwa tarczy Księżyca zawsze przyciąga spojrzenia - mówił, starając się nie pędzić za szybko, by jego towarzyszka nie zgubiła się w ferworze słowotoku. - To zjawisko powtarzalne. Orbita Księżyca jest eliptyczna, czyli nasz naturalny satelita nie znajduje się w równej odległości od Ziemi. W związku z tym znajdować się może w apogeum – najdalszy punkt orbity. Najbliższy punkt orbity określa się z kolei mianem perygeum. W tym dokładnie miejscu Księżyc jest o piętnaście procent większy i dwa razy tyle jaśniejszy niż w apogeum. Niektórzy twierdzą, że może to prowadzić do poważnych katastrof jak trzęsienia ziemi, tsunami czy wybuchy wulkanów, ale nikt nie zdołał związać tych zjawisk. - Urwał, smakując swojej herbaty i będąc gotowym na ewentualne pytania lub prośby o powtórzenie.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Dziedziniec [odnośnik]27.01.18 16:27
Nawet jeśli profesor Vane się zmienił, to zdecydowanie nie dawał tego po sobie poznać, skoro jego zachowanie nie sprawiło, abym nabrała jakichkolwiek podejrzeń. I prawdę mówiąc to było to naprawdę bardzo dobre, ponieważ w Hogwarcie jego rola będzie teraz nieoceniona. Ktoś kto potrafi zachować spokój jest bardzo potrzebny w chaosie. Jestem pewna, że stanie się on dla uczniów jeszcze ważniejszy. Pewnego rodzaju ostoją, a jego wieża miejscem spokoju, z dala od problemów, nieprzyjemności i strachu. Nic więc dziwnego, że i ja szukałam u profesora pomocy, nawet jeśli nie dotyczyło to stricte ostatnich wydarzeń i anomalii, które temu towarzyszyły. Kiedy ja dla profesora nadal byłam uczennicą, która dopiero niedawno opuściła Hogwart, ja nie potrafiłam myśleć o profesorze inaczej niż o nauczycielu. Bardzo dobrze mi się kojarzył i nigdy nie mogłam powiedzieć o nim złego słowa. Gdy byli nauczyciele, którzy zdecydowanie faworyzowali poszczególne domy, tak profesor Vane zawsze pozostawał bezstronnym, a większą uwagę poświęcał tym, którzy wykazywali się większymi zdolnościami i znajomościami z jego przedmiotu. Może nie uczył mnie zbyt długo, ale zdecydowanie umożliwił usystematyzowanie wiedzy, pogłębienie jej i dlatego na późniejszym kursie alchemicznym nie miałam żadnych problemów. Zawsze żałowałam, że nie uczył mnie dłużej. Gdyby tak było, to na pewno zabrakłoby skali w ocenianiu dla mnie, aby określić mój poziom wiedzy. Byłam tego pewna.
Zachowanie profesora nie gorszyło mnie zbytnio, faktycznie jedną z moich kolejnych myśli było, że mógłby większą uwagę zwracać na to jakie gesty wykonuje i jak wygląda, ale znając profesora chociaż trochę można było się do tego przyzwyczaić. Dlatego też poinformowałam go o tym ołówku za jego uchem i obserwowałam jak się go pozbywa z uprzejmym uśmiechem. I dopiero gdy przeszliśmy do sedna naszego spotkania, to mogłam skupić się na ważniejszej kwestii niż tym szczególe za jego uchem. Gdy zadawałam pytanie nie mogłam spodziewać się, że z aż takim wielkim entuzjazmem przyjmie moje pytanie. Widząc szeroki uśmiech na jego twarzy, aż ja wypięłam dumniej piersi do przodu czując się tak, jakbym właśnie została pochwalona za bardzo dobre pytanie, za które na konto Slytherinu wylądowały dodatkowe punkty. To było zawsze bardzo przyjemne uczucie, móc zabłysnąć, postawić w lepszej sytuacji swój dom. Nie pamiętam czy kiedykolwiek Ślizgoni stracili przeze mnie punkty, na pewno jednak bardzo często je zdobywali. Bardzo brakowało mi takich sytuacji, momentów, w których mogłabym poczuć tego rodzaju dumę i przyznam szczerze, że przez pierwsze tygodnie września gdy nie wróciłam już do Hogwartu czułam pewnego rodzaju pustkę z tego powodu. Oczywiście szybko się przyzwyczaiłam i wspomnienia się zacierały, ale w takich momentach jak to wracały. I przyciągały ze sobą bardzo miłe odczucia.
Oczywistym było, że profesor posiada ogromną wiedzę, którą w najmniejszym szczególe będzie chciał się ze mną podzielić. Nigdy nie mogłam wątpić w to, że jest on odpowiednią osobą do tego typu pytań i przyznam szczerze, że bardzo dobrze zrobiłam zwracając się z tym do niego, a nie marnując swój czas na samotnym przeszukiwaniu literatury. Na pytanie czy pamiętam musiałam chwilę przeszukać zapiski swojej pamięci, niepewnie kiwnęłam głową, bo nie byłam pewna, czy mówimy o tym samym zjawisku. Jednak, gdy profesor przeszedł już do wyjaśniania jak to wygląda i jak powstaje, doszłam do wniosku, że faktycznie mówimy o tym samym. Nigdy za specjalnie nie zwracałam uwagi na tego typu zjawiska, zwyczajnie nie były mi one do tego potrzebne. Pamiętam jednak, że gdy po raz pierwszy ujrzałam tak wielki i czerwony księżyc, właśnie teraz zdając sobie sprawę, że to był właśnie superksiężyc, mocno się wystraszyłam, że dzieje się coś złego. Ale nic takiego się nie wydarzyło, więc puściłam to w niepamięć.
- Rozumiem, czyli w momencie gdy księżyc jest najbliżej ziemi i wydaje nam się być wtedy zdecydowanie większy, to jest wtedy superksiężycem, tak? - dopytałam, aby się upewnić. - A dlaczego w tym momencie jest taki czerwony? Czy zawsze tak jest, że przybiera taką barwę?
Spojrzałam na niego z zaciekawieniem i widząc jak przykłada swoją filiżankę do ust, również podążyłam jego śladem i również upiłam łyk swojej herbaty. Zaraz jednak przyszła mi na myśl kolejna kwestia, którą chciałam poruszyć, więc zanim jeszcze profesor zabrał się za odpowiedź na moje wcześniejsze pytania, zadałam kolejne.
- A mówił pan profesor, że jest to zjawisko powtarzalne. Co ile ono zachodzi? Co rok? Co pół? Musiałabym przygotować się do tego odpowiednio wcześniej z eliksirem - zmarszczyłam nosek lekko, znowu, zdając sobie sprawę z tego, że nie wiem kiedy mogę spodziewać się ponownie takiego zjawiska.



Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze

Victoria Parkinson
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3354-victoria-parkinson https://www.morsmordre.net/t3379-harkan#57453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-gloucestershire-cotswolds-hills-posiadlosc-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t3442-skrytka-bankowa-nr-842 https://www.morsmordre.net/t3380-victoria-parkinson#57455
Re: Dziedziniec [odnośnik]18.03.18 15:16
Czasy nauki w Hogwarcie były dla Jaydena niezwykłym doświadczeniem i nie spodziewał się, że będzie kiedyś sam nauczał, czując niesamowite związanie z zamkiem i jego okolicami. Co prawda traktował szkołę jak drugi dom, jednak marzył o tym, by podróżować jak jego dziadek i być łowcą meteorytów. Los pokierował go w innym kierunku i zdobycie stanowisko profesora nauk astronomicznych było niezwykłym zaskoczeniem. Wyróżnieniem również - w końcu kto w tak młodym wieku był przyjmowany na ów prestiżowe i odpowiedzialne miejsce? Zaledwie dwudziestoczteroletni wówczas Jayden nie miał pojęcia o tym, co znaczy być pedagogiem, dlatego na początku sam czuł się jak dziecko we mgle na pewno wzbudzając zaskoczenie w podopiecznych, ale również i starszych kolegach po fachu. Jego niezdarność jednak szybko zyskała sobie sympatię, uroczy uśmiech zaufanie, a otwartość sojuszników, którzy nie patrzyli już na niego z przymrużeniem oka. A potem? Potem to już tylko historia, po której stąpał, by znaleźć się w tym miejscu i w towarzystwie młodej szlachcianki, która dostrzegała w nim autorytet od spraw astronomii. Czy mógłby marzyć o czymś więcej? Jego naukowa kariera mogła być kontrastem do jego roztrzepanej osobowości, lecz krył się w tym również pewien sekret, którego nikt nie był w stanie powielić. Bo mając do czynienia z nim chociażby raz, ciężko było o nim zapomnieć. Przykładem tego była ponownie Victoria Parkinson, która nie miała z nim wielu zajęć i mogła zwrócić się do każdego innego astronoma czy poszukać informacji w bibliotece, wolała poświęcić swój cenny czas, by spotkać się z Vanem i zapytać go osobiście o interesujące ją sprawy. Gdyby nie podniecenie związane z tematem Superksiężyca i zobaczenia dawnej uczennicy, zapewne Jay oblałby się rumieńcem. Słysząc słowa szlachcianki, ochoczo przytaknął, a uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle było możliwe.
- Dokładnie tak - zawtórował, widząc doskonale, że nauka nie poszła w las, a jego słowa nie wzbiły się eter nad ich głowami, by nigdy nie powrócić. - Stoją za tym dwa wyjątkowe wydarzenia astronomiczne - całkowite zaćmienie Księżyca i położenie Srebrnego Globu w najmniejszej odległości od Ziemi. Całkowite zaćmienie Księżyca to piękne i rzadkie zjawisko, które będziemy mogli podziwiać osiemnastego listopada za piętnaście ósma. Rano. Właśnie w tym czasie tarcza naszego satelity przybierze czerwonawą barwę – stąd określenie „krwawy Księżyc” lub „czerwony Księżyc”. Dawniej wierzono, że taki kolor zwiastuje nieszczęścia czy nawet koniec świata. Skupmy się jednak na faktach. Dlaczego tarcza Księżyca podczas zaćmienia przybiera kolor czerwony? Musisz sobie przypomnieć, że zaćmienie ma miejsce wtedy, kiedy Księżyc, Ziemia i Słońce, kolejno, znajdą się na jednej linii, a oświetlana przez Słońce Ziemia rzuca cień na Księżyc - mówił, a w międzyczasie wyciągnął znów pióro i w notesie nakreślił rysunek sytuacji, o której opowiadał. Nie był wybitnym rysownikiem, ale szkic wyglądał na... Całkiem przekonujący. Długo jednak się nad nim nie rozczulał tylko kontynuował urwany wątek:
- Kiedy na tarczę Księżyca nasuwa się głęboki cień Ziemi, a więc rozpoczyna się zaćmienie całkowite – w odróżnieniu od częściowego, czyli półcieniowego, promienie słoneczne padające na nasz glob od przeciwległej strony względem Księżyca ulegają załamaniu w ziemskiej atmosferze – podobnie jak to ma miejsce podczas wschodu i zachodu Słońca. Promienie słoneczne padają pod małym kątem w stosunku do powierzchni naszej planety, przechodząc przez grubszą warstwę powietrza niż w ciągu dnia. W tym świetle kolor niebieski i fioletowy są rozproszone i nie docierają do naszych oczu, a widoczne pozostają dla nas kolory czerwone. Są one rozpraszane w atmosferze, co nadaje powietrzu i chmurom czerwonopomarańczowy odcień. Właśnie takie przefiltrowane przez atmosferę światło jest jedynym, które pada na Księżyc podczas całkowitego zaćmienia. To ono nadaje jego tarczy krwawą barwę - zakończył i spojrzał na Victorię, starając się kontrolować czy rozumiała i nadążała. - Jest to zjawisko niestety tylko jedne na cały rok, dlatego... Cóż. Masz jeszcze parę miesięcy na przygotowywania - dodał, uśmiechając się pocieszająco.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Dziedziniec [odnośnik]04.07.18 23:10
Podczas naszej rozmowy zdecydowanie czułam się jak uczennica, która ponownie wróciła do szkolnej ławki, która znowu siedziała w szkolnym mundurku i maczając pióro w atramencie zapisywała wszystkie ważne informacje, które mówił profesor i które dotyczyły tematu lekcji. Z tą różnicą, że te parę lat temu musiałam tam być i skupiać się na zajęciach, aby dokładnie wszystko zapamiętać i z pozytywnym rezultatem zaliczyć egzaminy, a teraz po prostu chciałam tutaj być. Z własnej woli siedziałam przy stoliku z profesorem Vane i słuchałam jego opowieści o super księżycu. Kiedy się pojawia i jak wygląda. Co jest w nim takiego zjawiskowego, czego nie ma gdy patrzymy na księżyc w każdym innym momencie. Pasja, która była w profesorze była jak najbardziej zaraźliwa, sama więc nie zauważyłam momentu, kiedy całkowicie zatraciłam się w rozmowie i zapomniałam o całym otaczającym nas świecie. O tym, że w okolicy biegały dzieci, otaczali nas inni czarodzieje, a oboje znajdowaliśmy się w publicznym miejscu wypełnionym ludźmi. Niemal lekko pochyliłam się do przodu starając się w pełni wchłonąć słowa profesora. Z zaciekawieniem, nie odrywając oczu od profesora, zapisałam datę najbliższego zaćmienia księżyc wierząc, że zdecydowanie może mi się to przydać. Ostatnio miałam tyle na głowie, że nie zdziwiłabym się gdyby wyleciało mi to z pamięci. A tak gdy będzie mi ta wiadomość potrzebna, to będę mogła do niej wrócić. Z przyjemnością przypomniałam sobie te wszystkie wiadomości, które przekazywał nam nasz nauczyciel podczas lekcji i z ogromnym sentymentem wróciłam wspomnieniami do czasów szkolnych, które były dla mnie tak bardzo miłym wspomnieniem. Nie tylko bowiem nauka była przyjemnia, ale i towarzystwo jakie mnie otaczało, obecność mojego brata. To wszystko składało się na bardzo miły i przyjazny obraz. I nawet profesor Vane miał w nim swój udział. W końcu swoją astronomiczną wiedzę zawdzięczam także i jemu. I miło było mi bardzo, że mimo ostatnich wydarzeń znalazł dla mnie czas, aby mógł mi wyjaśnić wszystko to, co było dla mnie nadal zagadką, albo co uleciało z mojej pamięci z biegiem czasu. Bo przecież także i to mogło się wydarzyć.
Z zafascynowaniem przyglądałam się rysynkowi, który dla mnie wykonał. Dzięki temu prostemu przykładowi byłam w stanie od razu zrozumieć co mężczyzna ma na myśli. Wzięłam go w dłonie i przyjrzałam mu się dokładnie.
- Pozwoli profesor, że go zatrzymam? - zapytałam. - Już zapomniałam jak profesor dobrze potrafi wytłumaczyć te wszystkie astronomiczne zawiłości. Faktycznie, mam parę miesięcy więc postaram się je w odpowiedni sposób wykorzystać, aby nie przepuścić takiej szansy. Zdecydowanie nie chciałabym musieć czekać kolejny rok, aby zrobić eliksir. Ale tak to czasami bywa w tej dziedzinie magii, cierpliwość jest bardzo wskazana.
Westchnęłam lekko, ale uśmiech zdecydowanie z mojej twarzy nie wyparował. Rysunek dokładnie zgięłam raz a potem drugi i wsunęłam do swojej sakiewki, aby móc się mu przyjrzeć jeszcze raz dokładnie już na spokojnie w pracowni i korzystając z posiadanej już wiedzy i książek dostosować pracę do najbliższych miesięcy tak, aby wyrobić się z terminem. By zdążyć na tego osiemnastego listopada. To było bardzo ważne. Na szczęście dużo się dowiedziałam i mogłam spokojnie przystąpić do kolejnych etapów pracy, a to wszystko dzięki poświęconemu czasu pana profesora.
- Dziękuję, że mi pan to wszystko wyjaśnił. To była naprawdę ogromna przyjemność móc znów posłuchać wykładu w pana wykonaniu - powiedziałam, będąc pod ogromnym wrażeniem. - Muszę się koniecznie zaopatrzyć w pana książkę. W bibliotece jest on ciągle niedostępna. Jestem chyba piąta w kolejce, nie jestem tym faktem zbytnio zachwycona. A jeśli mogę zapytać, to czy planuje pan wydanie kolejnej książki na temat astronomii? Jestem pewna, że przyjęłaby się bardzo dobrze przez pasjonatów tej dziedziny nauki.
Patrzyłam na niego z zaciekawieniem. Myślę, że powinien napisać kolejną książkę, jestem pewna, że pierwsza wysłałabym służbę do księgarni, by stanęła w kolejce i nie wracała dopóki nie dostanę własnego egzemplarza najlepiej z autografem. Nasze spotkanie miało powoli dobiec końca, wszystko już wiedziałam i nie było powodu, abym zajmowała profesorowi więcej czasu. Ale jeśli mogłam przy okazji dowiedzieć się od niego czegoś jeszcze ciekawego, to przecież nie mogłabym odpuścić takiej okazji.



Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze

Victoria Parkinson
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3354-victoria-parkinson https://www.morsmordre.net/t3379-harkan#57453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-gloucestershire-cotswolds-hills-posiadlosc-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t3442-skrytka-bankowa-nr-842 https://www.morsmordre.net/t3380-victoria-parkinson#57455
Re: Dziedziniec [odnośnik]18.07.18 23:22
Czucie się potrzebnym było naprawdę wspaniałym stanem. Szczególnie gdy dotyczyło to młodych ludzi, szukających wiedzy i przychodzących do niego z własnej woli. To grono było tak wspaniale zróżnicowane,  że nikt nie mógł zaprzeczyć jakoby nauka nie jednoczyła ludzi. Dzieci z niemagicznych rodzin, półkrwi, arystokratyczne pociechy napływały do niego tłumnie i nie oglądały się na to, że profesor nie ukrywał się ze swoim podejściem i pozytywnym nastawieniem do każdego czarodzieja i czarownicy. Nie każdy oczywiście go lubił, ale zdecydowana większość odnajdowała w mężczyźnie swój bufor na każdą okazję. Jedni chcieli tylko rozmawiać o lekcjach, drudzy o problemach z anomaliami i ujawnieniem magii mugolom, kolejni o swojej przyszłości. Był dla każdego z nich i nie wyobrażał sobie innego życia. Zawsze miał to powtarzać aż do znudzenia, że podjęcie pracy w Szkole Magii i Czarodziejstwa było najlepszą decyzją, jaką kiedykolwiek podjął. A miał takich wiele. Ta jednak wybijała się ponad wszelkie inne i radość, którą czerpał z obcowania z młodym pokoleniem nie miała granic. Wciąż się rozszerzała niczym wszechświat. Nie miała przestać. Pięknym doświadczeniem były również momenty takie jak ten - gdy dzieci przeszłości pojawiały się przy nim również i teraz, szukając nie tylko rady, ale również i towarzystwa. Gdy widział, że cieszyły się tak samo lub nawet mocniej na jego widok i obecność od czasów nauki w Hogwarcie. Jego serce zalewało się ciepłem, widząc znajome twarze i słysząc głosy, które opowiadały mu o nowych życiach. Mała armia rosła w siłę i nie zamierzała zupełnie wymazywać starego profesora z pamięci. Victoria była jedną z takich osób, które pomimo pochodzenia i konfliktu podejścia do niektórych spraw, nie unikała kontaktu z Vanem. Wręcz przeciwnie jak mógł teraz dostrzec. Przy nim odsuwano kwestie sporne i skupiano się na czerpaniu z drobnych radości dnia codziennego. Tak właśnie powinno być. Czy i każdy nie powinien był podchodzić do świata podobnie? Odsuwać niesnaski i skupiać się na pięknie? Na czerpaniu z własnego towarzystwa? Obecności? Uśmiechnął się nieco zawstydzony słowami dawnej uczennicy, ale nic nie powiedział. Nigdy nie umiał przyjmować komplementów, bo cały czerwieniał. Nawet drobne słowa i gesty potrafiły zbić go z pantałyku. Ten stan jednak został przygnieciony radością, którą spowodowało zrozumienie na twarzy panny Parkinson. Pojęła i dostała wszystko czego od niego oczekiwała. Jej słowa były wystarczającą nagrodą. - Jeśli będziesz potrzebowała jeszcze rady, pisz, drogie dziecko. W końcu nigdzie się nie ruszam - odparł, obdarzając ją życzliwym uśmiechem. Musiała wiedzieć, że akurat jego chęć niesienia pomocy nigdy nie wygasała ani nie przedawniała się. Nie spodziewał się jednak słów o książce. - Naprawdę? Niemożliwe, że jest jej tak mało - odparł, popadając w wyjątkową zadumę. Zaraz jednak się otrząsnął gotowy do działania i rozmowy na temat tak żywo go interesujący. Nie zauważyłby nawet jeśli Victoria pytałaby jedynie z grzeczności. - Planuję, jednak ostatnie zmiany wiele zmieniły. Musiałem zerwać parę kontaktów z uwagi na zamknięcie Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, a odzyskanie ich wymaga czasu. Na szczęście nic w przyrodzie nie ginie i jestem na dobrej drodze do... - urwał, bo podszedł do niego ten sam mężczyzna, z którym rozmawiał na wejściu i poprosił o spotkanie. Jay nie chciał zamęczać młodej lady, ale nie mógł odejść bez obietnicy. Po niej Parkinsonówna nie miała tyle czekać na jego dzieło. Uśmiechnął się po raz ostatni, przeprosił i podziękował za spotkanie, oczekując następnego. Tak dobrze było spotkać dawną uczennicę...

|zt


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Dziedziniec [odnośnik]17.11.18 0:38
|13 września

Trzynaście grubych tomów. Właśnie tyle miałem zamiar wynieść z biblioteki, ale w porę uświadomiłem sobie, że jednak nie dam rady ich unieść. Nie wziąłem ze sobą pomniejszającej torby, a z wiadomych względów wolałem unikać zaklęć. Od wybuchu anomalii zdecydowanie zmniejszyłem częstotliwość korzystania z różdżki, a po ostatnich objawach sinicy naprawdę wyciągałem ją w ostateczności. Wygodne czarodziejskie życie musiało poczekać - teraz większość spraw załatwiam po mugolsku. Niby ten świat nie jest mi obcy, w końcu po części się w nim wychowałem, ale kilkanaście lat korzystania z magii potrafi rozleniwić człowieka.
Tak czy inaczej postanowiłem dzisiaj wybrać się do biblioteki, w zasadzie bez żadnego konkretnego powodu. Po prostu przypomniałem sobie, że nie było mnie tutaj przynajmniej od początku sierpnia, i uznałem to za ogromne niedopatrzenie. Przecież ja uwielbiam czytać książki, każdy to wie, a już w szczególności historyczne. W domu nie mam żadnej nowej książki, a nie chciałem zachodzić do księgarni z kilku powodów. Pierwszy z nich to brak Frances, który z pewnością równa się gorszej obsłudze i w ogóle przypływem niekoniecznie miłych wspomnień. Drugi powód, jeszcze bardziej przyziemny, to zwykła oszczędność. Nie jestem bogaczem, a te historyczne podręczniki trochę kosztują. Natomiast trzeci powód jest taki, że nie wszystko da się kupić. Istnieją stare, niedostępne pozycje, których nawet nie da się wypożyczyć do domu. Przez to wszystko wybrałem się właśnie do biblioteki.
Nie potrafię powiedzieć jak długo krążyłem pomiędzy półkami, zerkając na co ciekawsze tytuły. W końcu zerknąłem jednak na zegarek i doszedłem do wniosku, że powinienem zbierać się na Pokątną. Niechętnie wyszedłem z głównej czytelni i poszedłem do szatni, a tam (jak na złość!) zrobiła się niezwykle długa kolejka spowodowana jakąś wycieczką czy grupą wspólnej nauki. A bo ja wiem! W każdym razie czekałem długie minuty żeby wreszcie stanąć przed Panem Szatniarzem i poprosić o swój płaszcz. Owszem, podał jakiś płaszcz mi podał, ale z pewnością nie mój. Był dużo mniejszy i jakby... kobiecy? Przyjrzałem mu się krytycznie i już chciałem powiedzieć o tym szatniarzowi, kiedy zauważyłem jak mój z lekka znoszony jesienny płaszczyk wychodzi z budynku. Zacząłem biec w jego kierunku, przeciskając się przez ludzi, i chyba przypadkowo uderzając jednego łokciem w podbródek. - Przepraszam! - Krzyknąłem zanim stanąłem na zewnątrz. A na zewnątrz było zimno, więc zacząłem lekko się trząść; przecież miałem na sobie tylko niespecjalnie grubą zieloną koszulę w żółte paski. - To nie twój płaszcz! - Krzyknąłem, dopiero teraz uświadamiając sobie, że tajemnicza osoba musiała być kobietą - chociaż nie jestem wysoki, mój płaszcz i tak na niej wisiał. - Hej! - Krzyknąłem głośniej, po czym mamrocząc coś pod nosem z wyraźnym niezadowoleniem, narzuciłem na siebie jej płaszcz, żeby nie zamarznąć.


not a perfect soldier
but a good man

Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dziedziniec - Page 2 F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674
Re: Dziedziniec [odnośnik]17.12.18 1:24
Śpieszyła się. Właściwie, tak tylko powiedziała natrętowi, który zachęcony przez uroczą Bunię od paru dni nie dawał jej spokoju i pojawiał się w miejscach, które odwiedzała, swoją obecnością niemal od razu naznaczając je łatką tych nieprzyjemnych, godnych zapomnienia i odnalezienia nowych kryjówek. Oczywiście rozumiała babcię Sprout; była kochana i dbała o swoje wnuczęta, jak chyba każda normalna starsza pani, interesowała się nimi, ale do przesady, podejmując co jakiś czas próby swatania każdego z nich. Pech chciał, że tym razem trafiło na nią i o ile nie miałaby nic przeciwko, tak kandydatem okazał się pulchny sąsiad z nieszczególnie przyjemnym w obyciu charakterem. Nie wiedziała co robił w bibliotece, wszak twierdził, że książki były nudne i nie warto sobie nimi zawracać głowy, podejrzewała jednak, że albo za nią szedł albo Bunia zdradziła cel jej podróży. Cel, który w gruncie rzeczy trafił szlag: nie odnalazła ani grubego zbioru ziół wypożyczonego od dłuższego czasu ani nie zaznała spokoju, który kochała w bibliotece. Zmrożona zachowaniem swojego adoratora, czy raczej jego brakiem, szybko zgubiła go pomiędzy regałami a potem pobiegła do szatni, przeciskając się pomiędzy tłumem ludzi do lady. Odebrawszy płaszcz nie zwróciła uwagi, że wydana odzież nie należała do niej, gdy ceniąc sobie spokój za wszelką cenę chciała uciec stąd prędzej, niż jej prześladowca ponownie ją odnajdzie.
Gnała przed siebie, a słysząc, że ktoś wołający ją zza pleców nie daje za wygraną, zatrzymała się gwałtownie i odwróciła zgrabnie na obcasie.
Daj mi w końcu święty spokój! – wrzasnęła i po raz kolejny w tak krótkim czasie stanęła jak wryta, spoglądając na Floreana z przerażonym wyrazem twarzy. Podobne wybuchy nie zdarzały się jej nigdy, a z pewnością nie na obcych ludzi i kiedy już miała go przeprosić, rozpoznała zarówno dzięki jego kolorowemu ubraniu, jak i twarzy, człowieka, z którym jakiś czas temu pokłóciła się na polu zawodowym, czyli niezwykle delikatnym. Nie była bez winy; powiedziała wtedy kilka nieprzyjemnych słów o wyrobach serwowanych w lodziarni na Pokątnej, w zamian za to dostając kilka równie nieprzyjemnych słów o słodyczach serwowanych w Perle, i przysięgła sobie wtedy omijać tego człowieka szerokim łukiem.
Nim jednak Florean zdążył zwrócić uwagę na pomylone płaszcze, za jego ramieniem dostrzegła znajomą, niepożądaną sylwetkę, dlatego ponownie rzuciła się do ucieczki, tym razem zdecydowanie przyśpieszając tempa jak na tak krótkie nogi.


* * *like a flower made of iron


Primrose Sprout
Primrose Sprout
Zawód : złodziejka ciastek; pomocnica w Czekoladowej Perle
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W walce między sercem a mózgiem zwycięża w końcu żołądek.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Dziedziniec - Page 2 5ec844eba06fd06c3663bd04febb9f2f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6323-primrose-sprout#159252 https://www.morsmordre.net/t6427-cynamonka#163819 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f189-dolina-godryka-dom-numer-101 https://www.morsmordre.net/t6428-p-sprout#163820
Re: Dziedziniec [odnośnik]02.01.19 2:33
Nie sądziłem, że będę kiedyś gonił swój własny płaszcz. Początek września okazał się ciepły i letni, ale wreszcie nadeszła jesienna aura i codzienne deszcze, więc naprawdę nie chciałem go stracić. Nie mogłem sobie pozwolić na nowy, mając na głowie mnóstwo o wiele ważniejszych wydatków. Cóż, prowadząc swój własny lokal trzeba się nastawić na wzloty i upadki, a w tym momencie to właśnie te drugie wysysały galeony z mojej skrytki bankowej.
Właśnie dlatego tak uparcie biegłem i wołałem, nie przejmując się spojrzeniami przechodzących obok mnie ludzi. Nie mogłem stracić swojego płaszczu z oczu, ale na szczęście złodziej w końcu się zatrzymał. Jakież ogarnęło mnie zdziwienie, kiedy tajemnicza osoba okazała się nikim innym jak Primrose Sprout! Zaniemówiłem na chwilę, patrząc na nią z wyraźnym zdziwieniem. Jej twarz silnie zapadła mi w pamięci, w końcu była to bezpodstawnie krytykująca twarz. - To ty... - powiedziałem cicho aczkolwiek dobitnie, lecz kiedy tylko chciałem jej przypomnieć o moim płaszczu, zaczęła po prostu przede mną uciekać. Nie mogłem w to uwierzyć! - Hej! - Wyrwał mi się zdesperowany okrzyk zanim puściłem się za nią biegiem. Teraz nie chodziło tylko o płaszcz, teraz chodziło również o szacunek. Teraz już na pewno nie odpuszczę.
Muszę przyznać, że bieganie w za małym damskim płaszczu nie jest wygodne. Było mi niezwykle ciasno pod pachami, więc w zasadzie nie byłem w stanie ruszać rękoma, a jak wiadomo, bez tego dosyć ciężko się biega. Trudno, nie zamierzałem biec bez niego, bo było na to za zimno. - Ja mam ci dać święty spokój?! - Krzyczałem dalej, mając nadzieję, że mnie słyszy i nie krzyczę do ściany. - To oddaj mi mój płaszcz! - Omal nie wpadłem w studzienkę kanalizacyjną, doprawdy, to by było komiczne jak scena z niemego filmu. - Najpierw próbujesz mi odebrać reputację, a teraz ubrania?! - Jeżeli ktoś mnie znał bliżej to na pewno wiedział, że zawartość szafy nie jest mi obojętna i dość długo ją kolekcjonowałem. Byłem przywiązany do tego płaszcza, nie mogłem pozwolić, by znajdował się sam w obcym mieszkaniu.


not a perfect soldier
but a good man

Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dziedziniec - Page 2 F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674
Re: Dziedziniec [odnośnik]16.01.19 21:26
Słyszała, ale zdecydowanie łatwiej było udawać, że nie i biec przez pół Londynu na oślep. Sama zresztą podziwiała się za ten nagły zastrzyk adrenaliny, który w efekcie dawał jej nadludzkiego tempa bez – jak na razie – grama zadyszki, przyśpieszonego serca, czy duszności spowodowanych brakiem tak dużego wysiłku. Wreszcie jednak zatrzymała się, nie z własnej woli a z powodu spektakularnego potknięcia i prawdopodobnie przykręcenia kostki. Jęcząc pod nosem dokuśtykała do pobliskiej ławki i opadłszy bez sił, wzięła kilka głębszych oddechów, ostatni z nich wstrzymując na dłużej wraz z pojawieniem się Floreana. Myślała, że pozbyła się jednego problemu w postaci tamtego natręta, tymczasem komicznym zrządzeniem losu jak spod ziemi wyrósł przed nią nowy.
Oszalałeś? – wydusiła oburzona – nie wiem dlaczego miałabym kraść twoje ubrania – a jednak teraz, orientując się, że rzeczywiście w szatni musiało dojść do nieszczęsnej pomyłki, nie zamierzała odpuścić sobie dobrej zabawy; na ogół była niezwykle przyjazna i do rany przyłóż, lecz w przypadku stojącego naprzeciwko mężczyzny cała miłość do świata, czy ludzi znikała. Pamiętała dokładnie tamtą sytuację, w której została osądzona o coś, czego nie zrobiła, o zdanie wyrwane z kontekstu i dziecinne zachowanie Floreana, który nie chciał wyjaśnić nieporozumienia jak dorośli.
Z drugiej strony jednak – dodała, obejmując się rękoma wokół – całkiem przyjemny ten płaszcz – zacisnęła palce na materiale, badając jego jakość i chociaż ta była przeciętna, odkryła satysfakcjonującą przyjemność w poirytowanej minie rzemieślnika – kilka przeróbek i leżałby na mnie jak ulał – przesunęła spojrzenie na chłopaka – z moim będzie problem, nie da się dołożyć materiału – z trudem powstrzymując się od uśmiechu, wcisnęła nos pod kołnierz. Musiała przyznać, że Florean wyglądał zabawnie i nie dziwiła się, że tak bardzo poniosły go nerwy, z kolei ludzi, których mijał, śmiech. Oczywiście zamierzała oddać mu jego zgubę, ale nie od razu; była bardzo pamiętliwa a niedokończone, niedopowiedziane sprawy potrafiły męczyć ją nawet po latach – dlatego upatrywała w tym spotkaniu szansy do załagodzenia konfliktu. Nie potrzebowała wrogów, właściwie, nie chciała wrogów, skoro jej misją było roztaczanie miłości, humoru i dobrego jedzenia.


* * *like a flower made of iron


Primrose Sprout
Primrose Sprout
Zawód : złodziejka ciastek; pomocnica w Czekoladowej Perle
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W walce między sercem a mózgiem zwycięża w końcu żołądek.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Dziedziniec - Page 2 5ec844eba06fd06c3663bd04febb9f2f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6323-primrose-sprout#159252 https://www.morsmordre.net/t6427-cynamonka#163819 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f189-dolina-godryka-dom-numer-101 https://www.morsmordre.net/t6428-p-sprout#163820
Re: Dziedziniec [odnośnik]30.01.19 17:39
Ten przeklęty płaszcz był tak ciasny, że ledwie mogłem w nim ruszyć rękoma. Dowiedziałem się dzięki temu, że bieg bez rąk jest naprawdę skomplikowany. Łatwiej stracić równowagę i w ogóle jest niewygodnie. Owszem, mógłbym go zdjąć, ale wtedy zapewne bym się przeziębił, a miałem postanowienie nie zobaczyć żadnego uzdrowiciela przynajmniej do końca tego roku. Już wystarczająco dużo czasu spędziłem ostatnio w szpitalu i naprawdę miałem dość służby zdrowia. Nie żeby źle mnie traktowali, wręcz przeciwnie, za każdym razem zachowywali się w pełni profesjonalnie, ale i tak wolałem nie dostać łatki stałego pacjenta. To dość zawstydzające, szczególnie jeżeli większość wizyt była spowodowana totalnymi porażkami w Klubie Pojedynków. Cóż, i tak zamierzałem brać w nich udział, umiejętność pojedynkowania się jest niezbędna w dzisiejszym świecie.
Chciałem skrzyżować dłonie na piersi, ale nie byłem w stanie przez dziecięcy rozmiar płaszcza, więc jednak opuściłem ręce wzdłuż tułowia i przyglądałem się Primrose uważnie jakby miała zaraz wstać z tej ławki i zwiać. Nie pozwolę na to! - Ja też nie wiem, ale to zrobiłaś! - Włączył mi się tryb mówienia głośno i jakoś nie potrafiłem go wyłączyć. Musiałem odzyskać swój ulubiony płaszcz, do tego w kieszeni została ostatnia miętówka, na którą miałem właśnie ochotę. - Żartujesz? - Niemal pisnąłem, nie wierząc własnym uszom i oczom. Bezczelna, po prostu bezczelna! Miałem ochotę mocniej napiąć mięśnie, kucnąć, pozwolić szwom na moich plecach pęknąć. Ale nie zrobiłem tego, jeszcze tego nie zrobiłem, bo nie lubiłem niszczyć cudzej własności. - To nie jest zabawne, oddaj mi mój płaszcz - powiedziałem rozeźlony - naprawdę minęło dużo czasu odkąd ponosiły mnie takie emocje, co w sumie jest zabawne, bo przecież chodzi tylko o kawałek ubrania. - Proszę - dodałem po chwili przez zaciśnięte zęby, pewnie nawet ciężko było to słowo zrozumieć, ale jak widać nawet w najgorszych sytuacjach nie zapominałem o dobrych manierach.


not a perfect soldier
but a good man

Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dziedziniec - Page 2 F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674
Re: Dziedziniec [odnośnik]05.02.19 14:32
Bardzo nie lubiła niekomfortowych sytuacji a ta z pewnością taka była. No, pomijając jej absurdalność oczywiście, dzięki której chyba była w stanie jeszcze żartować i udawać, że nie ma zamiaru mu oddać tego płaszcza. Bo oddać zamierzała, ale nie teraz, nie w tym momencie, gdy znowu Florean ją oskarżył o coś, czego nie zrobiła. Zadzierając nos wysoko, zmierzyła chłopaka kątem oka od stóp do głów i przewróciła oczętami.
Z łatwością przychodzi ci oskarżanie innych osób bez żadnej pewności, że rzeczywiście zawiniły – zawyrokowała, wsuwając instynktownie zmarznięte dłonie do kieszeni. Tam natknęła się na miętówkę, dobrze znany kształt cukierka, i niewiele myśląc wyjęła go na wierzch – po tylu pomówieniach, które skierowałeś w moją stronę w ciągu kilku minut powinnam się poważnie zastanowić jakie konsekwencje z tego wyciągnę – obserwując uważnie rzemieślnika, zauważyła z jaką złością i równocześnie chęcią wpatrywał się w cukierek, leżący na jej otwartej dłoni.
Może na początek nie oszczędzę tej miętówki – westchnęła, udając, że rozważa nad skomplikowanymi teoriami świata i zastanawia się co począć w tak niezwykle trudnej sytuacji. I już, kiedy prawie rzuciła cukierkiem w ziemię, w ostatnim momencie zmieniła zdanie, wsadzając go znowu do kieszeni. Sama obserwacja zmieniającej się kolorystyki i mimiki twarzy Floreana wystarczyła dla złośliwej satysfakcji przebijającej się przez jej ogólne dobro – naprawdę nie.... – zaczęła i równie szybko przerwała, dostrzegając w oddali nadchodzącego natręta. Nie posądzając się o tak śmiały, głupi czyn, zeskoczyła z ławki i w zwinnym susie znalazła się przy Floreanie, pozorując pełne uczucia przytulanie.
Jeśli chcesz płaszcz, to udawaj – posunąwszy się do szantażu, wysunęła czubek nosa za rękę chłopaka. Ten drugi, chociaż z początku szedł w ich stronę, dostrzegając wcale niejednoznaczną sytuację, najwidoczniej skapitulował i szybko zmienił trajektorię spaceru. Potem szybko odskoczyła do tyłu, z odległości może metra przyglądając się zaskoczonej twarzy towarzysza.
Dlaczego posądzasz mnie o rzeczy, których nie zrobiłam? – spytała, jakby nigdy nic powracając do wcześniejszego tematu; chcąc nie chcąc uraził jej kobiecą dumę.


* * *like a flower made of iron


Primrose Sprout
Primrose Sprout
Zawód : złodziejka ciastek; pomocnica w Czekoladowej Perle
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W walce między sercem a mózgiem zwycięża w końcu żołądek.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Dziedziniec - Page 2 5ec844eba06fd06c3663bd04febb9f2f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6323-primrose-sprout#159252 https://www.morsmordre.net/t6427-cynamonka#163819 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f189-dolina-godryka-dom-numer-101 https://www.morsmordre.net/t6428-p-sprout#163820

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Dziedziniec
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach