Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój
AutorWiadomość
Pokój [odnośnik]06.04.19 20:57
First topic message reminder :

Pokój

Mieszkanie Elviry nie jest duże, jednak jako samotna uzdrowicielka spędzająca w nim zaledwie kilka godzin dziennie nie potrzebuje niczego więcej. W głównym pokoju, który stanowi zarówno salon, jadalnię jak i podręczną bibliotekę, wszystkie meble rozłożono schludnie i z rozmysłem. Kanapa, fotel i stolik, nadszarpnięte nieco zębem czasu, szafki oraz komody z ciemnego drewna pełne profesjonalnych ksiąg, świeczniki ze sztucznego srebra, nieliczne impresjonistyczne (i niepokojące) obrazy, najmniejsza nawet popielniczka mają tutaj swoje dokładne miejsce. Granatowe ściany i prosta, drewniana podłoga w połączeniu z dużą ilością wolnej przestrzeni mogą sprawiać wrażenie chłodu, niedostępności, nienaturalności. Elvirze jest jednak wygodnie w bezosobowym mieszkaniu, gdyż jest to jej najprawdziwsza oaza wytchnienia po latach potykania się o stosy poezji w zapuszczonym domu rodzinnym


[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame


Ostatnio zmieniony przez Elvira Multon dnia 20.09.21 18:36, w całości zmieniany 6 razy
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon

Re: Pokój [odnośnik]03.11.19 0:39
Eliksir wyglądał na udany. Konsystencja i kolor książkowo się zgadzały… Zapachu wolała nie wdychać z obawy przed zatruciem, ale skoro poprzednie rzeczy były dobre, to i woń musiała być taka sama. Clem była więc z siebie w pełni zadowolona. Może nie była tak dobrą alchemiczką jak kucharką, ale kto wie, może kiedyś?
Pokiwała głową na wypowiedź dziewczyny. Rzeczywiście – wspaniale. Choć dla Clementine była to raczej codzienność, nie dostrzegała sztuki czy czystej perfekcji w swoich dokonaniach. Zawsze widziała je jak rutynę, była na to skazana, bo kto mógłby ją zastąpić? Sama musiała wszystko robić, było więc albo „dobrze”, albo „źle”. Nie było nic pomiędzy.
Łoa. Mieszkanka musiała być trochę nerwowa, Thorne aż otworzyła dzióbek ze zdziwienia. Chociaż, czy można było tę biedną lokatorkę winić? Gdyby zamieniły się rolami, cukierniczka z pewnością nie byłaby teraz tą spokojną… Niszczenie domu to ostatnie, czego chciałaby doświadczyć.
Nie odezwała się jednak, za to odebrała zapłatę z uśmiechem. Na pewno się przyda, nie była medyczką, a taki drobny eliksir to całkiem ładny interes za zwykły bahanocyd. Gdyby była trochę lepszym człowiekiem, może by odmówiła nagrody… Ale potrzebowała tego eliksiru medycznego. Jej rodzina tego potrzebowała. Nie mogła pozwolić, by tym razem bezecny altruizm do reszty wypaczył jej umysł.
Dziękuję. Zostanę jeszcze, by zobaczyć, czy jedna porcja starczy, a potem będę już się zbierać. W porządku? Nie chcę się narzucać. – zaproponowała na wszelki wypadek, nie chcąc osaczać nieszczęsnej ofiary bahanków. Nie chciała się narzucać, ale wypadało jednak to sprawdzić. Jeżeli jedna fiolka eliksiru to za mało, to może mogłaby spróbować zrobić jeszcze kolejną? Zawsze to dodatkowe doświadczenie, w końcu dotąd nigdy nie ubijała bahanków!
A gdyby tak jeszcze mogła pomóc większej liczbie świata magicznego, bazując na informacjach z tego wydarzenia i wysyłając do „Horyzontów Zaklęć” całe sprawozdanie z tępienia tych stworzeń? Byłoby świetnie! Zostałaby bohaterką, może dostałaby nawet duże pieniądze i dzięki temu wykupiła cukiernię! O niczym innym tak bardzo nie marzyła.


Oh my darling ClementineYou were lost and gone forever
Dreadful sorrow, Clementine

Clementine Thorne
Clementine Thorne
Zawód : ~ Czekoladniczka ~
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Do you ever feel like a misfit?
Everything inside you is
Dark and twisted
Oh, but it's okay to be different
'Cause baby, so am I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Pokój - Page 2 Cc393f0d121afc37a102a60f503e5d7c
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7407-clementine-thorne https://www.morsmordre.net/t7474-truman https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f284-sevenoaks-riverhill-road-13 https://www.morsmordre.net/t7477-skrytka-bankowa-nr-1812 https://www.morsmordre.net/t7476-clementine-thorne
Re: Pokój [odnośnik]03.11.19 16:03
Ekscytacja Clementine była Elvirza obca. Uzdrowicielka obserwowała z boku jej usatysfakcjonowane uśmiechy, delikatne ruchy ramion i głębokie wdechy, które niejednokrotnie zdradzały odczuwane przez dziewczynę emocje. Sama nie potrafiła wyobrazić sobie podobnej otwartości u siebie - nie tylko unikała werbalizowania uczuć za pomocą słów, ale też starała kontrolować podświadome odruchy. Nie zawsze jej się to udawało, czasem zaciskała pięści zbyt wyraziście, zbyt głośno wypuszczała powietrze z sykiem przez zęby i każda taka sytuacja stawała się osobistym niepowodzeniem. Clementine nie wydawała się nawet wstydzić tego, że patrzy na nią tak szczerze, że cieszy się tak nieskrycie. Elvira westchnęła bezgłośnie i sięgnęła do szuflad, by przygotować specjalną końcówkę do fiolki, która umożliwi rozpylenie eliksiru na jak największej powierzchni.
- Zostań, ale najlepiej na korytarzu. Wkrótce zrobi się tutaj nieprzyjaźnie - stwierdziła cicho, walcząc z pokusą, by zachęcić dziewczynę do tego, by zamiast wyjścia stanęła w rogu i własnym ciałem odczuła, jeżeli coś jednak okaże się nieprawidłowe. Dość już miała przypadkowych ofiar, przynajmniej na ten moment. Musiała się opanować. Prowizorycznie przygotowana maska z białego, miękkiego materiału posłużyła Elvirze za czasowy filtr powietrza, gdy w szybkich, acz precyzyjnych ruchach rozpylała bahanocyd na opróżnionych wcześniej blatach kuchni, w rogu między stołem a kuchenką oraz w okolicach parapetów. Nie szczędziła eliksiru także na wnętrza półek oraz szuflady salonu. Nie miała ani krztyny empatii wobec rozlatujących się, opadających z oszołomieniem stworzonek.
Opróżnioną fiolkę pozostawiła na fotelu, a potem jak najszybciej opuściła mieszkanie, zarzucając na ramię jedynie pojedynczą torbę. Już i tak zaczynała czuć pierwsze oznaki bólu w skroniach, nie miała zamiaru zostawać tam ani sekundy dłużej.
Na korytarzu skinęła Clementine głową w uniwersalnym geście uznania. Na większe podziękowania nie miała zamiaru choćby próbować się zdobyć, lecz odejście bez słowa mogłoby poskutkować niepotrzebnymi pytaniami.
- Wydaje mi się, że tyle wystarczy. Wszystko okaże się, gdy wrócę, by pozamiatać to, co z nich zostało, a potem się ich pozbyć. Ogień będzie najskuteczniejszy - stwierdziła bez litości, zerkając przez ramię na zamknięte drzwi mieszkania - Dobrego wieczoru - dodała na koniec, co w jej ustach zabrzmiało niemalże ironicznie.

/zt


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Pokój [odnośnik]03.11.19 20:47
Pokiwała głową na odpowiedź zleceniodawczyni i została na korytarzu. Domyślała się, że będzie tak po prostu lepiej. Nie chciała jej przeszkadzać, a poza tym nie mogła się doczekać, aż zobaczy eliksir w akcji. Nigdy dotąd nie tępiła bahanek, więc ekscytacja była znacznie silniejsza niż gdyby robiła to po raz drugi czy trzeci.
Powiodła wzrokiem bez słowa – choć z niemałym zaciekawieniem – za panią domu. Mówiła tak dojrzale, normalnie jak bohaterka książek dla dzieci! Clem w życiu by tak nie potrafiła. Nawet jeżeli w stosunku do braci bywała cudownie nadopiekuńcza, daleko było jej do takiego ideału. Bywała nerwowa, mściwa, a w dodatku nie miała cierpliwości do wielu rzeczy. Nikt nie musiał jej tego mówić – sama wiedziała.
Wstrzymała na chwilę oddech, kątem oka łapiąc obraz mieszkanki walczącej z bahankami niczym profesjonalny magiczny zoolog. To dopiero było coś! Z taką odwagą mogłaby nawet łapać smoki!
Clem pomyślała na chwilę, że może by się tak jeszcze gdzieś spotkały. Ten pomysł jednak zniknął tak szybko, jak się pojawił. Były przecież zupełnie różne: ona najwyraźniej wolała uzdrowicielstwo, a Thorne bawienie się miksturami. Do tego nie współgrały ani trochę charakterem. Ciężko jest zaprzyjaźnić się, gdy jest się od drugiej osoby tak innym. Przekonała się nieraz na własnej skórze, że lepiej nie zaburzać takich relacji w społeczeństwie. W pracy nigdy nie wychodziła poza dozwoloną granicę… Ale kiedy doszło do tego w szkole, wszyscy ją wyśmiali. Dlatego zawsze wolała obracać się w towarzystwie osób, z którymi więcej ją łączy niż dzieli.
Clementine uśmiechnęła się, widząc, że robota dobiegła wreszcie końca. Swoją drogą, może by tak jeszcze wstąpiła przy okazji na targ? Nie spodziewała się, że pójdzie im tak szybko z bahankami, a zapasy w domu szybko się przecież kończą!
W porządku – odparła, klaszcząc w dłonie radośnie. Był to czysty odruch, nie panowała do końca nad tym. – Dziękuję i wzajemnie!
Chciała przez chwilę pomachać nieszczęsnej ofierze bahanek na pożegnanie, ale czy wypadało? Ostatecznie tylko odwróciła się przelotnie, rzucając jej pełne ciepła spojrzenie i udała się w stronę sklepów.

[z/t]

[bylobrzydkobedzieladnie]


Oh my darling ClementineYou were lost and gone forever
Dreadful sorrow, Clementine

Clementine Thorne
Clementine Thorne
Zawód : ~ Czekoladniczka ~
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Do you ever feel like a misfit?
Everything inside you is
Dark and twisted
Oh, but it's okay to be different
'Cause baby, so am I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Pokój - Page 2 Cc393f0d121afc37a102a60f503e5d7c
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7407-clementine-thorne https://www.morsmordre.net/t7474-truman https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f284-sevenoaks-riverhill-road-13 https://www.morsmordre.net/t7477-skrytka-bankowa-nr-1812 https://www.morsmordre.net/t7476-clementine-thorne
Re: Pokój [odnośnik]06.10.20 12:59
| 20 VIII

Od egzekucji na Connaught Square minęło już kilka godzin, on jednak mimo to nie trafił jeszcze w ręce uzdrowiciela. Lub uzdrowicielki. Odniesiony w trakcie szamotaniny uraz z pewnością nie był szczególnie poważny, podczas portowych bójek zdarzało mu się już obrywać w okolice krocza i wciąż żył, a nawet był w stanie płodzić dzieci, mimo to wolałby nie kusić losu, najlepiej jeszcze tego samego dnia upewnić się, jak może przyśpieszyć proces dochodzenia do siebie. Alkohol przynosił ulgę, lecz nie taką, na jaką liczyłby Goyle. Dlatego też po konsultacji z Drew - i zakrapianej whisky wizycie w Mantykorze - skierował się na Pokątną, gdzie podobno miała mieszkać jakaś znajoma Macnaira, do tego znajoma, która była biegła w magii leczniczej. Wciąż zastanawiał się, czy nie powinien udać się do Cassandry, wierzył w jej umiejętności, była zdolną czarownicą i gdyby nie jej pomoc, żywot Rycerzy byłby o wiele cięższy - mimo to coś podpowiadało mu, że wolałby nie konsultować się z nią w akurat tej sprawie.
Towarzysz wskazał mu właściwy budynek, później też poprowadził dalej, ku lokum, które podobno zajmowała Elmira, a może Elvira?, nie pamiętał. Najważniejszym było, by znała się na leczeniu, do tego - by potrafiła zachować dyskrecję. Łudził się, że Macnair wie co robi i nie robił sobie z niego żartów, przynajmniej nie tym razem. Sprawa była przecież niezwykle poważna. Cały czas, gdzieś z tyłu głowy, plątała się myśl dotycząca pojmanej Zakonniczki. Czy zamknęli ją w Tower? Czy była w trakcie przesłuchiwania? Czy do więzienia dotarli już śmierciożercy, czy chwilowo trzymali się na stosowny dystans, nie chcąc wchodzić ministerialnym funkcjonariuszom w paradę zbyt wcześnie? Odkąd tylko spuścił ją z oka, odczuwał nieodparte przeświadczenie, że popełnili błąd oddając ją w ręce władzy. Niezależnie od tego, kto sprawował funkcję Ministra, Caelan miał cały ten organ za zbiorowisko konowałów, no, z kilkoma nielicznymi wyjątkami od tej reguły.
W końcu stanęli przed drzwiami do mieszkania numer cztery, a Goyle - nie czekając na pomoc druha - załomotał w nie silnie, nie chcąc dłużej czekać, nie chcąc przeciągać tej wizyty. Byle była w domu. I byle mogła mu pomóc. Ile to mogło zająć? Kwadrans? Oby, i oby się już najlepiej nigdy więcej nie spotkali.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Pokój [odnośnik]07.10.20 11:54
Elvira nie mogła pozwolić sobie na zbyt długie rozpamiętywanie wydarzeń na Connaught Square. Ani tych przyjemnych - rozlewu krwi na drewnianym podeście, triumfu sprawiedliwości nad mugolską zarazą i schwytania szlamy. Ani tego, czego wspominać i tak nie miała chęci, przede wszystkim własnej nieskuteczności i wrażenia bycia dalece odsuniętą od spraw. Trudno, może i podczas egzekucji nie była im do niczego potrzebna, nie oznaczało to jednak, że zapomniała o powinnościach należących tylko do niej. Niezależnie od towarzystwa, miała zadanie do wykonania dzisiejszej nocy i zrobi wszystko, aby właściwie się do niego przygotować. Pierwszym krokiem, co oczywiste, było doprowadzenie się do porządku po zamieszaniu. W wannie starła z siebie wszelkie pozostałości potu, smród pyłu, jaki osiadał, gdy w pełnym słońcu zmuszono ich do gnieżdżenia się w tłumie. Umyła włosy i twarz, rezygnując z zapachowych olejków, żeby nie wydzielać zbyt intensywnego zapachu. Czuła jednak świeżość oraz idący za nią przypływ motywacji, mogła więc zabrać się za kompletowanie wygodnych ubrań, eliksirów i ekwipunku.
Czy raczej, mogłaby, gdyby nie głośne dudnienie w drzwi, jakie rozległo się wkrótce po tym, jak wyszła z łazienki.
- Idę, idę, Merlinie - wymamrotała pod nosem, choć w rzeczywistości jeszcze na moment zatrzymała się przy lustrze, żeby przygładzić jasne włosy i przerzucić je wygodnie na jedno ramię.
Na sobie miała jedynie czarny szlafrok z cienkiego materiału, sięgający nie dalej niż parę cali nad kolano, a w rękach do łokci. Nie była to jednak jej wina, że nieproszeni goście złapali ją w nieodpowiedniej chwili, nie zamierzała udawać, że niczym wzorowa gospodyni zawsze oczekuje nieznajomych w odświętnej szacie i z filiżanką kawy na spodeczku. Też coś.
Nie marnowała czasu na ubieranie się, ale nie zbliżyła się do drzwi, póki nie miała w dłoni różdżki. Nikogo się nie spodziewała, ostrożność była więc przymusem.
Z początku jedynie uchyliła drzwi, nie kryjąc się z tym, że celuje w mężczyzn różdżką, ale choć jednego z nich niemalże wcale nie rozpoznawała, to widok drugiego sprawił, że westchnęła bezgłośnie i opuściła broń. A potem otworzyła przejście na oścież i przystanęła z boku, aby bez słowa wpuścić ich do środka.
W mieszkaniu miała zawsze porządek i dzisiejszy dzień nie był wyjątkiem, lecz nie dało się w nim uświadczyć żadnych ozdobników ani elementów ocieplających wystrój. Dawniej wisiały tu obrazy, ale zdjęła je parę tygodni temu, gdyż odnosiła wrażenie, że potęgują koszmary. Preferowała minimalizm, więc wszystko, co posiadała, musiało mieć cel. W tym momencie jedynymi przedmiotami, które zdawały się nie na swoim miejscu były leżąca na kanapie czarna torba i ze trzy lub cztery książki poruszające tematykę wilkołaków, które czytała jeszcze przed wyjściem na plac.
- No, szybciej - powiedziała dopiero po chwili, chciała bowiem jak najprędzej zamknąć drzwi. Nie ufała swoim sąsiadom. - Czemu zawdzięczam ten zaszczyt? - zapytała z wyczuwalną ironią, opierając dłoń z różdżką na biodrze, a drugą ręką mocniej spinając pasek od szlafroka. Nic pod spodem nie miała, ale tego nie musieli wiedzieć, zwłaszcza Drew. - Nie, dobra, sama sobie odpowiem. Potrzebujecie pomocy. - Nie wyobrażała sobie, aby o tej porze mogli pojawić się na jej progu z innego powodu, świeżo po egzekucji i wyraźnie podpici. - Precyzujcie szybko, bo nie mam dużo czasu. - Machnęła różdżką, by przywołać ze swojej sypialni trzy szklanki. - Będziecie pić, czy już wam wystarczy? - Miała w domu whisky, wino i gin, a choć osobiście preferowałaby to pierwsze, dla siebie nalała wyłącznie niewielką ilość czerwonego wina. Dla towarzystwa. Upić się, niestety, nie mogła. Nie dzisiaj.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Pokój [odnośnik]20.10.20 16:36
Wywrócił oczami w oczekiwaniu na nadejście gospodyni. Wciąż nie wiedział, czy była w domu, wszak nie krzyknęła, nie dała żadnego innego znaku swej obecności, dlatego wytężał słuch, próbując dosłyszeć jakiekolwiek odgłosy dobiegające zza drzwi. Może Macnair się pomylił? Może to wcale nie było tu? Większość czasu chodził napruty, nie zdziwiłby się więc, gdyby druh zwyczajnie zgubił drogę, nie będąc w stanie odnaleźć odpowiednich szczegółów w otchłani pamięci, a teraz zwyczajnie nie chciał się do tego przyznać. W końcu nie tak dawno, bo na placu egzekucyjnym dał wyraz swej jedynej prawdziwej miłości, miłości do alkoholu – wierna piersiówka była tym, co miał pod ręką zawsze i wszędzie… Wtedy jednak jakaś kobieta nieznacznie uchyliła drzwi i poddenerwowany żeglarz nie musiał się już dłużej zastanawiać, czy kogoś w ogóle zastaną. Tyle musiał jej przyznać, miała w sobie jakieś zalążki rozsądku, skoro nie otworzyła im od razu na oścież, wykazując się większym zaufaniem dopiero w chwili, gdy spojrzała na jego towarzysza. Miał ochotę westchnąć, długo i przeciągle, darował sobie jednak, zamiast tego powoli wchodząc do środka, wciąż uważając, by żadnym gwałtownym ruchem nie pogorszyć odczuwanego stale bólu.
- Potrzebuję medyka – burknął na powitanie, postawa blondynki wcale nie zachęcała do silenia się na zbędne w tej chwili grzeczności. Uniósł wyżej brwi, trochę w wyrazie powątpiewania, trochę zaskoczenia, lecz nie skomentował kusego ubioru czarownicy. Czyżby się kogoś spodziewała? Kogoś innego niż ich dwójka? Lekko szumiało mu w głowie, przyjemnie i odprężająco, mimo to wciąż był poddenerwowany. Cóż, trudno było zapomnieć o tym, do czego doszło na Connaught Square – nieudolnym zamachu na obserwujących egzekucję czarodziejów, o walce, która się tam wywiązała, a w którą włączył się przeciągnięty na ich stronę olbrzym. I o odzywającym się bólem kroczu, to przede wszystkim. Wygiął usta w grymasie złości, gdy kazała szybko doprecyzować, co ich tu sprowadza. – Dostałem w jaja od jakiejś szalonej Zakonniczki – warknął gwoli wyjaśnienia. – I będziemy pić – dodał stanowczo, twardo, niewiele robiąc sobie z faktu, że może wcale nie zasłużył na goszczenie jakimkolwiek alkoholem, daleko mu było do tytułu gościa roku. Najwyżej zaoferują jej darmową kolejkę czy dwie w Mantykorze, o ile w ogóle zapuszczała się na Nokturn. – On jednak na pewno nie będzie patrzeć na... Na proces leczenia – podjął znowu cierpko, piorunując wzrokiem stojącego obok Macnaira, widział przecież jego głupawe uśmieszki. – Zapłacę ile trzeba – dodał jeszcze. Na pieniądze nie mógł narzekać, a już na pewno w obliczu nagrody za pochwycenie Tonks, po którą miał zamiar się zgłosić.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Pokój [odnośnik]22.10.20 18:57
Uniosła wyzywająco brodę, gdy dostrzegła cień powątpiewania na twarzy nieoczekiwanego gościa. Z jedną dłonią opartą na biodrze, wilgotnymi włosami odrzuconymi niedbale na plecy, dumna i wyprostowana nie sprawiała wrażenia kogoś, kto wstydzi się przyłapania w wieczornym przyodziewku. Ani się nie zamierzała chować przed niczyim wzrokiem ani wkładać wysiłku w udowadnianie wartości mimo drobnej i wyzywającej poniekąd prezencji. Jej umiejętności oraz wiedza we właściwym momencie broniły się same, z tym, że wciąż nie była pewna, czy aby na pewno ma na to w tej chwili czas.
Burkliwy facet o manierach jaskiniowego trolla raczej nie uderzał w czulsze tony jej serca, zapewne gdyby nie przyszedł w towarzystwie Drew, to nawet nie otworzyłaby mu drzwi. No ale, kolegom nie wypadało odmawiać pomocy. Kimkolwiek był, zapewne winni poznać się lepiej - ujrzenie się nawzajem półnago przy szklance alkoholu się w tej kategorii mieściło.
- Potrzebuję medyka... - powtórzyła za nim zgryźliwie, rozlewając alkohol do szklanek. Dla panów whisky po brzegi, bo nie była skąpcem; teraz już nie, gdy wreszcie pracowała stale i za dobre pieniądze. - Kto potrzebuje medyka? Byś się chociaż przedstawił. Ja jestem Elvira Multon
Pchnęła szklanki na skraj stolika, licząc, że sami się obsłużą. Nie była jakąś kelnerką, żeby spacerować na giętkich nóżkach i wszystko im podtykać pod nos. Sobie nalała wyłącznie niewielką ilość wina, którą wychynęła na raz i odstawiła. Bardziej dla poprawy nastroju, niżeli dla efektu. Nie miała dobrej okazji się upić. Nie chodziło już tylko o misję, leczenie wymagało skupienia, a przeczuwała, że cokolwiek się wydarzyło, nie odmówi mu. No chyba, że prośba będzie absurdalnie czasochłonna.
Na szczęście, okazało się wręcz przeciwnie. Nieznacznie uniosła brwi i bezwstydnie powiodła spojrzeniem po spodniach mężczyzny. Nie wiedziała, czy jest bardziej zniesmaczona, czy zadowolona z tego bezprecedensowego doboru słów. Niby w towarzystwie nie wypadało, lecz z drugiej strony preferowała, gdy ludzie przechodzili do rzeczy od razu i nie musiała zastanawiać się nad tym, o co im właściwie chodzi.
- Rozumiem - powiedziała krótko, z trzaskiem otwierając regał dużej szafki i wyciągając z wnętrza niewielki słoiczek. - Szalona Zakonniczka? Czyżby na Connaught? Jeżeli to ty złapałeś tę szlamę, to rozgość się za darmo. Trzeba nagradzać... bohaterów. - Trudno było zgadnąć, czy mówi ironicznie, czy zupełnie poważnie.
Ścisnęła w palcach różdżkę i wskazała mężczyźnie niewielki korytarz, w którym po jednej i drugiej stronie mieściły się drzwi.
- Na lewo. Wedle życzenia. - I sama również ruszyła w tym kierunku, posyłając Drew niejednoznaczny uśmieszek i kiwając głową w stronę stołka, gdzie wciąż stała na wpół pełna butelka. Przekaz był jasny, jak chce to niech bierze wszystko.

zabieram Caelana do sypialni :pwease:
[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Pokój [odnośnik]02.01.21 19:17
27 września

Stań przede mną i napój mnie słodyczą grzechu, którego odmawiasz mi tak długo. Dlaczego zamilkłaś? Coś było nie tak, Azjatka czuła to w powietrzu, nienazwany ciężar intuicji zalewający ją od środka trucizną innej barwy, innego smaku, niż pragnęła. Elvira milczała zbyt długo. Choć znały się niby ledwo, odkryte na dnie świadomości pokrewieństwo sprawiało, że jednocześnie przeżyły ze sobą eony przemykającej przez palce historii, stawały się jednością, gdy przyciskały czoło do czoła, dłoń do dłoni, rozmawiając o byle czym, czy krojąc pochwyconego gwałciciela na drobne kawałeczki. Potrzebowały siebie nawzajem, lecz żadna nie była skora tego przyznać. Dlatego Wren oczekiwała. Mimowolnie, bezwiednie wypatrywała na parapecie znajomej sowy niosącej zaproszenie wszelkiego rodzaju, ale nie dostrzegła jej przez cały ten czas wśród ptactwa klienteli spragnionej krwi i piękna. Uzdrowicielka najwyraźniej nie była chętna zaszczycić jej korespondencją; nie tęskniła? Czy to uczucie nie paliło jej wnętrzności, nie igrało z roztańczoną ciekawością drugiego człowieka, dogłębną, nieziemską, taką, której aromatu nie znają zwykli śmiertelnicy? Domysły przelały w końcu czarę goryczy, doprowadziły do tego, że pewnego wieczora czarownica zerwała z wieszaka kobaltowy płaszcz i ruszyła ulicą Pokątnej do znajomego, wręcz sąsiedzkiego adresu, odnajdując go bez cienia problemu. Trzydzieści dwa numery dalej mieszkała ta okrutna istota, wystawiająca ją na próbę. I pożałuje tego srogo - Chang przysięgła sobie w myślach, wspinając się po nieco chybotliwych schodach ubogiej kamienicy. Drewno wydawało się zapadać pod ciężarem małych stóp, przesiąkać ich materiał kwaśnawym zapachem wilgoci, a poręcz raz po raz oferowała wgłębienia zapamiętanych palców.
W końcu dopadła numer cztery. Wytarta cyfra widniała dumnie na drzwiach, zbyt skromna wobec narcystycznego anielstwa tutejszej gospodyni, zbyt licha; z zaciętym wyrazem twarzy i lekko zmrużonymi skośnymi oczyma Wren stanęła przed drzwiami i wzięła głęboki oddech, zanim kilkakrotnie zadudniła w nie pięścią. I nasłuchiwała. Czy to kroki dochodziły ze środka, niepoparte głosem, zaproszeniem do przekroczenia progu? Ktoś ewidentnie był w mieszkaniu, lecz niebawem wszelki dźwięk ucichł, zupełnie jakby próbowano oszukać ją nieobecnością; , samozwańczą baletnicę wśród łabędziego jeziora kłamstw. Niedorzeczne. Azjatka zmarszczyła brwi i zapukała raz jeszcze, głośniej, wyraźniej.
- Wiem, że jesteś w środku, Multon - wymamrotała pod nosem cierpko, nieprzyjemnym głosem, wręcz karcącym; co ona sobie wyobrażała? Dlaczego udawała, że nie ma jej w domu? - Jeśli myślisz, że będę tu stać i czekać aż jaśnie pani ćwierć-arystokratka zechce mi otworzyć, masz nierówno pod sufitem. Bardziej niż dotychczas to pokazałaś - tym razem jej słowa były donośniejsze. Poniosły się echem po klatce schodowej i zaginęły gdzieś w pajęczynie w kącie, wibrując na jej białych połaciach utkanego majstersztyku.
Cokolwiek sprawiło, że Elvira straciła nią zainteresowanie i nagle usunęła się w cień, nie mogło trwać wiecznie w tajemnicy. Wren była zdeterminowana by wyrwać z jej gardła tę opowieść, chociaż wiedziała, że tym samym poniża swoją godność; nie prosiła się nigdy o niczyją uwagę, tym bardziej nie rynsztokowej damy spod ciemnej gwiazdy, której język przypominał bardziej wyrzuconego na portowy brzeg śledzia niż narząd kwiecistej, eleganckiej mowy. Czarownica dobyła więc różdżki; wysunęła ją z kieszeni płaszcza i wskazała szpicem na blokującą ją przeszkodę.
- Odsuń się od drzwi. Słyszysz? - zawołała surowo, po czym skupiła myśli, czując, jak płynąca z umysłu i serca magia przepełnia wiodącą rękę. Musiała dostać się do środka, tylko to miało teraz znaczenie. Wycelowała zatem precyzyjnie w samo centrum barykady, zrobiła kilka kroków w tył i zaintonowała ze spokojem, - Bombarda.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Pokój [odnośnik]02.01.21 19:17
The member 'Wren Chang' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 77
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pokój [odnośnik]02.01.21 23:33
Bywały w ostatnim tygodniu dni, kiedy mniej lub bardziej istotna sprawa, od obowiązku do pierońskiej troski, zmuszała Elvirę do opuszczenia mieszkania. Bywały godziny, kiedy musiała zarzucić na siebie płaszcz, czarny i powłóczysty, zbyt gruby na wczesną jesień i zbyt cienki, by mogła poczuć się w nim bezpiecznie - a potem pobiec gdzieś, uciec, z zasłoniętą twarzą, niepoznaną sylwetką, od stóp do głów zakryta, jak dementor. Dobre i tyle, bo gdyby nie to, może już straciłaby rozum. Wzięła urlop od pracy, bo myślała, że tego potrzebuje, ale od tamtego czasu dni zlewały się w jedno, minuty uciekały przez palce i wpadały przez szpary starych desek podłogowych, wprost w podziemia, z których ona również nie mogła się wydostać. Nie ważne, z ilu okien zerwała firany, ile zapaliła świec, ile czasu spędzała leżąc w wannie i wpatrując się w przestrzeń. Były tam zawsze, gdy przymykała powieki. Każdy twór, każdy demon, błysk świateł o nieziemskich odcieniach, których wieczne wirowanie ostatecznie zlewało się w jeden olbrzymi ból głowy - koszmary potrzebowały do działania tylko i wyłącznie ciemności, a Elvira nie chciała im jej dawać. Im bardziej jednak nie chciała, tym łatwiejszym stawała się łupem. Nie mogła w nieskończoność funkcjonować bez snu, przekonała się o tym szybko, pierwszego dnia nawet (drugiego?). Leżała wtedy w wannie, w gorącej wodzie - nie odczuła dokładnie momentu, w którym gęsta piana przestała koić, a zaczęła parzyć - chwili, kiedy znowu oplotły ją łańcuchy. Tyle wyłącznie, że gdy się przebudziła, woda zdążyła odbarwić się na szkarłat. Późno zaleczona rana na plecach dawała się we znaki, lecz strach był silniejszy niż ból, wyskakując z wanny straciła równowagę i uderzyła głową o szafkę, nie przyzwyczajona do braku ręki. Straciła przytomność na jakiś czas, może by nawet umarła. Druga myśl ściskała przerażeniem tym bardziej, że właściwie nikogo nie było tutaj, żeby się tym przyjął - tak jak nikogo nie było w Locus, tam w snach zawsze wracała sama. Nigdy nie narzekała na samotność, do czasu, aż leżąc w łóżku na zimnej kołdrze nie zaczęła zastanawiać się, jak bardzo zdążyłaby zgnić zanim ktokolwiek by ją znalazł. Samego omdlenia jednakowoż nie żałowała, przebudzenie się na kafelkach usmarowanych krwią i mydlinami było warte kilku minut mroku, w którym z otchłani nie dosięgały Elviry żadne sypiące się łapy. Dla odmiany.
Wyglądała i czuła się paskudnie, a pocieszenie odnajdywała już wyłącznie w tym, że przynajmniej nikt nie musiał jej w tym stanie oglądać. Nie miał okazji czerpać powodów do kpiny. Chciała wyjść z tego wszystkiego na własnych warunkach, choć w rzeczywistości balansowała jak tonący na ostatniej dryfującej desce. Od incydentu z wanną myła się już tylko, gdy naprawdę musiała wyjść z mieszkania, ubrania zmieniała z przyzwyczajenia, dobierając spódnice nie do pary z koszulami, pomięte, choć jakimś cudem wciąż czyste. Jedzenia nie miała wiele, nigdy przecież nie parała się gotowaniem, zwykle decydując jeść na mieście lub w Boreham. Skubała sam chleb i bułki z masłem, nie miała innego wyjścia; którejś nocy wstała z łóżka przed pierwszą i wyrzuciła do kosza całe mięso i warzywa, jakie jeszcze zostały jej w kuchni, bo przekonana była, że fetor zgnilizny, który wybudzał z najgłębszego snu, to zepsute jedzenie albo martwe szczury za fotelami. W każdy kąt, na każdą ścianę przybijała suszoną lawendę albo inne ingrediencje, których w szafach miała aż nadto, kupowała ich nawet więcej w aptece za rogiem, na zmarnowanie, aż całe mieszkanie zaczęło wyglądać i śmierdzieć karykaturalnie, niczym jeden wielki zielnik. Nie pomogło. Pomagała za to ostra woń alkoholu, który wieczorami pochłaniała butelka za butelką, bo jeżeli nie zasnęła z przepicia, to nie zasypiała wcale; nie miała siły prosić się o silne eliksiry, obawiała się, że brakuje jej woli, aby się od nich nie uzależnić - alkohol był bezpieczniejszy. Mniejsza szansa, że umrze.
Duszącej mieszanki lawendy, ziół i papierosowego dymu nie zdołała już wytrzymać nawet Kim, więc przez większość doby nie było jej na żerdzi - ale żadna strata, mogła spierdalać na szczaw. Elvira i tak nie odpisywała, nie czytała nawet listów, które stosem piętrzyły się na kanapie w salonie. Zaglądała wyłącznie na nadawcę i czasami tylko otwierała te, które przyszły od innych Rycerzy i wydawały się ważne. Potem pogięty pergamin rzucała z powrotem na koc.
Potrzebowała przerwy, nic więcej, tylko przerwy. Koszmary w końcu miną, strach zelżeje, ręka będzie nowa. Nie była słaba, nie była tym gorszym ogniwem, musiała tylko wyzdrowieć.
Nieproszeni goście byli ostatnim, co mogłoby pomóc. Usłyszała walenie do drzwi, musiałaby być głucha, by je zignorować - siedziała akurat na łóżku w sypialni i próbowała czytać książkę o starożytnych runach, chociaż głowa pękała jej od nerwów, a fantomowe swędzenie nieistniejącej skóry utrudniało skupienie. Z książką na kolanie, włosami upiętymi w najbardziej niechlujnego, gniazdowatego koka, jaki kiedykolwiek znalazł się na jej głowie, kołysała się lekko w przód i w tył, zaciskając prawą dłoń na kolanie, próbując przekonać mózg, że przecież litości, nie może jej boleć coś, co nie istnieje. Uniosła głowę i spojrzała w stronę salonu, ale nie próbowała wstać.
- Chodzi elfik koło drogi, nie ma ręki ani nogi... - zanuciła cicho sama do siebie, żeby zagłuszyć piszczenie w uszach. Niech oni sobie pójdą... - Do sąsiada się zakrada i bahanki mu podkłada... - Chwila ciszy, potem głos. Znała go dobrze, choć nie od razu powiązała z twarzą. Dopiero po chwili, po momencie... - Chodzi, chodzi, medytuje, komu wpierdol podaruje... - Zacisnęła zęby, modyfikując wers po swojemu. Potem zebrała się powoli, podeszła do drzwi sypialni i przystanęła tam w milczeniu; serce łomotało mocno o żebra, ale choćby chciała (a nie chciała), nie mogła otworzyć.
Stała tam przecież boso, w czarnej workowatej koszuli do kostek, z ciasnym opatrunkiem na uciętej ręce, jak karłowate drzewko gotowe do ścięcia, jak żałosny pacjent, który spierdolił z oddziału zamkniętego. W mieszkaniu miała syf, pod stołem walały się butelki, przy drzwiach wciąż niedozbierane do końca fragmenty lustra, które potłukła pierwszego wieczoru, kiedy jeszcze nie była w stanie spojrzeć na swoje odbicie. To chociaż do niej wracało, powoli, ta pewność siebie.
Od koszmarów i szpetnych naznaczeń nikt jednak nie mógł jej wybawić. Miała się już cofnąć z powrotem, gdy jej uszu dobiegło pytanie - rozkaz. Zagryzła suchą wargę i uniosła brew sceptycznie, zupełnie nieprzekonana do tego, że Wren będzie w stanie zaserwować jej cokolwiek bardziej frustrującego niż już zdołało ją spotkać. I owszem, wyrwanie drzwi z zawiasów zaklęciem nie było temu nawet bliskie, ale kurwa, podziałało.
- Co ty robisz?! - wydarła się, chwiejąc i opierając bezradnie o framugę sypialni, jedną wyłącznie ręką; radziła sobie z tym coraz lepiej. - Wyjdź! Wyjdź! - Głos się jej lekko załamał, choć nieznacznie, w gardle jednak zapiekło, bo nie podnosiła tonu w ten sposób od dawna. - Ty jesteś pomylona! - skwitowała jeszcze, klepiąc się po udach, jakby szukała kieszeni, której w nocnej koszuli nie miała; różdżka leżała na łóżku, ale to było blisko, zdążyła tam sięgnąć. - Bucco! - Pierwsze zaklęcie, jakie przyszło jej na myśl, jak instynkt obronny, pierdolona klątwa. Dyktowana strachem, bólem, żalem i wstydem.
Wren, przepraszam.
[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame


Ostatnio zmieniony przez Elvira Multon dnia 02.01.21 23:39, w całości zmieniany 2 razy
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Pokój [odnośnik]02.01.21 23:33
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 16

--------------------------------

#2 'k10' : 4
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pokój [odnośnik]03.01.21 0:18
Huknęło. Drewno poleciało wprzód, rozdarło się na wióry pchnięte prochem i drzazgą, by potem opaść miękko na ziemię, w jasnobrązowej chmarze duszącej płuca; nie otworzyła, a zatem otrzymała pokłosie swojej decyzji, akcja i reakcja, decyzja i konsekwencja, tym rządził się świat. Z wciąż uniesioną różdżką Wren ruszyła do przodu krokiem wolnym, ostrożnym, niczym zakradający się do środka drapieżnik gotów przystąpić do ataku w każdym możliwym momencie, wszak nie miała pojęcia co zastanie w gnieździe tej żmii. Może powiła małe węże głodne świeżej krwi? Z Multon wszystko było prawdopodobne, a zatem gdy tylko chmura pyłu opadła na brudnawą podłogę, a głos gospodyni rozdarł zalegającą tu ciszę, czarownica ściągnęła brwi w wyrazie zimnego oburzenia. Więc była tu, nie otworzyła, choć słyszała dobiegającą zza drzwi prośbę, a nawet kpinę mającą rozbudzić znajomy ogień; zamiast tego zaszyła się w swojej norze, liżąc rany, którym teraz ze zdumieniem przyglądała się Azjatka. Brak ręki zarejestrowała błyskawicznie. Kikut owijał nie pierwszej świeżości bandaż, pod oczyma złotowłosej malowały się głębokie plamy purpury piejące o nieprzespanych nocach, a ona cała zdawała się dygotać w braku sił. Coś pożerało ją od środka, to jasne; klątwa? Co się wydarzyło, Elviro, kto ci to zrobił? Zapytałaby, być może, lecz uzdrowicielka prędko przystąpiła do powitalnego rytuału, intonując w jej kierunku czarnomagiczną klątwę. Wren znała tę inkantację. Pamiętała ją z pierwszego prawdziwego pokazu Deirdre otwierającego przed nią wrota do świata grzesznie zakazanego i brutalnego, do świata, w którym własnym cierpieniem i determinacją jesteś w stanie okupić przeogromną moc.
Ale różdżka nie odpowiedziała. Multon zapewne była zbyt rozchwiana psychicznie, by skoncentrować się wystarczająco i wykrzesać z siebie drzemiące pokłady czarnej magii; kapryśna sztuka katowała jej zatem cierpieniem, przecięła umysł i polała krew z nosa, karząc za niedbalstwo. Przepełnione paniką, lecz wciąż niedbalstwo. Brwi Azjatki ściągnęły się głębiej, podkreśliły rysującą się na czole zmarszczkę, a ona postąpiła kilka kroków do przodu, dzierżąc w dłoni kasztanowe drewno.
- Marnie witasz swoich gości - wywarczała wściekle, lodowato. Jej złość nie była taka jak wszystkie: była zimna, wyważona i obojętna, zdystansowana, mająca karcić i krzywdzić, zamiast dawać ujście skumulowanemu zdenerwowaniu. Nic nie stało teraz jej na drodze, nic nie broniło Elviry przed orientalnym gniewem zrodzonym w latach ukrycia i ciszy; ruszyła w jej stronę szybko, krokiem pewnym, ostrym, korzystając z okazji chwilowego otępienia, które owładnęło kobietą. - Znam zaklęcie, które próbowałaś rzucić. Jesteś tak głupia, by szastać czarną magią na prawo i lewo? - Deirdre przestrzegała ją choćby przed nierozmyślnym powtarzaniem inkantacji, których do końca nie rozumiała, a które dopiero miała poznać; czy nie tak samo powinna postąpić Multon, znając zagrożenie niepewnego stanu i ewidentnego obciążenia organizmu? Musiało przytrafić się jej coś okropnego; niewyobrażalnym był bowiem fakt, by narcystyczna księżniczka doprowadziła się do tak silnego chaosu, do okropieństwa fizycznego i wewnętrznego spustoszenia. Walczyła, to pewne, ale z kim? Kto okazał się tak sprawnym przeciwnikiem, by pozbawić jej połowy ręki, użytecznego, choć niedominującego ramienia? Do tego krzywiła się mocno, mięśnie miała spięte, jakby w ciągle utrzymującym się bólu; zapewne dolegało jej zatem coś jeszcze, nie tylko fantomowe doznania utraconej kończyny. Wren miewała podobnie - czuła jakby swędziało ją ucho, którego w rzeczywistości nie było. Rozumiała ją. Niechybnie lepiej niż ktokolwiek inny. A jednak Elvira odpychała ją, mimo świadomości kolejnej nici połączenia, jaka zawisła między nimi w metafizycznym oceanie uczuć i myśli.
- Co, zaszyłaś się tu jak mysz, bo ktoś zrobił ci kuku? - zakpiła zimno, wciąż zmniejszając panujący między nimi dystans. Oparta o framugę uzdrowicielka była niemalże w zasięgu ręki, ale Wren kierowała w jej stronę wyłącznie ostry szpic kasztanowej różdżki. W obronie czy chęci ataku, tego sama nie była jeszcze pewna. - Dumna panna szlachcianeczka nie może już spojrzeć w swoje odbicie, bo nie jest doskonałe? Jak mi przykro - ciągnęła i przechyliła głowę do boku, obdarzyła gospodynię okrutnym, złośliwym uśmiechem. Pastwiła się nad nią długo i świadomie, raz po raz powracając spojrzeniem do brakującego ramienia. To dokuczało bardziej niż oderwane ucho, wiedziała, przeczuwała to, a jednak słowa same wypływały z jej ust, dając dowód skrytej tęsknocie i szarpiącą nią od środka czułością. Może na nią właśnie była zła. - Weź się w garść, Multon. To twoje słowa. To nie koniec świata, każdy uzdolniony alchemik wyhoduje ci nową rękę - przycisnęła wówczas różdżkę do jej piersi, a potem powiodła nią wyżej, wprost pod brodę, w myślach inkantując niewerbalne paxo maxima, powtórnie, gdy pierwsza próba ewidentnie zawiodła, pozostawiając ją z niczym. Azjatka musiała uspokoić to przerażone stworzenie - i w końcu porwała Elvirę w objęcia, zamykając ją w bezpieczeństwie własnych rąk. Nieistotne czy próbowała się wyrywać, adrenalina pozwoliła jej przytrzymać złotowłosą blisko, atakując własnym ciepłem. Gest ten przeczył wszystkim wypowiedzianym wcześniej słowom, tej wściekłości, która owładnęła aparat mowy, wypluwając zeń złośliwość i boleść; to właśnie chciała teraz zrobić, utulić ją, ukoić, odegnać demony, które rozsiadły się królewsko pod blond aureolą, siejąc zamęt, wstyd i niepewność.
Siłowały się przez chwilę; jedna próbując czmychnąć i druga absolutnie skupiona na tym, by nie wypuścić jej z objęć. Przycisnęła w końcu Elvirę do ściany, zamykając ją w potrzasku między sobą a chłodnym oparciem, mocno, ale czule; jedną dłoń miała ułożoną na tyle głowy czarownicy, drugą natomiast na ramieniu wciąż zdrowej ręki, nos przyciśnięty do jej policzka. Od niej nie było ratunku.
- Nie martw się już. Nie bój się - szeptała z nieoczekiwaną dla siebie troskliwością, próbując własnym spokojem zainfekować także spłoszoną blondynkę. Nigdy dotąd nie widziała jej w tym stanie, nie przypuszczała nawet, że Multon może być zdolna do podobnego zachowania, do jakiejkolwiek słabości. Była człowiekiem wykutym z żelaza. A teraz to żelazo pokrywała gruba rdza. - Powiedz mi co się stało, kiedy. Boli cię? Pomogę - obiecywała słodko, mówiąc teraz do jej ucha, cicho, cichutko, tak jakby świat wokół nich nie istniał, nie liczyło się nic prócz pragnienia uratowania tego beznadziejnego jestestwa, które przyszło jej tak lubić. - Musimy zmienić ci bandaż. A ty nie będziesz mi tego utrudniać, rozumiesz? - przycisnęła potem usta do skroni kobiety i eksperymentalnie rozluźniła uścisk, ciekawa, czy ta dalej będzie wierzgać, czy może zareaguje już spokojniej.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Pokój [odnośnik]03.01.21 18:10
Nie była wciąż gotowa na to, by konfrontować się z ludźmi spoza ścisłego towarzystwa zwolenników Czarnego Pana, nie dlatego, że budzili w niej w tym momencie nadzwyczaj ciepłe uczucia, z pewnością nie wszyscy, lecz załatwianie spraw między - kolokwialnie mówiąc - "swoimi" dawało komfort zrozumienia. Nikły, bo nikły, ale istniejący; nikt nie zadawał zbędnych pytań, nie próbował wyciągać od niej namolnie samopoczucia, nie zwracał uwagi na tymczasową kruchość. Nie drażnił. Wszystko było jasne i klarowne jak na dłoni, jeżeli nawet części Rycerzy nie było w podziemiach Gringotta, zdążyli usłyszeć o tym, co miało miejsce. Przy tylu rannych nie istniała inna możliwość.
Dlaczego Wren nie była w stanie zrozumieć, że czasami samotność była koniecznością? Nie oznaczało to przecież, na chuja Merlina, że się dziewczyną znudziła, że chciała zerwać relację, uciec w milczenie z grubymi nićmi utkanej perfidii. Nie była typem milczka krążącego wokół tematu, jeżeli coś by jej przeszkadzało, zwyczajnie by napisała - może nawet wpadła z własnymi zaklęciami, z własną pożogą. Jeżeli nie odpisywała na te pieprzone listy, nie otwierała drzwi, nie wychodziła z inicjatywą, oznaczało to, że miała osobisty powód. Potrzebowała przerwy, nie z powodu Wren, a wyłącznie dla siebie. Może powinna spodziewać się, że szalona dziewczyna nie odpuści i prędzej czy później ją doścignie; pomyślałaby o tym, gdyby miała siłę na refleksje. Do dworu Selwynów w Boreham Azjatka z całą pewnością nie weszłaby Bombardą - druga strona medalu była jednak taka, że w pałacu Elvira nie zamierzała się pojawiać, dopóki pozostawała kaleką.
Zaklęcie z czarnomagicznego arsenału nie było podyktowane realną żądzą zadania cierpienia, pojawiło się w jej ustach niemalże bezmyślnie, po sekundzie głębokiej paniki przepleconej wściekłością. Słyszała już nie raz, że tego typu czarów nie rzuca się w stanie zaburzonej koncentracji, a efekt tego działania odczuła od razu - różdżka wypadła jej ze zwiotczałych palców, skronie przeszył ból tak wielki, że jęknęła, a gdy znów otworzyła oczy, siedziała już pod ścianą, bezwiednie ścierając krew powoli sączącą się z nosa.
Ledwo słyszała pretensje Wren, nie odpowiadała na nie, zajęta łapaniem powietrza przez zalepione szkarłatem nozdrza. Znowu była w tym samym miejscu, znowu bezradna, zdławiona i bez szansy. Na oślep próbowała odszukać różdżkę, aż w końcu przygarnęła ją do boku i zmarszczyła brwi, aby wydać z siebie przeciągłe warknięcie. Rzygać jej się już chciało do tej słabości, od strachu, który atakował znienacka i paraliżował. Ponad syczenie w uszach i kremową mgiełkę zawieszonego w powietrzu pyłu przedarło się do Elviry jedno słowo - głupia - i dopiero wtedy odnalazła język w wysuszonych ustach.
- Nic nie wiesz! - krzyknęła, rękawem czarnej koszuli rozsmarowując sobie krew po białych jak prochy policzkach. - Nic! Wypierdalaj stąd! I napraw te drzwi, do kurwy nędzy, bo przysięgam, że cię zabiję. - Przez załzawione z bólu oczy dojrzała kraniec różdżki wycelowany w jej stronę, ale zbyt była roztrzęsiona i zła, by kusić się o ostrożność. - Nie mów mi o zaszywaniu się, jakbym się chciała zaszyć, to bym wyjechała z tego miasta! - A może to był właściwy pomysł? Może gdyby na jakiś czas opuściła Pokątną, koszmary by zelżały? Bank Gringotta był przecież niedaleko, a podziemia rozległe; kto wie, czy to nie właśnie tutaj, pod ich stopami, wieleset metrów niżej, znajdowała się komnata skrywająca artefakt? Na samą myśl zesztywniała i wpiła się plecami w ścianę. A przez rozkojarzenie nie zdążyła zareagować nim Wren uwięziła ją w swoich wąskich ramionach.
Próbowała się wyrwać, oczywiście, że próbowała. Nie zamierzała ani przez sekundę przyznawać, że potrzebuje troski lub opieki, nie odda honoru bez walki. Rozpychając się jednak kościstymi kolanami i niesprawnym ramieniem, trudno było wsunąć różdżkę pomiędzy nie, by mogła ją właściwie wycelować. Może nawet specjalnie utrudniała sobie zadanie, nie chcąc odnosić sukcesu. Licząc, że zostanie powstrzymana.
- Nie mów mi co mam robić - mamrotała coraz ciszej, coraz bardziej nieskładnie, wypluwając słowa wraz z gorącym oddechem przesiąkniętym zapachem alkoholu i krwi. - Proszę bardzo, zostaw ją, zostaw tę swoją dumną szlachcianeczkę - brzmiała jak obłąkana, nie czując z tego powodu żadnego wstydu.
Czym był bowiem wstyd w porównaniu do nieznanego, niemożliwego do obejścia zagrożenia; do perspektywy rychłej śmierci, do lęku o własne życie? Nie mogła o tym zapomnieć, nie zapomni. Nawet nie poczuła, kiedy dziewczyna podetknęła jej własną różdżkę pod brodę, lecz słabe zaklęcie uspokajające zadziałało jak najłagodniejszy powiew rozsądku. Przestała się wiercić i wyrywać, czekając na lepszą okazję do ucieczki, niczym zwierzyna w potrzasku. Czuła na policzku miękką skórę Wren, kruchą dłoń osłaniającą jej głowę przed bolesnym zderzeniem ze ścianą. Bliskość ta była równocześnie rozkoszą i ulgą, i koszmarem.
- Wren, przestań - wcięła jej się w słowo, gdy zaczęła szeptać z absurdalnie niespodziewaną łagodnością. Nie bój się, nie bój się nie bój sięniebójsięnie - Nienawidzę cię - wyrzuciła tak wyraźnie zdławionym głosem, prawie ze szlochem, choć błękitne oczy po kilku pierwszy kroplach wilgoci wyschły natychmiast i nabrały martwego wyrazu. Odchyliła się, ile mogła, aby na nią spojrzeć, uciekając od drobnych pocałunków. I tak była cała przepocona, śmierdząca, niedoskonała; sama tak powiedziała. Czego więc od niej oczekiwała? - Nie chcę pomocy, nic się nie stało, nie widzisz? Wszystko jest dobrze. Zejdź ze mnie, muszę wstać. Paxo maxima - Tym razem sama przyłożyła białe drewno do własnej skroni, w miejscu, do którego dopiero co Wren przytknęła usta. Kojąca magia sprawiła, że poczuła się minimalnie pewniej, choć wciąż nie dość, by podnieść się do pionu bez chwiania. Nie opanowała jeszcze umiejętności odnajdywania balansu w uszkodzonym ciele. - Nie odpisywałam na listy, bo byłam zajęta. - uznała wreszcie po zaczerpnięciu głębokiego oddechu, a potem podparła się dłonią o podłogę, by wstać. Ton jej głosu nabrał nagle obojętnej nuty, twarz wygładziła się mimo zmęczenia, poza bordowymi smugami nie znaczyła jej już żadna zmarszczka. - Napraw te drzwi, zrobię ci kawy. Chcesz kawę? Powinnam mieć, a jak nie, na pewno mam wino. - Umyślnie zignorowała wszelkie pytania, umyślnie próbowała zepchnąć rozmowę na neutralny tor.
Nie było o czym rozmawiać, i tak przecież nie mogła; jak tonący brzytwy chwytała się nadziei, że jeżeli pozwoli Wren chwilę tu posiedzieć, to ją uspokoi i rozejdą się w pokoju. Przyjdzie jeszcze moment, gdy odzyska siły na to, by walczyć, droczyć się, ścierać z euforią i zajadłością - dzisiaj zwyczajnie ich nie posiadała. Chciała tylko wziąć butelkę, odkorkować ją zębami, wrócić do łóżka i patrzeć na cztery odpalone świece, targane wiatrem z otwartego na oścież okna. Chciała mieć po prostu spokój.

Elvira 188/209 (-21 psychiczne, na styk z minusem -5 awsome)
[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Pokój [odnośnik]04.01.21 17:23
Zaintonowane z intencją czy nie, Elvira powinna wiedzieć, że czarna magia nie przepada za niedbałością. Wymagała koncentracji, poświęcenia i absolutnej gotowości zszargania niewinności duszy, wszystkiego zatem, czego brakowało dziś ogarniętej paniką uzdrowicielce; woluminy przesłane przez Deirdre okazały się niemal bezkresnym źródłem wiedzy. Wren studiowała je w ciemności, nieopodal rozpalonej świecy, jednej, jedynej w całym pomieszczeniu, za dnia z zaciągniętymi, ciężkimi kotarami, w nocy zaś na podłodze, oparta plecami o siedzisko kanapy, wpatrzona w pergamin tak intensywnie, że niemal przepalała go spojrzeniem. Kończyła jedną lekturę i od razu zaczynała następną, a gdy i tej kończyły się kartki, powracała do pierwszej, studiując ją jeszcze raz. Chciała zapamiętać wszystkie formuły. Wszystkie wyjaśnienia, historie, wstępne opisy zaklęć; niektóre z nich Mericourt zaprezentowała przy masywnej głowie tytana, inne wciąż pozostawały enigmą, ale zapewne nie na długo. Dlatego właśnie - ze względu na własną pieczołowitość w przyjmowaniu do swego wnętrza ciemnych mocy - Azjatka zareagowała na popis Multon z oczywistą złością. Przez bezmyślną inkantację przemawiał brak szacunku, nieważne, czy jej umysł pożerał pourazowy stres i wszelka inna gorączka; księga czytana u Selwynów powinna wystarczyć, by nawet z tak ciężkiego przypadku jak złotowłosa uzdrowicielka wyplenić nierozważne narwanie.
- A mimo to zaszyłaś się tutaj - skontrowała twardo, ignorując rozhisteryzowane żądanie naprawienia drzwi i zostawienia jej samej. Elvira mogła krzyczeć, rozkazywać i mazać się jak niepoważne dziecko, na Wren nie robiło to wrażenia; przywykła do obcowania z niestabilnymi nastolatkami, które często popadały w szał obezwładniającego strachu, gdy w końcu zdawały sobie sprawę z tego, że wojna jest wojną, a trup trupem. Że wszystko to jest absolutne, nie odejdzie wraz z modlitwą wypowiedzianą przed snem czy naiwnym życzeniem szeptanym nad urodzinowym ciastem. - Zaszyłaś się tutaj, bo wiedziałaś, że nikt nie będzie cię szukał. Kto traciłby na to czas? Kogo w ogóle obchodzi to, co się z tobą dzieje? - syczała niczym kobra, wściekła, a jednocześnie tak zimna, precyzyjnie plująca jadem w rozognioną, otwartą ranę. W tym wszystkim, oczywiście, przeczyła sama sobie; to ona przecież dopadła w końcu drzwi wejściowych do mieszkania niedającej znaku życia uzdrowicielki i dostała się do środka, wymagając odpowiedzi. Przekonującej opowieści. Gdzie byłaś przez tyle czasu? Dlaczego milczałaś, choć dawałam ci znak o swojej tęsknocie? Zapłacisz mi za nią, za to, że zwątpiłam we własną atrakcyjność w twoich oczach; chciała ją zmiażdżyć, zniszczyć, pragnęła zadać ból, by potem ukoić go własnym dotykiem i pocałunkiem.
- Przeciwnie - weszła jej w słowo. Multon nie mogła utonąć w buzującym w niej obłędzie, o nie, nie pozwoli jej na to. - Będę ci mówić co masz robić, bo widzę, że się pogubiłaś. Potrzebujesz głosu, który przedrze się przez twój idiotyzm - kontynuowała z wręcz nienaturalną surowością, przytrzymując kobietę w miejscu. Adrenalina dodawała wątłym kończynom wystarczająco siły, by uporała się z opozycją; tam, gdzie triumfowała, Elvira traciła kolejne pokłady żywotności, ostatki energii wykorzystując do obrony przed de facto nieistniejącym zagrożeniem. Czarownica nie chciała dla niej źle - co udowodniła niebawem czułym dotykiem i delikatnością, z jaką w ramionach zamyka się chorą, ukochaną osobę. Do miłości obu im było daleko, zapewne obie nie do końca pojmowały naturę tego egzotycznego uczucia, ale to nie przeszkadzało jej przycisnąć do siebie cierpiącego istnienia. Nie tak, jak czyniła to z płaczliwymi mugolkami. Uzdrowicielkę trzymała blisko, całą sobą, nie fałszywym ramieniem czy wymuszonym gładzeniem zmierzwionych włosów - była z nią i robiła wszystko, by Elvira zdała sobie z tego sprawę.
- Nie bój się - powtórzyła zatem uparcie, głucha na obietnicę nienawiści. Była kłamstwem, niedbałym, wątpliwym, efektem gorączki czy skumulowanego stresu. Odchyliła się lekko, by spojrzeć na bladą twarz swojej szlachcianeczki, a ta w absurdalnej próbie udowodnienia, że nie dolegało jej nic, przyłożyła kraniec bladej różdżki do własnej skroni i powtórzyła rzucone przez Azjatkę zaklęcie. Niewątpliwie pomogło na ból głowy - jednak nie było w stanie zasiać w głowie Wren przeświadczenia, że bratnia dusza rzeczywiście odzyskała poczucie stabilności.
Przyglądała się jej zatem uważnie, patrzyła jak ta podnosi się z podłogi, słuchała kiedy proponowała kawę, beznamiętna, pozbawiona ruchu i słowa. Niczym posąg wykuty z chłodnego, oschłego marmuru, skuszony do wiecznej ciszy. Kawa, wino, udawanie, listy, zajęcia, mistyfikacja, myślisz, że jestem tak głupia, by ci uwierzyć? Skośne oczy zwęziły się nieznacznie, dłoń sięgnęła w bok, w kierunku wyrwanych, wręcz wysadzonych w powietrze drzwi, nadgarstek wykonał zaś znajomy ruch. Dwukrotnie próbowała zaintonować inkantację, niby skupiona, a jednak od środka podobnie rozchwiana zniecierpliwieniem i przejęciem obrażeniami Elviry; czarownica westchnęła ciężko i spróbowała tym razem słowo wypowiedzieć głośno. - Reparo - rzuciła zaklęcie, które prędko poderwało w powietrze pozostałości drewna i przytwierdziło jednolite drzwi do zawiasów, zamykając je na odnowiony zamek. Zniknął ślad jej nieeleganckiego włamania. I nikt nie będzie im przeszkadzał; jeżeli zaalarmowani sąsiedzi wyszliby na klatkę schodową, nie mogli zajrzeć już do środka przez wolną, drewnianą ramę, nie mogliby też wydedukować, do którego konkretnie mieszkania rzucona została bombarda.
- Wykąpiesz się i umyjesz zęby. Potem zmienię ci opatrunek - zarządziła, zupełnie jakby wcześniejsze słowa Multon rozmyły się w nicości, w nieistnieniu, nieposłyszane przez nikogo. Jeśli spróbowałaby wierzgać, następna bombarda, przepełniona tęsknotą i strachem o dobro kobiety, powędrowałaby w jej kierunku. Praktyczna lekcja pokory. - Chodź - chwyciła Elvirę za wciąż zdrowe ramię i poprowadziła do łazienki, by za ich plecami zamknąć drzwi. Tu też panował nieład, przynajmniej kilkudniowy kurz piętrzył się na meblach, podkreślając tym samym stagnację, w jaką popadła uzdrowicielka. Należało ją z tego wyciągnąć, dziś, teraz, natychmiast; Wren bez pytania zacisnęła dłonie na jej sukience i podniosła ją ku górze, ściągając przez niemądrą głowę, czy tego chciała, czy nie. - Powiedz mi co się stało - powtórzyła i odkręciła kurek wanny. Ciepła woda powoli zaczęła wypełniać porcelanową kołyskę, podczas gdy Azjatka jęła rozplątywać gumkę z niedbale uplecionego koka złotych włosów. Powoli uchodziło z niej zdenerwowanie powodowane niepewnością i troską; uspokajała się, nie oferowała jadu, a opiekę - przyjacielską, taką, którą na początku miesiąca podarowała jej Multon po wypadku w lesie. Oko za oko, ząb za ząb. Przysługa za przysługę. Czy widziała w tym jedynie spłatę długu? Nie; czuła natomiast, że postawienie uzdrowicielki na nogi było jej obowiązkiem. - Wtedy, w wierzbowej alei, miałam złe przeczucia. Czułam, że coś ci się stanie - wymamrotała cicho i podała kobiecie dłoń, oferując pomoc przy wejściu do wanny. Czuła, a jednak nie zrobiła nic, by powstrzymać klątwę, która dosięgła również ją. Kiedy to się skończy?



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Pokój [odnośnik]22.01.21 21:22
Nigdy jeszcze nie odznaczyła się na oczach Wren taką słabością jak dziś. Nie była bierna podczas nieobcych im potyczek słownych, konkurencji na granicy szarpaniny i piekielnego tańca, która sprawiała im obu tak znaczną przyjemność. Pod żadnym naciskiem nie ustąpiłaby z własnej woli, nie pozwoliła na upokorzenie - na ryzyko, że Azjatka znudzi się tym, że jej dotychczasowa partnerka zaczyna gubić kroki. Z tego względu unikała konfrontacji za wszelką cenę, zbierając się kawałek po kawałku, liżąc rany w ciemnych zaułkach własnej samotni. Nie miała pojęcia, jak wiele upłynie jej na tym czasu, po ilu dniach ustąpią spontaniczne napady furii podszytej rozpaczą. Pieściła się ze sobą, ostrożnie oklejała rozcięcia, podczas gdy Wren nie uszanowała jej prawa wyboru, wpadła jak uzdrowiciel na dyżur dzienny i zerwała bandaże razem ze strupem.
Cóż z tego, że zachowywała się nieodpowiedzialnie, głupio? Elvirze w tym momencie nie zależało niemal na niczym, nie chciała się niczego wstydzić ani niczemu poświęcać uwagi.
Po prostu czekać, czekać na lepszy okres. Sama. Zawsze, zawsze sama. Dokładnie tak, jak oskarżała ją Wren. Nie powinna o tym myśleć, rozkładać na czynniki pierwsze. Najchętniej przycisnęłaby szczupłe dłonie do uszu albo wepchnęła kościste palce głęboko pod żebra i wyrwała kurczące się zbyt szybko serce, byle tylko nie czuć, nie dbać o nic, tak jak o nikogo nie dbała do tej pory - i nikt nie dbał o nią.
- Ciebie obchodzi - wysyczała, choć nawet te dwa słowa nie miały już w sobie żadnej pewności; powieki zapadały jej się ze zmęczenia, miała wrażenie, że jeżeli spróbuje wstać, piszczele połamią się pod nią jak zapałki. - Gdyby cię nie obchodziło, wcale byś tu nie przyszła. Powiedz mi, że jest inaczej. Powiedz mi to prosto w oczy! - zażądała masochistycznie, w pełni świadoma, że odpowiedź mogła przynieść więcej szkody niż pożytku.
Być może zresztą Wren wcale nie musiała się na nią zdobywać. Ani ona ani Elvira nie były zwolenniczkami emocji wplątywanych w monolog; dużo łatwiej przychodziło im obnażyć się fizycznie niż dać drugiemu człowiekowi metaforyczny dostęp do własnej duszy. Nie oczekiwała od niej wyznań, ale żywiła nadzieję, że i ona ich nie zażąda; że jak zwykle wystarczy spojrzenie, dotyk, złośliwość nieodpowiadająca gestom. Wciąż jeszcze walczyła o godność, próbowała znaleźć dziurę, przez którą mogłaby się przecisnąć, norę, w której dałoby się skryć - za dużo pokazywała poszarzałą twarzą, zbyt słabo prezentowała się obecnie jej samokontrola. Nie miała pełnej władzy nad tym, co robi i mówi, obawiała się tego, co jeszcze obnaży przed Chang. Kobieta jednak nie pozwoliła na odwrót, skądże, zawsze tak samo uparta, zajadła i bezczelna. A Elvira musiała odpuścić z braku sił. Osunąć się w ciepłe ramiona, zamilknąć, wsłuchać w kojący głos.
- Nie jestem idiotką - charknęła już bez życia, odpychając Wren słabą dłonią i patrząc jak ta naprawia zdemolowane drzwi. Teraz nikt nie będzie im przeszkadzał, sąsiedzi wiedzieli, co Multon myśli o niezapowiedzianych wizytach, niezależnie od niepokojących sygnałów. - Sama sobie zmienię - Walczenie z opatrunkiem jedną ręką było katorgą, ale osłodą dla dumy. Choć jednak zdawać by się mogło, że wciąż stawia opór, to jedno zdanie miało stanowić sygnał dla Wren, że kapituluje. Nie będzie więcej udawać.
Nie wiedziała jeszcze, co opowie, a co przemilczy, z całą pewnością jednak musiała poruszyć coś, cokolwiek, aby Azjatka poczuła się wreszcie usatysfakcjonowana.
- Straciłam rękę, a nie nogi - rzuciła marudnie, czując dłoń pod łokciem zdrowego ramienia. Najchętniej by ją strzepnęła, lecz nie chciała dłużej zachowywać się aż tak dziecinnie. Przecierpi to. Przeżyje.
Zapomniała zupełnie o tym, że w rozmytym koszmarze ostatniego tygodnie nie sprzątała łazienki i co za tym idzie, poza zwałami kurzu i brudnych ręczników, pozostawiła na kafelkach zaschnięte smugi bordowej krwi. Próbowała osłonić je gołą stopą, niepewna, jak długo będzie w stanie unikać niewygodnych pytań. Sięgała właśnie ręką do kurka od wanny, gdy poczuła szarpnięcie w okolicach pasa.
- Wren, nie! - zawołała ze złością, ostrzegawczo, ale jej ruchy były zbyt powolne, a koordynacja osłabiona. - Do kurwy nędzy, dziewczyno - Od razu, gdy tylko miała okazję, obróciła się do niej przodem, naga i szczupła, szczuplejsza niż zwykle; stres oraz głodówka uwydatniły linie żeber oraz ostre kolce biodrowe. Nie próbowała się osłaniać, nie odczuwała wstydu. Widziały się już nago, nawet jeżeli Wren nie w pełni to zapamiętała. Nie miała zresztą powodów do zażenowania, poza kalectwem nadal posiadała piękne ciało, długie, gładkie nogi, kształtne piersi. To plecy miała szpetne, je zamierzała ochronić przed oceniającym spojrzeniem. Pozwoliła rozplątać sobie posklejane, sztywne włosy, ciągle uważając, by stać wyłącznie frontem. - No co się mogło stać? Co sobie wyobrażasz? Wyruszyłam na misję, z której wróciłam ranna. Trafiłam na niewłaściwego czarodzieja. Trwa wojna, Wren - Tego chyba nie musiała wyjaśniać.
Natychmiast skorzystała z wyciągniętej dłoni, wsuwając się do wanny z karykaturalną wręcz ostrożnością i od razu tonąc w pianie po brodę. Zostały tylko oczy, wielkie, błękitne i połyskujące, pełne niepodobnego Elvirze niepokoju.
Przez chwilę nie potrafiła wydusić słowa, analizując zdania o przeczuciu. Czy to było możliwe, czy Wren jedynie próbowała jej zaimponować? Odnosiła wrażenie, że spotkanie w wierzbowej alei miało miejsce w innym roku, innym świecie. Przypadkiem zaciągnęła się białą pianą i mimowolnie skrzywiła; mydliny śmierdziały mdło, jak skóra odchodząca z powięzi, jak czerniejące mięso.
- Umarłabym - stwierdziła wreszcie, dziwnie suchym tonem, unikając ciemnych oczu kobiety. - Ten czarodziej miał mnie poćwiartować. Zaczął. - Zamrugała prędko, z trudem przełykając ślinę. - Nie wiedziałabyś, gdybym umarła. - Głos jej zadrżał; czy to powinno wzbudzać w niej aż tak dotkliwy żal?


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Pokój
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach