Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]09.08.19 23:03
First topic message reminder :

Salon

Duży i jasny salon, w którym dominują odcienie brązów oraz bieli, urządzony tak, aby sprawiał wrażenie przytulnego. Wszystkie ozdoby dobrane są przemyślanie, aby pasowały do siebie i tworzyły całość. Jest to pomieszczenie, do którego trafia się bezpośrednio po wejściu do mieszkania. Po przekroczeniu progu w oczy rzuca się kominek oraz stojące przed nim dwie nieduże kanapy oraz fotel, które oddziela mała ława. Najczęściej to właśnie na niej leżą książki i zwoje z dziedziny alchemii lub magomedycyny, chociaż właścicielka stara się, aby wszystkie znajdowały się na regale znajdującym się pod jedną ze ścian, a który niestety już dawno okazał się za mały na taką ilość ksiąg.
Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe

Re: Salon [odnośnik]27.12.20 11:43
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 27

--------------------------------

#2 'k8' : 7, 3, 2, 2, 7
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon [odnośnik]27.12.20 17:58
Lata przyzwyczajenia zdecydowanie robiły swoje i nie potrzebowała wiele, aby wprowadzić organizm na wysokie obroty, a tym samym zacząć działać metodycznie jak każdy uzdrowiciel. Nie zadawała pytań, nie protestowała, nie utrudniała, wiedząc, że na pierwsze z tego zestawienia przyjdzie pora za kilka minut. Cokolwiek się wydarzyło, wymagało szybkiego działania, sprawdzenia maksymalnie tyle ile się dało, a później szukania rozwiązania. Zerknęła na Elvirę, słysząc jej odpowiedź, ale zbyła to milczeniem, kwestia specjalizacji była najmniej istotna w obecnej chwili. Zwłaszcza kiedy po przyłożeniu palców do tętnicy nie poczuła pulsu. Z jednej strony tłumacząc to najpewniej zbyt słabym, aby wyczuć pod palcami, co koniec końców wcale nie pocieszało, a z drugiej czując nieprzyjemnie rozlewającą się po wnętrznościach obawę, kiedy różnica temperatury ciała była tak wyraźna. Nie chciała wyrokować, co to może znaczyć, póki nie miała pełnego obrazu sytuacji. Emocje nie mogły jej przeszkadzać, a Macnair musiał stać się pacjentem jak każdy inny. Spojrzała uważniej na Multon, kiedy ta zignorowała jej radę, aby ogarnęła się w łazience. Nie zamierzała naciskać, to była jej sprawa, a fakt, że roznosiła po salonie brud, krew i kurz… trudno, inne kwestie były teraz zdecydowanie ważniejsze niż porządek w salonie. Przyjrzała się wybroczynom na rękach mężczyzny, akurat w chwili, kiedy te zaczęły się przemieszczać. Podciągnęła rękaw jego szaty, aby spojrzeć, jak zachowywały się wyżej. Nie miała pojęcia czym były, widząc coś takiego pierwszy raz w życiu. Kiedy palce drgnęły w krótkim skurczu, zauważyła ranę na wewnętrznej stronie dłoni, ale nie poświęciła temu czasu, zranienie nie krwawiło już i nie wyglądało jakkolwiek poważnie.
Przysłuchiwała się, tego co zaklęcie pokazało drugiej uzdrowicielce. To tłumaczyło, dlaczego faktycznie na tętnicy nie czuła pulsu, było zbyt powolne i słabe, ale jednak było. Drgnęła nerwowo, słysząc o zatrzymaniu akcji, nie chciała nawet zastanawiać się teraz, ile czasu mógł utrzymać się ten stan i jakie zmiany spowodował. Niedotlenienie było groźne, im dłuższe, tym gorzej. Zamknięte kurczowo palce na różdżce, wytyczyły wyuczoną przez kilka lat pracy ścieżkę wzdłuż ciała, aby zaklęcie ukazało wszelkie zmiany. Dokładnie i bez nawet odrobiny pośpiechu, musiała dostrzec wszystko. Wiedziała dobrze, jak działa to zaklęcie, stosując je codziennie spodziewała się takiego samego wskazania, które narządy wymagały leczenia i jak bardzo sam organizm dostał przez to w kość. Natłok informacji, bez wątpienia sprawił, że niespodziewanie zbladła, chłonąc to, co ukazywało zaklęcie. Potwierdzenie słabo bijącego serca wcale nie pocieszyło, gdy wszystkie istotne narządy zdawały się przestać funkcjonować tak, jak powinny. Opuściła różdżkę, parę sekund tkwiąc w szoku wobec tego, czego właśnie się dowiedziała. Otrząsnęła się, chwilę później spoglądając krótko na Elvirę.
- Ma hipotermię. Większość… wszystkie narządy wewnętrzne, nie funkcjonują poprawnie.- wypowiedziała cicho, wręcz głucho. Przecież to nie miało sensu, sprzeczność informacji, całokształt wskazywał na to, że miała na kanapie trupa i uwierzyłaby w to, gdyby nie bijące serce, które zdawało się nie poddawać.- Powinien nie żyć.- szepnęła, ledwie poruszając ustami przy tym. Skoro jednak jeszcze oddychał, trzeba było ten stan utrzymać. Ta krótka myśl zmobilizowała do działania, bo chociaż nie miała diagnozy, mogła złapać się jednej pewnej rzeczy.
- Alti calor.- wyszeptała inkantację. Nie miała pewności, jak głębokie było wychłodzenie, ale czas było zacząć podnosić temperaturę ciała, stopniowo na równi ze stabilizowaniem ogólnego stanu. Wiedziała dobrze, jak działa ludzki organizm, które organy są najważniejsze i które ciało samo zacznie bronić przed uszkodzeniem przy niskim przepływie krwi. Trzeba było temu zapobiec, zwiększyć ciśnienie i zadziałać doraźnie nim ustali jakiekolwiek szczegóły.- Sango circum.- po wypowiedzeniu kolejnego zaklęcia, przeniosła wzrok na Elvirę. Słuchała jej z uwagą, bo to ona właśnie wiedziała w tej chwili najwięcej, była tam i widziała, co się działo. Potężny artefakt, kamienie, które wpływały na trzymających je czarodziejów. Brzmiało to źle, naprawdę źle. Rookwood nie żyje. Mulciber postradał rozum. Macnair leżał tutaj w stanie, którego nie potrafiły obie określić. Trzy osoby, nie dociekała co z resztą, kolejną trójką lub czwórką w zależności ile faktycznie było kamieni.
- Wiemy, co spowodował czarny i zielony… co z granatowym? Jak wpływał? Za co odpowiadał? Co robił? – wiedziała, że zasypywanie jej pytaniami nie jest mądre, gdy wydawała się skołowana i najwyraźniej usilnie próbowała przypomnieć sobie szczegóły. Doceniała taką pomoc, ale to było za mało. Spojrzała na Macnaira, kalkulując to, co usłyszała. Z umysłem, z sumieniem. Co ci się dzieje?
Przygryzła dolną wargę, próbując bólem otrzeźwić myśli.- Paxo.- szepnęła, zbliżając różdżkę do jego skroni. Nie sięgnęła po mocniejszą wersję zaklęcia, nie mając do końca pewności, jak zareaguje organizm i czy szła w dobrym kierunku.- W sypialni na komodzie, powinien być koc, drugi zarzucony na łózko. Przynieś oba.- poleciła Elvirze, bo nawet w wyraźnie kiepskim stanie da sobie z tym radę. Trzeba było go okryć, zwiększyć temperaturę.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Salon [odnośnik]27.12.20 17:58
The member 'Belvina Blythe' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 54

--------------------------------

#2 'k100' : 8

--------------------------------

#3 'k100' : 19

--------------------------------

#4 'k8' : 7, 4, 8, 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon [odnośnik]28.12.20 21:33
Rzadko rozmyślałem nad tym jak umrę, bo kto na moim miejscu marnowałby na to cenny czas? Kto prowadząc podobny styl życia spędziłby nad tym choć jedną, cholerną godzinę? Opcji było tyle, że nawet nie dałbym rady tego zliczyć. Przeklinałem runami, oszukiwałem, mamiłem, podsuwałem trucizny, znów przeklinałem, wykorzystywałem, paliłem mosty, kradłem, mordowałem i jeszcze raz kurwa nakładałem klątwy. Podpadłem tylu osobom, że w pewnej chwili straciłem już nawet rachubę. Po syfie, który pozostawiłem po sobie na wschodnich ziemiach z pewnością ktoś już położył na stole pokaźną sumkę za mój łeb. Martwy lub żywy – byle pozbawiony różdżki. Nie przejmowałem się tym, zawsze starałem się działać po cichu, ale nie wszystko można było zatuszować. Właściwie bardziej od tych zakutych idiotów zagrażałem sam sobie. Babranie się w starożytnej sztuce niszczenia komuś życia niosło za sobą poważne konsekwencje w chwili popełnienia najmniejszego błędu, a czyż nie na nich człowiek się uczył? Klątwy nie wybaczały, nie darowały laikom, nie odpuszczały starym wyjadaczom; pochłaniały wszystko i wszystkich, kiedy jeden znak okazał się błędnie połączony, ustawiony w złej kolejności. Czyhałem na swój los, igrałem z nim. Władałem magią, potężną czarnomagiczną sztuką, jaka również nie brała jeńców. Kłamstwem byłoby, iż nigdy jej się nie obawiałem, nie brałem pod uwagę konsekwencji, ale byłem w nią tak zapatrzony, że nauczyłem się je ignorować, dusić w sobie i tłumaczyć własnymi słabościami. Tylko dureń uważał, że ich nie miał.
Nie mógłbym też pominąć wojennej ścieżki, czarodzieja stojącego na pierwszej linii frontu. Do tej pory pamiętam jak powróciłem do Londynu i właściwie od razu oberwałem mentalnego liścia za niedocenienie defensywy. Bo jak to stać z przodu i musieć się bronić? Zawsze myślałem, że nie było mi to potrzebne, wypełniony przesadną pewnością siebie wychodziłem z założenia, iż najlepszą obroną był atak. Gówno prawda.
Trenowałem, obrywałem, próbowałem, ale znów leżałem spetryfikowany na plecach z wygiętą, wkurwioną gębą. Czas mijał, podobnie jak priorytety, które nagle stały się zaledwie podrzędnym, życiowym celem. Potrzebowałem pchnięcia w dobrą stronę, kopniaka na otrzeźwienie, który wprowadził mnie w nową rzeczywistość, a nawet śmiało śmiem stwierdzić, że nowy świat. Zacząłem go chłonąć, lojalnie zapewniać o gotowości własnej różdżki, działać i czerpać z tego satysfakcję, nieopisaną dumę. Wtem już wiedziałem, że byłem w stanie oddać własne życie za sprawę, za Czarnego Pana i jego najwierniejszych sprzymierzeńców.
Kolejny element do długiej listy, aczkolwiek najważniejszy i najbardziej honorowy. Los okazał się mi bratem i pozwolił, abym mimo tej pokaźnej ilości niebezpieczeństw poległ za to, co było mi najbliższe.
Pamiętam błysk światła, pamiętam piękno Locus Nihil. Mam w wyobraźni mieniący się kamień, który pulsował siecią granatowych żyłek. Dawał mi poczucie władzy, odgrodził barierą jakiekolwiek zagrożenie, jakoby te nie stanowiły dla mnie żadnego wyzwania. Mimo to nie chciałem go zachować dla siebie, nie planowałem splamić nazwiska, zawieść wszystkich tych, którzy mieli do mnie nić zaufania. Nie wyobrażałem sobie oszukać Czarnego Pana. Wtedy to poczułem, wraz z tą myślą jakaś moc odebrała mi możliwość poruszenia się, szepnięcia czegokolwiek, ochrzanienia Cilliana, czy nawet kurwa podłubania w nosie. Padłem jak długi, gruchnąłem mocniej jak po rumie Goyla, który był wieziony wprost ze skandynawskich ziem. Potem nastała ciemność.
Gęba mi zesztywniała i właśnie to parszywe uczucie sprawiło, że mimowolnie sięgnąłem dłonią do żuchwy, i pomasowałem ją, jakoby trupowi miało to coś pomóc. Przecież kurwa cały byłem sztywny. Wtedy mnie coś tknęło. Jakim cudem byłem w stanie myśleć? Cokolwiek zrobić? Suchość w ustach nie dawała mi spokoju; przypomniałem sobie o piersiówce, wypełnionym po brzegi skarbie, ale kiedy wsunąłem rękę w wewnętrzną kieszeń szaty jej tam nie było. Wtedy momentalnie otworzyłem powieki. Zobaczyłem własne buty, te same cichobiegi co zwykle, czysty, czarny materiał ubrania i posadzkę, której nie znałem. Siedziałem, szybko zrozumiałem, że mój tyłek spoczywał na jakimś zacnym fotelu, bo drewniane oparcie nie wbijało mi się w plecy. Odchrząknąłem, ponownie uniosłem dłonie do swej twarzy pragnąc sprawdzić, czy aby na pewno była na swoim miejscu, bo tutaj zdawało się nic nie być w porządku. Oblizałem nerwowo wargę i w końcu uniosłem wzrok, kiedy znany ton głosu doszedł mych uszu. Kilkukrotnie, jakoby od innych osób, dochodzący z różnych kierunków. Zamarłem.
Czy tak wyglądał jakiś sąd ostateczny? Może jednak to była moc kamienia, która wystawiła mnie na próbę? No to zajebiście jej to wyszło, bo widok siedmiu tych samych mord wlepiających we mnie swój wzrok sprawił, że nieco mocniej zabiło mi serce. Niby żyłem, ale jeśli to było piekło to wolałbym się smażyć, jak dywagować z tymi jegomościami.
Coś tam gadali między sobą, wodziłem między nimi spojrzeniem. Byłem w takim szoku, że nawet nie potrafiłem wtrącić się w te bezsensowne słowa. Czekali na mnie? O co tu na trupa zakonnika chodziło? Próbowałem im się przyjrzeć, ale wciąż działo się to niczym przez mgłę. Niezbadana potęga lubiła robić psikusy, ale czy był to jeden z nich? Pytań było nader dużo, lecz żadnych odpowiedzi.
-Macie coś mocniejszego do picia? Jakąś ognistą, czarne ale, kurwa chociażby piwo kremowe- spytałem nim wszedłem na trudniejsze tematy. Potrzebowałem procentów, czegoś co rozjaśni mi umysł, zabije drugi raz albo pozwoli wrócić do świata żywych. Niby byłem tam chwilę temu, a czułem, jakby minęło wiele czasu. Masz na siebie uważać. Przepraszam, próbowałem.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Salon [odnośnik]03.01.21 11:13
Unikalny przypadek, w którym znalazł się Drew, nie znalazł się nigdy na żadnej ze stronic ksiąg, choć trochę, powiązanych z magią leczniczą. Jednak obie czarownice zdawały sobie sprawę z tego, że stan Śmierciożercy wynikał z doświadczenia w podziemiach Gringotta, a Elvira na własnej skórze przekonała się, że wszystkie wydarzenia były powiązane z czarnomagiczną mocą Locus Nihil. Postawienie śmiałej diagnozy opartej na tej wiedzy nie dawało pewności. Nikt z towarzyszących Macnairowi nie zająknął się szczegółami, które w jakiś sposób dałoby się wykorzystać, a krótkie streszczenie wydarzeń z przeklętych tuneli musiało stać się jedyną wskazówką w ustalaniu, co naprawdę dolegało nieprzytomnemu, znajdującemu się na skraju życia i śmierci, czarodziejowi.
Odsłonięcie rany na wewnętrznej stronie dłoni, brzydkiej i potraktowanej długim czasem, w którym powoli zaczęła się goić, nie dało żadnych dodatkowych odpowiedzi prócz jednej: cięcie wykonano o nierówną, ostrą powierzchnię, prawdopodobnie krawędź kamienia, z pełnią świadomości podejmowanego czynu. Uraz nie został zadany w walce. Nie stanowił bezpośredniego zagrożenia dla życia, a osłabiona Elvira, kierując się rozsądkiem, potężniejszą magię zostawiła w rękach drugiej czarownicy. Inkantacja wypowiedziana drżącym z wysiłku tonem wywołała ostrzegawcze pulsowanie w skroniach. Dążenie do nadmiernego wysiłku nigdy nie kończyło się dobrze, nawet jeśli rzucone zaklęcie odniosło natychmiastowy skutek i zasklepiło rozdartą skórę, zostawiając na niej jedynie cienką, czerwoną bliznę.
Stwierdzenie Belviny, jakoby Drew powinien być martwy, miało w sobie wiele prawdy; całą, prawdę mówiąc. Żaden organizm, nawet ten należący do czarodzieja, nie był w stanie przetrwać nieznanem czynnikom, na które został wystawiony. Mimo to czarnoksiężnik żył i należało mu jak najszybciej pomóc, nie poprzez łatanie widocznych dolegliwości, a zapewnienie organizmowi ogólnego wsparcia. Proste zaklęcie podnoszące temperaturę zadziałało. Cienka warstwa ciepła rozlała się, skórę zrosił pot. Palce Drew ponownie drgnęły w mimowolnym, nieskoordynowanym ruchu, a z jego ust skrytych za śmiefrciożerczą maską wydobyło się bliżej nieokreślone charknięcie. Ani Belvina, ani Elvira nie miały pewności, że jeden czar zdołał wywołać tyle reakcji. Blythe przystąpiła do kolejnego, zaplanowanego działania, wypowiadając inkantację. Tym razem nie zadziało się nic; magia nie usłuchała czarownicy, krew nie zaczęła krążyć szybciej, o czym mogła się przekonać, przykładając palce do tętnicy, stykając je z mokrą, nadal poddaną nadmiernemu wychłodzeniu skórą. Pobieżne oględziny dawały jej nadzieję, że zmierzała w dobrym kierunku, nie mając wiedzy, co – i czy w ogóle – granatowy odłamek z Lotu Nihil zrobił Drew, choć słusznie upatrując w nim winowajcy. Różdżka przysunięta do skroni osłoniętej maską zadrżała w palcach Belviny nim jeszcze wypowiedziała zaklęcie i nie był to ruch, na który miała jakikolwiek wpływ. Obca, zewnętrzna siła najwyraźniej próbowała bronić umysł Drew przed ingerencją, lecz determinacja czarownicy była większa i magia słabego czaru spłynęła krańcem ohii, na którą ciało czarnoksiężnika zareagowało niemal natychmiast. Mięśnie gwałtownie spięły się, po czym rozluźniły w alergicznej reakcji na zaklęcie po krótkiej chwili, odpuszczając. Cokolwiek próbowało blokować działanie magii, ustąpiło i przyniosło kolejne efekty. Ciche rzężenie dobiegło z ust nieprzytomnego Drew i szybko przerodziło się w próbę odkaszlnięcia. Nieskuteczną dla ciała ułożonego na wznak, szybko przeradzająca się w szereg odgłosów i zachowań opisujący najprostszy przypadek duszenia się.

Drew
Siedmiu Drew spoglądało na Ciebie z różnorakim zainteresowaniem czy emocjonalnym wydźwiękiem. Niektórzy byli do odczytania od ręki, szczególnie Drew zasiadający na pierwszym fotelu po prawicy tego, który najwyraźniej przewodził całej gromadce. Garść emocji nim rządzących stanowiła odzwierciedlenie w grymasie twarzy, ognikach trawiących spojrzenie, z daleka wyczuwalnej chęci rzucenia się komuś do gardła. Choć podobnie ubrany do całej reszty, również w swoim wyglądzie oddawał te cechy, pozostawiając włosy w nieładzie, rozdarty rękaw szaty świadczył o niedawnej bójce; sam fotel także nosił znamiona wybuchu złości – był zniszczony i wyświechtany. To on także przemówił jako pierwszy, przed pozostałymi, zgodnie z oczekiwaniami podrywając się z miejsca w agresywnym odruchu.
Myślisz, że czekaliśmy na ciebie tylko po to, żeby się napić?! — zawarczał, obnażając zęby, z zamiarem wykonania kroku w Twoją stronę, który został zatrzymany jednym, prostym ruchem dłoni Drew z naprzeciwka. Jeśli ktokolwiek miał nad pozostałymi jakikolwiek autorytet, to był to właśnie on. Tym razem nie odezwał się. Przemilczał emocjonalne wystąpienie swoje brata, spoglądając jedynie z niesmakiem lekko odbijającym się na obojętnym wyrazie twarzy, a potem spojrzał na Ciebie ze zrozumieniem i lekko przytaknął w milczeniu.
Cokolwiek sobie życzysz. W końcu jesteś u siebie. — Odpowiedział, choć poskąpił wyjaśnieniom w jaki sposób mógłbyś zdobyć jakikolwiek alkohol. Sam Drew, nie wiadomo skąd, uniósł w dłoni kielich pełen bordowego płynu i wychylił niewielki łyk, rozkoszując się smakiem, który i Tobie – w niezrozumiały sposób – dane było poznać: cierpki, z nutą goryczy i kwiatów pobudzał pragnienie, wywoływał niezdrową suchość w gardle mimo ogromu śliny napływającej do ust. Przewodzący pozostałym Drew w swoim wyrazie zdawał sobie sprawę z Twojego stanu, lecz trudno było stwierdzić, czy napawał się zwycięstwem, czy oglądał smutną porażkę samego siebie. Intensywnie obserwował Cię, jakby próbował poznać, choć był Tobą i wiedział o Tobie wszystko. Podjęty krok był zbędny, a jednak emanował czymś groźnym w przenikliwie niebieskich tęczówkach. Mimo dzielącej was odległości potrafiłeś dostrzec w nich pulsujące żyłki, identyczne do tych, które pokrywały kamień zdobyty w podziemiach Gringotta.
Drew — odezwał się ponownie do Ciebie — jesteśmy w dość trudnej sytuacji, jak widzisz. Nasze położenie uniemożliwia nam wspólną egzystencję i powinniśmy dojść do porozumienia-
Godzinę temu sam mówiłeś, że powinniśmy się go pozbyć — wtrącił Drew zasiadający na pierwszym fotelu po lewej stronie z naprzeciwka, w tonie odznaczając się taką charyzmą, iż nie było żadnych wątpliwości co do kłamstwa.
Znowu interpretujesz po swojemu, Drew. Daj innym się wypowiedzieć — odpowiedział kolejny, znudzony, tym razem Drew siedzący na pierwszym fotelu po Twojej prawej. — Drew, chcesz coś dodać? — Spytał, zerkając na swoją prawą do Drew, który jedynie potrząsnął przeczącym ruchem głowy i opuścił spojrzenie na własne buty. — To może ty? — Zapytał, spoglądając na Ciebie wyczekująco, z wyjątkowo czytelnym sygnałem, by problem rozwiązać jak najszybciej i wspólnie napić się czegoś pożądnego.


Salon - Page 5 ReoUbst

Czas na odpis wynosi 48 h.

Elvira 109/204 (15 oparzenia, 60 cięte, 20 psychiczne); -20 do kości
Drew 20/215 (40 osłabienie; 10 duszenie się ; 145 psychiczne) | postać nieprzytomna


Ekwipunek:
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon [odnośnik]03.01.21 12:45
Wyglądało na to, że zrobiła dobrze rezygnując z włączenia się w proces reanimacyjny - osłabienie doskwierało z każdą sekundą wyraźniej, zaklęcia wychodziły udane, choć frustrująco niedoskonałe, cała ta przesycona adrenaliną determinacja, która dawała siłę w podziemiach, zdawała się wyczerpywać, pozostawiając Elvirę w jeszcze gorszym stanie niż wcześniej. Nawet drobny magiczny wysiłek potęgował ból, lecz nie zamierzała poddać się zupełnie. I tak czuła się dość bezużytecznie, by niepokój i złość splotły się w sznur zaciskający na gardle jak pętla.
Będzie robić wszystko, co w jej mocy, aż zemdleje z wycieńczenia, tak jak rozkazał Czarny Pan. Nawet, jeżeli ta pomoc była wyłącznie iluzoryczna.
- Z hipotermią sobie poradzisz. - Wcisnęła różdżkę do kieszeni i zacisnęła dłoń na własnym, zimnym kolanie. Całe to napięcie odbijało się już dotkliwie na jej własnym sercu, czuła za mostkiem ścisk i pieczenie, ale nie pozwoliła sobie wybuchnąć złością na kolejną, bądź co bądź słuszną, konkluzję. Powinien nie żyć. Kurwa, żebyś wiedziała, że nie on jeden. - Jakby miał umrzeć, to by umarł. To może być iluzja albo klątwa, ten artefakt był potężny, pewnie opiera się zwykłej magii - rzuciła ślepym trafem, bo ni chuja nie potrafiłaby określić, na jakich regułach w rzeczywistości działał Locus Nihil, ale z medycznego punktu widzenia taka hipoteza była równie dobra jak każda inna. Nie było wcale ważne, dlaczego nie umarł; tylko co zrobić, żeby przeżył do jutra. Pewna była, że z ich trójki najwięcej o klątwach i tak wiedział sam Drew. Spojrzała znów w kierunku bladej blizny na jego dłoni, desperacko próbując wymyślić coś jeszcze, cokolwiek. - Ta rana nie wygląda na walkę, tym bardziej na zaklęcie. Może... może musiał gdzieś upuścić swojej krwi? To by miało sens - Krew była przecież sygnaturą, zapłatą. Ale nie zapytała Cilliana o tę ranę, nawet jej wcześniej nie zauważyła.
Zamilkła i zamarła z chwilą, gdy rzucane przez Belvinę zaklęcia wydały się wywierać efekt; ruchy, jeszcze z całym przekonaniem mimowolne, ciche gardłowe dźwięki, charakterystyczne dla nieprzytomnych. Chociaż wszystko w jego organizmie wykazywało wady, każda mała reakcja była dobrym znakiem na przyszłość. Elvirę zalała ciepła ulga, której starała się nie dać po sobie poznać, jeszcze nie. Wciąż pozostawały uciążliwe kwestie, pytania bez odpowiedzi i takie, na które odpowiedzi zwyczajnie nie umiała wydać.
- Kurwa, Belvina, nie wiem, nie było mnie tam, kiedy znalazł ten kamień. Tyle tylko, co w legendzie, że mieszał ludziom w umysłach, w emocjach. Że używali go do kontroli, żeby stawiać ludzi przeciw sobie. Tak mi się wydaje, nie pamiętam dobrze - Nie podniosła tonu, bo nie miała siły; a umysł nie nadążał za językiem i tylko z tego powodu pozwoliła, by z ust wyrwało jej się tak żałosne wyznanie. Nie pamiętam. Paląca, obrzydliwa niemoc i strach o życie Drew i tak wypchnęły ją na skraj, ledwo mogła skupić się na tym, żeby sklecać litery w słowa, Belvina musiała to chyba rozumieć. A może nie musiała? Przecież jej tam nie było. Nie widziała tego, co ona, nie odczuła jak to jest, gdy rzeczywistość obraca się o sto osiemdziesiąt stopni, a logika przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. - Dobrze ci idzie, rób tak dalej... - mruknęła wreszcie, ciszej, z niemałym trudem zbierając się na nogi. - A kiedy go ustabilizujesz... zwiąż go - dodała sucho. - Mulciber przez kamień zupełnie oszalał, nazywał mnie innym imieniem i próbował poćwiartować. Jeżeli się zrobi agresywny, to sobie z nim nie poradzisz, nawet w tym stanie - A ja tym bardziej.
Ta propozycja mogła wydać się okrutna i bezczelna, gdy mowa o człowieku, który ledwo chwytał się życia, lecz Elvira tej nocy widziała zagrożenie wszędzie i nie zamierzała drugi raz pozwolić się zaskoczyć. Lestrange też oberwał czarem innego czarodzieja, a chociaż nie widziała, kto dokładnie go rzucił, ostatnim, czego teraz by pragnęła, to stać się znowu przypadkową ofiarą obłąkańczej magii. A wierzyła silnie w to, że uda im się uratować Drew - bo gdyby nie, dałaby już sobie ten komfort i zemdlała ze zmęczenia. Przynajmniej miała wciąż powód, żeby się trzymać.
Przynoszenie i odnoszenie rzeczy kojarzyło się bardziej z asystentem szpitalnym niż dorosłą, doświadczoną uzdrowicielką, lecz nie protestowała przed wykonaniem polecenia Belviny; zgadzała się z jej zdaniem, a nie miały tu nikogo, kto mógłby robić za popychadło. Zanim zdążyła podeprzeć się na stoliku i złapać równowagę, kolejne zaklęcie uspokajające wydarło z ust mężczyzny niemrawe, acz wyraźnie rzężenie.
- Dusi się - powiedziała ostro, odchodząc kawałek, próbując zachować dobre tempo mimo zawrotów głowy. Chociaż w pierwszym instynkcie chciała dopaść do niego i podeprzeć go na własnych biodrach, zachowała rozsądek. To byłoby emocjonalne; głupie. - Ustaw go do półwysokiej, jak dasz radę. Jak nie, to na bok. Zaraz ci pomogę. - Sypialnia była szczęśliwie blisko, koce zgarnęła na ramię, chociaż od razu ubrudziła je krwią. Radziła sobie, kurwa, jak mogła. - Masz. Paxo - Wyciągnęła różdżkę z powrotem po tym, jak zarzuciła koce na oparcie kanapy i podeszła blisko. Nie wiedziała, czy cokolwiek z tego jeszcze będzie, ale nie zamierzała stać bezczynnie.
[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame


Ostatnio zmieniony przez Elvira Multon dnia 03.01.21 12:50, w całości zmieniany 2 razy
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Salon [odnośnik]03.01.21 12:45
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 21

--------------------------------

#2 'k8' : 8, 2, 4, 5, 7
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon [odnośnik]03.01.21 16:10
- Wiem, jak zawsze.- mruknęła pod nosem. Poradzi sobie z tym, nie miała zbyt wielkiego wyboru. Z każdą chwilą miała również wrażenie, że hipotermia to najmniejszy z problemów, jaki napotka, próbując dociec, co utrzymywało Macnaira w tak dziwnym i niebezpiecznym stanie. Nie lubiła działać po omacku w tak dużym stopniu jak teraz, ale nie mogła zrobić nic innego. Powstrzymała się przed komentarzem względem słów Elviry, nie było to zbyt błyskotliwe, a przynajmniej pierwsza część tego, co powiedziała. Pozostawało mieć nadzieje, że to jednak nie jest klątwa, bo jedyna osoba, która mogła się względem nich wypowiedzieć… raczej tego nie zrobi. Spojrzała na jego rękę, dokładnie na świeżo zaleczoną ranę. Czymkolwiek została zadana nie było to czyste cięcie, ale też nieprzypadkowe. Multon mogła mieć rację, ale nie miała pewności na ile jest to przydatna informacja.
Obserwowała reakcję, gdy pierwsze zaklęcie zaczęło działać, podnosząc temperaturę. Wolałaby bardziej świadome odruchy, lecz byłaby naiwna licząc, że pójdzie tak łatwo i szybko. Kolejna wypowiedziana inkantacja była pierwszą pomyłką podyktowaną najpewniej kapryśną magią, bądź błędem, którego nie wyłapała. Dotykając zroszonej potem, szyi mężczyzny upewniła się w tym, ale na chwile zrezygnowała z sięgania po to samo. Uniosła wzrok na Elvirę, słuchając bez słowa. Mieszał ludziom w umysłach, w emocjach. Że używali go do kontroli, żeby stawiać ludzi przeciw sobie. Cokolwiek się pod tym kryło, nie brzmiało dobrze. Pokiwała powoli głową na znak, że docenia jej pomoc w takiej postaci, nawet jeśli niewiadomych nadal było zbyt dużo. Zrozumienie sytuacji było ciężkie, kiedy dostawała strzępki informacji, kiedy nie wiedziała, co za szaleństwo działo się tam naprawdę. Mimo to wystarczyło, aby podejmowała się kolejnych kroków, działając ostrożnie, ale nadal tak samo zdecydowanie, jak zawsze. Duży zakres zaklęć, jaki znała pozwalał na wybieranie tych, które powinny pomóc, a jeśli coś pójdzie nie tak, zaszkodzą w minimalnym stopniu.
Przemilczała tą aprobatę względem tego, co robiła, może w innej sytuacji wykpiłaby Multon, ale teraz ugryzła się w język.- Zamierzam. – szepnęła, nie siląc się na nic więcej. To co usłyszała po chwili, odwróciło jej uwagę od mężczyzny.- Więc to jego sprawka? – zerknęła na rękę Elviry, a raczej znaczy brak kończyny. Coraz bardziej zachodziła w głowę, co się tam wyprawiało. Póki co jednak nie zamierzała iść za radą uzdrowicielki, chociaż najpewniej popełniała błąd, jeśli ta miała rację. Przecież nie raz już miała do czynienia z agresywnymi pacjentami, którzy po przebudzeniu tracili kontrolę, parę razy odczuła to na własnej skórze i w tym przypadku nie wątpiła, że nie poradziłaby sobie z wściekłym Macnairem. Mimo to wolała poczekać, zobaczyć jak rozwinie się sytuacja, gdy ten w końcu odzyska przytomność.
Czuła drżenie ohii, kiedy zdecydowała się zbliżyć ją do skroni Drew, ale nie cofnęła ręki. Efekt zaklęcia nie był do końca taki, jak przewidywała. Znała ten dźwięk i miała świadomość, co zaraz ze sobą przyniesie. Głucha na słowa Elviry, zrobiła to, co była wstanie w tej chwili i nie łudziła się, że ma dość sił, aby pociągnąć bezwładne ciało do pozycji innej niż boczna. Dopiero teraz sięgnęła do maski śmierciożercy, żeby zdjąć ją i odłożyć na ławę, zerknęła krótko na zdobiące ją linie, mimo wrażenia, że zdobiące to złe określenie. Powróciła wzrokiem na Drew.- Anapneo.- szepnęła, zbliżając różdżkę w okolice gardła, aby pozbyć się tego, co blokowało drogi oddechowe. Spojrzała na przyniesione koce, ignorując fakt, że były ubrudzone krwią, to było nieistotne.- Pomożesz mi zdjąć z niego płaszcz. Jeśli może być tak niebezpieczny jak mówisz, zabierz mu różdżkę i wszystko co może później działać na naszą niekorzyść.- poinformowała Multon, co za chwilę zrobią, ale najpierw trzeba było się upewnić, że Macnair nie zacznie ponownie się dusić.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Salon [odnośnik]03.01.21 16:11
The member 'Belvina Blythe' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 12
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon [odnośnik]05.01.21 18:50
Odniosłem wrażenie, że moje pytanie wzbudziło mieszane uczucia, co było dość dziwne zważywszy, że wszędzie znajdowały się same moje kopie. Czyżby alkohol wzbudzał w nich pogardę? Irytację? Pocieszający pozostawał fakt, iż jeśli tak było, to wcale nie byliśmy do siebie tak podobni jak na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać.
Mój wzrok przykuł gość wiercący się w fotelu niczym uraczona galeonem lafirynda, lecz nim skupiłem się na jego twarzy dostrzegłem zniszczone obicia mebla. Co tu się u licha działo? Naprawdę na mnie czekali? Każda mijająca sekunda dudniła w mej głowie, pulsowała nieznanym mi wcześniej poczuciem zagubienia, bowiem im dłużej trwałem w tej abstrakcji, tym większą zyskiwałem pewność, że nie był to sen. Wolałbym już poczuć smród rumu z ust Goyla, zobaczyć pozornie obojętnego, sztywnego, choć zapewne gdzieś w odległych zakamarkach zmartwionego Mulcibera, niżeli samego siebie i to jeszcze razy siedem. Od dziś nienawidzę tej cyfry.
Wykrzywiłem twarz w ironicznym wyrazie, cholernie lubiłem to robić. Skłamałbym jednak twierdząc, że nieustannie było to świadome. Chyba już tym przesiąknąłem. -Wyluzuj kolego, bo zaraz gębę rozbijesz o posadzkę- wyrzuciłem z siebie przyglądając mu się lekceważąco. Skoro na mnie czekali to mieli powód, a najwyraźniej nie on tutaj rządził. W końcu kopia po jego lewicy go zatrzymała, a on niczym grzeczny psidwak jedynie warknął na nieproszonego gościa. -To jest ten moment, w którym powinienem podziękować?- burknąłem przenosząc na niego swój wzrok. Zachowywałem się jak buc, złośliwy cham, ale co pozostało mi czynić? Uśmiechać się i udawać, że wszystko jest w porządku? Być może. Grali w coś, istniała opcja za wszystkim stał Locus Nihil, jednakże póki co nie bawiła mnie ta rozgrywka. Lawirowanie na granicy nie było niczym satysfakcjonującym, choć jeszcze bardziej frustrująca była niewiedza.
Wtem dopadła mnie suchość w gardle mimo cierpkiego, kwiatowego posmaku. Nie umknęło mym oczom, że dosłownie moment wcześniej sięgnął po kielich i upił jego zawartości. Oblizałem nerwowo wargę. Tak, denerwowałem się. Obudziły się we mnie emocje; cholerne, paskudne słabości każdej jednostki, które potrafiły zrujnować życie. Utwierdziłem się w przekonaniu, iż czym bardziej od nich uciekałem, im szybciej próbowałem utkać nieprzenikniony, trwały mur tym szybciej dopadała mnie ich siła. Przesunąwszy dłonią wzdłuż brody nie spuszczałem z niego spojrzenia, kipiałem od środka, choć starałem się tego nie pokazywać. Cholerny Ramsey mógł mnie nauczyć swych sztuczek, wiecznie zimnej, obojętnej gęby, którą ciężko było rozgryźć.
Potem było już tylko gorzej.
Widok niebieskich tęczówek wzbudził we mnie złość. Zacisnąłem dłonie na drewnianych podłokietnikach, choć dalej wykrzywiałem wargi w kpiącym wyrazie. Kolejne słowa echem odbijały się w mej głowie jasno sugerując, że nic nie było w porządku. Nic na śmierć mugola nie było dobrze. -Jaką wspólną egzystencję? O co tutaj chodzi?- warknąłem w końcu, a moja twarz w końcu przybrała znacznie poważniejszy wyraz. Debatowali jak na jakimś parszywym przesłuchaniu. Byłem pieprzonym skazańcem? -Jakie opcje sugerujesz?- burknąłem, choć moje zdolności perswazji tudzież negocjacji zatrzymały się na obiciu mordy – choć i w tym kiepski byłem – lub potraktowaniu czarnomagicznym zaklęciem. Różdżka kretynie, różdżka – pomyślałem. Szybko jednak zrozumiałem, że pozostało z niej tyle, co z piersiówki. Westchnąwszy przeciągle ponownie uniosłem wzrok na lidera – przynajmniej w moim przekonaniu. -Tylko jak mamy rozmawiać to bez tej pizdy- wskazałem dłonią gościa, który zaraz własnym wzrokiem ściągnie sobie buta -i bez tego psidwaka, bo nie zamierzam krzyczeć- kiwnąłem głową w kierunku tego, któremu o mało nie poleciała piana.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Salon [odnośnik]07.01.21 15:42
Nieprzytomny Drew, który tak silnie zareagował na proste zaklęcie, sięgające ogólnemu uspokojeniu oraz rozluźnieniu mięśni, został przez Belvinę przewrócony na bok. Czarownica musiała włożyć w to sporo wysiłku, zaangażować obie ręce, by utrzymać ciało w pozycji bocznej i nie pozwolić, by z powrotem wróciło do poprzedniego ułożenia. Duszenie nasilało się z każdą sekundą, a jego źródła obie uzdrowicielki mogły dopatrywać się właśnie w rzuconym przed kilkoma chwilami Paxo. Prosta inkantacja odniosła skutek, niosąc ze sobą niemiłe konsekwencje, których się nie spodziewały, nie zdejmując wcześniej śmierciożerczej maski z głowy Macnaira. Dopiero Belvina, doznawszy zmęczenia po ułożeniu ciała na bok, ściągnęła osłonę, a widok zmroził krew w jej żyłach.
Trupiobladą twarz osłaniały z każdej strony sieci połyskujących granatowymi odcieniami, pulsujących żyłek. Wystarczyło, by czarownica kciukiem uchyliła powiekę, aby dojrzeć tę samą barwę na tęczówce ledwie widocznej zza rozszerzonych źrenic, które zdawały się nie reagować na zmianę światła. Mimo całego życia, które w ciele rozszarpanym brudną i brutalną magią Locus Nihil, jako jedyne pozostawały martwe, bez jakiegokolwiek wyrazu. Przez rozchylone usta wypływała szaro-brunatna maź w dużej mierze będąca silną, nieznanego pochodzenia substancją oraz popiołem. Taki sam wysięk pojawił się z nozdrzy, a prędko przytknięta do gardła różdżka wraz z odpowiednią inkantacją nie wywołały odpowiedniej reakcji. Drew dusił się; ciało resztkami własnych sił próbowało zwalczyć, usunąć zagrożenie, lecz wymagało reakcji i to jak najszybszej, bowiem znowu zaczęło emanować przenikliwym zimnem, rosić czoło potem, a kończyny wprawiać w nieskoordynowane ruchy będące wynikiem zatoru w drogach oddechowych. Nawet Elvira, odłożywszy koce na oparcie kanapy, przytykając własną różdżkę do skroni Drew nie osiągnęła zbyt wiele, co nie było ani dziwne, ani zaskakujące, gdy przez tyle godzin podejmowała wysiłki w podziemiach. Mimo to, zgodnie z rozkazem Czarnego Pana, sama miała polec, byle tylko uratować Macnaira.

Drew
Porywcze i agresywne ucieleśnienie Drew nie wyglądało na takie, które łatwo miało odpuścić czy spuścić z tonu. Tak w swoim wyglądzie jak i zachowaniu obrazowało dziwne, zwierzęce instynkty, o których do tej pory mogłeś nie wiedzieć, że takowe występują i – co gorsza – dotyczyć mogą Ciebie. Spośród całej siódemki towarzyszy zdawał się najprostszy w rozgryzieniu, a jednocześnie sprawiał wrażenie wyjątkowo trudnego przeciwnika; tym niemniej przemieniał się w łagodnego baranka, gdy tylko przodujący Drew z naprzeciwka unosił rękę.
To my powinniśmy dziękować tobie. W końcu dzięki tobie tutaj jesteśmy i- — przemówił dumnym tonem Drew zajmujący środkowy fotel po Twojej lewej. Urwał, gdy całą komnatą zatrzęsło, wprawiając wszystkich bez wyjątku w zdumienie. Jako jedyny z całej zgrai mogłeś poczuć dziwne ciepło rozlewające się w Twoim ciele oraz nagłe rozluźnieni mięśni. Ktoś rzucał na Ciebie zaklęcia, co do tego mogłeś mieć pewność.
Chyba się do niego dobrali — odezwał się pierwszy na prawo od niego. — Masz — zwrócił się do Ciebie, w wyciągniętej ręce trzymając butelkę wypełnioną alkoholem. — Golnij sobie i spadajmy stąd. — Nie wiedziałeś, czy zachęcał, czy podpuszczał. Szkło było na wyciągnięcie ręki, lecz obojętność i warstwa znudzenia płynąca ze strony tego Drew była czymś, nad czym powinieneś się zastanowić. Ufanie któremukolwiek z nich było nierozsądne; każdy mógł wbić nóż w plecy, nawet jeśli byli w jakiś sposób Tobą.
Chyba domyśliłeś się, kim jesteśmy — zaczął Drew z naprzeciwka, przez krótką chwilę oczekując potwierdzenia domysłów i przypuszczeń. — Jakby to powiedzieć i nie skłamać... utknęliśmy razem na dłużej. Możesz podziękować Ecne i jej, jego, sam nie wiem, zagadkom. Powiedzmy. — Obdarzył Cię przenikliwym spojrzeniem, zakładając nogę na nogę w eleganckim, iście lordowskim, odruchu i upił wina z kieliszka, ponownie wzbudzając w Tobie pragnienie. Milczał przez chwilę, jakby ważył odpowiedź na ostatnie z  postawionych pytań, po czym spojrzał na towarzysza po swojej lewej i skinął mu porozumiewawczym ruchem głowy.
Nie możesz się nas pozbyć. Ani my ciebie. My tkwimy tu, ty tutaj i tam, a Merlin mi świadkiem, że chętnie bym się z tobą zamienił. Każdy z nas... no, prawie — podjął temat, zerkając na Drew wyraźnie wyłączonego z rozmowy, niezainteresowanego niczym innym prócz własnych butów. Lekko drgające ramiona najwyraźniej były oznaką urazy doznanej Twoimi słowami, choć nie padło żadne słowo.
Czy naprawdę musimy tak ryzykować? — zapytał pierwszy po Twojej prawej wyraźnie nieprzekonany do całej rozmowy. — Nie wiemy, jakie konsekwencje nas czekają tutaj ani jego tam — dorzucił spanikowanym tonem.
Będę grzeczny, obiecuję — odpowiedział agresywny Drew, unosząc ręce w geście kapitulacji, lecz jego twarzy nie opuścił zadziorny, cyniczny uśmieszek sugerujący coś zupełnie innego.
Kiedy się obudzisz- - podjął Drew naprzeciwko.
Chyba chciałeś powiedzieć "jeśli" — wtrącił środkowy z lewej.
Kiedy się obudzisz, to nie minie. Będziemy ci towarzyszyć dzień i noc. Będziemy walczyć z tobą o dominację. Będziemy cię łudzić, motywować do działania, podsuwać rozwiązania, których nie spodziewałbyś się po samym sobie. Urządzimy tobie i twoim bliskim piekło, jakiego nigdy w życiu nie miałeś. Chyba... że się ukorzysz i przeprosisz Drew. Jest naprawdę delikatny i łatwo go urazić. Sam widzisz, że ciężko to znosi. — Przemówił, tym razem kompletnie przedstawiając sytuacją jaka czekała Cię po przebudzeniu. Jakieś rozwiązanie, umowa powinna zostać zawarta nim przebudzisz się i zostawisz siedmiu towarzyszy bez odpowiedzi. Usilne rozmyślanie o własnej różdżce czy piersiówce nie było na miejscu, choć konsekwentnie spotkało się z odpowiedzią. Wężowe drewno zalśniło w ręce, a palce odruchowo zacisnęły się na nim.
Mieliście się upewnić, że nie będzie miał różdżki — odezwał się Drew spokojnym tonem, zauważając nagłą zmianę w Tobie. Wtedy też powstał najbardziej agresywny z nich oraz Drew po jego prawej. Obaj byli gotowi walczyć, choć nie posiadali różdżek, a Ty nie miałeś pojęcia, czego oczekiwać z ich strony. Towarzyszyła Ci jedynie przestroga, że byli Tobą i posiadali Twoje umiejętności, a może nawet większe, skoro pojawili się po zdobyciu granatowego kamienia Locus Nihil.

Salon - Page 5 ReoUbst

Czas na odpis wynosi 48 h.

Drew, jeśli chcesz wykonać jakieś działanie angażujące(maksymalnie dwie akcje na turę) rzucasz tylko kością k100 na odporność psychiczną. Obowiązuje Cię kara -60 zgodna z faktycznym stanem żywotności.

Elvira 109/204 (15 oparzenia, 60 cięte, 20 psychiczne); -20 do kości
Drew 15/215 (40 osłabienie; 15 duszenie się; 145 psychiczne) | nieznany stan postaci


Ekwipunek:
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon [odnośnik]07.01.21 19:42
Nie chciała, nie zamierzała ściągać na siebie uwagi Belviny, w chwili obecnej było to niepotrzebne i upokarzające; czuła olbrzymie zmęczenie, więc brutalne uzasadnienie pomysłu spłynęło z jej ust instynktownie. Kłamstwo wymagałoby przedłożenia wysiłku, a prawda była prosta, nawet jeżeli brzmiała nieprawdopodobnie. Zależało jej, aby Belvina zrozumiała powagę ich sytuacji, tego wszystkiego, co miało miejsce dzisiejszej nocy, choć niczego nie miała okazji ujrzeć na własne oczy - Elvira musiała użyć dosadnego porównania, żeby nie zabrzmieć jak wariatka, a i powodzenia tej metody nie mogłaby stwierdzić na pewno. Wystarczyło, że obejrzała się przez ramię z niejasnym mruknięciem, z ledwie słyszalnym westchnieniem potwierdzenia, nawet nie jednym słowem - ani jej nie zignorowała ani nie próbowała odciągać od zadania, a tematu i tak nie zamierzała rozwijać, nie teraz i nigdy. Niech kobieta wie po prostu, że w tym wszystkim nie chodziło wyłącznie o umiejętności uzdrowicielskie, właściwie stawiane diagnozy, czy dobre leczenie. Będą mieć do czynienia z niepoznanym, ze stanem, którego żaden z mentorów szpitalnych nigdy pewnie nawet nie brał pod uwagę. I będą musiały poradzić sobie same; Elvira zadbała o to głupimi decyzjami.
Mogła zabrać ze sobą jeszcze Edgara. Albo innego śmierciożercę. Szlag, byle nie Mulcibera.
- Dałaś radę? - zapytała głośno, gdy wróciła z kocami, w pół kroku jednak zatrzymał ją widok kobiety siłującej się z bezwładnym ciałem, krótki błysk odrzucanej maski. - Kurwa mać - mruknęła, kładąc koce na oparcie i stając przy boku Belviny, tak że prawie stykały się łokciami. - Te żyły... Rookwood wyglądała podobnie zanim umarła, tylko były czarne - Im dłużej mówiła, tym bardziej bezbarwny stawał się jej głos, jakby wyczerpała już w Locus i w drodze jakąkolwiek zdolność odczuwania paniki. Bólu nawet; innego niż fizyczny. - Pokaż - powiodła wzrokiem za szczupłymi dłońmi kobiety, kiedy odchylała Drew powieki. Źrenice szerokie, bez reakcji; mogły jeszcze liczyć na cud? Szło im coraz gorzej, jedyne, co osiągnęły, to odnalezienie pochodzenia niskiej saturacji. Nic dziwnego, że ostygł, skoro drogi oddechowe wypełniała maź. Pytanie tylko, skąd pochodziła i jak daleko wgłąb sięgała? - Anapneo - Przytknęła do jego gardła i własną różdżkę, skupiając całą wolę na pragnieniu utrzymania mężczyzny przy życiu. Niewiele mogła, lecz starała się asystować Belvinie. Brakowało jej już ducha nawet na posyłanie drugiej uzdrowicielce spojrzeń wyrażających zniecierpliwienie.
Drew dopadały drgawki, był zimny i lepki od potu, wiedziała, że długo nie utrzyma się we względnie bezpiecznej pozycji, więc wykorzystała koce i jedną ręką upchała je między nim a kanapą, by stanowiły podporę. Z ich wątłą siłą i wagą trzęsącego się Drew było to prostsze niż próby podsunięcia ciała bliżej do oparcia kanapy. Dopiero wtedy dostrzegła szansę, by z kieszeni wysunąć mu różdżkę, wepchnąć ją do własnego płaszcza obok białego drewna jej sosny. Więcej na raz schwycić nie zdołała; miała wyłącznie jedną ręką, również bladą, również spoconą, przepaloną oparzeniami. Drżącą ze zmęczenia i nerwów.
[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame


Ostatnio zmieniony przez Elvira Multon dnia 07.01.21 20:16, w całości zmieniany 1 raz
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Salon [odnośnik]07.01.21 19:42
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 20
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon [odnośnik]08.01.21 18:58
Nigdy nie widziała, aby ktokolwiek zareagował w taki sposób na najlżejszą odmianę Paxo, które powinno tylko odrobinę uspokoić, a nie pogorszyć stan do tego stopnia. W duchu cieszyła się, że nie sięgnęła po mocniejszą wersję ów zaklęcia, mogąc jedynie gdybać, jak potworne byłoby to w skutkach. Przekręcenie mężczyzny na bok nie było łatwe i czuła jak bardzo męczyło, aby bezwładne ciało pozostało w narzuconej pozycji. Biorąc głębszy wdech, spojrzała na Elvirę, gdy ta odezwała się. Kąśliwa odpowiedź znalazła się już na języku, ale finalnie nie wybrzmiała. Nie był to najlepszy moment na odcinanie się, obojętnie czego przyszłoby jej teraz słuchać, dlatego jedynie skinęła głową. Skupiła się na tym, co zobaczyła, a co dotąd skryte było pod maską. Widok drobnych, ale nienaturalnych żyłek przy tak wyraźnej bladości, okazał się wstrząsający, chociaż czy powinna spodziewać się czegokolwiek lepszego? Macnair zdawał się ledwo trzymać życia, więc tylko czegoś podobnego powinna oczekiwać, a mimo to poczuła chłód strachu rozchodzący się po ciele.
Zerknęła na stojącą tuż obok uzdrowicielkę.
- Świetnie, właśnie to chciałam usłyszeć.- rzuciła bezbarwnym tonem, nie powstrzymując grymasu, który pojawił się na jej ustach. Wiedziona wyrobionymi odruchami, uniosła delikatnie najpierw jedną, a później drugą powiekę mężczyzny. Brak reakcji źrenic nie napawał optymizmem, ale od paru minut wiedziała już, że nic tutaj nie było oczywiste, nic się nie zgadzało. Rzucona inkantacja okazała się jedynie pustymi słowami, niedającymi efektu. Mimowolnie przypomniała sobie o poprzedniej sytuacji, gdy z maniakalnym uporem, próbowała utrzymać go wśród żywych i wtedy również zdecydowanie nie pomagał, ale jego obrażenia były oczywiste. Specyficzny komfort tamtego dnia nie istniał w tej chwili, musiała mu jednak pomóc. Jeszcze raz zbliżyła różdżkę do gardła Drew.- Anapneo.- szepnęła z większym spokojem niż chwilę wcześniej, ale jednocześnie uporem pobrzmiewającym w głosie.- Anapneo.- powtórzyła, powielając gest. Chciała mieć całkowitą pewność, że tym razem zaklęcie zadziała i udrożni drogi oddechowe, a tym samym powstrzyma pogarszający się stan. Nie realnym było przecież, żeby oba zaklęcia okazały się nieskuteczne. Cofnęła na moment dłoń, krótką chwilę, zanim podjęła decyzję względem kolejnego kroku.- Respiro.- nie wątpiła, że potrzebował powietrza, płuca musiały się nim wypełnić. Nie zwracała uwagi na to, co robiła Elvira, ufając, że cokolwiek kombinowała będzie to pomocne.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Salon [odnośnik]08.01.21 18:58
The member 'Belvina Blythe' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 68

--------------------------------

#2 'k100' : 72

--------------------------------

#3 'k100' : 97
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 5 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach