Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]10.08.19 1:03
First topic message reminder :

Salon

Duży i jasny salon, w którym dominują odcienie brązów oraz bieli, urządzony tak, aby sprawiał wrażenie przytulnego. Wszystkie ozdoby dobrane są przemyślanie, aby pasowały do siebie i tworzyły całość. Jest to pomieszczenie, do którego trafia się bezpośrednio po wejściu do mieszkania. Po przekroczeniu progu w oczy rzuca się kominek oraz stojące przed nim dwie nieduże kanapy oraz fotel, które oddziela mała ława. Najczęściej to właśnie na niej leżą książki i zwoje z dziedziny alchemii lub magomedycyny, chociaż właścicielka stara się, aby wszystkie znajdowały się na regale znajdującym się pod jedną ze ścian, a który niestety już dawno okazał się za mały na taką ilość ksiąg.
Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe

Re: Salon [odnośnik]28.03.20 14:28
Uśmiechnął się pod nosem widząc jej reakcję. Pamiętał jak wspomniała, iż był ciekawym obiektem badawczym, więc doskonale zdawała sobie sprawę, że w tamtym okresie był krok od śmierci. Właściwie gdyby nie szybka interwencja wpierw Ramseya, a następnie Zacharego, to nie miałby żadnych szans na ponowne napicie się fantastycznej ognistej. Tamten pobyt w Mungu niby miał mu uświadomić, jak to wszystko było kruche, lecz nie mógł nic na to poradzić – priorytetem było dla niego wykonywanie rozkazów, nawet jeśli na szali stało zdrowie i życie. -Doprawdy.- stwierdził pewnym tonem, a jego wargi wygięły się w szelmowskim uśmieszku.
Zdecydowanie każdy najmniejszy sukces wyjątkowo cieszył szatyna i wzbudzał w nim chęć do dalszej pracy. Nie potrafił przegrywać, zawsze irytował go fakt, że ktoś mógł być krok przed nim i nie miało to żadnego związku z zazdrością, czy zawiścią, a świadomością własnych niedoskonałości. Zawsze mógł więcej, szybciej i skrupulatniej. Czuł, że dziewczyna podchodziła do tematu podobnie, co wzbudziło w nim szacunek. Cenił ludzi pracowitych, ambitnych i przede wszystkim zaangażowanych we własny rozwój, albowiem była to niezwykle istotne w obecnym świecie. Oni potrzebowali właśnie takich osób i Bel wkrótce miała sobie z tego zdać sprawę. Nie winił jej za brak sprecyzowanych poglądów, bowiem od kiedy na ulicach rozpętała się wojna, to wielu schowało się w swych domach nie zamierzając stawać po żadnej ze stron. Był to błąd, jednakże strach był cechą powszechną i najzwyczajniej w świecie normalną, dlatego poniekąd rozumiał pewne decyzje. -A powinnaś. Kto wie, że właśnie nie nakarmiłaś wroga?- uniósł brew pytająco, po czym sięgnął po swój płaszcz, w którego to kieszeni znajdowała się piersiówka. Odkręciwszy wieko upił z niej sporej ilości czując jak przyjemne ciepło rozchodzi się po jego klatce piersiowej. -Bycie neutralnym jest równe z byciem ślepym. To nie jest wojna złych z dobrymi, Belvino, to jest bitwa o nasz dom, nasze korzenia.- dodał pewnym tonem nie wyobrażając sobie, aby faktycznie mogła pomagać komukolwiek z Zakonu Feniksa czy podobnym im szlamolubom.
Doskonale wiedział, że złapała go za słówko, na co właściwie liczył. -Rycerze Walpurgii.- powiedział stanowczo wiedząc, że nie musieli się więcej skrywać przed obliczem władzy, która wówczas już była podległa Czarnemu Panu. Widział dla niej miejsce w ich szeregach i czuł, że prędzej czy później jeszcze mu za to podziękuje – tak samo jak on był wdzięczny Mulciberowi. Jego rekrutacja nie była równie przyjemna, bowiem do tej pory pamiętał jak crucio rozeszło się po jego ciele i paskudny ból zawładnął umysłem. Wówczas szatyn był im niezbędny, obecnie ona jest im potrzebna.
Pokręcił głową na jej kolejne słowa, a następnie dźwignął się na równe nogi czując znaczną ulgę.
-Przemyśl to co Ci powiedziałem, szybko wrócimy do tej rozmowy. Niech etyka zawodowa przestanie Cię zaślepiać.- rzucił, po czym nałożył czarny płaszcz i skierował się do wyjścia.
-Dziękuję.- powiedział z lekkim uśmiechem nim zniknął za drzwiami.

/zt




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Salon [odnośnik]09.05.20 21:36

7 maja 1957 roku


Na statku Haverlocka Traversa spędziła niemal cały dzień. Nie ulegało wątpliwości, że o wiele lepiej wyglądała rankiem, kiedy nie nadszarpnięta niczym cierpliwość pozwoliła na pogodny uśmiech, z kolei wieczór zapowiadał się nieco gorzej. Skronie pulsujące delikatnym bólem towarzyszyły Freyi aż do przekroczenia progu mieszkania. Dopiero po wtłoczeniu do nozdrzy znajomego zapachu przesiąkniętego perfumami Belviny odetchnęła z ulgą, jakby właśnie tego potrzebowała do odnalezienia ostoi spokoju. Torby po brzegi wypchane projektami - większość z nich została odrzucona w drodze negocjacji - zostawiła już w przedpokoju, nie mając najmniejszej ochoty ciągnąć ich do kuchni. Po chwyceniu jednego z jabłek leżącego w misce raźnym krokiem przeszła się do łazienki.
Ciepła woda powoli wypełniała wannę stojącą na mosiężnych nóżkach. Zanurzając w niej dłoń nie mogła nie westchnąć z powodu napływającego odprężenia, jednocześnie delektując się soczystym miąższem owocu. Wgryzała się dość łapczywie, ponieważ na statku nie miała zbyt dużo czasu na jedzenie, choć lord niejednokrotnie oferował różne przekąski przyniesione przy pomocy skrzata domowego. Nie chciała się odrywać od pracy, a efekt końcowy balustrady przeszedł sam siebie, dlatego mimo ogólnego zmęczenia była z siebie bardzo zadowolona. Widząc, że kąpiel jest już gotowa, wrzuciła ogryzek do kosza na śmieci stojącego przy umywalce i czym prędzej zrzuciła z siebie lekko przykurzone ciuchy. Zaaferowana szybkim powrotem w ramiona kojących czterech ścian kompletnie o nim zapomniała. Wsuwając się do wody o idealnej temperaturze uśmiechnęła się błogo, niemal leniwie, w końcu mogąc cieszyć się upragnionym relaksem. Gorąco rozchodzące się wzdłuż spiętych mięśni było ucieleśnieniem nagrody po efektywnie spędzonych godzinach nad wymagającym zleceniem.
Spędziła w łazience nieco ponad godzinę. Odświeżona, z głową pełną lekkich, nieskrępowanych myśli wyszła przebrana w pierwsze lepsze ubrania, które dorwała z wierzchu kupki leżącej w szafie. Niestety, ku rozczarowaniu, nie dostrzegła żadnych śladów bytności siostry. Przeciągając się bezwładnie ułożyła się wygodnie na jednej z kanap, pod głowę podsuwając jedną z wielu miękkich poduszek obitych aksamitnym materiałem. Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo potrzebowała odpoczynku. . Powieki stały się obezwładniająco ciężkie, ramiona w poszukiwaniu oparcia oplotły nieco wątłe ciało, dlatego wkrótce zapadła w drzemkę pozbawioną snów. Po kostki brodziła w smoliście czarnej mazi, która na równi niepokoiła i koiła smagły umysł Freyi. Niestrudzenie parła przed siebie, bojąc się, że zatrzymanie się będzie oznaczało rychłą porażkę. Nie miała w zwyczaju się poddawać.
Dość gwałtownie wyrwała się z objęć Orfeusza. Czuła, że serce gwałtownie obija się o żebra, szum przepływającej krwi w uszach przez ułamek chwili był nie do zniesienia, a dłonie kurczowo zacisnęły się na obiciu. Dopiero po uspokojeniu oddechu mogła powiedzieć o względnym powrocie do normalnego stanu.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]23.05.20 21:27
Dziwnie było przychodzić do domu i nie witać jedynie pustych ścian lub humorzastej płomykówi. Przekraczać próg własnego mieszkania, natrafiając od wejścia na rzeczy świadczące o innej osobie w czterech ścianach. Nie mogła powiedzieć, że jej to przeszkadza, zwłaszcza gdy współlokatorką okazywała się Freya. Od zawsze trzymały się razem, za dziecka prawie nierozłączne i dziwnie osowiałe, gdy z zasięgu wzroku znikała druga. Z perspektywy czasu miała wrażenie, że nadal nie potrafiły do końca egzystować bez siebie, bo dopiero od kilku dni…. ponownie wszystko działało lepiej.
Nie zmieniało to faktu, że początkowo miała obawy przed tym, by kuzynka zamieszkała z nią, wynikające z tego, jak różni ludzie potrafili odwiedzać ją bez zapowiedzi. Gdzieś na skraju świadomości żyła również myśl, że będzie musiała uświadomić w tym dziewczynę, a przy tym zdradzić jej fakt, kilkuletniego związku, który powinien zakończyć się jeszcze we Francji. Teraz nie miała wątpliwości, że nie ukryje tego tak łatwo.
Wracając wieczorem, spodziewała się zastać Prince w domu, gdy ta raczej nie miała tendencji do pracowania po nocach i do tego poza domem. Dlatego poczuła lekkie zdziwienie, widząc przedpokój i salon pogrążone w ciemności. Przechodząc obok, spojrzała na kanapę, gdzie dostrzegła kobiecą sylwetkę.
Mimowolnie delikatny uśmiech wykrzywił jej usta.
Przez to jedno odkrycie śmiało mogła założyć, że dzisiejszy dzień musiał okazać się wyjątkowo wyczerpujący, skoro Freya zdecydowała się spać na tak mało wygodnym meblu.
Zostawiła ją w spokoju na jeszcze kilka minut.
Przebrała się w tym czasie, zachodząc do sypialni i tym samym porzucając bardziej formalne ubrania na rzecz tych stricte domowych. Zdążyła jeszcze coś przekąsić i zając drugą kanapę nim siostra obudziła się gwałtownie.
- Koszmar? – spytała łagodnie, zatrzymując na niej ciemne tęczówki. Salon nadal skąpany był w półmroku, gdy nie miała serca zapalać światła i zaburzać sen dziewczyny.
Sięgnęła do lampki stojącej obok, by w końcu rozwiać ciemność w pomieszczeniu. Stłumione światło nie uderzało po oczach, a jedynie przyjemnie kładło się na otoczeniu.
- Kto Cię tak zmęczył, że padłaś już tutaj? – zapytała jeszcze, sięgając w międzyczasie po jedną z książek porzuconych na znajdującej się między nimi ławie.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Salon [odnośnik]21.06.20 14:28
Łomoczące serce nadal boleśnie obijało się o klatkę piersiową. Zbyt rozmyta przestrzeń przed oczami nie pozwoliła dostrzec Belviny w pierwszej kolejności - przez moment pełen głębokiego zdezorientowania łapczywie łapała głębokie oddechy. Ciemność obłażąca ciało powoli ustępowała, ale mimo najlepszych chęci nie potrafiła do końca pozbyć się nieznośnego uczucia lepkości pozostawionego na skórze. Dopiero łagodny do bólu głos sprowadził ją do względnie unormowanej rzeczywistości. Chcąc pozbyć się nadmiaru napięcia uporczywie masowała skronie opuszkami palców.
Koszmar? — powtórzyła niezrozumiale, najwyraźniej jeszcze nie do końca kontaktując. Dopiero po chwili milczenia zdała sobie sprawę, dlaczego została o to zapytana. — Tak, koszmar. I to nie pierwszy w tym tygodniu. Może powinnam wziąć sobie trochę wolnego i odpocząć, żeby się ich pozbyć.
Mimo żartobliwego tonu wypowiedzi wiedziała, że nie może sobie na to pozwolić. Zbyt wielkie nadzieje pokładała w dokończeniu statku lorda Traversa oraz pracy w galerii, choć wedle doświadczenia zdobytego we Francji taka posada znajdowała się o poziom niżej od pierwotnych oczekiwań. Nim na dobre zdążyła pogrążyć się w rozmyślaniach dotyczących kwestii zatrudnienia podłapała łagodne spojrzenie siostry, dzięki temu momentalnie puszczając zwarte postronki myśli i rozluźniając spięte strachem mięśnie. Nie namyślając się długo zmieniła pozycję dołączając do niej na drugiej kanapie, dla zmniejszenia dystansu układając głowę na jej udach. Ciepło bijące od drugiego ciała było zdecydowanie lepsze niż to bijące z aksamitnego materiału mebla.
Haverlock Travers. Mam wyrzeźbić dla niego zdobienia na całym statku. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie skłonność do ciągłego wtrącania się w moją pracę — na wspomnienie o kolejnej poprawce z trudem powstrzymała się od zgrzytnięcia zębami. — Z jednej strony jest w porządku, bo naprawdę dobrze mi za to płaci i nie traktuje mnie źle, a z drugiej czasami mam ochotę udusić go za wszystkie uwagi. Dzisiaj z samego rana musiałam przez to znowu wprowadzać poprawki do balustrady.
Dla własnego spokoju przemilczała część rozmowy dotycząca koników morskich.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]04.10.20 14:38

25 sierpnia 1957


Dzisiejszy wieczór był tym, czego potrzebowała i wyczekiwała od kilku długich tygodni, szukając specyficznego odstresowania. Niestety własne zapracowanie i zajęcia dobrych duszyczek, które miały ją odwiedzić, zmuszały do ciągłego odkładnia spotkania. Przyszedł jednak dzień, gdy najwyraźniej miało się udać, a to zmuszało ją do ogarnięcia wszystkiego co im niezbędne. Dlatego właśnie od przeszło trzech godzin krzątała się po mieszkaniu, upewniając się, że wszystko jest tak, jak powinno. Wiedziała dobrze, że początkowe uporządkowanie szybko pójdzie w zapomnienie, tak przecież było wielokrotnie i nadal budziło jej rozbawienie. Pewnych odruchów nie potrafiła jednak wyeliminować, więc początek musiał być poukładany, gdy tylko tak mogła się upewnić, że wszystko jest na swoim miejscu.
Zerknęła po raz kolejny na zegarek, by na chwilę opaść na jedną z dwóch kanap. Miała wolne po najdłuższej zmianie, jaką przyszło jej przeżyć, a na którą sama się zgodziła. Stąd zmęczenie, które na moment dało jej w kość, ale które zdążyła w jakimś stopniu odespać i wypocząć przez większość dnia. Mimo tej niedogodności potrzebowała towarzystwa, plotek... i alkoholu. Dwie pierwsze rzeczy za niedługo zostaną zapewnione, trzecia już stała na ławie w sporej różnorodności obok jedzenia. Picie na pusty żołądek to zło z perspektywy rozsądku oraz zdrowia, więc nie zamierzała do tego dopuścić, ani pozwolić na taki krok którejkolwiek. Przetarła delikatnie dłońmi twarz, próbując jeszcze raz pozbierać się w sobie i odpędzić resztki zmęczenia, któremu na całe szczęście nie towarzyszyła senność. Ta noc mogłaby się skończyć dla niej wybitnie szybko, gdyby było inaczej. Podnosząc się ponownie, zdecydowała się przebrać, nakładając czarną lekką sukienkę na szerszych ramiączkach, może trochę za krótką na wyjście, ale po domu była w sam raz i miała podstawową zaletę... była wyjątkowo wygodna. Nie widziała potrzeby, aby stroić się odpowiednio grzecznie, gdy miała spędzić godziny w dobrze znanym sobie towarzystwie kobiet, które znała od długiego czasu, a do tego jedną z nich mogła śmiało nazwać przyjaciółką. Usta podkreśliła burgundową szminką, co robiła coraz częściej, zaczynając lubować się w czerwieniach. Ponownie wędrując przez mieszkanie, zahaczyła o kuchnię, by do wyciągniętej z szafki szklanki, nalać trochę ognistej stojącej na blacie kuchennym. Rzadko sięgała po mocne alkohole, ale w ostatnim czasie przestała obawiać się o swoją słabą głowę do trunków. Chyba wyrobiła się w tej kwestii, wolne wieczory i noce spędzając chętniej poza domem. Upijając nieduży łyk, powiodła spojrzeniem ku zegarowi, aby kontrolnie sprawdzić, która godzina. Został ledwie kwadrans do umówionej godziny, ale spodziewała się spóźnień. Nigdy nie była jednak osobą, która naciskała na surową punktualność, a wymagała tego tylko od samej siebie.
Słysząc pukanie do drzwi, drgnęła odrobinę nerwowo, odstawiając szkło na blat i wędrując do wejścia, aby wpuścić pierwszą… lub wszystkie. Nie koniecznie wiedziała, jak znajome planowały dotrzeć tutaj, wszystkie wiedziały, gdzie mieszkała.

[bylobrzydkobedzieladnie]



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.



Ostatnio zmieniony przez Belvina Blythe dnia 05.10.20 17:59, w całości zmieniany 4 razy
Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Salon [odnośnik]04.10.20 15:19
Istniały sprawy, które nie cierpiały zwłoki. Wcale nie chodziło o te rozkładające się w porcie trupy, o których wszystkie trzy wiedziały sporo. Nie dla grozy, nie dla upiornych cieni sunących między uliczkami spotkać się miały w tak bardzo… kobiecym gronie. Należało przypomnieć sobie o życiu, porzucić upiorne myśli o tych, którzy zginęli i tych, którzy dopiero mieli pożegnać się ze światem. Ryzyko machało im śmiercią przed oczami, ryzyko pogwizdywało wesoło na te odważne spódniczki i kokietujące spojrzenia. Ryzyko zaglądało im do torbeczek, by odnaleźć tam brzęczące miło flaszeczki. Drogie panie, czas zacząć zabawę. Wiedźmy wystrojone, Philippa odziana w bardzo odważną, obcisłą sukienkę, która ostatnim razem tak bardzo przeszkadzała pewnemu… dojrzałemu amantowi, wysokie buty, czerwone usta i gęste fale ciemnego brązu unoszące się wokół jej różowych policzków wraz z każdym odważnym krokiem.
Najpierw musiały się spotkać w umówionym miejscu, a dopiero potem przedostać pod pewien tajemniczy adres, pamiętając przy tym, by mimo wszystko swoimi podnieconymi głosami nie przyciągać zbyt wielu spojrzeń. Trudno jednak, by trzy atrakcyjne dziewczyny nie wzbudziły zainteresowania pobocznych meneli. Mknęły szybko, Moss jak na skrzydłach, podekscytowana wizją gorącej nocy w damskim gronie. Bez facetów, w morzu przyjaznych uśmiechów i śliskich opowiastek. Wiele musiało się wydarzyć przez ostatnie tygodnie. U niej również, istniały tematy i twarze, które nigdy nie powinny objawić się pozostałym, ale w półsłówkach mogła przecież przekazać przyjaciółkom i tak pokaźną garść nowości. Perspektywa wyrwania się z portu, wizja absurdalnie przyjemnego wieczoru i możliwość zrzucenia z siebie ociężałych spraw – tak, tego pragnęła. Tym razem nikomu nie musiała polewać i przed nikim świecić oczami. Doskonale.
Pukanie do drzwi? Ona waliła, uderzając pięścią w przejście do magicznej oazy. Ich osobistego raju. Wciskała konkretnie, wołając głośno jej imię, jakby już co najmniej była po dwóch drinkach – ale nie, jeszcze nie zdążyła wlać w siebie żadnego odurzającego ciepła. – Belvino! – zawołała, wkraczając śmiało do środka. Zerknęła przelotnie na Wren i na Rain. Najlepsza ekipa, o jakiej mogła tylko pomarzyć. – Jak stąd wyjdziemy, to nie poznasz swojego mieszkania – zagroziła, rzucając jej cwane spojrzenie. – Jaka śliczna! – dodała, ściskając przyjaciółkę. Zsunęła szpile i wyjęła flaszkę z torby. – Amerykańska – rzuciła, obejmując je błyszczącym spojrzeniem. – Jeszcze nie zdążyła wyschnąć po powrocie z morza, musicie koniecznie spróbować – dodała, wędrując w głąb korytarza. – Więc jesteśmy tutaj dzisiaj same. Cudownie. Westchnęła sobie zadowolona z takiego obrotu spraw. I nikt nie mógł im przeszkodzić. Wolne i beztroskie. Cztery stare panny. Parsknęła pod nosem, drwiąc z własnych myśli. Odgarnęła włosy z ramienia i postanowiła rozgościć się w saloniku. Obróciła się w stronę dziewczyn, zajmując miejsce na jednej z kanap. Poduszki objęły miękkim ramieniem jej plecy. – Chcę wiedzieć wszystko – obwieściła podekscytowana, trochę natrętnie, trochę w mrocznej groźbie. – Ale najpierw zdecydowanie musimy się napić, dziewczyny. Bez tego ani rusz! – dodała śmiało, już rozglądając się po stole. Tak, te barmańskie nawyki, z którymi trudno było się kłócić.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Salon [odnośnik]05.10.20 18:23
Nie potrafiła powiedzieć co sprawiło, że dała się namówić na to wyjście. Ostatnio bardzo dużo czasu spędzała w swojej samotni, nawet pojawianie się w Parszywym Pasażerze nie sprawiało jej radości. Musiała jednak, by nie rzucać podejrzeń. Przyjmowała klientów, rozlewała piwo gdy było trzeba, uśmiechała się zalotnie. Przecież wszystko miało wyglądać tak, jakby nic się nigdy nie wydarzyło, a nie pamiętała kiedy ostatni raz w jej życiu zadziało się aż tyle. Musiała odetchnąć, bo inaczej skończyłaby źle. Wiedziała o tym. Ludzie świrowali od ciągłego przesiadywania w myślodsiewni, od wracania do wspomnień dobrych i złych. Nawet jej zdarzało się wylądować pod ścianą z głową pomiędzy kolanami, oddychając ciężko. Czytała o takich przypadkach, ale czuła się uzależniona od wspomnień bardziej niż od seksu. Czy czegoś nie przegapiła, czy czegoś nie usłyszała? To było ważne, od tego zależało jej życie.
A teraz szła obok Philippy i Wren na babski wieczór. Wyrzuty sumienia gryzły ją od środka, znikną gdy tylko wleje w swoje ciało szklankę whisky albo dwie. Póki co jednak była pół kroku za towarzyszkami, a czarny kaptur przysłaniał jej twarz przyodzianą w lekki grymas. Oczywiście gdy tylko staną w progu mieszkania rozchmurzy się, pewnie nawet będzie się dobrze bawić. Jednego czego nie mogła się doczekać to tego, aby usiąść. Rany na nogach, niektóre stosunkowo świeże a inne już prawie wygojone, dawały się w znak.
Miała na sobie długą czarną i luźną spódnice, czarną koszulę z rozpiętymi górnymi guzikami. Na ramionach zapięła czarny płaszcz, który ochraniał ją przed lekkimi powiewami wiatru, gdy wchodziło do kolejnej ciemnej uliczki, aby niespostrzeżenie dostać się w wyznaczone miejsce.
Uśmiechnęła się lekko widząc jak jej przyjaciółka dosłownie wali pięścią w drzwi. I gdzie to całe staranie się, by nie zwracać na siebie zbytniej uwagi? Wywróciła oczami w momencie gdy drzwi otworzyły się. W trójkę wsunęły się do środka i dopiero gdy zamknęło się za nią przejście na korytarz zdecydowała się ściągnąć kaptur i rozpiąć guzik, który utrzymywał płaszcz na jej ramionach. Czarne loki opadły na ramiona, pewnym siebie spojrzeniem zlustrowała pomieszczenie, a następnie spojrzała na gospodyni. Nie miała okazji jej poznać, ale z opowieści Philippy mogła wywnioskować, że była osobą wartą uwagi. Momentami Huxley czuła się nawet lekko zazdrosna, gdy jej przyjaciółka opowiadała o innych swoich koleżankach, ale zaborczość nie była cechą Rain. Tego się Moss obawiać nie musiała.
- No ciekawe kto dał ci cynk o tym, że takie dobre alkohole dzisiaj do nas przypłyną – zaśmiała się pod nosem.
Czasami była pod wrażeniem ilości energii jaka buzowała w ciele tak drobnej i niepozornej czarodziejki. Jakby widziała w niej siebie samą sprzed kilku lat. Czy tak objawia się starzenie? Jeśli tak, to musiała szybko przestać, bo w takim tempie zostanie daleko w tyle. Pokręciła kilkakrotnie głową próbując się pozbyć nachalnych myśli z głowy – ostatnio Hux była bardzo, nawet trudno to określić, nieobecna? Smętna? Zbyt poważna na osobę jaką była naprawdę? Klątwa pod którą się znajdowała zdecydowanie odbiła się na jej zachowaniu. Tylko na ile przyjaciółki oślepione perspektywą dobrej zabawy mogły dostrzec to pod maską, jaką zakładała Rain? Gdy to wszystko się już skończy z pewnością odetchnie głęboko i, miejmy nadzieję, wróci stara, dobra portowa sucz.
- Belvino? – Zwróciła się w stronę dziewczyny. – Philippa dużo mi o tobie opowiadała i nie mogłam się powstrzymać, aby sama nie sprawdzić czy to wszystko jest prawdą. Mam nadzieję, że mnie nie wkręcałaś, bo nie chciałabym by w towarzystwie wyszło jaką kłamczuszką jesteś.
Puściła jej oczko i sama weszła w głąb mieszkania rozglądając się z zainteresowaniem przy okazji odkładając swój płaszcz na jakieś krzesło.


Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5603-rain-huxley https://www.morsmordre.net/t5628-poczta-rain#131770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-dzielnica-portowa-welland-street-5-12 https://www.morsmordre.net/t5630-skrytka-bankowa-nr-1380#131776 https://www.morsmordre.net/t5629-rain-huxley#131774
Re: Salon [odnośnik]05.10.20 21:26
Perspektywa spędzenia wieczoru w towarzystwie trzech kobiet zamkniętych w jednym pomieszczeniu była perspektywą straszną. Do cna przerażającą, na pewno pokłócą się już na samym wejściu, nie przekroczywszy jeszcze progu, zawsze tak było; wcześniejsze doświadczenia, nawet niezwiązane z tym konkretnym gronem, mieszały się goryczą w myślach, gdy ruszyła na spotkanie Philippy i Rain w umówionym punkcie. Winny nie zwracać na siebie uwagi, do mieszkania uzdrowicielki dotrzeć cicho, w akompaniamencie zaledwie pijackich spojrzeń, które zapomną je o wschodzie słońca - i gdy stanęła przed nimi, czuć było wyraźnie, jak spięte miała mięśnie. Spięte niepewnością. Odgórnym założeniem najczarniejszego z możliwych scenariuszy towarzyskich, trzaśnięcia drzwiami i stracenia nie jednej, nie dwóch, a trzech dobrych kompanek, które prywatnie ceniła z sympatią. Razem jednak... Cóż, liczyła na zbawienne działanie alkoholu, które mogło rozluźnić tak umysł, jak i ciało. I na to, że Blythe będzie trzymać język za zębami odnośnie ich pierwszego spotkania na korytarzach Munga, gdy Wren skręcała się w agonii powiększonych kości i kręgów pleców. Nasza mała tajemnica.
W porównaniu do kusej sukienki Moss czy króciutkiej kreacji Belviny, jej własna była w tym wszystkim dość konserwatywna. Sięgająca odrobinę powyżej kolan, ciemnoszara, zwieńczona jasnym kołnierzem i mankietami rękawów, ze wstawką dwóch czarnych guzików pod szyją. Mogła zasłaniać się świadomym wyborem, choć prawda była taka, że w jej szafie po prostu nie zalegały żadne odpowiedniejsze ubrania, które nadawałyby się na damskie spędy w ramionach ognistej whisky. Whisky, w butelkę której zresztą zaopatrzyła się profilaktycznie, by potem wręczyć gospodyni; mama uczyła, że nie wypadało zjawiać się na prywatkach bez prezentów.
- Nie bredź, Moss. Pozna. Nie wyjdziemy bez posprzątania po sobie, żadna z nas - zapowiedziała z teatralną groźbą, surowością, poniekąd asymilując już przyjacielską atmosferę, jaka towarzyszyła im od przejścia przez drzwi. I nie wiedziała absolutnie dlaczego w środku jej mięśnie wciąż spowija żelazo; czy tak bała się utracić kontrolę nad swoimi kłamstwami? Niedopowiedzeniami? Czy tak bardzo bała się utracić kontrolę nad sobą, powiedzieć zbyt dużo, wyznać coś, czego w trzeźwości umysłu wyznać by się nie odważyła? Cokolwiek truło ją powodem, przejawiało się nawet w lżejszych niż dotychczas ruchach, sprawiając, że były odrobinę machinalne, zbyt dokładne; nawet regularne lekcje tańca z wachlarzami i powoli rozwijająca się zwinność nie były w stanie uchronić jej od naleciałości wpływu buntowniczego, dziś nieprzychylnego umysłu. - Coś bardziej naszego - mruknęła z uśmiechem i podała Blythe schłodzoną uprzednio butelkę ognistej whisky, potem ruszając za Philippą wprost do przestronnego, jasnego salonu. Trochę zbyt jasnego jak na jej gust, ale nie zamierzała narzekać: pomieszczenie miało dziś ugościć je w zabawie a potem ukołysać do snu, lepiej z mebli nie czynić sobie wrogów jeszcze na trzeźwo. - To dobry pomysł, żeby się napić - Wren westchnęła zgodnie i usiadła na kanapie obok tej zajmowanej przez tyłek barmanki z Parszywego Pasażera, przeciągając się na niej niczym leniwy kot. - Mam dziś jakiś grobowy humor - przyznała; lepiej było już na wstępie zagrać w otwarte karty i liczyć, że starania koleżanek odegnają każdą nieprzychylną tego wieczora myśl, niż siedzieć po cichu i skwaszoną miną psuć panującą dokoła atmosferę. Rozpuszczone swobodnie, czarne pukle zakołysały się delikatnie gdy zmieniała pozycję na półleżącą, z głową podpartą na ręce ulokowanej na podłokietniku kanapy. Cóż, przynajmniej ktokolwiek zdecyduje się usiąść obok niej miał na to jeszcze wystarczająco dużo miejsca. Jeszcze.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Salon [odnośnik]10.10.20 22:26
Podchodząc do drzwi, musiała zdecydowanie zmienić zdanie o tym, co początkowo wzięła za pukanie, bo było to odważnym waleniem o drzwi. Zanim jeszcze otworzyła była całkowicie pewna, która z dziewczyn wybrała takową metodę pospieszenia Jej, aby wpuściła wszystkie do środka. W duchu cieszyła się, że ma wyrozumiałych sąsiadów, którzy i tak już dawno przywykli, że przez jej mieszkanie przewijało się wiele osób… wielu mężczyzn, ale to wydawało się nie wpływać na relacje z osobami, które zamieszkiwały budynek.
- Phili, znów całe Grimmauld Place musi wiedzieć, że tu przyszłaś? – spytała, by zaraz zaśmiać się tak po prostu. Z damskiego grona, które dziś miało tu gościć, Moss była zdecydowanie najgłośniejszą osobą, która musiała zaznaczyć swoją obecność, ale za to uwielbiała przyjaciółkę.- Słyszałam to nie raz, a jednak za każdym razem poznaję je.- nie zamierzała się tym przejmować, cokolwiek miało się wydarzyć dzisiejszej nocy, mieszkanie musiało to przetrwać i dać się później doprowadzić do stanu sprzed wizyty. Spojrzała na Wren, zdecydowanie bardziej stonowaną niż Philippa.
- Przypuszczam, że jak skończymy to żadna nie będzie miała sił, aby ogarniać cokolwiek. Mam jednak kogoś, kto mi w tym pomoże rano.- uśmiechnęła się tajemniczo.- Zaciąganie przysług bywa ryzykowne, bo niespodziewanie można skończyć jako pomoc domowa.- dodała półżartem, ale było w tym trochę prawdy. Nie zamierzała jednak wchodzić w szczegóły, gdy spotykały się w zdecydowanie innym celu. Zerknęła na butelkę alkoholu, który przyniosła Philippa, nie wątpiąc, że było to coś wyjątkowo dobrego. Barmanka musiała się na tym znać. Przytuliła jeszcze Moss, zanim dała jej wejść w głąb mieszkania, w którym mogła czuć się całkowicie swobodnie.
Kiedy pierwsza powędrowała do salonu, Blythe skupiła uwagę na Chang, zauważając, że była trochę inna, jakby coś ją męczyło. Dzisiejszego wieczoru bez wątpienia wyjdzie na jaw, co to takiego było, ale mimo to, gdy przejmowała podaną butelkę whisky, złapała dziewczynę za dłoń rzucając jej odrobinę pytające spojrzenie. Nie zatrzymywała jednak Wren w miejscu, poświęcając uwagę ostatniej duszyczce, która dziś przekroczyła próg mieszkania. Nie znała kobiety, ale to nie był problem w żadnym stopniu.
Kąciki jej ust uniosły się w przyjaznym uśmiechu, gdy usłyszała swoje imię.
- Mam nadzieję, że wszystko, co opowiadała było pozytywne, a jeśli mówiła jakieś złe rzeczy to na pewno kłamała.- wyjaśniła, przez moment udając nieco poważniejszą, ale ciemne oczy zdradzały pozytywne emocje, jakie towarzyszyły jej od początku.- Czuj się jak u siebie, jeśli czegoś potrzebujesz, nie musisz pytać.- dopowiedziała, zanim sama też przeszła do salonu, aby zająć wolne miejsce na kanapie. Odstawiła na ławę alkohol, który dostała od Wren.
Wybór alkoholi był na tyle duży, że powinien trafić w gust każdej, chociaż była niemal pewna, że skończą pijąc najmocniejsze z dostępnych, bo tak najłatwiej był zapomnieć o hamulcach.
- Skoro już przyniosłaś jakieś amerykańskie cudo to trzeba tego spróbować.- podjęła, przesuwając po ławie w stronę Moss, trzy szkła, w których za moment miał wylądować nieznany alkohol. Kiedy tak się stało, wzięła jedno.- To co… Za dzisiejszy babski wieczór i wszystkie tajemnice, które wyjdą na jaw, ale jak zawsze pozostaną w tych ścianach.- podjęła, przypominając niepisaną zasadę każdego spotkania, które miało miejsce w jej mieszkaniu. Długoletnia przyjaciółka na pewno o tym wiedziała, lecz pozostałe dwie mogły nie zostać zaznajomione z tym faktem, aż do teraz. Tak było zawsze i nic w tej kwestii nie zamierzała zmienić. Upiła łyk alkoholu, czując przyjemny posmak na języku.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Salon [odnośnik]11.10.20 22:53
Wywróciła oczami na te poważne odpowiedzi przyjaciółek. Przecież nie zamierzała wywracać jej chałupy do góry nogami. Przeczucie podpowiadało jej po prostu, że wcale nie skończy się na grzecznych rozmówkach i dwóch drinkach. Te cztery czupryny ujrzą światło poranka i wcale nie powinno to nikogo dziwić. Podejrzewała, że każdej z nich przyda się ten przystanek, odprężająca pauza. Wojna nie pozwalała nikomu na odpoczynek, z pewnością nie próżnowały. Były ambitne, zagonione robotą, nie zastygały przy garach i wiadrze prania. To nie te kobiety. – Przecież będzie porządek, moje miłe – odpowiedziała, zakładając w oburzeniu dłonie na ramionach. – Może względny… Nie jesteśmy bandą rozwydrzonych chłopisk – oświadczyła, patrząc po wszystkich zgromadzonych towarzyszkach. Zespół gotowy do omówienia spraw niecierpiących zwłoki. – Umiemy się przecież bawić z klasą – kontynuowała z nadzwyczajną powagą, słowa zdobiąc odpowiednio wymowną mimiką. Powaga jej jednak nie służyła, bo w końcu parsknęła śmiechem. Przecież żadne z nich damulki. Wyczuwała jednak naprawdę dobry wieczór i tego właśnie miały się trzymać. Wciąż jeszcze nie była pewna, jak dużo z ostatnich rewelacji zamierzałam im zdradzić, ale przy trzeciej szklance alkoholu zapewne język rozwiąże się jej sam. Mimo to pamiętała, że istniały tematy, przy których powinna uważać. Nie zamierzała się jednak spinać z tego powodu, a wręcz przeciwnie – odczuwała niebywałe rozluźnienie, będąc tak daleko od tawerny i cuchnących portowych kamieniczek.  
– Nikt nie musiał. Same wpadły w moje ręce. Czasami dobra obsługa popłaca. A innym razem dostajesz w pysk, choć nawet nie zdążyłaś się odezwać. Taka robota – odpowiedziała Rain, wzruszając na koniec ramionami. Nie zamierzała się mazać w krzywe dni. Bywało różnie, gorzej, lepiej, albo całkiem do dupy, ale nauczyła się, jak przetrwać w tym towarzystwie i póki co szło dobrze. Szkoda tylko, że coraz więcej oczu próbowało ją wyciągnąć z doków.  
– Kłamię często, ale nie wam. Wam nie muszę – odparła z bardzo podejrzaną niewinnością. – Zresztą, ej, Bel, jesteś boska. Chętnie posłucham o sukcesach najsłynniejszej uzdrowicielki w Londynie – powiedziała pogodnie, wyraźnie zaciekawiona. Jednak trochę czasu minęło od ich ostatniego spotkania. Na pewno sporo się wydarzyło. Wszystko po kolei, miały przed sobą długą, intensywną noc.
Przejęła lecące w jej stronę szklanki, rozlała alkohol zgodnie ze swą sztuką, choć zdecydowanie z większą czułością niż zwykle. Cudów nie było. Mocny, intrygujący trunek o ciemnawym, czerwonawym kolorze. Może jak krew, może jak róże. Na pewno w intrygującej mieszance sam posmak wódki był słabszy. – Łapcie, dziewczyny – rzuciła więc pierwszą turę, posyłając każdej z nich przelotne spojrzenie. Należało rozsiąść się wygodnie i cieszyć się doborowym towarzystwem. Idealnie. Wysłuchała przemówienia Belviny i przytaknęła, spodziewając się, że każda z nich dusiła myśli, które najchętniej wyrzuciłaby przez okno albo zatopiła w Tamizie. Tutaj nie musiały się niczego bać, tutaj mogły się wzajemnie wspierać, śmiać i przekrzykiwać przebłyski wstrętnej rzeczywistości. Oby tylko wojna nie była jedynym pisarzem ich losu. – Bądźmy wolne, szczere, nieskrępowane i przyjacielskie – dopełniła z uśmiechem, choć nie zdążyła przyłożyć drinka do ust. Popatrzyła na Wren. Lekko przechyliła głowę. – I ten grobowy przyjmiemy, ale jeśli chcesz coś wyrzucić z siebie, to możesz – zapewniła przyjaźnie, nie zamierzając nic wyciągać z niej na siłę. To nie przesłuchanie. Ani tym bardziej zbiorowisko wymuszonych wyznań. Nie tak to miało wyglądać. – Wydaje mi się, że potrzebujesz dodatkowej poduszki – dodała jeszcze, celując wspomnianym przedmiotem prosto w pannę Chang, ale nie tak, by rozlać jej napój, jeśli akurat go trzymała. Wygodna pozycja ciemnowłosej potrzebowała chyba pewniejszego wyposażenia. Zerknęła jeszcze na Rain, która również wydawała się podejrzanie przygaszona. – No dobra, która pierwsza rzuci pożogą? – postanowiła zapytać, gdzieś tam przeczuwając, że zaraz ten zaszczyt przypadnie jej. Cholera, tylko pożoga nie była odpowiednim słowem.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Salon [odnośnik]13.10.20 21:09
Zaśmiała się pod nosem. Nie do końca wiedziała czy panna Moss wiedziała co to znaczy się bawić z klasą. Bo na pewno nie podlegało pod to tańczenie na stole pokazując uda, pić do nieprzytomności i ćpając różności, które przywozili marynarze z dalekich krajów. No faktycznie, umiały się bawić z klasą. Huxley tylko pokiwała głową, wiedziała już że nie ma sensu wyciągać Philippy z jej cudownego świata. Dzisiejszego wieczoru pozwoli być jej damą. Wymieniła spojrzenia z Wren zaraz słysząc parsknięcie z ust Moss. Aż odetchnęła.
- Już myślałam, że źle się czujesz bo takie brednie pleciesz – podeszła dźgając ją palcem w bok obserwując jak wygina się pod wpływem dotyku.
Zawsze jakoś musiały nawiązać do dni kiedy nie szło najlepiej. Każda takie miała, nie tylko Phils. Rain również miewała okresy kiedy dostawała w mordę za nic, ale trzeba było szybko się otrząsnąć, broń Merlinie pozwolić łzom, aby spłynęły po policzkach i iść dalej robiąc swoje. Tak jak Moss stwierdziła – taka robota.
Rozglądała się z zainteresowaniem po mieszkaniu. Słysząc słowa gospodynie przeniosła na nią swoje spojrzenie i przytaknęła z uśmiechem. Nie będzie pytać, zaraz napiją się tyle, że to mieszkanie na ten wieczór stanie się jej mieszkaniem i poczuje się w nim na tyle swobodnie, że nie będzie miała żadnych oporów. Umiała szybko przystosować się do nowych warunków, było to jej atutem.
Dziewczyny szybko przeniosły się na kanapę, więc i ona skierowała tam swoje kroki. Usiadła blisko kominka, lubiła przyglądać się iskrzącemu w kominku ogniu. Miała z nim bardzo dobre wspomnienia z młodości, czuła się przy nim wolna, pewna siebie i nieskrępowana jak to właśnie Philippa mówiła. Co prawdą Rain nie do końca miała ochotę się zwierzać, nie miała z czego bo i nie mogła. Wszystko co teraz robiła było tajemnicą i nie mogła dzielić się tym z dziewczynami. Nie było w stanie jej to przejść przez gardło. Z pewnością poczułaby ulgę gdyby mogła to wszystko z siebie wyrzucić, ale jeszcze nie czas. Nie pora.
Kanapa okazała się bardzo wygodna. Zdecydowanie bardziej wygodna niż w jej mieszkaniu. Nie mogła jednak narzekać, miała teraz zdecydowanie więcej niż kiedyś i doceniała to. Niedługo może wyląduje na ulicy, nie wiadomo co będzie działo się z portem a jej, póki co, w głowie nie było opuszczanie jej statku. Kapitan opuszcza swoją łajbę ostatni albo na niej ginie.
Chwyciła szklankę z alkoholem i chwilę po toaście upiła łyk. Było dobre. Upiła jeszcze jeden i odstawiła szklankę na podłogę. Zaczęła wyciągać swoje skarby z woreczka ze skóry wsiąkiewki. Tego woreczka, który dostała od Keata na urodziny. Był bardzo pożyteczny, przydatny prezent i była za niego wdzięczna, ale za każdym razem gdy na niego patrzyła przypominał jej się Keat i w sercu czuła ukłucie złości.
- Gdyby któraś z was miała ochotę, to można się częstować – położyła na stole porcję diablego ziela, złotej rybki i miała jeszcze trochę wróżkowego pyłu. Może nie przyniosła alkoholu, ale jej używki były równie dobre co amerykański trunek. – I ja nie zaczynam. Chyba muszę się najpierw porządnie napić. Ale chętnie posłucham.


Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5603-rain-huxley https://www.morsmordre.net/t5628-poczta-rain#131770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-dzielnica-portowa-welland-street-5-12 https://www.morsmordre.net/t5630-skrytka-bankowa-nr-1380#131776 https://www.morsmordre.net/t5629-rain-huxley#131774
Re: Salon [odnośnik]13.10.20 22:46
To, że Moss czegoś robić nie zamierzała - miało się zwykle nijak do finalnego rezultatu wydarzeń. Często wspólnie spędzony czas rozpoczynały z całkiem akceptowalnym planem, by potem dwoić się i troić nad tym, jak wyplątać się z bardziej niż potencjalnych tarapatów - ale w tym także tkwił jej nieodzowny urok. Słodka, upajająca trucizna niepewności. Nieprzewidywalności. Dlatego Wren jedynie westchnęła pobłażająco, z cieniem figlarnego uśmiechu zagubionym w kącikach ust, zgadzając się ze wszystkim, co w odpowiedzi wystosować mogły towarzyszące jej kobiety; na piętrzące się argumenty przyjdzie jeszcze czas po wychylonym kieliszku, to z pewnością, dlatego teraz mogła pozwolić sobie na leniwą ugodowość. Także dłoń Belviny na moment zaciśniętą na jej nadgarstku skomentowała ciszą - odrobinę pogłębionym, uspokajającym uśmiechem, wszak nie działo się nic, co powinno wzbudzić w uzdrowicielce jakiekolwiek troski. Odejdą, tak jak odejść miały zmysły i wszelki przejaw trzeźwości umysłu, już całkiem niedługo.
- To ma jakąś nazwę? - rzuciła pytanie w eter, gdy w zaprezentowanych na blacie stołu szklankach pojawiła się ciemnawa substancja rozlewanego alkoholu. Amerykańskiego, jak twierdziła Philippa, a na tych Wren znała się właściwie wcale. Była jednak ciekawa szczegółów, tych, innych - bo zaraz Moss podjęła temat medycznych osiągnięć gospodyni i czarownica skinęła ochoczo, ostatnimi czasy dziwnie zafascynowana medycznym światem. Może dlatego, że jego bliższa znajomość pozwalała jej kłamać jeszcze swobodniej, w miękki, otumaniający podejrzliwą, młodą duszę sposób; w oczach wdzięcznych kózek była przecież taką uzdrowicielką, mugolską co prawda, ale wciąż obracała się wśród podobnych zagadnień, posługiwała anatomicznymi zwrotami czy fachową terminologią. A one łykały jej słowa niczym wygłodniałe wsparcia pelikany, spijając z warg najmniejsze wręcz fałszerstwo. - Opowiedz, najlepiej o tym awansie, który tak skrywasz. Bo na pewno jakiś już na ciebie czeka - podchwyciła wyraźnie prośbę Philippy, przesuwając też nogi, by na kanapie obok siebie utworzyć wystarczająco dużo miejsca. Ale wszystko co dobre winno nie trwać wiecznie - więc gdy tylko przyjaciółka zasiadła obok, Wren ułożyła smukłe, bose kończyny na jej kolanach, wyciągnięta niczym senny kociak, zbyt zapatrzony we własne potrzeby, by pozwolić wątpliwości elegancji swych ruchów przeciąć przepełnione przyjemnością myśli. Wciąż była w tym jednak przynajmniej odrobinę delikatna, mając na uwadze to, by Huxley nie kopnąć. Przynajmniej tyle pożytku, o Merlinie.
Wypełniona brunatną cieczą szklanka pomknęła w jej kierunku i czarownica sięgnęła po nią w konsternacji, odrobinę nieufnie spoglądając na nieznany jak dotąd trunek. Mimo wszystko do spróbowania zachęciły ją śmielsze reakcje przyjaciółek, więc i ona przyłożyła drinka do ust, pociągając pierwszych kilka łyków. I prawie krztusząc się w momencie, gdy Philippa rzuciła w nią poduszką - na szczęście nie tak gwałtownie, jak zrobić to mogła; Wren pochwyciła zręcznie przedmiot i wydęła wargi w wyraźnym, kapryśnym uśmiechu, układając nową miękkość pod łokciem ręki podtrzymującej w górze bok jej głowy. Wygodnie. I ciepło - bo alkohol roztoczył się zbawiennym gorącem wzdłuż przełyku.
- Od razu chcesz zaczynać od pożogi? - zwróciła się do barmanki, jednocześnie pochylając w kierunku dobra wydobytego z małego woreczka przez Huxley. Jej oczy znów błysnęły niewymuszoną ciekawością a brwi ściągnęły lekko. - Co tam masz? - Zanim Rain zdążyła cofnąć ręce od używek, Wren pochwyciła jej dłoń w swą własną, wolną od drinka, wodząc ich splecionymi ze sobą palcami, samymi ich opuszkami, po wszelkiego rodzaju substancjach, które widziała chyba pierwszy raz na oczy. - Co to robi, jakie uczucia wyzwala? A to? - Jej uwaga skupiła się najpierw na ususzonym diablim zielu, przechodząc później do fiolek złotej rybki. Tłumaczenie grobowości jej nastroju będzie miało swój czas - ale nie nadejdzie teraz, jeszcze nie, zepchnięte na boczny tor, niemal zapomniane. Nieważne.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Salon [odnośnik]17.10.20 21:21
Rzuciła Moss rozbawione spojrzenie, gdy przyjaciółka podjęła się obrony przeciwko marudnym towarzyszkom. Nie pomogła jej w tym, wiedząc dobrze, że było to zbędne, a barmanka jest na tyle wygadana, aby sama sobie poradzić. Poza tym były w kobiecym gronie nastawionym na miło spędzony czas, najpewniej w żadnej nie było chęci, aby popsuć wieczór. Powiodła spojrzeniem między Philippą, a Wren, gdy obie podjęły temat jej pracy i osiągnięć, jakie mogła mieć dotąd. Ostatnie czasy nie pozwoliły na to, początkowo wprowadzając chaos, a później po prostu sama osiadła, robiąc tyle, ile do niej należało i nic ponadto. Wiedziała, że takim podejściem popełnia duży błąd, ale wtenczas nie próbowała go naprawić. Jeszcze przyjdzie na to pora, a ostatnie decyzje mogły jej to umożliwić w jakiś pokrętny sposób. Zaśmiała się cicho, reagując na słowa kobiet.
- Nie przesadzajmy, daleko mi i do najsłynniejszej uzdrowicielki Londynu i do awansów, których na razie nie widzę.- odparła, może naruszając odrobinę ich sposób postrzegania jej samej.- Jednak kto wie, może za jakiś czas pochwalę się sukcesem zawodowym. Szpital w ostatnim czasie stracił trochę uzdrowicieli.- dodała z lekkim wzruszeniem ramion. Nie wnikała, dlaczego część pracowników Munga porzuciła pracę, dzisiejsze spotkanie miało kręcić się wokół innych tematów.
Rozsiadła się na kanapie, zajmując miejsce obok barmanki, co było nieświadomie dość strategiczne, gdy ta być może poddając się przyzwyczajeniom, będzie wiodła prym w rozlewaniu kolejnych trunków do szkła. Przesunęła łagodnym spojrzeniem po każdej, gdy siedząca obok Moss dopełniła toast rozpoczynający ich wieczór. Uchyliła jeszcze jeden łyk, bezwiednie zaczynając bawić się zawartością, wprawiając delikatnie w ruch alkohol, aby obmywał szklane ścianki. Skupiła swą uwagę na Huxley, gdy ta wyciągnęła coś, co zdecydowanie zainteresowało wszystkie o wiele bardziej, sama również przechyliła się nieco do przodu, by sprawdzić, co oferowała im Rain.- Diable ziele i wróżkowy pył, mam rację? A trzecie? – spytała, zaciekawiona czymś jej nieznanym, ale nie miała ochoty dziś sięgać po cokolwiek mocniejszego, ewentualnie obecnie nie miała na to chęci. Nie była tak poukładana i grzeczna, za jaką zwykle uważali ją ludzie z otoczenia. Przebywając we Francji, zdążyła zaznajomić się z kilkoma substancjami uważanymi za nielegalne. Miesiące spędzone w Paryżu były przepełnione beztroską, którą miło wspominała. Odchyliła się z powrotem, siadając wygodniej i zatapiając się w poduszkach, które zawsze znajdywały się na kanapach.
- Wywołujesz pożogę, więc zaczynaj.- mruknęła, zerkając na Moss. Czekając, aż dziewczyna rozpocznie pierwszą falę opowiadania, co wydarzyło się w ostatnich tygodniach, przeniosła ponownie ciemne tęczówki na dwie kobiety, które zajmowały bliźniaczą kanapę. Uważniejsze spojrzenie spoczęło ponownie na Wren, jakby próbowała rozgryźć co dzieje się z koleżanką. Nie była wścibska, ale miała nadzieję, że ta zdradzi później, co ją męczy i wprowadza tak grobowy humor.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Salon [odnośnik]18.10.20 23:12
- To…. – zaczęła, próbując odpowiedzieć Wren na pytanie. Popatrzyła przy tym na nieco pomazaną, rozdartą trochę etykietę. Zapewne uszkodziła się w trakcie transportu. Albo niuchacz ją trochę podgryzał, jak niosła ją w torebce razem z nim. Tak, ta druga opcja zdecydowanie bardziej prawdopodobna. Westchnęła ciężko. – Ciężko stwierdzić. To jakaś ich odmiana rumu. Z dodatkiem. Smakuje nawet słodko. Mówili mi, ale zapomniałam. Przywieźli całe skrzynie nowych alkoholi. Możecie wpaść na degustację – zaproponowała z błyskiem w oku. – Marynarzom tego nie poleję, ale wam jak najbardziej… Ostatnio w Parszywym kręci się sporo nowych twarzy, niektóre niemożliwe eleganckie. Wiecie, doki od razu wyczuwają drogie szmaty i zbyt czyste pantofle. Pewnie to jacyś szpiedzy. Wojna włazi wszędzie. Pod koniec czerwca wparowała nam kontrola do knajpy. Wypłoszyli wszystkich klientów – opowiedziała, kręcąc na koniec głową. Tym razem popatrzyła na nie z jawnym rozczarowaniem. Szczególnie Rain mogła wiedzieć, jak bardzo ludzie z doków lubili takie naloty. Parszywy miał być miejscem marynarzy, ostoją piratów, azylem dla ludzi morza. Nikt nie chciał tutaj polityki. Tej jednak nie dało się wygonić.
Na wzmiankę o czystkach w szpitalu, uniosła wyżej brwi. Interesowały ją najpewniej o wiele mniej od kariery samej Belviny, ale jednak były dowodem na to, jak głęboko zaszło to wszystko. Jak bardzo zaraza wojenna objęła stolicę. Philippa codziennie potykała się o trupy, ale z doków rzadko kiedy wyłaziła, a do szpitala czy ministerstwa tym bardziej nie zaglądała. Zresztą nigdy nie zarejestrowała różdżki i nie zamierzała tego robić. Nie nawet dlatego, że jako sierota nigdy nie potwierdziła własnego statusu krwi. Po prostu nie potrafiła pogodzić się z uczuciem, że ktoś mógłby aż tak ją śledzić, aż tak bardzo wciskać się z nosem do jej życia. Póki do pracy w tawernie rejestracja nie była potrzebna, nie musiała tego robić. – Proszę cię, Belvino. Docenią cię nie dlatego, że posadę należy wypełnić. Jesteś po prostu cholernie zdolna. Kobiety wciąż mają trochę przekichane w kwestii robienia kariery, ale wyczuwam, że ty ich tam jeszcze poustawiasz, Bel – zakomunikowała głośno. Liczyła na to, że uzdrowicielka nie zaprzeczy. Wierzyła w nią. Spodziewała się, że tak utalentowana dusza zajdzie daleko. Kibicowała jej, kibicowała też Frances. Kobiety nauki miały w tym kraju pod górkę.
Spiła jeszcze więcej tajemniczego napoju, przy okazji podglądając, na magiczne smakołyki od Rain. Pamiętała, co się wydarzyło, kiedy próbowała grzybków z Bojczukiem. Pamiętała, co robiła z Francisem, kiedy palili i aż za bardzo obecne w jej myślach stało się wspomnienie bliskości podzielonej z Huxley po wróżce. Wolała… chyba wolała ten jeden raz powiedzieć sobie dość. – Ja chyba dzisiaj odpuszczę. W ostatnich miesiącach pozwalałam sobie na za dużo – rzuciła nieco strapiona. Oczywiście, że żadne z tych przeżyć nie było złe, nie było krzywdzące i na pewno nie żałowała, ale czuła się dziwnie. Przez próbowanie, przez odważne balansowanie na granicy jawy i snu, życia i śmierci coś chyba traciła. Tymczasem całkiem niespodziewanie wraz z początkiem wakacji odkryła, że wcale nie potrzebowała niczego, co pomogło przełamać jej barierę naprawdę głębokiego dotyku. Albo po prostu dojrzała, dopadło ją coś, co nigdy nie dopadnie Dżonatana. Poczuła zmęczenie, przytłoczenie furią zdarzeń z tamtego czasu. Durnowaty konflikt wcale nie pomagał. Choć możliwe, że zbliżał ludzi. Były tutaj, w pełnym składzie, pogodne, zdrowe i przeżywające. – Merlinie, czuję się przez to jak stara baba – wydusiła, odgarniając włosy z twarzy. Ze świstem wypuściła powietrze. – Może jednak powinnam sobie dolać – mruknęła, sięgając po flaszkę. Tak, już zdążyła opróżnić pierwszą porcję, ale dziewczyny chyba jeszcze miały. Ciepło momentalnie przelało się przez jej ciało wraz z kolejnymi łykami.
I może dobrze, bo do tego, co zamierzała powiedzieć, najpewniej potrzebowała porządnej dawki płynnej odwagi. – Pożoga rozpali towarzystwo.. A mnie pewnie spali totalnie – parsknęła, unosząc wysoko brodę. Przelotnie popatrzyła na sufit. Potem jednak opuściła powoli głowę. Nigdy nie była ckliwa. Cholera, nawet nie bywała romantyczna – chyba że chciała coś od któregoś wydobyć. Tym razem czuła się naprawdę dziwnie z kumulacją tak pokręconych myśli. – Dobra, ale to będzie głupie. Popieprzone na pewno – uczyniła bardzo kwiecisty wstęp. Jak to wtedy powiedziała Frances? A, tak, że Kieran ją wkurwia. Wkurwia, podnieca i intryguje jednocześnie. No dobra. – Jest taki facet… - Teraz to chyba był wstęp powstępny. – Piekielnie działa mi na nerwy. Nasze drogi krzyżują się za często. Myślę, że obydwoje to prowokujemy. Jest sztywny, taki, wiecie, moralny. Święty pan, nudny, zgorzkniały… jest też totalnie władczy i gniewny. Uwielbiam go irytować, kręci mnie. Właściwie to znamy się od dawna, kłócimy od lat. – Zaśmiała się mimowolnie. Trochę to wszystko brzmiało, jakby tłumaczyła się przed rodzicami. Do brzegu, Philippa. Do brzegu. – Przespaliśmy się. Właściwie to nie myślałam, że to kiedykolwiek się wydarzy. I było cholernie dobrze. Ale najgorsze jest to, że ja go lubię. Że ja go chcę. Chociaż nie powinnam. Przez to wszystko mi odwala, bo nigdy się tak nie czułam. To nie ja. No i on, to… wcale nie jest taka prosta sprawa – zakończyła trochę koślawo. Chyba każda mogła wyczuć, że wyraźnie ją to męczyło. Nie przywykła do bycia zauroczoną. Nie przywykła do takiego wylewnego przeżywania jakiegokolwiek faceta. Chociaż wiele osób uważało ją za kogoś oswojonego w temacie, to tak naprawdę nigdy z nikim nie była. A teraz chyba chciała być.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Salon [odnośnik]23.10.20 22:25
Coś tak czuła, że siedzenie obok Wren skończy się na tym, że jej zostanie kawałek kanapy kiedy Azjatka rozwali się niemal po całości. Huxley teatralnie wywróciła oczami, nie może być przecież tak kolorowo. Trzeba było trochę porobić scen, poudawać jaka to jest oburzona zachowaniem czarodziejki, chociaż tak naprawdę wcale a wcale jej to nie przeszkadzało.
- Hola hola! Nie za dobrze ci? – zawołała przez chwilę robiąc poważną minę, a potem parskając śmiechem.
Skończyło się więc na tym, że tylko poklepała te bose stopy, ułożyła sobie na nich poduszkę i oparła szklankę z alkoholem wygodnie. Trochę się zaczynała rozluźniać, może to kwestia tego, że poczuła smak alkoholu w ustach, a może atmosfera robiła już swoje? Chociaż kiedy Philippa zaproponowała rzucenie pożogi, to Rain już wiedziała, że wzięcie ze sobą swoich dobroci było jak najbardziej na miejscu. Martwiła się trochę, że towarzyszki nie będą miały ochoty, ale sądząc po zainteresowaniu Wren gdy tylko używki pojawiły się na stoliku, zaraz jej obawy odeszły na bok. I już miała odpowiadać Chang na zadane pytania, kiedy uprzedziła ją ich dzisiejsza pani gospodarz. Hux tylko pokiwała głową.
- Tak jest, diable ziele i wróżkowy pył, mój ulubiony – wskazała palcem używki. - A to jest złota rybka.
Zerknęła na Philippę, jej kąciki ust delikatnie uniosły się ku górze. Jakoś tak się zawsze działo, odkąd zaczęła eksperymentować z narkotykami, że gdy tylko brała wróżkowy pył, to lądowała wtedy z kimś w łóżku. Zamrugała kilkakrotnie, nie sądziła by skończenie tej nocy w łóżku z trzema paniami było tym czego teraz potrzebowała, tym bardziej gdy jej uda wyglądały jak wyglądały i nie chciała ich nikomu pokazywać. Z wróżki zdecydowanie dzisiaj zrezygnuje.
- Diable ziele możesz zapalić jak papierosa, odpręża, uspokaja i poprawia nastrój. Stosunkowo nieszkodliwe. Złota rybka jak sama widzisz – wskazała na butelki – jest do wypicia. Eliksir, trochę paskudny, ale masz po nim niezłe wizje. Daje kopa. – Hux wskazała na wróżkowy pył. – A to możesz wciągnąć nosem albo można zapalić w fifce, chyba gdzieś mam w woreczku jeszcze… w każdym razie poczujesz przypływ euforii, pewności siebie i każdy będzie chciał cię przelecieć. To na co masz ochotę?
Ostatnie pytanie padło tak bardzo beztroskim tonem, jakby to nie Huxley mówiła. I zaraz uniosła brew ponownie spoglądając na Moss. Przechyliła lekko głowę, przyglądała jej się uważnie przez dłuższą chwilę. Co to miało oznaczać, że pozwalała sobie na zbyt dużo? Były tu dzisiaj by się nachlać, wygadać, wyszaleć, w czym wzięcie bucha diablego ziela czy kilku łyków złotej rybki miało być „za dużo”?
- Czy ty się na pewno dobrze czujesz? – zapytała sięgając po diable ziele. – Mogę tu palić?
To pytanie skierowała już do Belviny. W końcu byli w jej mieszkaniu, bardzo ładnym, czystym i gustownie urządzonym. U niej w norze czy w Parszywym czy gdziekolwiek indziej by się nawet nie zastanawiała, ale tu wolała się jednak upewnić. Może Belvina nie paliła i nie chciała zapachu tytoniu, albo co gorsza właśnie diablego ziela, w swoich salonowych poduszkach?
Nawet jednak nie zaczęła tak naprawdę go skręcać, kiedy Philippa rzuciła swoją pożogę i zaczęła opowiadać. Na początku brzmiało dość niewinnie, ten wstęp był taki, że Huxley nie do końca wiedziała czego tak naprawdę ma się spodziewać po dalszej części opowieści. Ale im głębiej Philippa szła w las tym było ciekawiej. Kiedy mówiła, że kręci ją facet, który chce ją zdominować, to aż ciche jęknięcie z wrażenia wyrwało się z gardła Rain i drugie, gdy usłyszała, że się przespali. W pewnym sensie poczuła delikatną zazdrość, nie lubiła słuchać o tym, że Moss się z kimś przespała. Z drugiej strony facet jej przyjaciółce na pewno się przyda. I jego silne ramie jak widać również, skoro ją tak to kręciło.
- I jak było? W łóżku też jest taki władczy jak po za nim? – zaśmiała się cicho. – Chyba Phils się zakochała, powinnyśmy wznieść toast czy coś. Słuchaj, jakbyś potrzebowała jakieś rady…
Pokiwała głową i wzięła duży łyk alkoholu. To faktycznie była niezła pożoga. Ciekawe, czy któraś z dziewczyn to dzisiaj przebije.


Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5603-rain-huxley https://www.morsmordre.net/t5628-poczta-rain#131770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-dzielnica-portowa-welland-street-5-12 https://www.morsmordre.net/t5630-skrytka-bankowa-nr-1380#131776 https://www.morsmordre.net/t5629-rain-huxley#131774

Strona 3 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach