Wydarzenia


Ekipa forum
Kuchnia
AutorWiadomość
Kuchnia [odnośnik]27.10.20 16:45
First topic message reminder :

Kuchnia

Państwo Morisson uwielbiali sztukę. Podzielali również obustronne umiłowanie do gromadzenia najróżniejszych staroci. W wolnym czasie, często odwiedzali pchle targi, poranne, miastowe stragany oraz prywatne wyprzedaże. W ich ręce trafiały ozdobne ramy olejnych obrazów przedstawiające malownicze krajobrazy, kwiaty, czy nieznane osobistości. Owleczone w grube, pozłacane ramy zajmowały honorowe miejsca w rozświetlonym domostwie. Niektóre z nich zdobiły górną półkę kuchni tuż nad roboczym blatem. Dolne półki zostały obstawione fikuśnymi puzderkami, rzeźbami, flakonikami, czajniczkami i ceramicznymi ozdobnikami. Pani Morisson przynosiła kolorowe lniane obrusy, tkane ręcznie bieżniki, wzorzyste zasłony przykrywające zadrapania i obdrapania mebli. Sprzęt był wysłużony, lecz działający. Duży stół stojący w centralnej części pomieszczenia mógł pomieścić około sześciu osób. Drewniana, ponadgryzana przez insekty podłoga skrzypiała pod naciskiem kroku. Wąskie okno dawało wątłą ilość światła, gdyż ulokowane od zachodu, wypuszczało słońce dopiero późnym popołudniem. Nad kuchenką zainstalowano miejsce na kiście świeżych ziół gotowych do ususzenia.



[bylobrzydkobedzieladnie]



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself


Ostatnio zmieniony przez Vincent Rineheart dnia 16.02.21 17:53, w całości zmieniany 2 razy
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049

Re: Kuchnia [odnośnik]02.01.22 15:40
Raczej nie zakładała, że kolejną osobą, którą spotka w kuchni Vincenta będzie kobieta, którą miała okazję ujrzeć krótko na wigiliii Sproutów. Weszła tam tak naprawdę tylko na krótką chwilę. Nie poświęcając wiele uwagi innym. Wybierając się właśnie tutaj, do niego, została tam na krótko by wyrazić tym wdzięczność za zaproszenie.
- Ciężko. - potwierdziła nie widząc sensu we wchodzenie w rozmowę odnoszącą się do jakości kawy. I tak nigdy nie było stać jej na jakąś wyższą półkę. Zadowalała się tym, co miała.
W pewnych aspektach podobna, cóż kolorze włosów i oczu. Śliczna, ale łagodniejsza. Podobna do tej, którą widziała na weselu Anthony’ego i Rii. Czy przy Vincencie zawsze było tyle kobiet? Milcząco przyglądała się jej, uważnie, przesuwając spojrzenie po jej sylwetce finalnie kończąc na twarzy. Zachowywała jednak dystans, zarówno w przestrzeni jak i rozmowie. Sięgając po czajnik, żeby zalać wrzątkiem kawę, kiedy dał znać, że woda jest już gotowa. Zawisła na chwilę w geście na kolejne słowa. Odwrócona chwilowo twarz pozostawała niewidoczna, gdy drgnęła na niej jedna z brwi bez zrozumienia. Przepraszała ją? Skinęła krótko głową, trochę wolniej, niż przeważnie. Kolejne słowa były łatwiejsze do interpretacji.
- Jesteś uzdrowicielką. - stwierdziła, właściwie nie pytając. Wskazywali na to pacjenci o których wspomniała. Odwróciła się już z kubkiem kawy w ręku. - Panną - jeśli już. - poprawiła ją. Nie była żadną Pani. - Ale możemy z tym skończyć. - dodała bo sama nie stosowała formy grzecznościowej. Powinna? Może ale nie zawracała sobie tym głowy. Ale nie to zwróciło jej uwagę mocniej. A słowa, które wypowiedziała. Pierwsze chyba jej nie zdziwiło. Że zależało mu na niej. Wykrzyczał jej to dosadnie, potwierdzał każdym wykonanym w jej stronę gestem. Był… przy niej. Pomimo humor, okropnego charakteru, samolubności i egoizmu. - Opowiadał… - powtórzyła marszcząc odrobinę brwi. Powinna zapytać co? Nie była pewna czy chciała, świadoma własnych niedoskonałości i popełnionych grzechów. Zwróciła uwagę za to na formę której użyła mówiąc. Nie Vincent, nawet nie Vinnie, tylko Vi. Jak dobrze go znała, jeśli rozmawiali o niej? Mimowolnie zacisnęła odrobinę wargi. Wiedziała z kim ona rozmawiała, rozmawiała z Hannah. Jej własnym powiernikiem, podporą, kiedy była potrzeba i głosem rozsądku, który nie bał się powiedzieć prawdy i przedstawić własnego poglądu na sprawę. Uniosła brwi na kolejne wypowiedziane słowa. Jej brwi zeszły się odrobinę gniewnie.
- A ona powinna nie zapominać zakładać dolnej części garderoby. - odcięła się na pozór spokojnie. Unosząc kubek z parującym napojem ku górze. Miała się napić. Ale coś nie spodobało jej się w zapachu. Wykrzywiła usta odstawiając go na bok. Czując mdłości, które upomniały się, ale na razie łagodnie, nie zmuszając jej do ruszenia w kierunku łazienki. - Nie przyjmuję przedstawionego tłumaczenia, nie wiem jak wyglądało to w waszych domach, ale ja przed swoimi braćmi nie hasam w samej bieliźnie. - zamiast tego zaplotła dłonie na piersi. Thalia próbowała wytknąć błędy w jej rozumowaniu, ale wychodząc z pokoju wywołała Vincenta. A Justine sama, kilka miesięcy temu właśnie w jednym z takich swetrów siadała obok Vincenta na kanapie, wiedząc dokładnie dlaczego zdecydowała się właśnie na ten ubiór.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Kuchnia [odnośnik]03.01.22 10:53
Gdyby okoliczności były inne sytuacja mogłaby ją nawet rozbawić. Obie stały naprzeciw siebie, łypiąc na siebie oczami, oceniając, analizując. Obie ostrożne w gestach i słowach, zdystansowane i powściągliwe. - Zgadza się. Vi często zaopatrywuje mnie w zioła. - Odpowiedziała na niezadane pytanie chcąc jasno przedstawić jej powód dlaczego zjawiła się tu o tej porze, żeby nie powtarzać sytuacji z Thalią. Szczególnie nie zdziwiła się tym, że Justine nie widziała, że przyjaźnią się z Vinnim. Mężczyzna pewnie nie przyłożył większej wagi do tego, aby w ogóle jej o tym wspomnieć i jak to się kończyło?
- Panną... - Wyszeptała cicho, zaraz później upijając nieco herbaty. Kolejny problem. Ile byli już razem? Czy Vincent nie myślał o niej poważnie skoro jeszcze się jej nie oświadczył? Na co czekał? Może i to nie była jej sprawa, ale życie w konkubinacie? Co Vi sobie myślał? Może pannie Tonks to odpowiadało, może nie, wciąż powinien był ją zapytać, a nie czekać na nie wiadomo co szargając tylko reputacją Justine. Naprawdę niektórym mężczyzną można by było wsadzić palec do oka, a ci dalej by go nie zauważyli. - Preferowałabym jeśli nie masz nic przeciwko. - Teraz zachowywała dystans chcąc móc obiektywnie wyrobić sobie opinię na temat kobiety, sprawdzić czy pokrywała się ona z tym co słyszała wcześniej, ocenić w pewien sposób, choć dobrze wiedziała, że nie ma w tej kwestii za wiele do powiedzenia, czy panna Tonks to faktycznie dobra partnerka dla Vincenta. Wciąż jednak chciała żyć z nią w dobrych stosunkach. Bez względu na jej zdanie Vinnie był z nią, najwyraźniej go uszczęśliwiając, co miało jej w pełni wystarczyć.
Tym razem kobieta nie potrafiła zachować stoickiej twarzy. Nie dziwił ją jej gniew. Thalię też nie powinien. - Thalia potrafi być czasem... - Zaczęła nie będąc pewną jakiego słowa powinna użyć. Takiego, żeby jej nie obrazić, bo nie taki był jej zamiar, po prostu chciała wytłumaczyć przyjaciółkę przed Justine. - ...ekscentryczna. - Dopowiedziała w końcu decydując się na taki dobór słów uznając go za najbardziej trafny. Kochała rudowłosą jak siostrę. Nawet bardziej, bo ze swoją własną nigdy nie była tak blisko. Yv i Thalia różniły się i to na wielu płaszczyznach, ale nie przeszkadzało jej to... zazwyczaj. Od kiedy zamieszkała w porcie patrzyła z przymrużeniem oka na więcej rzeczy, ale wciąż zdarzało jej się cierpiętniczo wzdychać na niektóre poczynania przyjaciółki. - Dużo czasu spędziła na statkach, wśród mężczyzn. Jak mniemam niektóre granice po prostu się dla niej zatarły, ale muszę przyznać ci rację. - Bo choć rozumiała Thalię i chciała jej bronić, tak wciąż bez problemu potrafiła się postawić w sytuacji Justine. - Zapewne sama zareagowałabym w podobny sposób co ty. Dobrze, że to tylko zwykłe nieporozumienie. - Podsumowała uważnie obserwując reakcje kobiety. Czy Justine w końcu też widziała to jako zwykłe nieporozumienie? Nikt nie chciał jej zaszkodzić, ni jej związkowi z Vincentem. A już na pewno nie ona, czy Thalia. Chciała tylko być pewna, że faktycznie jest przy niej szczęśliwy. To wszystko.


You can't choose what stays
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9187-yvette-baudelaire#278366 https://www.morsmordre.net/t9245-antares#281195 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t9249-skrytka-bankowa-nr-2149 https://www.morsmordre.net/t9254-yvette-baudelaire#281466
Re: Kuchnia [odnośnik]03.01.22 12:03
Vi to. Vi tamto. Powstrzymała chęć wykrzywienia w niezadowoleniu warg. Zaopatruje w zioła, jak wygodnie, prawda? Czuła, że zaczyna ją boleć od tego wszystkiego głowa. A może to nie głowa, a zapowiadające się mdłości. Wzięła zamiast tego wdech w płuca.
- Skąd się z Vi znacie? - była prawie pewna, że nie kojarzyła jej ze szkoły. Samo Vi zabrzmiało dziwnie w jej usta, oblizała spierzchnięte wargi. Wydawała się być w podobnym wieku do niej, może trochę starsza lub młodsza. Zapamiętałaby. Była pewna, że by zapamiętała. Ale czy na pewno?
- Panną. - powtórzyła że spokojem. Wyrzekła się jej - przyszłości, egoizmu, szczęścia dla samej siebie. Pozostała narzędziem, które nie pragnęło niczego już naiwnie. Ciesząc się z każdego kolejnego dnia, które dane było jej przeżyć. Nie miała pewności, który z dni będzie jej ostatnim. I ostrzegała go, miała nadzieję, że doskonale wiedział - albo przynajmniej częściowo rozumiał, co znaczyło być z nią. Czy zależało jej na czymś więcej ponad to, by był obok? Nie. Czy ślub mógł cokolwiek zmienić? Wątpiła. Chociaż w swoim sposobie bycia była wyraziście nieodpowiednia. Mama, kiedy jeszcze żyła, nie raz załamywała nad nią ręce. - Nie mam. - potwierdziła, sama już od samego początku pomijając formy grzecznościowe. Czuła napiętą atmosferę. I wiedziała, że po części jest za nią odpowiedzialna. Czujna, skupiona i uważna. Jej brwi unosiły się z każdym kolejnym słowem kobiety, która stała w kuchni. Skoro słyszała o całej sytuacji musiała o niej słyszeć od głównej zainteresowanej. A jeśli łączyło je coś więcej, to wiedziała, że będzie za nią wstawiać. Hannah walczyłaby jak lwica, była pewna, że tak. Miała wspaniałą przyjaciółkę. Czasem aż brutalnie szczerą, ale niezmiennie wspaniałą.
- Przestań ją tłumaczyć. - wtrąciła się, rozdrażniona kompletnie głupimi - w jej mniemaniu - tłumaczeniami. - Pracowałam w Pogotowiu, teraz jestem wśród Aurorów, wśród mężczyzn. - głównie, niewiele kobiet dawało sobie radę na wymagającym sprawności fizycznej jak i psychicznej kursie. A i w Pogotowiu łatwiej było trafić na mężczyznę niźli kobietę. - Ale dobrze wiem, po co przekraczam każdą granicę i co chcę osiągnąć robiąc to. - jasne niebieskie oczy spojrzały ostrzej, wyglądem przypominając teraz bardziej lód, niźli letnie, pogodne niebo. Złagodniały odrobinę po przyznaniu jej racji, choć nadal marszczył się łagodnie. - Yhm. - mruknęła, choć bardziej mogło to przypominać westchnięcie. Zwykłe nieporozumienie. Niech będzie i tak, skoro właśnie w to chce wierzyć. Odepchnęła się biodrami od szafki odwracając, żeby wyciągnąć pustą szklankę i nalać do niej wody. Woda zdawała się odpowiednia. Korciło ją żeby zapytać, czy zada w końcu konkretne pytania. Bo jak podejrzewała - jakieś musiała mieć. Powstrzymywało ją tylko to, że nie była pewna, czy chce się komukolwiek spowiadać.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Kuchnia [odnośnik]03.01.22 16:30
Oczywiście, że chciała wiedzieć. Technicznie dopiero dziś miały okazję się poznać, a wiedziała już, że Yvette zna Vincenta nie od dziś. Była ciekawa. Podejrzliwa. Jej relacja z Thalią tu nie pomagała. Jej obecność tu też nie. Milczenie ze strony Vincenta, tak jakby to był jeden, wielki, brudny sekret już całkowicie nie. - Z Francji. Był wtedy nieco mniej odpowiedzialny niż teraz. - Zdefiniujmy "odpowiedzialny"... Vi wciąż był sobą, a jednak całkiem inny dotknięty wiekiem i doświadczeniem. Wciąż postępował lekkomyślnie, wciąż wpadał w kłopoty, ale to wyglądało inaczej niż wtedy. Teraz też miało za sobą większy cel. - Uzdrowiłam go i się zaprzyjaźniliśmy. - Tak po prostu. Vincenta było łatwo polubić. Łatwo pokochać. - Nie widziałam go przez kilka lat. Gdy zamieszkałam w Londyńskim porcie udało nam się odnowić kontakt. - Wyjaśniła dość ogólnikowo, ale na tyle, aby zobrazować jej mniej więcej sytuacje. Nie wiedziała na ile Vi chce zdradzać pannie Tonks, to co działo się w jego przeszłości. Może już jej powiedział? Najwidoczniej nie o wszystkim. Traktował ją chyba poważnie, więc powinien był. Naprawdę będzie musiała z nim o tym porozmawiać...
Słysząc jej uwagę uniosła na moment brew w szczerym zdziwieniu pochylając lekko głowę. Odłożyła już pusty kubek na blacie, aby móc oprzeć się o niego rękoma wciąż będąc odwróconą do kobiety. - Ambitnie. - W takim razie to zapewne ona go wtedy wyleczyła. Faktycznie jej osiągnięcia były godne podziwu, a Yvette nie dziwiła się stwierdzając, że stoi przed nią silna kobieta. Chciała wiedzieć jednak coś innego. Chciała wiedzieć czy kocha Vincenta równie mocno co on ją, czy dba o niego tak samo jak on o nią, czy podobnie jak Yv chce jego szczęścia. - Staram się ci wyjaśnić, że nie jesteśmy dla ciebie jakąkolwiek konkurencją Justine. Vi to nasz przyjaciel. Tylko, bądź aż przyjaciel. - Nie podobało jej się to. Nie miała czasu, aby przyswoić tą informację, znała za mało szczegółów. Vinnie się nie popisał... - Znam Thalię i jej intencje lepiej niż ty, moje zapewnienia są jednak puste, bo nie wiesz czy mówię prawdę, czy kłamię. Rozumiem to. - Jej twarz złagodniała, a spojrzenie błądziło po twarzy kobiety. Zaskakująco łatwo było jej się postawić w miejscu drugiej kobiety. Gdyby wokół jej mężczyzny kręciły się jakieś obce kobiety, na dodatek jedna śpiąca w jego domu bez jej wiedzy, to też by się zdenerwowała. Wciąż miała jednak zamiar bronić Thalię. Jej przyjaciółka była często niezrozumiana, źle oceniana, a to wszystko tylko dlatego, że ludzi obchodziło tylko to co widzą na pierwszy rzut oka. Z zaciekawieniem obserwowała jak kobieta zamiast sięgnąć po przygotowaną kawę zdecydowała się jednak na wodę,odsuwając to jednak po chwili na dalszy plan. - Porozmawiaj o tym z Vincentem. Jemu chyba ufasz? - Czy jednak nie? Vi zależało, z tego co mówił mogła bez problemu stwierdzić, że się stara, zresztą, znała go na tyle, żeby to wiedzieć. Jak jednak wyglądało to ze strony Justine?


You can't choose what stays
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9187-yvette-baudelaire#278366 https://www.morsmordre.net/t9245-antares#281195 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t9249-skrytka-bankowa-nr-2149 https://www.morsmordre.net/t9254-yvette-baudelaire#281466
Re: Kuchnia [odnośnik]05.01.22 1:44
Z Francji. Nie tak odległej, ale znajomej dla Justine jedynie z map i opowieści Alexandra. Nigdy tam nie była i nie była pewna, czy kiedykolwiek będzie. Jej najdalsza podróż to pewnie była Irlandia. Nigdy o tym nie pomyślała. O podróżowaniu. Podróże kosztowały, a ona… rzadko kiedy miała na to czas. A wraz z wojenną zawieruchą nie miała jej właściwie wcale. Jej brew drgnęła mimowolnie. Vincent który nie jest odpowiedzialny? Czy mniej odpowiedzialny?
- Jesteś pewna, że mówimy o tym samym człowieku? - zapytała wydymając usta w zadumie. Vincent praktycznie był drugim prefektem Ravenclawu, wykonywał robotę, która nie należała do niego. Zawsze ze wszystkim na czas. Dla niej nie zmieniło się wiele w tym względzie. Zawsze gotowy ze swoimi planami skrupulatnie spisanymi nawet na głupią wycieczkę w Irlandii, kiedy ona zawiodła nawet z noclegiem. - Londyńskim… - powtórzyła, a jej ręka powędrowała do kieszeni. - Nadal tam mieszkasz? - chciała wiedzieć.
Jasne tęczówki podążały za kobietą, kiedy ta odwróciła się odkładając kubek. Ambitnie. Wzruszyła ramionami, chociaż gest pozostał niewidoczny. Nie zmieniła pracy z ambicji, a potrzeby zarówno sytuacji, ciała jak i serca. Pogotwie nigdy tak naprawdę całkowicie jej nie odpowiadało. Po prostu się w nim znalazła. A kiedy zaczęła działać dla Zakonu, potrzebowała możliwości praktyki tego, co było niezbędne. Jej brwi drgnęły na kolejne słowa. Tylko, albo aż? Co to za dobór słów. Żałowała że tylko, czy jednocześnie cieszyła się że aż? A może oba na raz. Zmrużyła odrobinę oczy.
- Istnieje wiele rodzajów przyjaźni. - odpowiedziała więc bez konkretów. Trudno było ją przekonać, kiedy powzięła już swoje zdanie - zwłaszcza, kiedy uważała, że ma rację. Miała przykładów na pęczki. Billy i Hannah. Ona sama, podążająca jako przyjaciółka za Skamanderem. Zacisnęła wargi. - Te głęboko skrywane. Te głębiej jeszcze nieodkryte. Niektóre są jedynie zabezpieczeniem, albo gwarancją korzyści. - wymieniała zajmując się kubkiem z kawa.
- Pewnie znasz. - zgodziła się ze spokojem. - I całkowicie są. - puste zapewnienia. Potwierdziła kolejno padające słowa. Z kawą coś musiało być nie tak. Woda jednak przyjęła się bez większych problemów. Ale jej brew po raz kolejny wystrzeliła do góry na padające słowa, czując jak te rozpalają w niej iskrę. Dawała jej rady? Jeszcze tego jej brakowało, jakby nie wiedziała, co miała robić ze swoim] mężczyzną. Szklanka zawisła na chwilę w pół geście przy ustach. Odsunęła ją, odkładając na bok.
- Nie ufam wam. - bo to nie jej zaufanie do Vincenta było problemem. A i ona nie musiała wiedzieć o tym, czy Justine zamierza jakieś rozmowy odbyć. Nie ufała im. Ślicznym blondynką kręcącym się po domu jej domu, jakby należał do nich. Proponujących jej herbaty i odgrywających witające w domu gości. Im, obcym ludziom zamieszkującym Londyńskie dzielnice, które w każdej chwili mogli okazać się niebezpieczeństwem.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Kuchnia [odnośnik]06.01.22 10:58
Z Francji. Z miejsca, które kiedyś nazwałaby domem. Teraz sama nie wiedziała, gdzie takowe miejsce się dla niej znajdowało. Poznanie Vincenta wtedy dużo jej dało. Jego obecność pomogła, dodała jej odwagi. Na pewno dorobiła się choć jednego siwego włosa skrytego w jasnych puklach z jego powodu, nie zmieniało to jednak faktu, że wspomina ten czas dobrze, ciepło, z uśmiechem błąkającym się na ustach. - Jesteśmy w jego domu, czyż nie? - Naprawdę nie wiedziała? Nie było się raczej czym chwalić, ale powinien chyba był jej powiedzieć? Zaraz po tej myśli oblała ją fala wstydu, bo przecież sama nie była lepsza. Hipokrytka. Czy ona przed nim też długi czas ze wstydu nie kryła sekretu? Zresztą do teraz nie o wszystkim wiedział. Yvette jednak nie była dla niego tą osobą. Tą, którą była dla niego Justine. - Kiedy poznałam Vi kłopoty czepiały się go jak rzep psiego ogona, czasem sam ich szukał. Chciał coś udowodnić. Sobie. Może ojcu... - Wyrzekła jakby w przestrzeń spoglądając nad ramię kobiety. - Zmienił się, choć ta część o kłopotach wciąż pozostała. - Nie mogąc sobie pomóc uśmiechnęła się lekko, a jej spojrzenie złagodniało na myśl o nim i łączących ich wspomnieniach. Kolejne słowa kobiety i jej gest szybko jednak sprawiły, że powróciła do swej poprzedniej, obronnej pozycji. - Nie kłopocz się. - Rzuciła od razu obserwując jak jej ręka znika w kieszeni domyślając się po co sięgała. - Wiem, że słowa "Londyński port" raczej źle się kojarzą. - Nie miała jednak zamiaru kłamać dając jej tym samym jeszcze dodatkowy powód, aby jej w przyszłości nie zaufać. - Mieszkam tam od kilku lat, ale za niedługo się wyprowadzam. Zrobiło się tam dla mnie zbyt niebezpiecznie. - Pomagała uciekającym z Londynu ludziom. Po wszystkim, aż do teraz wciąż oferowała swą pomoc mugolom i mugolakom. To była tylko kwestia czasu aż ktoś się o tym dowie, a jej nie śpieszno jest umierać. Nie miała zamiaru kończyć jak stary Zarządca nabita na maszt, powieszona, bądź jak jedno z wielu ciał wrzuconych do Tamizy, czy pozostawionych na ulicy. - Co dokładnie sugerujesz? Relacja bazująca na chęci wyciągania z niej korzyści ma mało wspólnego z przyjaźnią. - Uważała, że Yvette odnowiła kontakt z Vincentem po to żeby coś z tego mieć? A może poszła o krok dalej myśląc, że będzie chciała sprzedać informacje na jego temat, albo co gorsze, jego samego? Jej reakcja by na to wskazywała. Nie dziwiła jej ostrożność kobiety. Nie w czasie wojny, nie kiedy jej twarz znała cała Anglia. Myślała jednak naprawdę, że Vincent byłby aż tak głupi, by zaufać osobie, która mogłaby okazać się niebezpieczeństwem dla niej, dla niego, czy nawet dla całej sprawy? - Nie oczekuję tego. -Odepchnęła się od kuchennego blatu by móc stanąć bezpośrednio, naprzeciw niej, wciąż zachowując jednak dystans. - Vi zna nas dobrze, wierzę w jego osąd względem ludzi. - Ty najwidoczniej nie... Czego Justine obawiała się bardziej? Tego, że ona, bądź Thalia okażą się być zdrajcami, że ich sprzedadzą? A może tego, że faktycznie będą chciały odebrać jej mężczyznę, z którym była? - Kocha cię. To nie jest mężczyzna, który zdradziłby swoją kobietę. Nie ufasz nam? W porządku, ale do zdrady trzeba dwojga. - Vincent i jego sekrety... wystarczyło tylko, żeby wcześniej jej o wszystkim powiedział, o nich, a uniknęłyby tej rozmowy. Teraz zaś obie patrzyły na siebie wilkiem, z pretensją i nieufnością.


You can't choose what stays
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9187-yvette-baudelaire#278366 https://www.morsmordre.net/t9245-antares#281195 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t9249-skrytka-bankowa-nr-2149 https://www.morsmordre.net/t9254-yvette-baudelaire#281466
Re: Kuchnia [odnośnik]10.01.22 10:35
Wywróciła oczami, kiedy Yvette widocznie nie załapała wystawionego przed nią samą żartu. Wyciągniętej jedynie na krótko ręki. Pohamowała chęć krótkiego westchnienia marszcząc na krótką chwilę jasne brwi. Nieważne. Niewiele się zmieniło. Kłopoty czepiały się Vincenta, a ona była jednym z nich - a może magnesem na nie wszystkie. A kwestia ojca, cóż..
- No i teraz jesteśmy w domu. - mruknęła marszcząc trochę nos. Nie potrafiła ich zrozumieć. Chciała, żeby zaczęli się chociaż jakoś tolerować. Dla ich własnego dobra, żeby potem, później, nigdy nie żałować. Podczas kolacji u Beckettów zdawało się że nawet… próbowali. Choć było to dość pokraczne, było jakimś początkiem. Zmienił? Nie była o tym taka przekonana. Powiedziałaby, że raczej dorósł. Zmężniał. Przystojny był zawsze. Nawet, jak się złościł. Lubiła jego uległość, ale lubiła też stanowczość, kiedy jasno wytyczał granice, kiedy głośno mówił o tym, czego potrzebował i chciał.
Nie zatrzymała gestu, mimo słów wypowiedzianych przez blondynkę. Nie kłopotać się? Bo kiedykolwiek posłuchała kogoś obcego. Długie cienkie palce owinęły się wokół różdżki. Miała cholerną rację. Londyński port nie raczej, tylko kojarzył się źle. Dopiero teraz? Kiedy pół roku temu mordowali na ulicach nie było właśnie tak - niebezpiecznie. Nic jednak nie powiedziała, jedynie mierząc kobietę uważnym błękitnym spojrzeniem nie spuszczając ręki z różdżki.
- Mało, ale póki nikt nie zna, prawdziwego celu jednej ze stron, można ją taka nazywać. - zaplotła dłonie na piersi. - Sugeruję, że pannie z portu która przetrwała w nim tyle czasu wygodnie jest znać kogoś kto postanowił związać się z rebeliantami. - uniosła trochę brodę mrużąc oczy. - A może pytam, co skrywasz pod pozorem przyjaźni. - uparta jak osioł? Z pewnością. Trudna do przekonania? Na pewno. Kiedy coś postanowiła, trudno było zmienić jej zdanie. To się nie zmieniło. - Wiem już, że twoja przyjaciółka lubi świecić gołymi nogami - ba, nawet że rozbierała się przed moim bratem ale z nim nie spała. - uniosła szklankę do ust opróżniającą ją z wody do końca. - Co z tobą? - jakieś rewelacje w znajomości z Vincentem przed laty? Chociaż szczerze wątpiła, że Yvette powie jej choć słowa. Odsunęła się odstawiając szklankę i ruszając w kierunku wyjścia. Skończyła tą rozmowę.
Kocha cię. Zatrzymała się wpół kroku spoglądając znów ku intruzowi. Zmarszczyła odrobinę brwi mierząc ją spojrzeniem. Uniosła odrobinę mimowolnie brodę. Kochał ją. Ją, choć nadal nie potrafiła w to uwierzyć całkowicie, nie rozumiejąc dlaczego.
- Wiem. - odpowiedziała tylko krótko i trudno było jednocześnie stwierdzić czy to potwierdzenia świadomości jego uczucia czy może poruszonej kwestii zdradzania. - Miłego dnia. - powiedziała jeszcze na odchodne, nie spoglądając już więcej ku niej. Zamiast tego swoje kroki kierując nie do wyjścia a w kierunku szklarni w której rzekomo miał Vincent przebywać.

| zt? idę gadać ze starym Neutral



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Kuchnia [odnośnik]10.01.22 13:05
Zmienił. Nie charakterem. Wciąż był tym samym Vi. Nie wyglądem, bo choć przybyło mu lat w jej oczach wciąż był tym samym młodym, przystojnym chłopakiem. Teraz mężczyzną. Faktycznie "dorósł" mogło być trafniejszym określeniem. Dorósł, zmężniał, stał się bardziej odpowiedzialny, bardziej... Znów czując nieprzyjemne ukucie w piersi pełnie swej uwagi przeniosła na swą współrozmówczyni. - Nie uważasz, że "panna z portu", która przetrwała w nim tyle czasu nie potrzebuje pomocy rebeliantów? - Nie odeszła wcześniej ze stolicy z racji tego, że nie chciała zostawiać tych wszystkich ludzi za sobą bez jakiejkolwiek pomocy. Teraz zresztą z tego samego powodu targało nią poczucie winy. Na ulicach z racji na zarejestrowaną różdżkę i taki, a nie inny status krwi była raczej bezpieczna, ale teraz pojawiło się nowe, inne zagrożenie, a mianowicie magipolicja. Siedząc w Tower, bądź będąc martwą, nikomu nie pomoże. - Gdybym pragnęła wygód i korzyści nie szukałabym ich u was. - Pochodziła z wysoko postawionego rodu, była czystokrwistą czarownicą. Gdyby chciała wrócić do łask zgadywała, że wciąż miała na to szansę. Czy nie więcej zyskałaby po tej drugiej stronie barykady? Znała odpowiedź, nie miała jednak najmniejszego zamiaru stawać po stronie Ministerstwa. Nie pozwalało jej na to to co widziała, jej własne poglądy, czy właśnie przyjaciele. - Co skrywam pod pozorami przyjaźni... - Powtórzyła za kobietą uśmiechając się w niedowierzaniu i potrząsając głową. Miała tupet, to musiała jej przyznać. - Pytasz czy chodzę mu po domu w negliżu, uwodzę, sypiam z nim? A może jeszcze z twoim bratem? Wybierz sobie z którym. Pewnie z oboma. Po co się ograniczać w podejrzeniach? - Sarknęła stawiając kolejny krok do przodu nie zważając na skrytą w kieszeni dłoń kobiety. Była wściekła. Czuła buzującą w niej krew, słyszała swoje własne, bijące serce, przyspieszony oddech. Trwała tak przez chwilę krzyżując z kobietą wrogie spojrzenia, które gdyby mogły zabijać sprawiłyby, że obie leżałyby już tu trupem.
Odetchnęła głęboko rozluźniając twarz, postawę, wciąż jednak patrząc na nią z mieszanką przeróżnych emocji. - Cokolwiek nie powiem i tak nie będziesz skora mi uwierzyć. - Tym razem zwróciła się do niej spokojnie stwierdzając jasny dla niej fakt. Justine jej nie ufała, z góry wyrobiła sobie też opinie na jej temat. Z jednej strony wcale jej to nie dziwiło, z drugiej była niemal rozczarowana. - Ale jeśli chcesz już wiedzieć, to nie. Nie wykorzystuje przyjaźni dla własnych korzyści, ni swojego ciała. Nic mnie z Vi co wychodziłoby poza szczerą przyjaźń nie łączy i nigdy nie łączyło. - I nigdy miało nie połączyć. Skoro wiedziała, że ją kocha, że mu zależy, dlaczego to wszystko podważała? - Wzajemnie panno Tonks. - Odpowiedziała jej formalnie obserwując jak wychodzi z domu, a następnie widząc ja przez okno kierującą się w stronę szklarni zapewne by skonfrontować Vincenta. Zamknęła na moment powieki, by w pełni się uspokoić, po czym umyła swój kubek i szklankę Justine odstawiając je z powrotem na półkę. Następnie ubrała się i wyszła z domu nie mając najmniejszej ochoty zostawać tam choćby minuty dłużej.

| ztx2


You can't choose what stays
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9187-yvette-baudelaire#278366 https://www.morsmordre.net/t9245-antares#281195 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t9249-skrytka-bankowa-nr-2149 https://www.morsmordre.net/t9254-yvette-baudelaire#281466
Re: Kuchnia [odnośnik]11.01.22 10:57
| 4 luty

Wyszła, powstrzymując się przed trzaśnięciem drzwiami. Naprawdę owa Yvette zasugerowała jej, że uważa, że poszukuje pomocy wśród rebeliantów? Wywróciła oczami, pewna, że nikt nie będzie w stanie dostrzec tego gestu. Ani ona - jeśli patrzyła na jej plecy, ani Vincent - który nadal przebywał w szklarni. Splunąć też miała ochotę, nie wiedzieć skąd ta potrzeba się brała. Nieważne. Pokonywała niewielką odległość szybko i sprawnie. Nie zastanawiając się nawet wcześniej za bardzo co powie. Zmarszczyła trochę nos, kiedy znalazła się już blisko. Miała wpaść na chwilę, krótką kawę zanim zjawi się w pracy nie będąc pewna dokładnie o której skończy wyznaczone na dziś zadanie.
Miał być w szklarni, więc tam skierowała swoje kroki. Automatycznie, bez większego przemyślenia sprawy, czy słów, które wypowie na powitanie. Postawiła krok wchodząc do środka. Zamykając za sobą i opierając się na chwilę o konstrukcję. Lekko, bardziej w nonszalanckim geście, niż rzeczywistej potrzebie podparcia się o coś.
- Jeśli jeszcze raz, któraś z twoich przyjaciółek zaproponuje mi herbatę w twoim domu… - zaczęła marszcząc w niezadowoleniu nos, odzywając się w ten a nie inny sposób na przywitanie. Bez "dzień dobry", bez "jak się masz" czy "miło cię zobaczyć". Zachowywała obrany wcześniej dystans nie podchodząc bliżej. Zamiast tego marszcząc trochę nos w widocznej irytacji. Nadal pamiętała dokładnie sytuację z Thalią. Sytuację z której Yvette próbowała ją wytłumaczyć.- …to obłożę ci dom pułapkami i każda będzie intruzem. - obiecała jeszcze zaplatając dłonie na piersi. - Wymyślę dla nich coś specjalnego. - zapowiedziała widocznie nie żartując. Panoszyły się po jej domu, przy jej mężczyźnie, jakby znały to miejsce lepiej. Jakby znały go lepiej. Jakby wiedziały więcej. Cholernie ją to irytowało. Jeśli nie potrafił wyznaczyć im granic, ona zrobi to za niego. Nie zgadzała się na roznegliżowane lokatorki i przyjezdne gospodynie. Oba te miejsca należały do niej. Zaanektowała je i nie zamierzała nikomu oddać. Jasne spojrzenie wlepiało się w niego spod lekko zmrużonych powiek. Drobne poirytowanie zdawało się ją obejmować i pozostawać w aurze, którą roztaczała.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Kuchnia [odnośnik]11.01.22 23:59
Pokaźne zaspy, puszystego, śnieżnobiałego śniegu, od kilku tygodni nie zmniejszały swej objętości. Najzimniejsza z pór roku, nie dawała za wygraną zsyłając intensywne, nieustające opady okrągłych drobin, siarczysty mróz oraz nieprzekraczalne zawieje ukrywające najistotniejsze szlaki. Dopiero kilka dni temu, znajdując cenne minuty wolnego czasu, zabrał się za dokładniejsze odśnieżanie. Ogromna łopata przejeżdżała po zakrytych ścieżkach, odkrywając krętą steczkę prowadzącą do blaszanej szopy, ukochanej szklarni, niewielkiego sadu, idealnego na dłuższe, klimatyczne spacery. Potrzeba uporządkowania zielarskiej spuścizny, stała się praktycznie nie do zniesienia. Dlatego też odwołując wszelkie zawodowe sprawunki zaplanowane na czwartkowy poranek, udał się do przezroczystej kopuły, doglądając swych znamienitych okazów. Futrzany zwierz, instynktownie, entuzjastycznie, ruszył za swym właścicielem, gubiąc się w rozbielonej przestrzeni. Zarzucił na siebie najgrubszy z wełnianych swetrów, oraz znalezioną niedawno, brązową czapkę, plecioną drobnym, warkoczowym ściegiem. Odchrząknął głośno i zagwizdał na niewielką przyjaciółkę, pędzącą wśród wyżłobionego korytarza. Niemalże od razu zabrał się do roboty, rozpoczynając od wzmocnienia ochronnych, zabezpieczających zaklęć. Głogowa różdżka spoczywała w prawej dłoni, a on szeptał znajome formułki, rozgrzewając się w szczelnej komorze, nieprzepuszczającej wiązek lodowatego powietrza. Westchnął głośno, gdy oczy kleiły się niebezpiecznie spragnione urywanego, koszmarnego snu. Od kilku miesięcy nie potrafił zwalczyć narastającej bezsenności. Sypiał nieregularnie i niespokojnie. Często budził się w samym środku nocy, nie potrafiąc powrócić do odprężającej fazy. Zapalał lampkę, czytał zaległe lektury, sporządzał dokładne notatki pisane najdrobniejszym, pochyłym pismem. Pochłaniał litry ziołowych naparów, które zaprzestały niwelowania destruktywnych objawów. Potrzebował medyka, ale czy, aby na pewno powinien zawracać mu głowę? Yvette zjawiła się niespodziewanie; czyżby zapomniał o umówionej wizycie? Zamieniając kilka uprzejmych słów oraz przyjacielski uścisk, poinstruował ją w aranżacji irlandzkiego domostwa, pozwalając na rozgoszczenie i korzystanie z dostępnych zasobów. Sam przybierał się do kolejnego etapu pacy, która musiała być dziś skończona – bezzwłocznie. Po kilku minutach, padł na kolana zajmując się spulchnianiem twardej, brylastej ziemi oraz nawożeniem najmłodszych sadzonek. Pies, który wcześniej przybierał się do kobiecego gościa, skoncentrował się na ciemnowłosym, łapiąc za koniuszek rękawiczki oraz zbyt długiego rękawa: – Przestań… – rzucił niezadowolony, zniecierpliwiony, wyszarpując materiał. Nie spodziewał się, iż w tym samym momencie, zagracona kuchnia przyjmowała jeszcze jednego wyjątkowego gościa w niezwykle awanturniczym, butnym nastroju. Tracąc rachubę czasu, uwijał się ze sprawunkami, odpływając w krainy głębokich, podświadomych przemyśleń. Praktycznie nie usłyszał energicznych kroków, zbliżających się do budynku. Podnosił właśnie jedno z narzędzi, kiedy głos o podsyconej tonacji, zaatakował go pretensjonalnym stwierdzeniem. Przestraszył się, niegotowy na kolejnego gościa. Drewniany trzonek uderzył go w nadstawiony łokieć, a Rineheart krzywiąc się nieznacznie, podniósł się na równe nogi, wpatrując się w niezadowoloną twarz swej ukochanej: – Justine, co… Ale, że co? – wyjąkał zbity z tropu, marszcząc brwi w wyraźnym zadziwieniu. Skojarzył fakty dopiero, po krótkiej chwili. Odetchnął głośno, wygładzając wszystkie, napięte zmarszczki: – Spotkałaś Yvette? – zapytał retorycznie, może trochę głupkowato krzyżując bliźniacze tęczówki. Lewa ręka rozmasowywała obolały łokieć, gdy uważnie obserwował jej zachowanie – zimny dystans, którym chciała go ukarać: – Ale co się stało? – dopytał jeszcze, nie wiedząc co wydarzyło się wewnątrz domu. Pokłóciły się, a może pobiły? Yv powiedziała coś niewłaściwego, zbyt odległego? A może to Justine wytoczyła najostrzejsze działa wyganiając prawdziwego intruza?



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Kuchnia [odnośnik]12.01.22 1:08
Właściwie nawet nie zapinała płaszcza przechodząc z jednego pomieszczenia do niewielkiej szklarni. Obserwowała jak jej niezapowiedziane pojawienie się skutkuje krótką dezorientacją powodującą wymknięcie się spod kontroli jakiegoś ogrodniczego narzędzia. Ale nie przejęła się tym wcale skupiona na tym, co miała do powiedzenia. Splatała dłonie na piersi z wykrzywionymi ustami obserwując jak podnosi się i zadaje pytanie. Głupie strasznie. Chyba wiedział, kto przebywał w jego domu. Czy może zapomniał? O Thalii zapomniał wspomnieć. Może to jakaś poważniejsza choroba była. Brwi uniosły się w niemym pytaniu, a może bardziej ostrzeżeniu, żeby przemyślał. Czy na pewno - całkowicie stuprocentowo na pewno chce zapytać o to, czy właśnie ją spotkała? Na usta jej się ścisnęło kilka odpowiedzi.
- Nie, Rowenę Ravenclaw. - odcięła się, nie utrzymując języka za zębami. Sam się prosił o głupią odpowiedź. Więc właśnie taką dostał. Wywróciła jeszcze oczami. Nie zmieniając zajętej wcześniej pozycji. Jean znalazła się obok, opierając o nogę i merdając radośnie ogonem, ale nie spojrzała w jej kierunku.
- Słuchasz co mówię? - zapytała z pretensją w głosie krzyżując z nim spojrzenie. Wydymając usta. Była zirytowana, co z pewnością mógł zobaczyć. I z pewnością odróżnić od ognistej, prawdziwej złości. Wściekła się czasem o błahostki, będąc trochę infantylną. Może nawet bardzo. Ale przez większość czasu pilnowała każdego kroku i słowa, przy nim sądziła że ni musi. - Powiedziałam: zaproponowała mi h e r b a t ę. Rozumiesz?! - w ostatnim słowie uniosła trochę głos rozkładając dłonie na boki. Naprawdę tego nie widział, nie rozumiał? Czy zwyczajnie dostrzec nie chciał. Ledwie wczoraj pytała go o roznegliżowaną Thalię paradującą po jego domu i kiedy złość jej opadła a ośli upór odszedł uznała że dobrze będzie podejść i… no może nie przyznać się do winy. Ale wspaniałomyślnie wybaczyć, żeby spotkać w swojej kuchni k o l e j n ą, która po pierwsze tłumaczyła pierwszą, a po drugie zachowywała się jak u siebie. U siebie. Ściągnęła ze sobą brwi. - Herbatę. - powtórzyła kręcąc w niezadowoleniu głową. Dotrze to do niego, czy jednak będzie musiała dokładniej rozłożyć na czynniki pierwsze złożoność tego problemu przed którym dzisiaj stanęła. Minęło kilka miesięcy, po których dość nagle i niespodziewanie okazało się, że jej wybranek ma przyjaciółki. Przyjaciółki, do tego blondynki o jasnych jak niebo oczach. Przyjaciółki, które poruszały się po jego domu bez zahamowań. Dosłownie, żadnych. To ona od tego była. Od braku zahamowań, przekraczania granic. Kuszenia, kokietowania, uwodzenia. I miała na myśli dokładnie to, co powiedziała. - Założyłabym je od razu, ale za pół godziny muszę być w kwaterze. - zabezpieczenia, rzecz jasna. Gdyby nie to, nie czekała by wiele dłużej. Ale spokojnie, wróci jak skończy.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Kuchnia [odnośnik]13.01.22 1:17
Nawet przez krótką chwilę, zmrożoną, siarczystym, porannym mrozem, malującym gwieździste ornamenty, nie zakładał, iż pod dachem irlandzkiego domostwa rozegra się prawdziwie zawzięte potyczka. Dwie kobiety staną naprzeciwko siebie dokonując dość nietypowej konfrontacji. Niezwykle bliskie mu osoby piętnujące gromkie nieporozumienie. Intensywne sprawunki nie cierpiące zwłoki, okazały się zbyt absorbującym zajęciem, aby zareagować w odpowiednim momencie. Nie spodziewał się, że waleczna blondynka zaszczyci go swą obecnością o tak wcześniej porze; czyżby miał coś do ukrycia? Narzędzie o kilku, zakrzywionych ząbkach wwiercało się w hebanową, nawilżoną ziemię, tworząc zgrabne korytarze. Pojedyncze sadzonki spoczywały w rogu zadbanej szklarni czekając na swoją kolej. Pies szczekał zawzięcie nie rozumiejąc ów niebywałych ruchów niszczących grudkowate podłoże. Długie westchnięcie wydobyło się z ust ciemnowłosego, poczuł pierwsze oznaki falowego zmęczenia. Żałował, że nie wziął ze sobą termosu z rozgrzewającym naparem, nie złapał choć pajdy suchego chleba zasłaniającego ciche pomrukiwania głodnego żołądka. Dłoń przetarła wierzch twarzy, pozostawiając ciemniejącą smugę. Po krótkiej chwili zimowy spokój zamienił się w bitewny poligon. Usłyszał jedynie głos – nieprzyjemny, zdenerwowany, wzniosły. Niepokój, niespodziewana reakcja poderwała rosłym ciałem, wyrządzając niewielką krzywdę. Syknął przez zęby, aby po chwili zatrzymać się na twarzy blondynki; ściągnięte brwi, niespokojny błysk, usta zaciśnięte w wąską linijkę – co takiego wzburzyło ją tym razem? Rozszerzył źrenice i westchnął głośno rozkładając ręce w geście niewinności. Zaserwowana odpowiedź rozbawiła jego podświadomość; mimowolny uśmiech spłynął na spierzchnięte wargi, aby zmienić się w niewyraźny, nieprzyjemny wyraz zaniepokojenia: – Roweny akurat nie zapraszałem. – wymamrotał przyciszonym głosem, spoglądając w uklepaną steczkę. Chciał odrobinę zażartować, rozładować gęstą, paskudną atmosferę. Zauważył, gdy z irytacją wywróciła oczami. Zakończył rozmasowywanie obolałego miejsca, zaplatając ramiona w okolicach torsu. Skupiał się, pochłaniał, unosił brwi, nie potrafiąc odgadnąć prawdziwych intencji. Co takiego wydarzyło się w kuchennym pomieszczeniu? Jej słowa rozkładał na czynniki pierwsze. Kilka zmarszczek nawiedziło jego czoło: – Rozumiem. Zaproponowała ci herbatę, bo chwilowo nie mam kawy. – zauważył. Prawa dłoń przeniosła się na kosmyki włosów, przeczesując je niespokojnie. – Wybacz Justine, nie zdążyłem jej zdobyć… Jeszcze dziś po nią pojadę. – nie przepadała za herbatą, jak mógł o tym zapomnieć? Nie poinformował przyjaciółki o tak drobnych szczegółach wspomagających buzujące nerwy. Przez moment nie odzywał się ani słowem, próbując dojść do właściwej konkluzji. Przenosił wzrok z rozemocjonowanej kobiety, aby po chwili utkwić go w koronie pobliskiej akacji. O co w ogóle chodziło? – Ale zaraz, zaraz… – zaśmiał się lekko pod nosem, po raz pierwszy. – I w tej całej złości, która, aż się z ciebie wylewa, i która nie mogę ukryć, bardzo mi się podoba, chodzi po prostu o herbatę? – zachichotał nieco dłużej, lecz natychmiast poprawił swą reakcję. Nie chciał ryzykować, jednakże nie podejrzewał jej o tak skrajne i niestabilne zachowanie. – Pokłóciłyście się? Była dla ciebie nie miła? – zapytał z nieukrywaną troską, robiąc ostrożny krok do przodu. Chciał wystawić do niej rękę, chwycić za wąskie palce i uspokoić niepotrzebne odczucia. Zaczerpnął haust lodowatego powietrza i sam przekręcił oczami: – Zaczynaj śmiało. Usprawiedliwię cię w kwaterze. – prosto u mojego kochanego rodziciela.



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Kuchnia [odnośnik]13.01.22 13:16
- Jeszcze! - odparowała unosząc obie ręce w geście wyrzutu. Myślał, że nie usłyszy? Wszystko słyszała - wszystko widziała. Nic nie mogło umknąć przed jej spojrzeniem. Nie teraz. Wszystkie sześć zmysłów. Razem z intuicją, rzecz jasna. Kobiecą. A ją nawet pomimo chodzenia w spodniach nadal posiadała. Ją się miało, albo nie i tyle. Nie pozwoliła by Jean ją rozproszyła. Później jej to wynagrodzi. Jak nie zapomni. Na razie miała coś, czym musiała się zająć niezwłocznie. Miarka się przebrała. Złość buzowała w niej i nie zamierzała odpuścić, dopóki nie wyłoży wszystkiego na tyle klarowanie, żeby wziął i zrozumiał dokładnie i raz na zawsze. I na to liczyła, że wysłowiła się dostatecznie dosłownie, żeby zrozumiał. To nie było naprawdę takie trudne do zrozumienia.
Rozumiem.
Już miała odetchnąć lekko, już prawie dziękowała nie tylko w duchu ale i na głos, ale padły kolejne słowa. Kolejne zdania unosząc do góry jej brwi. Miała ochotę złapać się za głowę i zacząć z niej normalnie rwać włosy z tego wszystkiego w tym odnajdując choć odrobinę ukojenia.
- Masz kawę!! - uniosła głos. - Masz. - zapewniła go bo przecież przed chwilą sama sobie ją zrobiła, bo tym swoim stwierdzeniem, zrozumiała, że z tego rozumienia to nic nie ma., Kompletnie N I C nie rozumiał.
- PO PROSTU O HERBATĘ?! - zagrzmiała za nim nabierając powietrza w usta i wypuszczając je w geście jednego wielkiego zawodu. Gdzieś po drodze rozplotła dłonie, teraz zaciskając je w pięści po bokach ciała. - Nie chodzi o żadną pieprzoną herbatę, Vincent! - tupnęła nogą wykrzywiając usta w niezadowoleniu. Znaczy poniekąd o nią chodziło, ale nie do końca. Poczuła zabierające się w oczach łzy. Nic nie rozumiał, kompletnie nic nie rozumiał. A ona nie rozumiała huśtawki nastrojów, które mieszały się z sobą bez żadnego ostrzeżenia. Ale teraz chciało jej się płakać, czuła zbierające się w oczach łzy i tragedię, która rozgrywała się od samego rana i której nikt poza nią zdawał się nie rozumieć. Była sama, sama na morzu wielkiej niesprawiedliwości i niezrozumienia. Dryfowała bez nadziei na lepsze jutro. Jak rozbitek, ostatni ocalały z rozbitego statku. Ona tonęła, a jego bawiła jej złość i podobała mu się. Pociągnęła nosem, unosząc rękę, żeby jej wierchem przetrzeć nos. - Trochę. - mruknęła niechętnie odwracając spojrzenie. - Nie zamierzam za nic przepraszać. - zastrzegła od razu zawzięta na swoim. Nie zamierzała, nie chciała. Nie potwierdziła ani nie zaprzeczyła byciu miłą. Chociaż jej słowa wskazywały na to, że mogła być odrobinę szorstka w stosunku do przyjaciółki Vincenta. Krótkim pacnięciem odsunęła siebie jego wyciągniętą dłoń. Nich jej nie dotyka nie rozumiejąc niczego zdrajca. Zmrużyła oczy. - Zacznę po pracy. - wybrała wydymając dalej w niezadowoleniu usta i marszcząc gniewnie brwi.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Kuchnia [odnośnik]17.01.22 11:52
Chciał żeby usłyszała, zaprezentowała swe skrajne reakcje wywołane tak głupkowatą zaczepką. Prawa brew powędrowała do góry, gdy zamaszysty ruch nawiedził kobiecą sylwetkę. Dlaczego była aż tak zdenerwowana, o co tak naprawdę chodziło? – Nie jestem zwolennikiem zapraszania do domu duchów. – zauważył spokojnie. Wolną ręką przegonił białego zwierza, który tym razem dobierał się do szerokich nogawek lekko wilgotnych spodni. – Podobno mogą przynosić nieszczęście, czy coś takiego… – wymamrotał dodatkowe, cichsze zdanie, zerkając na twarz swej ulubionej partnerki. Naprawdę nie rozumiał złości wylewającej się z każdego milimetra jej ciała. Pretensji w tembrze głosu o tak wcześniej i niewdzięcznej porze. Czyżby nie zjadła śniadania? Nawet przez moment nie domyślał się ów niegodziwego uczynku, za który tak bardzo go karała. Nie powinien przyjmować niezapowiedzianych gości? Prowadzić ewidencję osób przekraczających drewniany próg irlandzkiego domostwa? Czyżby zatraciła całe swe zaufanie? Przycisnął splecione ramiona i oparł się o framugę szklarni. Brwi zmarszczyły się w zadziwieniu, a także przebiegłym zrozumieniu tej całej, pokręconej sytuacji. Jednakże ona, postanowiła załatwić wszystko krzykiem niosącym się po otwartej, zimowej przestrzeni. Lekki, mroźny wiatr dmuchnął w korony ogołoconych akacji wyginających się pod jego ciężarem. Akompaniowały ów niedorzecznej kłótni. Ponownie uniósł ręce w geście obronnym: – Mam? – zapytał odruchowo gubiąc się we wszystkich wymieszanych zeznaniach. W tej jednej chwili zapomniał całego wyposażenia zagraconej kuchni. Nie pamiętał o metalowej puszce skrywającej czarny, aromatyczny proszek. Nie domyślił się, iż karci go za wizytę napotkanej, nieznanej, na pozór obcej kobiety… Czyżby widziała w niej swą konkurencję? Westchnął zrezygnowany spuszczając ręce wokół bioder. Nie miał siły na sprzeczki, przekrzykiwanie, demonstrację siły. Zerknął w jej stronę z przybitą miną, a jasne tęczówki zalśniły dziwnym blaskiem. Zaczął bez nadmiernych emocji, choć te pragnęły wydostać się na światło dzienne: – To może wytłumaczysz mi o co chodzi, skoro nie należę do osób rozumnych? – rzucił z przekąsem nie odwracając głowy. – Ale najpierw wejdziesz może do szklarni? Jest bardzo zimno, zmarzniesz… – wypowiedział z nieukrywaną troską, przejęciem. Zignorował tupnięcie, ściśnięte pięści. Może właśnie tego potrzebowała? Przesunął się do tyłu, zapraszając do środka. Szklana przestrzeń nie przepuszczała powietrza tworząc przyjemniejszą, duszącą komorę. Może pozwoli na pocieszenie, ukojenie nerwów? Widok zielonych łodyg wystających z hebanowej ziemi poprawi jej humor? Rozbawione wnętrze chciało przebić się na pierwszy front, lecz zaciekle hamował niedogodne zachowania. Gdy słona ciecz zaświeciła się w jej oczach, a dłoń przetarła zaczerwieniony nos, instynktownie sięgnął do kieszeni, w której znajdowała się nieużywana, materiałowa chusteczka. Zawsze miał taką przy sobie. – Proszę. – wyciągnął dłoń jeszcze raz, choć sekundę temu zbiła uprzejmy odruch. – I nie musisz za nic przepraszać. – niczego od niej nie wymagał. Chciał jedynie poznać przebieg wydarzeń. Miał nadzieję, iż droga uzdrowicielka nie obrazi się za niegodziwy incydent. Westchną po raz kolejny kiwając głową potwierdzająco. Nie spodziewał się, iż tak zwykły dzień okaże się aż taką rewolucją.



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Kuchnia [odnośnik]17.01.22 21:58
- O mój drogi panie, nie duchów a żywych powinieneś się obawiać. - odpowiedziała poważnie, na myśli w tej konkretnej chwili mając siebie. Bo to o to się teraz brało i rozgrywało najmocniej. Marszcząc w złości brwi i nos do kompletu też. Jego największym nieszczęściem była ona sama w jednej prawdziwej postaci. Nic nie rozumiał. Nic a nic! A powinien przecież, prawda? Ledwie wczoraj mówiła mu o Thalii, żeby dzisiaj wpaść na Yvette Baludier. I zapomniała, że przyszła powiedzieć, że niech będzie w porządku już. Bo wczoraj samą kazała się zostawić, nie czując się też najlepiej. Dzisiaj zadowolona, bez zwrotów jedzenia nieodpowiednią stroną, sądziła, że to będzie ten dzień. Wzięła wdech w płuca dopiero się rozkręcając. Jak głaz toczący się z góry, nabierając prędkości wraz z drogą, którą przebyła.
- Masz. - potwierdziłą raz jeszcze widocznie niezadowolona. Nie chodziło o to, że musiała napić się herbaty bo nie było kawy. Na Merlina, przecież pijała też te jego mieszanki, kiedy jakąś jej przyniósł twierdząc, że to dla jej zdrowia czy coś. Na nic była ta zbolała mina, nie nabierze się dzisiaj, co to to nie. Wiedziała, że racja jest po jej stronie. A jak nie była, to i tak była i tyle. Kolejne zdania sprawiły, że przygryzła dolną wargę odwracając na chwilę spojrzenie w bok widocznie zastanawiając się nad propozycją. By w końcu skinąć głowa i zamaszystym krokiem wejść do środka szklarni. Przeziębić, kto myślał teraz o przeziębieniu się, kiedy były większe, ważniejsze problemu. Zmarszczyła nos biorąc wdech. O co chodzi?
- Chodzi o te wszystkie paniusie, Vincent! - nie potrafiła się uspokoić wypowiedziała rozemocjonowanym głosem rozkładając w szczerej i wyrazistej gestykulacji dłonie. Szczerze, dość niewinnie a może nawinie, już się nie zastanawiała dlaczego się tak zachowuje, zostawiła to na później. Zanurzając się zbyt dogłębnie w całej sytuacji i własnej tragedii by móc z niej samej wyjść. - Przyjaciółki. - stwierdziła z przekąsem wykrzywiając usta. - Które albo szwendają się roznegliżowane tutaj, albo zachowują jak pieprzone gospodynie. Które są z części twojego życia o którym nic nie wiem. - płakała? Chyba już tak. Chociaż wiedziała, że to nie za bardzo powód do płaczu jeszcze jest, ale oczy same wzięły i zaczęły wylewać łzy. Irracjonalne, kompletnie do niej nie pasują. Odwrócone o sto osiemdziesiąt stopni. Co się z nią działo? - A t-to moje mi-miejsca. - zapłakała łapiąc oddech, opuszczając głowę. To ona łaziła roznegliżowana, kiedy chciała odciągnąć go od ślęczenia nad kolejną książką na rzecz trochę innej rozrywki. To ona robiła kawę i te szamańskie mieszanki, kiedy nie ubiegł jej w tym on sam. Jeśli miał je od tego, to na co była ona? Nie odebrała wyciągniętej w jej stronę chusteczki, ale nie odtrąciła tym razem też dłoni jakby niezdecydowana.
- Nie będę. - potwierdziła jeszcze, pociągając nosem ale nie spoglądając na niego. - Mogłam z całkowitym rozmysłem zasugerować jej, że zadaje się z tobą licząc na coś więcej bądź tylko dla korzyści, które może dostać za sprzedanie informacji, choć zrozumiała to na opak. I trochę w ogólnym rozrachunku określiła nas biedakami?- mruknęła niechętnie jeszcze to, za co nie miała zamiaru przepraszać.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Kuchnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach