Wydarzenia


Ekipa forum
Kuchnia
AutorWiadomość
Kuchnia [odnośnik]05.02.21 1:54
First topic message reminder :

Kuchnia

Głównym punktem w kuchni wcale nie jest kuchenka, a wielki stół, zawsze okryty jasnym lnianym obrusem. Chociaż zaledwie obok znajduje się prawdziwa, chociaż mała, jadalnia, to właśnie to miejsce tętni życiem w domu Becketta. Stojąca obok kuchenka ma jeden niedziałający palnik, którym właściciel miał się zająć już lata temu, ale nigdy nie miał na to czasu.
Stevie Beckett
Stevie Beckett
Zawód : twórca świstoklików, wynalazca
Wiek : 57
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
The blues ain't nothing but a good man feelin' bad.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9282-stevie-beckett https://www.morsmordre.net/t9293-einstein https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9294-skrytka-bankowa-nr-2137 https://www.morsmordre.net/t9295-stevie-beckett

Re: Kuchnia [odnośnik]05.02.21 16:22
-Jak to deportowało? - zdziwił się Steff, bo wiedział, że zdarza się to niedoświadczonym twórcom świstoklików. Przygryzł lekko wargę, zdziwiony.
Może wujek się rozproszył?
Albo stresował?
No jasne, list Steffa na pewno go zestresował.
Zepsułem wujka.
-Nie zgubię! Przecież wiesz, że wszystko zostaje w moich kieszeniach jak zmieniam się w szczu... no, nieważne, dam je i tak komuś zaufanemu, kto się nie zmienia. - wybąkał.
Kiwał głową, oczywiste, że zapamięta. Chyba nawet w stanie obecnego roztrzęsienia. Potrafił się przecież skupić.
-Te dwa mocniejsze będą nam potrzebne w stolicy, zadziałają pomimo zabezpieczeń Londynu? - upewnił się, chowając świstokliki po kieszeniach. -Czekaj, to od razu ci powiem, kogo możesz się spodziewać. Dam je takiemu chudemu brunetowi ze złamanym nosem i takiemu wysokiemu brunetowi ze złamanym nosem. - zmarszczył lekko brwi, uświadamiając sobie, że Keat i Vincent wyglądają w sumie tak samo. -Czyli eee, wpadną tutaj sami ze złamanymi nosami. No, i jeszcze taki blondyn o szlachetnej aparycji i blondyn o nieszlachetnej aparycji, oni też z nimi będą. - dodał prędko, chcąc przybliżyć wujkowi, kto może najechać jego kuchnię. -No i uchodźcy albo ludzie z gazety, no dobra, czyli w sumie każdy może się tu pojawić, ale wszyscy po naszej stronie! Słuchaj, jak wrócę to nałożę Ci tu Dunę, jeśli wrócę! I oddam te świstokliki! I kupię ci jakąś doniczkę, ta była jakaś stara skoro się stłukła jak jej DOTKNĄŁEM i czemu nadal trzymasz tam klucz?! - dodał z typową dla siebie nutą dramatyzmu, a potem mocno przytulił wujka.
-Nie wiem, czy bycie dobrym się liczy, jeśli jest się głupim. - pociągnął lekko nosem. -Paaa! - dodał.
Zabrał jeszcze wszystkie zapasowe świstokliki, jakie Stevie mógł poświęcić - prowadzące do Doliny Godryka albo losowych miejsc w Somerset.
Wybiegł z domu, chwytając za miotłę. Nie było czasu do stracenia!
Ale skoro wujek Stevie zdołał zrobić trzy nowe świstokliki i zwiedzić dalekie strony, to i Steffen da radę. Nie wątpił, że Marcella i szkocka ekipa sobie poradzą, więc od razu pomknął spotkać się z Vincentem i Arturem. Potem da świstoklik Marcelowi i Keatowi, a potem spotka się wreszcie z Reggiem i Tangie.

/zt Steff tu, zt Stevie też.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Kuchnia [odnośnik]18.04.21 10:26
20 XI 1957

W pewnym wieku różnica lat zaczynała stanowczo się zacierać, chociaż w Hogwarcie owa byłaby nie do przeskoczenia. Duncan Moore był za to jednym z tych przedstawicieli starszego pokolenia, przy którym Beckett czuł się o dziwo wyjątkowo dobrze. Tak samo był mugolakiem, tak samo dopadła go wojna i tak samo, miał dzieci. Co prawda zawodowa kariera magiipsychiatry mogłaby stanowczo odstraszyć, ale przecież spotykali się na stopie przyjacielskiej. Po śmierci Mary Jo zresztą wolał rozmawiać z Duncanem tylko w ten sposób, z tyłu głowy pamiętając jednak, że może zostać ofiarą psychoanalizy.
Gdy Trixie została poinformowana, że nie powinna dzisiaj mężczyznom przeszkadzać, Beckett wziął się za gotowanie obiadu. Odwiedziny starego przyjaciela wypadało jakkolwiek uczcić. Wojna zbierała swoje żniwa, ale potrawka z gołębia z warzywami i kaszą zawsze się sprawdzała, zwłaszcza jeśli w szafce udało się znaleźć trochę domowego bimbru. Zwykły wieczór, wolny od obowiązków, dokładnie tego potrzebował, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach na polanie w lesie.
Mężczyzna w końcu zjawił się w drzwiach, znów górując wzrostem nad Steviem. Ten dawno już przestał jednak mieć jakiekolwiek kompleksy na tym punkcie. Myśli i tak od dziesiątek lat przykrywała Mary Jo, a nie zastanawianie się jak to by było mieć 190 cm wzrostu. Ostatecznie, nie miało to wielkiego znaczenia dla całego życia. Młodzi mogli przejmować się błahostkami, ale teraz zwyczajnie nikt poważny nie miał na to czasu.
- Duncan - podał mu rękę, zapraszając do środka, prosto do jadalni w kuchni. Przebiegająca akurat kaczka niemal wleciała w nogę od stołu, ale w porę zatrzymała się, pędząc dalej, prawdopodobnie za fretką. Prawdziwy zwierzyniec... Ale nie miał serca odmawiać córce, widząc, ile radości daje jej opieka nad tymi futrzakami, chociaż bywały nieco irytujące. - Jak podróż? Wszystko w porządku? - dopytał jeszcze, wpuszczając go dalej. - Siadaj, zrobiłem potrawkę. Ostatnio słabo o niektóre przyprawy, ale to ta sama, którą jedliśmy w czterdziestym dziewiątym na biwaku w Norfolk... Jeszcze Elwin żył... - zamyślił się na wspomnienie o starym koledze z Ravenclaw, starszym o kilka lat niż Duncan i Stevie. Wojna zbierała swoje żniwa, ofiar było wiele.


Am I going crazy? Would I even know? Am I right back where I started forty years ago?
Wanna guess the ending? If it ever does... I swear to God that all I've ever wanted was
A little bit of everything, all of the time, a bit of everything, all of the time
Apathy's a tragedy, and boredom is a crime. I'm finished playing, and I'm staying inside.
Stevie Beckett
Stevie Beckett
Zawód : twórca świstoklików, wynalazca
Wiek : 57
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
The blues ain't nothing but a good man feelin' bad.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9282-stevie-beckett https://www.morsmordre.net/t9293-einstein https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9294-skrytka-bankowa-nr-2137 https://www.morsmordre.net/t9295-stevie-beckett
Re: Kuchnia [odnośnik]18.05.21 10:11
Nic nie mógł poradzić na pewne skrzywienie zawodowe, które towarzyszyło mu nawet w życiu prywatnym. Tak, odruchowo analizował zachowanie znanych sobie osób, oceniając poniekąd ich stan mentalny. Nic nie mógł na to poradzić, po tylu latach pracy w zawodzie czynił to po prostu odruchowo. Niemal tak machinalnie, jak oddychał. Sięgał do znanej sobie wiedzy i analizował. Nigdy jednak nie wykorzystywał tej wiedzy, chowając wszystko w odmętach swojej pamięci. Jeszcze tego by brakowało, żeby jego przyjaciele obawiali się zwyczajnie z nim porozmawiać w obawie przed byciem zdiagnozowanym.
Bardzo ucieszył się z zaproszenia od Stevie'go. Minęło już trochę czasu od kiedy po prostu mogli usiąść i porozmawiać sobie na spokojnie przy dobrym posiłku i szklaneczce czegoś mocniejszego. Czasy nie były obecnie zbyt sprzyjające chyba dla nikogo. Przynajmniej dla nikogo zwyczajnego, bo przecież pieprzeni szlachcice to spali na górach galeonów, a na stołach mieli zapewne tyle żarcia, że meble błagały o litość... Duncan prędko odgonił niewesołe myśli. Nie na tym powinien się koncentrować tego wieczora. Nie chciał przecież zdołować Stevie'go. Dlatego też zaraz przywołał na twarz łagodny uśmiech, ściskając mocno dłoń Beckett'a. Dobrze było go widzieć całego i zdrowego.
- Stevie, dziękuję za zaproszenie - podążył za mężczyzną, kuśtykając i stukając laską o podłogę. Po tylu latach niemal już nie zauważał dźwięku, jaki Lucy wydawała gdy chodził. Z pewnym zainteresowaniem obserwował jak po kuchni przetoczyła się niewielka, pierzasta kulka. Wydała z siebie jedno, krótkie, oburzone kwaknięcie i pobiegła dalej, gubiąc kilka piórek. - Hm? O, tak. - był tak skupiony na tej prześmiesznej kaczce, że w pierwszej chwili nie dosłyszał pytania drugiego mężczyzny - Nie było żadnych problemów - nauczył się już unikać kłopotów, nie było innego wyjścia. Dziś od tego, jak przygotujesz się do podróży, mogło zależeć nie tylko to, czy zachowasz swoją własność, ale także zdrowie, a nawet życie.
- Ale zacząłeś z depresyjnej nuty - zrobił kwaśną minę, słysząc o Elwinie. Jasne, jemu też się zbierało na wspominki, ale chociaż w pamięci miał zarówno dobre i złe chwile, na co dzień starał się jednak trzymać tych pozytywnych wspomnień. To pozwalało mu jakoś łatwiej przetrwać trudy wojennej codzienności. Szczerze, nie miał innego wyjścia. To była już trzecia wojna, której był świadkiem w swoim życiu. Gdyby myślał o tym co dzień, jak nic popadłby w depresję właśnie. - Jestem pewien, że jest tak samo dobra jak wtedy - podchwycił jednak temat. Smaku potrawki Beckett'a nie dało się podrobić. - Wesoły harmider jak zwykle, jak widzę - skomentował jeszcze, mając na myśli zwierzęta ganiające po całym domu. Wziął do ręki jedno z piórek, które zgubiła kaczka i zaczął machinalnie obracać je w palcach. Takie małe to były stworzonka, a ile powodowały zamieszania!


You’ve got a warm heart

You’ve got a beautiful brain

Duncan Moore
Duncan Moore
Zawód : Prywatny uzdrowiciel i magipsychiatra
Wiek : 53
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9685-duncan-moore#294468 https://www.morsmordre.net/t9694-odin#294576 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f362-devon-exeter-rivermead-road-92 https://www.morsmordre.net/t9698-d-m-moore
Re: Kuchnia [odnośnik]12.08.21 23:33
stąd

Na korzyść Trixie z pewnością zadziałał element zaskoczenia. Kompletnie skupiona na Vincencie nawet nie zauważyła jej nadejścia aż do momentu w którym nie zjawiła się przed nią. Wzięta w ten sposób właściwie dopiero kiedy zatrzymały się na chwilę przy Isabelli mgliście zdała sobie sprawę z tego, jak perfidnie ukradła ją Vincentowi. Choć z drugiej strony sama się na to zgodziła.
- Vincent wyglądał jakby miał ochotę cię zjeść, nie jestem pewna, czy będzie tęsknił. - wtrąciła się usłużnie, kiedy zatrzymały się na chwilę przy Isabelli, jasne spojrzenie zawisło na Trixie, która nie wydawała się jednak tym ani trochę przejęta. Z krótkim westchnieniem podążyła jednak za nią. I kiedy ta wysuwała się na blat, ona odebrała butelkę z miodem i przesunęła się wzdłuż szafek poszukując jakiś szkieł. Z pomocą Trixie wyciągnęła tyle ile było ich potrzeba i rozlała płyn mocząc usta. Czuła przyjemne rozluźnienie, które serwował alkohol, ale wiedziała, że nie wypiła jeszcze tyle, by nie móc zareagować, gdyby nagle zaszła taka potrzeba. Tak naprawdę jedynie moczyła usta, to raczej atmosfera tego miejsca, klimat, który skonstruowali gospodarze sprawiał, że czuła się trochę jak pijana. Właściwie zapomniała jak wyglądają takie czasu. Zagubiła gdzieś beztroskę i radość z czegoś tak prostego. Odwróciła się przywoła wypowiedzianymi słowami. Podała jej jedną za szklanek, zama unosząc swoją i zbliżając się do wyciągniętej ręki. Złapała ją za palce i odwróciła w jedną to w drugą stronę uważnie oglądając obserwowany przedmiot. Królicza łapka? Na szczęście chyba, jeśli dobrze pamiętała.
- Ładna, wygląda na porządną, ale królicza łapka? - zapytała, ciekawa, czy był to zwykły strzał, czy Beckett w jakiś sposób dla kogoś łączyła się z królikami - albo ich łapki. Chociaż to drugie zdecydowanie było bardziej… niepokojące. Zmrużyła odrobinę oczy na kolejne pytanie jeszcze nie odciągając wzroku od biżuterii by w końcu puścić jej rękę i cofnąć się, żeby oprzeć się biodrami o szafkę, zaplatając dłonie na piersi. - Albo troski i bliskości. - zmarszczyła lekko brwi. - Zależy od kogo, wiesz… - podsumowała unosząc szklankę do ust. - Biżuterię dostałam tylko od przyjaciółki, albo od mężczyzny, no i rodziców. - wyjawiła odkładając szkło gdzieś obok, unosząc rękę by palcem wskazując postukać się w bok nosa. - Więc…? - zawiesiła pytanie w powietrzu splatając dłonie na piersi w oczekiwaniu na odpowiedź.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Kuchnia [odnośnik]21.08.21 13:26
– Beatrix! – pisnęła, ściskając dłoń Trixie, kiedy tylko ta wraz z panną Tonks pojawiła się tuż obok. Gdzieś między tym wszystkim udało jej się złowić krótkie spojrzenie ukochanego. Wypuściła spomiędzy palców wstążkę uwiązaną przy sukience, a potem pozwoliła sobie odpłynąć na chwilę myślami. Daleko, daleko między dawne salony, wystawne bale i zeszłoroczną wigilię, kiedy to lord Rosier poprosił ją o rękę. Wszystko było wtedy zupełnie inne, a dziś świętowali właśnie tutaj. Pośrodku tylu nowych twarzy, pośrodku motywów i pragnień, które nigdy nie miały być jej. Zamrugała jednak, odnajdując przyjazne spojrzenie w towarzyszkach. – Czy to nie jest ekscytujące? Zupełnie jak damy, które potrzebują kobiecych słówek z dala od męskich spraw. Och, jestem pewna, że nie wszystko zasługuje na to, by być przez nich usłyszane – wyraziła ściszonym głosem i lekko wykręciła główkę w ich stronę. Jak dobrze, że nie były tak wysokie. Tym bardziej mogły chować między sobą spojrzenia. I nie tylko.
Nieco zdziwiona popatrzyła na Trixie, która przysiadła na… stole. W kuchennym zakątku, między sobą, mogły pozwolić sobie na zupełną swobodę, ale czy to wypadało? Niemniej jej zasady łamały się z każdym miesiącem przebywania w Dolinie Godryka. Odkrywała, że świat nie musi być tak suchy, tak surowy i jednolity w powinnościach. Beztroska panna Beckett była, doprawdy, wyjątkowo urocza.
Gdy jednak wychyliła dłoń i zaprezentowała ozdobę, Bella wychyliła się bardziej w jej stronę, aby przyjrzeć się lepiej. – Trixie, ależ to jest piękny podarek. Musi cię naprawdę lubić… – adorować, uwielbiać, kochać. Czyżby to był obiecujący kawaler? Usta Belli zamierzały wydobyć jeszcze więcej pytań i sugestii, ale panna Justine idealnie ustawiła sidła na Beckettównę. – Czy będziesz już zawsze ze sobą go nosić? Czy na szczęście… czy może dowód oddania? – zapytała, odruchowo unosząc w górę dłoń. Na palcu zakwitał tam pierścień z księżycowym kamyczkiem. Podarek od ukochanego. Rozpalone tęczówki Belli nie chciały przeoczyć ani mrugnięcia na twarzyczce przyjaciółki. – O nie, czekaj… Radość w twym głosie jest już wielką podpowiedzią. Uśmiech, pochwała, pięknie wyeksponowana dłoń. Myślę, że wcale nie jest to prezent od przyjaciółki – odpowiedziała, a jej lico zaczęło się wyraźnie kolorować na różowo. Podzielała podniecenie panienki Beckett. Jakaż była odpowiedź? Chyba obydwie z panną Tonks wiedziały, czego należy się spodziewać. Któż jednak był tym szczęśliwcem? A może będzie to towarzysz Trixie na zbliżającym się weselu? Być może Isabella usiadłaby… gdzieś, gdziekolwiek, ale podniesiony poziom energii nie pozwalał jej teraz na rozluźnienie. Skryty w kieszonce sukni nieśmiałek wychylił główkę i wyjrzał spomiędzy miłych materiałów. To on, to ten najwspanialszy podarek od Julka. Być może jeszcze jeden powód do plotek. Ale na pewno coś, co znajdzie miejsce w głębokim zakątku dziewczęcego serca.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Kuchnia - Page 2 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Kuchnia [odnośnik]21.08.21 15:52
Pogodne parsknięcie uleciało z ust na wspomnienie Rinehearta. Och, igrała z ogniem odbierając mu ukochaną z tanecznego spełnienia marzeń, ale powinien wiedzieć, że to tylko na chwilę. Że potem mu ją odda, odeskortuje z powrotem na parkiet, łącząc ich dłonie w nieoficjalnej przysiędze dozgonnej miłości, niczym konduktor ceremonii zaślubin.
- To chyba nie mnie miał ochotę zjeść - zauważyła z szerokim uśmiechem, rzuciwszy Tonks porozumiewawcze spojrzenie. Nie mogła od tego uciec. Nie kiedy krążące wokół nich amory były tak wyraźnie dostrzegalne, wcale nieukryte, wręcz zapraszające do niestosownych pytań i osiedlowej ciekawości. Przytaknęła też Belli, na moment przylegając do boku ognistej salamandry, chwiejna, rozpogodzona wychylonym kubkiem pełnym czarodziejskiego miodu; głowa czarownicy od zawsze pozostawiała wiele do życzenia pod względem jej wytrzymałości, a teraz delikatne podchmielenie rozwiązywało język, sprawiało, że lgnęła do ciepła. - Właśnie - potwierdziła z powagą na uwagę panny Selwyn. Nie, Presley. - Powiesz nam, Justine - od kiedy? Na zawsze? Nie daj się prosić, takie historie są ostatnio na wagę złota - podczas wojny, ale tego już nie dodała, niechętna psuć swobodnej, beztroskiej atmosfery.
Stół zaoferował jej upragnioną stabilność. Świat nieco już tańczył przed oczyma i Trixie spojrzała na dzban w swoich dłoniach, przez chwilę kontemplując czy powinna pić dalej: to mogło przecież skończyć się źle. Gdzieś w podświadomości wciąż paliło ją wspomnienie pochłoniętego bimbru, które własnego ojca przekształciło w okropnego szmalcownika - nie chciała tego powtarzać, więc jedynie odsunęła od siebie alkohol z cichym mruczeniem niezadowolenia, po czym znów przeniosła wzrok na swoje urocze towarzyszki.
- To chyba na szczęście - odparła Tonks, która podjęła temat króliczej łapki; płomienne słowa Isabelli zachęciły do przyjrzenia się biżuterii, właściwie po takie dodatki sięgała dość rzadko, ale kto wie? - Jaki znowu dowód oddania? To nie obrączka - parsknęła. Niczego nie obiecała Volansowi, nie przyrzekła mu, że będzie jego na zawsze, na to było stanowczo za wcześnie, a i droga do jej serca w gruncie rzeczy była bardziej kręta niż komukolwiek mogło się wydawać. - Nie, nie od przyjaciółki. Od takiego jednego pana. Nie od ojca ani wujka - sprecyzowała z teatralnym wzruszeniem ramion, po czym cofnęła dłoń i skryła ją za sobą, za swoimi plecami, znów uśmiechnięta bez cienia zażenowania... Jednak po chwili jej oczy zabłysły nagłym podekscytowaniem i aż zerwała się ze stołu na równe nogi. - Ale właśnie! Nie wiecie nawet co dostałam od taty. Czekajcie, pokażę wam - na chwilę wybyła z kuchni, a potem wróciła do niej dumna, z aparatem fotograficznym w dłoniach. - Nie wiem jeszcze jak to obsługiwać tak do końca, ale... Mogę wam zrobić zdjęcie? Na pamiątkę? Byłoby pierwsze na tej rolce - zaproponowała z podnieceniem.


and the lust for life
keeps us alive, 'cause we're the masters of our own fate, we're the captains of our own souls, there's no way for us to come away, 'cause boy we're gold, boy we're gold.
Trixie Beckett
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9401-trixie-beckett#285649 https://www.morsmordre.net/t9405-stevie#285909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9407-skrytka-bankowa-nr-2175#285917 https://www.morsmordre.net/t9406-trixie-beckett#285911
Re: Kuchnia [odnośnik]21.08.21 17:12
Niewinność Belli ponownie ją zadziwiła - a może jej łagodność, nie była pewna. Jeszcze bardziej dziwiło ją, że odnajdywała się w niewielkich domach, tak różnych od wielkich pałaców. Niewiele czasu zajęło im zajęcie kuchni - zdawać by się mogło symbolicznego miejsca kobiety z którego Justine tak mocno się wyrywała. Brew jej drgnęła na wypowiadane słowa, a usta uniosły się odrobinę pobłażliwie. Wypowiedziane przez Beatrix słowa sprawiły, że przeniosła na nią unosząc jedną z brwi razem z kącikiem ust ku górze.
- Bezwstydna. - skomentowała ją tylko z błyskiem w oku. Czując zwodnicze, obejmujące rozluźnienie. Ale nawet mimo tego, jej różdżka znajdowała się w wszytej w sukienkę kuchni, a ona w odruchu co jakiś czas sprawdzała jej obecność. Fakt że kwestia rozmowy - a raczej uwagi - przeniosła się na nią, nie zdziwił jej znów aż tak bardzo. Większość znajdujących się tutaj osób była dla niej prawie obca.
- Od kiedy co? - zapytała więc, mrużąc odrobinę oczy w czymś prawie przypominającym uśmiech. Oh, zdawała sobie - a przynajmniej sądziła że tak - sprawę, z tego o co pyta Trixie, a jej kolejne słowa jedynie to potwierdzały. - Nie istnieje coś takiego jak na zawsze i nigdy. - zauważyła zgodnie z własnym sumieniem i własną wiarą. Nie istniało na zawsze, bo ktoś właśnie zawsze odchodził pierwszy - niezależnie, czy z własnej woli, czy zabrany przez śmierć. Nie istniało też nigdy, jeśli odnosiło się do przyszłości. To jako jedyne inaczej miało się w odpowiedzi do przeszłości. Nigdy tego nie zrobiłem, a nigdy tego nie zrobię, miały dla niej dwa różne znaczenia, jedno mogło być faktem, drugie nie było niczym ponad przypuszczeniem.
Nie daj się prosić.
Przesunęła jasne tęczówki od jednej do drugiej marszcząc na chwilę nos, by później westchnąć najpierw opuszczając ramiona, by później nimi lekko wzruszyć. Zakręciła lekko szklanką i uniosła ją do ust.
- Cóż, coś w rodzaju naszej pierwszej randki mieliśmy w starej klasie w Hogwarcie. Ale nie poszło zbyt dobrze. - cóż, randka to było zdecydowanie zbyt dużo powiedziane, bo zwabiła go tam po pretekstem nauki, a on zostawił ją potem samą. - A potem wpadliśmy na siebie w marcu kiedy wrócił. I jakoś tak wyszło. - streściła jeszcze krócej. - Wiecie, że kiedyś namówił mnie na wymknięcie się z domu i pójście na potańcówkę? - jedna z dawnych, bardziej zaskakujących propozycji Vincenta Rinehearta. Usta ułożyły jej się w łagodny uśmiech. Kieran dał im wtedy nieźle popalić.
- Takiego jednego pana, Bello. - powtórzyła po niej, wywracając łagodnie oczami. - Imię, no już. - poleciła jej młodej krawcowej znów na niej skupiając uwagę w oczekiwaniu. Uniosła brwi, kiedy wróciła z prezentem od ojca. Doskonale znała ten przedmiot.
- Ja wiem. - stwierdziła ze spokojem, przypominając sobie aparat, którym ojciec dokumentował czasami ich życie. - Tylko spraw żebyśmy były piękne. - zgodziła się, choć niekoniecznie chciała być fotografowana. Z blizną na czole i tatuażem wychylającym się spod linni włosów. Jednak nie chciała puść widocznego podniecenie i odrzucać propozycji kobiety.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Kuchnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach