Wydarzenia


Ekipa forum
Plac handlowy, Bury St Edmunds
AutorWiadomość
Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]23.07.21 13:03
First topic message reminder :

Plac handlowy Bury St Edmunds

W marcu 1958 roku przez miasto przeszła szatańska pożoga pozostawiając w zgliszczach większość miasta. Mordercza siła dosięgnęła także szesnastowiecznej Katedry, jaka finalnie została wyburzona, a w jej miejscu powstał plac handlowy, który jednocześnie stał się częścią traktu, biegnącego aż po sam Newmarket.
Legendy głoszą, że w mugolskim miejscu obrządków dochodziło do dziwnych incydentów i mimo, że samego budynku już nie było, to duchy zdawały się pozostać.

Rzut kością k6:
1,2 - Jeden ze straganów, tuż obok ciebie, przesuwa się nagle, a gdy odwracasz się w jego stronę, wszystkie przedmioty spadają na ziemię. Część z nich ulega zniszczeniu. Choć wiesz, że nie była to twoja wina sprzedawca od ciebie żąda rekompensaty.
3,4 - Nic się nie dzieje.
5,6 - Przeszywa cię przeraźliwe zimno, obraz przed oczyma zaczyna się nieco rozmywać. Niczym przez mgłę dostrzegasz dziesiątki ludzkich ciał rozrzuconych tuż pod ruinami Katedry - budynku, którego już nie było. Miałeś tego świadomość. Tuż nad jej dachem buchał ogień, rozprzestrzeniał się z niebywałą prędkością. Po chwili wszystko wróciło do normy, jednak do końca dnia będziesz czuć dziwne mrowienie w okolicy karku oraz niepokój.
Lokacja zawiera kości.

Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Plac handlowy, Bury St Edmunds - Page 10 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]10.08.23 22:54
Była zadowolona. Kiedy list od Iriny Macnair odnalazł ją w jej komnatach wraz z kolejno czytanymi akapitami kącik jej ust mimowolnie unosił się do góry. Zadzierał z zadowoleniem, które malowało się na twarzy widoczne jedynie dla Anithy. Mimowolnie zadarła prawą część górnej wargi. Pochylając głowę, opuszczając rękę, kiedy głowa wyruszała już na swoje własne rozmyślania. Los się do niej uśmiechał.
Wybornie.
Nie miało znaczenia co kierowało kobietą. Czysty przypadek, padające obok słowa, albo wystarczająca inteligencja by szybko zorientować się w którą najrozsądniej skierować się stronę. A dzięki temu - czymkolwiek owe to było - była możliwością, której Melisande nie zamierzała dać odejść. Ale to też nie miało znaczenia, bo nadanie im ziem wnosiło ich ponad ludzi, czyniło namiestnikami, opiekunami. A - jak zakładała Melisande - zmian w tym temacie, nie należało wyglądać. Ta wojna, miała kończyć się ich zwycięstwem, pozostawało jedynie dobić słabnącego wroga. Czasy się zmieniały. Nie one same, to oni nie tylko obserwowali nadchodzące zmiany ale i sami byli ich twórcami. Słyszała głosy, szepty padające wśród szlachty, że nadanie ziem ludziom bez tytułów, wpuszczanie ich pomiędzy błękitną krew, to coś, czego nie powinni robić. Ale czy na pewno? Nie do końca zgadzała się z tym stwierdzeniem. Znała siłę i mądrość Ramseya, wiedziała że Deirdre musiała wykazać się czymś więcej niż znajomością z jej bratem by otrzymać takie miejsce, o samym Macnairze słyszała wcześniej, przeltonie widziała podczas uroczystości, wiedziała, że zna się z jej mężem, nigdy nie dane im było zamienić ze sobą słowa, wątpiła jednak, by postanowiono wynieść go wyżej, gdyby nie był odpowiednio intratnym ruchem. Rozumiała przekaz, który znajdował się pomiędzy wierszami, na który wielu pozostawało głuchych. Zrobienie z nich sojuszników, nie tylko przyjaciół, było w interesie każdego, kto wykazywał się rozwagą i potrafił zerkać na przód. Nigdy nie mieli stanąć na równi z nimi, ale ziemię i miejsca które otrzymali potrzebowały opiekunów, odpowiedniego ukierunkowania. Oczu, który by się nimi zajęły i jednostek, które poprowadzą odpowiednio mieszkańców. Choć… zdobycie ich zaufania, na pewno zajmie czas. Nieufność, niepewność, niezrozumienie. Czekały na nich problemy z którymi oni nigdy się nie borykali a ich rody od pokoleń sprawowały pieczę nad przypisanymi im ziemiami. Ugną się pod ciężarem postawionego przed nimi zadania, czy podołają? Przyszłość miała wszystko pokazać. Zaś, dzisiaj, one mogły być drogowskazem, pomocą, dobrą radą lejącą się do ucha. Rozkwitającą znajomością. Możliwością. A finalnie - zaciągniętym długiem wdzięczności.
Wszystko były korzyścią lub stratą. A Melisande przeważnie, obstawiała dobre karty.
Obecność Imogen właściwie nie była opcjonalna - a zdaniem Melisande, nawet konieczna. Nie zapomniała o słowach, które wypowiedziała ku niej szwagierka w Galerii Sztuki. A to, była dobrze nadarzająca się okazja, do budowania własnej wartości. I wzmacniania - a może budowania - rodowych sojuszy.
Nienachalny uśmiech obejmował jej wargi, kiedy wraz z Imogen stawały naprzeciw goszczącej ich dzisiaj kobiety. Za nimi w pewnym oddaleniu, ledwie dla samej Melisande już zauważalna, znajdowały się służki i ochrona. Nierozważnym, byłoby udać się gdziekolwiek bez niej. Zawieszenie broni, choć rozluźniające, nie powinno odurzyć swym urokiem. Wojna nadal trwała.
- Z przyjemnością. - zgodziła się krótkim skinieniem głowy już po pierwszym przywitaniu. Słuchała w milczeniu, rozglądając się wokół, pozwalając by malinowe wargi rozciągały się w nienachalnym, uprzejmym uśmiechu.
- Niezmiennie zachwycasz mnie trafnością swoich wniosków, moja droga. - zgodziła się z wilą, unosząc rękę, żeby swoją własną dłoń na chwilę zacisnąć na tej jej, zerkając ku niej z uśmiechem, splatając dłonie przed sobą. Krótkim gestem przypominając jej, że była obok. - Rozsądnym jest poradzić się mężczyzn, którzy mocniej niźli kobiety lubują się w tym alkoholu co do niego pasuje a może co im najbardziej smakuje - zaśmiała się lekko stawiając kolejne kroki. Splotła znów dłonie przed sobą - i z tego co ofiaruje wam ziemia wybrać to, co pojawi się na jarmarku. Nie radziłabym jednak zapominać o płci pięknej. - postawiła następny spacerowy krok wpadając w tempo. - Jeśli się nie mylę - nie myliła, wiedziała na pewno - poza piwem, w Suffolk produkowany też jest cieszący się uznaniem od lat cydr. - zerknęła ku Irinie, mrużąc odrobinę oczy. Na chwilę zmilkła. Splotła łagodnie ręce na piersi, jedną z nich unosząc wyżej, do brody, pozwalając by palce zatańczyły pod nią.
- Angażując społeczność z innych części hrabstwa, wprawicie je w ruch. Umawiając pewne działania, wskażecie możliwe współprace. Co istotne moim zdaniem, nie powinniście pozwolić, by wpadli na rozwiązania sami. Tak jak Imogen nadmieniła, do alkoholu, ludzie lubią zjeść. Ryby, mięso, niech przyjadą najlepsze i rozstawią swoje kramy. To okazja dla was, by to wydarzenie niosło w sobie więcej nad potrzebną chwilę wytchnienia od wojennych trudów. - przesunęła spojrzeniem po otoczeniu. Mijanych ludziach, dziewczynce która z rozwartymi w bezbrzeżnym uwielbieniu ustami zawiesiła wielkie oczy na Imogen. Kącik ust Melisande drgnął. Zaczynali od zera. - Wszystkich mieszkańców - a na pewno większość - coś łączy. Wie madame, madame Macnair, co? - zapytała jej nie zatracając na stałości miarowego przesuwania się do przodu w tonie który brzmiał bardziej jak rozważania nad pogodą. Swobodne, łagodne, lekkie.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]13.08.23 16:52
Doskonale wiedziałam, że spotkał nas zaszczyt, który w środowisku elit mógł być przyjęty różnie. Chociaż ja pozostawałam całkowicie pewna, że przywilej ten jest w pełni zasłużony. Na nowego namiestnika w pierwszych miesiącach, przy pierwszych lokalnych przedsięwzięciach spoglądać jednak ludzie będą z wyjątkową czujnością, dlatego najmniejszy błąd mógł kosztować nas zbyt wiele. Dlatego musieliśmy od samego początku podejść do sprawy z największym staraniem, musieliśmy przeniknąć między obawy i pragnienia żyjących na tychże ziemiach najprostszych ludzi, musieliśmy wyczytać z posępnych twarzy niewypowiedziane lub wykrzyczane gdzieś z dala od naszych uszu rozczarowania. Zbyt krótko tu byłam, by aż tak precyzyjnie recytować damom szczegóły typowo lokalnego życia. Jednak na tyle długo żyłam już na świecie, by dać się złapać w sidła oczu, które tylko czekały na pierwsze potknięcie, by wykpić świeżych włodarzy. Wydarzenie stanowiło okazję doskonałą do przyjrzenia się pewnym nastrojom panującym w tej krainie, ale i ukazanie zazdrośnikom i niedowiarkom siły tkwiącej w rodzinie być może skromniejszej od Mulciberów, mniej świetniejszej od arystokratycznych lodów, ale wciąż zdeterminowanej i gotowej. Potrzeba było jednak odrobiny wprawy, kilku dobrych rad i wreszcie faktycznego sprawdzenia. Czy jednak to wszystko nie mogło zadziać się właśnie w czasie jarmarku?
- Zależy nam bardzo, by podkreślić naszą dumą z tutejszych wyrobów oraz lokalnych obyczajów. Nie zamierzamy ich zmieniać, niech ludzie wiedzą, że przybywamy, by razem z nimi iść drogą tego, czym żyją i w czym upatrują nadzieję, ich dziedzictwa i wejrzeń w przyszłość – zwróciłam się do obydwu dam tonem spokojnym, acz zupełnie poważnym. – Nie urodziliśmy się tutaj, domyślam się, że w tych pierwszych dniach zderzają się z ogromem niepewności – szczególnie w obliczu tylu wahań społecznych, w czasie głodu i wojny. Nic nie wydarzy się z dnia na dzień, lecz żywię nadzieję, że uda nam się przy okazji tego wydarzenia uczynić ważny krok w stronę lepszej, wspólnej przyszłości. Upatruję w lokalnym wytwórstwie alkoholi dobrą okazję. W nim ewidentnie zbiegają się szlaki mojej rodziny i mieszkańców Suffolk – odparłam nie bez nuty wyraźnej satysfakcji, bo oto bowiem istniał sposób na dzielenie się wspólnymi pasjami i wokół tego wszystkiego łamanie ewentualnych barier. Nie oczywiście w pełni, bo wciąż byliśmy ponad nimi, ale na tyle, by stanąć bliżej siebie. – Prócz alkoholu? Mamy tutaj kilku znakomitych twórców czekolady, choć niestety ostatnie miesiące mocno wstrząsnęły rynkiem tych wyrobów. Ku naszemu ubolewaniu, niedostateczne zaopatrzenie wstrzymuje miejscowe biznesy –niektóre funkcjonujące od wielu lat –  przyznałam nieco bardziej ponuro, bo i mimo poczynienia dodatkowych nakładów nie mogliśmy cieszyć się dorobkiem lokalnym w pełni. Jeszcze nie dziś, bo przechylona ku nas szala zwycięstwa była dobrym omenem.
– Zgadzam się, lady Melisande, sam namiestnik oraz mój syn z pewnością będą sprawowali szczególną pieczę w temacie wyrobów alkoholowych. Znajdzie się miejsce dla zaprezentowania smaku znakomitego cydru. Być może dobrym pomysłem byłby konkurs na najlepszy trunek? Pewna jestem, że pośród prezentowanych dóbr każdy odnajdzie coś dla siebie. Również ci stroniący od alkoholi – podkreśliłam, choć gdzieś w duchu trudno mi było pojąć ludzi, którzy odmawiali podobnym napojom. Niezależnie od naszego poglądu – uczynić ukłon należało w stronę wszystkich. To nie miał być festiwal pijaństwa, a celebracja dóbr naszej bliskiej krainy. One zaś nie kończyły się wcale na piwie i cydrze. – Przed paroma dniami odwiedziłam kilka cenionych gospodyń w różnych częściach hrabstwa, smakując potraw i przy okazji badając panujące nastroje. Poczynię starania, by swoją pasją i smakami zechciały podzielić się z szerszym gronem. Znajdziemy potrawy, które dobrze skomponują się piwem, idealne do szczególnego docenienia na naszym święcie. Samo  miasteczko Bury St Edmunds słynie zaś od wielu wieków z największego targu i sprzedaży produktów w duchu prawdziwej wiejskiej tradycji hrabstwa – kontynuowałam, czując się niezmiennie doskonale w nadanej mi roli. Projektowanie święta, przyjmowanie gości i decyzje podejmowane u progu wielkiego wyzwania zdawały się być nadzwyczaj komfortową dla mnie kwestią – mimo otoczki wyraźnej nowości. Szłam z prądem, słuchając i opowiadając.
Oczywiście, że nasza przechadzka musiała przyciągnąć kilka nieprzypadkowych spojrzeń. Nie jednak przez moją obecność. Mimo piastowanej pozycji wciąż nie byłam szerzej znana, ale towarzyszące mi arystokratki już samą swą urodą i prezencją musiały oczarowywać skromne i nienawykłe do takich wejrzeń umysły prostych mieszkańców. Miałam nadzieję, że nikt nie ośmieli się w niegodny sposób zakłócić naszych rozważań. Włos z głowy nie mógł im spaść, szczególnie kiedy przybyły, by pomagać i służyć swym dobrem. W innych okolicznościach również. – Nastrój, lady Travers. Nastrój, alkohol i prostota wiejskiego życia. Mimo zdziwienia nową sytuacją, mimo odczuwanych wciąż skutków wojny wielu z nich zdaje się zachować dość pogodny nastrój. Cieszy mnie to, choć i szokuje. Od lat jednak umiłowanie mieli do hucznej zabawy, którą teraz im odebrano. Wybrzeże odżywa powoli, tu w głębi lądu jest trudniej, dlatego właśnie tutaj jesteśmy. Suffolk dawniej było ruchliwe i głośne. Liczę, że uda nam się do tego powrócić – przyznałam, poniekąd w głębi odczuwając zaskoczenie. Do niedawna to wszystko było mi obojętne. Teraz czułam się za nich odpowiedzialna. Znów jako matka, pielęgnująca i czuwająca. – Chciałabym również, by na jarmarku nie zabrakło przestrzeni dla aktywności. W Suffolk uwielbia się konne wyścigi i... krykieta – napomknęłam jednak z ostrożnością. Nie zależało nam, by czynić z jarmarku wydarzenie stulecia, ale zamiłowanie mieszkańców do ruchu wydawało się nad wyraz oczywiste, więc i tym tematem zamierzałam się zająć.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]14.08.23 13:16
Rozmowy nie tyle ją przytłaczały, co ukazywały znacząco, że nie jest osobą, której głos można usłyszeć w podniosłym tonie i często. Pozostawiając wrażenie obojętności na twarzy, wsłuchiwała się w słowa Melisande i madame Macnair, niewiele póki co wnosząc od siebie - nie chciała narzucać swoich myśli, nie była też pewna ich słuszności, dopóki obraz sytuacji nie został wyklarowany przez włodarza Suffolku. Nie mniej ukazywała godną estymę, przytakując łagodnie i w głębi duszy zastanawiając się, co de facto tutaj robi. W końcu Melisande była o wiele mądrzejszą osobą i doskonałym mówcą - fakt, że obok niej miała stanąć Imogen i mówić na temat, który znała ledwie ze szczątkowego doświadczenia, zdawał się ją onieśmielać. Jednak te delikatne słowa i zachowanie, które zakrawało o niewyobrażalnie istotne wsparcie, sprawiły, że powzięła się w duchu za siebie i uśmiechnąwszy do bratowej, wyprostowała mocniej ramiona, zdając się porzucić z nich odrobinę ciężaru. Nie zdejmowała jednak uwagi z Iriny, wysłuchując odpowiedzi i czując coś na kształt zrozumienia. To samo podejście kierowało ją wobec ludzi Norfolku, w niej było jednak drobne ułatwienie - urodziła się tam. Przeżywała te same emocje i obawy, co inni mieszkańcy hrabstwa - dotykały ją klęski żywiołowe, bo choć była bezpieczna w murach Cobernic, to nadal niebezpieczeństwo dotykało jej ziemie. Tak samo jak żony, córki i matki żeglarzy, tęskniła i obawiała się o życie najbliższych, niekiedy z bólem rozrywającym serce uświadamiając sobie, że ich straciła; i tutaj, współdzieląc te właśnie emocje, musiała pozostać przy sterze tak, jak inne kobiety Norfolku. Irina, jak i cała rodzina namiestnika, mieli więc do nadrobienia to, czego nie widać gołym okiem - zrozumienie, akceptację i zanalizowanie wszelkich ciągów przyczynowo-skutkowych. Sam fakt, że została jednak zaangażowana w tego typu inicjatywę, był już dobrym wskaźnikiem, o który one - wraz z Melisande - powinny się troszczyć. Bezpieczny i kontrolowany Suffolk, to bezpieczna granica z Norfolkiem, a na tym powinno im głównie zależeć.
Intrygujące. To znaczy... - zaczęła spokojnie, nie zauważając latorośli spoglądajacej na nią, w pełni natomiast koncentrując się na Irinie i otaczającym krajobrazie miasteczka. – Nie zorganizujemy wyścigu, byłoby to wprost karkołomne i wymagało wielkiego nakładu pracy, by teren nadawał się pod takie tempo. Ale co, jeśli zorganizować... chociażby przejazdy dorożkami? Jako formę wygranej w konkursie, dana osoba z rodziną mogłaby objechać wybranym szklakiem rozsiane po miasteczku stragany i inne atrakcje. Byłoby to również świetnie miejsce do porozmawiania z mieszkańcami, jeśli co jakiś czas w przejażdżce uczestniczyłaby madame, czy inny członek rodziny. Dzięki temu, będzie można budować relację opartą na bezpieczeństwie i trzymaniu pieczy, nie zaś ani byciu na równi, ani byciu obcymi. Mieszkańcy muszą poczuć waszą rękę, z pewną świadomością, że raz może pogłaskać, a kiedy indziej zbesztać. – To był przecież problem hrabstw, w których nie było jednolitej struktury rządów; popadały w destabilizację, szerzyła się samowolka i prawo pięści. Jako władcy musieli umiejętnie napinać smycz, tak, aby obroża nie zaciskała się zbyt mocno na mieszczańskiej szyi. Na krokiecie absolutnie się nie znała, tym samym przeliczała ten temat, odnosząc się na powrót do słów Melisande i na powrót łagodnie przytakując. Jej samej usta zbiły się w cienką linię, a zauważywszy skupiony na kobietach wzrok mijanych przechodniów, ubrała twarz w najszczerszy, ciepły uśmiech, na jaki tylko było ją stać. Zdawała sobie sprawę z tego, jak ich obecność buduje granice pomiędzy włodarzami i mieszkańcami. Blond brwi zmarszczył się na moment, nim podjęła ponownie temat.
Co powiedzą, drogie panie, na to, byśmy po spacerze udały się jakiegoś okolicznego lokalu na chwilę spoczynku i rozmowy? Myślę, że takie wsparcie lokalnego przedsiębiorstwa, może roznieść się pozytywnymi słowami. Jeśli byśmy tego chciały, trzeba by było ich jednak odpowiednio wcześniej poinformować, nie wypada nam przecież przybywać bez uprzedzenia. – Tutaj spojrzała na towarzyszącą im służbę, upatrując Camillę i obdarzając ją łagodnym, sugestywnym uśmiechem. Doskonale wiedziała, że jej słowa trafiły do uszu zaufanej pracownicy, pozostało więc poczekać jedynie na słowa aprobaty ze strony towarzyszących jej kobiet. Namacalne spotkanie z lokalnymi wytwórcami było zawsze na wagę złota, natomiast w tym wszystkim był jeszcze jeden cel - rozmowa z samą Iriną, która w innych okolicznościach mogłaby budować wizję wsparcia.


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Plac handlowy, Bury St Edmunds - Page 10 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]19.08.23 17:23
Z przyjemnością przebywała w towarzystwie Imogen, bo - w przeciwieństwie do wielu znanych jej dam w podobnym wieku - wila odznaczała się błyskotliwością, która chwilami ginęła pod jej urodą. Czasem niemal irytującą skromnością - choć przez nią zdawała przebijać się kokieteryjna wręcz pewność. Ale zadowolona Imogen, lubiąca ją Imogen, była czymś co chciała mieć po swojej stronie z więcej niż jednego powodu. Poza tym, nie wiedząc kiedy - może przez rodzącą się miesiącami sympatię, a może z innej nieokreślonej potrzeby - jakkolwiek bezdusznie by to nie zabrzmiało młoda lady Travers stała się dla Melisande swoistego rodzaju projektem. Chciała jej pomóc - może dlatego, że i tak miała sporo czasu, który mogła rozdysponować na zrobienie czegoś w czasie kiedy Manannan nie zdawał się zainteresowany nią wcale. A może w jakiś sposób przypominała jej siebie samą sprzed lat. Też chciała więcej, ponad bycie jedynie ładną twarzą prowadzoną u boku, prezentowaną światu niczym niepowtarzalną błyskotkę. Brakowało jej pewności - ten wniosek postawiła ostatnio. Pewności w podejmowanych działaniach, słuszności własnych wyborów. A tej - zdaniem Melisande - wcale nie powinno jej brakować. Zdążyła już jednak przemyśleć sprawę, własnym przykładem odnaleźć momenty w których ona otrzymała swoją. Zachęcała ją, zawsze gotowa skorygować jej słowa w razie potrzeby, jednak ta przeważnie nie nadchodziła wcale. Porozumiewawczy uśmiech pomknął w jej kierunku, a dreszcz zadowolenia przemknął po jej plecach. Mogła być obok wspierając i służąc pomocą, ale wszystkie kroki Imogen musiała sama wykonać. Pomoc Irinie - czy może bardziej Macnairom - był jednym z wielu. Ale, że było ich niewiele łatwiej było dojść do głosu i wyrazić opinie. Zabłysnąć, zapaś w pamięć. Zwłaszcza, że to właśnie o nie prosiła krocząca dziś z nimi kobieta.
- Rywalizacja jest dobrym pomysłem. Mężczyźni szczególnie ją sobie umiłowali. - zastanowiła się stawiając kolejny z kroków, wydymając na chwilę wargi, spoglądając nie przed siebie tylko w niebo nad nimi. Jej brwi zeszły się odrobinę, kiedy ciemne tęczówki zawisły na komecie. Polowania, rywalizacje, sprawdzenie się kto jest lepszy w więcej, niż jednej dziedzinie. Możliwość spróbowania własnej siły, albo zaprezentowania jej przed innymi, czy przed jedną konkretną. Lubili też zdobywać i wygrywać - zresztą, kto nie lubił? Kiedy stawało się na szczycie i na resztę spoglądało z góry. - Ale walka tym zacieklejsza jest im większą nagrodę można zdobyć. Jesteście w stanie ofiarować coś zwycięzcy? Poza dobrym słowem i pochwałą. Ta ulotna jest i w ostatecznym rozrachunku, niewielką ma wagę. Może jakiegoś rodzaju kontrakt, albo współpracę z dość znanym lokalem. - zastanowiła się na głos po chwili opuszczając brodę. - To jedno, dać im szansę by mogli zaprezentować swoje dobra, drugie zaś to pokazać, że możecie zaoferować im możliwości, których nie byliby w stanie osiągnąć sami. - dodała jeszcze na koniec. Bo jarmark, choć miał podnieść na duchu, to dla Macnairów musiał też być miejscem w którym pokażą swoją wartość, możliwości, które przynieśli razem z sobą i zainteresowanie mieszkańcami hrabstwa, które dostali pod władanie. Choć to ostatnie zdawało się być czynione sprawnie co potwierdzały wypowiedziane przez Irinę słowa.
Malinowe wargi rozciągnęły się odrobinę, łagodnie, z dobrze skrytą prawie pobłażliwością, gdy Irina odpowiadała na jej pytanie. Nastrój? Przesunęła wzrokiem wokół milcząco słuchając.
- Inspirujące i zachwycające jest twoje zaangażowanie, madame. - zaczęła kiedy Irina zamilkła. - Fakt, że w tak krótkim czasie zdołałaś dowiedzieć się tak wiele w istocie jest godny podziwu i szacunku. Mieszkańcu Suffolk z pewnością odznaczają się wszystkim tym, co powiedziałaś i w kontekście sprawy z którą nas zaprosiłaś. Miej na baczeniu jednak, że - choć może nie z zewnątrz - ich wnętrze skrywa jeszcze jedno. Imogen trafnie je już wskazała. - zgodziła się, zerkając na szwagierkę z radością. - Fascynujące, jak podobny tor myśli obrałyśmy tym razem. - zwróciła się całkowicie do niej, nie przestając się radośnie uśmiechać. Odrzuciła głowę do tyłu, żeby zaśmiać się łagodnie i pokręcić głową na chwilę zasłaniając wargi. Wiedziała, że Imogen dostrzega sprawy podobnie. Różniły się w charakterach i zachowaniach, ale pewne punkty z pewnością łączyły je razem. - Poza ich rozrywką, oddechem, możliwością, nie możecie stracić z oczu własnego dobra i tego, czego potrzebujecie w tej chwili. A najmocniej - oczywiście, w mojej prywatnej opinii - poparcia i wiary. Zrozumienia, że z wami wszystkich, czeka lepsza przyszłość. Ale i że wy znajdujecie się ponad nimi. Dorożki będą dobrym rozwiązaniem dla rodzin, albo kobiet z dziećmi. - zastanowiła się na głos, snując dalej. - A jeśli mocne jest w nich zamiłowanie do hucznej zabawy, zasadne będzie zadbanie o to, by mieli muzykę i miejsce w którym będą mogli oddać się tańcom - ku których z pewnością uprzejmie popchnie prezentowany alkohol. Taniec, jednocześnie, pozwoli im zażyć aktywności, która jest stosunkowo prosta i nie pociągająca za sobą dużych nakładów czasu i funduszy. Znów, każdy pomysł, który teraz już istnieje, można wykorzystać w przyszłości. - dodała jeszcze, krykiet wydawał jej się potrzebować dodatkowej pracy, tak jak i wyścigi. Zwłaszcza czasu, którego nie było znów aż tak wiele.
- Chętnie, moja droga. Rozmowa o alkoholach spowodowała, że posmakowałabym wspomnianego cydru. - zgodziła się przenosząc swoją uwagę w stronę Iriny. - Polecasz, madame, któryś z lokali? - zapytała kobiety. Ich pojawianie się w danym miejscu, nada więcej rozgłosu - nie tylko samemu lokalowi, do którego ściągnie ludzi, którzy będą chcieli zobaczyć miejsce które obdarzyły uwagą, ale i samej Iriny - a co za tym idzie i Macnairom. Słowa potoczą się wśród ludzi od jednych, do drugich. Prowadzących przybytki, tych, którzy dowożą im produkty, a potem dalej możliwe że do portu. Uśmiechnęła się lekko. Imogen doskonale uderzała w nuty - świadomie, czy po omacku wiedziała którą stroną należałoby kroczyć. - Pomijając sam jarmark, madame, jak wasze samopoczucie? Mogę tylko sobie wyobrażać niespodziewaną odpowiedzialność z którą przyszło wam się mierzyć. - może w czymś jeszcze potrzebowali pomocy i może oni mogli im pomóc. One obie wyrastały wśród pewnych norm i zachowań - te były dla nich jasne, czasem nawet oczywiste. Ale szanse i możliwości, pojawiały się wszędzie, jeśli potrafiło się je dojrzeć i po nie sięgnąć.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]20.08.23 18:05
Uwagi Melisande wydawały się słuszne. Za nami mnóstwo wydatków związanych z zakupem dworu i ulokowaniem się w Suffolk, a i tak kwestia domostwa wciąż nie była zamknięta. Istniały luki, które musieliśmy uzupełnić. Chociażby fakt, że mieszkaliśmy tam sami, a o wsparcie w personelu należało zadbać prędko, jeżeli planowaliśmy w warowni przyjmować gości. Poza nią samą jednak piętrzyły się sprawy wymagające wydatków. Do jarmarku podejść należało więc rozsądnie. Lecz póki ja czuwałam nad skarbcem, Drew nie zbankrutuje – tak nieskromnie sądziłam, czerpiąc z wielu lat doświadczenia, posiadając odwagę, ale i rozwagę w prowadzeniu interesów. Dlatego nie wszystkie pomysły można było zrealizować – nie na samym starcie, kiedy możliwości jednak były ograniczone.  Jednak ewentualna rywalizacja musiała wiązać się z właściwą zachętą - nagrodą. Zawsze. Zdawało się zaś, że tutaj mieliśmy szerokie pole do popisu.
- Zatem tak właśnie uczynimy – pewnie zgodziłam się ze słowami starszej z dam, z entuzjazmem przyjmując jej propozycje. – Zaoferujemy nagrodę, obejmiemy zwycięską recepturę szczególnym patronatem. To ten trunek na stałe zagości w naszym barku, będziemy częstować nim gości, odwiedzać lokal i wspierać rozwój działalności laureata. Zaoferujemy mu promocję i opiekę – czym podkreślimy umiłowanie dla lokalnego piwowarstwa. Zyska popularność i sposobność do rozwoju – pokiwałam lekko głową, mogąc sobie to dość łatwo wyobrazić. Zyskując wysoką pozycję, w prosty sposób mogliśmy objawić pomoc. To też nie wydawało się zbyt kosztownym przedsięwzięciem, a na zewnątrz zbliży nas do ludzi i ich tradycji.
- Zadomowienie się tutaj nie byłoby możliwe bez zorientowania w sprawie, bez stosownego… wywiadu. Nie w roli, jaką nam nadano. Ja zaś podchodzę do tego z należytą powagą. Nie możemy objawić bezbronności, a niewiedza przyjęta byłaby jak lekceważenie. Nie pragnę, by właśnie tak nas tutaj postrzegano – odpowiedziałam spokojnie i jasno, nie odpowiadając jednak miłym słowom damy uśmiechem czy wdzięcznymi spojrzeniami. W zapoznaniu się upatrywałam obowiązek oraz wartość. Dostaliśmy bowiem źródło, z którego mogliśmy czerpać, ale i ono miało czerpać z nas. Ignorancja nie była dobrą drogą. Dzieje naszej rodziny potrzebowały zwrotu i to był ten moment.
Chwilę później ucichłam, dając dwóm damom przestrzeń do wymiany wejrzeń i bezgłośnych szeptów porozumienia. Faktycznie musiałam jednak przyznać, że wydawały się dość zaprzyjaźnione, związane – prawie jak siostry. Na tę myśl jednak za sobą ujrzałam widmo własnej siostry, która nie zdążyła dać światu choćby jednego krzyku. Oderwałam się od tych rozważań szybko, skupiając spojrzenie na mijanym domostwie. Opustoszałe gospodarstwo raziło w oczy pustką i zaniedbaniem. Pozabijane deskami okna i drzwi były dość wymowne. Wierzyłam jednak, że któregoś dnia ponure domy wypełnią się światłem i obecnością. Czymże byłyby darowane ziemie bez mieszkańców? Mocno jednak obróciłam głowę, by jeszcze raz skierować spojrzenie na towarzyszki. Słońce skryło się za chmurami, otulając nas bledszą aurą. Ja jednak słuchałam z zainteresowaniem, pozwalając sobie niektóre z myśli zanotować na dłużej. Ceniłam te słowa, niesione młodym duchem, ale niemniej adekwatne i warte zapamiętania. – Oczywiście, wszystko to jest sprawą wiążącą  - dla nas i dla nich. Dajemy i przyjmujemy – zgodziłam się, pojmując doskonale sedno sprawy. Choć mówiłam tyle o mieszkańcach, nie zapomniałam o naszych korzyściach i naszych osobistych celach. – Przejazdy dorożkami to ciekawy pomysł, lady Imogen, lecz trochę obawiam się, że nie jest to aż tak rzadka aktywność i brakuje jej namiastki… wyjątkowości. Choć oczywiście nasz udział w tych przejażdżkach, wspólne podziwianie otoczenia, mogłyby uatrakcyjnić nagrodę – rozważałam zamyślona. Żadnej koncepcji jednak nie odrzucałam. – Rozmowa pozbawiona świadków mogłaby zaowocować dodatkową szczerością. Im mniej uszu zaś, tym większa szansa na szczere słowa. A te mogłyby okazać się bardzo cenne – zauważyłam, mrużąc lekko oczy na koniec. Kącik ust drgnął, a ja pomyślałam, że warto wcielić ten plan w życie. – Bez tańców nie mogłoby być naszego jarmarku. To jedna z pierwszych myśli. Prosta, przyjemna koncepcja, która dobrze współgra z innymi atrakcjami, a i… Być może zachęcimy do przybycia lokalnych muzyków. Ich też jestem ciekawa. Mieszkańcy zabawią się przy tym, co znają i lubią najbardziej. Swoim alkoholu i swojej melodii. My zaś otrzymamy okazję, by przyjrzeć się temu jeszcze bliżej. I silnie zaznaczyć swoją obecność – w tym dobrym tonie. Pierwszy jarmark pod patronatem namiestnika nie musiał być kumulacją niesamowitych, wygórowanych atrakcji. Nie na tym nam zależało. I czymże moglibyśmy zaskoczyć ich później, dając na początku aż tak wiele? Nie było to też stosowne w obliczu licznych lokalnych problemów, ale wierzyłam, że nadejdzie jeszcze pora, by bawić się jeszcze głośniej. Dziś już zbudowałyśmy całkiem wystarczający plan. Słowa młodziutkiej Imogen niosły ważne upomnienie. Nie byliśmy wyłącznie przyjemnością. Byliśmy porządkiem. Ostateczny wizerunek namiestnika musiał być zatem wyważony.
- Wyśmienity pomysł, lady – skinęłam uprzejmie głową. – Będziecie mogły osobiście poczuć czar lokalnych smaków. Niech będą naszą inspiracją, choć… przestrzegam: jesteście w Suffolk, a tutaj nigdy nie kończy się na jednym kieliszku, drogie damy. Te kilka ulic dalej znajduje się gospoda, dość skromna, opatrzona orlim symbolem. Miałam przyjemność gościć tutaj raz i przyznam, że nie sposób nie ulec specjałom – Dłonią lekko wskazałam kierunek, choć bez nagłych i przesadzonych gestów. To za tymi kilkoma domami, po przyjemnym spacerze, będziemy mogły znaleźć ukojenie i prowadzić dalsze rozważania nad sprawą. Sądziłam, że nikt nie odmówi nam gościny, ale faktycznie mogłyśmy spotkać się wewnątrz z niepotrzebnym poruszeniem. Niechaj więc służba dam uprzedzi gości.
Tymczasem skrzyżowałam spojrzenie z  lady Melisande, kiedy uprzejmie otoczyła mnie dodatkowym zainteresowaniem. Doceniałam to, choć raczej nie należałam do nazbyt wylewnych, gdy chodziło o moje głębokie odczucia. Odpowiedzi jednak też nie unikałam. Nie w takich okolicznościach. – Dziękujemy za twą troskę – rozpoczęłam płynnie, niemal machinalnie. – Muszę przyznać, że jestem kobietą lubiącą wymagające wyzwania. I jeżeli ich nie posiadam, to szukam sposobu, by je stworzyć. Choć musi minąć jeszcze trochę czasu, byśmy mogli w pełni wejść w rolę, nie mam znaczących obaw. Zawsze wierzyłam w siłę mojej rodziny. Mojej krwi. Czy będzie nietaktem, jeżeli zapytam, czy wobec własnej nie czujecie się podobnie? – pozostawiłam między nimi słowa, podejrzewając w duchu, że nie miałam do czynienia z wiotkimi księżniczkami ubranymi w ładne szaty i nauczonymi wyłącznie jednej myśli. Gdybym zresztą podejrzenia o podobnym do mnie dotarły, nigdy bym ich tutaj nie zaprosiła. Ceniłam kobiety silne i oddane rodzinie.
Niedługo później dane nam było ujrzeć charakterystyczną gospodę - posadzone wokół ścian kolorowe kwiaty przyciągały uwagę, zdobiąc drewniany budynek. Ponad wejściem kołysał się na metalowym zawieszeniu szyld z rysunkiem orła- dość pokraczny był to rysunek, daleki od wymyślnych wyobrażeń tego dostojnego ptaka, wręcz z niego kpiący, choć - jak sądziłam - niekoniecznie był to zamysł świadomy. Mocno ścisnęłam klamkę, a wkrótce przywitało nas skrzypienie. Nie w takich miejscach bywały pewnie zwykle damy, lecz urok i smak wyrobów winien wynagradzać czającą się za progiem prostotę.
Weszłyśmy do środka. Wewnątrz było dość zwyczajnie, choć pozawieszane na ścianach obrazy i plecione ozdoby czyniły salę bardziej przytulną. Wkroczyłam pewnie, nie chcąc jednak stracić z oczu żadnej z dam. Podarowałam im ciepłe, zachęcające spojrzenie - jako przyjazne Suffolk dusze były tutaj mile widziane. - Witajcie, gospodarzu - odezwałam się wreszcie, łapiąc spojrzenie brodatego mężczyzny w średnim wieku, odzianego w fartuch i wyraźnie oniemiały wyraz twarzy. - Chętnie wracam do miejsc, których nie sposób pogrzebać w pamięci - wyznałam uprzejmie i w swoim stylu, domyślając się jednocześnie, że uprzedzona obsługa zdołała zorganizować dla nas odpowiednie miejsce - z pewnością nie na środku sali. Poprosiłam o cydr dla nas wszystkich. Tymczasem córka gospodarza, młoda jasnowłosa panienka poprowadziła nas, nieco onieśmielona, do wygodnego stolika, w kącie i tuż przy oknie.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]25.08.23 19:56
Melisande była osobą, która zamiast sugerować Imogen bycie lepszą, wskazywała, że jest wystarczająca; spełnia wszystkie kryteria by móc mówić, mieć opinię i uznawać swoją rację - tak, jak teraz, gdy nie kryła swojego głosu w towarzystwie starszych kobiet, które mogły mieć większe doświadczenie i większą wiedzę, ale nie te same spostrzeżenia - te zawsze pozostawały w jej geście subiektywne i własne. Nie mówiła nadal zbyt wiele, słuchając i analizując - czerpiąc z chwili, w której mogła cokolwiek zaoferować, nie stając przy tym na piedestale. Nie potrzebowała poklasku, nie potrzebowała lśnić - jeśli cokolwiek robiła, to dla rezultatu i z własnej nieprzymuszonej woli, które tym razem upatrywała w dobrze rodziny i samego Norfolku. Poznanie samej w sobie madame Suffolku - och, jakież to nienaturalne po tylu latach pozostawania ziem w gestach lordów - było wyczuciem nastrojów, ukazaniem swojego miejsca i wyciągnięciem ręki, która już samym wizerunkiem miała wiele dać, choćby przygotowanie jarmarku było nie aż tak angażujące. Finalnie, okazało się jednak nieprostym zadaniem - szczególnie, gdy słowa Iriny wołały o coś odkrywczego. Namiastki wyjątkowości... To oni, oni mieli ją stanowić. Być niczym kromka chleba rzucona głodującym, marne grosze rzucone żebrającym. To nie przejażdżki konne miały stanowić wyjątkowość, a ich uczestnicy - społeczeństwo dla rodziny namiestnika, namiestnik i jego rodzina dla pospólstwa. Nie powiedziała jednak nic więcej, przemilczała w dobrym tonie, jedynie przytakując delikatniej. Takie poglądy, ostrzejsze niż brzytwa strzygąca pirackie brody, trzymała w głębi - rysując umyślnie, czy też nie, wizerunek spokojniejszej i przystępniejszej niż była. Naturalnie jednak wydawała się wiedzieć, gdzie stawia się granice społeczeństwu i jaka rola leży na barkach rodzin władających danym hrabstwem - czy ktoś ją tego uczył? Nie. Czy miała odwagę o tym powiedzieć? Finalnie tak, jak gdyby pchnięta podszeptami i spojrzeniami Melisande, odezwała się na powrót do Iriny.
Uczyńcie więc, proszę mi wybaczyć bezpośredniość madame, ale ten jarmark wyjątkowym z waszego powodu. Radziłabym nie szukać wyjątkowości w ofiarowanych atrakcjach, a w tym, że jako rodzina nadacie mu ten element incydentalności. – Skwitowała słowa Iriny, ponownie zamieniając się w słuch w dyskusji kobiet. Słowa pani Macnair rysowały obraz kobiety jeszcze zmyślniejszej, niż kreowano ją w plotkach, a to plusowało w wizji budowania silnej ręki na terenach Suffolku. Nie umniejszała namiestnikowi, wiedziała jednak, że kobiety zwykle są bliższe sercom pospólstwa, tym bardziej, gdy mężczyźni oddają się wojnie. Czyż nie był to powtarzalny, historyczny schemat? Mężczyźni pojawiają się i znikają, tworząc wielkie wojny i małe wojenki - kobiety pozostają stale, trzymają ten ster, który pierwszy raz poczuła na barkach przed rokiem. Miano szyi, jakże poniżające na pozór, niosło jednak niewypowiedzianą dotąd w myślach Imogen prawdę - bez szyi, głowa nie ma sposobności rządzić resztą ciała. Nie ma buforu, łącznika, tłumacza. Pozostaje sama sobie, z własną zachłannością.
Usłyszawszy aprobatę skierowała słowa do służby, w cichej - słyszalnej tylko dla nich sugestii, a jedna osoba spośród nich udała się do zasugerowanej przez Irinę gospody. Pytanie Meli, a i odpowiedź Iriny wywołały na ustach Imogen delikatny uśmiech. Obserwowała to, chciała usłyszeć odpowiedź bratowej i ujrzeć w niej to, co sama nosiła w głębi serca - dumę. Ale czy dumę z rodziny, którą miała stworzyć? Z irracjonalnego powodu, wręcz kobiecego przeczucia, uważała, że nowa lady Travers nie czuła jeszcze na tyle przywiązania do rodziny, o której wydawała się mówić Irina. Była różą, tak jak i Imogen miała być zawsze córką mórz - nie bacząc czyje nazwisko będzie nosić, czy oblepi ją złoto, czy futro - i tego właśnie nauczyła ją matka, nosząc wypłowiały wprost odcień rodowego kobaltu, niemalże zarys wspomnień wyniesionego z Wight turkusu.
Znasz, madame, odpowiedź na to pytanie. – Odparła łagodnie, może zbyt odważnie, ale nie miała też zamiaru się wycofywać. Nie teraz.
Ale nie chodzi o nas, a o panią. To nowa rola, my ze swoimi pozycjami przychodziłyśmy na świat. Jeśli więc tylko będzie potrzeba, zrobimy co w naszej mocy, aby pomóc odnaleźć się madame odnaleźć w tym wszystkim. – Jarmark to ledwie początek, szczyt góry lodowej. Wydawało jej się, że to też szło za słowami Melisande - ukazanie wsparcia, obecności i wyciągnięcie dłoni. Nie tylko przez wzgląd na tereny, ale także jak kobiety kobietom, czyż nie, bratowo? Sięgasz po swoje, ale ciągniesz za sobą innych. Usta zbiła w cienką linię, wkraczając na teren gospody, obdarzając obsługę łagodnym uśmiechem, zajmując wskazane miejsce w cichej kontemplacji miejsca. Ich obecność miała być sygnałem, swojego pieczęcią - nic więc dziwnego, że skupiały spojrzenia i choć te drażniły Imogen w jej naturalnym odczuciu, to znosiła je dzielnie, niosąc na twarz rzadki w półwilich egzystencjach spokój.


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Plac handlowy, Bury St Edmunds - Page 10 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]08.09.23 22:17
Robiła to już wcześniej - pomagała w organizacji wydarzeń w Kent, choć nigdy nie przepadała za tym jakoś szczególnie. Mocniej pociągały ją tajemnice, niezbadane ścieżki, książki z których mogła wyciągnąć wiedzę. Nie uciekała jednak przed obowiązkami. A pierwszym i najważniejszym niezmiennie, miało być wspaniałą lady. Zaś sama jej natura kazała jej odnajdywać i poszukiwać zysków w każdym podejmowanym się przedsięwzięciu, żeby nie zaliczać ich do własnych strat. Przez lata poznała też ludzi, nauczyła się ogólnych ich zachowań i możliwych reakcji. Była obserwatorem i na podstawie obserwacji wyciągała wnioski. Gdyby nie widziała korzyści płynących ze zjawienia się tutaj, żadne oczy w Suffolk nie miałyby możliwości jej zobaczyć. Potknęła łagodnie głową, na potwierdzenie padające z ust Iriny. Kącik ust drgnął jej niezauważalnie kiedy w milczeniu słuchała padających słów. A później odpowiedzi, na to co sama powiedziała. Splotła dłonie przed sobą.
- Niepraktycznym optymizmem byłoby zakładać, że uda wam się uniknąć całkiem negatywnego postrzegania, ale odpowiedni plan i jego realizacja z pewnością będą się wam opłacać. - podsumowała krótko w pewien sposób się z nią zgadzając, nie będąc pewną, czy Irina w istocie zdaje sobie sprawę z wielkości przedsięwzięcia, przed którym stali. Pomimo gruntownego przygotowania Melisande wątpiła, by wszyscy jak jeden mąż powitali ich z otwartymi ramionami. Ludzie byli różni - a co za tym szło, różne miały być ich reakcje. Jedni z pewnością widzieli sens i szansę w tym, że ktoś zajmie się terenami na których mieszkali, inni podchodzili z nieufnością, jeszcze inni zaś z zazdrością. Widziała wszystkie te emocje, dostała je przecież sama. Dnie zajęło jej zbudowanie zaufania wśród służby na zamku, Norfolk nadal spoglądał ku niej podejrzliwie. Widziała zazdrość w spojrzeniach kobiet zerkających ku niej - a ta mogła mieć różne źródła. W jej własnej urodzie, mężczyźnie, który kroczył obok, pozycji którą posiadała. Dlatego Melisande była praktykiem. Zakładała zawsze najgorsze możliwe wyniki - czasem ocierające się niemal o nieprawdopodobność - a potem tworzyła plany w ten sposób, by móc uniknąć ich jak największej ilości. Tylko po to, by w finalnym wyniku wszystko wyszło idealnie. By ona taka była, albo chociaż - taką się zdawała. Nie chciała jednak zniechęcać kobiety, Suffolk mogło być dobrym sojusznikiem, albo narzędziem - jeszcze nie oceniła całkowicie i na ten moment nie zamierzała zwyczajnie ciekawa kroków, których podejmą się jako następnych. Padającego podsumowania nie skomentowała tak samo jak pragnienia wyjątkowości. Nie wszyscy mogli sobie na nią pozwolić, nie wszyscy mieli ją posiadać, a jak Imogen zauważyła, ten jarmark powinien być wyjątkowy z innej kwestii i w inny sposób. Jeśli przyćmią samych siebie, ludzie będą z ust do ust powtarzać wspomnienia o niezapomnianych atrakcjach, zapominając o tym, co było najważniejsze.
Brwi Melisande uniosły się łagodnie, choć uśmiech na jej wargach pozostawał niezmienny. Odważne stwierdzenie padające z ust Iriny, niemal o niego zakrawało. Byli namiestnikami i choć ich krew była istotna i czysta, nijak miała się do tej która krążyła w żyłach jej i Imogen. Ale pewność siebie, była w cenie, pozwalała osiągać cele. A jej własne myśli szybko wypadły z ust Imogen, która - co obserwowała z radością - z każdą chwilą zdawała się czuć coraz pewniej. Czy wierzyła w siłę własnej rodziny? Tak, tej w której wyrastała, bo dla niej, miała twarz Tristana. Czy powiedziałaby to samo o Traversach? Bez mrugnięcia okiem, z gracją i szczerością dla oczu, które nie spoglądały w nią głębiej. Manannan wykazał się siłą - tego odmówić mu nie mogła. Zrobił to też Koronos, wytyczając nową, odpowiednią ścieżkę dla rodu którego teraz była częścią. A za niedługo, zamierzała stać się dumą. Ale nie dla nich, a dla siebie. Ich korzyści, miały być wynikową tego, co chciała osiągnąć - nie odwrotnie.
- Oh, to nam nie straszne, żaden Travers na jednym nie kończy. - zażartowała swobodnie, zerkając ku Imogen. Cóż, tego jednego była pewna. To zobaczyła i tego się już nauczyła. Kolacja w zamku potrafiły być i głośne i huczne - powoli zaczynała nawykać do tego trybu funkcjonowania, choć niezmiennie uważała że ich stosunek do posiłków, jest po prostu barbarzyński. Zbyt rozwiany, zbyt płynny, może odrobinę niechlujny.
- Cieszy mnie twoja pewność, madame, jednak - jak wspomniała Imogen - zawsze możesz zwrócić się do nas o pomoc. - nie wszystko osiągało się przy pomocy siły. Wraz z pojęciem tego wiele drzwi otworzyło się przed Melisande. Nie musiała rzucać uroków, brać udziału w walce, żeby udowodnić własną wartość. Niektóre ze spraw, potrzebowały przecież subtelniejszej ręki, a może i lepszego rozwiązania. - Wyzwań z pewnością ci nie zabraknie. - dodała skinając krótko głową. Nie dodając nic więcej, nie próbując ciągnąć Iriny dalej za język. Arogancja, czy maska, mająca skryć niepewność? Nie potrafiła podjąć decyzji. Ale nie umiała nie zauważyć, że w słowach Iriny, zajęcie się rozległym pasmem ziem, bez wcześniejszych umiejętności, wiedzy i poparcia, zdawało się niemal łatwe. Może należała do grona optymistów niezdolnych czasem dostrzec zagrożeń i niebezpieczeństw czających się za rogiem? A może leżała za tym pewność podbudowana czymś, czego Melisande nie potrafiła dostrzec. Od pół roku ze spokojem zaskarbiała sobie przychylność mieszkańców Norfolku i nadal wiedziała, że czekała ją jeszcze długa droga do prawdziwej akceptacji. A była Różą, zrodzoną z błękitnej krwi, którą obdarzano należnym szacunkiem i umiłowaniem. Kobietą, której jednocześnie wielu zazdrościło i podziwiało. Cóż z pewnością ciekawym będzie obserwowanie, jak odnajdują się w ten roli ich sąsiedzi.
Zmierzyła lokal przesuwającym się spojrzeniem ciemnych tęczówek, ale jej mimika - twarz obelczona łagodnym, czarującym uśmiechem - nie zmieniła się ni jotę, kiedy podchodziła do nich młoda kelnerka gotowa wskazać im miejsce. Podziękowała jej krótkim skinieniem. Zajmując jedno z miejsc.
- Napijemy się cydru. - powiedziała spoglądając w stronę kelnerki. - Zaś co do jedzenia… - zastanowiła się. - Cóż… - zastanowiła się zerkając najpierw na Irinie, a później na bratową, finalnie swoje spojrzenie koncentrując na młodej kelnerce. - …zjem wasze najlepsze danie. - zadecydowała ze spokojem, nie przejmując się, że nie miała pojęcia, co miało zostać postawione przed nią. Czasem, lubiła zaryzykować. A kiedy młódka odeszła swoją uwagę na nowo skupiła na Irinie.
- W czymś jeszcze możemy służyć radą? - zapytała. Może jej myśli zajmowała kwestia, której nie poruszyły. Która dla nich, zdawała się oczywista. Może był jakiś problem, który się przed nią jawił i który należało rozwiązać wcześniej, niźli później.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]24.09.23 14:24
- Tak właśnie pragnę to uczynić, do tego doprowadzić – zgodziłam się z najmłodszą z dam, pierwotnie ofiarowując jej nieco zbyt długie, przenikające do cna spojrzenie. Ciemnym, poszukującym oczom towarzyszyła milcząca, stateczna analiza. Brak mi było biegłości, która – zdawałoby się – im przychodziła z dużo większą naturalnością. Biegłości doboru narzędzi i właściwego nimi w sprawach przedsięwzięć takich jak to. Dlatego jeszcze chętniej słuchałam, nie bacząc na młodość rysowaną widokiem gładkiej skóry i energii (choć ta w ich postawach zdawała się być mocno upilnowana). Ja zaś uważałam się za osobę pojętną, choć minie wiele czasu, nim zdołamy uzyskać satysfakcjonującą płynność w organizacji życia hrabstwa i podejmowaniu słusznych decyzji dla jego społeczności. Nie upatrywałam w tym procesu prędkiego i na tyle gładkiego, by całkowicie wykluczyć bolesne potknięcia. Nie wierzyłam także w to, że doświadczenie nadejdzie znikąd. One były moją radą, jednymi z licznych twarzy, w których ośmielę się przez następne lata poszukiwać mądrości i inspiracji. Naszą rodzinę czekał ogrom pracy, nie gnębiłam własnej duszy parszywym zakłamaniem. Każdy oddech, każde spojrzenie, widok rzędów domów i świadomość kryjących się za ścianami czarodziejów – wszędzie dopatrywać mogłam się misji. Mój bratanek udźwignie ciężar, lecz mogąc oprzeć się o bliskich, stawał się silniejszy. On, my i co za tym idzie cały region. Przywódca stawał się odzwierciedleniem ludzi, którzy spoglądali na niego z nadzieją, ale i wyzwaniem. Najostrzejsze oczekiwania wypełzały z otoczenia bliskich spojrzeń. Ludzie musieli nas ujrzeć. Żywych, związanych, szczerych. Jarmark stanowił dobrą okazję do objawienia rodziny, która istniała naprawdę. Spodziewałam się, że w niedalekiej przyszłości stanie się wreszcie pełniejsza, że stanie się obrazem dającym dobrą nadzieję, ale i wzbudzającym odpowiedni respekt. – Nie spodziewam się wyłącznie ciepłego spojrzenia i nieskończenie ufnych spojrzeń. Wręcz przeciwnie. Jednakże, jak wspomniałaś, lady Travers, jest to kwestia możliwa do zmiany, w stosownym czasie, przy wcieleniu w życie odpowiedniej koncepcji – partnerowałam słowom Melisande, z zadowoleniem upatrując podobny pogląd na tę sprawę. Nie zamierzałam pozwolić, by ktokolwiek z nas, Macnairów, zatruł się złudną myślą o potędze. Wierzyłam jednak, że żaden z nich nie pozwalał sobie tak durne myśli. Choć opinie o nas bywały różne i niekoniecznie dobrze rokujące, do tej sprawy podchodziliśmy z należytą powagą. Honory, którym otoczono sępi herb, nie były dyktowane kaprysem losu.
- Tym bardziej nie jest zaskakujące porozumienie naszych rodzin – skwitowałam, składając wargi w pełnym satysfakcji uśmiechu. Spotykałam na swej drodze wiele kobiet wyrzeźbionych na powściągliwe i absolutnie stroniących od pokusy alkoholu. Macnairowie z całą pewnością nie uciekali od dobrego towarzystwa i mnożących się kieliszków. Nie żałowaliśmy gościom i nie odmawialiśmy gospodarzom. Ponad jadłem zapijanym ognistą codzienne zawiłości magicznie stawały się mniej… drażniące. Uprzejmie skinęłam głową starszej z dam, bezgłośnie dopowiadając osobiste życzenie dla siebie samej. Życzenie, bym potknęła się mniej razy, niż w ponurej wróżbie śmiałam zakładać. Zarządzanie hrabstwem miało coś wspólnego z prowadzeniem biznesu, a to doświadczenie pozwoliło mi już poznać, że wiele wydarzeń wykraczało poza nawet najchłodniejsze prognozy. – Wasze spojrzenie i wasze pojęcie tematu jest trudne do podrobienia, lady Imogen – odezwałam się, nie tłumiąc wyraźnie przesiąkniętego szacunkiem tonu. – Pozostaję wdzięczna za możliwość skonfrontowania własnych wizji z waszymi. Każde hrabstwo jest inne, lecz zdaje się, że pewne kwestie pozostają wspólne dla pozycji i powinności ich opiekunów. Doceniam rozmowę z wami i zapewne w przyszłości pozwolę sobie poprosić o radę. Radę kobiet, których znacznie jest bezsprzeczne – wyjawiłam, podkreślając jeszcze jedno – wszystkie trzy pozostawiłyśmy kobietami. Panna, mężatka i wdowa, a jednak odnajdywałyśmy się na wspólnym polu. Prowadzone odmiennymi doświadczeniami dochodziłyśmy do momentu, by w tej jednej dyskusji znaleźć podobną wizję.
Ponad kielichami wypełnionymi owocowym smakiem cydru jeszcze raz skrzyżowały się nasze spojrzenia. Lokal wypełnił się coraz to intensywniejszym zapachem szykowanego jadła, a kilka głów z ciekawością podkradało się do naszych postaci. Czułam je bez obracania twarzy. Moje towarzyszki wzbudzały ewidentne poruszenie, miałam jednak nadzieję, że klientela nie będzie się zbytnio naprzykrzać i tak uda nam się bez zakłóceń nacieszyć posiłkiem. Gdy pytanie Melisande, zawisło w powietrzu, pozwoliłam sobie na chwilę namysłu. Być może istniała kwestia, o którą mogłabym zapytać, lecz nie ufałam otoczeniu łasych uszu na tyle, by wzniecać temat właśnie tutaj. - Sądzę, że wspomogłyście mnie już we wszystkich nurtujących kwestiach - rozpoczęłam, składając palce nieco poniżej szyi i ostatecznie poprowadziłam oczy ku jasnowłosej, młodziutkiej arystokratce, zapewne niewiele młodszej od mojego syna. - Liczę, że już wkrótce Drew i ja będziemy mogli ugościć waszą rodzinę w Przeklętej warowni - kontynuowałam, gdy gdzieś za moimi plecami zza drewnianych drzwiczek wyłoniła się kelnerka, niosąc powoli obficie wypełnione pieczenią talerze. - Nie mogłabym podarować sobie sposobności wzniesienia wspólnego toastu w Dunwich. Niemniej gdybyście kiedykolwiek potrzebowały mnie, pozostaję również do dyspozycji - zasugerowałam, nie pozwalając sobie na szczegóły, które nieść mogłyby raczej ponurą sugestię. Wszak najczęściej poszukiwali mnie ci, którym przyszło ponieść wielką stratę. Wznosiłam pomniki zmarłym, mistrzowałam pożegnalnym ceremoniom. Celebrowałam ostatnią drogę bohaterów. Nie tak jednak wolałam odwzajemnić podarowaną mi pomoc.
Na stołach rozgościł się apetyczny, parujący widok. Znałam ten smak, nie spodziewałam się, by mógł rozczarować moich gości. Po obietnicy smakowitości naznaczone śladem cydru wargi mogły wreszcie nasycić się w cieple lokalnego dania.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]20.10.23 1:32
Przede wszystkim słuchała, ale wysłuchana również się czuła. Granica wieku zacierała się naturalnym przystosowaniem - Imogen pozostawała w swojej roli dłużej niż Irina, nawet jeśli na kobiecej twarzy malowała się już szlachetna dojrzałość. Nie pozwalała sobie na zbyt dużo, nie pokonywała granic dobrego smaku, w którym leżało oddanie głosu starszym. Ale radziła, szczerze i przekonana o swoich słowach, bo to leżało - jak nieświadomie dla lady Travers spostrzegła madame Macnair - w wychowaniu. Ta rola przyszła naturalnie, nie wyobrażała sobie również innej, w irracjonalny sposób przekonana o wartości dam w społeczeństwie, bez umniejszania i krzywdzących stereotypów. Podczas, gdy u korony tkwił trzon, to nic nie skupiało tak wzroku i nie wskazywało na wartość, jak rozmieszczone na niej klejnoty i złote zdobienia.
Uśmiechnęła się więc łagodnie na słowa starszej kobiety, z pełnym zrozumieniem, ale również niezmiennym, utrzymywanym dystansem. Tematy nadchodziły krok po kroku, Imogen wykazywała aprobatę na kolejne słowa dwóch mądrych kobiet, które mogła - i to robiła - stawiać jako swoiste wzory, do jakich powinna dążyć. Bo właśnie w tych słowach, które Melisande wypowiedziała z błogą pewnością, kryło się clou.
Wyzwań z pewnością ci nie zabraknie.
Z czasem będzie się od nich wymagać coraz więcej, porównywać do arystokracji, która swoją pozycję i możliwości uzyskała na przełomie wieków. Zarówno pospólstwo upatrywałoby w niej jako przykład matki, (żony?), kobiety sprawującej opiekę, ale także ci, którzy podarowali im zwierzchnictwo Suffolku spoglądać będą na ich działania z jeszcze większą podejrzliwością i wymaganiami. Ile rodów zechce zbudować relacje na fałszu? Ile innych kobiet odezwie się do niej, by w swej złudnej dobroci być bliżej potencjalnego sukcesu, jednocześnie odpowiednio daleko, by rozmyć się, gdy statek jednak zacząłby tonąć? Irina - prawdopodobnie już dawno - weszła na planszę, w której tym bardziej nie ma lojalności, gdy latami kłamstw, prawdę odnaleziono w swoistym wyścigu kobiecych wartości. A może, spoglądając na te niepokojące ruchy wolnościowe - dążące do utraty tego, czego utraty Imogen bała się najbardziej, czyli bezpieczeństwa - Irina stała by się swoistym wzorem? Historia działa się na ich oczach, czy świeżoupieczona madame Suffolk zdawała sobie sprawę z podprogowego przekazu, jaki ukazywała? Czy obie, razem z silnym głosem Melisande, zdawały sobie sprawę ze zmian, jakie niosły, jakie wywierały na młodsze, zagubione w wojnie pokolenie?
Będzie jeszcze wiele sposobności na toasty, miejmy nadzieję, że najważniejsza już niedługo się nadarzy. — Nie musiała dodawać, że chodziło o zakończenie wojny. Wydawało się to absolutnie pewne - wprost irracjonalnie pewne - bowiem nawet ona, jako absolutnie podlotek, nie spodziewała się innego rezultatu, niż wygrana. Na własnej, rodowej stopie właściwe poglądy wygrały z kłamliwą propagandą, swoistym zaćmieniem jakże - niegdyś - genialnego umysłu nestora. Na skalę kraju miało to przyjść z podobnym skutkiem, a przeprowadzana tutaj rozmowa była tylko kolejnym, maleńkim kroczkiem ku temu.
Zapach jedzenia zaintrygował ją, nie drgnęła jednak, dopóki stół przed nią nie został zastawiony. Nie wypadało się zastanawiać, oglądać czy wyglądać, nawet jeśli zaciekawiło ją, co byli w stanie przygotować w tak krótkim, bądź co bądź, czasie. Przecież ich pracownicy pracowali na wiele godzin przed posiłkami, niektórzy całymi dniami, dostosowując się do rozluźnienia w godzinach posiłków. Prócz tego - tejże wydajności w pracy - nic więcej w procederze gotowania jej nie interesowało, liczył się efekt. Dla nich zawsze liczył się efekt.


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Plac handlowy, Bury St Edmunds - Page 10 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]04.11.23 21:08
Melisande odpowiadało to, że Irina zwróciła się do nich - do niej - po radę. Choć niespodziewana, kolejna z kart wpadła w jej dłonie, powoli pozwalając jej uzyskać jeden z celów ku któremu spoglądała. Choć całkowicie nowi i z pewnością budzący nie tylko zaintrygowanie ale i niechęć - zarówno wśród arystokracji jak i pospólstwa - to mogli być znaczącą kartą - albo kolejnym pionkiem w rozgrywanej roszadzie. A Melisande, patrząc w przyszłość nie tylko jak lady Travers, ale i żona Manannana - a potem i Melisande - w zamiarze miała zebrać dla nich względy wszystkich namiestników. A pod największym znakiem zapytania dla niej samej stali Macnairowie - ich z początku zamierzała pozostawić w kwestii Manannana, skoro Drew był jego przyjacielem. Ale wraz z padającą propozycją, mogła przecież i dołożyć swojej dłoni do rosnącej przyjaźni. Ramsey był dla niej jak brat, nie sądziła, by specjalnie musiała mocniej starać się o wspólną przyjaźń - choć i tak zamierzała przypomnieć mu, że powinni na sobie wzajemnie polegać. Deirdre zaś łączyły z nią dość skomplikowane relacje, ale planowała jeszcze je pogłębić w nadchodzącym czasie - jednocześnie dla samej siebie i możliwych korzyści.
- Liczę że wszechświat pozwoli ci zebrać wszystkie potrzebne ku temu narzędzia. - odpowiedziała ze spokojem pochylając lekko głowę, pozostawiając na wargach uśmiech. To co się miało stać, mieli dopiero zobaczyć. Nie wieszała na nich psów - właściwie na rękę jej było, żeby Macnairowie zyskali posłuch we własnym hrabstwie. Byliby dla nich dobrym wsparciem i mogliby czerpać dla siebie wzajemnie.
Jej kąciki drgnęły w krótkim rozbawieniu. Czy mogły mówić o porozumieniu? W pewien sposób na pewno. Nawet jeśli Irina zrobiła to nieświadomie, swoim zaproszeniem połechtała ego Melisande - tym samym sprawiając, że ta zerkała ku niej bardziej przychylnym okiem - nadal racjonalnym i oceniającym, ale odrobinę łagodniejszym.
- Hrabstwa różnią się niejako też dlatego, że kierują nimi różni opiekunowie. Norfolk nie wyglądałoby w w sposób w który się prezentuje, gdyby zarządzane było przez którykolwiek z innych rodów. To samo tyczy się każdego hrabstwa i każdego rodu. - nie wskazywała na to, że byłoby lepiej albo gorzej, ale że sposób sprawowania władzy i rządów, zależał od wartości którymi kierowały się dane rody. - Nie wahaj się pytać. Wiedzieć pozwala mniej błądzić. - wyrzekła jeszcze rzucając między nie tą prostą prawdę w którą wierzyła.
Pojawienie się w lokalu wywołało znajome poruszenie. Nawykła do tego, że wzbudzała zainteresowanie tam, gdzie się pojawiała. Że przyciągała spojrzenia. Różniła się, odcinała na tle innych - jeśli nie urodą, to strojem.
- Niech więc tak będzie. - zgodziła się, kiedy Irina oznajmiła, że nie posiada więcej pytań a one rozwiały wszystkie nurtujące ją kwestie. Miała już dziękować za padające zaproszenie kiedy wypowiedziane przez Imogen słowa sprawiły, że zerknęła w jej stronę. Najważniejsza niedługo się wydarzy? Nie wiedzieć dlaczego - w całkowitym oderwaniu od tego co mówiły - w pierwszym momencie uznała, że Imogen niejako odnosi się do oczekiwanego potomka jej brata. Ale pierwsze zdziwienie irracjonalną myślą szybko z niej zeszło - objawione jedynie lekkim zmrużeniem oczu na nowo wciągając na jej usta uśmiech. - Chętnie skorzystamy z zaproszenia. - wypadło z ust Melisande kiedy zwracała tęczówki ku kobiecie. - I zapamiętamy propozycję. - powiedziała pochylając lekko głowę. - Które rejony są twoją domeną, madame? - zapytała unosząc kieliszek z cydrem upijając go trochę, zabierając się za postawioną przed nią potrawę. Z czym mogły się do niej zwrócić? W czym - jak sama uważała - najlepiej się sprawdzała?


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]11.11.23 16:25
Nasze oczy kierowały się w podobnym kierunku. Dobro naszych rodzin, dobro naszych ziem stanowiło priorytet. W świetle spływających honorów kroki powinny być ostrożne i dobrze wyważone – przynoszące korzyść w nieco szerszej perspektywie. Patrzono na nas, swoiste oczekiwania bez wątpienia miały się wkrótce wypełnić. Dążyłam jednak do tego, by nie dać się przesadnie temu ponieść. Rada młodszych, choć bez wątpienia bardziej doświadczonych w interesującym mnie aspekcie, nie stanowiła pociechy jedynie w przygotowaniu regionalnego wydarzenia. Zależało mi także na budowaniu relacji i pozostawiania odpowiedniego wrażenia. Dziś każda taka rozmowa wydawała się swoistym interesem. Dla nich i dla mnie. Choć spędzałyśmy ją miło, czuć było gdzieś ten ciężar powinności. Wyzwanie z pozoru nie wydawało się nieznośnie trapiące, zbyt skomplikowane, by niemożliwe stało się uniknięcie potknięcia się już przy samym starcie. Macnairowie w ten świat wkraczali jednak bez biegłości, którą arystokracja miała skrytą głęboko pod skórą. Chłonęłam, absolutnie nie poświęcając myśli temu, czy mi się to podobało czy nie. Zadanie miało się wypełnić. Pewien świat otworzył dla nas swe bramy – wejście tam dawało i odbierało. Coś jednak przeważało. Być może w kolejnych miesiącach przyjdzie nam przekonać się o tym jeszcze dobitniej.
- Z całą pewnością wszyscy wyczekujemy tego najważniejszego toastu – przyznałam, wyrażając aprobatę dla sugestii Imogen Travers. Cokolwiek tak naprawdę miała na myśli – bo i nie zamykałam się na jedyną pewną interpretację. Nie znałam jej aż tak, by zawierzyć pierwszemu skojarzeniu. – Choć my, Macnairowie, nie odmówimy toastu i przy… mniejszej okazji – kontynuowałam z serdeczną nutą, wierząc, że obydwie damy nie odmówią kieliszka szampana w czasie przyjaznego spotkania dwóch rodzin. Już za chwilę rozgościmy się w Suffolk na dobre, a wtedy moi mężczyźni przygotowani być powinni na co najmniej kilka koniecznych i dobrze widzianych wizyt. Byliśmy gościnni, byliśmy chętni do podzielenia się skarbami prosto ze skrytych w podziemiach barków. Traversowie będą jednymi z pierwszych, których zaprosimy do nowego dworu. Wydawali się być bliżsi nie tylko przez wzgląd na wspólną granicę.
Melisande w swych słowach zawarła coś niezwykle istotnego. Poniekąd i ja wierzyłam, że jeżeli chciało się dowiedzieć czegoś o rodzinie sprawującej opiekę nad ziemiami, wystarczyło przespacerować się po regionie, szeroko otworzyć oczy, posłuchać ludzi i poznać specyfikę krainy. Sądziłam, że działało to jednak i w drugą stronę - przy dobrze sprawowanym namiestnictwie ducha ziem odnaleźć można było w oczach ich panów. Relacja wydawała się wzajemna, choć nie dopisywałam temu aż nazbyt głębokiej przesady. Wierzyłam w równowagę. – Zatem powinnam któregoś dnia koniecznie wybrać się do Norfolk – zareagowałam dość zdecydowanym tonem, krzyżując spojrzenie z Melisande. – Jeżeli nie będziecie miały nic przeciwko, chętnie przejdę się waszym szlakiem i poznam ziemie pozostające pod waszym czujnym spojrzeniem – wyraziłam otwarcie zamiar. Bywałam już w tamtych stronach. Walczyłam. Lecz sposobność do przyjrzenia się temu, co naprawdę dostrzegały tam one, była z goła czymś zupełnie różnym od przypadkowych odwiedzin czy konkretnego, skąpego celu. Można przecież być i nigdy nie zbliżyć się do istoty sprawy.
Z zadowoleniem nieznacznie skinęłam głową, pozwalając by zanurzona w głębi oczy pogoda wyraźniej im się objawiła. Obietnice spotkania zawsze rodziły interesujące okazje. Do wzmocnienia relacji miedzy dwoma rodzinami. To były szanse. Cieszyłam się z tej pozytywnej reakcji. Wydłużyła się lista dostojników, których winniśmy przyjąć w nowym domu. Dziś tylko bardziej zapragnęłam, by to Traversowie byli jednymi z pierwszych. – Zapewne wiecie, czym się głównie zajmuję – wymówiłam ostrożnie i powoli. – Lecz mam nadzieję, że takie wsparcie nieprędko będzie wam potrzebne – kontynuowałam, aż za dobrze pamiętając, że dane mi było chować narzeczonego Melisande. Gdyby podobne przykre dni nastały w rodzinie Traversów, znali zawsze drogę. Nie trzeba było tego podkreślać. – Gdybyście jednak szukały twórcy rzeźb albo ekonomisty, pozostaję do dyspozycji – oznajmiłam, wieńcząc słowa nikłym uśmiechem. Nie wszyscy wiedzieli, że poza prowadzeniem interesów, zajmowałam się również sztuką. Zazwyczaj ponurą, lecz czasami dość wzniosłą.
Kiedy zaś minęła pora posiłku i nadszedł czas zakończenia spotkania, opuściłyśmy gospodę. Z serdecznością pożegnałam się z gospodarzami, wręczając im hojną zapłatę za cały posiłek i raz jeszcze podkreślając smak dań i klimat skromnego lokalu
– Lady Melisande, lady Imogen, bardzo doceniam poświęcony mi czas i wszelkie wskazówki. Dziękuję, że zaszczyciłyście dziś Suffolk i podzieliłyście się swymi propozycjami –
zwróciłam się do obydwu dam z należytą wdzięcznością w godzinie pożegnania. – Sprawiłyście, że baczniej przyjrzę się pewnym kwestiom i będziemy mogli, mam nadzieję, lepiej zorganizować jarmark – podkreśliłam, spoglądając najpierw na starszą, a później przenosząc spojrzenie na młodszą. Każda z nich wniosła wyraźny wkład. Bez tego spotkania naraziłabym organizację na potknięcia, które mogłyby namiestnika postawić w mniej przychylnym świetle. – Mam nadzieję, że wkrótce znów się spotkamy – dopełniłam na koniec, nim dane im było odejść i powrócić do swoich rodzimych stron. Spotkanie uznawałam za owocne.
Niedługo później Bury St Edmunds stało się gospodarzem znakomitego letniego wydarzenia.

zt fluffy


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Irina Macnair dnia 11.11.23 22:01, w całości zmieniany 1 raz
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]11.11.23 21:49
Macnairowie pięli się ku górze coraz silniej, o tym mówiło się otwarcie w murach Corbenic. Potrzebowali ich, potrzebowali być pierwszymi, gdy siła Suffolk zwrośnie i jej namiestnicy będą wspominać zasługi i zaprzyjaźnione rody, to Traversowie będą obok, wspomiani w rosnącej potędzie, która wraz z innymi składniowymi, wreszcie podaruje im upragnioną wygraną. Czyż nie dzięki kobietom takim, jak Irina, zbliżali się ku niemu? Powięzła sobie na barki trudną rolę, szczególnie gdy habituacja zachodzi w niej nie od urodzenia, a w wieku dojrzałości. Mimo wszystko, dobrze to rokowało na przyszłość, a Imogen była o tym przekonana.
Podstawy polityki nie mówiły tylko o opłacalności, ale także o zaufaniu. Najcenniejsze okazy często nie kupowało się dla ich wartości, a dla osób je sprzedających. Aetony i hipokampusy kosztujące tysiące galeonów na wystawach były nie tylko dobrym rodowodem, co również okazami urodzonego sprzedawcy, z którym kontakt był szczególniejszy wydźwięk niż okaz w kolekcji. Dlatego pieczołowicie powinni pielęgnować tą znajomość, każdy na swoim szczeblu, każdy w swojej dziedzinie. Nawet, jeśli mogłoby to czynić Imogen w jej mniemaniu mniej wartościową - wszakże była tylko młodą damą, odbierano jej niekiedy zmysł myślenia czy umiejętność sprawczości przez same cyferki opisujące pobyt na żywym gruncie - to jej obecność była dodatkowym elementem, kolejnym punktem zapalnym nie tylko pomocy Irinie, co samych słów, które wypowiadano wokół.
Była w końcu półwilą, jej osoba skupiała na sobie spojrzenia samą sobą a dokładając do tego kipiącą świadomość pochodzenia, potęgowała odbiór ich wspólnego spaceru po Suffolk. Stanowiła kontras, ale także dopełnienie - każda z nich uosabiała to, co było ważne, aby budować potęgę - doświadczenie, wiedzę i naturalny urok. Razem, tak jak teraz, mogły zdecydowanie wiele osiągnąć.
Niezmiennie zapraszamy, Corbenic, jak i cały Norfolk, stoją przed madame otworem. — Opowiedziała łagodnie, szczerze, przekonana o swoich słowach i tym, że chciały mieć Irinę po swojej stronie. Niosła sobą swoisty cel dla wielu kobiet, pokazywała, że można - ten świat, wykreowany i zniszczony przez mężczyzn, potrzebował silnych, kobiecych ról. Była żoną, była matką, była ponad to kobietą, przesiębiorczynią i przyszłościa oddanego w swawolę hrabstwo. To swoisty zaszczyt i musiała mieć tego świadomość.
Z pewnością, madame Macnair. — Odparła na podziękowiania kobiety, wiedząc, że w tym jest właśnie potęga - w przyszłości, ale i pewności tych kolei rzeczy. Były tutaj z Melisane, która miała nieść ciężar bycia damą Norfolk i samą sobą być wartością dodaną hrabstwa. Ponad siebie samą, to na obecności bratowej i rysowanych opiniach jej zależało, ona miała nieść zaszczyty i porażki Traversów, a przede wszystkim brata Imogen. Dlatego w całej miłości do rodziny, to rola Meli wydawała jej się istotniejsza.

zt Imogen.


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Plac handlowy, Bury St Edmunds - Page 10 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]13.11.23 14:17
Zabawne - że nie potrafiła nic poradzić na to, że kiedy z ust Imogen a potem Iriny padło wspomnienie najważniejszego toastu, jej myśli pomknęły tylko w jednym kierunku. Nie ku trwającej wojnie - bo co do tego, że ją wygrają nie miała żadnych wątpliwości. Ale całkowicie absurdalnie do momentu w którym będzie mogła przekazać światu dobre wiadomości. Bo choć wolałaby by było inaczej, to dla niej to co odłożone w czasie, niemal krzyczało w jej głowie wiercąc się niespokojnie. To był ledwie ułamek sekundy, może sekundę nim zrozumienie dotarło do niej pozwalając zapanować nad sobą samą. Ubierając wargi jedynie w uprzejmy uśmiech, kiedy wznosiła kielich do toastu. Kryjąc je za nich na kilka chwil, kiedy odwracała tęczówki przesuwając nimi wokół. Sfrustrowany ją właśnie myśli, ale trudno było nie odczuwać frustracji, kiedy jej mąż zdawał się całkowicie zapomnieć drogi do jej komnat. Nie dzieli ze sobą łoża od miesięcy, jedynie wprawiając Melisande nie tylko w złość, ale i niezrozumienie. Drżącą na ramionach irytację. Świadomość kurczącego się czasu zdającego się odliczać niemal do salonowego wyroku o jej nieprzydatności. Do momentu w którym zaczną się szepty powtarzane między sobą - w końcu przez zawiść satysfakcjonujące dla innych wieści że oto Melisande Rosier, nie była wcale tak wspaniała jako żona, skoro nie umiała sprawdzić się w najważniejszej żony powinności. A ona będzie mogła tylko stać; uśmiechając składać połowicznie fałszywe twierdzenia i zapewnienia. Przecież nie mogła się przyznać. Raz dlatego, że nie uznała jeszcze swej porażki - a dwa, że miałkim tłumaczeniem postawiłaby w złym świetle i jego. A - choć nie było to sprawiedliwe - jego postrzeganie było ważniejsze od tego, jak zerkali ku niej. Ignorant.
Drgnęła, wyciągając się z myśli w którą zapadła, częstując Irinę uśmiechem i krótkim skinieniem głowy. Powinna się skupić na tym, na czym, mogła - a na Manannana znaleźć sposób. Deirdre podsunęła jej nieświadomie kilka myśli i kart do dłoni.
- Znajdziemy czas, gdy zapragniesz odwiedzić nasze strony. - zgodziła się z Imogen - nie myliła się - Irina mogła im się przydać. Tylko głupcy sądzili, że świat kręcił się tylko wokół mężczyzn, zapominając, że w domach ci słyszą słowa swoich kobiet. Oczywiście, wszystko zależało od wielu zmiennych - od samego delikwenta i sposobu w jaki otrzymywał daną informację. Ale nad tymi wielkimi sojuszami, rosły też mniejsze, może mniej widoczne - dla niektórych może i mniej ważne. Melisande widziała w nich słuszność - gdyby było inaczej, Suffolk nie miałoby okazji jej dzisiaj zobaczyć.
- Ekonomisty. - dźwięcznie podchwyciła, pozwalając by jedna z jej dłoni uniosła się, a palce zatańczyły pod podbródkiem. - Myślę ostatnio nad pewnym projektem. - orzekła, jeszcze trochę tajemniczo. - Chętnie skonfrontuję go z twoją wiedzą. Kilka spojrzeń na jedną sprawę zawsze pozwala znaleźć najlepsze rozwiązanie. - na razie nie powiedziała jeszcze nic więcej. Pozostawało kilka zmiennych, które musiała najpierw odpowiednio sprawdzić i ustawić nim pochyli się nad tworzonym w głowie przedsięwzięciem - ale już teraz mogła wystosować zapowiedź wizyty.
- Powodzenia, madame. Wierzę że wszystko potoczy się zgodnie z twoją wolą. - wypowiedziała ku kobiecie, pochyliła łagodnie głowę kiedy opuściły już lokal przystępując do pożegnań. Nie zapewniła Iriniy, że nie musiała im dziękować bo nie było ku temu powodów. Były, ofiarowały jej swój czas i swoje spojrzenie - nie każdy mógł otrzymać tak wiele, niektórzy nie dostawali nawet chwili. Sam fakt obecności obok, wskazywał pod słowami, że akceptowały obecność nowych zarządców. Informacje o tym, że tu były rozniosą się echem, łącznie ze stworzonymi na tę okazję plotkami.
I dobrze, niektóre plotki, potrafiły pomóc urosnąć - nawet jeśli niektóre z faktów były zwyczajnie zmyślone i przekręcone do rangi absurdów. Ważne, żeby o tym mówili. W tej grze ostatni, nigdy nie będą pierwszymi. A opieszałość nie niosła plonów.

| zt


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615

Strona 10 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10

Plac handlowy, Bury St Edmunds
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach