Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój gościnny
AutorWiadomość
Pokój gościnny [odnośnik]17.04.22 19:56
First topic message reminder :

Pokój gościnny

Drugi pokój sypialniany jest większy od jej własnego, ale ten, który wybrała, bardziej przypadł jej do gustu w kwestii umiejscowienia, kolorytu i atmosfery. Choć nie ma większego pomysłu co zrobić z tym niemal pustym pokojem na piętrze, podejrzewa, że zostawi go gościom - nie ma bowiem ani dzieci ani współlokatorów. Gdyby lepiej go oporządzić, można byłoby transformować pomieszczenie w dobrze uposażoną sypialnię lub miejsce spotkań.
Repello Mugoletum, Cave Inimicum, Tenuistis


you cannot burn away what has always been
aflame


Ostatnio zmieniony przez Elvira Multon dnia 07.01.23 12:03, w całości zmieniany 1 raz
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon

Re: Pokój gościnny [odnośnik]06.07.23 19:54
Jej matka lubiła, gdy ogrody były dzikie; chaotyczne, gęste i tajemnicze, w których łatwo było się zgubić, jeżeli zawędrowało się za daleko. Ich ogród rodzinny Elvira poznała doskonale jako dziecko i nie raz zrobiła sobie w nim krzywdę - przez niedbalstwo i naiwność swoich rodziców, bo przecież nie z własnej winy. Dlatego też na pochwałę dzikości ogrodów i piękna natury zareagowała co najmniej ambiwalentnie, dbając tylko, by uprzejmy uśmiech nie spłynął jej z twarzy. Wcale nie próbowała upodobnić się do swojej matki, której ogród kojarzył się z gajem, jakimś metaforycznym edenem. Jej ogród był dziki ponieważ nie miała na niego czasu. Była też leniwa, gdy sprawa, którą ją zaprzątała, nie była akurat medyczną lub magiczną zagwozdką. Słaba z niej była gospodyni i - nie miała wątpliwości - któregoś dnia zbierze się w końcu, by wyciąć stąd wszystkie krzewy co do jednego.
Jeśli nie miała czasu zadbać, by rosły w porządku, nie będą rosnąć wcale.
W środku było chłodniej, moment orzeźwienia sprawił, że zelżały nieco jej pierwotny stres i zażenowanie. Zsunęła włosy z karku, gdyż przed domem zdążył wstąpić jej na skórę pot, a potem machnięciem różdżki przywołała do siebie dwie filiżanki, które - po odpowiedzi lady - napełniła schłodzoną herbatą. Nie była słodka, bazowała na ziołach, ale Elvira przezornie zaoferowała również cukier w posrebrzanej cukrownicy.
- Tak, lady, głównie ciekawość. Jak wspominałam, swego czasu byłam bliska zdobycia specjalizacji w tej dziedzinie. A choć miałam do czynienia z różnymi przypadkami, serpentyna trafiała się między nimi niezwykle rzadko. Nigdy też w swojej karierze nie spotkałam się z kobietą ciężarną... nie mówiąc o drugiej ciąży. Proszę mi wybaczyć, jeśli moje pytania zostały odebrane jako wścibskość. Nie pozwolę sobie na to więcej. - Skinęła głową, przykładając dłoń lekkim ruchem do piersi w wyrazie skruchy. Poza ciekawością, wiecznie nieokiełznaną, kierowała nią też troska, choć bardziej egoistyczna niż kiedykolwiek się do tego przyzna. - Skłamałabym, jeśli powiedziałabym, że nie ma w tym również troski. To nasze uzdrowicielskie brzemię. Troska o ludzi chorych, nawet jeśli nie są pod naszą osobistą opieką - Gładkość z jaką przyszło jej wypowiedzieć ten frazes przywiodła jej na myśl wspomnienia ze Świętego Munga i czasy, w których potrafiła lepiej dystansować się od rozmówców, oferować im to co chcieli; za cenę opinii chłodnej, szorstkiej, ale profesjonalnej uzdrowicielki.
Dziś potrafiła już uśmiechać się ciepło i modulować barwę głosu - ale z o wiele większą niechęcią przychodziło jej kłamanie ludziom, których uznawała za wartościowych. Jednak to cena, którą była gotowa zapłacić, by nie zrazić do siebie Evandry ostentacyjną oschłością.
Posłodziła swoją herbatę łyżeczką cukru - nie robiła tego zazwyczaj, ale dzisiaj liczyła, że złagodzi to jej obawy; gdy usiadły naprzeciw siebie na wygodnych fotelach atmosfera nie różniła się wszak przesadnie od tej, która panowała tu, gdy odwiedzały ją kobiety bliskie i zaufane. Obdarzyła Evandrę już pierwszą szczyptą zaufania, gdy zaprosiła ją do domu; Evandra odwdzięczyła się tym samym, przybywając sama, bez służby jeśli nie liczyć domowego skrzata. Elvira nie doceniała domowych skrzatów, nie podejrzewała więc jak wielką pomocą mogły okazać się w wyjątkowej sytuacji.
Nie żeby zamierzała do takowych dopuszczać - na swoim terenie miała pełną kontrolę i była gotowa zapewnić lady cały komfort jakiego mogła sobie zażyczyć.
- W istocie. Zagadnieniem, którym zajmuję się w ostatnim czasie jest transmutacja animalistyczna. Zaklinanie ludzi w zwierzęta, utrzymywanie trwałości takich przemian, a także, to najtrudniejsze ze wszystkich, animagia. Istnieją nowe badania na temat korzyści z tych praktyk, ale też, niestety, wiele praw je ograniczających. - Wspomnienie nazwiska Sallow sprawiło, że kącik ust drgnął jej dostrzegalnie i przez dłuższą chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią, maskując własną niechęć, dość nieudolnie, dłuższym łykiem herbaty. - Owszem, zostałam zaproszona. Choć nie miałam przyjemności wzięcia udziału w tej grze - Nie miała pary - również zaobserwowałam to jako, cóż, arcydzieło w sztuce. Nie zdążyłam niestety zapytać Corneliusa o mistrza transmutacji, z którego usług skorzystali. Lub, czy czary te były obecne w tym pałacu już wcześniej... niemniej jednak wykonanie takiej alternatywnej rzeczywistości w sposób bezpieczny to rzecz rzadko spotykana. Przy tego typu czarach wystarczy, cóż, jedna pomyłka, by zakląć czarodzieja w obrazie bezpowrotnie. - Mówienie o tym przychodziło jej relatywnie prosto, była oswojona z klątwami i śmiercią, a temat interesował ją z gruntu czysto naukowego. - Co do magii iluzji, nie mogę powiedzieć, bym kiedykolwiek wykorzystywała ją w sztuce, nie zajmuję się tym, ale z pewnością przydawała mi się w terenie. Któregoś razu zaklęłam własne ciało w zwłoki, by w ten sposób zmylić wroga. Nie tak dawno też, a z tego jestem dość dumna, postawiłam pełną iluzję wrót zamku po tym jak zostały przez nas naruszone. Dzięki temu wrogowie zorientowali się o naszym przybyciu później. To... i tak nie skończyło się tak jak powinno... - Zmarszczyła lekko brwi, nie powinna brnąć w ten kierunek; ostatecznie był tam też jej mąż. - Niemniej jednak było to słuszne na tamten moment użycie iluzji w stresujących warunkach. - Zastanowiła się. Przygotowując się do spotkania zamierzała zaoferować Evandrze raczej naukę z zakresu magii animalistycznej, ale ta, jak to zwykle miały w zwyczaju szlachcianki, doskonale wiedziała już czego chce.
Pod wpływem chwili wymyśliła pewien rodzaj eksperymentu i sięgnęła po jedną z metalowych łyżeczek, tą, która leżała przy cukrownicy i nie znalazła się w filiżance żadnej z nich. Drugą dłonią wysunęła różdżkę z kieszeni spódnicy i zakręciła nią niewielkie kółko z szeptem - Prastigiatio. Łyżka zaledwie zamigotała nie podporządkowując się jej woli. Mamrotała tak jeszcze dwa razy, po czym uśmiechnęła się kątem ust i odłożyła różdżkę.
- Czy to jedna z tych sytuacji, gdy opowiadam o swoich wielkich czynach, a potem upokarzam się rzucając Lumos? - Pokręciła głową i wyciągnęła łyżeczkę przez stół, jak kwiatuszka, oferując go Evandrze. - Może lady spróbować. Najprostsza iluzja do rzucenia to Prastigiatio i przy odpowiednim skupieniu można ją dowolnie modulować. Prawdziwy sęk jest w tym, by nadać jej taki potencjał magiczny, by nie dało się jej przejrzeć. Źle rzucona iluzja upada bardzo szybko. - Uśmiech na jej ustach stał się już nieco mniej wymuszony, bardziej bezwstydnie przesuwała też spojrzeniem po włosach i ciele Evandry, które także i na nią miały efekt trudny do zignorowania.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Pokój gościnny [odnośnik]21.08.23 14:49
- Nie, w porządku, panno Multon - odpowiada od razu łagodnym tonem. - Dlaczego zdecydowałaś się na porzucenie tego kierunku? Zdaje się być to nisza, w której ciężko znaleźć dobrego specjalistę. - W istocie znalezienie medyka, który mógłby zająć się przypadkiem lady Rosier graniczyło z cudem. Długotrwałe poszukiwania zakończyły się jednak sukcesem i od przeszło miesiąca mieszkał z nimi uzdrowiciel, któremu powierzono życie i zdrowie doyenne, a także nienarodzonego dziecka. Czy obojgu uda się wyjść z tego cało? Evandra nie czeka na cud, zdaje sobie sprawę z tego, że wszystko może zakończyć się w ciągu najbliższego półrocza. Tym więcej zamierza zdziałać, nim uda się na spoczynek, kiedy czekać będzie rozwiązania. Do tego czasu musi skupić się na jarmarkach w Kent, nadchodzącym wyjazdem do Rumunii, rozbudową Smoczych Ogrodów o serpentarium, oraz… - Dziękuję, że się troszczysz, to wiele dla mnie znaczy. - Kiwa głową na znak wdzięczności, czując, że panna Multon może ją jeszcze niejednokrotnie zaskoczyć. Otrzymane od Tristana informacje zdają się być nieznacznie przesadzone, a nie ma przecież powodu, aby mu nie ufać. Podobnie z Primrose, która o Elvirze wypowiada się w ciepłych słowach, nie rozmija się dalece z prawdą, co Evandra może zaobserwować, po raz kolejny już obserwując zachowanie uzdrowicielki.
Obecność Prymulki jest niezbędna, zarówno dlatego, że taki wymóg postawił lord nestor, ale i sama czarownica czuje się bezpieczniej, mając świadomość, że skrzatka jest w okolicy i może w wyjątkowej sytuacji zareagować.
- Mam pewne doświadczenie z transmutacją animalistyczną - stwierdza z pewnym ociąganiem, nie będąc pewną, czy chce przyznawać się do przemiany ludzi w zwierzęta. Przed oczy wyobraźni pojawia się chłopiec, który we wrześniu pod Piwnicznym Klubem Jazzowym targnął się na jej kieszeń, chcąc okraść ją z dobytku. Kiwa głową z uznaniem, widząc, że czarownica rzeczywiście ma doświadczenie w interesującej ją dziedzinie magii. - Brzmi doskonale. Nie sądziłam, że można ją z powodzeniem wykorzystywać w terenie. Które z innych zaklęć przydało ci się w podobnych sytuacjach? - interesuje się, bo mimo świadomości, że istnieją czary, dzięki którym można manipulować przeciwnikiem, tak rzadko kiedy ma okazję, by tak wykorzystać swoje umiejętności. - Nie bywam w sytuacjach, jakie wymagałyby ode mnie kryzysowych reakcji - w melodyjnym tonie błąka się nuta zawodu, do jakiego Evandra nigdy się nie przyzna, a już na pewno nie Elvirze. Pociąg do przygód musi stłamsić głęboko w sobie. Wolność jest iluzją, bo ograniczenia spotyka na każdym kroku - czy to dlatego tak bardzo ciągnie ją ku transmutacji? Dotarła już do niej świadomość, że odpowiedzialna jest za więcej, niż tylko ona, a na ramionach należy ponieść nie tylko ród Rosier, ale i czarodziejską społeczność, która coraz uważniej patrzy jej na ręce.
Na twarzy arystokratki maluje się lekki, ciepły uśmiech. Otula filiżankę dłońmi, a gorąc ani trochę nie parzy drobnych palców. Pojawiające się zwykle na opuszkach iskry wzniecają magiczny płomień, który nabiera rozpędu dopiero po jego wyrzuceniu, a mimo to preferująca zimny dotyk skóra nie jest rozdrażniona.
- Życie pisze różne scenariusze, potrafi nas zaskoczyć - nawiązuje do uciętego przez Elvirę tematu porażki na zamku. - Z doświadczeń należy wyciągnąć lekcje, inaczej nie dostrzegamy ich sensu, jedynie narzekając na swój los. - O tym Evandra już coś wie, mogąc pochwalić się pokaźną listą zdarzeń, jakie ukształtowały doyenne, jaką jest dzisiaj.
Z zaciekawieniem przenosi wzrok na cukiernicę, przyglądając się poczynaniom uzdrowicielki. Porażka przy rzucaniu zaklęć, zwłaszcza w połączeniu z autoironicznym żartem czarownicy, wywołuje szerszy, rozbawiony uśmiech.
- Czy nie ćwiczeniom miało być poświęcone nasze spotkanie? - odpowiada pogodnie, nie mając w zamiarze rozliczać Multon z udanych i nieudanych czarów. - Słyszałam o tym zaklęciu - przyznaje, sięgając po wiązową różdżkę. W istocie zagłębia się w różne podręczniki, lecz w ciągu ostatniego miesiąca tak bardzo pochłania ją transmutacja obrazów, że zaniedbuje inne tematy. Oczyszcza gardło i skupia się na łyżeczce. - Prastigiatio - pada pierwszy i drugi raz, jednak dopiero przy trzecim strzela wiązka magii i oplata się wokół sztućca, formując w wybrany przez Evandrę kształt i już po chwili metal zmienia się w srebro o misternych, różanych zdobieniach - dokładnie takich, jaką ma zastawa w Château Rose. - Sukces! Czy to szczęście początkującego? - śmieje się, unosząc wzrok na Elvirę, także sięgając do żartu, by kobiecie nie zrobiło się przykro, tudzież głupio. Dopiero wtedy wyłapuje spojrzenie czarownicy, jakie nie od razu rozpoznaje. To wtedy blade lico pąsowieje lekkim różem, kobieta sięga znów po filiżankę. - Czy miałaś kiedyś okazję rzucić zaklęcie zmieniające podłoże w ruchome piastki? - interesuje się znów tematem czarów rzucanych w terenie.

| Prastigiatio - udany, siła iluzji



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Pokój gościnny [odnośnik]25.09.23 23:07
Wybranie jednej z najtrudniejszych, najbardziej wymagających a przy tym ubogich w sukcesy specjalizacji było naturalną konsekwencją popędu Elviry do osiągania wielkości. Poczynając od wielkiej interny, stopniowo dotykała zagadnień coraz bardziej szczegółowych i drobnych - w tamtym momencie swojego życia naprawdę wierzyła w to, że jeśli ktoś odkryje sposoby na choć częściowe wyleczenie schorzeń dziedzicznych to będzie to właśnie ona. Niektórzy nazwaliby to może ambicją, ale Elvira była po prostu arogancka. Zbyt szybko też zmieniała obiekty swoich zainteresowań, a osiągnięcie mistrzostwa w jednej dziedzinie wymagałoby zapewne niezliczonych lat. Elvira chciała osiągnąć wszystko, wyciągała dłoń po każdą umiejętność i wiedzę jaka przykuła jej uwagę. I choć jej wyczyny bywały godne pozazdroszczenia, nigdy tak naprawdę nie udało jej się zrewolucjonizować żadnej z tych dziedzin.
Ale czy nie miała dopiero ledwie trzydziestu lat?
- Przez długi czas pracowałam na odcinku chorób wewnętrznych właśnie przy przypadkach dziedzicznych... ale potem byłam zmuszona zmienić pracę. I choć przez jakiś czas otaczałam jeszcze uzdrowicielską opieką jedną z godnych córek Selwynów, trudno jest specjalizować się w takiej sferze na casusie jednego pacjenta. - Starała się dobierać słowa ostrożnie, by nie sprawiać wrażenia zmieszanej, ale też nie zdradzić zbyt wiele na temat okoliczności swojego wydalenia z Munga. Niewiele było rzeczy, które naprawdę głęboko poruszały jej uczucia, ale wspomnienie upokorzenia tamtych tygodni pozostawało wciąż żywe; nawet przy upokorzeniach teraźniejszości. - Zmieniły się też moje tymczasowe priorytety. To mniej więcej w tamtym czasie zostałam zaangażowana w konflikt. Musiałam rozważnie dzielić swój czas, żeby nie zaniedbać obowiązków wobec kraju i magii - zakończyła miękko.
Uśmiechnęła się kątem ust, niemal nieśmiało, gdy Evandra powiedziała, że jej troska została odnotowana. Szczerze wątpiła w to, by dla lady doyenne znaczyła ona wiele, ale gra pozorów, na której mimo najlepszych chęci kończyły się zwykle rozmowy z tak wysoko postawionymi arystokratkami, nie była już dla Elviry rzeczą nową. Kiwa więc w odpowiedzi głową i raczy damę ciepłym spojrzeniem jakby również była wdzięczna. Jakby.
- To interesujące. Czy ma lady ochotę opowiedzieć mi więcej o swoich doświadczeniach? - Spytała nienachalnie podczas rozlewania herbaty do filiżanek. Jej błękitne spojrzenie stało się jednak nieco twardsze i bardziej łakome. Zawsze lepiej pracowało jej się z czarodziejami nie obawiającymi się używać własnej wiedzy w praktyce, niezależnie od tego, czy chodziło o anatomię, czarną magię czy transmutację. - O Prastigiatio już wspomniałam. Jeszcze prostszą iluzją jest Partis morte, to właśnie to zaklęcie szybko i relatywnie łatwo pozwala przeobrazić się w martwe ciało. Jeśli ktoś nie poświęci czasu aby odszukać tętna albo nie potrafi odróżniać zwłok od żywych, można wtopić się w tło i przeczekać atak. Podczas większej bitwy, rzecz jasna, nie wtedy gdy jesteśmy bezpośrednim celem. - Przygryzła wargę. Nie wspomniała o tym, że sama używała tego zaklęcia, by nadać sobie wygląd inferiusa i rozkojarzyć przerażonych zdrajców. Ani o tym jak upajała się ich strachem. - Jeśli mówimy o iluzjach, warte ćwiczenia jest zaklęcia Lentus. Dzięki niemu iluzje, nasze lub cudze, stają się na krótko materialne. Mogą nawet wyrządzić krzywdę w rozsądnym zakresie. Jeśli, rzecz jasna, utrzyma się nad nimi kontrolę. - A to nie zawsze było oczywiste.
Wyłapała dziwnie melancholijną nutę w tonie lady, ale nie była w stanie w pełni ocenić, czy jest ona zwyczajną, nieco poetycką manierą, czy świadczy o prawdziwych emocjach, które kobieta chciała przed nią ukryć. Po Evandrze Rosier raczej nie spodziewałaby się ciągot do niebezpieczeństwa. Jej życie było wygodne, wygodniejsze pewnie niż Elvira mogłaby sobie to wyobrazić; była też w ciąży, a szczątkowa wiedza Multon na temat instynktów matek podpowiadała, że dziecko było dla niej ważniejsze od niej samej. Na ile wynikało to z narzuconego obowiązku a na ile z miłości - nie jej oceniać. O miłości wiedziała tylko, że nieodwzajemniona upośledza bardziej niż klątwa.
Zaraz zamarła na krótką chwilę z różdżką wciąż uniesioną do nieudanego pokazu; spojrzała na Evandrę nieco bardziej uważnie, opuszczając przy tym głowę i częściowo chowając twarz za włosami. Z doświadczeń należy wyciągać lekcje i nie narzekać. Doprawdy, słodkie pouczenie. Na ile jednak pochodziło od niej samej, a na ile było... ostrzeżeniem lub kpiną?
- Hmm - Utrzymanie uśmiechu przyszło jej teraz z większym trudem. - W rzeczy samej. Czym jest nauka, jeśli nie praktyką stojącą na fundamencie teorii - mruknęła z nieco mniejszym entuzjazmem niż wcześniej, a potem uprzejmym gestem wręczyła Evandrze łyżkę. Jej spojrzenie nabrało na powrót ostrości dopiero, gdy zaklęcie lady nie udało się jeden i drugi raz. Już chciała coś powiedzieć, ale Evandra zaskoczyła ją swoim uporem. To dobrze wróżyło przyszłości ich spotkań i na chwilę rozwiało ciemne myśli, kłębiące się w głowie Elviry. - Doskonale. Nie nazwałabym tego szczęściem. Raczej determinacją. - Kiedy tym razem obnaża zęby jest w tym więcej przyjaznej satysfakcji niż uprzejmości. - To zgrabna iluzja, choć dość łatwa do przejrzenia. Jeśli skupiam na niej wzrok, zdaje się połyskiwać i rozmywać we mgłę. Niemniej jednak utrzymuje się. Gdybym tak na dłużej pobawiła się swoją zastawą, może ktoś uwierzyłby mi w to, że nestor Parkinson jest moim wujkiem - rzuca żartem, połowicznie kąśliwym, a połowicznie ciepłym, bo nie potrafi całkiem wyplenić z siebie ironii. Kolejne spojrzenie, które rzuca lady doyenne znad krawędzi filiżanki jest pełne żaru, na dłużej zatrzymuje się na wyrazistych mankamentach jej niemal nieludzkiej urody. Evandra to zauważa. Rumieniec na jej policzkach mógłby rozbawić Elvirę, gdyby nie sprawił przy tym, że jej samej zrobiło się pod kołnierzem nieco goręcej niż wcześniej. - Och, wielokrotnie. Deserpes trudniej przełamać niż zwykłe zaklęcie petryfikujące. Z niemałą dumą wspominam też sporego zasięgu Dunę, którą niegdyś rzuciłam w trakcie pojedynku. Transmutacja, wbrew pozorom, bardzo przydaje się w walce. Przeciwnicy mniej się jej spodziewają. Nie zawsze potrafią zareagować na czas. - mówi szeptem, a potem sięga po swoją łyżeczkę, tę wspaniałą i sztuczną. - Jeśli chce lady spróbować, mogę ubrać wysokie buty. Nie obawiam się tego zaklęcia, doskonale je znam. Nalegałabym tylko, aby tego rodzaju praktykę przeprowadzić w ogrodzie.
O tym, by na misje ubierać właściwie obuwie, pamiętała już zawsze, by nigdy więcej nie musieć męczyć się z rozpływną martwicą skóry.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Pokój gościnny [odnośnik]18.11.23 16:31
W tej jednej kwestii są do siebie podobne. Także Evandra lubi zmieniać swoje obiekty zainteresowań, jednocześnie jednak nie pragnąc osiągać w nich wybitności. Robi to z czystej fascynacji, przez chęć poznawania świata i oddziałujących nań sił, ale także z egoistycznej potrzeby spełniania swoich pragnień. Czy to samo mogła powiedzieć o sobie Elvira, że zawsze sięga po to, czego chce?
- Och rozumiem. Przykro mi, jeśli sprawiło to, że porzuciłaś specjalizację. - Jasne brwi kobiety ściągają się w prawdziwym strapieniu. Wprawdzie Elvira nie wygląda na kogoś, kto jest zaistniałym zbiegiem wydarzeń zniechęcony, lecz odchorowany smutek nadal liczy się jako prawdziwy.
- To wspaniale słyszeć, że są czarownice, które aktywnie angażują się w kwestie polityczne. Działania wojenne dotykają niezwykle trudnej dziedziny, jaka sceptycznie podchodzi do naszej roli w konfliktach. Tym bardziej cieszę się, że deklarujesz swoją gotowość. - Sama nigdy nie stanie na polu walki, nie zaangażuje się w wymianę zaklęć, oczekując końca bitwy w bezpiecznym miejscu. Mimo to podjęła lekcje obrony przed czarną magią, aby w razie najgorszego scenariusza móc się obronić — siebie i swoich bliskich.
- Miałam raz sytuację, w której musiałam szybko zareagować. Pewien złodziej sięgnął do mojej kieszeni z zamiarem kradzieży. Rzuciłam wtedy Pullus, z powodzeniem pozbywając się rzezimieszka. - Nieznacznie wypina pierś do przodu, nie chcąc jednak zagłębiać się w szczegóły. Czy jej zasłudze zaszkodziłby fakt, iż złodziej ten ledwie ukończył wiek, który upoważniał go do uczęszczania do Hogwartu? A może ten, w którym w ogóle znalazła się w dzielnicy portowej, szukając przygód w Piwnicznym Klubie Jazzowym? - Masz rację, to naprawdę przydatne zaklęcie - zgadza się co do czaru, w którym można schować się za magią. - Wolałabym nie mieć okazji, by go używać. Wydaje się być raczej mało przyjemnym doświadczeniem. Lentus brzmi zaś intrygująco. Stosowałam jedynie Ericus, a w ostatnim miesiącu głównie ćwiczyłam Lateo. To proste zaklęcia, ale wymagające w dalszym ciągu skupienia. - Wypadające z obrazów przedmioty można było znaleźć już w niemal każdym zakamarku Château Rose. Owoce, kielichy, drobiazgi. Evandra ściąga tym mieszane odczucia mieszkańców ram, zarówno oburzone, jak i rozbawione staraniami młodej półwili.
- Masz rację, w pełni się z tobą zgadzam - przytakuje na słowa o nauce. Wychodzi często z podobnego założenia, także poprzez zwracanie się do osób, które na danym temacie znają się od niej lepiej; było tak w przypadku ekonomii, alchemii czy teraz przy transmutacji.
- Gratuluję wobec tego, jestem pełna podziwu. Po artykule namiestnika Mulcibera odrobinę zwątpiłam, że kobiety zachowują się w opisany przez niego sposób. Miło słyszeć, że jest wręcz przeciwnie. - Propaganda Ramseya jest wielce krzywdząca i ponownie zamykająca czarownice w złotych klatkach, ciasnych butonierkach, nakładając kajdany. Wdzięczność za dbanie o ognisko domowe potwierdzała, że panowie widzą je wyłącznie w ten sposób.
W pierwszej chwili błękit tęczówek błyszczy ekscytacją. Możliwość przetestowania nieznanego dotąd zaklęcia jawiła się fascynującym doświadczeniem; prędko jednak przypomina sobie o panującym na zewnątrz skwarze.
- Może następnym razem. Zawieszone dziś wysoko słońce nie zachęca do długiego przebywania na zewnątrz. - Spogląda nań przepraszająco i sięga po filiżankę z herbatą. - Niemniej sam ogród jawi się w ciekawych barwach, przy lepszej okazji chętnie bym go obejrzała. - Sama zajmuje się ogrodami przy pałacu, dbając o kwiaty na każdej rabacie. Należy to do zwyczajów wszystkich lady Rosier, które pielęgnują róże bez pomocy skrzatów. Odstawia filiżankę na spodeczek i lustruje czarownicę wzrokiem, zastanawiając się, czy to odpowiedni moment, aby zmienić temat rozmowy.
- Proszę mi opowiedzieć coś więcej o twoich doświadczeniach z pola bitwy. Jestem pod wrażeniem twoich umiejętności, panno Multon, chętnie dowiedziałabym się czegoś o twojej karierze w Rycerzach Walpurgii. Przyznam, że zmartwiłam się, kiedy usłyszałam, że zdecydowałaś się tymczasowo odłączyć od działań. Mam nadzieję, że nie stało się nic, co zaszkodziłoby twojemu zdrowiu bądź życiu - tylko częściowo sięga do kłamstwa, bo doskonale wie, z jakiego powodu Elvira została zdegradowana. Z niezwykłą jednak wprawą zwraca się do panny Multon, chcąc poznać jej punkt widzenia. Nie sięga jeszcze po brutalną bezpośredniość, a próbuje wyczuć, jak bardzo gospodyni zdecyduje się nań otworzyć. - Słyszałam także, że w związku z tym zostałaś poproszona o współpracę z panią Sallow. Czy jest ona owocna? - Doskonale też wie, że nie. Zasięgnęła w tej kwestii opinii lady Burke, poznając jej wątpliwości co do wpływu Valerie na uzdrowicielkę. Evandra ma wrażenie, że poznaje Elvirę na różnych stadiach rozwoju. Kiedy po raz pierwszy znalazły się sam na sam w pałacowej łaźni, nie sprawiła nań dobrego wrażenia, podobnie zresztą w La Fantasmagorie przy herbacie. Wprawdzie wtedy panna Multon starała się naprawić swoje dobre imię, jednak wylewająca się zeń sztuczność zmuszała do zastanowienia. Dziś natomiast półwila odnosi wrażenie, że sięga wreszcie innej, bliższej prawdziwej osobowości Elvirę. Czy się myli?



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Pokój gościnny [odnośnik]13.12.23 0:35
Uwielbiała sięgać po to co akurat jej odpowiadało, spełniać własne zachcianki, nawet te najbardziej egoistyczne. Bywała w tym okrutna, bywała irracjonalna i popędliwa - ale to były dawne dni, jej wczesna młodość, jej niedopasowanie. Później też czasem, w chwilach kryzysów. Ale przez większość czasu przecież panowała nad sobą wystarczająco, by zachować godność. Wiedziała na co może sobie pozwolić, trzymała się tych zasad - i niemalże wszystkie jej błędy wynikały z takiego czy innego stanu rozstrojenia. Wyłącznie jej wina, racja. Ale błędy miały to do siebie, że można było wyciągać z nich lekcje - tak robili silni ludzie.
Elvira Multon była przekonana, na najgłębiej narcystycznym poziomie, że jest cholernie silna.
- Mi również było przykro, ale nie na wszystko mamy bezpośredni wpływ - przyznała cicho, pochylając głowę, by ukryć tik nerwowy w kąciku ust. Dała się wyrzucić z Munga i to była jej wina, wyłącznie jej wina. Ale przecież wyciągnęła lekcję, jej życie zmieniło się na lepsze. Gdyby nie wylądowała na ulicy, Drew Macnair nie mógłby podnieść jej z rynsztoku. Nie trafiłaby do piwnicy Mantykory, nie trafiłaby pod stopy Czarnego Pana. Nigdy przesadnie nie wierzyła w los; ale niektóre rzeczy być może naprawdę musiały się wydarzyć. - Trzeba rozsądnie rozgrywać te karty, które są nam dane. Wydaje mi się, że wyciągnęłam z tej sytuacji wszystko co mogłam - powiedziała, unosząc głowę na powrót, z trwałym, pięknym uśmiechem. Jej długi warkocz zakołysał się na jej plecach, gdy prowadziła Evandrę korytarzami swojego skromnego domu.
Jej uśmiech stał się szczerszy, cieplejszy, gdy Evandra pogratulowała jej udziału w konflikcie. Czy jej uznanie kobiety na froncie było szczerze, czy wyłącznie tym co sądziła, że Elvira chce usłyszeć? Niewiedza była frustrująca, lecz dla lepszej przyszłości ich nowo odkrytej relacji zdecydowała się założyć, że lady doyenne jest z nią choć częściowo szczera.
- Miło mi to słyszeć. Chwalę sobie biegłość w pojedynkach. Oczywiście, wciąż się rozwijam, ale na rozwoju właśnie mi zależy. Nie mam dzieci, nie mam męża, o którego musiałabym troszczyć się w domu... dlaczego więc spotykam się z takim protestem, gdy chcę od siebie dać wszystko co mam? Zaczynałam jako medyk polowy, udawałam się na misje głównie jako zabezpieczenie dla pozostałych. Tak się jednak złożyło, że sprawdziłam się też na froncie... - ściszyła słowa, nagle zupełnie świadoma tego dlaczego jej zawziętość spotykała się z protestem; wystarczyło w tym celu jedno spojrzenie na okrągły brzuch Evandry. Lady, mimo choroby, ryzykowała życiem już drugi raz, a ona... cóż, Multonowie byli czystokrwistym rodem z bardzo długim rodowodem. Wedle swojej najlepszej wiedzy była zupełnie płodna. Czy naprawdę tak mylnym było zakładać, że na rodzenie dzieci ma jeszcze czas? Była obecnie u szczytu swojej siły i potęgi, na litość Merlina, nie chciała spędzać tych lat z dzieckiem przy piersi! - Ale ostatecznie, czy nie mamy przykładów wielkich kobiet, które łączą w sobie tradycyjną kobiecość i mistrzostwo w sztukach magicznych? Namiestniczka Mericourt, choćby - skwitowała miękko, bo nie miała, nie mogła mieć pojęcia o tym że Evandrę łączy z nią jakakolwiek głębsza historia.
Uśmiechnęła się kątem ust, widząc jak dumna Evandra jest ze swoich małych sukcesów. Nie chciała jej tego odbierać, instynktowne sięganie po magię w samoobronie było tym czego chciała spodziewać się po kobietach.
- To dobry odruch. Wielu paraliżuje strach, gdy muszą sięgnąć po różdżkę nie będąc do tego nawykłym. - Nie dodawała, że poprzez "wielu" ma na myśli głównie rozpieszczonych arystokratów. - Rzucić zaklęcie instynktownie jest trudniej niż po namyśle i przygotowaniach. Z tego również należy być dumną - dodała, podlizując się może zaledwie trochę. - Och, Lateo! - zatrzymała się przy tym na sekundę, podpierając brodę na dłoni. - Lateo jest przydatne w miejscach, w których obrazów jest sporo. W dworkach, pałacach, starych zamkach, twierdzach. Zupełnie nie przydałoby się tutaj - Machnęła dłonią po swoim małym gościnnym pokoju, w którym wisiały zaledwie dwa obrazy, jeden z martwą naturą, jeszcze po poprzednim właścicielu, a drugi z anatomiczną ryciną otwartego serca. - Można w ten sposób na przykład zdobyć broń. Spotkałam się z opisami, w których czarodziej, nie ukrywając - włamywacz - zdobył w ten sposób sztylet, który wykorzystał potem podstępnie gdy został pozbawiony różdżki. Tak, czarownice i czarodzieje wprawieni w transmutacji potrafią być niezwykle niebezpieczni. Z tego względu warto też zwrócić uwagę na obrazy wiszące, na przykład, w naszych sypialniach. - Uśmiechnęła się szerzej, błyskając zębami, ciekawa, czy Evandra zrozumie jej pokrętne poczucie humoru. Czy nie czuła się już czasem zbyt swobodnie? Czy patrzenie w tę perfekcyjną twarz, w oczy łani, nie zaczynało już zbyt mocno mieszać w jej emocjach?
Evandry trudno było jednak nie podziwiać, czyż nie? Trudno było jej nie pożądać.
Przyłożyła dłoń do serca i odchyliła się nieco w fotelu, patrząc na półwilę przez zmrużone powieki.
- Och, lady nawet nie wie jakim miodem na moją duszę jest usłyszeć, że i dla lady artykuł namiestnika Mulcibera wydał się... wątpliwy - Parsknęła lekko. - Oczywiście, to piekielnie inteligentny człowiek. Inteligentny, sprytny i potężny, nie da się mu niczego odjąć. Szkoda tylko, że jest tak przesiąknięty... niepewnością. Nie da się wszak zaprzeczyć, że wiedźmy zawsze były kluczowe dla rozwoju społeczeństwa. Pomijając oczywiste zasługi w kontynuowaniu tradycji czystej krwi. - Jej spojrzenie na najkrótszą z chwil opadło na brzuch Evandry. - Nikt nie wątpi choćby w to, że Hogwart został wzniesiony w równej części przez czarodziejów jak czarownice.
Nie okazała zawodu, gdy Evandra zdecydowała się zarzucić myśl o ich wspólnym treningu na zewnątrz. Była ciekawa potencjału, jaki tak mityczna czarownica mogłaby z siebie wykrzesać, ale wspomnienie upału sprowadziło ją na ziemię w więcej niż jednym znaczeniu. Nie tylko skwar, ale i magiczne wyczerpanie mogło w przypadku jej choroby i stanu okazać się niebezpieczne. Nie mogła jej nadwyrężyć, nie mogła zachęcać do nadwyrężania się. W Evesham Evandrze Rosier nie miało prawa stać się nic złego. Skinęła więc głową i uniosła filiżankę, obserwując kobietę znad jej krawędzi.
A kiedy ta poprosiła ją o wyznania, instynktownie zacisnęła na niej zęby, ignorując nieprzyjemny chłód ceramiki. Wzięła głębszy oddech zanim odstawiła herbatę na stół, opierając się lekko na podłokietniku fotela tak jakby czuła się zupełnie swobodnie. Być może w takiej pozie uda jej się choć częściowo oszukać też siebie.
- Nie... - zawahała się, uśmiechnęła z trudem. - To nie była tak naprawdę moja decyzja. Popełniłam pewne niedopuszczalne błędy, postanowiono, że powinnam na jakiś czas zostać odsunięta od... od decyzyjności i... zająć się sobą. - Zmarszczyła brwi. Dlaczego brzmiało to tak żałośnie? Dlaczego Evandra o tym nie wiedziała? Musiała Elvirę oszukiwać, przynajmniej częściowo. A może Tristan w istocie nie mówił swojej żonie o niczym? - Każde polecenie przyjmuję z pokorą. Więc uczyniłam co mi rozkazano. Ostatnią dużą akcją, w której wzięłam udział było odbicie twierdzy Warwick... uratowałam tam życie lorda Mathieu - powiedziała cierpko, świadoma, że nigdy nie została za to nagrodzona. Ale czy powinna tak łaknąć nagrody? Czy nie powinna być miast tego dumna z faktu, że mimo przeciwności jest nadal cholernie niezłomna? - Ale przecież nie chodzi tylko o zasługi. Po prawdzie... - Westchnęła i zaśmiała się pod nosem. Być może miała dość ukrywania własnych słabości, być może noc spędzona w Durham dała jej więcej niż śmiałaby przyznać. A być może Evandra w swojej doskonałości budziła aż nazbyt wiele sympatii. - ...z powodów osobistych, które niekomfortowo mi przytaczać, upiłam się na Sabacie. Zupełnie. Na umór. Absolutnie niegodnie. Chciałam przeleżeć ten Sabat w kącie, ale lord nestor dosiadł się do mnie... i powiedziałam mu parę zupełnie nierozsądnych rzeczy, z których połowy nawet już nie pamiętam. To było niedopuszczalne i karygodne, zachowałam się jak... jak histeryczka - przyznała szeptem, nie patrząc już Evandrze w oczy, zamiast tego uciekając spojrzeniem w stronę okna. - Ponoszę za to karę wciąż i będę ponosić długo. Mając czas na kontemplację... porzuciłam używki, przede wszystkim. Nigdy się nie upijam. Zawsze jestem gotowa na wezwanie. - Które zwykło nie nadchodzić. Nie zaproszono jej na uroczystości pierwszokwietniowe, nie zapraszano na spotkania... - Valerie Sallow miała... hmm. Wyraziłam skruchę. Wiem, że przekroczyłam wszystkie granice, że tamtej nocy byłam godna tylko wzgardy. Chciałam zadośćuczynić. Zdaje mi się, że lekcje z panią Valerie miały nauczyć mnie pokory. - Nędzna śpiewaczka rozstawiająca ją po kątach; ją, wprawioną uzdrowicielkę, która ratowała już życia wielkich i przy boku wielkich walczyła! - Nie byłam do niej nastawiona wrogo, nie opuściłam żadnego spotkania. Niemniej jednak, fakt, złamałam część jej poleceń. Nie informowałam jej o każdym wyjściu z domu w publiczną sferę. Ot, choćby, odwiedzając galerię sztuki, by zobaczyć obrazy o których lady mi wspominała. - Zacisnęła zęby, a potem pochyliła głowę z ponurym skrzywieniem ust. - Zdaje mi się, że nieporozumienia między nami wyniknęły z faktu, że pani Sallow od początku traktowała mnie jak niedogodność, jak wściekłe zwierzę, które niepodobna wypuszczać do ludzi. Cóż, w tej materii również zawiodłam. Nie udało mi się zrobić na niej lepszego wrażenia. O ile mi wiadomo, poinformowała już o tym lorda nestora - Odwróciła się i wpiła spojrzenie w oczy Evandry. Tak piękne i tak czyste. I tak uważne. Uśmiechnęła się, chłodno i sztywno. - Nie będę się jednak pogrążać w żalu. Dopóki żyję będę starała się udowadniać, że nadal można na mnie polegać. - Przynajmniej w tej materii, w której jej umiejętności były przydatne. Gorycz upokorzenia nauczyła się przełykać szybciej niż dawniej przełykała Ognistą Whisky.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Pokój gościnny [odnośnik]10.01.24 6:52
Evandra słynie ze swego niezwykle ciepłego serca i skłonności do wiary w dobro drugiego człowieka. Nieobce jest jej zwątpienie, jednak traktuje nim innych w szczególnych przypadkach, gdy ma ku temu prawdziwe podstawy. Elvira Multon daje jej wiele powodów, aby spojrzeć nań z przymrużeniem oka. Otrzymane od męża informacje nakreślają obraz czarownicy butnej, acz zagubionej — to widzi w niej półwila, kiedy decyduje się na spotkanie. Ma świadomość, że nie każdemu pisany jest los wielkego lorda czy lady, że nie wszyscy się nadają do przestrzegania zasad i błyśnięcia w towarzystwie, do niezłomności serca i szczerości gestów, jednak zawsze należy im się szansa.
Kiwa głową ze zrozumieniem, zgadzając się ze słowami o rozgrywaniu własnych kart. Jej życie wyglądałoby wszak zupełnie inaczej, gdyby pozmieniać kilka istotnych szczegółów, od niespotkania Tristana na tej pamiętnej uroczystości rodzinnej przed paroma laty, przez dostanie się do innego domu w Hogwarcie, po urodzenie się w innej rodzinie w ogóle. Plany losu są niezbadane i choć Evandra nie uważa się za osobę szczególnie przesądną, czy zawierzającą jasnowidzom, tak ma swoistą pokorę wobec wszelkich otaczających ją znaków.
- Zgadzam się, madame Mericourt jest idealnym przykładem czarownicy, która potrafi pogodzić macierzyństwo z oddaniem sprawie - przytakuje, z łatwością wypowiadając nazwisko tej, którą od pewnego już czasu wpuszcza do swojej alkowy. Jeszcze przed paroma miesiącami spłonęłaby rumieńcem do żywego, gdy wspomnienia wspólnych nocy nasuwają się na myśl i przesłaniają wszystko inne, jednak dziś przechodzi z tym już do porządku dziennego. Nie ma żadnego problemu z tym, by przytaczać jej imię i prawić o jej zasługach, bo szczerze oddaje jej szacunek, mimo wszystko, co dotychczas się między nimi wydarzyło. - Mam kilka śmiałych wniosków w tym temacie, jednak nie wiem, czy chciałabyś o nich słuchać - zaczyna zaraz ostrożnie, nie spuszczając błękitu tęczówek z pięknej twarzy siedzącej naprzeciw kobiety. Wychodzi z założenia, że należy do każdego wyciągnąć rękę, kupić jego zaufanie, oswoić i ukształtować pod własne życzenie. To przeświadczenie o własnej wyższości, związane z arystokratyczną krwią, a może niechęć do sprzeciwu, jaką wykształcają w niej geny wili? Może i nie jest tu po to, aby przelać osobowość uzdrowicielki do karafki własnych pragnień, ale warto zawsze spróbować i zobaczyć, czy się dostosuje. Jedyne, do czego należy sięgnąć, to delikatna manipulacja poprzez naciskanie na dobrze znane nuty. - Trudno się mierzyć z siłą kobiet. Są wojowniczkami i uzdrowicielkami, wzniecają wojny i łagodzą obyczaje. Przynoszą na świat nowe życie, ale i w równym stopniu odkrywają prawa rządzące światem nauki, dając nań zupełnie nowe spojrzenie. W ich dłoniach tkwi potęga, jaką nierzadko chce się stłamsić, wyrwać i pogrzebać. Panno Multon, niewielu jest mężczyzn, którzy się tego nie obawiają - zawiesza głos na moment, obserwując reakcje blondynki. - Nierzadko dostrzegają w nas zagrożenie. Karty historii jasno traktują, że świat może wyglądać zupełnie inaczej, lepiej i nam współcześni wspominają o tym z przestrachem, bądź przymrużeniem oka, niestety. - Z łatwością sięga do przeszłych zdarzeń, przez wiele lat interesując się historią, także rolą kobiet w społeczeństwach. - Wystarczy sięgnąć do Lidii w starożytnej Anatolii, gdzie status społeczny nie był związany z płcią, do społeczności celtyckich i Bouciccy, królowej Icenów, sprzeciwiającej się rzymskiej inwazji, czy chociażby znana z nordyckiej mitologii Freya, będąca zarówno boginią miłości, piękna i płodności, co wojny. Niekiedy odnoszę wrażenie, że dziś panuje przestrach wobec silnej, zrównanej z mężczyznami roli kobiet. Ale skoro spędzasz czas z lady Burke, zapewne zdążyłaś się już o tym nasłuchać - nawiązuje do rzekomej przyjaźni Elviry z Primrose, na znak, że jej słucha i że zapamiętuje jej słowa. Dzieli się z nią szczerymi przemyśleniami, ale także nieco naciągniętymi. Wie przecież doskonale, że nie każdy z mężczyzn ma podobne nastawienie, chociażby Tristan, który nigdy Evandry nie zniechęcał do wykonywania upragnionych przezeń zadań, jak i tolerancję względem Deirdre, stanowiącą tutaj żelazny przykład. Szkoda, że w świecie nie ma więcej czarodziejów mu podobnych.
Nie dostrzega załamania w zachowaniu kobiety, zaciśniętych na krawędzi filiżanki warg i głębszego oddechu, mającego być preludium do szerszej wypowiedzi. Spogląda nań z zaciekawieniem, ale i pewnym współczuciem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że jej istnienie może nie być łatwe. Sposób, w jaki ostrożnie podchodzi do wydarzeń z sabatu sprawia, że zyskuje ona w oczach lady doyenne. Sięgnęła do szczerości, nie krępując się swego zachowania, jakże surowo w społeczeństwie potępianego. Głupota czy odwaga?
- Szalenie mi przykro z takiego obrotu spraw - stwierdza tylko z cichym westchnieniem i pochyla się nad blatem stołu, aby sięgnąć dłoni Elviry i nakryć ją własną we współczującym geście. Nie widzi sensu w ponownym jej dyscyplinowaniu, zdążyła się już przecież nasłuchać, zarówno od Tristana, co pani Sallow. Jeśli ma zdobyć jej zaufanie, nie może powtarzać tych samych słów. - Zostało mi jedynie przekazane, że podczas sabatu doszło do ostrzejszej wymiany zdań, jednak szczegóły zostały mi oszczędzone. Wnioskuję więc, że decyzja o tymczasowym odejściu tylko częściowo zależna była od ciebie. - Upijanie się podczas towarzyskich wydarzeń tylko daje mężczyznom oręż w dłoń, dając dowód na to, że płci im przeciwnej nie należy w tej kwestii ufać. Gdyby tylko sami stosowali się do tych zasad. - Dobrze słyszeć, że ze swych doświadczeń wyciągasz wnioski. Nie każdego stać na taką pokorę.
Temat Valerie szczególnie Evandrę interesuje, gdyż sama czarownicy nie zna, a słyszy na jej temat różne, mało pochlebne opinie. To słowom Primrose zawierza najbardziej, uznając osąd przyjaciółki za niezwykle istotny, ale także Tristan przecież stwierdził, że śpiewaczka nie wywiązała się należycie z zadania.
- Informować o każdym wyjściu w sferę publiczną? - powtarza zaraz za nią i mruga kilkakrotnie w zdumieniu. - Rozumiem, że miało to służyć dyscyplinowaniu, upewnieniu się, że żadne niedopuszczalne zachowanie nie wejdzie w życie, jednak nakładane tak ograniczenia lubią nie zdawać egzaminu. Przykro mi, że wasza współpraca nie okazała się być owocna. - Na twarzy półwili pojawia się delikatny, przepraszający uśmiech. Śpiewaczka z pewnością zrobiła wszystko, co w jej mocy, jednak nie było to wystarczające. W jednej chwili lady Rosier nasuwa się na myśl śmiała myśl, jakoby byłaby znacznie lepszą nauczycielką od pani Sallow. Chętnie przygarnęłaby pannę Multon pod swoje skrzydła i otoczyła należną opieką, nadając odpowiedni kierunek jej dalszemu rozwojowi.
- Jeśli wyrazisz taką chęć, mogę podsunąć ci kilka wskazówek odnośnie poruszania się w towarzystwie, skoro do tej pory nie miałaś w swym życiu należytych wzorów. Uważam, że masz w sobie potencjał, który nie powinien się zmarnować. Zaszłaś zbyt daleko, by roztrzaskać się o skały konwenansów, a po naszych spotkaniach widzę, że poruszasz się wśród nich w miarę płynnie. - W miarę, bo jej zachowanie wciąż pozostawia nieco do życzenia, ale przecież nie jest przypadkiem beznadziejnym.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Pokój gościnny [odnośnik]06.02.24 19:33
Trudno było jej ocenić to jakie wrażenie tak naprawdę robiła na Evandrze Rosier - kobieta tak znacznie przewyższająca ją subtelnością, wychowania w kulturze fałszu i gier pozorów, w której ze swoją pozycją i doświadczeniem musiała czuć się jak ryba w wodzie mogła w bardzo prosty sposób okłamać ją lub wprawić w zwodnicze poczucie bycia docenioną. Nawet by jej tego specjalnie nie utrudniała, chłonęła przecież pochwały jak słodycz Felix Felicis, nie potrafiła spojrzeć na samą siebie obiektywnie, zwłaszcza wtedy, gdy ludzie szczerze lub nie potwierdzali jej urojony obraz rzeczywistości. Cień wątpliwości jednak pozostawał; zbyt wiele razy pozwoliła się zwieść, żeby dawać wiarę każdemu słowu. W tej sytuacji jednak niepewność przepełniała ją frustracją. Ile by dała za to, by móc sprawdzić co dzieje się w głowie lady doyenne.
Wili czar, który z niejasnej przyczyny rozlewał czasem rumieniec również na jej policzkach (a sama była kobietą, Merlinie!) też niczego nie ułatwiał.
Temat macierzyństwa nasunął się sam tak za sprawą biegu rozmowy jak i faktu, że zaokrąglonego brzucha lady nie dało się przeoczyć; ta idea zazwyczaj napawała ją niechęcią, ale tym razem zdawała się ona zespolona z niepokojem. Nigdy nie spytała swojej matki dlaczego po pierwszej córce urodzonej w wieku trzydziestu sześciu lat nie miała więcej dzieci, mimo domniemanie szaleńczej miłości do ojca. Nie żeby kiedykolwiek żałowała braku rodzeństwa, pewnie doprowadzałoby ją do szewskiej pasji, ale czy istniała szansa, że Miriam Multon zwyczajnie nie mogła mieć ich więcej?
Och, nie powinna się tym teraz przejmować. Trwała wojna, pochłaniając niemal cały jej czas, a poza tym nie była tak stara jak Miriam.
I jeżeli miałaby kiedykolwiek dziecko to na pewno nie więcej niż jedno.
- Wręcz przeciwnie. Jestem lady wniosków nadzwyczaj ciekawa - odpowiedziała miękko, gdy Evandra przybrała ostrożniejszą postawę mimo tak fascynującego tematu, który dopiero co podjęły.
Tym razem nie miała w intencji przymilania się, nie musiała też wcale starać się, by nie brzmieć sarkastycznie, bo wcale się tak nie czuła. Lady doyenne wielkiego rodu, lubiana przez Primrose, na ustach niemal każdej szanującej się czarownicy w kraju; czy mogła mieć własne opinie i plany, czy może wyłącznie udawała, że je ma na cel ich małych, herbacianych i w głównej mierze teoretycznych spotkań? Kiedy zaczęła mówić, słuchała jej uważnie z brodą podpartą na dłoni, a uśmiech, tak starannie pielęgnowany, stawał się coraz bardziej i bardziej odległy, tak jak odlegle sięgała myślami. Swoimi słowami Evandra zaskoczyła ją pozytywnie, a odwołania do historii sprawiły, że Elvira nie śmiała odrywać od niej wzroku, nie mówiąc już o przerywaniu. Potem milczała przez chwilę, by ostatecznie westchnąć cicho i przesunąć palcami po własnej wardze.
- Ma lady niezwykły dar do słowa. Myślę, że gdyby napisała lady własny artykuł, jeśli i nawet stricte historyczny, wiele kobiet czytałoby go z zapartym tchem. Może nawet i mężczyzn - Pokręciła głową. - Ja w każdym razie jestem zachwycona. Istotnie miałam okazję rozmawiać o tym też z Primrose... z lady Burke - poprawiła się, choć to nie wydawało się potrzebne. Gdyby były w publicznym miejscu nie pozwoliłaby sobie zapewne na podobną poufałość, nie wtedy gdy mógłby usłyszeć ich ktoś jeszcze, ale Evandra wiedziała już, że Primrose jest jej bliska. Nawet jeżeli było to jednostronne. - Miałam też wiele okazji do tego by rozważać własne wyobrażenia o kobiecej sile. Przewartościowywać je. Rozwijać. Kiedyś myślałam zupełnie inaczej, kiedyś wyznacznikiem siły była dla mnie wyłącznie samowystarczalność... bo sama byłam samowystarczalna. A to już skrajna krótkowzroczność. - Uśmiechnęła się jakby z sentymentem, choć nie miała ku temu żadnych powodów, a potem na nowo spoważniała. - Jestem ciekawa... mam nadzieję, że moje pytanie lady nie urazi. Czy tak ważna pozycja, właściwie u samego szczytu społeczeństwa... czy sądzi lady, że gwarantuje ona siłę, umożliwia rozwój czy raczej go ogranicza? - W przypadku Tristana nie miałaby wątpliwości, ale Evandra była kobietą, na której spoczywały ogromne, może nawet większe oczekiwania niż na nestorze i była ciekawa jej spojrzenia na jej własną sytuację. Kobietom, zwłaszcza ustawicznie obserwowanym, wybaczano przecież znacznie mniej niż mężczyznom wysokiego stanu.
Wkrótce zresztą jej samej przyszło obnażyć się boleśnie z wydarzeń, co do których była już pewna, że nie są w stanie wpłynąć na jej pewność siebie. Zdecydowała się jednak na szczerość, ubraną w piękne słowa, ale jednak bezlitosną, trudną i wstydliwą. Nieistotne, czy wpłynęła na to potrzeba obronienia samej siebie własnym poczuciem winy i zdaniem na temat tego wszystkiego przy świadomości, że Evandra łatwo może usłyszeć co mają do powiedzenia inni, czy może zwyczajnie dawała w ten sposób cząstkę siebie, wierząc, że Evandra kiedyś odwdzięczy się tym samym. Nie zamierzała dłużej udawać, że nie popełniła żadnego błędu i że to wszystko było tylko przypadkiem, złym snem albo marą, którą łatwo było rozwiać i pójść dalej.
Bo nie była w stanie pójść dalej już od sześciu długich miesięcy, cierpiąc na każdym kroku efekty swoich bezmyślnych decyzji.
Czego się nie spodziewała, to aksamitnie gładka dłoń na jej własnej, ciepły i niemal życzliwy dotyk. Uniosła spojrzenie, które gdzieś w międzyczasie z żalem opuściła i spojrzała na Evandrę szerokimi oczami, unosząc brwi na ten ułamek sekundy zanim przywołała się do porządku i uśmiechnęła. Z trudem ale szczerze, czekając z zapartym tchem aż lady zabierze rękę, by nie zrobić przypadkiem czegoś impulsywnego jak na przykład objęcie jej palców własnymi. Była może nieco zarumieniona, ale trwała w perfekcyjnym bezruchu dopóki Evandra się nie odsunęła.
- Miło mi to słyszeć, ale naprawdę nie zasługuję na lady współczucie - Nie pamiętała wszystkich słów, które tamtej nocy wypowiedziała, ale kojarzyła, że sama Evandra też się w nich przewinęła. Ugryzła się w język nim zdążyłaby dodać, że cieszy się, że szczegóły zostały jej oszczędzone, a potem westchnęła. - Istotnie tak było - Nie było, decyzja o tymczasowym odejściu nie była nawet w małej części zależna od niej, ale Evandra nie miała potrzeby tego wiedzieć. - Dziękuję - dodała łagodniejszym szeptem, bo tak wypadało.
Zaognić się na Valerie było jej znacznie łatwiej niż roztrząsać własne błędy, ale i tak starała się zachowywać pewną powściągliwość, nie mając pojęcia czy Evandra miała na jej temat wcześniej wyrobioną opinię.
- Wyjątkową przykrość sprawił mi fakt, że pani Sallow nie uznała mnie za gotową do pojawienia się na uroczystości pierwszokwietniowej, choćbym miała zaledwie ją obserwować. Nie śmiałam wówczas podważać jej woli, chociaż... - urwała na sekundę, choć dostrzegając zdziwienie i zrozumienie Evandry zdecydowała się pójść za ciosem. - ...chociaż uznałam to za niesprawiedliwe - ostatnie słowo powiedziała szeptem, jak sekret. Potem uśmiechnęła cię znów uprzejmie i wzruszyła nieco ramieniem, tak jakby po tylu tygodniach nie było sensu do tego wracać.
Ale och, Elvira nie była racjonalna, nie była skłonna wybaczyć i nie zamierzała tego zapomnieć nigdy.
Propozycja Evandry sprawiła, że rozpędzone myśli Elviry na krótką chwilę stały się spójne. Odbijały się w jej głowie echem, dopóki nie przekonała samej siebie, że istotnie wcale się nie przesłyszała.
Evandra chciała ją uczyć. Co za tym idzie - spotykać się z nią częściej.
- Byłabym zaszczycona mogąc obrać lady doyenne za wzór - powiedziała w końcu, patrząc kobiecie wprost w oczy, by nie pomyślała, że jest tego niepewna. Jeszcze nie tak dawno temu istotnie mogłaby mieć wątpliwości, ale teraz, dzisiaj, po tym wszystkim co padło zdawało się to spełnieniem pragnień. Widzę w tobie potencjał, zaszłaś zbyt daleko. Z Evandrą rozmawiało jej się znacznie łatwiej, znacznie łatwiej było jej słuchać, nawet jeśli wrażenie tego, że lady traktuje ją jak równą sobie czarownicę było jedynie ułudą. Mimo faktu, że była żoną Tristana Elvira nie czuła tych samych co przy Valerie obaw, że nie sprosta jej oczekiwaniom.
I co najważniejsze - tym razem to był jej wybór.
- Lady pomoc jest nieoceniona, odwdzięczę się jednak w każdej osiągalnej dla mnie formie - dodała jednak, bo nie wyobrażała sobie rzeczywistości, w której nauka nie wiązałaby się z jakąś formą zapłaty.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Pokój gościnny [odnośnik]08.02.24 8:12
Z uśmiechem przyjmuje komplementy panny Multon i jej uznanie, jakim ją obdarza. Niewielu mówi o tym wprost, więc jest to dla Evandry zupełnie nowe, acz podnoszące na duchu. Czuje, jak jej serce rośnie, a na policzki wkrada się lekki rumieniec.
- Ja napisać do gazety? - powtarza za nią z błąkającym się na twarzy rozbawieniem. - Ja rozumiem, że arystokrackie zachcianki spełnia się z należytą powagą, jednak muszę zaznaczyć, że tego typu sława leży daleko od moich aspiracji. - Pokusza się na przełamanie kolejnych lodów i zatarcie następnej granicy, puszczając blondynce oczko. - Niemniej dziękuję za twe słowa, panno Multon, jestem nimi wzruszona. Cieszy mnie także twoja świadomość w kwestii siły. Mówisz o bardzo ciekawym wniosku, który przyświecał niegdyś także i mnie. Możesz mi nie wierzyć, ale kiedyś byłam prawdziwą buntowniczką - dodaje nieco ściszonym głosem, z majaczącym się wciąż na twarzy uśmiechem. - Dopóki nie zrozumiałam mocy działania w jedności, na każdym zresztą polu. Nie ma trudu, jaki należy nieść wyłącznie na swoich własnych barkach. Przy wszystkim przydać się może pomoc. - Z takiego wniosku wychodzi i o nim pragnie mówić, podkreślając istotę współpracy, zwłaszcza tej kobiecej. Jako czarownice powinny się wspierać ze zdwojoną siłą, jednak nie każda to rozumie, oglądając się tylko zazdrośnie za swoją koleżanką.
- W żadnym wypadku nie jestem urażona twoją ciekawością, bo na to pytanie czeka chyba pouczająca odpowiedź. - Dopija zawartość swojej filiżanki i odgarnia jasny kosmyk sypiący się do oczu. - Moja pozycja niesie ze sobą wiele obowiązków, ale też przywilejów, do obu należy podchodzić w sposób zrównoważony. Odpowiedzialność za ród jest zadaniem każdego, niezależnie od pochodzenia trzeba przynosić swoim przodkom i bliskim dumę. W przypadku piastowania wyższej funkcji, wiąże się to dodatkowo z odpowiedzialnością za innych. Staram się poświęcać czas każdemu z członków rodziny po to, by wzmagać jedność, ale też słuchać o ich wewnętrznych konfliktach. Staram się być żoną, matką i przyjaciółką, a jak wiadomo, podtrzymywanie relacji nie jest znowu takim najłatwiejszym zadaniem. - Uśmiech półwili nieznacznie przygasa, kiedy odsuwa na moment wzrok, by przesunąć jego błękitem po wyłożonych na półmisku owocach. Żadna z nich nie tknęła łakoci, ale te pojawiły się na stole, by podkreślić starania Multon. - Powrócę znów do odpowiedzialności, bo to ona przyświeca najmocniej w chęci działania na rzecz społeczeństwa. To obowiązek, ale i przywilej, dostrzegać problemy skupione poza własnym domem. Myśląc o sytuacji w kraju odzywa się we mnie głos, pragnący coś zmienić, poprawić czyjś los. Korzystam więc z posiadanych kontaktów, rodziny, przyjaciół, osób znanych z polecenia, aby uczynić w świecie coś dobrego. Po co człowiekowi bogactwo, kiedy nie potrafi go odpowiednio wykorzystać? - zamyśla się nagle, bo oto jej w istocie od zawsze chodziło.
- Spełnianie wszystkich obowiązków łączy jedno, satysfakcja. Nie ma dla mnie chyba nic bardziej motywującego czy przynoszącego radość, co świadomość z dobrze wypełnionego zadania. To daje mi siłę, umożliwia dalszy rozwój, sprawia, że z każdym dniem chcę stawać się coraz lepsza - w głosie Evandry wybrzmiewa pogoda ducha. Choć nigdy wcześniej się nad tym tak poważnie nie zastanawiała, tak dzisiaj ma pewność, że działanie na rzecz innych jest tym, co najbardziej podnosi na duchu i dodaje sił do dalszego działania. Nic dziwnego, że stale biega od jednego projektu do drugiego, bo poczucie bycia potrzebną oraz satysfakcja z dobrze wypełnionego zadania, są tego nierozerwalną częścią.
Korzenie się zdaje się być mocno w Elvirze osadzone. To wyuczona skromność, szukanie własnych błędów i wytykanie ich sobie, obnażanie przed innymi, skąd się bierze przeświadczenie o własnej niższości? Wprawdzie Evandra ma do czynienia z czarownicą niższą stanem, lecz nie świadczy to o tym, że powinna się ona celowo płaszczyć. Nie komentuje już słów o zbędności współczucia. Wsparcie należy się każdemu, lecz półwila nie zamierza naciskać, kiedy widzi, że ma do czynienia z trudnym przypadkiem. Małymi krokami. Daruje sobie także stwierdzenie, że może rzeczywiście Multon mogła nie być gotowa, aby pojawić się na towarzyskim spotkaniu, ale przecież można było rozwiązać to na wiele różnych sposobów.
- Szalenie mi przykro, że tak to właśnie wyszło - dzieli się swoim wrażeniem co do pierwszokwietniowych uroczystości. - Bez twojej obecności to spotkanie było niepełne. - Wprawdzie tamtego dnia niewiele obchodziła ją Elvira i powód jej absencji, jednak dobrze było oglądać kolejne kobiety na scenie. Jak na gust lady doyenne, było ich wciąż za mało.
- Wspaniale, doprawdy! - sprawa ta cieszy ją bardziej, niż powinna, a raczej bardziej, niż założyłaby Elvira. Evandrze zależało na tym, by stać się czyimś wzorem, tak prawdziwie i oficjalnie, nie zaś wyłącznie w domyśle, czerpiąc mądrości lady doyenne ze stron plotkarskich gazet. Ma w sobie wiele wiedzy, jak i wdzięku, jakimi mogłaby się podzielić i co chce puścić dalej w świat. Nie ma jeszcze pojęcia, czy kobieta, która klaskała na pogrzebie, jak i spiła się na balu możnych, jest odpowiednim odbiorcą dla jej słów, ale półwila lubi wyzwania. Problemy nie są po to, aby były łatwe do przeskoczenia czy rozwiązania, a stały się okazją do dalszego wzmacniania i rozwoju. Nie jest pewna, czy Tristan pochwali tę decyzję, zapewne tylko westchnie ciężko i pokręci głową rozbawiony. Czy potrzebuje też zobaczyć odbicie pochwały w jego oczach? Jak wybrzmiałoby to na językach arystokracji? Evandra prędko odgania te myśli i uśmiecha się znów do kobiety. - Czeka nas wiele miło spędzonego czasu.

| zt x2



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Pokój gościnny
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach