Wydarzenia


Ekipa forum
Gabinet Mulcibera
AutorWiadomość
Gabinet Mulcibera [odnośnik]07.10.22 15:14
First topic message reminder :

Gabinet Mulcibera

Dość przestronny gabinet jest jednym z pierwszych pokoi jakie napotyka się w surowym, kamiennym korytarzu Departamentu Tajemnic. Sąsiaduje z innym, a także palarnią, ale dźwięki zza ścian nie docierają do środka. Wnętrze przypomina pozostałe pomieszczenia socjalne i gabinety; wyłożone jest orzechowym drewnem. Podobnymi deskami obudowany jest także kominek niepodłączony do sieci Fiu. Spore wnętrze mimo wszystko wydaje się źle zagospodarowane. Drewniane biurko skierowane jest przodem w stronę wejścia, za nim mieszczą się regały wypełnione woluminami, a przed nim postawione są dwa fotele obite brązową skórą. W jednym z rogów stoi zawsze czysta tablica, a w drugim sporej wielkości żerdź dla sowy, która wlatuje do środka poprzez okno uchylające się do wnętrza Ministerstwa Magii. Biurko zawalone jest stertą pergaminów i listów; a także wydań Walczącego Maga i Horyzontów Zaklęć, ale niewiele można w środku uświadczyć istotnych zapisków, czy prywatnej korespondencji.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gabinet Mulcibera - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Gabinet Mulcibera [odnośnik]07.12.23 13:13
Kiwnął głową, zgadzając się ze słowami Ramseya, nie komentując już ich jednak w żaden sposób; to było coś, z czym trudno było polemizować, nauczył się już dawno temu, że każda decyzja miała swoje konsekwencje – czasami takie, z którymi godził się świadomie, czasami zupełnie niespodziewane, przypominające o sobie po wielu miesiącach. Za zignorowanie zasłyszanej przed laty przestrogi płacił wszak do dzisiaj, nie wątpił też, że jeżeli kiedykolwiek natknie się ponownie na trop Sguaba Tuinne i postanowi za nim podążyć – zapłaci za tę pogoń o wiele więcej. I nie będzie to cena mierzona w złocie.
Machnął ręką, kiedy Ramsey wspomniał o możliwym skazaniu na uwięzienie w Azkabanie. – Tak, tak – nie musisz cytować mi regulaminu – rzucił lekko, tak naprawdę nie oczekiwał, że Śmierciożerca podzieli się z nim jakimś pilnie strzeżonym sekretem – co nie oznaczało, że nie czuł ekscytacji na myśl, że mógłby to zrobić. O niewymownych pracujących w Departamencie Tajemnic krążyły legendy, zdawał sobie sprawę z tego, że wiązała ich jakaś przysięga milczenia – a chociaż podejrzewał, że nawet połowa historii, które do niego docierały, nie miała wiele wspólnego z prawdą, to co do dyskrecji obowiązującej pracowników tego miejsca nie miał najmniejszych wątpliwości. Zresztą: domysły rodziły się tam, gdzie brakowało twardych faktów i rzetelnych informacji, co wyjaśniało mnogość pogłosek na temat rzekomych sekretów strzeżonych przez Departament Tajemnic. – Zobaczymy – dodał jeszcze z przekąsem, zerkając na Ramseya z ukosa; porzucając kwestię tego, co znajdowało lub nie znajdowało się za szeregiem szczelnie zamkniętych drzwi w momencie, w którym weszli do jego gabinetu.
Odchylił się w fotelu wygodnie, opierając ramiona na podłokietnikach. Rozejrzał się po pomieszczeniu, finalnie zatrzymując wzrok na trzymanej przez gospodarza butelce. – Widocznie – przytaknął, zaraz po tym unosząc lekko brwi do góry, żeby ostatecznie zmarszczyć je w zastanowieniu. Nazwisko wymienione przez Mulcibera nie było mu obce, ale w połączeniu z imieniem nie składało się w żadne wspomnienie czy rysy twarzy. Uniósł dłoń, po czym w namyśle potarł krawędź żuchwy. – Nie przypominam sobie – przyznał, bardziej od samej historii zdziwił go chyba fakt, że Rycerze Walpurgii mogliby zabiegać o wsparcie mieszańców. – Czym właściwie się parał? – zagadnął, choć bez większego zainteresowania, los Morgana niespecjalnie go obchodził; gdyby był kimś istotnym albo znajdował się w posiadaniu czegoś, na czym by mu zależało, z pewnością by o nim usłyszał.
Na dłuższy moment skupił się na studiowaniu dziennika, próbując zdecydować, w jaki sposób najlepiej byłoby otoczyć go ochronną magią; planując, w których miejscach połączyć ze sobą magiczne sploty. Jednym uchem słuchał jednak Ramseya, a kącik ust drgnął mu w górę. – W takim razie tym bardziej ucieszy ją twoja wizyta – stwierdził, skrupulatnie skrywając lekkie i zupełnie bezpodstawne ukłucie zazdrości, szturchającej jego klatkę piersiową. On sam nie znał Melisande praktycznie wcale, parę powierzchownych rozmów, które mieli za sobą, nie zdradziło mu na jej temat nic; była dla niego zagadką, tajemnicą póki co niedostępną tak samo, jak sekrety skrzętnie skrywane przez niewymownych.
Odłożył na moment różdżkę, zamiast tego biorąc do ręki szklankę z koniakiem, którą zakołysał lekko, przyglądając się, jak przejrzysty płyn liże ścianki naczynia. – W końcu zrozumieją, że przegrali i nie mają tu czego szukać – wspomniał, pewien, że rebelianci nie mieli już szansy na odbicie Warwickshire – nie, kiedy znajdowało się w rękach Śmierciożercy, jednego z najpotężniejszych czarodziejów w kraju. Hrabstwo leżało też zbyt daleko do półwyspu, żeby ich nieporadne ręce mogły po nie skutecznie sięgnąć, chociaż nie było wątpliwości, że i tak spróbują; skoro panoszyli się i po wysuniętym daleko na wschód Norfolku, to mogli panoszyć się wszędzie. – Ożeniłeś się? – wtrącił, zaskoczony; nie wiedział o tym, ale właściwie: nie było w tym nic dziwnego, długo pozostawał poza krajem, nie był jeszcze na bieżąco z tym, co zmieniło się pod jego nieobecność. – Jeżeli będziecie czegoś potrzebować, daj znać – zaoferował, Ramsey miał przed sobą trudne zadanie, ale jego powodzenie miało wzmocnić ich wszystkich; razem byli silniejsi.
Zaklęcie dziennika na przeszło kwadrans oderwało jego myśli od wszystkiego innego, przyglądał się Śmierciożercy, kiedy wziął przedmiot w dłonie – pewien, że zabezpieczenie zadziała dokładnie tak, jak opisał. To nie była skomplikowana magia, a Manannan nie miał powodów, żeby wątpić w swoje umiejętności; do tej pory go nie zawiodły. – Bardziej złożone zaklęcia ochronne zabrałyby więcej czasu, ale to jest stosunkowo proste – przytaknął, kiwając nieznacznie głową w odpowiedzi na podziękowania. Upił łyk alkoholu, spodziewając się, że ich spotkanie dobiegało końca – Ramsey był w pracy, nie miał zamiaru zajmować jego czasu zbyt długo, z pewnością był cenny – ale kolejne słowa mężczyzny zatrzymały go w miejscu, a w jasnym spojrzeniu zatańczyło pytanie.
Uniósł brwi, zaintrygowanie wyraźnie odmalowało się na jego twarzy – ale jeżeli spodziewał się, że usłyszy tego dnia od Śmierciożercy jakąś jasną informację, to chyba musiał obejść się smakiem. Milczał przez chwilę, zapytany o to, co o tym myślał; na wargach zatańczyło rozbawienie. – Zastanawiam się – zaczął – czy mówienia zagadkami nauczyłeś się już w Chateau Rose, czy dopiero tutaj, bo Melisande zdaje się mieć identyczny zwyczaj – napomknął, pół-żartem, pół-serio. – Wspomogę cię, jak tylko będę mógł – zapewnił po chwili, poważniejąc, tylko odrobinę poirytowany; nie lubił zgadzać się na coś w ciemno, zwłaszcza jeżeli dotyczyło to jego ziem, ale w tym wypadku raczej nie miał wyjścia – podejrzewał, że Ramsey tak naprawdę nie pytał go o zdanie, był Śmierciożercą; nie miał zamiaru mu odmówić. – Powiadom mnie, kiedy nadejdzie odpowiedni czas. W międzyczasie rozejrzę się za miejscami, o których wspomniałeś – dodał, nie był numerologiem ani geomantą, ale znał podstawy jednej i drugiej dziedziny. – Czy jest coś jeszcze? – zapytał, posyłając Mulciberowi pytające spojrzenie. – Jeżeli nie, będę się zbierał – nie chciałbym zbyt długo zakłócać ci pracy – powiedział, wstając – o ile Ramsey nie zdecydował się kontynuować rozmowy. – To naprawdę dobry koniak – wtrącił, odstawiając na blat szklankę, kimkolwiek był tajemniczy bogacz – miał dobre oko do drogich alkoholi.




some men have died
and some are alive
and others sail on the sea
with the keys to the cage
and the devil to pay
we lay to fiddler's green

Manannan Travers
Manannan Travers
Zawód : korsarz, kapitan Szalonej Selmy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
so I sat there,
beside the drying blood
of my worst enemy,
and wept
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +4
CZARNA MAGIA : 12 +4
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10515-manannan-travers https://www.morsmordre.net/t10605-zlota-rybka#321117 https://www.morsmordre.net/t12133-manannan-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t10596-skrytka-bankowa-nr-2306#320992 https://www.morsmordre.net/t10621-manannan-travers
Re: Gabinet Mulcibera [odnośnik]11.12.23 18:32
Upił łyk koniaku i odstawił szkło na bok, powoli przesuwając po blacie stołu. Zatrzymał palce na nim przez chwilę, ledwie opuszkami stykając się z zimnym szkłem, a potem nagle odjął dłoń od naczynia i zmiął palce, trąc o wnętrze.
— Nie pamietam — powiedział, po chwili, spoglądając na Manannana. — Naprawdę. Deirdre pozostaje z nim w kontakcie, jak sądzę — dodał na wypadek, gdyby korsarz błędnie założył, że była to kolejna tajemnica, którą nie chciał się z nim podzielić. Towarzyszył w tamtym spotkaniu Tsagairt, dziś dla niego to było już bez znaczenia, ale koniak był wyborny, to musiał przyznać. Uśmiechnął się i skinął lekko głową, kiedy kapitan Selmy przyznał, że Melisande będzie cieszyć się z wizyty. Nie wyczuł zazdrości w głosie Traversa, uznawszy temat za zakończony, kiedy całkowicie pochłonął go dziennik. Nie był w stanie go zabezpieczyć samodzielnie, nie znał się na takiej magii i choć miał dostęp i możliwości, miał szereg specjalistów pod nosem nie chciał by angażowali się w ten projekt. Im więcej osób wiedziało o istnieniu dziennika, tym większe było zagrożenie w kwestiach bezpieczeństwa. Patrzył na jego działania, a potem już na sam notatnik, nim ostatecznie wylądował z boku. Czekało go jeszcze stworzenie kilku wzorów, potrzebował kilku przedmiotów, a później musiał je ze sobą powiązać, uzależnić od siebie. Wiedział już, że większość drobnych prac zleci Rigelowi, ale dalszy etap będzie musiał wykonać razem z Rycerzami Walpurgii. Nie ufał wcale młodemu stażyście, nie wierzył w jego słowa o lojalności i umiejętnościach dochowania sekretów.
— Dawno temu. Parę lat — wyjaśnił pobieżnie, jakby nie było w tym nic dziwnego. — Nikt o tym nie wiedział, miałem przez lata aurorów na karku. — Szczególnie jednego, uporczywego. Deptał mu po piętach, ale już od dawna nie musiał się go obawiać ani prawa ani konsekwencji. Azkaban mu nie groził. Nie groziło mu zimne Tower. — Robimy co możemy, by chronić bliskich — dodał z lekkim uśmiechem; nie świętowali hucznie, nawet w zamyśle, o tym wydarzeniu nie musieli wiedzieć znajomi, przyjaciół nie miał zbyt wielu, choć być może nie miał ich wcale, ale tak zwykł określać ludzi, z którymi łączyły go bliskie interesy, ważne sprawy, zasady lojalności i oddania. I każdemu z nich musiał wyjaśnić w ten sam sposób, że tajemnica, której strzegł nie była wyrazem braku zaufania względem nich. Była przezornością, którą czarnoksięstwo wymuszało na nim od zawsze. — Dziękuję, to wiele dla nas znaczy — przyznał, spoglądając w oczy kapitanowi. Współpraca, wzajemna pomoc — nie był nigdy dobrym politykiem, ale żył nie od dziś. Lojalni sojusznicy, nie tylko wśród Rycerzy ale także panów ziemskich gwarantowały sukces. Chciałby przyznać, że nie potrzebował ani wsparcia, ani pomocy. Chciałby przyznać, że Traversowie ani żaden inny szlachetny ród nigdy nie będzie do niczego potrzebny, ale każdy głupiec wiedział, że to tylko mrzonka nieświadomych niczego, żyjących w bańce chłopców. W pojedynkę było trudno; wiedział o tym nawet Czarny Pan. Dlatego miał ich. Dlatego otaczał się nimi od zawsze.
— Może przychodzą ci na myśl inne, które mogłyby się okazać przydatne? Widzisz, planuję ten dziennik zatrzymać tutaj. W tym pomieszczeniu, przynajmniej na razie, ale jeśli wszystko się powiedzie widziałbym dla niego miejsce w specjalnej sali, dobrze zabezpieczonej. Najlepiej takiej, do której nikt nie musiałby wchodzić. Działanie związane z dziennikiem nie wymaga niczyjej obecności, nie musi być więc to wielkie pomieszczenie, wystarczy schowek na miotły. A jednak musi ograniczać dostęp osób nieporządanych. Nieprzychylnych... Gdyby, wiesz... Chciał wykraść z niego informacje lub zaburzyć jego funkcjonowanie. — Być może nasunęłoby mu się coś, może wiedziałby jak takie miejsce zamknąć. I tak będzie musiał udać się do specjalisty, kogoś kto to zrobi, kogoś kto potem o tym zapomni, ale wolał zlecić konkretny pomysł niż zdawać się na nieznajomych. — Każda twoja rada i sugestia będzie dla mnie drogowskazem— zapewnił go z lekkim uśmiechem, który poszerzył się, kiedy porównano go do Melisande. Być może coś w tym było; być może fakt, że jako dzieci czuli się rodziną wychowaną w ten sam sposób, według jednego modelu i z konkretnym schematem myślenia sprawiał, że tak bardzo się przypominali korsarzowi.
— Wspaniale — przyznał, kiedy przystał na kolejną jego prośbę. — Wiem, że dręczę cię prośbami, w których więcej jest niewiadomych niż pewników, ale twoja zgoda i aprobata wiele dla mnie znaczą. I zapewniam cię, że efekt nie tylko cię zadowoli, ale także przyczyni się do poprawienia bezpieczeństwa na twoich ziemiach. Wpłynie na komfort i spokój twoich ludzi. Na razie jednak, musisz mi zaufać.— A nie było to łatwe, szczególnie dla ludzi, którzy z natury nie ufali innym. Domyślał się, że Manannan nie był inny i kierował się także wobec niego zasadą ograniczonego zaufania, dlatego jego obecność i zaangażowanie mogły dać mu pewność, że działać będzie także na swoją korzyść. — Czuję się zobowiązany, wiedz o tym — przyznał, kiedy nadszedł czas końca. Podniósł się z krzesła, gotów, by odprowadzić towarzysza, nie tylko do drzwi, ale na samą górę, aż do Gontanny Magicznego Braterstwa, gdzie się spotkali. Był jego gościem, człowiekiem, który przyszedł go wspomóc swoją wiedzą i umiejętnościami, chciał aby to czuł. — W takim razie przyjmij ode mnie całą butelkę.

| ztx2 :pwease:



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Gabinet Mulcibera - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Gabinet Mulcibera
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach