Wydarzenia


Ekipa forum
[SEN] Iść w ogień z tobą raz po raz
AutorWiadomość
[SEN] Iść w ogień z tobą raz po raz [odnośnik]13.07.23 22:40
First topic message reminder :

Srebrne włosy bawiły się z wiatrem, jasne jak księżyc przylepiony do atramentowej kopuły, ten wąski sierp otoczony morzem gwiazd. Patrzył na nią, a ona patrzyła na niego - siedząca na parapecie szeroko otwartego okna, obramowana firanami poddającymi się powiewom późnowieczornego powietrza. Z trzeciej kondygnacji strzelistego budynku o frontowych ścianach gęsto wyścielanych bluszczem miała idealny widok na uśpione w oddali miasteczko, gdzie gasły ostatnie świece i lampy, ulegając sennej ciemności. Dzieci od dawna już spały, a teraz przyszedł czas na rodziców; kładli się do chłodnych łóżek, układali twarze na poduszkach i przymykali powieki, marząc o tym, by kolejny dzień okazał się łaskawszy. Łączyło ich z nią tylko tyle i tyle, te głupie marzenia, których los nigdy nie spełni. Naiwność wgryziona w serce, przypominająca chwast, który powracał do ogrodu mimo regularnego pielenia i zalewania gleby kwasem. Półwila uśmiechnęła się do siebie cierpko, przenosząc spojrzenie na masywny zegar ustawiony pod przeciwległą ścianą, zbudowany z eleganckiego, błyszczącego drewna czarnego jak noc. Wskazówki zegara pokazywały już prawie pełną godzinę, a to znaczyło, że w korytarzu musiały wybrzmiewać oczekiwane kroki. Stuk, stuk, stuk, obcasy zadbanych butów uderzały o posadzkę, przetykane szorstkim hurkotem laski. Chociaż kusiło ją, by przywitać go właśnie w tej pozycji, na parapecie, z zamglonym melancholią spojrzeniem tęskniącym do wolności miasteczka, to byłoby niestosowne. Ale co było tu stosowne? W egzaltowanym burdelu, do którego ściągali zadurzeni w nietypowym luksusie mężczyźni o różnych gustach, często ciemniejszych niż heban? Każdy z nich był inny, a jednak łączyło ich zamiłowanie do towaru, którego trudno byłoby uświadczyć w byle jakim przybytku rozkoszy wrastających pomiędzy małe miejskie aglomeracje. Półwila była takim właśnie towarem. Nie jedynym, miała tu siostry o płomiennych temperamentach i zamiłowaniu do własnych twarzy, dwie, oprócz niej. Trzecia zniknęła w ostatnim miesiącu.
Celine zsunęła się z chłodnego parapetu. Półprzezroczysta, biała sukienka miękko opływała ciało, lejąc się ku posadzce; ramiona miała odsłonięte, dekolt z prześmiewczą pruderyjnością sięgający szyi. W porównaniu do zwykłych dziewcząt, czarownic, którym odebrano różdżki, oraz charłaczek, nie potrzebowała fikuśnych strojów, by nęcić i kusić - i on o tym wiedział. Ułożyła się na szezlongu, wyciągnięta jak zadowolona i leniwa najada, z włosami częściowo przewieszonymi przez miękką poręcz; głowę miała podpartą na łokciu, spojrzeniem świdrując drzwi, do których rozległo się ciche pukanie. Niepotrzebny nawyk, symulujący wizytę, za którą nie płacił, jak gdyby odwiedzał wyczekującą go kochankę, zamiast kogoś, kogo spętano, przymuszono i przemodelowano na zupełnie inny obraz. Gdzieś na dnie duszy wciąż tliły się znajome melodie charakteru, nie można było jej już jednak porównać do osoby, którą była, zanim więzienie sprzedało ją do tego miejsca.
- Wejdź - zaprosiła go z aksamitną dźwięcznością, a kiedy drzwi się otwarły, uniosła się na dłoniach, nieco zniżając brodę i ramiona; jej szyja wydawała się dłuższa, łabędzia, podczas gdy różnokolorowe tęczówki zacieniły się pod baldachimem rzęs. - Jak zwykle punktualny - zauważyła, podciągając ku górze kącik ust. O dziwo, na tle pozostałych gości, nawet go lubiła; gusta Hectora Vale sięgały cierpkiej trucizny, lubił zadawać ból, lubił wiedzieć, że był za niego odpowiedzialny, jakby pławił się w torturze, jaką zadawał samemu sobie przerysowaną wyższością nad bezbronną kobietą. Oprócz tego był jednak kulturalny i mądry, niebywale bystry, a nie o każdym można było tak powiedzieć. Ich spotkania słono go kosztowały, zaleczanie cudzych trosk przynosiło mu zysk, który trwonił nie tyle na cielesne uciechy, co na poczucie bycia złym, przegniłym człowiekiem. Oferowała mu to. Nie miała wyboru, siniaki ginęły pod wpływem zaklęć leczniczych, a po wszystkim przytulała się do niego jak zbity pies, który mimo wszystko łaknął pieszczoty. Półwila podniosła się jeszcze wyżej i pozwoliła bosym stopom zsunąć się z szezlonga, opadły więc na chłodny parkiet, ale zamiast wstać wyciągnęła ku niemu rękę o kruchym nadgarstku, w grze pozorów niemo domagając się pomocy. Dżentelmeni pomagali damom, nawet kiedy damy były kurwami. - Chodź do mnie - zachęciła miękko i tym razem uśmiech rozkwitł na jej ustach, słodki, lecz jednocześnie nie tak przymilny, jak można byłoby się spodziewać. - W miasteczku obchodzi się święto miłości. Ma tak trudną nazwę, że nie jestem w stanie jej powtórzyć. Bawiłeś się, Hectorze? Myślałeś o mnie? - przechyliła głowę do boku. Do jej wieży docierały dźwięki zabawy i beztroski, dźwięki, których nie mogłaby dosięgnąć, zamknięta w złoconej klatce - mogła jedynie patrzeć i wyobrażać sobie, że tańczyła pomiędzy ludźmi tak, jak chciała. Czy i on zagubił się w sierpniowych miłostkach? Czy dlatego przyszedł do niej akurat dziś?


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455

Re: [SEN] Iść w ogień z tobą raz po raz [odnośnik]17.08.23 14:37
Nie znał jej takiej, zdolnej kąsać nawet pomimo lęku i perspektywy kaftana. Jak bardzo musiała bać się burdelu, że tam była tak uległa? Powinno mu to dać do myślenia, skontrastować jego wizyty i obecność z tym, co groziło jej w Wenus. Powinno, ale najlepszą obroną jest atak, więc odgryzł się zanim przemyślał ripostę:
-Moje wizyty też bolały. - syknął, zrównując je z możliwymi karami, naiwnie twierdząc, że jednorazowa kara za jego odejście mogłaby być lepsza od regularnych spotkań z nim. Dlatego nie zdziwiło go zresztą (choć dziwnie zabolało), że uciekła stąd zaraz po przekroczeniu progu domu - myślał, że to był jej plan. Ucieczka od każdego, kto kojarzył się jej z tamtym miejscem. Nie przewidział, że w jej złudzeniach miał być bezwolną marionetką przed dłuższy czas i pewnie by go to przeraziło. Czuł się wspaniale, gdy był w niej nieprzytomnie i bezkrytycznie zakochany, ale jako magipsychiatra wiedział zbyt dobrze, że uczucia potrafią kłamać, a radość nie jest obiektywnie pozytywna. W tym przypadku byłaby niszcząca.
Tym bardziej nie przewidział, że znajdzie ją na plaży zakrwawioną, nieprzytomną. Klatka piersiowa prawie się nie poruszała, serce biło wolno. Gdyby dotarł tam wolniej - a zawsze był przecież za wolny - byłoby już za późno. Zaczął reanimację na piasku, oczy piekły go od słonej bryzy, zaklęcia były zbyt chaotyczne, zbyt mocno panikował, zapewne wciąż pozostając pod wpływem jej nienaturalnego uroku. Owinął ją we własną marynarkę, dłonie zdrętwiały mu z zimna, zbyt chaotyczne sięgnięcie po magię odbijało się nadchodzącą migreną i nudnościami. Ona, jak na złość, nawet nie drżała z chłodu. Pozostawała nieruchoma, jak śpiąca królewna z bajek czytanych synowi. Albo jak królewna Śnieżka, która w jednej z wersji nie była śpiąca, tylko po prostu martwa, martwa, martwa.
Gdy jej stan się ustabilizował, a klatka piersiowa zaczęła rytmicznie unosić, czuł oszałamiającą ulgę i (zapewne nienaturalną, toksyczną, spowodowaną urokiem) radość. Nie mogła tego pamiętać, a teraz nie widziała na jego twarzy nawet śladu tamtych uczuć. Ustąpiły zimnej, oślepiającej złości, jak wtedy gdy Orestes zgubił się w Londynie. Szukał go ze strachem i tęsknotą i czułością, ale gdy wreszcie go odnalazł był już zdolny tylko do gniewu.
-Mogłaś się zabić w Wenus. - odciął się, oskarżycielsko. Nie mówi się takich rzeczy osobom na oddziale dla samobójców, ale nie byli w Mungu, byli w jego domu. Nadal nie mógł się od niej uwolnić, choć nie zamierzał pozwolić jej na ucieczkę w zaświaty. -Szybciej, w każdej chwili, bez tego całego teatru, bez pieniędzy wyrzuconych w błoto. - wyrzucał z siebie gniewnie. Jej wolność nie była błotem, ale byłaby nim, gdyby nigdy z niej nie skorzystała - czy rozumiała, że to ma na myśli? Byłby zdolny zrozumieć, że okradła go z pieniędzy, ale wyrzucenie ich w piasek było podwójną obelgą. -Rozumiem, Celine. - uparł się. -To, czego rozumieć nie chcesz. Zasłaniasz się tęsknotą i frazesami o wolności, tak jakby ktokolwiek z nas był prawdziwie wolny albo jakby twoje wyrzeczenie się życia mogło zwrócić je komuś innemu. - parsknął cicho. -Niewinny, biały łabędź, słodka Odetta. - dlaczego z niej kpił, nawet teraz? Czuł wstyd, ale nie potrafił się pohamować. -Zrobiłaś to, tam, na plaży przed moim domem, bo chciałaś się zemścić. Pokazać mi, ile warte są moje pieniądze i ile zapłacę za moje prowokacje. Nie zdążyłabyś zobaczyć miny przerażonego księcia, gdy pojmuje prawdę i biegnie nad jezioro, ale i tak znałaś finał, czarny łabędziu. - syczał, zastanawiając się, czy podświadomie pragnęła by rzucił się w morskie fale jak Zygfryd do jeziora, czy może znowu przemawia przez niego egocentryzm. Wszystko jedno, problemem było to, że chciał rzucić się do morza, od dawna, od tak dawna. Jej urok wzbudził w nim pragnienia, o które się nie podejrzewał, jej czyny wskrzesiły w nim pragnienia, których musiał się wyrzec. Wyrzekł się ich gdy został ojcem, ale teraz zdawały się podwójnie nieodwołalne. Życie nie było wolnością, życie było obowiązkiem i teraz pozostaną mu tylko obowiązki. Nie będzie już wizyt w Wenus, bo go na nie nie stać. Nie będzie interesujących pacjentów pro bono, bo będzie musiał poświęcić cały czas zamożnym osobom, którymi gardził. Nie będzie wygodnego stanu wdowieństwa, bo powinien zataić stan swojej skrytki bankowej i wydrzeć jak najlepszy posag od jakiejś czystokrwistej panny. Ta sama, stara pułapka, co zwykle, ale tym razem nie był zamknięty w klatce obowiązków, tylko w dusznej izolatce bez okien. Na samą myśl o przyszłości chciało mu się płakać, ale mężczyźni nie płaczą, mężczyźni się złoszczą - więc właśnie to robił.
Doprowadził ją do płaczu i skruchy, ale w przeprosinach wcale nie odnalazł satysfakcji. Zaślepiony tym wszystkim nie był nawet pewien, czy są prawdziwe. Zacisnął usta, nie znajdując słów odpowiedzi, wciąż niezdolny do wybaczenia.
Ale nie był też zdolny do spełnienia wszystkich swoich gróźb. Wystarczyło, że zmaterializowały się w jej wyobraźni, to było dostatecznie okrutne. Tym bardziej, że sądził chyba, że poprosi go o śmierć - a nie o powrót do Wenus.
-Nie zabiorę cię z powrotem. - wymamrotał cicho, zbity z tropu, ale chyba nie dotarło to do niej przez mur histerii. Mógłby rzucić Paxo, ale zamiast tego podał jej szklankę wody.
Drgnął, pobladł, ale nie powiedział nic - jak ktoś zbyt boleśnie przyzwyczajony do kobiety rzucającej naczyniami i bezustannie tym upokorzony. Zmusił się do zdławienia irracjonalnego lęku i wzięcia głębokiego oddechu.
-Nie wrócisz tam z powrotem, nie oddam cię tam z powrotem. - powtórzył głośniej. Chciał spojrzeć jej w oczy, ale nie był w stanie. Nie jestem potworem - chciał dodać, ale nie też nie był w stanie i to nie miałoby żadnego sensu. Skoro wierzyła, że ją tam zwróci, to nie zmieni jej zdania.
Podniósł głowę i wreszcie spojrzał na Celine bez gniewu, słysząc opowieść, która komuś innemu złamałaby serce. Sam nie mógł się do niej odnieść, niezupełnie, znajdując w śmierci własnego ojca ulgę, a nie ból - ale słowa o Orestesie go rozbroiły i dały mu pomysł na to, jak ją rozbroić. Te, o utkaniu czegoś z niczego zdecydował się zignorować - były zbyt zaskakujące i brzmiały zbyt bolesnym fałszem, musiała mówić w chaotycznych emocjach i bez składu, nie powinien się tym przejmować. Nigdy nie byłbym już sobą, Celine, i możliwe, że nigdy nie będę. - odpowiedział jej w myślach gorzko, ale złość opadła na tyle, że nie wypowiedział już tych słów na głos.
-Orestes zbyt wcześnie dowiedział się czym jest śmierć, stracił matkę w wypadku, nagle i brutalnie. Będziesz przy nim nosić długie rękawy - przed oczyma mignęła mu własna matka, poczuł mdlące ukłucie winy, ale spróbował mówić dalej -i nie próbować żadnego samookaleczenia albo targania się na swoje życie, bo stramatyzujesz go podwójnie. - zawyrokował surowo. -Odejdziesz, gdy zdecydujesz dokąd. Nie masz innych krewnych? - zapytał z niepasującą do jego chłodnych, metodycznych ustaleń desperacją. Zacisnął usta. -Możesz tu zostać, dopóki nie wyzdrowiejesz i dopóki nie zdecydujesz. - zawyrokował z rezygnacją, unikając jej spojrzenia. Nie chciał tego, nie zniesie jej pod swoim dachem, ale to się już nie liczyło. Zniesie więcej pracy, zniesie szukanie żony posagu, zniesie tą duszną klatkę bez żadnych przyjemności, jedna niedogodność więcej nie zrobi mu różnicy. -A jeśli chcesz coś odpracować, możesz pomóc mojej siostrze w pasiece. - zasugerował zgryźliwie, decydując za Letę. Zniesie za to jej docinki, jeśli to ona wymierzy Celine zasłużoną sprawiedliwość. Sam, jak widać, nie był w tym dobry.

/zt x 2 podkówka


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

[SEN] Iść w ogień z tobą raz po raz
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach