Wydarzenia


Ekipa forum
Łaźnie
AutorWiadomość
Łaźnie [odnośnik]05.10.23 22:14

Łaźnie

W najdalszej wysuniętej na wschód części zamku - nierozbudowanej tak wysoko ku górze - odnaleźć można łaźnie. Dość prywatne miejsce, nieuczęszczane przez każdego mieszkańca. Stworzone w surowym, naturalnym stylu tak jak większość zamku. Duża część kompleksu skryta jest wewnątrz, posiada jednak jeden basen wychodzący na zewnątrz z którego rozciąga się widok na morze.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łaźnie Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łaźnie [odnośnik]07.11.23 1:07
28.07 - noc

-Zastanawia mnie tylko jedno- rzuciłem do Manannana wbijając w niego spojrzenie. -Dlaczego jestem tutaj po raz pierwszy- pokręciłem głową niedowierzając, że mając tyle okazji do świętowania nigdy wcześniej nie przyszło nam wznosić kielichów akurat tutaj. Przestronne łaźnie robiły wrażenie, podobał mi się surowy klimat, choć zdecydowanie najbardziej urzekający był widok, jaki rozciągał się z zewnętrznego basenu. Wielkość przyprawiała o zawrót głowy, bowiem nie pomyliłbym się nadto twierdząc, że powierzchnia samych zbiorników była porównywalna do całego piętra nokturnowskiej kamienicy, która jeszcze do niedawna była moim domem. W krótkim czasie wiele się zmieniło, mieszek galeonów urósł w pokaźną sumę, jaką spożytkowałem na zakup posiadłości, ale wciąż nie mogłem jej porównywać z dworem Traversa. Bogactwo rodu było widać gołym okiem.
-Jak już jesteśmy sami to powiesz mi co wydarzyło się w tej wodzie? Zrobiłem sobie z nóg cholerną płetwę, żeby cię ratować, więc nie migaj się od odpowiedzi- zaśmiałem się pod nosem na samo wspomnienie. Nie zmieniłem zdania, wciąż uważałem, że to najlepsze co mogłem wtedy uczynić, jednak początkowo powątpiewałem czy różdżka mnie usłucha. Nie byłem biegły w transmutacji, znałem zaledwie garstkę prostych zaklęć, ale na szczęście się udało. -Nie mam pojęcia cóż to była za magia, naprawdę mieszała w głowach. Nawet nam, mimo że jesteśmy bardziej odporni. Syreny? Potrafią coś takiego? Niewiele wiem o tych istotach- nie podobało mi się to i wcale nie zamierzałem tego ukrywać. Nie lubiłem pytań bez odpowiedzi. -Na szczęście znam się na syrenkach. Zdrowie- zaśmiałem się, po czym wzniosłem szklaneczkę pełną wyjątkowo dobrego rumu i upiłem jej zawartości. Właściwie to opróżniłem do zera. Straciłem rachubę ile już dzisiaj wlaliśmy w siebie płynu – cały kociołek? Może i nawet kilka. Huczało mi już w głowie, leniwy uśmiech zastygł na ustach, oczy zaszły mgłą, ale to było nie istotne. Odpoczynek był błogi, Travers miał genialny pomysł.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Łaźnie [odnośnik]07.11.23 14:22
Opadła na jeden z foteli zarzucając całkowicie niepoprawnie nogę na nogę(oh nie ważne, nikt nie widział przecież - poza skrzatem), zaplatając dłonie na piersi, marszcząc w niezadowoleniu brwi, kiedy Klabaternik stał czekając na instrukcje. Palec wskazujący odrywał się i uderzał w ramię, na którym zaciskała się dłoń. Jej mąż był już w zamku, owszem, ale nie przed nią. Sięgnęła po list rzucony na stolik przesuwając po nim wzrokiem. Nie, zdecydowanie nie było w nim liczby mnogiej. Zapomniał wspomnieć, że zamierza zaprosić gości? Czy zapomniał o niej? Następnym razem odpowiedz im tak, jak zrobiłaby to Mahaut. Zadarła brodę, kącik ust dźwignął się ku górze. Założyła - że nie o same słowa, a i o działanie szło w tej prostej radzie.
Dobrze więc.
Przygotowania zajęły jej chwilę, ale to wątpiła, że mając towarzystwo nie zdąży dotrzeć do łaźni na czas. Musiała przecież jedynie trochę zrewidować własny plan. Nie sądziła, że sięgnie po tkaniny przysłane jej przez kuzyna z Francji, niemal wyzywające jedwabie zgodnie z modą, która tam kroczyła odważniej. Wszystko skryte pod falującą za nią, granatową narzutą z długimi rękawami, materiałowym paskiem wiązanym w pasie podkreślającym zgrabną talię. Tylko raz się zawahała, przystając na pół kroku przed wejściem na łaźnie, biorąc głębszy wdech.
Obok mężczyzn najpierw pojawił się skrzat kłaniając głęboko i witając pana domu i jego gościa, teleportując wybrane wcześniej ułożone na paterach przekąski - pokrojone wygodnie mięsa (poradziła się Toda w doborze) pozostałe z kolacji jako zimne przekąski, oliwki (w niewielkiej misce), ogórki kiszone, musztarda (dla entuzjastów) - wszystko rozkładało się przy pomocy skrzaciej magi w akompaniamencie jej miarowych kroków odbijanych od posadzki. Pojawiły się też szklanki i alkohole. Zatrzymała się górując nad nimi, splotła dłonie przed sobą obrzucając ich ciemnym spojrzeniem, nie potrafiąc całkowicie ukryć różu wpływające go na policzki, ale brodę utrzymując uniesioną wysoko.
- Panowie. - przywitała się, nie robiąc sobie (pozornie) nic z tego że weszła w trakcie prowadzonej rozmowy. Powinna? Wątpliwe. Czy jej przodkini została by grzecznie we własnych komnatach? Nie. Właściwie nie wiedziała kto jest gościem Manannana - nie rozpoznała w nim żadnego lorda. Uznała za to, że we własnym domu, nie musi się przedstawiać. Więcej zrobiła sobie ze stanu w którym ich zastała, ale nie drgnęła jej powieka. Ostentacyjne obrażanie się i ignorowanie Manannana nie działało - to wiedziała po miesiącach i dniach w których tego próbowała. Swoje miejsce zamierzała zaanektować. Przynajmniej dzisiaj. - Poprosiłam kucharza, by przygotował dla was prosty ale ciepły posiłek. - doszła do wniosku że nie wymagająca korzystania z wielu sztućców i krojenia potrawa, będzie prostsza. W środku znajdował się makaron w sosie z kurczakiem i brokułami - nic wystawnego rzec by można. Na ustach zmięła komentarz o tym, że gdyby wiedziała że jej mąż planuje zaprosić gościa poprosiłby służbę o przygotowanie dla nich na posiłek mniejszej jadalni. Spojrzała w stronę męża, mrużąc lekko oczy. - Wygrałam? To ludzie? - zapytała go odnosząc się do powziętego przed jego wypłynięciem zakładu. Choć ostatnio oddał jej jedno zwycięstwo poddając walkę, tym razem doprowadziła do postawienia zakładu - o to samo - Prawo Zwycięzcy, które już dawno określiła; pozwalało po prostu (albo aż) - na obranie tej drogi, tego rozwiązania, działania, za którym optował ten który je dzierżył. Obstawiła że za wszystko odpowiedzialni byli ludzie. Czy dobrze? Za chwilę miało się okazać.
Nie stwierdziła, że zostawi ich - jak winna (chyba?) przykładna i dobra żona- i pozwoli porozmawiać. Siebie samą przed sobą tłumacząc tym, że jej mąż zaprosił ją tutaj - jeśli ze snem będzie jej nie po drodze. Z drugiej zaś strony w złości nie zaplanowała co właściwie zrobi, kiedy już znajdzie się w łaźniach zaznaczając obecność i przypominając o sobie. Odwróciła się na pięcie, odchodząc dwa kroki by zasiąść na kamiennej ławie, odbierając od skrzata kielich z winem. - Jak przebiegła podróż? - zapytała więc, mimowolnie unosząc rękę, nie panując nad tym, jak potarła kilka razy czubek nosa nim napiła się wina.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Łaźnie [odnośnik]07.11.23 23:57
Zapomniał zupełnie o złożonej Melisande obietnicy. Długi dzień osiadł na jego barkach głębokim zmęczeniem, w połączeniu z wypitym alkoholem sprawiając, że cała droga powrotna do Corbenic Castle kojarzyła mu się z wypełnionym majakami snem. Wypił za dużo, ryzykownie pozwalając sobie na uśpienie własnej czujności i wystawiając się na ewentualny ponowny atak syren, jednak tylko kilka głębokich szklanic rumu było w stanie wygładzić krawędzie ostrych, wbijających się w umysł wspomnień. Za parę tygodni miał przekuć je w ubarwioną opowieść o obłaskawieniu groźnych morskich stworzeń, historię okraszoną epitetami na temat własnego bohaterstwa, ale póki co pamiętał jedynie surową wersję: chłód przenikający do kości, puste spojrzenia marynarzy, czarne, pozbawione białek oczy syreny i wizję rozrywanych ostrymi zębami ciał. Listy do nestora i małżonki spisał tuż po powrocie na pokład Szalonej Selmy, pobudzany otrzeźwiającym wpływem krążącej w żyłach adrenaliny, ale gdy Złota Rybka wróciła z odpowiedzią, kołysał nim już nie tylko unoszący się na falach okręt. Zaproszenie do zamkowych łaźni spłynęło mu z ust naturalnie, nie był jeszcze gotów na to, by położyć się spać; miał wrażenie, że nie uśnie tej nocy wcale.
Nie wiedziałem, że jesteś pasjonatem kąpieli – odpowiedział na rzucone w przestrzeń pytanie Drew, wieczór po odznaczeniu bohaterów wojennych pogrążony był w gęstych mrokach niepamięci. Odchylił się wygodniej, opierając się plecami o wygładzoną ścianę basenu i pociągnął spory łyk z wypełnionej czarnym płynem szklanki. Wieczorny chłód zdążył nieco rozjaśnić jego myśli. – Planowałeś udawać, że jesteś trytonem? – podjął, pozwalając sobie na żart; zdawał sobie już sprawę z tego, że przebywał pod wodą zdecydowanie dłużej niż początkowo mu się wydawało. – Uciąłem sobie pogawędkę z jedną z nich. Z Arwą – odparł po chwili. Nie wiedział, z której strony powinien zacząć, historia jego układu z syrenami brzmiała tak nieprawdopodobnie, że chyba sam by jej nie wymyślił. – Sam nie wiem, czy powinienem wierzyć w to wszystko, co mi powiedziała – przyznał, choć wierzył: w każde słowo i każdy obraz, który roztoczył się przed jego oczami, gdy płetwiasta dłoń dotknęła jego policzka. – Syreny potrafią śpiewem namieszać czarodziejom w głowach, ale to było coś innego – wyjaśnił, obracając się na moment, zawieszając spojrzenie gdzieś na wysokości pogrążonego w mroku horyzontu; rozjaśnianego jedynie czerwonawym, niepokojącym blaskiem zawieszonej na niebie gwiazdy. – Jeśli miałbym obstawiać, to miała na to wpływ kometa. Mówiła o niej – powiedziała, że to tylko zwiastun, że będzie ich więcej. Twierdziła też, że nas nie ruszy, bo jesteśmy – uniósł w górę wolną dłoń, żeby nakreślić w powietrzu niewidzialny cudzysłów – utkani z mroku. Gdyby nie to, że słyszałem to już wcześniej, pomyślałbym, że nałykałem się słonej wody. – Ale to nie był pierwszy raz; kiedy tuż po wydarzeniach w Landguard Fort spotkał się z trytonami z zaprzyjaźnionego plemienia, one również zauważyły w nim jakąś zmianę, coś, czego dokładnie mu nie opisały.
Podniósł w górę szklankę, wznosząc toast zaproponowany przez Drew, ale nim zdążyłby przystawić naczynie do ust, jego uwagę zwrócił charakterystyczny trzask, zwiastujący pojawienie się domowego skrzata. – Klabaterniku? Co ty tu..? – zaczął, czując coraz większą dezorientację, w miarę gdy obok sługi pojawiały się półmiski, początkowo stukaniem maskując dźwięk zbliżających się do łaźni kroków. Gdyby wypity rum nie spowolnił jego myśli do leniwego pełzania, z pewnością o wiele szybciej połączyłby fakty; tymczasem przez dłuższą chwilę mógł jedynie w osłupiałym milczeniu przyglądać się górującej nad nimi Melisande, nie pochylając się na dłużej ani nad tym, że sam ją tu zaprosił, ani nad faktem, że zarówno on jak i Drew zrzucili z siebie ubrania przed wejściem do basenu. Gdzieś w tej mgle doznań błysnęła realizacja, że jego żona wyglądała przepięknie (chyba nie widział jeszcze tej sukni), ale nawarstwiające się emocje stłumiły komplement, nim zdążyłby odnaleźć drogę na usta. – Melisande – odezwał się po długiej pauzie, głosem zdecydowanie bardziej zachrypniętym niż jeszcze przed chwilą. Odstawił powoli szklankę na kamienną krawędź niecki, prostując się bezwiednie. – Myślałem, że udałaś się już na spoczynek – powiedział, bez usprawiedliwienia czy nagany; pomiędzy głoskami przelewało się głównie zaskoczenie, jeszcze niepozwalające na chłodną ocenę sytuacji. – Nie musiałaś… Służba by się tym zajęła. – Gdyby pomyślał o tym, żeby ich wezwać.
Pytanie o wygraną znów wymusiło na nim parosekundowe zastanowienie, o jakich ludzi pytała? Wydawało mu się oczywiste, że Drew był człowiekiem. Wspomnienie wypłynęło na powierzchnię świadomości po chwili. – Syreny – sprecyzował. – Dopiero wróciliśmy, zaproponowałem Drew, żeby zatrzymał się w Corbenic. Było zbyt późno, by posyłać po powóz. – A Macnair był za bardzo pijany, by się bezpiecznie teleportować. – Zdążyliście się poznać? To nowy namiestnik Suffolku – dodał, mając nadzieję, że Drew miał wystarczająco dobry nastrój, by nie przejąć się, że przedstawia go w sytuacji, w której nie ma na sobie… Cóż, niczego. – To Melisande, moja żona – dokończył wymianę uprzejmości, obserwując, jak jego małżonka jak gdyby nigdy nic zajmuje miejsce na kamiennej ławeczce. Pijane rozluźnienie namawiało go, by zapytał, czy nie miała ochoty do nich dołączyć, ale póki co zdusił ten głos resztkami zdrowego rozsądku.




some men have died
and some are alive
and others sail on the sea
with the keys to the cage
and the devil to pay
we lay to fiddler's green

Manannan Travers
Manannan Travers
Zawód : korsarz, kapitan Szalonej Selmy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
so I sat there,
beside the drying blood
of my worst enemy,
and wept
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +4
CZARNA MAGIA : 12 +4
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10515-manannan-travers https://www.morsmordre.net/t10605-zlota-rybka#321117 https://www.morsmordre.net/t12133-manannan-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t10596-skrytka-bankowa-nr-2306#320992 https://www.morsmordre.net/t10621-manannan-travers
Re: Łaźnie [odnośnik]13.11.23 18:07
-Też tego nie wiedziałem- wygiąłem wargi w kąśliwym wyrazie, a zaraz po tym upiłem trunku. Nigdy nie miałem podobnych wygód i rzadko przychodziło mi z nich korzystać czy to z przypadku, czy zaproszenia. Wówczas jednak wiele się zmieniło, smakowałem życia o jakim wielu mogło jedynie marzyć – ustawiać te wizje w szeregu z innymi, niemożliwymi do zrealizowania. Im więcej miałem, tym bardziej wydawało mi się to normlane, nieokraszone butą i marnotrawstwem. Dlaczego Irina nie wpadła na pomysł łaźni? Znaleźlibyśmy więcej galeonów, takie miejsce było tego warte. Może nie postawiłbym go na równi z uwielbianą piwniczką, ale drugi szczebel podium miał gwarantowany.
Zaśmiałem się na żart towarzysza, po czym wyciągnąłem nogi przed siebie. -Te łuski były paskudne, ale czego nie robi się dla wieczornej butelki rumu. Obiecałeś i pragnąłem zadbać, byś mógł tej obietnicy dotrzymać- wygiąłem wargi w kąśliwym wyrazie i wzniosłem – już po raz kolejny – niemy toast. Nie było sensu wygłaszać ich głośno, oboje wiedzieliśmy jak one brzmiały. Za powrót w jednym kawałku, za poległych.
Zamiana nóg w syreni ogon była spontanicznym pomysłem. Rzadko musiałem reagować na sytuację w morskim otoczeniu i wydało mi się to całkiem logiczne. Nie znaliśmy położenia Manannana, w teorii nie mógł być głęboko, w praktyce wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że działo się tam coś dziwnego. Niezrozumiałego. Coś czego nie potrafiliśmy jednoznacznie nazwać i zdefiniować. Każdy z nas reagował impulsywnie i mimo ryzyka niepowodzenia musiałem spróbować. Udało się, dzięki czemu mogłem przemieszczać się o wiele sprawniej i choć finalnie okazało się to niepotrzebne, nie miałem sobie nic do zarzucenia.
-No tak, znasz ich język- pamiętam, mówił mi o tym jeszcze w Forcie. Już chciałem zapytać czego takiego się dowiedział, ale nie musiałem – sam przeszedł do rzeczy. Wpatrywałem się w niego nieco mętnym wzrokiem, lecz kiedy padło stwierdzenie o utkanych z mroku zamrugałem kilkukrotnie powiekami, obróciłem się w jego stronę i wyciągnąłem ramię na posadzkę. -Czekaj, czekaj- przesunąłem wolną dłonią wzdłuż twarzy. -Chcesz mi powiedzieć, że to nie koniec? Będzie ich więcej?- pojawienie się komety niosło za sobą wiele dziwnych wydarzeń, czy zatem był to dopiero ich początek? Oczywiście nie mieliśmy stuprocentowej pewności, że syreny mówiły prawdę, ale była to bardzo niepokojąca informacja. Skoro jedna przyniosła tyle trudności, to co wydarzy się, gdy pojawi się takich kilkanaście? -Gdzie to wcześniej słyszałeś?- było to równie istotne, co byłem po prostu ciekaw. -Z morskich głębin usłyszałem podobne słowa pieśni. Utkany z ciemności, spleciony z ciemnością- wcześniej nie byłem pewien, czy to tylko moja wyobraźnia – podobnie jak wizja Lucindy – czy jednak padło to naprawdę. Historia Traversa potwierdziła drugą opcję. Miały na myśli czarną magię? Nie, miałem wrażenie, że nie chodziło o to. Ale jeśli nie to… skąd? Jak?
Rozważania przerwał trzask. Przemknąłem wzrokiem po komnacie szukając jego przyczyny i dostrzegłem skrzata. Jak się okazało Klabaternika. Lewitujące półmiski zwiastowały strawę, za co mogłem być tylko wdzięczny – ilość wypitego trunku zamaskowała głód, mimo że ten pojawił się już jakiś czasu temu. Na tym jednak nie było koniec atrakcji. Nim zdążyłem zrozumieć, co właśnie się działo to spoglądała na mnie kobieta, której rysy były mi kompletnie obce. Cóż, powiadają że pierwsze wrażenie było najważniejsze, a ja dosłownie nie miałem nic do ukrycia. Posłałem Traversowi pytające spojrzenie, po czym ponownie wróciłem nim do Melisande. Imię było mi znane, to była jego żona.
-Lady- skinąłem głową i wygiąłem wargi w uśmiechu kompletnie nie wiedząc jak się zachować. Siedziałem sobie zatem jak gdyby nigdy nic – niech Travers prostuje sytuacje.
Wyglądał na zaskoczonego, zaś kobieta na dobrze poinformowaną. Nie miałem jednak pojęcia jak bardzo szeroka była jej wiedza na ten temat, dlatego w ciszy przysłuchiwałem się krótkiej wymianie zdań. Odezwałem się dopiero, gdy postanowił sobie nas przedstawić.
-Rad jestem, że w końcu udało nam się poznać. Ucałowałbym lady dłoń, ale- przerwałem na moment -to może być nieco problematyczne. Wygiąłem wargi w szelmowskim uśmiechu, po czym ponownie upiłem trunku. -Proszę mi wierzyć, że zjawiskowo lady wygląda- dodałem nie mogąc się powstrzymać. Trochę na jej własne życzenie.






The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Łaźnie [odnośnik]13.11.23 23:05
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 25
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łaźnie Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łaźnie [odnośnik]13.11.23 23:58
Złość - a może nie złość a irytacja, mieszała się z mimowolnym łagodnie drżącym wewnątrz niej rozbawieniem, kiedy Manannan wyprostował się, wysuwając mocniej z wody. Ostatnie dni wprawiały Melisande w fenomenalny nastrój, przez co łatwiej przychodziło jej odsunięcie mniejszych przewin męża na bok (choć nie znaczyło to wcale, że o nich zapomniała). Jej spojrzenie padało na niego, pozornie spokojnie, całkowicie uprzejmie. Wypowiedziane słowa uniosły jej brwi w wyrazie grzecznego zaskoczenia, rozchylając na chwilę wargi. - Tego wieczoru, ze snem mi nie po drodze. - wypadło z jej ust niemal dokładnie cytując słowa, które ku niej skreślił, przekrzywiła głowę rozciągając usta w uśmiechu splatając dłonie przed sobą, mrużąc odrobinę oczy. Życzliwy uśmiech jeszcze się pogłębił, kiedy zapewnił ją, że nie musiała; jedna z jej rąk uniosła się żeby niemal nonszalancko nią machnąć.
- Oczywiście, że nie. - zgodziła się z nim. Służba by się tym z pewnością zajęła, ale powątpiewała w to, czy Manannan poza dnem szklanki obejrzałby dziś też dno talerza - teraz, będąc już niemal pewna odpowiedzi. - Jedzcie. - poprosiła - a może bardziej poleciła - spoglądając z góry najpierw na Drew, a potem na własnego męża - pochyliła odrobinę głowę utrzymując na nim spojrzenie. - Dżentelmeni jak wy, nie pozwolą by moje starania zostały zmarnowane. - orzekła, kącik jej warg mimowolnie drgnął a wargi wydęły się lekko. Przymilne kłamstwo czy sprytny wybieg, by nie mogli jej odmówić?
Kolejny moment - ten zaraz po krótkim pytaniu odnoszącym się do ich wcześniejszych ustaleń - w którym Manannan poszukiwał (widocznie) myśli do której się odnosi mimowolnie wydęła jej wargi kiedy powstrzymywała rozbawienie. Ale to odsunęło się na chwilę wraz z krótkim słowem. Zmarszczyła odrobinę brwi w zastanowieniu i milczeniu słuchając padających dalej wyjaśnień unosząc mimowolnie jedną z brwi ku górze przez chwilę po prostu patrząc tak na męża. Kiedy zawiesił między nimi pytanie a głos zabrał Drew przeniosła na niego spojrzenie.
- Wzajemnie. - zgodziła się - życzliwy uśmiech nie zszedł z jej twarzy. Długie, czarne włosy opadały na jej ramiona łagodnymi falami (które były jedynie pozostałością po wcześniejszym upięciu). Wyciągnęła rękę, jakby gestem chcąc wstrzymać jakikolwiek gest. - Nie musi się pan kłopotać. - zapowiedziała od razu. Zaśmiała się łagodnie na padający z jego ust komplement widocznie z niego zadowolona. Zjawiskowo, było odpowiednie, nawet jeśli było tylko kurtuazyjnym komplementem w duchu podziękowała kuzynowi za kilka przesłanych jej projektów. - Dziękuję. - pochyliła głowę lekko. - Mogę chyba zaproponować by zwracał się do mnie pan imieniem - wszak przyjaźni się pan z moim mężem. Nie mieliśmy okazji - odpowiedziała Manannanowi jedynie na niego zerkając, przenosząc onyksowe tęczówki na namiestnika, zawieszając je na jego twarzy, krzyżując z nim spojrzenie. - ale udało mi się zobaczyć kawałek Suffolk ostatnio. Mam nadzieję, że madame Irina miewa się w dobrym zdrowiu. - splotła dłonie przed sobą, przekrzywiając odrobinę głowę. - Proszę mi powiedzieć - kontynuowała na nim skupiając uwagę. - widział pan może w trakcie drogi powrotnej papugę o czarnym upierzeniu? - zapytała po krótkiej chwili namysłu odwracając się i odnajdując miejsce dla siebie. Usiadła a poły narzuty rozsunęły się opadając po bokach jej nóg, odsłaniając gładką skórę, aż do kolan, w pierwszym odruchu zamierzała poprawić tkaninę ale ułamek sekundy później zmieniła zdanie, zostawiając rzeczy takimi jakimi się stały.
- Cóż - powiedziała z obijającym się w zgłoskach niezadowoleniem - masz jedno Prawo do wykorzystania w takim razie, Manannanie. - przez gardło jej nie przeszło głośne zadeklarowanie własnej porażki. Odebrała od skrzata wino odprawiając go i każąc zostawić ich samych. Uniosła kielich do ust. - Brak w tym jednak logiczności... - zastanowiła się na głos. Przesunęła tęczówki z niego na Drew. - Zakładam, że nie ma potrzeby by wzywać medyka…? - skoro doprowadzili się do takiego stanu i znaleźli tutaj musieli zadbać o potencjalne rany wcześniej. Odwróciła spojrzenie w górę, przekładając wino do lewej ręki, myślą wracając do tego co jeszcze nie powiedział, pozwalając by ręce zatańczyły jej pod brodą. Poczucie bycia u siebie i bezpieczeństwa (jeszcze nie całkiem zrozumiałego i rozpoznanego) - kiedy Manannan znajdował się w domu, a także intymności i prywatności łaźni sprawiło, że zapomniała się i zarzuciła nogę na nogę opierając o kolano rękę. Dopiero wtedy drgnęła zerkając w tamtą stronę, przez krótką chwilę patrząc na przyjętą pozę, ostatecznie i ją postanawiając zostawić. Obecność Drew ją krępowała (tak jak i fakt, że oboje w istocie pozbyli się wszystkich ubrań), mimowolnie znacząc policzki łagodnym różem - ale chęć zirytowania, albo zagrania na nosie Manannanowi, popychała ją do działania. Może jeśli teraz jej mąż zobaczy, co już mógł mieć przy sobie więcej o niej nie zapomni. Pewna przebiegła myśl przemknęła jej przez głowę, uniosła kącik ust w uśmiechu, rzucając spojrzenie spod rzęs Manannanowi. - Udało wam się znaleźć odpowiedź? - zapytała krzyżując wzrok ze znajomym błękitem na kilka sekund, nim przesunęła je w kierunku jego przyjaciela.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Łaźnie
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach