Wydarzenia


Ekipa forum
Apteka Zabinich
AutorWiadomość
Apteka Zabinich [odnośnik]27.03.18 16:07

Apteka Zabinich

★★
Wnętrze pozostaje czyste, schludne, zadbane; pomimo tego brakuje mu wrażenia przytulności. Surowa prostota prostokątnego pomieszczenia wykończona została stworzonymi z finezją meblami z ciemnego drewna, na których piętrzą się starannie segregowane fiolki, słoiki i doniczki. W powietrzu unosi się subtelny, korzenny zapach ziół- od czasu do czasu rozproszony zostaje nieco powiewem chłodnego powietrza, wpadającego przez uchylone ciężkie drzwi. Na jednej ze ścian znajduje się kilka prostych, acz finezyjnie wykonanych rycin przedstawiających magiczne rośliny i stworzenia. W kącie pomieszczenia widnieje również lśniąca lekko w półmroku pomieszczenia miedziana waga.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:20, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Apteka Zabinich Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Apteka Zabinich [odnośnik]28.03.18 19:16
Tutaj czas płynął inaczej.
Drogi czas, cenny czas. Sekundy odmierzane cichym stukaniem srebrnego nożyka o gładką powierzchnię drewna; minuty, kwadranse przeskakujące przez preparowane starannie fragmenty liści i łodyg, pachnących ciężko ziemią i czymś cierpkim, ostrym. Godziny spędzone na starannym szeregowaniu flakoników z kryształu i słoików ze szkła, pieczołowitym oczyszczaniu gładkich powierzchni z drobinek kurzu aż do momentu, w którym mógł dostrzec w nich własne, zniekształcone paskudnie oblicze. Podczas pracy w aptece również czas zamykał w tych naczyniach jak esencję, bezlitośnie odcinając mu drogę ucieczki za pomocą woskowanego korka, wystawiając go na półkę jak kolejny towar. Być może najdroższy z tu obecnych; swój czas cenił sobie wszakże nade wszystko inne, bezlitośnie mierząc go i ważąc na miedzianej wadze, zapłatę przyjmując w galeonach.
Nie każdego było stać na tego rodzaju wydatek. Przynajmniej nie w jego opinii- dlatego dysponował swoim czasem skrupulatnie i niezwykle oszczędnie. Był skłonny powierzyć go w ręce jedynie części klientów; tej, która wydawała mu się choć nieco bardziej interesująca lub chociaż nieco mniej irytująca. Dla kobiet czasu miał najmniej. Z trudem rozróżniał je zresztą od siebie. Wszystkie przekraczały próg apteki z tą samą nieznośną wyniosłością, przekonane w widoczny sposób o swojej wyjątkowości. Wszystkie kołysały biodrami, niektóre z płynną gracją, a niektóre w ten śmieszny, sztywny, kaczkowaty sposób, który dodawał im raczej komizmu niż powabu. Wszystkie siliły się na miękki tembr głosu, na słowa syczane na modłę tajemnicy, ledwo umykające spomiędzy rozchylonych lekko warg- i wszystkie nie zasługiwały ani na minutę jego uwagi.
Ludzie z pasją i talentem zaliczali się zaś do zgoła innej kategorii.
Otwierane drzwi skrzypnęły lekko, trącając zawieszony tuż przy nich złoty dzwonek, który rozdarł panującą wcześniej głuchą ciszę. Elijah wspaniałomyślnie stłumił cisnące się na usta westchnienie irytacji. Nie znosił, kiedy mu przerywano- interes pozostawał jednakże interesem, dlatego ostrożnie odstawił flakonik z ciemnozielonego szkła na miejsce, odkładając na później zamiar oczyszczenia go z cienkiej warstewki kurzu. Jad akromantuli. Kątem oka złowił jeszcze jego błysk, kiedy odwracał się na pięcie w stronę kontuaru. Oleista czerń połyskiwała zza tafli barwionego szkła w sposób całkiem bliski pięknu. Piękno było zaś wszakże najlepszym przykryciem dla trucizny i zepsucia, zdążył przekonać się o tym wiele, zbyt wiele razy.
Podchodząc do kontuaru, mimowolnie przygładził zagięty lekko mankiet koszuli i przybrał na usta zwyczajowy oszczędny półuśmiech. Jego wyuczoną uprzejmość, którą mamił klientów, szybko zastąpiła jednakże cyniczna prowokacja; tego klienta znał wszakże od dawna i we swojej wspaniałomyślności miał zamiar udzielić mu kilku minut cennej uwagi.
-Hawthorne. Nareszcie postanowiłeś wypełznąć ze swojej nory- To, w jego mniemaniu, było natomiast szczodrym wyrazem sympatii.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Apteka Zabinich [odnośnik]25.05.18 11:01
Było za jasno. Ostre słońce odbijało się od hałd śniegu zalegających na Pokątnej i prowokacyjnie raziło w oczy Robina, nieprzywyczajonego do tak silnego blasku. W jego mieszkaniu panowały wręcz egipskie ciemności, mimo że pokój znajdował się na pddaszu, to atmosfera panowała w nim iście piwniczna. Wiecznie zaciągnięte zasłony, półmrok, zaduch, stęchlizna, zapach fermentujących ingrediencji. Każde wyściubienie nosa z nokturnowej kryjówki kończyło się więc tym samym, nieprzyjemną reakcją na dzienne światło, zaszczuciem godnym bitego kundla oraz zniecierpliwieniem rosnącym wprost proporcjonalnie do liczby ludzi, między którymi musiał się przeciskać, o których musiał się otrzeć, których musiał przepraszać, aby dostać się do swego celu. Kiedy już się dorobi - snuł śmiałe fantazje - z pewnością najmie sobie chłopca na posyłki, by ten załatwiał za niego rozmaite sprawunki. Póki co, radził sobie sam, gospodarując jeden dzień w tygodniu na pilnowanie swych interesów w mieście. Uzupełnienie apteczki, zapasu ingrediencji, kupowanie produktów na skromne posiłki i tym podobne gospodarcze czynności. Raczej nudne, raczej proste - może poza zaopatrywaniem się w składniki do eliksirów, gdyż w to Robin wkładał całe serce, podobnie jak w ich warzenie. Zadowalał się wyłącznie tymi najwyższej jakości, na produkty roślinopodobne patrząc ze szczerą pogardą. Specyfiki z takim składem sprzedawano w sklepach z eliksirami, wiedział o tym, lecz nie zamierzał nigdy zniżyć się do podobnego poziomu. Uważał się za fachowca, reprezentował swą własną markę, więc dbał o nią, pilnując, by spod jego ręki wychodziły wyłącznie najlepsze wywary. Odkąd rozpoczął żmudną pracę nad swym alchemicznym wizerunkiem minęło już trochę czasu, więc znał miejsca oraz dostawców, z jakimi mimo wygórowanych cen lub nieprzyjemnego sposobu, bycia warto było obcować. Wśród nich królował zaś Zabini; ich wspólne, trudne początki przerodziły się w interesującą współpracę - niemalże przyjaźń. Hawthorne celowo naganiał mu klientów, niby mimochodem wspominając o rzetelnym aptekarzu, wiedząc, że i Elijah odwdzięcza mu się tym samym. Podobno. Nie doszukiwał się oszustw, i tak będąc zadowolony z ich kwitnącej wymiany handlowej. Czasami Zabini pozwalał mu wybrać sobie coś ze świeżych dostaw za darmo - w ramach tej przyjacielskiej przysługi, Robin naturalnie odwdzięczał się kilkoma błyszczącymi nęcąco fiolkami. Przekroczył znajomy próg, dzwoneczek u drzwi zadźwięczał, a chłopak posłyszał szuranie od strony zaplecza. Przypuszczał, że Elijah nie będzie zachwycony i opierając się o kontuar mógł swobodnie patrzeć na jego płynnie zmieniający się wyraz twarzy. Symaptyczny aptekarz w sekundę przeistaczał się w cynika, rzucającego kpiącym komentarzem, jaki jednak ominął newralgiczne punkty Robina.
-Potrzebuję ingrediencji - wyjaśnił oczywistość, bez tej przyczyny na pewno nie odważyłby się wynurzyć - masz dla mnie coś specjalnego? To, o co prosiłem? - przemilczał dosadność, o krwi jednorożca nie mówiło się głośno. Póki nie dostał do swych rąk sładników, był do bólu oficjalny: hołdował zasadzie, najpierw praca, potem przyjemności. O ile... rzadko zdarzało się, by czerpał rozkosz z czegoś ponad stania nad kociołkiem, ale czasami i towarzystwo potrafiło nieco poprawić mu homor. Zwłaszcza aroganckiego Zabiniego, opowiadającego mu, co w trawie piszczy - Hawthorne, wiecznie skryty nieomalże pogrzebany żywcem nigdy nie dostałby się do wieści, będących na wyciągięcie ręki aptekarza.
Robin Hawthorne
Robin Hawthorne
Zawód : Alchemik z powołania
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I have seen the moment of my greatness flicker,
And I have seen the eternal Footman hold my coat, and snicker
And in short, I was afraid.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5744-robin-hawthorne https://www.morsmordre.net/t5766-paracelsus#136059 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-smiertelny-nokturn-18-13 https://www.morsmordre.net/t5765-skrytka-bankowa-nr-1417 https://www.morsmordre.net/t6217-robin-hawthorne
Re: Apteka Zabinich [odnośnik]06.03.19 18:40
28 października

To nie jest tak złe jak się wydaje. Nie może być tak złe, prawda? Śledzenie kogoś raczej uznawane jest za coś nieprzyjemnego i nieodpowiedniego, ale wcale tak nie było w tym przypadku! To było konieczne, nawet jeśli się takie nie wydawało, bo przecież mogła najzwyczajniej podejść do dziewczyny, która była bardziej znajoma niż Marcella to pamiętała. Kręciło się w jej życiu bardzo dużo młodych dziewczynek w tarapatach, a chyba przez swoje usposobienie, kobieta je przyciągała. Może to też dlatego, że w jej pracy tą brudną robotą zajmowali się faceci, a kobiety cóż... Oczywiście, że pracowały umysłowo, ale również robiły za dobrego glinę na przykład przy przesłuchiwaniu podejrzanych i świadków. I w sumie prawda, Marcy nie była najlepsza w straszeniu innych ludzi, za to z przekonywaniem do swoich słów było już chociaż nieco lepiej.
Przystanęła przy budce, która miała być antykwariatem, kiedy niedaleko zakręciła się ona - blondynka będąca jej celem. Znała jej nazwisko, choć kolor włosów mógł być mylący - jakże mocno pasował choćby do Lovegoodów. Wprawdzie nie miała żadnych akt w ich zbiorach, jednak sam fakt jej miejsca zamieszkania był niezwykle podejrzany. Dlaczego młoda dziewczyna zamieszkała na Śmiertelnym Nokturnie? Szukała tam czegoś, a może była zmuszona do prowadzenia życia w tak chłodnym i szarym miejscu? Myśli Figg uciekały w ten sposób niemal zawsze. Spotykała świadków, zabójców, złodziejów, przemytników i za każdym razem zastanawiała się nad powodami. Ludzie mogli jej przecież powiedzieć  co tylko chcieli, mogło to być dalekie od prawdy. Poznała takich, którzy kłamali z pokerową twarzą, a nawet potrafili perfekcyjnie udawać emocje - strach, rozpacz, radość.
Pozostało jej tonięcie w myślach, gdy deliberowała nad życiem innych ludzi. Teraz jednak musiała wtopić się w tłum. Przyjęła najlepszą postawę - ukrywanie się bez ukrywania się, po prostu szła wśród ludzi w tę samą stronę, w którą kierowała się Podmore. Aż trafiła tuż za nią do apteki. Najpierw skierowała się w zupełnie inną stronę, gdzieś w stronę przeglądania ingrediencji roślinnych, na których na chwilę zaczepiła oko, a po chwili powolnym, niepozornym krokiem coraz bardziej zaczęła zbliżać się do swojego celu. Gdy w końcu przeglądała następne towary tuż obok, odwróciła się do dziewczyny... I udawała niesamowicie zaskoczoną!
- Siles Podmore, jak miło, że się widzimy. Akurat jak mam do Ciebie sprawę. - posłała dziewczynie lekki uśmiech. - Pamiętasz, że widzisz mi przysługę?


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Apteka Zabinich [odnośnik]06.03.19 20:55
Nie lubiła.
Nie lubiła wielu rzeczy, acz w tamtej jednej, konkretnej chwili najbardziej nie lubiła opuszczać progów swojego mieszkania. Paradoksalnie - nie szczególnie lubiła zapuszczać się dalej, niż poza Nokturn, tym bardziej w środku dnia, mimo iż ten nie był przyjemnym, ani bezpiecznym miejscem. Był jednak czymś, do czego przywykła, co było jej codziennością. I nie planowała od tego odchodzić; źle znosiła zmiany, niekiedy nawet nie radziła sobie z nimi, toteż od ucieczki z domu ciotki starała się trzymać od nich jak najdalej. Nawet jeśli oznaczało to zamykanie się w czterech ścianach, rzadkie wychodzenie poza dom, trzymanie się w niezbyt bezpiecznym miejscu.
Stres. Czuła niewytłumaczalny, dławiący stres, który tylko nasilał się z każdą chwilą, z każdym kolejnym krokiem oddalającym ją od domu. Domu; choć absurdalnym było nazywanie starego budynku, starych ścian domem, to tym właśnie stały się dla dziewczyny. Jedyną ostoją. Zacisnęła delikatnie pięści, a za nimi zęby, gdy wkroczyła na Pokątną. Spod zmrużonych powiek lustrowała na szybko otoczenie, tłumy ludzi, zaraz przyspieszając kroku. Czym prędzej, tym lepiej. Nie zamierzała zostawać w tak zaludnionym miejscu dłużej, niźli było to konieczne. Zdobyć potrzebne ingrediencje, a następnie ewakuować się jak najprędzej w stronę domu. Taki był jej zamysł, plan. I nie chciała nawet myśleć o tym, iż coś mogło jej nie wyjść. Przeszkodzić.
Dopadła do apteki, niczym do wybawienia przed spojrzeniami innych. Starała się nie patrzeć na obecne osoby w pomieszczeniu, miast tego skupiając się na wypatrzeniu istotnych składników. Nie spostrzegła policjantki, kiedy ta zbliżała się. Dopiero w momencie, gdy prawie-ruda znalazła się zbyt blisko, rzuciła ukradkowe spojrzenie w bok, nie łącząc przy tym żadnych wątków. Drgnęła, całkowicie zaskoczona, słysząc swoje imię. Uniosła spojrzenie, nieco niepewnie, spięta. Zmrużyła powieki delikatnie, przyglądając się zaczepiającej ją kobiecie. Uderzenie serca, dwa, trzy, nim wreszcie dotarło do niej, iż ta wcale nie była taka obca. Mrugnęła.
Tak — bąknęła wreszcie, nieco zbita z tropu zaskakującą bezpośredniością, szybkim przejściem do tematu. Mrugnęła znowu, a zaraz - odchrząknęła, na ułamek sekundy uciekając spojrzeniem na bok. — Pamiętam — dodała wreszcie, precyzując własną odpowiedź. Oczywiście, że pamiętała. Nie potrafiłaby zapomnieć, tym bardziej, kiedy pamiętne wydarzenie wryło się w jej pamięć, niekiedy nawet nawiedzając w najmniej spodziewanych momentach, natrętnie. Wciągnęła powietrze do płuc, odetchnęła. — Słucham — powiedziała, o, po prostu, jeżdżąc spojrzeniem po twarzy Marcelli, z wyczekującym błyskiem. I nagle zupełnie zapomniała o tym o swoim początkowym celu, dla którego wyszła z domu.
Sileas Podmore
Sileas Podmore
Zawód : alchemik z nokturnu
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
otwarte oczy mam
a głowa pełna i pusta
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Apteka Zabinich Tumblr_ol1vvaG3xy1s39hlao1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7091-sileas-podmore https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7108-skrytka-bankowa-nr-1409 https://www.morsmordre.net/t7106-sileas-podmore
Re: Apteka Zabinich [odnośnik]07.03.19 17:52
To nie tak, że nie dostrzegła w dziewczynie nieznacznej niechęci do rozmowy, ale powiedzmy, że w tym momencie tak trochę, jakby to łagodnie powiedzieć... Nie obchodziło jej to. Nie była tu z powodów prywatnych na miłe pogaduszki przy (zerknęła w bok na ingrediencje stojące przy półce) piołunie, ale miała dosyć ważną sprawę do blondynki. Z resztą to nie był pierwszy raz, gdy widziała ją nieco wystraszoną. Podmore roztaczała wokół siebie aurę wystraszonego zająca - jeden fałszywy ruch i spłoszy się po czym ucieknie w podskokach. Można byłoby powiedzieć więc, że bezpośrednie metody pracy nie powinny działać w tym wypadku. Jednak Marcella doskonale wiedziała gdzie mieszkała dziewczyna, czym się zajmowała i już analizując te dwie zmienne doszła do wniosku, że nie mogła być tak strachliwa, jak by na to wskazywała jej wycofana postawa.
Za to miała przewagę w tym, że Podmore nie wiedziała zupełnie nic o Figg. Znała jedynie jej imię, rudowłosa nawet nie ujawniła swojego nazwiska, więc dziewczyna zapewne nie miała ani czasu ani chęci próbować zaznajomić się z personaliami Marcelli, zwłaszcza, że poznały się w warunkach dosyć nieciekawych i niezbyt przyjaznych. Nie miała pojęcia co ten facet chciał wtedy od Sileas, ale wyglądał na dosyć niebezpiecznego człowieka. Cały syndrom bohatera w Figg momentalnie się odezwał i na szczęście sprawa była dosyć prosta. Wystarczyło machnąć mu różdżką przed nosem i spłoszył się. Być może wiedział kim dokładnie była rudowłosa, wtedy reakcja miałaby jeszcze więcej sensu.
Z kieszeni pomarańczowego płaszcza wyciągnęła nieco pomięte na krawędziach zdjęcie - czarnobiały portret przedstawiał mężczyznę z widoczną szramą w okolicy obojczyka i kolczykiem w lewym uchu. Pierwsze skojarzenie, gdy widziało się zdjęcie mogło od razu przyjść na myśl - żeglarz, na pewno o złych zamiarach. Kogoś takiego nie chciało się spotkać na ulicy. - Rozpoznajesz tę twarz? Nazywa się James Wadock i wiem, że kupuje od Ciebie eliksiry. - Jej ton był spokojny, chociaż mówiła bardzo silnymi konkretami, to nie natarczywie. Charakteru całej wypowiedzi dodawał szkocki akcent.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Apteka Zabinich [odnośnik]08.03.19 22:20
Dostrzegła, nie dostrzegła; nieistotne. Sileas doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że świat nie mógł działać tak, jakby sobie tego życzyła. Iść jej na rękę na każdym kroku, patrzeć na to czy miała na coś ochotę, czy wręcz przeciwnie. Parł przed siebie, a jej samej pozostawało jedynie dostosować się, o, tak jak w tej chwili, gdy policjantka stanęła przed nią, zagadnęła. Jeździła spojrzeniem po niedawnej bohaterce, czując jak po jej ciele przebiega delikatny dreszcz na samo wspomnienie tamtego dnia, tamtego mężczyzny. Przełknęła ślinę. Nieprzyjemni przedstawiciele płci przeciwnej nie byli niczym nowym w życiu dziewczyny, niemalże wszyscy nosili łatkę osób, z którymi nie chciała mieć do czynienia, acz mimo to każde takie spotkanie wdzierało się w jej pamięć, uparcie. Nie zapominała. Nie zapomniała o tamtym dniu, tak samo jak i z reguły nie zapominała swoich klientów.
Zmarszczyła delikatnie brwi, kiedy kobieta zaczęła wyjmować z kieszeni pomiętą fotografię, odezwała się. Blondynka niepewnie przyjrzała się zdjęciu. Charakterystyczny mężczyzna, ze szramą na obojczyku i kolczykiem w uchu. Kłamstwem byłoby twierdzenie, iż nie rozpoznała go, nie pamiętała. Bowiem pamiętała doskonale; w odmętach pamięci trzymała niemalże każdego klienta, który pojawił się u niej więcej, niż raz. James Wadock. Powtórzyła sobie w pamięci to imię, uparcie milcząc przez paręnaście uderzeń serca. Wreszcie powolnie kiwnęła głową.
Co z nim — mruknęła pod nosem i choć w jej głosie zabrakło tej pytającej nuty, skierowała pytające spojrzenie na kobietę. I nie wiedziała czy powinna się martwić. Poczuła delikatny, acz nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej. Ostatnim czego chciała, to problemów wywołanych przez osoby, dla których wykonywała eliksiry. Nie interesowało jej życie klientów, tym bardziej życie Jamesa. Nie interesowało jej co zrobił, czym zawinił i dlaczego o niego pytano. Zabił, nie zabił; okradł, nie okradł. Nie znała go. Nie chciała mieć z nim i jego czynami nic wspólnego, a świadomość, że swoimi czynami mógł sprowadzić i na nią kłopoty była... Martwiąca. Niepokojąca i stresująca. Ona po prostu wykonywała swoją pracę, jedyną rzecz, dzięki której mogła przetrwać.
Sileas Podmore
Sileas Podmore
Zawód : alchemik z nokturnu
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
otwarte oczy mam
a głowa pełna i pusta
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Apteka Zabinich Tumblr_ol1vvaG3xy1s39hlao1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7091-sileas-podmore https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7108-skrytka-bankowa-nr-1409 https://www.morsmordre.net/t7106-sileas-podmore
Re: Apteka Zabinich [odnośnik]10.03.19 16:17
W tym momencie Marcella czuła paradoks swojego działania. Doskonale wiedziała czym trudnił się James, choć namacalnych dowodów nie mogła jak na razie uzyskać. Słowa to za mało, by mógł stanąć przed Wizengamotem za przemyt. Bo tak, był żeglarzem i przemytnikiem, zapewne wiele ingrediencji pojawiło się przez niego właśnie na terenie Wielkiej Brytanii i nie zawsze były one legalne. Nadal jednak to było za mało, a w tej sytuacji, która nastąpiła tym bardziej miała zupełnie związane ręce.
Wiedziała, że zacznie się od pytań. Westchnęła ciężko. W jej oczach momentalnie pojawiło się coś co przypominało poczucie winy, zupełnie jakby wcale nie chciała tłumaczyć dziewczynie dlaczego szuka tego mężczyzny. Powód był prosty - doskonale wiedziała, że spłoszy tym nokturnowego ptaszka. Sam fakt połączenia już to sugerował. Zupełnie czyści ludzie nie sprzedawali eliksirów w najciemniejszych zakamarkach magicznego Londynu. Mimo to była winna jasnowłosej pewne wyjaśnienia. Waga sytuacji była na tyle duża, że nie mogła pozwolić sobie, by to ominąć.
- Tak się składa... - zaczęła zupełnie spokojnie mogłoby się wydawać. Bez uśmiechu, bez sugestii, po prostu ucięła nagle i zrobiła sobie przerwę na ciche westchnięcie. - Ten człowiek zaginął. Żona zgłosiła nam jego zaginięcie parę dni temu i wiem, że był widziany w okolicy Twojego sklepu tego dnia, w którym nie wrócił już do domu.
Sprawa była podejrzana, choć niczym dziwnym nie było, że ludzie zajmujący się jego profesją nagle ginęli bez śladu. Przestraszone oczy pani Wadock sprawiły jednak, że Marcella poczuła potrzebę zaangażowania się w tę sprawę. Nie chciała oczywiście wywlekać jakichś haków na Podmore i jeśli nie będzie miała ku temu naprawdę dobrego powodu dziewczyna nie miała się czego obawiać. - Tak się składa, że pracuję dla Brygady Uderzeniowej. - powiedziała to w końcu, obserwując reakcję dziewczęcia przenikliwym wzrokiem. Musiała wiedzieć czy będzie współpracować. Wyglądała jednak na osobę, która zazwyczaj tego nie robi, która unika problemów, udaje, że nic nie wie.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Apteka Zabinich [odnośnik]21.03.19 0:25
Sileas łatwo było spłoszyć, sprawić, by zaczęła się wycofywać. Starała się stać na uboczu, nie plątać w sprawy innych, obcych jej osób, nie wychylać się. Gdy reflektory, całe zainteresowanie zaczynało spadać na nią, momentalnie zaczynała odczuwać potrzebę ucieczki. Naprawienia wszystkiego, przywrócenia do naturalnego stanu rzeczy - takiego, gdzie nikt nie zwracał na nią większej uwagi. Tak było i w tej sytuacji; kiedy rudowłosa zaczęła wypytywać, weszła na niewygodne tematy, młodsza zaczęła czuć się niekomfortowo. Chciała uciec. Nie chciała być wmieszaną w sprawy związane z człowiekiem, który zajmował się szemranymi interesami i od którego jedynie kupowała ingrediencje. Poruszyła się niespokojnie, gdy Figg zaczęła na nowo mówić. Wciągnęła powietrze do płuc, a zaraz zmarszczyła lekko brwi. Niczym dziwnym było to, że ludzie znikali z Nokturnu. To nie było przyjemne, miłe i bezpieczne miejsce, gdzie takie rzeczy były czymś szokującym. Wręcz przeciwnie. Mimo to przez jej twarz przemknęło chwilowe zaskoczenie, któremu ustąpił na moment niepokój. Wadock nigdy nie wyglądał jak osoba, która tak po prostu zniknęłaby w biały dzień. Oblizała nerwowo usta, nim kiwnęła wreszcie głową.
Tak — wymamrotała powoli, poruszając niespokojnie palcami. Odetchnęła. Nie miała nic z tym wspólnego, a mimo to, paradoksalnie, denerwowała się tak, jakby zaraz miała zostać za to osądzona. — Był u mnie — przyznała, bo i nie miała powodów, by to ukrywać. Tym bardziej, że wtedy to nie była jego zwyczajowa wizyta, a chodziło o coś innego. — Chciał eliksir. Dla żony — sprostowała po chwili milczenia, przejeżdżając spojrzeniem po twarzy kobiety. Nie najprostszy eliksir, ale nie miała zamiaru odmawiać chociażby spróbowania zrobienia go - i tego nie zrobiła. — Nie miałam składników, miał wrócić z nimi. Nie wrócił, więc pomyślałam, że się rozmyślił. — Albo cokolwiek, tak naprawdę. Nie wrócił, czyli sprawy nie było. Koniec tematu, nie zastanawiała się nad tym głębiej. Wolała nie rozmyślać nad losami innych ludzi, szczególnie tych z Nokturnu. Zbyt łatwo znikali, nawet osoby takie, jak Wadock, a cała ta sytuacja była tylko tego potwierdzeniem. Jeździła spojrzeniem po kobiecie, zaś kiedy ta wyznała, że pracuje dla Brygady Uderzeniowej, na ułamek uderzenia serca zmrużyła oczy. Rzadko kiedy spotykała się z kimkolwiek z policji, a tym bardziej - z kobietą z policji. Choć może to i lepiej, że trafiła akurat właśnie na Marcellę, do której, mimo wszystko, pałała nieco cieplejszymi uczuciami, niż do jakiegokolwiek mężczyzny. O mężczyźnie z policji już nie mówiąc.
Sileas Podmore
Sileas Podmore
Zawód : alchemik z nokturnu
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
otwarte oczy mam
a głowa pełna i pusta
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Apteka Zabinich Tumblr_ol1vvaG3xy1s39hlao1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7091-sileas-podmore https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7108-skrytka-bankowa-nr-1409 https://www.morsmordre.net/t7106-sileas-podmore
Re: Apteka Zabinich [odnośnik]23.03.19 10:46
Marcella starała się, by odmienić wrażenie, które sunęło się na myśl, gdy miało się do czynienia z Brygadą Egzekucyjną. Opinie, cóż, były różne i naprawdę wiele już słyszała. Natomiast fakty mówiły, że wśród pracowników dominowali mężczyźni, często już przyzwyczajeni do swojego zawodu do tego stopnia, że potrafili nie sprawiać przyjemnego wrażenia. Przesłuchania metodą złego gliny były zupełną normą. Dopiero gdy pojawiali się świadkowie, których należało potraktować delikatnie nagle wszyscy sobie przypominali, że jednak dobrze jest mieć w szeregu przyjazną twarz. Wolała nawet nie myśleć jak zareagowałaby Podmore, gdyby zamiast niej był tutaj jakiś starszy policjant. Nie chciała też zabierać jej do Tower - panowały tam mało przyjazne warunki przesłuchań, jakby nie patrzeć, większość pomieszczeń były to po prostu przerobione na biura cele. Nie chciała, żeby ktokolwiek czuł się zaszczuty w momencie, kiedy właściwie nie oskarżali kogoś takiego o żadne przestępstwo.
Jeszcze tylko kilka chwil i będą mogły rozejść się w spokoju. Marcella przeczuwała, że dziewczyna nie powie jej nic konkretnego. Opuściła wzrok i westchnęła cichutko, zaczesując włosy za ucho powolnym ruchem.
Każdy człowiek miał równe prawa do powrotu do rodziny, nawet jeśli nieraz zajmował się naprawdę paskudnymi zajęciami. Policja miała kilka poszlak na temat pana Wadocka, podobno przemycał nielegalne ingrediencje, jednak nie mieli na niego żadnych dowodów na tyle twardych, by móc zamknąć go w więzieniu. Teraz nawet nie uda się fizyczne go zamknąć z jeszcze innego powodu. Figg jednak nie odpuszczała zaginięcia nawet kogoś, kogo niektórzy nazwaliby szują. Czasami ma się różne sposoby na życie, a to podobno bycie złapanym świadczy o tym jak dobrze się to robi.
- Mam jeszcze kilka pytań. - Powiedziała, powoli zapisując odpowiedź dziewczyny w swoim notatniku. - Czy to był pierwszy raz, kiedy prowadziłaś z nim interesy? Jeśli to możliwe chciałabym znać jego poprzednie zakupy i o jaki dokładnie eliksir chodziło teraz...
Uniosła spojrzenie na dziewczynę. Szybko pozbawiła spojrzenie tego smutku z niepowodzenia i przystąpiła do kolejnych prób zobaczenia, co właściwie mogło się stać.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Apteka Zabinich [odnośnik]27.03.19 18:33
Gdyby nie dług i swego rodzaju poczucie obowiązku względem Marcelli, nawet nie pomyślałaby o tym, by jakkolwiek pomagać policji. Nie wspominając już o sytuacji, kiedy to stanąłby przed nią obcy mężczyzna, zaczynając wypytywać, sypać niewygodnymi pytaniami, które potencjalnie mogłyby poprowadzić i ją samą na dno. Ucięłaby temat najszybciej, jak tylko byłaby w stanie, by zaraz ulotnić się; uciec od zagrożenia. Dobrze, choć zależy dla kogo, stało się, że to właśnie panna Figg była odpowiedzialna za przesłuchanie Podmore.
Poruszyła się niespokojnie. Czy zrobiła dobrze, wyjawiając aż tyle informacji? Co prawda samo kupowanie eliksiru, tym bardziej nie będącego trucizną, nie było złe; nie było czymś, za co policja ganiała i aresztowało, jednakże prowadziło to do dalszych pytań. I tak też się stało. Zacisnęła delikatnie szczęki, gdy kobieta oznajmiła, iż miała jeszcze kilka pytań. Szybko jednak rozluźniła się, nie chcąc sprawiać wrażenia, jakby rzeczywiście miała coś na sumieniu. Zmarszczyła lekko brwi, ponownie, na słowa rudowłosej. Zaraz jednak odetchnęła.
Brzemienności — odparła zgodnie z prawdą. Nie interesowała się po co i dlaczego, ani czy jego żona rzeczywiście była w ciąży. Tym bardziej puściła w zapomnienie całą sytuację, kiedy Wadock nie zjawił się ze składnikami, z których miała uwarzyć eliksir. Było, minęło, a nawet ledwo co było, skoro nawet nie mogła wykonać zamówienia. — Nie kupował u mnie często — kontynuowała, idąc nieco naokoło tematu, zupełnie nie chcąc zdradzać, iż ten załatwiał dla niej ingrediencje. Jednocześnie - nie kłamała. Oblizała suche wargi, nim rozwinęła:  — Kameleon, eliksir siły. Częściej eliksir euforii — mruknęła, po chwili wzruszając barkami. Nie miała zbyt wiele do wymienienia, acz James też nie zamawiał u niej aż tak często. O truciznach nie wspominała, ale też, o dziwo, nie było ich tak wiele. Najczęściej zamawiał eliksir euforii; i to odkąd pamiętała, bowiem i za życia Agnes wykonywały dla niego uzależniający wywar. Zaskakująco niewinny, jak na osobę, jaką był Wadock - handlującą i mieszkającą na Nokturnie.
Sileas Podmore
Sileas Podmore
Zawód : alchemik z nokturnu
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
otwarte oczy mam
a głowa pełna i pusta
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Apteka Zabinich Tumblr_ol1vvaG3xy1s39hlao1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7091-sileas-podmore https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7108-skrytka-bankowa-nr-1409 https://www.morsmordre.net/t7106-sileas-podmore
Re: Apteka Zabinich [odnośnik]30.03.19 13:33
Nie chciała, by to wyglądało jak przesłuchanie. Gdyby naprawdę to przepytanie miało mieć charakter sprowadzenia Sileas do parteru, zabrałaby ją do Tower, gdzie usiadłyby sobie spokojnie w sali przesłuchań. Ale bez kawusi. Niestety bez kawusi, ale zapewne w towarzystwie jej kolegów. Jeden z nich mógłby odgrywać złego glinę, w momencie, kiedy aparycja i podejście Marcelli nadawało się wyłącznie do roli tego dobrego gliny. Nie była głupia i wiedziała jak na takich ludzi zadziałałoby jawne, poważne przesłuchanie. Wiedziała, że panna Podmore ma coś na sumieniu. I choć wydawała się jej nie oceniać przez cały ten czas, kiedy wypytywała ją o rzeczy związane z zaginięciem Wadocka. Wtedy pierwszy raz zerknęła na nią zza okularów wzrokiem przeszywającym, oceniającym. Takim, który próbował wyłapać każdą reakcję dziewczyny, która mogłaby cokolwiek znaczyć dla oceny Figg... A było takich zachowań bardzo dużo. Zdenerwowanie, drżenie dłoni, spojrzenie spłoszonego zwierzęcia. Bała się? Zupełnie niepotrzebnie.
- Rozumiem. - Marcella zanotowała jeszcze kilka krótkich zdań w swoim małym, lekko pożółkłym już notatniku. Zastanawiała się czy ta sprawa nie powinna przejść w ręce aurorów. Facet mógł mieć powiązania z czarną magią, z przesłuchania poprzedniego świadka mogło to wynikać. Zamknęła notatnik i wsunęła go do kieszeni płaszcza - był na tyle mały, że bez problemu się w nim mieścił. Zaginięcia takie jak te były o wiele trudniejsze niż poszukiwania kogoś zupełnie czystego i lubianego - wtedy ludzie się angażowali, chcieli pomóc. W tym przypadku? Kilku współpracowników mężczyzny splunęło ledwie na ziemię i rzucali tylko o tym, że był gnidą i pijakiem. Stać się mogło wszystko - alkohol i eliksir euforii może powodować razem naprawdę nieobliczane wypadki.
Wiadomość o eliksirze rue wprowadził ją w stan lekkiego smutku. Jego żona wydawała się zmartwiona zniknięciem męża... Pozornie delikatna i opiekuńcza kobieta, ale rodzina musiała skrywać naprawdę okropną tajemnicę. Być może byli bardziej podli niżeli Marcy mogło się wydawać.
Skupiła ponownie uwagę na Podmore, nadal wyglądającej jak przestraszona ptaszyna. Marcella uśmiechnęła się łagodnie do kobiety i nie było widać w tym ani grama sztuczności. - Dziękuję Ci za pomoc. Mam nadzieję, że uda mi się odprowadzić go całego do żony.
W sumie nie kłamała. Naprawdę byłaby zadowolona, gdyby tylko mogła przywrócić do codzienności czyjeś załamane życie. Kobieta z dwójką dzieci może nie poradzić sobie sama w tych paskudnych czasach. Mogą stać się ofiarami paskudnej wojny.
Po tych słowach skierowała się do wyjścia z apteki. Musiała wrócić do swoich standardowych obowiązków.

zt


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Apteka Zabinich [odnośnik]24.11.20 10:35
18 września '57

Dygoczący spazm przeszedł od ledźwi, przed strukturę rozgrzanego karku, aż po cierpiącą skroń – a może całkiem na odwrót; wybrał trasę od obolałej głowy w dół, by finalnie rozpłaszczyć się w stopach, które raz po raz stawiały uparte, nieco miękkie kroki; niezależnie od prawdziwości obieranej trasy, pannę Dolohov kurewsko bolała głowa. Rozsadzała każdy milimetr czaszki, zdającej się wtedy być do cna pokiereszowaną, lub co najmniej otwartą na pół jak rozłupany orzech włoski. Rozgrzane czoło nie chroniło przez podrygami chłodu; z każdym kolejnym podmuchem popołudniowego wichru Tatiana czuła kolejny nieprzyjemny dreszcz, który wygłodniale kładł obślizłe łapy na dygoczących plecach. Rozwiewane pasma włosów tylko pozornie chroniły bladą twarz, tegoż dnia poznaczoną sińcami pod jasnym spojrzeniem i nienaturalnie jasną barwą pełnych warg. Obcasy trzewików obijające się o wilgotny bruk zdradzały pośpiech w kroku kobiety; rozdrażnienie i wyraźna nerwowość malująca się na wyraźnie zmęczonej buźce Rosjanki oblepiały także sylwetkę; odziana w ciemne barwy, ze skórzanym płaszczem zarzuconym niedbale na ramiona i z rękoma splątanymi pod piersią, przemierzała londyński chodnik, raz po raz powtarzając pod nosem trudne do interpretacji słowa; być może prośby, a być może przekleństwa, którymi pragnęła obarczyć cały świat.
Parujące ciało spierane z kontrastowym chłodem z wyrzutem zwracało się do swojej właścicielki; powinna kolejny dzień spędzić w bezpiecznych granicach swojej sypialni; wśród kojących cieni i grubych kołder próbując zażegnać pulsujący ból, który coraz bardziej upominał się o powtórzenie schematu sprzed dwóch dni. Użytkowe eliksiry, proste zaklęcia, a w ostateczności najlepszy medykament, któremu wierzyła nader wszystko; w ostateczności nawet czysta wódka nie zamierzała przynieść kobiecie ukojenia.
Nim blada, smukła dłoń dopadła klamkę drzwi prowadzących do apteki, długie, drżące palce oplotły uściskiem metalową papierośnicę, wydobywając ją z kieszeni; niedługo później Dolohov mogła zapalić za pomocą różdżki jednego z ciasno skręconych papierosów i przekroczyć próg medycznej drogerii. Nie do końca przyjmując do wiadomości, że wiarygodniej winna najpierw rozejrzeć się po zastawionych specyfikami półeczkach i szafkach; przesunąć fałszywie zainteresowanym spojrzeniem po asortymencie apteki, przyodziać słodki, na granicy niewiedzy uśmiech, skomplementować sterylny wystrój lokalu; finalnie Tatiana skierowała kroki bezpośrednio do lady, którą w końcu dopadła, z głuchym, cichym uderzeniem kładąc dygoczącą dłoń na szklanym blacie i wysnuwając swoje żądania. W imię urażonej dumy, irytacji trudnej do ogarnięcia; winy, którą nie wiadomo na kogo zrzucić; gniew zmieszany z palącą potrzebą więcej wypełnił kobiece gardło, która w charakterystycznych, surowych zgłoskach zapragnęła aptekarskiego towaru, który miałby zagwarantować jej wytchnienie. Chwilowe, pozorne, nietrwałe, ale wciąż dające ułudne poczucie bezpieczeństwa.
Roztrzaskane momentalnie krótką odmową, smętną twarzą i niepodległą postawą sprzedawcy.
– Pierdolona Anglia, co z wami jest nie tak? – krótkie warknięcie prędko przeobraziło się w jęk, chowający nie tylko urazę i bezsilność, co wyraźne podłoże agresji. Uniosła papierosa do ust, by niedługo później, ściskając go między dwoma palcami, począć wymachiwać emocjonalnie dłonią – Pana powinnością powinno być pomaganie innym, czyż nie? Ja nie mam czasu na jakieś recepty, do diabła, to mają być jakieś żarty? – przysłonięty umysł desperacko potrzebował czegoś, czegokolwiek; cholerne papiurzyska, zasady dobrego wychowania, czy chociażby odpowiednie podejście, które mogłoby pomóc obejść jej tę jakże niekorzystną sytuację były ostatnim, o czym Dolohov myślała.



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Apteka Zabinich [odnośnik]11.01.21 20:45
Jesienna aura powolnie rozkładała się pomiędzy szarymi ulicami smaganego wojną miasta. Pierwsze krople chłodnego deszczu sunęły po zakurzonych szybach mocząc chodnik zbroczony lepkim, rozcieńczonym błotem i taflą nieprzekraczalnej, lśniącej kałuży. Wiatr pastwił się nad rozedrganymi liśćmi, długimi gałęziami oraz drucianymi parasolami szarpiąc delikatnym materiałem we wszystkie strony świata. Kilka z nich leżało w pobliskim śmietniku czekając na lepsze jutro, które już nigdy nie nadejdzie. Nietypowe dla chłodnej Anglii, rozgrzane ostrym słońcem lato odchodziło w zapomnienie. Zabiegani, rzadcy przechodnie powoli przyzwyczajali się do prastarych standardów; przemykali niepostrzeżenie, nie zważając na drugą jednostką idącą w tym samym kierunku. Strach zmieszany z ludzką znieczulicą wyraźnie dawał o sobie znać. Nieufne źrenice spoglądały spod ciasno zaciągniętego kaptura widząc bestialskich wrogów, srogich oprawców, lub prawdziwych sprzymierzeńców. Każdy, kolejny, świadomie stawiany krok stawał się pochodną walki o przetrwanie, kompletnego braku zaufania. Ministerialny reżim rozlewał się między kamiennymi budynkami zbierając swe żniwo, zaciskając ostre pazury na wąskiej szyi typowego, zastraszonego mieszkańca. Właśnie tak prezentowała się paskudna rzeczywistość, do której powrócił ponad pól roku temu. Nie potrafił jednak stwierdzić, czy umiejętność przewidywania przyszłości i zaznajomienie z parszywymi konsekwencjami byłaby w stanie zatrzymać go tu na dłużej. Perspektywa powrotu to odległych, dalekich podróży oraz ciepłych krajów coraz częściej gościła w przeciążonym umyśle zapracowanego, przemęczonego mężczyzny.
Bardzo wczesnym rankiem krzątał się po nieuporządkowanej pracowni w poszukiwaniu roślinnego zapotrzebowania. Świeże powietrze targało pożółkłą firanką, a mały, puchaty stwór krzątał się pomiędzy nogami. Właściciel apteki przy ulicy Pokątnej zażyczył sobie dość wymagający towar, którego pokłady wyczerpywały się w zatrważająco szybkim tempie. Rośliny zbierane w odpowiednich dniach wakacyjnych miesięcy powoli traciły swe najcenniejsze wartości. I choć dobrze wiedział jak przetrzymać i zakonserwować ich właściwości, zachłanni nabywcy składali nadprogramowe zamówienia. Z ciasno ściągniętymi brwiami, w nienajlepszym humorze, układał drobne liście babki lancetowatej i świetlika lekarskiego na szarym, pakownym papierze. Po drugiej stronie dokładał resztki mniszka lekarskiego i grubych łodyg żywokostu, którego tegoroczne pokłady nie obfitowały w zbyt wiele okazów. Zawiązując staranny pakunek odetchnął z ulgą. Nie miał nastroju na międzynarodowe podróże przytłoczony echem ostatnich, przygnębiających wydarzeń. Wolnym krokiem powlókł się do salonu uzupełniając po drodze niewielką, skórzaną torbę. Zarzucił na siebie krótki, jak zwykle zbyt cienki płaszcz opuszczając domostwo wraz z pokaźnym pakunkiem. Woda zalewała zmrużone powieki, gdy po raz kolejny w tym tygodniu zapomniał ogromnego, hebanowego parasola. Dręczył go głód nikotynowy, lecz ów czynność zostawił dopiero na później.
Około czternastej znalazł się w okolicy południowego krańca dobrze znanej, długiej ulicy. Wrześniowy deszcz spuszczał z nieba kurtynę olbrzymich kropel wsiąkających w ciemny materiał i zbyt długie kosmyki. W ostatniej chwili zdążył zabezpieczyć przesyłkę przed katastrofalnym zawilgoceniem. Oddychał ciężko wykończony dość długą podróżą. Chłód przedzierał się przez lekkie warstwy wyziębiając nieprzyzwyczajone ciało. Chciał znaleźć się w suchej, aptecznej przestrzeni i doprowadzić do należytego porządku. Broczenie w nieprzyjemnych strugach wody spowalniało krok; dopiero po kilkunastu minutach ujrzał dobrze znany szyld oraz kamienne ściany wybielane dziwną, nieznaną mu substancją. Odetchnął ciężko, gdy powłóczystym krokiem wspinał się po niewielkich schodach. Drzwi ustąpiły pod naciskiem męskiego ciężaru; zamierzał przywitać oschłego gospodarza typowym, uprzejmym pozdrowieniem, lecz zupełnie inna zdarzenie przykuło jego uwagę. Smukła sylwetka opierała się na szklanym blacie w dość nienaturalnej pozycji. Długie, brązowe, nasycone pasmami wilgoci włosy spływały po przygarbionych plecach. Przez zmrużone powieki dostrzegał w jej zachowaniu coś dziwnego, niepokojącego, paranoicznego. W powietrzu wyczuwał wyraźny swąd dymu papierosowego zmieszanego z leczniczą sterylnością oraz intensywną mieszanką znamienitych ziół. Nie była zwykłą klientką, nie przypadła mu do gustu. Prawdopodobnie nie zarejestrowała jego wejścia powołując się na bezczelne sylaby przesiąknięte złością, rozkazem i brakiem jakiegokolwiek szacunku. Mężczyzna z pokaźnym, kontrolowanym łoskotem porzucił przygotowane składniki robiąc pewny krok do przodu. Nie zastanawiając się ani minuty dłużej odezwał się poważnym, karcącym głosem skierowanym wprost w zuchwałą aparycję nieznajomej. Wydawało mu się, że między wyrazami rejestruje obcy akcent przeciągający niektóre sylaby. Wszedł jej w słowo: – A co jest z panią nie tak, skoro nie potrafi pani zachować się przyzwoicie, okazać należytego szacunku w miejscu publicznym? – zaczął z wyraźną dezaprobatą zaplatając ręce na klatce piersiowej. Złapał kontakt wzrokowy z właścicielem dając porozumiewawczy znak, iż za moment wszystko wróci do normy. Nie przyszedł tu, aby marnować czas na bezsensowne dyskusje z tak niereformowalną personą. – Proszę natychmiast zgasić papierosa, jeśli nie chce pani wyrządzić sobie krzywdy. – dodał po chwili dostrzegając dość nieskoordynowane okrążenia dłonią przytrzymującą kopcący niedopałek. W aptece znajdowały się również materiały łatwopalne, chwila nieuwagi, a cały dobytek poszedłby z dymem. Zapewne nie chciałaby usłyszeć konsekwencji podobnego czynu, prawda? – Proszę dokonać transakcji, albo opuścić to pomieszczenie. – zasugerował twardo już na sam koniec, wracając do rozpakowywania przyniesionego zamówienia. Minuty dłużyły się nieubłaganie, a on nie dokończył swej pracy. Odetchnął ciężko czując lekkie podenerwowanie. Zanim zabrał się do działania wykonał kilka machnięć głogową różdżką, aby osuszyć przesiąknięte deszczówką ubranie. Co chwilę, kątek oka zerkał w okolicę lady, czekając aż brunetka, dobrowolnie skieruje się do wąskiego wyjścia. Chłód jesiennego popołudnia powinien bardzo szybko otrzeźwić jej otumanione lico.



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Apteka Zabinich [odnośnik]14.01.21 18:25
Ciężki oddech, ciężkie słowa, ciężkie wymachy zbyt ciężką dłonią; wszystko było zbyt ciężkie, zbyt przytłaczające, zbytnio obciążające trawioną tępym bólem skroń. Być może gdyby przez drobną chwilę zastanowiła się nad gwałtownością własnych reakcji, nad sposobem zwracania się do nieugiętego mężczyzny stojącego za ladą, zdałaby sobie sprawę, że roszczeniowe warknięcia nie zagwarantują jej tego, po co tak naprawdę tu przyszła.
Było mnóstwo być i miliony może; wszystkie pogrzebane żywcem za sprawą rozstrojonego umysłu, podłego nastroju i przejmującej potrzeby, która coraz bardziej poczynała przypominać zwyczajne, parszywe uzależnienie, odznaczające się w dygoczących dłoniach i ochrypłym głosie.
Jasny wzrok świdrował pomieszczenie, sunął po zapełnionych specyfikami półkach i szklanych blatach; finalnie znów wracał do sprzedawcy, który z niesmakiem wypisanym w głębokich zmarszczkach za nic miał słowa Rosjanki, wciąż nie odzywając się ni słowem na dzikie zawołania, bądź krótkim, irytującym nie odpowiadając na wszystko to, czego Tatiana żądała od lokalu; wpierw żądała, później się oburzała, przemycała wzniosłe obrazy i brakowało jej tylko charakterystycznego wymachiwania dłonią w geście odgrażania się mężczyźnie.
– A pana ktoś pytał o zdanie? – treściwe słowa wybrzmiały wraz z wyraźnym warknięciem kiedy ktoś zza pleców wyraził swoje niewarte dlań zdanie; Dolohov ostentacyjnie wywróciła oczami, kiedy papieros ściskany dwoma palcami po raz kolejny odtworzył ścieżkę ku jej ustom i z powrotem, gdzieś w eter apteki, gdzie to, czy wyposażenie faktycznie mogło sprowadzić na nich zagładę w połączeniu ze zwyczajną fajką, było całkowicie dlań nieistotne.
Treściwa potrzeba, treściwa prośba – rozkaz – i treściwa odmowa, która wkurwiła ją niemiłosiernie.
Nie odwróciła się nawet przez ramię, jedynie kątem oka omiatając jarzącą się gdzieś w tyle sylwetkę, najpewniej dostawcy, skoro tak bardzo przeszkadzało mu jej zachowanie – klienci zwykle mieli głęboko w poważaniu innych klientów; każdy przychodził tu po jedno, załatwiał swój interes, odchodził; niepewny, stłamszony, strachliwy i z bólem promieniującym pod skórą – fizycznym bądź psychicznym – wojna zbierała swoje żniwa żarłocznie, siejąc niepokój i niepewność, która nader prędko zmieniała się w troskę tylko o własne dobro.
Ciężki jęk naznaczony wyraźnym niezadowoleniem wydostał się spomiędzy kobiecych warg, kiedy w dalszym ciągu mamrotała swoje żądania w kierunku sprzedawcy, finalnie jednak odwracając się przodem do mężczyzny, który zapragnął pilnować porządku, czy czymże jego misją nie było.
– Proszę to, proszę tamto, a może proszę się nie wpierdalać – mruknęła parodiując jego słowa, wywróciwszy oczami niemal boleśnie. Opierając się tyłem o krawędź lady gestykulowała dalej, raz po raz zaciągając się papierosem. Wzrok osiadł na krzątającym się mężczyźnie, wpierw z irytacją; dopiero po upływie kilku sekund przekrwione oczy Dolohov rozbłysły w zdumieniu – bo to niegrzecznie, panie Rineheart.
Pieprzony Vincent Rineheart w pieprzonym Londynie. No coś takiego.



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Apteka Zabinich
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach