Wydarzenia


Ekipa forum
Boczne ognisko
AutorWiadomość
Boczne ognisko [odnośnik]26.09.15 22:24
First topic message reminder :

Boczne ognisko

Palenisko na plaży nieco oddalone od głównego, mniejsze, nie tak okazałe i usytuowane bardziej na uboczu, lecz nie mniej tłumnie nawiedzane w okresie festiwalu lata organizowanego corocznie przez Prewettów. Przez cały rok kamienne palenisko stoi nieużywane, lecz początkiem sierpnia otula się potężnym ogniem, w okół którego przy subtelnych dźwiękach lutni po zmroku tańczą przybyli czarodzieje.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Boczne ognisko - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Boczne ognisko [odnośnik]19.10.15 23:40
Inara nie była głupia. Jej aktualne zachowanie, mogło przynosić na myśl nieco dziecięcą iskrę, ale kiedy trzeba - potrafiła być prawdziwą damą. Stereotypowo jednak, przywodziła na myśl słodkiego aniołka, ale Elizabeth już wiedziała, że pozory potrafią bardzo mylić.
Carrow była bardziej wylewna w okazywaniu uczuć. Była chyba to uzupełniająca swą przyjaciółkę cecha, bowiem Lizka zazwyczaj stroniła od takich elementów. Potrafiły rozmawiać na poważne tematy, ale często były przyprawione sarkazmem, żartem, czy ironią. Przyjaciółka częściej więc była chłodna w obyciu, ale Inara potrafiła już rozpoznać prawdziwą Elkę.
Z zaciekawieniem śledziła wymianę słów między Falwey'ami i, aż chciała szturchnąć przyjaciółkę za takie oczywiste podjudzanie.
- I jak poszukiwania idą? Upatrzył pan kogoś godnego uwagi, czy przysłaniamy widok?- zwróciła się wesoło wprost do Colina. Uniosła brwi, przestając się przez chwile opierać o Lizkę. Złożyła dłonie przed sobą, przez chwilę patrząc na wciąż bose stopy. Wyprostowała się na kolejne, już bardziej poważne tłumaczenia. I popsuł zabawę.
- Zajmuje się pan książkami? czy jakaś konkretna tematyka wchodzi w skład zainteresowań? - tu odezwała się już naturalna, wrodzona ciekawość. A nóż, ma to związek z jej poszukiwaniami? Może coś o wilkołakach? Może jakieś ciekawe alchemiczne kwestie?
Z eliksirowej zadumy, wybiły ją słowa jej białej księżniczki. Zawtórowała jej radosnym kiwnięciem głową i uśmiechem. Pozwoliła, by dzisiejszego dnia, włosy pozostawały całkowicie rozpuszczone, dlatego przy każdym ruchu, niesforne pasma plątały jej się wokół twarzy, opadając czarną kaskadą na ramiona i plecy.
- Coś czuję, że spotkamy jeszcze trochę znajomych! - i była to niemal oczywista przepowiednia. festiwal gromadził tak wiele czarodziejskiej elity * nie tylko*, że prawdopodobieństwo spotkania kogoś znajomego, była zastraszająco duża.
Nie lubiła płakać przy innych. Zupełnie naturalnie wychodził jej śmiech, który serwowała na każda okazję. Łzy były dla niej czymś dziwnym. Nie chciała płakać, szczególnie, że dla większości jej relacja okazałaby się zwyczajnie śmieszna, albo dziecinna. Czuła jednak, że jeszcze trochę, a coś w niej pęknie. Niby pierdoła, ot zwykła błyskotka, która mogłaby kupić u odpowiedniego jubilera. W końcu było ją stać. Jednak wisiorek po matce, która pamiętała doskonale, mimo upływu lat, pozostawał jedynym z nią łącznikiem. Zaciskała więc usta, starając się opanować drżenie.
- Nie ma - odpowiedziała Elizabeth, gdy zasugerowała odnalezienie go na ziemi - nie ma- powtórzyła, gdy i Colin podpowiedział, by poszukać go gdzieś na sukience. Wiedziała jednak, że go tam nie było. Okręciła się w koło i zatrzymała, na otrzeźwiające słowa przyjaciółki. Dramatu nie miała zamiaru odstawiać, najprędzej, łzawiąc, wróciłaby drogą powrotną do wyjścia, próbując odzyskać zgubę. Choć...Elka pewnie by się nie zdziwiła, gdyby Inara zaczęła krzyczeć.
Zacisnęła drobne pięści, odwracając spojrzenie od towarzyszącym jej czarodziejom. Oczy powoli się szkliły od nadmiaru wstrzymywanych łez. zatrzymała kolejną falę, kiedy usłyszała nieznajomy, męski głos. A może znajomy? Zbliżył się do nich nie kto inny, jak sam przemawiający przystojny Prevett. pewne było, że ucieszyłaby się bardziej z jego wizyty, gdyby..nie była w stanie, w jakim była.
- Nie..w porządku - odpowiedziała nieco ciszej, niż zamierzała. Głos jej się buntował, ale odwróciła głowę, by posłać przybyłemu delikatny uśmiech.
I byłaby tak stała z przyklejonym uśmiechem, walcząc z kolejną falą, mieszanki złości, smutku i hamowanej paniki, gdyby nie...sowa. Usłyszała charakterystyczny szum i niedużych rozmiarów sówkę, która zatoczyła koło i przysiadła na odłożonych chwilę wcześniej, inarowych butach. Przetarła oczy i kucnęła.
- Co tam masz? - sówka pozwoliła się najpierw pogłaskać, potem wyjąć zawiniątko przyczepione do nóżki zwierzaka. Aż przysiadła na kolanach, kiedy dotarła do niej treść wiadomości, a potwierdzeniem był rosnący na jej ustach uśmiech. Po prostu cud. Wyciągnęła z torebki pióro, by na odwrocie kartki, wciąż nieco drżąca ręką, napisać krótką notkę.  Już po chwili sówka wzniosła się do góry, by zniknąć gdzieś dalej.
- Bogowie jacy istnieją mi świadkiem, że nigdy tak szybko nie zmienił mi się humor, nawet, jak na mnie! - podniosła się z ziemi, na powrót zwracając uwagę na prawdopodobnie zdezorientowane towarzystwo - ktoś z was chyba przynosi mi szczęście - zaśmiała się, wracając do ramienia przyjaciółki.
- Przepraszam was za to zachowanie - dygnęła, wciąż bosa, przed towarzyszącą jej, powiększoną kompaniją.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Boczne ognisko - Page 2 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Boczne ognisko [odnośnik]20.10.15 0:30
| nadal pierwszy dzień, ale wieczór

Łuna płonących ognisk wskazywała mu drogę na plażę, kiedy – po raz drugi tego samego dnia – pojawiał się na festiwalu Prewettów, tym razem szerokim łukiem omijając największe skupiska ludzi i uważając, żeby przypadkiem nie wpaść na kogoś znajomego.
Właściwie nie uśmiechało mu się wcale ponowne branie udziału w tej miłosnej imprezie tematycznej, a to, że wracał na nią jak bumerang, miało w jego myślach wydźwięk co najmniej ironiczny; słowo jednak się rzekło, odpowiedź od panny Carrow zastała go jeszcze w Weymouth, gdzie właśnie planował po staremu zapić samotnie smutki w podmiejskim pubie. Nie miał zamiaru udawać, że było inaczej, ani wymyślać (kiepskiej, zapewne) wymówki, zresztą – lubił Inarę; w przeciwieństwie do większości przedstawicielek arystokracji, nie tworzyła wokół siebie podniosłej otoczki, nie zmuszała go do przebijania się przez skomplikowaną plątaninę aluzji, ani domyślania się (na podstawie subtelnych gestów, których za nic świecie nie był w stanie wychwycić), co tak naprawdę kryło się za słodkimi słówkami. Jej towarzystwo zazwyczaj działało na niego oczyszczająco, a biorąc pod uwagę ilość emocjonalnych toksyn, jaka zatruwała aktualnie jego krwioobieg – mogło okazać się zbawienne.
Nie zawrócił więc, zatrzymując się dopiero na widok trzaskających wesoło płomieni i przez dłuższą chwilę próbując wypatrzyć wśród nieznajomych (i znajomych, ale od tych szybko i dyskretnie odwracał wzrok) twarzy tę, należącą do autorki jego ostatniego listu. Przyciągnęła jego spojrzenie bezbłędnie; czerwona sukienka, oświetlona światłem z ogniska odznaczała się w wieczornym powietrzu wystarczająco wyraźnie. Uśmiechnął się na widok jej bosych stóp, nagle boleśnie świadomy, jak mało wygodne były jego własne buty.
Podszedł do niej swobodnym krokiem, po drodze dostrzegając również obecność trzech innych osób, spośród których kojarzył jedynie przemawiającego na rozpoczęciu Prewetta; co do pozostałych, to ich twarze co prawda wydawały mu się znajome, ale w żaden sposób nie potrafił aktualnie dopasować ich do nazwisk.
- Inara – przywitał się, zdecydowanie bardziej oficjalnie, niż zrobiłby to w normalnych okolicznościach, po krótkim wahaniu decydując się na ostrożnie zachowanie chociaż minimalnych konwenansów. Ze starannie wymierzoną dozą szacunku skinął głową w stronę Ignatiusa – jakby nie było, gospodarza imprezy, na której był gościem – ale słowa pozdrowienia ostatecznie sobie darował, nie znajdując takich, które nie zabrzmiałyby sztucznie. A na fałszywe grzeczności nie miał obecnie ochoty; oskarżycielski ton Bena, wprost nazywającego go arystokratyczną marionetką, nadal dzwonił mu nieprzyjemnie w uszach, jedynie nieznacznie przyćmiony swobodną atmosferą przy ogniskach. – Czy twoi znajomi i czarująca przyjaciółka – posłał lekki uśmiech ładnej blondynce z wiankiem we włosach – nie będą mieć nic przeciwko, jeżeli porwę cię na moment?
Pozwolił, by pytanie zawisło na sekundę w powietrzu, tak naprawdę nie spodziewając się przecież odpowiedzi innej, niż twierdząca, po czym wyciągnął przed siebie prawą rękę, jednocześnie puszczając dziewczynie oko.




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Boczne ognisko [odnośnik]20.10.15 20:18
Spodziewała się, że ten festyn stanowił idealne miejsce do zawierania umów przedmałżeńskich. Świętował i wychwala miała być przez najbliższy tydzień miłość, która była rzadkością wśród arystokratycznych małżeństwa. Zresztą, nie można było tego ograniczać tylko do tej grupy. Wiele osób miało problemy, by odnaleźć „miłość” , bo wzorowali się na powieściach, które okazywały często schematyczne rozwiązania, tak nudne w porównaniu do życia. Ludzie nie potrafili zadowolić się czymś mniejszym, skomplikowanym (wszystko co dotyczyło ludzi było skomplikowane, sami utrudniali sobie i innym życie) i zazwyczaj trudnym, a potem byli sami. Można przeżywać najróżniejsze emocje w czasie czytania powieści, ale nie dostarczą one tyle wrażeń co ludzki żywot. Jednak spokojny byt również nie był złą opcją, w końcu kiedyś każdy mówi  życiu dość.
-To jest odpowiednie miejsce do takich poszukiwań. – stwierdziła poważnie, na pewno nie jedna dama tutaj chętnie wykorzystałaby tę informacje.  Długo nie utrzymała powagi, gdyż pytanie Inary wywołało u niej natychmiastowy śmiech. Nie mogła wyobrazić sobie swojego kuzyna mówiącego sakramentalne „tak”, choć nawet nie miała pewności czy by ją zaprosił. Był od niej dziesięć lat starszy i może poczuł, że czas się ustatkować albo poczuł się samotny albo znudzony swoim życiem. Śluby są przecież takie ciekawie, a potem czeka Cię monotonia aż do śmierci.  Uśmiechnęła się do niego figlarnie. – Colin, wiesz, ja nie popieram kazirodztwa. Myślę, że to – pokazała rękoma pomiędzy nimi - by nie wyszło. Są jeszcze jednak całe kohorty dam, które się na ciebie aż rzucą. – zapewniła go, jednak nie zdołała długo zachować powagi. Cały czas się śmiejąc oparła się o przyjaciółkę jednak zaraz otrzymała o wiele lepsze wyjaśnienie jego pobytu w tym miejscu. Książki. Brzmiało to rozsądnie i bardziej prawdopodobnie niż poprzednia wersja  Teraz tylko czekała na rozwinięcie tematu jego pracy, była jednak pewna, że nie będzie to tak ciekawe jak jego status cywilny.
Była coraz bardziej zaniepokojona zachowaniem Inary, choć nie mogła powiedzieć, że ją rozumie. Wiedziała jak ważny był dla niej ten wisiorek, ale nadal był to nadal przedmiot. Coś co szybko można zdobyć jak i stracić, choć akurat ten miał o wiele większe znaczenie sentymentalne. Widziała, że przyjaciółka jest rozbita ową zgubą, ale przecież mogą przeprowadzić akcję poszukiwawczą. Może i byłaby ona mało skuteczna, ale przynajmniej Inara byłaby czymś zajęta. Tylko niech się nie popłaczę, Elizabeth nie lubiła, gdy jej bliscy płakali.  Ona sama też rzadko kiedy to robiła, bo nie widziała żadnego powodu do takiej emocjonalności. - Może ktoś odnalazł zgubę i Ci ją zwróci. – zaproponowała chcą jakąś wesprzeć przyjaciółkę. Właśnie w tym samym momencie usłyszała swoje imię i szybko odwróciła się w tamtym kierunku. Uśmiechnęła się na widok Ignatusa z Hazel, ale był to bardziej zaprogramowany odruch na widok przyjaciela niż prawdziwy przejaw radości, gdyż nadal była zaniepokojona stanem Inary. Nie odwzajemniła jego uścisku bezwolnie poddając się jego ruchom. Nie zastanawiała się jak musi wyglądać tak wylewne przywitanie byłego narzeczeństwa.
- Nie mogłam przecież opuścić twojego przemówienia. – zapewniła go uśmiechając się lekko. Cały czas spoglądała ze zmartwieniem na Inarę jednak wolała nie stawiać ją w centrum zainteresowania wszystkich tu obecnych, bo widziała, że przyjaciółka potrzebuje chwili, aby dojść do siebie. – Ignatiusie, Hazel to jest mój kuzyn Colin. – przedstawiła nie wiedząc czy poznali się już wcześniej. Zastanawiała się jak to możliwe, że się jeszcze nie poznali, ale sama nie znała przecież wszystkich. Nie zdążyła nic więcej powiedzieć, gdy nagle Inarze powrócił cały dobry humor i była chyba bliska skakania z radości. I jak tu nie powiedzieć, że kobieta zmienną jest? Nie zdążyła nawet dowiedzieć się co się stało z wisiorkiem, bo domyśliła się, że chodzi o właśnie o to, gdy przybył do nich nieznajomy jej mężczyzna. Widziała go już nie jeden raz na różnych uroczystościach, ale jego imię pozostało dla niej tajemnicą. Inara za to od razu rozpoznała przybyłego. – Masz moje błogosławieństwo. – powiedziała do obcego i tak została sama wraz z pozostałą trójką póki Carrow nie wróci ze swego „spotkania”. Przyjaciółka będzie musiała jej potem wszystko opowiedzieć, nie odpuści jej tego. Był już wieczór, była w tym miejscu dosyć długo i zapewne przyjdzie jej obserwować podchody Prewetta i Hazel, więc czas się chyba było trochę zrelaksować. Popatrzyła z szerokim uśmiechem na torebkę pozostawioną na ziemi przez Inarę i szybko ją podniosła.
- Myślę, że czas na chwilę relaksu. -  Wyjęła małą butelkę whisky i bez nabożnej czci napiła się jednego łyka. Zaoferowała alkohol swojemu kuzynowi jako drugiemu w kolejce patrząc na niego wyczekująco. – Nie mam przy sobie szklanek, więc tylko taka możliwość Ci pozostaje. – stwierdziła jeśli będzie się bał, że zarazi się czymś od niej.
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Boczne ognisko [odnośnik]20.10.15 22:01
Kiedyś to było moją codziennością - szalone pomysły, beztroski śmiech, którym zarażałam każdego obok. Teraz na palcach jednej ręki mogłam policzyć momenty, w których zapominałam o wszystkim, co mnie trapiło i robiłam to zupełnie naturalnie, a nie jedynie po to, by powstrzymać złudzenie, że wszystko ze mną w porządku. Chyba zaczynam gubić się we własnych sprzecznościach, w byciu naiwną i dotkliwie doświadczoną przez los. Wciąż mam w sobie wiarę, wciąż staram się zakładać na nos różowe okulary, a jednak czasami po prostu ręce opadają mi z bezsilności. Może to jakieś rozwiązanie, zapomnieć o wszystkim i oddać się muzyce. I ja nie umiem tańczyć, w darze od losu otrzymałam dwie lewe nogi. Tylko Octavius w swoich ramionach potrafił sprawić, że na parkiecie nie przypominałam pośmiewiska. Ale dla Ignatiusa byłabym w stanie zrobić wyjątek.
- Jest jedna, zasadnicza rysa na Twoim cudownym planie! Bo jakbym wiedziała, że chcesz mnie stamtąd wyciągnąć, a wiedziałabym z pewnością, w końcu po mojej kawie nie byłbyś w stanie napić się żadnej innej, to bym zacisnęła zęby i się uparła, że zostanę. A wiesz, że jak się uprę to nie ma na mnie mocnych - zażartowałam sobie w najlepsze, wtulając się w jego ramię. - Jak mogłabym zapomnieć, tak głupiego pomysłu to nie widziałam nigdy w życiu! I przez miesiąc mi potem jęczałeś, że masz dość szlabanów - zaśmiałam się na same wspomnienie tego, co wyprawiali z Garretem. Jak to możliwe, że mieliśmy aż tyle wspólnych wspomnień? Chyba moglibyśmy spędzić resztę życia, próbując wyliczyć wszystkie przygody! - Myślisz, że jaki szlaban dostałbyś od przełożonego? Kazałby Ci szorować kubki po kawie do końca roku? A może uporządkować dokumenty? To byłaby Syzyfowa praca! - na chwilę przymknęłam powieki, bo moja głowa wreszcie zrobiła się tak lekka, jak nie była od dawna. Bez żadnych zmartwień, bez Lupinów, prześladujących mnie do żywego.
- Daj spokój, Ignasiu! Jeśli mamy się o coś zakładać, to przynajmniej o coś, czego już i tak za Ciebie nie robię! - szturchnęłam go w bok. - Jakoś Ci nie wierzę! Chociaż możemy zadbać o to, by to Twoje zdjęcie znalazło się na okładce Czarownicy, hm?
Aż ciężko mi sobie wyobrazić, jak to jest żyć z reporterami, śledzącymi na każdym kroku. Ja byłam tylko szarą czarownicą z mugolskiej rodziny, o istnieniu której nie wiedział właściwie nikt.
- Och, daj spokój! Dlaczego jesteś zaskoczony? To przecież święto miłości, może znajdziemy mi tu męża, a Tobie żonę, hm? - faktycznie, może ostatnio daleko było mi do tak szampańskiego humoru, ale chyba nie powinien narzekać. Podałam mu rękę i wstałam, kierując się na drugą stronę ogniska.
- Elizabeth, jak miło Cię widzieć! - uśmiecham się do niej radośnie, chyba podświadomie puszczając dłoń Prewetta. - Było wspaniałe, prawda? - pytam panny Fawley, jednocześnie porozumiewawczo zerkając na Ignatiusa. A nie mówiłam, że wyszło mu wyśmienicie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Boczne ognisko [odnośnik]21.10.15 0:01
Cały świat wokół równie dobrze mógł rozpaść się na kawałki - pył obcych i znajomych twarzy rozsypać się na wietrze, ich słowa zagubić pomiędzy natłokiem natrętnych myśli. Garry skupiał się tylko na niej; a może bardziej udawał, że to robił, nie zdając sobie sprawy, że każde wypowiedziane zdanie nacechowane było (wyłącznie?) dbaniem o dobro ich relacji. A choć czuł troskę, naiwnie wierzył, że nie było ona tylko podszeptem rozsądku, który kazał mu słuchać, kazał mu uśmiechać się lekko i kazał wciąż obejmować ramieniem Dianę, dając jej wrażenie podpory i ostoi spokoju. Miała rację - nie znał jej i kto wie, czy w innych okolicznościach obrzuciliby się nawet przychylniejszym spojrzeniem, wymienili najbardziej neutralną uwagą; wbrew pozorom należeli do dwóch różnych światów, a Garrett nie wiedział nawet, jak skrajnych. Diana należała do nocy, on stał się pionierem światła - czy jednak nie uzupełniali się w najpiękniejszy ze sposobów?
Tłumił obawy, mając nieodparte wrażenie, że troska, którą czuł, nie mogła być sztuczna; zdawała się namacalna, tak rzeczywista jak niepewność na twarzy jego narzeczonej i lekkie powiewy wiatru niosące kwiatowy zapach.
- Wypróbuj mnie. - Nie zawahał się przed odpowiedzią ani sekundy, nieroztropnie obdarzając ją wielkim zaufaniem. Uśmiechnął się lekko, być może w całej swej naiwności ignorując fakt, że jej problemy mogą oscylować wokół czegoś znacznie mniej trywialnego od doboru sukni komponującej się pod kolor oczu i prób wpasowania się w szlachecki półświatek gotów jak hieny rozerwać jej serce. A te drwiły z potrzeby wpasowania się w tłum, z konwenansów jak sznur oplatających szyję i dystyngowanych kroków, powściągliwych słów; wymuszały je, patrząc, jak arystokraci krztuszą się własną elitarnością i parodią majestatycznej kurtuazji.
Jego uśmiech zgasł, gdy wreszcie dostrzegł, że się bała. Że serce biło jej jak szalone, że słowa podszyte były grubą warstwą strachu i desperacji. Wyprostował się, nie odsuwając się od niej jednak, wciąż patrząc tylko na nią - ignorował znajome głosy rozbrzmiewające w okolicy, nie łączył tembru przyjaciół z ich błyskającymi w uśmiechu twarzami. Wtedy i tak nie miało to znaczenia.
- Diano, wszystko w porządku? - spytał po chwili, marszcząc lekko czoło i mimowolnie obdarzając ją analizującym spojrzeniem, które zdawało się przeszywać na wskroś.


a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

Garrett Weasley
Garrett Weasley
Zawód : auror
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
żyjąc - pomimo
żyjąc - przeciw
wyrzucam sobie grzech niepamięci
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Boczne ognisko - Page 2 Tumblr_o0qetnbY2m1rob81ao9_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t597-garrett-weasley https://www.morsmordre.net/t627-barney#1770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f112-st-martin-s-lane-45-3 https://www.morsmordre.net/t2785-skrytka-bankowa-nr-122#44963 https://www.morsmordre.net/t975-garrett-weasley#5311
Re: Boczne ognisko [odnośnik]23.10.15 16:37
Przez chwilę miał wrażenie, że znalazł się w jakimś dziwnym śnie, otaczany przez coraz to nowe osoby, których twarzy i nazwisk nie znał, nie kojarzył, a może po prostu umknęły mu gdzieś w tyle świadomości, gdy próbował zepchnąć arystokratyczny światek w najdalsze czeluście myśli. Zarejestrował jedynie, że zbliża się do niego to urocze ciasteczko, które przemawiało wcześniej na podwyższeniu i że jakiś gbur pozbawia go gwałtownie towarzystwa przemiłej panny Carrow, zanim Colin zdążył jej odpowiedzieć na zadane pytanie. Zmełł w ustach wiązankę przekleństw o niewychowanych młodych ludziach, zapamiętując jednocześnie paskudną twarz oprycha, by na przyszłych przyjęciach, na których przypadnie im razem być, trzymać się od niego jak najdalej. Skoro miał predyspozycje do porwań, bezpieczniej będzie trzymać na dystans jego zachłanne łapska.
- Och, nigdy nie mów nigdy, moja droga - odpowiedział po chwili kuzynce, gdy już pozbierał się z pierwszego szoku, patrząc zniesmaczonym wzrokiem na odchodzącą parę. Po cichu liczył, że tajemniczy ktoś wywali się na pierwszej lepszej gałęzi i zaryje twarzą w ziemię, ale tym razem bogowie nie byli skłonni wysłuchać jego modlitw. - Powinnaś znać powiedzenie o tym, że przeciwieństwa się przyciągają. A nasze dzieci miałyby wręcz doskonałą krew - zakpił na koniec, zwracając uwagę na dwójkę nieznajomych, którzy zostali przy nich, najwyraźniej niezainteresowani pójściem w ślady Inary i jej towarzysza i wizytą w krzakach. Skinął im głową, dopiero po chwili zauważając wyciągnięty w swoją stronę alkohol; umknęła mu chwila, w której jego kuzynka wyczarowała ską zbawienny trunek. Spojrzał na Elizabeth z podejrzliwością kryjącą się w spojrzeniu i niepewnie sięgnął po butelkę. Chciała go otruć tu przy wszystkich? Spić i zgwałcić? A potem spalić jego truchło w wesoło trzaskającym ognisku? Jakkolwiek żadna z wizji nie była zachęcająca, upił niewielki łyk trunku, zaledwie kilka kropel ściekających wprost w gardło. Co prawda nie była to jego wyśmienita szkocka, ale alkohol nadal pozostawał alkoholem.
- Jeśli mam znaleźć sobie żonę, to zionący alkoholem oddech nie będzie najlepszą wizytówką - usprawiedliwił się wymownie, zastanawiając się przy okazji, co zrobić z butelką. Oddać Elizabeth jako właścicielce czy przekazać dalej? Po chwili wahania podał ją stojącemu obok mężczyźnie; jeśli ma umierać, to przynajmniej w doborowym męskim towarzystwie. Przyjrzał się przy okazji nieznanej sobie parce, jakby dopiero teraz dostrzegają, że przyszli razem nie przez przypadek; umknął mu co prawda ich uścisk dłoni, ale i tak wymieniane spojrzenia doskonale świadczyły o tym, że nie poznali się chwilę temu.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Boczne ognisko [odnośnik]23.10.15 18:18
Czułam to, wiedziałam, że kiedyś mnie to wykończy, że wyrzuty sumienia przewyższą wszelkie inne wartości, które pielęgnowałam, których od dawna się trzymałam. Bałam się tego dnia, bałam się, że ktoś się dowie, że Garrett... Nie był głupi, ja do najmądrzejszych nie należałam. W końcu się dowie i jak wtedy na mnie spojrzy?
Jego aktualne spojrzenie wydrążało właśnie dziurę w moich wnętrznościach. Czułam namacalny ból z powodu tego, co się we mnie działo. Czułam również uderzenia gorąca, jak gdybym znajdowała się właśnie oto nad tym ogniskiem, przed którym siedziałam. I choć iskry wzlatywały wysoko w górę, zamiast kończyć swą drogę na mej skórze, to i tak miałam wrażenie, że zaraz się rozpadnę, usmażę, ugotuję, że stanie się ze mną cokolwiek destrukcyjnego i definitywnego, z czego już nie poskładają mnie wprawne ręce uzdrowicielek.
Odwróciłam wzrok w kierunku ogniska, dyskretnie ocierając wstrętną łzę, która śmiała opuścić me oko. Właśnie plułam w brodę przez to, że pozwoliłam sobie zejść na te tematy akurat w tym miejscu o tym czasie, gdy trwał Festiwal Lata. Powinniśmy się bawić, a przynajmniej udawać rozbawionych. Byłam świeżą panną narzeczoną! Powinnam pokazać ludziom jak bardzo mnie to uszczęśliwiało...
Co jednak zrobić z demonami, które hasały sobie w płomieniach ogniska? Słyszałam ich śmiech, ich oskarżenia. Widziałam w nim twarze! Dwie twarze... Tak bardzo się bałam. Jeśli spotkam na swojej drodze bogina... Jeśli spotkam go w czyimś towarzystwie, wszystko się wyda. Wiedziałam, jaki kształt przybierze. Wiedziałam, czyj niemy śmiech rozlegnie się w pomieszczeniu, czyj oskarżycielski wzrok padnie na mnie, gdy kredowobiała dłoń wskaże prosto na mą pierś. Marianne z Celeste gdzieś tam były i czekały aż poniosę karę za ten wyskok, aż dosięgnie mnie ich zemsta.
Co ja zrobiłam?! Powinnam zginąć. Już dawno, pięć lat temu... A nawet wcześniej. Nie powinnam była go poznawać, wplątywać się w jakieś chore miłosne relacje, iść tam ciekawa...
Czy wszystko było w porządku? Nie, Garretcie, nic nie było w porządku, a mimo to skinęłam ci nieznacznie. Mówiłam niemo, że jest okej, unikając twojego wzroku i tonąc gdzieś w tych płomieniach połykających kolejne kawałki drewna. Pozostawało czekać, aż niebo faktycznie runie i przygniecie mą umęczo... mą bestialską duszę.
Diana Crouch
Diana Crouch
Zawód : szlachcicuje
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Caught in a landslide, no escape from reality.
Open your eyes, look up to the skies and see.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Boczne ognisko - Page 2 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t711-diana-octavia-crouch#2419 http://morsmordre.forumpolish.com/t777-puszka#3024 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f109-ashford-hythe-road http://morsmordre.forumpolish.com/t983-panienka-crouch#5415
5: Boczne ognisko [odnośnik]24.10.15 21:04
Prawie z wdzięcznością przyjąłem butelkę ofiarowaną przez kuzyna Elizabeth, chcąc łykiem palącego alkoholu zmyć niesmak pozostawiony przez Notta. Dość chłodno odpowiedziałem na jego skinienie, choć w pierwszej chwili, chciałem udać, że nie zauważyłem jego sztywnego gestu. Z przyganą obserwowałem jak znika w tłumie z Inarą. Nie było tajemnicą dla nikogo z obecnych, że nasze rodziny ledwie tolerowały się podczas większych przedsięwzięć. Podczas tych mniejszych zazwyczaj któraś ze stron rezygnowała z przybycia, jawnie deklarując, że z ludźmi takiego pokroju nie będzie dzielić wspólnego stolika. Początkowo sądziłem, że wzajemna niechęć jest jedynie tradycją, kontynuowaną dla pustej rozrywki przez wieki. Poglądy dość szybko zweryfikowałem tuż po przybyciu do Hogwartu. Nie było miesiąca, by Nottowie nie uprzykrzali nam życia bez właściwego powodu. O ile wierzyć relacji mojej rodziny, przez kilkanaście dekad procesowaliśmy się o kawałek ziemi. Wyrok dla żadnej ze stron nie zapadł korzystny, gdyż skrawek pola przypadł komuś innemu. Zadra pozostała, podobnie jak wzajemna awersja. Od tamtego czasu ryzowaliśmy z Nottami we wszystkim, w czym tylko mogliśmy. Wspólnym mianownikiem w tym przypadku był mecenat sztuki. Nie zdziwiłbym się, gdyby coroczny Festiwal Lata organizowano jako spektakl, mający unaocznić wszystkim wątpiącym, co do pozycji arcymistrza w dziedzinie kultury. Opowiadanie o celebrowaniu historii miłosnej przodków, wydawało się dość marną wymówką, biorąc pod uwagę sumę, jaką przeznaczaliśmy na przedsięwzięcie. Kiedyś sprawdziłem w aktach, z czystej ciekawości. Od dwudziestu siedmiu pokoleń żadna panna Prewett nie poślubiła Notta.

Trunek był dość mocny, jednak nie na tyle, by zapiekło mnie w gardle. Oddając butelkę właścicielce roześmiałem się w głos. - Colin, mój ojciec zwykł mówić, że arystokratki wybierają męża tylko po zapachu alkoholu. Im gorzej pachnie kandydat, tym na droższe trunki może sobie pozwolić, co ma świadczyć o jego majętności. Nie wiem komu podkradał czarki, że moja matka zwróciła na niego uwagę. - Fawley wydawał się sympatycznym człowiekiem, o podobnym poczuciu humoru co Elizabeth. - Wybacz, że zapytam, dopiero co nas sobie przedstawiono ale czy do twojej rodziny nie należy księgarnia? - Zanim dokończyłem pytanie, Hazel i Lizzy popatrzyły na mnie karcąco, choć jeszcze nie zdążyłem wspomnieć, że z uporem maniaka poszukuję książek o smokach.

Nie zdążyłem usłyszeć odpowiedzi, ani komentarza obu pań. Z daleka moją uwagę przykuła sylwetka w gustownej czarnej szacie. Tylko jeden znany mi mężczyzna potrafił nosić się w tak wyszukanym stylu. Choć Deimos Carrow był niewielkim punktem na horyzoncie, nie miałem wątpliwości, że to jego osobę rozpoznałem w tłumie. Po dzisiejszej porannej rozmowie byłem zbyt zmęczony, by pójść i zapytać go o to teraz. Do piątego sierpnia musiałem jednak uregulować sprawę. Wyścigi były dobrym pretekstem do rozmowy, jeżeli oczywiście nikt nie rozniesie plotki.

Spojrzałem na roześmianą Lizzy, podsuwającą trunek Hazel. Gdybyśmy kilka lat temu przystali na małżeństwo, dzisiaj wiele spraw wyglądałoby inaczej. Czy lepiej? Głośniej przełknąłem ślinę, pragnąc znów napić się czegoś mocnego. - Jestem fatalnym gospodarzem, skoro pijemy z butelki gości. Jeszcze nie ma dziewiątej, istnieje więc szansa, że nie wszystko opróżnili na stołach  na głównym bankiecie. Podobno kupiono gdzieś stary rocznik Ognistej. - Dodałem na zachętę, przesuwając się do przodu, by zabrać ich do gwarnego głównego nurtu festiwalu.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Boczne ognisko [odnośnik]25.10.15 2:11
Garrett natychmiast pożałował swojego pytania - na bogów, to był festiwal miłości i nawet jeśli pomiędzy nimi nie mogło wykwitnąć szczere, nieokiełznane uczucie, to powinni dać ponieść się atmosferze przyjęcia i posłać własne zmory w niepamięć. To, że Dianę coś musiało trapić, uznał za oczywistość; choć przez chwilę zapragnął, aby podzieliła się z nim swoimi obawami, wiedział, że nie może naciskać. Dlatego wybrał milczenie, gdy z uwagą i zmartwieniem patrzył, jak jego narzeczona niepewnie skinęła głową. Zapadła chwila ciszy podkreślona tylko dobiegającymi z okolic rozradowanymi głosami, które nagle brzmiały nie na miejscu; przez cały ten czas Garry spoglądał na Dianę z troską, aż wreszcie otworzył usta, nie mogąc już dłużej trwać w kompletnej afonii.
- Nie minęliśmy się z twoimi braćmi - zauważył nagle, bezceremonialnie schodząc na błahe tematy. Nie chciał udawać, że nie widział wątpliwości w gestach ukochanej, ale podszepty resztki męskiej intuicji kazały mu nie wkraczać na niepewne grunty dyskusji. - Wiesz może, czy w ogóle przybyli na festiwal? - Najpewniej nie interesowało go to w najmniejszym nawet stopniu, ale mówił cokolwiek, żeby tylko na nowo nie zatopić się w przykrym milczeniu. Pragnął też, aby w oczach Diany na nowo coś rozbłysło, zupełnie jak wtedy, gdy zaczęli rozmawiać o pojedynkach podczas pamiętnego popołudnia w otoczeniu szumiących wierzb.
Czuł na barkach nacisk odpowiedzialności za to, w jakim kierunku rozwinie się ich relacja - od momentu, w którym ustalili, że obojgu zależy na bezkonfliktowej koegzystencji, miał wrażenie, że to on stał się strażnikiem pozytywnych relacji. I, całkowicie wbrew sobie, mimowolnie zaczął się roztaczać nad Dianą opiekę, zupełnie jak nad każdym, kto jej potrzebował; wiedział, że kiedyś (raczej prędzej niż później) ta ofiarność wpędzi go do grobu.
- Masz ochotę na dalszy spacer? - spytał, by zachować pozory, że wszystko było w porządku; nie było, lecz wciąż łudził się, że będzie w stanie oszukiwać się dalej, że bańka iluzji jest silna i przetrwa, nie pęknie, nie zniszczy tkanej powoli ułudy.


a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

Garrett Weasley
Garrett Weasley
Zawód : auror
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
żyjąc - pomimo
żyjąc - przeciw
wyrzucam sobie grzech niepamięci
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Boczne ognisko - Page 2 Tumblr_o0qetnbY2m1rob81ao9_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t597-garrett-weasley https://www.morsmordre.net/t627-barney#1770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f112-st-martin-s-lane-45-3 https://www.morsmordre.net/t2785-skrytka-bankowa-nr-122#44963 https://www.morsmordre.net/t975-garrett-weasley#5311
Re: Boczne ognisko [odnośnik]25.10.15 11:34
Czar prysnął. na jedną długą chwilę, radosna aura, jaką panna Carrow roztaczała - błysnęła nieznaną, ciemną iskrą. W jednej chwili, wygięte uroczo usta, zmieniły się w drżącą linię smutku. Czy tak zachowywała się dama?
Podejście Inary daleko odchodziło od konwenansowych wytycznych. Nie lubiła sztucznych uśmiechów i grzecznych ukłonów. Nauczona jednak, że wielu ceniło takie zachowania wyżej, niźli prawdziwe natury ich życia. Buntowała się, a swój bój dzieliła z przyjaciółką.
Zguba wywołała falę, której czarnowłosa poddała się bez oporu. Jej słabość była znana Lizce, więc panika rysująca się na licach Carrow, choć dziecinna w swej istocie, była naturalnym dla niej odruchem.
Alechimczka nieprzytomnie wodziła po znajomych, zaszklonym od wstrzymywanych łez spojrzeniem. Docierało do niej, że większość nie rozumie tak gwałtownej reakcji, na zgubę zwykłej błyskotki.  Przez powłokę niepokoju czuła wdzięczność za troskę, którą jej okazywali, ale ciężko jej było zmusić się do uspokojenia. Dopiero list jaki otrzymała, na powrót wrócił jej humor do góry nogami. Ciemnoorzechowe oczy Inary na powrót błysnęły radością, w których ulga mieszała się z niedowierzaniem. Kto u licha bawił się jej losem? Bo w tym momencie wydawało się, jakby ktoś zafundował jej głupi żart, tylko po to, by zobaczyć jak z tego wszystkiego wybrnie.
Percivala najpierw usłyszała, gdy zawołał ja po imieniu. Odwróciła się w miejscu, zataczając sukienką niekontrolowaną falę. Nawet jeśli w głosie mężczyzny słyszała uprzejmy, oficjalny ton - nie mogła mu się dziwić. Był arystokratą w nieznanym sobie towarzystwie...ale wolała jego otwartą, nieskrępowaną naturę od tej przedstawionej.
- Percival - wymówiła imię Notta z oficjalnym dygnięciem, pozwalając jednak, by wkradła się tam łobuzerska nuta. Przez chwilę problem, by nie rzucić mu się z radości na szyję. Byłoby to jednak wielce nie na miejscu, choć zatrzymała się tylko dlatego, by nie wywoływać większej konsternacji, niż do tej pory.
Mimo ogarniającej ją euforii, dostrzegała kątem oka nieprzychylne spojrzenia tak Colina, jak i gospodarza festiwalu.
Nie sadziła, by ktokolwiek chciał ją teraz zatrzymać, a nawet jeśli - nie dałaby się - za chwilę wrócę! - dygnęła przez towarzyszącymi jej arystokratami. Stając na bosych palcach, musnęła ustami policzek Lizki, szepcząc cicho - wszystko ci potem wytłumaczę.
Potem zapomniała całkowicie o konwenansach. Chwyciła wyciągniętą dłoń Notta, odwzajemniając mrugnięcie i pociągając mężczyznę za sobą. Oczywiście była boso. Swoje niesforne obuwie i torebkę, zostawiła pod opieką przyjaciółki. Nie puszczając ciepłej dłoni Percivala, zatrzymała się dopiero kilka metrów dalej. Wystarczająco, by mieć na widoku pozostawionych niedaleko towarzyszy.
Stanęła przed mężczyzną i dopiero wtedy puściła jego rękę. Swoje dłonie zaplotła za plecami. Dopiero teraz mogła przyjrzeć się swemu wybawcy. Był wysokim i szalenie przystojny mężczyzną. Znajome lica, na których wciąż widniała przycięta bródka. Ciemne włosy, zielone oczy, w których kryła się jakaś ukryta dzikość, w których teraz..widziała cień..?
- Dziękuję, że przyszedłeś - powiedziała w końcu, po bezczelnej lustracji jego twarzy. Na jej ustach wciąż błądził figlarny uśmiech, zupełnie jak u dziecka, które czeka aż dostanie prezent - zanim nie dostałam listu, mało brakowało, a bym się zapłakała - teraz mówiła o tym spokojnie z radością i bez skrępowania odsłaniając swoje emocje. Percy jakiego znała - nigdy nie miał jej za złe otwartego i szczerego wyrażania emocji. Uwielbiała z nim rozmawiać już kiedyś. Przyjaźnili się. A teraz, choć nieświadomie - przywrócił jej nadzieję - jeśli...ta rzecz, o której pisałeś we wiadomości, to mój błękitny wisiorek...- westchnęła cicho, na chwilę przymykając oczy. Teraz, nawet łaskotanie rozpuszczonych włosów nie przeszkadzało. Pozwoliła, by czarne pasma błądziły po jej ramionach, przy każdym jej drobnym ruchu - jestem twoją dłużniczką, możesz prosić o co chcesz - zaśmiała się na koniec. Słowa jakie wypowiadała, na prawdę nie powinny wychodzić z ust żadnej panny. Otworzyła oczy, by jeszcze raz spojrzeć na mężczyznę.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Boczne ognisko - Page 2 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Boczne ognisko [odnośnik]25.10.15 15:08
Wystarczyła dosłownie chwila, żeby poprawił mu się humor, i następna, żeby przestał żałować, że postanowił wrócić na festiwal. Burzowe chmury, wiszące nad nim od dłuższego czasu, co prawda nie zniknęły, a perspektywa wymieniania słodkich uprzejmości jeszcze co najmniej przez kilka dni, była tak samo nieznośna, jak rano, ale tymczasowo o niej zapominał, pozwalając prowadzić się drobnej, dziewczęcej dłoni. Mało było w jego życiu osób, którym pozwoliłby na takie poufałości, ale Inara należała do tych nielicznych wyjątków; być może dlatego, że bardziej kojarzyła mu się z zagranicznymi wyprawami, niż szarymi i krętymi uliczkami arystokratycznego Londynu. Nawet teraz, z potarganymi włosami i bosymi stopami, wydawała się kompletnie oderwana od rzeczywistości. Czy może inaczej – jako jedna z niewielu wpasowywała się w ogniskowy krajobraz niemal idealnie, podczas gdy to właśnie większość (łącznie z nim, jak stwierdzał z niesmakiem) przypominała porcelanowe lalki, przez pomyłkę wyciągnięte z miniaturowych domków. Wszystko to sprawiało, że trudno mu było oderwać wzrok od jej zarumienionej twarzy i nie dziwił się wcale nieprzychylnym spojrzeniom jej towarzyszy, sztyletującym jego oddalające się plecy. Co nie oznaczało, że się nimi przejmował; wyrzucenie z myśli Prewetta zajęło mu niecałą minutę, natomiast nad nieznajomym mężczyzną zatrzymał się jedynie o kilka sekund dłużej, obiecując sobie, że przy najbliższej okazji dowie się, z kim właściwie miał do czynienia.
Zatrzymał się w ślad za nią, odruchowo odwzajemniając jej zaraźliwy, błąkający się po ustach uśmiech. Dla odmiany czuł się swobodnie i prawie beztrosko, co stanowiło pewne zaskoczenie, bo osoby przypominające mu o tej lepszej przeszłości, zazwyczaj wprawiały go albo w nieznośną frustrację, albo w stan głębokiego przygnębienia. Żałował, że po jego rezygnacji z pracy w terenie ich drogi nieco się rozeszły; nadal jednak traktował ją jako dobrą przyjaciółkę, choć złośliwi powiedzieliby, że cechująca ich wzajemne relacje lekkomyślność, już od dawna im nie przystawała.
- Twoi znajomi chyba mnie nie polubili – rzucił z lekkim rozbawieniem, zerkając w stronę grupki osób, którą pozostawili za sobą i udając, że nie zauważył jej lustrującego spojrzenia, które zdawało się skanować go właśnie od stóp do głów, jakby w poszukiwaniu ewentualnych defektów. Normalnie by mu to przeszkadzało, ale aktualnie ledwie ten fakt rejestrował, wsłuchując się w jej swobodny ton, który – co przyjął z pewną ulgą – nadal nie wykazywał cech charakterystycznej dla arystokracji sztuczności. Jej słowa jak zwykle brzmiały czysto i prosto, pozbawione drugiego dna czy starannego wyważenia, które tak często wprawiało go w kompletną dezorientację i zniechęcało do zawracania się głowy dalszą rozmową. Wiedział, że poruszanie się skomplikowanymi korytarzami uprzejmości i czytanie między wierszami stanowiło swego rodzaju sztukę, ale była to sztuka, której sensu nigdy tak naprawdę nie rozumiał, nawet jeśli dla świętego spokoju studiował w młodości jej tajniki, najczęściej po to, by zwyczajnie dano mu święty spokój. Przy Inarze nie czuł jednak konieczności wyłapywania subtelnych drgań w sylabach, nie rozliczał samego siebie z każdego gestu i nie odliczał sekund między uważnymi wdechami i wydechami z obawą, że jakikolwiek fałszywy krok w tym odgórnie narzuconym tańcu, mógłby zostać źle odebrany. Owo rozluźnienie mogło co prawda okazać się zdradzieckie i chyba trąciło zbytnią nieostrożnością, ale nie przejmował się tym ani trochę; a przynajmniej nie robił tego w tamtym momencie, wyciągając z kieszeni misterny naszyjnik, zawieszony na cienkim łańcuszku.
- Ten błękitny wisiorek? – zapytał z udawanym zawahaniem, jakby zastanawiając się, czy aby na pewno powinien oddać zgubę właścicielce. W następnej chwili wyciągał już jednak ozdobę przed siebie, leżącą swobodnie na otwartej dłoni. – Powinnaś uważać z tak pochopnym rozdawaniem obietnic – dodał, z trudem siląc się na poważny ton. – Ale być może uda mi się wspaniałomyślnie zapomnieć o tej, jeśli odwrócisz moją uwagę w innym kierunku. Na przykład opowiadając historię, która kryje się za tym świecidełkiem. – Podciągnął wyżej jeden kącik ust, pozwalając sobie na nieznaczny półuśmiech. Właściwie nie wiedział, czy z naszyjnikiem w ogóle wiązała się jakaś opowieść, ale skoro przedstawiał dla właścicielki aż taką wartość, to coś musiało być na rzeczy.




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Boczne ognisko [odnośnik]25.10.15 23:31
Nigdy nie chciała chować się przed światem. Nie umiała unikać światła, w które wpatrywała się z lubością, niby Ariadnową nić, prowadząca do celu. Może dlatego tak uwielbiała trzaskający ogień w kominku? Przeskakujący płomień, niby tancerz wodził..na pokuszenie. Zapraszając, by samemu ruszyć w tan. Ciepło płomieni, które rozgrzewało zmarznięte dłonie i cienie w sercu.
Może było to banalne porównanie, może zarzucić jej należało, oderwane od rzeczywistości spojrzenie?
Nawet jeśli ktoś wytykał jej tak lekkomyślne, czy nawet dziecinne zachowania - nauczyła się ignorować nieprzyjemne głosy. Wolała być uznawana za niepokorną dziwaczkę, niże wciskać się w sztywne gorsety konwenansów.
Percy należał do grona przyjaciół, którym ufała, z którym dzieliła radość z wypraw, z podróży. Był człowiekiem, który przyjmował jej radosną naturę bez krzywego uśmiechu. Nie krytykował jej działań, doceniał zdolności, które oferowała jako alchemiczka. Witał ją z tym samy, nieco nieodgadnionym uśmiechem i spojrzeniem, które kryło więcej, niż przekazywał słowami.
Nawet nie pomyślała, że jakiekolwiek jej gesty, mogły zostać przez panicza Notta odebrane jako naganne. Jej drobna dłoń nie natrafiła na opór. Splotła palce bez zastanowienia, nie dopatrując się w tym żadnej ujmy.
Choć tak dawno się nie widzieli, wciąż pamiętała mężczyznę odważnego, pełnego pasji, który zarażał entuzjazmem. I mimo wieku, jaki ich dzielił - przez myśl jej nie przeszło, by zmienić zdanie. jeśli raz, ktoś zasłużył sobie na zaufanie - ciężko było zmienić jej zdanie.
- Tylko dlatego, że cię nie znają - mrugnęła porozumiewawczo, rozpalając dłonie i sięgając palcami do ust - ale ciii, ja zdążyłam już im zaserwować kilka wrażeń - z perspektywy obserwatora, zachowanie Inary było przynajmniej..niezrozumiałe. Gdyby sama siebie nie znała, mogłaby dziwić się reakcji i panice, jaka ją ogarnęła. Choć niekontrowane drżenie i napływające łzy - umilkły, wciąż czuła przyspieszony rytm, jakie wybijało jej serce. Choć teraz tańczyło z innego powodu. W końcu miała odzyskać swoją ukochaną pamiątkę. A tak nieoczekiwane spotkanie, nadawało wydarzeniu znacznie przyjemniejszy wydźwięk.
Spojrzenie, jakim obdarzyła Precivala, było pozbawione wścibskiej buty. Nie szukała w wysokiej postaci przed sobą żadnych niedociągnięć, czy defektów, które miałaby skrytykować. Nie. Inara na nowo przypominała sobie przyjaciela, któremu towarzyszyła podczas wypraw, jeszcze jakiś czas temu. Na twarzy zatrzymała się dłużej, ale to był naturalny odruch. Wciąż pamiętała pierwsze spotkanie, gdy jej uprzykrzający życie talent, zmusił ją, by odzwierciedliła na listownej kartce - młodego mężczyznę, który przykuł jej spojrzenie. Percival musiał mieć na prawdę ciekawą minę, gdy znalazł ją siedzącą na poręczy balkonu, z kartką na podwiniętej sukience i piórem. I jego własną twarz, naszkicowaną czarnym tuszem. Bardzo szybko dostrzegli w sobie przyjazne dusze, pozbawione nienawistnej, sztywnej maniery - typowej dla arystokracji.
Inara niemal zamarła, kiedy dłoń młodego gentlemana powędrowała do kieszeni, wyjmując - och wszystkie zaklęcia świata - tak bardzo znajomą biżuterię. Zdawało się, jakby błękit na otwartej dłoni mężczyzny - pulsował, wołając do swej właścicielki. Zatrzymała palce tuż nad wisiorkiem, niepewna, czy może sięgnąć zguby.
- Na prawdę myślałam, że go zgubiłam na dobre -modezwała się w końcu. Ciemne źrenice wciąż miała utkwione w wisiorku, by w końcu unieść głowę wyżej. Na jej usta wdarł się raz jeszcze, radosny, pełen wdzięczności uśmiech.
- Wierz mi, że jesteś pierwszym, który taką obietnice otrzymał - dziewczyna nie powstrzymała śmiechu - . W końcu, w innej sytuacji, słowa, które skierowała ku mężczyźnie, mogły zostać odebrane przynajmniej dwuznacznie - i zapewne ostatnim - nie planowała więcej podobnych zdarzeń. A przynajmniej - podobnych zgub. Spotkania mogła powtarzać częściej.
Umilkła na usłyszana propozycję. Euforia, przerodziła się w niepewność. Sekret panny Carrow, na tak radosnej naturze - poległa przede wszystkim, na...braku powrotów do przeszłości. O jej poszukiwaniach matki, wiedziało niewiele osób. Nie przyznała się nawet ojcu, chcąc uniknąć  bólu, który dostrzegała za każdym razem, gdy padło imię jej rodzicielki. Wiedziała, że mimo tylu lat - ojciec wciąż kochał Lilanę.
- Jestem pod wrażeniem twej łaskawości, ale...Jesteś pewien, że to twoja ostateczna decyzja? - uniosła kąciki ust, by na powrót zagościł na nich uśmiech. Mimo wszystko - była mu to winna. I choć nie czuła się pewnie, opowiadając komukolwiek szczegóły ze swego życia, uznała swoje słowa za wiążące. - Tylko, jest to dłuższa, albo skomplikowana historia - przygryzła wargę, próbując skupić się na klarowności wypowiadanych słów - chyba łatwiej by było spotkać się innego dnia. Porozmawiać na spokojnie, bez pośpiechu - zerknęła pośpiesznie na stojącą dalej Elizabeth. Akurat podawała alkohol, który umieściły wcześniej w inarowej torebce. Myśli rozjaśniły się, rozpraszając napływającą chmurę. Przyjaciółka wiedziała, jakie znaczenie dla Carrow miał ów wisiorek. Nie chciała, by ktokolwiek niepowołany słuchał jej opowieści. Może był to wstyd, a może strach, że wścibskie oczy, dostrzegłby w niej tę skrupulatnie ukrywaną, delikatną naturę, niestety łatwą do zranienie. Uśmiech jednak zwyciężył.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Boczne ognisko - Page 2 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Boczne ognisko [odnośnik]26.10.15 18:15
|jakoś krótko podkówka

Zamrugałam kilka razy i demony zniknęły spomiędzy płomieni. Nie wyniosły się jednak na stałe z mojej głowy. Skryły się i czekały, by wkrótce znów uderzyć niespodziewanie oraz boleśnie.
Moi bracia? – spytałam wdzięczna Garrettowi, że postanowił zmienić temat. Zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią, po czym spojrzałam na niego, uśmiechając się nieznacznie.
Anthony pewnie pracuje, zaś Leonard... – Pewnie unikał spotkania Daisy, choć z nimi w sumie bywało różnie. – Nie mam pojęcia, gdzie go poniosło. Powinien tu być, bo jest ostatnio na wymuszonym przez matkę urlopie – przyznałam, robiąc znaczącą minę. Ciekawe, co jeszcze ciekawego zamierzała wymyślić nasza matka. Jak na razie nie trafiała z niespodziankami. Aranżowane małżeństwa...
Właściwie... Najchętniej wróciłabym już do namiotu – stwierdziłam. – Możemy się przespacerować w jego kierunku? – zaproponowałam, zerknąwszy na moment na niebo.
Diana Crouch
Diana Crouch
Zawód : szlachcicuje
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Caught in a landslide, no escape from reality.
Open your eyes, look up to the skies and see.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Boczne ognisko - Page 2 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t711-diana-octavia-crouch#2419 http://morsmordre.forumpolish.com/t777-puszka#3024 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f109-ashford-hythe-road http://morsmordre.forumpolish.com/t983-panienka-crouch#5415
Re: Boczne ognisko [odnośnik]27.10.15 21:36
Posłał jej lekki, zachęcający uśmiech, odczuwając kompletnie znikąd wielką potrzebę, by usiąść w samotni nad brzegiem morza i oddać się bezładnej kontemplacji widoku zachodzącego słońca. Pragnął chwili, w której będzie mógł przestać myśleć - nie zastanawiać się, co zrobił źle, w jaki sposób zepchnął Dianę w otchłanie strachu i niepewności, które z wypowiedzianych słów nadepnęło na najświeższy z odcisków. Nie mógł uciec od faktu, że kompletnie nie rozumiał kobiet - nawet jeśli je uwielbiał - a długie chwile spędzone na rozważaniach, co miały na myśli, sprawiały niemal fizyczny ból. Tak samo czuł się teraz, błądząc po omacku, nie mając pojęcia, co powiedzieć, co zrobić, by Diana poczuła się lepiej i nie spoglądała w tak wielkim rozbiciu na płomienie liżące zmysłowo drewno.
Dopiero teraz uniósł wzrok, dostrzegając w okolicy znajome twarze - posłał Ignatiusowi i Hazel słaby uśmiech, może trochę żałując, że nie może teraz do nich dołączyć, by znaleźć zapomnienie w alkoholu, którym się teraz raczyli (mimowolnie przeszło mu przez myśl, że ostatnio nadużywał wysokoprocentowych trunków - przeklął w duchu). Zamiast tego spojrzał znów na narzeczoną z lekką bezradnością; wyglądała jeszcze bardziej krucho niż zwykle i bał się, że zwykły podmuch wiatru bądź niewyważone słowo ostatecznie ją rozbiją, dlatego, na wszelki wypadek, wolał po prostu się nie odzywać.
- Możemy potem ich poszukać - odparł zatem neutralnie, powoli, jakby z obawą, że przez przypadek wykona fałszywy krok, który zaprzepaści wszystko, co do tej pory udało im się zbudować. Nawet jeśli ich relacja miała okazać się zwykłą iluzją.
Garrett szybko podniósł się z miejsca, po chwili już wyciągając dłoń, by pomóc Dianie wstać; wbił wzrok w morskie fale liżące brzeg, z ociąganiem przyjrzał się miejscu, gdzie niekończąca się powierzchnia wody spotkała się z nieboskłonem.
- Chodźmy - rzucił w stronę narzeczonej z półuśmiechem, również pragnąc uciec już od świata, roześmianych twarzy i romantycznej muzyki, jaką zapewniały im płaczliwe dźwięki zaczarowanych skrzypiec.

| zt?


a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

Garrett Weasley
Garrett Weasley
Zawód : auror
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
żyjąc - pomimo
żyjąc - przeciw
wyrzucam sobie grzech niepamięci
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Boczne ognisko - Page 2 Tumblr_o0qetnbY2m1rob81ao9_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t597-garrett-weasley https://www.morsmordre.net/t627-barney#1770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f112-st-martin-s-lane-45-3 https://www.morsmordre.net/t2785-skrytka-bankowa-nr-122#44963 https://www.morsmordre.net/t975-garrett-weasley#5311
Re: Boczne ognisko [odnośnik]27.10.15 22:05
Obserwowała jak Inara odchodzi z nieznajomym uprzednio dygając niezliczoną ilość razy; zadziwiające, że ukłonów nie zaczęła robić. Nie uszły jej uwadze nieprzychylne spojrzenia skierowane w kierunku Percivala, jak dobrze usłyszała jego imię, ale jakoś nie zamierzała się tym przejmować. Każdy ród miał swoich „wrogów”, których nie lubili za konflikty przeszłości lub dla zasady. W końcu trzeba było z kim wojować, aby nudno w życiu nie było. Ona sama zbytnio tymi rodowymi relacjami się nie przejmowała, bo i nie widziała sensu. Nie była kalką swoich rodziców (jakie szczęście!), więc mogła założyć, że większość ma podobne różnice charakterów od kanonów przyporządkowanych danej rodzinie. Oczywiście, istniała jeszcze pewna grupa, która nigdy nie opanowała samodzielnego myślenia i powtarzała tylko to co usłyszała od rodziny bez zastanowienia uznając to za słuszne.
- Czasami doskonałość może być równie urzekająca co męcząca. – odpowiada mu ignorując jego kpinę. Sama wizje czegoś takiego wywołuje u niej obrzydzenie, które ukazało się na jej twarzy. Takie rozmowy powinny być zakazane, bo tylko zniesmaczają człowieka. – Prócz tego nie po drodze mi ani z Azkabanem ani ze szpitalem psychiatrycznym, a na pewno trafiłabym, do któregoś z tych miejsc. – dodała lekkim tonem jakby było to zupełnie normalne. Byli tak cudowną rodziną, że powinni sobie zrobić zdjęcia albo jeszcze lepiej portret! Jeśli dowie się kiedy ma urodziny i uda się jej to zapamiętać to mu podaruje obraz rodziny. Najlepiej jakby od razu trwale przykleiłaby go na ścianę w holu jego mieszkania albo w sypialni, by mógł go codziennie podziwiać.
Alkohol uratuje ich wszystkich. Godzina nie była jeszcze późna, ale była pewna, że połowa obecnych na festiwalu osób ledwo słaniała się na nogach. To był dopiero pierwszy dzień tygodniowej imprezy, więc ciekawe jak będzie wyglądać to miejsce pod koniec. Wolała nie wiedzieć ile Prewettowie zapłacili za tę imprezę, w końcu ta rywalizacja z Nottami itp. Musiała przyznać, że jak na razie bawiła się bardzo dobrze, nawet pomimo pewnego towarzysza.
- Czyli, że powinnam skupiać się głównie na tych pianych? Powiem Ci, że to bardzo upraszcza wszystko. – stwierdziła słysząc słowa Ignatiusa. Po co komu poznawać daną osobę jeśli może sprawdzić jaki alkohol pija. Gorzej z tymi niepijącymi- od razu uznać ich za bankrutów? Mogłaby się nad tym dłużej zastanowić, gdyby miała jakikolwiek wybór, ale że nie była traktowana podmiotowo lecz przedmiotowo nie miała szansy na sprawdzenie tej teorii.
- Właśnie się zastanawiałam kiedy zaproponujesz więcej. –powiedziała z szerokim uśmiechem i ruszyła w kierunku głównego nurtu ogniska łapiąc po drodze Hazel pod ramię. Nie obawiała się, że Inara będzie miała problem z odnalezieniem ich, jednak na wszelki wypadek pomachała do niej wskazując miejsce gdzie będzie mogła ich znaleźć. – Fakt, wyszło wspaniale. Przyznaj, jak długo twe uszy musiały znosić powtórki tej legendy? Jestem pewna, że od kilku dni poświęcał się temu zadaniu pełni. – Przewróciła oczami wyobrażając sobie zdenerwowanego Prewetta powtarzającego w kółko ten sam tekst.
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley

Strona 2 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Boczne ognisko
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach