Wydarzenia


Ekipa forum
Boczne ognisko
AutorWiadomość
Boczne ognisko [odnośnik]26.09.15 22:24
First topic message reminder :

Boczne ognisko

Palenisko na plaży nieco oddalone od głównego, mniejsze, nie tak okazałe i usytuowane bardziej na uboczu, lecz nie mniej tłumnie nawiedzane w okresie festiwalu lata organizowanego corocznie przez Prewettów. Przez cały rok kamienne palenisko stoi nieużywane, lecz początkiem sierpnia otula się potężnym ogniem, w okół którego przy subtelnych dźwiękach lutni po zmroku tańczą przybyli czarodzieje.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Boczne ognisko - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Boczne ognisko [odnośnik]18.10.23 23:40
- Zdecydowanie! - Liddy skwapliwie przytaknęła na pomysł z niekończącym się filmem do aparatu. - To by mi znacząco ułatwiło życie - uśmiechnęła się wesoło. - Póki co niestety muszę się bardziej pilnować - zakończyła ze wzruszeniem ramion, choć uśmiech nie zniknął z jej twarzy. Nie narzekała, bo naprawdę wiele z tego festiwalu już uwieczniła, a teraz mogła się mocniej skupić na swoich druhach, także na Eve, która w tej chwili wyraźnie biła się z myślami.
- Daj spokój, nic nie popsujesz. A ten moment jest dobry jak każdy inny - zapewniła Liddy lekko, niemal pogodnie. Chciała żeby przyjaciółka czuła się przy niej swobodnie i... po prostu bezpiecznie. I chyba podziałało, bo po chwili, może dwóch Eve cicho zaczęła opowiadać o zmęczeniu, udawaniu i zniszczonej zabawie. Moore momentalnie przypomniała sobie co powiedział jej kuzyn, kiedy zapytała go o to co się stało, że Eve ich zostawiła na plaży. A więc miał rację...?
- Och... To dlatego, że Steffen wyłowił twój wianek...? - zaryzykowała to stwierdzenio-pytanie, ale nie czekała na potwierdzenie, tylko kontynuowała szybko:
- Nie wiem jakie plotki o nim krążą... - zaznaczyła od razu. - Fakt, Bella od niego odeszła... ale wątpię, żeby zrobiła to z jego winy, on generalnie jest bardzo w porządku... przynajmniej dopóki nie traktuje mnie jak dziecko - nie darowała sobie i to dorzuciła przypominając sobie jak bezczelnie nie podzielił się z nią diablim zielem - ale nie w tym rzecz, chodzi mi o to, że kto by tam plotkował o tym, że to akurat on wyłowił twój wianek? A nawet jeśli, to tylko plotki. Ostatecznie... to kwestia jednego tańca z przyjacielem i to w naszym gronie, a my przecież wiemy jak jest. Nie musisz się tym martwić - zapewniła spoglądając z troską na Eve. Czasami zapominała, że niektórzy się przejmują takimi rzeczami jak opinia innych. Było to o tyle bezsensu, że nieważne kim by się nie było i jak kryształowym, zawsze znaleźliby się ludzie, którym coś by się nie podobało. Skoro tak i skoro nie robiło się niczego złego, bo przecież w tym przypadku to była tylko kwestia tradycji i tańca, to w mniemaniu Lidki powinno się szczać na takie plotki.
- Poza tym... tak nie powinno być - stwierdziła nagle marszcząc brwi, po czym na chwilę zamilkła nad czymś się zastanawiając. Wychodziło na to, że każde z nich ukrywało przed resztą swoje rozterki i smutki - ona sama, Eve, Jim, Steff właściwie też próbował, tylko był w tym dość kiepski. Czy tak samo robili: Marcel, Nela, Celine, Aisha i Finn? Czy każde z nich się z czymś zmagało samemu bojąc się pokazać tą nieuśmiechniętą twarz? Czy to nie świadczyło o nich jako kiepskich przyjaciołach? I jasne, teraz jak to w nią uderzyło, to chciała to jakoś naprawić, bo przecież chciała być osobą, do której nikt nie będzie się krępował zwrócić z jakimś problemem... tylko czy nie powinna tego naprawiać zaczynając od siebie? Ta wizja jednak była jak zadzior w tym pięknym obrazku, który stworzyła sobie właśnie w głowie i póki co zdecydowała się go zignorować. Zadzior hipokryzji.
- Każdy ma prawo być zmęczony i smutny i nie chcieć się uśmiechać przez cały czas, to zupełnie normalne. Nie popsułabyś nikomu zabawy samym tylko swoim nastrojem... a jeśli tak, to widocznie kiepsko się do tej pory bawił - mimowolnie zażartowała. - Mi byś nie popsuła, ok? - znów spoważniała i spróbowała złapać z przyjaciółką kontakt wzrokowy. - Jeśli potrzebujesz pobyć sama, to w porządku, chociaż zanim pójdziesz, możesz dać znać - spojrzała na nią znacząco, bo tyle zapewne wystarczyło - obie wiedziały do czego piła - ale... nie skazuj się na samotne wygnanie tylko za kiepski nastrój. Świat się nie zawali jak się nie uśmiechniesz, albo jak będziesz siedzieć sobie cicho z boku. A jak ktoś miałby z tym problem, to z chęcią go wyjaśnię - dodała tylko odrobinę złowrogo. - A kto wie, może w naszym towarzystwie, by ci się humor poprawił? - spróbowała trochę rozładować atmosferę, choć na wspomnienie nieprzytomnego Jima wciąż przechodziły ją ciarki. Czy Eve w ogóle wiedziała co się stało na plaży, kiedy odeszła? I czy Liddy w ogóle powinna jej o tym mówić?


OK, so now what?

we'll fight

Liddy Moore
Liddy Moore
Zawód : Fotografka i lotniczka w Oddziale Łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
You can count on me like:
1, 2, 3
I'll be there
OPCM : 7 +3
UROKI : 3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Cause that is what friends are supposed to do, oh yeah
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t11536-lydia-moore https://www.morsmordre.net/t11607-do-liddy#359106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t11627-szuflada-lydii#359479 https://www.morsmordre.net/t11609-liddy-moore#359138
Re: Boczne ognisko [odnośnik]25.10.23 19:51
Może nie była przekonana, że to dobra chwila, aby zagłębiać się w zdecydowanie posępne tematy. Może nie chciała już próbować otwierać się przed innymi, jeżeli próby przy najbliższej jej dotąd osobie okazywały się porażką raz za razem. Jednak zapewnienie Liddy przełamało ten opór, odegnało myśli, które blokowały każde słowo. Odezwała się i mówiła szczerze, czując narastającą obawę, że to jednak nie był dobry pomysł, ale ryzykowała. I w zamian usłyszała coś, co sprawiło, że ciemne oczy otworzyły się szerzej. Po chwili zmarszczyła lekko brwi, mrużąc na moment oczy. Gama emocji, która przelała się przez twarz, pierwszy raz od dawna była tak autentyczna.
- Co? – wydusiła z siebie, jakże ambitnie. Nie rozumiała tego, co właśnie przedstawiła Moore.- Nie chodzi o to, jakie plotki krążą o Steffenie... w ogóle krążą jakieś? – zdziwiła się lekko, ale zaraz potrząsnęła głową, a ciemne kosmyki zatańczyły wokół twarzy.- Nie musisz mnie zapewniać, że Steff jest w porządku. Wiem o tym i nie ujmując nikomu, ale jest chyba najbardziej sympatyczną osobą w całym swoim całokształcie, jaką znam.- uśmiechnęła się delikatnie.- Nie wiem, czy Bella odeszła z jego winy, czy nie, ale w sumie jakie to ma znaczenie? Nie ma jej, a on został tutaj.- dodała z lekkim wzruszeniem ramion.
- On ci to powiedział? Steff pomyślał, że nie chcę tańczyć z nim, przez wzgląd na plotki krążące o nim? – odpowiedzi były oczywiste, a jednak pytania padły z jej strony.- To nie tak, źle mnie zrozumiał. Nie odmówiłam mu dlatego, że martwiłam się, że zostanę wciągnięta w plotki o nim, ale w drugą stronę. Jestem cyganką, ludzie nas nie lubią i do tego jestem w ciąży, nie chciałam, by to o nim plotkowano przez fakt, że chciał być miły. Widziałam na festiwalu kilka osób z Doliny, to by się szybko rozniosło.- wyjaśniła, jak to było naprawdę.- Wiesz, jaka za wiankami idzie tradycja? Kawalerowie wręczają je panną, którym chcą okazać swą sympatię. Mężowie wręczają je żoną, bo na ogół małżeństwa jednak się kochają. Co prawda mój mąż pokazał dobitnie, jak bardzo jestem mu nieistotna. To może i głupia symbolika, ale czarodzieje w to wierzą... ja w to naiwnie wierzyłam. Nie chciałam, by Steff wszedł w to przez przypadek, by ze współczucia zrobił coś, czego może później pożałować.- dopowiedziała, będąc już całkowicie pewną, że chce być szczera z Liddy.
Spojrzała na nią z uwagą, kiedy padły dość oczywiste słowa. Jasne, że tak nie powinno być. Nigdy. Niestety pewnych rzeczy nie dało się przeskoczyć, trzymać kroku z każdym w tej upojnej radości. Czuła się trochę wykolejona z tego toru, niezdolna, by iść tym tempem, kiedyś tak dobrze znajomym, a teraz dziwnie obcym. Może była już po prostu w innym momencie życia? Może zależało jej już na nieco innych rzeczach albo po prostu potrzebowała oddechu.
- Dzięki.- szepnęła na zapewnienie, że Liddy nie popsułaby humoru. Doceniała to, chociaż nie do końca o to chodziło. Inne zmartwienia chodziły jej po głowie.- Następnym razem, dam, obiecuję.- dodała, bo to niewiele ją kosztowało, napomknąć, że chciała po prostu zniknąć, zapaść się pod ziemię.- Waleczna jesteś.- stwierdziła z rozbawieniem, kiedy Moore gotowa była wyjaśnić takiego gagatka.
Wzruszyła lekko ramionami.
- Może i poprawiłoby mi to humor, ale chyba ostatnie, co wtedy chciałam to zaryzykować. Najłatwiej mi pozbierać się w samotności. To taka brzydka naleciałość, gdy mogłam długo liczyć tylko na siebie i od uporu zależało, jak szybko stanę na nogi.- wyjaśniła, odsłaniając przed Liddy więcej niż przed kimkolwiek. Unikała mówienia o czasie, który był dla niej trudny i rzeczywistości, która kiedyś zrównała ją z ziemią nie jeden raz.



bałam się pogryzienia przez chorą na wściekliznę rzeczywistość, strzaskania iluzji, romantyzmu utopionego w ostatnich knutach
Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, przyszła matka
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Nigdy nie jest się zupełnie wolnym, jeśli się kogoś kocha
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Boczne ognisko - Page 8 M85wOz3
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Boczne ognisko [odnośnik]06.11.23 12:08
Na twarzy Eve odmalowało się zaskoczenie, a potem zaprzeczyła, że chodziło o plotki na temat Steffa. Czyżby jej kuzyn coś pokręcił? Ech, na to wychodziło. Czemu jej to specjalnie nie zdziwiło…? Ech...
Czy jakieś w ogóle o nim krążyły? Liddy nie miała pojęcia, powtarzała tylko jego słowa, więc powoli wzruszyła ramionami i pokręciła głową.
- Nie wiem – przyznała. – Steff coś takiego powiedział – wyjaśniła, a potem słuchała uważnie jak przyjaciółka analizuje sytuację. Uspokoiła się trochę, bo właściwie Eve potwierdziła jej własne założenia - że z tym całym wycofaniem się z wianków wcale nie chodziło o jej kuzyna... a przynajmniej nie tak, jak to sam przedstawił. Przytaknęła, kiedy Eve o to zapytała.
Tylko potem jej tłumaczenia, że to ona niejako miałaby być czarnym charakterem w plotkach o Steffie, sprawiły, że Liddy zmarszczyła brwi, a potem parę razy otwierała i zamykała usta chcąc przerwać wywód przyjaciółki, ale za każdym razem odpuszczała dając jej dokończyć kolejne zdania. Nie wytrzymała jednak, kiedy ta wspomniała o ludziach z Doliny.
- Eve... Co z tego, że widziałaś jakichś obcych? To tylko obcy, nieważne co gadają, oni zawsze będą szczekać, choćby z nudów. I zawsze, wierz mi, zawsze znajdą coś, co można wyśmiać i z czego można szydzić, nigdy nie dogodzisz tłumowi… Czy byłabyś to ty - cyganka w ciąży, czy ja biegająca w portkach , czy Neala, bo... nie wiem, jest ruda, albo Celina, bo jest za ładna i na pewno wyrywa cudzych mężów. Zawsze się coś wymyśli. Zawsze znajdą kozła ofiarnego. Nie ma więc sensu się na ten tłum szczekaczy oglądać, tak? Nie robiłaś nic złego, bawiliśmy się jak wszyscy inni, twój wianek wyciągnął przyjaciel. I my o tym wiemy. Tłum nie, ale chrzanić tłum. Nawet gdybyś wyszła na środek i zaczęła im tłumaczyć, to przecież nawet nie próbowaliby tego zrozumieć, to nie ma sensu! - wyrzuciła z siebie kolejne słowa z narastającą złością. Nie była zła na Eve, tylko na tych durnych ludzi, na tą bezosobową masę wytykaczy palcami. Całkiem nieźle znała smak oceniających spojrzeń, często towarzyszył jej szmer rozmów na swój temat i widziała grymasy pogardy na twarzach zupełnie obcych ludzi. Jasne, nie umywało się to kompletnie do tego jacy ludzie potrafili być podli w stosunku do Jima, Aishy czy Eve, ale… powiedzmy, że miała nikłe pojęcie o tym jak gadanie ludzi, ich nienawistne spojrzenia śledzące każdy ruch mimo, że nie zrobiło się nic złego, mogły być upierdliwe. I jak mogły wpływać na to, co samemu się o sobie myślało… A to jak utrudniało życie potrafiła sobie wyobrazić. Ale dopóki tylko gadali, to można to było ignorować, albo się z tym konfrontować, ale wciąż pozostawało tylko czczym szczekaniem, w które nie należało wierzyć ani się go bać. A na pewno nie, kiedy miało się przyjaciół, którzy stali za sobą murem.
- Wiem, że to może nie być łatwe… i rozumiem, że chciałaś chronić Steffa… ale jak jesteś z nami, jak jesteśmy grupą, to sobie ze wszystkim poradzimy, hm? Nikt nie musi odchodzić - zapewniła ją z mocą.
A potem Eve zaczęła mówić o tych tradycjach wiankowych i... przyjaciółka nie powiedziała tego wprost, ale po rozmowie z Jimem Liddy już domyślała się o co tak naprawdę się rozchodziło. Obiecała, że nie powtórzy Eve o czym rozmawiali i zamierzała dotrzymać słowa, ale to nie oznaczało, że zamierzała milczeć.
- Eve… - odezwała się dopiero, kiedy ta skończyła. Ostrożnie położyła jej rękę na ramieniu.
Eve, nie jesteś nieistotna. Ani dla mnie, ani dla reszty przyjaciół, a już z całą pewnością nie dla Jima. Żałuję, że poczułaś inaczej, ale jesteś ważną częścią nas - powiedziała z naciskiem nie odrywając od niej spojrzenia. - I nikt by nie żałował, że wyłowił twój wianek. Ani Steff, ani Jim... ani ktokolwiek inny. Żałowaliśmy tylko, że poszłaś - zamilkła na chwili po czym dodała w formie żartu:
- Ja najbardziej, bo brakowało panny do tańca i Marcel w desperacji poprosił mnie - ale w sumie kiedy to powiedziała dotarło do niej, że tamta sytuacja wcale jej nie śmieszyła. Ani wcześniej, ani teraz. Poczuła się przez nią tylko gorzej, ale na szczęście nie miała czasu się użalać nad sobą i odpychając głupie myśli, skupiła się powtórnie na przyjaciółce.
Trochę jej ulżyło, kiedy Eve zapewniła, że następnym razem da jej znać, jak będzie potrzebowała pobyć sama. Uśmiechnęła się lekko, a potem szerzej, kiedy została nazwana waleczną. To miło połechtało jej ego.
- Teraz nie musisz polegać już tylko na sobie. Masz mnie, masz Jima, Marcela, Steffa i całą resztę... Możesz na nas zawsze liczyć, Eve. Po to jesteśmy, żebyś miała w nas wsparcie - zapewniła z przejęciem.
Doskonale rozumiała to podejście, to zbieranie się do kupy w samotności. Nikt nie lubi odsłaniać swoich słabości... ale przy przyjaciołach, przy bliskich powinno się móc to robić, bo jeśli nie, to co to za przyjaciele?


OK, so now what?

we'll fight

Liddy Moore
Liddy Moore
Zawód : Fotografka i lotniczka w Oddziale Łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
You can count on me like:
1, 2, 3
I'll be there
OPCM : 7 +3
UROKI : 3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Cause that is what friends are supposed to do, oh yeah
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t11536-lydia-moore https://www.morsmordre.net/t11607-do-liddy#359106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t11627-szuflada-lydii#359479 https://www.morsmordre.net/t11609-liddy-moore#359138
Re: Boczne ognisko [odnośnik]17.11.23 18:21
Musiała to wyjaśnić ze Steffenem, skąd w ogóle myśl, że mogłaby obawiać się o swoją opinię. Ludzie i tak patrzyli na nią z góry, oceniali przez pryzmat innej urody czy skóry o parę tonów ciemniejszej niż ta angielska. Przywykła do mylnych ocen, dlatego nie przejmowałaby się, że z powodu przyjaciela, ktoś rozsiałby o niej plotkę. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Prawda leżała w innym miejscu.
Pokręciła powoli głową, krzywiąc się minimalnie.
- Liddy, ja po prostu nie chciałam i nie chcę, żeby Steffen miał nieprzyjemności, bo przez fakt, że się przyjaźnimy, chciał być miły i dotrzymać mi towarzystwa, gdy kolejny raz mąż miał mnie gdzieś.- odparła, czując, jak pękają do końca granice, których nie chciała przekraczać w szczerości.- Steff jest na to za dobry i wiem, że ludzie zawsze będą gadać. Zderzam się z tym przez całe życie, gdy nawet jeżeli stoję z boku i nie robię nic odbiegającego od normalności, słyszę komentarze pełne wzgardy i widzę spojrzenia, jakbym miała zaraz okraść każdą napotkaną osobę albo ich czymś zarazić. Dla świata jestem marginesem, pyłem, który strzepują z mankietu, bo niszczy im nienaganny obraz.- wypuściła powietrze z płuc. Anglicy byli okropni, czuli się lepsi, jakby mieli do tego prawo. Oczywiście nie wszyscy, bo idealny przykład osoby, która nie skreślała jej za samo romskie pochodzenie, stał właśnie przed nią.- Nie chcę, żeby przyjaciele byli w to wciągani przez żądnych plotek durniów, którzy tylko czekają na dogodną chwilę, a tych nie brakuje na festiwalu. Żadne z was nie zasłużyło na to.- jakaś część jej chciała wierzyć, że pierwszy raz od dawna spotka się ze zrozumieniem.- Stare prukwy przerzucają się szeptanymi ukratkiem informacjami, jakby tylko tym żyły.- dodała z grymasem niezadowolenia.
Milczała, kiedy dziewczyna zapewniła ją, że w grupie byli silniejsi i poradzą sobie ze wszystkim. Kiedyś w to przecież wierzyła, ufała temu, że wśród innych nic złego się nie stanie. Tylko później ból sprawiać zaczęła osoba od której ciosu nigdy się nie spodziewała i to odsunęło ją znów na bok. Ucieczka przed tym, który ranił wewnątrz. Nie potrafiła tego powiedzieć, ubrać w słowa, tak, aby Liddy zrozumiała ją. Odetchnęła cicho i pokiwała powoli głową. Chciała tak na to patrzeć znów, ale nie sądziła, aby od tak się to udało. Mogła jednak spróbować, bo to kosztowało ją mniej niż optymistyczne założenie.
Zerknęła na dłoń, którą przyjaciółka ułożyła na jej ramieniu. Patrzyła w dół, jeszcze przez dłuższą chwilę, kiedy Moore mówiła. Dopiero po czasie uniosła wzrok, nabierając odwagi, aby skrzyżować spojrzenia.
Pokręciła głową, gotowa zaprzeczyć, nie zgodzić się z tym. Nie do końca.
- Wiem, że nie jestem nieistotna dla ciebie i dla przyjaciół. Wiem, że gdybym poprosiła o pomoc, dostałabym ją bez wahania od każdego z was. Czasami tylko brak mi odwagi, by prosić o coś.- wydusiła i przełknęła ciężko ślinę. Czuła, jak ściska ją w gardle.- Ale nie dostanę pomocy ani wsparcia od Jima. Wybacz, Liddy, ale taka jest prawda już od długiego czasu. Obojętnie, jak bardzo on sam próbuje zaprzeczać i wmawiać mi, że jest inaczej. Za każdym razem prędzej czy później pokazuje, że kłamał w żywe oczy. Były momenty w których go potrzebowałam, gdy czułam, że bez niego nie dam rady i kiedy panicznie szukałam jego obecności... zostawałam z niczym. Za każdym z was skoczyłby w ogień, ruszyłby za wami obojętnie, co by się działo, ale nie za mną.- mimowolnie zacisnęła lekko dłoń w pięść, tą której wnętrze zdobiła blizna. Dowód związania dwóch istnień, zmieszanej krwi, której nie dało się już rozdzielić. Nigdy nie chciała wyciągać prywatnego syfu na światło dzienne, lecz dziś czuła, że ma dosyć. Dość mówienia jej, że było piękniej niż faktycznie.
- Żałowaliście...- powtórzyła, ale wiedziała, że w tym żalu nie było Jamesa. Nie wierzyła już, że mógł też w tym być. Nie żałował, bo przecież miał to czego chciał.
Uśmiechnęła się lekko, chociaż ciemne oczy nie miały w sobie wiele radości.
- I jak się z nim tańczyło? Nie ma lepszego tancerza, co? – spytała, nie myśląc nawet o tym, że Liddy mogła odmówić Marcelowi. Chociaż z drugiej strony, pamiętała, że Moore nigdy nie lubiła tańczyć i uciekała przed tym, jak tylko się dało.- Nie odmówiłaś mu, prawda? – dopytała jeszcze z jawnym niepokojem.
Pokiwała powoli głową, kiedy padło zapewnienie, że nie musiała być już sama i miała ich wszystkich. Wiedziała o tym, a jednak usłyszenie tego, uspokajało.- Dzięki, Lidd.- szepnęła, przytulając krótko przyjaciółkę. Cofnęła się zaraz, by spojrzeć w kierunku plaży.- Usiądziemy? – spytała cicho. Czuła, że nogi się pod nią uginają, że przytłoczenie emocjami i tym wszystkim, po prostu ją ścina.



bałam się pogryzienia przez chorą na wściekliznę rzeczywistość, strzaskania iluzji, romantyzmu utopionego w ostatnich knutach
Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, przyszła matka
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Nigdy nie jest się zupełnie wolnym, jeśli się kogoś kocha
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Boczne ognisko - Page 8 M85wOz3
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Boczne ognisko [odnośnik]07.12.23 18:27
| po łuku

Nie tego się spodziewała w ostatni dzień Festiwalu Lata. Nie tego po ostatnim dniu zakończenia zawieszenia broni. A kiedy ta myśl zawisła w jej głowie nie potrafiła nie zastanowić się, czy nie było to otwartym działaniem Rycerzy Walpurgii. Odwróciła głowę, spoglądając na podnoszącą się falę - ale czy naprawdę byliby w stanie zawładnąć żywiołem? Szczerze wątpiła.
- Zniż lot. - powiedziała do Theo, nie prosiła, tragedia nadchodziła a jej siostra nie miała jak się bronić. Musiała ją znaleźć. - Tu wysiadam. Też masz kogoś do znalezienie, nie? Ja poszukam mojej siostry, nie może używać magii. - wyjaśniała mu rozdzielając zadania. Liddy - swoją siostrę o którą pytał wcześniej. - Jeśli zrobi się gorąco wiej. Wisisz mi potem tą flaszkę. - oznajmiła mu ze spokojem a kiedy znalazł się koło ziemi i przystanął zeszła z miotły nie pozwalając sobie tak czy siak nic przemówić. Obowiązek postawienia alkoholu uznając za niewypowiedzianą obietnicę że przeżyją to wszystko. Zniknęła w tłumie, kierując się w stronę w którą wydawało jej się, że może być Kerstin. Rozrywała się na pół w chęci odnalezienia najlepszej przyjaciółki i siostry jednocześnie. Wydawało jej się, że Kerstin była gdzieś koło Herberta, wątpiła, żeby ten miał ją zostawić, ale musiała być pewna. Nie było innego wyjścia. Mogła się na nią obrażać i wściekać, ale była jej siostrą - młodszą siostra. Całkowicie bezbronną, pozbawioną możliwości sięgnięcia po czar, tylko, czy kiedy rozpadało się wszystko wokół rzeczywiście była w stanie sama cokolwiek magią osiągnąć. Widziała co się działo - co się stało. Ktoś obok niej się potknął i wywrócił, podbiegła pomagając mu wstać. Sama rozglądając się wokół i wtedy dostrzegła znajomą sylwetkę kilka kroków dalej.
- Billy! - krzyknęła unosząc rękę, żeby zamachać. - BILLY! - jeszcze raz spróbowała zwrócić na niego swoją uwagę. Ruszyła w jego kierunku. Przeciskając się pomiędzy dwójką ludzi. Szlag, w takich warunkach z jej wzrostem rzeczywiście mogło być trudno ją dostrzec. Ale w końcu znalazła się wokół. - Kerstin. - wydyszała do niego. - Widziałeś Kerstin jak lecieliście? - zapytała go rozglądając się wokół, niedaleko powinny chyba znajdować się świstokliki, może o nich wiedziała, może poszła właśnie w ich kierunku, dlatego wybrała to miejsce, licząc na to, że tutaj przetną się ich drogi. Rozejrzała się raz jeszcze. - Powiedz mi, że Hannah została w domu. - poprosiła Moora, bo Irlandzki domek wydawał się w tej chwili abstrakcyjnie bezpiecznym miejscem - czy był? Nie wiedziała. Mogła mieć tylko nadzieję. Ale nim zdążył jej odpowiedzieć jej rozbiegany wzrok zdawał się natrafić na znajome blond pukle. - KERSTIN!!! - krzyknęła próbując przebić się ponad wszystko wokół. Oh, Merlinie, niech to będzie ona.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Boczne ognisko - Page 8 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Boczne ognisko [odnośnik]Wczoraj o 12:42
Nocne niebo iskrzyło od ognistych kul i gwiazd, które ciągnęły za sobą dymiące warkocze. Z nieba sypał się popiół; meteory leciały spalając się w atmosferze — część z nich nie docierało do ziemi; część spalało się ostatecznie w chwili uderzenia, ale bywały odłamki na tyle duże, że wbijały się w ziemię, trzęsąc nią i wprawiając w drżenie całe najbliższe otoczenie.

Czarodzieje i charłaczka uciekali od łuku Durdle Door, docierając do pierwszych dogaszających ognisk kończącego się festiwalu lata, ale wciąż biegnąc wzdłuż wybrzeża nie oddalali się od nadciągającej fali. Kłęby dymu i kurzu po uderzeniu meteorytu zostawili za sobą, ale pomimo nocy rozjaśnionej spadającymi meteorami i walącym się na głowę niebem nie umknął im widok nadchodzącej fali. Ogniska były położone nisko, klify nie ochronią ani tego terenu ani żadnego innego, na którym odbywał się festiwal. Ściana wody, która zwiększała się z każdą sekundą nie tylko zaleje cały festiwal, ale także wedrze się daleko w głąb lądu, napotykając budynki Weymouth. Czas uciekał, podobnie jak ludzie wokół, próbując odnaleźć świstokliki, którymi przybyli na miejsce; odbiec jak najdalej od plaży, licząc — wierząc, że przy odrobinie szczęścia nie pochłonie ich fala.

To tylko post uzupełniający od Mistrza Gry. Fala tsunami zaleje ten wątek za 3 tury. Do tej pory powinniście się ewakuować, a jeśli chcecie w wątku pozostać to należy wziąć pod uwagę, że fala liczyć będzie sześćdziesiąt metrów, porusza się z prędkością 700 kilometrów na godzinę. Ściana wody zaleje całe Weymouth - to na nim się załamie, ale jej siła już po opadnięciu przedrze się kilka kilometrów w głąb lądu, nim wycofa się z powrotem.

Ramsey Mulciber
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Boczne ognisko - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Boczne ognisko [odnośnik]Wczoraj o 20:35
Wydawało się, że biegli przez dłuższy czas, że niedługo dotrą do świstoklików i uda się uciec. Gdziekolwiek, nawet tam gdzie nie jest Greengrove Farm, byle daleko od potencjalnego tsunami jakie właśnie się szykowało.
Potrącani przez ludzi, ogłuszeni przez krzyk i wybuch, biegli. Starał się biec nie puszczając dłoni Kerstin. Nie potrafiła używać magii choć ją widziała, ale nie o to chodziło. Jemu samemu magia w obliczu takiej grozy nie może pomóc. Cóż mogą zaklęcia wobec niszczycielskiej siły żywiołu. Nie powstrzyma wody, nie sprawi, że meteoryty przestaną spadać na ziemię. We dwójkę mieli większe szanse na przetrwanie. Widział jej rany i chociaż zwykły czar nie uleczył ich wszystkich to mógł sprawić, że będzie mniej bolało. On jakoś wytrzyma. Cień prawie odebrał mu życie, nosił na ciele blizny, ślady po tym starciu. Kolejne były jedynie kwestią czasu.
Rozglądał się za świstoklikami, szukał wzrokiem jakiegoś. Już wyciągał różdżkę, aby wykorzystać zaklęcie, przywołać jakiś kiedy usłyszał rozpaczliwy, rozdzierający krzyk - Kerstin!. Znał ten głos. Obejrzał się gwałtownie przez ramię.
-JUST! - Odkrzyknął starając się przedrzeć przez tłum. Gdzie ona do cholery była? -Rozglądaj się za siostrą! - Zwrócił się do Kerstin. Mocniej trzymał ją za rękę, nie chciał, aby teraz fala uciekających ludzi porwała ją ze sobą. Nie teraz kiedy zaszli tak daleko. Dostrzegł Tonks, widział jak wpatruje się w dal, wystarczy, że spojrzy bardziej w lewo i ich zobaczy. -Just! - Skierował kroki w jej stronę. Walczył z tłumem. -Tam jest. Żyje. - Słyszał tę samą panikę w głosie Kerstin jaka wybrzmiewa w krzyku Just. Znał ten dźwięk. Taki sam towarzyszył jemu i Halbertowi. Rozumiał więź jaka łączy rodzeństwo, siła która do siebie ich przyciąga. Poluzował uścisk dłoni, aby Kerstin mogła podbiec do siostry. On podążył za nią.
-Musimy uciekać. Inaczej woda na zmiecie jak domek z kart. - Powiedział i wskazał dłonią wzgórza, gdzie były świstokliki. -Zabiorą nas do punktów zbiórek. Wiem, który jest do okolic Greengrove Farm. - Tam fala nie dojdzie, był tego pewien. Mieszkał w głąb lądu, na granicy z lasem. Choć nie wiedział czy dom jeszcze stał. Miał nadzieję, że tak. Jednak musiał się liczyć z tym, że zastanie kupę kamieni.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Boczne ognisko [odnośnik]Wczoraj o 20:42
Gwen trzymała się Billa z całych sił, w jednej ręce wciąż ściskając różdżkę. W zapadającej ciemności, w panującym wokół chaosie, trudno było dostrzec kogokolwiek. W końcu jednak Moore zniżył lot. Panna Grey cały czas próbowała wypatrzyć Herberta i Kerstin, jednak jak na razie nie była w stanie. Za to w ich stronę biegła roztrzęsiona Justine, szukająca młodszej siostry. Niedaleko niej znajdował się mężczyzna, którego jednak malarka nie rozpoznawała.
Zeskoczyła z miotły, nim jeszcze ich stopy dotknęły ziemi. Wciąż będąc przy plaży, widziała potężną falę zbliżającą się do brzegu. Serce panny Grey biło zdecydowanie zbyt szybko i zbyt głośno; trzeba było się stąd jak najszybciej wynosić, ale na Merlina, nie miała zamiaru nigdzie ruszać się bez kuzyna i przyjaciółki!
Justine! – Ruszyła w jej stronę. – Tak cholernie mi przykro, przepraszam, nie powinnam jej tu zabierać – powiedziała, czując, jak mimowolnie w jej oczach pojawiają się łzy. – Też ich nie widziałaś? Kerstin powinna być z Herbertem, musi z nim być, Herbert… Herbert na pewno jej przypilnował – mówiła, bardziej do siebie, niż do innych, próbując trochę się uspokoić. Zaczęła rozglądać się wokół, szukając jasnych włosów przyjaciółki. – Na Boga, musimy stąd iść… – Zaczęła poszukiwać w myślach zaklęcia, które mogłoby ich wszystkich ocalić jak za machnięciem różdżki, jednak żadne takie nie przychodziło jej do głowy. Nawet czary, wspaniałe i cudowne czary, miały swoje ograniczenia i w obliczu takiej katastrofy mimo wszystko na niewiele się zdawały. Zwłaszcza że lęk o bliskich, oparzenia i dławiący kurz zdecydowanie utrudniały myślenie.
Widzisz ją? – spytała, słysząc kolejny krzyk Justine, kierując spojrzenie w tą samą stronę, co Justine.
W końcu ją dostrzegła. Gwen, nie czekając ani chwili, pobiegła do przyjaciółki, łapiąc ją w objęcia.
Kerstin, och, nic ci nie jest? Przepraszam, że cię tu zabrałam, nie powinnam… – Łzy mimowolnie spływały po policzkach Gwen. Spojrzała na Herberta: – Tak, musimy tam iść, szybko. Wszyscy – powiedziała, spoglądając na zebranych czarodziejów. Nie mogli tu zostać, nie mogli ryzykować swoimi życiami. Być może wokół byli inni, potrzebujący pomocy, ale w tym momencie dla malarki kluczowe było upewnienie się, że jej bliscy są bezpieczni. Nie mogła uratować wszystkich, więc musiała zapewnić bezpieczeństwo choćby tym bliskim serca, a w obecnej sytuacji nikt nie był chyba tak narażony, jak Kerstin. Z pomocą Billa, Herberta, Justine i nieznajomego, kimkolwiek był, na pewno zaś uda im się opuścić plażę. To nie był czas na długie uściski; Gwen była gotowa ruszyć ku świstoklikom, upewniając się przy tym jednak, że przyjaciółka pójdzie razem z nimi.


The radiant, the fertile,
the gentle and the blessed
The pain of England
is only for the moment
The desolate the suffering
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
And all I did was bleed as I tried to be the bravest soldier
Fighting in phoneix army
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +5
ALCHEMIA : 15 +1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
A pathological people pleaser
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Boczne ognisko [odnośnik]Dzisiaj o 0:02
Tomorrow is another day
And you won't have to hide away
But for now it's time to run

Nikt nie przygotowuje cię na to jak zareagować, gdy zacznie kończyć się świat. Ani książki, fantastyczne baśnie, ani kazania różnych religii ani ratownicy w szkole pielęgniarskiej, którzy nauczeni doświadczeniami bombardowań Londynu chcieli im opowiedzieć jak pomagać ludziom w masowych tragediach, masowej panice. Niczego sobie teraz nie przypominała, o niczym nie myślała poza tym jak cholernie się boi, nie wiedząc, czy powinna osłaniać głowę (tak jakby uchroniło ją to przed zapadającym się niebem!) czy gnać na złamanie karku i nie oglądać się za siebie, żeby nie utonąć (powinna się domyśleć, że fala ją w końcu dopadnie, że ocean jej nie odpuści, nie wtedy, gdy ostatnio prawie ją miał!). Przestała już płakać, łzy wyschły na jej spieczonych policzkach od gorąca i pędu, ale chociaż w miarę zwinnie przeskakiwała nad korzeniami i przewróconymi butelkami po piwie nie była wcale silna i szybko zaczęła tracić oddech.
Herbert musiał ciągnąć ją za dłoń, bo nie była w stanie za nim nadążyć i och, czy ona go czasem nie spowalniała? Powinna chyba powiedzieć mu, żeby ją zostawił, żeby się nie oglądał... ale za bardzo się bała zostać sama.
No tak, jednak była tchórzem.
Przepychali się między ludźmi, spoconymi ciałami spanikowanych czarodziei i mugoli. Czy tak czuli się w Londynie, gdy uciekli do bunkrów na dźwięk alarmu? I co w tym czasie robili londyńscy czarodzieje?
Pisnęła, kiedy ktoś na nią wpadł, ale ściskała dłoń Herberta dość mocno, by nie dać się rozdzielić. A potem, w kakofonii dźwięków, dobiegł ją dobrze znany, mocny, prawie tubalny - niemożliwy do pomylenia z niczym innym, bo prawie nikt nie nosił tu podobnego imienia (Ale to zawsze było takie miłe, Justine i Kerstin, a Just nie lubiła gdy tak ją nazywano).
- JUST!!! - krzyknęła histerycznie w tym samym momencie co Herbert i zaczęła się rozglądać jeszcze zanim ją o to poprosił. - Justine, och, Just... - mamrotała do siebie, z sercem prawie w gardle, a gdy Herbert, wyższy, zobaczył ją pierwszy była bliska rozpłakania się znowu. Ale chyba wzięła się w garść. Chyba, choć na chwilę, uwierzyła, że gdy znowu są razem to wszystko się jakoś rozwiąże.
Wysunęła dłoń z dłoni Herberta, ale zanim zdążyłaby się rozpędzić wpadło w nią drobne ciało rozgorączkowanej czarownicy, widok na moment zasłoniły rude włosy. Instynktownie objęła czarownicę ramionami, a potem poczuła jak kolejny ciężar, kolejna niewidzialna ręka naciskająca na jej plecy, zaczyna się cofać.
- Och, Gwen, jak dobrze, że jesteś... - wydusiła, bo wcześniej myślała przecież, że przyjaciółkę stratowały konie. Dobrze było mieć ją w ramionach, trzęsącą się, mówiącą coś ciągle i ciągle, żywą. Ale Kerstin tak naprawdę jej nie słyszała. Przygładziła ostrożnie rude loki, żeby ponad ramieniem przyjaciółki spojrzeć na Williama i Just. Just. Ich spojrzenia się spotkały i chociaż cały czas głaskała Gwen po plecach, to nie mogła przestać na nią patrzeć.
Nie wiedziała co może powiedzieć, więc tylko drżąco się uśmiechnęła.
Do rzeczywistości przywołał ją Herbert.
Woda.
- Chodźmy - powiedziała zachrypniętym głosem, chwytając Gwen za rękę.
Drugą najchętniej złapałaby Just, ale wiedziała, że siostra nie da się złapać.
Nie da, bo będzie zajęta ratowaniem ich wszystkich.




The bees had declared a war, the sky wasn’t big enough for them all
Kerstin Tonks
Kerstin Tonks
Zawód : Pielęgniarka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
wszystko wali się
a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Charłak
wake up
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t8101-kerstin-tonks https://www.morsmordre.net/t8192-parapetowa-skrzynka-pocztowa#235933 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t8799-skrytka-bankowa-nr-1965#261717 https://www.morsmordre.net/t8213-kerstin-tonks

Strona 8 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8

Boczne ognisko
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach