Wydarzenia


Ekipa forum
Łuk Durdle Door
AutorWiadomość
Łuk Durdle Door [odnośnik]07.11.15 18:42
First topic message reminder :

Łuk Durdle Door

Nieco oddalony od Weymouth rozległy piaszczysty brzeg plaży, na którym co jakiś czas wznoszą się ostre, niebezpieczne skały, spośród których największą jest wapienny łuk Durdle Door. Mnogość naturalnych przeszkód uczyniła to miejsce trudnym szlakiem konnym wytyczonym dla doświadczonych jeźdźców, którzy już od wieków pokonują się wzajemnie w pomysłach na ominięcie piętrzących się na plaży kamieni, dosiadając skrzydlatych rumaków.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łuk Durdle Door - Page 57 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]25.11.23 0:15
Dramat rozgrywający się w powietrzu wciąż trwał. Prowadzący w wyścigu Everett znalazł się najwyżej ze wszystkich — kiedy więc zaczął spadać miał do pokonania największą ze wszystkich odległość, miał też najwięcej czasu nim rozbije się w wodzie. Odważnie sięgnął po końskie wodze i przyciągnął doskonałego wierzchowca ku sobie, który pod nim, zaczynał się łapać poziom. Uważał, by nie dostać skrzydłem lub zamaszyście machanymi nogami. Arrax był duży, ale zwinny i obaj doskonale zgrali się tak jak w locie, tak teraz podczas spadania. Sykes przyciągnął się i wsunął w końskie siodło, stopy zgrabnie wsunął w ciężkie strzemiona i chwycił wodze na kontakcie. Mając wystarczająco dużo czasu potrafił go zebrać i zabezpieczyć, ale to okazało się ostatecznie niepotrzebne — aetonan zdążył uchronić się przed upadkim i całkowicie oddany woli jeźdźca ruszył przed siebie w stronę, w którą gnał go czarodziej. Tonks miała znacznie mniej szczęścia i umiejętności od niego. Widząca jej kłopoty Gwendolyn zareagowała prędko, posyłając w stronę spadającej Justine zaklęcie, które wyłącznie za spawką szczęścia trafiło w spadającą aurorkę. Podobnie zareagował Theo, próbując ocalić blondynkę, ale ta, nieświadoma niesionej z lądu pomocy, musiała zadbać o siebie — własne zaklęcie, choć ryzykowne, deportowało ją z końskiej szyi, na której ledwie się utrzymała i sprowadziło na plażę, na mokry piach — w miejsce, w którym jeszcze chwilę wcześniej była woda. Jej koń, Brandy, odleciał, kiedy tylko odzyskał równowagę. Nie zatrzymał się na plaży, uciekł, nie zwracając uwagi na nawoływania właściciela na brzegu. Benjaminowi udało się pochwycić wodze, choć walka była trudna, przyciągnął do siebie koński łeb, tym samym skręcając całego aetonana. Dzięki temu miał szansę wspiąć się na jego grzbiet i choć nie zdążyłby nad nim zapanować, biały rumak instynktownie odbił w powietrzu, ratując się przed zderzeniem z wodą. Aisha walczyła dzielnie, próbując podobnie jak Benjamin złapać za konia i dosiąść go z powrotem. Młoda, zwinna dziewczyna bez trudu sobie z tym poradziła, choć sytuacja była trudna i stresująca. Jej koń próbował się ratować, ale nie zdążył. Wycelowana w niego różdżka zamroziła wierzchowca w locie. I choć sama, pędem prawie z niego zleciała, szczęśliwie utrzymała się w siodle, nim przekoziołkowała przez jego szyje. Nieruchomy koń zastygł w pół drogi, lewitując w jednym, miejscu, kilkanaście metrów nad linią wody. Na podobną odwagę nie zdobyła się Neala, ale pewniej czująca się w magii i zaklęciach niż w siodle czarownica prędko wpadła na pomysł zapewnienia sobie i aetonanowi ratunku. Oboje lecieli w dół, a jak miało się za chwilę okazać, jako jedyni. Rudowłosa czarownica czuła, jak wiatr sieka jej policzki, a woda zbliża się coraz szybkiej — i wtedy miała też szansę ujrzeć, że woda zaczynała znikać, cofając się w głąb morza — i gdyby tylko spojrzała w bok tuż przed upadkiem, ujrzałaby gromadzącą się na horyzoncie falę. Skuteczne zaklęcie zapewniło jej bezbolesny upadek. Magia szarpnęła nią tuż przed zderzeniem z wodą, a potem łagodnie wpuściła ją w morze, choć wbrew przewidywaniom, palcami mogła już sięgnąć dna. Gaja zdążyła się obrócić w locie i choć dziewczyna zapewniła jej bezpieczeństwo, instynktownie poderwała się w górę, lecąc w stronę lądu.

Na ziemi działał już prężnie Artemis, który towarzyszył na plaży Gwen. Jego bezinteresowna pomoc przyniosła dziewczynie ulgę, która po upadku z konia dzięki jego zaklęciu poczuła się od razu lepiej. Próba rzucenia na siebie zaklęcia pozwalającego na szybsze wykonywania działań powiodła się i z pewnością wkrótce się też opłaci — czarodziej już poczuł, jak jest zdolny do szybszego i lepszego reagowania. Roger zeskoczył z konia, który zostawił go na piachu, mknąć przed siebie, w lewo, wystraszony, spanikowany. Bennett, węsząc spisek zdecydował się sprawdzić, czy to miejsce nie było obciążone nieznaną klątwą, ale jego różdżka niczego nie wykazała.

Willam miał doświadczenie w sytuacjach kryzysowych. Cisza od razu okazała się dla niego oznaką zagrożenia, a to, co widział na horyzoncie szybko skojarzyło mu się z kataklizmem, którego doświadczyła Oaza — i jak się miało okazać, całkiem proroczym dla całego świata. Wiedział, jak reagować i co robić, a jako autor planu ewakuacji Oazy Harolda, potrafił szybko zorganizować podobny proces tutaj i rozpoczął go od szukania odpowiednich osób we własnym otoczeniu. Zaklęcie rzucone na samego siebie sprawiło, że jego głos się wzmocnił, nabrał intensywnego brzmienia i przede wszystkim stał się lepiej słyszany w dalszych rejonach plaży. Tłumy, które pojawiły się tu, by oglądać wyścig były w niebezpieczeństwo i Moore doskonale to wiedział. Część ludzi, po usłyszeniu komunikatu zaczęła się zbierać, kilkanaście osób po fali zdumienia zmieszanego z przerażeniem postanowiło się deportować, kilka podjęło próby chwycenia za świstoklik. Mimo to, na plaży znajdowało się jeszcze kilkanaście osób, głównie młodych i lekceważących zalecenia. Uparcie wypatrywali fali, nie do końca wyglądając na przejętych — raczej zaciekawionych. Jego brat, Theo, przyjmując rolę starszego brata w pierwszej chwili zdecydował się na przegonienie z miejsca zagrożenia rodzeństwa, ale nie miał nawet w połowie tyle doświadczenia i wiedzy, co młodszy Moore. Mimo to, ruszył prosto w stronę Evelyn i Wilkiego, którzy właśnie zsuwali się z koni, próbując je uspokoić. Te były zestresowane, nieufne, pomimo prób uspokojenia prychały i strzygły uszami, wciąż czując instynktownie zbliżające się zagrożenie. Krzyk Moore'a dodatkowo sprawiał, że oślepione i chwilowo ugłaskane konie poczuły nerwową atmosferę, zaczęły się cofać i szarpać łbami. Obecność jeźdźców, szczególnie czarownicy, która zajmowała się hodowlą na co dzień, działała na nie kojąco — ale rumaki porozumiewały się ze sobą. Rżały, a na ich rżenie odpowiadały te znajdujące się dalej, w prowizorycznej zagrodzie, z której uczestnicy wyścigu je odbierali. Evelyn zadbała o wierzchowce — na jej mądre słowa zareagowali właściciele niespokojnych, szamoczących się aetonanów, którzy jeśli nie podjęli wcześniej własnych działań w celu uspokojenia zwierząt, zrobili to po jej radach. Wszyscy zaczęli się zbierać, próbując opanować cały rozgardiasz — część rumaków uciekła, część aetonanów odleciała. Te, które zostały wymagały umiejętności i ludzi, ale tych — szczególnie chętnych do pomocy — nie brakowało. Solidarnie wzięli się za ratowanie zwierząt, szczególnie, kiedy sytuacja zaczęła robić się naprawdę niebezpieczna. Kiedy Despenser szła z Jaskółką u boku, młody chłopak — bardzo zagubiony i uznający to wszystko za kiepski żart — stojący z karym aetonanem wsunął jej dłoń do kieszeni — nie poczuła, że straciła z niej kilka knutów — te zostały w zręcznej dłoni złodziejaszka. Wilkie był zbyt zajęty, aby dostrzec występek — rozglądał się za Jasperem i Jarvisem, a kiedy ich dostrzegł, ruszył ku nim od razu. Rzucone na siebie zaklęcie mogło znacząco przyspieszyć jego ewakuację, było też słusznym działaniem, jeśli to wszystko o czym krzyczeli czarodzieje miało naprawdę się zdarzyć. Nim jednak ruszył, zastygł w bezruchu niemalże martwo — białka jego oczu błysnęły w ciemności, a nieruchoma sylwetka zachwiała się nieprzytomnie. Kamienna kula, ogień. Płonące namioty, ciała małych dzieci, porozrzucane szczątki. Cienie pustoszące miasta, wąż utkany z czarnego dymu. Zaduszone zwierzęta, zniszczone lasy. Zgliszcza, dziury, kratery, wyłomy. Powodzie. Kataklizmy pojawiły się w głowie czarodzieja wszystkie na raz, zupełnie tak jakby cały świat chciał powiedzieć mu, że zostanie zniszczony za kilka chwili, a intensywność i potworność scen przytłoczyła go na chwilę. Kiedy powrócił do swojej świadomości, serce zadudniło mu w piersi.

Liddy, która nie miała szans nawet wystartować na skrzydlatym koniu, prędko opuściła jego grzbiet i zajęła się powiększaniem, trzymanej przy sobie cały czas miotły. Kiedy jej się to udało, wsiadła na nią i ruszyła przed siebie, by nieść po plaży wieść i ostrzeżenie starszego brata. Ludzie patrzyli wpierw na niego, a potem na nią, czym prędzej zabierając swoje rzeczy i odchodząc z plaży w kierunku jarmarku. Czuła, że jeszcze chwilę i poleci szybciej, dzięki rzuconemu przez niego zaklęciu, dzięki czemu najprawdopodobniej będzie mogła ostrzec więcej osób. Niektórzy z nich z przerażeniem przyglądali się horyzontowi, inni zgodnie z jej radą i sugestią biegli w głąb lądu. Kiedy ruszyła w stronę Weasley, dziewczyna była już w wodzie, a jej aetonan, uciekł w popłochu. Była w stanie jednak pomóc dziewczynie wsiąść na miotłę i razem z nią oddalić się od wody. Miotła, która w końcu dotarła do Williama z namiotu, przypadkiem mając na trzonie męską skarpetkę, znalazła się przy nim, a Moore bez trudu mógł ją złapać i skorzystać. Miotła dotarła także do Theo, który poszedł śladem młodszego brata, choć w jego przypadku w witki zaplątana była kobieca wstążka.

Ludzie zbierali się, wyraźnie poruszeni działaniami na plaży. Pomoc w ewakuacji z plaży zaoferował także Herbert, kierując się przede wszystkim do towarzyszących mu podczas wyścigu kobiet. Kerstin i Eve. Cyganka miała jednak inne plany; chciała dotrzeć do swojego konia i choć pełna obaw i strachu Tonks próbowała ją zatrzymać, wyrwała się dziewczynie ze zdecydowaniem. Trzeźwy umysł Greya podpowiadał mu, że muszą się stąd jak najszybciej oddalić, nie było czasu do stracenia. Czarodziejowi zależało na pomocy kobietom, ale młoda kobieta nie zamierzała rezygnować z odszukania własnego konia, pomimo wyraźnej wypukłości pod piersią. Słowa czarodzieja wydawały się rozsądne, rzeczowe, ale ogarnięcie dwóch kobiet graniczyło z cudem. Stres udzielał się wszystkim, a Eve szczególnie. Dziewczyna poczuła nagły zawrót głowy, serce dudniło jej w piersi jak szalone. Widziała w oddali swojego konia — był niespokojny, stawał dęba, a wokół niego panowało zamieszanie. Ktoś podszedł do niego, najprawdopodobniej nie zwracając uwagi, że do kogoś należał i próbował dosiąść panikującego Tinkera.

Nieboskłon przez chwilę wydawał się ciemny, nijaki, ale w końcu niebo pojaśniało, a nad głowami wszystkich intensywnie zalśniły wyraźniejsze niż zwykle gwiazdy. Rosły, z sekundy na sekundę powiększały się w różnym tempie, aż w końcu z drobnych, migocących kropeczek stały się kulami, a każda z nich ciągnęła za sobą iskrzące smugi. Dopiero wtedy wszyscy znawcy i miłośnicy astronomii mogli pojąć co się stało. Światło, które oślepiło ich wcześniej było wynikiem eksplozji komety na niebie — potężną i bardzo silną, która wpłynęła na wszystko wokół. Odłamki rozpadającego się ciała niebieskiego błyszczały na firmamencie i choć można by przypuszczać, że znikną, spalą się w atmosferze, zdawały się mnożyć zamiast znikać, a z każdą upływającą chwilą ich rozmiar się zwiększał.

I tak zaczęła się Noc Tysiąca Gwiazd.

A te w końcu zaczęły przypominać ogniste kule, za którymi ciągnęły się sznury iskrzącego, wybuchającego dymu. Ziemia wciąż się trzęsła. Drżała na tyle, że trudno było nieruchomo ustać na nogach. Widowisko było niesamowite i zapierające dach w piersiach — niebo nad głowami zaczęło płonąć, ale świadomość nadchodzącego zniszczenia wzmagała strach i panikę. Mało kto stał na plaży w Weymotuh by podziwiać. Zaalarmowani nadchodzącą falą ludzie dawno już uciekali, przez ramię spoglądając na jaśniejący powoli nieboskłon. Histeria, której początek miał miejsce wcześniej teraz rozgorzała wyraźni, a krzyki poniosły się wzdłuż plaży i wydm, okolicznych łąk. Uciekali ludzie, ale uciekały też zwierzęta, które nie zdążyły być pochwycone — konie, zwierzęta morskie umykające z wody, psy, które błąkały się po okolicy. Woda cofała się coraz silniej w głąb morza, a fala, która jeszcze przed chwilą była mało widoczna tylko dla niektórych, teraz błyszczała odcięciem i od nieba i morza wyraźnie.

Płonące ogniem niebo zalało plażę nagłą falą gorąca. Najsilniej odczuli to ci, którzy wciąż znajdowali się w powietrzu — Everett, Aisha, Benjamin. Powietrze wysoko zrobiło się ciężkie, gęste, trudno było nim oddychać — zawierało pył, który drapał gardło i osadzał się na podniebieniu. Czarodziejom w siodłach zaczynało kręcić się w głowie. Meteor, który leciał najszybciej i stał się wielki jak słońce, a potem jak dziesięć słońc widzianych z ziemi, runął kilkaset metrów od Durdle Door, wprawiając ziemię w potężne trzęsienie. Przeciął niebo wysoko, ale ciągnąca się za nim smuga iskrzącego dymu  prędko przysłoniła wszystkim niebo, odgradzając od widoku spadających gwiazd, a w końcu, pochłaniając także jeźdźców. Ziemia i piach w miejscu wybuchu wystrzeliły w powietrze na wysokość kolejnych kilkuset metrów, tworząc na lewo potężny słup ginący w ogniu. Konie, które tam uciekły zarżały i zawróciły, ale nie miały szans z potężną, niszczycielską siłą. Impet uderzenia błyskawicznie przetoczył się przez całą plażę, paląc wszystko na swojej drodze samym gorącym powietrzem. Dotarłwszy do uciekających uczestników festiwalu lata rzucił wszystkich na ziemię z potężną siłą w piach, parząc, dusząc gorącem i unoszącym się zaraz za nim pyłem. Dopiero po chwili za uderzeniem rozszedł się dźwięk. Straszliwy huk pełen wibracji, zupełnie jakby każdy leżący na ziemi czarodziej stał w epicentrum samej bombardy maximy. Wszyscy stracili się z pola widzenia na chwilę — oszołomieni jeźdźcy tracili znów panowanie nad rumakami, oszołomieni czarodzieje na plaży potrzebowali chwili, by zrozumieć, co właściwie się stało. Powietrze gryzło, skóra bolała, jak spieczona pierwszym letnim słońcem, przełyk szczypał od wdychania oparów i wydzielanych przez ciało niebieskie gazów.

A potem przyszła już tylko cisza. Smutna, żałobna cisza i szum nadchodzącej fali.

Mistrz Gry wita was w nowym okresie końcem świata. Jesteście gotowi, by zawalczyć o swoje przetrwanie? Czas na odpis upływa 30 listopada o godz: 21:00. Nie możecie rozpoczynać wątków w nowym okresie póki trwa wydarzenie. Możecie w tej turze dokonać do trzech akcji angażujących; jeśli zakładacie ucieczkę lub bieg na dalszą odległość niż dwa metry to traktujecie to jako jedną z tych czynności. Nie musicie wykorzystywać żadnej z nich, jeśli nie czujecie potrzeby. W tej turze nie będzie postów uzupełniających, nie odnosimy się więc do efektów własnych działań. Jeśli planujecie ucieczkę, musicie wyraźnie to zaznaczyć.

Przed podjęciem się jakiejkolwiek aktywności fabularnej w tym okresie należy dopełnić swojego obowiązku w tym temacie (każdą postacią osobno).

Powodzenia.

Jeśli chcecie zobaczyć kogoś, kto nie stoi obok was, rzucacie kością k100, ST ujrzenia wynosi 50. Rzutu można wcześniej dokonać w szafce i nie odbiera akcji.

Freddie, w kieszeni Evelyn znalazłeś 15PM. Evelyn, proszę odpisać je ze skrytki i ekwipunku. rzut sporny.



Zaklęcia:
Mico (Artemis) - 4 akcje zamiast 3 w następnej turze
Abesio (Justyna) - 2 akcje zamiast 3 w następnej turze
Cito maxima (Liddy) - 1/3
Mico (Wilkie) - 4 akcje zamiast 3 w następnej turze (proszę tylko o sprostowanie czy zaklęcie rzuciłeś na siebie)

Żywotność:
Gwen: 181/211 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20, oparzenia -5) KARA: -5
Benjamin: 355/370 (obrażenia psychiczne -5, oparzenia -10)
Artemis: 185/220 (obrażenia tłuczone -10; psychiczne -20, oparzenia -5) KARA: -5
Aisha: 197/227 (obrażenia tłuczone psychiczne -20, oparzenia -10) KARA: -5
Roger: 187/212 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -15, oparzenia -5) KARA: -5
William: 300/330 (obrażenia tłuczone -5; cięte -5; psychiczne -15, oparzenia -5)
Herbert: 190/220 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20, oparzenia -5) KARA: -5
Neala: 181/211 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20, oparzenia -5) KARA: -5
Liddy: 207/237 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20, oparzenia -5)  KARA: -5
Theo: XXX/XXX 207/237 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20, oparzenia -5)  KARA: -? jest proszony o pilne uzupełnienie wsiakiewkp o żywotność i link w profilu
Evelyn: 140/170 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20, oparzenia -5) KARA: -5
Wilkie: 175/205 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20, oparzenia -5) KARA: -5
Everett: 200/230 (obrażenia tłuczone psychiczne -20, oparzenia -10) KARA: -5
Eve: 184/214 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20, oparzenia -5) KARA: -5
Freddie: XXX/XXX (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20, oparzenia -5) KARA: -X jest proszony o pilne uzupełnienie wsiakiewkp o żywotność i link w profilu
Kerstin: 85/115 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20, oparzenia -5) KARA: -10

Ramsey Mulciber
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łuk Durdle Door - Page 57 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]25.11.23 17:04
Udało mu się, dłoń natrafiła na szyję aetonana, pozwalając Benjaminowi w locie wspiąć się na jego grzbiet. Wymagało to od niego zużycia całych zasobów siły, mięśnie piekły go od wysiłku, ale w ostatniej chwili przytulił się do gorącego ciała zwierzęcia. Kopyta Białego Misia musnęły wodę, słone krople uderzyły go w twarz, ale udało im się zachować pion. Względny, Wright był mocno skołowany - lekko mówiąc - przez kilka sekund odnalezienie płaszczyzny poziomej zużywało całą moc zdezorientowanego mózgu, lecz zdołał opanować zawroty głowy. Od razu rozejrzał się dookoła, jeźdźcy, którzy byli najbliżej niego wydawali się z powrotem znaleźć na grzbietach swych rumaków...nie wszyscy jednak, ogniste niczym płomień ogniska włosy zamajaczyły gdzieś niżej, wyraźnie widoczne na tle ciemnej toni. To ta dziewczyna, która przed momentem mknęła niedaleko niego; Ben nie widział momentu jej upadku, nie zorientował się także w głębokości wody, zadziałał instynktownie, ruszając jej na pomoc. Nie miało to sensu, powinien zadbać o siebie, miał w nosie wszystkie kobiety i ich okrutną naturę, jeszcze przed momentem gotów zepchnąć delikwentnkę z konia, byleby zdobyć główną nagrodę, kryzysowa sytuacja sprawiała jednak, że Jaimie reagował zgodnie z niezmiennym kręgosłupem moralnym. Wyciszając skacowane utyskiwania na rzecz działania.
Chwiejnego, ale szybkiego, usadowił się bezpieczniej w siodle i rozejrzał dookoła, próbując zrozumieć, co tu się właściwie odpierdoliło. Coś było nie tak z plażą, wydłużyła się, a ludzie na brzegu rozpierzchli się niczym mrówki - do tego to niebo, już nie oślepiająco jasne, ale dziwne, poprzetykane coraz jaśniejszymi punkcikami. Jaimie nie miał czasu na głębsze rozeznanie w terenie, musiał wyciągnąć niewiastę z wody, a potem - się zobaczy.
- Jesteś cała? - krzyknął do rudej dziewczyny, podlatując do niej na aetonanie, znajdował się tuż obok, a jej koń - uciekał własnie w stronę plaży, rozpaczliwie machając skrzydłami. Biały Miś, choć wystraszony, wydawał się kooperować, posłusznie krążąc nad znajdującą się w wodzie Nealą. Wright mocniej spiął siodło, które podczas podniebnych akrobacji nieco się przechyliło, po czym, upewniwszy się, że ma solidny fundament, wychylił się z grzbietu konia, wyciągając ku rudzielcowi rękę, by pomóc jej wspiąć się na wierzchowca tuż przed sobą. Gotów pochwycić ją także za część ubrania, jeśli miałoby to pomóc w jej ratunku. - Cii, spokojnie, to tylko nowa koleżanka - szepnął do ucha aetonana, chcąc uspokoić jego nerwowe rżenie. Jedną ręką zaparł się o szyje wierzchowca, drugą sięgnął do Neali, zamierzając podciągnąć jej rękę a później złapać ją w falii i wsadzić na konia. Nie było to łatwe, wymagało siły i skupienia, Biały Miś podfruwywał nieco nerwowo to w prawo, to w lewo, stale pozostając jednak w zasięgu przemoczonej czarownicy. Zaskakująco lekkiej i drobnej, na galopujące gargulce, od kiedy to przedszkolaki mogły brać udział w wyścigach?- Uważaj na kopyta - przestrzegł rudzielca, nie chciał, by ten przypadkowo oberwał nim podczas próby wciągania na grzbiet. - Widziałaś, co się stało? I co... - zaczął, licząc na to, że dziewczyna zauważyła coś, co mogło mu umknąć, ale w tym momencie niebo znów pojaśniało, tym razem zalewając ich falą gorąca, trudnego do wytrzymania żaru, zatykającego dech w piersiach, raniącego skórę, utrudniającego oddychanie. Chwilę później powietrze zadrżało, lecz to następujący po ułamkach sekund huk przeraził Wrighta najmocniej. Skupiony na akcji ratunkowej nie patrzył ani na niebo ani na plażę, świadom jednak, że to wielki meteor musiał uderzyć gdzieś w brzeg. - Kurwa mać - zaklął szpetnie, nie wiedząc, co robić. Uciekać, to wydawało mu się najbardziej sensowne, lecz przecież na plaży został William. Nie znał go, na Merlina, nie znał też Hannah, ale czuł, że byli mu bliscy. - Dogonię twojego aetonana, wsadzę cię na niego. Potem - masz uciekać, jak najdalej stąd, okej? - powiedział do Neali, choć mówił z trudem, gorąc stawał się nieznośny, świat wokół nich znów się kotłował, a Wright: próbował utrzymać ich obydwoje w siodle, jak najniżej się dało, kierując się w stronę uciekającego od nich aetonana. Miał nadzieję, że go dogonią, jeśli nie - i tak coś kazało mu wrócić na plażę, Biały Miś był na tyle wielki, że na jego grzbiecie zmieściłby się ktoś jeszcze.

| podlatuję do Neali i próbuję wciągnąć ją na grzbiet aetonana (1), potem, jeśli się to uda, próbuję gonić konia rudzielca (2)?


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Łuk Durdle Door - Page 57 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]25.11.23 17:04
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 25

--------------------------------

#2 'k100' : 77
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łuk Durdle Door - Page 57 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]26.11.23 15:45
Wydarzenia wokół były przytłaczające, ale Gwen bywała już przecież w podobnych sytuacjach. No, może nie w takiej, jak ta, ale na Merlina, przecież w trakcie Sylwestra też jakoś sobie poradziła, prawda? Wyjdziesz z tego cało – powiedziała sama sobie, próbując uspokoić swoje ciało. Pytanie brzmiało tylko, czy inni też będą mieli to szczęście? Gdyby mogła, przeteleportowałaby wszystkich w inne miejsce, ale to było poza zasięgiem jej umiejętności.
Widząc, że Justine jakoś sobie radzi, odetchnęła. Gdy pojawił się obok niej chłopak, na oko nieco starszy od niej. Zaczął mówić, słowa w całym chaosie docierały do malarki z pewnym opóźnieniem, dlatego ta podskoczyła, gdy ten wycelował w jej plecy.
Och, dziękuję – powiedziała do Artemisa, czując ulgę. – Gwen. Nie ma czasu, musimy stąd iść. – Po chwili obok nich wylądował Billy, w którego ręce po chwili pojawiła się miotła: – Billy! Widziałeś Kerstin? Szlag, to ja ją tu zabrałam…
Billy kazał im uciekać. Przed chwilą sama o tym mówiła Artemisowi, zawahała się jednak.
Jak pomóc? Znasz jakieś zaklęcie, które na to pomoże? – spytała, czując jednak, że wciąż jest nieco obolała. Może nieco bardziej doświadczony od niej zakonnik będzie wiedział, co robić, prawda? Może miał jakiś większy plan, wiedział, jak pomóc innym i jej różdżka mogła się jeszcze przydać?
Wyciągnęła różdżkę ku górze, próbując rzucić zaklęcie, które miało szansę ochronić stojących obok niej. Podejrzewała, że będzie zbyt słabe, ale jeśli chociaż trochę pomoże…
Caelum!

| akcja I - próbuje rzucić Caealum, -5 do rzutu, +16 OPCM (w sumie +11), st. 40


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +5
ALCHEMIA : 15 +1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]26.11.23 15:45
The member 'Gwendolyn Grey' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 57
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łuk Durdle Door - Page 57 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]26.11.23 15:59
Roger, widząc panujący na plaży chaos, wycofał się o kilka kroków. Wziął głęboki oddech. Dotarły do niego słowa nieznanego mu Williama, co sprawiło, że w pierwszym odruchu chciał po prostu się wycofać i uciekać. Na plażę nie była nałożona żadna klątwa; nie znając się na astronomii, mógł jedynie domniemywać, że to, co działo się obecnie, miało związek z kometą, która pojawiła się na brytyjskim nieboskłonie. Poczuł, jak przechodzi go dreszcz.
Być może i był doświadczonym detektywem, ale to wcale nie oznaczało, że takie sytuacje były dla niego chlebem codziennym. Na cycki Wagabundy, zawsze przecież powtarzał, że żaden z niego auror, żaden człowiek od zadań specjalnych… Tropił i… i tyle.
Na szczęście w nieszczęściu, nikt z jego bliskich nie był na plaży; widział wcześniej Herberta, ale mężczyzna chyba poszedł na widownie, więc pewnie już się ewakuował, a przynajmniej tak zakładał. W ogólnym chaosie trudno było cokolwiek dostrzec. Nagła fala gorąca utrudniała spokojnie myślenie. Bennett skierował różdżkę na siebie.
Mico – powiedział, jednocześnie rozglądając się, czy ktoś nie potrzebuje pomocy bardziej, niż on; jeśli nie, był gotów do ucieczki.

| -5 do rzutu; pierwsza akcja Mico st. 50, +25 opcm, czyli +20 do rzutu; druga akcja próbuje się rozglądać, sprawdzam, czy ktoś potrzebuje pomocy, spostrzegawczość III



Serenely splendid heron,
staring into river,
wind that blows your feathers

Roger Bennett
Roger Bennett
Zawód : szukam tropów i rozwiązuje sprawy
Wiek : 35 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I will write peace on your wings and you will fly all over the world.
OPCM : 20 +5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarodziej
Czego potrzebujesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11848-roger-bennett https://www.morsmordre.net/t11892-losos#367625 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f429-devon-plymouth-ford-park-road-13 https://www.morsmordre.net/t11893-skrytka-bankowa-nr-2575#367639 https://www.morsmordre.net/t11894-roger-bennett#367641
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]26.11.23 15:59
The member 'Roger Bennett' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 30, 22
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łuk Durdle Door - Page 57 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]26.11.23 19:31
Gwen i Justine dadzą sobie radę. Czy naprawdę była skłonna w to uwierzyć? Logika podpowiadała, że dwie czarownice - a już zwłaszcza taka silna i zdolna czarownica jak Just - lepiej poradzą sobie z paniką i ciągiem niepokojących zdarzeń na plaży w Weymouth. Potrafiły wszak latać, wyczarowywać rzeczy znikąd, zmieniać własne formy i robić masę innych cudów, które dla Kerstin zawsze były zaledwie niedoścignionym marzeniem. Rzucając się w stronę morza (znowu) w ogóle im nie pomoże.
- Może... może jest tu gdzieś jakiś punkt medyczny. Może mogę pomóc, albo...? Albo zrobić taki punkt - mamrotała nerwowo, ściskając rękę Herberta. Kochany mężczyzna oferował jej świstoklik, ale już teraz czuła, że jeżeli stąd ucieknie będzie odchodzić od zmysłów ze zmartwień. Tylko czy miała inne wyjście? Miała inne wyjście, gdy z nieba spadały konie i ptaki, a morze trzęsło się w posadach? - Ile osób może zabrać ten świstoklik? - spytała w końcu. Na pewno musieli zabrać Eve, nie mogli jej tutaj zostawić. - Eve, pomyśl, przecież za chwilę będziesz rodzić! - syknęła w odpowiedzi, gdy młoda, zwinna dziewczyna zdołała jej się wyrwać. Kerstin zresztą wcale nie trzymała jej mocno, jej dłonie były śliskie od potu, wzrok zamazywały łzy, tak słone jak duszący zapach morskiej wody. - EVE! - Nie zdążyła już nic zrobić, bo Cyganka równie prędko odbiegła.
Załamała ręce, wciąż trzymając się Herberta, słuchając jego spokojnego głosu, który w tym całym szaleństwie pomagał jej wracać do rzeczywistości. Ale zanim zdążyliby opuścić plażę, trzęsienie ziemi sprawiło, że Kerstin zachwiała się i sapnęła. Zaledwie parę kroków później potknęła się o kępę trawy, upadła na kolana i z przerażeniem zadarła głowę do tyłu, gdy niebo rozjaśniło się raz jeszcze, jakby z nocy nagle zrobił się dzień. Tyle że gdy skierowała wielkie oczy w kierunku gwiazd, zdała sobie sprawę, że nie wróciło ani słońce ani kometa - całe niebo iskrzyło się setkami, tysiącami gwałtownie rosnących gwiazd, które przez łzy pod jej powiekami wydawały się rozmazywać w jedną gigantyczną łunę.
- Chryste - wydusiła przez ściśnięte gardło, a potem docisnęła złożone dłonie do serca, żałując, że nie ma dziś ze sobą różańca. Dawniej nie była przesadnie wierząca, rodzice ich tak nie wychowali; ale gdzie indziej mogłaby się zwrócić, gdy po Ziemi szalały cieniste demony, a świat kończył się na ich oczach? I choć krztusiła się własnymi łzami na moment przed uderzeniem meteoru zalał ją spokój, niejasny, paradoksalny. Ufny.
Fala uderzeniowa posłała ją na ziemię - nie obiła się aż tak mocno tylko dlatego, że już była na kolanach, ale zakrztusiła się piaskiem i gorącym powietrzem, nie mogąc przez dłuższą chwilę otworzyć oczu. Na plaży na kilka sekund zapanowała grobowa cisza. Czy wszyscy zginęli?
Gdyby umarła to by tak nie bolało.
Gdyby umarła to przestałaby płakać.
Powoli podniosła się na dłoniach, akurat w czas, żeby przez Durdle Door na nowo przetoczyły się krzyki i rozkazy.
- Herbert? Eve? Gwen? J-Just? - chciała krzyknąć, ale jej gardło zdawało się poparzone i wyschnięte na wiór. Spocona sukienka przylgnęła do jej obolałego ciała. Mimo to zdołała podnieść się jakoś z powrotem na kolana. - Pomocy... - wydusiła, rozglądając się za Herbertem i desperacko wyciągając do niego rękę.


So for a while things were cold, they were scared down in their holes
Kerstin Tonks
Kerstin Tonks
Zawód : Pielęgniarka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
wszystko wali się
a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Charłak
wake up
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t8101-kerstin-tonks https://www.morsmordre.net/t8192-parapetowa-skrzynka-pocztowa#235933 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t8799-skrytka-bankowa-nr-1965#261717 https://www.morsmordre.net/t8213-kerstin-tonks
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]26.11.23 22:53
Nie myślał.
Nie mógł myśleć o tym, że jaśniejący na horyzoncie pas miał lada moment zmienić się w śmiercionośną falę, która wedrze się głęboko w plażę, samą siłą uderzenia tysięcy spiętrzonych hektolitrów wody zabijając każdego, kogo napotka. Nie mógł zastanawiać się, z czego wynikało gniewne drżenie ziemi pod jego stopami, ani czym był zalewający niebo rozbłysk. Nie mógł raz po raz zadawać sobie pytania o to, gdzie były Hannah z Amelią, ani czy były bezpieczne, ani czy ktoś pomógł im wydostać się z terenu festiwalu. Nie mógł wyobrażać sobie znikającej w morskich odmętach Liddy, ani przyjąć do wiadomości, czym tak naprawdę były rosnące, pojawiające się ponad nim punkty. Wszystkie te myśli napierały na jego umysł, rosły tak samo, jak rosła zbliżająca się do nich fala, ale wiedział, że jeśli tylko pozwoli sobie na zanurzenie w którejkolwiek z nich, nie zdoła opanować dławiącej gardło paniki. Ta pulsowała już pod jego skórą, przyspieszała bicie serca i spłycała oddech, ale robił wszystko, by utrzymać ją na wodzy; nie dla siebie – a dla ludzi, których nie mógł zawieść, którym jako Zakonnik miał obowiązek pomóc.
Więc nie myślał, skupiając się na działaniu, odnajdując skrawki opanowania w mechanicznych czynnościach, starając się nie wybiegać myślami dalej, niż najbliższe sekundy. Zresztą – mógł nie mieć więcej ponad nie, bo zaraz po tym, jak dobiegł do Gwen i towarzyszącego jej mężczyzny (Artemisa), niebo zapłonęło. William zadarł głowę w górę odruchowo, mimowolnie starając się odszukać źródło głośnego huku, z trudem utrzymując równowagę na niestabilnym piasku. Wszystkie instynkty kazały mu uciekać, ale chociaż nie chciał patrzeć, nie potrafił oderwać wzroku od wielkiej, przecinającej niebo kuli ognia – ani od gigantycznego słupa pyłu i płomieni, który wybuchnął w miejscu, w którym wylądowała. Widok był nierealny, niemożliwy, przekraczający granice abstrakcji – tak samo, jak nagły ruch powietrza, wiatr podrywający w górę piach, kamienie…
…i ludzi, runął na ziemię, czując się tak, jakby oberwał tuzinem tłuczków. Upadł na plecy, siła uderzenia wycisnęła z jego płuc całe powietrze; przeturlał się na brzuch, ramionami odruchowo osłaniając głowę, starając się osłonić przed falą parzącego gorąca, powstrzymać przed wdychaniem otaczającego ich zewsząd pyłu. Huk, który przetoczył się po plaży później, na chwilę zupełnie go ogłuszył; zakręciło mu się w głowie, miał wrażenie, że obraca się na dryfującej po falach tratwie. Piach wplątał mu się we włosy, oblepił skórę, w uszach zaczęło mu dzwonić; przed oczami zatańczyły mroczki, miał ochotę już tak zostać – ale nie mógł, buzująca w żyłach adrenalina zmusiła go do dźwignięcia się na nogi.
Stanął na nich chwiejnie, po drodze chwytając za trzonek leżącej obok niego miotły; ledwie rejestrując, że zsunęła się z niej samotna skarpetka. Gdyby okoliczności były inne, zapewne zapłonąłby ze wstydu, ale ogarniający go szok stygł powoli; rozejrzał się nieprzytomnie dookoła, próbując zrozumieć cokolwiek z tego pozbawionego sensu obrazu, przywracany do rzeczywistości atakującymi go zewsząd impulsami.
Rusz się, Billy, uciekaj.
Co? – wyrwało mu się, z opóźnieniem zorientował się, że Gwen coś do niego mówiła. Kerstin; czy widział Kerstin? – Była z Herbertem, na p-p-pewno się nią zajmie – powiedział, a nagła myśl sprawiła, że poczuł się, jakby serce wpadło mu do żołądka. Oderwał wzrok od twarzy rudowłosej dziewczyny, kierując spojrzenie ku morzu. Liddy, gdzie była Liddy? Zamrugał szybko, nie miał wolnej dłoni, ale przedramieniem otarł oczy, wciąż łzawiące od piaskowego pyłu. W pierwszej chwili jej nie zauważył, dopiero później wychwycił znajomą sylwetkę; pomagała przyjaciółce, Neali. – LIDDY! – krzyknął, korzystając z wciąż wzmocnionego zaklęciem głosu; chciał zwrócić jej uwagę, upewnić się, że wiedziała, gdzie był. – LEĆCIE ZA NAMI! – dodał, w tym samym momencie podejmując w myślach decyzję. Nie mieli czasu. Chwycił mocniej za rączkę miotły, po czym na nią wsiadł. – Żadne zaklęcie na to nie p-p-pomoże – powiedział, w Oazie już próbowali; zmierzał ku nim żywioł potężniejszy niż oni wszyscy, ich jedyną nadzieją była ucieczka. – Usiądź za mną – poprosił, wyciągając w jej stronę rękę, żeby pomóc jej do niego dołączyć. – I trzymaj się mocno. Jak wzbijemy się w p-p-powietrze, wyrzuć w górę snop iskier. – W unoszącej się dookoła szarości trudno było cokolwiek zobaczyć, ale czerwony sygnał ostrzegawczy powinien być widoczny; wyznaczyć kierunek ewakuacji, dla Liddy – i być może dla innych.
Kiedy już Gwen znalazła się stabilnie za nim, przeniósł wzrok na Artemisa. Nie mógł go również zabrać, jego miotła, zaprojektowana dla osiągania maksymalnej szybkości i zwrotności, nie miała szans ponieść trójki czarodziejów. – Sp-p-próbuj znaleźć świstoklik. Cito maxima – rzucił, unosząc różdżkę – starając się pomóc mężczyźnie tak samo, jak wcześniej pomógł siostrze. W klatce piersiowej poczuł ukłucie niepokoju, chciał rozejrzeć się za Theo – ale wiedział, że jego brat sobie poradzi; miał swoją miotłę – niczego innego nie potrzebował.

| tu rzuciłem na spostrzegawczość (wynik rzutu 28+65 za biegłość i umkę = 93)
1. akcja - wsiadam na miotłę; 2. akcja - cito maxima na Artemisa (mam chyba +5 do werbalnych inkantacji za sonorus)
będę jeszcze pisać




I wish that I could say
I am a light that never goes out
but I flicker
from time to time

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]26.11.23 22:53
The member 'William Moore' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 82
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łuk Durdle Door - Page 57 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]27.11.23 0:03
Nie wiedziałam kiedy łzy zaczęły cieknąć mi po policzkach. Może to przez to, co się działa, przez to, że sądziłam, że za chwilę zginę po prostu. Bałam się. Straszliwie się bałam. Nie widząc niczego, poza zbliżająca się ku mnie ziemią. Rozpaczliwie poszukując rozwiązania wewnątrz mnie. Jakiekolwiek czegokolwiek. Czegoś co by mi mogło pomóc jakoś. Przecież, uczyłam się pilnie, coś istnieć musiało. Coś było na pewno. I wtedy na nie wpadłam. Nie czekając, wydzierając się ile mogłam. Wiatr uderzał w moje policzki od prędkości, przesuwając łzy nie w dół a w bok na twarzy.
Nie było ratunku.
Zrozumiałam nagle, jeśli wybrałam źle, nie było ratunku. Zamknęłam oczy, żegnaj świecie. Pomyślałam tylko. Ale krótkie szarpnięcie, a potem łagodne opuszczenie w wodę pozwoliło mi znów zaczerpnąć oddech w klatkę w której szalało serce. Kiedy ze zdumieniem dochodziło mnie mnie, że woda, nie była głęboka. Czułam dno. Co? Jak to? Jak to? To nie powinno być chyba możliwe. Rozszerzyłam w zdumieniu oczy, zaciskając mocniej dłonie na różdżce, rozglądając się, żeby z zaskoczeniem dostrzec… coś na horyzoncie. Zmrużyłam oczy czując jak serce tłumacze mi się w piersi. Krzyk, znajomy krzyk odwrócił moją głowę. Liddy, Liddy do mnie leciała. Nie, Lidka, co robisz, odwróciłam się do niej, ale z gardła nie chciało się nic wydostać, a zaraz obok pojawił się ktoś jeszcze. Odwróciłam się, otworzyłam usta. Kiwnęłam głową. A potem znów je otworzyłam chcąc odpowiedzieć. Ale wszystko stało się nagle, Lidka, wyciągnięta do mnie ręką po którą sięgałam i jaśniejące niebo a raczej ciemniejące, wypuszczające ku nam… Oczy wyszły mi z orbit chyba. Nie, nie, nie, nie, nie. To się nie działo naprawdę. Nie działo. Nie mogło.
Ale działo i mogło, właśnie. Ziemia drżała, telepiąc mną w te i wewte. Nagła fala gorąca uderzyła nas. A kiedy meteor spadł niedaleko wstrząsając wszystkim Upadłam. Ale głowę nadal miałam skierowaną w górę. Krzyki poniosły się po plaży, wybijały coraz wyżej i mocniej. Dym gryzł mnie w oczy, ciepło przypiekało skórę. Tak kończył się świat? Ktoś do mnie mówił chyba, ale mogłam tylko mamrotać najpierw. - Zalejenasspalinas, zalejenasspalinas, zalejenasspalinas. - szepnęłam zdławiona nagle, dostrzegając na horyzoncie falę. Cofając się na czworakach. Nie wiem co mną drgnęło, ale drżąc jakoś się podniosłam. - P-p-panie Wright - zaczęłam, nie wiedząc co zrobić. Oczami przesuwając od jednego do drugiego. Coś musiałam. Czas leciał. Wcale lepiej się nie robiło. Ale bohaterowi tylko przeszkadzać chyba będę. Bo jak pomogę? Jak ledwo co umiem, ot zaklęć leczniczych kilka. Cud że w ogóle kark w całości miałam. - będę p-p-przeszkadzać tylko bohaterowi. Liddy mnie zabierze umie latać świetnie, p-p-przyrzekam. - zapowiedziałam, przykładając rękę do piersi i wskakując na miotłę za nią. Panu Wrightowi tylko bym przeszkadzała w wielkich rzeczach dorównujących jego rozmiarowi. Dlatego postanowiłam wsiąść na miotłę Liddy i mocno ją objąć. Byłam wdzięczna za pomoc, która mnogo nadeszła, bo sama na pewno bym zginęła. Ale czarodziejowi który wiedział co i jak - a wiedzieć musiał był w Zakonie z Brendanem przecież - tylko pod rękę bym wchodziła na bank. Lidka nas po prostu weźmie. I nie będziemy się plątać.

| emm, tak mi wyszło, zabieram się z Lidką, nic więcej nie robię chyba
baaaaaardzo dziękuję za pomoc! <3


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]27.11.23 15:27
-Zaraza. - Wyrawało mu się kiedy ciężarn kobieta uznała, że będzie biec w stronę plaży. Nie mógł pognać za nią, siłą przymusić, aby zawróciła. Machała rękoma, wzywał kogoś innego. Musiał wierzyć, że osoba, która wzywa jej pomoże i udzieli wsparcia. On nie mógł nic więcej zrobić. Kerstin nie chciała uciekać bez siostry, bez najbliższych rozumiał to, potrafił pojąć z jakim lękiem się mierzy. -Nawet jak postawisz teraz punkt pomocy zostanie pochłonięty przez wodę. - Strał się być w tym chaosie rzeczowy i spokojny. Nie było łatwo. Miał ochotę krzyczeć i przeklinać, ale musiał działać. Jak w Amazonii gdy jego życiu również zagrażało niebezpieczeństwo. Tylko teraz nie był sam. Uścisnął mocniej rękę Kerstin. -Jeszcze przyjdzie czas na punkty pomocy. - Skierował się ponownie w stronę wzgórza. -Dużo, każdy kto go dotknie wróci z nami. - Upatrzył już z daleka bezpieczne miejsce. W Greengrove Farm nic im nie grozi. Jakby mógł pochwycił by Gwen i wszystkich innych, dał schronienie, ale nie miał jak.
Siła uderzenia ścięła go z nóg. Fala uderzenia odebrała oddech, zaćmiła widzenie. Pył osiadł w gardle, uniemożliwiał oddychanie. Zaniósł się głośnym kaszlem, piach zgrzytał w zębach. Nic nie widział, a zaraz niczego nie słyszał, gdyż huk odebrał na chwilę możliwość słyszenia czegokolwiek. Niebo nad nimi mieniło się tusiącem gwiazd, które niosły właśnie śmierć i zniszczenie.
Ucieczka!
To było jedyne wyjście, nikt nie wygra z żywiołem. Nie mogli z nim walczyć. To czysta głupota.
Po chwili dotarł do niego krzyk Kerstin. Fala uderzeniowa ich rozdzieliła. Pomimo bólu w boku i płucach zerwał się; na pewno okupi to potem w domu, ale nie to było teraz ważne.
-Kerstin! - Zawołał. Gardło paliło żywym ogniem. Pochwycił dłoń dziewczyny. -Jestem! - Nie zostawi jej tutaj, niezależnie co się stanie, miał zamiar ją chronić. Nie posiadała magii, nie miała tych zdolności co oni, a i tak czuł się zagubiony w tej chwili. Magia nie zapewniła bezpieczeństwa w trakcie kataklizmów. Była potłuczona i obola, ale w znacznie większym stopniu niż on. Nie mógł wiele, ale chociaż tyle. aby poczuła się lepiej. Wycelował różdżką w najbardziej otarte i bolące miejsca.-Episkey - wypowiedział zaklęcie, a potem spojrzał na Kerstin. -Musimy biec dalej.
Wskazał punkt docelowy, gdzie musieli się udać. Pomógł jej wstać, i poprowadził dalej.

| akcja 1: rzucam episkey ( st.30, anatomia I, uzdrawianie +3, -5 do rzutów)
akcja 2: uciekamy


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]27.11.23 15:27
The member 'Herbert Grey' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 89
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łuk Durdle Door - Page 57 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]27.11.23 23:05
Artemis po raz pierwszy w życiu był bezpośrednim uczestnikiem końca świata. Wielokrotnie ocierał się o śmierć, zdarzało się w przeszłości kusić los, oczywista sprawa, lecz dzisiaj los jakoby wpychał Artemisowi zagładę z wielu miejsc jednocześnie. Z nieba, z wody, zewsząd. W niesamowicie spektakularny sposób. Gdzie Lovegood się nie obejrzał, widział terror, nadprzyrodzoną siłę natury, która rozprawiała się ze wszystkim, co zdawało się jeszcze żyć. Krzyk przerażonych ludzi zagłuszany był hukiem spadających kul ognia. Wszystko było w ruchu, ten kto stał, skazywał się na unicestwienie. Nim Artemis runął na ziemię tuż obok Williama, rozdziawił usta, chcąc chyba coś powiedzieć. Nie zdążył jednak, wszelka myśl umknęła z jego głowy, na jej miejscu pojawił się ból. Nie dosłyszał swojego krzyku, czuł tylko pulsujący ból w całym ciele od poparzeń i upadku. Chciał zawołać o pomoc lub wykrzyczeć czyjeś imię, ale był tu sam, pośród nieznajomych twarzy, pozostawiony sam sobie. Ta myśl przeraziła go, niemal spetryfikowała. Po chwili jednak usłyszał donośny, magicznie wzmocniony głos nieznajomego mu Williama. Nie był sam. Ta myśl ułatwiła mu powstanie. Był nieco oślepiony od przerażającej gry świateł, ognia, błysków. Mrugał szybko, unosząc rękę na wysokości swoich oczu. W końcu dostrzegł, jak Gwen, która ledwie zdążyła mu się przedstawić, siedziała już na miotle Williama. Dla Artemisa nie było już miejsca. Spanikował po raz kolejny, nogi ugięły się pod nim - sam przecież nie da rady, nigdy nie dawał rady w pojedynkę, co teraz będzie? Patrzył wielkimi oczyma to na Gwen, to na Williama. Ocuciło go przyśpieszające zaklęcie, którym podarował go lotnik. Podziękował mu szybkim kiwnięciem głowy. Nieznajomy mu zaimponował, jego poświęcenie było warte zapamiętania. Tak rodzą się prawdziwi bohaterowie - lecz kto wie? Być może tenże bohater zrodził się już dawno, a Artemis dopiero w tej chwili miał zacząć poznawać jego historię? Jeśli przeżyje, na pewno będzie starał się poszperać w archiwum, na pewno znajdzie nieco informacji na temat nieznajomego stróża.
- Temeritio! - zawołał prędko, starając nie analizując zanadto swoich kolejnych ruchów. Zbyt wiele myśli kołatało się po jego głowie, one na pewno nie pomogą w ucieczce. Pora zaufać intuicji, ta historia i tak już jest napisana. Jedyne co można robić to stać się widzem, spoglądać prosto w oczy swojemu przeznaczeniu. - Amicus igni!
I już nie patrząc na nikogo zaczął biec. Najszybciej jak tylko zdołał, skupiając się na równomiernym oddechu. Oby tylko nie złapała go kolka, bo będzie draka. Musiał odnaleźć świstoklik.

| Jeden rzut na temeritio, dwa na amicus igni. Ostatni czwarty rzut to próba ucieczki.
Artemis Lovegood
Artemis Lovegood
Zawód : archiwista
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
W skroni szum i tętent
OPCM : 10+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11947-artemis-lovegood https://www.morsmordre.net/t11998-fado https://www.morsmordre.net/t12220-artemis-lovegood#376218 https://www.morsmordre.net/f304-somerset-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t12046-skrytka-bankowa-2593 https://www.morsmordre.net/t12030-artemis-lovegood
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]27.11.23 23:05
The member 'Artemis Lovegood' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 68

--------------------------------

#2 'k100' : 22

--------------------------------

#3 'k100' : 5
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łuk Durdle Door - Page 57 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 57 z 60 Previous  1 ... 30 ... 56, 57, 58, 59, 60  Next

Łuk Durdle Door
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach