Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia :: Kornwalia
Nadbrzeżna łąka
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Nadbrzeżna łąka
To bardzo urokliwe miejsce gdzieś na południowym wybrzeżu Anglii, położone z dala od większych skupisk mugoli, dzięki czemu panuje spokój. To wprost idealny zakątek do rodzinnego spędzania czasu, pikników czy aktywności na świeżym powietrzu, zwłaszcza latem, kiedy słonecznych dni jest znacznie więcej. Prawdopodobieństwo napotkania mugola jest bardzo nikłe, ci z jakiegoś powodu nie potrafią znaleźć tego miejsca.
Łąka z pięknym widokiem na plażę i morze jest także lubianym miejscem dla ludzi poszukujących samotności lub natchnienia. Sama plaża jest piaszczysta, a wybrzeże łagodne i bezpieczne, pozbawione zdradliwych miejsc. W wodzie często można spotkać małe, kolorowe rybki i muszelki. Przy odrobinie szczęścia i dobrym oku można wypatrzeć okazy magicznych roślin wodnych, jak skrzeloziele; żeby je rozpoznać należy posiadać biegłość zielarstwa na poziomie co najmniej I. Zwykle rośnie nieco głębiej; żeby wydobyć kawałek należy zanurkować.
ST wydobycia fragmentu skrzeloziela wynosi 80. Do rzutu dodaje się biegłość pływania.
Lokacja zawiera kości.Łąka z pięknym widokiem na plażę i morze jest także lubianym miejscem dla ludzi poszukujących samotności lub natchnienia. Sama plaża jest piaszczysta, a wybrzeże łagodne i bezpieczne, pozbawione zdradliwych miejsc. W wodzie często można spotkać małe, kolorowe rybki i muszelki. Przy odrobinie szczęścia i dobrym oku można wypatrzeć okazy magicznych roślin wodnych, jak skrzeloziele; żeby je rozpoznać należy posiadać biegłość zielarstwa na poziomie co najmniej I. Zwykle rośnie nieco głębiej; żeby wydobyć kawałek należy zanurkować.
ST wydobycia fragmentu skrzeloziela wynosi 80. Do rzutu dodaje się biegłość pływania.
[Obrażenia: oparzenia (30), cięte (30), obtłuczenia (18); ognik zadał 2 pż w ucho, 2 pż w nadgarstek, 2 pż na nos, ogień jest na uchu]
Cóż, być może nawet ogień powinien lękać się wkurzonej kobiety, ale najwyraźniej było to jedynie zdanie Cassandry, być może również kilkuset innych czarownic, paru czarodziejów i bez wątpienia ani jednego ognia: ten wciąż sobie z niej bezdusznie kpił i tańczył po ciele Percivala Notta zupełnie tak, jakby nic się nie stało i zupełnie tak, jakby ten taniec był w jakikolwiek sposób usprawiedliwiony okolicznościami. Nie był, nie mieli na to czasu - ta zabawa nie była w żaden sposób zabawna. Była nużąca, irytująca i drażniąca, co gorsza, płomień wciąż pozostawiał po sobie ślady, które wciąż były bardzo niegroźne, ale przy większym natężeniu mogły się stać problemem, nie zamierzała do tego dopuścić. Wciąż zaciskała zęby, coraz mocniej, czując, że przegryza sobie wnętrze ust do krwi - jej metaliczny posmak rozlał się wzdłuż jej języka, na końcu którego wciąż mełła niezbyt wyrafinowane, jak i niezbyt siarczyste, przekleństwa. Może jednak nie doceniła przeciwnika, może jednak wcale nie odmierzał matematycznej odległości, może czas, w którym pojawiał się i znikał był bardziej chaotyczny, niż jej się wydawało - różnił się ułamkami sekund, których własnym okiem, bez odpowiedniej miarki, zbyt zaawansowanej, jak na jej możliwości, choć być może istniejący pod postacią nieznanego jej artefaktu, nie była w stanie odmierzyć. Zagubiła więc liczone w myślach sekundy i skupiła się na zadaniu, wypatrując ognika, który miał się pojawić tym razem przy uchu czarodzieja. Wyciągnęła ciało ponad jego torsem, przysuwając dłonie tuż do ucha Notta chwilę przed tym, jak zamigotał tam płomień: i klasnęła w dłonie, zamierzając uchwycić jego światło, zgnieść je, zamknąć, odebrać światu, a nade wszystko: odebrać je Percivalowi. Ciągle klaśnięcia, plaśnięcia, podrażneinia skóry, tak od uderzeń, jak i drażniącego płomienia, on tego wszystkiego nie potrzebował - potrzebował odpoczynku, który ona, jako jego uzdrowicielka, winna mu zapewnić. - Szlag - syknęła nie pierwszy już raz przez zaciśnięte zęby.
Cóż, być może nawet ogień powinien lękać się wkurzonej kobiety, ale najwyraźniej było to jedynie zdanie Cassandry, być może również kilkuset innych czarownic, paru czarodziejów i bez wątpienia ani jednego ognia: ten wciąż sobie z niej bezdusznie kpił i tańczył po ciele Percivala Notta zupełnie tak, jakby nic się nie stało i zupełnie tak, jakby ten taniec był w jakikolwiek sposób usprawiedliwiony okolicznościami. Nie był, nie mieli na to czasu - ta zabawa nie była w żaden sposób zabawna. Była nużąca, irytująca i drażniąca, co gorsza, płomień wciąż pozostawiał po sobie ślady, które wciąż były bardzo niegroźne, ale przy większym natężeniu mogły się stać problemem, nie zamierzała do tego dopuścić. Wciąż zaciskała zęby, coraz mocniej, czując, że przegryza sobie wnętrze ust do krwi - jej metaliczny posmak rozlał się wzdłuż jej języka, na końcu którego wciąż mełła niezbyt wyrafinowane, jak i niezbyt siarczyste, przekleństwa. Może jednak nie doceniła przeciwnika, może jednak wcale nie odmierzał matematycznej odległości, może czas, w którym pojawiał się i znikał był bardziej chaotyczny, niż jej się wydawało - różnił się ułamkami sekund, których własnym okiem, bez odpowiedniej miarki, zbyt zaawansowanej, jak na jej możliwości, choć być może istniejący pod postacią nieznanego jej artefaktu, nie była w stanie odmierzyć. Zagubiła więc liczone w myślach sekundy i skupiła się na zadaniu, wypatrując ognika, który miał się pojawić tym razem przy uchu czarodzieja. Wyciągnęła ciało ponad jego torsem, przysuwając dłonie tuż do ucha Notta chwilę przed tym, jak zamigotał tam płomień: i klasnęła w dłonie, zamierzając uchwycić jego światło, zgnieść je, zamknąć, odebrać światu, a nade wszystko: odebrać je Percivalowi. Ciągle klaśnięcia, plaśnięcia, podrażneinia skóry, tak od uderzeń, jak i drażniącego płomienia, on tego wszystkiego nie potrzebował - potrzebował odpoczynku, który ona, jako jego uzdrowicielka, winna mu zapewnić. - Szlag - syknęła nie pierwszy już raz przez zaciśnięte zęby.
bo ty jesteś
prządką
prządką
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 28
'k100' : 28
[Obrażenia: oparzenia (30), cięte (30), obtłuczenia (18); ognik zadał 3 pż w ucho, 2 pż w nadgarstek, 2 pż na nos, ogień jest na nadgarstku]
Z pewnością cała ta farsa miała swoje dobre strony, których jednak Cassandra nie potrafiła dostrzec - zbyt mocno skupiona na swoim zadaniu. Jedno wiązało się z drugim, zajęta ognikiem pojawiającym się i znikającym po wracającym do zdrowiu ciele Percivala Notta, usiłująca upolować go, jak komara, zapomniała już całkiem o palonej przeszłosci, która sprowadizła na nią tę zgubę - nie myślała o pożarze, swądzie palonej skóry, o krzyku, o przepełnionych pryczach, o całej grozie tamtej nocy; paradoksalnie kolejne niepowodzenia otrzeźwiały jej, a każde kolejne klaśnięcie i plaśnięcie o skórę było jak dobrze wymierzony policzek, który przypominał Cassandrze, jakie jest jej miejsce. A jej miejsce znajdowało się wśród najlepszych uzdrowicieli służących Czarnemu Panu oraz jego sługom, służącym wśród najlepszych i dla najlepszych - jeśli nie potrafiła poradzić sobie z czymś tak nieistotnym, to czy będzie potrafiła poradzić sobie z silniejszym wyzwaniem? Musiała radzić sobie z traumami, przezwyciężać trudności; dziś to uczyniła, ogień stracił dawną konotację - nie lękała się wypowiedzieć zaklęć, które złagodziłyby odparzone na jego ciele blizny. Nie miała na to czasu, musiała przecież zdążyć jeszcze spatrolować okolicę; jego słowa utwierdzały ją po prawdzie w przekonaniu, że nikogo więcej tutaj nie znajdzie, ale Czarny Pan wyraźnie użył liczby mnogiej - nie mogła tego w pełni wykluczyć. Musiała się upewnić, absolutnie, nie pozostawiając miejsca dla wątpliwości, nawet te najmniejsze - gdyby tego nie zrobiła, mogłaby pozostawić na smierć jednego z jego sług. Tego przecież ne chciała.
Klaśnięcie rozbiło się echem koło jego ucha, zbyt wolno, znowu. Nie czekając już ani sekundy, od razu przeniosła dłonie nad nadgarstek, klaskając nimi ponownie, tym razem uderzając o skórę, bez namysłu, prędko, zbyt szybko, zbyt silnie i na ślepo, w nadziei, że dorwie w ten sposób ognika. Za każdym razem pojawiał się w tym samym miejscu - to było tak naprawdę jedyne, co uczynić mogła, usiłując przyśpieszyć ten żmudny proces. Polowanie?
Z pewnością cała ta farsa miała swoje dobre strony, których jednak Cassandra nie potrafiła dostrzec - zbyt mocno skupiona na swoim zadaniu. Jedno wiązało się z drugim, zajęta ognikiem pojawiającym się i znikającym po wracającym do zdrowiu ciele Percivala Notta, usiłująca upolować go, jak komara, zapomniała już całkiem o palonej przeszłosci, która sprowadizła na nią tę zgubę - nie myślała o pożarze, swądzie palonej skóry, o krzyku, o przepełnionych pryczach, o całej grozie tamtej nocy; paradoksalnie kolejne niepowodzenia otrzeźwiały jej, a każde kolejne klaśnięcie i plaśnięcie o skórę było jak dobrze wymierzony policzek, który przypominał Cassandrze, jakie jest jej miejsce. A jej miejsce znajdowało się wśród najlepszych uzdrowicieli służących Czarnemu Panu oraz jego sługom, służącym wśród najlepszych i dla najlepszych - jeśli nie potrafiła poradzić sobie z czymś tak nieistotnym, to czy będzie potrafiła poradzić sobie z silniejszym wyzwaniem? Musiała radzić sobie z traumami, przezwyciężać trudności; dziś to uczyniła, ogień stracił dawną konotację - nie lękała się wypowiedzieć zaklęć, które złagodziłyby odparzone na jego ciele blizny. Nie miała na to czasu, musiała przecież zdążyć jeszcze spatrolować okolicę; jego słowa utwierdzały ją po prawdzie w przekonaniu, że nikogo więcej tutaj nie znajdzie, ale Czarny Pan wyraźnie użył liczby mnogiej - nie mogła tego w pełni wykluczyć. Musiała się upewnić, absolutnie, nie pozostawiając miejsca dla wątpliwości, nawet te najmniejsze - gdyby tego nie zrobiła, mogłaby pozostawić na smierć jednego z jego sług. Tego przecież ne chciała.
Klaśnięcie rozbiło się echem koło jego ucha, zbyt wolno, znowu. Nie czekając już ani sekundy, od razu przeniosła dłonie nad nadgarstek, klaskając nimi ponownie, tym razem uderzając o skórę, bez namysłu, prędko, zbyt szybko, zbyt silnie i na ślepo, w nadziei, że dorwie w ten sposób ognika. Za każdym razem pojawiał się w tym samym miejscu - to było tak naprawdę jedyne, co uczynić mogła, usiłując przyśpieszyć ten żmudny proces. Polowanie?
bo ty jesteś
prządką
prządką
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 20
'k100' : 20
[Obrażenia: oparzenia (26), cięte (30), obtłuczenia (18); ognik zadał 3 pż w ucho, 3 pż w nadgarstek, 2 pż na nos, ogień jest na nosie]
I tym razem chybiła, w irytacji zbytnio się pośpieszyła. Jej ręka sięgnęła rycerskiej skóry, plasnęła, ale ognik zakwitnął na niej krótko po tym, jak odjęła rękę - jasnym, świetlistym blaskiem, lekko drgającym na wzmagającym się wietrze, dość lekko, by pozostać poetyko mistycznym, nie dość mocno, by zostać zwyczajnie zdmuchniętym: Cassandrze przypominał on nieco niechcianą pchłę, która skacze po ciele i nijak nie daje się złapać, było trudne zaklęcie, które ułatwiało pozbycie się podobnych pasożytów: przez chwilę poważnie rozstrząsała, czy nie zadziałałoby ono również na ten upierdliwy płomień. Zapewne na szczęście swojego pacjenta bardzo szybko porzuciła jednak tę myśl. Zamiast tego - wyprostowała się, ściągając czarną brew i ze skwaszoną miną obserwowała, jak płomien znika i pojawia się znów na nosie Percivala. Wyglądał, jakby sobie z niej drwił i mogłaby przysiąc, że w myślach słyszała jego kpiący, prowokujący śmiech. Teraz naprawdę chciała się go pozbyć - jak muchy, która cały dzień lata koło ucha, a ręka chybia za każdym razem, kiedy po nią sięga. Budząca irytację zdolną wyrywać drzewa z korzeniami, drażniąca, wkurzająca, podła i wstrętna, taki właśnie był ten ognik: zupełnie jakby robił to wszystko specjalnie, opóźniając misję. Znakiem zakonu był feniks, a przymiotem feniksa ogień - być może to ich wrogowie sabotowali tę misję, powstrzymując ją od uleczenia członka tajemnego ugrupowania. Być może, musieli mieć oczy doooła głowy i być uważni, wystrzegać się wszystkiego, każdego znaku, który mogłby zwiastować coś podejrzanego. A to podejrzane było - nawet bardzo.
Spode łba utkwiła spojrzenie na jego nosie, przez chwiłę z niedowierzaniem kręcąc głową, by lada moment rzucić się ku jego twarzy z obiema rękoma i klasnąc w nie tuż nad skórą Percivala, w zamierzaniu chwyciwszy pomiędzy dłonie płomień, który tak bezdusznie sobie z nich drwił, tańcząc na jego ciele jak pchła, jak mucha, jak szkodnik, którego musiała się pozbyć.
I tym razem chybiła, w irytacji zbytnio się pośpieszyła. Jej ręka sięgnęła rycerskiej skóry, plasnęła, ale ognik zakwitnął na niej krótko po tym, jak odjęła rękę - jasnym, świetlistym blaskiem, lekko drgającym na wzmagającym się wietrze, dość lekko, by pozostać poetyko mistycznym, nie dość mocno, by zostać zwyczajnie zdmuchniętym: Cassandrze przypominał on nieco niechcianą pchłę, która skacze po ciele i nijak nie daje się złapać, było trudne zaklęcie, które ułatwiało pozbycie się podobnych pasożytów: przez chwilę poważnie rozstrząsała, czy nie zadziałałoby ono również na ten upierdliwy płomień. Zapewne na szczęście swojego pacjenta bardzo szybko porzuciła jednak tę myśl. Zamiast tego - wyprostowała się, ściągając czarną brew i ze skwaszoną miną obserwowała, jak płomien znika i pojawia się znów na nosie Percivala. Wyglądał, jakby sobie z niej drwił i mogłaby przysiąc, że w myślach słyszała jego kpiący, prowokujący śmiech. Teraz naprawdę chciała się go pozbyć - jak muchy, która cały dzień lata koło ucha, a ręka chybia za każdym razem, kiedy po nią sięga. Budząca irytację zdolną wyrywać drzewa z korzeniami, drażniąca, wkurzająca, podła i wstrętna, taki właśnie był ten ognik: zupełnie jakby robił to wszystko specjalnie, opóźniając misję. Znakiem zakonu był feniks, a przymiotem feniksa ogień - być może to ich wrogowie sabotowali tę misję, powstrzymując ją od uleczenia członka tajemnego ugrupowania. Być może, musieli mieć oczy doooła głowy i być uważni, wystrzegać się wszystkiego, każdego znaku, który mogłby zwiastować coś podejrzanego. A to podejrzane było - nawet bardzo.
Spode łba utkwiła spojrzenie na jego nosie, przez chwiłę z niedowierzaniem kręcąc głową, by lada moment rzucić się ku jego twarzy z obiema rękoma i klasnąc w nie tuż nad skórą Percivala, w zamierzaniu chwyciwszy pomiędzy dłonie płomień, który tak bezdusznie sobie z nich drwił, tańcząc na jego ciele jak pchła, jak mucha, jak szkodnik, którego musiała się pozbyć.
bo ty jesteś
prządką
prządką
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 82
'k100' : 82
[Obrażenia: oparzenia (26), cięte (30), obtłuczenia (18); ognik zadał 3 pż w ucho, 3 pż w nadgarstek, 2 pż na nos]
- Och - wymsknęło jej się, kiedy - była przekonana - tym razem zdążyła na czas. Poczuła między dłońmi wyraźne ciepło, które jednak wygasło, kiedy zetknęła dłonie razem, na chłopski rozum oznaczało to sukces, ale po paśmie niepowodzeń nie było już w niej zbyt wiele pewności. Nieufnie przeniosła spojrzenie na ucho Percivala, zatrzymując je tam na dłuższą chwilę - wyczekując pojawienia się ognika. To właśnie tam miał swój kolejny przystanek - ale przedłużająca się chwila mijała, omiotła spojrzeniem ciało mężczyzny, nieufnie upewniając się, że jego błysk nie wyrósł również w żadnym innym miejscu: wszysto wskazywało na to, że nie. Był bezpieczny? Wolny od ognia? - Chyba po wszystkim - wyjaśniła na głos, dopiero teraz odejmując dłonie od jego nosa, rozpościerając je wierzchem ku sobie, tak, by dokładnie zbadać ich powierzchnię: pojawił się u niej irracjonalny lęk, że może ogień przerzuci się teraz na nią. Nic podobnego się nie wydarzyło, przestrzeni między nimi nie rozjaśnił blask żadnego ognia. Odetchnęła, głęboko, uchwyciwszy rękojeść porzuconej wcześniej różdżki - z większą pewnością, zdając sobie sprawę z tego, że to poniekąd jej dekoncentracja zawiniła, sprowadzając na rycerza te dziwaczne moce. Nie podobało jej się to, musiała się skupić bardziej, lepiej, nie pozwolić sobie drugi raz na tak karygodną pomyłkę. Nie od razu wzięła się do pracy, przysiadając na nogach w bardziej statycznej pozycji. Potrzebowała chwili na wzięcie oddechu, próba wyłapania dziwnej rzeczy kosztowała ją nieco wysiłku.
- Usunę z ciebie skutki tej... drobnej niedogodności - zapowiedziała, mrużąc lekko oczy - ale najpierw zajmę się poważniejszymi ranami - na wypadek, gdyby ognik jednak zadecydowałs ię wrócić, ale tego na głos już nie dodała. Skierowała kraniec różdżki na bok jego ciała, zamierzając ukoić ostatnie ślady po obtłuczeniach: - Episkey - wypowiedziała łagodnie, wyraźnie, lekką formułę zaklęcia, z pewnoscią wystarczającą już, by ulżyć mu w bólu i zaleczyć naruszone tkanki jego ciała. Noga wydawała się stabilna, potrzebował ogólnego wzmocnienia.
- Och - wymsknęło jej się, kiedy - była przekonana - tym razem zdążyła na czas. Poczuła między dłońmi wyraźne ciepło, które jednak wygasło, kiedy zetknęła dłonie razem, na chłopski rozum oznaczało to sukces, ale po paśmie niepowodzeń nie było już w niej zbyt wiele pewności. Nieufnie przeniosła spojrzenie na ucho Percivala, zatrzymując je tam na dłuższą chwilę - wyczekując pojawienia się ognika. To właśnie tam miał swój kolejny przystanek - ale przedłużająca się chwila mijała, omiotła spojrzeniem ciało mężczyzny, nieufnie upewniając się, że jego błysk nie wyrósł również w żadnym innym miejscu: wszysto wskazywało na to, że nie. Był bezpieczny? Wolny od ognia? - Chyba po wszystkim - wyjaśniła na głos, dopiero teraz odejmując dłonie od jego nosa, rozpościerając je wierzchem ku sobie, tak, by dokładnie zbadać ich powierzchnię: pojawił się u niej irracjonalny lęk, że może ogień przerzuci się teraz na nią. Nic podobnego się nie wydarzyło, przestrzeni między nimi nie rozjaśnił blask żadnego ognia. Odetchnęła, głęboko, uchwyciwszy rękojeść porzuconej wcześniej różdżki - z większą pewnością, zdając sobie sprawę z tego, że to poniekąd jej dekoncentracja zawiniła, sprowadzając na rycerza te dziwaczne moce. Nie podobało jej się to, musiała się skupić bardziej, lepiej, nie pozwolić sobie drugi raz na tak karygodną pomyłkę. Nie od razu wzięła się do pracy, przysiadając na nogach w bardziej statycznej pozycji. Potrzebowała chwili na wzięcie oddechu, próba wyłapania dziwnej rzeczy kosztowała ją nieco wysiłku.
- Usunę z ciebie skutki tej... drobnej niedogodności - zapowiedziała, mrużąc lekko oczy - ale najpierw zajmę się poważniejszymi ranami - na wypadek, gdyby ognik jednak zadecydowałs ię wrócić, ale tego na głos już nie dodała. Skierowała kraniec różdżki na bok jego ciała, zamierzając ukoić ostatnie ślady po obtłuczeniach: - Episkey - wypowiedziała łagodnie, wyraźnie, lekką formułę zaklęcia, z pewnoscią wystarczającą już, by ulżyć mu w bólu i zaleczyć naruszone tkanki jego ciała. Noga wydawała się stabilna, potrzebował ogólnego wzmocnienia.
bo ty jesteś
prządką
prządką
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 87
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 87
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
195/200
[Obrażenia: oparzenia (26), cięte (30); ognik zadał 3 pż w ucho, 3 pż w nadgarstek, 2 pż na nos]
Miała pewne obawy, na szczęście bezpodstawne; znała wszak swoje umiejętności i swoją wartość na uzdrowicielskim polu - nie powinna pozwolić tak łatwo wytrącić się z pewności siebie, której przeważnie jej nie brakowało. Obserwowała jasną mgiełkę, która leniwie wymknęła się z różdżki, bez wątpienia sprowadzając na Notta ulgę; większa, niż była mu winna, być może nieco łagodząc również miejsca, które zdążyła - niechcący - obtłuc. Coś jednak było nie tak, czarne kłęby zaczęły mnożyc jej się między oczami, przestała słyszeć, widzieć, rozpoznawała ten stan - nawet nie skojarzyła go jednak z anomaliami, a uznała za naturalny objaw zmęczenia, które zaczynało jej doskwierać po stoczeniu tego nierównego boju. Potrząsnęła lekko głową, odganiając tę słabość, nabrała powietrza, korzystając z tego, że znajdowała się nie tylko na świeżym powietrzu, na łonie natury, ale i blisko morza. Wyprostowała jedno kolano, wspierając się na nim, by powstać do pozycji stojącej - i nachylona nad Percivalem przeniosła się lekko w bok, przykucnąwszy przy jego ramieniu. Koszula w tym miejscu wydawała się nieco poszarpana, coś było tam nie tak - ślady, po pazurach, jakichś niewielkch stworzeń. Niezbyt płytkie, a jednak dokuczliwe - winna zrobić z nimi porządek.
- Już prawie - mruknęła do Notta, wzmacniajac uścisk na rękojeści różdżki, której kraniec przytknęla do skóry czarodzieja, szepcząc inkantację zaklęcia: - Curatio Vulnera Maxima - zamierzając sprowadzić kolejną falę ukojenia, odebrać ból, dopiąć na ostatni guzik to, co już zaczęła, a co przerwać musiała zbyt brutalnie z powodu ognistej pchły. Skupiała się, ogień zostawiając dla siebie na samym końcu - wydawał się już nie być równie trudny, co wcześniej, a jednak wciąż czuła przed nim respekt, wciąż ni była również pewna, czy ognik nie wróci. Obserwując promień zaklęcia wolną, lewą ręką, uniosła lekko jego rękę, pozwalając krwi spłynąć bliżej w leczone ramie, to pomoże, ulży, a przede wszystkim przyśpieszy leczenie - czasem drobne gesty miały największe znaczenie.
[Obrażenia: oparzenia (26), cięte (30); ognik zadał 3 pż w ucho, 3 pż w nadgarstek, 2 pż na nos]
Miała pewne obawy, na szczęście bezpodstawne; znała wszak swoje umiejętności i swoją wartość na uzdrowicielskim polu - nie powinna pozwolić tak łatwo wytrącić się z pewności siebie, której przeważnie jej nie brakowało. Obserwowała jasną mgiełkę, która leniwie wymknęła się z różdżki, bez wątpienia sprowadzając na Notta ulgę; większa, niż była mu winna, być może nieco łagodząc również miejsca, które zdążyła - niechcący - obtłuc. Coś jednak było nie tak, czarne kłęby zaczęły mnożyc jej się między oczami, przestała słyszeć, widzieć, rozpoznawała ten stan - nawet nie skojarzyła go jednak z anomaliami, a uznała za naturalny objaw zmęczenia, które zaczynało jej doskwierać po stoczeniu tego nierównego boju. Potrząsnęła lekko głową, odganiając tę słabość, nabrała powietrza, korzystając z tego, że znajdowała się nie tylko na świeżym powietrzu, na łonie natury, ale i blisko morza. Wyprostowała jedno kolano, wspierając się na nim, by powstać do pozycji stojącej - i nachylona nad Percivalem przeniosła się lekko w bok, przykucnąwszy przy jego ramieniu. Koszula w tym miejscu wydawała się nieco poszarpana, coś było tam nie tak - ślady, po pazurach, jakichś niewielkch stworzeń. Niezbyt płytkie, a jednak dokuczliwe - winna zrobić z nimi porządek.
- Już prawie - mruknęła do Notta, wzmacniajac uścisk na rękojeści różdżki, której kraniec przytknęla do skóry czarodzieja, szepcząc inkantację zaklęcia: - Curatio Vulnera Maxima - zamierzając sprowadzić kolejną falę ukojenia, odebrać ból, dopiąć na ostatni guzik to, co już zaczęła, a co przerwać musiała zbyt brutalnie z powodu ognistej pchły. Skupiała się, ogień zostawiając dla siebie na samym końcu - wydawał się już nie być równie trudny, co wcześniej, a jednak wciąż czuła przed nim respekt, wciąż ni była również pewna, czy ognik nie wróci. Obserwując promień zaklęcia wolną, lewą ręką, uniosła lekko jego rękę, pozwalając krwi spłynąć bliżej w leczone ramie, to pomoże, ulży, a przede wszystkim przyśpieszy leczenie - czasem drobne gesty miały największe znaczenie.
bo ty jesteś
prządką
prządką
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 99
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 99
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
195/200
[Obrażenia: oparzenia (26); ognik zadał 3 pż w ucho, 3 pż w nadgarstek, 2 pż na nos]
Kiedy tylko promień zaklęcia wyblakł, pomogła sobie drugą ręką - jeszcze chwilę podtrzymywała jego rękę w górze, obserwując, jak przez lekko poszarpany materiał szaty zasklepiają się przecinające jego skórę cięcia. Zaklęcie wyszło perfekcyjnie, po obrażeniach nie pozostał żaden ślad - pozostały już tylko oparzenia. Zarówno te, które posiadał jak i te, które pozostawił po sobie ognik; nawet, jeśli pozornie wydawały się niegroźne, to musiała się nimi zająć - nikt nie mógł przewidzieć, jakie konsekwencje może sprowadzić na nich błakający się po ciele ogień. Czas mógł nie wystarczyć, by zaleczyć te rany. Korzystając z tego, że trzymała jego ramię, przyjrzała się mu uważniej, przenosząc spojrzenie na nadpalony nadgarstek; cuchniał paloną skórą, ale poza tym był sprawny - wyglądało na to, że było to zwykłe oparzenie. To na twarzy wydawało się pilniejsze, większe, bardziej rozległe, ale skoro już i tak miała przy sobie jego rękę - mogła dokończyć jej leczenie. Przyciągnęła ją ku sobie bliżej, kładąc an kolanie i odwinęła materiał szaty, obnażając większą cześć nadgarstka w sposób, który umożliwiał jej łatwiejszy dostęp do niego. Przyjrzała się ranie uważnie, badawczym spojrzeniem przyglądając się czerwieniącym się plamom na skórze, jej poszarpanym krańcom, doszukując się w nieregularnym kształcie anomalijnej nieprawidłowości; nie znalazłszy jednak niczego zaskakującego, przytkneła do niej kraniec chłodnej od otulającego ich wiatru chłodu, szepcząc formułę zaklęcia:
- Cauma Sanavi - cicho, ale wyraźnie, dokładnie dbając o poprawne akcentowanie, które częstokroć było gwarantem udanego zaklęcia; po raz kolejny mierzyła się z ogniem - wierzyła jednak, że była w stanie zapanować nad tym strachem i na nowo stać się jego panią ; potrafiła przecież korzystać z tego zaklęcia, ba, miała w nim doświadczenie, którego nikt nie mógł zanegować. Spodziewała się ujrzeć mgiełkę, która wnet pozbawi Percivala nieprzyjemnego swędzącego bólu, jak i przebarwionej skóry.
[Obrażenia: oparzenia (26); ognik zadał 3 pż w ucho, 3 pż w nadgarstek, 2 pż na nos]
Kiedy tylko promień zaklęcia wyblakł, pomogła sobie drugą ręką - jeszcze chwilę podtrzymywała jego rękę w górze, obserwując, jak przez lekko poszarpany materiał szaty zasklepiają się przecinające jego skórę cięcia. Zaklęcie wyszło perfekcyjnie, po obrażeniach nie pozostał żaden ślad - pozostały już tylko oparzenia. Zarówno te, które posiadał jak i te, które pozostawił po sobie ognik; nawet, jeśli pozornie wydawały się niegroźne, to musiała się nimi zająć - nikt nie mógł przewidzieć, jakie konsekwencje może sprowadzić na nich błakający się po ciele ogień. Czas mógł nie wystarczyć, by zaleczyć te rany. Korzystając z tego, że trzymała jego ramię, przyjrzała się mu uważniej, przenosząc spojrzenie na nadpalony nadgarstek; cuchniał paloną skórą, ale poza tym był sprawny - wyglądało na to, że było to zwykłe oparzenie. To na twarzy wydawało się pilniejsze, większe, bardziej rozległe, ale skoro już i tak miała przy sobie jego rękę - mogła dokończyć jej leczenie. Przyciągnęła ją ku sobie bliżej, kładąc an kolanie i odwinęła materiał szaty, obnażając większą cześć nadgarstka w sposób, który umożliwiał jej łatwiejszy dostęp do niego. Przyjrzała się ranie uważnie, badawczym spojrzeniem przyglądając się czerwieniącym się plamom na skórze, jej poszarpanym krańcom, doszukując się w nieregularnym kształcie anomalijnej nieprawidłowości; nie znalazłszy jednak niczego zaskakującego, przytkneła do niej kraniec chłodnej od otulającego ich wiatru chłodu, szepcząc formułę zaklęcia:
- Cauma Sanavi - cicho, ale wyraźnie, dokładnie dbając o poprawne akcentowanie, które częstokroć było gwarantem udanego zaklęcia; po raz kolejny mierzyła się z ogniem - wierzyła jednak, że była w stanie zapanować nad tym strachem i na nowo stać się jego panią ; potrafiła przecież korzystać z tego zaklęcia, ba, miała w nim doświadczenie, którego nikt nie mógł zanegować. Spodziewała się ujrzeć mgiełkę, która wnet pozbawi Percivala nieprzyjemnego swędzącego bólu, jak i przebarwionej skóry.
bo ty jesteś
prządką
prządką
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 1
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 1
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
To nie była szczęśliwa noc - ani dla Rycerzy, biorących udział w trudnych misjach, wykonywanych w imię Czarnego Pana, ani dla Cassandry, która tylko z pozoru była bezpieczniejsza od tych, stawiających czoła śmiertelnym wyzwaniom. Po raz kolejny podczas udzielania pomocy Percivalowi doszło do poważnego błędu. Może to wina anomalii, może przemęczenia wesołą zabawą w gaszenie ognika na kolejnych częściach ciała mężczyzny, a może rozkojarzenia Vablatsky - powodów mogło być wiele, jednak wszystkie prowadziły do dość pechowego rozwiązania.
Z różdżki uzdrowicielki, zamiast spodziewanego promienia zaklęcia, wymknął się ten o sinożółtej barwie, a nadgarstek Percivala w tej samej sekundzie zapiekł potężnym bólem. Mogło wydawać mu się, że jego rękę obejmuje parzący sznur, prawie przecinający skórę aż do kości. Było to jedynie złudzenie, a już kilka mrugnięć powieką później, dyskomfort zniknął, pozostawiając po sobie jednak czerwony, poszarpany ślad, szpecący ciało. Cassandra od razu może określić, że jest on niemożliwy do wyleczenia, sięgający głęboko i przy obecnym stanie wiedzy wymagający regularnego smarowania maściami, by skóra choć odrobinę się zregenerowała.
| Percival otrzymał dodatkowe 20 obrażeń (poparzenie nadgarstka) oraz na stałe otrzymuje czarną bliznę, rozlewającą się nieregularną plamą wokół nadgarstka - część nacieków poparzeń sięga aż do wierzchu dłoni. Oparzenie wymaga przez najbliższe dwa miesiące regularnego smarowania maściami, może pobolewać.
Blizna zostanie dopisana do znaków szczególnych w Karcie Postaci.
Z różdżki uzdrowicielki, zamiast spodziewanego promienia zaklęcia, wymknął się ten o sinożółtej barwie, a nadgarstek Percivala w tej samej sekundzie zapiekł potężnym bólem. Mogło wydawać mu się, że jego rękę obejmuje parzący sznur, prawie przecinający skórę aż do kości. Było to jedynie złudzenie, a już kilka mrugnięć powieką później, dyskomfort zniknął, pozostawiając po sobie jednak czerwony, poszarpany ślad, szpecący ciało. Cassandra od razu może określić, że jest on niemożliwy do wyleczenia, sięgający głęboko i przy obecnym stanie wiedzy wymagający regularnego smarowania maściami, by skóra choć odrobinę się zregenerowała.
| Percival otrzymał dodatkowe 20 obrażeń (poparzenie nadgarstka) oraz na stałe otrzymuje czarną bliznę, rozlewającą się nieregularną plamą wokół nadgarstka - część nacieków poparzeń sięga aż do wierzchu dłoni. Oparzenie wymaga przez najbliższe dwa miesiące regularnego smarowania maściami, może pobolewać.
Blizna zostanie dopisana do znaków szczególnych w Karcie Postaci.
- Zaraza - powtórzyła już po raz któryś, kiedy tylko zorientowała się, że z jej różdżki wymknął się promień o nie tej barwie, której się spodziewała. Momentalnie wygięła rózdżkę, kierujac jej promień w niebo, gdzie nie mogła zagrozić Nottowi, ale uczyniła to zbyt późno: wygięła usta w niezadowolonym grymasie. - Szlag! - powtórzyła nieco głośniej, kiedy dostrzegła już skutki swojego błędu, nadpaloną smugę wokół jego nadgarstka, znacznie poważniejszą, niż poprzednio wędrujący po jego ciele ognik. Przymknęła na moment oczy, pozwalając otulić się miękkiej bryzie, poprawiając wełnianą chustę szarpaną wiatrem, otulającą wątłe ramiona. Przymknęła, biorąc głęboki oddech, wiedziała, że musi się uspokoić. Odetchnąć, skoncentrować myśli, uspokoić się, zebrać ponownie rozproszoną wcześniej uwagę. Miała z tym problem - z ogniem - poważny problem, który dopiero teraz zaczynał do niej docierać, nie radziła sobie z formułą zaklęcia przywołującą grozę tamtych dni. Być może lęki zaostrzały sie teraz, kiedy stała się częścią z nich, a może obecne były przy niej zawsze, choć nie aż tak wyraźne. Bez znaczenia, musiała je opanować. Przysięgła sobie, że strach nigdy więcej nie będzie nią władał - że odtąd tylko ona będzie panią swoją, swojego losu i swojego szczęścia. Dobrze się składało, że większość poważnych ran Notta zostało uleczonych wcześniej, poparzenia bez wątpienia wciąż nieprzyjemnie paliły skórę, ale nie były niczym, co realnie zagrażało jego zdrowiu. Nawet, jeśli po tym oparzeniu bez wątpienia zostanie na jego skórze paskudny ślad. Blizna. Jeszcze raz, skierowała ku niej rózdżkę, wypowiaidając silniejszą formułę zaklęcia - koncentrując myśli na tym, co tu i teraz, bez ucieczki w przeszłość, starając się zerwać łańcuchy trzymające ją w niewoli.
- Cauma Sanavi Maxima - wypowiedziała lekko, zawahawszy się jedynie na chwilę, z przerażeniem obserwując coraz trwalszy ślad rozlewający się na jego skórze, ślad pozostawiony przez jej błąd, jej pomyłkę, jej zawahanie. Nie na taką reputację pracowała latami, nie takie umiejętności latami w sobie kształciła - zawiodła samą siebie.
- Cauma Sanavi Maxima - wypowiedziała lekko, zawahawszy się jedynie na chwilę, z przerażeniem obserwując coraz trwalszy ślad rozlewający się na jego skórze, ślad pozostawiony przez jej błąd, jej pomyłkę, jej zawahanie. Nie na taką reputację pracowała latami, nie takie umiejętności latami w sobie kształciła - zawiodła samą siebie.
bo ty jesteś
prządką
prządką
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 72
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 72
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nadbrzeżna łąka
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia :: Kornwalia