Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia :: Kornwalia
Wioska Tinworth
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wioska Tinworth
Tinworth jest niewielkim miasteczkiem położonym na południowym wybrzeżu Kornwalii. Od lat zamieszkuje je kilka rodzin czarodziejów, którzy z jakiegoś powodu zdecydowali się osiedlić właśnie tam, być może urzeczeni niezwykłym klimatem nadmorskiej wioski, znacznie spokojniejszej od tętniących życiem większych miast. Główna część miasteczka rozciąga się wzdłuż jednej ulicy i kilku jej bocznych rozgałęzień, choć część magicznych rodzin osiedliła się na uboczu, w pewnym oddaleniu od głównej ulicy. Nierzadkim widokiem są niewielkie domki położone w sąsiedztwie klifów porośniętych nadmorską trawą oraz plaży, choć większość czarodziejów ukrywa je zaklęciami przed wzrokiem mugoli, przez co dla niemagicznych wybrzeże może wyglądać na opustoszałe i ciche. Wyjątkowo szerokie, piaszczyste plaże leżące nieopodal zabudowań są lubianym miejscem spędzania czasu zarówno przez dorosłych, jak i dzieci. Co ciekawe, niektóre domki znajdujące się w sąsiedztwie wybrzeża mają ściany udekorowane morskimi muszlami.
W centrum wioski, na jej głównej ulicy, są zlokalizowane takie miejsca, jak pub posiadający zarówno mugolską, jak i ukrytą przed mugolami magiczną część; w tej drugiej jest położony ogólnodostępny kominek podpięty do sieci Fiuu. Znajduje się tam także kilka niewielkich sklepików. Przez większość czasu miejscowość sprawia wrażenie sennej i spokojnej, choć ożywia się w sezonie letnim; to dobre miejsce na wypoczynek dla magicznych rodzin z dziećmi. Przez lata wioska ta była miejscem, gdzie czarodzieje i mugole żyli obok siebie w spokoju i nie przeszkadzali sobie wzajemnie; magiczni mieszkańcy Tinworth starali się nie zakłócać spokoju mugolskich sąsiadów i ukrywali przed nimi swoją odmienność.
W centrum wioski, na jej głównej ulicy, są zlokalizowane takie miejsca, jak pub posiadający zarówno mugolską, jak i ukrytą przed mugolami magiczną część; w tej drugiej jest położony ogólnodostępny kominek podpięty do sieci Fiuu. Znajduje się tam także kilka niewielkich sklepików. Przez większość czasu miejscowość sprawia wrażenie sennej i spokojnej, choć ożywia się w sezonie letnim; to dobre miejsce na wypoczynek dla magicznych rodzin z dziećmi. Przez lata wioska ta była miejscem, gdzie czarodzieje i mugole żyli obok siebie w spokoju i nie przeszkadzali sobie wzajemnie; magiczni mieszkańcy Tinworth starali się nie zakłócać spokoju mugolskich sąsiadów i ukrywali przed nimi swoją odmienność.
Miał ochotę potrząsnąć lady Rosier, żeby spróbować otworzyć jej oczy. I tak by to nie pomogło. Ledwo się powstrzymał, nie tyle dlatego, że uznał to za bezsensowne, a dlatego że nie zamierzał pokonywał niewidzialnej granicy dystansu między nimi. Miała swoją opinię na temat życia i tego jak powinny wyglądać relacje czarodziei i mugoli. Zupełnie jak i on. Zdawała się twardo się ich trzymać, nawet wtedy, kiedy na moment dostrzegała (w jego opinii), że nie miało to sensu. Mimo to, spoglądał na nią tak, jak gdyby nie wierzył w to, co do niego mówiła. Czy jej rodzina, zarówna ta pierwotna, jak i ta od męża, aż tak wyprała jej umysł? Czy ona naprawdę tak myślała? Czy może jedynie powtarzała formułkę, którą ktoś jej wpajał od wielu lat?
– Nie mogę ich przyjąć, lady Rosier! – odpowiedział, ponownie unosząc głos. To nie tak, że chciał się na niej wyżyć, ale targały nim zbyt wielkie emocje. Chciał pokazać jej swój sposób patrzenia na świat… ale jednocześnie nieświadomie (albo na wpół świadomie) ją obrażał i wyzywał używając najgorszych epitetów. Ona także nie była lepsza, a to jedynie zaostrzało i wzburzało jego i tak już wybuchowe podejście. – Nie ja mieszam w głowach innych, lady Rosier. Nie ja zmuszam innych do nienawiści! Nie ja wyznaczam nagrody za czyjeś głowy!
Nigdy nie zmuszał kogokolwiek do miłości wobec innych. Nigdy też nie wmawiał innym, że powinni kogoś nienawidzić. Nigdy! Bo kim by był, żeby zmuszać kogokolwiek? Ale po chwili pojawiło się zwątpienie. A co jeżeli jednak tak zrobił? Poczuł nagły i niespodziewany wstyd.
A ten był tym większy, kiedy zobaczył, że lady Rosier nadal płakała. Kiedy zrobiła krok w jego stronę, poczuł dziwnie ukłucie w sercu. Wciąż ciężko oddychał, jak gdyby wciąż był na nią zły. Na jego czole wciąż znajdowała się wielka zmarszczka.
Przez chwilę nie wiedział, co odpowiedzieć blondynce na zarzut, który nagle wysunęła. Milczał kilkanaście sekund uważnie ją obserwując i gorączkowo myśląc nad odpowiedzią. Tymi dwoma zdaniami metaforycznie uderzyła go w twarz. I być może na to zasłużył, z czego zdawał sobie nawet sprawę. Z jednej strony rzeczywiście nawoływał do wolności, a z drugiej powoływał się na ogólne tradycje… Natychmiast przypomniał sobie niedawną burzliwą rozmowę z Prudence. Przed kilkunastoma laty był gotów zostawić swój tytuł dla mugolaczki. Niefortunny rozwój sytuacji sprawił, że nigdy nie było mu dane zostać „zdrajcą krwi”… W jego „ślady” szła teraz kuzynka i dopiero teraz rozumiał, co inni próbowali mu przed latami powiedzieć.
– Jeżeli moje dzieci będą w stanie zrozumieć konsekwencje swoich działań, nie będę ich zatrzymywać. Dam im ten sam wybór, który dała mi i moja rodzina kilkanaście lat temu. Służba rodzinie albo własna przyjemność – odpowiedział w końcu wyjątkowo łagodnie. Twarz jednak zdradzała swego rodzaju melancholię. – Ale nie będę ich zupełnie skreślać ze swojego życia, tak jak to robi twoja rodzina. – Nie patrzył na związek z mugolakiem jak na „hańbę”, ale z całą pewnością z takiego związku nie mogły wypłynąć korzyści dla rodziny.
Zaśmiał się na jej ostatnie słowa, co przypominało bardziej obronny mechanizm.
– Jeżeli nasze poglądy, uczucia i marzenia nic nie znaczą, to dlaczego się boicie? – Odpowiedział jej natychmiast pytaniem i zbliżył się do niej na krok, potem na kolejny… aż lady Rosier nagle zniknęła mu przed nosem.
Rozejrzał się dookoła, wyraźnie zaskoczony obrotem sytuacji. Oczekiwał pojawienia się jej ludzi, jakiejś nagłej pułapki… ale nic się nie stało. Został sam. Z uczuciem melancholii i niezrozumienia. Spojrzał w stronę morza. Zaklął głośno, a potem zacisnął zęby. Wrócił do konia i oparł głowę o głowę zwierzęcia, jak gdyby stracił wszystkie siły. Potrzebował kilku minut bezczynności. Myśli napadały go jak wściekły rój os. To nie była pierwsza tego typu kłótnia, którą stoczył w swoim życiu. Ale wyraźnie go wykończyła, bo przypomniała mu o dawnej przeszłości. Potrzebował galopu… i to jak najszybszego. Byleby tylko zapomnieć o tej niespodziewanej rozmowie.
|zt i dziękuję ślicznie
– Nie mogę ich przyjąć, lady Rosier! – odpowiedział, ponownie unosząc głos. To nie tak, że chciał się na niej wyżyć, ale targały nim zbyt wielkie emocje. Chciał pokazać jej swój sposób patrzenia na świat… ale jednocześnie nieświadomie (albo na wpół świadomie) ją obrażał i wyzywał używając najgorszych epitetów. Ona także nie była lepsza, a to jedynie zaostrzało i wzburzało jego i tak już wybuchowe podejście. – Nie ja mieszam w głowach innych, lady Rosier. Nie ja zmuszam innych do nienawiści! Nie ja wyznaczam nagrody za czyjeś głowy!
Nigdy nie zmuszał kogokolwiek do miłości wobec innych. Nigdy też nie wmawiał innym, że powinni kogoś nienawidzić. Nigdy! Bo kim by był, żeby zmuszać kogokolwiek? Ale po chwili pojawiło się zwątpienie. A co jeżeli jednak tak zrobił? Poczuł nagły i niespodziewany wstyd.
A ten był tym większy, kiedy zobaczył, że lady Rosier nadal płakała. Kiedy zrobiła krok w jego stronę, poczuł dziwnie ukłucie w sercu. Wciąż ciężko oddychał, jak gdyby wciąż był na nią zły. Na jego czole wciąż znajdowała się wielka zmarszczka.
Przez chwilę nie wiedział, co odpowiedzieć blondynce na zarzut, który nagle wysunęła. Milczał kilkanaście sekund uważnie ją obserwując i gorączkowo myśląc nad odpowiedzią. Tymi dwoma zdaniami metaforycznie uderzyła go w twarz. I być może na to zasłużył, z czego zdawał sobie nawet sprawę. Z jednej strony rzeczywiście nawoływał do wolności, a z drugiej powoływał się na ogólne tradycje… Natychmiast przypomniał sobie niedawną burzliwą rozmowę z Prudence. Przed kilkunastoma laty był gotów zostawić swój tytuł dla mugolaczki. Niefortunny rozwój sytuacji sprawił, że nigdy nie było mu dane zostać „zdrajcą krwi”… W jego „ślady” szła teraz kuzynka i dopiero teraz rozumiał, co inni próbowali mu przed latami powiedzieć.
– Jeżeli moje dzieci będą w stanie zrozumieć konsekwencje swoich działań, nie będę ich zatrzymywać. Dam im ten sam wybór, który dała mi i moja rodzina kilkanaście lat temu. Służba rodzinie albo własna przyjemność – odpowiedział w końcu wyjątkowo łagodnie. Twarz jednak zdradzała swego rodzaju melancholię. – Ale nie będę ich zupełnie skreślać ze swojego życia, tak jak to robi twoja rodzina. – Nie patrzył na związek z mugolakiem jak na „hańbę”, ale z całą pewnością z takiego związku nie mogły wypłynąć korzyści dla rodziny.
Zaśmiał się na jej ostatnie słowa, co przypominało bardziej obronny mechanizm.
– Jeżeli nasze poglądy, uczucia i marzenia nic nie znaczą, to dlaczego się boicie? – Odpowiedział jej natychmiast pytaniem i zbliżył się do niej na krok, potem na kolejny… aż lady Rosier nagle zniknęła mu przed nosem.
Rozejrzał się dookoła, wyraźnie zaskoczony obrotem sytuacji. Oczekiwał pojawienia się jej ludzi, jakiejś nagłej pułapki… ale nic się nie stało. Został sam. Z uczuciem melancholii i niezrozumienia. Spojrzał w stronę morza. Zaklął głośno, a potem zacisnął zęby. Wrócił do konia i oparł głowę o głowę zwierzęcia, jak gdyby stracił wszystkie siły. Potrzebował kilku minut bezczynności. Myśli napadały go jak wściekły rój os. To nie była pierwsza tego typu kłótnia, którą stoczył w swoim życiu. Ale wyraźnie go wykończyła, bo przypomniała mu o dawnej przeszłości. Potrzebował galopu… i to jak najszybszego. Byleby tylko zapomnieć o tej niespodziewanej rozmowie.
|zt i dziękuję ślicznie
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
21.01.1958
Prudence otrzymała list od pana Becketta. Zdziwił ją, jednak zareagowała na niego z ogromnym entuzjazmem. Wreszcie będzie mogła się na coś przydać. Może miała działać w Kornwalii, jednak cieszyła się, że będzie mogła pomóc miejscu tak bliskiemu sobie. Przeczytała dokładnie treść listu. Dostrzegła dołączony do niego pakunek. To musiały być rzeczy, które miała dostarczyć. Jeszcze raz uważnie przeczytała list, aby wszystko zapamiętać, następnie go spaliła, aby nie dostał się w niepowołane ręce. Pomyślała o tym, że przydałaby się jej pomoc. Nie zastanawiając się zbyt długo sięgnęła po pióro i pergamin i napisała list do Gabriela. Jakoś tak, był pierwszą osobą o której pomyślała, zresztą każdy powód do spotkania jego osoby był dobry. Wiedziała, że jej nie odmówi. Tym razem będą mogli jednak sprawdzić, jak idzie im współpraca, oby było równie dobrze.
Macmillan wstała 21.01 wcześnie rano, powtarzała sobie pod nosem wszystkie czynności, które miała wykonać według instrukcji, która znajdowała się w spalonym liście. Nie chciała niczego pominąć, nie mogła popełnić żadnego błędu. Chciała pokazać, że też nadaje się do innych czynności niż jedynie do bycia Lady. Wreszcie mogła się wykazać i zamierzała zrobić to jak najlepiej potrafiła.
Ubrała się ciepło w gruby, zielony, wełniany golf oraz w spodnie cygaretki w kratkę. Mięli bowiem kilka miejsc do odwiedzenia. Na wierzch narzuciła gruby, wełniany, czarny płaszcz z kapturem, który naciągnęła na głowę jeszcze przed wyjściem z rodowej posiadłości.
Tuż za murami teleportowała się do wioski Tinworth. Było to miejsce, w którym umówiła się z Gabrielem. Nie mogła się doczekać, aż go zobaczy. W liście dosyć ogólnikowo napisała mu, czego będzie dotyczyć to spotkanie. Miała zamiar o wszystkim opowiedzieć mu na miejscu.
Miejscowość od której chciała zacząć była naprawdę malownicza, mogłaby tu kiedyś zamieszkać. Oparła się o jeden z budynków, wydawało jej się, że jest to pub, przynajmniej na takie miejsce wyglądał. Schowała ręce głęboko do kieszeni, gdzie również trzymała różdżkę, niby była w bezpiecznej okolicy, jednak wiadomo, że nie ma co ryzykować. Oczekiwała przybycia swojego towarzysza. Nie mogła się doczekać tego spotkania.
Prudence otrzymała list od pana Becketta. Zdziwił ją, jednak zareagowała na niego z ogromnym entuzjazmem. Wreszcie będzie mogła się na coś przydać. Może miała działać w Kornwalii, jednak cieszyła się, że będzie mogła pomóc miejscu tak bliskiemu sobie. Przeczytała dokładnie treść listu. Dostrzegła dołączony do niego pakunek. To musiały być rzeczy, które miała dostarczyć. Jeszcze raz uważnie przeczytała list, aby wszystko zapamiętać, następnie go spaliła, aby nie dostał się w niepowołane ręce. Pomyślała o tym, że przydałaby się jej pomoc. Nie zastanawiając się zbyt długo sięgnęła po pióro i pergamin i napisała list do Gabriela. Jakoś tak, był pierwszą osobą o której pomyślała, zresztą każdy powód do spotkania jego osoby był dobry. Wiedziała, że jej nie odmówi. Tym razem będą mogli jednak sprawdzić, jak idzie im współpraca, oby było równie dobrze.
Macmillan wstała 21.01 wcześnie rano, powtarzała sobie pod nosem wszystkie czynności, które miała wykonać według instrukcji, która znajdowała się w spalonym liście. Nie chciała niczego pominąć, nie mogła popełnić żadnego błędu. Chciała pokazać, że też nadaje się do innych czynności niż jedynie do bycia Lady. Wreszcie mogła się wykazać i zamierzała zrobić to jak najlepiej potrafiła.
Ubrała się ciepło w gruby, zielony, wełniany golf oraz w spodnie cygaretki w kratkę. Mięli bowiem kilka miejsc do odwiedzenia. Na wierzch narzuciła gruby, wełniany, czarny płaszcz z kapturem, który naciągnęła na głowę jeszcze przed wyjściem z rodowej posiadłości.
Tuż za murami teleportowała się do wioski Tinworth. Było to miejsce, w którym umówiła się z Gabrielem. Nie mogła się doczekać, aż go zobaczy. W liście dosyć ogólnikowo napisała mu, czego będzie dotyczyć to spotkanie. Miała zamiar o wszystkim opowiedzieć mu na miejscu.
Miejscowość od której chciała zacząć była naprawdę malownicza, mogłaby tu kiedyś zamieszkać. Oparła się o jeden z budynków, wydawało jej się, że jest to pub, przynajmniej na takie miejsce wyglądał. Schowała ręce głęboko do kieszeni, gdzie również trzymała różdżkę, niby była w bezpiecznej okolicy, jednak wiadomo, że nie ma co ryzykować. Oczekiwała przybycia swojego towarzysza. Nie mogła się doczekać tego spotkania.
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Ostatnio zmieniony przez Prudence Macmillan dnia 06.09.21 20:49, w całości zmieniany 3 razy
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nowy rok zapowiadał się nader pracowicie. A na pewno jego początek. Miał w planie zdecydowanie czynniejsze działania na rzecz Zakonu Feniksa. Wiedział co powinien robić aby powoli i sukcesywnie zdobywać nowych sojuszników oraz pomagać tym, którzy tej pomocy potrzebowali najbardziej. Musiał się zebrać do roboty, a z listem od pana Beckett'a nadarzyła się okazja. Musiał tylko wszystko dokładnie zaplanować i mógł działać. Wszystkie informacje zawarte w liście zostały przez niego dobrze zapamiętane, a kawałek pergaminu spalony niezwłocznie po tym jak tylko wskazówki zapadły mu dobrze w pamięć.
Kiedy na jego oknie wylądowała dobrze znana mu sowa uśmiech pojawił się na jego ustach. Zawsze kiedy sowa Prudence się u niego pojawiała sprawiało go to w dobry humor. Nawet jeśli informacje nie były pozytywne, to jednak zawsze były od niej. Z złe wieści to zawsze lepsze niż brak wieści. Na szczęście tym razem wieści były jak najbardziej dobre. Odpisał jej, że z przyjemnością jej pomoże i danego dnia stawi się w wyznaczonym miejscu. Nie ważne w czym miałby jej pomóc, każda sposobność do spotkania była dobra, zwłaszcza, że nie mieli zbyt dużo okazji do spotkań.
W wyznaczony przez pannę Macmillan dzień, czyli 21 stycznia, wstał na spokojnie. Po śniadaniu dorzucił do kominka, żeby dom się nie wychłodził za bardzo, a potem ubrał się ciepło, czyli w gruby sweter i swoją ocieplaną, skórzaną kurtkę, po czym teleportował się do wioski Tinworth znajdującej się w Kornwalii. Wylądował na skraju wioski i z rękami wciśniętymi w kieszenie kurtki na spokojnie ruszył przed siebie. Nie szedł specjalnie długo, w końcu zauważył ją stojąca przy budynku, którzy najprawdopodobniej pełnij w tej mieścinie funkcje swoistego baru, miejsca spotkań. Uśmiech pojawił się na jego ustach, a kiedy podszedł do niej delikatnie ujął jej dłoń i ucałował jej wierzch.
- Dzień dobry panienko. - puścił jej oczko - Zapomniałem już, że w spodniach wyglądasz równie zjawiskowo jak w sukience. - powiedział na zaczepkę - Mam nadzieję, że nie kazałem ci na siebie zbyt długo czekać? - uniósł brew ku górze, po czym rozejrzał się po ulicy, na której się znajdowali - Wyjaśnij mi proszę, po co tu się znajdujemy? Oprócz oczywistego spędzenia czasu we dwoje?
Kiedy na jego oknie wylądowała dobrze znana mu sowa uśmiech pojawił się na jego ustach. Zawsze kiedy sowa Prudence się u niego pojawiała sprawiało go to w dobry humor. Nawet jeśli informacje nie były pozytywne, to jednak zawsze były od niej. Z złe wieści to zawsze lepsze niż brak wieści. Na szczęście tym razem wieści były jak najbardziej dobre. Odpisał jej, że z przyjemnością jej pomoże i danego dnia stawi się w wyznaczonym miejscu. Nie ważne w czym miałby jej pomóc, każda sposobność do spotkania była dobra, zwłaszcza, że nie mieli zbyt dużo okazji do spotkań.
W wyznaczony przez pannę Macmillan dzień, czyli 21 stycznia, wstał na spokojnie. Po śniadaniu dorzucił do kominka, żeby dom się nie wychłodził za bardzo, a potem ubrał się ciepło, czyli w gruby sweter i swoją ocieplaną, skórzaną kurtkę, po czym teleportował się do wioski Tinworth znajdującej się w Kornwalii. Wylądował na skraju wioski i z rękami wciśniętymi w kieszenie kurtki na spokojnie ruszył przed siebie. Nie szedł specjalnie długo, w końcu zauważył ją stojąca przy budynku, którzy najprawdopodobniej pełnij w tej mieścinie funkcje swoistego baru, miejsca spotkań. Uśmiech pojawił się na jego ustach, a kiedy podszedł do niej delikatnie ujął jej dłoń i ucałował jej wierzch.
- Dzień dobry panienko. - puścił jej oczko - Zapomniałem już, że w spodniach wyglądasz równie zjawiskowo jak w sukience. - powiedział na zaczepkę - Mam nadzieję, że nie kazałem ci na siebie zbyt długo czekać? - uniósł brew ku górze, po czym rozejrzał się po ulicy, na której się znajdowali - Wyjaśnij mi proszę, po co tu się znajdujemy? Oprócz oczywistego spędzenia czasu we dwoje?
Between life and death
you will find your true self, you will know what you are and what you never expected to be
Ostatnio zmieniony przez Gabriel Tonks dnia 07.10.21 22:06, w całości zmieniany 1 raz
Gabriel Tonks
Zawód : Szpieg
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony - no nie powiedziałbym.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Prue nie czekała zbyt długo. Dosłownie chwilę po niej pojawił się tutaj Gabriel. Kiedy go zobaczyła, poczuła dziwny ucisk na żołądku, miała ochotę mu się rzucić na szyję, żeby pokazać, jak ogromnie cieszy się z tego, że jest już tuż obok. Przyzwyczajała się powoli do tego, co działo się między nimi. Nie chciała już nawet z tym jakoś specjalnie walczyć, po co? Trwała wojna, nie było czasu na zastanawianie się nad słusznością podejmowanych decyzji. Tyle rzeczy działo się tuż obok, to tym powinna się zająć. Tym razem w tak wspaniałym towarzystwie. Cieszyła się niezmiernie, że pan Beckett jej zaufał.
- Witam pana. - rzekła, gdy zbliżył się do niej. - Maniery, jak zawsze na najwyższym poziomie. - uśmiechnęła się, gdy ujął jej dłoń i dotknął jej wargami. Nie mogła się powstrzymać, aby nie zbliżyć się do niego i choć na moment nie zbliżyć swoich ust do jego. Musiała go pocałować. - Chociaż wolę w ten sposób. - odparła i odsunęła się na krok. -- Na całe szczęście dzisiaj Ci o tym przypomniałam, jeszcze zaczął byś się rozglądać za innymi pannami, gdybyś o tym zapomniał. - uśmiech nie schodził jej z twarzy, zresztą jak zawsze w jego towarzystwie. - Pojawiłam się tutaj ledwie chwilę przed Tobą, także praktycznie wcale nie czekałam. - co było dosyć wyjątkowe, bo Macmillan miała tendencję, do pojawiania się wszędzie przed czasem. Wolała sama poczekać, niżeli kazać komuś czekać na swoją osobę.
- Właśnie, przejdźmy do konkretów, później będzie czas na przyjemności. - przecież nie spotkali się tutaj dzisiaj, żeby rozmawiać o głupotach. - Dostałam list od Becketta, prosił mnie o pomoc. Organizują radio, trzeba dostarczyć pluskwy ludziom, żeby mogli słuchać audycji. Wszystko mam przy sobie. - zapakowała pakunek który był dołączony do listu do plecaka, który miała na plecach. - Mam nadzieję, że chcesz mi pomóc. Może dla takiej osoby, jak Ty nie jest to pasjonujące zadanie, jednak się cieszę, że ktoś zwrócił się do mnie po pomóc. - Gabriel jako były wiedźmin strażnik i auror pewnie wolał zajmować się innymi rzeczami, miała jednak nadzieję, że jej nie odmówi. Złapała go za rękę i ruszyła przed siebie. Mieli zadanie do wykonania.
- Witam pana. - rzekła, gdy zbliżył się do niej. - Maniery, jak zawsze na najwyższym poziomie. - uśmiechnęła się, gdy ujął jej dłoń i dotknął jej wargami. Nie mogła się powstrzymać, aby nie zbliżyć się do niego i choć na moment nie zbliżyć swoich ust do jego. Musiała go pocałować. - Chociaż wolę w ten sposób. - odparła i odsunęła się na krok. -- Na całe szczęście dzisiaj Ci o tym przypomniałam, jeszcze zaczął byś się rozglądać za innymi pannami, gdybyś o tym zapomniał. - uśmiech nie schodził jej z twarzy, zresztą jak zawsze w jego towarzystwie. - Pojawiłam się tutaj ledwie chwilę przed Tobą, także praktycznie wcale nie czekałam. - co było dosyć wyjątkowe, bo Macmillan miała tendencję, do pojawiania się wszędzie przed czasem. Wolała sama poczekać, niżeli kazać komuś czekać na swoją osobę.
- Właśnie, przejdźmy do konkretów, później będzie czas na przyjemności. - przecież nie spotkali się tutaj dzisiaj, żeby rozmawiać o głupotach. - Dostałam list od Becketta, prosił mnie o pomoc. Organizują radio, trzeba dostarczyć pluskwy ludziom, żeby mogli słuchać audycji. Wszystko mam przy sobie. - zapakowała pakunek który był dołączony do listu do plecaka, który miała na plecach. - Mam nadzieję, że chcesz mi pomóc. Może dla takiej osoby, jak Ty nie jest to pasjonujące zadanie, jednak się cieszę, że ktoś zwrócił się do mnie po pomóc. - Gabriel jako były wiedźmin strażnik i auror pewnie wolał zajmować się innymi rzeczami, miała jednak nadzieję, że jej nie odmówi. Złapała go za rękę i ruszyła przed siebie. Mieli zadanie do wykonania.
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- No cóż mogę powiedzieć, gentelman ze mnie pierwsza klasa. – powiedział rozbawiony puszczając jej oczko.
Kiedy pocałowała go w usta nie mógł się powstrzymać i lekko przedłużył ten pocałunek, po czym z uśmiechem przez moment patrzył jej w oczy, kiedy się od niego odsunęła. Gdyby nie mieli roboty do wykonania i nie stali na ziemie, to z pewnością jeszcze bardziej przedłużyłby ten pocałunek.
Na jej kolejne słowa zaśmiał się cicho i pokręcił głową z rozbawieniem.
- Nie ma opcji, że będę się oglądał za innymi pannami. – pokręcił głową z uśmiechem – Tego akurat możesz być pewna. Nie ma siły na ziemi i w niebie, która by mnie do tego zmusiła. – dodał puszczając jej oczko. – No to się cieszę. Nie lubię jak ktoś musi na mnie czekać. – odparł zadowolony, po czym poprawił jej kołnierz przy płaszczu, żeby jej nie zawiało i się nie przeziębiła.
Miał już taki nawyk. Miał dwie młodsze siostry, których się bał, ale cichosza, i zawsze upewniał się, że są ciepło ubrane. Tym bardziej zależało mu więc na tym, by i Prudence było ciepło.
Moment później skupił się już na jej słowach. Uniósł brew lekko zaskoczony. Nie spodziewał się, że pan Beckett napisze również do niej. Naturalnie zdawał sobie sprawę, że to akcja zakrojona na większą skalę, ale mimo wszystko. Z drugiej strony jednak cieszył się. Pamiętał jak Pru mówiła mu, że ma dość siedzenia z założonymi rękami, że chciałaby w końcu zacząć działać, coś robić. W końcu miała ku temu okazję, a jako osoba należąca do rodziny zarządzającej tymi ziemiami miała o wiele większe możliwości niż miałby on. Ludzie ją znają, ufają, więc z pewnością zadanie, które zostało jej powierzone nie będzie aż tak bardzo trudne do wykonania, a przyczyni się sprawie.
- Ależ oczywiście, że ci pomogę, z przyjemnością. To bardzo odpowiedzialne zadanie i cieszę się, że zwróciłaś się do mnie o pomoc. – odparł kiedy złapała go za dłoń, po czym uniósł jej dłoń i ucałował jej wierzch – Szczerze mówiąc dostałem dokładnie taki sam list. Z tą różnicą, że ja będę działał w innym hrabstwie. To przedsięwzięcie zdecydowanie na większą skalę. Dobrze jest być jego częścią, mieć poczucie, że robi się coś dobrego w słusznej sprawie. – puścił jej oczko uśmiechając się do niej łagodnie.
Kiedy pocałowała go w usta nie mógł się powstrzymać i lekko przedłużył ten pocałunek, po czym z uśmiechem przez moment patrzył jej w oczy, kiedy się od niego odsunęła. Gdyby nie mieli roboty do wykonania i nie stali na ziemie, to z pewnością jeszcze bardziej przedłużyłby ten pocałunek.
Na jej kolejne słowa zaśmiał się cicho i pokręcił głową z rozbawieniem.
- Nie ma opcji, że będę się oglądał za innymi pannami. – pokręcił głową z uśmiechem – Tego akurat możesz być pewna. Nie ma siły na ziemi i w niebie, która by mnie do tego zmusiła. – dodał puszczając jej oczko. – No to się cieszę. Nie lubię jak ktoś musi na mnie czekać. – odparł zadowolony, po czym poprawił jej kołnierz przy płaszczu, żeby jej nie zawiało i się nie przeziębiła.
Miał już taki nawyk. Miał dwie młodsze siostry, których się bał, ale cichosza, i zawsze upewniał się, że są ciepło ubrane. Tym bardziej zależało mu więc na tym, by i Prudence było ciepło.
Moment później skupił się już na jej słowach. Uniósł brew lekko zaskoczony. Nie spodziewał się, że pan Beckett napisze również do niej. Naturalnie zdawał sobie sprawę, że to akcja zakrojona na większą skalę, ale mimo wszystko. Z drugiej strony jednak cieszył się. Pamiętał jak Pru mówiła mu, że ma dość siedzenia z założonymi rękami, że chciałaby w końcu zacząć działać, coś robić. W końcu miała ku temu okazję, a jako osoba należąca do rodziny zarządzającej tymi ziemiami miała o wiele większe możliwości niż miałby on. Ludzie ją znają, ufają, więc z pewnością zadanie, które zostało jej powierzone nie będzie aż tak bardzo trudne do wykonania, a przyczyni się sprawie.
- Ależ oczywiście, że ci pomogę, z przyjemnością. To bardzo odpowiedzialne zadanie i cieszę się, że zwróciłaś się do mnie o pomoc. – odparł kiedy złapała go za dłoń, po czym uniósł jej dłoń i ucałował jej wierzch – Szczerze mówiąc dostałem dokładnie taki sam list. Z tą różnicą, że ja będę działał w innym hrabstwie. To przedsięwzięcie zdecydowanie na większą skalę. Dobrze jest być jego częścią, mieć poczucie, że robi się coś dobrego w słusznej sprawie. – puścił jej oczko uśmiechając się do niej łagodnie.
Between life and death
you will find your true self, you will know what you are and what you never expected to be
Gabriel Tonks
Zawód : Szpieg
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony - no nie powiedziałbym.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Nie da się tego ukryć.- rzekła do mężczyzny. Ostatnio wiele myślała, miała sporo wątpliwości, czy podejmuje słuszne decyzje. Będzie musiała z nim o tym wszystkim porozmawiać, jednak nie teraz. Nie po to się spotkali. Chciała, żeby ten dzień przebiegł w przyjemnym nastroju, bez zbędnych rozmów, które mogły popsuć im nastroje.
Pocałunek trwał nieco zbyt długo, jednak nie mogli się powstrzymać od tych małych przyjemności, na które mogli sobie pozwolić przy tym spotkaniu. Nie mięli zbyt często szansy na spotkania, korzystali więc z tych okazji, które rzucał im los.
- Mówisz, że nie ma opcji?- spojrzała na niego swoimi niebieskimi ślepiami spod grzywki, która opadała jej na twarz. - Zmusiła? Wiesz, jak to jest, czasem ktoś nam kogoś ześle na drogę i po prostu, zupełnie znienacka staje się kimś bliskim.- brzmiało to, aż nazbyt znajomo.
- Spokojnie, nawet jakby. Ja lubię czekać, w sensie, lubię przebywać na świeżym powietrzu, dla mnie to przyjemność.- Prue faktycznie mogłaby spędzać na dworze całe dnie. Zdecydowanie wolała to, niż siedzenie w domu. Uśmiechnęła się, kiedy poprawił jej kołnierz, widać było, że ma w zwyczaju troszczyć się o innych.
Macmillan wyjątkowo cieszyła się tym, że Beckett wybrał właśnie ją. Będzie mogła spotkać się z osobami, które mieszkały w jej hrabstwie, przekazać im choć te kilka dobrych informacji. Wydawało jej się, że pluskwy były całkiem dobrą inicjatywą. Będą mogli mieć ze sobą łączność, przekazywać istotne informacje, a audycje umilą im długie, zimowe wieczory. Same pozytywy.
- Czy ja wiem, czy takie odpowiedzialne?- może nie do końca o to jej chodziło, gdy mówiła o tym, że chce działać. Z drugiej jednak strony warto zaczynać od małych kroków, jak wykaże się w takich zadaniach, to może będzie miała możliwość pokazać jeszcze więcej. Na to w głębi duszy liczyła.
- O, to ciekawe. Czyli to przedsięwzięcie na zdecydowanie większą skalę. Brzmi to naprawdę dobrze, ludzie potrzebują dobrych słów, nadziei, wydaje się być to odpowiednim działaniem, aby udało ich się jakoś podnieść na duchu.- miała świadomość, że morale opadały z każdym miesiącem. Może dzięki temu wszyscy choć przez moment poczują się lepiej, ponownie będą mięli chęć walczyć, pomimo niepowodzeń.
- Rozdzielimy się chyba, myślę, że dzięki temu to pójdzie szybciej, weź część pluskiew.- odparła, po czym wyciągnęła niewielki pakunek z wynalazkiem stworzonym przez Becketta. Sama wzięła połowę, po czym ruszyła w przeciwnym kierunku. - Widzimy się tutaj, jak skończymy.- rzekła jeszcze na odchodne.
Zapukała do pierwszych drzwi, które otworzyła jej kobieta. - Witam Panią, Prudence Macmillan, przychodzę, gdyż ruszamy z nowym projektem.- przekazała jej pluskwę. - Musi pani to włożyć do odbiornika, wybrać częstotliwość 101,1, jednak nie jest to koniec, później trzeba podać kod, 10 07 19 55, proszę się nie martwić, pluskwa będzie działać tylko kiedy jedno i drugie będzie poprawne, najważniejsze to nie zdradzać im hasła, audycja rusza 15 lutego, wtedy proszę zacząć nas słuchać.- wyjaśniła wszystko dwa razy na spokojnie, upewniając się, że kobieta wszystko dokładnie zrozumiała, wyglądała na zaangażowaną, widać było, że chce nauczyć się jak obchodzić się z pluskwą.
Macmillan odwiedziła wszystkie domy, które były po drodze. Uczyła ludzi, udzielała informacji na nurtujące pytania. Widziała entuzjazm, więc z każdym domem który odwiedziła robiła to z jeszcze większą przyjemnością. Czuła, że może faktycznie ma to jakiś sens, Rozdawała pluskwy, aby dzielili się nimi ze swoimi najbliższymi.
Dotarła do miejsca, w którym zaczynali i wypatrywała Gabriela. Włosy miała rozwiane, policzki różowe, najpewniej od wiatru, który towarzyszył jej podczas tego spaceru, wiedziała, że to jednak nie koniec, musieli udać się dalej, żeby poinformować jak najwięcej osób w hrabstwie. Kiedy mężczyzna się pojawił uśmiechnęła się do niego. - Jak tam? Idziemy dalej?
Pocałunek trwał nieco zbyt długo, jednak nie mogli się powstrzymać od tych małych przyjemności, na które mogli sobie pozwolić przy tym spotkaniu. Nie mięli zbyt często szansy na spotkania, korzystali więc z tych okazji, które rzucał im los.
- Mówisz, że nie ma opcji?- spojrzała na niego swoimi niebieskimi ślepiami spod grzywki, która opadała jej na twarz. - Zmusiła? Wiesz, jak to jest, czasem ktoś nam kogoś ześle na drogę i po prostu, zupełnie znienacka staje się kimś bliskim.- brzmiało to, aż nazbyt znajomo.
- Spokojnie, nawet jakby. Ja lubię czekać, w sensie, lubię przebywać na świeżym powietrzu, dla mnie to przyjemność.- Prue faktycznie mogłaby spędzać na dworze całe dnie. Zdecydowanie wolała to, niż siedzenie w domu. Uśmiechnęła się, kiedy poprawił jej kołnierz, widać było, że ma w zwyczaju troszczyć się o innych.
Macmillan wyjątkowo cieszyła się tym, że Beckett wybrał właśnie ją. Będzie mogła spotkać się z osobami, które mieszkały w jej hrabstwie, przekazać im choć te kilka dobrych informacji. Wydawało jej się, że pluskwy były całkiem dobrą inicjatywą. Będą mogli mieć ze sobą łączność, przekazywać istotne informacje, a audycje umilą im długie, zimowe wieczory. Same pozytywy.
- Czy ja wiem, czy takie odpowiedzialne?- może nie do końca o to jej chodziło, gdy mówiła o tym, że chce działać. Z drugiej jednak strony warto zaczynać od małych kroków, jak wykaże się w takich zadaniach, to może będzie miała możliwość pokazać jeszcze więcej. Na to w głębi duszy liczyła.
- O, to ciekawe. Czyli to przedsięwzięcie na zdecydowanie większą skalę. Brzmi to naprawdę dobrze, ludzie potrzebują dobrych słów, nadziei, wydaje się być to odpowiednim działaniem, aby udało ich się jakoś podnieść na duchu.- miała świadomość, że morale opadały z każdym miesiącem. Może dzięki temu wszyscy choć przez moment poczują się lepiej, ponownie będą mięli chęć walczyć, pomimo niepowodzeń.
- Rozdzielimy się chyba, myślę, że dzięki temu to pójdzie szybciej, weź część pluskiew.- odparła, po czym wyciągnęła niewielki pakunek z wynalazkiem stworzonym przez Becketta. Sama wzięła połowę, po czym ruszyła w przeciwnym kierunku. - Widzimy się tutaj, jak skończymy.- rzekła jeszcze na odchodne.
Zapukała do pierwszych drzwi, które otworzyła jej kobieta. - Witam Panią, Prudence Macmillan, przychodzę, gdyż ruszamy z nowym projektem.- przekazała jej pluskwę. - Musi pani to włożyć do odbiornika, wybrać częstotliwość 101,1, jednak nie jest to koniec, później trzeba podać kod, 10 07 19 55, proszę się nie martwić, pluskwa będzie działać tylko kiedy jedno i drugie będzie poprawne, najważniejsze to nie zdradzać im hasła, audycja rusza 15 lutego, wtedy proszę zacząć nas słuchać.- wyjaśniła wszystko dwa razy na spokojnie, upewniając się, że kobieta wszystko dokładnie zrozumiała, wyglądała na zaangażowaną, widać było, że chce nauczyć się jak obchodzić się z pluskwą.
Macmillan odwiedziła wszystkie domy, które były po drodze. Uczyła ludzi, udzielała informacji na nurtujące pytania. Widziała entuzjazm, więc z każdym domem który odwiedziła robiła to z jeszcze większą przyjemnością. Czuła, że może faktycznie ma to jakiś sens, Rozdawała pluskwy, aby dzielili się nimi ze swoimi najbliższymi.
Dotarła do miejsca, w którym zaczynali i wypatrywała Gabriela. Włosy miała rozwiane, policzki różowe, najpewniej od wiatru, który towarzyszył jej podczas tego spaceru, wiedziała, że to jednak nie koniec, musieli udać się dalej, żeby poinformować jak najwięcej osób w hrabstwie. Kiedy mężczyzna się pojawił uśmiechnęła się do niego. - Jak tam? Idziemy dalej?
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Uśmiechnął się na jej słowa łagodnie. Tak, jej stwierdzenie brzmiało bardzo znajomo, zgadzał się z tym. Jednak w jego mniemaniu on już znalazł tą osobę, którą ktoś lub coś postawił mu na drodze. Zabawne jak czasami przewrotny bywał los. Wtedy na tej plaży szukał samotności, a spotkał ją, kobietę, która wywróciła poniekąd jego świat do góry nogami. Wiedział, że przed nimi jeszcze wiele wyzwań. Jej rodzina tego nie akceptowała, co Anthony dał mu wyraźnie do zrozumienia, jego rodzina nawet nie wiedziała, że się z kimś spotyka. Może coś podejrzewali, ale nie powiedział im nigdy wprost.
- Mimo wszystko wolałbym abyś nie marzła. Ja również lubię przybywać na zewnątrz, ale zdecydowanie preferuje te cieplejsze pory roku. – odparł spokojnie uśmiechając się do niej delikatnie.
Powoli zagłębiali się w miasteczko. Prudence z pewnością znała te okolice o wiele lepiej niż on, ale jak najbardziej miał zamiar się do czegoś przydać. Był oczywiście oddany sprawie, nawet mimo wątpliwości, które ostatnimi czasy czasami go nawiedzały. Nie chodziło jednak na szczęście o słuszność działań Zakonu, bo to wiadomo, że było jak najbardziej słuszne i wskazane. Od pewnej rozmowy, która miała miejsce dwa miesiące temu, nadal gdzieś tam z tyłu głowy błądziła mu myśl, że coś mu zrobili, a on nie wie co.
- Ależ oczywiście, że to odpowiedzialne zadanie. – pokręcił głową patrząc na nią uważnie – Tak jak mówisz, szerzenie dobrego i pokrzepiającego umysł słowa jest bardzo ważne. Możemy dotrzeć do dużej ilości ludzi, którzy właśnie takiego wsparcia potrzebują. Wiele osób boi się prosić o pomoc, bo nie wiedzą komu mogą ufać. Wcale im się nie dziwie. Wtedy wkraczamy my i dajemy im pomoc i wsparcie, którego oczekują. Moim zdaniem to bardzo odpowiedzialne zadanie. – odparł nie odrywając od niej wzroku nawet na moment.
Wziął od niej część pluskiew, które wyjęła z pakunku, po czym życzył jej powodzenia i ruszył przed siebie. Skręcił w ulicę odchodzącej od głównej, po czym zapukał do jednego z domostw. Otworzyła mu kobieta w średnim wieku, zdecydowanie lekko się przestraszyła na jego widok.
- Dzień dobry pani, przepraszam, że przeszkadzam. Nazywam się Jackson i działam z ramienia Zakonu Feniska. Chciałbym pani pokazać nasz nowy wynalazek, który pozwoli pani na słuchanie specjalnej audycji stworzonej przez Zakon właśnie. – powiedział spokojnie uśmiechając się do niej łagodnie, jednocześnie przedstawiając się fałszywym imieniem.
Już dawno się nauczył, że podawanie prawdziwych personaliów nie zawsze wychodzi na dobre. Kobieta w każdym razie przez moment patrzyła na niego w milczeniu, po czym skinęła głową.
- Bardzo dziękuję, obiecuje, że pani nie pożałuję. Nasi naukowcy pracowali w pocie czoła i udało im się stworzyć specjalne pluskwy, które po umieszczeniu w radioodbiorniku pozwolą pani słuchać naszej audycji. Pluskwa sama znajdzie dogodne dla niej miejsce w urządzeniu, pani zadaniem jedynie jest ustawienie potem częstotliwości na 101,1 a następnie uruchomienie pluskwy za pomocą specjalnej kombinacji 10 07 19 55, a potem znów na 101,1. W innym przypadku poleci jedynie audycja dezinformacyjna, więc proszę pamiętać aby w razie czego nikomu podejrzanemu nie zdradzać kombinacji aktywacyjnej. – wyjaśnił jej na spokojnie – Audycja rusza z dniem 15 lutego. – dodał jeszcze.
Widział, że kobieta jest jak najbardziej zainteresowana jego słowami. To dodatkowo motywowało go do dalszej pracy. W efekcie końcowym przekazał kobiecie pluskwę, po czym życząc jej miłego dnia wyszedł i ruszył dalej. Przez kolejne 40 minut udało mu się obejść jeszcze kilka domów i również zostawić w nich pluskwy, a nawet czasami sam je montował i pokazywał ludziom jak to wszystko działa. W końcu jednak postanowił wrócić na umówione miejsce spotkania z Prudence.
- Udało mi się rozdać sporo, ludzie są bardzo chętni. – powiedział z uśmiechem lekko kiwając głową kiedy tylko do niej podszedł – Myślę, że na spokojnie możemy ruszać dalej. Tutaj już ma sporo osób pluskwy, czas by więcej osób je dostało. – puścił jej oczko.
ztx2
- Mimo wszystko wolałbym abyś nie marzła. Ja również lubię przybywać na zewnątrz, ale zdecydowanie preferuje te cieplejsze pory roku. – odparł spokojnie uśmiechając się do niej delikatnie.
Powoli zagłębiali się w miasteczko. Prudence z pewnością znała te okolice o wiele lepiej niż on, ale jak najbardziej miał zamiar się do czegoś przydać. Był oczywiście oddany sprawie, nawet mimo wątpliwości, które ostatnimi czasy czasami go nawiedzały. Nie chodziło jednak na szczęście o słuszność działań Zakonu, bo to wiadomo, że było jak najbardziej słuszne i wskazane. Od pewnej rozmowy, która miała miejsce dwa miesiące temu, nadal gdzieś tam z tyłu głowy błądziła mu myśl, że coś mu zrobili, a on nie wie co.
- Ależ oczywiście, że to odpowiedzialne zadanie. – pokręcił głową patrząc na nią uważnie – Tak jak mówisz, szerzenie dobrego i pokrzepiającego umysł słowa jest bardzo ważne. Możemy dotrzeć do dużej ilości ludzi, którzy właśnie takiego wsparcia potrzebują. Wiele osób boi się prosić o pomoc, bo nie wiedzą komu mogą ufać. Wcale im się nie dziwie. Wtedy wkraczamy my i dajemy im pomoc i wsparcie, którego oczekują. Moim zdaniem to bardzo odpowiedzialne zadanie. – odparł nie odrywając od niej wzroku nawet na moment.
Wziął od niej część pluskiew, które wyjęła z pakunku, po czym życzył jej powodzenia i ruszył przed siebie. Skręcił w ulicę odchodzącej od głównej, po czym zapukał do jednego z domostw. Otworzyła mu kobieta w średnim wieku, zdecydowanie lekko się przestraszyła na jego widok.
- Dzień dobry pani, przepraszam, że przeszkadzam. Nazywam się Jackson i działam z ramienia Zakonu Feniska. Chciałbym pani pokazać nasz nowy wynalazek, który pozwoli pani na słuchanie specjalnej audycji stworzonej przez Zakon właśnie. – powiedział spokojnie uśmiechając się do niej łagodnie, jednocześnie przedstawiając się fałszywym imieniem.
Już dawno się nauczył, że podawanie prawdziwych personaliów nie zawsze wychodzi na dobre. Kobieta w każdym razie przez moment patrzyła na niego w milczeniu, po czym skinęła głową.
- Bardzo dziękuję, obiecuje, że pani nie pożałuję. Nasi naukowcy pracowali w pocie czoła i udało im się stworzyć specjalne pluskwy, które po umieszczeniu w radioodbiorniku pozwolą pani słuchać naszej audycji. Pluskwa sama znajdzie dogodne dla niej miejsce w urządzeniu, pani zadaniem jedynie jest ustawienie potem częstotliwości na 101,1 a następnie uruchomienie pluskwy za pomocą specjalnej kombinacji 10 07 19 55, a potem znów na 101,1. W innym przypadku poleci jedynie audycja dezinformacyjna, więc proszę pamiętać aby w razie czego nikomu podejrzanemu nie zdradzać kombinacji aktywacyjnej. – wyjaśnił jej na spokojnie – Audycja rusza z dniem 15 lutego. – dodał jeszcze.
Widział, że kobieta jest jak najbardziej zainteresowana jego słowami. To dodatkowo motywowało go do dalszej pracy. W efekcie końcowym przekazał kobiecie pluskwę, po czym życząc jej miłego dnia wyszedł i ruszył dalej. Przez kolejne 40 minut udało mu się obejść jeszcze kilka domów i również zostawić w nich pluskwy, a nawet czasami sam je montował i pokazywał ludziom jak to wszystko działa. W końcu jednak postanowił wrócić na umówione miejsce spotkania z Prudence.
- Udało mi się rozdać sporo, ludzie są bardzo chętni. – powiedział z uśmiechem lekko kiwając głową kiedy tylko do niej podszedł – Myślę, że na spokojnie możemy ruszać dalej. Tutaj już ma sporo osób pluskwy, czas by więcej osób je dostało. – puścił jej oczko.
ztx2
Between life and death
you will find your true self, you will know what you are and what you never expected to be
Gabriel Tonks
Zawód : Szpieg
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony - no nie powiedziałbym.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
18.01.1958
Prudence była gotowa do spełnienia swojego obowiązku. Dostała list od Harolda. Ogromnie ucieszyła się, że znalazł dla niej zadanie, dzięki któremu mogłaby się wykazać i pomóc Zakonowi. Z racji na swoje doświadczenie, wiedziała, że nie może zająć się tym sama. Potrzebowała wsparcia. Postanowiła skorzystać z pomocy zaufanych ludzi- chciała zabrać ze sobą jedną ze swoich przyjaciółek, która posiadała umiejętności medyczne, w końcu, nigdy nie wiadomo, jak się skończy łapanie tego stwora. Drugą osobę, którą zaangażowała polecił jej Anthony. Miała nadzieję, że rzeczywiście dobrze jej doradził, wszak nie znała pana Foxa, ufała jednak kuzynowi, w końcu kto jak kto, ale on nie dałby jej zrobić krzywdy.
Miała za zadanie sprawdzić, jakie stworzenie niepokoi okolicznych rybaków. Było to dosyć istotne, bo karmili oni bojówki Longbottoma. Sojusznicy zakonu musieli mieć dostęp do pożywienia, nie można było pozwolić, aby stracili płynność. Najprawdopodobniej była to kałamarnica, tak bowiem twierdzili okoliczni rybacy, zapewne było w tym trochę prawdy, w końcu byli doświadczeni i znali się na tym, co kryło się w morzu.
Być może pogoda nie była idealna do wchodzenia do wody, jednak przygotowało się na to, że mogą wystąpić takie ewentualności. Założyła pod ubranie kostium kąpielowy, gdyby wymagała tego sytuacja, to nie będzie miała oporów przed tym, aby znaleźć się pod wodą. W końcu był to jej żywioł, nie byłoby osoby, która mogłaby jej w tym dorównać, przynajmniej wśród tych, które znała. Pojawiła się w miejscu spotkania chwilę przed dwunastą. Nie chciała, aby ktokolwiek na nią czekał. Ubrana była ciepło, wszak zima rozgościła się już na dobre. Na wodzie będzie zapewne dużo zimniej, dlatego też odziana była w gruby, wełniany płaszcz z kapturem, na głowie wyjątkowo miała czapkę, szalikiem opatuliła sobie twarz. Była gotowa, aby stawić czoła temu potworowi, który niepokoił miejscowych.
Wpatrywała się w morze, które tak bardzo kochała. Dzisiejszy dzień, miał być tak bardzo podobny do jej codziennością przed wojną, że nie mogła się go doczekać. Ostatnio w końcu łowiła kelpie z tym odrażającym Rookwoodem. Na samo wspomnienie robiło jej się niedobrze, trochę żałowała, że napisała do niego list, ale każdy popełnia błędy. Wypatrywała Ronji, która miała się tu pojawić oraz Foxa.
Prudence była gotowa do spełnienia swojego obowiązku. Dostała list od Harolda. Ogromnie ucieszyła się, że znalazł dla niej zadanie, dzięki któremu mogłaby się wykazać i pomóc Zakonowi. Z racji na swoje doświadczenie, wiedziała, że nie może zająć się tym sama. Potrzebowała wsparcia. Postanowiła skorzystać z pomocy zaufanych ludzi- chciała zabrać ze sobą jedną ze swoich przyjaciółek, która posiadała umiejętności medyczne, w końcu, nigdy nie wiadomo, jak się skończy łapanie tego stwora. Drugą osobę, którą zaangażowała polecił jej Anthony. Miała nadzieję, że rzeczywiście dobrze jej doradził, wszak nie znała pana Foxa, ufała jednak kuzynowi, w końcu kto jak kto, ale on nie dałby jej zrobić krzywdy.
Miała za zadanie sprawdzić, jakie stworzenie niepokoi okolicznych rybaków. Było to dosyć istotne, bo karmili oni bojówki Longbottoma. Sojusznicy zakonu musieli mieć dostęp do pożywienia, nie można było pozwolić, aby stracili płynność. Najprawdopodobniej była to kałamarnica, tak bowiem twierdzili okoliczni rybacy, zapewne było w tym trochę prawdy, w końcu byli doświadczeni i znali się na tym, co kryło się w morzu.
Być może pogoda nie była idealna do wchodzenia do wody, jednak przygotowało się na to, że mogą wystąpić takie ewentualności. Założyła pod ubranie kostium kąpielowy, gdyby wymagała tego sytuacja, to nie będzie miała oporów przed tym, aby znaleźć się pod wodą. W końcu był to jej żywioł, nie byłoby osoby, która mogłaby jej w tym dorównać, przynajmniej wśród tych, które znała. Pojawiła się w miejscu spotkania chwilę przed dwunastą. Nie chciała, aby ktokolwiek na nią czekał. Ubrana była ciepło, wszak zima rozgościła się już na dobre. Na wodzie będzie zapewne dużo zimniej, dlatego też odziana była w gruby, wełniany płaszcz z kapturem, na głowie wyjątkowo miała czapkę, szalikiem opatuliła sobie twarz. Była gotowa, aby stawić czoła temu potworowi, który niepokoił miejscowych.
Wpatrywała się w morze, które tak bardzo kochała. Dzisiejszy dzień, miał być tak bardzo podobny do jej codziennością przed wojną, że nie mogła się go doczekać. Ostatnio w końcu łowiła kelpie z tym odrażającym Rookwoodem. Na samo wspomnienie robiło jej się niedobrze, trochę żałowała, że napisała do niego list, ale każdy popełnia błędy. Wypatrywała Ronji, która miała się tu pojawić oraz Foxa.
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Prudence i jej zaangażowanie w bieżące sprawy działań dla dobra ludzi wymagały od Macmillan z pewnością dużej dozy zaufania, by powierzyć owe informacje komukolwiek innemu. Ronja doceniała fakt, iż czarownica czuła, że mogła jej zaufać. Ubrała się stosownie do pogody w kilka warstw najróżniejszych koszul swetrów i długą spódnicę, pod której spodem skrywały się materiałowe spodnie dla wygody poruszania się. Teleportowanie się do Tintworh nie zajęło zbyt wiele, a szybki spacer pobliskim brzegiem doprowadził kobietę do miejsca spotkania. Zrównawszy się wreszcie krokiem z przyjaciółką, otworzyła ramiona w geście krótkiego przywitania, a następnie unosząc dłoń, tak by ochronić oczy przed ostrym zimowym słońcem, zwróciła spojrzenie na otaczający ich krajobraz.
- Dobrze cię widzieć Prue. Widziałam w pobliżu kilka łodzi rybackich z załogą, może rozmowa pozwoli skonkretyzować źródło ich problemu? Mogłabym spróbować też uspokoić nieco ich nastroje i zapewnić o naszej pomocy? - Z wymienionej korespondencji wiedziała, że mają do czynienia z jakiegoś rodzaju morską bestią, więc chociaż nie miała wielkich zdolności wodnych, zaopatrzyła się w skromny, jednoczęściowy strój kąpielowy skrywany pod całą resztą wierzchniego odzienia.
- Przyniosłam też kryształ, o którym ci mówiłam. - Zniżyła głos w celu zachowania większej dyskrecji, jednocześnie wysuwając z kieszeni płaszcza zielonkawą skałę. - Ma magiczne właściwości, pozwala na oddychanie pod wodą, może nie będzie potrzeba go zużywania, ale w razie czego zawsze mamy taką możliwość. - To mówiąc, zbliżyła się do granicy wody, bacznie lustrując nieprzejednaną taflę. Jeśli kałamarnica błąkała się po terenach rybaków, to na pewno przesiadywała tak blisko brzegu. Wyciągnęła różdżkę z kieszeni i skierowała ją na granatowe fale. - Nie wiem, jak mogłybyśmy do niej dotrzeć, ale w razie potrzeby jestem w stanie rzucić zaklęcie uspokajające używane na ludzi na przykład w przypadku silnych bólów migrenowych czy stresu. Może nie mieć tak silnego skutku, ale przypuszczam, że będzie w stanie uspokoić zwierzę. - Skinęła głową w stronę przechodzących obok mieszkańców wioski, a następnie znów zwróciła się do blondynki, w oczekiwaniu na jej odpowiedź, lub propozycję planu działania. W kwestii morskich istot Prudence miała niewątpliwie wiedzę specjalistyczną, a ponadto doświadczenie w pracy naukowej, jak również terenowego radzenia sobie z nimi.
| różdżka, kryształ oddychania pod wodą
- Dobrze cię widzieć Prue. Widziałam w pobliżu kilka łodzi rybackich z załogą, może rozmowa pozwoli skonkretyzować źródło ich problemu? Mogłabym spróbować też uspokoić nieco ich nastroje i zapewnić o naszej pomocy? - Z wymienionej korespondencji wiedziała, że mają do czynienia z jakiegoś rodzaju morską bestią, więc chociaż nie miała wielkich zdolności wodnych, zaopatrzyła się w skromny, jednoczęściowy strój kąpielowy skrywany pod całą resztą wierzchniego odzienia.
- Przyniosłam też kryształ, o którym ci mówiłam. - Zniżyła głos w celu zachowania większej dyskrecji, jednocześnie wysuwając z kieszeni płaszcza zielonkawą skałę. - Ma magiczne właściwości, pozwala na oddychanie pod wodą, może nie będzie potrzeba go zużywania, ale w razie czego zawsze mamy taką możliwość. - To mówiąc, zbliżyła się do granicy wody, bacznie lustrując nieprzejednaną taflę. Jeśli kałamarnica błąkała się po terenach rybaków, to na pewno przesiadywała tak blisko brzegu. Wyciągnęła różdżkę z kieszeni i skierowała ją na granatowe fale. - Nie wiem, jak mogłybyśmy do niej dotrzeć, ale w razie potrzeby jestem w stanie rzucić zaklęcie uspokajające używane na ludzi na przykład w przypadku silnych bólów migrenowych czy stresu. Może nie mieć tak silnego skutku, ale przypuszczam, że będzie w stanie uspokoić zwierzę. - Skinęła głową w stronę przechodzących obok mieszkańców wioski, a następnie znów zwróciła się do blondynki, w oczekiwaniu na jej odpowiedź, lub propozycję planu działania. W kwestii morskich istot Prudence miała niewątpliwie wiedzę specjalistyczną, a ponadto doświadczenie w pracy naukowej, jak również terenowego radzenia sobie z nimi.
| różdżka, kryształ oddychania pod wodą
quiet. composed. grateful. disciplined
do not underestimate my heart, it is a fortress, a stronghold that cannot be brought down, it has fought battles worth fighting, and saved loved ones worth defending, the day you think it a weakness, is the day
you will burn
you will burn
Ronja Fancourt
Zawód : magipsychiatra, uzdrowiciel
Wiek : 30/31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
battles may be fought
from the outside in
but wars are won
from the inside out
from the outside in
but wars are won
from the inside out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nie wiedziałem już, czym był dzień wolny. W czasie wojny nie było miejsca na wytchnienie. Wojna nie udzielała dyspensy. Nie takim, jak ja, którzy poczuwali się do odpowiedzialności za życie innych. Nie takim, jak ja, którzy za cel stawiali sobie wyplenienie wszelkiego zła, które zstąpiło na nasze ziemie. Ile było we mnie jeszcze z człowieka? Ilu czynów, którymi zwykłem gardzić, dopuściłem się w wyniku tego konfliktu? Przestałem liczyć.
Do ostatniej chwili nie byłem pewien, czy uda mi się dotrzeć do Tinworth na czas. Kiedy jednak mimochodem doszły mnie słuchy, że to głównie z tej wioski płyną zapotrzebowania na zapasy ryb, postawiłem sobie za cel udzielenie pomocy Lady Macmillan. Była już na miejscu, kiedy teleportowałem się w okolicę. Tak przynajmniej mi się wydawało - już z daleka dało się dostrzec postać odzianą w szaty, na które zdecydowanie nie było stać większości społeczeństwa. Towarzyszyła jej druga czarownica, znacznie skromniej ubrana, choć zdecydowanie ekstrawagancko. Obie kobiety były mi obce, nie wątpiłem jednak, że zamiary Lady Macmillan pozostawały zbieżne z moimi. Mimo grubych szat w odcieniach granatu, które otulały moje ciało, mróz przenikał mnie aż do kości, a chłodny, nadmorski wiatr smagał policzki, barwiąc je szkarłatem. Szum rozbijających się o siebie fal mógł wydawać się kojący, czułem jednak, że wkrótce przyjdzie mi stawić im czoła, a wówczas nie wydadzą się równie przyjazne
- Lady Macmillan, jak się domyślam - skinąłem lekko głową w jej kierunku, kiedy pokonałem dzielący nas dystans. - Frederick Fox - Przedstawiłem się, zgodnie z zasadami etykiety - być może nie czułem się już przywiązany do mojej własnej rodziny, ale dobre wychowanie pozostawało dobrym wychowaniem. Lekko skinąłem głową także jej towarzyszce, której przyjrzałem się uważnie, może nieco chłodno, jakbym w tej krótkiej chwili próbował zajrzeć jej do duszy, by upewnić się, czy była naszym sprzymierzeńcem. - Czy wiemy, z czym mamy do czynienia? Jaki jest plan? Czy przesłuchano rybaków? Czy będą w stanie nam pomóc? - Wywożąc łodziami w morze, chociażby; nie słyszałem wcześniejszej rozmowy kobiet, nie wiedziałem więc, co zostało ustalone, ani czy miały doświadczenie w przeprowadzaniu podobnych akcji.
Do ostatniej chwili nie byłem pewien, czy uda mi się dotrzeć do Tinworth na czas. Kiedy jednak mimochodem doszły mnie słuchy, że to głównie z tej wioski płyną zapotrzebowania na zapasy ryb, postawiłem sobie za cel udzielenie pomocy Lady Macmillan. Była już na miejscu, kiedy teleportowałem się w okolicę. Tak przynajmniej mi się wydawało - już z daleka dało się dostrzec postać odzianą w szaty, na które zdecydowanie nie było stać większości społeczeństwa. Towarzyszyła jej druga czarownica, znacznie skromniej ubrana, choć zdecydowanie ekstrawagancko. Obie kobiety były mi obce, nie wątpiłem jednak, że zamiary Lady Macmillan pozostawały zbieżne z moimi. Mimo grubych szat w odcieniach granatu, które otulały moje ciało, mróz przenikał mnie aż do kości, a chłodny, nadmorski wiatr smagał policzki, barwiąc je szkarłatem. Szum rozbijających się o siebie fal mógł wydawać się kojący, czułem jednak, że wkrótce przyjdzie mi stawić im czoła, a wówczas nie wydadzą się równie przyjazne
- Lady Macmillan, jak się domyślam - skinąłem lekko głową w jej kierunku, kiedy pokonałem dzielący nas dystans. - Frederick Fox - Przedstawiłem się, zgodnie z zasadami etykiety - być może nie czułem się już przywiązany do mojej własnej rodziny, ale dobre wychowanie pozostawało dobrym wychowaniem. Lekko skinąłem głową także jej towarzyszce, której przyjrzałem się uważnie, może nieco chłodno, jakbym w tej krótkiej chwili próbował zajrzeć jej do duszy, by upewnić się, czy była naszym sprzymierzeńcem. - Czy wiemy, z czym mamy do czynienia? Jaki jest plan? Czy przesłuchano rybaków? Czy będą w stanie nam pomóc? - Wywożąc łodziami w morze, chociażby; nie słyszałem wcześniejszej rozmowy kobiet, nie wiedziałem więc, co zostało ustalone, ani czy miały doświadczenie w przeprowadzaniu podobnych akcji.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Ronja należała do wąskiego grona osób, którym Prue ufała bezgranicznie. Wiedziała, że ma w niej oparcie w każdej sytuacji, wierzyła, że Fancourt uważała podobnie, choć raczej rzadko to okazywała. Przyjaciółka była raczej zamknięta w sobie, ułożona, rzadko kiedy dzieliła się z innymi swoimi problemami, były niemal niczym ogień i woda. Może właśnie dzięki temu idealnie się dogadywały? Kobieta zjawiła się tu chwilę po niej, Macmillan pozwoliła sobie ją mocno przytulić. Cieszyła się, że jest cała i zdrowa. - Tak, myślę, że jest to najlepsze rozwiązanie. Musimy zapytać miejscowych o konkrety, może uda nam się więcej ustalić. Jeśli możesz, a wiem, że potrafisz to warto spróbować ich uspokoić.- uśmiechnęła się do niej ciepło.
- Wspaniały pomysł z tym kryształem, może się przydać.- przeniosła wzrok na dłoń Ronji, w której mignął zielony kamień. - Jakby coś, ja wchodzę do wody. Mam zapewne największe doświadczenie, może nie będzie ona zbyt ciepła, myślę jednak, że coś wymyślimy. Nie pozwolę wam aż tak ryzykować, dla mnie to norma, nic złego nie powinno się mi przytrafić.- Woda była żywiołem Prudence. To w niej czuła się najlepiej, to ona ostatnio uratowała jej życie przed olbrzymem.
- Myślę, że może to być całkiem dobre sposób. Uspokoić zwierzę, a później je zaatakować. Musimy pomóc rybakom, dzięki temu będą mogli ponownie zaopatrywać nas w ryby.- zbliżyła się z Ronją do tafli wody. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, była bowiem w miejscu, które kochała najbardziej, nic więcej nie potrzebowała do szczęścia.
- Jeśli chodzi o dotarcie do niej.. myślałam o tym, żeby porozmawiać z tutejszymi, może pożyczą nam łódkę, to by ułatwiło nam polowanie.- Wtedy tuż obok pojawił się mężczyzna, musiał być to Fox, którego polecił jej Tony. - Witam pana. Prudence Macmillan, a to moja serdeczna przyjaciółka Ronja Fancourt, jest magimedykiem. Nie zdaje sobie Pan sprawy jak jestem rada, że wyraził pan chęć pomocy w mojej sprawie.- posłała mężczyźnie uśmiech, naprawdę cieszyło ją to, że się zgodził. Nie dało się ukryć, że same z Ronją, we dwie nie zdziałałyby tutaj zbyt wiele. - Właśnie zaczęłyśmy dyskutować na ten temat. Możemy porozmawiać z rybakami, z tego, co słyszałam, to ponoć ich problemem jest kałamarnica, mam nadzieję, że to prawda, nie byłby to wtedy aż taki duży problem. Myślałyśmy z moją drogą Ronją, że mogłaby rzucić na nią zaklęcie uspokajające, dzięki czemu zwierzę nie będzie zbytnio rozjuszone. Później moglibyśmy ją złapać, podzielić na porcje i przekazać do Oazy, gdzie na pewno chętnie przyjmą mięso, ewentualnie podzielić się z innymi potrzebującymi, co Pan o tym myśli?- spojrzała na Foxa.
Przy brzegu stało kilka łódek, przy których można było zaobserwować rybaków. Postanowiła do nich podejść. - Dzień dobry, jestem Lady Prudence Macmillan, słyszałam o waszym problemie, czy moglibyście o nim nieco opowiedzieć, gdyż przybyliśmy tutaj po to aby wam pomóc.- głos Prudence był spokojny, widać było, że zupełnie nie boi się tego, co za chwilę spotka w morzu.
Odezwał się jeden z nich, który zmierzył ich niezbyt przyjemnym spojrzeniem. - Kałamarnica przeszkadza nam w połowie, niszczy sieci, ostatnio przewróciła nawet łódź, nie sądzę, żebyście dali sobie z nią radę.- widać było, że jest sceptycznie nastawiony do przybyszów.
- Wspaniały pomysł z tym kryształem, może się przydać.- przeniosła wzrok na dłoń Ronji, w której mignął zielony kamień. - Jakby coś, ja wchodzę do wody. Mam zapewne największe doświadczenie, może nie będzie ona zbyt ciepła, myślę jednak, że coś wymyślimy. Nie pozwolę wam aż tak ryzykować, dla mnie to norma, nic złego nie powinno się mi przytrafić.- Woda była żywiołem Prudence. To w niej czuła się najlepiej, to ona ostatnio uratowała jej życie przed olbrzymem.
- Myślę, że może to być całkiem dobre sposób. Uspokoić zwierzę, a później je zaatakować. Musimy pomóc rybakom, dzięki temu będą mogli ponownie zaopatrywać nas w ryby.- zbliżyła się z Ronją do tafli wody. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, była bowiem w miejscu, które kochała najbardziej, nic więcej nie potrzebowała do szczęścia.
- Jeśli chodzi o dotarcie do niej.. myślałam o tym, żeby porozmawiać z tutejszymi, może pożyczą nam łódkę, to by ułatwiło nam polowanie.- Wtedy tuż obok pojawił się mężczyzna, musiał być to Fox, którego polecił jej Tony. - Witam pana. Prudence Macmillan, a to moja serdeczna przyjaciółka Ronja Fancourt, jest magimedykiem. Nie zdaje sobie Pan sprawy jak jestem rada, że wyraził pan chęć pomocy w mojej sprawie.- posłała mężczyźnie uśmiech, naprawdę cieszyło ją to, że się zgodził. Nie dało się ukryć, że same z Ronją, we dwie nie zdziałałyby tutaj zbyt wiele. - Właśnie zaczęłyśmy dyskutować na ten temat. Możemy porozmawiać z rybakami, z tego, co słyszałam, to ponoć ich problemem jest kałamarnica, mam nadzieję, że to prawda, nie byłby to wtedy aż taki duży problem. Myślałyśmy z moją drogą Ronją, że mogłaby rzucić na nią zaklęcie uspokajające, dzięki czemu zwierzę nie będzie zbytnio rozjuszone. Później moglibyśmy ją złapać, podzielić na porcje i przekazać do Oazy, gdzie na pewno chętnie przyjmą mięso, ewentualnie podzielić się z innymi potrzebującymi, co Pan o tym myśli?- spojrzała na Foxa.
Przy brzegu stało kilka łódek, przy których można było zaobserwować rybaków. Postanowiła do nich podejść. - Dzień dobry, jestem Lady Prudence Macmillan, słyszałam o waszym problemie, czy moglibyście o nim nieco opowiedzieć, gdyż przybyliśmy tutaj po to aby wam pomóc.- głos Prudence był spokojny, widać było, że zupełnie nie boi się tego, co za chwilę spotka w morzu.
Odezwał się jeden z nich, który zmierzył ich niezbyt przyjemnym spojrzeniem. - Kałamarnica przeszkadza nam w połowie, niszczy sieci, ostatnio przewróciła nawet łódź, nie sądzę, żebyście dali sobie z nią radę.- widać było, że jest sceptycznie nastawiony do przybyszów.
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wioska klimatem odpowiadała bajkowemu miasteczku, idealnemu miejscu na wakacyjne wyprawy z grupką dzieci, chociaż nie trzeba było przyglądać się przesadnie jej mieszkańcom, by widzieć, że wojna odcisnęła na ich interesach i samopoczuciu swoje piętno. Zanim przystąpiła do oględzin sytuacji, przywitała krótkim skinieniem ostatniego przybyłego, wychwytując z jego mowy lekko już zatarte, ale wciąż obecne wysokie wychowanie. Czystokrwisty? Musiał taki być, bowiem nie wyobrażała sobie żadnej innej ewentualności, nawet jeśli nazwisko Fox nie mówiło jej wiele prócz oczywistego skojarzenia z listami gończymi. “Zdrajca krwi” jak mówiły nagłówki Walczącego Maga, zatem czarodziej niegdyś należał do najwyższej śmietanki ich społeczeństwa.
Porzucając szybko dywagacje zbędne dla ich obecnej sytuacji, przekierowała wzrok na grupkę rybaków bliskich kilku zacumowanym w małej przystani łodziom. Istotnie, zgodnie z tym co mówiła im teraz Prudence, najrozsądniej byłoby przeprowadzić krótki wywiad sytuacyjny, wyruszyć łodzią dalej od brzegu i zakończyć sytuację.
- To doskonały pomysł Prudence, zacznijmy małymi krokami od pertraktacji z nimi. Musieli wiele przecierpieć, więc należy liczyć się z tym, że nie użyczą nam swojej łodzi tak łatwo. Może też rozsądnie będzie wziąć jednego z nich ze sobą? Chyba że któreś z was ma doświadczenie w samym sterowaniu tym mechanizmem, czy wiosłami, niestety nie mogę powiedzieć tego o sobie. - Wiedziała wprawdzie, że blondynka miała doświadczenie w pracy z morskimi stworzeniami, ale nie miała pojęcia, jak dobrze znała się na machinach morskich takie jak łodzie rybackie. Logicznym krokiem wydawało się wypłynięcie z dala od osady i tam wprowadzenie w życia dalszych etapów planu, by ograniczyć niepokój mieszkańców Tinworth.
- Przybyliśmy, by wam pomóc i nie spoczniemy, póki chociaż nie podejmiemy próby. Lady Macmillan jest doświadczoną ekspertką od spraw morskich stworzeń, być może jeśli z waszą pomocą dopłyniemy łodzią bliżej głębi wody uda się zwierzę unieszkodliwić, a waszym rodzinom zapewnić spokój. - Przedstawiła sytuację możliwie neutralnie, jednocześnie oferując rybakom korzyść, jaką mogli osiągnąć z sukcesywnej pomocy ich sprawie, w nadziei, że prędzej czy później zgodzą się na ich warunki. - Możecie powiedzieć nam coś więcej o zachowaniu kałamarnicy? Ktoś próbował ją wcześniej atakować, czy reaguje agresją na zwykłe pojawienia się statków w swoim towarzystwie? - Zadała kilka informacyjnych pytań, a w oczekiwaniu na odpowiedź, skierowała uwagę w stronę towarzyszącego ich mężczyźnie. - Nie da się wykluczyć sytuacji, w której zwierzę okaże się agresywne i będziemy musieli je zneutralizować, rozumiem, że ma pan największe doświadczenie w tej dziedzinie. - Wolała być pewna, tego z kim działali i możliwie jak najlepiej pomóc rozłożyć ich siły, szczególnie gdy sytuacja sprawiała wrażenie tak niepewnej i uzależnionej od prymitywnego instynktu wielkiego mięczaka.
Porzucając szybko dywagacje zbędne dla ich obecnej sytuacji, przekierowała wzrok na grupkę rybaków bliskich kilku zacumowanym w małej przystani łodziom. Istotnie, zgodnie z tym co mówiła im teraz Prudence, najrozsądniej byłoby przeprowadzić krótki wywiad sytuacyjny, wyruszyć łodzią dalej od brzegu i zakończyć sytuację.
- To doskonały pomysł Prudence, zacznijmy małymi krokami od pertraktacji z nimi. Musieli wiele przecierpieć, więc należy liczyć się z tym, że nie użyczą nam swojej łodzi tak łatwo. Może też rozsądnie będzie wziąć jednego z nich ze sobą? Chyba że któreś z was ma doświadczenie w samym sterowaniu tym mechanizmem, czy wiosłami, niestety nie mogę powiedzieć tego o sobie. - Wiedziała wprawdzie, że blondynka miała doświadczenie w pracy z morskimi stworzeniami, ale nie miała pojęcia, jak dobrze znała się na machinach morskich takie jak łodzie rybackie. Logicznym krokiem wydawało się wypłynięcie z dala od osady i tam wprowadzenie w życia dalszych etapów planu, by ograniczyć niepokój mieszkańców Tinworth.
- Przybyliśmy, by wam pomóc i nie spoczniemy, póki chociaż nie podejmiemy próby. Lady Macmillan jest doświadczoną ekspertką od spraw morskich stworzeń, być może jeśli z waszą pomocą dopłyniemy łodzią bliżej głębi wody uda się zwierzę unieszkodliwić, a waszym rodzinom zapewnić spokój. - Przedstawiła sytuację możliwie neutralnie, jednocześnie oferując rybakom korzyść, jaką mogli osiągnąć z sukcesywnej pomocy ich sprawie, w nadziei, że prędzej czy później zgodzą się na ich warunki. - Możecie powiedzieć nam coś więcej o zachowaniu kałamarnicy? Ktoś próbował ją wcześniej atakować, czy reaguje agresją na zwykłe pojawienia się statków w swoim towarzystwie? - Zadała kilka informacyjnych pytań, a w oczekiwaniu na odpowiedź, skierowała uwagę w stronę towarzyszącego ich mężczyźnie. - Nie da się wykluczyć sytuacji, w której zwierzę okaże się agresywne i będziemy musieli je zneutralizować, rozumiem, że ma pan największe doświadczenie w tej dziedzinie. - Wolała być pewna, tego z kim działali i możliwie jak najlepiej pomóc rozłożyć ich siły, szczególnie gdy sytuacja sprawiała wrażenie tak niepewnej i uzależnionej od prymitywnego instynktu wielkiego mięczaka.
quiet. composed. grateful. disciplined
do not underestimate my heart, it is a fortress, a stronghold that cannot be brought down, it has fought battles worth fighting, and saved loved ones worth defending, the day you think it a weakness, is the day
you will burn
you will burn
Ronja Fancourt
Zawód : magipsychiatra, uzdrowiciel
Wiek : 30/31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
battles may be fought
from the outside in
but wars are won
from the inside out
from the outside in
but wars are won
from the inside out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Kiedy lady Macmillan powitała mnie uśmiechem, mojemu bystremu oku nie umknął szczegół braku przednich zębów - nie dałem jednak poznać po sobie tego, że detal ten rzucił mi się w oczy. Wśród mieszkańców Portu czy Nokturnu nie było to szczególnym zaskoczeniem, jednak w zderzeniu z wysokim urodzeniem skłaniało do refleksji.
Na całe szczęście sam Cronus Malfoy zadbał o moje dobre wychowanie.
- Lady Macmillan, jak dobrze rozumiem jest lady specjalistką. Czy zaklęcie uspokajające wystarczy, czy może powinniśmy oszołomić kałamarnicę Conjunctivitsem? - Zapytałem, a w moim tonie wybrzmiał sceptycyzm. Nie znałem się dobrze na anatomii morskich stworzeń - moja wiedza ograniczała się do popularnych zwierząt spotykanych na codzień. Jeśli jednak kałamarnica potrafiła być utrapieniem dla rybaków, a ci - z pewnością obyci z mieszkańcami morza - mimo tego nie byli w stanie poradzić sobie z problemem, poddawałem w wątpliwość, by zaklęcie stosowane na ludziach mogło z podobnym skutkiem wpłynąć na zwierzę. - Jeśli tak, należałoby przekonać rybaków, aby wypłynęli z nami. Z pewnością będzie lady wiedziała, czym zwabić stworzenie w pobliże łodzi. Jeśli uda się nam je oszołomić, możemy zarzucić sieci i wyciągnąć kałamarnicę na mieliznę. - Uściśliłem, chcąc upewnić się, że dobrze rozumiem zamierzenie lady Macmillan. Do tego działania zdecydowanie potrzebowaliśmy pomocy doświadczonych poławiaczy - a plan, jeśli był realny, wydawał się możliwy do zrealizowania. - Mięso z pewnością będzie cennym nabytkiem, jednak co do przydziału, decyzja będzie należała do lady. - Zgodziłem się, wierząc, że postąpi właściwie. Rozwiązanie problemu było jej inicjatywą, nie zamierzałem więc ingerować w sposób wykorzystania zwierzęcia tak długo, jak pozostawał zbieżny z moimi przekonaniami. Nie dałem poznać po sobie, że rozmowa o mięsie spowodowała, że moje myśli zaczęły krążyć wokół jedzenia. W styczniu żywiłem się głównie zupą grochową, którą trudno było uznać za rarytas, a jeszcze trudniej za źródło energii. Moje ostatnie polowania spełzały na niczym, a nieśmiałbym otwarcie poprosić lady o przydział. Duma nie pozwalała mi na przyjmowanie jałmużny. - Czy można wykorzystać ją w inny sposób? - Postanowiłem dopytać, bardziej dla własnej wiedzy; pamiętałem atak węża morskiego w Oazie - choć dotarłem na wybrzeże, gdy było już po wszystkim, wyglądało na to, że w ostatnim czasie problem z morskimi stworzeniami był na czasie, warto było więc uszczknąć nieco wiedzy.
Ruszyliśmy w kierunku stacjonujących u brzegu rybaków; śnieg i chłodny wiatr zdawały się nie zniechęcać ich do pracy.
- Pani Fancourt, niestety nie jestem specjalistą od morskich stworzeń, dlatego nie znam innego sposobu na rozwiązanie problemu, niż złapanie kałamarnicy. Jeśli jednak chodzi o samą magię ofensywną, mogą panie liczyć na moje wsparcie. - Wyjaśniłem; w moim odczuciu neutralizacja, jak to ujęła kobieta była jedyną drogą, jaką mogliśmy pomóc rybakom - ich praca była niezwykle cenna. - Dziękujemy za wsparcie, które nam zapewniacie. Wiem, dokąd trafiają łowione przez was ryby. Dzięki wam oddziały bojowe Longbottoma mogą pozostać w formie mimo ciężkich czasów. Chcemy się odwdzięczyć. - Zwróciłem się do mężczyzn, którzy wydawali się ostrożnie nastawieni do naszej obecności. Nie zraziło mnie to; być może niektórzy z nich mogli znać moją twarz - jeśli tak, musieli wiedzieć także, że słowa wdzięczności, które do nich skierowałem, były szczere. Z mojej postawy bił autorytet, obok którego trudno było przejść obojętnie. Widziałem, jak mężczyźni - mimo, iż nadal zajęci pracą przy sieciach i łodziach - zaczęli z coraz większą ciekawością przyglądać się naszej trójce. Jeden z nich, ubrany w błękitny kapok, zadarł nos do góry, mierząc nas badawczym spojrzeniem. Jego siwa, długa broda powiewała na wietrze spod jasnego kaptura.
- A pływać umita? - Odezwał się prostym językiem; był zdecydowanie najstarszy pośród zebranych i z wyraźnym brakiem przekonania spojrzał w kierunku lady. - Jo was moge zabrać na ta woda, ale jak chlupnieta mi z łajby, musita radzić se sami. Jo sie z kałamarnico nie byda cackać. Brata mi zabroła. Bob to był chłop, pływoł jak rybo. Ale jak ostotnio chlupnął, a łono było pod łajbo, to już żech go wincyj nie widzioł. - Dało się zauważyć, że pozostali mężczyźni zaczęli szeptać między sobą, spoglądając na najstarszego. Teraz wszystko zależało od tego, czy mieli go za szaleńca i zamierzali odmówić, czy też stary rybak cieszył się ich zaufaniem.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Na całe szczęście sam Cronus Malfoy zadbał o moje dobre wychowanie.
- Lady Macmillan, jak dobrze rozumiem jest lady specjalistką. Czy zaklęcie uspokajające wystarczy, czy może powinniśmy oszołomić kałamarnicę Conjunctivitsem? - Zapytałem, a w moim tonie wybrzmiał sceptycyzm. Nie znałem się dobrze na anatomii morskich stworzeń - moja wiedza ograniczała się do popularnych zwierząt spotykanych na codzień. Jeśli jednak kałamarnica potrafiła być utrapieniem dla rybaków, a ci - z pewnością obyci z mieszkańcami morza - mimo tego nie byli w stanie poradzić sobie z problemem, poddawałem w wątpliwość, by zaklęcie stosowane na ludziach mogło z podobnym skutkiem wpłynąć na zwierzę. - Jeśli tak, należałoby przekonać rybaków, aby wypłynęli z nami. Z pewnością będzie lady wiedziała, czym zwabić stworzenie w pobliże łodzi. Jeśli uda się nam je oszołomić, możemy zarzucić sieci i wyciągnąć kałamarnicę na mieliznę. - Uściśliłem, chcąc upewnić się, że dobrze rozumiem zamierzenie lady Macmillan. Do tego działania zdecydowanie potrzebowaliśmy pomocy doświadczonych poławiaczy - a plan, jeśli był realny, wydawał się możliwy do zrealizowania. - Mięso z pewnością będzie cennym nabytkiem, jednak co do przydziału, decyzja będzie należała do lady. - Zgodziłem się, wierząc, że postąpi właściwie. Rozwiązanie problemu było jej inicjatywą, nie zamierzałem więc ingerować w sposób wykorzystania zwierzęcia tak długo, jak pozostawał zbieżny z moimi przekonaniami. Nie dałem poznać po sobie, że rozmowa o mięsie spowodowała, że moje myśli zaczęły krążyć wokół jedzenia. W styczniu żywiłem się głównie zupą grochową, którą trudno było uznać za rarytas, a jeszcze trudniej za źródło energii. Moje ostatnie polowania spełzały na niczym, a nieśmiałbym otwarcie poprosić lady o przydział. Duma nie pozwalała mi na przyjmowanie jałmużny. - Czy można wykorzystać ją w inny sposób? - Postanowiłem dopytać, bardziej dla własnej wiedzy; pamiętałem atak węża morskiego w Oazie - choć dotarłem na wybrzeże, gdy było już po wszystkim, wyglądało na to, że w ostatnim czasie problem z morskimi stworzeniami był na czasie, warto było więc uszczknąć nieco wiedzy.
Ruszyliśmy w kierunku stacjonujących u brzegu rybaków; śnieg i chłodny wiatr zdawały się nie zniechęcać ich do pracy.
- Pani Fancourt, niestety nie jestem specjalistą od morskich stworzeń, dlatego nie znam innego sposobu na rozwiązanie problemu, niż złapanie kałamarnicy. Jeśli jednak chodzi o samą magię ofensywną, mogą panie liczyć na moje wsparcie. - Wyjaśniłem; w moim odczuciu neutralizacja, jak to ujęła kobieta była jedyną drogą, jaką mogliśmy pomóc rybakom - ich praca była niezwykle cenna. - Dziękujemy za wsparcie, które nam zapewniacie. Wiem, dokąd trafiają łowione przez was ryby. Dzięki wam oddziały bojowe Longbottoma mogą pozostać w formie mimo ciężkich czasów. Chcemy się odwdzięczyć. - Zwróciłem się do mężczyzn, którzy wydawali się ostrożnie nastawieni do naszej obecności. Nie zraziło mnie to; być może niektórzy z nich mogli znać moją twarz - jeśli tak, musieli wiedzieć także, że słowa wdzięczności, które do nich skierowałem, były szczere. Z mojej postawy bił autorytet, obok którego trudno było przejść obojętnie. Widziałem, jak mężczyźni - mimo, iż nadal zajęci pracą przy sieciach i łodziach - zaczęli z coraz większą ciekawością przyglądać się naszej trójce. Jeden z nich, ubrany w błękitny kapok, zadarł nos do góry, mierząc nas badawczym spojrzeniem. Jego siwa, długa broda powiewała na wietrze spod jasnego kaptura.
- A pływać umita? - Odezwał się prostym językiem; był zdecydowanie najstarszy pośród zebranych i z wyraźnym brakiem przekonania spojrzał w kierunku lady. - Jo was moge zabrać na ta woda, ale jak chlupnieta mi z łajby, musita radzić se sami. Jo sie z kałamarnico nie byda cackać. Brata mi zabroła. Bob to był chłop, pływoł jak rybo. Ale jak ostotnio chlupnął, a łono było pod łajbo, to już żech go wincyj nie widzioł. - Dało się zauważyć, że pozostali mężczyźni zaczęli szeptać między sobą, spoglądając na najstarszego. Teraz wszystko zależało od tego, czy mieli go za szaleńca i zamierzali odmówić, czy też stary rybak cieszył się ich zaufaniem.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Ostatnio zmieniony przez Frederick Fox dnia 08.04.22 21:42, w całości zmieniany 2 razy
- Myślę, że jest to doskonały pomysł Ronjo. Przydałby się nam ktoś, kto prowadziłby łódkę, tak szczerze mówiąc, to akurat na tym się średnio znam, myślę też, że prędzej pożyczyliby nam ją wiedząc, że jest bezpieczna z którymś z tutejszych za sterami.- rzekła do przyjaciółki. Zresztą nie było się co dziwić, przychodzą jacyś obcy ludzie i proszą o pożyczenie łódki, nie najlepiej to wyglądało. Na przyszłość Macmillan powinna sobie zorganizować swój własny sprzęt, wtedy nie musiałaby kombinować w jaki sposób wypłynąć w morze.
- Właściwie, myślę, że można ją również oszołomić. Nie wiadomo, jak długo działałoby na nią zaklęcie uspokajające, dla naszego dobra powinniśmy się zabezpieczyć.- powiedziała do Foxa. Właściwie, wolałaby to robić w ten delikatniejszy sposób, jednak nie chciała ryzykować tym, że coś stanie się jej, albo jej towarzyszom. - Zastanawia mnie, czy sieci sobie z nią poradzą, nie wiem, czy nie będziemy musieli sobie pomóc jakimś zaklęciem, ponoć to stworzenie jest ogromne, raczej nie mają takich wielkich, silnych sieci.- nie wydawało się jej, aby była to zwyczajna kałamarnica, z taką zapewne rybacy by sobie poradzili. Nie było co zwlekać, trzeba z nich wyciągnąć, jak najwięcej informacji. - Tak właściwie panie Fox, to wszystko zależy od gatunku, z jakim mamy tutaj do czynienia. Niektóre zwierzęta nie mają żadnych dodatkowych właściwości, z niektórych można pozyskać trujący jad, który jest składnikiem wielu eliksirów, wszystko tak naprawdę dopiero się okaże. Na pewno będzie z tego sporo mięsa do wykarmienia ludzi w Oazie.- był to dla niej priorytet, w końcu ona tego nie potrzebowała, może odda nieco rybakom, żeby nie poczuli się poszkodowani.
Uśmiechnęła się do Ronji, kiedy się odezwała, ta to potrafiła stworzyć wrażenie, że wiedzą, co robią. Było to na pewno przydatną cechą podczas rozmów z obcymi ludźmi. Postanowiła się odezwać. - Posiadam doświadczenie, dosyć spore jeśli chodzi o morskie stworzenia, bardzo chętnie pomogę się Wam zająć tym tutaj. Przybyli ze mną towarzysze, którzy również chcą pomóc, mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko, chcielibyśmy się jedynie dowiedzieć, na czym stoimy, żebyśmy wiedzieli z czym przyjdzie się nam zmierzyć.- odparła spokojnym głosem. Macmillan ostatnimi czasy coraz pewniej czuła się przekonując innych do racji swoich czynów. - Bardzo chętnie skorzystalibyśmy z waszej łodzi, może znalazłby się śmiałek, który zechciałby nam pokazać, w którym miejscu można ją najczęściej spotkać?- spojrzała na mężczyzn, którzy to znajdowali się przed nimi, liczyła na to, że może któryś będzie na tyle miły, że nie dość, że użyczy im swojej łodzi, to jeszcze z nimi wypłynie.
- Pływać? Szanowny panie, ja to jestem jak rybka, jak trafię do wody. Nie wiem, jak reszta, za siebie jednak mogę ręczyć.- odparła do niego z uśmiechem. Dawno nie miała możliwości polować na morskie stworzenia, także była wyjątkowo podekscytowana. - To może wyruszajmy, póki się pan nie rozmyślił?- powiedziała jeszcze do mężczyzny. Naciągnęła kaptur na głowę, wiedziała bowiem, że podczas tej pory roku nawet przy brzegu mogło urwać głowę.
- Musimy uważać, skupić się i jej wypatrywać, mam nadzieję, że pójdzie gładko.- rzekła jeszcze do Foxa i Ronji.
- Właściwie, myślę, że można ją również oszołomić. Nie wiadomo, jak długo działałoby na nią zaklęcie uspokajające, dla naszego dobra powinniśmy się zabezpieczyć.- powiedziała do Foxa. Właściwie, wolałaby to robić w ten delikatniejszy sposób, jednak nie chciała ryzykować tym, że coś stanie się jej, albo jej towarzyszom. - Zastanawia mnie, czy sieci sobie z nią poradzą, nie wiem, czy nie będziemy musieli sobie pomóc jakimś zaklęciem, ponoć to stworzenie jest ogromne, raczej nie mają takich wielkich, silnych sieci.- nie wydawało się jej, aby była to zwyczajna kałamarnica, z taką zapewne rybacy by sobie poradzili. Nie było co zwlekać, trzeba z nich wyciągnąć, jak najwięcej informacji. - Tak właściwie panie Fox, to wszystko zależy od gatunku, z jakim mamy tutaj do czynienia. Niektóre zwierzęta nie mają żadnych dodatkowych właściwości, z niektórych można pozyskać trujący jad, który jest składnikiem wielu eliksirów, wszystko tak naprawdę dopiero się okaże. Na pewno będzie z tego sporo mięsa do wykarmienia ludzi w Oazie.- był to dla niej priorytet, w końcu ona tego nie potrzebowała, może odda nieco rybakom, żeby nie poczuli się poszkodowani.
Uśmiechnęła się do Ronji, kiedy się odezwała, ta to potrafiła stworzyć wrażenie, że wiedzą, co robią. Było to na pewno przydatną cechą podczas rozmów z obcymi ludźmi. Postanowiła się odezwać. - Posiadam doświadczenie, dosyć spore jeśli chodzi o morskie stworzenia, bardzo chętnie pomogę się Wam zająć tym tutaj. Przybyli ze mną towarzysze, którzy również chcą pomóc, mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko, chcielibyśmy się jedynie dowiedzieć, na czym stoimy, żebyśmy wiedzieli z czym przyjdzie się nam zmierzyć.- odparła spokojnym głosem. Macmillan ostatnimi czasy coraz pewniej czuła się przekonując innych do racji swoich czynów. - Bardzo chętnie skorzystalibyśmy z waszej łodzi, może znalazłby się śmiałek, który zechciałby nam pokazać, w którym miejscu można ją najczęściej spotkać?- spojrzała na mężczyzn, którzy to znajdowali się przed nimi, liczyła na to, że może któryś będzie na tyle miły, że nie dość, że użyczy im swojej łodzi, to jeszcze z nimi wypłynie.
- Pływać? Szanowny panie, ja to jestem jak rybka, jak trafię do wody. Nie wiem, jak reszta, za siebie jednak mogę ręczyć.- odparła do niego z uśmiechem. Dawno nie miała możliwości polować na morskie stworzenia, także była wyjątkowo podekscytowana. - To może wyruszajmy, póki się pan nie rozmyślił?- powiedziała jeszcze do mężczyzny. Naciągnęła kaptur na głowę, wiedziała bowiem, że podczas tej pory roku nawet przy brzegu mogło urwać głowę.
- Musimy uważać, skupić się i jej wypatrywać, mam nadzieję, że pójdzie gładko.- rzekła jeszcze do Foxa i Ronji.
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ich gruba sprawiała wrażenie zorganizowanej i twardo stąpającej po ziemi, to też wszelkie obawy wynikające z braku pewności Fancourt w środowisku wodnym stopniowo uległy zmniejszeniu.
Wsiadając do łódki po raz pierwszy spróbowała rzucenia na Prudence zaklęcia wzmocnionej odporności, ale po trzech wymówionych słowach Immunitaris, poddała się, spuszczając różdżkę wzdłuż szaty. - Chciałam rzucić zaklęcie ochronne, ale najwyraźniej, póki co magia nie jest po mojej stronie. Spróbuję raz jeszcze, gdy będziemy dalej od brzegu. - Niewiele mogła powiedzieć na temat swych zdolności pływackich, bo o ile ich podstawę posiadała, to nie wykraczały one zapewne poza najzwyklejsze utrzymanie się na powierzchni spokojnego stawu, a nie niebezpiecznego otoczenia lodowatego jeziora. Mężczyzna, sapiąc, zajął miejsce przy sterach i uważnie przyglądał się lekko falującej tafli. Twarz miał zmęczoną życiem, przeoraną zmarszczkami, ale oczy niezwykle bystre i całkowicie przywykłe do wynajdowania różnic w pozornie spokojnym krajobrazie wody. Gdy wreszcie odbili od brzegu, Fancourt zwróciła się w stronę swych towarzyszy. - Wydaje mi się, że najpierw powinniśmy jak najszybciej ją namierzyć. Może lady Prudence zajęłaby się wskazaniem konkretnego miejsca przebywania kałamarnicy. - Odkaszlnięcie rybaka przerwało jej tok rozmowy, gdy wskazał palcem miejsce pośród toni, gdzie powstała dyskretna fala. - O tam gdzie bedzie. - Fancourt kiwnęła głową, sprawdzając, czy Fox i Macmillan również umiejscowili tamten szczegół, a następnie kontynuowała. - Pan Fox może rzucić zaklęcie prowokujące zwierzę. Nic niebezpiecznego, ale takie, które pozwoli zwrócić jego uwagę na nas. Wtedy ja postaram się rzucić coś uspokajającego, a Prudence będzie mogła zadać ostateczne zaklęcie, które, miejmy nadzieję, ją unieruchomi. Wszystko to będziemy czynić na tyle daleko od brzegu, że nie narazimy na niebezpieczeństwo mieszkańców Tinworth. - W tym momencie skinęła głową w stronę rybaka, który najwyraźniej myślał o tym samym, bowiem nieznacznie rozluźnił się i uspokoił. Ronja nie mogła winić czarodzieja za wątpliwości, ani ostrożność w pomocy nieznajomym, szczególnie gdy narażał swą łódź na szkody. - Może któreś z was będzie w stanie rzucić jakieś zaklęcie ochronne na łódź? Sama nie jestem ich specjalistką, ale im mniejsze prawdopodobieństwo, że uszkodzimy ją w jakikolwiek sposób, tym lepiej dla nas. - Rzuciła pytanie w przestrzeń, oczekując odpowiedzi od swoich towarzyszy i ewentualnych ich propozycji.
| nieudane próby zaklęcia
Wsiadając do łódki po raz pierwszy spróbowała rzucenia na Prudence zaklęcia wzmocnionej odporności, ale po trzech wymówionych słowach Immunitaris, poddała się, spuszczając różdżkę wzdłuż szaty. - Chciałam rzucić zaklęcie ochronne, ale najwyraźniej, póki co magia nie jest po mojej stronie. Spróbuję raz jeszcze, gdy będziemy dalej od brzegu. - Niewiele mogła powiedzieć na temat swych zdolności pływackich, bo o ile ich podstawę posiadała, to nie wykraczały one zapewne poza najzwyklejsze utrzymanie się na powierzchni spokojnego stawu, a nie niebezpiecznego otoczenia lodowatego jeziora. Mężczyzna, sapiąc, zajął miejsce przy sterach i uważnie przyglądał się lekko falującej tafli. Twarz miał zmęczoną życiem, przeoraną zmarszczkami, ale oczy niezwykle bystre i całkowicie przywykłe do wynajdowania różnic w pozornie spokojnym krajobrazie wody. Gdy wreszcie odbili od brzegu, Fancourt zwróciła się w stronę swych towarzyszy. - Wydaje mi się, że najpierw powinniśmy jak najszybciej ją namierzyć. Może lady Prudence zajęłaby się wskazaniem konkretnego miejsca przebywania kałamarnicy. - Odkaszlnięcie rybaka przerwało jej tok rozmowy, gdy wskazał palcem miejsce pośród toni, gdzie powstała dyskretna fala. - O tam gdzie bedzie. - Fancourt kiwnęła głową, sprawdzając, czy Fox i Macmillan również umiejscowili tamten szczegół, a następnie kontynuowała. - Pan Fox może rzucić zaklęcie prowokujące zwierzę. Nic niebezpiecznego, ale takie, które pozwoli zwrócić jego uwagę na nas. Wtedy ja postaram się rzucić coś uspokajającego, a Prudence będzie mogła zadać ostateczne zaklęcie, które, miejmy nadzieję, ją unieruchomi. Wszystko to będziemy czynić na tyle daleko od brzegu, że nie narazimy na niebezpieczeństwo mieszkańców Tinworth. - W tym momencie skinęła głową w stronę rybaka, który najwyraźniej myślał o tym samym, bowiem nieznacznie rozluźnił się i uspokoił. Ronja nie mogła winić czarodzieja za wątpliwości, ani ostrożność w pomocy nieznajomym, szczególnie gdy narażał swą łódź na szkody. - Może któreś z was będzie w stanie rzucić jakieś zaklęcie ochronne na łódź? Sama nie jestem ich specjalistką, ale im mniejsze prawdopodobieństwo, że uszkodzimy ją w jakikolwiek sposób, tym lepiej dla nas. - Rzuciła pytanie w przestrzeń, oczekując odpowiedzi od swoich towarzyszy i ewentualnych ich propozycji.
| nieudane próby zaklęcia
quiet. composed. grateful. disciplined
do not underestimate my heart, it is a fortress, a stronghold that cannot be brought down, it has fought battles worth fighting, and saved loved ones worth defending, the day you think it a weakness, is the day
you will burn
you will burn
Ronja Fancourt
Zawód : magipsychiatra, uzdrowiciel
Wiek : 30/31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
battles may be fought
from the outside in
but wars are won
from the inside out
from the outside in
but wars are won
from the inside out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Wioska Tinworth
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia :: Kornwalia