Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój herbaciany
AutorWiadomość
Pokój herbaciany [odnośnik]08.01.19 20:17
First topic message reminder :

Pokój herbaciany

Salon przeznaczony do spotkań przy herbatce. Widoczny jest znaczny wpływ damskiego grona mieszkańców w ozdabianiu pomieszczenia. Miejsce często wykorzystywane do przyjmowania dobrze znanych gości.
Pomieszczenie utrzymywane jest w ciepłych, przyjaznych kolorach. Na ścianach znajdują się pamiątki związane z Quidditchem oraz ważnymi dla dworku kobietami. Na półkach znajdują się zdjęcia ślubne wielu generacji Macmillanów. Nad drzwiami znajdują się dwie małe, skrzyżowane ze sobą miotełki. W gablotce znajdują się kolekcje najpiękniejszych filiżanek z ruchomymi elementami, głównie związanymi z motywami kwiatowymi.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój herbaciany - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pokój herbaciany [odnośnik]09.05.20 16:54
Heath zaraz po części oficjalnej ślubu został pozostawiony przez swojego tatę pod opieką Gwendolyn. Nic w sumie dziwnego jako jeden z gospodarzy, lord Macmillan miał sporo na głowie, a robienie czegokolwiek konstruktywnego z Heathem przy boku mijało się nieco z celem.
Mały lord miał w planach przeczesać całą posiadłość w poszukiwaniu prezentów na jego własne urodziny. Czekał w sumie na to cały rok i nie zmierzał dłużej. W tym zamierzeniu początkowo przeszkodziła mu jego rudowłosa opiekunka proponując grę w gargulki i przy okazji zapewne ratując Puddlemere przed wywróceniem do góry nogami. Do czego młody Macmillan zapewne byłby zdolny.
Mogłoby się wydawać, że dzięki rozegranej partii w tej magicznej grze uda się odwieść od poszukiwań. Niestety na próżno. Mały uparciuch skutecznie zniknął z oczu Pannie Grey i wrócił do wcześniej przerwanego zajęcia. Przechodził po kolei przez wszystkie pokoje, zaglądając w różne zakamarki. No gdzieś musiały przecież być, prawda?
W końcu dotarł też do pokoju herbacianego. Na razie jeszcze nie zapełnionego gośćmi. Zajrzał pod stoły, do gablotki, a nawet do kominka. Niestety efekt był taki sam jak wcześniej. No i co teraz? Heath na chwilę usiadł w jednym z foteli z nieco niezadowoloną miną. No bo gdzie schowano te wszystkie prezenty, które powinien był już dostać? Wiele miejsc do sprawdzenia nie zostało.
Chłopiec zastanawiał się, gdzie udać się w następne miejsce i na nieszczęście dla domowników coraz bardziej umacniał się w przeświadczeniu, że powinien poszukać swoich skarbów w gabinecie nestora. Co jak co, na pewno tam były! Ucieszył się na to, że rozwikłał zagadkę (chociaż wcale nie wiedział czy miał rację) i zeskoczył ze swojego siedziska gotów pomknąć siać spustoszenie dalej.
Szczęście w nieszczęściu, że już jak miał wybiec z pomieszczenia, akurat napatoczył się Anthony.
-Wujek!- wyszczerzył się szeroko na jego widok. Jedynie jego wzrok od czasu do czasu schodził na kilt, który dzisiaj nosił Tonik. Dla Heatha to był pierwszy raz kiedy widział część Macmillanów noszącą ten typowy szkocki strój. No… może jeszcze kiedyś się zdarzyło, ale pewnie był za mały i nic nie pamiętał.
Heath Macmillan
Heath Macmillan
Zawód : n/d
Wiek : 7
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6203-heath-macmillan#151883 https://www.morsmordre.net/t6876-listy-do-heatha#179597 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6237-heath-macmillan#216112
Re: Pokój herbaciany [odnośnik]26.05.20 20:26
po poszukiwaniu skarbów?

Spokojnie, dzień jest jeszcze młody, powtarzał Hector, śmiejąc się z tego jak wierci się w miejscu, niczym kura znosząca jajko, ona zaś obdarzała go morderczym spojrzeniem. Nic sobie z niego nie robił, bo nic nie rozumiał! Nie mogła się doczekać tego dnia nie dlatego, że tak bardzo pragnęła znów zatańczyć na weselu, bo choć uwielbiała śluby - wzruszały ją do łez, dziś też płakała i ocierała oczy kraciastą chusteczką - to najbardziej interesowały ją, rzecz jasna, własne dzieci. Odkąd tylko przeczytała list od Josepha, oznajmiający, że pojawi się tu z dziewczyną, którą chciał im przedstawić, to aż ją nosiło. Cieszyła się i niecierpliwiła równie mocno. W dniu ślubu Ginevra nie spała już od rana. Nie tylko dlatego, że miała mnóstwo prac. Musiała wyprasować odświętną szatę Hectora i zapanować nad burzą jego posiwiałych włosów, przypilnować, by się porządnie ogolił i jeszcze do tego wszystkiego samej wyszykować. Nie spała w nocy dobrze, bo w obcym łóżku. Uparła się, że nie chce podróżować przy pomocy magii, więc do Kornwalii przybyli dzień wcześniej. Hector coś tam gderał, że mogliby przy pomocy świstoklika w kilka chwil przemieścić się ze Szkocji do samego dworu Macmillanów, ale nie chciała tego słuchać. Lubiła jeździć pociągami i obserwować szkockie i później angielskie krajobrazy.
Na ceremonii pojawiła się, jak sugerowała Hannah, w błękitnej, skromnej sukience, którą kupiła nie tak dawno temu. Mugolskiej, przez co wyróżniała się spośród tłumu czarownic i czarodziejów, ale przez niespełna trzydzieści pięć lat życia z Hectorem zdążyła do tego przywyknąć. To nie był pierwszy magiczny ślub, na którym Ginevra była gościem. Jej mąż miał liczną rodzinę i wielu przyjaciół, byli lubiani i często ich zapraszano na najróżniejsze ceremonie.
To jednak pierwsze wesele, na którym Joseph miał przedstawić im dziewczynę, a Hannah... Hannah pojawiła się w towarzystwie mężczyzny! Gdy Ginevra zobaczyła ich w tłumie aż rozchyliła usta ze zdziwienia i szarpnęła Hectora za ramię pytając Czy ty to widzisz?! Odpowiedziało jej nieprzytomne Ale co?, bo mąż był zbyt zajęty wybieraniem trunku z lewitującej tacy. Po chwili zniknęli im z oczu i przez dłuższy czas nie mogła ich znaleźć.
Zaczęły się tańce i zabawy, ona ich szukała i szukała, a Hector zamiast pomóc, to przeszkadzał, bo wyciągał ją do tańca. Wreszcie kazała mu poprosić czarownicę w tiarze w złote gwiazdki, a sama wyruszyła na poszukiwanie odpowiedzi na dręczące ją pytania.
Gdy tylko Ginevra dostrzegła sylwetkę Benjamina wśród ich gości (a trudno było go nie zauważyć, na cale szczęście zawsze się wyróżniał) natychmiast do niego dopadła i zacisnęła palce na jego łokciu, by przypadkiem nigdzie jej nie uciekł.
- Ben! - zawołała, zwracając na siebie uwagę syna; nie potrafiła się nie uśmiechnąć na jego widok. Natychmiast rozłożyła ręce i uściskała go serdecznie, po matczynemu, wygładzając przy okazji czarne włosy. Stęskniła się! - Czemu jeszcze nie przywitałeś się ze starą matką, hm? - skarciła go przyjaznym tonem, żartobliwie grożąc mu palcem. Rozumiała, że młodym śpieszno było na zabawę. Sama kiedyś taka była! Teraz już nie te lata, by ganiać za skarbami. Ginevra jednak nie czekała na odpowiedź, tylko zbliżyła się do syna, by wyszeptać konspiracyjnie nurtujące jej pytania. - No a teraz mi powiesz kim jest ten przystojny kawaler, z którym przyszła na wesele Hannah? Jak ma na imię? Czym się zajmuje? A jego rodzice? Wiesz coś o tym?
Pani Wright zasypała Benjamina gradem pytań, a w jej głosie wyraźnie rozbrzmiewała ekscytacja na myśl, że Hannah ma męskie - i to takie przystojne! - towarzystwo. Poderwała głowę, bo na horyzoncie mignęła kobiecie sylwetka córki... w towarzystwie wspomnianego kawalera.
- Hannah! - zawołała. - Hannah, cukiereczku, podejdźcie do nas!
Mówiła na tyle głośno, że nie sposób było ją zignorować. Złapała zresztą Benjamina za łokieć i ruszyła dziarskim krokiem w kierunku córki i jej towarzysza.



Świat dziwny jest jak sen


Ginevra Wright
Ginevra Wright
Zawód : gospodyni domowa
Wiek : 56
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Zamężna
Ben, Joseph, Hannah, chodźcie do stołu!

Ziemniaki się ugotowały.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8466-ginevra-wright https://www.morsmordre.net/t8471-jezynka#246816 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f178-szkocja-contin-debina https://www.morsmordre.net/t8470-ginevra-wright#246814
Re: Pokój herbaciany [odnośnik]27.05.20 9:45
Wyglądała pięknie. Rzadko kiedy doceniał kobiecą prezencję, niezbyt ogarniając wszystkie modowe zasady, ale według niego mama (a zaraz obok niej Hania) były najbardziej urodziwymi kobietami na świecie. I czarownicami, bo Ginevra wydawała mu się czarodziejką, trochę innego rodzaju, bo pozbawioną różdżki, ale potrafiła czynić magiczne cuda. Kulinarne przysmaki, które odganiały smutek i złość. Przytulenie natychmiastowo sprawiające, że znów czuł się małym chłopcem, bezpiecznym w jej ramionach, a w obłoczkach mąki, unoszącej się w ciepłej kuchni przy pieczeniu chleba, czuł się radośniej niż w wyczarowanym obłoczku brokatowego fae feli.
- Mama! - powitał ją ze szczerą radością i rozczuleniem, na moment zapominając o poważnej misji wysępienia od jakiegoś kelnera dwóch pękatych butelek ognistej (bo kto bawiłby się w jakieś szklaneczki czy kieliszeczki, męcząc dłonie ciągłym napełnianiem naczyń). Odwzajemnił uścisk, jak zwykle wzruszony tym, że wraz z biegiem lat zmieniała się dynamika niedźwiedziego przytulenia: teraz to filigranowa sylwetka Ginevry ginęła w jego mocarnych ramionach. Czas mijał szybko, do niedawna to on chował się przed okropnymi koszmarami w jej ciepłych objęciach. Miał nadzieję, że jego bliskość - choć znacznie mniej delikatna, brodata, szorstka i potężna - dawała mamie w tych trudnych czasach chociaż namiastkę poczucia bezpieczeństwa. - Wyglądasz fenomenanalnie, mamo. Gdzie tata? Wygląda tak samo dobrze? - wyrzucił z siebie żartobliwie, odsuwając się na odległość ramienia, by uważnie przyjrzeć się siwowłosej piękności. Błękitna sukienka dodawała pani Wright uroku, lekkości, podkreślając szczere, wesołe jasne oczy. Bardzo się za nią stęsknił. I bardzo ją kochał. W wojennej zawierusze nie miał czasu (a może nie pozwalał sobie go mieć?), by analizować uczucia wobec rodziców. Owszem, bał się o nich, lecz jak zwykle przykrywał trudne uczucia działaniem, nie pozwalając im dojść do głosu. Mogłoby to skończyć się tragicznie, dlatego trzymał na krótkiej wodzy lęk o los niemagicznej mamy - a teraz, gdy znaleźli się na ślubie, zamierzał zepchnąć go jeszcze głębiej. Musieli wycisnąć chwilę radości do ostatniej, smakowitej kropli: tak, jak robił to tata, maltretując torebkę z herbatą, by nie stracić nawet odrobiny intensywnego wywaru.
- Od razu po ceremonii poszliśmy na bagna, żeby wziąć udział w poszukiwaniach skarbu - wyjaśnił swą nieobecność przy boku rodziny, cierpliwie pozwalając mamie na przygładzenie niesfornych loków. Dobrze, że nie widziała go pokrytego warstwą świeżego błota i nieco przegniłej, bagiennej flory. - A teraz... - zawiesił głos, dopiero w tym momencie orientując się, że nie przygotował żadnej sensownej wypowiedzi na temat swojego kompana. Wiedział, że na ślubie Anthony'ego i Rii dojdzie do kontaktu Percivala z jego rodziną, ale beztrosko się tym nie przejmował, uznając, że jakoś to będzie. No i właśnie miał się przekonać jak, bo spostrzegawcza Ginevra od razu przypuściła werbalny szturm na osobę przystojnego kawalera, którego opuścił tylko na momencik, by zdobyć dla całej trójki nektar bogów - i dać parze czas na zatańczenie. Wszak porwał już Blake'a na dość długo, włócząc się z nim po mokradłach, sprawiedliwie więc pozwalał teraz nacieszyć się jego towarzystwem Hannah.
- Yyy - wydusił z siebie, mrugając, tak, jakby każdy ruch powieki mógł przyśpieszyć proces myślowy, pozwalając mu przedstawić sytuację w jak najbardziej wiarygodny sposób. Żałował, że nie przygotował sobie bajeczki wcześniej - i że nie uzgodnił detali z siostrą i Percivalem. Wtedy mógłby sprzedać mamie historyjkę znacznie ładniejszą. I dalszą od prawdy, bo to właśnie na nią postanowił postawić. - To Percy, mamo. Ten Percy, o którym ci mówiłem. Mój przyjaciel ze szkoły - odparł, poprawiając nieco nerwowo przyciasny kołnierzyk koszuli, która nagle zaczęła go złośliwie podgryzać. A może odrobinę spuchł przez lekkie zdenerwowanie. Przez lata opowiadał rodzicom o Percivalu, specyficznym ślizgonie, z jakim nawiązał nić porozumienia - nikogo to nie dziwiło, wszak również Fox wywodził się z arystokratycznej rodziny i osiadł w Domu Węża. Był pewien, że mama pamięta te opowieści, które później ucichły, zbywane szorstkim tak jakoś wyszło, drogi się rozeszły. - Jest smokologiem. Pracujemy w tym samym rezerwacie - dodał, dumny z szczerości. Może nie będzie tak źle? Posłusznie wspomógł matkę ramieniem i pozwolił jej pociągnąć się bliżej przystojnego - mama miała rację - Percivala i przepięknej Hannah, tylko raz z tęsknotą obracając się w stronę ułożonych równo butelek ognistej whisky.
Później zaś: skupił się tylko na niezwykle dyskretnym przekazaniu Hannah spojrzeniem rozbudowanego zdania (tylko tego nie zawalmy, dobrze, Grubciu?) i nieco zdezorientowanego uśmiechu przesłanego eleganckiemu Percy'emu. Nigdy nie sądził, że przedstawi mu swoją rodzicielkę. Los bywał łaskawy. I ironiczny.
- Mamo, to Percy, mój przyjaciel. Percy, to moja mama, wspaniała Ginevra - Gdy już znaleźli się bliżej siebie dokonał oficjalnej prezentacji, jak na pierworodnego syna przystało, wcale nie aż tak spięty, jak przypuszczał. Wokół grała muzyka, wybuchały śmiechy, otaczał ich gwar; atmosfera ślubu wraz z miłym, alkoholowym rozluźnieniem czyniły całą sytuację mniej pokręconą niż mogłoby się wydawać. Przynajmniej na razie.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Pokój herbaciany - Page 3 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Pokój herbaciany [odnośnik]04.06.20 10:00
Od samego początku była świadoma ilości wyzwań, jakie przyjdzie jej dziś podjąć, a prócz patrzenia na Percivala, jako kogoś, kogo darzyła sympatią, spotkanie z mamą było tym największym. O ile świat magii był dla niej częściową tajemnicą i czasem, gdy taty nie było w pobliżu dało się ją zwieść, tak w wielu sprawach potrafiła przejrzeć ich wszystkich na wylot. Nie wiedziała, jak to działa. Czy po prostu Ginevra miała w sobie jakiś specjalny dar, czy to domena każdej mamy — umieć prześwietlić swoje dzieci, poznając prawdę, nim jeszcze ta ujrzała światło dzienne. Nawinie sądziła, że udawało jej się ukryć co nieco, ale czasem zastanawiała się, czy w gruncie rzeczy mama nie udawała lepiej, że o czymś nie wie. Dlatego najbardziej liczyła w tej kwestii na swojego towarzysza. Były Nott miał gadane i z pewnością potrafił oczarować każda kobietę, a do tego odwieść ją od zadawania niewygodnych pytań. Więc kiedy tylko usłyszała swoje imię, wykrzykiwane przez mamę Wright, posłała Percivalowi porozumiewawcze spojrzenie — oczywiście licząc, że choć nigdy nie dane było im komunikować się bez słów, jednak pojmie, o co może jej chodzić. Próba ucieczki pomiędzy tłum gości spełzła na niczym. Została zauważona i wezwana przed oblicze najwyższej i najważniejszej, a tego zlekceważyć nie była w stanie. Wzięła głęboki wdech i uchwyciła Blake'a pod ramię, nadając kierunek ich drogi z parkietu.
— Nie pozwól mi mówić, bo chlapnę coś bez sensu — nie tylko poprosiła go, lecz wręcz nakazała mu zatrzymać ją milczącą. Zacisnęła palce mocno na jego ręce, nieświadomie wbijając w materiał marynarki paznokcie, szczęśliwie, niezbyt długie. Starała się przy tym nie denerwować, a może po prostu nie wyglądać na zdenerwowaną, tym bardziej, że przy niej był już Ben. Żałowała, że nie ma w sobie jego prostoty w postrzeganiu pewnych spraw. Może dzięki temu przyznanie, że przyszła po prostu z przyjacielem brata nie brzmiałoby w jej głowie, jak chwiejąca się na kurzej łapce teoria spiskowa, która przy pierwszym pytaniu matk legnie w gruzach.
Widok kobiety ją ucieszył, choć uświadomiła sobie to dopiero, kiedy znalazła się tuż przy niej, mogąc ją objąć.
— Mamo!— Jej ramiona kojarzyły się z bezpieczeństwem, ostoją, gwarancją spokoju. Były jak port, do którego niegdyś przypływały wszystkie okręty, dziś nieco zapomniany, trochę zaniedbany przez ogrom obowiązków i innych spraw, lecz wciąż ten pierwszy, będący domem. Obejmując matkę złapała spojrzenie Bena, przez co szerzej otworzyła oczy, przypomniawszy sobie o panicznym strachu przypadkowego zdradzenia tej najważniejszej tajemnicy. — Eee, mamo, pięknie wyglądasz — powiedziała, odsuwając się i przyglądając jej.— Jednak założyłaś tą sukienkę. To dobrze, wyglądasz w niej wspaniale. Tamta brzoskwiniowa nie leży tak, jak ta. Naprawdę — mruknęła już ciszej, powołując się naturalnie na wymienioną korespondencję. Na moment zapomniała o Percivalu. Nigdy wcześniej nikogo nie przedstawiała swoim rodzicom; policzki jej zapłonęły, odwracając się do byłego arystokraty, a kolana jej zmiękły. Na całe szczęście Ben załatwił sprawę za nią, szybko więc się odwróciła przechodząc z tym do porządku. — A gdzie Joe? Nie widziałam go od początku wesela. Sue też nie. — Zmarszczyła brwi, a najróżniejsze myśli nagle zalały jej głowę w podejrzliwościach na temat brata i jego dzisiejszej towarzyszki. — Jak ci się podobała ceremonia? Anthony prezentuje się wspaniale w kilcie. Ria wygląda zjawiskowo, prawda? Te jej włosy... — Piękne, rude, błyszczące. Przypominające płomienie na iskrzącej bieli sukni. — A Jamie! — wypaliła nagle, zwracając się znów do mamy. — Zobacz, jak wygląda. Co prawda zieleń jest jakaś ślizgońska, ale wygląda jak gwiazdor. — Spojrzała na brata z dumą, uśmiechając się przy tym szeroko. Po chwili dodała konspiracyjnie: — Burofioletowa szata nie jest już problemem. — Zerknęła na Blake'a kątem oka. — To zasługa Percivala. Ten strój oczywiście— nie spalenie starej szaty Bena, choć to też. O tym jednak nie mogła mówić głośno.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Pokój herbaciany - Page 3 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Pokój herbaciany [odnośnik]09.06.20 14:10
| Podejrzewam, że dzieje się to jeszcze zanim w domu robi się głośno z powodu mojego świadka. To jest odpowiedź na post Heatha tutaj.

Z całą pewnością ten dzień nie należał tylko do niego i Rii. Nawet jeżeli zdawało się, że pozostali goście skupiali się tylko na nich (trudno było raczej nie zauważyć białej sukni). Anthony pamiętał jednak i o innych ważnych osobach tego dnia. Dziesiąty maja był przecież od kilku lat dniem jednej ważnej osóbki. Dlatego też poprosił o przygotowanie tortu dla tego jedynego specjalnego gościa, a także zdołał się porozumieć z osobą, która (w jego mniemaniu) miała najlepsze umiejętności, żeby przygotować najbardziej odpowiedni prezent.
Anthony gonił więc po rezydencji (przepraszając kolejny raz swoją ukochaną, świeżo poślubioną małżonkę za to, że zostawiał ją samą na kolejnych kilka minut) w poszukiwaniu miejsca, gdzie skrył pakunek, którego nie miała znaleźć ta jedna osoba. A było to ciężkie zadanie, bo doskonale sobie zdawał sprawę z tego, że młody Macmillan (czyli ten specjalny gość) znał wszystkie zakamarki tego domu. To, czego szukał, znalazł jednak stosunkowo szybko! Był to długi podarunek, zapakowany w błyszczący ciemnoniebieski papier, owinięty piękną żółtą wstęgą, która miała powstrzymywać wścibskie i lepkie dłonie od podglądania.
Teraz jednak pozostawało jeszcze odnaleźć solenizanta, bo tak, mowa była o solenizancie. Małym solenizancie. W chmarze dzieci, które bawiły się w jakieś formy Quidditcha i inne gry było to ciężkie. Dwór Macmillanów zapełniony był poza tym gośćmi wszelkiej maści, a miejscami bywał on całkiem zatłoczony. Blond czupryny migały mu przed oczami, ale nie potrafił zlokalizować tej jednej właściwej. Krążył więc między ciotkami i wypytywał czy widziały gdzieś Heatha albo chociaż jego ojca. Wszystkie jednak podawały mu błędne namiary. Jedna mówiła, że widziała go gdzieś przy mokradłach, a potem przypomniała sobie, że to jednak nie on. Druga sugerowała, że pewnie jakieś kuzynki postanowiły zabrać dzieci do zabawy, ale nie miała pojęcia gdzie. Kolejne wskazywały mu miejsca, do których się udawał, ale po solenizancie nie było śladu. Nic dziwnego, ruchliwego Macmillana ciężko było dogonić.
Dopóki nie wparował do pokoju herbacianego, strasząc przy tym kilka dam swoimi zamaszystymi ruchami. Sylwetka małego kawalera od razu zwróciła jego uwagę.
Tu jesteś! – Odpowiedział na zawołanie swojego małego ulubieńca. – Wszędzie cię szukam rozbójniku! – Dodał śmiejąc się głośno i wskazując na drugiego Macmillana czubkiem prezentu. – Powiedz dragiczka – zasugerował, przypominając sobie jeden ze zwyczajów z Bałkanów. Och tak, nie tylko on, Anthony, miał być dzisiaj szczęśliwy. Wyściskał w ramach powitania blondyna i popsuł mu starannie ułożoną fryzurę. Zaraz za tym przykucnął przy młodym, uważając przy tym szczególnie na to, żeby sporran był na właściwym miejscu i nie pozwolił odkryć rodowych klejnotów Macmillanów przed damami. – Wujek znalazł coś, co należy do ciebie – wyjaśnił po chwili i tak, miał na myśli pakunek. – Ktoś tu powoli staje się prawdziwym mężczyzną, prawda? – rzucił rozbawiony, przypominając młodemu jaki dzisiaj był dzień… choć podejrzewał, że ten doskonale sobie z tego zdawał sprawę.


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój herbaciany - Page 3 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Pokój herbaciany [odnośnik]17.06.20 21:32
Jeszcze wczoraj perspektywa pojawienia się na ślubie w towarzystwie Hannah, w spisanym jej ręką liście nakreślona w sposób logiczny i rzeczowy, wydawała mu się opcją całkiem bezpieczną i niezbyt problematyczną; ewentualne plotki, które mogło wśród gości wzbudzić to nietypowe połączenie (szczególnie tych, którzy wiedzieli o nim nieco więcej), sprawiały w jego umyśle wrażenie raczej niegroźnych – zwłaszcza w zestawieniu z perspektywą przypadkowego odsłonięcia skrywanej od lat tajemnicy. Co prawda w jego ocenie był to scenariusz niezbyt prawdopodobny, wbrew obawom siostry Benjamina nie uważał, by ich dotychczasowe zachowanie kryło w sobie coś dziwnego, a w wymienianych okazjonalnie spojrzeniach nie dostrzegał niczego alarmującego, ale podobno nie można było być zbyt ostrożnym; propozycję wspólnego przyjścia przyjął więc z wdzięcznością, podnoszone przez własną wyobraźnię wątpliwości uciszając spokojnym jakoś to będzie – i, co musiał przyznać z lekkim zaskoczeniem, rzeczywiście było. A przynajmniej do tej pory.
Subtelnych zwiastunów mogącej zaraz nadejść katastrofy nie połączył ze sobą od razu, początkowo nie dostrzegając niczego niepokojącego w fakcie, że ktoś z drugiego końca sali zawołał Hannah; wiedział, że miała tutaj wielu znajomych i przyjaciół, czując więc palce mocniej zaciskające się na ramieniu, sądził, że za moment poinformuje go, że na chwilę odchodzi. Przeniósł na nią wzrok, mając zamiar z uśmiechem przytaknąć i zaraz potem samodzielnie poszukać Benjamina, który zdawał się zaginąć w trakcie misji poszukiwania alkoholu, ale coś w porozumiewawczym spojrzeniu kobiety kazało mu zamilknąć. Zmarszczył lekko brwi, po czym odwrócił się, podejmując wreszcie wysiłek sprawdzenia, kto właściwie wykrzyknął imię jego towarzyszki.
W pierwszej kolejności dostrzegł Bena, dopiero po sekundzie przenosząc wzrok na uczepioną jego łokcia kobietę. Nieznajomą i znajomą jednocześnie – bo chociaż nigdy nie spotkali się twarzą w twarz, to widział ją na pokazywanych przez przyjaciela fotografiach tyle razy, że rozpoznał ją natychmiast. Wyprostował się instynktownie, gdy słowa Hannah nabrały nagle sensu – po czym zerknął na nią krótko, nie zdążając jednak ani odpowiedzieć – ani powtrzymać wartkiego potoku słów, który wylał się z jej ust chwilę później, zapewniając mu parę dodatkowych sekund, w czasie których nikt nie zwracał na niego uwagi – i które wykorzystał na dyskretne przygładzenie włosów oraz posłanie Benjaminowi nieco niespokojnego spojrzenia, doprawionego jakimś irracjonalnym, milczącym rozbawieniem, wywołanym głównie surrealizmem rozgrywającej się właśnie sceny. Budzącej u niego nie tyle panikę czy zdenerwowanie – lata spędzone na salonach przyzwyczaiły go do najróżniejszych typów interakcji, a ta, w którą został bez ostrzeżenia wepchnięty, wcale nie plasowała się wśród tych najbardziej niezręcznych – co cichą fascynację, spowodowaną możliwością oglądania Bena w tej nowej, nieznanej jeszcze dynamice.
Pani Wright, niezmiernie miło mi jest wreszcie panią poznać – odezwał się, przedstawiony przez Jaimiego, kiedy udało mu się odnaleźć przerwę w padających ze wszystkich stron słowach. Skłonił głowę lekko, z szacunkiem, choć na ustach miał szczery uśmiech – pomijając warstwę abstrakcyjności, którą podszyta była sytuacja, naprawdę cieszył się z tego spotkania, wiedząc, że jeszcze do niedawna byłoby absolutnie niemożliwe – i coś w tej świadomości upewniło go o słuszności ścieżki, którą wiele miesięcy temu dla siebie wybrał. – Ben wiele o pani opowiadał. I Hannah też, oczywiście – dodał, zerkając w kierunku swojej towarzyszki. Kłamstwo było drobne, i miał nadzieję, że również niemożliwe do wychwycenia. – Mam nadzieję, że pozwoli się pani później poprosić do tańca – dodał, dopiero po chwili orientując się, że nie przemyślał swoich słów do końca – dobrowolnie proponując wystawienie się na ostrzał ewentualnych pytań.
Z drugiej strony, może Ginevra wcale nie była zainteresowana jego osobą, a bijący od niej entuzjazm był spowodowany wyłącznie faktem, że dawno nie widziała swojej córki.
Słysząc słowa Hannah, uniósł wyżej brwi. – Jakaś ślizgońska to komplement – zauważył tonem wyjaśnienia, powstrzymując się przed przytaknięciem na te skierowane w stronę Benjamina pochwały – uznając, że skomentowanie sposobu, w jaki wspomniana szata wspaniale układała się na jego muskularnej sylwetce, mogłoby zostać dwojako zinterpretowane. I kosztować Hannah atak serca. – I to nie tak, że to tylko moja zasługa. Hannah miała w tym spory udział – dodał po chwili, zerkając w jej stronę. No bo przecież gdyby go nie poprosiła, to nigdy nie przeprowadziłby udanego zamachu na burofioletową szatę.




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Pokój herbaciany [odnośnik]09.07.20 18:28
Kiedy on zdążył tak wyrosnąć? myślała z rozczuleniem za każdym razem, kiedy Benjamin zamykał ją w swoim niedźwiedzim uścisku. Za każdym razem od wielu lat, bo bardzo szybko zdążył ją przerosnąć o więcej niż głowę, nawet nie zdążyła się obejrzeć. Już jako nastolatek był bardzo wysoki. Na komplement uśmiechnęła się promiennie, wiedział jak sprawić jej przyjemność. - Och, dajże spokój, zwyczajnie - zachichotała Ginevra. - Pewnie jak to tata - przy stole ze słodkościami. Odnowiłam jego ulubiony kilt, więc nie najgorzej - odpowiedziała, gdy sama rozejrzała się wokoło w poszukiwaniu Hectora. Niestety nie dostrzegła go nigdzie na horyzoncie, a w takiej chwili nie zamierzała latać i go szukać. - Tak właśnie myślałam. Jak się bawiliście? Znaleźliście ten skarb? - Wcale nie miała mu za złe, że dopiero teraz się spotkali. Najbardziej zależało jej przecież na tym, aby wszystkie jej dzieci dobrze się dziś bawiły - wesele od tego przecież było. - Oby dobrze, na swoim własnym weselu będziesz miał o wiele więcej obowiązków... - westchnęła z rozmarzeniem. Jakże chciałaby, aby ta chwila w końcu nadeszła. Oczyma wyobraźni widziała już Benjamina w odświętnej szacie z piękną panną w białej sukni u boku przy ślubnym kobiercu. W tej chwili miała twarz panny White, którą chciała synowi przedstawić w najbliższym czasie. Nie mniej mocno pragnęła w końcu zatańczyć na weselu Hannah, a skoro już pojawiła się w towarzystwie przystojnego kawalera na takiej ceremonii, to chyba było znaczące... Wyczekująco przyglądała się Benjaminowi, który nagle zapomniał języka w gębie. - Och, naprawdę, to ten Percival o którym nam opowiadałeś? - spytała Ginevra, a w jej głosie rozbrzmiało podniecenie, bo słyszała o tym człowieku swego czasu wiele dobrego - a świadomość, że Hannah bawiła się w towarzystwie kogoś, kogo Benjamin znał, lubił i mu ufał była budująca. Do tego pracował jako smokolog, musiał więc być wykształcony, odważny i miał porządną pracę. Coraz bardziej jej się to wszystko podobało.
Kiedy zjawiła się przy niej córka z rzeczonym kawalerem, uśmiechnęła się jeszcze szerzej, otwierając szeroko ramiona, by złapać Hannah w swoje objęcia i uściskać serdecznie, może nawet ciut za długo, kołysząc się przy tym w obie strony, lecz nie potrafiła się powstrzymać.
- Pochlebcy, nie piękniej od ciebie, powiedziałabym, że najpiękniej, ale ten komplement należy dziś do panny młodej - odpowiedziała z uśmiechem. Nawet mimo tego, że jest ruda, pomyślała, ale nie odważyłaby się powiedzieć tego na głos. - Dobrze, dobrze, lubię ją po prostu, ale ufam młodzieży - machnąwszy ręką zamknęła temat sukienek, bo były znacznie ciekawsze tematy do omówienia. A mogła się założyć, że zaraz jej uciekną pod wymówką tańca, czy kolejnej zabawy. - Percivalu, mnie również niezwykle miło cię poznać - odpowiedziała eleganckiemu czarodziejowi, ogniskując na nim spojrzenie, starając się jednak nie gapić na niego zbyt nachalnie. Nie chciała wyjść na wścibską przecież. - Ben i nam o tobie opowiadał. Wiele dobrego! Nie martw się na zapas - zachichotała, a oczy jej rozbłysły, gdy wspomniał o tańcach. - Ależ oczywiście! Bardzo chętnie - pokiwała głową natychmiast, oczarowana jego uprzejmością. W ogóle nie zwęszyła drobnego kłamstwa. Był przyjacielem Bena, więc to uśpiło jej podejrzliwość. - Jeszcze go nie znalazłam. Mignął mi tylko w tłumie na początku ceremonii. Może tak dobrze bawią się z panną Sue, że nie potrafią się od siebie oderwać... - Ginevra ściszyła głos do konspiracyjnego szeptu, uśmiechając się przy tym znacząco; przecież to oczywiste, że i tamtą dwójkę odnajdzie i nie odpuści, dopóki ich nie przepyta. Jak to matka. Nie wymkną się. - Ceremonia piękna, naprawdę, przepiękna. Oboje tak ładnie ze sobą wyglądają. Widać, że się kochają. Wzruszyłam się. Dobrze, że Hector wziął zapas chusteczek. Zna mnie jak nikt. - Żadne z jej dzieci nie powinno czuć zdziwienia tym, że płakała na ceremonii. Ginevra była bardzo sentymentalna i łatwo się wzruszała. Nie ma zaś nic piękniejszego od prawdziwej miłości i własnych dzieci.
Gdy Hannah wspomniała o burofioletowej szacie i o tym jak dobrze Benjamin wygląda w zieleni, przeniosła wzrok na swojego pierworodnego.
- Ładnemu we wszystkim ładnie. Benjamin jest tak przystojny, że nawet w burofioletowej szacie wyglądałby jak gwiazda - powiedziała, uśmiechając się ciepło do syna i powstrzymując od tego, by unieść rękę i wytarmosić go za policzek jak to miała w zwyczaju, gdy był małym chłopcem i miał pyzate polisie, które rozczulały każdą sąsiadkę. - Ale widzę, że masz, Percivalu, niezwykle dobry gust - powiedziała Ginevra, zwracając się do towarzysza Hannah. - Ta szata, towarzystwo mojej córeczki... - zachichotała, nie potrafiąc się powstrzymać.



Świat dziwny jest jak sen


Ginevra Wright
Ginevra Wright
Zawód : gospodyni domowa
Wiek : 56
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Zamężna
Ben, Joseph, Hannah, chodźcie do stołu!

Ziemniaki się ugotowały.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8466-ginevra-wright https://www.morsmordre.net/t8471-jezynka#246816 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f178-szkocja-contin-debina https://www.morsmordre.net/t8470-ginevra-wright#246814
Re: Pokój herbaciany [odnośnik]10.07.20 9:46
Benjamin potrafił myśleć szybko, bywał też diabelsko bystry, ale tylko w momentach, w których stawał naprzeciwko groźnego magicznego stworzenia albo paskudnego czarnoksiężnika. W oparach innego, emocjonalnego rodzaju adrenaliny zazwyczaj gibki umysł grzązł w smarze konwenansów. Za dużo niedopowiedzeń, mijania się z prawdą, ukrywania, co dla prawdomównego Wrighta było cholernie ciężkie w przełknięciu - w takich okowach żył już ponad dwie dekady, walcząc z samym sobą. Pogodzenie się z tym, zaakceptowanie i pozwolenie sobie na szczęście znacznie ułatwiło życie, lecz zetknięcie Percivala z nieświadomą mamą znów gwałtownie pordzawiło zawiasy, chwilowo ograniczając werbalne zdolności Bena do minimum. Nie bez wpływu pozostawał także stojący naprzeciwko niego Blake, niedorzecznie wręcz przystojny. O dziwo w takim wydaniu podobał mu się prawie tak bardzo, jak w wyciągniętym swetrze pokrytym psią sierścią.
- Jaki skarb? - palnął w końcu głupio, starając się spoglądać jednocześnie na zaaferowaną i radosną (tak bardzo lubił widzieć ją uśmiechniętą i zarumienioną) mamę, Hannah o widocznie zaciśniętej szczęce i na arystokratyczny profil Percy'ego, który wydawał się bez najmniejszego problemu dopasować do sytuacji. Jak na oślizgłego Ślizgona przystało, pomyślał, chociaż czynił to z taką klasą, wprawą i niewymuszonym czarem, że docinek nawet w zaciszu głowy Jaimiego brzmiał raczej jak wyraz podziwu. - Aaa, ten z bagien. No, niestety nie, ale wiesz, daliśmy wygrać innym...Niech też mają zabawę. Bo przecież wiadomo, że gdybyśmy starali się naprawdę, to zostawilibyśmy konkurencję daleko w tyle - Trybiki mozolnie ruszyły do przodu, pozwalając brodaczowi skupić się na konwersacji. I na niezakrztuszeniu się własną śliną, gdy usłyszał o własnym weselu. Kaszlnął mało dyskretnie, znów szarpiąc się z kołnierzykiem koszuli. - Najpierw to ja się będę bawić na weselu Josepha albo Hannah! Będę najlepszym starostą na świecie - powiedział z dość niepokojącym entuzjazmem, niestrudzenie od lat stosując tą samą taktykę odwracania uwagi: przepchnięcie jej na rodzeństwo. Gdy mama pytała o miłe koleżanki z sąsiedniej wsi, on sugerował, że Joseph chodzi w zaloty do panienki Hiacynty z domu pod jabłonią, ewentualnie wymachiwał pięścią, grożąc, że jeśli jeszcze raz zobaczy pod oknem Hannah tego ciekawskiego piegusa od wuja Wilhelma, to mu poprzestawia zęby. Oby i tym razem zadziałało.
Przeniesienie większej części uwagi na oszałamiającego Percivala oraz komplementy Hannah uchroniły Jaimiego od oderwania kołnierza koszuli oraz zapadnięcia na smocze zapalenie krtani od ciągłego kasłania. Widząc zachwyt na pięknej buzi mamy, rozluźnił się nieco, pozwalając na wymianę opinii o pannie młodej oraz kreacjach, samemu podziwiając raczej barczystą sylwetkę Blake'a...ale o tym nikt nie musiał wiedzieć. Nawet sam obiekt zainteresowania; jeszcze popadłby w samozachwyt. - Tak, to ten Percy. Jak widzisz, to porządny czarodziej - powiedział z dumą, kiwając głową, a chwilę potem prawie pokraśniał, gdy spłynęły na niego wizualne pochlebstwa. Może ten ślizgoński kolor nie był taki zły? Choć wiadomo, że nie lepszy od wspaniałej, burofioletowej szaty. - Tylko mama mnie rozumie. Ta szata była naprawdę elegancka, miałem ją przez tyle lat...Niedługo kupię sobie podobną. Koniecznie z tym zgniłożółtym żabotem z przodu, prezentował się imponująco - powiedział ze śmiertelną powagą, zdezorientowany dopiero chichotem mamy. Spojrzał na nią z góry, z rozczuleniem widocznym na pooranej bliznami twarzy. Dawno nie wiedział jej tak zadowolonej, tak beztroskiej, tak zaaferowanej i ten widok rozpuszczał mu nieco skamieniałe lękiem o przyszłość serce. - O tak, to na pewno jedna z wielu dobrych cech Percy'ego. Na pewno zna się na elegancji. I na ludziach. I na cał.. - zgodził się, przenosząc to dziwnie czułe, roziskrzone spojrzenie na stojącego naprzeciwko mężczyznę, umykając wzrokiem w bok dopiero, gdy kątem oka dostrzegł piorunujące spojrzenie Hannah. - całych tych smokach. Mówię ci, mamo, dobrze mieć takiego doświadczonego współpracownika - dodał szybko z rozbrajającym uśmiechem.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Pokój herbaciany - Page 3 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Pokój herbaciany [odnośnik]28.07.20 18:04
Zakłopotanie Benjamina wciąż umykało uwadze pani Wright, która wydawała się bardziej skupiona na zaciśniętej szczęce Hannah i jej dziwnym spięciu. Znała córkę zbyt dobrze, aby tego nie dostrzec. Myśli Ginevry gnały przed siebie w zawrotnym tempie, snując najróżniejsze domysły i układając wiele scenariuszy, lecz żaden z nich nie był nawet bliski prawdy, bo nigdy nawet coś podobnego nie przeszło jej przez głowę, że mogłoby się wydarzyć. Dziwną minę Hannah zrzucała na karb zawstydzenia całą tą sytuacją, że matka złapała ją z kawalerem, kiedy nie była na to jeszcze gotowa, by ich sobie przedstawić. Z drugiej jednak strony doskonale wiedziała przecież, że rodzice również będą gośćmi na ceremonii ślubnej i weselu państwa Macmillan... Może martwiła się, że go nie polubią.
- Nie wątpię, innym też czasami trzeba dać szansę, niech młodsi się pobawią - odpowiedziała wesoło, mając ochotę unieść rękę, by uszczypnąć z czułością policzek Benjamina. Jej chłopiec zawsze zwyciężał. Jako chłopiec z wszystkimi chłopcami z wioski, bo zawsze był największy i najsilniejszy, a później na boisku - bo był najzdolniejszy oczywiście. - No jak to tak, młodszy brat przed tobą? - żachnęła się Ginevra. - Musisz dać mu dobry przykład! - powiedziała stanowczo, potrząsając głową. Bardzo chciała i Josepha zobaczyć na ślubnym kobiercu z dobrą i miłą dziewczyną, lecz jako jego matka wiedziała, że dzieli go zdecydowanie do niego dłuższa droga niż Benjamina. Jej starszy syn był już dojrzalszym mężczyzną i poukładał sobie w głowie. Młodszy chyba wciąż musiał się wyszaleć.
A Hannah...
Myśl, że mogło ją połączyć coś więcej z przyjacielem Benjamina wprawiało Ginevrę w naprawdę dobry nastrój. Skoro syn ufał temu człowiekowi i tak ochoczo zapewniał, że to porządny człowiek, odważny i wykształcony, to coś musiało być na rzeczy. Ufała w osąd swojego syna, Hannah zapewne też, zawsze przecież była tak zapatrzona w swojego wielkiego brata. Wizualnie, kiedy tak stali obok siebie, tak uroczo wyglądali... Najważniejsze jednak, że był porządny. Dziewczyna nie może przecież iść przez życie całkiem sama, nieważne jak się upiera, że jest samodzielna i odważna. Niezaprzeczalnie jej córka była zaradna, bystra i pracowita, świetnie sobie radziła, lecz Ginevra byłaby pewniejsza i spałaby spokojniej ze świadomością, że nie mieszka w Londynie w pojedynkę, że ktoś obok niej cały czas jest.
Jako matka nie chciała też sprawiać jej przykrości i wypominać wieku, lecz niezaprzeczalnie lata leciały nieubłaganie, a im później kobieta zajdzie w pierwszą ciążę, tym gorzej dla niej samej. Najwyższa pora.
- Kup ją sobie, oczywiście, lepiej jednak zabierz Hannah i Percivala, by ci doradzili, a później wszyscy wpadnijcie do nas na obiad, co wy na to? - podjęła temat i wypaliła podekscytowana propozycję nie do odrzucenia, zachwycona własnym pomysłem. - A na czym się jeszcze pan zna? - spytała towarzysza Hannah, gotowa do zarzucenia go gradem pytań, jak typowa starsza pani. Nagle jednak popłynęła muzyka, którą znała i lubiła - a jej dzieci doskonale o tym wiedziały.



Świat dziwny jest jak sen


Ginevra Wright
Ginevra Wright
Zawód : gospodyni domowa
Wiek : 56
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Zamężna
Ben, Joseph, Hannah, chodźcie do stołu!

Ziemniaki się ugotowały.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8466-ginevra-wright https://www.morsmordre.net/t8471-jezynka#246816 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f178-szkocja-contin-debina https://www.morsmordre.net/t8470-ginevra-wright#246814
Re: Pokój herbaciany [odnośnik]30.07.20 20:18
Rozmowa kleiła się zaskakująco dobrze, a Ben to pozwalał porwać się wewnętrznemu dyskomfortowi wywołanemu zderzeniem dwóch światów, to zupełnie o tym zapominał, pływając na tych falach nastroju z gracją podobną do tej, jaką osiągał frunąc na miotle nawet podczas porywistych wiatrów. Kłamstwo go uwierało, oczywiście, że tak, lecz prawda nie wchodziła w grę. Skrzywdziłaby zbyt wiele osób, zniszczyłaby też ich poczucie bezpieczeństwa, nie mówiąc już o w pełni rzeczywistych, bolesnych konsekwencjach. Wiedział, że i Hannah o nich myśli, jak zwykle rzeczowa, twardo stąpająca po ziemi, zapewne bardziej zdenerwowana tym spotkaniem niż sam Jaimie, jak zwykle wychodzący z wszelkich trudności czy opałów swoim firmowym uśmiechem. Prostolinijnym. Ktoś mógłby rzec, że głupkowatym, lecz takimi opiniami Ben nigdy się nie przejmował (a gdy zaczynał, to pozbawiał możliwości uniesienia kącików ust tegóż obraźliwego delikwenta).
- No, mamo, dla nas taki przykład to wy z tatą! Lepszego małżeństwa nie ma i nigdy nie będzie, nawet w bajkach! - wybrnął z troskliwego przytyku Ginevry. Miała dobre intencje, wiedział o tym doskonale, rozumiał przecież, że miał już na karku dużo lat, a ciotki oraz dalsi plotkujący krewni nazywali go już starym kawalerem. - Ważne, że wziął ze mnie przykład i sobie nieźle radzi na miotle, co nie? Widzieliście jego ostatni mecz? - zwrócił się z wyszczerzonymi zębami do zgromadzonego wianuszka, chcąc subtelnie popchnąć temat na taki, który lubili praktycznie wszyscy wtrąceni do czyśćca tej udawanej zamiany sympatii pomiędzy rodzeństwem.
Możliwe, że wymagającej przedłużenia na czas nieokreślony. Ben zerknął szybko na Percivala, zastanawiając się, jakie myśli kłębią się za lśniącymi, szmaragdowozielonymi oczami. Czy jest wytrącony z równowagi, ale perfekcyjne maniery pozwalają mu być tak szalenie szarmanckim? Miał nadzieję, że nie - i cichy głosik w tyle głowy szeptał także inne nadzieje, dotyczące tego, że, być może, Percy zdoła polubić mamę Wright. Pomimo spirali kłamstw oraz niedopowiedzeń. I faktu, że z pewnosćią w niczym nie przypominała matek z wyższych sfer - bo była od nich o całe poziomy lepsza. Uśmiechnięta, radosna, pełna czułości i troski; Wright przesunął wzrok na czubek siwej głowy Ginevry z dziwnym wzruszeniem, którego pozbył się z głosu kolejnym, nieakceptowalnym na salonach, odchrząknięciem. - Pewnie, chętnie wpadniemy, prawda? - zadecydował za wszystkich, jak zwykle demokratyczny, stęsknił się bowiem nie tylko za rodzinną wsią, ale przede wszystkim za wybitnym gotowaniem matki. Rozmarzył się, myślami siedząc już za nieco krzywym stołem, suto zastawionym przekąskami, zupami, obiadami, potrawkami i innymi smakołykami, przywołującymi smaki i zapachy beztroskiego dzieciństwa. Może Percival będzie grymasił, nie będzie tam przecież ślimaków, węży zalanych jakimś ohydztwem, czy innych obrzydlistw, lecz może kulinarnie także go nawróci?
O ile teraz da mu chwilę oddechu od nadmiaru wrażeń, bowiem Ginevra widocznie czuła się na tyle swobodnie - i pozostawała oczarowana prezencją oraz zachowaniem Blake'a - by włączyć tryb przepytywania. Jaimie znał te koleiny, sam w nie wpadał, nierzadko wciągnięty w nie przez kuzynki, babcie oraz jowialnych wujków. Było to miłe doświadczenie, ale niestety nieco grząskie. - Ymm, może zatańczysz ze mną, mamo? Chyba, że nie chcesz zostawiać mojego... - spytał szybko, szarmancko, znów zapędzając się w róg, który jednakże opuścił równie nagle. - pardonu, mamo, naszych gołąbeczków? - palnął bez sensu, znów uśmiechając się od ucha do ucha, co nadwyrężyło mocno zabliznowaconą skórę, wykrzywiając ją niezbyt estetycznie.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Pokój herbaciany - Page 3 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Pokój herbaciany [odnośnik]10.08.20 18:38
Naznaczona śladem czasu, licznymi zmarszczkami wokół oczu i kącików ust, twarz pani Wright jaśniała od ciepłego, serdecznego uśmiechu, także i w jej oczach nie dało się dostrzec nic poza radością i uprzejmym zainteresowaniem, lecz w głębi ducha była nieco mniej zadowolona z przebiegu rozmowy od swego najstarszego syna. Doceniała jego otwartość i informacje, którymi się z nią podzielił o towarzyszu Hannah, to dawało do myślenia, ale chciała wciągnąć w tę rozmowę tę dwójkę. Czy to Benjamin przedstawił ich sobie? Między synem, a córką było kilka lat różnicy, ona była więc brzdącem w szkole, nastoletni chłopcy nie zwracają uwagi na takie podlotki. Jak to się stało, że dopiero teraz zdecydowali się spróbować? Tyle pytań cisnęło się na usta pani Wright, a Hannah i Percival wydawali się dziwnie milczący. Zrzucała to na karb zawstydzenia. Córka nie zwykła przedstawiać rodzicom chłopców. Może tym razem też nie miała takiego zamiaru... A ileż Ginevra by dała, by wreszcie wyleczyła się z nieodwzajemnionej miłości i zakochała szczęśliwie.
Benjamin doskonale wiedział jak odwrócić uwagę matki. Rozpromieniła się jeszcze bardziej usłyszawszy komplement o swoim małżeństwie. Naprawdę cieszyło ją, że tak ich postrzegał. Małżeństwo z Hectorem nie było idealne, takie przecież nie istniało, lecz pracowali nad nim i swoją relacją. Słyszeć, że stało się wzorem dla wspólnych dzieci to szczęście. Gdyby tylko wiedzieli, że miało inny początek, niż sądziła cała trójka...
- Przesadzasz, Ben - zachichotała. - Sam stworzysz sobie taką bajkę, wystarczy, że wyściubisz nos poza rezerwat i zechcesz poznać pannę White, mówię ci - ciągnęła uparcie, lecz znowu pozwoliła, by rozmowa zeszła na bezpieczniejsze dla całej trójki tory. Ginevra potrząsnęła głową w zaprzeczeniu. - Nie widziałam. To moja pierwsza podróż poza Szkocję od dłuższego czasu. A właśnie... Ach, to może poczekać - odparła. Naszła ją ochota, by poruszyć temat ostatniego listu Hannah, w którym córka chciała, by obiecała, że nie będzie odwiedzać Londynu, lecz matczyne przeczucie mówiło, że to nie jest odpowiednia chwila.
- Doskonale. Oby jak najprędzej - podsumowała pani Wright, obdarzając całą trójkę ciepłym uśmiechem i każdego po kolei świdrując spojrzeniem mówiącym, że jeśli się nie pojawią na wspomnianym obiedzie, to mogą mieć pewność, że skończą marnie. A chyba żadne z nich nie chciało mieć do czynienia z rozgniewaną Ginevrą. Może nie tyle rozgniewaną, co zawiedzioną, a to przecież jeszcze gorzej, czyż nie?
Pan Blake nie zdążył udzielić odpowiedzi, na którą czekała, a Benjamin wyrwał się z proszeniem do tańca. Ginevra spojrzała na niego nieco zawiedziona, że nie domyślił się prowadzonego tu rekonesansu w sprawie potencjalnego zięcia, lecz z drugiej z strony w mig załapała aluzję. A przynajmniej tak jej się wydawało. Oczywiście, pewnie Percival także chciał poprosić Hannah do tańca, a ona im przeszkadzała. Nie szkodzi. Jeszcze ich dorwie. Teraz już nie odpuści.
- Ależ oczywiście, Ben, jakże mogłabym odmówić mojemu kochanemu synkowi, prowadź! Pokażmy im jak tańczą prawdziwi Szkoci - odpowiedziała ciepło, z czułością spoglądając na te wszystkie blizny, którymi naznaczona była jego twarz. Wcale nie był przez nie mniej przystojny. Dla matki zawsze pozostanie najprzystojniejszym mężczyzną - na równi ze swoim bratem, rzecz jasna.



Świat dziwny jest jak sen


Ginevra Wright
Ginevra Wright
Zawód : gospodyni domowa
Wiek : 56
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Zamężna
Ben, Joseph, Hannah, chodźcie do stołu!

Ziemniaki się ugotowały.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8466-ginevra-wright https://www.morsmordre.net/t8471-jezynka#246816 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f178-szkocja-contin-debina https://www.morsmordre.net/t8470-ginevra-wright#246814
Re: Pokój herbaciany [odnośnik]11.08.20 13:17
Temat przeklętej panny White powracał niczym pikujący nad owcą smok, a w tej metaforze to Ben był bezbronną kulką wełny, próbującą umknąć sprzed paszczy groźnego widma biuściastej dziewczyny. Kojarzył tę wioskową ślicznotkę, przywykł też do udawania, że żeńskie wdzięki budzą w nim dziką chęć pogwizdywania, flirtowania i uchylania kapelusza, lecz odkąd w końcu odnalazł swoje miejsce na ziemi, tworząc dom z kimś, kogo kochał od dwóch dekad, jego zdolność do kontynuowania tej farsy znacznie zmalała. – Mam dużo pracy, a smoki same się sobą nie zajmą. Te małe są jak dzieci, słodkie i nieporadne łapserdaki. Tęsknią za mną – odparł z westchnieniem, chcąc ominąć kwestię Whiteówny jak najdalej, ba, najlepiej zepchnąć ją w ogóle z piedestału tej rozmowy. – Muszę cię kiedyś tam zabrać, zachwycisz się tymi stworzeniami! Zobaczysz smoki na żywo, cot y na to? Czad, co nie? Oprowadzimy cię razem z Percy’m! – wyrzucił z siebie tempem iskier z Fae Feli; zapalił się do tego pomysłu, gotów zaproponować mamie nawet lot miotłą na księżyc, byleby tylko zadziwić ją na tyle, by odpuściła dręczenie go pulchnościami panny White oraz sugerowaniem, że stanowiliby razem najsłodszą parę na świecie. Miał nadzieję, że Hannah go poprze, łypnął więc na nią z mieszaniną desperacji, rozbawienia i nadziei, przez co umknęło mu chwilowe zakłopotanie Ginevry, ukrywającej pewną problematyczną kwestię. Szczęśliwie uciętą zanim zdołała przywołać wojenną rzeczywistość, rozpościerającą się cieniem za rozświetlonym i beztroskim miejscem wesela. – Tak, tak, pojawimy się niezawodnie, wszyscy! Zaciągniemy też Josepha, choćbyśmy musieli wyciągać go siłą spod pierzyny jakieś fanki – zapewnił solennie, bo to surowo-smutne spojrzenie jasnych oczu matki nakazywało posłuszeństwo oraz całkowitą szczerość, odrobinę niegrzeczną, lecz chyba nawet Ginevra zdawała sobie sprawę z poziomu popularności swego syna. – Żartowałem – dodał jeszcze szybciej, nie chcąc, by mama dostała zawału słysząc o takich bezeceństwach. – Josie jest niegrzeczny tylko na boisku, gdy zdobywa punkty dla najlepszej drużyny wszechczasów – dorzucił na jednym wdechu, prezentując mamie i światu swój firmowy, rozbrajający uśmiech, który pomimo blizny ciągnącej się od kącika warg nie tracił na uroku, pomagając nie tylko przełamać lody, ale i – oby – wytrącić kobietę z myślenia o szybkim ożenku pierworodnego z córką sąsiadki.
- Cudownie, mamo, nie zapomnisz tego tańca na długo! – skomentował z wyraźną ulgą, zadowolony, że da Percivalowi odetchnąć od ciężaru rodzinnego spotkania, a sam będzie mógł chwile po prostu pobyć ze swoją mamą. Nie musząc się krygować, przestępować z nogi na nogę i pilnować, by nie zerkać zbyt często na przystojną twarz Blake’a – i niezbyt zachwyconą buzię Hannah. Wisiał jej dużą butelkę ognistej whisky. Albo równie wielką puszkę najlepszej pasty Fleetwooda. Na razie jednak skłonił się elegancko przed siwowłosą kobietą i ujął z szacunkiem spracowaną dłoń, prowadząc ją z dumą na parkiet. Naprawdę była tu najpiękniejszą damą, nie tylko w swojej kategorii wiekowej. Dorównywała jej tylko Hannah, bez dwóch zdań: Ben jako koneser kobiecego piękna był przecież w tej kategorii specjalistą.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Pokój herbaciany - Page 3 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Pokój herbaciany [odnośnik]12.08.20 21:27
Cała trójka młodych Wrightów była uparta jak osły. Po kimś to mieli. Po matce, oczywiście, nie mniej upartej i zaciekłej w drążeniu tematu, jeśli już na coś się uwzięła. Ginevra naprawdę nie rozumiała dlaczego Benjamin tak wzbraniał się przed poznaniem panny White. Może i kojarzył ją z widzenia, ale wcale jej nie znał, zwłaszcza tej dorosłej Andrei, która wyrosła na urodziwą i uroczą dziewczynę. Nie brakowało jej ani kobiecych kształtów, ani intelektu, ani chęci do pracy. Nawet bystra, pracowita, mająca odpowiednio poukładane wartości i przyjemna w obyciu. Ginevra była przekonana, że przypadną sobie do gustu. Benjamin powinien matce zaufać - przecież nie chciałaby mu przedstawić byle kogo. Byle jakiej wioskowej gęsi, byleby sprowadził na świat potomka, wyczekanego przez nią i Hectora wnuka. Co to, to nie. Pragnęła szczęścia każdego ze swych dzieci, chciała, by na ślubnym kobiercu stanęli z miłości (ale jak najszybciej), a ponieważ najwyraźniej mieli spore problemy z szukaniem - to mogła pomóc ich szczęściu. Była ich matką, znała te dusze najlepiej i po prostu miała nosa, ot co.
Nie ukrywała nawet, że pokręciła głową z dezaprobatą, kiedy Benjamin znów zmienił temat, nie odnosząc się wcale do Andrei, zamiast tego opowiadając znów o rezerwacie i smokach, które miał tam pod opieka. Pani Wright nie miała serca, by mu przerywać, bo niezaprzeczalnie przyjemnie słuchać tej pasji jaką słychać w jego głosie za każdym razem, kiedy opowiadał o smokach. Nawet nie domyślała się, że chęć oprowadzenia jej po rezerwacie razem z panem Percivalem może mieć inne powody, niż jego profesjonalizm i duża wiedza o tych stworzeniach.
- Nie wiem, czy to bezpieczne dla kogoś takiego jak ja? - spytała kobieta, z wyraźnym powątpiewaniem, czy to aby na pewno bezpieczne dla mugolki. - To w ogóle możliwe, aby niemagiczna osoba tam weszła? - Przeżyła z Hectorem wystarczająco wiele lat, by wiedzieć już, że większość takich miejsc była czarami ukryta przed mugolami. Kilka razy o tym zapomniał, wysłał ją gdzieś, a ona zbliżywszy się do tego miejsca nabierała przekonania, że zostawiła obiad nad ogniem i musi pilnie wrócić do Szkocji, a potem mąż jej szukał w pełni przerażenia gdzie się podziała.
- Ben! - skarciła go z surową miną, kiedy wspomniał o Josephie pod pierzyną fanki. Był szalenie popularny, oczywiście, tak jak niegdyś sam Benjamin, wierzyła jednak, że dobrze ich obu wychowała i prowadzili się porządnie. Ginevra była kobietą starej daty, z niewielkiej, szkockiej wioski - taka rozpusta przed ślubem nie wchodziła w grę. A przynajmniej nie chciała o tym słuchać. Przeżyła wystarczająco wiele lat, by wiedzieć, że mężczyznom wolno więcej, ale wolała żyć nadzieją. Przynajmniej co do Hannah miała całkowitą, niezachwianą pewność, że jej ukochana córeczka żyje jak przystało na dobrze wychowaną młodą kobietę.
- Ja myślę... Chodźmy już tańczyć - odpowiedziała, nie potrafiła się gniewać na Benjamina, nawet kiedy zdarzało mu się palnąć coś nietaktownego. Podała mu dłoń i pozwoliła poprowadzić się na parkiet, gdy już pożegnała się z córką i Percivalem. - A wy dwoje, mam nadzieję, że uda nam się jeszcze dziś porozmawiać - zaświergotała takim tonem, który sugerował, że szybkie kolejne spotkanie jest zwyczajnie nieuniknione. - Pamiętam wszystkie tańce z tobą Ben, tylko pamiętaj, że kręgosłup mam już nie ten, co kiedyś - ostrzegła go, kiedy stanęli na parkiecie wśród innych par.



Świat dziwny jest jak sen


Ginevra Wright
Ginevra Wright
Zawód : gospodyni domowa
Wiek : 56
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Zamężna
Ben, Joseph, Hannah, chodźcie do stołu!

Ziemniaki się ugotowały.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8466-ginevra-wright https://www.morsmordre.net/t8471-jezynka#246816 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f178-szkocja-contin-debina https://www.morsmordre.net/t8470-ginevra-wright#246814
Re: Pokój herbaciany [odnośnik]13.08.20 10:09
Zauważył niezadowolenie matki, namiętnie pragnącej powracać do tematu przypadkowego spotkania z panienką White – poniekąd ją rozumiał, wiedział, że nie kierują nią złe intencje a wręcz przeciwnie, że pragnie dla niego dostatniego, sytego życia u boku kobiety, która potrafi doskonale gotować, ma szerokie biodra idealne do sprowadzania na świat kolejnego pokolenia brodatych synków i pulchnych córeczek, a przy tym będzie go kochać z całego serca. Sam kiedyś o czymś takim marzył, bo nawet jeśli jako chłopiec wolał bawić się w wojnę niż śluby, to zdarzało mu się skraść całusa piegowatej Mary oraz udawać, że znaleziony na polu pszenicy kamień to ich wyjątkowo odporne na spadnięcie z drzewa dziecko. Czasem wracał wspomnieniami do tego beztroskiego dzieciństwa, ostatnich chwil, gdy nie czuł lęku i wyrzutów sumienia. Wraz z dojrzewaniem przyszedł emocjonalny chaos, całkiem niszczący szansę na to, że stanie na ślubnym kobiercu z rozkochaną w nim Andreią o jasnych włosach, rumianych policzkach i ramionach gotowych do tulenia ich wspólnego dziecka.
Na razie jednak skupiał się na tu i teraz, posyłając do Percivala i Hannah lekki uśmiech, pewien, że tematem smoków uciął ostatecznie grząskie ścieżki prowadzące na bagienne rejony niemoralnej prawdy o ich dziwacznym trójkącie. – Pewnie, że bezpieczne, nic ci się nie stanie. Zrobimy bańkę widoczności i będziesz mogła poznać Okruszka! To mój ulubiony smok – podekscytował się perspektywą zaznajomienia mamy ze swoją największą pasją. Było to trochę lekkomyślne, lecz w lekkim podenerwowaniu ślubną sytuacją nie rozważał wszelkich za i przeciw, na ślepo biegnąc ku przyjemnemu tematowi smoków. Oraz bezpiecznej oazie parkietu, gdzie orkiestra zagłuszałaby wszelkie problematyczne pytania, a imię Andrei zniknęłoby w tupocie eleganckich butów. Jaimie wyszczerzył zęby w nieco przepraszającym uśmiechu – faktycznie, nie powinien przywoływać pierzynowych przygód brata w obecności matki – a potem poprowadził siwowłosą kobietę na środek parkietu, oglądając się przez ramię tylko raz, by posłać Percivalowi nieodgadnione spojrzenie, ni to rozbawione ni wspierające. – Masz najlepszy kręgosłup na świecie, mamo. Nic się nie martw, nie będziesz mieć żadnej kontuzji – obiecał solennie, po czym, zaskakująco delikatnie jak na swoje gabaryty, jedną dłoń położył na talii Ginevry, drugą zaś dopasował do jej drobnej ręki, umieszczając ich w trochę pokracznej ramie. Nie potrafił tańczyć, ale lubił to robić, prowadził więc mamę mocno nieporadnie, skupiony bardziej na niepodeptaniu jej stóp niż na niedeptaniu innych gości, przez co kilka par musiało umykać przed rozpędzonym dwumetrowym brodaczem oraz drobiącą obok niego kobietą. Tańczył jednak tak, jak umiał najlepiej, z werwą (i z nieprzeszkadzającą mu muzyką), troskliwie dbając o to, by i pani Wright bawiła się świetnie. Aż do momentu, gdy zauważył, że nieco się zmęczyła – zgodził się więc z zadowoleniem, by udać się na poszukiwania ojca i również z nim spędzić odrobinę weselnego wieczoru. Im dłużej uda się go utrzymać z dala od Percivala, w hectorowskich oczach czyhającego na cnotę jego ukochanej córki, tym lepiej.

| Ben i Ginevra zt


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Pokój herbaciany - Page 3 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Pokój herbaciany [odnośnik]14.08.20 15:05
| Odpowiedź na post Anthony’egotutaj.

Trzeba przyznać, że Anthony wykonał kawał niezłej roboty ze schowaniem prezentu, bo Heath go nie znalazł, a szukał wytrwale praktycznie od zakończenia części oficjalnej dzisiejszej uroczystości. No nieco go powstrzymała w zapędach rozmowa z Florence i prezent od niej. Może to dlatego w końcu starszy Macmillan miał szansę dogonić blondynka. Inaczej miałby bardzo ciężkie zadanie.
-Jak to wszędzie? Wszędzie byłem i Cię nie widziałem, wiesz? - oznajmił, ale zaraz przeszedł do tematu ważniejszego.
-Patrz co dostałem od Cioci Flo!- wykrzyknął i wyciągnął zza pazuchy znicza, którego zaraz wypuścił w powietrze, tak aby ten mógł swobodnie latać nad ich głowami. Zabawka było nieco wolniejsza od normalnego znicza i co ciekawe co jakiś czas zmieniała swój kształt stając się znikaczem. -Super! Prawda? – oczy mu wręcz błyszczały z ekscytacji. Heath przez chwilę przyglądał się latającej zabawce, długo to jednak nie trwało, bo zaraz jego wzrok przykuł pakunek przyniesiony przez Anthony'ego, a powiedzmy sobie szczerze, kształt owego prezentu przywodził na myśl tylko jedno. Flo trafiła w dziesiątkę dając mu prezent, który łączył w sobie jego ulubiony sport i ulubione zwierzątko. Ciężko byłoby znaleźć coś co bardziej by go ucieszyło, ale wyglądało na to, że starszy Macmillan zdołał ją nieco przebić.

-Uhm… dragiczka- powiedział tak jak starszy Macmillan mu zasugerował. –[/b] Co to w ogóle znaczy? -[/b] ciekawość była jednak trochę silniejsza i na moment oderwał wzrok od przedmiotu w rękach czarodzieja i skupił się na rozmowie. W międzyczasie całkiem dobrze zniósł psucie fryzury i ściskanie uskuteczniane przez wujka. Zresztą, można powiedzieć, że nawet lubił takie okazywanie uczuć. No i nigdy nie lubił mieć zbytnio przylizanej fryzury. Chyba można założyć, że Anthony ją nieco poprawił, co nie?
-Do mnie!?- czyli jednak miał rację i tak jak się zdołał domyślić prezent był dla niego. -TO MIOTŁA PRAWDA?- emocje znów wzięły nad nim górę i chociaż czekał, aż Tonik przekaże mu pakunek to i tak nie mógł skupić się już na niczym innym. Ciekawe jak wyglądała ta miotła. Na pewno była super! Co jak co, ale wujek znał się na miotłach, co nie? Może nie tak dobrze jak tata, ale wciąż był dobry w te klocki.
-Z JAKIEGO JEST DREWNA? JAK SZYBKO LATA?- zasypał biednego Anthony’ego pytaniami. W każdym razie chłopiec praktycznie podskakiwał w miejscu i robił sporo hałasu, co mogło się nie spodobać damom siedzącym nieopodal, ale cóż… musiały to jakoś znieść.
Heath Macmillan
Heath Macmillan
Zawód : n/d
Wiek : 7
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6203-heath-macmillan#151883 https://www.morsmordre.net/t6876-listy-do-heatha#179597 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6237-heath-macmillan#216112

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Pokój herbaciany
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach