Wydarzenia


Ekipa forum
Stacja kolejowa
AutorWiadomość
Stacja kolejowa [odnośnik]23.07.21 11:51
First topic message reminder :

Stacja kolejowa

Stacja kolejowa w Harpenden na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym od pozostałych. Mieści się w niej poczekalnia, kasy biletowe oraz zatęchły bar, w którym można kupić marnej jakości lunch. Stacja posiada dwa oficjalne tory kolejowe oraz jeden dodatkowy, magiczny, który wymaga stuknięcia różdżką w ścianę na lewo od czarno-białego plakatu blondwłosej aktorki i wypowiedzenia hasła "Zielony kamień". W ten sposób otwiera się przejście na tor trzeci, na którym można wsiąść do dowolnego pociągu, bez biletu i bagażu, mając na uwadze, że nigdy nie jest się całkowicie pewnym, w jakim miejscu się wysiądzie.

Rzut kością k6 na wejście do pociągu byle jakiego
1. podróż
2. podróż
3. podróż
4. podróż
5. podróż
6. podróż


Lokacja zawiera kości.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stacja kolejowa - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Stacja kolejowa [odnośnik]12.02.22 21:35
Stłumione łomotanie w drzwi łazienki wypełniało przestrzeń przedziału, mieszając się ze stukotem pędzącego po torach pociągu oraz uderzającym w dach, zmrożonym deszczem; wszyscy zdawaliście sobie sprawę, że nie mieliście czasu, mężczyzna był tuż obok – oddzielony warstwą zbudowaną z metalowych drzwi i ściany, w każdej chwili mógł otworzyć przejście prowadzące do wagonu. Jasne oczy dziewczyny z warkoczem otworzyły się szeroko w reakcji na jego głos, wciągnęła gwałtownie powietrze do płuc; cofnęła się jednak posłusznie, nie próbując już sięgnąć po mufkę – a jedynie obserwując, jak Marcelius wyciąga różdżkę, żeby stuknąć nią w pozycję z herbatą. Koniec brezylkowego drewna uderzył cicho o sztywny pergamin, nie stało się jednak nic – powietrza nie przeszył charakterystyczny trzask, skrzat się nie pojawił.
Leonie – odpowiedziała dziewczyna, przenosząc wzrok na dłoń zaciśniętą na jej łokciu. – Dziękuję – dodała, wykorzystując dodatkowe oparcie do odzyskania równowagi, wyprostowania się. Kąciki jej ust drgnęły lekko, wydawała się jednak zbyt przestraszona, żeby się uśmiechnąć. – Przepraszam, ja… To chyba ta herbata, myślę, że coś w niej było. Ty też ją dostałaś, prawda? – zapytała, przenosząc spojrzenie z Marceliusa na Celine, która przesunęła się na siedzeniu, osuwając się po nim niżej, wyciągając złączone kajdanami dłonie. Zmiana pozycji wywołała falę zawrotów głowy, wagon zakręcił się, jakby półwila znalazła się nagle na karuzeli; ogarnęła ją fala mdłości, była słaba – zdecydowanie słabsza niż druga z dziewcząt; czas spędzony w więzieniu odcisnął na niej swoje piętno, mięśnie odzwyczaiły się od ruchu, przebyta choroba wycieńczyła organizm. – To twoja przyjaciółka? – odezwała się dziewczyna, tym razem kierując słowa do Marcela. Mogło to być jedynie złudzenie, ale rozmowa zdawała się ją otrzeźwiać, spoglądała nieco przytomniej – mimo że nadal miała problem ze skupieniem wzroku w jednym miejscu, momentami błądząc nim na boki. – Nie wiem – przyznała, kręcąc głową; jej jasne brwi ściągnęły się w zmartwieniu. W reakcji na kolejne słowa drgnęła. – Nie, Celine ma rację. Musisz uciekać, to – to są bardzo źli ludzie. Mój tato jest im winien pieniądze, przychodzili do nas – grozili mu – zabrali mu sklep, zabrali wszystko – mówiła dalej, głos na ostatnich sylabach jej się załamał; kiedy za drzwiami znów rozległo się łomotanie i nawoływanie, spojrzała na nie z lękiem – ale i z gniewem, złością; na blade do tej pory policzki wpłynął rumieniec, choć wyglądał na niezdrowy, rozgorączkowany. Poprawnie odczytawszy spojrzenie posłane jej przez Marceliusa, umilkła, zaciskając usta.
Okna po obu stronach przedziału były znacznie szersze niż to, przez które Marcel przecisnął się w łazience, mógł mieć pewność, że byłby w stanie wydostać się przez nie na zewnątrz – podobnie jak zrobić to mogły towarzyszące mu dziewczyny, obie szczupłe i drobne. Pociągnięty w dół uchwyt ustąpił, szyba przesunęła się z cichym skrzypieniem prowadnicy, a w twarz młodzieńca znów uderzył podmuch zimnego, wdzierającego się do wagonu powietrza. Przejeżdżaliście wzdłuż wybrzeża – po jednej stronie rozciągały się pola, a po drugiej, tej, ku której spoglądał Marcel, połyskiwało morze; tory biegły górą wysokiego klifu, tuż przy urwisku – patrząc w dół, można było dostrzec rozbijające się o skalną ścianę fale. Wypowiedziana w myślach inkantacja spowodowała lekkie rozgrzanie się ściskanego w palcach drewna, ale nic więcej się nie stało – a gdy Marcelius wyciągnął przed siebie rękę, natrafił na opór – niewidzialną barierę tkwiącą w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą znajdowało się okienne szkło.
Drzwi na zewnątrz przedziału załomotały raz jeszcze, po czym do waszych uszu dotarł ponownie ten sam, męski głos. – Alohomora – warknął czarodziej, coś trzasnęło, rozległ się zgrzyt metalu, później pół sekundy zupełnej ciszy. – Nie ma go! – krzyknął mężczyzna, między głoskami wybrzmiało niedowierzanie i złość. – Skurczybyk chyba wyskoczył przez okno. – Na metalowej podłodze zadudniły kroki, najpierw jedna para, potem więcej. A później trzasnęło – ale już nie na zewnątrz, a w samym środku przedziału, gdzie – między siedzeniami – zmaterializował się domowy skrzat. – Pańska herbata, sir! – odezwał się piskliwie, unosząc ponad głową chude ramiona, na których chwiała się taca z porcelanowym dzbankiem i filiżanką; duże oczy zatrzymały się na Marceliusie, w stronę którego skrzat skłonił się nisko.
Powietrze wypełniło się zapachem imbiru i cytryny.

Żywotność Marcela: 215/260 (-5)
- 20 (tłuczone) - uderzenie w lewą skroń;
- 10 (tłuczone) - nadwyrężenie stawu barkowego prawej ręki;
- 15 (wychłodzenie);

Żywotność Celine: 77/227 (-40, -20 do wszystkich rzutów związanych z magią)
- 100 (osłabienie, wycieńczenie organizmu);
- 50 (psychiczne);
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stacja kolejowa - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]14.02.22 19:26
Pytanie Leonie dotarło do niej jak przez mgłę. Gęstą jak mleko, szarą, otaczającą ją z każdej strony, wdzierającą się do ciała przez każdy otwór, jeszcze mocniej tępiąc i tak ogarnięte korozją zmysły. Pamiętała jednak smak herbaty wlewanej do gardła. Dotyk dłoni zaciśniętej na jej szczęce, rozwierającej usta, by wepchnąć w nią specyficznie pachnący płyn; Celine skinęła więc głową, lekko, leciutko, wydając z siebie trudny do opisania dźwięk, balansujący na granicy westchnienia i mlaśnięcia. Nadszarpnięta racjonalność rozpalała pragnienie zatopienia się w objęciach Marcela, bo te, choć często towarzyszące jej w delirium gorączki, nigdy nie stały się wyczuwalne w celi w Tower. Przybywał, przeciskał się przez kamienne ściany jak duch nieograniczony istnieniem, jątrzył ranę tęsknoty, tańczył z nią po blady świt, ale gdy tylko wyciągała po niego ręce, prosząc, by wreszcie podarował jej trochę swojego ciepła, odmawiał jej tego, nie mógł lub nie chciał ukoić cierpienia. Czasem jego twarz wykrzywiały dziwne grymasy. Ostre i surowe, dławiące ją ukłuciem lęku. Przemawiał głosem strażników, jego dłonie unosiły się nad drżącym ciałem, tam, gdzie nie chciała zapraszać go bezwolnie, a wtedy echem niosła się melodia uchylanych drzwi do aresztu, przez które zwykle wkraczał medyk z naręczem cierpkich eliksirów. Nawet one nie smakowały podobnie do tamtej herbaty.
- Nie powiedział - wymruczała ospale na pytanie o zaklęcie, jakim odgrodzono wagon od zewnętrznego świata. Nie słyszała inkantacji, dostrzegła tylko niejasny ruch różdżką, nim nieznajomy zniknął na resztę drogi, zostawiwszy je same.
Przepraszam, że tego nie wiem, tak bardzo przepraszam.
Jej powieki rozchyliły się mocniej, tęczówki roziskrzyły nagłym zdumieniem, kiedy dłoń znalazła się na dłoni, palce między palcami, a skóra potarła o skórę, uzmysłowiwszy, że to wszystko działo się naprawdę. Że tu był, w pociągu wiozącym je w przepaść. Poobijany i zdyszany, z twarzą ściągniętą determinacją. Marcel, jej Marcel. Przechylona na siedzeniach Celine, półleżąc, ujęła jego dłoń w obie spętane kajdanami ręce, gdy gestem nakazywał się uciszyć, po czym przysunęła ją bliżej swojej twarzy, policzek otarłszy o jej wierzch jak śpiące, niedostatecznie przytomne na te okoliczności kocię. Nieporadne, zagubione, stęsknione; co prawda dźwięki dochodzące zza drzwi zmusiły jej kończyny do drżenia w strachu, a wcześniejsze zawroty głowy dalej nękały ją rozmiękłą wizją wagonu, to koiła ją wyłącznie świadomość, że był obok, z jakiegoś powodu rzucony tu przez przeznaczenie. Pachnący jak dżem truskawkowy, jak trawa muśnięta letnim słońcem, jak wilgotne drzewo i słona morska woda niezdolna ukoić pragnienia.
- Dwa na dwa - szepnęła Celine, dłoń Marcela wysunęła się z jej dotyku, a on poderwał na równe nogi, usiłując jakkolwiek ich stąd wydostać, on, chłopiec ciśnięty na wojenne bagna, tonący jedną nogą w ich odmętach, a wciąż tak bohaterski. Czarownica spróbowała podnieść się lekko na fotelach, chociaż każdy jej ruch zdawał się kończyć zawrotami głowy. Nie teraz, już nie, proszę. Tyle miesięcy trwała zawieszona w limbo nieprzydatności, musiała to przerwać, zmusić wymęczone ciało do posłuszeństwa, nawet jeśli sprawiało jej to fizyczny ból.
Uchylone okno i świat przysłonięty barierą zaklęcia. Odgłosy dobiegające z korytarza, elegijne, przerażające. Bunt słabych mięśni. Spojrzała na Leonie, potem na Marcela, każdym ochłapem siły zmusiwszy ręce, by te sięgnęły do kieszeni - by poszukały w nich czegokolwiek, jakiegoś uśmiechu od losu, własności należącej do poprzedniego właściciela, dlatego kiedy skrzat zmaterializował się nieopodal, drgnęła gwałtownie na jego widok, wydarta nagle ze swojego skoncentrowania. Chwilka, skrzat? Pojawił się znikąd, z herbatą, na której propozycję Lovegood zalała kolejna fala zwątpienia. Chciał skrzywdzić Marcela? Zrobić z nim to samo, co stało się z nimi po wypiciu wywaru? Zneutralizować jego zagrożenie? Mętnym wzrokiem obserwowała jak stworzonko skłania się przed cyrkowcem; kiedy jeszcze pracowała na Grimmauld Place w domu Blacków, w kuchniach pełno było domowych skrzatów wykorzystywanych do dbania o codzienne porządki, gotowania, a te, które przyniosły rozczarowanie, kończyły... Nie, nawet nie chciała o tym myśleć, o ścianach w kamienicy.
- Czy ty... jesteś miły? - półwila spytała słabym szeptem, zwróciwszy się do nieopatrzonej imieniem istotki. Pewnie okłamałby ją w razie konieczności, jednak więzienie wypleniło z niej tak abstrakcyjne myślenie, na jego miejscu pozostawiwszy pustkę. Zmęczoną, spanikowaną pustkę. - Zabierzesz go stąd? - ledwo dostrzegalnym ruchem głowy wskazała na Marceliusa. - Nas - nas, nie chciała tu zostać, skoro już poznała ciepło jego dotyku, nie chciała odnaleźć się w nowym piekle, skoro mogła umrzeć gdzieś indziej, być może w mniejszym bólu, w milszym otoczeniu. Magiczne kajdany wciąż uniemożliwiały jej swobodny ruch, właściwie uniemożliwiał go cały stan zdrowia Celine, a mimo to spróbowała pochylić się lekko w stronę skrzata. - Proszę, pomóż nam, proszę... Możesz zabrać nas stąd gdzieś, gdzie... jest dobrze? - tylko tyle potrafiła robić od miesięcy, błagać. Nadwyrężać swoją godność, tej przecież już w ogóle nie miała, obdarta z poczucia własnej wartości jak z ubrań, których pozbawiono ją po pierwszym przybyciu do Tower; oczy błysnęły cienką szklistą powłoką.
Nie chcę tam jechać, chcę wrócić z tobą do domu.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]16.02.22 1:01
Opór, który poczul na szybie, musiał potwierdzić przypuszczenia. Nie miał w tym wprawy, zaklęcie było skomplikowane - zdjęcie go mogło wymagać od niego długich godzin, ale musiał przynajmniej spróbować, przerażone myśli pędziły tym szybciej, im wolniej po torach sunął pociąg.
- Spróbuj wstać, Leonie - poprosił, podnosząc ją za łokieć - chcąc pomóc przedostać się jej bliżej otwartego okna. Zostały ułamki chwil, nie mógł dłużej zwlekać. Musiał je stąd zabrać. - Kiedy pociąg się zatrzyma, to będzie wasz koniec. Nie ma wyjścia, wyciągnę was stąd przez okno. Musicie mi zaufać. Proszę, zamknij oczy - szepnął, starając się przesunąć dziewczynę pod okno. - Przyjaciółka, którą pozwoliłem pojmać - odpowiedział, łamiącym się głosem. Czemu nie uciekałaś, Celine? Czemu nie próbowałaś na mnie spojrzeć? Czemu nie pozwoliłaś mi sobie wtedy pomóc? To on, to musiał być on. Za mało próbował. Za mało potrafił. - Kto podał ci herbatę, Leonie? - Czy i ona szła za znakiem pióra? Czy zaufała feniksowi? Nie, napojono ją pewnie czymś z dodatkiem czegoś odurzającego - co za obrzydliwi ludzie. - Skąd wiesz, że ją piłem? - Rozmowa ją otrzeźwiała, a im trzeźwiejsza będzie - tym łatwiej będzie im uciec. - Będę tuż za wami - obiecał, kiedy i ona kazała mu uciekać, zamierzał, ale nie sam. Nie zostawi ich tutaj. - Kim oni są? Nie wyglądają na bankierów - Bandyci, to jasne. Nie rzezimieszki, bandyci. Potwory. Skurwysyny. Czy istniał sposób, żeby się do nich dobrać, jeśli wyjdą z tego żywi? - Porwali cię dla okupu? - Czy jako karę? Jedno i drugie brzmiało równie obrzydliwe. - Kim jest twój ojciec? Jaki sklep prowadził? - Wiedział, że mieli wpływy w Ministerstwie Magii, a to wszystko komplikowało. - Jesteście tu tylko we dwie? - Skąd mogła wiedzieć? Wsiadła na tej samej stacji, co on, Celine musiała jechać dłużej. Sam zamknął oczy, kurwa, wymamrotał sam do siebie, słysząc dźwięki zaklęć. I kroków. Biegli - do nich, czy dalej? To jego szukali, ale nie byli głupcami. Trzask w wagonie sprawił, że jego serce struchlało - ale materializacja skrzata tak naprawdę przyniosła ulgę.
- Nie - odpowiedział, słysząc pierwsze słowa Celine; skrzat go stąd nie zabierze. Jeśli - to ją, ale na to też nie miał czasu. Musieli dać sobie radę, miał ważniejsze zadanie. - Ty jesteś Uszatek, prawda? - zapytał szeptem, kucając przed skrzatem. - Nie ma czasu, Celine. Posłuchaj mnie, proszę, Uszatku. - To szaleństwo. To wszystko było szalone, zamierzał uwierzyć majakom, które nawiedziły go po uderzeniu się w głowę? A czy miał jakiekolwiek inne wyjście? Wszystko, co trzymał w kieszeni - wciąż wydawało się bardzo namacalne. Skrzat byl częścią czegoś większego, elementem układanki - takim co on. I zdawał sobie sprawę z tej roli, bo skrzat nigdy nie zaatakowałby czarodzieja tak po prostu. - Ci ludzie, których znajdziesz... - Miał swoje zadanie, wiedział, co miał zrobić. Prawda? Tak mówił starzec. - Szczupły facet w drogim płaszczu, pod pięćdziesiątką, z wąsem - wykonał dłonią gest, zarysowując kształt wąsów, który pamiętał - I kozią bródką - ją również zarysował gestem. - W wewnętrznej kieszeni płaszcza, o tu - wskazał miejsce na piersi, tak dokładne, jak dokładnie był w stanie zapamiętać tamtej gest - Ma plik dokumentów. Nie mogą przy nim zostać. Muszę je zabrać. - Celine nie będą potrzebne, wydali ją z więzienia. Ale Leonie, jeśli chciała wrócić do żywych, musiała je otrzymać z powrotem. - Myślisz, że będziesz w stanie to zrobić? - zapytał, spoglądając z powagą prosto w okrągłe oczy skrzata. Słyszał kroki w korytarzu, nie było już czasu. Zabrał od niego herbatę, nie dbając o to, czy nie była zbyt gorąca i wziął jej duży łyk; w pierwszej chwili chciał ją oddać Leonie, była silniejsza od Celine, mogłaby pomóc: ale i ona pomocy potrzebowała, a on musiał wzmocnić siebie, żeby ochronić je. Ale istniało ryzyko, jeśli herbata zadziała odwrotnie, to na niego, nie na nią. Miała go wzmocnić: czy rzeczywiście? Nie miał pojęcia, czy herbata mogła rozgrzać go równie skutecznie, co wtedy, ale wiara czyniła przecież cuda. Słowa dziewczyny były niepokojące, jakby to herbata je skrzywdziła: ale on ufał chorym majakom, gdy dłonią kolejny raz odnajdywał w kieszeni pamiątki po tym śnie. Była oznaczona piórem feniksa, czy przedział miał znaczenie? Nie mógł mieć. Nie teraz. Jego wiara była głęboka, nawet jeśli głupia. Może napar pozwoli mu oczyścić myśli na tyle, by zdjąć to pieprzone zaklęcie. Finite, powtórzył w myślach uparcie, poruszając różdżką, usiłując zdjąć zaklęcie blokujące ucieczkę z wagonu, kolejną próbą, usiłując wyciszyć wszystkie kłębiące się w głowie myśli. Incarcerare: był pewien, że to musiało być to zaklęcie. Był w stanie zatrzymać czas - ale tylko na chwilę, a one musiały wyskoczyć z pędzącego pociągu - i to przez okno. - Sześć na cztery - przejmuję stery - powtórzył jak mantrę, choć nie wiedział, czy mocniej próbuje uspokoić siebie, czy ją. - Szybko, Celine, chodź do mnie - poprosił, chcąc pomóc jej wstać, objąć w pasie i podnieść z siedzenia. Była słaba, półprzytomna, bez kajdan byłoby prościej - ale nie miał już teraz na to czasu.


jeszcze raz finite + rzut na inicjatywę na kolejną turę


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]16.02.22 1:01
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 11, 58
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stacja kolejowa - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]19.02.22 17:04
Czas przeciekał wam przez palce, przesypując się jak piasek w niewidzialnej klepsydrze, w rytm miarowego stukotu kół o metalowe tory; tłukący się o dach deszcz nie ustawał, powyginane smugi spływały po szybach, częściowo wpadając też uchylonym przez Marcela oknem. Wagon stopniowo wypełniał się chłodniejszym powietrzem, kilka otrzeźwiających kropel zatrzymało się na twarzy Celine, pomagając jej nieco oprzytomnieć - choć jej ciało wciąż wydawało się oporne, nienaturalnie ociężałe pomimo chorobliwej szczupłości.
- Dobrze - odezwała się Leonie, kiwając głową i z pomocą Marcela dźwigając się na własne nogi. Złapanie równowagi zabrało jej chwilę, w pierwszym momencie zachwiała się, palce zaciskając odruchowo na ramieniu czarodzieja, ale po paru sekundach jej ciało zdawało się przyzwyczaić do łagodnych ruchów pociągu. Ruszyła w stronę oka, zatrzymując się tuż przed nim i zaciskając palce na krawędzi odsuniętej szyby, na jej twarzy malowała się jednak niepewność - a gdy wychyliła się nieco do przodu, spoglądając w dół, na uciekającą szybko ziemię i rozbijające się fale, w jasnych oczach błysnął strach. - P-p-przez okno? Ale jak? - zapytała, spoglądając na Marcela, jakby się spodziewała, że żartował. Przełknęła powoli ślinę, zawahała się - ale później posłusznie przymknęła powieki. - Ten mężczyzna - Fletcher, tak ojciec na niego mówił. Nie ten, z którym mnie widziałeś na peronie, starszy - tamci dla niego pracują. Zrobiło mi się po niej słabo - odpowiedziała. Wciągnęła powoli powietrze, marszcząc brwi. - Piłeś ją? - zapytała, na jej twarzy pojawiło się niezrozumienie. Pokręciła głową. - Nie są bankierami. Mój ojciec - mieli mu załatwić dokumenty, żeby mógł zostać w Londynie i dalej prowadzić sklep - powiedziała, w głoskach zadźwięczał wstyd. - Niewielki sklepik z drobnostkami na Pokątnej, tata odziedziczył go po dziadku. Zapłacił im, ale później ciągle przychodzili i twierdzili, że jest im winny więcej. Dzisiaj znowu przyszli, oni... Powiedzieli, że sami odbiorą resztę długu, rzucili na niego jakieś zaklęcie, stracił przytomność, a mi - mi kazali pójść ze sobą. Powiedzieli, że jak tego nie zrobię, to stanie mu się krzywda - mówiła dalej, głos załamał jej się na ostatnich sylabach. Nad kolejnym pytaniem zawahała się na moment. - Chyba tak, nie widziałam nikogo więcej - odpowiedziała.
Trzask zwiastujący pojawienie się skrzata sprawił, że Leonie na powrót otworzyła oczy, wpatrując się ze zdumieniem w chwiejącą się tacę i stojącą pod nim istotę. Dłonie Celine, wepchnięte w kieszenie płaszcza, nie natrafiły na żaden przedmiot - ubranie było puste. Skrzat, w odpowiedzi na jej pytanie, skinął gwałtownie głową, tylko cudem nie rozlewając herbaty. - Tak jest, panienko! - przytaknął, a zaraz potem pokręcił głową. - Nie, panienko, Uszatek nie może opuścić pociągu - dodał; skrzekliwy głos brzmiał smutno, jednak kiedy odwrócił się w stronę Marcela, w jasnych, rozwodnionych tęczówkach połyskiwała życzliwość. Spojrzał na czarodzieja uważnie, a jeśli jego prośba wydała mu się dziwna - to w żaden sposób tego nie okazał. - Tak jest, sir, Uszatek może to zrobić - przytaknął, znów przytakując tak energicznie, że długie, wystające z jego uszu włosy się zatrzęsły.
Filiżanka z herbatą parzyła w palce, a potężny łyk palił w gardło, Marcel nie poczuł jednak otumanienia ani słabości; napój rozgrzewał go od środka, przyjemnym ciepłem rozlewając się po wnętrznościach i docierając do czubków zmarzniętych palców. Czy miał inne działanie - w pośpiechu trudno było stwierdzić, ale skierowane dookoła zaklęcie tym razem sprawiło, że powietrze wypełniające wagon zadrżało na ułamek sekundy, falując jak horyzont w upalny dzień. Celine, dźwignięta w górę przez Marcela, znów poczuła falę zawrotów głowy - ściany, okna i siedzenia obróciły się dookoła niej, jednak przymykając powieki była w stanie opanować szalejącą w jej głowie karuzelę. Opierając się o przyjaciela, mogła się też poruszać, choć niezbyt szybko, nie zdążyliście przebyć nawet połowy drogi dzielącej was od Leonie i otwartego okna, gdy drzwi przedziału wreszcie stanęły otworem, a w przejściu pojawiło się dwóch mężczyzn - w tym ten, którego Marcelius widział wcześniej na peronie. Na wasz widok natychmiast wyciągnęli różdżki.
- Tak przeczuwałem, że jesteś szpiclem - odezwał się ciemnowłosy czarodziej, robiąc krok do przodu. Drugi w tym czasie machnął różdżką, a czerwony promień przeciął ze świstem przestrzeń, zmierzając prosto w stronę Uszatka. Nie trafił jednak, trzasnęło, po czym skrzat zniknął - zaklęcie trafiło w tacę, porcelanowy dzbanek rozprysnął się na kawałki, resztki z brzękiem upadły na podłogę. Gorące krople prysnęły na was, parząc dłonie, szyję, policzki; niezbyt dotkliwie, stygły szybko, pozostawiły jednak po sobie nieprzyjemne uczucie gorąca. - Radzę się dwa razy zastanowić nad waszym następnym posunięciem - powiedział mężczyzna; mówił powoli, w nienaturalny sposób przeciągając sylaby, jakby zwracał się do dziecka.

Marcel, rzut na inicjatywę był udany, w tej turze przysługuje ci dodatkowa akcja.

Żywotność Marcela: 215/260 (-5)
- 20 (tłuczone) - uderzenie w lewą skroń;
- 10 (tłuczone) - nadwyrężenie stawu barkowego prawej ręki;
- 15 (wychłodzenie);

Żywotność Celine: 77/227 (-40, -20 do wszystkich rzutów związanych z magią)
- 100 (osłabienie, wycieńczenie organizmu);
- 50 (psychiczne);
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stacja kolejowa - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]21.02.22 19:44
To ona, nie Leonie, odpowiedziała na pytanie o ich samotności, jej głowa kiwa się delikatnie, herbata zmąciła świadomość, jednak nie spała, otumaniona wciąż odczuwała każde drgnienie pociągu mknącego po szynach, słyszała dźwięki otwieranych do przedziału drzwi, kroki dostające się do środka, widziała kolory ubrań, ich zatarte plamy, barwy włosów, skóry bladej ze strachu; po niej znalazła się tu tylko dziewczyna z warkoczem. Nikt więcej. Nikt mniej. Nie wracały już zjawy generowane gorączką, musiała zostawić je za sobą na peronie, a może i w Tower, z którego wyszła na słońce zbyt mocno rażące w oczy. Oślepiało, ciskało cienie, ona również czuła się jak cień. Obraz wciąż rozmywa się na krawędziach. Słowa zlewają w trudny do zrozumienia zlepek rozmów, z których Celine zapamiętuje niewiele, kiedy nie próbuje z całych sił skupić się na ich przesłaniu; wydawać by się mogło, że z każdym oddechem nieco mocniej dochodziła do siebie, ale postęp wciąż był niewielki, zdołała jedynie uspokoić rozedrgany przełyk, do którego wierzchu podchodziły wymioty gnane przez zawroty głowy. Ale to powoli odchodzi. Odsuwa się w eter zapomnienia, co prawda mięśnie wciąż dygoczą nieporadnie przy każdym wysiłku, bolą, parzą jakby, wiercą pod skórą jak niespokojne węże, prześlizgują między mięsem i krwią, kiedy to się skończy?
Odpowiedź Uszatka osłabiła. Nie mógł opuścić pociągu, nie zabierze stąd Marcela, to na nic, to wszystko na nic, piekła wyciągały ku nim zakrzywione pazurami dłonie, okno malowało barierę - poczuła tylko kilka kropel deszczu opadających na policzki. Ściekły w dół skóry prawie jak łzy. Płakało też niebo? Czasem wyobrażała sobie, że tańczy pośród łąk pod gęstą szarą chmurą, z której kaskadą lał się deszcz; otwierała usta i spijała jego burzliwą troskę, wchłaniała ją, w rzeczywistości sucha i odwodniona, słabnąca w majakach na materacu w więzieniu. Język nieśmiało, prawie niedostrzegalnie wysuwa się teraz spomiędzy warg, łapie spływającą kroplę, kosztuje jej, to nie herbata i nie mętny, zimny napitek z Tower. Chciałaby uwierzyć, że może znaleźć się po drugiej stronie tej szyby - że gdzieś tam czeka normalność, za którą warto tęsknić - że nawet bez rodziców świat wciąż może okazać się piękny, bo miłość rodzinną zastąpią przyjaciele, traumę ociepli ich wsparcie - ale nie była pewna, czy wciąż potrafiła tego dokonać. Dokonać niemożliwego. Pół roku, niecałe, wybrzmiało jak dekady. Pół roku dla ufnego dziewczątka, które nagle odcięto od wszelkiej dobroci, światła i tańca. Nie mają już czasu, sekundy przemykają między palcami, a kajdany wciąż lśnią wokół jej kończyn, Leonie ma więcej szczęścia, może bez przeszkód uciec z Marcelem, dlaczego jeszcze tego nie zrobili?
O nie, o nie. Na korytarzu dudniły kroki rozwścieczonych mężczyzn, zaraz tu wejdą, znajdą ich, nakryją, zabiorą dalej do piekła.
Ramiona Carringtona są miłe. Oplatają ją, podnoszą do góry, pomagają ustać na chwiejnych kolanach, złapać równowagę pomimo więzów, kiedy opiera na nim ciężar wątłego, zabiedzonego ciała i nieporadnie kładzie głowę na jego ramieniu, wzdrygając się, drzwi są otwarte. Dwójka rosłych czarodziejów już dzierżyła w dłoniach różdżki, gotowa użyć ich do czynienia następnej krzywdy; żołądek Celine, nadwyrężony uniesieniem się ku górze, zacisnął się w ciasny splot, strach znów przekręcił kalejdoskop, w którego środku posypały się kolorowe oczka. Przez moment wszystko drżało. Ona, rzeczywistość, wszystko.
- Marcel... - szept przeciskający się przez jej wargi, wydobywany z zaschniętego gardła, przeznaczony był tylko dla jego uszu. Mówiła jednocześnie z dwójką okrutników, chyba jeden, jedyny raz próbując nie stracić na czasie. Zrobić coś - cokolwiek - by odwrócić klątwę rzuconą przez złego czarownika. Odetta umrze nad tym jeziorem, ale książę nie musiał. - Idź z nią, uciekaj - błaganie, znów, błaganie bezsilne i zrozpaczone. Nie była w stanie zrobić więcej, nie mogła obronić ich inaczej, zdolna jedynie zwrócić mężczyznom jedną z dwóch zgub, by ukoić ich wściekłość; poświęci się, tak jak poświęcił jej ojciec, Philippa, Rain, Yvette, Rubeus, oni wszyscy wmieszani w tragedię wyłącznie z jej winy. - Uciekaj, uciekaj... - chciałaby popchnąć go w stronę okna, ale nie może, była na to za słaba; udaje jej się jedynie unieść nieco głowę i przycisnąć wargi do kącika jego ust w tym, co dla Celine stanowi pożegnalny pocałunek. Nie bądź głupi, Marcel, ratuj siebie, ratuj ją. Kieruje nią tęsknota, a jeżeli nie ona, to urojone historie łączące ich w coś, czego znaczenia nie do końca rozumie - potem przyciska usta do jego ust, nagle, delikatnie, ciepło, niech to będzie ich ostatnim wspomnieniem; mówili, że tylko do tego się nadaje, ze tylko to jest w niej słodkie, aż w końcu uwierzyła; a w dotyku odnajduje potwierdzenie, że to prawda. Że to się dzieje. Że jest obok niej, że to smak jego ust, nie iluzja zbyt wysokiej gorączki. A potem, gdy ich wspólne epitafium dobiega końca, cichy głos zamienił się w równie cichy syk; dosięgły jej drobiny gorących kropel, chyba odruchowo spróbowała postawić krok do boku, żeby sobą osłonić Marceliusa, choć stępione zmysły zareagowały zbyt późno; to nic, wciąż mogła bronić go sobą przed tymi, którzy stanęli w drzwiach. Ostrożne kroki nóg związanych w kostkach, włosy kołyszące się przy rwących podmuchach wiatru, rumiane policzki, nieobecne, niepewne spojrzenie; w innych okolicznościach, jeśli tylko miałaby więcej siły, mogłaby spróbować odwrócić uwagę przestępców - tym przecież są, zadają ból, nie mają dobrych intencji, nie przyszli wyswobodzić, wreszcie widzi to wyraźnie - swoim darem, ale to teraz zbyt trudne. Jest więc jego tarczą. Żywą tarczą - chyba?


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]21.02.22 20:52
- Zaufaj mi, Leonie. Po prostu zamknij oczy - odpowiedział na pytanie jak, szukając jasnymi tęczówkami jej oczu; w jego iskrzyła determinacja i nieodłączny gniew na niesprawiedliwości tego świata. - proszę - dodał, to było szalone, prawda, ale to szaleństwo go do niej przywiodło. W jej oczach nie było nadziei, kiedy spoglądała na niego wtedy na peronie, nie wierzyła, że ją odnajdzie, nie wierzyła, że będzie w stanie zrobić cokolwiek: a jednak się tutaj objawił, przy niej, obok, gotowy pomóc jej zmierzyć się z tym, co nadchodziło nieuchronnie. - Zrobię, co mogę, żeby nie bolało - obiecał, bo pozostało mu wierzyć w sny, których sensu wciąż do końca nie pojmował. Pokręcił głową przecząco, nie pił herbaty od Fletchera. Pił inną. Ochronił go feniks? Biała magia? A może to ją uśpiła biała moc: może nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jakie spotkałyby ją okrucieństwa, gdyby była przytomna. Te skurwysyny były obleśne. Otworzył oczy szerzej, gdy zdradziła historię swojego ojca; kolejna ofiara zbrodniczego reżimu. Gniewne iskry zatańczyły w jego oczach. W ten sposób mieli potraktować Sheilę? W co on ją próbował władować? Miał dzisiaj więcej szczęścia niż rozumu - szczęście to złe słowo, spadł na cztery łapy nie na skutek zrządzenia losu, a czegoś więcej. Kogoś więcej. Choć to absurdalne: ktoś nad nim czuwał. - Wszystko będzie dobrze, Leonie. Słyszysz mnie? Po prostu mi zaufaj. Wyciągniemy z tego i ciebie i twojego ojca. - My. My, Zakon Feniksa. - Musisz tylko być teraz bardzo odważna, jak wtedy, kiedy poszłaś z nimi, żeby zostawili twojego ojca. - I skoczyć, kiedy nadejdzie odpowiedni moment. - Tak mu pomożesz, odnajdziemy go - obiecał bez zawahania - szczerze wierząc, że był w stanie to zrobić. Zamierzał. Skinął głową na znak, że nikogo więcej nie widziała. Gdyby miał więcej czasu, pewnie by to sprawdził - teraz chciał znaleźć wytłumaczenie dla własnego sumienia. Odgłosy zza przedziału podpowiadały, że jeśli szybko nie spróbują uciec, nie ocali tutaj nikogo. Ramiona oplecione wokół Celine zacisnęły się mocniej, gdy w drzwiach stanęli ich oprawcy. Kurwa, powtórzył w myślach więcej niż raz, jasna brew ściągnęła się w dół, okrągłe oczy zalśniły przerażeniem a serce w piersi załopotało przeraźliwie, szum krwi w uszach zapiszczał, na kilka ułamki sekund czyniąc tę scenę tak straszną - że aż odrealnioną. Z tego odrętwienia wybudziła go dopiero Celine, ignorował ją, kiedy kazała mu uciekać, majaczyła, przecież nigdy nie zostawiłby jej tu w ten sposób, ale smak jej ust, wpierw w kąciku jego, potem na jego ustach, po raz kolejny przypomniał mu, czym było ciepło krwi żywej istoty - i dlaczego nie mógł pozwolić na jego wychłodzenie. Smakowała wiosną, inną od zimy za oknem i inną od zacinającego śniegu na dachu tego wagonu, smakowała dobrocią i lepszym jutrem, za które przecież walczył. Dłonie nie osunęły się z jej ciała, zakleszczając ją w silnym, ciasnym uścisku, uścisku, który miał powiedzieć: wszystko będzie dobrze, Celine. Jej bliskość, zapach, smak, czar, który zawsze odbierał zmysły, przedziwnie przyciągał, hipnotyzował, na kolejny ułamek sekundy uczynił tę chwilę nierealną; dopiero, gdy wyrwał się z tego snu - krzyknął:
- Teraz, Leonie! - Wypuściwszy Celine z objęć doskoczył do niej po to, by wypchnąć ją na zewnątrz, przez okno, mocno, by nie wpadła pod tory, tak jak wypychał akrobatki mające chwycić się kolejnego kołyszącego się trapezu, daleko, mocno. Leonie nie była akrobatką, nie była w stanie wylądować na śniegu jak one - ale mógł ją złapać. Był w stanie to zrobić, jeśli tylko znajdzie się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze. Odruchowo splótł dłonie pod jej kolanem, na splecionych dłoniach, dając oparcie jej łydce - jak podsadza się jeźdźca na konia lub akrobatę na wyższa platformę - potem pchnął, ile sił, wierząc, że musiała upaść daleko od torów i daleko od jadącego pociągu. Kilka siniaków było niczym w porównaniu z tym, co mogłoby się wydarzyć, gdyby spadła na tory, pod koła. W tej samej chwili sięgnął po dropsa, który wciąż powinien być w jego kieszeni: i włożył go do ust i natychmiast rozgryzł, wierząc, że to pozwoli mu zatrzymać czas. Na chwilę. Na krótką chwilę. Zanim Leonie upadnie. Zanim sięgną go zaklęcia dwójki skurwysynów. Zanim Celine straci równowagę. Dumbledore mówił, że miał wybrać odpowiedni moment ostrożnie: lepszego już nie było i nigdy nie będzie. Nie sprawdził, czy zaklęcie zostało zdjęte: ale czuł wibracje powietrza i musiał uwierzyć w moc wypitej wcześniej herbaty.
Daj mi rękę, Celine.

1. wypycham leonie
2. wcinam dropsa w tej samej chwili
3. rzucam na inicjatywę (zwinność 40 - mogę rzucać 2 razy)


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]21.02.22 20:52
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 59

--------------------------------

#2 'k100' : 80
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stacja kolejowa - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]23.02.22 23:26
Niewiele było powodów, dla których Leonie mogłaby zaufać Marceliusowi – był dla niej obcym czarodziejem, młodzieńcem, którego widziała zaledwie dwa razy, gdy uśmiechnął się do niej przelotnie stojąc w kolejce do budki z rybą i frytkami, oraz dzisiaj – na tajemniczym peronie i w wypełnionym dudnieniem przedziale, w którym pojawił się tak nagle, jak i niespodziewanie, prosząc ją o niemożliwe; skok z okna jadącego pociągu wydawał się szalony, maszyna zwalniała – krajobraz wciąż przesuwał się jednak na tyle szybko, by podjęcie podobnego ryzyka kojarzyło się z samobójstwem. Dziewczyna – mimo otumanienia – zdawała się tego świadoma, wpatrując się w Marcela przerażonym, nagle jakby przytomniejszym spojrzeniem. – My? – powtórzyła, na ułamek sekundy przenosząc wzrok na Celine; być może zastanawiając się, czy to ją miał na myśli. Nie czekała jednak na odpowiedź, coś w intensywnym spojrzeniu młodzieńca musiało ją przekonać – a może zrobiło to coś innego. Kiwnęła głową, zaciskając mocno wargi w wyrazie determinacji i w tym samym momencie zamykając powieki; odwróciła się w stronę okna, stała tuż przy nim, pomiędzy siedzeniem a stolikiem. Jasne dłonie zacisnęła na zsuniętej w dół szybie, jedną nogą wspinając się na ciemnoczerwony fotel, drugą – zgiętą w kolanie – opierając o blat. Podmuch wiatru rozwiał jej włosy, wyciągając kilka złotych kosmyków z odrzuconego na ramię warkocza; dłonie i ramiona jej drżały, z zimna lub ze strachu – wyglądała, jakby się wahała, perspektywa wyskoczenia na zewnątrz musiała ją przerażać – ale nim zdążyłaby zrobić cokolwiek, w przedziale pojawili się mężczyźni.
Czas nagle przyspieszył, podczas gdy ułamki sekund wypełniły się kalejdoskopem zdarzeń: trzaskiem deportacji, tacą upadającą na ziemię, czajnikiem rozpryskującym się na kawałki, krzykami, tupotem stóp. Wiedzieliście, że mieliście zaledwie ułamki sekund na reakcję – świadczyły o tym różdżki wyciągnięte w waszym kierunku i groźba odbijająca się w twarzach mężczyzn; sytuacja wydawała się beznadziejna, Celine była słaba – Marcel, zaciskając ramię na jej talii, był w stanie zorientować się, jak bardzo zmizerniała była, zdając się nie ważyć zupełnie nic; a jednak – pośród całego tego zamieszania, w chaosie i poczuciu zagrożenia, półwila zdecydowała się poświęcić sekundy na słodko-gorzkie pożegnanie, składając pocałunek na wargach Marceliusa.
Gdyby to była fikcyjna opowieść opowiadana na dobranoc, czas by się zatrzymał – ale stojący w wejściu czarodzieje nie mieli w sobie na tyle wrażliwości, by cierpliwie zaczekać, aż będziecie gotowi na walkę. – Expulso! – usłyszeliście, a zaraz potem: – Finpulsio! – padło z ust drugiego z mężczyzn; dwie wiązki przecięły powietrze, dokładnie w tym samym czasie, gdy Marcel rzucił się w stronę Leonie. Dziewczyna ze złotym warkoczem nie miała szansy na protest, będąc już w połowie drogi za okno; gdyby wyskoczyła sama, z pewnością wpadłaby pod tory, ale podsadzona przez młodzieńca, miała szansę wychylić się mocniej. Marcel był silny – a doświadczenie zdobyte w cyrku sprawiło, że wiedział dokładnie, w jaki sposób wypchnąć dziewczynę, żeby impet pozwolił jej upaść jak najdalej. Nie odwróciła się już za siebie, wyskoczyła na zewnątrz, wiatr szarpnął włosami i połami płaszcza, nim jednak zdążyłaby zniknąć z pola widzenia, kwaśna słodycz rozgryzionego dropsa rozniosła się po języku czarodzieja – i pociąg się zatrzymał.
Wrażenie było dziwne – nagłemu zatrzymaniu nie towarzyszyło szarpnięcie, do uszu nie wdarł się pisk hamujących kół; krajobraz na zewnątrz zamarł – ale zamarło też wszystko inne, krople zmieszanego ze śniegiem deszczu zamarzły w powietrzu, strugi wody przestały poruszać się po ciemnych szybach, a rozświetlające przedział wiązki zaklęć zawisły w przestrzeni: jedna jakiś metr od Celine i Marceliusa, druga – dosłownie milimetry przed półwilą, która chwilę wcześniej próbowała własnym ciałem osłonić akrobatę przed oprychami. Purpurowe światło niemal dotykało już jej klatki piersiowej, rzucało blask na opadające ciało, zaledwie parę sekund wcześniej pozbawione podpory silnego ramienia Marcela. Mężczyźni nadal stali w wejściu, z różdżkami wyciągniętymi do przodu i złością zamarłą na twarzach. Leonie natomiast zawisła – jak akrobatka zawieszona na niewidzialnych linach zatrzymała się w powietrzu, w połowie drogi między oknem a śniegiem, z warkoczem pędem powietrza wypchniętym do góry i ramionami przyciśniętymi do klatki piersiowej; już zbyt daleko, by sięgnąć do niej z okna.

Rzuty mistrza gry znajdują się tutaj, finpulsio zostało rzucone z mocą 100+ oczek - jest to zaklęcie, które lada moment powinno trafić Celine.

Marcel, rzut na inicjatywę był udany - w tej turze możesz wykonać łącznie 4 akcje angażujące, mogą one być rozbite na osobne posty lub zawarte w jednym, rzuty kością mogą być też wykonane w szafce - jak ci wygodniej. Jeśli pomiędzy postami będziesz potrzebować posta uzupełniającego, mistrz gry prosi o informację.

Celine pisze w tej turze ostatnia, po postach Marcela i po podsumowaniu wykonanych przez niego akcji przez mistrza gry.

Żywotność Marcela: 215/260 (-5)
- 20 (tłuczone) - uderzenie w lewą skroń;
- 10 (tłuczone) - nadwyrężenie stawu barkowego prawej ręki;
- 15 (wychłodzenie);

Żywotność Celine: 77/227 (-40, -20 do wszystkich rzutów związanych z magią)
- 100 (osłabienie, wycieńczenie organizmu);
- 50 (psychiczne);
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stacja kolejowa - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]27.02.22 2:02
Inkantacje, które wkrótce spłynęły z ust dwójki czarodziejów skutecznie go otrzeźwiły spod wilego uroku; serce biło mu jak dzwon, gdy nie miał pewności, czy Leonie się nie zawaha, czy nie popełni katastrofalnego błędu, który mógłby kosztować ją życie; musiał jednak podjąć ryzyko, wiedział, że to od śmierci ją ratował: i wiedział, że musiał wyprowadzić ją z tego pociągu, póki ten nie dobije do stacji - a czasu zostawało coraz mniej. Do ostatniej chwili nie mógł mieć pewności, czy nie zawierzył jej życia, życia ich wszystkich, własnym majakom, które nawiedziły go krótko po uderzeniu w głowę; smak dropsa otrzymanego od sennej zjawy był jednak realny, tak samo jak realnie: nagle zatrzymał się czas. Nie mogło stać się inaczej. Wierzył w moc tej przedziwnej herbaty, wierzył w moc tego przedziwnego cukierka, pozostało mu uwierzyć również w moc tego nie mniej przedziwnego skrzata.
Świat zamarł, jak we śnie, nagle i miękko, krajobraz stanął, szeroko otwarte oczy dostrzegło zastygłe krople deszczu, również te odbite od wpół opuszczonych szyb, warkocz Leonie zawieszony w powietrzu i rozpacz zmęczonej Celine, wreszcie złość na twarzach nieznajomych, bo stanęło też piekło, które zdążyło rozpętać się wewnątrz przedziału. Wyciągnął dłoń w kierunku zastygłych promieni zaklęć, wpół otwarte usta nie mogły wyjść z podziwu, zatrzymał jednak ten gest w pół ruchu, nie wiedząc, na ile szkodliwa w tych warunkach mogła okazać się świetlista wiązka. Raz jeszcze uniósł spojrzenie na mężczyzn, na ich twarze, próbując je zapamiętać; tego dnia mieli stracić pamięć - nie poddawał tego w wątpliwość - ale on przecież zachowa własną: a może pewnego dnia spotkają się ponownie. Dziś, teraz, wierzył, że ucieczka znajdowała się już na wyciągnięcie ręki. W pierwszym odruchu wybił nogę w okno, kopiąc w dół szyby - po to, by poszerzyć otwór, na tyle dokładnie, na ile był w stanie uczynić to w pośpiechu, zamierzając podeszwą butą i wysoko wymierzonym kopnięciem pozbyć się również wszelkich dłuższych i ostrych krawędzi, jeśli takie pozostały. Na tym samym impecie rzucił się do Celine, chwytając w ramiona jej upadające ciało i oplótł je mocno, przyciskając do piersi, brodę zagiął nad jej ramieniem, czyniąc uścisk szczelniejszym. Chciał schować ją we własnych ramionach, barkach, otulić, zabezpieczyć własnym ciałem - gdy wybił się od siedzenia, zamierzając tyłem, plecami do okna, wyskoczyć z pociągu razem z dziewczyną; była lekka i drobna, a on silny, choć też nieduży, z bezwładnym ciałem niewątpliwie miało być trudniej, niż z aktywnymi i równie silnymi akrobatkami na Arenie, ale przecież już to robił, w ten czy inny sposób, skakał z kimś, nie sam, tym razem: musiało się udać. Nie próbował skoczyć zbyt daleko - pociąg przecież wciąż stał w miejscu, nie zagrażał ani jemu ani jej - ale usiłował znaleźć miękkie lądowanie, za priorytet stawiając sobie bezpieczeństwo dziewczyny. Jego oko szukało Leonie, uważał na nią w trakcie skoku, ale musiał zdążyć zapewnić jej jeszcze bezpieczne lądowanie. W końcu mu zaufała.

1. kopnięcie
2. skok z celine


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]27.02.22 2:02
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 63, 100
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stacja kolejowa - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]27.02.22 10:40
Zamarły wokół ciebie świat w istocie sprawiał wrażenie co najmniej dziwne – przypominające bardziej sen niż rzeczywistość, zwłaszcza, że momentami krawędzie otaczających cię kształtów, framugi okien, kanty stolików, wyciągnięte agresywnie różdżki przeciwników, wydawały się drżeć, zamazywać; jakby starając się wyrwać spod tego unieruchomienia. W palcach zbliżonych do wiązki purpurowego zaklęcia poczułeś mrowienie – mogłeś się domyślać, że dotknięcie go byłoby nierozsądne, ryzykowne, zresztą: nie wiedziałeś, ile dokładnie zostało ci czasu, nim pociąg ruszy ponownie. Przyglądając się twarzom dwójki mężczyzn byłeś w stanie zapamiętać ich rysy, charakterystyczne znaki – znamię pod lewym okiem, przystrzyżony starannie zarost, siwe pasmo przy prawej stroni – zapadły ci w pamięć, pozwalając na odtworzenie ich w wyobraźni w dowolnym momencie.
Kopnięta z całej siły szyba zachowała się nietypowo, częściowo wciąż zamrożona w zatrzymanym czasie, częściowo – nie tak do końca niepodatna na uderzającą w nią podeszwę; powietrze przeszył trzask, szkło skruszyło się, na gładkiej do tej pory tafli pojawiły się pęknięcia – ale ostre odłamki przeleciały zaledwie parę centymetrów, po czym zatrzymały się, zastygając w ciemności nocy tak samo, jak zastygły w niej krople zmrożonego deszczu. Kolejne kopnięcie pozwoliło na pozbycie się części wciąż wystających z dolnej framugi odłamków, na wyczyszczenie jej całkowicie nie miałeś jednak czasu – zamiast tego podbiegając w pośpiechu do drugiej z dziewcząt, wciąż uwięzionej wewnątrz przedziału.
Wydawało się, że jej ruszenie będzie niemożliwe, że zatrzymane w czasie ręce i nogi się nie poddadzą, ale gdy tylko otoczyłeś ją ramionami, jej ciało zwiotczało i opadło – nagle znów podatne na działanie grawitacji. Celine nie była ciężka, wprost przeciwnie – nawet w niewygodnej pozycji wydawała ci się lekka niczym dziecko, jak młode akrobatki podrzucane w powietrze; bezwładność sylwetki utrudniała poruszanie się, zdołałeś jednak odciągnąć ją na bok – z brodą opartą o ramię dostrzegając, jak część purpurowego promienia odrywa się od większej całości i ciągnie za nią, a później rozprasza na wysokości jej klatki piersiowej. Nie wiedziałeś, co to oznaczało, sam nie odczułeś żadnej różnicy – podchodząc do okna na tyle, na ile było to możliwe i wybijając się w tył, starając się wyciągnąć z zatrzymanego pociągu was oboje.
Manewr był karkołomny, ryzykowny, trudny; dodatkowe obciążenie w postaci bezwładnej dziewczyny zaburzało poczucie równowagi, zmieniało położenie środka ciężkości; nieskończenie trudniej było ci wymierzyć, a jednak – jakaś siła, a może czyjś wzrok, zdawał się tego wieczoru nad tobą czuwać, bo zaledwie ułamek sekundy później dostrzegłeś nad sobą przesuwającą się krawędź okna – i otoczyły cię ciemności, na policzkach poczułeś chłód zgarnianych po drodze kropli, wody ściąganej prosto z powietrza. Po ostrej krawędzi rozbitego okna przesunęły się jedynie nogi, na wysokości ud i łydek rozlało się dziwne gorąco – ale póki co byłeś w stanie je ignorować, skupiony na tym nietypowym locie, który lada moment miał skończyć się twardym lądowaniem. Byłeś na nie przygotowany, na huk głuchego uderzenia, jednak zamiast niego – po raz drugi tego dnia – usłyszałeś śpiew; ptasi, melodyjny, wlewający się prosto do serca i rozgrzewający od środka; na krawędzi twojego pola widzenia mignął fragment skrzydła, czerwono-złotych piór, coś załaskotało cię w policzek – a później świat zwolnił, a może to wy zwolniliście, łagodnie opadając na śnieg. W ciszy, w otoczeniu nocnej ciemności, zaledwie parę metrów od krawędzi wysokiego klifu, wzdłuż którego jeszcze przed chwilą sunął pociąg – teraz majaczący tuż przed tobą, z oknami rozświetlonymi ciepłą łuną, nieruchomy, niezwykły.
A feniks – feniks krążył nad wami, wzbiwszy się ponownie w powietrze przecinał niebo tuż pod chmurami, widoczny jedynie od czasu do czasu; nie potrafiłeś oprzeć się wrażeniu, że na coś czekał – na prośbę, czy może wezwanie.

To tylko post uzupełniający, kolejka toczy się bez zmian.

Marcel - pozostały ci do wykorzystania dwie akcje.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stacja kolejowa - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]27.02.22 17:03
Z niedowierzaniem przyglądał się otaczającego go przestrzeni, czasu, który zaiste zastygł, jak wosk, który ześlizgiwał się z płonącej świecy i przybrawszy stały kształt nagle stanął w miejscu, nic nie robiąc sobie z praw rządzącym światem; nie tylko zastygnięte wiązki zaklęć, którym mógł się przyjrzeć z tak niezwykłej bliskości w ich statecznej formie, nie tylko szyba, która, choć pęknieta, nie poruszyła się ni o cal, nie tylko sama Celine, która, choć lekka, sprawiała teraz wrażenie posągu zrośniętego z krajobrazem. Strużka magii skleiła się z nią, ale kiedy opuścili pociag - nie mogła jej już zagrozić, nawet, jeśli ją trafi. Czym było przedziwne zjawisko - nie mógł wiedzieć. Nic nie wiedział o prawach rządzących magią, przewidywanie jej zachowania w tak nierealnych warunkach jak te, znajdowało się daleko poza jego zasięgiem. To, co próbował zrobić, mogło być głupie i ryzykowne, lecz przezorności nie miał w sobie gdzie i kiedy wykształcić; obejmował Celine mocno, nie zwrócił uwagę na ciepło spływające wzdłuż nóg, gdy adrenalina utrzymywała go w przytomności, zamknął oczy, oczekując łoskotu, siły, z jaką upadnie, zaciskając dłonie na wątłych przedramionach Celine, nie mógl ryzykować jej zdrowiem. Lecz uderzenie nigdy nie nadeszło, a śpiew, który nagle rozległ się wokół, już znajomy, dźwięczny, tak piękny, budzący w sercu coś więcej niż nadzieję, budzący ogień: zapalczywy, zdeterminowany i przepełniony walką ogień, zaufanie: bo wiedział, że za tym śpiewem stało coś potężnego i coś, co było mu dziś przyjacielem, jakby ten śpiew był miękkim jedwabnym szalem otulającym go szczelniej niż matczyne ramiona. Już gdy opadli miękko obejrzał się przez ramię na linię klifu, przełykając ślinę; nie dostrzegł jej w ciemnościach i nie pierwszy raz tego dnia miał więcej szczęścia niż rozumu.
Ale czy to naprawdę było szczęście? Opatrzność, nadludzka interwencja, ogień tych piór.
Feniks, uniósł spojrzenie na niebo, kołował nad nimi, niepowstrzymany zakrzywioną czasoprzestrzenią, sunął przez nocne niebo jak płonąca kometa, ciągnąć za sobą skrzący światłem gęsty welon piór. Był piękny. - Dziękuję - szepnął, ledwie rozchylając usta, zapatrzony na złocisty tor jego lotu. Mógłby patrzeć na niego w ten sposób do końca - wydawało mu się, że to była najpiękniejsza istota, jaką kiedykolwiek widział. To on był dziś jego stróżem. - Zabierzesz nas stąd? - zapytał, nieco głośniej, tonem prośby przetkniętej błagalną nutą. Czy potrafił? Czy był w stanie? Jego miotła została w pociągu, a oni znaleźli się pośrodku niczego, a na domiar złego nie mogli udać się w kierunku stacji. Dopiero po chwili oderwal spojrzenie od zapierającego dech w piersi stworzenia, delikatnie wypuścił Celine z objęć, dając jej upaść obok siebie, oprzytomniawszy po widoku niezwykłego ptaka Marcel zerwał się na nogi i podbiegł do wiszącej w powietrzu Leonie, z bliska szepcząc inkantację:
- Lento - wymierzył różdżkę, nie mogąc jednak przewidzieć, jak zachowa się jego magia - pewien, że uczynił to poprawnie, cofnął się parę kroków, wyciągając ku niej ręce; zamierzając złapać ją w ramiona niezależnie od efektu inkantacji i pomóc zachować równowagę po upadku na grunt, ustawiając się w pozycji adekwatnej do jej aktualnego ułożenia ciała. Z obawą spojrzał w kierunku pociągu, lecz mknąca maszyna powinna szybko zostawić ich za sobą. Inkantacje, które wypowiedzieli, a które zastygły w przedziale, nie pozwolą im od razu pokonać odległości dzielącej ich od okna. Nocne ciemności były im teraz przyjazne, musieli tylko czym prędzej odsunąć się od torów. Od stacji, do której dojeżdżał pociąg. Reszta leżała już w rękach Uszatka, czas lada moment wróci na dawne tory.


99 na lento tutaj + przgotowuję się na przechwycenie Leonie


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]27.02.22 17:03
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 69
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stacja kolejowa - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]27.02.22 22:04
Słowa rzucone przez Marcela rozproszyły się w przestrzeni, wsiąkając w ciemność nocy tak, jak atrament wsiąkał w pergamin; czy kołujący nad wami feniks je usłyszał – trudno było zgadnąć, długi pierzasty ogon od czasu do czasu przesuwał się poniżej gęstych chmur, ale sam ptak jeszcze nie ruszył w dół. Bezwładne ciało Celine opadło miękko na śnieg, a sam Marcel mógł bez przeszkód podejść do zawieszonej w czasie i przestrzeni Leonie; z tej odległości widział przerażenie wymalowane na bladych policzkach, usta rozchylone jak do niemego krzyku, powieki zaciśnięte w ochronie przed wiatrem – a może ze strachu, uwidaczniającym się również w dłoniach zwiniętych w pięści, mocno, kurczowo. Rzucone przez niego zaklęcie otoczyło lewitującą sylwetkę przejrzystą mgiełką, wyciągnięte do przodu ramiona przez moment otulały jedynie pustkę – po czym, jak gdyby nigdy nic, czas znów zaczął biec do przodu.

Jako pierwszy ruszył pociąg; głośny stukot wypełnił wasze uszy, pęd wznieconego prędkością wiatru uderzył w wasze plecy, rzucane z okien światło zadrżało i rozmyło się; spadające z nieba krople popędziły w stronę ziemi, uderzając was w ramiona, wsiąkając we włosy i ubrania, spływając po policzkach. Ciało Leonie poddało się grawitacji – ale przytrzymane rzuconym zaklęciem, opadło w dół spokojniej, wolniej; zniwelowany impet pozwolił Marcelowi na ustanie w miejscu, a choć wyraźnie poczuł na ramionach ciężar drobnej dziewczyny, zdołał się nie zachwiać – zamiast tego bezpiecznie pomagając jej stanąć na własnych nogach. Leonie krzyknęła, jej głos utonął jednak w huku pociągu, a zaraz potem ucichł – podobnie jak cichnąć zaczął głośny stukot, gdy maszyna minęła was, pozostawiając okolicę w ciszy i ciemności, rozświetlanej jedynie odbijającym się w śniegu światłem księżyca i pobliskiej latarni. Dziewczyna ze złotym warkoczem zacisnęła dłoń na ramieniu Marcela i zamrugała nieprzytomnie, później przenosząc spojrzenie błękitnych tęczówek na młodzieńca; blade usta zadrżały, ale nie wydobyło się z nich żadne pytanie. To – niewypowiedziane, milczące – tańczyło jedynie w otwartych szeroko oczach.

Celine ocknęła się na śniegu, z policzkiem przyciśniętym do zimnego puchu, z nadgarstkami i kostkami nadal spętanymi magicznymi kajdanami. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętała, był pociąg – i błysk mknących w jej kierunku zaklęć, słabość, ciężar opadającego, pozbawionego podparcia ciała. Później była pustka; zatrzymanie czasu nie pozostawiło po sobie wspomnień, półwila nie miała pojęcia, w jaki sposób znalazła się poza pociągiem – za jedyną pamiątkę ostatnich wydarzeń mając dziwne, nieprzyjemne, paraliżujące mrowienie w klatce piersiowej, przypominające bolesny skurcz. Wokół siebie nie widziała wiele: krawędź wysokiego klifu, oddalające się światła pociągu, odległy blask morskiej latarni; i dwie sylwetki stojące tuż obok, niedaleko; te same, które dopiero co widziała wewnątrz oświetlonego jasno wagonu.

Celine, możesz już napisać swojego posta w tej turze, czas na odpis to 24 godziny, po tym czasie pojawi się post mistrza gry.

Marcel - jeśli chcesz napisać jeszcze jednego posta w tej kolejce - możesz, ale nie musisz.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stacja kolejowa - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Stacja kolejowa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach