Wydarzenia


Ekipa forum
Wzniesienie
AutorWiadomość
Wzniesienie [odnośnik]11.11.15 21:32
First topic message reminder :

Wzniesienie

Skromna polana nieopodal plaży mieści się na niewysokim wzniesieniu, z którego roztacza się widok na falujące, bijące wilgocią morze. Upstrzona polnymi kwiatami za dnia jest mało uczęszczana. Nocą jest doskonałym punktem widokowym na niebo, brak koron drzew w promieniu przynajmniej kilkuset metrów pozwala podziwiać księżyc oraz gwiazdy. Początkiem sierpnia, podczas festiwalu lata, można zaobserwować sunące komety.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wzniesienie - Page 11 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wzniesienie [odnośnik]15.02.19 20:35
Nie wiem czy to półmrok czy jakiś metaforyczny cień właśnie zasnuwa lico mojej towarzyszki; czy powiedziałem coś nie tak? Zawsze, zawsze musiałem mieć za długi jęzor!... Karcę się w myślach, ale uśmiecham, machnąwszy przy tym jedną ręką.
- Masz jeszcze dużo czasu. - mówię, trochę dla pocieszenia, a trochę bo to prawda; wciąż była młoda, atrakcyjna, robiła obiecującą karierę w Mungu i chyba miała nawet własne mieszkanie - no przecież to same plusy! Zresztą każda potwora znajdzie swojego adoratora, a nie oszukujmy się - Rowan Sprout było daleko do potwory.
Dlatego całuję ją, a ona się śmieje, i ja również chichoczę, przestając dopiero gdy czuję drobne, dziewczęce dłonie wsparte na moim ciele.
- Szkoda. - wyginam usta w podkowę. No cóż, warto było spróbować, chociaż spodziewałem się podobnej odpowiedzi - Red od lat dawała mi kosza i nie sądziłem by to miało się kiedykolwiek zmienić. Niemniej pozostawałem cierpliwy - być może kiedyś mi się to opłaci. Szybko jednak rozpromieniam się, bo plan panny Sprout też jest całkiem niezły. Jeśli taka z niej altruistka i oferuje bezinteresowną pomoc, to ja w to wchodzę obiema nogami i całym sobą. Zaciskam palce na dziewczęcej dłoni, dając się poprowadzić w dół wzniesienia, między kramy, gdzie tłumy były chyba jeszcze większe. Ciemność rozpraszały lewitujące lampiony i kuglarskie pokazy, ciszę zakłócały krzyki oraz przyśpiewki upojonych winem czarodziejów. Festiwal Lata był naprawdę pięknym wydarzeniem i co roku ponownie się o tym przekonywałem. Wokół aż roiło się od pijanych dziewuch gotowych oddać swoje wianki przystojnym nieznajomym. Ja byłem takim właśnie przystojnym nieznajomym, a Rowan spisała się na medal, bo gdy mnie żegnała, czekała już na mnie inna urocza panienka. To z nią spędziłem resztę wieczora - było wesoło, barwnie i lało się mnóstwo wina. Później to już nie pamiętam kompletnie nic - straciłem świadomość zanim zaczęło świtać; rano obudziłem się na plaży przytulając do kamienia. Naprawdę dziwna noc.

/zt




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Wzniesienie [odnośnik]08.03.19 3:20
Lato, spadające gwiazdy, ciepła noc...w towarzystwie damy, za którą się przepada. Nawet jeśli Craig bał się, że będzie się musiał tutaj nadmiernie socjalizować, towarzystwo Lady Parkinson nie było wcale uciążliwe. Nie rozmawiali nawet zbyt wiele - po prostu patrzyli na spektakl spadających gwiazd.
Widok napawał spokojem. O ile Śmierciożerca i ktoś skalany czarną magią może jeszcze odczuwać całkowity spokój i niewinnie cieszyć się drobnymi przyjemnościami życia. W końcu ciężar starych grzechów może kogoś dopaść...znienacka.
-Kogo...ja widzę! - usłyszał nagle zadumany Craig. Zapatrzony w gwiazdy, nie zauważył nawet, że podeszła do niego niewysoka blondynka, mówiąca z francuskim akcentem. Czarodziejka trzymała się prosto na nogach. Ton jej głosu wskazywał jednak na to, że wypiła już trochę tej nocy. Jeszcze nie tyle, aby się skompromitować, ale na tyle, by w odważnie podejść do Burke'a i zmierzyć jego towarzyszkę lodowatym spojrzeniem, którego sekretne i nienawistne znaczenie może odczytać tylko druga kobieta. W istocie, lady Parkinson speszyła się nagle. Może aby oszczędzić Craigowi wstydu, a może zakłopotana wybujałym biustem i wojowniczą minką nieznajomej, wybąkała, że widzi w oddali dawno niewidzianą koleżankę i uciekła. Nieznajoma tylko na to czekała.
-Hugooo! - wypaliła z wyrzutem, a Craig musiał się trochę wysilić aby przypomnieć sobie, czy kiedyś się spotkali i dlaczego Francuzka zwraca się do niego fałszywym imieniem. Mógł udawać, że go z kimś pomyliła, ale problem w tym, że faktycznie ją znał. Kilka lat temu, podczas swojego pobytu we Francji, sprzedał kilka obrazów pewnej młodej wdowie. Madame Catarina była niezmiernie zainteresowana sztuką i jeszcze bardziej zainteresowana przystojnym marszandem, który przedstawił się jej jako Hugon Millet. On z kolei rozpoznał w jednej z jej pamiątek po mężu czarnomagiczny artefakt i zręcznie poprowadził negocjacje tak, że Catarina dorzuciła go do zapłaty za obrazy. Do dzisiaj sądziła, że Craigowi chodziło o jej pieniądze, a o pamiątce (i o zmarłym małżonku) całkowicie zapomniała.
O pieniądzach nie.
-Ten Van Gohhhg, którego mi sprzedałeś! Mówiłeś, że to inwestycja, że sprzedam to na mugolskim rynku, jeśli cena na naszym nie wzrośnie! Tffu, jak mogłam pakować się w jakiekolwiek interesy dotyczące mugoli i...i...ciebie! - wypaliła Catarina zanim Craig zdążył zareagować. Wątpliwe, aby pamiętał ten konkretny obraz, który jej sprzedał. Może miał całkiem dobre intencje - van Gohg, czy nie van Gogh - te nowoczesne obrazy wszystkie wyglądały podobnie i osiągały dobre ceny w paryskich galeriach.
-A to nie jest prawdziwy Van Gohg! Dostałam za niego tys...siąc franków w Paryżu, wyobrażasz sobie?! Co ja sobie za to kupię, waciki do puderniczki?! Mówiłeś, że ta sztuka współczesna jest dużo warta, a jest NIC niewarta i nie mogę już patrzeć na te słoneczniki i...i jak mogłeś! - kontynuowała. Głęboka uraza na jej twarzy kazała Craigowi wątpić, czy kobieta chowa żal o obraz, czy o coś jeszcze innego.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Wzniesienie - Page 11 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wzniesienie [odnośnik]08.03.19 8:54
Właściwie to wzięto go z zaskoczenia. Po raz kolejny więc gwiazdy udowodniły, jak bardzo niepraktyczną rozrywką było oglądanie ich upadku z nocnego nieba - zamyślił się tak bardzo, stojąc ramię w ramię z lady Parkinson, że gdy niemal tuż przy jego uchu wybrzmiał mocno zaciągający francuskim głos. A on aż drgnął zaskoczony. I nie potrzebna mu była wcale dłuższa obserwacja kobiety, do której owy głos należał, aby wiedzieć, że rozmowa, która może się wywiązać, nie będzie należeć do przyjemnych. No, chyba że może jednak udałoby mu się wygrzebać gdzieś ze środka resztki swojego lordowskiego uroku. Właściwie to nawet dobrze, że była już nieco wstawiona. Powinno pójść łatwiej.
- Moja droga Madame Catarina! - odezwał się, automatycznie przechodząc na francuski. Tym samym upewnił się, że ryzyko podsłuchania ich rozmowy jest zdecydowanie mniejsze. Francuski może i był dość popularnym językiem, szczególnie wśród szlachty, nie sądził jednak, by każda z otaczających ich osób potrafiła biegle nim władać. A co do imienia, którym go nazwała - faktycznie potrzebował chwili, aby je skojarzyć. Jednak jej przepełnione lamentem wyrzuty bardzo szybko naprowadziły go na właściwe wspomnienie. Cóż więc mu pozostało? Podszedł do kobiety, ujmując obie jej dłonie i nachylając się, by pocałować ją w oba policzki. Zależało mu głównie na tym, aby nie robiła scen. A to najlepiej było uczynić, przekierowując chaotyczne myśli pijanej wdowy na inne tory - z dala od sztuki i pieniędzy, które przez niego straciła.
- Proszę wziąć dwa głębokie wdechy. Co też madame ma na myśli, mówiąc o interesach dotyczących mnie? Przecież doskonale madame wie, że nie mogłem jej zaoferować nic więcej - nie sądził, by nawiązanie do kilku upojnych nocy, które razem spędzili, speszyło kobietę. Nie zdziwiłby się, gdyby od chwili ich ostatniego spotkania wyszła za mąż ponownie... oraz gdyby ponownie została wdową. - Czy jest coś, co mogę dla ciebie zrobić, aby uspokoić twoje nerwy, Catarino? Czy może być tak, że zaczepiłaś mnie, bo po prostu potrzebujesz odrobiny... uwagi? - wolał to usłyszeć. Zawsze przyjemnie było słuchać takich słów padających z ust kobiety.


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Wzniesienie [odnośnik]09.03.19 7:11
Madame Catarina była usatysfakcjonowana, że zostali sami. Nie podobał się jej widok "Hugona" z inną kobietą, ale za to nie przeszkadzali jej ewentualni gapiowie na samym festiwalu. Niech słuchają. Ona sama za kilka dni wracała do Francji i nie miał tu już nic do stracenia - po kilku kieliszkach wina przestała przejmować się własną reputacją.
Chętnie przeszła na francuski, w którym mogła pełniej wyrażać siebie i swoje uczucia. Zawsze musiała się zastanawiać, gdy mówiła po angielsku, a to nie sprzyja bujnej ekspresji. Chciała zaś zademonstrować swoje emocje Hugonowi jak najdobitniej.
Na szczęście dla niego, stali trochę na uboczu, a obcy język rozpływał się w gwarze letniego festiwalu i nie przyciągał zbytnio uwagi. Strzępy melodramatycznych słów po angielsku byłyby może ciekawe dla kogoś wścibskiego, ale w szybki francuski Madame Catariny trzeba było się wsłuchać aby wyłowić coś interesującego.
-UFAŁAM Panu, ufałam, że monsieur jest...uczciwy! - fuknęła na Hugona. Czy miała na myśli fałszywego "van Gohga", czy też łączącą ich przed laty relację?
Chociaż w jej ojczyźnie wszyscy witali się pocałunkami w policzek, i tak zaskoczył ją ten czuły gest. Policzki zapłonęły jej, gdy tylko mężczyzna ujął je w swe dłonie. Zarumieniona, posłusznie wzięła głęboki i urywany wdech i aż zamilkła na sekundę. To wystarczyło, aby szlachcic mógł pośpieszyć ze swoimi wyjaśnieniami.
-Wiedziałam, że monsieur opuści kiedyś Paryż, ale to nie powód, by zostawiać biedną wdowę w tak...nieszczęsnym położeniu! - splotła ręce na bujnym biuście, żaląc się nad swoim losem. Zostawił ją samą z obrazem, którego nie mogła teraz sprzedać...i w pustym łożu! Nie żeby chciała go mieć na głowie cały czas - zdecydowanie wolała być wdową i cieszyć się mężczyznami tylko wtedy, gdy miała ochotę na ich towarzystwo. Taki gamoń w domu tylko by ją irytował. Najlepiej, gdy mężczyźni opuszczali jej ramiona nad ranem i wracali nocą.
Tyle, że miała też swój honor i chciała dobitnie przypomnieć o tym swojemu dawnemu kochankowi! Liczyła na listy, albo chociaż pocztówkę! Była przekonana, że o niej zapomniał - a gdyby była trzeźwa, zauważyłaby, że faktycznie potrzebował chwili aby ją skojarzyć.
Gdy Hugon trzymał dłonie na jej policzkach, uświadomiła sobie, że nie miał obrączki. Doskonale. W dodatku zaczął z nią...flirtować?
Utkwiła w nim gniewne spojrzenie, zastanawiając się czy chciała mu okazać swoją furię, czy smutek, czy też jego uwaga jej wystarcza. Myślało się jej nieco mgliście, ale ostatecznie zdecydowała się na kontynuowanie dwuznacznej gry i teatralne westchnienie.
-No nie wiem, monsieur. Tyle miałam stresu przez ten obraz...może mi monsieur jakoś...wynagrodzić zszargane nerwy? - zatrzepotała rzęsami, wydymając usteczka. Odruchowo przymknęła lekko oczy. Nie widziała przystojnego marszanda tak długo (i miała tylu kochanków w międzyczasie), że już zapomniała, jak smakują jego pocałunki.



I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Wzniesienie - Page 11 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wzniesienie [odnośnik]10.03.19 16:45
Ależ się rozochociła. Chyba już zdążył zapomnieć, jaka Catarina potrafiła być uparta i nieustępliwa. Ale też nie można go było za to winić - przebywał we Francji ponad dziesięć lat, co sprawiło, że bardzo dobrze poznał tamtejszą szlachtę, a w szczególności brylujące na salonach kobiety. Madame Catarina była jedną z wielu. Może nieco bardziej ekscentryczną, nieco starszą niż inne, jednak nie stanowiła dla niego nikogo wyjątkowego. Gdyby było inaczej, przedstawiłby się jej przecież swoim prawdziwym imieniem. Chociaż musiał przyznać, że była jedną z tych niewiast, które odwiedzał chętniej. Była całkiem bystra, ale jednak nie dość bystra, by przekonać się, kiedy Burke ją wykorzystywał - a robił to tak naprawdę bardzo często. Pomijając oczywiście kwestie finansowe, gdy oskubał ją z artefaktów po zmarłym mężu oraz z grubszej gotówki, to w przeszłości przecież bardzo chętnie korzystał z jej zaproszenia do wspólnego spędzania nocy. Chociaż w tej kwestii można w sumie uznać, że wykorzystywali się nawzajem oboje, ale on nie miał nic przeciwko. Kobieta też w końcu musiała zaznać odrobiny radości w życiu.
- Moja droga madame, jestem pewien, że gdybyś pani jeszcze trochę poczekała, na pewno spotkałabyś tego jedynego, właściwego... kupca na wspomniany obraz. - musiał przyznać, że nie spodziewał się, jak wiele radości przyniesie mu ten swoisty powrót do lat spędzonych we Francji, do chwil, gdy te wszystkie wystrojone kobiety na salonach niemal jadły mu z ręki, wystarczyło, że pochwalił ich kolie lub cudacznie upięte fryzury. No i te dwuznaczności, te gierki słowne.
- Może omówimy tę rekompensatę w jakimś.. bardziej ustronnym miejscu? - te słowa wypowiedział, nachylając się tuż nad nią, tak jakby już w tym momencie miał zamiar pocałować jej pełne usta. Ale jednak zamarł milimetry od jej ust, kusząc i nęcąc. Okrutnie byłoby ją teraz odrzucić. Szczególnie, że to i tak miało wyglądać tak jak zawsze - krótka, jednorazowa schadzka, trochę pocałunków i pieszczot. Kim on był, by odmawiać kobiecie? Szczególnie jeśli była tak chętna, a on niestety ostatnio nie mógł narzekać na to, że był przez płeć piękną rozchwytywany. Miesiące spędzone w Azkabanie raczej nie sprzyjały romansom, więc gdy nadarzała się okazja, grzechem było nie skorzystać.


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Wzniesienie [odnośnik]11.03.19 2:21
W przeciwieństwie do Craiga, Catarina nie była z samą sobą na tyle szczera, aby nazwać ich relację wykorzystywaniem. Pochodziła z drobniejszej szlachty, a nazwisko i majątek zawdzięczała pierwszemu, sporo starszemu mężowi (i drugiemu i trzeciemu, ale w ich przypadku różnica wieku nie była tak drastyczna). Zyskawszy względną niezależność, postanowiła sobie odbić stracone lata młodości. Prawdę mówiąc, Hugon był już powyżej średniej wieku większości jej kochanków. Ale nadal wyglądał bardzo apetycznie!
-Ach, monsieur nie wie, jak trudno czekać, kiedy ja jestem taka gorąca....znaczy w gorącej wodzie kąpana! Obraz już przepadł i pieniądze też! Powinien był mnie pan ostrzec, że będzie...ciężko! - dla dodania efektu nawet oddychała ciężko. Zapewne za mocno ścisnęła suknię w pasie. Nie była już tak zgrabna jak dekadę temu, ale biust nadal miała imponujący.
Miała nadzieję na pocałunek, ale Hugon tylko zbliżył swoją twarz do jej i nęcił ją kilkumilmetrową bliskością. No tak, zawsze był z niego figlarny spryciarz. Ona zaś zawsze udawała głupszą niż w istocie była - wiedziała, że Hugon jest podejrzanie zainteresowany pamiątkami po jej mężu, ale szczerze mówiąc miała je gdzieś. Była gotowa kupić sobie nimi towarzystwo tego przystojniaka.
Przystojniaka, któremu najwyraźniej nadal podobała się ich gra. Widziała znajome, łobuziarskie iskierki w jego oczach, a jej ego pęczniało z każdą dumą.
-Pańska...towarzyszka nie zdziwi się, że ją pan opuścił? - wyszeptała, nawiązując do młodej lady, z którą widziała przed chwilą Hugona. Nie żeby różnicę robiło jej, czy jest zaręczony, czy po prostu flirtował z tamtą damą. Niemniej miałaby satysfakcję, gdyby wybrał , a nie tamtego podlotka.
-Jakie miejsce pan proponuje? - dodała, zanim zdążył odpowiedzieć. Jej pośpiech mógł mu dać do zrozumienia, że madame Catarina podjęła decyzję odnośnie tego, jak może potoczyć się ich spotkanie, już dłuższą chwilę temu. Prawdopodobnie jeszcze zanim do niego podeszła. Kobieta należała do osób, które nie wahają się przed niczym, jeśli czegoś bardzo pragną.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Wzniesienie - Page 11 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wzniesienie [odnośnik]11.03.19 7:40
- W gorącej wodzie kąpana... ale przecież też bardzo uparta - uparta i bezwzględna. Burke wcale by się nie zdziwił, gdyby za zgonami wszystkich jej mężów stała właśnie ona sama. Oczywiście nie jemu to było oceniać, sam był przecież równie wyrachowany - po prostu miło było zawiesić oko na kobiecie, która potrafiła sobie sama radzić w świecie arystokracji. Świecie, który płeć piękną często traktował jak klacze rozpłodowe, często wystawiane na sprzedaż aby wzmocnić dobre stosunki z ich właścicielem... to znaczy, ojcem.
- Gdzieś w tłumie czeka tu na nią stadko przyjaciółek - odpowiedział, nie do końca będą pewny, czy tak było w istocie, ale nie to było przecież teraz ważne. Elodie na pewno nie była na festiwalu sama, Burke był wręcz zdumiony tym, że natknął się na nią, kiedy w pojedynkę wędrowała przez tłum. Może czekała na swojego narzeczonego? Quentin co prawda nie lubił takich zbiegowisk, ale może jednak go namówiła? Nie był do końca pewien, a poza tym nie chciał o tym myśleć. Miał teraz ważniejsze rzeczy na głowie. Był pewien, że Catarinie na pewno schlebiało, że jej towarzysz nie udał się w pogoń za tamtą młódką. Nie próbował wyprowadzać jej z błędu, odrobinę zabawnie było obserwować, jak jej apetyt na jego osobę wciąż wzrasta.
- Niech to będzie niespodzianka - odpowiedział z lekkim uśmiechem błąkającym się gdzieś w jego kącikach ust, a następnie ofiarował jej swój bok, aby mogła się na nim oprzeć. Gdy już to uczyniła, poprowadził ją z dala od tego hałasu, od zgiełku oraz od gapiów - póki nie zeszli ludziom z oczu, powstrzymywał się przed jakimiś konkretniejszymi gestami. Wolał uniknąć tego, aby ktoś znajomy wypatrzył go w tłumie a następnie pomyślał sobie Salazar jeden wie co. Burke i tak miał zamiar postarać się, aby to spotkanie z Catariną było jego ostatnim. Choćby bardzo pragnął, życie i kontakty towarzyskie, które zostawił we Francji, właśnie tam powinny pozostać. Mógł jednak zrobić ten jeden jedyny wyjątek.

zt z lusterkiem


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Wzniesienie [odnośnik]15.11.20 18:26
3. sierpnia 1957 r.
Kiedy wieczór wcześniej zaproponował Idzie wzięcie dnia wolnego i udanie się gdzieś tylko we dwoje nie był pewien czy panna Lupin nie stwierdzi, że do reszty postradał zmysły. Znanym faktem było w końcu to, że Alexander w wypełnianiu swoich obowiązków zakrawał już o wysoce zaawansowany pracoholizm. I to nie tylko tych wynikających z obranej przez niego ścieżki zawodowej: Farley na co dzień zajmował się przecież jeszcze zarządzaniem szeroko zakrojoną sprawą zwaną Zakonem Feniksa, co zdawało się pożerać jego umysł do reszty. Mało znajdował czasu na spędzanie go w domu, a jak już siadał na sofie to brał ze sobą któreś z grubych tomiszczy o białej magii, które pożyczył od Tonks, a z którymi Gwardzistka była w stanie się na trochę rozstać. Wtedy potrafili znaleźć z Idą chwilę dla siebie, kiedy siadali razem i pogrążali się w lekturze lub w przypadku czarownicy jeszcze innych zajęciach, od czasu do czasu wdając się w mniej lub bardziej poważne rozmowy, często wymieniając się spostrzeżeniami z tego, co akurat zajmowało ich uwagę. Lubił wtedy w pewnej chwili otaczać ją ramieniem i przyciągać bliżej, przylgnąć policzkiem do czubka jej głowy i zamknąć oczy, słuchając jej głosu, który działał na niego lepiej niż najlepsze zaklęcie uspokajające. Właśnie w takich chwilach najdobitniej przypominał sobie o tym, co obijało się w jego głowie już od początku maja, a co nieustannie odwlekał w czasie jakby dając jej szansę aby się z tego wszystkiego wycofała nim jeszcze nie jest za późno. Ona jednak uparcie przy nim trwała, co rusz zaskakując go swoim oddaniem. Wiedział, że zasługiwała na więcej, a choć nie mógł dać jej wszystkiego to wciąż pozostawało coś, na co całkowicie zasługiwała. Coś, w czego ziszczenie się nie do końca wierzył, co odłożył głęboko do szuflady z resztą swoich zakurzonych pragnień i marzeń, które miały czekać na lepszy dzień. To czego chciał się podjąć było największym wymiarem oddania, jaki mógł jej zaoferować, najdobitniejszym wyznaniem tego, jak się przy niej czuł, jak bardzo ją kochał.
W tym roku Festiwal Lata został odwołany, a Alexander bardzo by się zdziwił na wieść o tym, że ktokolwiek był tą decyzją zaskoczony. Zawód był w stanie pojąć, jednak nie potrafił założyć butów osoby, która pozostawałaby na tyle krótkowzroczna by nie pojmować wagi tego, co się właśnie działo w kraju. Mimo wszystko było mu dziwnie, gdy idąc ze swoją czarownicą dłoń w dłoń, w drugiej ręce niosąc kosz piknikowy, przemierzał spacerem Weymouth w sierpniowym słońcu, a dookoła nie było ani żywej duszy. Niepokój ten pochodził gdzieś z wnętrza jego duszy, bo chociaż pamiętał tylko ubiegłoroczne obchody letniego święta to po prosu wiedział, że o tej porze roku nie tak najbardziej znana plaża w hrabstwie Dorset powinna wyglądać. Nie mógł jednak na te pustki narzekać – gdyby w okolicy był ktoś inny to tego pięknego popołudnia nie mógłby pojawić się tu z Idą w swojej własnej postaci. Nie musiał się ukrywać, nie musiał udawać i pomimo ogólnej nerwowości, którą starannie ukrywał czuł równocześnie niezwykłą ulgę. Zerknął na zapatrzoną w otaczające ich piękno Idę, na moment zatracając się w tym, jak blask słońca odbijał się w jej oczach skrzących nad upstrzonymi piegami policzkami, a bryza bawiła się niesfornymi, skręcającymi się kosmykami włosów. Kiedy jej oczy zwróciły się ku niemu, uśmiechnął się ciepło, wciąż nie mogąc przestać na nią spoglądać.
O czym myślisz? – zapytał, prowadząc ich na usytuowane nieopodal wzgórze, z którego wiedział, że roztacza się piękny widok na całą okolicę.

| Brak halucynacji


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Wzniesienie - Page 11 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Wzniesienie [odnośnik]15.11.20 19:27
Nie odpowiedziała od razu, gdy o to zapytał. Zająknęła się raz, zamknęła usta, po czym zająknęła się drugi raz i, dziwiąc się sobie samej, uniosła wysoko brwi. Nie wiedziała, czy mogła się zgodzić, czy powinna. Kto zajmie się wtedy lecznicą? Przecież nie mogli prosić innych o pomoc, w końcu każdy z przypisanych jedną nogą do przybytku medyków miał swoje sprawy do załatwienia, miał swoje życie i własne łóżko, w którym po nocnym dyżurze spało się wyjątkowo dobrze, a pierze w kołdrze otulały przyjemnym ciepłem, nieporównywalnym do żadnego innego ciepła. Zgodziła się dopiero na kolacji, podczas krojenia pomidorów (prawdopodobnie dwóch ostatnich w spiżarce w tym tygodniu) pozwalając sobie na kolejne chwile namysłu, możliwość zastanowienia się nad każdym za i przeciw, jaki tylko przemknąłby jej po głowie. I tak też pomyślała, że to okrutnie dziwne, taki widok Alexandra proponującego wspólne wyjście w popołudnie, które teoretycznie mogli mieć wolne. A może… nie, nie, to głupie. Nie, to przecież niemożliwe. Niemożliwe, że jakieś głosy w głowie powiedziały mu, że powinien zrobić jej coś złego, że może znowu jej twarz przybrała twarz kogoś innego. Zbyt wolno wtedy żuła kęs jajecznicy, żeby prędko odgonić od siebie tę irracjonalną (a może nie do końca?) myśl, więc została w niej aż do nocy, mimo zgody na owe tajemnicze wyjście. Później dała się porwać obowiązkom w lecznicy, nowym pacjentom przychodzącym z nieco zbyt skomplikowanymi przypadkami, każdy z nich wyczerpywał o gram więcej energii od poprzedniego. Szukała odpoczynku, ale nie tutaj, czy w domu, szukała miejsca, w którym mogłaby być z dala od tego, co działo się w Dolinie Godryka. I Alexander właśnie do takiego miejsca ją zabrał – zdolny był czytać w myślach?
Przytrzymywała swój słomkowy kapelusz dłonią, bo idąc pod górę mieli do czynienia nie tylko z kłodami rzucanymi pod nogi, ale przede wszystkim, nie w wymiarze metafizycznym, a fizycznym, z wiatrem. Wystawiła twarz do słońca, bo im wyżej byli, tym więcej wychodziło go spomiędzy chmur, jak kwiat, który tak łakomie pragnie ciepła w zimne, jesienne dni – jesień przecież nadchodziła wielkimi krokami. Uchyliła powiekę – ufała Alexandrowi tak bardzo, być może popełniając w tej kalkulacji błąd, że zamknęła oczy, gdy szli – i zerknęła na niego, gdy zadał pytanie. Mimowolnie odpowiedziała na uśmiech. Nauczył ją tego.
Myślę, że to dziwne, bo już od jakiegoś czasu nie byliśmy poza domem. I że oboje jesteśmy bladzi jak wampiry od tego siedzenia w lecznicy – zaśmiała się cicho, szczerze. Zacisnęła nieco mocniej palce na jego dłoni. Chciała bardziej poczuć, że tu są. Sami, razem. Wojna stała tuż za rogiem, bacznie przyglądała im się zza drzew, markowała swoją obecność, ale istniała, wciąż trwałą, uczepiona desperacko zlęknionych umysłów. Ida obróciła się za siebie, kontrolnie rozglądając się wokół. Nikogo nie było. Znad wody tylko dobiegały ich krzyki mew. Powietrze nosiło w sobie słoną woń morza. Spojrzała znów na Alexandra, który… wciąż na nią zerkał. Uśmiechnęła się nerwowo. Chyba nie była do tego przyzwyczajona. To nie tak, że romantyzm uleciał z ich związku, nie. Po prostu czuli się ze sobą dobrze nawet wtedy, gdy oboje milczeli, pochłonięci lekturą, gotowaniem czy czarożówkami. – Mam coś na nosie, że mi się tak przyglądasz? Kto ostatni na górze, ten trąba!
Puściła nagle jego dłoń, wzięła w dłonie materiał musztardowej sukienki i porwała się biegiem na szczyt wzgórza, śmiejąc się, kiedy zerkała za ramię i okazywała się lupinowym cwaniaczkiem, który zostawił w rękach Alexandra spowalniający go ciężki kosz.


breathe

then begin again

Ida N. Lupin
Ida N. Lupin
Zawód : magomedyk z Doliny Godryka
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
it's always darkest
before

the d a w n

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6989-ida-lupin#183439 https://www.morsmordre.net/t7864-swistka#221262 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t8043-skrytka-bankowa-nr-1619#229623 https://www.morsmordre.net/t8106-i-lupin#231775
Re: Wzniesienie [odnośnik]16.11.20 3:20
Kiedy Ida uniosła kąciki ust w odpowiedzi na jego uśmiech, Farley wyszczerzył się jeszcze szerzej. Doprowadzała go w ten sposób do szaleństwa, jednak w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Czuł się przy niej jakby cała jego wewnętrzna energia multiplikowała się, kanalizowała w wolę do życia wykraczającą poza wolę do walki. Budziła w nim chęć do tworzenia i było to dla niego czymś niezwykle cennym.
Wampiry? – zapytał, a rozbawienie w jego głosie było niezwykle łatwe do zidentyfikowania. – Nie boi się panna, panno Lupin, że pannę pogryzę? – zapytał, po czym uniósł ich złączone dłonie i przelotnie skubnął jej nadgarstek zębami tylko po to, by zaraz złożyć tam równie przelotny pocałunek. Chociaż musiał patrzeć pod nogi i kontrolować jak idą to cały czas wracał spojrzeniem do Idy. W końcu przeciągnął strunę za daleko w tym podziwianiu i zanim zdążył prychnąć z rozbawieniem i odpowiedzieć coś błyskotliwego, został wyzwany na wyścig. Zareagował z lekkim opóźnieniem, pozwolił palcom Idy wyślizgnąć się z jego uchwytu, co oczywiście musiało wywołać w nim oburzenie.
Hej! – zakrzyknął i zaśmiał się, po czym zaczął truchtać za Idą. Wiadomym było, że z taką przewagą już jej nie dogoni, ale... nie od tego nosił przy sobie różdżkę żeby jej nie używać. Chwycił za hikorowe drewno i z trzaskiem zniknął, materializując się parę kroków przed panną Lupin i prędko opuszczając piknikowy kosz na ziemię. Nie miała szans wyhamować, wpadła prosto w jego otwarte ramiona, które momentalnie owinęły się dookoła jej drobnej sylwetki. Przytrzymał ją przy sobie, chociaż impet z jakim na niego wpadła zmusił Farleya do postąpienia krok w tył. Złapał za rondo jej kapelusza i uniósł go z jej głowy, tym sposobem uwalniając na wiatr jeszcze więcej pofalowanych kosmyków włosów. Mógł teraz bez przeszkód spojrzeć jej w oczy i uśmiechnąć się raz jeszcze, szeroko jak kot z Cheshire, tym razem jednak triumfalnie.
Pierwszy. Trąba – powiedział jej wciąż rozbawiony, po czym jednym zwinnym ruchem nachylił się żeby ją pocałować. Wiedział, że oszukiwał, ale sama go do tego podkusiła. Zresztą, jakie były zasady tej rywalizacji? W jego mniemaniu żadne: niniejszym czuł się sam przed sobą usprawiedliwiony, teraz jeszcze sprytnie odwracając uwagę nieco zasapanej panny Lupin swoimi czułościami. W jego pocałunkach brakowało jednak ślepej zapalczywości, bowiem pełne były uczucia i ciepła. Niezbyt przejął się tym, że najprawdopodobniej na jego błękitnej koszuli pojawiały się właśnie żyłki zagnieceń. Jego uwagę pochłaniało coś innego.
Ostatecznie jednak odsunął się odrobinę, ponownie podziwiając zarumienione lico swojej czarownicy, po czym jeszcze prędko nachylił się, aby muśnięciem warg obdarować czubek jej nosa.
Teraz wszystko w porządku z tym nosem, nie wiem tylko po co mi tak uciekałaś – poruszył zabawnie brwiami, po czym złapał znów Idę za rękę i pozwolił jej złapać oddech, rozglądając się po wzniesieniu. Mieli stąd piękny widok na plażę i roztaczające się za nią morze, do którego coraz bardziej zbliżało się powoli opadające ku horyzontowi słońce. Długo jeszcze nie miało zrobić się chłodno, więc tym Alexander nadal nie zamierzał się przejmować. – Tutaj? – zapytał, znów odwracając wzrok ku Idzie. Dziś miało być pięknie. Dziś było tylko dla niej.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Wzniesienie - Page 11 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Wzniesienie [odnośnik]17.11.20 20:12
Dzisiaj oboje wyszli z ciepłego, wygrzanego kąta nazywanego rutyną i było w tym coś nadzwyczajnego, jednocześnie zadziwiającego, przerażającego i sprawiającego, że umysł na zmianę rozprężał się i kurczył, nie do końca będąc przygotowanym na podobne zmagania z rzeczywistością. Ta, mimo dudnienia wojennych bębnów, okazywała się nawet oswojona, jeśli tylko odpowiednio się o nią zadbało. Zaklinanie jej szło im przecież całkiem nieźle, a trening, jak wiadomo, czyni mistrza. Więc dzisiaj na wzniesieniu w Weymouth ćwiczyli bardzo wytrwale, z każdą czułością złożoną na jej skórze ustami Alexandra, rozluźniała się coraz bardziej, przypominając odrobinę Idę z poprzedniego życia; Idę, która wszystko miała na wyciągnięcie dłoni. Nauczyła się polować na szczęście, cieszyć się z każdej chwili z ukochanym, z każdej chwili złapanej we wnyki, ale, paradoksalnie, jego nadmiar ją przytłaczał, więc musiała je dawkować rozsądnie i smakować każdy kęs z niebywałą rozkoszą, jakby za chwilę cały zapas miał rozpłynąć się w powietrzu.
Jego oczy tak ciepło lśniły, tak niemożliwie kusząco, magnetycznie – pobudzał jej zmysły, ale zdecydowanie bardziej czuła ekscytację wywołaną jego widokiem w tym stanie. Ona zawsze sobie radziła, zawsze potrafiła znaleźć ciasny korytarz życia, przez który przeciśnie się dalej, ale on, jej Alexander, on radził sobie z ogromem krzywd ciężej – nie dziwiła się, zbyt wiele przeżył i przeżywał na co dzień, by z lekkością zachowywać się tak, jak teraz. Tym bardziej – chwilo, trwaj.
Chcesz mi powiedzieć, że jakiś wampir o północy zanurzył kły w twojej szyi i zaraził cię klątwą krwi? Ach! – pisnęła krótko, zaraz zamieniając to w śmiech. Przyciągnęła się nagle do niego i uniosła na palcach, z pomrukiem składając na linii jego szczęki prędki pocałunek. – Obawiam się, że to nieuleczalne.
Uśmiech nie znikał nawet wtedy, gdy pod górę biegła z wysiłkiem, ale momentalnie wyparował, kiedy obejrzała się, a Alexandra wcięło. Truchtała tyłem, rozglądając się w gwałtownie narastającej panice i już obracała się, żeby przebiec po okolicy czujnym wzrokiem, kiedy nagle wpadła na niego – na jego ciało, na zapach, na znajomy śmiech i na usta, które tak doskonale znała. Zacisnęła dłoń na jego koszuli i odpowiedziała na pocałunek, bardziej w wyuczonym odruchu niż szczerej chęci poszukiwania jego czułości – ta na chwilę zniknęła pod ciężarem stresu.
Nastraszyłeś mnie, Alex – powiedziała z cichym zarzutem, maskując go jednak zaraz kolejną falą śmiechu. – I oszukiwałeś! Nie wolno się teleportować w wyścigach – klepnęła go zawadiacko w ramię, uśmiechem zdradzając, że to wszystko tylko żarty. Już tylko żarty. Znów mogła być pewna, że stoi obok. I że nikt jej go nie zabrał. To zniknięcie mogło znaczyć przecież, że nagle przypomniał sobie o czymś ważnym, o ratowaniu kogoś, o spotkaniu, w których nie mogła uczestniczyć, ktoś go wzywał patronusem, którego nie dostrzegła. Jej obawy graniczyły z irracjonalnością, ale nie mogła nic na to poradzić. Zawinęła za ucho fruwające dookoła głowy kosmyki włosów, badając z ciepłem w błękitnych tęczówkach to, co chciał jej przekazać swoim spojrzeniem. Znała je. Rozgrzewało ją, wzniecało płomień gdzieś w okolicach serca – to nie o nim mówiła Isabella? Uniosła dłoń, by objąć nią bok jego szyi, kiedy się nachylał. Chichotała z każdym dotykiem jego warg. – Ależ jesteś dzisiaj całuśny… i oddaj mi kapelusz! – pokręciła pogodnie głową, dłonią usiłując sięgnąć po swój skarb. – Och, od razu uciekałam… po prostu, wiesz… – uciekała, ale uwielbiała się z nim droczyć, jeśli warunku ku temu zachęcały. Dzisiaj wyjątkowo mocno do tego zachęcały. – Odrobina rywalizacji nigdy nikomu nie zaszkodziła. Poza tym, rozprostowaliśmy stare kości!
W końcu znaleźli się na szycie wzgórza i wzrok Idy od razu powędrował w stronę odbijających się od wody smug popołudniowego słońca, ta cudownie mieszającego się z barwami nieba, z jego błękitem, różem i oranżem przełamującym się nad granatem morza. Uśmiechnęła się z ciepłą fascynacją, z jakąś niewysłowioną tęsknotą za czymś, co trwało za horyzontem. Odwróciła się w końcu i pokiwała głową, zgadzając się na miejsce. Rosły tutaj kwiaty, całe mnóstwo kwiatów – kilka z nich potrafiła nawet rozpoznać – chwytała je więc za najbliżej znajdującą się przy ziemi część łodyżek i zrywała je, przypominając sobie, jak tworzyło się wianki.
Ostatnio widziałam Abigail ze swoim synkiem. Jak oni cudownie razem wyglądali! – podniosła na niego roziskrzone spojrzenie, którego uczucie rozrzewnienia podkreślił dodatkowo pełen rodzinnego uczucia uśmiech. – Miała go w chuście na piersi i wieszała pranie. Pomachała do mnie, podeszłam i chwilę porozmawiałyśmy. Jest taki śliczny! Dali mu na imię James. Mały Jamie. Ponoć ma oczy po tacie. – westchnęła cicho, ale bez szczególnej tęsknoty. Lubiła dzieci, zwłaszcza te najmniejsze, miały w sobie magię miłości, bezbronną, nagą, czarującą. – Abi zaprosiła nas na kolację, jeśli tylko znajdziemy wolną chwilę. Będzie skromna, ale, wiesz, wspólna. Może udałoby nam się coś przynieść. Alex? – zamyślił się. Takie miała wrażenie.


breathe

then begin again

Ida N. Lupin
Ida N. Lupin
Zawód : magomedyk z Doliny Godryka
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
it's always darkest
before

the d a w n

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6989-ida-lupin#183439 https://www.morsmordre.net/t7864-swistka#221262 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t8043-skrytka-bankowa-nr-1619#229623 https://www.morsmordre.net/t8106-i-lupin#231775
Re: Wzniesienie [odnośnik]27.11.20 2:18
Gdyby zdecydował się na moment zagłębić w charakter tego dnia na tle większości ich innych wspólnych dni to doszedłby do jednego wniosku: szaleństwo. To co się działo i co planował to zdecydowanie było szaleństwo, bo cóż innego mogło sprawić, aby stał się tak boleśnie beztroski? A jednak, choć było to doświadczeniem doprawdy dziwnym to chciał zanurzyć się w nim jeszcze dogłębniej. Coś na kształt narkomana tak tęskniącego za używką, że zdążył zapomnieć jej smaku, przez co czas rozłąki tylko podsycał w nim pragnienie i doznania po ponownym skosztowaniu zakazanej rozkoszy.
To było wręcz absurdalne: czy szczęście w czasie wojny aby na pewno było czymś niedozwolonym, czymś czego nie wypada? Czy powinien w ogóle aspirować do szczęścia jeżeli poprzysiągł odrzucić je w mgnieniu oka dla sprawy, której oddał swoją duszę? Czy to, że próbował wieść normalne życie – w pełni świadom tego, że nigdy nie miało być tak prawdziwie normalne – potępiało go ze względu na krzywdy, które potencjalnie mógł wyrządzić wszystkim swoim bliskim? Nawet, jeżeli przecież był z nimi – z nią – szczery?
Frustrującym była mu ta waga bytu, cień ciągnący się za każdą podjętą decyzją. Próbował mimo wszystko sprawić aby choć trochę poczuć tę ulotną namiastkę życia poza walką. Nie zależało mu w tym jednak na sobie, robił to dla niej i z miłości do niej: czasem dziwne i niezrozumiałe rzeczy przychodziło robić ludziom kiedy bardzo się kogoś kochało.
Dlatego czerpał z tej chwili, był śmielszy, pozwalał sobie na coraz to odważniejsze zaczepki, mocniej roziskrzone spojrzenia, szersze uśmiechy. Przymykał nieco oczy, absorbując kruche pocałunki, którymi śledziła linię jego szczęki; przytulał ją do siebie mocniej, kiedy wpadała rozpędzona w jego ramiona. I całował. Na płonący stos Wendeliny, sprzeciwiał się dobrym manierom, ale sprzeciw był jedynym w czym potrafił prawdziwie wyrazić siebie.
Nie oddam – powiedział zadowolony z siebie, unosząc ramię poza zasięg jej rąk. Jego wzrost był bronią obosieczną, bo poza podawaniem słoików chowających się w narożnikach najwyższych półek w najwyższych szafkach posiadał potencjał do drobnych złośliwości. – Ogłaszam go moim fantem, będziesz musiała go wykupić – powiedział, po czym zamaszystym ruchem założył nakrycie głowy samemu sobie, po drodze zapewne przypadkowo wyznaczając nowy trend modowy. Pieczołowicie pilnował żeby panna Lupin, to sprytne stworzenie, mu go nie podwędziła nawet w czasie rozkładania pikniku na szczycie wzgórza. W czasie machania różdżką i rozstawiania wszystkiego na miejsca pozwolił sobie jeszcze na kilka ukradkowych spojrzeń w kierunku czarownicy, tym razem jednak dopilnowując  aby nie przyłapała go na tym Ida. Pragnął tego żeby już zawsze się tak uśmiechała. I tylko uśmiechała. Merlinie, miał ochotę skrzywdzić każdego, kto odbierał jej radość w życiu – nawet jeżeli do tej definicji musiał wrzucić samego siebie, bo ich wspólne życie niewątpliwie zapowiadało się w tonach słodko-gorzkich.
Na ustach tańczył mu cień uśmiechu kiedy obserwując zbierającą kwiaty Idę przysiadł na kocu, podpierając się dłońmi i krzyżując stopy w kostkach. Zdjął z głowy kapelusz i położył go z boku, wciąż jednak strzegąc go jak smok skarbu. Siedział i słuchał, a mógł słuchać jej godzinami: nie ważne czy prawiła o zawiłościach tamowania krwotoków wewnętrznych, czy tak jak teraz opowiadała mu najnowsze wieści z Doliny Godryka. Słuchał jej z uwagą i nie umknął mu cień zachwytu pobrzmiewający w jej głosie kiedy wspominała o chłopcu, w którego narodzinach uczestniczyli. Farley poczuł ścisk w żołądku, zerkając na moment w przeciwną stronę niż jego ukochana, wzrok kierując na rozpościerający się przed nimi pejzaż. Dzieci. Temat, którego unikał jak ognia, o którym bał się nawet pomyśleć, który odsuwał na kiedyś. Jeszcze nie był czas o tym myśleć, skoro nie ciążyła na nim rodowa powinność jak najszybszego powołania na świat potomka to żył w przeświadczeniu, że miał lata nim ten temat stanie się dla niego palący. Musiałby być ślepy i głuchy aby nie domyślić się, że Ida inaczej zapatrywała się na ten temat. Przymknął oczy i skupił się na nadmorskiej bryzie łaskoczącej go po twarzy, jakby miała mu przynieść rozwiązanie tej różnicy zdań, o której panna Lupin nie wiedziała, a tym bardziej nie mogła domyśleć się, że kwestia dziecięca budziła w Alexandrze co najmniej mieszane uczucia. Prawda była natomiast taka, że się bał. Bał się, że mógłby przedwcześnie osierocić swoje dzieci, a wierzył, że każdy zasługiwał na możliwie najszczęśliwsze dzieciństwo. Na wojnie daleko było do dziecięcego szczęścia.
Dopiero wypowiedziane głośniej Alex sprawiło, że wyrwał się ze skomplikowanych rozmyślań. Zamrugał prędko i spojrzał na pannę Lupin, przez krótką chwilę zastanawiając się, o co go pytała. W końcu jednak zaskoczył.
Oczywiście – uśmiechnął się nieznacznie. – Najlepiej przed ósmym. Ósmego Justine wyjeżdża na kilka dni i w lecznicy będzie jedna para rąk do pracy mniej – ściągnął nieco brwi, ale zaraz potrząsnął głową. – Na pewno damy radę się jakoś porozumieć – stwierdził, po czym sięgnął po jedną z jej dłoni, odrywając ją od zaplatanego wianka. Nie był jednak pewien czy udzielił odpowiedzi na jej pytanie czy też na swoje własne rozterki wewnętrzne. Uniósł jej dłoń i chwycił pomiędzy swoje dwie, jedną wciąż smukłą i choć noszącą już znamiona pracy to niewątpliwie szlachecką; druga z jego dłoni, lewa, była zaś jakby zupełnie innej osoby: o skórze nierównej, zabliźnionej, przebarwionej, odrośniętej na nowo po tym jak całkiem została zdarta, choć mniej wprawne oko mogło uznać to za blizny po oparzeniu. A między tymi dwoma dłońmi trzecia, drobna, choć też wyraźnie znająca ciężką pracę. W milczeniu ułożył jej rękę na swojej prawej, opuszkami palców kreśląc delikatne wzory we wnętrzu pojmanej w niewolę prawej dłoni.
Jak chciałabyś wykupić swój kapelusz? – zapytał cicho, wciąż obserwując plątaninę palców pomiędzy nimi. Jego głos był lekki, lecz zdecydowanie spokojniejszy niż przedtem. Pytał jakby trochę od niechcenia, a trochę jednak z ciekawością. Poniekąd się z nią droczył, ale mimo wszystko jednocześnie pozostawał poważny. Lubił grać w tę grę.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Wzniesienie - Page 11 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Wzniesienie [odnośnik]20.12.20 18:57
To nie było normalne, że w tak dobrych, tak czułych chwilach szukała kłopotów. Jakby te czyhały na nich w trawie, pod źdźbłami głaskanymi dłońmi wiatru, pod płatkami kwiatów, w drobnych, nieuchwytnych przelotach owadów szukających pożywienia. Cieszyła się z tego, że tu byli, że byli tu razem, ale podświadomie przeczuwała jakieś niebezpieczeństwo. Nie mogła skłamać – on ją tego nauczył. Oswoił ją, ale nie tak, jak oswaja się zlęknione zwierzę, częstując je smakołykami, obiecując troskę, wikt i opierunek. Oswoił ją twardą ręką, pokazując, że potrafi kochać mocno, oplatać jej ciało silnymi ramionami zdolnymi obronić, ale i, o czym wciąż pamiętała, uczynić krzywdę. To jednak nie tak, że przez cały czas chodziła skulona ze strachu o to, czy czasem jego dłoń nie zaciśnie się na jej szyi pod wezwaniem czegoś, czego oboje nie byli w stanie nazwać, co najprawdopodobniej pozostawało poza trzeźwym rozumieniem ludzkiego umysłu. Obawy trzymała gdzieś z tyłu głowy, dostatecznie daleko od epicentrum zdarzeń, ale zdecydowanie w zasięgu swojej ręki. Potrzebowała czasu, żeby do tego przywyknąć, nabrać w jego obecności pewności siebie. I pewności, że Alexander jest wciąż Alexandrem, którego poznała kiedyś tam, na moście w Richmond, i którego pokochała całym swoim sercem.
Wykupić? Jak możesz – wzniosła oczy ku niebu i pokręciła głową, aktorską grą nadając temu grymasowi jakiejś sztucznej, szlacheckiej nuty. W końcu jednak parsknęła cicho, zaraz mrucząc w zastanowieniu. Musiał mówić to na poważnie, nie odda jej kapelusza, dopóki nic nie wymyśli. – Och dobrze, coś wymyślę. Daj mi chwilę.
Dłuższą, bo Alexander nie odda jej kapelusza po wyrecytowaniu wierszyka albo zaśpiewaniu pioseneczki. To nie przedszkole. To hazard. To poważna gra o poważne pieniądze. Fanty. Tak, poważne fanty. Fanty, dzięki którym jej falujące kosmyki nie będą wpadały do oczu za każdym powiewem wiatru. Opowieść o spotkaniu Abigail i jej synku pochłonęło ją wystarczająco mocno, żeby jej wzrok skupił się na pieczołowicie owijanej wokół kwietnej korony łodyżce, zamiast na jej ukochanym. Spojrzenie odnalazło go w porę – przyuważyła to, w jaki sposób nie przysłuchiwał się jej słowom, i już sądziła, że faktycznie nie zainteresował go temat, ale wtedy odpowiedział na poruszoną kwestię i to był dowód na to, że słuchał. Coś innego musiało odwrócić jego uwagę. Sama wizyta? Może przypomniał sobie okoliczności porodu? To nie był dla nich dobry czas. Dla obojga.
O co chodzi? – spytała z troską, chcąc słuchać, jeśli tylko zdecyduje się odpowiedzieć.
Mimowolnie jej dłoń drgnęła, kiedy odjął ją od wianku zamknął między palcami; jakby nie do końca spodziewała się tego ruchu, nie chciała go, bała się, że stanie się coś złego, ale to trwało krócej niż mrugnięcie. Pozwoliła mu się objąć, zaopiekować, pieszczotliwie gładzić jasną skórę. Obserwowała go przy tym. Głos intuicji szeptał coraz głośniej, był coraz bliżej, jakby coś miało za chwilę nadejść. Niepokój szarpnął sercem, to wyrwało się do przodu w kilku mocnych uderzeniach. I dotarło w końcu do niej. Brwi zbiegły się ku sobie, ale paradoksalnie rozumiała. Zrozumiała.
Wiem, czemu tutaj przyszliśmy. Wezwał was pan Longbottom i dostaliście jakieś zadanie, prawda? Misję, z której powrót może być cięższy, niż każde z was zakłada. – teraz to ona uciekła wzrokiem gdzieś na bok, szukała w tańczących źdźbłach jakiegoś pokrzepienia. Zrozumienie nie przyszło łatwo, podświadomie odrzucała je od siebie. Nie cofnęła dłoni, jego dotyk był jej miły, zwłaszcza teraz, kiedy niemal pewna była tego, co mówiła. – Żegnasz się ze mną?
Znów na niego spojrzała, ale tym razem na jej twarzy nie było już uśmiechu. Była troska i cichy smutek, obawa, że taka okazja jak ta może nie wydarzyć się już nigdy.


breathe

then begin again

Ida N. Lupin
Ida N. Lupin
Zawód : magomedyk z Doliny Godryka
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
it's always darkest
before

the d a w n

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6989-ida-lupin#183439 https://www.morsmordre.net/t7864-swistka#221262 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t8043-skrytka-bankowa-nr-1619#229623 https://www.morsmordre.net/t8106-i-lupin#231775
Re: Wzniesienie [odnośnik]03.01.21 23:38
Coś zamrowiło Alexandra jakby pod skórą, takie przeczucie, ze coś było nie tak. Spojrzał na Idę, ale w inny sposób niż wcześniej. W jego spojrzeniu czaił się cień niepokoju i troski, jakby próbował wybadać, czy coś nie stało się podczas tej krótkiej chwili kiedy odwrócił od niej spojrzenie. Coś wyraźnie kłębiło się pod jasnymi włosami panny Lupin, ale miał wrażenie, że nie było potrzeby tego wyciągać. Zacisnął więc usta i nie zapytał, znając czarownicę już na tyle, że wiedział, że jeżeli było to coś ważnego to sama mu o tym powie kiedy będzie na to gotowa lub nadejdzie właściwy moment. Bał się tylko aby to, co zaprzątało jej myśli nie odciągnęło jej całkiem od tego, jak piękne popołudnie udało im się wydrzeć z czasu. Dlatego wciąż ją zaczepiał, rozbudzał zainteresowanie, nie odstępował ani na krok – poza tą krótką chwilą, kiedy teleportował się aby spłatać jej figla. Chociaż nawet i to prędko starał się jej wynagrodzić kolejnym pocałunkiem. Przywierał dziś do niej jak miód, mamiąc i kusząc.
Uśmiechnął się szeroko, wilczo wręcz, kiedy z jej ust wybrzmiał droczący się zarzut.
Właśnie mogę i nie zrobisz nic, by mnie powstrzymać – stwierdził, po czym sięgnął po truskawki i bezwstydnie wrzucił jedną do ust, unosząc brwi jakby w wyzwaniu. Wyciągnął nogi daleko przed siebie, krzyżując je w kostkach tak, że lewa pozostała na wierzchu. Podrygiwał stopą w rytm jakiejś słyszalnej tylko dla siebie melodii, radosnej, ale i podszytej nerwowością. To co zamierzał zrobić było działaniem dość definitywnym, a choć nie zamierzał wycofywać się ze swoich postanowień to wciąż przygniatała go ostateczność tego czynu: były to w końcu niezwykle ważne decyzje. Zdawało się jednak, że jego dobrymi intencjami przeklęte czeluści były wybrukowane. Ściągnął brwi, a jego palce zatrzymały się na dłoni Idy, nie ruszając się dalej.
O nic – odpowiedział, choć jego słowa nie brzmiały zbyt przekonywującą. Nie był tak pewien, czy przypadkiem nie było to kłamstwo. Obiecał jej w końcu, że nie będzie kłamał. – O nic, czym musisz się martwić – doprecyzował już pewniej, lecz to zdawało się nie wystarczać pannie Lupin. Brwi młodego uzdrowiciela powędrowały wysoko w jawnym zaskoczeniu gdy usłyszał jej kolejne słowa. Spojrzał na jej przeciętą smutkiem twarz, bo choć robiła dobrą minę do złej gry i była naprawdę dzielna to nie kryła się z jej rozdarciem. Na płonący stos Wendeliny, to szło w całkowicie złym kierunku.
Ida – powiedział, puszczając jej rękę i obie dłonie przykładając do jej policzków, kciukami gładząc je delikatnie. – Nie próbowałbym owijać rzeczywistości w złudne szczęście, gdybym chciał przekazać ci złe nowiny – wyrzekł, oczami odszukując jej własne i patrząc się w nie z całkowitą pewnością tego, co mówił. – Powiedziałbym ci od razu. Obiecałem ci szczerość, nie będę cię mamił także i czynami – wyrzekł, czujnym spojrzeniem sprawdzając w zielonkawych tęczówkach czy aby na pewno mu wierzyła. – Chciałem po prostu spędzić z tobą popołudnie inaczej niż w pracy albo w domu – westchnął, spuszczając wzrok i odejmując dłonie od jej twarzy. Splótł zaraz ponownie ich palce, a kiedy spojrzał znów na nią, na jego ustach tańczył niewielki uśmiech. – Możemy wrócić do kwestii kapelusza? – zapytał, starając się rozwiać resztki ciemnej chmury, która zbierała się pomiędzy nimi, odwrócić ich uwagę od tego, że niepokój i niepewność mieli nierozrywalnym ściegiem wszyte codzienność.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Wzniesienie - Page 11 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Wzniesienie [odnośnik]16.01.21 22:12
Ich życie nie wirowało wokół drobnostek i teraz Ida zastanawiała się, dlaczego tak bardzo zależało mu na tym kapeluszu. Wydawało jej się, że chciał od niej czegoś konkretnego, a nie „czegoś”. To nie była nagroda, którą mogłoby podarować dziecko, jakiś szczegół znaleziony w kieszeni sukienki, jak ten guzik, który wiecznie nosiła, codziennie powtarzając sobie, że tym razem na pewno go przyszyje i w końcu spokojnie zaśnie. Nie miała na niego czasu, a kiedy już pojawiał się na horyzoncie, to nie miała za to siły, żeby choć zaczarować igłę, by mogła zrobić to za nią. Trywialne rzeczy, przedmioty i tematy rozmów, schodziły jakby na drugi plan, by oddać miejsce czemuś znacznie ważniejszemu, poważniejszemu. A byli przecież młodzi, powinni cieszyć się każdym szczegółem swojego toczacego się powoli życia – to jednak staczało się z góry jak śniegowa kula, nabierając rozpędu i masy, przypominając, że czasy beztroskiego dzieciństwa już dawno za nimi, a sentymentalne powracanie wspomnieniami do tych czasów jest niepotrzebne.
Myślała, co mógłby mieć na myśli – coś konkretnego, to na pewno, coś w zasięgu ręki, spojrzenia, dotyku. Myślała intensywnie, ale jego słowa wytrąciły ją nieco z osiągniętej pozornej równowagi. On uniósł brwi, ona je zmarszczyła. Poczuła swąd gaszonego pożaru, zatlonego płomienia – przykrył to niewinne „o nic” wytłumaczeniem, które miało ukoić jej podejrzenia, a jedynie tylko podniosło zdolność ich wyczuwania. Prędko jednak zmienił temat i to w taki sposób, że wolała puścić w niepamięć poprzednie jego słowa, niż ciągnąć go za język. Zwłaszcza jego dotyk odwrócił uwagę od tych drobnostek, od kilku słów, których niepokój zepchnęła gdzieś na tyły swojego umysłu.
Przymrużyła powieki, bo przecież tak miły był jej jego dotyk, jego chłodnawe dłonie, szczupłe, pachnące ziołowymi mieszankami, drewnem hikorowym drewnem i piórem ściskanym w dłoni dzisiejszego poranku.
Po prostu się martwię – uśmiechnęła się lekko, jakby z bezgłośnym „przepraszam” na ustach, które jednak zaraz odnalazło drogę z myśli do ust. – I… przepraszam, że tak zareagowałam. Ufam ci, naprawdę, jak nikomu, tylko… czasami boję się o ciebie bardziej niż o siebie – kiedy on objął dłonie od jej policzków, ona nie pozwoliła na całkowity dystans i swobodnie objęła go za szyję, z premedytacją splatając palce na karku tak, by poczuć pod opuszkami pojawiającą się gęsią skórkę. Miał rację, powinni spędzić to popołudnie bez trosk i marudzenia, bez niepotrzebnego myślenia o tym, co zbyt daleko przed nimi. Właściwie nic nie zwiastowało jej następnego ruchu – odsuwała się już lekko, jakby dając mu znać, że puści go, usiądzie, ale w jednej chwili zmieniła zdanie i zacieśniła splot ramion, niemal w jednej chwili kradnąc z jego ust długi, niemal szelmowski pocałunek. Porachunki wyrównane, paniczu Farley, akt kradzieży za akt kradzieży. Chciała przestać, uśmiechnąć się do niego iście w stylu małego złodziejaszka, ale coś w niej przeskoczyło, ktoś zapalił lumos, zalało ją jasne światło, miękkie i ciepłe, przekazywane jego dłońmi i torsem, jakby wtłaczał pod jej skórę najczystsze srebro, drogie i pełne dobra. Nie było w tym porywczej namiętności, ale było uczucie, które przecież już mu wyznała – była w tym miłość, najprostsza, czysta i szlachetna. Bo chociaż tak było im trudno, tak wiele za nimi, a jeszcze więcej przed nimi, ona go kochała. I tego zmienić nie mogło nic i nikt.


breathe

then begin again

Ida N. Lupin
Ida N. Lupin
Zawód : magomedyk z Doliny Godryka
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
it's always darkest
before

the d a w n

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6989-ida-lupin#183439 https://www.morsmordre.net/t7864-swistka#221262 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t8043-skrytka-bankowa-nr-1619#229623 https://www.morsmordre.net/t8106-i-lupin#231775

Strona 11 z 14 Previous  1 ... 7 ... 10, 11, 12, 13, 14  Next

Wzniesienie
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach