Wydarzenia


Ekipa forum
Wzniesienie
AutorWiadomość
Wzniesienie [odnośnik]11.11.15 21:32
First topic message reminder :

Wzniesienie

Skromna polana nieopodal plaży mieści się na niewysokim wzniesieniu, z którego roztacza się widok na falujące, bijące wilgocią morze. Upstrzona polnymi kwiatami za dnia jest mało uczęszczana. Nocą jest doskonałym punktem widokowym na niebo, brak koron drzew w promieniu przynajmniej kilkuset metrów pozwala podziwiać księżyc oraz gwiazdy. Początkiem sierpnia, podczas festiwalu lata, można zaobserwować sunące komety.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wzniesienie - Page 12 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wzniesienie [odnośnik]18.01.21 1:57
Niby już przywykł, że właściwie nic nie układało się po jego myśli tak, jakby sobie tego życzył. Niczego nie brał za pewnik, pozostawiając w sobie tylko zarysowane w jakimś mniejszym bądź minimalnie większym stopniu życzenia odnośnie konkretnych wydarzeń. Dni planował, lecz do swoich założeń już od dawna się nie przywiązywał: jego życie było całkowicie nieprzewidywalne, mogące z chwili na chwilę wywrócić się do góry nogami. Wystarczyłby jeden rozkaz lub wezwanie, a Farley niczym żołnierz ruszyłby za słowem, porzucając wszystko i rzucając swoje życie na szalę po raz kolejny. Jego życie było niczym tratwa targana sztormem na pełnym morzu, na którą wyciągnął ją spomiędzy fal, nie pytając  zgodę i narzucając żywot wiecznego tułacza bez stabilizacji. Nawet jeżeli mieli własny kąt to w każdej chwili mogło się to odmienić, jak nagle zawracający wiatr miotał na każdą ze stron wątłym motylem.
Także i ta rozmowa szła inaczej niż ją sobie upatrzył. Choć usilnie starał się powrócić do wcześniejszej lekkości, lub uczucia lekkości najbliższemu, to nie mógł. Nie mógł, bo kiedy zaglądał w oczy swojej czarownicy widział w nich zmartwienie, do którego jawnie mu się przyznawała. Przejechał znów kciukami po jej policzkach, wiedząc, że kapelusz będzie musiał poczekać. Albo w ogóle go odpuści – w imię nieprzywiązywania się do swoich zamierzeń.
Ida... nikt ni został królem od powtarzania, że jest królem. Nie mów mi, że mi ufasz, że się martwisz. Wiem to. Widzę to – wymamrotał, a choć chciał powiedzieć coś więcej to skutecznie zbiła go z pantałyku i wytrąciła z głowy resztę słów, zbliżając się bardziej niż przyzwalały na to konwenanse. Zresztą, konwenanse? Jakie konwenanse? Z rozmysłem je wszystkie ignorował, brali to, na co mieli ochotę kiedy nikt ich nie widział. Dotyk jej drobnych dłoni na jego karku wywołał dreszcz, nad którym ledwo zapanował. Wziął głęboki oddech, mieszając ich tchnienia i smak środka lata, nie spodziewając się tego, na co porwała się następnie. Znał już jej usta, rzekłby, że na pamięć – mimo tego za każdym razem odkrywał je na nowo. Nie mógł się nią znudzić, to było niemożliwe, nie kiedy za tymi banalnymi wręcz czułościami kryło się tak wiele. Miłość: coś, co nie było mu w stanie się przedawnić, czego miał niedomiar, za czym tęsknił i czego potrzebował; czego oboje potrzebowali, a co pojawiło się znienacka. Dorównywał żarliwości jej niemych zapewnień, po pierwszym zaskoczeniu odpowiadając pewnie i niezachwianie. Jego dłonie same znalazły drogę do jej talii, nie pozwalając się odsunąć nawet jeżeli sama Ida nie miała takiego zamiaru. Rozczapierzył jedną z dłoni na jej plecach i naprał na nią, z premedytacją wybijając z równowagi, przyszpilając do kraciastego koca. Zamarł jednak po tym, zaciskając powieki i składając na jej ustach jeszcze jeden, długi pocałunek. Odsunął się następnie i otworzył oczy, unosząc na ramionach i spoglądając na nią. Uśmiechnął się, spojrzeniem śledząc zaróżowione policzki i rozszerzone źrenice, czując przyspieszony oddech walczący z jego zbyt prędko unoszącą się klatką piersiową. Uśmiechnął się, a przez moment zmęczenie zniknęło z jego twarzy. Opadł na bok, na łokieć, drugie ramię przenosząc za siebie, nie górując już nad nią, a leżąc obok, ledwie z materiałem ubrań pomiędzy nimi. Ani na moment nie potrafił oderwać się oczami od jej naznaczonych zielenią tęczówek, za plecami w końcu łapiąc rondo kapelusza, przesuwając je bliżej, aż nie był w stanie sięgnąć po to, co pod nim ukrył kiedy nie patrzyła.
Nie chcę się z tobą pożegnać, choć oboje wiemy, że tak byłoby łatwiej. Żadne z nas nie wybiera łatwych ścieżek, prawda? – westchnął, po czym zaśmiał się cicho. Zamknął znów oczy i pokręcił głową, unosząc głowę ze spoczynku na dłoni: uwolnione w ten sposób palce wplótł w jej włosy, przeczesując je z czułością. Zapomniał o wcześniejszych nerwach: kiedy patrzył na nią był pewien czego chce. Znów ujął jej policzek w swoją dłoń, skór do skóry, tętno do tętna. Odjął ją jednak zaraz i uniósł się do siadu, a następnie przyklęknął przy niej na jedno kolano. W dłoni, którą wcześniej chował za plecami ściskał obite czarnym atłasem pudełeczko wyciągnięte spod kapelusza. – Ido Noel Lupin, nie mogę obiecać ci, że będziemy żyć długo i szczęśliwie, lecz nasze losy już zostały ze sobą splecione i nic nie odmieni tego, że kocham cię całym sercem. Czy uczynisz mi tę łaskę i pozwolisz mi do końca moich dni nazywać cię moją żoną? – zapytał, unosząc wieko puzderka. Pod spodem krył się prosty pierścionek: na złotej obręczy tkwiło pojedyncze, migoczące w blasku sierpniowego słońca oczko ognistego opalu: niewielki wyraz jakże wielkich uczuć, które żywiło rwące się w piersi jego młode serce.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Wzniesienie - Page 12 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Wzniesienie [odnośnik]24.01.21 0:56
To zabawne. Gdyby ktoś zapytałby ją, czy była szczęśliwa w tej relacji, zawahałaby się. Nie odpowiedziałaby od razu, a jeśli już, to na pewno nie byłaby to odpowiedź jednoznaczna, krótka i zawarta w jednym słowie. Powiedziałaby, że nie jest pewna, czy ich związek, tę kooperację, którą razem prowadzili, można było określić mianem „szczęśliwego”, ale przy nikim innym nie czuje się tak dobrze, jak przy Alexandrze. Opowiedziałaby wtedy o nim. O tym, jak pięknie okazuje uczucie, jak wiele w nim dojrzałości i zdolności dbania o tych, którzy troski potrzebowali znacznie bardziej niż ona; o tym, jaki skrupulatny jest przy dobieraniu eliksirów, jak dokładny w badaniu objawów i symptomów chorób, które jego dłonie i różdżka doskonale leczą. Opowiedziałaby o tym, że kocha go mimo wszystko, że chociaż oboje byli młodzi i popełniali błędy, to dla niej liczył się tylko on. Pokiwałaby głową, gdyby zarzucono jej naiwność – miłość jest naiwna, ale nie patrzy na wiek, status majątkowy ani krew. Po prostu istnieje i porywa ze sobą ciała, zabiera je w niepoznany wir zdarzeń z ufnością, że nie pozwolą, by los rozerwał ich splecione palce. Ida chciała być w swojej miłości do Alexandra jednocześnie młodzieńczo rozkochana i dojrzale poważna. Usiłowała taka być z całych sił. Dlatego teraz, kiedy zapewnił ją o świadomości jej zmartwień, uśmiechnęła się lekko, nieco melancholijnie, jakby z cichą wdzięcznością za to, że tak dobrze się rozumieli – że on ją rozumiał.
Kiedy ją dotykał, kiedy całował, czuła, że odczuwanie zależało już tylko od młodego umysłu przyjmującego wszystkie ciepłe, emocjonalne bodźce zbyt intensywnie, by mogło to umknąć któremukolwiek z jej zmysłów. Chciała skupić się na każdym muśnięciu, na każdym tknięciu, na krótką chwilę całkowicie zapominając, że to niegodne, że tak nie powinno się robić, nie w tej sytuacji, nie w ich wieku – byli sami, za świadków mając jedynie źdźbła milczących traw i brykający wokół nich nadmorski wiatr, któremu nie w głowie było doglądanie tego, co popełniali. Całowała go zapamiętale, dając mu z każdą chwilą coraz dowodów na to, że docenia jego starania i wcale nie chciała niszczyć ich swoją wrażliwością na każdy symptom nadchodzącej rozłąki – on dawał jej o wiele więcej. Pocałunek zakończyła nieśmiałym, zaczerwienionym uśmiechem, już nawet nie próbując chować zaróżowionej twarzy w przedramionach albo za lnianą otoczką koszyka. Przymknęła oczy, przyjmując jego palce czule przeczesujące jej włosy.
Nie możemy ich wybierać. Jakiż to byłby z tego pożytek? – zaśmiała się cicho razem z nim, a dłoń, która dotknęła jej policzka, łagodnie ucałowała. – Nudy, nic więcej – przymknęła jedno oko, nie wiedząc, że cokolwiek planował. – Jeśli mam skończyć na tej ścieżce z nogami pociętymi od cierni, ale z tobą, to chcę przez te ciernie przejść trzymając cię za rękę.
Uchyliła powieki, żeby pochwycić jego spojrzenie, ale zobaczyła, że podnosi się do siadu i zaraz potem – ciężar ciała przeniósł na… jedno kolano. Zmarszczyła lekko brwi w niezrozumieniu. Nie zdążyła zadać pytania. Choć… czy było ono koniecznie?
Podniosła się natychmiast do siadu, patrząc na niego absolutnie zbita z tropu, zepchnięta z cienkiej liny, po której właśnie szła z doskonale utrzymaną równowagą. Słowa dotarły do niej powoli, ale jej umysł zadziałał jak przeładowany magiel – wcisnął je prędko razem i dopiero po chwili zaczął je wypluwać w zwolnionym tempie, kompletnie pozbawione sensu. Jak to zaszczyt żoną? Jak to do końca moich sercem? Jak… nie, nie, nie, nie, nie, to niemożliwe. On nie! NIE. Co to za błyskotka? Czy to naprawdę był pierścionek i to nie byle jaki, tylko z a r ę c z y n o w y? Nie, Ida, zdrowy rozsądek. Na litość, nie pamiętasz już, co się działo? Nie pamiętasz?
Wypuściła przez usta powietrze, jakby jakaś siła ją do tego zmusiła. Chciała coś powiedzieć, ale jedyne, co zrobiła, to wzięła kolejny haust powietrza i znów je wypuściła, zaraz uśmiechając się szeroko, dłoń kładąc na piersi, bo może to jej pomoże, ten bezmyślny gest.
Ja nie… – na litość, nie tak to miało wyglądać! – Ja… to znaczy, ja nie… ja nie mogę ci odmówić! – powiedziała do niego niczego już nie kontrolując. Ani przepływu informacji, ani własnych emocji, ani tym bardziej reakcji. Krótko pisnęła i zarzuciła na jego szyję ramiona tak, że siła ziemskiego przyciąganie nagle stała się siłą nie do przezwyciężenia. Śmiała się do niego, kręcąc przy tym głową. – Oczywiście, że się zgadzam! Oczywiście, Alexandrze, na świętego Munga!
Jej oczy lśniły. Przez chwilę miała wrażenie, że zamknęli świat w swoich ramionach, a jeśli już im się to udało, nigdy nie powinni wypuścić go z objęć.

| zt x2 :pwease:


breathe

then begin again

Ida N. Lupin
Ida N. Lupin
Zawód : magomedyk z Doliny Godryka
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
it's always darkest
before

the d a w n

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6989-ida-lupin#183439 https://www.morsmordre.net/t7864-swistka#221262 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t8043-skrytka-bankowa-nr-1619#229623 https://www.morsmordre.net/t8106-i-lupin#231775
Re: Wzniesienie [odnośnik]23.05.21 19:59
3.11.1957

Na wiadomość od lorda Prewetta odpisał niemal natychmiast, deklarując gotowość do pomocy mieszkańcom Wyge Regis. Nadszedł wreszcie dzień, kiedy miał dać świadectwo podjętym przez siebie decyzjom i realnie zacząć działać. O towarzystwo i pomoc poprosił brata, który był jedynym botanikiem, któremu mógł w tych kwestiach bezgranicznie zaufać. Na miejsce przylecieli na miotłach, lądując miękko w pewnej odległości od wyznaczonego celu. Wyprostowany Grey ubrany był wygodnie, ale wziął sobie do serca słowa Herberta (nawet jeśli zarzekał się, że nie) odnośnie własnych, niemodnych ubrań, i dziś prezentował się bardziej elegancko, niż zazwyczaj. Spod połów wełnianego płaszcza wystawał luźno dziergany sweter w miodowym odcieniu, które komponowały się kolorystycznie ze skarpetkami w prążki. Mężczyzna rozejrzał się po okolicy, wciągając do płuc chłodne, morskie powietrze.
- To tutejsze okolice - zwrócił się do Herberta, gdy znaleźli się na wzniesieniu tuż obok wioski. Wyke Regis było jedną z tych w pełni zamieszkanych przez czarodziejów. Do obcych odnosili się z pewną dozą nieufności, co można było szybko wyczuć. Halbert bywał tu już wcześniej, lecz nigdy na tyle, by zdołać poznać i podbić serca wszystkich mieszkańców. - Farma państwa Meadows jest z drugiej strony wzgórza. Archibald nie dał nam w sumie żadnych konkretnych informacji poza tym, że uprawa jest zniszczona. - Ściągnął brwi w zastanowieniu. Pod hasłem “zniszczona” mogło kryć się wiele różnych objawów - od absolutnego wysuszenia gleby, przez więdnięcie i gnicie roślin, na ich mutacji kończąc. Ledwie tydzień wcześniej znalazł rozwiązanie na zarazę, która pochłonęła całą partię tojadu w szklarniach Prewettów. Metodą badań prowadzonych już w domowym zaciszu odkrył zależności, jakie zachodziły w ogarniętych zmianą roślinach i tych, które wedle szkiców pasowały do zniszczeń mączniaków. Potrzebował wtedy dłuższej chwili, by wyjść swoim myśleniem poza schemat, lecz mieszkańcy Wyke Regis mogli nie mieć tyle czasu; uprawy mogły już się do niczego nie nadawać. - Musimy zachować ostrożność, żeby żadna ze zniszczonych roślin nie trafiła do nas niezabezpieczona - przypomniał o zasadzie, choć Herbert doskonale wiedział jak wielką tragedią mogłoby się to skończyć.
Wciąż czuł się nieco nieswojo po wydarzeniach sprzed trzech dni. Wciąż nie rozwikłał zagadki jakim cudem napełniona amortencją babeczka znalazła się na ganku Greengrove Farm i to akurat wtedy, gdy tam był. Nie wiedział też jak przeteleportowało go na mroźny szczyt - wczoraj jeszcze zastanawiał się czy to aby nie czkawka teleportacyjna, lecz po tak długim czasie, powinien dostać już kolejne jej objawy. Następnego dnia unikał zarówno wzroku matki, jak i Herberta, coś mu jednak podpowiadało, że i młodszy brat nie czuł się wtedy najlepiej.
- Mam nadzieję, że uda nam się szybko z tym uwinąć - mruknął, poprawiając przewieszoną przez ramię skórzaną torbę. W natłoku wydarzeń z ostatnich dni, wycieńczony pracą w Prewettowych szklarniach, miał wciąż sporo do nadrobienia w ich własnym ogrodzie. Dzięki pomocy brata niemal wszystkie rośliny były już przygotowane do zimowania, ale wciąż należało wzmocnić podtrzymujące budynki zaklęcia.


may the flowers remind us
why the rain was necessary

Halbert Grey
Halbert Grey
Zawód : toksykolog, ogrodnik Prewettów
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
to plant a garden
is to believe in tomorrow
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9087-halbert-grey https://www.morsmordre.net/t9093-lobuz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t9099-skrytka-bankowa-nr-2133 https://www.morsmordre.net/t9091-halbert-grey#274380
Re: Wzniesienie [odnośnik]24.05.21 19:26
Nie mógł odmówić bratu kiedy ten prosił o pomoc. Zwłaszcza teraz kiedy tak wiele się działo. Nie musiał zadawać pytań aby wiedzieć, że działają w interesie Zakonu Feniksa, choć ostatnio bracia Grey za dużo ze sobą nie rozmawiali, każdy zajęty własnymi sprawami. Tego dnia jednak, zaraz po wylądowaniu na miejscu, stali ramię w ramię patrzą w stronę farmy, która była ich celem. Zerknął z ukosa na strój Hala, który porzucił ubiór prosto ze stracha na wróble, co akurat go ucieszyło. Czasami starszy brat wyglądał jak farmer z książek dla dzieci. Samo to porównanie było dość zabawne. On zaś postawił na wygodną kurtkę z postawionym wysoko kołnierzem oraz koszulę w jasnym kolorze. Zdawać się mogło, że stroje Greyów oddają ich charaktery. Morska bryza targała włosami młodszego z braci, który patrzył w kierunku, który wskazywał Halbert.
-Uprawa jest zniszczona. - Powtórzył cicho, a jego myśli szły w podobnym kierunku co brata. Pod tym hasłem mogło się kryć wiele, wszystko. W czasie swoich podróży po Amazonii niejednokrotnie się przekonał o tym, że coś co wyglądało niepozornie było bardziej zabójcze niż paszcza pełna ostrych kłów i łapy zaostrzone w śmiertelne pazury.-Czy wiemy od jak dawna taki stan się utrzymuje? - Zapytał powoli schodząc ze wzgórza poprawiając skórzaną torbę przewieszoną przez ramię, nie było powodu aby sterczeli na nim jak te dwa kołki. Im szybciej zabiorą się do pracy tym lepiej. Zwłaszcza, że nienaturalny ból głowy nadal się utrzymywał od ponad trzech dni. Nie rozumiał jak to dziwne ciastko się znalazło u nich w domu, potem był na środku jeziora i bez różdżki powrót do domu zajął mu dobrych paręnaście godzin. To była ciężka noc, a ledwo wczoraj widział się z Aurorą, która przeżywała swoje wzloty i upadki. Miał nadzieję, że więcej tak łatwo nie powierzy swojego serca mężczyźnie, który mógł mieć dosłownie wszystko, ale zdecydował się połasić na niewinne dziewczę. Herbert chętnie sam by mu porachował kości gdyby tylko mógł. Kuzynka jednak strzegła pilnie kim był ten gagatek, jakby wiedział, że tylko w ten sposób jest w stanie ochronić go przed złością kuzynów. Dziwne było to, że chciała go chronić, ale miała łagodną naturę i to mogło z tego wynikać.
-Zobaczymy z czym się musimy uporać - Może skończyć się na pobraniu paru próbek, a możliwe, że będą musieli przeryć pól pola w poszukiwaniu informacji.-Widziałem się wczoraj z Rory.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Wzniesienie [odnośnik]09.06.21 22:43
Pokręcił przecząco głową, jak bardzo chciał, nie mógł służyć mu dodatkowymi informacjami.
- Niestety nie wiadomo - zwrócił się do brata, wzruszając ramionami i mrużąc oczy, by sięgający ich z morza wiatr nie ranił boleśnie przesuszonych spojówek. - Archibald wysłał mi list z początkiem tygodnia i już wtedy stan ten się chwilę utrzymywał. - Gdy zeszli ze wzgórza, wskazał ręką przed siebie w kierunku w jakim zmierzali. - Sądzę, że możemy zastać dość poważny stan. Ludzie nie chcą niepotrzebnie zawracać sobie nawzajem głów własnymi problemami, zwłaszcza teraz, kiedy wszystkim jest trudno. - Londyn to nie jedyne miejsce, jakie ucierpiało w trakcie ostatnich miesięcy. Z niepokojem obserwował zachodzące w kraju zmiany, ze ściągniętymi brwiami słuchał relacji brata o tym, co się dzieje w innych, nieodwiedzanych przez niego rejonach Anglii. Zerknął z ukosa na Herberta, przyglądając mu się zdawkowo przez krótką chwilę. Mimo iż wrócił do Dorset, wciąż miał poczucie, że brat żyje własnym życiem. Nie miał mu tego za złe, był przecież dorosłym mężczyzną, który potrafił o siebie zadbać, a mimo to wciąż w głębi duszy czuł o niego niepokój. Na dziwnej, opiekuńczej chęci osłonięcia go przed następstwami panującego konfliktu łapał się w chwilach takich, jak ta, kiedy uświadomił sobie, że ostatnimi miesiącami to Herbert był tym, który wyciągał go z tarapatów.
Odchrząknął, wracając myślami do brata.
- Z Aurorą? - upewnił się, przywodząc przed oczami obraz kuzynki. - Nie widziałem się z nią od kiedy odwiedziła naszą farmę miesiąc temu. Jak się trzyma, przywykła już do rodzinnej nadopiekuńczości, czy już zaczyna się znów wyrywać? - Uniósł kącik ust w uśmiechu, dobrze wiedząc, że Aurora była z natury poszukiwaczką. Podświadomie czuł, że mocniejsza płynie w jej krew żądnych przygód Potterów, choć podczas ostatniego spotkania z zadowoleniem odkrył, że opiekuńczości Sproutów nie próbowała się wyzbyć.
Gdy tylko dotarli do pierwszych pól, przystanęli na skraju, rozglądając się wokół. Intensywność czerni gleby budziła podejrzenia, zwłaszcza że we wszystkich z równie usypanych rzędów tkwiły rośliny w pewnym stanie rozkładu. Łodyga tego, który niegdyś miał być porem, stała na sztorc, jakby wewnątrz była wciąż sztucznie podtrzymywana; liście, zwykle długie i płaskie, zwinęły się w kłęby loków przypominających brudne cherubinki, kładły się na ziemi, połyskując lekko w słońcu pochmurnego dnia.
Przykucnął przy pierwszej grzędzie i zawahał się na jedno uderzenie serca, ważąc skalę ryzyka. Wedle znanych im informacji, gleba nie była toksyczna dla ludzi, ale dla roślin już jak najbardziej. Sięgnął dłonią, zbierając grudkę ziemi, mieniącą się dziwnymi drobinkami w kolorze amarantu. Przesypał ją między palcami, szukając weń wszelkich śladów, mogących być poszlaką w ich dzisiejszej misji.
- Mieszkańcy Wyke Regis musieli trafić na jakiś lewy nawóz, pył bazaltowy to to nie jest - mruknął ironicznie. Wyjął z kieszeni nożyk i chwytając za łodygę jednej z roślin, przeciął ją wpół, by zajrzeć w sam środek pędu. Rdzeń, zamiast bladej zieleni, przeniknięty był ciemnym amarantem. Podniósł się na równe nogi, pokazując bratu nietypową roślinę.  - Widziałeś kiedyś coś podobnego?


may the flowers remind us
why the rain was necessary

Halbert Grey
Halbert Grey
Zawód : toksykolog, ogrodnik Prewettów
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
to plant a garden
is to believe in tomorrow
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9087-halbert-grey https://www.morsmordre.net/t9093-lobuz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t9099-skrytka-bankowa-nr-2133 https://www.morsmordre.net/t9091-halbert-grey#274380
Re: Wzniesienie [odnośnik]11.06.21 14:30
Słuchał słów brata tocząc wzrokiem po okolicy. Czerń ziemi rzucała się w oczy z daleka, ale jeszcze nie na tyle aby wzbudzać większą podejrzliwość.
-Nic dziwnego, każdy stara się przeżyć jak może – odparła zerkając na brata i ruszył w dół w stronę wioski. Bracia Grey również robili co mogli aby przeżyć. Oszczędzali na jedzeniu, łapali każdą możliwość robotę byle przetrwać. Podobnie jak Rory zadawał sobie pytanie kiedy to się skończy, a przecież wtedy już znał odpowiedź: nawet latami.
Ostatnio z Halbertem mijali się w domu. Każdy z nich wracał ze swojej pracy, zasiadali w kuchni i siedzieli w milczeniu jakby obawiając się otwartej rozmowy i co ona może przynieść. Jeden czuwał nad bezpieczeństwem drugiego, ale żaden nie poruszył tej kwestii na głos.
-Tak – potwierdził skinieniem głowy i uśmiechnął się półgębkiem.- Sama przejawia ową nadopiekuńczość. Jednocześnie chce coś zdziałać. Robić. – Widział chęć niesienia pomocy jaki malował się na jej twarzy dwa dni temu. –Zdolny uzdrowiciel może się przydać. Warto wiedzieć do kogo się zwrócić w chwili kryzysu.
Dziewczyna była waleczna, a takich osób jak się zorientował potrzebowali. Była to czysta partyzantka, ale gdyby nic nie robili to oddaliby całe pole terrorystom w osobach śmierciożerców i ich popleczników.
Dopiero gdy przystanęli na skraju pola zwrócił uwagę na nienaturalną czerń gleby i sięgnął do swojej torby aby wyciągnąć mały niezbędnik, który nosił ze sobą. Na metalową miseczkę wsypał trochę ziemi i następnie odpalił zapałkę od buta. Akurat ten prezent od Starego Szczura mu się przydał w tej chwili. Zapałkę przystawił go grudki ziemi, a ta zapaliła się krótkim, zielonkawym płomieniem. Wypaliła się jednak szybko, a powietrzu uniósł się metaliczny zapach.
-Zdecydowanie nie jest – Zgodził się z bratem, a potem spojrzał na roślinę, którą mu wskazał. Zmarszczył lekko brwi. – Na zgorzele też to nie wygląda.
Patrzył w ciemne i sztywne wnętrze rośliny, a później przeniósł na glebę, którą przesypał podobnie jak brat w palcach. Spojrzał w kierunku zabudowań, zdawało się, że będą musieli zadać parę ważnych pytań mieszkańcom. –Gleba też jest skażona, ale jeszcze nie wiem czym. – Trącił czubkiem buta kawałek grudki, która rozsypała się w drobny mak. Zdawała się być miejscami wysuszona na wiór, a w innych aż nazbyt lepka. –Chodźmy popytać. – Ruchem głowy wskazał domy i tam też się skierował.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Wzniesienie [odnośnik]27.06.21 7:02
Uniósł kącik ust na wspomnienie nadopiekuńczości kuzynki. Ledwie dwa dni wcześniej poszedł wyjaśnić pewną sprawę z jej byłym pożal-się-Boże-ukochanym. Głowił się chwilę czy Aurora będzie miała mu to za złe, lecz ostatecznie zdecydował, że należy czynić to, co właściwe.
- Masz rację, nie wiem jednak czy narażanie jej na cokolwiek jest dobrym rozwiązaniem - mruknął tylko w odpowiedzi, bo jak dobrze wiedział, że potrzebują więcej ludzi do powodzenia sprawy, tak panicznie starał się trzymać wszystkich swoich bliskich z dala od problemów. Nigdy nie wątpił w waleczność Aurory, lecz jednocześnie nie potrafił przed samym sobą przyznać, że ta mała dziewczynka już dawno wyrosła z dziecięcych ogrodniczek i należało traktować ją jak dorosłą.
Pokiwał głową, zgadzając się z bratem w kwestii gleby. Bez dokładniejszych badań nie byli w stanie określić co się z nią stało. Niespotykane dotąd właściwości budziły wiele pytań, na które potrzebowali odpowiedzieć zanim zabiorą się do pracy. Odrzucił zarażony pęd i ruszył za bratem w kierunku zabudowań.

Przed domem stał mężczyzna, wypatrywał ich z oddali, zapewne od momentu, gdy tylko przestąpili próg jego działki. Szara kurtka z poprzecieranymi brzegami, będącymi śladami intensywnego użytkowania. Spod osadzonej nisko na uszach czapki wystawały kępki czarnych, przetykanych siwizną włosów. Nieprzejednana mina wskazywała na zastanowienie, mężczyzna unosił nieco brodę chcąc dać wrażenie silniejszego, niż mógł być z natury. Starszy Grey skinął mu głową na powitanie, kiedy tylko miał pewność, że jego głos sięgnie gospodarza.
- Dzień dobry, nazywam się Halbert Grey, a to mój brat, Herbert - przedstawił ich, starając się nie spuszczać wzroku z mężczyzny. - Przybyliśmy tu z polecenia lorda Archibalda Prewetta, który zmartwił się losem waszym i waszych plonów. Widzieliśmy to, co zostało z waszych porów i selerów. Czy kiedykolwiek wcześniej zdarzyło się tu coś podobnego? - pytał ze zmarszczonym czołem, jednocześnie starając się obliczyć poziom strat upraw na tej posesji. - Czy sąsiedzi mają ten sam problem?
Gospodarz opierał się jedną ręką o grabie, jako że był od braci Grey niemal głowę niższy, zadarł brodę jeszcze wyżej, przesuwając niepewnie wzrok z jednego na drugiego, jednocześnie przestępując z nogi na nogę. Na dźwięk nazwiska lorda Prewetta ściągnął mocniej brwi, i poruszył się jakby niespokojnie, nie dał jednak po sobie poznać jakie odczucia niosło za sobą wspomnienie pracodawcy Halberta.
W oknie chaty pojawił się ruch, jasna firana drgnęła nagle, a tuż przy szybie znalazła się zaróżowiona, dziecięca buzia, wyglądająca na nich z zaciekawieniem. Ledwie kilka sekund później ponowny ruch firanki, po obserwatorze nie było już śladu.
- George Chapman, nigdy nie było tu podobnej tragedii - odezwał się po dłuższej chwili milczenia, gdy doszedł pewnie do wniosku, iż inną taktyką niewiele zmieni względem stanu życia swojej rodziny. - Saundersonowie stracili buraki i marchew.
Czyli zaraza atakuje bez względu na gatunek rośliny, przemknęło mu przez myśl, gdy spojrzał przelotnie na brata, sprawdzając czy ten skrawek poszlaki mówi mu cokolwiek więcej. Halbert widział wyraźnie, że mężczyzna nie chciał powiedzieć im wszystkiego. Zgodnie z początkowym założeniem, ludzie niechętni byli względem przybyszów, nawet jeśli ci zarzekali się, iż byli tu, aby im pomóc.


may the flowers remind us
why the rain was necessary

Halbert Grey
Halbert Grey
Zawód : toksykolog, ogrodnik Prewettów
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
to plant a garden
is to believe in tomorrow
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9087-halbert-grey https://www.morsmordre.net/t9093-lobuz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t9099-skrytka-bankowa-nr-2133 https://www.morsmordre.net/t9091-halbert-grey#274380
Re: Wzniesienie [odnośnik]29.06.21 9:55
Halbert też miał włączoną nadopiekuńczość względem członków rodziny, byli jednak w stanie wojny więc czy chcieli czy nie kuzyna w pewnym momencie zostanie w nią wciągnięta. Terror Rycerzy szerzył się niczym szarańcza, która pochłania cały kraj. Nawet Dolina Godryka w pewnym momencie odczuje tego skutki.
-Lepiej aby pod naszym okiem niż żeby ktoś inny ją w to wciągnął. – Odparł spokojnie. Rory nie należała do wojowniczek, które wyjdą na pole bitwy w pierwszym szeregu by siać zniszczenie w formacjach wroga. Jednak skuteczni i zdolni uzdrowiciele byli im potrzebni.
Skupił uwagę na glebie i roślinach, które najwidoczniej były czymś skażone, ale nie miał jeszcze pomysłu co dokładnie się stało.

Stojąc obok Halberta przysłuchiwał się wymianie zdań mężczyzn samemu starając się wywnioskować coś ze zdawkowych odpowiedzi mieszkańca. Ewidentnie nie chciał się rozwodzić czy też zdradzać za dużo; jak wspomniał brat, ludzie nie byli otwarci na nowych przybyszy. Pierwszy przypadek – pomyślał Grey, czyli może przyczyna była zewnętrzna.
-Od jak dawna ten stan się utrzymuje, panie Chapman? – Zapytał kiedy usłyszał w końcu pierwszą odpowiedź jaką wydusił Halbert. Mężczyzna mierzył młodszego Greya przez chwilę swoim upartym wzrokiem, najwidoczniej zastanawiał się jak dużo powiedzieć.
-Od dwóch miesięcy rozlazło się na okolicę, wcześniej pojawiało się sporadycznie. Myśleliśmy, że minie. – Odezwał się dość burkliwie, ale Grey nie odpuszczał.
-Gdzie na samym początku zauważyliście zmiany?
-Na polu Blacksmithów – wskazał ręką odległy dom majaczący na horyzoncie.
-I jak się to rozprzestrzeniało? – Ciągnął go za język dalej, choć widział, że mężczyzna nie chce za bardzo mówić i wypowiadanie kolejnych zdań zadaje mu wręcz fizyczny ból.
-Powoli – odburknął ponownie mężczyzna, co sprawiło, ze Herbert wymownie spojrzał na brata, ale potem znów przeniósł niebieskie spojrzenie na pana Chapmana.
-Panie Chapman, proszę o dokładniejsze odpowiedzi. Gdy dowiemy się jak najwięcej to wtedy pomożemy wam z waszymi zbiorami. Zima za pasem, a pan ma pewnie rodzinę do wyżywienia. – Potarł z rezygnacją brwi czując, że będzie to ciężka przeprawa jeżeli każdy mieszkaniec będzie widział w nich wroga, a nie sprzymierzeńca.
-Pójdzie pan do Blacksmithów, oni wiedzą pewnie więcej.
Nie pozostawało mu rzeczywiście nic innego jak zebranie jak najwięcej informacji wśród mieszkańców. Może trafi na coś co im pomoże zorientować się w całej tej przedziwnej sytuacji. Zwrócił się już do brata.
-Rozejrzę się po okolicy. – Z tymi słowami skinął głową w podzięce Chapmanowi i udał się w stronę domu Blacksmithów.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Wzniesienie [odnośnik]03.07.21 10:50
Herbert ciągnął mężczyznę ze język, toksykolog ledwie dostrzegalnie uniósł brew, zerkając z ukosa na brata. Zawsze był pewny siebie, ale od kiedy wrócił ze swojej ostatniej dalekiej podróży zachowywał się inaczej, dojrzalej, bardziej mężnie. Halbert przez lata zdążył zapomnieć, że życie poza Greengrove Farm nie zatrzymywało się, gnając i ciągnąć wszystkich za sobą, także jego młodszego brata. Choć nie zawsze się z nim zgadzał, imponował mu swoim uporem, sprawiając że Hal zmienił swoje zdanie, zaczynając traktować go w pełni jak równego sobie dorosłego, a nie smarkacza.
- A państwo Meadows? Lord Prewett wspomniał, że także na ich terenie znaleziono zmiany. - Z trudem wyciskali z Chapmana skrawki informacji, pozostało tylko wierzyć, że jego sąsiedzi będą bardziej przychylnie nastawieni do niosących im pomoc osób, bądź przynajmniej zdesperowani.
- Są  obok Blacksmithów, nowi są, ledwie z kilka lat będzie, kiedy tu mieszkają - mruknął nieprzejednany mężczyzna, splatając ręce na piersiach, tym samym dając wyraźnie do zrozumienia co myśli o wszystkich przyjezdnych.
- Pozwoli pan, że się temu przyjrzymy? - spytał Halbert, nie chcąc odpuścić. - Zależy nam na rozwikłaniu tej sprawy i przywróceniu gleby do poprzedniego stanu - dodał jeszcze, oczekując od Chapmana konkretnego przyzwolenia, które ten niechętnie im dał skinieniem głowy.
- Przynieś mi próbkę z pola Blacksmithów i Meadows! - zawołał za bratem Halbert, nie zamierzał marnować czasu, odprowadził go krótko wzrokiem, kiedy kierował się do innych domostw. Sprawdzenie stanu grudy ziemi z różnych miejsc dałaby im szerszy ogląd na całą sprawę, pozwalając porównać stopień zachodzących zmian.
Przykucnął, zdejmując z ramienia pasek skórzanej torby i zajrzał do środka, wyjmując kolejne sprzęty. Rozłożył na ziemi zwinięty w rulon pokrowiec z zestawem narzędzi. Materiał nosił znaki intensywnego użytkowania, w niektórych miejscach nadszarpnięte szlufki trzymały się wręcz na kilku ostatnich nitkach, domagając się kolejnego Reparo. Mieścił w sobie nożyki o ręcznie struganych rękojeściach, metalowe pęsety oraz szpatułki. Zaraz wyjął też i szklane fiolki, by do jednej z nich nabrać porcję skażonej ziemi. Chowany dotychczas w kieszeni magiczny okular wylądował przy twarzy mężczyzny, przekręcona zębatka sprawiła, że metalowa oprawa wydłużyła się, a schowane wewnątrz cienkie szkiełka wysuwały się, nakładając kolejne soczewki do momentu, aż osiągnęły wybraną przez Halberta formę. Rozdzielił zebraną próbkę na kilka szkieł, obserwując jak zachowują się przemieszane i potraktowane różnymi specyfikami drobinki ziemi.
Zwykła kropla przyniesionej przez siebie w butelce wody spadła na szklaną płytkę, fioletowe drobinki zamigotały lekko, nie przynosząc przy tym większych zmian. Przez moment Halbert miał wątpliwości czy aby nie była to wyłącznie jego wyobraźnia, ale gdy druga kropla wody ponowiła efekt, odłożył próbkę na bok, zapisując w notesie obserwacje. Wyłapał kątem oka sylwetkę George’a Chapmana, który przyglądał mu się teraz ze skrywanym zainteresowaniem.
- Ciekawe… - mruczał pod nosem Grey, szukając w pamięci podobieństw do znanych mu roślin oraz zwierząt, wszak pochodzenie skażenia mogło być różne. Pozornie jednolita struktura substancji zdawała się być wysuszona na wiór, ale mieć swe pochodzenie w cieczy, która nabierała echa niegdysiejszego kształtu pod wpływem wody. - Mówił pan, że zmiany pojawiły się dwa miesiące temu, ale były też i sporadycznie wcześniej? - zwrócił się do Chapmana, nie odrywając wzroku od grudy ziemi. - Proszę mi powiedzieć, czy padał wtedy deszcz?
- Emm… chyba tak. Ostatnio często tu pada, wie pan, mamy jesień - odparł zbity z tropu George, niezupełnie rozumiejąc co ten nieznany mężczyzna chciał osiągnąć na jego terenie z grudą ziemi w ręce.
- Wygląda trochę jak podarta strzępka, której wnętrze rozsypało się po tym terenie - myślał na głos, w końcu zdejmując okular z nosa. Rozejrzał się po posesji, poszukując wzrokiem brata. Potrzebował zebranych przez niego próbek, by potwierdzić teorię.


may the flowers remind us
why the rain was necessary

Halbert Grey
Halbert Grey
Zawód : toksykolog, ogrodnik Prewettów
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
to plant a garden
is to believe in tomorrow
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9087-halbert-grey https://www.morsmordre.net/t9093-lobuz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t9099-skrytka-bankowa-nr-2133 https://www.morsmordre.net/t9091-halbert-grey#274380
Re: Wzniesienie [odnośnik]05.07.21 14:44
Pozostawił brata w towarzystwie pana Chapmana, który wybitnie nie chciał z nimi współpracować. Jednak dowiedział się chociaż gdzie pytać oraz o co dokładnie. Musiał się zorientować co inni mieszkańcy mówili na ten temat aby wyciągnąć stosowne wnioski. Nie mając pojęcia, że właśnie zaimponował własnemu bratu, któremu uwielbiał dokuczać jak tylko nadarzyła się okazja, ruszył w stronę domu Blacksmithów. Słysząc słowa Hala uniósł do góry jedynie kciuk, dając tym samym do zrozumienia, że usłyszał.
Chwilę mu zajęło nim dotarł do drzwi domostwa, które stojąc na wzgórzu były wystawione na silniejsze wiatry niż reszta domów, które jednak były skryte za pagórkami. Idąc od razu patrzył pod nogi i na ziemię by ocenić szkody. Zatrzymał się przy jednej z roślin aby stwierdzić, że podobnie jak u Chapmana wnętrze były czarne i nie dawało mu żadnych wskazówek co się stało. Wina musiała leżeć w glebie, na razie nic innego nie przyszło mu do głowy. Zanim jednak zebrał próbki zapukał trzy razy do drzwi wejściowych. Usłyszał otwieranie skobelka i przez szparę wyjrzała twarz mężczyzny w sile wieku z pytaniem w oczach.
-Tak? – Zapytał z podejrzliwością w głosie lustrując Herberta od stóp do głów.
-Herbert Grey, mnie oraz mojego brata przysłał lord Prewett w sprawie waszych plonów, pan Blacksmith? – Przedstawił się Grey przechodząc szybko do sedna. W tym momencie mężczyzna po drugiej stronie otworzył szerzej drzwi, a botanikowi w głębi domu mignęły dwie dziecięce i żywo zainteresowane całym wydarzeniem twarze.
-Charles Blacksmith – przedstawił się gospodarz i choć zdawał się bardziej przychylny niż Chapman to nadal łypał na przybysza podejrzliwie. Herbert stwierdził, że musiało ciężko się żyć w takim społeczeństwie, a może byli tacy mrukliwi tylko dla obcych a wobec siebie niezwykle przyjaźni i otwarci.
-Ponoć u pana na polu pierwszy raz zauważono zmiany  jakie rozlały się na całą okolicę. – Zaczął Grey, ale zaraz urwał widząc jak szczęki Blacksmitha zaciskając się niebezpiecznie.
-Niczego nie rozsypaliśmy po innych polach – warknął trzymając ledwo nerwy na wodzy.
-O nic pana nie oskarżam – Wyjaśnił szybko Herbert, ale nie cofnął krok w tył aby nie pokazać po sobie strachu. –Chcemy zbadać dokładnie co się stało. Pozwoli pan, że pobiorę próbkę gleby do badań?
Z tymi słowami wyciągnął narzędzia aby mężczyzna widział, że przybysz nie ma złych zamiaru. Blacksmith trochę się rozluźnił i dał krótki znak ręką by Herbert czynił swoje. Zamknął dokładnie drzwi za sobą i ruszył za botanikiem nie chcą spuszczać go z oczu, ani na sekundę. Grey zaś wszedł między zniszczone grządki i wyciągnął szklane pojemniczki, do których wsypał pobrane próbki. Naniósł na opakowanie napisz BP01, następnie udał się parę kroków dalej i pobrał kolejną próbkę oznaczając ją BP02, podobnie uczynił z jeszcze jednym miejscem, a kiedy skończył wyprostował się i spojrzał na Blacksmitha.
-Zauważył pan coś dziwnego? Było coś w ogrodzie i polu niepokojącego?
-A bo ja wiem? – Wzruszył ramionami zapyta, ale po chwili spojrzał całkiem bystro na Herberta, miną człowieka, który przypomniał sobie coś bardzo ważnego. -Rosła pewna roślina, ale uznałem to za chwast i wyrwałem.
-Pamięta pan jak wyglądała? – Zainteresował się żywo Herbert licząc, że może właśnie na coś trafił. Szybko w notatniku zapisał opis rośliny jaki podał Blacksmith i udał się do kolejnego domku jaki zajmowała rodzina Meadows. Rozmowa wyglądała podobnie choć pani Meadows okazała się być miła i uprzejmą kobietą, która chętnie udzielała odpowiedzi. Też wspomniała o dziwnym chwaście, ale nic poza tym. Herbert zebrał trzy próbki, po czym wrócił do brata i pana Chapmana.
-Chyba coś mamy. – Oznajmił podając bratu po trzy próbki z każdego domostwa. –Rosła u nich roślina, która miała bordowe liście i rosła w skupiskach. Nie miała żadnego zapachu więc uznali, że to zwykły chwast. Wyrwali i wyrzucili. Po tym czasie zaczęło się coś zmienić, ale na początku pani Meadows tego nie połączyła. Czy u pana panie Chapman też rosła taka roślina?
-Ano rosła – zgodził się mężczyzna, który oderwał wzrok od działań Halberta i skupił się ponownie na młodszym z braci.
-Znalazłeś coś? – Herbert wskazał na grudkę ziemi, którą przed chwilą badał starszy Grey.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Wzniesienie [odnośnik]11.07.21 21:42
Młodszy Grey kazał im na siebie chwilę czekać, ale sprawa była o tyle poważna, że należało dać mu każdy potrzebny czas. Halbert nie siedział jednak bezczynnie, chodził wzdłuż grządek, wprawnym ruchem wyrywając z ziemi kolejne rośliny z różnych rzędów, sprawdzając podobieństwo rozkładu względem siebie. Zebrał do szklanych probówek kilka dodatkowych materiałów. Problem był na tyle rozległy, że należało się mu przyjrzeć bardziej uważnie.
- Świetnie! - zawołał do brata, podnosząc się z klęczek kiedy ten wrócił z obchodu po okolicznych gospodarstwach. Zaraz dołączył do niego przed domem, odbierając próbki i słuchając uważnie czego się dowiedział. W milczeniu kiwał potakująco głową, analizując kolejne informacje, które idealnie wpasowały się w zaistniałe w jego teorii luki.
Drzwi domostwa uchyliły się, zwracając tym samym uwagę zebranych na zewnątrz mężczyzn. Halbert obejrzał się za siebie, lecz sylwetka Chapmana zasłoniła mu cały widok. Mężczyzna ruszył w stronę domu wzburzony, mamrocząc coś pod nosem. Grey przyglądał się mu ukradkiem jeszcze przez krótką chwilę, po czym posłał bratu porozumiewawcze spojrzenie. Nie sądził, że istniało jakieś zagrożenie ze strony Chapmana, ci ludzie bali się ich pewnie bardziej, niż oni ich, należało jednak zachować wszelkie środki ostrożności.
- Mówił pan, że w których miejscach było skupisko tych roślin? - Odchrząknął i zwrócił się do Chapmana. Ten zatrzasnął tylko drzwi do domu i zaraz powrócił do swych gości, Halbert podążył wzrokiem we wskazanym przez niego kierunku. Teoria o rozsianym po terenie grzybie nabierała kolorów i prawdopodobieństwa. Wystarczyło dowiedzieć się czegoś więcej na jego temat.
Machnął różdżką, wzburzając ziemię, by móc przesypać ją w poszukiwaniu resztek pędów i korzeni. Nikt, kto zajmuje się rolą w tradycyjny sposób, nie zawracał sobie głowy szukaniem dalej oraz głębiej, chcąc znaleźć odpowiedzi na zadawane przez siebie pytania. Z załamanymi rękoma czekali aż znajdzie się ktoś, kto im pomoże, w najlepszym wypadku samo przejdzie. Halbert ich nie winił, sam poza własną dziedziną nie bardzo orientował się w innych, codziennych czynnościach, z jakimi przychodziło mu się mierzyć, a w jakich inni poruszali się z naturalną swobodą.
- Pomóż mi, Berty! - zawołał do Herberta, wygrzebując z ziemi jeden z przeschniętych korzeni i wskazując mu przekrój. W samym środku nagromadzony był skamieniały, fioletowy nalot, ten sam, który dostrzegli wcześniej między grudkami ziemi. - Znalazłem podartą strzępkę, jestem pewien, że przekopując teren znajdziemy je wszędzie. Ten pasożyt jest mi zupełnie obcy, nie do końca rozumiem czym jest - mruknął ściszonym tonem, chcąc część swoich przemyśleń zachować tylko dla nich. - Wciąż jednak zastanawiam się dlaczego część roślin przetrwała bez większego uszczerbku. Myślisz, że mogły nabrać odporności? Dlaczego reszta jej nie ma?
Pokręcił głową ze zrezygnowaniem. Bez odpowiedniego sprzętu nie był w stanie dowiedzieć się na ich temat więcej. - Wezmę ją ze sobą i przetestuję w pracowni. Póki co musimy zebrać pozostałości po tym, co zniszczyło zbiory - polecił bratu, widząc już że czeka ich sporo pracy. Nie mieli czasu do stracenia.
Halbert odnalazł wzrokiem zafrasowanego George’a i podszedł do niego, chcąc służyć mu wyjaśnieniami. Sam mocno by się zdziwił, gdyby nieznajomi wtargnęli na jego teren i zaczęli przekopywać pole, zrównując wręcz resztki zbiorów z ziemią. Potarł tył głowy, jak to miał w zwyczaju, kiedy się nad czymś usilnie zastanawiał. Farmerowi należały się instrukcje jak działać w przypadku podobnych zmian.
- Z chwastami jest tak, że gdy nie pozbędziemy się ich do końca, zawsze będą wracać. Ten konkretny zadziałał jednak inaczej. - Wsparł ręce na biodrach i ściągnął brew, chcąc w jak najłatwiejszy sposób wytłumaczyć mu to, co stało się z jego uprawą. - Roślina była skażona, czymś zarażona. Jej system korzeniowy rozrósł się do niebotycznych rozmiarów w poszukiwaniu pożywienia, kradnąc go innym. W momencie wyrwania rośliny z ziemi, w glebie były wciąż jej pozostałości, doszło do uszkodzenia korzeni, stąd proces gnicia. - Machnął ręką na pole, mając na myśli przegniłe rośliny i zawarte w ziemi drobinki. - Nie mam jeszcze pewności czym jest pasożyt, który je zaatakował. Przeprowadzę badania, żeby zapobiec podobnym wypadkom w przyszłości.
Odwrócił się, by sprawdzić jak idzie Herbertowi. Teren należało oczyścić, pozbyć się wszystkiego, co w tej ziemi rosło, nie dając grzybom niezbędnej do rozrostu pożywki. Po zimowym odpoczynku gleba będzie gotowa na nowe nasiona, do tego czasu wszystko powinno być już w porządku.
- Proszę dać znać lordowi Prewettowi, jeśli sytuacja się powtórzy, dobrze? - spojrzał mężczyźnie prosto w oczy, czekając aż skinie głową potakująco.


may the flowers remind us
why the rain was necessary

Halbert Grey
Halbert Grey
Zawód : toksykolog, ogrodnik Prewettów
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
to plant a garden
is to believe in tomorrow
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9087-halbert-grey https://www.morsmordre.net/t9093-lobuz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t9099-skrytka-bankowa-nr-2133 https://www.morsmordre.net/t9091-halbert-grey#274380
Re: Wzniesienie [odnośnik]12.07.21 22:46
Ciężka praca nie była obca braciom Grey więc kiedy Halbert zarządził przekopywanie ziemi zdjął kurtkę i wyciągnął różdżkę. Okrycie wierzchnie powiesił bezceremonialnie na płocie po czym zabrał się za przekopywanie grządek. Wolał nie patrzeć teraz na minę Chapmana, który widział jak ostatnie wyhodowane rośliny, którym udało się przetrwać atak grzyba właśnie lądują w koszu. Grey miał świadomość, że zbliża się zima i ci ludzie właśnie stracili swoje plony, a oni swoim działaniem wcale im nie ułatwiali przeżycia. Należało im wytłumaczyć, że po zimie, jak ziemia odpocznie i zostanie oczyszczona to obrodzi im w nowe, bujne plony.
Kolejne grządki były oczyszczane ze strzępków i fragmentów rośliny, która zdawała się wypuszczać toksyny do gleby w momencie wyrwania i pozostawienia jej resztek w ziemi. Zmarszczył lekko brwi; przypomniał sobie, że spotkał się z czymś takim wcześniej ale to było w Amazonii, czy więc było możliwe, że podoba roślina, jakaś odmiana pojawiła się w Anglii? Zebrali wraz z Halem sporo próbek, będąc w domu sprawdzą je bardzo dokładnie i przebadają. Możliwe, że będą musieli się rozeznać czy gdzieś indziej nie pojawiła się podoba roślina, czy nie zaobserwowano takiego samego schematu jak tutaj.
-Możliwe, że jedne rośliny miały większą podatność, a inne nie. Jakiś rodzaj toksyny? - Zapytał równie cicho brata tak aby nie niepokoić jeszcze bardziej mężczyzny, który stał nadal przed swoim domem i obserwował poczynania braci. -Nie będzie zachwycony słysząc, że na ten moment nic nie wyrośnie na tej ziemi.
Wskazał mężczyznę tym samym zabierając się dalej do oczyszczania gleby. Obejrzał się przez ramię słysząc jak jego brat stara się wytłumaczyć Chapmanowie co należy dalej robić, a ten miał bardzo zafrasowaną minę. Nic więcej nie mogli zrobić jak przygotować zimę na nowe obsianie okresem wiosennym.
Było już późno kiedy ostatnie pola zostały przeorane i wyczyszczone z grzyba, który zatruwa glebę. Dołączył do brata oraz Chapmana, który wyglądał teraz niczym zbite dziecko.
-Panie Chapman - podszedł do nich zabierając po drodze swoją kurtkę naciągając ją na plecy. - Przez zimę ziemia musi odpocząć, zregenerować się, na wiosnę będziecie mogli obsiać na nowo. Do tego czasu wraz z bratem dokładnie się dowiemy co uszkodziło wasze plony.
Mężczyzna wodził spojrzeniem od jednego brata do drugiego jakby chciał wyczuć jakiś podstęp czy też niesmaczny żart z ich strony. W końcu kiwnął głową, że rozumie i przyjmuje słowa braci Grey, zabrał kosz warzyw które udało się wyratować z jego pola i już chciał wejść do domostwa, ale zatrzymał go głos Herberta.
-Proszę przekazać reszcie mieszkańców aby również przekopali swoje pola, by mieć pewność, że jeszcze gdzieś ten grzyb się nie uchował, dobrze panie Chapman?
Mężczyzna jedynie westchnął ciężko jakby spełnienie prośby botanika było niezwykłym wyczynem ale ponownie skinął głową zgadzając się. Herbert klepnął brata w ramię.
-Czas na nas. - Z tymi słowami skierował się w drogę powrotną aby dosiąść miotły i wrócić do Greengrove Farm. Dla nich praca się jeszcze nie skończyła.

|zt x 2


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Wzniesienie [odnośnik]06.10.21 20:39
19.01.1958 (noc z 19/20)

Noc była niespokojna, Macmillan nie mogła zmrużyć oka. Siedziała w swojej sypialni, wśród ksiąg, które wertowała. Był to jej sposób na bezsenne noce. Może to i dobrze, że nie położyła się jeszcze spać. Dotarły do niej informacje o tym, co wydarzyło się w Somerset. Nie zamierzała zwlekać. Musiała pojawić się na miejscu, było to jej obowiązkiem. Nocą najłatwiej atakować, jest to ten moment, w którym wszyscy tracą czujność. Jak widać wróg to wykorzystał. Na rozmyślenia nad tym przyjdzie czas później. Teraz trzeba było pomóc tym, którzy nie spali dzisiaj najlepiej, tym którzy zostali zaatakowani.
Prudence nie zamierzała zwlekać. Narzuciła na siebie jedynie płaszcz, w pośpiechu, wzięła różdżkę i teleportowała się do miasteczka Taunton. Nie miała pojęcia, co zastanie na miejscu, wiedziała jedynie, że nie jest dobrze. Była przygotowana na najgorsze, szczególnie po tym, co ostatnio spotkało ziemie jej dziadków. Na niebie wciąż widać było Mroczny Znak, zimny dreszcz przeszedł jej po plecach, gdy mu się przyglądała, nie dziwiło jej, że w miasteczku zapanował chaos. Wszyscy byli wystraszeni, w końcu nie wiadomo, czy gdzieś za rogiem nie czai się wróg. Ścisnęła mocniej różdżkę w dłoni, gotowa się bronić, gdyby przyszła taka potrzeba. Już dawno zrozumiała, że nie ma innej możliwości, nie wygrają tej wojny bez przemocy. Muszą być silni i działać tak, jak działa wróg, bez sentymentów. Atakować nieprzyjaciół, pozbywać się ich, aż wyplenią wszystkich. Może nie powinna głośno tego mówić. Nie widziała jednak innego wyjścia z tej sytuacji. Szczególnie, że tamci wybiliby ich wszystkich do ostatniej żywej osoby.

Krzyki rozlegały się niemalże ze wszystkich stron, panika była naprawdę ogromna. Tylko spokój nas uratuje. Wzięła głęboki oddech i rozejrzała się po okolicy. Zauważyła wiele znajomych twarzy, wszyscy byli gotowi pomóc potrzebującym, napawało ją to ogromną nadzieją. Sama świadomość, że sojusznicy zawsze byli gotowi się pojawić i pomóc potrzebującym. Udało się jej przedyskutować z innymi kilka spraw, pomimo tego wszechobecnego zamieszania. Wspólnymi siłami ustalili jakiś plan. O ile tą krótką wymianę słów można właściwie nazwać planem, nie mieli jednak więcej czasu na przemyślenia. - No to co, idziemy?- w zasadzie pytanie było retoryczne. Wraz z Leonem zostali wysłani do Dorset, które sąsiadowało z Somerset, aby porozmawiać z tutejszymi mieszkańcami. Towarzyszył jej Longbottom, którego znała jeszcze z czasów Hogwartu. Miała nadzieję, że uda im się jakoś razem uspokoić tych biednych ludzi. Nie dziwiła im się wcale, że byli niespokojni. W końcu niedaleko ich miejsca zamieszkania można było zobaczyć mroczny znak. Oznaczało to, że wróg czaił się tuż obok, obok miejsca, które miało być ostoją, w końcu mieszkały tu rodziny z dziećmi, tu powinno być bezpiecznie, a działo się to wszystko. - Musimy ich uspokoić, ja pewnie sama nie byłabym zbytnio zrównoważona, gdyby coś takiego spotkało ziemie sąsiadujące z moimi, ale musimy pokazać, że jesteśmy w stanie im zapewnić bezpieczeństwo. Nie możemy doprowadzić do paniki, bo źle się to skończy. Wspierajmy ich słowem, choć tyle możemy dzisiaj zrobić. Mam nadzieję, że nam zaufają.- rzekła jeszcze do Leona, gdy zbliżali się do centrum miasteczka, kawałek drogi od wzniesienia w którym zebrał się spory tłum mieszkańców.


I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wzniesienie - Page 12 D36cb059e33df5c9cc27b3102f0bf437286d1298
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9686-prudence-macmillan https://www.morsmordre.net/t9710-limbo https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t10646-skarpeta-pru https://www.morsmordre.net/t9860-prudence-macmillan#298534
Re: Wzniesienie [odnośnik]09.10.21 0:38
Od dawna czekał na okazję, by w końcu wrócić do aktywności, przydać się na coś i wyjść w teren. Dlatego kiedy tylko dowiedział się o Mrocznym Znaku nad Sommerset, w pośpiechu włożył ciepłe buty, chwycił płaszcz i różdżkę, by po chwili zostawiać już swoje ślady na śniegu pokrywającym Taunton. Bardzo dawno nie widział tego symbolu z tak bliska, toteż przez dłuższą chwilę wpatrywał się w niebo, jak sparaliżowany. Czuł coraz mocniejsze bicie swojego serca, na tyle silny przypływ adrenaliny, że zapomniał nałożyć na siebie trzymany w prawej ręce płaszcz. Wkrótce jednak opamiętały go głosy promugolskich czarodziejów, zebranych tam w celu wyprowadzenia przeciwnikowi zręcznej kontry.
Wśród przybyłych widział znane mu twarze, kolegów z pracy, znajomych z Hogwartu, z którymi przywitał się jedynie pobieżnie, gdyż nie było w tym momencie miejsca i czasu na długie rozmowy. Zresztą nie minęło dużo czasu, a obecni na miejscu czarodzieje, świadomi wyznaczonych im zadań, podzieleni byli już na mniejsze grupki i przenosili się jeden po drugim do przydzielonych im lokacji. Podobnie zrobił i on.

Znajdowali się teraz - to znaczy Leon i Prudence Macmillan, z którą został sparowany chwilę wcześniej - na wzniesieniu w Dorset, niezbyt rozległej polanie położonej przy plaży. Dwójka znała się z Hogwartu. Była pomiędzy nimi co prawda różnica trzech lat, ale razem należeli do Gryffindoru, a ponadto mogliby o sobie powiedzieć, że są dalekim kuzynostwem (wszak dzielili wspólnego kuzyna, Anthony'ego Macmillana), więc nie byli sobie zupełnie obcy.
- Homenum Revelio! – rzucił zanim ruszyli w stronę położonego nieopodal miasteczka, dzięki czemu mogli być pewni, że w pobliżu nie ukrywają się żadni wrogowie.
Szli kilka dobrych minut. Chociaż z całej siły starał się skupić na powierzonym im zadaniu, w głowie kołatały mu różne, rzekomo niezwiązane z aktualnymi wydarzeniami myśli. Jak echo dźwięczały zdania, które padły ponad tydzień temu w rozmowie Leona z panną Fancourt. Nie zastanawiał się jednak dlaczego akurat to go zajmowało i jaki to miało związek z sytuacją, w której właśnie się znajdował. W końcu Prudence zwróciła jego uwagę, prosząc o zachowanie ostrożności w kontakcie z wystraszonymi mieszkańcami. Otrząsnął się więc, byli już wprawdzie blisko celu.
- Muszą nam zaufać. – odpowiedział i po chwili dodał, bo nie zdążył ugryźć się w język – Za dużo mamy uroku.
Na szczęście było ciemno i nie można było poznać po twarzy Longbottoma, jak bardzo powstydził się swoich słów. Co w niego wstąpiło? To pewnie adrenalina...
Nie było czasu na dalsze komentarze, gdyż udało im się dotrzeć do celu. Tłum zaaferowanych i wyczulonych na niebezpieczeństwa mieszkańców szybko zaobserwował ich obecność. Korzystając z ciszy, wynikającej z nerwów i niepewności zgromadzonych w centrum miasta ludzi, Leon postanowił spokojnie przemówić:
- Witajcie, to Lady Prudence Macmillan, ja nazywam się Leon Logbottom... Przybyliśmy żeby wam pomóc. – ledwo jednak skończył mówić, a grupa, do której się zwrócił nabrała nagłej pewności siebie i uczestnicy spędu zaczęli mówić jeden przez drugiego, chaotycznie, kierując w ich stronę zapytania, skargi i lamenty.
To nie mogło być tak proste - pomyślał, spoglądając ukradkiem na swoją towarzyszkę.
Leon Longbottom
Leon Longbottom
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
We rip out so much of ourselves to be cured of things faster than we should that we go bankrupt by the age of thirty and have less to offer each time we start with someone new. But to feel nothing so as not to feel anything - what a waste!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5898-leon-longbottom https://www.morsmordre.net/t5997-merkury https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f411-northumberland-blyth-dwor-longbottomow https://www.morsmordre.net/t6000-skrytka-bankowa-nr-1477 https://www.morsmordre.net/t5999-leon-longbottom
Re: Wzniesienie [odnośnik]09.10.21 10:15
Szli całkiem szybkim krokiem i dobrze, nie było, co zwlekać. Noc była raczej chłodna, w końcu mieli środek stycznia, Macmillan jednak zrobiło się gorąco. Zdjęła z głowy kaptur, czuła w całym ciele dziwne napięcie, ostatnio często jej ono towarzyszyło, pewnie była to adrenalina. Policzki miała różane od mroźnego wiatru, który również całkiem skutecznie pobudzał podczas tego środka nocy. Od kiedy zaangażowała się bardziej w działania sojuszników. Lubiła to uczucie, taka dziwna niepewność, co może się za chwilę wydarzyć. Była gotowa walczyć, tu i teraz, na śmierć i życie. Nie spodziewała się wcześniej, że tak łatwo jej to przyjdzie. Sytuacja ją poniekąd do tego zmusiła, nie chciała stać obok, wolała brać czynny udział w walce, chociaż może szlachciance to nie wypadało, wszyscy jej to ciągle powtarzali, co jedynie motywowało ją do działania. Chciała pokazać, że również jest coś warta, że może się przydać. Nie potrafiła zresztą siedzieć z założonymi rękoma, kiedy bezbronnym działa się krzywda, gdy jej najbliżsi byli ścigani listami gończymi. Musiała im pomagać, im więcej rąk do pracy, tym szybciej się to wszystko skończy. Taką przynajmniej miała nadzieję. Przy rodzinie uśmiechała się grzecznie, potakiwała, miała świadomość, że nie byliby zachwyceni, dobrze, że z przyjaciółmi mogła być szczera, a nawet walczyć razem różdżka w różdżkę. To, co robiła w swoim wolnym czasie zostawiała dla siebie. Bywało różnie, nie mogła ponownie doprowadzić do sytuacji, jak ta z listopada, kiedy to wróciła do domu poturbowana przez olbrzyma, zresztą ślady w postaci braku uzębienia zostały jej do dzisiaj. Była od tego momentu jeszcze bardziej skupiona, czujna, wiedziała, że jest naprawdę niebezpiecznie, nieco się bała, jednak panowała nad tym strachem, w końcu tyko głupcy się niczego nie boją.

Przyglądała się Leonowi, który rzucał zaklęcie. Cieszyło ją to, że mają po swojej stronie znakomitych czarodziejów, szkoda tyko, że nie wszyscy potrafili wybrać odpowiednią stronę. Większość szlachty dbała jedynie o swoje interesy, nie myśleli o zwyczajnych czarodziejach, ogromnie ją to irytowała, nie miała pojęcia, jak można być takimi egoistami. Doszła już jednak do tego, że ich nie zmienią, pewne zasady były zakorzenione od pokoleń, miała nadzieję, że poniosą konsekwencje swoich czynów, prędzej czy później.
- Mamy?- uśmiechnęła się do swojego towarzysza, choć w tej ciemności pewnie tego nie zauważył grunt to się dobrze nastawić, a reszta przyjdzie później. Właściwie, to cieszyła się, że jest tu właśnie z nim, chociaż dawno go nie widziała, to wiedziała, że razem może pójść im całkiem nieźle. Zobaczymy jednak, jak mieszkańcy zareagują na szlachtę, w końcu nie ufali już nikomu, szczególnie takim jak oni. To czystokrwiści w końcu zgotowali im taki los.
Zauważyła poruszenie wśród mieszkańców, gdy pojawili się wśród nich z Longbottomem. Stała tuż obok mężczyzny, może dobrze, że byli tu razem, łatwiej będzie im opanować to nieco rozemocjonowane towarzystwo. Widać było, że są przejęci tym, co wydarzyło się w sąsiednim hrabstwie. - Sonorus- machnęła różdżką i rzuciła na siebie zaklęcie. Wyprostowała się, uniosła głowę wysoko, w końcu była Macmillanem. Cassius ostatnio mówił jej, że musi znać swoją wartość, że powinna być pewniejsza siebie, to był właśnie ten moment w którym miała się sprawdzić. - Mieszkańcy Dorset..- rzekła, była nieco zdziwiona tembrem swojego głosu, nie była specjalistą w takich sytuacjach, jednak nie zamierzała dać po sobie tego poznać, przyszły takie czasy, że musiała radzić sobie ze wszystkim. - Przybyliśmy tutaj z lordem Longbottomem, aby zapewnić Was wszystkich o naszym wsparciu. Wiemy, że martwi Was to, co wydarzyło się dzisiejszej nocy w Somerset, jesteśmy jedynie delegacją wysłaną do Was, aby poświadczyć o tym, że możecie na nas liczyć. Nie ma nas zbyt wielu, jednak jesteśmy silni, zjednoczeni, niezłomni. Trwa wojna, wróg atakuje, nie możemy jednak wątpić w nasze możliwości. Wiem, że się martwicie, że możecie być następni, pamiętajcie jednak o tym, że nigdy nie pozostaniecie sami. Kornwalia, Northumberland, Devon, Derbyshire, Staffordshire, Lansashire, Somerset tworzą silny sojusz, którego nic nie zerwie. Stoimy po słusznej stronie konfliktu. Zdarzają się noce, jak te, podczas których zaczynamy wątpić, nie można jednak zapominać o tym, że po nocy przychodzi dzień. Oprawca przyszedł w nocy, bał się nas zaatakować w ciągu dnia, świadczy to jedynie o tym, że tchórzą, boją się nas, tego, jak silni się stajemy. Musimy dalej działać, współpracować, pokazać, że nie da się nas złamać.- jej wzrok przemierzał powoli twarze osób, które zebrały się w tym małym miasteczku. - Każdy z was jest wyjątkowy, każdy z was nie bał się podjąć decyzji, wybrać strony, w imieniu której walczy. Choć może się wydawać, że oni są silniejsi, to tylko pozory. Musimy walczyć dla naszych dzieci o lepszy świat, dla tych którzy polegli w imię walki o nowe jutro. Nie możemy dać się zgnębić, musimy pokazać, że sytuacje jak te powodują, że rośniemy w siłę.- zbliżyła się do tłumu który stał przed nią. - Podnieśmy głowy wysoko, stawmy czoła oprawcy, razem możemy zdziałać wiele. Nie damy się pokonać. Sama jestem jedynie jedną z wielu kobiet, które próbują odnaleźć się w tej sytuacji. Jest nas wiele, musimy być dzielne i wspierać naszych odważnych mężczyzn podczas walki. Radzić sobie z problemami, o których dotąd nie było nam dane nawet pomyśleć. Wierzę jednak w waszą siłę, współpracę. Musimy pamiętać, że razem stanowimy mur, którego nigdy nie przerwą. Nie pokonają nas wszystkich, dopóki będziemy współpracować.- rzekła jeszcze. - Przybyliśmy tutaj, aby zaświadczyć, że nie jesteście sami. Jest wiele rodzin, jak wasze, które zmagają się z podobnymi problemami, jednak nie zniszczą nas, nie pokonają. Jeśli macie jakieś wątpliwości, to ten moment jest odpowiednim, aby się nimi podzielić. Jesteśmy tu, aby wysłuchać tego, co was dręczy.


rzut na Sonorus
Energia magiczna 50-1= 49


I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wzniesienie - Page 12 D36cb059e33df5c9cc27b3102f0bf437286d1298
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9686-prudence-macmillan https://www.morsmordre.net/t9710-limbo https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t10646-skarpeta-pru https://www.morsmordre.net/t9860-prudence-macmillan#298534

Strona 12 z 14 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13, 14  Next

Wzniesienie
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach