Wydarzenia


Ekipa forum
Balkon południowy
AutorWiadomość
Balkon południowy [odnośnik]03.07.16 23:51
First topic message reminder :

Balkon południowy

Daleko od zgiełku rozmów, lejącego się alkoholu i wścibskich spojrzeń, gdzieś na skraju rezydencji, skryty za plątaniną korytarzy znajduje się południowy balkon. Niezmącona cisza i spokój tego miejsca są niewyobrażalne. Widok rozciągający się za misternie rzeźbioną w celtyckie symbole kamienną kolumnadą zapiera zaś dech w piersiach - widać stąd nie tylko pobliskie połacie lasów, ale i święcący w oddali wysoką łuną Londyn. Balkon może i nie jest reprezentatywny, ale można tu zaznać nieco kameralnej prywatności.


Lot anioła

Na południowym balkonie zwykle spotykały się pary uciekające od jadalnianego zgiełku i wirowania w sali balowej. Widok rozpościerający się na okoliczne lasy zapierał dech w piersiach, a gwiazdy rozświetlające nocne niebo nadawały tej scenerii romantycznego wydźwięku. Na życzenie lady Nott, jej taras zamienił się w prawdziwy pas startowy dla aniołów. Do wzięcia udziału w zabawie zachęcani są mężni lordowie i odważne damy, którym niestraszna jest wysokość. Aby wzbić się na wyżyny i zanurzyć w chmurach, należało zgłosić się do awiatora, który pomagał ubrać magiczne pasy na ramiona i talię. Te doczepione były do huśtawki, która dodatkowo miała na sobie czary chroniące przed spadnięciem z niej. Cała konstrukcja nie gniotła wieczorowych szat mężczyzn, ani nie zaczepiała nitki zdobionych sukien kobiet. Należało pochwycić jedno z piór, które leżały na stoliczku obok i pogłaskać nim skórzany pas w talii. Wtem zza pleców wyrastały prawdziwe skrzydła, w całości wykonane z piór magicznych ptaków. Postacie z opieką nad magicznymi stworzeniami na co najmniej II poziomie potrafią rozpoznać skrzydła i dobrać je według własnego uznania, pozostałe mogą wybierać ich w sposób losowy — poprzez rzut kością k8.

Skrzydła:

Po wybraniu skrzydeł należy zebrać się na odwagę, nie pozwolić na ani chwilę słabości, po czym odepchnąć od przygotowanego podestu. W międzyczasie awiator opowiada o wszystkich zasadach bezpieczeństwa, jakim jest, nieschodzenie z przygotowanej trajektorii lotu, nieprzekraczanie dozwolonej prędkości oraz szczególne uważanie na okoliczne ptaki i owady, a razie potrzeby odgonienie ich od siebie. Lot rozpoczyna się na balkonie i w tym samym miejscu kończy, lecz najpierw przelecieć można nad całym terenem rezydencji, mijając najpierw potężny ogród, potem wieżyczki dworku, a na koniec przelatując obok północnej ściany. Na życzenie, tuż obok może lecieć taca z drinkami oraz przekąskami. Po drodze do czarodzieja dołącza skrzypaczka, która lewituje w pobliżu, wygrywając na swoim instrumencie anielskie melodie.

W trakcie lotu można raz na wątek rzucić kością k8 i sprawdzić jaki efekt wywoła:

Efekty:

Posiadając zwinność na poziomie 11 punktów, można wykonywać na nich w powietrzu dowolne sztuczki i akrobacje, należy jedynie pamiętać, aby uważać, by nie zakręciło się w głowie.



[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 23.07.21 20:38, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Balkon południowy - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Balkon południowy [odnośnik]15.10.21 19:22
Róża nie czuła zmęczenia. Wprost przeciwnie. Z każdą upływającą godziną balu czuła się coraz lepiej. Wydarzenia takie jak to napełniały ją energią, ekscytacją; czuła się na parkiecie niczym ryba w wodzie, w blasku świec i centrum cudzych spojrzeń rozkwitała jak najpiękniejszy kwiat. Była jeszcze w tym wieku, kiedy kochało się bale, swawole i zabawę; muzykę aż do rana i lekkie skrzacie wino, niewinne pocałunki skradzione przez adoratora w labiryncie ogrodów, kiedy udało się czmychnąć przez przyzwoitką. Podczas takich nocy jak ta Fantine czuła, że żyje. Zwłaszcza teraz, kiedy wojenna zawierucha tak wiele im odebrała.
- Czyżbyś czuła, że stoisz nad przepaścią, droga lady? - spytała po chwili milczenia, starając się, by w tonie głosu zabrzmiało odpowiednio wiele współczucia i troski, jakby młódkę szczerze zmartwiły te ponure słowa, jeszcze przez kilka chwil, nieznajomej damy. Nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Raczej banalnych uprzejmości, wypowiadanych już tysiące, o ile nie dziesiątki tysięcy razy. Teraz poczuła się zaintrygowana; przez głowę Róży przemknęła myśl, że nieznajoma wychyliła za dużo wina, a może to kolejny drink lady Nott, który wywoływał niespodziewane, niekoniecznie pożądane efekty. Wprawił kobietę w melancholię? Miał skłonić do zwierzeń? Ileż było w tym szczerości? Jeśli tkwiło w nich choć ziarno prawdy, pragnęła po nie sięgnąć. Informacja była wszak najcenniejszą walutą jaką mogła posiąść dama. Na cóż jej złote galeony, jeśli bogactw miała wokół siebie tyle, że nie potrafiła zliczyć? To plotka, wiedza mogły zaszkodzić - bądź wprost przeciwnie.
W półmroku wieczoru próbowała rozpoznać tożsamość damy, która wreszcie zdecydowała się odwrócić ku niej; twarz miała zasłonięta maską, głos brzmiał jednak znajomo, Fantine była niemal pewna, że ją zna - lepiej niż inne damy. Nie odsunęła się więc, gdy jasnowłosa podeszła bliżej, w myślach próbując dopasować imię do głosu, do tej zimnej aury jaką emanowała.
- Lekkość bytu róży pozwoli jej się wznieść wysoko, niczym pióro na wietrze, a kolce uchronią przed niepowołanymi dłońmi - odrzekła nie niej enigmatycznie, nie zastanawiając się długo nad odpowiedzią; poczuła, że jasnowłosa rzuca jej, jeszcze nie w pełni zrozumiałe, wyzwanie. Niekoniecznie związane z lotem nad tarasem i potencjalnym lękiem wysokości, na który najwyraźniej cierpiała jedna z dam. Całkiem niedaleko nich do lotu porwał swą żonę jeden z lordów, którego tożsamości nie potrafiła określić z tej odległości; zaczęła jednak krzyczeć tak żałośnie, że Fantine powstrzymała się od przewrócenia oczyma.
Wypowiedziane przez blondynkę imię sprawiło, że czujny wzrok zielonych oczu znów spoczął na jej twarzy, a raczej masce. Rozpoznała ją tak szybko? Czy powinna była czuć się zawiedziona? Prawdopodobnie nie. Nie potrafiła się powstrzymać, by nie dać wskazówek - obleczona w czerwień róż, naznaczona rodowymi symbolami; duma z nazwiska i pochodzenia, pokusa, aby wynieść się ponad innych okazała się zbyt silna. Kącik karminowych ust uniósł się więc w uśmiechu, nie czuła się zła.
- Wieczór jest wspaniały, dziękuję, milady. A pani? Chciałabym wierzyć, że to możliwość wzniesienia się w niebiosa przywiodła tu lady, a nie zawód - odpowiedziała, niezmiennie uprzejmym tonem, zaczynając się domyślać z kim ma do czynienia. Niewiele było dam o podobnej aurze i sposobie wypowiedzi; większość z nich uraczyłaby Fantine banalną pogawędką, plotką, ale nie ona. - Czy odważy się lady spróbować zbliżyć się do gwiazd wraz ze mną?


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Balkon południowy [odnośnik]17.10.21 22:08
Od dziewięciu lat towarzyszyła jej przepaść. Catriona nieustannie balansowała na jej krawędzi, zakleszczona w ramionach niepewności wraz z narodzinami pierwszej córki, która przecie nie mogła być synem, zgodnie z obietnicą sączoną z wróżb staruszki - a mimo to wciąż płonna wtedy w młódce była nadzieja, że oto obdarzono ją talentem do naruszania filarów, na których dumnie stał świat. Niestety prędko okazało się, że bardziej mylić się nie mogła. Przeznaczenie nie było skłonne zanurzać się w negocjacjach ze śmiertelnikiem, a ona, choć bezpieczna, chciała jedynie spełnić swój obowiązek i na twarzy męża dostrzec wreszcie szczerze zadowolony uśmiech. Albo na swojej twarzy. Komu tak naprawdę pragnęła udowodnić, że potrafiła dopełnić przekazanej w genie roli?
- Nigdy - odpowiedziała jednak stanowczo, ale i przy tym spokojnie; nawet lady Fantine nie dopuściłaby do najgłębszych, najciemniejszych odmętów swojej prywatności, była ona bowiem kobietą inteligentną, lecz zbyt młodą, żeby zrozumieć serce kogoś takiego jak Catriona. Pokrewieństwo siłą rzeczy stworzyło między nimi przyjaźń szybszą i bliższą niźli wiele innych relacji nawiązywanych z rówieśniczkami pięknej Róży, a pielęgnowało ją odkrycie w niej mądrości, sprytu i damskiej przebiegłości, jaka zdolna była już niebawem wznieść ją na wyżyny. Nadchodził odpowiedni czas, by Fantine wydać za mąż - dlaczego sir Tristan zwlekał z tym tak długo? Dwadzieścia dwa lata, tyle przeżyła już najmłodsza księżniczka Chateau Rose, od dwóch co najmniej, jak nie więcej, winna być żoną. - To kara dla błądzących - a ona nie błądziła. Mogła poruszać się po cienkiej linii między zniszczeniem własnym i cudzym, ale cel miała jasno określony, błyszczący jak gwiazda polarna na czarnym, bezchmurnym niebie.
Stanąwszy już naprzeciwko arystokratki, Catriona z zaintrygowaniem przechyliła głowę leciutko do boku, jakby w swych myślach uważnie oceniała każde słowo padające z ust podkreślonych karminem; nie miała wątpliwości, że w głosie Fantine wybrzmiewały lekcje udzielane przez młodego nestora rodu, a wcześniej pozostałych jej krewnych, którzy godnie wyuczyli ciernistą latorośl do pełnionej przezeń roli. W gęstwinie nijakości przypominała perłę wydobytą wreszcie z jednej z muszli. I ulgą było właśnie jej towarzystwo, szczególnie gdy nieopodal rozbuchały się kolejne piśnięcia przestraszonego wysokością lorda, zbyt niedoświadczonego życiem, by zachować w sobie zimną krew.
- Wiesz, lady, co dzieje się z piórem, które porywa wiatr? - podjęła uprzejmie, zimno, lecz z wyczuwalną dozą sympatii, której nie zamierzała w sobie hamować. Podejrzewała wszakże swego zdemaskowania w oczach Fantine, to niemożliwe, by głos jej stał się nierozpoznawalny, a figura czy choćby jaśminowa woń perfum nie okazała dostateczną wskazówką. - Rzadko kiedy powraca do miejsca, z którego zostało przezeń zabrane. Nie wraca do domu, tonie w rzece lub gnije w bagnie, zapomniane, bo nie sięgnie po nie żadna dłoń na widok kolców, które je przystrajają - dopiero teraz kącik ust uniósł się ku górze, gdy z zainteresowaniem przyglądała się swej rozmówczyni, szczerze ciekawa reakcji. Była zbyt mądra, by uznać to za obelgę; by doszukiwać się w słowach Catriony zniewagi; a jednocześnie była też w wieku, któremu prym nadawały wciąż impulsywne emocje. - Czy z Różą będzie tak samo? - dopytała w pewnej enigmie, wzrok skierowawszy w stronę zabawy pilnowanej przez młodego awiatora. Nie chciała dotychczas korzystać z niej samotnie, jednak teraz u swojego boku posiadała odważną Rosierównę, nic zatem nie mogło pójść nie po ich myśli. - Odważę - zadeklarowała zatem z pełnym już uśmiechem, choć ten na twarzy zalśnił wyłącznie na moment, nim powrócił do swego nieistnienia, a aurę wypełnił stukot obcasów współmierny do kroków stawianych w kierunku pasu startowego podniebnej atrakcji; zadowalał ją fakt, że i Fantine nie zamierzała doszukiwać się w tym powodu do lęku, a intrygowała myśl, czy obie z nich utrzymają ten stan rzeczy kiedy stopy oderwą się wreszcie od stabilnego podłoża. - Co sądzisz, lady, o cyrkowym pokazie zaproszonej przez lady Nott trupy? - spojrzała kątem oka na swą towarzyszkę, po czym skinęła głową na awiatora. Mężczyzna nie potrzebował słów. Od razu zabrał się do pracy, magiczne pasy ostrożnie zapinając wokół ramion i talii, na tyle uważny, by gestem nie urazić arystokratki, później zaś wytłumaczył, iż sięgnąć należało po pióro spoczywające w obszernej kolekcji. Bez namysłu Catriona skorzystała więc z jednego i zgodnie z instrukcją pogłaskała nim uprząż.

| rzucam na skrzydła


something borrowed
must be returned, flowers in bloom will wither, my dream began with your glance. for whom did i look beautiful then? for whom do i sigh today? i do not wish to waste what you have given me, so i will go all the way, all for fate.
Catriona Rowle
Catriona Rowle
Zawód : jejmość ziem Cheshire
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
her chest filled with diamonds and gold.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10485-catriona-rowle#317948 https://www.morsmordre.net/t10663-naudhiz#323255 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f361-cheshire-beeston-castle https://www.morsmordre.net/t10664-skrytka-nr-2320#323256 https://www.morsmordre.net/t10665-catriona-rowle#323257
Re: Balkon południowy [odnośnik]17.10.21 22:08
The member 'Catriona Rowle' has done the following action : Rzut kością


'k8' : 8
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Balkon południowy - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Balkon południowy [odnośnik]24.10.21 18:05
Czy nad podobną przepaścią miała stanąć kiedykolwiek Fantine? Na tę chwilę nie lękała się tego, dziwnie pewna swej przyszłości, może nawet aż za bardzo. Naiwnie wierzyła we wróżby z Festiwalu Lata, choć więcej było w tym zabawy, niż prawdziwej wizji przyszłości. Wpojono jej do głowy, że zasługuje na wszystko co najlepsze, że przecież jest najlepsza, że urodziła się w rodzinie zwycięzców i zwycięstwo odniesie. W przypadku młodej damy - było to korzystne małżeństwo i powicie kilkorga zdrowych, silnych dzieci, które przyniosą chwałę swemu nazwisku. Tak Fantine wyobrażała sobie swoją przyszłość i nie było w niej miejsca na stanie nad przepaścią. Niekiedy jednak, w chwilach smutku i melancholii, nawiedzały ją mimo woli i wiary, myśli "a jeśli coś pójdzie nie tak?". Patrzyła na swoją matkę, która sprowadziła na świat czworo dzieci - ale tylko jednego syna i trzy córki. Wszyscy byli zdrowi, nie licząc świniowstrętu, wedle powszechnego przekonania jedynie potwierdzał szlachetność ich krwi, przekazano im dobre geny. Ale co jeśli...? Czy i ona, wbrew temu co było jej pisane, stanie nad przepaścią i runie w nią, jeśli nie dopełni obowiązku jaki miał spocząć na barkach?
Fantine uśmiechnęła się blado w odpowiedzi na słowa jasnowłosej damy. Pewność z jaką je wyrzekła, jakiś chłód w tonie jej głosu naprowadził Różę na imię kobiety, która jako jedna z nielicznych stanowiła zagadkę - nie tylko dla niej, ale i wszystkich innych. Kto mógł wiedzieć co tkwi w głowie rodowitego Rowle'a? Ukrywali się przed wszystkimi za swymi nawiedzonymi lasami, nie dopuszczali do siebie nikogo, uznając izolację za formę ochrony własnej krwi. Róża nie zdziwiła się więc, że nie uzyskała szczerej odpowiedzi i przestała na nią liczyć. Zaufanie należało powierzać wyjątkowo ostrożnie, ona także to już wiedziała.
- Kto zatem błądzi, lady? - spytała Fantine, ciekawa, czy rozmówczyni miała kogoś konkretnego na myśli. Pochyliła się jednako lekko ku niej, by wyszeptać z uśmiechem: - Poza lordami w kocich maskach, rzecz jasna. - Jasnowłosa dama musiała już wiedzieć, że do podobnego skandalu doszło tej nocy w Hampton Court. Noworoczny sabat trwał już kilka godzin, plotki zaś roznosiły się z prędkością światła.
Ton głosu lady Rowle był równie zimny, co powietrze na balkonie, Fantine nie odebrała tego jednak za nieuprzejmość; zdążyła przywyknąć i polubić postać tej kobiety, przywodzącą na myśl posąg wykuty z marmuru. Zjawiskowy, zdystansowany, chłodny i zamknięty w sobie. Ona z pewnością nie dałaby się porwać wiatrom, nieistotne jak silnym, emanowała siłą władców Cheshire; w pewien sposób bardzo się to Róży podobało, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że podobną siłę i stanowczość miała w sobie jej własna matka.
- Zdaję sobie z tego sprawę - odparła Fantine z nieprzewrotnym uśmiechem. - Kwiat potrafi zaadoptować się do nowego miejsca, zapuścić w nim korzenie, czyż nie? - wyrzekła, odwracając tę metaforę na swoją korzyść; lady Catriona była kobietą wykształconą, nawet jeśli zielarstwo nie należało do jej ulubionych przedmiotów, to zapewne pamiętała, że nawet wiatr mógł porwać nasiona i przenieść je w inne miejsce - aby kwiat rozkwitł w pełni w zupełnie nowym miejscu. - Nie lękam się nieznanego - dodała Fantine, przypomniawszy sobie rozmowę przeprowadzoną z lordem Bulstrode o przygodach na szerokich wodach. Dziś przestworza miały nimi być.
Rada z tego, że lady Rowle zgodziła się jej towarzyszyć podczas lotu anioła podążyła śladem jasnowłosej, aby podejść do awiatora, który zajmował się przydzielaniem skrzydeł oraz pomocą przy ich założeniu. Fantine poczuła lekkie ukłucie ekscytacji, nie mogła doczekać się chwili, kiedy pantofle oderwą się od balkonowej posadzki. Zdążyła zapomnieć już o pokazie cyrkowców, a przez pytanie lady Rowle cień przemknął po jej twarzy.
- Cóż, pani, była to niewątpliwie interesująca nowość - wyrzekła ostrożnie. Gdyby tylko były same, pozwoliłaby sobie na większą wylewność, na balkonie jednak przebywali także inni goście, w tym także pracownik lady Nott. Obie wiedziały, że ściany miały oczy i uszy, w takich sytuacjach zaś należało zważać na każde wypowiadane słowo. - Niezwykle utalentowani artyści - dodała, tego wszak nie można było im odmówić; akrobaci wyczyniali ze swymi ciałami prawdziwe cuda, Fantine nie sądziła nawet, że ludzkie ciało bez pomocy czarów jest w stanie się tak wygiąć. Coś w zielonych oczach Róży mówiło jednak jasno, że preferuje inny rodzaj rozrywki.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Balkon południowy [odnośnik]24.10.21 18:05
The member 'Fantine Rosier' has done the following action : Rzut kością


'k8' : 8
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Balkon południowy - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Balkon południowy [odnośnik]11.11.21 22:50
Odpis Belvinie

Nie zwracał większej uwagi na poszczególnych ludzi, którzy mogli znajdować się na balkonie. Owszem, obserwował tych, którzy korzystali z atrakcji zaoferowanej przez podwładnych lady Nott, nie próbował jednak żadnego z nich rozpoznać. Tak samo z resztą z tymi, którzy - podobnie jak on sam - woleli nie odrywać stóp od ziemi. Zaciągał się dymem papierosowym, pozwalając sobie na moment roztargnienia. Jego myśli pofrunęły luźno, koncentrując się po trochu na kilku zupełnie niezwiązanych ze sobą tematach - pracy, zamczysku Durham czy o własnym łóżku, które niewątpliwie bardzo za nim tęskniło. Dopiero ruch obok jego osoby zwrócił uwagę mężczyzny. Właściwie by jej nie rozpoznał. Tak jak wszyscy goście na balu, nosiła w końcu maskę. Trudno było jednak uciec od wspomnień w których ten głos rozbrzmiewał tak znajomo. Chociaż wyrzekła tylko jedno słowo, już wiedział, kto stał obok niego. A gdy już zdał sobie z tego sprawę, jego twarz wykrzywił raczej kwaśny uśmiech. To jedno słowo wystarczyło, aby zalała go fala obrazów. Każde z ich nielicznych spotkań, które miało miejsce w ostatnich miesiącach, było gorzkie niczym piołun. Czy żałował słów wypowiedzianych wtedy na moście, albo tamtego dnia na Nokturnie? I tak i nie. Nie zamierzał jednak znów na nią naskakiwać, tak jak wtedy. Nie miałoby to sensu. Poza tym, miała przecież prawo tu być. Tak. W tym roku miała prawo tu być. W przeciwieństwie do poprzedniego. Los naprawdę lubi stroić sobie z ludzi okrutne żarty.
- Ale co takiego? - odezwał się cicho, wypuszczając dym z płuc i obserwując jak powoli rozpływa się w nocnym powietrzu. Najlepiej zrobiłby odchodząc, wracając do środka, zapominając, że ją tu zastał. Ale to i tak nie uchroniłoby go przed roztrząsaniem wszystkiego tego, co kiedyś ich łączyło. Owszem, był zbyt dumny, by przyznać się do błędów, które popełnił. Łatwiej było zrzucić winę na innych.
Ostatni raz, gdy ją widział, chwila była dość wrażliwa. Dość powiedzieć, że dał się ponieść emocjom, podrażnionym jeszcze z powodu tych przeklętych rogów, które godziły w męskie ego, bardziej niż mogłaby podejrzewać. Dziś był spokojny. Chyba po prostu już mu przeszło. Po jątrzącej się ranie została blizna, oczywiście że tak. Nie powodowała ona jednak aż takiego bólu. Pozwolił więc sobie na krótkie zlustrowanie jej sylwetki. Nie widział co prawda jej twarzy, ale wyglądała, jakby była w niezłej formie. - Dobrze wyglądasz - Z pewnością w lepszej niż on sam. Właściwie nawet go to trochę ucieszyło.


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Balkon południowy [odnośnik]21.01.22 19:32
Zdziwiła się, kiedy usłyszała pytanie. Czyżby zapomniał już, jak niewiele było potrzeba, aby z przypadkowego spotkania dotarli do kłótni? Ścinali się o błahostki, a teraz właśnie nadarzyła się okazja ku kolejnej. Nie chciała tego, dlatego wolała schować kobiecą dumę i przeprosić zawczasu, nawet jeśli nie było to szczere, a zwyczajnie uprzejme. Ale najwyraźniej niepotrzebne, chociaż chyba nie ufała mu już na tyle, aby wierzyć, że innego dnia i w innej sytuacji, byłby równie neutralny.- Niezbyt taktowne gapienie się? – darowała sobie ładne słówka, poszukiwania zamienników, które nie brzmiałyby tak dosadnie. Maska ukrywała jej tożsamość, dawała anonimowość, nawet jeśli dla niego była już konkretną osobą. Zerknęła na niego przelotnie, akurat kiedy zmierzył ją wzrokiem. Czy żałował, że znajdowała się tu dziś, ale nie u jego boku? Czy było w nim jeszcze trochę tamtego mężczyzny, który wywołał w niej całą gamę uczuć i nauczył więcej, niż czasami chciała przyznawać? Wolała nie pytać.
- Dziękuję, ty również.- odparła miękko, raz jeszcze pozwalając sobie przesunąć ciemnym spojrzeniem po męskiej sylwetce. Zamilkła, czując się dziwnie nie na miejscu, jakby jego obecność odbierała jej resztki swobody jaka pozostała. Obejrzała się delikatnie przez ramię w myślach błagając, aby Drew tu zaszedł. Wahała się czy zagaić jeszcze rozmowę, powiedzieć cokolwiek. Mimowolnie przygryzła dolną wargę noszącą nadal czerwień pomadki.
- Dlaczego jesteś...- urwała zaraz, kiedy odpowiedź na pytanie, dotarła do niej. Głupia. Uśmiechnęła się lekko, jakby dla ukrycia emocji i ponownie opierając dłonie o zdobioną balustradę.- Dawno nie byłam tak zestresowana czyjąś obecnością. To aż nierealne.- rzuciła nagle, bez wymuszenia. Rozejrzała się powoli, a kiedy balkon opustoszał, sięgnęła do maski ukrywającej górną część jej twarzy i zdjęła ją. Spojrzała na niego raz jeszcze, uważnie, nie kryjąc już nieco oszczędnego uśmiechu.- Jak podoba ci się tegoroczny sabat? Różni się mocno od zeszłorocznego? – spytała z ciekawością i tą swobodną, którą zwykle okazywała przy nim. Nie miała pewności, że zacznie mówić, ale może? Był jedynym, którego znała, a który mógł zdradzić jak duża była różnica między sabatami. Tym na którym bardzo chciała być i obecnym, gdy nie spodziewała się zaproszenia, będąc w swoich oczach nadal nic nie znaczącą kobietą.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Balkon południowy [odnośnik]29.03.22 19:50
- Przywykłem. Wybaczam. - uznał po prostu, tak jakby podała mu faktyczny powód swoich przeprosin. Nie, nie zapomniał o tym jak łatwo było pomiędzy nimi o wybuch i rozpętanie awantury. Przez lata wiele razy wymagał by mu ustępowała, część jego upartego charakteru właśnie tego żądała. Nie spodziewał się jednak, że usłyszy z jej ust takie słowa. Nie po tym, jak przy ich ostatnim spotkaniu się mu postawiła.
Uniósł tylko lekko brew, słysząc jak odpowiedziała na jego komplement, ale właściwie musiał przyznać jej rację. Od chwili gdy wpadli na siebie na Nokturnie faktycznie wyglądał nieco lepiej. Demoniczne jelenie rogi przestały wyskakiwać, spał więc spokojniej. Oczywiście były także inne problemy, które piętrzyły się nad nim, ale ogólnie czuł się lepiej.
Zwykle schlebiało mu, gdy ktoś tak gwałtownie reagował na jego obecność. Bardzo przydawało się to w pewnym odłamie jego pracy - niechętni kontraktorzy czasami wymagali tego, aby przypomnieć im gdzie leżało ich miejsce. Kiedy kontakt odbywał się przez pośrednika, czasami zapominali się i zaczynali pozwalać sobie na zdecydowanie więcej, nie pamiętając, że czujne oczy i uszy Burke'ów były niemal wszędzie. Prędzej czy później wszyscy oni ponownie ustawiali się posłusznie w szeregu, wystarczyło że poczuli na karku nieprzyjemnie zimną dłoń strachu. Nie było jednak celem Craiga aby podobne wrażenie wywoływać dzisiaj. Naprawdę wolałby uniknąć burd, dość już w ostatnim czasie zaliczył wtop towarzyskich. Gdy więc słowa Belviny zawisły w powietrzu, on przez moment milczał, zaciągając się papierosem. Dopiero potem, gdy wypuścił drapiący dym z płuc, odpowiedział: - Chyba powinienem uznać, że mi to schlebia - z tym że jednak, wbrew jego własnym słowom, wcale nie łechtało to jego ego. Jakby nie patrzeć, relacja łącząca go kiedyś z Belviną była zupełnie inna niż z partnerami biznesowymi. Fakt, że jego była kobieta reagowała na niego tak nerwowo raczej nie należał do pozytywów. Aczkolwiek Burke absolutnie się temu nie dziwił. Sam przecież zadbał o ich napięte stosunki.
- Bez szału - zaczął znów, spoglądając ku otwartym drzwiom balkonowym. Oczywiście, sabat był wyprawiony z dbałością o każdy szczegół, lady Nott nie zawiodła w tym roku. Wszystko było bardzo wystawne, posiadłość pięknie udekorowana, muzycy uzdolnieni, pomyślano także o przeróżnych atrakcjach, a jedzenie było prawdziwie wykwintne. - Motyw przewodni kreacji podobał mi się bardziej w zeszłym roku. Ale byłem już na tylu sabatach, że trudno tak naprawdę zaskoczyć mnie czymś nowym - odpowiedział. Z jedną Belviną pozwalał sobie na moment szczerości. Nie sądził by pobiegła i naskarżyła organizatorom, przekazując im co lord Burke naprawdę sądzi o tegorocznym sabacie. W rozmowach z innymi, szczególnie ze szlachciankami, przywdziewał maskę również w sensie metaforycznym, zachwalając każdy jeden szczegół trwającego przyjęcia. I prawdą było, że nie mógł o sabacie powiedzieć złego słowa - po prostu widział to już tyle razy, że coraz huczniejsze imprezy przestawały robić na nim aż takie wrażenie. - A ty co sądzisz? Podoba ci się nasza mała, szlachecka impreza? - wiedział, że bywała gościem na bankietach jeszcze we Francji, jak jednak oceniała zabawę angielskiej śmietanki towarzyskiej?


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Balkon południowy [odnośnik]08.04.22 21:52
Szczerze mówiąc, naprawdę nie był dziś w humorze. Nie chciał tu być, znajdowanie się tak blisko szlachciców zawsze sprawiało, że stawał się odrobinę nerwowy, bo nie wiedział jak zareagować. Jedno krzywe spojrzenie mogło skończyć się najdotkliwszą z kar, zdążył się już o tym przekonać. Przede wszystkim jednak, miało go tu dziś nie być. To Joeff został oddelegowany aby dzisiejszego wieczora zajmować się atrakcją ze skrzydłami, pozwalającą gościom obejrzeć cały teren Hampton Court z lotu ptaka. On miał się kłaniać w pas i uniżenie uciekać wzrokiem, jednocześnie znosząc wszystkie szlacheckie kaprysy. Ale Joeff się rozchorował, oczywiście że tak. Wszystkim musiał więc zająć się Mervin. Całe szczęście wieczór nie był tak zły, jak się spodziewał. Atrakcja cieszyła się bardzo umiarkowanym zainteresowaniem, więc przez większość czasu miał właściwie wolne. Momentami musiał tylko zerkać w górę, bo w powietrzu latały na raz może jedna-dwie osoby. W razie potrzeby wykrzykiwał odpowiednie porady, kiedy widział że ktoś wybitnie sobie nie radzi. Obyło się na szczęście bez wypadków. Nikt nawet nie złamał paznokcia co było wręcz niesłychanym wydarzeniem. Niestety, ten spokój miał także swoje kiepskie strony. Czas bardzo mu się dłużył - a przecież nie mógł stać bezczynnie, nawet kiedy nikt nie korzystał akurat z atrakcji. Gdyby ktoś doniósł gospodyni dzisiejszego przyjęcia, że jeden z awiatorów się obija, posypałyby się na jego głowę tęgie razy. Tak, oczywiście że nie miało to sensu. Co miał robić, gdy nikt nie latał? Uznał, że najlepszą odpowiedzią będzie - zachęcanie ludzi do skorzystania z atrakcji. Oczywiście nie mógł być nachalny, bo to również byłoby oczywistym powodem do tego, aby ukarać biednego, niewinnego Mervina.
- Szanowny lordzie, szlachetna pani - mężczyzna zdołał wypatrzeć na balkonie dwójkę ludzi, którzy trzymali się nieco z dala, ale wyraźnie podążali wzrokiem za unoszącymi się w powietrze gośćmi - przynajmniej dopóki faktycznie ktoś latał. Awiator podszedł do nich w momencie, gdy, jak mu się zdawało, na moment przerwali konwersację - Może zechcą państwo spróbować? Z góry rozciąga się naprawdę zjawiskowy widok - zachęcał ich, prezentując leżące na stole pióra. Nie miał pojęcia kim byli i modlił się w duchu o to, by nie naskoczyli na niego za to, że miał czelność się odezwać.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Balkon południowy - Page 4 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Balkon południowy [odnośnik]08.04.22 22:08
Papieros w końcu został wypalony, Craig zgasił niedopałek na ściance jednej z rozstawionych na balkonie popielniczek. Nie sięgnął po drugiego, mimo że miał ochotę, zamiast tego założył ponownie maskę na oczy. Zdecydowanie jego poprzednie spotkanie z Belviną pozostawiało wiele do życzenia. To nie tak, że chciał to w tym momencie naprawić - bo też nie sądził, aby w ogóle się dało, a poza tym nie chciał robić nic na siłę. Od czasu jednak gdy w ostatnich tygodniach poświęcił nieco czasu na rozmyślania, doszedł do wniosku że znacznie lepiej czułby się jednak, gdyby ich relacja zakończona została w sposób dużo spokojniejszy i jednak bardziej godny. Był lordem, powinien się więc zachowywać jak lord, tymczasem dał się zwyczajnie ponieść emocjom. Podobna sytuacja nie mogła już nigdy mieć miejsca.
- Pozwól mi tylko powiedzieć, że cenię sobie lata, które nas łączyły. Chciałem wierzyć, że to się uda, ale los chciał inaczej - odezwał się, zerkając na kobietę przez szpary w masce. Dzięki Merlinowi, nie mogła zobaczyć jego twarzy, bo sam nie był do końca pewien, jaką minę teraz robi. Czy krył się w niej żal, zdławiona tęsknota, może odrobina smutku? Mężczyzna skłonił się przed Belviną nisko, planując pozostawić ją jej samotni, tak jak sobie tego prawdopodobnie życzyła. Jeszcze raz spojrzał na znajomą twarz, ciepłe oczy, pięknie upięte włosy - a w następnej chwili odwrócił się, aby wkroczyć ponownie na korytarze Hampton Court.
To właśnie ten moment wybrał sobie awiator, który do nich podszedł. Craig nie zdążył zrobić nawet pół kroku, gdy nagle wyrósł przed nim mężczyzna, proponując im skorzystanie z zabawy. Burke w pierwszym odruchu zaskoczenia skrzywił się wyraźnie, maska jednak doskonale i starannie wszystko skryła. - Co takiego? - wyrwało mu się w pierwszej chwili. Zerknął na niebo i dostrzegł, że było puste. Wszyscy chętni najwyraźniej już skorzystali. Najwyraźniej większość zaproszonych gości wolała unikać tej atrakcji. Craig spojrzał jeszcze raz na pióra które leżały na stoliku, a które wskazywał mu awiator. On także nie przyszedł tutaj z zamiarem polatania, tym bardziej że posiadał inny sposób na wniesienie się w przestworza, bez potrzeby korzystania z jakichś tam zaczarowanych skrzydeł. Po krótkim namyśle uznał jednak, że w sumie nic nie zaszkodzi. A nuż dostrzeże z góry coś ciekawego. Podążył więc za awiatorem do stanowiska przygotowawczego. Szybko dostał odpowiednią uprząż, a zaraz potem kazano mu wybrać pióro. Sięgnął po turkusowe, a następnie potarł nim pas, zerkając z ciekawością co też wyrośnie mu na plecach.

rzut na piórko


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Balkon południowy [odnośnik]08.04.22 22:26
Po cichu nawet liczył na to, że mężczyzna, którego zaczepił, zwyczajnie nie skorzysta. Wyglądało na to, ze zbierał się już do odejścia, kierował się ku wejściu do budynku... po krótkiej chwili zawahania najwyraźniej jednak zmienił zdanie. Mervin szybko przeprowadził go więc przez króciutki kurs instruktażowy, wyjaśniający jak należało przygotować się do lotu, a także jak sterować skrzydłami aby kontrolować w pełni przelot. Całe szczęście nie trafiło na durnia - mężczyzna któremu wszystko właśnie wyjaśniał, rozumiał co się do niego mówiło. A to wcale nie była tak oczywista kwestia. Mervin mógł opowiadać o dziesiątkach przypadków, gdy osoba chętna do lotu miała gdzieś wszystkie przestrogi i zasady. Bardzo często byli to właśnie szlachcice, ale temu akurat nie było się do dziwić. Byli zarozumiali na co dzień, czemu nagle mieliby słuchać poleceń jakiegoś podrzędnego awiatora. Co z tego, że od tego zależało ich bezpieczeństwo, a czasem nawet życie. To awiatorowi potem się obrywało, mimo że to ewidentnie latającemu zabrakło szarej materii między uszami.
Mervin sprawdził dokładnie jeszcze raz zabezpieczenia, a także czary mające chronić szlachcica.
- Doskonale, teraz pióro - poinstruował. Mężczyzna w masce sięgnął po turkusowe pióro. Awiator bardzo je lubił. Między innymi za jego kolor i piękny połysk, ale także za to, że kryła się w nim także pewna doza niespodzianki. Wielkość skrzydeł zależała od woli latającego, od jego oczekiwań. Nawet, jeśli ten nie zdawał sobie z tego sprawy. Gdy więc szlachcic w masce wyhodował sobie całkiem pokaźnych rozmiarów, szerokie i połyskliwe skrzydła, Mervin pokiwał głową z uznaniem. Wytłumaczył jeszcze lotnikowi dokładnie jak należy startować, jak poradzić sobie w powietrzu z drobnymi, acz czasem niemożliwymi do uniknięcia sytuacjami oraz jak na koniec wylądować. Zaraz potem odsunął się, robiąc szlachcicowi w masce miejsce - a potrzebował go całkiem sporo ze względu na rozpiętość skrzydeł. Nie osiągnęły one może pełni swego rozmiaru, ale i tak mogłyby kogoś łatwo i dość dotkliwie grzmotnąć w głowę.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Balkon południowy - Page 4 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Balkon południowy [odnośnik]08.04.22 23:27
Skrzydła, które wyrosły na uprzęży okazały się być całkiem duże. Większe niż się spodziewał. Wcześniej, gdy Craig obserwował innych, korzystających z atrakcji, dostrzegł, że uczestnicy wznosili się na skrzydłach o przeróżnym ubarwieniu i rozmiarach. Nie zapytał jednak awiatora o to, od czego to zależało i do jakiego stworzenia należała lotka, którą wybrał. Jakie by ono nie było, prawdopodobnie skończyło marnie, obdarte z piór które potem wykorzystano do stworzenia zabawy dla ludzi. Łatwiej było nie zaprzątać sobie tym głowy.
Wysłuchawszy dokładnych instrukcji awiatora, Craig w końcu ruszył ku pasowi startowemu. To był dziwne uczucie - nie odczuwał skrzydeł jakby były przedłużeniem jego ciała, niemniej reagowały one na każde, nawet najdrobniejsze drgnięcie mięśni. Czary wkrótce zadziałały, wiatr szarpnął ubraniem Burke'a, rozwiał włosy i w chwilę później mężczyzna szybował już wysoko w powietrzu niczym niczym ptak. Ku swojemu zdumieniu, czuł się tak, jakby robił to od zawsze. Wyczuwał ruch powietrza pod lotkami, delikatne podmuchy wiatru które pomagały mu się wznieść wyżej. Skorzystał, unosząc się jeszcze dalej ponad posiadłość lady Nott. Noc kusiła go, gdy spojrzał w dół, jego oczom ukazał się widok prawdziwie nieziemski. Hampton Court było pięknie oświetlone, niczym kropla jasnego blasku pośrodku mrocznego, czarnego lasu. Z wysoka widział nawet osobę Belviny, która wciąż pozostawała na balkonie. Odwrócił jednak od niej szybko wzrok, poddając się chwili. Zamknął na krótki moment oczy, zdając się jedynie na czułość i siłę skrzydeł, szybował bez wysiłku, rozluźnił się. Poczuł się rześko, przez kilka chwil wolny od trosk. Uciekł im, wznosił się wysoko, wysoko nad nimi wszystkimi, wolny niczym ptak. W tej krótkiej chwili pożałował, że nie skorzystał z atrakcji wcześniej. Jednak była różnica pomiędzy szybowaniem na ptasich skrzydłach, a podróżowaniem pod postacią mrocznej mgły. Dość powiedzieć, że czarny dym nie przynosił mu takiej wewnętrznej ulgi.
W końcu jednak chwila ucieczki minęła. Awiator ostrzegał go, że nie może przebywać w powietrzu zbyt długo - kwestia ciśnienia, czarów i jeszcze czegoś. Tej części ostrzeżeń mężczyzny Craig słuchał akurat mniej uważnie. Nie zamierzał jednak ryzykować. Wylądował nieco niezgrabnie, nogi zdążyły się przez ten krótki moment odzwyczaić od dźwigania ciężaru ciała. Skrzydła zniknęły tak szybko, jak się pojawiły, co było intrygującym widokiem. Awiator pomógł Burke'owi wyplątać się z uprzęży i grzecznie podziękował mu za skorzystanie z atrakcji oraz wyraził nadzieję że się podobało. Craig nie zamierzał udawać, że nie, dlatego też podrzucił w kierunku awiatora galeona - tyci napiwek za całkiem niezłą przygodę. Następnie Burke zerknął jeszcze raz w kierunku samotnej postaci stojącej w oddaleniu, nadal przy krawędzi balustrady balkonu - a zaraz potem wrócił do środka budynku, dołączyć do pozostałych.

zt z lusterkiem


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Balkon południowy
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach