Wydarzenia


Ekipa forum
Camden Market
AutorWiadomość
Camden Market [odnośnik]16.07.16 18:27
First topic message reminder :

Camden Market

★★★
Każdego ranka do magicznego portu przypływają niezliczone statki z dostawami z całego świata. Ledwie zdążą zacumować, a kupcy wyciągnąć na brzeg towary i wyłożyć je na stoiskach, zanim zewsząd zaczynają schodzić się potencjalni klienci zaciekawieni tym, co dzisiejszego dnia mają do zaoferowania sprzedawcy. Trudno im się dziwić - na targu przy odrobinie szczęścia można nabyć wszystko, od egzotycznych przypraw po latające dywany. Choć niektórzy mogliby nazwać tutejsze ceny okazyjnymi, dla dużej części społeczeństwa wciąż pozostają one nieosiągalne. Lecz kto zabroni nawet biedniejszym spacerować wśród zagranicznych stoisk i marzyć o przygodach oraz odległych podróżach?
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:10, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Camden Market - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Camden Market [odnośnik]22.03.20 12:06
Szczury uciekały z miasta. Te większe, Robin zza pożółkłej zasłonki ponuro obserwował, jak się wynoszą. Całe szczurze rodziny ze swym dobytkiem opuszczały Londyn, kufry byle jak przepasane konopnymi sznurami walały się po ulicy, dzieci zawodziły, kobiety się awanturowały. Wieczny jazgot, niepewność i zwierzęcy strach, aż bijący od tych ludzi. Robin też go znał.
Dużo się zmieniło, odkąd sobie przysnął, a wypróbowany eliksir omal nie odesłał go na tamten świat. Pewnie bardziej litościwy.
Na dobry początek wybierał gazety z koszów na śmieci. Nadrobił trzy dni, mając jako-taki zarys sytuacji wyrwany siłą z poszarpanych stronic, śmierdzących zepsutym mlekiem i nadgniłymi pomidorami. Wciąż brakowało początku, więc musiał pytać. Nadawał się do wywiadu, chorobliwie blady, chudy, wyraźnie nierozgarnięty i przerażony chłopiec wzbudzał dokładnie to uczucie, które skłaniało ludzi do dzielenia się wiedzą, a jakiego Robin serdecznie nie znosił: litość. Niczym nie różnił się od proszalnych dziadów zalegających wcześniej u wejściach kościołów i leżących na wznak na środku błotnistej ulicy, upadł tak nisko, że niżej już się nie dało - żebrał. Duma była gorsza niż najbardziej ohydny eliksir, parzyła w język i dosłownie wypalała przełyk, gdy ją połykał i zaczepiał obcych, by raczyli streścić mu kilka ostatnich miesięcy. Dotarło wówczas do niego - że nie ma przyjaciół, a co gorsze, prawdopodobnie nie ma już klientów. Dziwne, że nikt jeszcze ie wyrzucił jego rzeczy z mikroskopijnego pokoiku, który zajmował lub nie dokonał samowolnej egzekucji co cenniejszych należących do niego przedmiotów. Czy oprócz kociołka, fioletowego kryształu i eliksirów starannie opisanych i leżakujących w ciemnych szufladach komody cokolwiek stąd dałoby się spieniężyć? Hawthorne starał się nie panikować, ale doskonale wiedział, co to oznacza. Będzie musiał wyjść, opuścić swą bezpieczną dziuplę i znaleźć nowy rynek zbytu. Komfort psychiczny albo śmierć głodowa, zdarzało się już wcześniej, że trzymał ścisłą dietę pożywiając się wyłącznie chlebem i cienką zupą, ale tym razem było inaczej. Nie miał żadnych pieniędzy, nie miał składników, nie miał szykujących się zleceń. Nerwowymi ruchami spakował do wyświechtanej, skórzanej torby kilkanaście fiolek, narzucił na siebie kurtę nieokreślonego koloru, zsunął kaptur na twarz i z duszą na ramieniu, wyślizgnął się z domu. Droga przez Nokturn minęła spokojnie, lecz gdy tylko wyszedł na londyńskie uliczki, miał wrażenie, że utknął w pułapce. Ludzi było mniej, ale on i tak miał wrażenie, że się gapią. Ściślej otulił się kurtą, kurczowo przytrzymując torbę, by zgłuszyć szczęk szklanych fiolek i powłócząc nogami ruszył na Camden. Tam miał szansę opchnąć co trzeba, jeśli tylko nie zgarną go żadne psy, czy kto obecnie zajmował się łowami dla szlachciurów. Opozycyjne gęby go nie obchodziły, Robin był w tym sam dla siebie.

|uwaga rzucam aww
Robin Hawthorne
Robin Hawthorne
Zawód : Alchemik z powołania
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I have seen the moment of my greatness flicker,
And I have seen the eternal Footman hold my coat, and snicker
And in short, I was afraid.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5744-robin-hawthorne https://www.morsmordre.net/t5766-paracelsus#136059 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-smiertelny-nokturn-18-13 https://www.morsmordre.net/t5765-skrytka-bankowa-nr-1417 https://www.morsmordre.net/t6217-robin-hawthorne
Re: Camden Market [odnośnik]22.03.20 12:06
The member 'Robin Hawthorne' has done the following action : Rzut kością


'Londyn' :
Camden Market - Page 7 PB0XXgd
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Camden Market - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Camden Market [odnośnik]04.04.20 23:40
Szczury uciekają.
Ale nie te portowe. One wbrew zdrowemu rozsądkowi zamiast przemknąć żyłami kanałów jak najdalej od skażonego wojną organizmu miasta, kumulują się na starych śmieciach, w iluzorycznym poczuciu, że ludzie Malfoya nie mogą tu wiele. Wulgarnego popiskiwania na murach nikt nie cenzuruje, trupy wyściełają bruk, niektóre nawet ożywają, prezentując się w pośmiertnych podrygiwaniach; powłóczą stopami, z których ktoś zdążył już ukraść za duże buty, co chyba nawet zupełnie im nie przeszkadza. Inferiusy głodne są żywych. Żywi śmierci.
On nie ma ochoty uderzać w tak podniosłe tony, przydałyby mu się po prostu pieniądze. Na dywanie w etniczne wzory (jakoś wiarygodniej wyglądają na nim te wszystkie zagraniczne szpargały) rozkłada się z całym swym przybytkiem, niechlujnie, dbając jedynie o to, by nie zetrzeć z powierzchni różnorodnych warstwy kurzu, zalegającego na nich te wszystkie miesiące, które drogocenne drobiazgi spędziły przemierzając morze i jakiś ocean (może).
Kaszkiet poprawia, rękawy zakasane, papieros już się tli, można zacząć snuć i historie, które z prawdą nie mają nic wspólnego. - Pan nie dotyka, przecież widać, że to drogie, jak pan tę pozytywkę otworzy, no, teraz można, śmiało, tylko ostrożnie, więc jak ta pozytywka zacznie grać, to, nie, lepiej nie przekręcać, zaraz powiem, czemu, chodzi o to, że ona działa jak eliksir nasenny, jak długo będzie grała, tak długo ktoś, kto będzie słyszał te dźwięki, nie będzie mógł się obudzić, tak, a, przetestować to nie możemy, no bo jak? Jakiego kuguchara w worku, przecież mówię, jak działa! Ma pan dzieci? Małe? Dwa obroty pokrętłem i spokój do rana... wcale nie jest droga, za takie coś to spokojnie trzy razy tyle powinienem wziąć, no przecież mogę zejść trochę z ceny, ale tyle to nie! Dorzucę coś... kamień z... Rosetty; no tak, tak, magiczny, nie tamten... hm, ten drugi. Ochroni dzieci przed... dobra, ale pozytywki też pan nie chce? Na pewno? - urwał, rzucając plecom jegomościa pochmurne spojrzenie; a idź pan w.... Cudownie. Tyle się nagadał i nawet tej pozytywki nie opchnął. Mugolskiej. W sensie, ten czar to była ściema, ale dzieciaci kilka podobnych już od niego kupili, jak tu bywał.
Zaciągnął się, zerkając na rozbijającego się obok niego wybiedzonego chłopaczka, pobrzękującego zachęcająco fiolkami o tajemniczym wnętrzu. - Jakiś alkohol też tam masz? - rzucił, z nadzieją przyglądając się pokaźnym zbiorom szkła. - Za dwa łyki kopsnę fajkę.



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Camden Market [odnośnik]05.04.20 11:24
Pełno tu.
Pełno ludzkich członków i starzyzny, pełno skaczących sukienek i męskich płaszczy cuchnących papierosami i wilgocią, pełno bibelotów niewartych ani złamanego knuta i pełno przedmiotów cenniejszych niż na przykład sam Robin, którego życie w tej chwili wycenia chyba Ministerstwo. Pełno tu ludzi wcale nie przemykających nerwowo, a takich, co wyglądają na beztroskich i spacerują powoli, wyciągając łapska po wszystko, co tylko znajdzie się w zasięgu ich wzroku. To są ci, których wychowywano na panów i od dzieciństwa im powtarzano, że mogą wszystko, a przynajmniej ci, co w pokoju mieli ciepły kolor ścian, kolorową patchworkową kołdrę a na podwieczorek jedli biszkopty z mlekiem razem z mamą i tatą.
Nie lubi ich. Denerwują go. Ma po dziurki w nosie uśmiechów i popiskiwań dzieci, natężenia barw. Szata tego niskiego, pulchnego czarodzieja jest zbyt zielona, a sukienka wysokiej damy przechodzącej obok straganu z zabawkami razi po oczach wulgarną czerwienią. Czuje, jak lewa powieka ucieka mu gdzieś, mięśnie się kurczą bezwiednie i drgają w krótkim ataku. Przywykł już do tego, lecz teraz panicznie boi się utraty panowania nad ciałem. Kurczowo zaciska powieki, liczy uderzenia serca w klatce piersiowej, marne techniki medytacyjne wyczytane z ostatniej strony Proroka pomagają. Zawija się ciaśniej swoją połataną kurtką i uparcie idzie dalej przez to targowisko próżności, gdzie podziały są jakieś wyraźniejsze, a kreska oddzielająca go od innych grubsza. Gapi się w ziemię, liczy dziury, a mimo to i tak się potyka, bo z natury jest niezgrabny, a jego kroki karykaturalne. Wybiera sobie zakątek ustronny, wciśnięty pomiędzy handlarza kościanej biżuterii - ponoć z części garboroga, choć na robinowe oko to szczątki zwykłych zwierząt, pewnie padłych psów i zdechłych kotów - a młodego, krzykliwego mężczyznę. Hawthorne zerka na niego ciężko, nie odnotowując nic ciekawego. Odzież ma czystą lecz znoszoną, czapkę zawadiacko przekrzywioną, ot, kolejny cwaniaczek, co zamiast wziąć się za robotę opycha naiwniakom śmieci o historii tak starej, jak - w najlepszym przypadku, tygodniowy chleb zalegający w szafce Robina. Traci zainteresowanie sąsiadami prędko - ma w końcu co robić. Na chybotliwej, byle jak skleconej ladzie wykłada po kolei kilka buteleczek, opatrzonych starannymi etykietami. Błysk szkła i koloru, tyle musi starczyć. Fiolki nie są fikuśne, zamykane na najzwyklejszy korek, a mina jego-sprzedawcy niezbyt zachęcająca. Skwaszona, jak zepsuta kapusta, bo jazgot coraz głośniejszy, tuż nad nim przelatuje mechaniczny ptak, gdzieś obok wzbijają się bogate tumany kurzu, bo ktoś trzepie dywany z odzysku. Kicha i wyciera nos postrzępioną chustką, którą po namyśle wpycha do kieszeni portek. Kiwa się na piętach, zastanawiając się, kto się przy nim zatrzyma. Może ta staruszka z fioletową parasolką? Albo skłócone małżeństwo, w którym baba leje chłopa, bo i teraz ciągnie go za sobą jak psa na krótkiej smyczy? Wyrostek obok Robina peroruje coraz głośniej i zgarnia wszystkich przechodniów, on tego nie potrafi - co z tego, że i od niego odchodzą z niczym. Wtem się do Hawthorne'a odzywa, tak po prostu, zagaduje. Ten patrzy na niego z wyrazem niezrozumienia i niechęci na bladej twarzy, aż w końcu decyduje się otworzyć usta.
-To - podaje mu fiolkę z eliksirem upiększającym, który uwarzył dawno temu i dotąd nie miał okazji go przetestować - samowar. Mocne jak diabli. Niech spróbuje - zachęca, zaciekawiony, czy młodzian go posłucha i wychyli do dna specyfik, którym częstuje go obcy na targu pełnym złodziejów i oszustów.
Robin Hawthorne
Robin Hawthorne
Zawód : Alchemik z powołania
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I have seen the moment of my greatness flicker,
And I have seen the eternal Footman hold my coat, and snicker
And in short, I was afraid.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5744-robin-hawthorne https://www.morsmordre.net/t5766-paracelsus#136059 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-smiertelny-nokturn-18-13 https://www.morsmordre.net/t5765-skrytka-bankowa-nr-1417 https://www.morsmordre.net/t6217-robin-hawthorne
Re: Camden Market [odnośnik]07.04.20 10:43
Trochę przesadza. Mógł sobie darować wstawki o hafcie nicią jednorożca, szkoda, że jeszcze nie dodał, że tą skąpaną w poświacie srebrzystego pyłu pełni. Mógł sobie darować opowieści o kwiecie, który w cyrkulacji wegetatywnego życia dobrnąć musi do fazy ostatecznej, a gdy już zbutwieje całkiem, odradza się jak feniks; panna, co ewidentnie nigdy dłoni pracą nie skalała, sięga po niego jak po wybawienie, licząc chyba na to, że jak kolejna roślina pod jej sennym okiem padnie, to szybko sama sobie z martwych (pnączy) wstanie. Trzynaście sykli to nie za dużo - dla niej, ale lepsze przecież niż nic - dla niego. Mógł sobie też darować opowieść o tym, jak szlachcianka nieszlachetnie pokochała, i przejść do konkretów przy tym podstarzałym jegomościu, który chyba wcale nie był zainteresowany słuchaniem tej rzewnej historii. Skusiła go za to sama szkatułka, niewielka, drewniana, która otwierać się miała tylko wtedy, gdy łzę się nad nią uroni, i o ile jest to łza właściciela, a najlepiej właścicielki tragicznie zakochanej, która w tej szkatułce skrywa zdjęcie swej miłości. A on chciał tylko pudełko na dwa ordery, i chyba nie były to nagrody Czarownicy za Najbardziej Czarujący Uśmiech, bo jak na Keata łypnął, to Burroughs momentalnie się zamknął.
Z nudów przechadza się w tę i we w tę, z dywanu niczego za bardzo nie ubywa, ale wytrwale snuje się dalej, a gdy w końcu przystaje, zagadując do tego obok, on przez chwilę wygląda tak, jakby nie zrozumiał ani słowa - może jakiś zagraniczniak? Ale kto by się teraz do Londynu sam z siebie pchał?
Odpowiada w końcu. Jednak zrozumiał.
I nawet butelkę mu jakąś prezentuje, w szkle błyszczy enigmatycznie płyn. - Ale tak sam? Po łyku może, co? - uderza w ton ze mną się nie napijesz, bo jednak wolałby nie żłopać trunku pochodzenia niewiadomego, jakoś temu obok za dobrze z oczu nie patrzy. - Co tam jeszcze masz ciekawego? - nie miałby nic przeciwko handlowi wymiennemu, w to też mogą się pobawić; co prawda nie jest pewien, które jakże cenne przedmioty mógłby zaoferować posępnemu wielbicielowi szkła, ale ponegocjować zawsze można, choćby dla zabicia czasu.
- A pan niech to odstawi, nie sądzę, żeby ktokolwiek tutaj rozdawał swoją własność za darmo - rzuca spokojnie w stronę gościa w postrzępionym płaszczu, którego dłoń przytuliła pękatą fiolkę z wystawki nieznajomego; sama dłoń, i towarzysząca jej skradziona własność, pod nieobecność spojrzenia sprzedawcy zaczęła już wędrować do kieszeni.
Papierosem jeszcze się zaciąga, a potem leniwie wstaje sobie z zydla, prezentując się w pełnej okazałości - w barach to ze dwa razy szerszy jest niż tamten cwany kościotrup. Ostrzegawczy krok w jego stronę - Burroughsowi chyba poważnie się nudzi, skoro angażuje się w takie utarczki, i to jeszcze z powodu, który obchodzić go nie powinien. Prościej byłoby odwrócić wzrok i udać, że niczego nie widział. Ale akurat tak się składa, że tego też mu się robić nie chce.



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Camden Market [odnośnik]07.04.20 21:41
Podnosi prawą dłoń do twarz i ogryza paznokieć kciuka, niby mimochodem, tak, by inni nie widzieli. Widzą, ale udają, że umyka to im oczom. Co kogo obchodzi obdartus, którego odzienie równie nieprzyjemne, jak aparycja. Dorobił się na twarzy czerwonych plam niewiadomego pochodzenia, skórę ma suchą, łuszczącą się. Za mało witamin, za dużo światła. Lampy w Mungu po miesiącach życia w ciemnej norze dają mu w kość. Przebarwienia na bladej, ściągniętej twarzy widać aż za dobrze. Niby nie jego wina, ale lepiej się nie zbliżać. Drewniana lada stęka i drży, ciężar to nie duży, lecz materiał lichy, taki akurat, by w razie kontroli złapać wszystko pod pachę i prysnąć. Daleko uciec, nie ucieknie, kondycja nie ta, a nogi ma krzywe, ale te kilka kroków i gulgulgul - eliksir kameleona na przykład. Póki nie ma pieniędzy jest bez planu, ale to chwilowe. Rusza siatkę kontaktów, chwiejny stos listów powoli rozpracowuje i cierpliwie odpisuje na każdy, czyści kociołek z rdzy, porządkuje składniki. Sporo roślinnych ingrediencji idzie do kosza, serce mu się kraja, kiedy wyrzuca całe pęki zmarniałych liści i korzeni, a cierpi jeszcze bardziej, gdy przystępuje do selekcji części zwierzęcych. Bazy do eliksirów żegna prawie ze łzami w oczach, cenne organy śmierdzą potwornie, niektóre pokrywa gęsta pleśń: nie nadają się do niczego. I oto szafki zazwyczaj wypchane są ogołocone, puste i nagie, w mieszkaniu czuć stęchliznę trzy razy mocniej, a on musi otworzyć wszystkie okna na oścież i wychynąć na powietrze.
Znowu długo nie jadł, ale o tym mu się często zapomina. Głód oparów bijących znad gara ssie bardziej i wykręca na drugą stronę żołądek, a od głodu, co skręca kiszki można ledwie osłabnąć i starczy skibka chleba, by dojść do siebie.
Musi wrócić do szczęku srebrnych noży, zgrzytu moździerza i zapachów dławiących. Oczy będzie mieć czerwone nie od trawy, a wyziewów kociołka - już wkrótce. Już brzęczy w kieszeni parę groszy, ktoś skusił się na jeden z drugim eliksirem, na początek starczy.
-Nie piję alkoholu - odpowiada mu, potrząsając głową dodatkowo. Wie, że nie budzi zaufania. Takim jak on, nigdy się nie ufa, ale ten tam wyrostek też przecież kanciarz pierwszorzędny. Czego się spodziewa po nim, handlującym pokątnie i łypiącym na przechodniów spod byka - na co czeka? Nie otruję przecież na środku ulicy - rzecze Robin, uśmiechając się złośliwie, a jego oczy rozszerzają się lekko, jakby się śmiał, lecz nie umiał wykorzystać do tego twarzy.
-Jest zwinność i sen, tam strach i złote usta. Nie potrzebuje tego, nie? - kpi w żywe oczy, bo słyszy przecież te oratorskie popisy i mowy kwieciste. Za dużo słów, za dużo machania rękami. Nerwowo bębni palcami po rękawie kurtki, chcąc umknąć uwadze dryblasa - i proszę, ta momentalnie znika i koncentruje się na złodziejskim nasieniu, co sięga po jego eliksiry. Robin na twarzy czerwienieje i chwyta za rękę opryszczka, który jednak raz-dwa sobie z nim radzi i odpycha go od siebie, tak że chłopak plecami leci na ziemię i uderza głową o niski murek. Przed oczami robi mu się ciemno, ale zbiera się z ziemi, jeśli ten czmychnie, rzuci za nim buchorożcem i nie będzie co zbierać.
Robin Hawthorne
Robin Hawthorne
Zawód : Alchemik z powołania
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I have seen the moment of my greatness flicker,
And I have seen the eternal Footman hold my coat, and snicker
And in short, I was afraid.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5744-robin-hawthorne https://www.morsmordre.net/t5766-paracelsus#136059 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-smiertelny-nokturn-18-13 https://www.morsmordre.net/t5765-skrytka-bankowa-nr-1417 https://www.morsmordre.net/t6217-robin-hawthorne
Re: Camden Market [odnośnik]27.05.20 11:32
Jest w nim coś takiego, że Burroughs kątem oka wciąż zerka w stronę przygarbionego chłopaka, który ukradkiem obgryza półksiężyc paznokcia; skóra na nim wisi tak, jakby ubrał się w jakąś nienależącą do niego, pożyczył ją na chwilę albo wieczne nieoddanie, może przez to zdaje się czuć tak niekomfortowo w ludzkim tłumie. Przywykł do samotni tłumnej myśli?
- Ale że tak wcale? To co robisz w czasie wolnym? - alkohol spajał ludzi, lepił konwersacje, uszczelniał bańkę pozornego bezpieczeństwa; działał jak najlepszy eliksir mamiący zmysły, a szczyny tańsze były niż jedzenie. - Oszczędzasz wątrobę? Ponoć nawet portowi uzdrowiciele bez trudu wyhodują ci nową - zresztą, kto by się czymś takim przejmował. Na coś trzeba umrzeć. W tej rzeczywistości, to chyba wszystkim wydawało się, że lepiej szybciej niż później, ambrozja dokowiczów lała się tu litrami; wlewali ją w siebie tyle, że można by drugi port postawić. A ten tutaj twardo obstaje przy abstynencji. I jeszcze rzucił ten komentarz takim tonem, jakby miał ku temu powód. Pewnie ma. Pytanie, czy taki, którym dla zabicia nudy zechce się podzielić.
- Łyka się napiję, czemu nie - od tego gadania to w gardle mu zdążyło zaschnąć. O żadne trucie go nie podejrzewał, może będzie tego za chwilę żałować; no i tak się zresztą stało - przecie to nie smakuje jak żaden bimber, co to jest? - teraz dopiero łypnął na niego mniej przychylnie, kiedy na wargach skropił się jakiś dziwny, nieznany mu zupełnie posmak.
- Sen to chyba tobie najbardziej by się przydał, zwinność zresztą też - przeciągnął spojrzeniem od wyzłośliwiającego się chłystka do lepkich dłoni trzymających jego należność.
Poklepał złodziejaszka potulnie po ramieniu, niemal przyjacielsko, gdy już znalazł się tuż obok niego. - Wiesz w ogóle, co zwędziłeś? Czy wziąłeś pierwszą lepszą butelkę? - nieopisana chyba jest? - Co tam miałeś? - na krótko zerka w stronę sprzedawcy, nim wzrok świetnie bawiącego się tym wszystkim Keata ponownie wbija się w chłoptasia, co połasił się na czyjąś własność. Jak już kraść, to umiejętnie, a nie tak partacko, że z mili się to wypatrzy. - Nie znasz czasem jakieś czarnomagicznej klątwy? - no i niby wciąż patrzy na kleptomana, ale oczywiste jest, że to kolejne pytanie adresowane do właściciela fiolki - kiedyś to chyba rękę ucinano za kradzież - jak już zostałeś złapany; zapamiętał jak matka mu to powiedziała wiele lat temu, gdy z dumą przytargał do domu swoje pierwsze łowy; potem miał traumę przez tydzień i wyobrażał sobie, że za paczkę skradzionych fajek przyjdzie mu zapłacić kikutem - mógłbyś mu jakimś zaklęciem odciąć tę dłoń, o tutaj, trochę nad przegubem - pochwycił jegomościa za nadgarstek, zakleszczając go w silnym uścisku - ciekaw jestem, czy jak ją odetniesz, to wciąż będzie się zaciskała na fiolce... jak myślisz...? - zapytał z niewinnym uśmiechem, pozwalając, by wizja zakiełkowała w głowie targowego hochsztaplera.

zastraszanie (I)
piję coś od Robina; nie wiem, co

[bylobrzydkobedzieladnie]



from underneath the rubble,
sing the rebel song


Ostatnio zmieniony przez Keat Burroughs dnia 28.05.20 11:36, w całości zmieniany 1 raz
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Camden Market [odnośnik]27.05.20 11:32
The member 'Keat Burroughs' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 27
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Camden Market - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Camden Market [odnośnik]09.06.20 1:37
Keat poczuł w żołądku dziwne mrowienie, a Robin miał wrażenie, że coś poszło nie tak. Nie dostrzegł tego w pierwszej chwili, ale kiedy Keat uniósł szkło z wywarem dostrzegł, jak bardzo był mętny, jak jego barwa przenikała fioletem, którego odcienie nie powinny znaleźć się w miksturze tego typu. Keat poczuł nade wszystko gorąc, obezwładniające uczucie ciepła, które uderzało ze wszystkich stron - to uczucie zniknie dopiero, gdy minie zatrucie. W pierwszej chwili nie wydarzyło się nic niepokojącego.

Keat, do końca wątku rzucasz kością k6 zgodnie z poniższą rozpiską:

1: Wyrastają ci rozległe grube i ciężkie fioletowe rogi, trochę koźle, trochę jelenie, kręcone, sprawiające wrażenie przedziwnie niepokojących, ich wyrost jest bolesny.
2: Na każdym skrawku twojego ciała żyły zaczynają ciemnieć i  przebarwiać się na fiolet, który wkrótce wybróczył na skórę. Ta pociemniała, a krew pozostawiła na niej fantazyjne wzory, esy-floresy, tworząc siatkę niezrozumiałych i niepokojących tatuaży. Proces dziwnie łaskocze.
3: Twoje kły wydłużają się, wyginają i wkrótce zaczynają wyglądać jak u dzikiej bestii.
4: Wierzch twoich dłoni pokrywa się gęstym czarnym futrem, paznokcie zaczynają rosnąć, wydłużają się i wkrótce zaczynają przypominać szpony, właściwie stają się szponami. Są bardzo, bardzo ostre.
5: Twój głos staje się znacznie niższy niż dotąd, niezależnie od jego poprzedniej skali. Staje się również chrapliwy, przypomina warkot.
6: Tęczówki twoich oczu stają się jadowicie żółte, a zwężona źrenica ustawia się pionowo.

Keat, każdy pojedynczy efekt daje ci +10 do zastraszania (bonus kumuluje się) tak długo, jak długo efekt eliksiru trwa.

Cofnięcie efektu (całego działania eliksiru) wymaga wypicia eliksiru czyścioszka, który zadziała dopiero następnego dnia od wypicia.

Robin mógł podejrzewać, że niedokładnie zabezpieczył eliksir. Wywietrzały osiągnął niespotykany efekt.
Wszelkie pytania kierujemy do Tristana, mistrz gry nie kontynuuje rozgrywki.

Fiolka została odpisana z wyposażenia Robina.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Camden Market - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Camden Market [odnośnik]09.06.20 11:43
Brak mu wyczucia i obycia, to proste, że nie wie, co z czym się je - ścisła dieta? - ale w Keatonie rozpoznaje cwaniaczka, dokładnie tego rodzaju, co zwykle działa mu na nerwy. Niby miły, ale za dużo gada, za bardzo się szczerzy i emanuje od niego ten rodzaj męskości, który Robina nieco gryzie. Nie ocenia, daleko mu do tego, po prostu kupczy swoją osobą; nie chce czasu poświęcać zawadiace, co tylko gębą robi. Efektywnie, bo efektywnie, ale i tak chłopak czuje wyraźny niesmak osiadający na języku, podobny do posmaku po wypiciu wody, co całą noc przeczekała na swoją kolej na nocnej szafce.
-Pracuję - odpowiada tylko wymijająco, choć prawdy nie obchodzi szerokim łukiem. Może to podziała na przybłędę, na którego spogląda z bieguna przeciwległego. Czas wolny, nie zna tego pojęcia, kto może sobie na niego pozwolić? Szlachcice albo próżniacy, a na arystokratę to ten tu nie wygląda. Zatem: zwykły nierób, prawie wierszokleta, gotów tu wyśpiewać zalety zdezelowanej starzyzny, byleby opchnąć ją w kolejne naiwne ręce. Kosym okiem patrzy na młodziana - kojarzy chyba z Hogwartu ten nos - zaplatając ręce na piersi w geście obronnym, jakby spodziewał się, że ten zaraz zechce zawlec go do tego czy innego szarlatana na wycięcie organów.
-Dzięki. Jestem jakby przywiązany - odmawia mrukliwie, krzywiąc wargi, jakby nie zrozumiał żartu. Bo, faktycznie, ocenić nie potrafi, czy ten plecie od rzeczy, czy naprawdę wychwala zdolności kręcących się po dokach konsyliarzy od siedmiu boleści, liczenie w górę pewnie miałoby przykre konsekwencje.
-Eliksir - odpowiada obojętnie i porusza lekko ramionami, jakby podawanie obcym specyfików nieznanego działania stanowiło jego rutynę jeszcze przed śniadaniem. Urzeczony patrzy, jak pracuje grdyka Keatona, jak przełyk się kurczy, a na wąskich ustach pozostaje osad po wypitym eliksirze. Piana. Niedobrze, marszczy brwi, ale nie reaguje w żaden sposób, bo i Burroughs stoi jak niepyszny, ale na dwóch nogach i jedyne, co nie gra, to usta krzywiące się wprost proporcjonalnie do poprzestawianego kinola - chciałem sprawdzić jak działa - wyjaśnia uprzejmie, uznając, że jest mu winien te dwa słowa wyjaśnienia. I podziękowania.
Za interwencję, niechcianą, choć konieczną. Musi mu teraz okazać wdzięczność, wie doskonale, że gdyby nie ta ciężka ręka, to sam by co najwyżej złodziejaszkowi mógł pomachać na pożegnanie albo zakrzyknąć za nim i przypuścić do szturmu ludzką ciżbę, naiwnie wierząc w sprawiedliwość. Mnie w dłoniach materiał kurtki, pokracznie wstając ze sterty kartonów - ktoś po sobie nie uprzątnął - i łypie nieprzychylnie na gołowąsa, co to nie potrafił utrzymać rąk przy sobie.
-Zostaw - mówi cicho, względnie litościwie - niech to sobie weźmie, na zdrowie - ciągnie, odkorkowując fiolkę, będącą obiektem zainteresowania brudnawego spryciarza - to co, może do dna? - pyta, przystawiając ją do nosa delikwenta, aby powąchał wywar - dziesięć dni - wylicza dokładnie, po czym przeciąga palcem po szyi - nieprzyjemnie i długo - kreśli oszczędnie wizję dogorywania. Pewnie w jakimś zapyziałej norze na zwilgłym materacu - rozewrzyj mu szczękę - mówi do Keata, potrząsając butelczyną, płyn w środku wiruje, a pod liskiem przecherą uginają się nogi. Koncept pewnie by się udał, gdyby nie nagłe drgnięcie w Keatonowej fizjonomii; Hawthorne zmartwiał i na nim się skupił, w milczeniu obserwując dokonujące się transformacje.
-Ciekawe - mruczy do siebie, zaintrygowany równie mocno, co zły, skiepścił ten eliksir bez dwóch zdań - może niedokładnie zawekował? - ale może i to da się wykorzystać. Warzył go dawno, czy taki efekt to czas, czy któryś ze składników...?
Robin Hawthorne
Robin Hawthorne
Zawód : Alchemik z powołania
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I have seen the moment of my greatness flicker,
And I have seen the eternal Footman hold my coat, and snicker
And in short, I was afraid.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5744-robin-hawthorne https://www.morsmordre.net/t5766-paracelsus#136059 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-smiertelny-nokturn-18-13 https://www.morsmordre.net/t5765-skrytka-bankowa-nr-1417 https://www.morsmordre.net/t6217-robin-hawthorne
Re: Camden Market [odnośnik]09.07.20 1:13
rzut tu

Eliksir.
Fantakurwastycznie; brwi ściągają się, a usta zaciskają w kreskę, kiedy Burroughs trawi to, co właśnie usłyszał. I wypił. Ja pierdolę.
- Świetnie; a powiesz mi łaskawie, co to za eliksir? - co to w ogóle oznacza - chciał sprawdzić jak działa? To co, ten cały handlarz eliksirów nie wie nawet, co ma w swoim asortymencie i wcisnął mu w ręce pierwszą lepszą fiolkę?
- Dziesięć dni? Ty tu jakieś trucizny sprzedajesz? I wcisnąłeś mi coś, co równie dobrze mogło być trucizną? Czy tobie do reszty opary przeżarły mózg? - jak tak na niego teraz patrzy, to na pierwszy rzut oka widać, że gościu ma coś z głową. I jeszcze niby w jego imieniu ma tamtemu złodziejowi szczękę rozewrzeć? No chyba nie. No kurwa nie. - Sam mu sobie do paszczy zaglądaj - jakoś stracił zainteresowanie wymierzaniem sprawiedliwości. Niechże ten o lepkich rączkach po prostu stąd zniknie jak najszybciej. I zastanowi się może, czy ryzykować wypicie tego, co ten o trucicielskich zapędach, z kolei, stworzył.
- Co niby jest takie ciekawe? - mruczy, zerkając podejrzliwie w stronę sprzedawcy, a sam wraca na swoje miejsce, opadając na siedzenie.
Było już chyba za późno na refleksję nad tym, czy picie eliksiru od nieznajomego na targu można nazwać rozsądnym. Do tej pory nic się nie działo, ale teraz... Najpierw poczuł mrowienie na całym ciele, potem dziąsła zapiekły go żywym ogniem; zalała go fala bólu, gdy zęby zaczęły wyżynać się, jednocześnie przedłużając się i formując w kształt, który - zbadany organoleptycznie - zaczął przypominać smocze kły. No dobra, może niekoniecznie smocze. Jakieś tam. Ale niech będzie, że smocze, przynajmniej przez chwilę zamiast zastanawiać się, czemu w ogóle to wszystko się dzieje, będzie mógł zająć myśli, rozważając, jaki gatunek smoka mógłby mieć akurat te konkretne kły. Darowanym zębom się nie zagląda w... to nie tak leciało, pardon.
Wyszczerzy się tak, że obserwator mógł się mu przyjrzeć, obadać, co się tam zadziało.
- To jeszcze mi powiedz, że to tak na stałe już... swoją drogą, czy oprócz smoczych kłów wyrośnie mi coś jeszcze? Jakiś ogon? - albo chuj wie co z chuj wie, jakiego miejsca. Wulgaryzmy niestety niezbędne są w tym poście, by zaakcentować wzburzenie, które z braku odpowiednio wysublimowanego słownictwa w inny sposób wyrażone zostać nie może. - Jak zacznę ziać ogniem, to zabawię się w celowanie w ciebie, weź ty może wymyśl, jak to odkręcić. Tylko tym razem nie wciskaj mi przypadkowego eliksiru, licząc na to, że może akurat zadziała jak odtrutka - antidotum, czy jak się to nazywa. Swoją drogą, nie był już taki pewien, czy picie czegokolwiek od tego gościa to dobry pomysł.



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Camden Market [odnośnik]09.07.20 11:25
Płoszy się, ściąga ramiona, ale nie spuszcza uważnego wzroku z twarzy Keatona, który nagle wydaje mu się jakby wyższy i nieco tęższy. Po zmarszczeniu brwi przybywa mu tak jakby kilka cali, także w obwodzie bicepsa, a przecież już wcześniej był znacznie większy od Robina. Który zapobiegawczo cofa się o krok, poza zasięg pięści przygodnego handlarza. I ofiary eksperymentu, przypadkowej, bo przypadkowej, ale jemu wytłumaczy to dopiero ze stosownej odległości.
-Upiększający - burczy wyzywająco - miał być - dodaje już ciszej, bo to wstyd, że skiepścił eliksir przez nieuwagę - musiał wywietrzeć - tłumaczy, łypiąc na sylwetkę Burroughsa jak na wyjątkowo intrygujący okaz w magicznej menażerii. Oczekuje skutków, bo te się pojawią, prędzej, czy później: stawia zresztą na prędzej, a wtedy on sam się przyda. Ma jeszcze dwie fiolki z tym specyfikiem, chce wiedzieć i widzieć, jak zadziałają. Bo zakłada, że jeśli z jednego gara, to tak samo.
-Niech się uspokoi - zarządza, ze zniecierpliwieniem spoglądając na awanturującego się Keata. Wyrostek o lepkich rękach korzystając z zamieszania ulotnił się, porzucając swój łup, albo to poczynająca się zmieniać aparycja Burroughsa podziałała na niego trzeźwiąco, albo to retoryka Robina, chochlicza, złośliwie zwiastująca nieprzyjemne konanie - też. Ale nic ci nie będzie - mówi, choć przecież pewności nie ma. Umrzeć ostatecznie nie umrze, może go złoży na kilka dni, czeka go parę ciężkich nocy, ale to wszystko.
Piękny okaz zwierzęcych kłów to nie śmierć, ani choroba, więc Robin ze spokojem pakuje swój kram, podczas gdy ten doświadcza bólu przy okazji wyrzynania się zębów. Okazałych, mimowolnie chłopak się wzdryga, ludzkie ciało to z takimi siekaczami szans nie ma. Jakby przyszło mu do głowy się zemścić, to jedno chapnięcie starczy, by ręki się pozbyć. Ale wtedy Hawthorne nie odczyni szkód, jeden argument, który jednak wyraźnie przemawia, za pozostawieniem go w spokoju. I w jednym kawałku.
-Nie wiem - odpowiada po prostu, bo w zwyczaju nie ma oszukiwania swoich klientów. A ten mimowolnie się nim stał, z wyraźnym wskazaniem na tego specjalnego - trzeba obserwować - zaleca, sprawdzając, czy pozostałe buteleczki ma już porządnie zakorkowane - nie bądź śmieszny - musztruje młodziana, choć ten ma faktyczne powody do siania paniki, a zachowuje się prawie wzorcowo - uwarzę odtrutkę. Czyścioszek powinien załatwić sprawę. Jak się zwiesz? Moja sowa cię znajdzie, słowo - mówi tak i jest jak najbardziej poważny. Nie w jego interesie jest oszpecać przypadkowych cwaniaczków, lepiej mieć przyjaciół niż wrogów, a te mięśnie zdają się obiecujące.

ztx2 awsome
Robin Hawthorne
Robin Hawthorne
Zawód : Alchemik z powołania
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I have seen the moment of my greatness flicker,
And I have seen the eternal Footman hold my coat, and snicker
And in short, I was afraid.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5744-robin-hawthorne https://www.morsmordre.net/t5766-paracelsus#136059 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-smiertelny-nokturn-18-13 https://www.morsmordre.net/t5765-skrytka-bankowa-nr-1417 https://www.morsmordre.net/t6217-robin-hawthorne
Re: Camden Market [odnośnik]16.07.20 8:38
| 12 czerwca

Zaczytywał się właśnie w otrzymanych ostatnio listach, próbując podjąć decyzję w sprawie proponowanego przez jednego z lokalnych bogaczy interesu – kto by pomyślał, że Knatchbull nagle odnajdzie w sobie taką miłość do czarnej magii i do traktujących o niej woluminów – kiedy w szybę za jego plecami zastukało coś, co zidentyfikował niewiele później jako nieznajomą sowę. Westchnął cicho; był poniedziałek rano, nie spodziewał się niczego, co mogłoby mu poprawić humor po niezbyt dobrze przespanej nocy. Mimo to otworzył okno, pozwalając ptaszysku na przekazanie wiadomości; chłodne poranne powietrze skutecznie odganiało senność – i dobrze, wszak odwiązany od nogi sowy liścik był krótki, niezwykle treściwy, a do tego wymagał jego bezzwłocznej reakcji. W końcu złapali tego, który kilka dni temu próbował dostać się na pokład statku, a później – podłożyć ogień. Caelan był niezmiernie ciekawy, czy był on kimś, kto działał na zlecenie konkurencji, czy może raczej jednym z tych zawszonych rebeliantów. Nie mógł się jednak tego dowiedzieć, dopóki nie zjawi się na miejscu. Nie potrzebował wiele czasu, by nakreślić równie oszczędną odpowiedź, co notka jednego z majtków, a później przygotować się do wyjścia.
Upewnił się, że Catriona nigdzie się nie wybiera, że nie wystawi choćby nogi poza próg domu – ostatnio był szczególnie wyczulony na tym punkcie, lecz nic dziwnego – po czym udał się w stronę tej części portu, w której zwykle cumował ich rodzinny żaglowiec. Zwykle, bo nie zawsze, już nie; biegający po ulicach buntownicy skutecznie utrudniali normalne funkcjonowanie, a tym samym nakłaniali do szukania alternatyw, chociażby – w pomniejszych portach czy na odległych ziemiach Traversów. Najkrótsza droga do łajby prowadziła przez Camden Market, Goyle miał więc okazję sprawdzić, czy wokół barwnych, zwykle pozastawianych egzotycznymi cudami stoisk wciąż krążyli co odważniejsi mieszkańcy Londynu, czy może magiczna część dzielnicy również niemalże opustoszała. Lecz i samych stoisk, i potencjalnych kupców było niewiele; musiał przyznać, wojna nie najlepiej wpływała na interesy.
Po krótkim spacerze, który trwał nie dłużej niż dwa papierosy, ujrzał sięgające ku zachmurzonemu niebu maszty, targane wiatrem żagle – odczuł niemałą ulgę na myśl, że zamach na jego własność został udaremniony. Chłopcy się spisali, nie tylko powstrzymując tego głupca, ale i z kilkudniowym opóźnieniem doprowadzając go pod pokład, gdzie mieli zaraz dokonać jakże sprawiedliwego sądu, a później wymierzyć karę. Z każdą kolejną chwilą był już coraz bliżej; witał się oszczędnymi skinieniami głowy i pomrukami z członkami załogi, którzy kręcili się przy trapie. W końcu pokonał ostatnią prostą, mijając swoją kajutę, idąc dalej, do ładowni rozbrzmiewającej przytłumionymi śmiechami i krzykami bólu. Co powinien z nim zrobić? Kopnąć między nogi, tak na dobry początek? Sięgnąć po czarnomagiczne zaklęcia torturujące? – I jak, wyśpiewał coś? – zapytał chrapliwie, prostując przy tym plecy, podwijając rękawy koszuli, kończąc wędrować wzrokiem po plamach krwi, które zdobiły skrzypiące cicho deski. Skupił spojrzenie na twarzy bosmana, Jednookiego Johna, który kucał przy obitym już niedoszłym podpalaczu. – A psia jego mać – warknął podwładny w odpowiedzi, splunąwszy w bok, pod nogi stojącego opodal majtka. Złapał więzionego czarodzieja za włosy, uderzył jego głową o podłoże, czemu towarzyszył stłumiony, płaski jęk. – Pierdolety same gada, że wcale podpalać nie chciał, że jedynie – jedynie! – zakraść się o tutaj gdzieś, między beczki, między skrzynie, i popłynąć z nami w świat, byle dalej od Londynu. Tak ci tu źle, synek…? – Bosman zamachnął się, jakby chciał uderzyć go po raz kolejny; młody odruchowo skulił się w sobie, już czując nadlatujące razy. – Dosyć, John. Daj mu chwilę spokoju, inaczej niczego już nie usłyszymy. A przecież chcemy sobie chwilę pogawędzić. Prawda? – Goyle machnął krótko różdżką, przyzywając do siebie rozchybotane krzesło, na którym przysiadł, z którego miał zamiar obserwować wijącego się u jego nóg idiotę. – Spójrz na mnie – powiedział, a gdy schwytany czarodziej nie zastosował się do rozkazu, kapitan strzelił kilka razy knykciami, później karkiem. – To nie była prośba  – dodał z chłodnym naciskiem, na co przebywający w ładowni członkowie załogi zareagowali szpetnymi uśmiechami, zaczęli wymieniać wymowne spojrzenia. Doskonale wiedzieli, co to oznacza. Dopiero wtedy, gdy obolały obcy odwrócił się w jego stronę, podniósł na niego przepełnione czymś niedookreślonym oczy zapędzonego w róg zwierzęcia, Caelan miał okazję zobaczyć, jak bardzo młody był – dopiero co opuścił szkołę? A może w ogóle do niej nie uczęszczał? Nie, nie wyglądał mu mimo wszystko na dziecko ulicy, jednego z portowych chłopców, którzy musieli wściubiać nos wszędzie, gdzie tylko się dało i czekali tylko na okazję, by zaciągnąć się na statek. – Jak masz na imię? – odezwał się znowu, wwiercając w twarz dzieciaka nachalne, ciężkie spojrzenie. Chciał, żeby poczuł się nieswojo. Żeby zrozumiał, że zabawy załogantów mogły być dopiero początkiem. Goyle nie czerpał z tego przyjemności, poturbowanie i zastraszenie go miały stanowić środek do celu. Pokiwał krótko głową, gdy dzieciak odpowiedział. – Oliver. Kto cię przysłał, Oliver? Borgia? Ferguson? A może raczej chciałeś spalić mi łajbę na znak protestu? – Kolejne zgłoski wypowiadał powoli, z ociąganiem, nie spuszczając wzroku z twarzy rozmówcy. Słowa najwidoczniej go zawodziły, w milczeniu kręcił głową, jak gdyby odganiał od siebie natrętną, bzyczącą koło ucha muchę, kapitan skupiał się więc na obserwowaniu reakcji jego ciała. Grymasów, drgnień. Czy naprawdę próbował jedynie zakraść się pod pokład, by opuścić w ten sposób Londyn? Caelan skrzywił się na tę myśl, lecz przecież jakieś szlamy, jacyś niemagiczni ciągle stąd uciekali; portowi brakowało dyscypliny, łudził się jednak, że stan ten niebawem ulegnie zmianie, zmianie na lepsze. Jednak dopóki jeszcze buntownicy znajdowali sposoby na omijanie ministerialnych barier… Dlaczego Oliver nie zwrócił się do nich o pomoc?
Nie był pewien, ile czasu minęło – pół godziny? godzina? – kiedy w końcu wstał z zajmowanego do tej pory miejsca, wzdychając przy tym cicho. Dzieciak dalej milczał jak zaklęty, z krótkimi przerwami na jęczenie, że niczego nie chciał spalić, że chciał po prostu stąd zniknąć. Że wiedział, że na statku Goyle’ów nikt nie będzie go szukać, że ministerstwo nie powinno przeprowadzić kontroli. Mogli go zabić, oczywiście, lecz nie przyniosłoby to żadnych korzyści, zaś Caelan był człowiekiem interesu. Polecił więc, by go wypuścić, co wzbudziło zdziwienie asystujących mu załogantów. Kiedy już obolały, ledwo idący intruz został wyrzucony z pokładu, kapitan polecił go śledzić. Jeśli był jednym z rebeliantów, mogli w ten sposób do nich dotrzeć. Jeśli był po prostu idiotą, cóż, i tak powinien ich gdzieś doprowadzić – do innych idiotów, którym mogli zabrać ich dobra, pakowane naprędce oszczędności całego życia czy ściskane kurczowo artefakty z dziada pradziada. Teraz, gdy okazji do wypływania w morze było znacznie mniej, gdy jego obecność na miejscu była bardziej potrzebna, musieli sobie radzić inaczej. Chociażby i tak. Wykorzystując niepokoje, próbując zdobywać towary lokalnie.
- Napiszcie do mnie, jeśli tylko się czegoś dowiecie. Zobaczymy, gdzie ten cały Oliver, o ile naprawdę się tak nazywa, pójdzie w pierwszej kolejności – burknął pod nosem, spoglądając przy tym na uśmiechającego się krzywo, wilczo Johna. A następnie udał się na kolejny spacer, tym razem do posiadłości Knatchbulla, by porozmawiać z nim twarzą w twarz. Zdobycie upragnionego woluminu mogło okazać się trudne, lecz nie niewykonalne. W związku z przeszkodami, na które mogli natrafić, Caelan chciał ustalić odpowiednio wysoką stawkę – wiedział, że może sobie na to pozwolić, na kręcenie nosem i rzucanie zawyżonych cen, wszak Knatchbull opływał w bogactwa. Takich targów dobijało się jednak znacznie lepiej nie drogą listowną, a w trakcie uprzejmych wizyt, posiedzeń przy whisky. Kreślone na pergaminie litery nigdy nie były tak wymowne, co odpowiednie spojrzenia, nonszalanckie gesty, ewentualnie – złowróżbne uśmiechy.

| zt



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Camden Market [odnośnik]04.11.20 23:00
2

- Jeszcze sobie kpić ze mnie teraz będziesz? Upiększający? - raczej nie brzmi to jak prawda, a już na pewno nie po tym, co mu ten chłopczyna zgotował. To jest, uwarzył. - Jak chcesz, to facjatę ci mogę upiększyć, żadnych eliksirów mi do tego nie trzeba - warknął, brakowało tylko, żeby wymownie mięśnie naprężył, karykaturalnie pięść zacisnął i łypnął na chudzielca spode łba, ale wtedy... poczuł, jak skóra zaczyna go piec, coraz bardziej; a tam, gdzie się drapał, nie mogąc się powstrzymać, barwiła się fioletem. Tym odcieniem, co jak wybroczyny wyglądał. - I co dalej? Teraz zrobię się fioletowy? A potem? Wyrosną mi dwie głowy? - z uwagi na wrażliwość potencjalnego czytającego pozwolę sobie ocenzurować wszystkie bluzgi i malownicze kurwy. Było ich sporo.
Fioletowe wzory zaczęły wić się wzorami na całej skórze, zdobiąc ją w osobliwy sposób. Naprawdę nie miał najmniejszego pojęcia, co teraz. A jak to już mu tak zostanie? Jak po wysypce chorego na... - czy ty mi podałeś smoczą ospę w płynie? - olśniło go nagle; no przecież tak to wyglądało, najpierw te kły, teraz zmiany na skórze. Aż miał ochotę przetestować, czy jest zakaźna, i upewnić się, że jeśli tak, to typek wyjdzie z targu w tym samym stanie, co Keat.
- Uspokoi się... Uspokoi się, jak mu przestaną rosnąć kły - rzucił na wkurwie, przedrzeźniając ten irytując sposób mówienia. Co to w ogóle za forma? Skąd on się urwał, do wszystkich goblinich władców.
- I tak ci nie uwierzę - ale może jednak słowa dotrzyma? Zaryzykować nie zaszkodzi. Z drugiej strony - jakoś nie miał najmniejszej ochoty - jestem gotów zaraz tu złożyć przysięgę wieczystą, że jeśli ta twoja sowa mnie nie znajdzie, to ja znajdę ciebie - no, to ustalone. - Hobart Boyle - wyznaje w końcu łaskawie.
Ale sterczeć dłużej nie będzie dłużej, czas się zaszyć gdzieś, gdzie nie będzie robił za główną atrakcję. Wrzuca do torby wszystko, czego nie udało mu się sprzedać, i zwija się czym prędzej, czując jak na głowie zaczyna rosnąć coś, co niebezpiecznie przypomina rogi. Rogi, naprawdę.
Jakimś cudem dociera do miejsca, w którym chwilowo się zaszył, a kilka godzin później nieznajoma sowy przynosi coś, co Keat po chwili zastanowienia wypija duszkiem. Oby tym razem nic go nie upiększyło.

już w domu piję elek od Robina (przekazany na starych zasadach, przed ich zmianą); do odpisania z mojego ekwipunku czyścioszek

zt  :innocent:



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Camden Market [odnośnik]08.01.21 14:55
13.09.1957

Trzynaście funtów drogocennego pyłu bazaltowego, jakie Halbert zamówił przed dwoma miesiącami od jednego z argentyńskich wcale-nie-przemytników, miało dziś dobić do londyńskiego portu na pokładzie statku handlowego. Jesień zbliżała się wielkimi krokami, to był już naprawdę ostatni dzwonek na ukorzenienie wątłych roślin, które przy pomocy odrobiny magii miały być gotowe do ziemi w przyszłym tygodniu. Kiedy ostatnim razem pojawił się w porcie, hiszpańskojęzyczny handlarz nie potrafił mu pomóc, zbywając go niewiele mówiącymi mu hasłami.
Dziś miał być ich dzień, Herbert już wcześniej zgodził się mu pomóc i skręcili właśnie z Chalk Farm Rd do Camden. Starszy Grey miał w sobie wiele motywacji, napędzanej potrzebą rozbudowy uprawy. Z Halbertem sprawa była jasna, kiedy w grę wchodziły rośliny, rzadko kiedy cofał się przed ryzykiem. Szedł dziarskim krokiem ubrany w brązowe, robocze spodnie na szelkach i lnianą marynarkę ze skórzanymi łatami na rękawach. Guziki wyblakłej już nieco koszuli zapięte były z należytą starannością niemal pod sam kołnierzyk, zostawiając tam przestrzeń do pełnego, swobodnego oddechu. Nisko osadzony kapelusz rzucał na jego twarz cień, nadając brodaczowi iście strasznego wyglądu. W jego zwyczajowej, miłej aparycji przeszkadzał grymas, zaciśnięte w wąską linijkę usta, czego nie mógł powstrzymać na samą myśl o spotkaniu z nieprzyjemnym handlarzem.
W drodze do portu planowali wejść jeszcze między targowe uliczki w poszukiwaniu jakichś skarbów, wszak nigdy nie wiadomo kiedy trafi się okazja na znalezienie czegoś, czego potrzebie posiadania się dotyczas nie wiedziało, kiedy wzrok Halberta spoczął na oplakatowanej ścianie budynku.
Zatrzymał się gwałtownie, zbliżając ze zdumieniem do listu gończego, na którym widniała jego twarz. - Co do… - wymsknęło się z jego ust, gdy nie potrafił oderwać oczu od napisu “Precz z czarodziejami-gumochłonami!”. On i nastroje antyczarodziejskie?! Nie był przecież na żadnym proteście, a ta fotografia musiała być magicznie podrobiona! Zacisnął mięśnie szczęki, wskazując palcem na plakat. - To jakaś prowokacja! - rzucił do brata oburzony. Próbował zerwać plakat, ale ten zdawał się być przytwierdzony zaklęciem trwałego przylepca, jego starania spełzły na niczym. - Na pewno ten facet z portu chce zrobić mi na złość, dobrze wiedział, że dzisiaj przyjdę! Zaraz porachuję mu wszystkie kości! - warknął w złości, już rozglądając się wokół za potencjalnymi spojrzeniami, jakie mogłyby być w niego utkwione. Ten, kto za tym stał, musiał być niedaleko i tylko czekać aż Halbert nabierze się na ten nieśmieszny żart.
Halbert Grey
Halbert Grey
Zawód : toksykolog, ogrodnik Prewettów
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
to plant a garden
is to believe in tomorrow
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9087-halbert-grey https://www.morsmordre.net/t9093-lobuz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t9099-skrytka-bankowa-nr-2133 https://www.morsmordre.net/t9091-halbert-grey#274380

Strona 7 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Camden Market
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach