Wydarzenia


Ekipa forum
Wnętrze pubu
AutorWiadomość
Wnętrze pubu [odnośnik]03.04.15 17:55
First topic message reminder :

Wnętrze pubu

★★
Pub pod Trzema Miotłami to najbardziej znany bar w Hogsmeade. Położony w centrum wioski, zawsze jest pełny - w weekendy tłumnie odwiedzają go uczniowie Hogwartu, aby skosztować kremowego piwa, lecz w pozostałe dni również tętni życiem, za sprawą pitnego miodu dojrzewającego w dębowych beczkach, słusznie cieszącego się opinią jednego z najlepszych trunków w Wielkiej Brytanii. W środku jest ciepło, przytulnie i czysto. Na parterze znajduje się bar, gdzie mieszczą się stoliki dla licznych przybyszów odwiedzających to miejsce, natomiast na piętrze zlokalizowano część sypialną. Drewniane, spiralne schody prowadzą na górę, do kilku pomieszczeń, które właściciel lokalu przeznaczył na pokoje dla gości.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:59, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wnętrze pubu - Page 9 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wnętrze pubu [odnośnik]05.01.21 15:39
Lucinda miała podobne odczucia względem wojny co Tom. Odkąd wstąpiła do Zakonu Feniksa wiedziała, że śmierć będzie jej towarzyszyć niemal każdego dnia. Jednak doświadczenie jej było o wiele trudniejsze. Nie da się przygotować na stratę. Można ją wypierać, można ją ignorować, ale strata zawsze będzie stratą i musi ze sobą nieść żałobę nawet jeśli finalnie nie ma na nią czasu. Kiedyś myślała, że do śmierci da się przyzwyczaić, da się z nią pogodzić. Teraz jednak dochodziła do wniosku, że im częściej się z nią człowiek spotyka, tym gorzej ją znosi. Jak bardzo przykry jest fakt, że częściej przeżywa się śmierć niż życie? – Na niektóre rzeczy niestety nie jesteśmy w stanie się przygotować – zaczęła mrużąc lekko oczy. – Czasami żałuje, że nie mamy już w sobie tej dziecinnej wyobraźni. O wiele łatwiej było dorastać z myślą, że świat nie niesie ze sobą tak wiele cierpienia. – dodała. Nieświadomie zeszli na tematy, których starała się unikać. Z drugiej strony to wszystko otaczało ich każdego dnia. Ciężko było to zignorować i przestać o tym rozmawiać, a już w szczególności, gdy ich życia są podyktowane przez wojnę.
Słowa mężczyzny dotyczące brata przypomniały jej o własnej, trudnej sytuacji rodzinnej. Doskonale wiedziała jak to jest być z kimś powiązany krwią, ale nie znać go zupełnie. Ona nawet nie chciała wspominać o relacjach ze swoim rodzeństwem. Wszyscy życzyli jej śmierci i zdążyła się już z tym faktem pogodzić. – Nie chce nikogo usprawiedliwiać – zaczęła ze smutkiem w głosie. – Ludzie jednak robią różne rzeczy, aby przetrwać. Jesteśmy przestraszeni, a takim narodem najłatwiej manipulować.- dodała. Nie wiedziała jakie motywacje miał brat Toma i czy naprawdę to co robił było zgodne z jego sumieniem, ale nauczyła się, że nic nie jest ani czarne ani białe. Świat miał o wiele więcej barw. Przykrych i trudnych. – Ciężko było tu wrócić? Zmierzyć się z tym wszystkim? – żył tak długo poza granicami kraju, że na pewno o wiele trudniej było mu się odnaleźć w tym wojennym krajobrazie. Nie tylko dlatego, że wojna była ciężka dla wszystkich obywateli, ale też dlatego, że to miejsce przestało przypominać dla niego dom.
Blondynka uniosła szklankę w toaście. – Za jakąkolwiek starość – poprawiła z szerokim uśmiechem na ustach. Dźwięk uderzającego o siebie szkła był jej dobrze znany. Z jednej strony powinna się tym przejąć, ale z drugiej nie znała innego sposobu na znalezienie sensu w tym wszystkim. Nie zniknęła, nie zapadła się w tym wszystkim. Starała się to przetrwać i chyba nikt nie powinien jej za to winić.
- Możemy odświeżyć je sobie razem – zaczęła zadowolona z tego, że mogą porozmawiać o czymś szczególnie dla niej przyjemnym. – To kwestia wyćwiczenia. Umiejętności czytania ich symbolicznego znaczenia. Jestem niemal pewna, że bez większego problemu sobie z tym poradzisz. – może i nie znali się na tyle mocno by znać swoje umiejętności, ale z drugiej strony blondynka była wystarczająco spostrzegawcza by dodać sobie dwa do dwóch. Skoro mężczyzna tak dobrze pojął sztukę majsterkowania to z symboliką też nie powinien mieć problemów.
Czarownica roześmiała się głośno na pytanie o czesne. – Powiedźmy, że nie kupuje się kota w worku. Najpierw sprawdź czy moje techniki nauczania są dla ciebie wystarczające. – dodała ze wzruszeniem ramion. – To co? Jesteśmy umówieni? – zapytała jeszcze trochę ciszej.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Wnętrze pubu - Page 9 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]10.01.21 21:55
Tom kiwnął głową, uśmiechając się gorzko, gdy usłyszał słowa Lucindy o tęsknocie o dziecięcej wyobraźni. Doskonale pamiętał siebie sprzed kilkunastu lat, siedzącego przy tym samym stoliku w Pubie pod Trzema Miotłami i razem z Edrisem Pokeby i Lydią Fogler żartującego nad kremowym piwem ze zbliżających się Owutemów. Choć mugolska wojna trwała wtedy w najlepsze, a Tom z wytęsknieniem oczekiwał sów od ojca, który zaangażował się w pomoc sąsiadom, to jednak wtedy wszystko wydawało mu się jakieś inne, mniej beznadziejne. Zdecydowanie bardziej wierzył wtedy w szczęśliwe zakończenie niż teraz. Być może dlatego, że wtedy - w przeciwieństwie do teraz - rzadziej przeżywał czyjąś śmierć.
Wciąż próbuję go zrozumieć — odpowiedział po chwili i, krzywiąc się - czy to na smak trunku czy na wspomnienie listu z Oddziału Kontroli Magicznej Ministerstwa Magii, informującego go o śmierci Teo - upił łyk whiskey. Szczerze powiedziawszy, Tom nie miał pojęcia, czy jego bratem, gdy dołączał do policji antymugolskiej, bardziej kierował strach czy nienawiść. Może jedno i drugie? Niezależnie jednak od tego, Lucinda miała rację. Ludzie robią różne rzeczy, aby przetrwać. Czy wyjazd do Francji i zostawienie wszystkiego za sobą nie był sposobem Toma na przetrwanie? Może tak. Nie chcąc jednak zbyt długo o tym myśleć, mężczyzna uśmiechnął się, jakby na pokrzepienie samego siebie, i przeniósł wzrok z niemal pustej szklanki na siedzącą po drugiej stronie stolika czarownicę. — Cóż, na początku okazało się, że nie mam domu — zaśmiał się, przypominając sobie puste klepisko w miejscu domku na klifie w Reculver, gdy wrócił do kraju. — Gdy byłem we Francji, nawałnica zdmuchnęła go z powierzchni ziemi, a Teo... No, już go nie było, aby temu zapobiec. Ale jakoś udało mi się go odbudować, z pomocą przyjaciela — wyjaśnił. — Byłaś w kraju w czasie nawałnicy? Jak w ogóle żyło się w takich warunkach? — zapytał. Przypomniał sobie ucieczkę Moore'ów do Francji, gdy w Anglii rozpętał się przesiąknięty do cna czarną magią kataklizm. — Potem zabrałem się za warsztat... Powoli, o ile można to tak nazwać, rozgaszczam się — dodał po chwili i delikatnie wzruszył ramionami. Tak naprawdę Tom wciąż nie wiedział, czy jego powrót do kraju jest ostateczny czy może jest to tylko tymczasowy epizod. Jeśli by się nad tym zastanowić, w zasadzie nic go tu nie trzymało. Był sam. Jego rodzina - Billy, Lydia i pozostali Moore'owie oraz Genthonowie - radzili sobie dobrze i bez niego, pochłonięci swoimi sprawami. Jedynym, co trzymało go w wojennej Anglii (choć kompletnie nie rozumiał, dlaczego) zdawał się być teraz tylko jego obwoźny czarodziejski warsztat.
Pokiwał głową z wdzięcznością, słysząc propozycję Lucindy, aby wspólnie odświeżyli sobie runy. Choć wiedział (a poza tym tak mu też podpowiadała krukońska ambicja, którą nadal w sobie miał), że lwią część pracy powinien wykonać samodzielnie, to jednak był też świadom, że zawsze lepiej uczyć się od dobrego nauczyciela, niż ugrzęznąć samotnie w materiale. Nie bez powodu do wszystkich egzaminów uczył się zawsze razem z Lydie i Edrisem. Jedynym problem wydawało mu się teraz zdobycie jakiegoś podręcznika do run. Ostatnie miesiące nie były najlepsze i Tom musiał liczyć się z każdym groszem, dlatego też na razie nie było go stać na zakup nowej książki. Postanowił jednak nie dzielić się z Lucindą tą informacją, jakby zawstydzony swoją sytuacją. Zamiast tego postanowił, że napisze do Billy'ego. Może on posiada jakiś stary podręcznik?
Na pewno będziesz świetnym nauczycielem — odpowiedział uprzejmie, a przy tym zupełnie szczerze, i uśmiechnął się do niej. — Jesteśmy umówieni — kiwnął głową. — Wyślij mi sowę z datą, która będzie dla ciebie najwygodniejsza, a ja postaram się znaleźć jakieś bezpieczne miejsce do spotkania — dodał. Nie chciał narzucać się Lucindzie, a jego domek w Reculver nie był na tyle zabezpieczony zaklęciami, aby zagwarantować czarownicy ochronę, zwłaszcza przed ewentualnymi niepowołanymi gośćmi. Zdecydowanie nie chciał narażać jej na kłopoty. Po chwili spojrzał na niemal puste szklanki z whiskey i uśmiechnął się zawadiacko. — No nic, Luci. Nie odwlekajmy nieuniknionego. Dopijmy to na raz... dwa... trzy.Chlup.
Tak, Ognista wciąż smakowała okropnie.


/ 2x zt fluffy


Jakieś tęsknoty się we mnie szamocą,

Za świa­tłem, ży­ciem, spo­ko­jem i mocą.
I próż­no, próż­no sen du­szy mej zło­ty
ści­gam bez­gwiezd­ną oto­czo­ny nocą.


Tom Genthon
Tom Genthon
Zawód : Złota rączka, właściciel "Czarodziejskiego Warsztatu Genthona"
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Kto pod kim zaklęcie rzuca, ten sam w siebie celuje.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8696-tom-genthon https://www.morsmordre.net/t8745-drusilla#260227 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f290-kent-reculver-domek-na-klifie https://www.morsmordre.net/t8743-skrytka-bankowa-numer-1211#260222 https://www.morsmordre.net/t8753-tom-genthon
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]05.04.21 18:10
16 października, godzina 13:13
 
Trzynastego października była niedziela, a jednak pech liczby wydawał się emanować na środę, w którą młody Francuz doznał okrutnej przypadłości czkawki teleportacyjnej. Gdyby tego było mało, rankiem obudził się z dziwnymi zdobieniami na rękach, które najwyraźniej powstały w wyniku jakiegoś niezbyt śmiesznego żartu. Jakim cudem poltergeist znalazł się w Makówce? Młody czarodziej mógł zaledwie gdybać, bo ślad po duchu zaginął, pozostała jedynie pamiątka, która w postaci szarżującego jednorożca zdobiła prawe przedramię poety. Druga ręka miała natomiast na sobie instrukcję i prawdopodobnie Julien pognałby do jakiejś sąsiadki lub sąsiada, prosząc o pomoc w zdjęciu niewinnej klątwy, lecz przez zbieg okoliczności za sprawą czknięcia znalazł się gdzieś, gdzie go nie powinno być. Poetycka biała koszulka, zielona kamizelka, fioletowe spodnie, kolorowe skarpetki i zwykłe trzewiki. Płaszcza brak, nawet szalika nie zdążył ze sobą zabrać, a nosiło go po przeróżnych czeluściach Anglii i… wreszcie wylądował między uliczkami, których nie był w stanie rozpoznać. Drżał z wyziębienia, aż w kieszeni spodni zabrzęczało kilka monet. Odruchowo dotknął tylnej kieszeni, upewniając się, że wciąż posiadał w niej różdżkę. Uderzył plecami o ścianę, spoglądając w kłębiące się na nieboskłonie chmury. Jak miał wrócić do domu? Przecież z czkawką ryzykował bardzo niestabilną teleportacją, chociaż… czyżby czkawka mu wreszcie przeszła? Wciągnął powoli powietrze, a potem wypuścił z płuc, obserwując obłok pary, tańczącej przed jego twarzą. Poczuł dziwne ukłucie intuicji, mając wrażenie, że w kłębach coś zobaczył, jakiś znak, który być może wskazał mu gdzie winien się udać. Powolnym korkiem powlókł się do głównej ulicy, gdzie nie było wielu osób, a mijano go ze spojrzeniem wykazującym co najmniej zdziwienie. Przygryzł lekko wargę, a potem spróbował spytać kilku osób, zatrzymać i dowiedzieć się gdzie jest, lecz rzucona w jego kierunku nazwa niewiele mu powiedziała. Dopiero gdy skierował się do pobliskiego pubu usłyszał magiczne słowo Hogwart. Czyli był w Szkocji? Wpadł do pubu, zwracając na siebie uwagę okolicznej klienteli, jednak sam zdawał się być gdzie indziej myślami. Zależało mu na tym, aby prędko się ogrzać i… i co tak właściwie? Może pożyczy od kogoś sowę i napisze do Alexa, żeby po niego przyleciał? Przecież nie powtórzy teleportacji do miejsc, w których była zaledwie raz i nie wiadomo czy jego przypadłość nie zakamuflowała się jedynie, aby doprowadzić go do przypadkowego rozszczepienia.
Wygrzebał z kieszeni kilka galeonów i postawił na ladzie. – Czy mógłbym prosić o papier, pióro i sowę? Muszę napisać list do przyjaciela – wyjaśnił, lecz barmanka zmierzyła go dosyć dziwnym spojrzeniem. – Nie mam wiele ze sobą, to… nagła sytuacja, proszę – dodał, lecz kobieta wzruszyła zaledwie ramionami, a jej usta wygięły się w dziwnym grymasie. – Mogę podać piwo kremowe – stwierdziła, na co młodzieniec, po prostu kiwnął głową z rezygnacją. Wróżbita spuścił wzrok na blat baru i westchnął zmieszany, a zaraz potem zerknął na swoje przedramiona, podsuwając rękawy koszuli do góry. I jeszcze to… dziwny rysunek, którego nawet nie mógł sam dokończyć.


A on biegł wybrzeżami coraz innych światów. Odczłowieczając duszę i oddech wśród kwiatów
Julien de Lapin
Julien de Lapin
Zawód : poeta i wróżbita
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
je raisonne en baisers

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9230-julien-de-lapin#280581 https://www.morsmordre.net/t9250-walentyna https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f314-dolina-godryka-makowka https://www.morsmordre.net/t9251-skrytka-bankowa-nr-2157#281325 https://www.morsmordre.net/t9253-julien-de-lapin
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]05.04.21 22:51
Peterowi nie podobało się w Szkocji, o czym mógł się przekonać każdy mieszkaniec części sypialnianej w Pubie pod Trzema Miotłami. Dziecko płakało dokładnie cała noc, a dał sobie spokój dopiero lekko po piątej rano, kiedy wycieńczony zasnął. Próbowałam wielu rzeczy, by go uspokoić, poprosiłam nawet barmana o kieliszek whisky, bo kiedy był młodszy, to faktycznie, jak dawałam mu possać palca umoczonego w alkoholu to szybciej zasypiał. Ale dziś nie chciał nic ssać. Jedyne co mi pozostało to rzucić zaklęcie wyciszające, by sąsiedzi nie mogli słyszec krzyków i płaczu mojego syna. Niestety byłam chyba mocno zmęczona, bo rzuciłam zaklęcie nieudolnie i wyciszyłam jedynie drzwi, natomiast ścian już nie.
Nic dziwnego, ze obsługa nie miała serca zagadywać do przedziwnego mężczyzny, który pojawił się przy barze. Powiem szczerze: ja tez nie miałam jakiegoś interesu, by z nim rozmawiać, ale po wczorajszym przedziwnym spotkaniu, którego efektem było to, ze miałam gdzie spać - chociaż spać to wiele powiedziane - widok kolorowego młodzieńca, wydał mi się zbyt osobliwym, bym mogła go zignorować. Wiedziona jakimś przeczuciem, zatrzymałam się przy nim i mierząc spojrzeniem szczupłą figurę, pytam : - Czy ten dobór kolorów był celowy? Proszę wybaczyć, ale czuje, ze muszę go uwiecznić - a kończąc zdanie, wyjmuje z torebki zawieszonej na nadgarstku mały szkicownik. W pełnym skupieniu staram ske dobrać tak kolory na papierze, by oddawały rzeczywisty dobór barw, który zaprezentował mi dziś pan przybysz. Pracowałam bardzo szybko, mając na uwadze, ze jest taka możliwość, ze owy człowiek nie będzie zachwycony moim pomysłem. Ba, może nawet nie zgodzi się na to, żeby zostać uwiecznionym. Mając to w głowie, wiedziałam, ze muszę się nieco pospieszyć. Moja różdżka wertowała różne kolory, aż w końcu dźgnęłam jegomościa w fiolet spodni i tym samym pobrałam idealny odcień. Unoszę szkicownik do oczu i kręcę głowa:  - coś nieprawdopodobnego - mówię i właściwie... to chce już odejść.


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]06.04.21 0:45
Powoli przeniósł spojrzenie z przedramion na kremowe piwo, które postawiła przed nim barmanka, aby ostatecznie zawiesić na kobiecie błagalne spojrzenie, jakby liczył, że może uda mu się ją jeszcze namówić na pomoc. Nadzieje spełzły na niczym, gdy kroki poniosły czarownicę na zaplecze. Młodemu poecie zostało więc pokładanie wiary w dobrych sercach ludzi odpoczywających w pubie. Nostalgicznie zaczął zabierać się wraz z kuflem na przechadzkę między stolikami, niczym żebrak, prosząc o pomoc nieznajomych. Problemu z samym w sobie zagadywaniem, raczej by nie miał, lecz po prostu obawiał się, kogo może spotkać w progach takiego przybytku. Nim jednak zdążył zsunąć się z barowego stołka, w jednej chwili dopadła go nieznajoma kobieta, zadając mu pytanie, którego absolutnie się nie spodziewał. Omiótł spojrzeniem jej lico, zatrzymując się na dłużej w intensywnej zieleni jej spojrzenia, aby zaraz potem zsunąć się po uroczo zadartym nosie i dotrzeć do ust, z których wydobyło się intrygujące pytanie. Uśmiechnął się leciutko, może nawet odrobinę głupio, jakby zdążył już wypić kilka kremowych piw. – Można tak rzec, choć to ma intuicja i podświadomość raczyła tu zadziałać najwięcej – wyjawił, kiwając głową na znak, że zgadza się na uwiecznienie, gdy tylko dostrzegł szkicownik. Ileż to razy służył za modela dla swych szkolnych przyjaciół? We francuskiej akademii magii, było to raczej na porządku dziennym – uczniowie często korzystali z tak naturalnych modeli jak przyjaciele. Postarał się zastygnąć w miarę odpowiedniej pozie, podnosząc odrobinę wyżej brodę, jak gdyby świadom, że jego szczęka w ten sposób wyrysuje się dokładniej, a przez to będzie ciekawsza w uwiecznieniu. Sam zresztą wielokrotnie szkicował i malował przyjaciół, a przez samo dźgnięcie różdżką, nawet na jego licu nie pojawił się jakikolwiek negatywny grymas. Przez te kilka chwil zdążył odpuścić myślom, przez co dopiero opamiętał się gdy usłyszał kolejne słowa nieznajomej. Chwila, chwila… potrafiła malować, a jego przedramiona natychmiast wymagały artystycznej pomocy. – Pani raczy zaczekać – wyrwał się, natychmiast pozostawiając piwo na blacie i paroma sprytnymi susami znalazł się już obok niej. – Widzi pani, mam straszliwy problem i tylko pani wdzięczny talent mógłby mnie uratować z tej opresji! La tragédie – westchnął, podwijając rękawy i wskazując, pierwej na jednorożca, a potem na instrukcję. – Zdolnemu w dłoń farb daj, a w twojej głowie zagości maj, zdolny na ręce rysunek dokończy, a wstyd dla ciebie się skończy – przeczytał, wierząc, że chociaż pozbędzie się tego problemu. Błagalne spojrzenie godne oczu malutkiego szczeniaczka, wpatrywało się z nadzieją w urokliwą artystkę, wierząc, że będzie jego wybawicielką. A jak wróci do Doliny? O tym przyjdzie mu myśleć za chwilę.


A on biegł wybrzeżami coraz innych światów. Odczłowieczając duszę i oddech wśród kwiatów
Julien de Lapin
Julien de Lapin
Zawód : poeta i wróżbita
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
je raisonne en baisers

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9230-julien-de-lapin#280581 https://www.morsmordre.net/t9250-walentyna https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f314-dolina-godryka-makowka https://www.morsmordre.net/t9251-skrytka-bankowa-nr-2157#281325 https://www.morsmordre.net/t9253-julien-de-lapin
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]06.04.21 23:22
-Ma pan zadziwiająco dobrą rękę do kolorów, zupełnie jak mój... - zawahałam się i nie dokończyłam, ze chodziło mi o pana Fortesque, mojego niegdysiejszego najbliższego przyjaciela. Ja wciąż uważałam, ze Florean to mój przyjaciel, ale niestety zawirowania wojenne oddaliły nas od siebie. Zamykam usta i tylko przez sekundę moje oczy zahaczają o jego oczy. Jakbym chciała mu przekazać, ze to już nieważne, ze niepotrzebnie poruszam temat. A jest to przecież temat bardzo dla mnie ciężki. Codziennie boje się, ze usłyszę wiadomość, o jego śmierci. I mam w głowie ten ciężar, jak się rozstaliśmy i to, ze nie jest dobrze rozstawać się w takich okolicznościach. Do końca życia będę sobie wyrzucała, ze tak to właśnie wyglądało. Gdybym wiedziała tylko, gdzie teraz jest...
Doceniam to, ze pan piękny kolorystycznie, tak zgrabnie ustawił się do mojego szkicu. Co prawda nie rysowałam jego szczęki, bo pierwsza rzecz, która mnie na nim skupiła, to właśnie te ubrania, ale kiedy ją tak eksponował, to nie mogłam oprzeć się wrażeniu, ze chyba mam do czynienia z najbardziej estetyczną buzią na całej wyspie. A mimo to, miałam już go opuścić. Ruszyłam, kiedy on nagle pojawił się przede mną. Czyżby moja zaczepkę zrozumiał opacznie? Och, przecież mi chodziło tylko o rysunek. Nie można już podejść do mężczyzny, żeby nie zrozumiał, ze spojrzenie na niego nie oznacza zgody na jakieś tanie romanse. Wzdycham do wszystkich świętych, gotowa wyjaśnić mu, że się chyba przeliczył, ale wtedy on zaczyna mówić pierwszy.
I skupiam na nim spojrzenie zielonych oczu. Zaraz, zaraz, skąd u niego ten wesolutki akcent... wcześniej myślałam, ze to tylko maniera, ale, tak, on zdecydowanie mówi w sposób, który nie pomaga rozumieć. Szczególnie ja mam problem, ja, która zdecydowanie wole języki słowiańskie. Oczywiście sens słów zrozumiałam, ale wcale nie przypadł mi do gustu. Mierze go wzrokiem. Och jakie piękne ma kości policzkowe. Taka twarz powinna być wykuta w kamieniu.
Odsuwam się, widząc bazgroł na jego ramieniu. Wyglądał jak tatuaż ! A wiadomo, kto ma tatuaże! Bandyci i zboczeńcy.
- Czy to jakiś żart? - oburzona chowam szkicownik i robię krok od pana Juliena - Co pan mi tu pokazuje, nie wstydzi się pan?!
Ja już dobrze wiem, kto to jest. Widywałam takich jak on w San Francisco i w Nowym Yorku. To jest wariat. Kompletny wariat. I gdybyśmy nie byli w Trzech Miotłach, to pomyślałabym, ze do tego mugol.


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]08.04.21 1:49
Uśmiechnął się, słysząc jej pochlebne względem barw słowa, ciekawiło go czy również inni dostrzegali jego wdzięczny gust. Kolory stanowiły trzon rzeczywistości dla młodego Francuza i nie wyobrażał sobie życia, aby widzieć je w mniejszym zakresie, tudzież biedniejsze w jakiś sposób – chciał je żywe i kochał całą paletę barw, którą oferował mu świat. I nie tylko świat, lecz również wizje pętające umysł w najgorzej wybranych momentach.
Podobnie jak sam właściciel daru, który najwyraźniej również miał dosyć kiepskie wyczucie, sądząc po tym, jak zareagowała młoda czarownica na jego prośbę. Oczęta rozszerzyły się w przestrachu, a policzki zalały pąsem zawstydzenia, gdy dotarło do niego, jak został odebrany. Cofnął się również o krok i wzniósł lekko dłonie do góry niemal w poddańczym geście.
Przepraszam – wyrwało mu się natychmiast z ust. – Ja… Ja właśnie się wstydzę i-i… i ten żart – spojrzał na przedramiona, zaciskając lekko usta. Przyjdzie rozprawić mu się z duchem, wyjaśni mu jeszcze kiedyś, jak okrutnie niemiłym zachowaniem było robienie takich psikusów. Chociaż może i rysunek jednorożca nie był, aż tak tragiczny, lecz przecież nie mógł z nim paradować ani między znajomymi, ani przy obcych! Kto by co o nim sobie pomyślał? Właściwie to już chyba wzięto go za kogoś, kim do końca nie był. A co powiedziałaby o czymś takim piękna Isabella? Młodzieniec westchnął, zwieszając bezradnie dłonie. – Proszę, ja… ja mogę zapłacić – chociaż nie mam wiele – albo – zawahał się, zerkając po klientach pubu, którzy uznali de Lapina, za całkiem ciekawe widowisko. Teatr? Czyż nie? – Powróżyć, przewidzieć przyszłość w podzięce za ratunek – wyrzekł, przyciszając lekko głos, aby ta informacja została raczej między dwójką. Przez dłuższą chwilę rozważał również złożenie jej prośby o to, aby mógł wykorzystać jej sowę wraz z jakimś pergaminem i piórem, aby nakreślić kilka słów do przyjaciela, lecz powstrzymał się w ostatniej chwili. Westchnął ciężko, łapiąc oparcie wolnego krzesła i wspierając się o nie, jak gdyby był naprawdę zmęczony – właściwie to trochę był, czkawka przeciągnęła go po całej Anglii, aż do Szkocji, miał jak najbardziej prawo do tego, by czuć się zmęczony. Jednak jego spojrzenie było wciąż utkwione w nieznajomej, aż zdał sobie sprawę, że chyba – jak ostatnio zbyt często – zapomniał się przedstawić.


A on biegł wybrzeżami coraz innych światów. Odczłowieczając duszę i oddech wśród kwiatów
Julien de Lapin
Julien de Lapin
Zawód : poeta i wróżbita
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
je raisonne en baisers

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9230-julien-de-lapin#280581 https://www.morsmordre.net/t9250-walentyna https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f314-dolina-godryka-makowka https://www.morsmordre.net/t9251-skrytka-bankowa-nr-2157#281325 https://www.morsmordre.net/t9253-julien-de-lapin
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]07.05.21 10:23
- To nie wygląda mi na żart proszę Pana - podejrzliwe moje spojrzenie przesuwa się wzdłuż jego ciała na skąpaną w bólu twarz. Pan zbrodniarz na prawdę cierpi w tym nieestetycznym problemie. Jest już w moich oczach niczym zwierzę, które to piękne, to znów niebezpieczne, a teraz zranione - widzę niedźwiedzia. Mimo, że pan przede mną nie ma ani tak szerokich barków, a przyrównać go do niedźwiedzia to jak powiedzieć że yorkshire pudding to rodzaj wykwintnego deseru podawanego do kawki. Mimo wszystko tym jest w moich oczach, a może to kwestia jego ukrytego patronusa?
Dlatego jednak pozwalam mu mówić, znów spoglądam na rękę i zadumałam się w kwestii tego bazgrołu. Czy coś dla mnie dobrego przynieść może jeżeli mu pomogę? Żyjemy w tak niestabilnych czasach, nie powinnam rozmawiać z młodzieńcem, kiedy muszę zajmować się dzieckiem. A z drugiej strony, może wcale nie kłamie i na prawdę potrzebuje pomocy? Niestety ciężko mi myśleć tylko o sobie, moja puchońska natura wzięła górę, podjęłam decyzję, że mu pomogę.
I wtedy właśnie zaproponował, że mi powróży. Zareagowałam na to krótkim parsknięciem, zupełnie nieeleganckim, ale skoro mam do czynienia z wariatem, to jak mam na to inaczej zareagować. Powiedziałabym teraz: trafiła kosa na kamień, ale nie czuję, żeby pomiędzy nami były jakieś negatywne wibracje. Zdaje się, że skoro tylko podjęłam decyzję, że pomogę panu Lapinowi, to zapałałam do niego czymś w rodzaju pozytywnego wrażenia. Uśmiecham się lekko, uznając, że trafił mi się ciekawy okaz. Kolorwy ptak, gotów wcisnąć mi niezły kit, bylebym uwierzyła w jego absurdalną prośbę. Ciekawe stworzenie.
- Nie można sobie żartować z wróżb - powiedziałam mu do słuchu, cicho i dobitnie a potem wyciągam rękę. - Proszę wyciągnąć rękę, pomogę panu. Będzie pan miał u mnie dług - zadecydowałam i kiedy on ochoczo wystawił rękę, ja rozejrzałam się tylko, czy ktoś nie patrzy na nas podejrzliwie, a na pewno ktoś patrzył i wzięłam swoją różdżkę, zaczęłam nią kuć go w przedramie. Unoszę oczy na niego, upewniając się, że na pewno o to mu chodziło i nie zechce mnie teraz ukatrupić, kiedy skupiam się na czymś co nie jest rozmową z nim. - To boli?


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]11.05.21 14:54
W istocie żart ducha, który rankiem postanowił wywołać psotę, wyglądał w tej chwili jak tragedia i to taka, którą napisała mało wprawna ręka. Jednak… to trzeba było przyznać autorowi tejże sytuacji, niebywale oryginalna. - Ależ ja nie żartuję, jestem w tej kwestii profesjonalistą, wróżę od… zawsze – stwierdził, marszcząc brwi w nieznacznym grymasie, nieco urażony faktem, że ktoś mógł pomyśleć o jego niekompetencji, kompletnie nie potrafiąc – możliwe, że z podenerwowania – przyjąć innego sposobu myślenia o jego słowach. Jednak zaraz z ust czarownicy wysunięta została prośba, a raczej oferta, której nie sposób było mu odmówić, wszak znajdował się w potrzebie. – Jakiego rodzaju dług? – dopytał, zgadzając się już na wstępie, gdyż jego dłoń została oddana artystce. Czekał, aż ta raczy wyciągnąć może skądś farby, ale ta przycisnęła różdżkę do jego przedramienia i już przed tym gdy zadała pytanie, młody jasnowidz wyszarpał dłoń. – Co też pani wyprawia?! – oburzył się, rozmasowując ukłute miejsce. – Farby. Wystarczą farby – wyrzekł, a jego ton głosu zaczął zakrawać o dziwną rozpacz, jakby naprawdę miał już dosyć tej dziwacznej sytuacji. Dzisiejszy dzień go nie rozpieszczał, a większe nieporozumienie zaczęło tańczyć tango ze skołowaniem, podobnie niczym dziwne spojrzenie innych klientów pubu. „Zdolnemu w dłoń farb daj, a w twojej głowie zagości maj” – może to on musiał dać kobiecie te farby? Wskazał jej więc jeszcze raz na napis znajdujący się na jego przedramieniu, poświadczającym o tym, że ani trochę nie brał tego oburzenia od czapy, a po prostu trzymał się zapisanej reguły, będąc święcie przekonanym, że tylko postępowanie według krótkiej instrukcji, pozwoli mu pozbyć się tragicznej ozdoby. – Przepraszam – wyrzekł zaraz, będąc po prostu sobą i tłumacząc się szczerością. Nie potrafił kłamać, więc nawet nie pomyślał o tym, by kobieta mogła sądzić, że będzie sięgał po tego typu arsenał. – Czy… Czy możemy zacząć jeszcze raz? Dam farby w pani dłonie, aby… - zerknął na łypiący parszywie na niego napis. – Aby wszystko było według tych wskazówek. Proszę, bardzo panią proszę – błagalny ton i graniczące z rozpaczą spojrzenie, utknęło na nieznajomej kobiecie. Dlaczego zawsze zapominał się przedstawić? Może dlatego wychodził czasem na wariata? – Tylko nie mam farb, to musiałyby być pani farby, które ofiaruję ponownie w dłonie właścicielki – stwierdził z lekką zadumą. Pieniędzy na nowe nie miał, lecz liczył, że sam gest byłby wystarczający dla zdjęcia okropnego rysunku. O ile kobieta chciała mu nadal pomóc, po kolejnym towarzyskim potknięciu. Czuł, jak zaczyna plątać się we własnych słowach, a dziwny rodzaj paniki, wzbierał w jego ciele falami, gdy głowę rozświetlało pytanie - dlaczego ja?


A on biegł wybrzeżami coraz innych światów. Odczłowieczając duszę i oddech wśród kwiatów
Julien de Lapin
Julien de Lapin
Zawód : poeta i wróżbita
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
je raisonne en baisers

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9230-julien-de-lapin#280581 https://www.morsmordre.net/t9250-walentyna https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f314-dolina-godryka-makowka https://www.morsmordre.net/t9251-skrytka-bankowa-nr-2157#281325 https://www.morsmordre.net/t9253-julien-de-lapin
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]22.06.21 22:18
Na szczęście pogrążonego w rozpaczy de Lapina, nie pozostał on na łasce wyłącznie jednej kobiety przesiadującej w pubie pod Trzema Miotłami. Bo znajdował się tam również i on - Roberto Russo, malarz ze słonecznej Italii uwieczniający zapierające dech w piersiach szkockie widoki. Długo wędrował od wioski do wioski, zaszywając się w królestwie przyrody, byle tylko na coraz to nowych płótnach zamrozić to, co pochłaniały jego oczy. Aż w końcu przybył i tutaj, do Hogsmeade, obserwując zajście z niemałym rozbawieniem z jednego z kątów przybytku. Wiedział doskonale, że sam zadziałałby szybciej. Przestraszona niewiasta niechętnie zabierała się do pracy, zamiast sięgnąć po przybory malarskie zdecydowała się dźgać delikwenta różdżką, co godziło we wrażliwe serce artysty. Ach, jakże prędko zerwał się nagle ze swojego krzesła i z torbą pod pachą ruszył w kierunku tej dwójki!
- Państwo pozwolą, że się przedstawię. Roberto Russo, z farbami na ratunek szanownemu panu - odezwał się i zdjął z głowy kapelusz, kładąc go na blacie stołu, przy którym następnie zasiadł, bez skrępowania oglądając niedokończonego jednorożca. Problem Juliena wcale nie był tak katastrofalny, jak donosić mogły o nim słowa. Czarodziej zamruczał i przeczesał palcami czarne wąsy, by potem spojrzeć na młodzieńca z iskierkami ciepła grającymi w ciemnych oczach. - Pan się nie martwi, Roberto zaraz naprawi ten bohomaz. Proszę, oto farby, nalegam, by wręczył mi je pan w prezencie - poinstruował de Lapina tuż po tym, jak z torby wyjął paletę w metalowej oprawce, obok umieszczając także zestaw pędzli.
Gdy Julien zadziałał zgodnie z jego wytycznymi, malarz rychło zabrał się do wyznaczonego zadania. Końcówkę ulubionego pędzla zamoczył w szklance wypełnionej wodą i po krótkiej konsternacji odpowiednio dobrał barwy, by za ich pomocą zabrać się za dopełnianie obrazu mistycznego stworzenia.
- Czy to rysowało jakieś dziecko? - zainteresował się w międzyczasie. Jego ruchy były precyzyjne, linie delikatne, nadając niepochlebnemu dotychczas obrazowi nowego wymiaru. Po kilkunastu, cóż, może kilkudziesięciu minutach zaczął prezentować się wręcz eterycznie. Jak coś, co można było bez wahania zawiesić na ścianach muzeum! Roberto przyjrzał się swej pracy i dumnie wypiął pierś. - Oto i jest przed naszymi oczyma jednorożec, wygląda prawie jak żywy. Roberto może i nigdy jednorożca nie widział, ale dla prawdziwego, natchnionego artysty to żaden problem - skwitował z zadowoleniem. Zaiste: bazgroł na de Lapinie przemienił się w małe dzieło sztuki, a to znaczyło, że nie miał już powodu do tak dogłębnego wstydu jak jeszcze chwilę temu. Russo dyskretnie osuszył paletę i pędzle zaklęciem, po czym schował je do torby. - Kieliszeczek ognistej w podzięce, dobry panie - zwrócił się do wróżbity i uśmiechnął spod krzaczastych, imponujących wąsów.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Wnętrze pubu - Page 9 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]12.08.21 11:23
stąd

I tak też w istocie było. Kilka pudeł wypełnionych kuflami, ewidentnie spodziewano się za kilka godzin wzmożonego ruchu; właściwie nie był nawet pewien, czy organizowano tu celebracje pożegnania starego roku (jedyne, co można było świętować, to chyba tylko to, że wreszcie się kończył), czy może po prostu uznano, że ktoś jeszcze wierzy w to, że ten następny będzie lepszy i warto go wyczekiwać.
W żadnym z pudeł nie znajdowało się jednak to, po co właściwie tu przybył; tak szybko, jak szybko wdarł się do środka, opuścił pomieszczenie, a potem przeskakując po dwa schody dostał się na sam dół.
Rozejrzał się wokół, po wnętrzu baru, i korzystając z tego, że pracownicy co chwila znikali na zapleczu, oparł się w niewymuszonej pozie o ladę, dyskretnie zaglądając za nią i sprawdzając, czy znajdowało się tam coś, co mogłoby go zainteresować.

celuję w 3 butelki szampana, kategoria III
jeśli nie ma - zt



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]12.08.21 11:23
The member 'Keat Burroughs' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wnętrze pubu - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]02.11.21 20:10
11/02

Początek roku przyniósł wieczory skute lodem, poranki szczypiące policzki, całą masę wyrzeczeń, głównie w kwestii pożywienia. Kiedy Peter narzekał na to, że wiecznie jedzą buraki albo kanapki z cebulą i solą, ja zastanawiałam się jak mu powiedzieć, że jutro nie będzie wcale niczego innego.
Aż przyszedł list. Przekierowany kilkakrotnie, widać było na kopercie wszystkie moje prawdziwe i nieprawdziwe miejsca pobytu. List zresztą też odebrałam poza domem, bo do domu przylatywać mogły już tylko sowy od Sama. Kiedy chciałam sprawdzić, czy napisała do mnie Zlata, musiałam iść do wioski na skraju Szkocji do Northumberland i odebrać pocztę osobiście. Nie wiedziałam jak to niby ma być bardziej bezpieczne, ale na wszelki wypadek robiłam tak jak przykazał mi Sam. Ufałam, że on się zna dużo lepiej na sprawach wojennych niż ja.
Nie było też przypadkiem, że nie dałam nawet rodzinie adresu. Po ostatnim spotkaniu w Surrey, z ciężkim sercem wspominałam brata, który jak mi się wydawało, wybrał żonę zamiast mnie. Zlata chociaż rodzina, też nie była osobą której bezgranicznie ufałam. Wiedząc o tym, że należy dbać przede wszystkim o siebie, nie dałam nikomu z nich szansy na to, żeby mogli mnie skrzywdzić.
List, który dostałam tym razem dotyczył jednak zamówienia malarskiego. Wspomienie malarstwa rozbudziło we mnie nadzieję, że może jeszcze nie wszystko skończone, a ja nie będę już do końca życia tylko przewijać dziecka, karmić dziecka, czy czytać dziecku bajek. Praca. Ktoś zaoferował mi pracę. Zlecenie na które czekałam całe pół roku. Ostatnie robiłam dla Corneliusa i prawdę powiedziawszy docieniałam zasobność portfela tego jegomościa, bo żyłam z jego pieniędzy zupełnie wygodnie. No aż do teraz, kiedy bieda dawała o sobie znać.
Malowałam ile mogłam. Oczywiście z dzieckiem praca wyglądała zupełnie inaczej. Nie mogłam wziąć butelki wina i poddać się emocjom, bo kiedy tak zrobiłam, to Peter prawie sobie krzywdę zrobił, kiedy starając sie zwrócić moją uwagę, skakał z szaf. Postanowiłam więc, że będę pracowała, kiedy śpi. Ale jak na złość, spał mało, chorował i rozbryzgał mi farbę po makaronie, twierdząc że robi sos bolognese.
Dwa tygodnie zajęło mi zbieranie szkiców i dopiero przed końcem stycznia, zorientowałam się, że tak dąłam się porwać pracy, ze nie odpisałam na list Samuela. Ja nie odpisałam. Ja, która kiedy tylko przylatuje jego sowa, rzucam wszystko, żeby tylko chwycić te kilka słów skreślonych jego ręką i szukać w nich tych, które chociaż tak wyczekiwane, nigdy nie przyszły. Bo nigdy Sam nie napisze, że rzuca to wszystko i przyjeżdża by spędzić te ostatnie dni życia z rodziną. A ja czułam , że koniec jest bliski.
Nie przykładam się do dat. Ale kiedy dziś wychodziłam z domu uświadoiłam sobie, że już tylko trzy dni do walentynek. Trochę naiwnie może, ale miałam nadzieję, że w te walentynki odwiedzi mnie szczególny ktoś, a tym ktosiem miał być pewien auror. Spojrzałam przelotnie na pokój w którym na sztaludze stał jego portret, a który malowałam już z pamięci który to raz. Gdyby ktoś niezaufany zobaczył to dzieło, mógłby wysnuć wniosek, że przetrzymuję w domu Samuela Skamandra, ale no niestety on nigdy nie zgodził się zamieszkać w moim szkockim domku.
Do Hogsmedae przyjeżdżam z obszernym pakunkiem mieszczącym zamówienie pani Fancourt. Gdyby mnie tylko dziś zobaczyła Peggy Guggenheim, która zamówienia z mojego atelier odbierala przy pomocy kilku rosłych kawalerów. Gdyby widziała, że jej wschodząca gwiazda, niby żebraczka, targa swoje prace na plecach przez całe miasto, chyba by zapłaciła wszystkim tym brytyjczykom, żeby już dali spokój z tą wojną i zajęli się czymś pogodniejszym.
Pani Peggy to był ktoś.
Peter obiecał, że nie będzie przeszkadzał, ale ja już swoje wiem. Chciałam go zostawić u pana bibliotekarza albo w hotelu w którym mieszkaliśmy kilka miesięcy temu. Zachodzę do miejsca w którym pan Vane pomógł nam się ulokować, ale niestety nie widzę już żadnej znajomej twarzy, wyszłam więc i pomimo wszystkiego, wziełam małego na moje spotkanie biznesowe. Przed wejściem dostał jasne instrukcje, że ma siedzieć cicho i niczego nie dotykać. Dopiero kiedy obiecałam mu kakao, dał słowo, że będzie się zachowywać. Prawdę mówiąc, obawiałam się, że to kakao wcale nie będzie tak łatwo dostępne w obecnej sytuacji politycznej.
Weszlam do środka i odrazu zorientowałam się, że pani Fancourt jeszcze nie ma. Pociągnęłam Petera w stronę stolika pod oknem. Kiedy usiedliśmy, a paczka wylądowała na ziemi obok nas, zamówiłam obiecane kakao i zdenerwowana wpatrywałam się w drogę prowadzącą do pubu. Zaczęłam się zastanawiać, że co jeżeli to była pułapka? Dałam się tak łatwo wywabić z domu... a może mam już schizę, bo nie rozmawiam z nikim poza dwulatkiem i mężczyzną, który żyje wojną. Przydałaby mi się taka Peggy.


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]11.11.21 13:02
Przygotowania do sympozjum naukowego pochłaniały wprawdzie całkiem sporą część uwagi Ronji, w końcu o ile w pełni satysfakcjonowała ją obecnie wykonywana praca, to rozwój swojego naukowego doświadczenia jawił się jako doskonała odskocznia od znacznie bardziej przyziemnych obowiązków, jakie wykonywała na co dzień w rezerwacie. Podobnie również podchodziła do spotkania z panną Wroński, które miało stanowić zwieńczenie ich współpracy na potrzebę rocznicy ślubu państwa Fancourt. Ciekawiło kobietę, czy malarka miała jakiekolwiek powiązanie z młodą alchemiczką, którą zdążyła poznać kilka miesięcy temu, ale jeszcze nie miała sposobności zapytać o to podczas rozmowy żadnej z kobiet. Miała świadomość, że przez niektórych prezent, jaki planowała dla swych rodziców, mógł być odbierany jako wydatek zbyteczny i ostentacyjny, ale tylko sama Ronja wiedziała, że chwila wytchnienia od problemów nikomu nie należała się bardziej od państwa Fancourt. Londyn od dawna już nie przypominał miasta z jej czasów dzieciństwa i chociaż ona sama najczęściej znajdywała od niego ucieczkę w Derbyshire, to rodzinny dom, a także zawodowe obowiązki ojca sprawiały, iż oboje rodziciele twardo obstawiali przy ochronie ich kamienicy niezależnie od konsekwencji. Jak zawsze pełni klasy i kultury osobistej, próbowali ukryć swoje trudności pod warstwą zwyczajowego spokoju, ale Ronja bez trudu zauważała zmarszczone brwi ojca, gdy przeglądał listę rachunków, a także ciche podszepty matki, która znów musiała ograniczyć kreatywność obiadowych pomysłów.
Wkroczyła do wnętrza pubu spokojnym krokiem, stukot obcasów na drewnianych belkach zwiastujący je przybycie. Szybko też przyuważyła znajomą twarz malarki usadowionej ze sporych rozmiarów pakunkiem tuż przy oknie, a także jej młodego kompana, który zajął miejsce obok. Bursztynowe oczy rozszerzyły się nieco z zaciekawieniem, ale szybko mina wróciła do normalności, gdy ściągnęła burgundowy płaszcz do ziemi odsłaniając prostą ciemną suknię z wysokim kołnierzem, a następnie usadowiła się w wolnym miejscu naprzeciwko czarownicy.
- Dziękuję za przybycie i mam nadzieję, że nie kazałam pani czekać zbyt długo. - Zagaiła na wstępie, odkładając swoje rzeczy na tył krzesła, a z dłoni ściągając długie rękawiczki. Temperatury wzywały do drastycznych wyborów modowych, a minusowe mrozy skutecznie wybawiały rumieńce, na jej zazwyczaj bladej skórze. - Nie wiedziałam też, że będziemy mieć towarzystwo. - Uśmiechnęła się lekko do młodzieńca cicho siorbiącego kubek kakao, po czym zwróciła wzrok do kelnera, który stanął obok ich stołu. - Co podać? - Spytał krótko i zwięźle, a Fancourt po raz kolejny przypomniała sobie, że nie znajdują się bynajmniej w jakimś niezwykle gustownym lokalu, ale pod “Trzema Miotłami”, którym daleko było do trzech gwiazdek jakości obsługi. - Kremowe piwo poproszę. Zdążyła już coś pani zamówić dla siebie? - Spytała, wygładzając kant spódnicy w oczekiwaniu na odpowiedź. Jeśli miały podsumować pracę nad obrazem, mogły równie dobrze napić się czegoś dobrego, co nie było mętną czarną herbatą z zapasów domowej spiżarni Fancourt.


quiet. composed. grateful. disciplined
do not underestimate my heart, it is a fortress, a stronghold that cannot be brought down, it has fought battles worth fighting, and saved loved ones worth defending, the day you think it a weakness, is the day
you will burn
Ronja Fancourt
Ronja Fancourt
Zawód : magipsychiatra, uzdrowiciel
Wiek : 30/31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
battles may be fought
from the outside in
but wars are won
from the inside out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
玉兰花
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9639-ronja-fancourt https://www.morsmordre.net/t9640-demimoz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f360-hornchurch-haynes-road-39 https://www.morsmordre.net/t9641-skrytka-bankowa-nr-2194#293080 https://www.morsmordre.net/t9643-ronja-fancourt#293083
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]21.10.22 17:32
27.06

Do pubu jako pierwszy wszedł Dirk, ochroniarz o pokerowej twarzy. Rozejrzał się uważnie, a potem otworzył szerzej drzwi, na znak, że i Cornelius Sallow może wejść bezpiecznie. Skierowali się do stolika w kącie, a Dirk Doge przewiesił swój płaszcz przy jeszcze jednym ze stołów, oddalonym o kilka metrów. Na wypadek, gdyby lord Prewett pragnął prywatności.
Był kwadrans przed osiemnastą, Rzecznik Ministerstwa Magii chciał się pojawić na miejscu nieco wcześniej. Czekał, najpierw wygładzając czarną szatę, a potem strzepując ze stołu mniej lub bardziej wyimaginowany pyłek. Może i Pub Trzy Miotły był czysty i proządny jak na Szkocję, ale Cornelius i tak nie ufał szkockiej kuchni.
Na tle czarnej szaty odcinało się złoto i lśniący brąz. Wiedział, że jego nazwisko nie niesie za sobą potęgi równej błękitnej krwi - jeśli chciał, by Prewett wziął go za kogoś więcej niż tylko posłańca z Ministerstwa Magii. Był Rzecznikiem, ale przekazywał dziś również wolę kogoś więcej niż tylko Ministra - list od sir Cronusa Malfoya wyraźnie wskazywał na wolę samego Czarnego Pana. Medale, jedyny sposób, w jaki mógł zasygnalizować swoje zasługi, wskazywały na oddanie Rycerzom Walpurgii, wykraczające poza obowiązki polityka. Z dumą nosił odznaki bohaterów wojennych, symbole zaangażowania w działania wojenne i stabilizacyjne w kraju. Złotą czaszkę i węża, brązowe różdżki skrzyżowane na tle wieńca laurowego, zielone i czerwone wstęgi.
Siedział prosto, głowę trzymał wysoko. Czy ktokolwiek poznałby w nim nieśmiałego Krukona, którym był przed laty? Odznaka prefekta dodała mu pewności siebie, gdy był nastolatkiem. Wojenne medale oszałamiały i dodawały animuszu nawet po czterdziestce. Prewettowie dostali kiedyś Order Merlina -
Nie zamówił jeszcze nic do picia, czekając na swoje towarzystwo. Wola spotkania mile go zaskoczyła - sugerowała, że Zakonowi Feniksa przypadł do gustu proponowany kompromis, w końcu to promugolskie hrabstwa były bardziej wyczerpane i wykrwawione od reszty kraju. Świadomość, że koalicję Kornwalijską zorganizował czarodziej, arystokrata, jedynie udowadniała, że mugolscy wojskowi nie mogli się równać z potęgą czystej krwi. Nie znał osobiście Prewetta, ale odrobił zadanie domowe, poszukał informacji o poszukiwanym nestorze. Podobno przed wojną był uzdrowicielem, pracował w Mungu. Potem zjednoczył promugolskie hrabstwa jako głowa rodu. Kim był ten człowiek, medyk i dyplomata? Nie mógł go lekceważyć, ale i tak miał zamiar użyć wszystkich znanych sobie środków perswazji, przekonać się, do jakich ustępstw jest zdolna rebelia. Może i mieli rozmawiać tylko o nadchodzących świętach, ale mógł się przecież dowiedzieć o wiele więcej, wybadać nastroje. Prewett po raz pierwszy od wysłania listów gończych miał się pokazać "publicznie", sama ta gotowość zdradzała, że gra jest warta świeczki. Za chwilę Cornelius usiądzie przy stole z dziesięcioma tysiącami galeonów, ale idee i pokój i święta były przecież bezcenne.
Gdy - minęła minuta, czy kwadrans? Nawet nie liczył - przy stole pojawiły się dwie osoby, Sallow powstał i skłonił się lekko, zgodnie z zasadami savoir-vivre'u. Może i Prewett wspierał terrorystów, ale pozostawał szlachcicem, panem Weymouth.
Poznał go po rudych włosach, od razu.
-Dobry wieczór, lordzie nestorze. - rozciągnął usta w łagodnym, grzecznym uśmiechu. Mówił miękko, cicho, ale wyraźnie. -W imieniu Ministerstwa Magii, dziękuję za to spotkanie. Cornelius Sallow, Rzecznik Ministra Magii, kawaler Orderu Węża i Czaszki. - przedstawił się nieskromnie, żałując, że nie może dodać do nazwiska "dziedzic Sallow Coppice", najpierw musiał je wyremontować. -To mój towarzysz, pan Dirk Doge. Jeśli woli lord rozmawiać prywatnie, poczeka w drugim końcu sali. - zaproponował. Dirk również wstał i się ukłonił, zdradzając maniery lepsze od ulicznych najemników. -Usiądziemy?

48h na odpis, ochrona może w domyśle czekać przy stołach i pomijać kolejki


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Wnętrze pubu - Page 9 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155

Strona 9 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Wnętrze pubu
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach