Wydarzenia


Ekipa forum
Baśniowa puszcza
AutorWiadomość
Baśniowa puszcza [odnośnik]27.12.16 21:54
First topic message reminder :

Baśniowa puszcza

Głusza skąpana w mlecznej mgle i ciszy, nie zapraszająca nikogo do swoich progów. Dokoła znajdują się tylko wysokie, proste jak struny drzewa, posadzone w równych rzędach, odbijające od swoich pni większość dźwięków, co w gruncie rzeczy skutkuje ogromnym, ale też głuchym, tłumiącym echem. Gdy stąpa się po mchu, szalenie miękkim i również szalenie grząskim, coś zmusza do ciągłego uważania na kroki. Woda nie szemrze, ale wciąż płynie, tworząc coś na kształt spokojnego strumienia, płynącego prostą drogą w jednym kierunku - na północ.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Baśniowa puszcza - Page 10 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]14.11.19 20:27
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 63
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Baśniowa puszcza - Page 10 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]15.11.19 19:59
z szafki

Godziny w ponurym dole wydawały się wiekami dla bestii, która warczała, szczekała i wyła; wciąż drażniona apetycznym zapachem swojej niezdobytej przekąski. W końcu nad puszczą zaczęło wschodzić słońce, a wilkołakiem wstrząsać dreszcze. Najpierw zaczęły powracać do niego myśli i świadomość - obce, lepkie, ludzkie i natrętne. Zawył głośno, aby pozbyć się tej obecności, która powracała do jego głowy. Chciał być sobą, chciał być dziki i wolny, a nagle zaczynały dopadać go myśli nieznane wilkom: odraza, wyczekiwanie, niepokój i poczucie winy. Myśli niezwerbalizowane, ale należące już do człowieka.
Przenikliwe wycie zaczęło narastać, a w końcu zmieniać się w rozpaczliwe skomlenie, gdy ciałem wilka miotały kolejne paroksyzmy bólu. Zaczął się miotać, a sierść opadała z niego z każdym ruchem. Kończyny kurczyły się wśród bolesnych skurczy, ogon zanikał, a siła i energia ulatywały z wilkołaka z każdą sekundą. Wszystko bolało, tak strasznie bolało, a wspomnienie tego bólu i zapomniany wysiłek fizyczny (atak na drzewo skonsumował pokłady energetyczne warte pięciu obiadów) pozostaną z Michaelem przez kolejne kilka dni, w postaci nieludzkiego zmęczenia.
W końcu ból, rozsadzający mu ciało i czaszkę, zaczął stopniowo opadać, a wraz z nim zanikła wilcza świadomość. W dole tkwił teraz człowiek, zdezorientowany, poparzony i zaplątany w łańcuchy. Płaszcz i buty pozostały pod przeciwległym drzewem, tam gdzie Mike je zostawił, ale z koszuli i spodni pozostały tylko strzępy. Podczas niektórych pełni udawało się ocalić część ubrania, ale dziś Tonks był wyjątkowo... aktywny. Nie czuł się zaś na tyle wprawiony w swojej likantropii, aby rozbierać się całkowicie, szczególnie na mrozie.
Nagi, rozejrzał się bezradnie. W głowie mu dudniło, czuł, że zaraz odmrozi sobie jakąś część ciała i chciał znaleźć płaszcz i znaleźć się w domu.
Ale nie był pod znajomym drzewem, był w jakimś dole. Próbując odplątać się z łańcuchów i zebrać myśli, uświadomił sobie, że musiał się zerwać.
Czując narastającą panikę, spojrzał na własne dłonie, szukając śladów krwi - ale znalazł na nich tylko śnieg i zaschnięte błoto. Poderwał głowę w górę, szukając wzrokiem ludzkiej obecnośći. I zamarł.




Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Baśniowa puszcza - Page 10 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]15.11.19 21:08
Gdy wielkie cielsko spadło do głębokiego dołu, który czarodziejowi udało się wyczarować, Lyall odetchnął z ulgą. Problemy z magią przy takim zadaniu nie były niczym nowym, ale niekiedy sytuacje bywały na tyle groźne, że nie sposób było się opanować. Rany, blizny, rekonwalescencja były dla takich zawodów czymś naturalnym jak oddychanie. Nie raz i nie dwa trafił już do szpitala czy uzdrowiciela na granicy wyczerpania, ale zawsze wykonywał swoje zadanie. Zawsze. Nie oznaczało to jednak, że wszyscy brygadziści wystawiali się na niebezpieczeństwo chętnie i ryzykowali życiem przez własną pychę. Brawura nie była dobrze widziana i jeśli ktokolwiek z takimi zapędami dołączał do pracowników służb bezpieczeństwa, szybko ginął. Czy to na misjach, czy nawet podczas stażowych wypraw. W końcu nawet treningi w późniejszym czasie odbywały się z prawdziwymi wilkołakami, a czujne oko prowadzącego nie mogło nikogo uchronić przed jego własną głupotą. Nic dziwnego, że do brygady ścigania nie dołączał byle kto, a ich elitarność słynęła nie tylko z opowieści. Jeśli ktoś przetrwał morderczy trening, prawdziwą, wojskową musztrę i ciągłą naukę idącą za ryzykiem w polu, zaszedł już daleko. Niestety brygadzistów wciąż brakowało, a średnia ich życia rzadko kiedy przekraczała pół wieku przez ich ryzykowny zawód. Nawet najlepsi odchodzili, ginęli, zabijały ich warunki, w których przyszło im pracować. Kto był na to gotów? Kto był gotów na to, by wyrzec się rodziny i stać się ściganymi przez siebie bestiami? Dlatego tak wielu z nich było samotnych. Żyli nocami, żeby zginąć zanim przyjdzie świt.
Gdy tylko wilkołak zniknął w ciemnościach ziemi, mężczyzna odbił się od gałęzi i zeskoczył na poszarpany przez łapy istoty grunt, a świeżo rozorana ziemia oraz śnieg zmiękczyły ten ruch. Lyall podparł się jeszcze dłonią, nie chcąc utracić równowagi po zetknięciu ze stałym gruntem i chociaż jego punkt obserwacyjny znajdował się dość wysoko, lądowanie obyło się bez większych komplikacji. Brygadzista nie mógł też narzekać na brak sprawności, stąd nie było to dla niego problemem. Płaszcz załopotał na gwałtownym powiewie, a po chwili mężczyzna wyprostował się, pozbywając się resztek gleby spomiędzy palców. To był tylko tymczasowy sukces i nie powinien był się z niego cieszyć. Utrzymanie bestii w jednym miejscu mogło być dopiero początkiem całonocnego czuwania i walki. Na szczęście wraz z podejściem do krawędzi, dostrzegł, że jego cel zaplątał się w ten sam łańcuch, który wcześniej trzymał go przy drzewie. Ironicznie znów spełniał swoją rolę, chociaż wcześniej zawiódł. Do świtu zostało jeszcze parę godzin, jednak Lupin nie zamierzał ich marnować i po rozpaleniu nad szczeliną ogniska, zaczął przeglądać swoje notatki z ostatnich tropów, których się podjął w związku z szukaniem swoich dwóch zdobyczy. Nie widział nic złego w nazywaniu tak skurwieli, którzy stali za największymi tragediami w jego życiu. I zamierzał wysłać im odpowiednie podziękowania.
Wycie wilkołaka unosiło się po okolicy, przypominając Lyallowi o jakiejś dawno zapomnianej pieśni, jednak nie zamierzał się w to zagłębiać, wiedząc, że już wkrótce człowiek miał zastąpić przeklętą bestię. Wraz z pierwszymi promieniami słońca spakował swój obóz i złapał brunatny worek leżący cały czas tuż obok. Znajdowały się w nim jakieś stare, ciepłe rzeczy i gruby płaszcz, które zgarnął z Ministerstwa Magii. Najczęściej ludzie po przemianie sami je szukali w okolicy, jednak Lupin wolał być pewien. Jeśli miał pilnować kobiety lub dziecka, mógł im zapewnić chociażby tylko okrycie godności. Do mężczyzn miał wewnętrzną niechęć i brak litości, jednak lata pracy nauczyły go tego wyobcowania i pogardy. Stając nad rozpadliną, nie spodziewał się tego, co w niej ujrzał. Już miał się odezwać, gdy zamarł. Instynktownie zacisnął wolną dłoń w pięść, a palce wokół rękojeści trzymanej różdżki. Bo nie mógł, nie chciał uwierzyć w to, co widział. I chociaż serce znów wróciło do naturalnego rytmu, twarz Lupina pozostawała tak samo zacięta i nieprzenikniona, co zawsze. Pochmurna nie wyrażała emocji, chociaż aura dokoła czarodzieja wyraźnie wskazywała na silne wzburzenie. Bez słowa zrzucił na dno wielkiej jamy worek z ubraniami i wyczarował drabinę, po której miał się wkrótce wspiąć Tonks.


i’ll tell you a secret. the really bad monsters never look like monsters.
ALL DARK, ALL BLOODY,
MY HEART.
Lyall Lupin
Lyall Lupin
Zawód : Brygadzista
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Way deep down
Leaving me in a run around
Wanna care but
I don’t do Whats right
I won’t Wanna be found
Lettin loose the inner animal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7715-lyall-lupin#213633 https://www.morsmordre.net/t7739-lyallowa-poczta#214472 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f144-dolina-godryka-old-place-91 https://www.morsmordre.net/t7727-skrytka-bankowa-nr-1851#214132 https://www.morsmordre.net/t7738-lyall-lupin#214470
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]15.11.19 21:36
Oczy przyzwyczaiły się do nowego, ludzkiego obrazu, zawroty głowy powoli ustawały, a zimno przywracało oszołomionego wilkołaka do brutalnej rzeczywistości. Gdy tylko wzrok na powrót się wyostrzył, Michael dostrzegł nad sobą łowcę, który najpewniej uwięził go w tym dole.
Nie, więcej niż łowcę.
Kogoś, kogo kiedyś uważał za przyjaciela (Lyall zawsze był zamknięty w sobie, ale Tonksowi to nie przeszkadzało - był wdzięczny za anglojęzyczne towarzystwo w norweskich barach), kogoś, komu zapomniał wspomnieć o swojej nowej przypadłości, pomimo, że wiedział o jego pracy w Ministerstwie. Wciągnął gwałtownie powietrze, a w sercu ścisnęła go świadomość kolejnej własnej pomyłki. O ileż prościej byłoby wszystko opowiedzieć w Sylwestra, w ciepłym barze, a nie pośrodku lodowatego lasu.
Instynktownie, cofnął się o krok. Na plecach paliły go ślady srebrnej cieczy, na torsie miał kilka łuszczących się, czerwonych plam, których pochodzenia nie pamiętał. Ale jego ciało pamiętało różdżkę i zapach Lyalla, jego instynkt kazał mu trzymać się od tego człowieka z daleka.
Zauważył, jak Lupin zaciska palce na różdżce i wstrzymał na moment oddech. Brygadzista miał go na talerzu podczas pełni, a jednak nadal żył. Nie znał procedur odnośnie zerwanych z uwięzi wilkołaków, może czekano do rana na ich wyjaśnienia? Może każdy mógł zabić jednego pod wpływem emocji i wytłumaczyć to w papierach rozsądnym powodem?
Milczał, nie mogąc znaleźć słów, aż pod jego nogami znalazł się worek z ubraniami, a przed nim zmaterializowała się drabina. Podniósł na Lyalla zaskoczone spojrzenie.
-Dzięki. - mruknął zachrypniętym, drżącym, nieswoim głosem, tak jakby jego struny głosowe znów przyzwyczajały się do nowej postaci. Chciał zaskomleć i zwinąć się w kłębek, ale zmusił zgrabiałe palce do sięgnięcia po worke, do narzucenia na siebie byle jakich luźnych spodni i flanelowej koszuli.
Wspiął się po drabinie, a każdy szczebel nieuchronnie przybliżał go do konfrontacji z brygadzistą. Co miał powiedzieć, to nie tak jak myślisz?
-Norwegia, zimą 1955 roku. - obwieścił krótko, tak jakby pisał aurorski raport, tak jak pisało w jego rejestrze. Nie zdążył zapiąć porządnie koszuli, na lewym barku i piersi widać było bliznę po szarpanej ranie, poprzetykaną śladami kłów. Tamten wilkołak nie chciał go ugryźć ani zranić, chciał go rozszarpać i zjeść żywcem - dopóki Astrid nie odwróciła jego uwagi. Teraz żył z długiem, ukradzionym życiem, którego w głębi serca wcale nie chciał. Prawdziwy Michael został w końcu w Norwegii, pogrzebany pod śniegiem zmieszanym z krwią.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Baśniowa puszcza - Page 10 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]20.11.19 8:56
Czy gdyby wiedział, podjąłby się tego zadania? Wiedział, że tak, bo dla niego liczyło się tylko poskromienie bestii, więc dlaczego zmroziło go w momencie odkrycia prawdy? Być może dlatego, że pieprzone wilkołaki atakowały wszystko i wszystkich dokoła niego lub po prostu on nie przywykł do faktu, że jego życie było przez nie zdominowane. W smutku, cierpieniu i w śmierci szedł on, wiedząc, że za granicą cieni znajdowały się szpony wraz z kłami gotowymi w każdym momencie rzucić się na niego i rozszarpać. Mogło to być dziecko, kobieta, starzec lub młodzieniec. Bez znaczenia. Ich wszystkich łączyło przekleństwo krwi i nikt nie zamierzał dawać im ulg z racji tego, kim byli w postaci człowieka. Bo jako bestia byli niepowstrzymani. Ile przemian i ile chaosu widział Lupin spowodowanego bagatelizowanie problemu likantropii? Ilu rodziców próbowało na własną rękę poradzić sobie z dzieckiem dotkniętym tą klątwą, a kończyło w grobie? Nie. Nie można było mieć litości dla nich tylko dlatego, że należeli do grona rodzinnego, przyjacielskiego. To nie zatrzymywało śpiącego w nich chaosu przed atakiem w chwilach takich jak ta — gdy księżyc był zbyt silny, by nie mieć na nich wpływu.
Noc, którą właśnie przetrwał, była tego idealnym przykładem. Świadomość człowieka zostawała zastępowana głodem i szaleństwem pochodzącego zwierzęcego, ale wilkołaki bywały jeszcze bardziej rozjuszone niż najgroźniejsze z drapieżników. Wiecznie łaknęły krwi, w walce odnajdywały ukojenie. Dzikie i nie do opanowania. Takim samym przypadkiem był właśnie Tonks, który mógł nie chcieć, jednak instynkt budził się w nim samoistnie, przejmując kontrolę. Lyall nie powiedział nic, wiedząc, że nie potrafiłby nawet spojrzeć na drugiego czarodzieja. Był zdezorientowany, był w szoku i nie wiedział, co się działo. Wiedział czysto teoretycznie, lecz w jego umyśle panował nieporządek, który nie chciał się w żaden sposób poukładać w jedną, sensowną całość. - Następnym razem weź haki zaciskowe. Wspomogą moc łańcucha - rzucił, nie mając pojęcia czy komentować słowa Tonksa, czy sobie odpuścić. Zamiast tego postanowił trzymać się bezpiecznej, oficjalnej wersji informacji, którą dawał o świcie schwytanemu wilkołakowi w takiej sytuacji. - Standardowa procedura, czyli idziesz do Szpitala Świętego Munga, a ja zdać raport z tego, co się wydarzyło - dodał, kończąc pakowanie swojego małego obozu i nie patrząc na Tonksa. Bo co miał jeszcze powiedzieć? Że nie wiedział tak naprawdę jak zareagować? Nie czuł się oszukany przez aurora, bo to nie była ta część relacji — nie byli rodziną, nie utrzymywali bliskich relacji. Raz wspólnie pracowali i była to dobra współpraca. Lupin nie winien był więc czuć się źle. Ale się czuł. Dźwignął swoją torbę, zarzucił na plecy i ruszył przez las, nie oglądając się za siebie. - Mam świstoklik - skomentował tylko, nie czekając na drugiego mężczyznę.


i’ll tell you a secret. the really bad monsters never look like monsters.
ALL DARK, ALL BLOODY,
MY HEART.
Lyall Lupin
Lyall Lupin
Zawód : Brygadzista
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Way deep down
Leaving me in a run around
Wanna care but
I don’t do Whats right
I won’t Wanna be found
Lettin loose the inner animal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7715-lyall-lupin#213633 https://www.morsmordre.net/t7739-lyallowa-poczta#214472 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f144-dolina-godryka-old-place-91 https://www.morsmordre.net/t7727-skrytka-bankowa-nr-1851#214132 https://www.morsmordre.net/t7738-lyall-lupin#214470
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]21.11.19 2:04
Michael nie potrafił domyślić się uczuć, kłębiących się pod pokerową twarzą Lyalla. Ale mimo wszystko był spostrzegawczy, pamiętał też Lupina w różnych sytuacjach: pijącego w barze, skupionego na tropieniu wilkołaków, studiującego mapy... Podniósł zawstydzony wzrok na łowcę i uświadomił sobie, że jego mina teraz była zupełnie inna niż wtedy. Wyczuwał paskudnie niezręczną atmosferę, a milczenie ciążyło mu z każdą chwilą, choć najwyraźniej Lupin pewniej czuł się za murem ciszy. W dodatku kręciło mu się w głowie, ledwo trzymał się na nogach, a ciałem nadal wstrząsały dreszcze - choć przecież się ubrał, dzięki uprzejmości łowcy.
-Przepraszam, że nie powiedziałem ci w Sylwestra. - wychrypiał, choć nie wiedział, czy Lupin oczekiwał przeprosin. Był zły, rozczarowany czy obrzydzony? Mike tylko podskórnie i ogólnie wyczuwał, że coś jest nie tak, a mina brygadzisty nie zdradzała konkretnych emocji.
A może w ogóle go to nie obchodziło i może między nimi powinien powstać mur obojętności, może tak będzie łatwiej? Brunet był w końcu profesjonalistą, pewnie widział niezliczoną ilość wilkołaków i wiele przemian. Może znosił tą ohydną codzienność łatwiej od Michaela, którego każda pełnia przepełniała obrzydzeniem wobec samego siebie i potężnym poczuciem winy. Winy, która manifestowała się teraz w niezręcznych przeprosinach.
Przełknął ślinę, zwijając łańcuch aby pomóc Lyallowi przyśpieszyć pakowanie.
-Dzięki. - mruknął. Nie tylko za wskazówkę z łańcuchem, ale za uratowanie całej tej pełni. Kto wie, co by się stało, gdyby Lupin nie uwięził go w dole? Słowa stanęły mu na moment w gardle, bo chociaż chciał podziękować, to jego ciało wciąż pamiętało rany zadane przez łowcę - oraz strach, niechęć i agresję. Przygryzł mocno wargę, usiłując otrząsnąć się z tamtego stanu, wypchnąć ze świadomości resztki zwierzęcego instynktu. Zwierzęcy strach go jednak nie opuszczał, zwłaszcza po wysłuchaniu procedury opisanej przez Lyalla. To pierwsza pełnia, podczas której Tonks zerwał się z łańcucha - przykuwał się porządnie nawet podczas zażywania eliksiru tojadowego, nie ufając jeszcze w pełni miksturze. Był wilkołakiem dopiero dwa lata, w porównaniu do Lyalla był zupełnie zielony w tej kwestii. Nie miał w świecie likantropii przewodnika ani mentora, a zwykły człowiek - brygadzista - wiedział o wilczych kreaturach o wiele więcej od niego.
Pomóż mi, ocal mnie od samego siebie - krzyczała jego dusza do dawnego przyjaciela/kolegi, ale rozsądek i ciało stłumiły to błaganie o pomoc. Dlaczego Lupin miałby mu pomagać, zamiast nim gardzić, jak reszta brygadzistów?
(Mike nie wiedział wszak, że to empatia i człowieczeństwo najlepiej pomagają brygadzistom rozeznać każdą sytuację, nic nie wiedział o typowych brygadzistach, poznawszy Lupina już wtedy, gdy ten poszukiwał wilkołaka w imię zemsty, nie obowiązku).
-Ja... wpadnę w kłopoty? - nie wiedział, czy to pytanie czy stwierdzenie. Gdyby Lyall nie przybrał na twarz tej chłodnej maski, to może błagałby go nawet aby pozostawić to zdarzenie między nimi. Ale widział teraz przed sobą profesjonalistę, a nie dawnego znajomego. To był wypadek, wypadek, wypadek, ale czy Ministerstwo to zrozumie? Czy też ta wpadka kosztuje go pracę, reputację, życie?



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Baśniowa puszcza - Page 10 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]21.11.19 11:41
Sam Lyall nie miał pojęcia, co właśnie działo się w jego wnętrzu. Przecież to był kompletny chaos, a on nie wiedział, jak na niego zareagować. Sądził, że już mu się to nie przydarzy. Że wszystkie największe zaskoczenia w swoim życiu, miał już za sobą, ale najwyraźniej się mylił. Do jego doświadczeń doszło kolejne z odkryciem sekretu Michaela Tonksa i to w tak szokującym wydaniu. Nie, nie przyrównywał go nawet do skali wydarzenia, którym było zrozumienie, że zabił Laurel, jednak czy od tamtego czasu nie czuł jedynie przytłoczenia? Sądził, że odgrodził się już od ludzkości i nic nie mogło mieć wpływu na to, jak postrzegał rzeczywistość. Nie spodziewał się, że jedna z nielicznych osób, na które trafił podczas swojej krucjaty okaże się również napiętnowana przekleństwem pełni. Jaka była szansa na to, że spośród tylu ludzi napotka właśnie wilkołaka? Czy to nie była wystarczająca ironia od losu? Czy nie była to wystarczająca odpowiedź na to, że każdy z jego bliskich miał doświadczać cierpienia, które Lyall na nich sprowadzał? Przecież to było tak surrealistyczne i niemożliwe, a prawdopodobieństwo niewielkie. Więc było to kolejne pouczenie? Ostrzeżenie, że Lupin nie powinien był z nikim wchodzić w głębsze relacje? Jeśli tak, odczytał już znaki.
Przepraszam, że nie powiedziałem ci w Sylwestra.
- Nie przepraszaj. - To nie było podziękowanie ani przyjęcie przeprosin. To był suchy rozkaz, który wprost mówił o tym, że Tonks nigdy nie powinien był tego robić. Nie powinien był przepraszać za coś, nad czym nie miało się kontroli. Nad tym, co zostało sprowadzone na niego wbrew jego woli. Po wydarzeniach z Laurel i oddaniu się poszukiwaniom zemsty Lyall zdał sobie sprawę, że to przekleństwo było jak choroba i tylko ci, którzy ją w sobie nosili i roznosili dokoła, byli winni. Narażali innych, doskonale znając konsekwencje. Ci, którzy podjęli się rejestracji i powiadomieniu o swojej przypadłości należeli do niewielkiej części wykluczonych. W końcu tych, którzy nie wpisali się do odpowiednich miejsc, byli niebezpieczeństwem. Niektórzy celowo rozprzestrzeniali wilkołaczą zarazę, żeby wprowadzić zamęt, chaos i śmierć. Lupin nie wątpił, że ten, który zrobił to jego narzeczonej, ociekał krwią. Podążając jego śladem już tyle lat, brygadzista mógł niemalże poznać ściganą postać, nie stając z nią ani na moment twarzą w twarz. A Tonks? Tonks przypominał mu ten typ wilkołaka, którym była Laurel. Kimś, kto wolał samemu zostać skrzywdzonym niż zrobić to innym. I właśnie przez to Lupin czuł gniew. Nie na aurora, lecz na tych, którzy doprowadzali innych czarodziejów do takiego stanu, w jakim się znajdował. Do stanu, który zakończył się morderstwem ukochanej osoby.
Nie odzywał się, idąc w wyznaczonym przez siebie kierunku, nie zwalniając kroku, ale wiedział, że drugi mężczyzna szedł tuż za nim, by w końcu się zrównać. Milczał, bo musiał sobie wszystko poukładać. To nie była wina Tonksa, że brygadzista spochmurniał, ale auror musiał mu też to wybaczyć. W końcu nie tylko on był w szoku. - Nie. Jeśli nie ja, któryś z innych brygadzistów by cię w końcu złapał - odparł już nieco spuściwszy z tonu. Nie było go w kraju parę lat, ale system wciąż działał poprawnie. Nie wątpił w to, że ktoś z jego kolegów po fachu dałby sobie radę z dziką bestią. - Wszystko ok? To srebro potrafi nieźle kopać - mruknął po jakiejś dłuższej chwili milczenia, rzucając krótkie spojrzenie Tonksowi.


i’ll tell you a secret. the really bad monsters never look like monsters.
ALL DARK, ALL BLOODY,
MY HEART.
Lyall Lupin
Lyall Lupin
Zawód : Brygadzista
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Way deep down
Leaving me in a run around
Wanna care but
I don’t do Whats right
I won’t Wanna be found
Lettin loose the inner animal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7715-lyall-lupin#213633 https://www.morsmordre.net/t7739-lyallowa-poczta#214472 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f144-dolina-godryka-old-place-91 https://www.morsmordre.net/t7727-skrytka-bankowa-nr-1851#214132 https://www.morsmordre.net/t7738-lyall-lupin#214470
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]22.11.19 23:58
Nie przepraszaj?
Podniósł na Lyalla zmęczone i zdezorientowane spojrzenie, uświadamiając sobie, jak mało wie o Lupinie. Dał mu się w Norwegii poznać jako godny zaufania profesjonalista, choć już wtedy Tonks wyczuwał jakąś ciemność, towarzyszącą łowcy. Nie wnikał, byli w końcu współpracownikami i kolegami, a nie przyjaciółmi.
Teraz też wyczuwał, że coś jest nie tak, ale nie potrafił zrozumieć, co. Łapanie wilkołaków było częścią pracy Lupina i chyba nie wydarzyło się nic niebezpiecznego dla niego samego. To Michael wyszedł z ich potyczki poparzony i swędzący, łowca wydawał się cały. Pretensja o zatajenie pewnego ważnego faktu podczas ich sylwestrowego spotkania byłaby całkiem uzasadniona, ale to też nie to.
Tonks dał więc za wygraną z psychologizowaniem, usiłując stłumić własne zażenowanie i poczucie winy. Oboje wydawali się roztrzęsieni, oboje potrzebowali teraz odpoczynku, śniadania i ciepłej pierzyny - a nie rozmowy.
Skinął więc krótko głową i zaczął zbierać swoje rzeczy. Buty wciąż leżały pod drzewem, tam, gdzie je zostawił.
Podniósł na Lyalla wdzięczny wzrok, gdy ten powiedział, że wilkołak nie wpadnie w kłopoty. Nie dał po sobie poznać, jak wielki ciężar spadł mu z serca. Łamanie warunków rejestracji odbiłoby się na jego pracy, reputacji w Ministerstwie, na całym życiu. Dobrze wiedzieć, że ta jedna wpadka zostanie mu wybaczona.
Zanotował w pamięci radę odnośnie łańcuchów, zastanawiając się, jak wiele jeszcze nie wie o byciu wilkołakiem; ile praktycznych wskazówek mogłoby mu ułatwić życie. Nie miał jednak kogo spytać, nie miał śmiałości pytać Lupina, nie po tym wszystkim.
Podrapał się lekko po poparzonym karku, zdziwiony troską Lupina. A może to nie troska tylko procedury, może nie powinni narażać na wilkołaków na zbyt wielki ból aby nie narazić całego departamentu na skargi odnośnie niehumanitarnych metod?
-Wszystko w porządku. Nic, do czego bym nie przywykł. - zapewnił. Plecy szczypały nieprzyjemnie, ale był przecież mężczyzną i aurorem. Nie z takimi ranami miał do czynienia, a na te obrażenia zasłużył. Przywykł do bólu podczas pełni, najpierw w trakcie przemiany, a potem tego w pełni świadomego, zadawanego samemu sobie. Nawet wtedy, gdy zażywał eliksir tojadowy i w teorii był bezpieczny dla otoczenia, pętał się starannie srebrem i znosząc nieprzyjemne pieczenie przez całą noc. Nienawidził tych nocy, nienawidził siebie, a ból wydawał się odpowiednią karą za to, że stawał się abominacją.
Wyprostował się i podszedł do świstoklika. Skinął Lupinowi głową na znak, że jest już gotów do drogi.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Baśniowa puszcza - Page 10 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]25.11.19 17:01
To nie miało tak wyglądać. Nie chciał przecież skazywać nikogo na podobny los ani tak samo, nie chciał kiedykolwiek kogokolwiek krzywdzić. Czy jednak życie tutaj zdecydowało za niego, tworząc z jego figury kogoś, kim gardził od maleńkości? A może sam nie widział znaków na drodze, głoszących, że właśnie przestawał być człowiekiem. Że znajdował się na ścieżce do samozagłady i nic nie było w stanie go powstrzymać. Że prąc naprzód w tym kierunku, oczywiste było, że raniło się innych. Wpierw Skamander, później Laurel, Betty. Kto jeszcze miał utracić życie w jego kręgu, żeby przejrzał na oczy? Nie raz myślał o tym, że ostatecznym krokiem byłoby odebranie światu ciężaru noszenia jego istnienia na barkach, bo czy nie byłoby najprościej? Czy wtedy nie byłaby to odpowiedź na wszystko? Czy nie byłaby to ochrona tych, których spotykał? W końcu widział jak bardzo cierpieli rodzice widząc go w takim stanie. Jak bardzo nie poznawali swojego dziecka i jak bardzo chcieli mu pomóc, chociaż nie potrafili. Randall również trzymał język za zębami, jednak Lyall wyczuwał, że podchodził do niego z pewną dozą dystansu. Jakby bał się, że młodszy z braci w każdym momencie wybuchnie i straci kontrolę. Ale czy już dawno temu jej nie stracił? W momencie, w którym pozwolił na to, żeby jego ukochaną spotkało coś złego. Równocześnie złamał nie tylko obietnicę złożoną jej samej, lecz jednakowo jej ojcu, któremu w ostatnich momentach życia przyrzekł stróżowanie nad Laurel. Puszczenie wolno tego, który odpowiadał za jej przemianę, równałoby się z brakiem zadośćuczynienia i chociaż Lyall nigdy nie miał poczuć go w pełni, wybaczyć sobie tych strasznych czynów, nie przestawał. To było jego życie i jego cel. Nie widział już nic innego i nikogo innego.
Nie dzielił się informacją o swoim dawnym czynie każdemu, kogo napotkał. I chociaż Tonks wydawał się typem, który potrafił utrzymać sekret dla siebie, Lyall nauczył się wycofania. Dramatyczne sytuacje życiowe pokazały mu, że dopuszczanie do siebie ludzi, nie kończyło się dobrze. W końcu i to wydarzenie było jakby tylko potwierdzeniem całości. Zupełnie jakby życie krzyczało do brygadzisty, że każdy, komu pozwalał na bliższe więzi, kończyć miał tylko w jeden sposób. Likantropia była często gorszym przekleństwem niż śmierci, więc czy nie było to dostatecznie wymowne? Nie chciał o tym teraz myśleć. Zamknięty w swoich stalowych wspomnieniach, nie odezwał się już, tylko szedł naprzód. Mruknął jedynie ponuro na słowa Tonksa i po raz ostatni zerknął przez ramię, upewniając się, że nikt ani nic za nimi nie szło. Ostatnie czego chcieli to komplikacji podczas przenosin się świstoklikiem. Irlandia nie leżała w zasięgu teleportacji, dlatego musieli sobie poradzić inaczej. W końcu obaj stanęli w wyznaczonym miejscu, a Lupin podał swojego towarzyszowi odpowiedni przedmiot. Zanim go aktywował, spojrzał dość intensywnie na wilkołaka. - Puścisz, kiedy ci powiem- rozkazał, nie zamierzając wdawać się w dyskusje. Michael miał wylądować w Mungu, on zmierzał dalej do Ministerstwa Magii. To była cholernie długa noc.

|zt x2


i’ll tell you a secret. the really bad monsters never look like monsters.
ALL DARK, ALL BLOODY,
MY HEART.
Lyall Lupin
Lyall Lupin
Zawód : Brygadzista
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Way deep down
Leaving me in a run around
Wanna care but
I don’t do Whats right
I won’t Wanna be found
Lettin loose the inner animal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7715-lyall-lupin#213633 https://www.morsmordre.net/t7739-lyallowa-poczta#214472 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f144-dolina-godryka-old-place-91 https://www.morsmordre.net/t7727-skrytka-bankowa-nr-1851#214132 https://www.morsmordre.net/t7738-lyall-lupin#214470
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]18.12.19 5:50
2 marca

Weź. - usłyszała głos swojego współpracownika, który podsunął jej kubek z kawą, będący niesamowitym ratunkiem przed chłodem marcowej nocy. Skostniałe palce ogrzała o kubek nim upiła pierwszy łyk parującego napoju. Obok niej stało trzech innych policjantów. Gerris, dobrze zbudowany, ale niski mężczyzna, wyraźnie był najstarszy z towarzystwa. Miał najmniejszy rumień na policzkach, po czym jasno można było wywnioskować, że przebywa najkrócej na zewnątrz. Sprawiał wrażenie poważnego i nieustępliwego, ale jedynie do momentu, kiedy uśmiechał się urokliwie i w dodatku naprawdę zabójczo. Marcella wiedziała, że wolałby spędzać tę noc ze swoją rodziną, o której ciągle opowiadał, a na biurku trzymał zdjęcia dwóch prześlicznych córeczek, które odziedziczyły po nim oczy w kolorze mlecznego kakao oraz dołeczki w policzkach. Wspaniały człowiek, w dodatku typ, który nigdy nie miał wielkich oczekiwań wobec świata, wystarczyło pogadać z nim kilka razy by zrozumieć, że chciał jedynie spokoju dla swojej rodziny, a w karierę policjanta zdecydował się idąc w ślady ojca. Zaraz obok niego kawę popijała Mavis. Drugiej tak tajemniczej czarownicy nie uraczyło Biuro Magicznej Policji. Małomówna, uparta, pewna siebie, znacznie starsza od Marcelli, która wiedziała o niej tyle, że na pewno ma męża, który kiedyś postanowił przynieść jej zapomniane kanapki do pracy. Jednak wszystkie dziewczyny w oddziale zazdrościły jej włosów - długich do pasa, zawsze ściśniętych w warkocz i lśniących zdrowym blaskiem prawie jak w jednej z mugolskich reklam szamponu, które kiedyś pokazywała Arabella. Jej pochodzenie zdradzał nieco bardzo charakterystyczny, irlandzki akcent oraz fakt, że była ogromną fanką Nietoperzy z Ballycastle i to właściwie jedyny temat na który chciała bez skrępowania rozmawiać. Trzeci z towarzyszy był najwyższy z nich i zdecydowanie najmłodszy, nowicjusz imieniem Fabian. Trochę już drżący z zimna, chudy i nadal niepewny swoich kroków. Jego twarz nie wyglądała imponująco, miał mnóstwo blizn po trądziku oraz wielki nos, od którego Marcella nie potrafiła oderwać wzroku, kiedy tylko z nim rozmawiała. No przecież jak wchodził do pomieszczenia to najpierw wchodził jego nochal, a dopiero później on sam! Licencję policjanta otrzymał dopiero parę miesięcy temu i nie zdążył się jeszcze wykazać, chociaż miał zapału więcej niż którykolwiek z nowicjuszy. Z kolei już nieco się trząsł z zimna, które atakowało z każdej strony po paru godzinach spędzonych w środku baśniowego lasu. Niedaleko jeden z wyżej postawionych policjantów rozdawał zadania grupce wolontariuszy uzbrojonych we własne różdżki. Las za nimi wydawał się kompletnie nieprzenikniony.
- Przyszedłeś mnie zmienić? - swoje pytanie skierowała w stronę Gerrisa, który od razu oderwał wzrok od jednej z wolontariuszek, którą zapewne musiał znać. Jednak pokręcił głową.
- Nie, jego. - Wskazał na przemarzniętego chłopaka tuż obok, na co panna Figg kiwnęła głową ze zrozumieniem. Fabian spędził tu więcej czasu niż ona. Musieli się zmieniać, by uniknąć choroby i przemęczenia, jednak sprawa była na tyle pilna, że nie mogli pozwolić sobie na odpuszczenie. Na pewno nie teraz.
- Dobra, uciekaj, ja wyjaśnię sytuację. - Zwróciła się do Fabiana, który od razu kiwnął głową i chwilę później deportował się z tego miejsca. Musiał być już naprawdę zmęczony. Figg natomiast zrobiła sobie tylko krótką przerwę na wypicie rozgrzewającego napoju, wiedziała, że spędzi tutaj jeszcze przynajmniej godzinę, jeśli nie weźmie sobie nadgodzin i nie zostanie choć trochę dłużej.
Sprawy takie jak ta wywoływały w niej najgorsze uczucie strachu. Zaginięcie dziecka na zupełnie nieznanym terenie. W takich sytuacjach przypominała sobie swoich siostrzeńców - dwóch rozrabiaków, których często miała dość, jednak nie omieszkałaby się podnieść różdżki na każdego, kto próbowałby skrzywdzić któregokolwiek z nich. - Chłopiec, lat sześć, zniknął około pięć godzin temu. - Wydawałoby się, że to wyjątkowo mały czas na rozpoczęcie poszukiwań, jednak ojciec dziecka bardzo szybko zgłosił zaginięcie, a w przypadku tak małych dzieci zachowuje się szczególną ostrożność. Teren został zabezpieczony odpowiednimi zaklęciami kamuflującymi, by pozwolić na widok, który teraz rozpościerał się przed niewielką grupą policjantów. Puszczę z każdej strony rozświetlały jasne promienie Lumos Maxima, stworzone przez czarodziejów przeszukujących ten niewielki obszar, zaś z lotu ptaka kilku czarodziejów na miotłach poruszało się po nocnym nieboskłonie, z ich perspektywy wyglądając jedynie jak punkty na niebie trochę większe od gwiazd. Których z resztą nawet nie było dzisiaj widać. Chmury od paru dni ściśle okrywały nocne niebo. - W trakcie zaginięcia bawił się z kolegami w chowanego. Poszedł do lasu i pomimo nawoływań nie wrócił na skraj lasu. Po pobieżnym przeszukaniu przez ojca, zgłoszono zaginięcie. Chłopiec miał na sobie czerwoną kurtkę i brązowe spodnie, powinniśmy go łatwo dostrzec. - Tylko skoro można było go łatwo dostrzec, czemu nadal pozostawał zaginiony, a przeczesanie terenu nie przynosiło żadnych efektów? To była jedna z wyjątkowych sytuacji i na tym etapie powoli podejrzewali już najgorsze, coraz częściej pojawiały się głosy pokazujące najczarniejsze scenariusze. Jej trudno było to przyjąć. Zawsze była jakaś nadzieja, że znajdą chociaż jakiekolwiek wskazówki, jakieś ślady, cokolwiek, co przyniosłoby ojcu dziecka nadzieję. Przybyła tutaj też jego matka, bardzo zaangażowana w sprawę, niemal cały czas przechadzała się z różdżką w dłoni. Kilku policjantów przesłuchiwało krążące po okolicy duchy, czy ktokolwiek cokolwiek widział, należało zaczepić się absolutnie każdej możliwości, tylko po to, by dziecko mogło wrócić do domu całe i zdrowe. Podała krótki opis wyglądu dziecka, o jego niebieskich oczach, ciemnych loczkach i nosku usłanym piegami. Powoli w kubku kończyła się kawa, chwila przerwy się skończyła, musieli ruszyć dalej, poruszając się w niewielkich, zgranych grupkach. Na końcu różdżki każdego z nich zapaliło się światełko zaklęcia Lumos i tak przygotowani ruszyli prosto w baśniową puszczę, próbując chociaż trochę pomóc z kolejnymi poszukiwaniami. W ciągu tych paru godzin morale bardzo opadły, jednak wolontariusze zwłaszcza mieli w sobie dużo motywacji. W większości byli rodziną i bliskimi dziecka, sąsiadami. Kroczenie po miękkim mchu nie było już specjalnie motywujące. Policjanci mieli ochotę skończyć swoje zmiany, wrócić do ciepłego biura lub do domu, do rodzin. Ale Marcella nadal miała w głowie, że dokładnie to samo czują rodzice. Zrozpaczeni, niepewni i przerażeni, bo na chwilę spuścili swoje dziecko z oka w imię niewinnej zabawy.
Przeczesywała kolejne kłęby krzaków, nie myśląc nawet, że cokolwiek znajdzie, bo zapewne zrobiła to już masa innych ludzi. Wokół mnóstwo ich się kręciło, sprawdzając każdą roślinę, by może znaleźć choć mały ślad. Jednak dopiero godzinę temu przestał padać deszcz, który zacierał niemal wszystkie ślady. Gerris miał już więcej energii, odchodził kawałek od nich, trochę chętniej przeszukiwał kolejne miejsca, zaglądając we wszystkie najciemniejsze kąty lasu. Marcella kątem oka dostrzegła, że przemaszerowali w okolice, po których chodzili wspólnie rodzice dziecka, nawołując go po imieniu, świecąc różdżkami gdziekolwiek tylko by mogli, w sposób mniej zorganizowany niż policjanci. Kobieta miała oczy czerwone, zapuchnięte, zapłakane, co od razu przykuło spojrzenie Marcelli. To musiała być dla niej okropna tragedia. A ojciec musiał czuć się winny... Ich spojrzenia sprawiały, że kobieta poczuła ukłucie gdzieś wewnątrz i ponownie przypomniały jej się uśmiechy siostrzeńców. W tym momencie postanowiła, że zostanie dłużej, po godzinach.
I mijały kolejne godziny. Słońce zaczęło wychylać się zza horyzontu, a po chłopcu nie było widać ani śladu. Gdy minęła już trzecia godzina po jej zakończeniu dyżuru, wróciła do miejsca zbiórki po coś ciepłego do picia, gdzie chciała się na chwilę ogrzać, jednak detektyw prowadzący sprawę niemal od razu wygonił ją do domu, twierdząc, że nic mu po zmęczonych i nieskupionych ludziach.
Informacje odnośnie sprawy dostała dopiero po dwóch dniach. Podobno duch z okolicy powiedział, że wiedział podobne dziecko, odchodzące za rękę u boku nieznanego mężczyzny...

| zt, 1247 słów


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]02.07.20 12:44
data będzie

Dni nieśpiesznie robiły się coraz cieplejsze. Czas nie zatrzymywał się i było to dostrzegalne w kwitnących zielonych drzewach, czy kwiatach. Życie wokół zdawało się już całkiem rozbudzone, dni robiły się dłuższe, choć pogoda niezmiennie - jak miała do siebie Anglia - miewała różne nastroje. Polecenie które dostała, nie było aż tak zaskakujące. Zgodziła się być wsparciem dla działań Czarnego Pana, niezmiennie wędrując za sylwetkę starszego brata. Nestorem, mentorem, członkiem rodziny. Ufała mu bezgranicznie, jej lojalność była niezmienna i taką miała pozostać. Pytała, gdy potrzebowała odpowiedzi, ufała kiedy tego od niej wymagał. Kroki sunącej przez korytarz posiadłości sylwetki odbijały się pozostawiając po sobie echo. Zmierzała w kierunku jego gabinetu, ze spokojem i gracją, która zdawała się nieodmienną częścią jej samej. Melisande trudno było powiedzieć, czy rzeczywiście nią była, czy jedynie została wyuczona na tyle, by właśnie taką się wydawać. Zastukała kilka razy w drewniane drzwi, by uchylić zastając brata za zdobionym, drewnianym biurkiem.
- Masz chwilę? - zapytała wsuwając się do środka. Łagodny uśmiech uniósł malinowe wargi ku górze, a ona sama pokonała przestrzeń zasiadając na krześle po drugiej stronie. Znała ten pokój bardzo dobrze. Pamiętała wszystkie swoje wizyty w nim, najmocniej zaś tą jedną, konkretną kiedy dzięki siostrze i pozwoleniu ojca odnalazła własną ścieżkę. Drogę, którą kroczyła do dziś. Śmiało, ciągle na przód. Jedna z dłoni uniosła się, by przesunąć po rzeźbionym podłokietniku, wpatrywała się w niego krótką chwilę by unieść wzrok na brata.
- Dostałam zadanie. - powiedziała słowem wstępu, chociaż nie sądziła, by miała przekazać mu coś, czego już nie wiedział, albo o czym nie miał się dowiedzieć prędzej czy później. Odchyliła się, opierając się wygodniej, splatając dłonie na kolanach. - Aidana Byrne. - weszła w swoje wyjaśnienia głębiej. Nazwisko obiło jej się wcześniej o uszy. - Zdobyłam już informacje o tym gdzie mieszka. - mówiła dalej, nie spuszczając już spojrzenia z oczu brata. Rozesłanie kilku sów i otrzymanie odpowiedzi której poszukiwała nie było trudne, zważywszy na nazwisko, które nosiła. - Mam go przekonać, by opowiedział się po naszej stronie. Wątpię, żebym miała z tym problem. - zaznaczyła od razu ten wątek. W słowie, radziła sobie dobrze. W mowie czuła się pewnie. - Wolałabym jednak… mieć cię za towarzystwo. - było kilka argumentów, które przemawiały za tym, że dobrze byłoby zabrać ze sobą Tristana, a jeśli ten był zajęty jakiegoś mężczyznę. Pierwszym z nich był fakt, że nie posiadała umiejętności magicznych na tyle wysokich, by w razie potrzeby podjąć się walki. Mało prawdopodobne, jednak i to należało mieć na uwadze. Po drugie, widok Tristana, mógł zadziałać na jej korzyść. Po trzeciej, w przypadku niepowodzenia był w stanie zapewnić jej bezpieczeństwo.
- Mężczyzna znajduje się w Dolinie Glendalough, wykupił tereny niedaleko Baśniowej Puszczy. - dodała jeszcze słowem uzupełnienia, unosząc kąciki ust ku górze. - Masz czas? - zapytała, kończąc swoją wypowiedź i ze spokojem oczekując na słowa, które miały wydobyć się z ust brata.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]14.08.20 10:59
12 maja
Minął już rok od tragedii, która wstrząsnęła ich rodziną - rok, który zmienił wszystko, bo jeszcze rok temu był ledwie synem pozbawionym ciężaru odpowiedzialności; dziś z syna został ojcem, a nestorski pierścień pobłyskujący na jego dłoni krwistą czerwienią nie pozwalał ni na chwilę zapomnieć o ciężaru obowiązków. Obowiązków, które miały utrzymać nieskalaną reputację historycznego rodu, co byłoby znacznie prostsze w czasach pokoju. Podczas wojny decyzje należało podejmować starannie i ostrożnie, oddzielając ofiarność od głupoty i bezpieczeństwo od stagnacji. Kiedy Melisande minęła drzwi gabinetu, odłożył trzymany w rękach pergamin, wygodnie opierając się na krześle, by z uwagą wysłuchać słów siostry.
Wiedział, że powinien być czujny; ich polityczni przeciwnicy byli silni, a Melisande nie była trudnym celem. Wierzył jednak, że otaczający ją kokon koneksji i powiązań czynił ją nietykalną. Każdy głupiec wiedział, że w odwecie za siostrę zabiłby każdego. Jednocześnie nie należało marnować jej potencjału, inteligencja nie mogła pozostać bierną, gdy rewolucja trwała: głos takich jak ona był w tym momencie po prostu potrzebny. Musiał pozostać czujny - i w czujności zadbać o to, by nie tylko on, a nikt, nie popełnił błędu.
Zadanie Melisande brzmiało nieszkodliwie, choć niewiele wiedział o człowieku, którego obrano za jej cel.
- Kim jest Aidan Byrne? - zapytał, zatrzymując spojrzenie na licu siostry; podejrzewał, że skoro wysłano do niego jego siostrę, był raczej człowiekiem, z którym przynajmniej da się pomówić. Na rozsądnych warunkach. Oczywiście, że nie mógł Melisande puścić samej - nie miał czasu, miał do przejrzenia moc dokumentów, musiał też przejrzeć raporty co do ostatnich działań rycerzy, ale nie mógł ryzykować, że Melisande wpadnie w kłopoty. Musiał trzymać ją od nich z daleka. Ale z zadaniem - powinna poradzić sobie sama. - Pójdę z tobą - odparł, choć zamyślenie, które przecięło jego twarz zdradzało, że miał do powiedzenia więcej. - Ale nie będę interweniował, Melisande, stanę z boku i zachowam różdżkę gotową użyć, gdyby coś wymknęło się spod kontroli. - Wstał, wysuwając przed siebie dłoń, z której powoli zdjął nestorski pierścień - W tej formie mógłbym jednak niepotrzebnie odebrać ci atencję - pozwolił sobie zauważyć, odkładając sygnet na biurko. Sięgnął po różdżkę. - Pomożesz mi? - Jego siostra nieco lepiej radziła sobie z transmutacją. - To brzmiało jakoś tak, nadgarstek w bok, lekko, w górę, rugatio - wypowiedział inkantację pewnie, ale bez wewnętrznego przekonania; miał nadzieję, że w razie czego siostra skoryguje jego starania. Zaklęcie miało przeobrazić go w osobę niepozorną, a przede wszystkim - trudniejszą do rozpoznania. - Znasz to miejsce? Jesteś w stanie się tam aportować? - Kiedyś tam był, porwała go księga - starał się wyprzeć z głowy tamte wspomnienia.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Baśniowa puszcza - Page 10 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]14.08.20 10:59
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 30
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Baśniowa puszcza - Page 10 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]22.08.20 0:25
Zdawała sobie sprawę z ilości obowiązków, które Tristan miał na głowie - choć prawdopodobnie, nawet nie wiedziała dokładnie, jak dużo tego jest. Mogła się tylko domyślać. Jako zarządca rezerwatu, nestor rodu i sługa Czarnego Pana musiał mieć ręce pełne roboty. Zastanawiała się, czy nie powinna poprosić kogoś innego. Zrezygnowała z tego pomysłu, dzisiaj potrzebowała pewności. A tą mogła dać jej jego obecność.
- Adrian Bryne jest magizoologiem. Dokładniej, badaczem stworzeń wodnych i bagiennych. - zaczęła od tego, dlaczego mógł im sie przysłużyć. Zdążyła dowiedzieć się już zdecydowanie więcej, nie szła w niewiadomą, to nie było w jej stylu. Fakty i dane, możliwie jak najwięcej czynników, które nie pozwolą na potknięcie niezależnie w jakiej sprawie. - Wie o nich tyle, że niektóre z nich poddają się nawet jego woli. - kolejny z faktów Tristan z pewnością szybko połączy fakty i zrozumie. Taki człowiek, pracujący dla nich, mógł być zdecydowanie pomocy. Kwestią, było nakłonienie go do tej współpracy. Nigdy nie poznała go osobiście, co zdecydowanie utrudniało sprawę. Głównie dlatego, że Melisande woliła znajome, niźli nieznane. Jednak wrodzona charyzma na spółkę z wyuczoną w rezerwacie umiejętnością przeróżnych pertraktacji była w stanie zagwarantować choć możliwość sukcesu. Zmilkła, oczekując na decyzję brata, po swoich wcześniejszych wydarzeniach. A kiedy z jego ust wydostało się krótkie potwierdzenie, odetchnęła, czując się spokojniej. Na nim jednak się nie skończyło.
- O nic więcej nie proszę. - przystała na jego propozycję ze spokojem. Nie obawiała się rozmowy. Obawiała się tego, że coś czy podczas niej, czy po drodze mogło stać się problemem. Wiedziała o buntownikach, a Tristan zasłynął już nie tylko jako nestor. Nie od dziś wiadomym było też, że byli tacy, którzy chcieli zburzyć ich szczęście i dobrobyt, a jak to zrobić najlepiej, jeśli nie uderzając tam, gdzie jest najłatwiej. I choć przez wrodzoną dumę ciężko było to przyznać, uderzyć w nią, niźli w Tristana było o wiele prościej i mniej problematycznie. Wymierne korzyści, po najmniejszej linii oporu. Uniosła kącik ust, skinając głową i niemo zgadzając się na wypowiedziane słowa. - Zawsze. - nie musiał nawet pytać. Bo to nie podlegało nigdy żadnej wątpliwości. Zawsze, jeśli tylko mogła, miała być mu pomocą. Chciała nią być. Wszystko co potrafiła, wszystko, czego się nauczyła należało prawdziwie do niego. Poniekąd, taka była też jej rola, nie miała grać pierwszych skrzypiec, ale mogła wspierać z cienia, być możliwością, radą. Czasem przecież wystarczyło, po prostu być. To on częściej pomagał jej. Kiedy zwątpiła, kiedy była zbyt słaba, kiedy czegoś nie wiedziała, ale była pewna, że rozumie jakie są jej własne odczucia i gdzie leży jej lojalność.
- Trochę obszerniejszy gest. Odrobinę kolisty. Rugatio. - powtórzyła po nim, wykonując podobny gest, jednak poprawiony o niewielkie niuanse które sprawiły, że jego zaklęcie się nie powiodło, wskazując na niego modrzewiową, zdobioną różdżkę. Wiązka zaklęcia podziałała od razu, a usta Melisande wygięły się w uśmiechu.
- Tak. Byłam tam wcześniej. Upewniłam się też, czy nadal tam mieszka. - ostatnie czego chciała, to marnotrawienie czasu Tristana. Całość zadania w większości miała należeć do niej. Choć jej brat z pewnością mógłby załatwić ją sam, to nie on był za jej powodzenie odpowiedzialny. Nie denerwowała się, spokój odbijał się w jej spojrzeniu. Lata podglądania Malcolma przy pracy i ostatnie samodzielne działania, na której jej pozwalał sprawiały, że wiedziała, że może podołać zadaniu. - To w drogę? - zapytała, oczekując jedynie na potwierdzenie.
Wędrowali w ciszy, ale ta nigdy jej nie przeszkadzała. Posiadała z Tristanem więź, nić niewypowiedzianego porozumienia, które sprawiało, że nie potrzebowała zapełniać ciszy nic nie znaczącymi słowami. Ta czasem dawała jej więcej, niż zdania, które nie zawsze mogło przekazać do, co miała na myśli.
- To tam. - wyjaśniła, wskazując dłonią budynek, który nie znajdował się daleko, kierowała kroki w tamtą stronę. Była wdzięczna, że nie odmówił jej pomocy. Ale jednocześnie też była pewna, że otrzyma ją od niego. - Zamierzam podciągnąć swoją obronę. - oznajmiła nagle, stawiając kolejne kroki. - Poproszę Claude. - dodała jeszcze. Zwyczajnie, informacyjnie. On też by nie odmówił, tak jak i tym razem, ale tym jednym nie musiał zajmować się osobiście. Spojrzała w jego kierunku, a w jej oczach pojawiło się rozbawienie na widok zmienionej sylwetki. Zaraz spoważniała, zbliżali się do domu magizoologa. Czas, by przeciągnąć go na odpowiednią stronę.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]23.08.20 16:35
Spokojnie słuchał jej słów, zastanawiając się nad nazwiskiem; dotąd nie obiło mu się o uszy, ale właściwie być może mogli upiec więcej niż jedną pieczeń na tym ognisku. Badacz wodnych stworzeń brzmiał interesująco w kontekście zgromadzonej przez nich wiedzy.
- Sądzisz, że mógłby wiedzieć więcej w temacie wodnych smoków? Być może warto rzucić mu zanętę naszego srebrnika - naukowa ciekawość może poprowadzić go daleko, a my... możemy skorzystać dodatkowo z jego doświadczenia.  - O smokach wiedzieli wszystko, lecz rezerwat od wieków chował smoki lądowe. Srebrnik był pierwszym, którego naturalnym środowiskiem była woda - a Tristan zamierzał skorzystać z każdej okazji, która mogła uczynić jego środowisko lepszym. Zależało mu na zachowaniu okazu. A może - pomógłby im samego srebrnika nauczyć posłuszeństwa, co uczyniłoby z niego niezwykle potężny oręż na posługach Czarnego Pana - i ich rodu.
Skinął głową na znak zrozumienia, wiedział, że Melisande nie prosiła o zastępstwo. Nie było w niej lęku - zawsze była odważna i samodzielna. Tak jak wiedział, że jego słowa były tylko czystą formalnością i bardziej niż uprzedzić, chciał jej obiecać, że wtrącać się nadmiernie nie będzie. Ściągnął wzrok ku jej dłoni, podążając nim za dłonią siostry, bezwiednie poprawiając własny gest jej śladem - nie wypowiadając jednak inkantacji, która gładko spłynęła z jej ust; Melisande znacznie lepiej radziła sobie ze sztuką przemian. Winien zacząć mieć na to baczenie. Jego inkantacja nie odniosła efektu, ale inkantacja jego siostry owszem; poczuł, jak żyły wybrzuszają się przez jego skórę, a twarz opada, starzejąc się nagle i zbyt szybko - podziękował siostrze krótkim skinięciem głowy. Spojrzał w szybę pobliskiego okna, by odnaleźć swoje mdłe odbicie, tak podobne do odbicia dziadka, którego portret zdobił jedną ze ścian tego pomieszczenia. Nie spojrzał na niego, kiedy wraz z siostrą opuszczali Chateu Rose. Ostatnim ruchem naciągnął na siebie czarny płaszcz, jeden ze starszych, pragnąć pozostawić po sobie niepozorne wrażenie.
- Zatem chodźmy - stwierdził, podążając za siostrą w kierunku wskazanego budynku - pół kroku za nią, jak towarzysz, nie przewodnik. Przez moment taksował bok jej profilu wzrokiem, gdy wspomniała o najbliższych planach, nie był pewien, co o tym myślał. Bezpieczeństwo Melisande bezsprzecznie było bardzo ważne, zwłaszcza teraz, kiedy wojna wchodziła w decydującą fazę - a droga do niego prowadziła również przez nią. Ale zamknięta w złotej klatce posiadłości nie była zagrożona.
- Przede wszystkim, Melisande, nie powinnaś się nadmiernie wychylać. Nie jestem pewien, czy powinnaś osobiście chodzić na takie rozmowy - dom równie dobrze może okazać się pułapką, jeśli nasz wróg dotrze tam pierwszy. Jesteś gotowa na takie ryzyko? - Czy on był na nie gotowy? Melisande była cenna. W tym momencie - stanowiła o, być może, sile sojuszu z rodem Black. - Mahaut byłaby zawiedziona, gdybyś wykazała się biernością - dodał po chwili, odnajdując też argumenty po drugiej stronie. Jej intelekt był bystry. Czy chciał go zmarnotrawić? Oczywiście, że nie. - Jak chcesz go przekonać? - zapytał, jeszcze nim znaleźli się w środku.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Baśniowa puszcza - Page 10 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier

Strona 10 z 14 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11, 12, 13, 14  Next

Baśniowa puszcza
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach