Wydarzenia


Ekipa forum
Kuchnia
AutorWiadomość
Kuchnia [odnośnik]31.12.18 0:43
First topic message reminder :

Kuchnia

Do kuchni można dostać się w dwójnasób: kierując się korytarzykiem biegnącym od przedpokoju lub z pokoju dziennego. W ten sposób można okrążyć cały parter. W kuchni również króluje biel i zieleń, w tym ta soczysta rosnących tu roślin. Zawsze można tu znaleźć jakieś jedzenie pozostawione przez Bertiego Botta, w tym prototypy nowych słodyczy, które zamierza wprowadzić do menu swojej cukierni. W kuchni panuje też przeważnie lekki rozgardiasz, właściciel domu dopiero szlifuje swoje zdolności kulinarne, a także nie posiada zbyt wiele czasu aby należycie dbać o porządek po tychże próbach.
Mapa parteru
Zaklęcia ochronne: Cave Inimicum, Mała twierdza (okna), Tenuistis

[bylobrzydkobedzieladnie]




Ostatnio zmieniony przez Alexander Farley dnia 17.03.21 21:21, w całości zmieniany 8 razy
Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 3 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392

Re: Kuchnia [odnośnik]22.07.20 17:32
Odmienne wrażenia. Wirujące ściany, podłogi, przewiewające między oknami zapachy. Ida postrzegała Bellę jak ciszę, bezszelestne wędrówki skradającego się stworzenia, a tymczasem Isa czuła się jak taran. Trochę nieporadna w ciasnych przestrzeniach, niepohamowana w entuzjazmie wobec nowych korytarzyków i zamknięcia, które okazało się najmilszym domostwem. Wolnością pływającą w melodii skromności i przyjaźni. Zupełnie nie tak widziała ten miesiąc, nie tutaj, nie pośród kurzych gablotek, nie pod ostrzałem kuzynowych spojrzeń przemieniających się jak kolorowe kryształki w kalejdoskopie. A to wszystko przyjmowała raz rozczulona, za chwilę powstrzymana niepewnością. Łykała momenty, ubierała się w Dolinę, chcąc jak najszybciej oswoić się z wciąż szokującą rzeczywistością. Robiła to czasem zbyt nagle, pragnąc za bardzo, próbując robić kroki, na które wcale nie była gotowa. To jednak pozwalało jej nie myśleć o wszystkim tym, co pozostawiła, o jedynym życiu, które było jej przeznaczone, o rozgoryczeniu oddalonych krewnych, o zerwanych gałęziach i chłodnych pierścieniach z Dover. Już nikogo więcej nie chciała zawieść.
Obraz miedzianowłosej damy z kurzego domku przyjęty został przez Isę z największym zaskoczeniem. Rozjaśniała kuchenne kąty, a wokół niej ułożone było jedzenie. Kawałki, z których coś powstanie. Wiedza Isy na temat procesu powstawania posiłków była dość nikła. Potrafiła zrobić nieco trudniejsze wywary magiczne, ale nawet śniadanie przygotowywała pierwszy raz dopiero tutaj, w dodatku wciąż pod okiem mieszkańców Kurnika. Chciała, aby się polubiły, by mogły rozmawiać, dzielić się namiętnościami, które przecież w płaszczach tajemniczy skradały się po całej chatce. Jabłka i mąka przemienić się miały bez odrobiny magii. O wiele większym zaklęciem stało się jednak samo wyzwanie, które Isabella przyjęła jak wielki sekret, jak ten niesamowity fakt, o którym być może nie wiedział nikt inny. – Szarlotka. Wyobrażam sobie piękno tych wzorów, ich smak. Z pewnością ozdobione ciasto smakuje jeszcze lepiej, Ido. A ty przygotowujesz takie pyszne rzeczy. Moja mama nie umoczyłaby w cieście nawet końcówki palca. Właściwie to w ogóle nie wchodziła do kuchni. Wybierała posiłki, nigdy nie będąc świadkiem ich powstawania. Mama… - urwała, powstrzymując długie ballady córki, która już nie żyła. Mama mnie pochowała. Uśmiechnęła się jednak szerzej, by odgonić ten ponury wiatr ze swojej twarzy. – Nie jestem nią i bardzo chciałabym ci się pomóc, ale czy dłonie… wiesz, Ido, one będą całe w tym cieście. Mąka chyba lubi być wszędzie wokół – zauważyła, zdradzając swoje niepewności. Drobinki bieli dostawały się między włosy, między oczy, były jak płatki śniegu w największą zamieć. Docierały wszędzie i nie pytały nikogo, czy ma na to ochotę. Isabella wiedziała, że to zajęcie, którego nie podjęłaby się żadna szlachcianka, ale z drugiej strony nie brzydziła się poranionego ciała, babrała w ziemi i kroiła obrzydliwe ingrediencje. Czym więc groźnym mogłaby być mąka? – Spróbuję – oświadczyła hardo. – Od czego trzeba zacząć? – zapytała, podwijając rękawy sukienki. A może od fartuszka, Bello?
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Kuchnia - Page 3 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Kuchnia [odnośnik]01.11.20 17:59
Czuła się nieco jak dzikie zwierzę. Wciąż obca w tym domu, przygodny wędrowiec, któremu użyczono posłanie i kubek z wodą; bezdomne psisko, o którego w końcu zadbano, wyczesano brudną, obłoconą sierść, wykąpano, nakarmiono i napojono. I mimo wdzięczności, którą to psisko na pewno czuło, wciąż jednak stało tylnymi łapami w przeszłości, w której czuło tylko ogrom strachu i niezdolny do ujarzmienia ból. Z początku sądziła, że obecność innych czarodziejów, choć jej nie do końca znanych, pomoże jej w zaakceptowaniu nowych warunków, adaptacji, ale prędko przekonała się o fałszywym zabarwieniu tej teorii. Zadziałało to zupełnie odwrotnie – chowała się w swoim pokoju, licząc, że w samotności wróci do siebie, a ciężar nie będzie rzutował na nikogo, prócz niej samej, bo ostatnim, czego chciała, było właśnie - by stała się balastem i celem spojrzeń pełnych współczucia. Zlękła się więc odrobinę, kiedy Isabella pojawiła się w drzwiach i od razu pytaniem wtargnęła w jej zajęcie. Spokojnie, Ido, to przecież nic takiego. Nie panikuj. Przełknęła ślinę i uśmiechnęła się do kuzynki Alexandra, próbując pokazać, że tylko wygląda na taką złą. Rzeczywistości jest inna.
To nic specjalnego – odparła, odchodząc na chwilę od stołu, żeby z szafki wyjąć szklaną miarkę. Odkręciła mleko, zakołysała lekko butelką, patrząc, jak biała ambrozja obmywa jej ścianki. – W gotowaniu można zapomnieć o problemach. Odmierzasz odpowiednie porcje składników i nie możesz się przy tym pomylić, więc skupiasz się na tym jednym zadaniu. I oczywiście, kiedy robisz ciasto, nie można pomylić soli z cukrem – zachichotała cicho, jakby tylko powietrzem wypuszczanym przez nos, ale ten śmiech prędko zamilkł, gdy Bella zatrzymała się przy tym jednym słowie. Otworzyła lekko usta, żeby coś powiedzieć, pocieszyć, prócz obdarowywania jej zlęknionym spojrzeniem, ale dziewczynka poruszyła już inny temat. Nie wiedziała, czy powinna do tego wracać, rzucić puste „przykro mi”, ale przypomniała sobie, że to tak naprawdę nic nie znaczy. Że kiedy ginie twoja mama, nie chcesz słyszeć, że komuś przykro, chcesz ją z powrotem. – Będą, tak, ale to takie przyjemnie uczucie. Zwłaszcza, jeśli chodzi o kruche ciasto. Masło. – przypomniało jej się nagle. Sięgnęła do szafki mrożącej i wyjęła z niego kostkę świeżego, niedawno kupionego, wiejskiego masła. – To łatwe. Najpierw trzeba pociąć masło na maleńkie kawałki razem z mąką i jajkami, żeby później łatwiej można było je ugniatać. Spróbujesz? – angażowanie Isabelli w to, co chciała robić sama, okazało się całkiem… odświeżające. Podała jej wyjęty z szuflady nóż, do miski wbiła dwa jajka i dodała omierzoną porcję mąki. – Ja się zajmę jabłkami. Powstanie z nich słodki mus.
Okazało się, że jednak wcale nie została na tym świecie sama.


breathe

then begin again

Ida N. Lupin
Ida N. Lupin
Zawód : magomedyk z Doliny Godryka
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
it's always darkest
before

the d a w n

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6989-ida-lupin#183439 https://www.morsmordre.net/t7864-swistka#221262 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t8043-skrytka-bankowa-nr-1619#229623 https://www.morsmordre.net/t8106-i-lupin#231775
Re: Kuchnia [odnośnik]08.11.20 16:37
Zawsze z radością zaczepiała towarzystwo. Wkraczała śmiało między nowe twarze i obce serca, będąc przekonaną o tym, że życzliwy ogień obnażający się w głębi jej spojrzenia zdoła oczarować nieznajomych, że dane jej będzie zrzucić z ich ramion płaszcze niepewności, powstrzymać grymas niechęci czy oburzenia. Czy nie o to chodziło, by przygarniać dobrym słowem i atencją tych, którym brakowało odwagi? Ileż to razy odkrywała, że pod uciekającym spojrzeniem i niezbyt chętnymi do rozmówek ustami wstydliwych panienek kryło się niesamowite pragnienie przyjaźni i dyskusji – płoszone tamtego dnia przez rozmaite elementy. Owszem, zdarzało jej się potykać o własną pewność, bo nie zawsze każdy potrzebował jej uroków i nieskrępowanego zagadywania, ale w większości przypadków te towarzyskie zderzenia kończyły się pomyślnie dla każdej ze stron. Nauczono ją, że ogień przedostanie się wszędzie, że czasami jedna chętna iskra rozpali prawdziwe ognisko. To też czyniła, znając moc dobrej znajomości i pięknej rozmowy – nawet tam, gdzie wrogowie spoglądali szorstkim, drapiącym okiem. Dowiedziała się, szczególnie w ostatnich miesiącach, że większość tych przeszkód zbudowana była z iluzji i lichej plotki, z lęku i niesłusznych przeświadczeń o wzajemnej niechęci. Tak na salonach jak i poza nimi – działały te same historie, te same emocje zakleszczone w mniej lub bardziej odsłoniętych duszach. Zamykanie się w obliczu nieco gnijącego smutku byłoby istną katastrofą. Nie wolno jej było przestać, nie wolno jej było upajać się w nieszczęśliwości, która rosła tylko dlatego, że Bella sama tak dokładnie ją pielęgnowała. Musiała to przerwać, musiała łamać cisze, niewiedzę, zbyt sztywne myśli i wyobraźnię potrafiącą tak chętnie wciskać ludziom między wargi zdania, których nigdy głośno nie wypowiedzieli. Przecież to gniazdo stało się miejscem ocalenia, bezpieczną przystanią, przyjaźnią, dobrem, ciepłymi ramionami. Choć niepełna była dla Belli historia panny Lupin, choć czuła pewną zazdrość, choć mogłaby utknąć w pozie wywyższającej się damy… nie, nie tego pragnęła. Dlatego stała u jej boku gotowa na wszystko, nawet jeśli to miałoby oznaczać niewygodne wyzwania i wyjście poza miłą strefę komfortu. Jeśli miała nauczyć się być częścią tego świata, to nie mogła chować się w czterech ścianach pokoiku. Miały być jak siostry, rywalizacja zabiłaby je wzajemnie, zanim pozostali domownicy zdołaliby się zorientować.
– Zupełnie jakbyś warzyła eliksir. Składniki, porcje, ogień, naczynia. Wszystko zgodnie z recepturą – odpowiedziała trochę zachwycona tym, że będzie mogła to sobie tak zestawić. Przecież była całkiem niezła w sztuce przygotowywania magicznych mikstur. Wystarczyło, że pomyślałaby sobie o kolejnej nowej formule, która rozpuścić się miała w jej kociołku i zaraz wszystko stawało się łatwiejsze. A może się pomyliła? Może ciasto właśnie w niczym nie przypominało gotowego eliksiru? – Czy to pomaga ci oderwać uwagę od upiornych myśli? Powinnam zatem od mojego przybycia tutaj przygotować całe skrzynie różnych wywarów… - mówiła pogodnie, nieco żartobliwie. Objawiała również między wierszami Idzie o tym, jak bardzo potrzebowała myśleć o czymś innym, zająć dłonie, zająć głowę. Nie wracać wciąż do tych samych obrazów, nie odtwarzać wypłowiałych już scen. Nie przeżywać. – Sól i cukier, święta zasada. Zapamiętam! – Pokiwała energicznie głową, niewidzialnie dla Idy zapisując radę, przyporządkowując jej odpowiednie alchemiczne porównanie. Ingrediencje plugawe nie lubiły się ze szlachetnymi. W eliksirach, bo w życiu bywało zupełnie różnie.
Śledziła jej ruchy, próbowała zapamiętać, co jest czym, co się do czego wkłada, jak porusza się w tym wszystkim panna Lupin. To niesamowite, że potrafiła to wszystko zapamiętać, że przygotowanie ciasta, które znikało raz dwa w brzuchach było tak pracochłonnym zajęciem! Isabella podejrzała, że każdy wypiek przygotowuje się według zupełnie innej receptury. Czy Ida posiadała swoją własną księgę receptur? Wspominała o naukach mamy, ale przecież mogła je spisać gdzieś. Nie zdążyła jednak o to zapytać, bo zaraz otrzymała zadanie. – Tylko obserwuj mnie, Ido, nie chciałabym niczego popsuć – oznajmiła trochę niepewnie, po czym ścisnęła w palcach rączkę noża. Masło mogło być pancerzem jakiegoś stworzenia. Mąka mogła być sproszkowanym rogiem garboroga. Jajka, cóż, a może to jajka magicznego ptaka? Instrukcja nie była tak skomplikowana. Do dzieła, Iso! Zanurzyła jeszcze kontrolnie spojrzenie w misce, a potem zaczęła kroić masło. – Czy zamiast jabłek można dodawać inne owoce? – zapytała zamyślona. – Potrafisz też zrobić ciasteczka, Ido? Och, domyślam się, że jesteś taka zdolna. Obiecaj, że wszystko mi pokażesz – zastrzegła, unosząc nieświadomie nóż wyżej. Zaraz jednak opuściła narzędzie, orientując się, że gest ten mógł wyglądać niepokojąco. Po prostu chciałaby czarować żołądki przyjaciół i krewnych. Tak jak Ida Lupin.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Kuchnia - Page 3 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Kuchnia [odnośnik]20.12.20 22:15
Już zapomniała, jak to jest mieć przyjaciółkę, powierniczkę sekretów, twarz, dzięki której chwile samotności nie były tak bolesne, nie jątrzyły się jak świeże, jeszcze niezagojone rany. Może dlatego zachowywała się jak spłoszone zwierzę, może dlatego tak trudno było jej utrzymać się w ryzach  - nie miała nikogo, prócz Alexandra, na kogo ta naprawdę mogłaby liczyć. Nikogo, z kim mogłaby porozmawiać na jakikolwiek kobiecy, luźny temat. Wbrew pozorom też ich potrzebowała, pozwalały jej odsunąć na bok niespokojnie i niepotrzebne myśli, odciągnąć uwagę od ciągłych problemów natury medycznej, od analiz wszystkiego, co tylko dotknął jej strapiony, zmęczony umysł. Sam głos Isabelli teraz, kiedy już przestała się bać jej obecności, sprawiał, że było jej odrobinę lżej. Że jakoś łatwiej podejmowało się życie, łatwiej odpowiadało się na rzucane przez nie pytania. Uśmiechnęła się na jej porównanie sztuki kulinarnej do alchemii.
Dokładnie tak – spomiędzy jej ust wyrwał się cichy, lekki śmiech. – Czasem można odejść od receptury, ale zazwyczaj wszystkie kroki utrzymane są w bardzo podobnej konwencji. Zmienia się składnik, może dwa, ale ich wartości się nie zmieniają. Zazwyczaj – powtórzyła, jakby tłumaczyła sama sobie i właśnie usiłowała zapamiętać to, co mówiła. Jej mama poruszała się po przepisach niemal tak swobodnie, jak swobodnie biegnie się po doskonale znanych ścieżkach w wiosce, doskonale wiedząc, która z nich wiodła do lasu, która nad wodę, a która do chatki zielarki. Czasem dodawała więcej cukru pudru do kremu, innym razem odejmowała cukru, żeby ciasto nie było zbyt słodkie. Dobierała składniki z akrobatyczną gracją, dłońmi poruszając przy tym jak zwinny linoskoczek. Pamiętała, jak patrzyła na nią z uśmiechem, chowając brodę w ułożonych na blacie przedramionach. Wkładała w to tyle uczucia, tyle troski. W każdym ciasteczku można było wyczuć jej aromat tuż obok woni cynamonu i przypraw korzennych. Zerknęła na Isabellę pozwalając, by uśmiech nieco zbladł. Ponure myśli. Jak my się doskonale rozumiemy, Isabello. – Tak, bardzo. Niepokój znika, kiedy dbasz o to, żeby ciasto było dobrze wyrobione. Albo kiedy oddychasz pierwszymi zapachami wydobywającymi się z piekarnika. To najpiękniejsze uczucie – uśmiech znów zakwitł na jej wargach. Niemal zapomniała, jak dobrze było uśmiechać się na czyjeś słowa. Na czyjąś obecność. Tęskniła. Tęskniła za wszystkim, co utraciła. – Obserwuję, nie martw się. Świetnie ci idzie! Masło musi być pocięte na maleńkie kawałeczki, nie będzie wtedy w cieście grudek. Nikt nie lubi przegryzać maślanych grudek, uwierz – z uśmiechem machnęła różdżką na obieraczkę, która w prędkim geście lekko szturchnęła jabłka, by te uniosły się z koszyka, po czym zaczęła w powietrzu pozbawiać je skórek. Ida w tym czasie odmierzyła cukier i machnęła różdżkę jeszcze raz – głęboka patelnia stuknęła dźwięcznie i ustawiła się na piecyku. – Och, tak! Można zrobić mus porzeczkowy, bardzo kwaśny, ale co kto lubi. Moja mama… moja mama przepadała za dżemem jagodowym, często piekła jagodowe tarty na święta. Niebo w ustach… – rozmarzyła się na króciutką chwilę, wspomnieniami wędrując w stronę zastawionego przez rodzicielkę stołu, do jej dłoni podających w rękawicach ciepłe talerze upstrzone wieloma gatunkami jej własnych wyrobów. Wszystkie tak pięknie pachniało. – Przepadam za ciasteczkami korzennymi i pierniczkami, ale umiem też zrobić kieszonki z owocami, takie słodkie kwadraty z ciasta francuskiego. Zawija się rogi do środka, a pod nie wkłada się kawałek moreli, brzoskwini, kilka truskawek albo jabłek. Możliwości jest mnóstwo. Może też je przyrządzić na słono. A ty… jak to u was wyglądało? Kto robił wam posiłki? – życie szlachciców było jej zupełnie obce i chociaż mówiła sobie, że wcale nie chciała go poznawać, to jednak ciekawość brała nad nią górę. Zerknęła do miski Isy, żeby sprawdzić, jak sobie radziła. – Możesz już zacząć ugniatać. Popatrz, pokażę ci - wsunęła dłonie w przygotowaną masę, powoli pokazując pannie Presley, w jaki sposób powinna je ugniatać. – Takim ruchem zagarniającym, spróbuj.


breathe

then begin again

Ida N. Lupin
Ida N. Lupin
Zawód : magomedyk z Doliny Godryka
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
it's always darkest
before

the d a w n

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6989-ida-lupin#183439 https://www.morsmordre.net/t7864-swistka#221262 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t8043-skrytka-bankowa-nr-1619#229623 https://www.morsmordre.net/t8106-i-lupin#231775
Re: Kuchnia [odnośnik]27.12.20 16:27
Jednała sobie ludzi, obejmowała sympatycznym okiem nowe otoczenie, by jak najszybciej poczuć się tutaj jak w domu, by poznać domowników i uczynić ich przyjaciółmi, sojusznikami, rodziną. Skoro Ida miała stać się żoną Alexandra, Bella powinna nazywać ją siostrą i rozpalić damską więź. Tym bardziej, że nauczona salonowych sztuczek potrafiła nawiązywać znajomości – nawet w tak zaskakujących okolicznościach. Rzadko bywała sama jako dama, rzadko odczuwała samotność. W melodiach dziewczęcego świergotu i głodnych plotek spojrzeń wędrowała po dworskich korytarzach opatulona ramionami przyjaciółek. Wszystkie ofiarowały jej historie, emocje i skandale, wszystkie dzieliły się marzeniami i zauroczeniami. Brakowało jej opieki dwórki i narzekania starszyzny nad uchem – choć akurat do tego przenigdy by się nie przyznała. Utraciła ważne filary codzienności, ale zyskała zupełnie coś innego, wspanialszego.
Doceniała każdą wskazówkę Idy, upatrując w nich rady i podpowiedzi nie jednak tylko do samego gotowania, ale i do nowego życia. Obserwowała ją, zupełnie oswojoną z codziennymi sprawunkami, namaczającą dłonie bez lęku i pogardy w brudzących maziach. Produkowała jedzenie, jedzenie nie było wstrętne, a jednak i w nim nie wolno było damie dłubać, nawet w rękawiczkach. Ukradkiem zerknęła na swoje dłonie, wypielęgnowane, nieskazitelne, zupełnie odgrodzone od ciężkiej pracy i raniących specyfików. Ważyła eliksiry w specjalnych rękawicach, a matka i tak kazała jej potem brać kąpiele w magicznych olejkach, jakby obawiała się skazy po kontakcie szlachetnego ciała z podejrzanymi specyfikami. Sama przenigdy nie zbliżyłaby się do żadnej magicznej profesji. Umiała być tylko damą i panią domu, nikim więcej. I tak też wychowywała Bellę, dusząc jej naukowe pasje. Dopiero po odejściu Isa wiedziała, jak bardzo chroniona była przed tym prawdziwym życiem, jak bardzo pozostawała nieświadoma. – W naszych kuchniach wypiekano pieczywo. Każdego ranka – wtrąciła, mimowolnie przypominając sobie nitkę zapachów wydostających się z jedzeniowego królestwa. Gdy zasiadali do śniadania, cieplutkie, chrupiące bułeczki wabiły Bellę, błagając o przygarnięcie. – Ido, prawie natychmiast poczułam ten zapach. Rogaliki, ciastka… Domyślam się, że masz w sobie talent większy od salamandrowej gospodyni. Kiedy mi o tym opowiadasz, czuję, że mogłabym podążyć za ruchem twych dłoni i wyczarować coś niesamowitego – wyznała z zachwytem.
Z oddaniem kroiła masło, zachowując w pamięci każdą podpowiedź. Oko niekiedy zabłądziło w pobliże jabłek i szykowanego musu, ale starała się unikać nadmiernego rozproszenia. Najchętniej poznałaby wszystkie receptury natychmiast, ale cieszyła się póki co, że mogła brać czynny udział w powstawaniu prawdziwego jedzenia. Niepewność znikała wraz z kolejnym ruchem dłoni. Ubrudzona sukienka wywołała grymas na delikatnej buzi, ale przełknęła niewygodę. Przecież po wszystkim będzie mogła oczyścić się z pomocą magii, przecież to tylko odrobina mąki, nic takiego. Jej ruchy jednak lekko zesztywniały, nie przywykła do brudzenia się. Kiedy jednak kolejny podmuch mąki uderzył w tasiemkę owiniętą wokół talii, uznała, że tak po prostu musi być. Nie umknęło jej uwadze to, jakie dziwne rzeczy robiła jej różdżka. – Skąd znasz te wszystkie czary? Czy nauczyła cię ich mama? Nie umiałabym zachęcić mojej różdżki, by zrobiła… coś takiego – stwierdziła, wielkimi oczami spoglądając na wirujące jabłka. – Więc następnym razem to będą jagody, albo porzeczki… albo jeszcze coś innego. Niesamowite, ile pracy należy włożyć, by powstały te wszystkie piękne torty i rolady – przyznała z podziwem, nieco zamyślona. Widywała tylko efekty, piękne i udekorowane ciasta na szlachetnych ławach. Zjadała je ze smakiem, wcześniej nie zastanawiając się, skąd właściwie się wzięły. Wielkie cukiernicze księgi Ida zdawała się chować głęboko w pamięci. Kiedy mówiła o możliwościach, wariacjach, kiedy niewidzialnie rysowała obrazy słodkości, Isie zdawało się, że nigdy jej nie dorówna, że nie uda jej się oswoić wszystkich receptur i przed nią mnóstwo ćwiczeń. – Służba – odparła nieco spłoszona. – I wierne skrzaty. Kuchnia należała do nich. Nie zaglądaliśmy tam właściwie nigdy. Nie jestem pewna, czy dawniej potrafiłabym przygotować sama jakiekolwiek danie. Pewnie nie. Czekały na nas stoły pełne wspaniałych posiłków, nikt z nas nie zastanawiał się, jak one powstawały. To całkiem inny świat – przyznała raczej bez entuzjazmu. Na dworze Selwynów dziewczęta takie jak Ida troszczyły się o zapewnienie szlachcie wszelkich wygód. Tymczasem teraz panna Lupin i Isa stały się zupełnie bliskie, trwały w jedności, równe i pozbawione podziałów wynikających z wielkich tytułów lub ich braku.
Odstąpiła na krok, by pozwolić towarzyszce zanurzyć dłonie w masie. Obserwowała ciężko pracujące ręce, zręczne, znające ten rytuał aż za dobrze. Czy będzie potrafiła to odtworzyć? – Czy to ciężkie? – zapytała w pierwszej chwili, w nagłym odruchu. – Twoje ręce wydają się takie napięte, ugniatanie jest wysiłkiem – zauważyła nieco tym wszystkim… zaskoczona. Mimo to spróbowała naśladować działanie. Szybko upewniła się w tym, że tworzenie idealnej masy wcale nie było czynnością lekką i łatwą dla delikatnych dłoni. Starała się, choć pewnie nie wkładała w to tak wiele siły. – Ojej! Jak to możliwe, że kobiety sobie z tym radzą? Czy to nie jest zadanie dla silnych męskich ramion? Ido, nasze ciasto stawia opór – zauważyła nieco tym zaskoczona.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Kuchnia - Page 3 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Kuchnia [odnośnik]17.01.21 18:58
Drzewa wyrwane z ziemi z korzeniami trudno adaptowały się do nowych warunków, trudno przychodziło im wnikać w ziemię, mogły grymasić na brak wody lub jej nadmiar, na zbyt mocne wiatry naginające siłą ich wiotkie gałązki – Isabella była właśnie takim drzewem, Ida doskonale to widziała i po każdym kolejnym pytaniu czy wspomnieniu z poprzedniego życia, coraz mocniej nabierała ku temu pewności. Przecież sama była takim drzewem, w dodatku drzewem o podobnym stopniu zaadaptowania, więc wiedziała, na które symptomy zwracać uwagę. Młoda panna Presley skupiała się na nowych rzeczach, na ich poprawnym wykonaniu, chłonęła podawaną jej wiedzę z prawdziwie akademickim uporem, była na nią otwarta i ciekawa. Uśmiechnęła się kątem ust, czując rozsiadające się w sercu drobne ciepło. Jakby ktoś właśnie ostrożnie przekroczył próg pokoju i delikatnie zapalił knot nieużywanej od dawna świecy.
Każdego dnia? – spytała zdziwiona. Ileż tego musiało gościć na ich stołach? Zjadali to wszystko…? – Ach, nie, dopiero się uczę, do talentu gospodyni jeszcze mi daleko. Ale mama… tak, mama była świetna kucharką. Tata śmiał się, że nie potrzebowała używać różdżki, miała magiczne dłonie. – uśmiechnęła się ni to z sentymentem, ni to z bolesnym wspomnieniem tańczącym gdzieś na krańcu myśli. Zaczęła się z tym oswajać. Z tą dziwną pustką, dziurą ziejącą w jej życiu. Ta niedługo miała się zapełnić – właściwie już się zapełniała nowymi ludźmi, rodziną i bliskimi Alexandra. Spojrzała na pannę Presley i pokiwała głową. – Kwestia wprawy, ale tak, nauczyłam się od mamy. Potrafiłabyś, Isabello, uwierz mi – z uśmiechu zniknęło dziwne zamyślenie, był szczery, lekki, ciepły. – To myśl kreuje magię, nie otaczający nas świat, to my nią władamy. Wystarczy, że zachęcisz łyżkę do uniesienia się, a ona powędruje do sagana i nabierze zupy. To znaczy… na początku jest trudno. Moje pierwsze próby kończyły się siniakami na głowie, bo łyżka wzięła mnie sobie za cel swoich razów. Ale później było coraz najlepiej. Wszystkiego się nauczysz.
Gdy opowiadała o swoim świecie, przysłuchiwała jej się uważniej, lekko mieszając na patelni, żeby cukier i owoce się nie przypaliły. Nie chciała w końcu z pysznej szarlotki zrobić brejowatego placka.
Skrzaty? Jak w Hogwarcie? – zdziwiła się cicho. I przypomniał jej się widok Alexandra o poranku, nachylonego nad patelnią, przewracający ścinające się na maśle jajka, dodający szczypiorek, drobno pokrojoną szynkę, sól, pieprz. Zmarszczyła lekko brwi. Niby jajecznica to nic trudnego, ale należało posiadać choćby i podstawy, żeby ją przyrządzić. Pytanie zadane przez Isę nieco odciągnęło ją od rozmyślań. – A, tak, tak, ciasto. – oddała je dłoniom dziewczyny, żeby mogła spróbować wyrobić je sama. Patrzyła na to uważnie, chcąc wyłapać błędy. Zaśmiała się cicho na koniec. – Stawia opór, a i owszem! Ale spójrz, jeśli twoje ruchy będą bardziej zagarniające i będziesz przewracać je co chwila, to znacznie łatwiej ci ulegnie. O tak, właśnie tak. Świetnie ci idzie! Mężczyźni nie mają wyczucia do takich prac, ciasto potrzebuje uczucia, troski. Miłości. Oni robiliby to zbyt… gwałtownie, brutalnie. Niepotrzebne marnowanie składników.
Odwróciła się od niej, by przy piecyku jeszcze raz zamieszać w musie. Prace posuwały się znacznie szybciej, kiedy ktoś przy nich pomagał.


breathe

then begin again

Ida N. Lupin
Ida N. Lupin
Zawód : magomedyk z Doliny Godryka
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
it's always darkest
before

the d a w n

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6989-ida-lupin#183439 https://www.morsmordre.net/t7864-swistka#221262 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t8043-skrytka-bankowa-nr-1619#229623 https://www.morsmordre.net/t8106-i-lupin#231775
Re: Kuchnia [odnośnik]17.01.21 20:12
Z uśmiechem pokiwała głową. – Każdego dnia – powtórzyła cicho, lekko, bez patosu, który dało się zbyt często wyczuć w melodiach jej głosu. Tu nie musiała pilnować tonów, zaznaczać, pamiętać o dykcji i odpowiednim tempie rozmów. Nie musiała, a jednak pewne rzeczy zakorzeniły się w niej przez te lata aż za bardzo. Mimo to matka wciąż uważała, że Isabella odzywa się zbyt często, dopytuje i wyraża emocje, których nie powinna objawiać dama. Matka może i nosiła tytuł lady Selwyn, ale nigdy nie była jedną z nich. Jej spokój drażnił roziskrzoną duszę córki. Teraz… teraz mogły z Idą jedynie wspominać spojrzenia i gesty rodzicielek. Westchnęła cicho, na moment umykając przed oczami towarzyszki. Nie powinna do tego wszystkiego powracać, wciąż nie nabrała odpowiedniego dystansu. Starała się, naprawdę się starała, choć wiedziała, że nie wszystko wychodzi jej tak, jak mogłaby to sobie wymarzyć. Jednego była jednak pewna.
– Twoje są niemniej magiczne. Jeśli nawet zdaje ci się, że nie dorównujesz jej, to jestem absolutnie przekonana o tym, że któregoś dnia rozkwitną w pełni. Jak piękny kwiat paproci –
obwieściła zauroczona talentami przyjaciółki. Powinna brać z niej przykład. I to nie tylko w temacie kulinariów! Zdawała sobie sprawę z tego, że jeszcze potrzebuje wiele czasu, by pojąć to nowe życie, by stać się zwykłą dziewczyną, by porzucić nastroje i zachowania damy. Czy jednak to było możliwe? O tym dopiero mogła się przekonać.
Bella uczyła się nowych wariacji magii, wiedziała o nich, ale nigdy nie było potrzeby, by korzystać z tego typu wsparcia. Rozlewanie zupy? Krojenie? Owszem, pomagała sobie czarami w alchemii, ale nie potrzebowała tam aż tak zaawansowanych sztuczek z zaklęciami użytkowymi. Teraz wydawało je się, że ma do czynienia z zupełnie tajemniczym działem.
To musiała być bardzo niewdzięczna łyżka. Teraz widzę, że wszystko podąża za twoją wolą, tak wprawnie, tak pięknie. Wolałabym nie mieć żadnych siniaków, może uda mi się jakoś zachęcić łyżki do większej współpracy – rzuciła lekko zamyślona. Szczęście trzymało się jej, ale i przecież pochodziła z domu intrygantów. Tak, to mogło się udać! – Dziękuję za twą wiarę we mnie, Ido. – Westchnęła, po czym złapała oddech i popatrzyła na swoje delikatne dłonie naznaczone śladami kuchennych wariacji. Czy tak właśnie wyobrażała sobie siebie w tych wiosennych dniach?
– Skrzaty – potwierdziła krótko, obecna przez chwilę bardziej przy obrazach z przeszłości, niż samym cieście, które tworzyło się powoli pod mocą ich dłoni. – Skrzaty służą szlachetnym rodom. Są wierną pomocą – dopowiedziała, choć skoro Ida poznała je w Hogwarcie, najpewniej domyślała się, jakie talenty mogły skrywać. Pracowite, oddane, gotowe nawet bronić familii, której służyły. Tutaj również przydałby się skrzat, choć obserwować mogła przez te dni, jak cała rodzina w Kurniku ciężko pracuje. Nawet Alex. Był taki zdolny, potrafił te wszystkie rzeczy, które jeszcze dziś zdawały się Belli prawie nieuchwytne.
Przyjęła ciasto w swoje dłonie i skorzystała z podpowiedzi panny Lupin. Starała się naśladować jej ruchy, choć nieprzyzwyczajone dłonie nie miały tak wyraźnej wprawy. Pracowała palcami, ugniatała, przewracała ciasto, ofiarowując temu zajęciu dużą uwagę, może nawet zbyt dużą, ale była bardzo przejęta całym procesem. – Wiesz, Ido, byłam pewna, że i ja zupełnie się do tego nie nadaję. Nigdy nie pomyślałam, że przyjdzie mi ugniatać ciasto. To… takie zaskakujące! Ale dobre, jestem taka ciekawa, czy będzie dobre. Nie mogę się doczekać, aż będziemy mogły poczęstować pozostałych – mówiła, przykładając się dzielnie do swojego zajęcia. Ida miała rację. Trudno było, mimo wszystko, wyobrazić sobie przy tym mężczyzn. Ich zadania zwykle wyglądały zupełnie inaczej. Brakowało im tak precyzyjnych, wyważonych ruchów. Gdy o tym słuchała, faktycznie wydawało się to całkiem prawdziwe.
Wkrótce ciasto było wyrobione i pozostało już tylko je upiec.

zt x2  :pwease:
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Kuchnia - Page 3 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Kuchnia [odnośnik]07.02.21 20:18
dzień ślubu

Nigdy nie chciała tego przyznawać, ale kiedy spojrzała w lustro wiszące w korytarzu, przez który przechodziła do tego pomieszczenia, mogłaby przysiąc, że wyglądała jak Connie. Marcella nigdy nie poznała własnej matki, ale z opowiadań swojego ojca wiedziała, że ta nie była raczej typem kobiety siedzącej w kuchni, raczej należała do wolnych duchów, spędzających czas w swoim własnym świecie. Dla niej synonimem takiej kobiety - siedzącej w kuchni i dbającej o dom - była właśnie Constance, jej najstarsza siostra. Wiekiem dzieliło ich aż piętnaście lat i od kiedy tylko pamiętała, to siostra zaszywała skarpetki, gotowała obiady, odróżniała od siebie zioła i prowadziła mały ogródek na zewnątrz ich rodzinnego domu. A Marcella w spiętych włosach, długiej spódnicy i w fartuchu wyglądała... Tak podobnie. Zarówno Connie jak i bliźniaczki wdały się w ojca ze swoimi bladymi, różowymi licami, wąskimi ustami i bardzo jasnymi brwiami oraz rzęsami. Przez pierwsze przejście obok lustra sądziła, że to właśnie ją w nim widzi i dopiero po chwilowym zatrzymaniu zrozumiała, że to ona sama.
To prawie jak bać się własnego cienia.
Kuchnia stanęła przed nią otworem. Była nieco większa niż w Kresie, to trzeba było przyznać, ale to tym lepiej. Ludzi miało być sporo jak na niesprzyjające warunki zanoszącej się nad Anglią burzy. Marcelli zdarzało się już gotować dla mnóstwa wygłodniałych osób (z jakiegoś powodu podczas imprez pracowniczych w Ministerstwie zawsze była oddelegowywana do przekąsek). Kiedy przekroczyła próg, zaraz za nią ciągnęły się drewniane skrzynki z jedzeniem, które zostało zaoferowane przez gości, by użyć tego do przygotowania wesela. Unoszone magią zaczęły ustawiać się tylko przy wejściu, zaś za machnięciem różdżki czarownicy otworzyły się wszystkie szafki. I po kolei zaczęły z nich wylatywać. Noże, deski do krojenia, garnki, patelnie. - Okej, zupa kalafiorowa i grochowa... - Spojrzała w notatki, które dostała na samym początku. Może lepiej zacząć od zupy i później przejść do dania głównego... Z drugiej strony przecież mięso będzie dochodzić dłużej. Potrzebowała naprawdę dużego miejsca na upieczenie tej całej cielęciny. Ale zastanowienia przerwał jej odgłos czyichś kroków. Bardzo dobrze, bo jeszcze nie zaczęła, a powinny omówić to razem. - Cześć! - Przywitała się. - W samą porę, bo właśnie wpadłam na pomysł. Piekarnik będzie za mały na przyrządzenie całego mięsa, więc może urządzimy niewielki grill na zewnątrz?
Oby tylko nie spalić chaty...
A w tym czasie noże i szczypce kroiły już warzywa na zupę, zaś garnek napełniał się wodą, by ugotować w nich kości. To będzie do zupy grochowej, by była bardziej wyrazista. I taka... wojskowa.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Kuchnia [odnośnik]07.02.21 23:35
W całym tym ferworze przygotowań ani przez chwilę nie przemknęło jej przez myśl, że nie zdąży się przygotować. Sukienka nie była jeszcze gotowa, nie miała pojęcia ani jak się uczesać ani czy powinna się malować — a jeśli tak, to jak. Miała wrażenie, że wszystko było w rozsypce i wiedziała, że jeśli choć chwilę się zatrzyma i stanie w miejscu, rozpłacze się z bezradności. Wstała przed świtem, by zabrać ze sobą jaja od mamy i deportować się do Kurnika, gdzie miała podjąć się przygotowania posiłku dla gości. I choć wszystko na samym początku brzmiało łatwo i przyjemnie, a ona z radością zaproponowała się w tej kwestii, tak myśl o tym, co i jak przygotować z produktów, które udało im się zgromadzić i tak, by trafić w gusta wszystkich zaczynała ją paraliżować. To trema, stres zjadały ją od środka. Nigdy nie zdażyło jej się gotować dla tylu gości, tylu różnych gości, a ile było osób tyle preferencji, gustów, smaków i smaczków. Denerwowała się. Pewnie dlatego kiepsko spała, myślami jeszcze nocą udając się do kuchni, odtwarzając w głowie krok po kroku wszystkie czynności, które należało zrobić, by ze wszystkim się wyrobić. Chciała to zrobić jak najlepiej. Zależało jej, by wszyscy byli zadowoleni i zajadali się tym, co znajdzie się na stole. Nie od dziś było wiadomo, że na udane wesele składały się trzy rzeczy i choć życzyła Alexandrowi i Idzie wszystkiego najlepszego, Para Młoda znajdowała się za podium — i chodziło o alkohol, muzykę i jedzenie. Nie mogła ich więc zawieść, a ta odpowiedzialność ciążyła jej na ramionach wyraźnie.
W prostej sukience, z rękawami podwiniętymi i włosami ciasto zwiniętymi w kok, by włosy nie wypadały jej nad jedzeniem, wycierała ręce o przewiązany w pasie lniany fartuch, czytając przepis matki wraz z radami i sugestiami, które miały jej pomóc. Kiedy drzwi kuchni się otwarły wszystko lewitowało już w powietrzu. Odwróciła głowę i utkwiła spojrzenie w dziewczynę, przez pierwsze sekundy nie mówiąc zupełnie nic.
— Marcella! — zreflektowała się dopiero po chwili. — Właściwie to byłby bardzo dobry pomysł. Byłam tu wczoraj, udało mi się wyłożyć przyprawami tą cielęcinę, leży w ziołach i oleju z czosnkiem i pieprzem, powinna skruszeć dziki temu. Ona dojdzie dość szybko, zostawmy ja na koniec, podobnie baranina. Zaczęłabym od gęsi. Jeśli będziemy mieć wolny piec nafaszerujmy ją i wsadźmy tam, wydaje mi się, że będzie tam musiała dochodzić siedem, osiem godzin. Ale to idealnie, wyjmiemy ją już na gotowo. W międzyczasie zupa, z nią będzie najwięcej roboty, warzywa, kasza. — Gubiła się w tym, ale mówienie na głos pozwalało jej uporządkować plan działania. — Coś jeszcze? Zapomniałam o czymś?— Rozejrzała się po kuchni, kiedy wszystko tchnięte magią zaczęło się przygotowywać.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Kuchnia - Page 3 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Kuchnia [odnośnik]11.02.21 7:31
Marcy była z kuchnią za pan brat od dawna, a do książek kucharskich sięgała dosyć rzadko. Czasami tylko po to, by się zainspirować. Poznawać się lepiej zaczęły, kiedy czarownica miała ledwie czternaście lat i wielkie ambicje by poznać, co ma dokładnie ile kalorii, co powinna jeść, by wyglądać coraz lepiej. Znała się na diecie, na podstawowych zasadach gotowania. Właściwie dopiero pod koniec układania planu zgłosiła się do pomocy. Trochę się martwiła, że zostawienie Hannah samej w kuchni może być ryzykowne - nie dlatego, że sugerowała, że dziewczyna nie potrafiła tego zrobić! Ale zrobienie samemu obiadu na około trzydzieści do czterdziestu osób… To jednak wyzwanie. A jednak nie może zabraknąć niczego. Zwłaszcza zupy. Rineheart byłby bardzo niepocieszony. - Wspaniale! Ale zrób mi proszę przysługę i odetchnij dwa razy. Nerwy czuć w jedzeniu... - Brzmiało jak dziwny frazes. Musiała też jej podziękować. Dlatego, że Hannah przyszła tutaj wczoraj i zaprawiła mięso, Marcella miała więcej czasu na przygotowania. W jednym z pokojów na piętrze zostawiła swoją torbę z przygotowaną sukienką i jakieś dosyć stare już kosmetyki - róż, szminkę. - Warzywa się kroją, a bulion zaraz się wstawi. Kiedy woda się zagotuje wyciągniemy szumowiny. Teraz musimy zająć się farszem do gęsi i szybko ją wstawić do piecyka, a reszta mięsa pójdzie na ruszt… - Marcella nie wyglądała jakby sobie to porządkowała. Mówiła to, co jej przychodziło do głowy. - Marchew, cebula, trochę cielęciny, kasza jęczmienna, trochę papryki, trochę gałki. - Przeszła się po całej kuchni, wywijając różdżką na wszystkie strony. Jeden z noży uniósł się i zaczął kroić kawałek cielęciny, która jeszcze niedawno latała w powietrzu w cieniutkie paski, a na koniec w malutkie kosteczki, niczym tatar. - Miałaś w ogóle czas się przyszykować? Ja leżałam wannie z godzinę wczoraj. - Powiedziała z rozbawieniem, jednocześnie wskazując czarownicy, żeby wyszły przed dom i przyszykowały grill. Niewielkie ognisko i metalowy ruszt w zupełności wystarczą. Może nawet znajdą jakiegoś transmutologa, który pomoże im to zrobić? Z resztą w ogrodzie też już powoli zaczynały trwać przygotowania. Widziała gdzieś świadka pana młodego, który już powoli planował co gdzie stanie. - Jeśli byś mogła przypilnować później mięsa, będę wdzięczna, bo chyba nikt nie zgłosił się do robienia przekąsek. Chciałabym się nimi zająć.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Kuchnia [odnośnik]11.02.21 21:41
Rozglądała się po kuchni nieco gorączkowo. Wplotła dłoń we włosy, w myślach odtwarzała kolejno plan działania i wszystkie produkty, dzieląc je od razu do wszystkich potraw tak, by w żadnej coś nie znalazło się całkowitym przypadkiem. Kiedy więc Marcy poprosiła ją, by się zatrzymała, spojrzała na nią przez chwilę nieprzytomnie, jakby chciała spytać, o co jej właściwie chodzi, ale w końcu zdała sobie sprawę, że nakręcona prędzej coś popsuje niż ogarnie właściwie i na czas. Wypuściła powietrze z płuc powoli, pozwalając by ten dziwny ciężar zszedł z jej ramion i obniżył ją o centymetr lub dwa.
— Cebula jest już pokrojona — chciała kontynuować, ale zamiast tego ruszyła po prostu w jej kierunku, by wyjąć rondel i postawić go na piecu. W nim palił się już ogień, płyty była gorąca, z łatwością może było się poparzyć. Ostrożnie nalała do niego oleju i poczekała aż się zagrzeje, a później wsypała do niego cebulę. Sporej wielkości warzecha za sprawką ruszonej jej różdżką magii zaczęła mieszać ją tak, by się nie przypaliła. — W wannie? — spytała i westchnęła, uśmiechając się pod nosem. — Nie, do późna przeszywałam sukienkę. Wcześniej miała wyżej wcięcie, chciałam zrobić w talii, zmieniałam rękawki — Nie zdążyła tego zrobić wczoraj, właściwie w większości robiła to jej mama, ona dopiero wczoraj zabrała się za same hafty, które wymagały odświeżenia. — Wcześniej byłam tutaj, wcześniej pomagałam mamie w ogrodzie.— Nie miała czasu, choć żałowała. Teraz, gdy o tym pomyślała zamarzyła o długiej, gorącej kąpieli. W tym czasie wzięła worek z kaszą i przesypała ją do kociołka, by opłukać ją zimną wodą. — Ostatnio na nic nie mam czasu — mruknęła pod nosem i wyprostowała się. Jedno proste zaklęcie powiększyło rondel na piecu do rozmiaru, który pozwolił jej na wsypanie całej kaszy. Teraz miała się prażyć przez chwilę, miały moment, by przygotować ognisko. Ruszyła za Marcellą, wycierając dłonie o fartuszek i rozejrzała się dookoła. Wszystko powoli zaczęło nabierać odpowiedniej formy. — Przypilnuję go, pod koniec będziesz mi musiała dać chwilę, żebym zdążyła wrócić do domu, wziąć szybką kąpiel i przebrać się. — Spojrzała na nią. Niczego ze sobą nie wzięła, wszystko zostało w Contin. — Nie zajmie mi to dużo czasu. Poczekaj. Weź to, ja ogarnę ognisko — podała jej ruszt, który warto było przeczyścić, a sama zaczęła układać drewno w palenisku. Jedno obok drugiego, tworząc drewnianą piramidę. Kręcąc się w pobliżu udało jej się znaleźć trochę suchego na podpałkę. Wiedziała, jak to zrobić dobrze, ojciec uczył ją tego, kiedy była mała.— Marcy, muszę ci chyba coś powiedzieć — zaczęła, kierując koniec różdżki pod stosikiem drewna, licząc na to, że miękka i sucha trawa w środku szybko się zajmie i zajmie resztę. — Wybieram się na to wesele z Billym. Wolę, żebyś dowiedziała się tego ode mnie niż później zastanawiała się niepotrzebnie nad wszystkim podczas zabawy, marnowała czas na domysły i przypuszczenia. Nie powiedziała jednak reszty, domyślała się, że zrozumie i bez tego. Spojrzała na czarownicę, wstając i otrzepując spódnicę. — Mam nadzieję, że nie masz o to żalu.— Pewnie nie miała; pewnie to była już historia bez znaczenia. Może niepotrzebnie poruszała ten temat, ale wiedziała, co do niej czuł. Była przy nim, kiedy chwalił się decyzją o zaręczynach i wtedy, gdy zamykał się w sobie, gdy się rozstali. Cokolwiek czuła Marcella, powinna być uprzedzona. Uważała to za właściwe.
Po chwili ruszyła z powrotem do środka, by zająć się przyprażoną już z pewnością kaszą. Dosypała do niej ziołowych przypraw, a później, po oczyszczeniu bulionu, wlała go nieco. Wciąż był cienki, minie kilka godzin zanim dojdzie do siebie, ale nie miały tyle czasu. Kasza miała się tak dusić jeszcze chwilę — później trafi do gęsi, a wraz z nią, obtartą solą, pieprzem i resztą przypraw, do rozgrzanego pieca i zostanie tam aż do wesela.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Kuchnia - Page 3 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Kuchnia [odnośnik]12.02.21 8:15
Marcella kiwała głową tylko na opowiadanie o sukience, bo szczerze, nie znała się na szyciu niemal w ogóle, a jej zdolności ograniczały się do zaczarowania igły tak, by przyszywała guzik w odpowiednim miejscu. Nigdy się tego nie uczyła, takie rzeczy robiła w ich domu Connie. Cerowanie skarpetek, zmiana ubrań... Swoją drogą z doborem sukienki Marcy nie miała żadnego problemu - miała sporo ubrań, które nosiła bardzo rzadko, katując tylko te kilka ulubionych szmatek. Dwie-trzy eleganckie kreacje na specjalne okazje zawsze się znajdowały gdzieś na dnie szafy, a nawet jeśli by się nie znalazły, mogłaby wziąć coś od Lucindy, która przywiozła ze sobą wprawdzie tylko jedną torbę, ale wypchaną szlacheckimi, eleganckimi strojami. Można było w nich przebierać! Albo się przebierać. Nawet raz urządziły sobie zabawę, gdzie Figg przebierała się w jakąś wystawną suknię i udawała lady z salonów.
Oczywiście, to nie wyglądało dobrze. - Nie znam się na tym za bardzo. Mogłabyś o tym pogadać z moją... lepszą połową. - Uśmiechnęła się pod nosem. Na pewno dogadały by się z Ellą. - Ale jest za granicą. Może kiedyś was poznam.
Machnęła różdżką, by nadzienie do gęsi przemieszało się w wielkiej misie, nim dodadzą do niego prażoną kaszę. - Jeździsz do rodziny? - Marcy nie miała żadnego specjalnego tonu tego pytania. Była tylko nieco zaskoczona. Sama z tego zupełnie zrezygnowała po opublikowaniu listów gończych. Zwłaszcza, że Ministerstwo powinno wiedzieć o tym, że mieszkała w domu w Newton Steward. I mogli jej tam szukać. Wolała, żeby jej rodzina mogła szczerze stwierdzić, że nie wiedzą co dzieje się z Marcellą, niż żeby zostali narażeni na problemy z jej tytułu.
Oparła ruszt o ziemię, by rzucić na niego szybkie Chłoszczyść. Choć sadza całkowicie nie zeszła, było w nim o wiele mniej spalenizny teraz. Trawa bardzo szybko się zajęła, ale nie mogły jeszcze położyć nic na ruszcie, nim ogień odrobinę nie opadł. Nie mogły przecież grillować na żywym ogniu.
- Tak? - Spytała od razu, kiedy Hannah wspomniała o porozmawianiu z nią. Usłyszała znajome imię, informację, którą musiała przez chwilę przetworzyć. Przez jej twarz tylko przez ułamek sekundy przeszła fala mikroemocji, ale nie sądziła, że Wright w ogóle była w stanie to dostrzec. Przez chwilę myślała, milcząc grzecznie, ale ostatecznie po prostu się uśmiechnęła. - Doceniam Twoją troskę, ale wiesz... Po tym wszystkim co się stało kiedyś na własnej skórze poznałam jak to jest być samej. I cieszę się, że on nie będzie. - Ułożyła ruszt na miejscu. Nie wyglądała na poruszoną, ale w środku... Nie, żeby była specjalnie zaskoczona. Gdy jeszcze zdarzało im się widywać w trójkę, wśród przyjaciół, parę lat temu... Widziała pewne sygnały, których mężczyźni nigdy nie dostrzegają. Hannah jednak albo bardzo nie potrafiła pociągnąć tego dalej, albo ukrywała je dla dobra przyjaciela. Marcella obstawiała tę drugą opcję. Bardziej skłoniło ją to do myślenia niżeli wywołało złość lub niezadowolenie. Wszyscy szli do przodu. Minęły przecież 4 lata... A psuło się już wcześniej. Nie miała żalu też do Billa. Po tym wszystkim została tylko kłębkiem wyrzutów sumienia. - Nie mam. - Upewniła brunetkę, po czym lekko szturchnęła ją łokciem. - Ej, nareszcie. Tylko obiecaj, że nie będziesz tak zazdrosną wariatką, jak ja. - Zażartowała. Nie chciała, by Wright przejmowała się tą przeszłością. W końcu podczas nauki oklumencji musiała się z nią w pełni pogodzić, by pójść do przodu.
Nie układała jeszcze mięsa na ruszcie. Zostawiła je kawałek dalej w zakrytych skrzyniach, chciała, żeby na wesele było ciepłe, a listopadowa pogoda była idealna, by mięso się nie zepsuło. Pachniało cudownie natarte czosnkiem i pieprzem. Gdy wróciły do kuchni, bulion już gotował się w najlepsze i był to idealny moment, by wybrać z niego szumowiny, co też zrobiła. Następnie dodała warzywa w całości, by wywar nabrał ich smaku. Dorzuciła też liść laurowy i ziele angielskie oraz sól. - Jeśli chcesz, leć już się wyszykować. Zajmę się resztą.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Kuchnia [odnośnik]17.02.21 10:38
Większość rzeczy zostało w londyńskim mieszkaniu przy Baker Street. Większość jej garderoby, gromadzonych latami sukienek, spódnic, koszul, piżam, trzewików, a nawet ozdób do włosów zwykle ograniczających się do wstążek i paru prostych, delikatnych spinek. Kiedy wynosiła się z mieszkania, patrząc na nadesłany anonimowo egzemplarz walczącego maga z jej podobizną i niebotyczną kwotą wrzeszcząca spod zdjęcia, pakowała się w pośpiechu, zabierając najpotrzebniejsze rzeczy. A potem przenosiła się z miejsca na miejsce pakując wszystko do skórzanej, specjalnie powiększonej walizki, wypakowując znów w innym miejscu. Nie wybrzydzała, nie grymasiła. Nie było jej stać na to, by sprawić sobie nową kreację. Nie uczyniłaby tego też z powodu ludzi, którzy w Oazie potrafili wyrywać sobie z rąk znoszony płaszcz. Potrzeba zmusiła ją do czegoś, co dotąd nie było jej potrzebne. Dotąd nie miała czasu na podobne przyjemności, na naukę podobnych rzeczy. Przez lata próbowała podnieść upadający dobytek dziadka.
Kiedy Marcella wspomniała o siostrze spojrzała na nią ze zrozumieniem i uśmiechnęła się lekko.
— Tęsknisz za nią? — spytała, powracając do krzątania się po kuchni. — Ja za Benem tęsknię— mruknęła ciszej, wzdychając przy tym. Brakowało jej jego niewybrednych żartów, idiotycznych przezwisk, ale przede wszystkim, pełnego ciepła i miłości spojrzenia starszego brata, szorstkiej dłoni chwytającej jej i silnych ramion zamykających ją w niedźwiedzim uścisku. — Wróciłam do domu. Do Contin — wyznała, przebierając palcami w suchych ziołach, raz po raz przykładając je do nosa. Zerwała kilka gałązek, by utrzeć je ze sobą w kamiennym moździerzu. — Kiedy pojawiły się plakaty przeniosłam się z Londynu do Just. Just, Kerrie i ich braci — wyjaśniła chwytając za ciężką pałkę i trąc suche listki. Zgodziła się zamieszkać z przyjaciółką wierząc, że to najlepsza opcja, bezpieczniejsza niż powrót do Szkocji, spadanie bratu na głowę, a który dla własnego bezpieczeństwa dawno powinien był się stamtąd wynieść.— Ale to był nienajlepszy pomysł, więc wróciłam do rodziców. — Miała pomyśleć, co dalej, ale póki nie powiedziała o niczym matce nie mogła się bez słowa wyprowadzić i jej tam zostawić. Będąc w domu mogła chronić ich lepiej niż zostawiając zdanych na siebie.
Zerknęła na Marcellę, chociaż nie była pewna, czy dlatego, że szukała na jej twarzy emocji, czy potwierdzenia, że wie, co ma na myśli. Kolegowały się i nawet jeśli już od dawna jej uczucia malowały się jak na dłoni, przynajmniej dla co niektórych, nie zrobiłaby nigdy niczego co miałoby popsuć ich relacje. Nie życzyła im źle, wręcz przeciwnie. Zawsze chciała, by był szczęśliwy, a wydawało jej się, że przy Figg nawet przez pewien nas był. Na jej słowa pokiwała głową, nie wiedząc kompletnie, co jej odpowiedzieć. Po chwili uśmiechnęła się jednak, szeroko i promiennie, kiedy szturchnęła ją łokciem.
— Przyjaźnimy się ponad piętraście lat — odpowiedziała jej, poważniejąc, jakby to miała być recepta na wszystko i odpowiedź na jej prośbę. Zazdrość przepracowywała samotnymi łzami, ucieczką, później kwaśnym uśmiechem, który miał być grzeczny tylko zwyczajnie nie wychodził. Nie wyobrażała sobie sobie robiącej sceny — ale nigdy nie była w podobnej sytuacji, a przecież szybciej działała niż myślała.
Dotknęła lekko jej ramienia, dziękując jej w ten sposób za zrozumienie i zabrała się do przygotowywania gęsi, wypełniania ją zrobionym farszem. Zerknęła na zegarek, kiedy Figg zaproponowała, by już uciekała się przygotować. Miały jeszcze trochę czasu.
— Gęś jest już gotowa, pomogę ci z częścią przystawek, później się zmyję i się zamienimy. Przyjdę wcześniej, wrzucę mięso na ruszt — kiedy Marcella będzie się szykować. [/b]— Zgoda?[/b]— Włożyła gęś do pieca, z którego buchnęło ciepło. — Powiedz mi, co mam robić. Co zaplanowałaś.


| zapomniałam rzucić na skutki po Tower


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Kuchnia - Page 3 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Kuchnia [odnośnik]17.02.21 10:38
The member 'Hannah Wright' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kuchnia [odnośnik]01.11.21 19:50
3.01

Noworoczny kac już prawie minął, a Steffen zaczął przygotowywać się do styczniowych wyzwań. Praca i przygotowania do wesela pochłaniały mu większość wolnego czasu, ale pamiętał o zobowiązaniach względem Zakonu Feniksa i o tym, że każdy dzień może przynieść nowe wyzwania. Wojna rządziła już ich życiem, zawładnęła nawet ślubem - długo rozważali, jak zabezpieczyć dom i jak rozsądne będzie zgromadzenie tylu przyjaciół w jednym miejscu. Czasami Steffen myślał o ukrywających się w hrabstwie mugolach i o brakach w zaopatrzeniu i odczuwał lekkie poczucie winy na myśl, że styczniowe zapasy ze spiżarni przeznaczy dla gości, na zabawę. Kiedy indziej myślał zgoła inaczej - o tym, że Isabella zasługuje na wystawne przyjęcie i że nigdy w życiu nie zaznała głodu, a on nie zdobył w tym miesiącu nawet żadnego mięsa. Może powinien kupić czarodziejską kuszę...?
Tak czy siak, na brak jedzenia nic nie poradzi - ale Isabella zdobyła przynajmniej nowe składniki alchemiczne, a dziś miał przyjść odebrać niezbędne eliksiry. Część wykorzysta sam, część odda innym Zakonnikom, z którymi będzie działał w terenie. Przekonał się już, że każda akcja może skończyć się dramatycznie, że trzeba mieć ze sobą pomocne mikstury. Narzeczona wytrwale tłumaczyła mu ich działanie, a Steff postanowił kontynuować lekcje anatomii. Po weselu, na razie zbyt wiele się działo.
Przybył do Kurnika rano, ale ku nucie rozczarowania nie zastał w kuchni Isabelli - musiała już udać się do lecznicy, ostatnio miała z Alexem ręce pełne roboty. Na stole zobaczył za to paczuszkę z eliksirami. Uśmiechnął się pod nosem, wdzięczny narzeczonej i zabrał "prezent", wiedząc, że użyje go tylko w razie potrzeby - ale świat wciąż stawiał przed nimi nowe potrzeby i nowe wyzwania.
Rozejrzał się po wnętrzu, myśląc, że już niedługo domem Belli zostanie Szczurza Jama. W sercu jednak coś go kłuło - czy Bella na pewno będzie w Somerset bezpieczna? Konflikt w Anglii zaostrzał się, dostęp do świstoklików był utrudniony, ale dzięki kontaktom Steviego... mógłby wysłać ją nawet za granicę, do rodziców. Zawsze chciała poznać jego rodzinę.
Westchnął, bijąc się z myślami. Będą musieli o tym porozmawiać - na razie zabrał jednak eliksiry i wyszedł.

/zt, odbieram od Isabelli paczkę z eliksirami


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Kuchnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach