Wydarzenia


Ekipa forum
Plac handlowy, Bury St Edmunds
AutorWiadomość
Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]23.07.21 13:03
First topic message reminder :

Plac handlowy Bury St Edmunds

W marcu 1958 roku przez miasto przeszła szatańska pożoga pozostawiając w zgliszczach większość miasta. Mordercza siła dosięgnęła także szesnastowiecznej Katedry, jaka finalnie została wyburzona, a w jej miejscu powstał plac handlowy, który jednocześnie stał się częścią traktu, biegnącego aż po sam Newmarket.
Legendy głoszą, że w mugolskim miejscu obrządków dochodziło do dziwnych incydentów i mimo, że samego budynku już nie było, to duchy zdawały się pozostać.

Rzut kością k6:
1,2 - Jeden ze straganów, tuż obok ciebie, przesuwa się nagle, a gdy odwracasz się w jego stronę, wszystkie przedmioty spadają na ziemię. Część z nich ulega zniszczeniu. Choć wiesz, że nie była to twoja wina sprzedawca od ciebie żąda rekompensaty.
3,4 - Nic się nie dzieje.
5,6 - Przeszywa cię przeraźliwe zimno, obraz przed oczyma zaczyna się nieco rozmywać. Niczym przez mgłę dostrzegasz dziesiątki ludzkich ciał rozrzuconych tuż pod ruinami Katedry - budynku, którego już nie było. Miałeś tego świadomość. Tuż nad jej dachem buchał ogień, rozprzestrzeniał się z niebywałą prędkością. Po chwili wszystko wróciło do normy, jednak do końca dnia będziesz czuć dziwne mrowienie w okolicy karku oraz niepokój.
Lokacja zawiera kości.

Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Plac handlowy, Bury St Edmunds - Page 9 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]09.11.22 16:49
20.05

Przywykł do trudnych wyzwań propagandowych, ale na widok gruzów w Bury St Edmunds - sam na moment zwątpił. Odwiedził miasto samotnie, dzień przed planowanym spotkaniem z Macnairem i lokalnymi mieszkańcami, chcąc przygotować swoje przymówienie. Musiał przygotować siebie, otrząsnąć się z pierwszego szoku na widok skutków Szatańskiej Pożogi. Nienawidził ognia.
Dirk, na szczęście, poruszał się w podobnym środowisku pewniej, prowadząc swojego pracodawcę przez puste uliczki. Zwrócili uwagę na okolice, które zachowały się w stanie nienaruszonym - część domów była całkowicie zrujnowana, część wymagała odbudowania, ale połowa miasta wciąż nadawała się do użytku. Ludzie uciekli, mugole nie wrócą, a czarodzieje wciąż lękali się tych okolic - mniej przesądni niż niemagiczni, ale przestraszeni doniesieniami o pożarze, o morderczym Cieniu. Problemem nie było zresztą to, że nie chcieli wracać - a to, że nie miał kto tutaj wracać. Z powodu antymagicznej działalności mugolskich polityków, nigdy nie mieszkało tu zbyt wielu czarodziejów. Część zginęła w pogromach, część zdradziła i wspierała mugolską ludność. Musieli zasiedlić Suffolk od nowa, magiczną krwią. Uczynić Bury St Edmunds atrakcyjnym dla uchodźców wojennych - ale choć w teorii nie powinni wybrzydzać, to miasto-pogorzelisko nie wyglądało zbyt zachęcająco.
Cornelius przedstawił namiestnikowi plan na mały teatr, mający na celu odwrócenie odpowiedzialności od Rycerzy - rządy strachem były dobre w marcu, ale nadchodziło lato, sytuację w hrabstwie należało uspokoić. Nie zmyją z siebie całkowicie krwi przelanej podczas zdobywania Suffolk, ale to już nie były tereny wroga, tylko tereny Macnaira.
Sallow nie znał się zbytnio na klątwach, ale pamiętał tą, która spopieliła jego brata. Wiedział też, że mugolska katedra była przez czarodziejów uważana za miejsce pełne magicznych artefaktów. Rycerze mieli je już w swoich rękach, skarby z podziemi kościoła okazały się niemagiczne, ale publiczność o tym nie wiedziała - i można to wykorzystać.
Obarczyć winą klątwę, a nie Śmierciożerców.
-Zdejmowałeś kiedyś klątwę na pokaz? - zwrócił się do Drew, gdy zmierzali na miejsce. Spotkali się na obrzeżach miasta, by jeszcze raz, już wspólnie, przejść obok nadających się do użytku domów. Nagród dla czarodziejów, którzy zdecydują się osiedlić w tym mieście i trochę tu posprzątać. -Podkręcę odpowiednio nastrój, ale to twoje słowa - namiestnika i specjalisty - będą dla nich ważne. - zmierzali do katedry, w której mieli się spotkać z kilkoma przedstawicielami... lokalnych czarodziejskich elit, ale to słowo na wyrost. Suffolk nie miało elit, jeszcze nie. Zaprosili na miejsce urzędnika Ministerstwa Magii (który miał tutaj daleką rodzinę i którego Cornelius przekonał do przeprowadzki perspektywą awansu) i przedstawiciela jednej z nielicznych najstarszych czarodziejskich rodzin w Suffolk. Sallow liczył, że jeden poniesie dobre wieści po stolicy, a drugi w samym hrabstwie.
Przyśpieszył kroku, widząc już zgliszcza katedry - i dwóch czarodziejów, czekających na nich w umówionym miejscu.
-Gdy załatwimy to szybko, zapraszam na obiad. Chciałbym omówić sprawy propagandy dotyczącej biografii namiestnika, "Walczący Mag" powinien coś napisać o nowych rządach w Suffolk. - zaproponował Drew, zanim dołączyli do towarzystwa.


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.



Ostatnio zmieniony przez Cornelius Sallow dnia 29.12.22 21:43, w całości zmieniany 2 razy
Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Plac handlowy, Bury St Edmunds - Page 9 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]15.11.22 11:47
Nie byłem przekonany, czy Sallow wiedział czego się spodziewać. W liście opisałem mu jedynie pokrótce jak wyglądała nieoficjalna stolica East Suffolk, ale z pewnością słowa nie mogły oddać tego, co można było ujrzeć na własne oczy. Rycerze wypełnili swoją misję, wyrwali hrabstwo z rąk parszywych karaluchów i wyzwolili lokalną, magiczną ludność, jednakże skala zniszczeń była olbrzymia i zdecydowanie największa z trzech ostatnio zdobytych miejsc. Bury St Edmunds przypominało miasto duchów, sennych mar włóczących nogami po pustych, zbroczonych posoką uliczkach. Splądrowane domy stały naprzemiennie z zawalonymi. Gdzieniegdzie dostrzegalna była ruina przykryta strzechą strzegącą nielicznych, pozostałych mieszkańców przed wiosennym deszczem. Zwęglone zwłoki zdawały się być uprzątnięte, upchane w okolicznych rowach i przysypane ziemią. Takich mogił było wiele, robili co mogli, aby móc pozostawić za sobą te feralne w skutkach dni, ale to wciąż było zbyt mało. Woń unosząca się w powietrzu nie pozostawiała złudzeń – miasto cuchnęło trupem, śmierdziało przelewem krwi, a swąd palonych włosów i topiącej się skóry mógł przyprawić o mdłości.
Wydawało mi się, że miałem wytrzymały żołądek. Sądziłem, że moje oczy widziały już wiele, ale przemierzając tymi alejkami zakręciło mi się w głowie. Nie miałem pojęcia ile potrwa odbudowa miasta, nawet nie zabierałem się za liczenie kosztów. Miałem wrażenie, iż kroczę po swego rodzaju mauzoleum, jakie już dawno zapomniało o dniach swej świetności. Pozbawione bogatych zdobień i architektonicznych nowinek przypominało bardziej upiorne cmentarzysko, gdzie śmierć miała się za pan brat z każdym kto odważył się wkroczyć na objęte jej mackami rejony. Nie dziwiłem się, iż mieszkańcy uciekli, bowiem któżby chciał żyć pośród duchów? Pośród melancholijnych wspomnień? Dzień zdawał się tutaj nie zaglądać, unoszący się pył skutecznie uniemożliwiał przedostanie się promieni światła. Cienie też siały tu zniszczenie? Wiele na to wskazywało, ale nie przypominałem sobie, aby Deirdre coś o tym wspominała. Może zapędziły się tutaj te, które uciekły spod mojej różdżki? Nie było to celowe działanie, moc Locus Nihil wciąż pozostawiała wiele pytań.
Słuchałem Sallowa w ciszy i skupieniu. Jego plan miał sens, lecz czy słowem mogliśmy zmotywować ludzi do działania? Nie potrzebowali namacalnych dowodów? Nie znałem się na propagandowych sztuczkach, dlatego pozostało mi zaufać jego doświadczeniu. Niejednokrotnie już udowodnił, że potrafił nawijać makaron na uszy.
-Co?- uniosłem brew nie kryjąc zdziwienia. -Klątwę na pokaz?- zaśmiałem się gorzko pod nosem mając nadzieję, że to był jedynie kiepski żart. Dowcip, nad którym by się dłużej zastanowić… miał sens. -Chcesz, żebym urządził mały pokaz?- przechyliłem głowę patrząc mu prosto w oczy z nieco posępną miną. Byłem profesjonalistą, nie cyrkowcem. Zatem tak się załatwia sprawy w Ministerstwie? Coś się schrzaniło, to trzeba było odwrócić kota ogonem? Gra nieczysta, godna potępienia, ale czy składałem obietnicę bycia uczciwym? Wszystko miało swoją cenę, a ja zamierzałem ją ponieść jeśli na szali stało dobro hrabstwa. Musiałem własne zasady odsunąć na bok, pamiętać o nich, ale nie czuć się za nie odpowiedzialny. Nie teraz.
-Mówiłem ci już, że nie umiem przemawiać- mruknąłem bardziej do siebie pragnąc ukryć lekko trzęsące się dłonie. Mogłem polewać alkohol, stać w grupie i rzucać kiepskiej jakości riposty, ale wygłaszanie podniosłych treści do tłumu nie było dla mnie. -Doskonale wiesz, że zahaczy to o diatrybę- zerknąłem na niego z ukosa.
Przekroczyliśmy progi ruiny katedry. Powiodłem wzdłuż niej wzrokiem, a następnie skupiłem się na przybyłych gościach. -Jasne- odparłem zwięźle. Szczerze liczyłem, że udanie się na strawę nastąpi szybciej, niżeli mieliśmy w planach.
Minuty mijały. W obrębie pogorzeliska zabierało się coraz więcej osób. Nie miałem pojęcia kim byli, bowiem panował ogromny kontrast. Od nienagannie ubranych, po tych w łachmanach, a nierzadko dwóch różnych butach. Odchrząknąłem wymownie spoglądając na towarzysza. On miał zacząć.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]20.11.22 17:46
-Klątwa na pokaz. - przyznał, nie do końca rozumiejąc, co w tym zabawnego. Gorzki śmiech Macnaira umilkł zresztą szybko, zastąpiony równie gorzką miną. Cornelius spojrzał mu prosto w oczy i przez moment nie mrugał.
-Dokładnie. - skinął głową. -Dobrze jest rządzić poprzez strach - nigdy nie był tego przeciwnikiem, wychował się w Shropshire, poddany panom, których dewizą było niech nienawidzą, byleby się bali -ale nie w opustoszałym mieście. A to wszystko to... ślady Szatańskiej Pożogi, prawda? - spojrzał wymownie na zwęglone konstrukcje budynków, a potem znów w oczy Macnaira. Śmierciożerca znał się lepiej zarówno na czarnej magii, jak i na klątwach - Cornelius szukał u niego potwierdzenia dla sensu swojej opowieści. Prawdy, przekuwanej w.... prawdę bardziej znośną dla czarodziejów. -Rycerze Walpurgii stabilizują te hrabstwa, nigdy nie zrobilibyśmy czegoś takiego. - uśmiechnął się z pełnym przekonaniem, choć obydwoje wiedzieli, że to nieprawda. -Za to są klątwy, które działają podobnie, nieprawdaż? - nie znał dokładnej nazwy klątwy, która spaliła żywcem jego brata i wszystko na swojej drodze, ale widział śmierć Solasa we wspomnieniach szwagierki, magiczny wybuch równie potężny jak ten, który zniszczył Bury St. Edmunds. -Wiem, że madame Mericourt i Cillian Macnair szukali w katedrze artefaktów świętych dla mugoli, że podejrzewaliśmy, że zostały skradzione czarodziejom. Nawet jeśli tak nie było, to nikt nie musi o tym wiedzieć. Ten kataklizm, pożar, nawet cienie - to może być ich sprawa, samobójczy zamach na miasto w obliczu porażki wojennej. Magia, którą uwięzili i która wymknęła się im spod kontroli. Mieszkańcy uwierzą wtedy, że można nam ufać, ale żeby poczuli się w zdobytym mieście bezpiecznie - muszą mieć gwarancję, że niebezpieczeństwo już nie wróci, a czyje słowa będą bardziej przekonujące niż ich własnego namiestnika, doświadczonego łamacza klątw? - wyjaśnił, mając nadzieję, że Macnair zrozumie jego tok rozumowania. Tak, Mericourt i Cillian Macnair pozostawili po sobie zgliszcza i cienie, ale prawda się przecież nie liczyła. Nie liczyło się nawet to, kto w nią wierzył - niech ludzie podejrzewają co chcą, byleby oficjalna narracja przedstawiła wybielającą nowego namiestnika wersję zdarzeń, byleby kobiety i nastolatki powtarzały sobie historię o przystojnym Rycerzu, który zabezpieczył Bury St. Edmunds. Obecność katedry w mieście działała na ich korzyść - Cornelius wiedział, że te miejsca są ważne i święte dla mugoli, że nawet czarodzieje wyczuwali tam dziwną aurę i duchy. O ile przedstawiona przez niego narracja byłaby naciągana w zwykłej mugolskiej wiosce, o tyle niemagiczni mogli przez wieki zdobyć i składować w katedrze magiczne artefakty. -Przesłuchałem burmistrza, który od lat działał tutaj przeciwko czarodziejom. W razie czego potwierdzę, że to mugole są odpowiedzialni za spisek i kradzieże naszych artefaktów. - dodał, śledztwo w sprawie tamtej szajki również działało na ich korzyść.
Uśmiechnął się promiennie, gdy Drew zwątpił w swoje umiejętności oratorskie.
-Spokojnie, w razie potrzeby złagodzę albo uzupełnię twoje słowa. Nie liczy się to, jak będziesz przemawiał, ale to, co powiesz po małym pokazie. Mogą to być konkretne słowa, perspektywa... profesjonalisty. - zapewnił. Wyczuwał niechęć do wystąpień publicznych zarówno od Macnaira, jak i od Mericourt, a z Mulciberem nawet nie miał śmiałości poruszyć jeszcze tematów - ale ich nowa rola, wyznaczona przez Czarnego Pana, wymagała przecież pokazania się ludziom. Dotychczas sądził, że to legilimencja pomoże najbardziej Rycerzom, ale w obliczu awansu Śmierciożerców - jego doświadczenie w roli Rzecznika stawało się coraz cenniejsze. Nie opuści przecież ich boku, pomoże wdrożyć się w nową rolę, tak jak służył Cronusowi, a wcześniej nawet szalonej Wilhelminie Tuft.
Umilkł i wyprostował się, gdy znaleźli się wśród ludzi. Drew miał okazję zobaczyć, jak Sallow zrzuca skórę - z konkretnego i pragmatycznego propagandzisty w mgnienie oka przeobrażając się w kogoś o łagodnym uśmiechu, pewnej siebie posturze i niemalże ciepłym tonie głosu.
-Panie Buchanan. - ukłonił się sędziwemu czarodziejowi, którego rodzina od wieków mieszkała w Suffolk. -Dzień dobry, panie Dippet. - podał rękę znajomemu z Ministerstwa. -Dziękujemy za tak liczne przybycie. - zwrócił się do zgromadzonych ludzi, przesuwając wzrokiem po różnorodnych twarzach i strojach. Zanotował w pamięci, by podziękować potem Buchananowi za ściągnięcie tego drobnego tłumu.
-Mam przyjemność gościć w Suffolk z ramienia Ministerstwa Magii - jego twarz była na tyle rozpoznawalna, by nie musiał się przedstawiać, nie od razu. Teraz najważniejszy był Drew. -i wraz z namiestnikiem Suffolk, Drew Macnair, Kawalerem Orderu Merlina, być świadkiem konkluzji śledztwa w sprawie magicznej katastrofy w Suffolk. Katastrofy spowodowanej skandalicznym podejściem mugoli do magii oraz kradzieżą magicznych, przedwiecznych artefaktów. Pan Macnair jest doświadczonym łamaczem klątw, który będzie w stanie stwierdzić, czy w katedrze pozostały jeszcze jakiekolwiek ślady po niefrasobliwości niemagicznych.


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Plac handlowy, Bury St Edmunds - Page 9 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]06.12.22 22:06
Westchnąłem pod nosem i pokręciłem głową widząc jego minę oraz niecierpiący sprzeciwu wzrok. Nie żartował, miałem stanąć przed tłumem i udawać, że klątwa tego miejsca stała się przeszłością, plamą na kartach historii spowodowaną działaniami mugoli oraz wspierających ich zdrajców. Przez moment żałowałem, że kłamstwo nie przechodziło mi przez usta z równą lekkością co jemu, ale szybko uzmysłowiłem sobie jak długie miał lata praktyki. Za ogromnym doświadczeniem nie stały tylko słowa, ale gesty i postawa zmieniające się niczym na zawołanie. To była jego praca, tak samo jak moją były klątwy i jedyne co miałem wówczas zmienić to formę przekazu. Mogłem wyobrazić sobie, że to nauka większej grupy czarodziejów, pokaz ściągania przekleństwa bez ujawienia niewielkiego szkopułu.
-Tak- odparłem zwięźle. Nie było sensu rozwodzić się nad powodami rzucenia takowej, na pewno mieli ważny powód. Tańczące płomienie pożerały wszystko, rozprzestrzeniały się z szybkością podobną do swej niszczycielskiej siły.
Zaśmiałem się pod nosem, kiedy z przekonaniem stwierdził, iż to nie nasza robota. Zapewne gdyby wmawiał mi tak przez parę godzin, to sam bym w to uwierzył. -Jasne, że nie. Nigdy byśmy nie skrzywdzili niewinnych- odparłem utrzymując jego ton wypowiedzi. Propaganda miała ogromną moc, być może nawet większą niżeli złowieszcza Szatańska Pożoga. -Nie ma żadnej, która uczyni podobne straty. Wiecznego płomienia sieje znacznie mniejsze zniszczenie, działa bezpośrednio na osobę, która wkroczy na teren objęty przekleństwem- odparłem, po czym widząc jego minę szybko otrzeźwiałem. -Ale oczywiście istnieją modyfikacje i metody pozwalające wzmocnić jej działanie- dodałem właściwie od razu. Po części była to prawda, ale niemożliwym było zmienić formułę na taką skalę. Nikt jednak nie musiał o tym wiedzieć, tym bardziej jeśli padało to z ust osoby mogącej pochwalić się wielką wiedzą i doświadczeniem.
Wsłuchiwałem się w słowa Sallowa i kiwałem wolno głową. Starałem się zapamiętać jego historię tak, jakby była w pełni prawdziwa. -Pomagali im w tym zdrajcy naszej krwi, którzy gotów byli pławić się w zapewnionych przez mugoli luksusach bez względu na cenę. To oni odpowiadali za klątwę- dodałem po chwili od siebie. Kąśliwy uśmiech zatańczył w kącikach moich ust. Lubiłem moment, w którym całe zło świata opieraliśmy na ich barkach. Nie dało się ukryć, iż historię pisali zwycięzcy. -Jeden z nas oddał życie za wolność hrabstwa, został bestialsko zamordowany.- zerknąłem na Sallowa szukając w jego oczach poparcia względem tych słów. Nie znałem Lykannona osobiście, ale sam fakt, iż uczestniczył w równie trudnej walce świadczył o jego oddaniu sprawie i odwadze. Zapewne za jego śmiercią nie stał wróg, ale o tym również nikt nie musiał wiedzieć. Jedynymi świadkami pozostawali Cillian i Deirdre, którzy byli gotów przymknąć oko na wszelkie niedociągnięcia. -Myślę, że zagranie na emocjach też może coś wskórać- nie znałem się na przemowach, ale odnosiłem wrażenie, iż element swego rodzaju poświęcenia budził pozytywne emocje. W głowach tych, którzy uważali, że spalenie miasta było celowe, mogłoby się zrodzić pytanie, czy gotów bylibyśmy poświęcić do tego czynu swoich. Niepewność, wątpliwości – to wbrew pozorom też był dobry grunt dla silnego charakteru.
-Żyje jeszcze?- spytałem. Wieść o burmistrzu nieco mnie zdziwiła, albowiem z chęcią sam uciąłbym sobie z nim pogawędkę. Wątpiłem jednak, aby wciąż mógł oddychać o własnych siłach. Wielka szkoda; potwierdzenie z jego ust odnośnie mugolskiej ofensywy i zamachu byłaby wyjątkowo cenne.
Rozłożyłem szeroko ręce i westchnąłem. -Zatem wszystko mamy ustalone- odparłem, kiedy próbował wesprzeć mnie na duchu. Dziwnym było obnażać swe słabości, ale czyż nie ich świadomość była oznaką prawdziwej siły?
Z ukosa spoglądałem na Sallowa, który niczym wąż zrzucił skórę i wszedł w zupełnie nową, pozbawioną swego rodzaju ostrości i bezwzględności. Był niczym artysta na scenie, jaki nie mamił sztuką, lecz słowem i aparycją. Wyprostowany kroczyłem z nim ramię w ramię i wymieniałem uprzejmości z przesadnie miłym uśmiechem, po czym skupiłem wzrok na niewielkiej publice, a uwagę na rozpoczynającym przemówienie. Kiedy wypowiedział moje imię przeniosłem spojrzenie na zebranych i skinąłem lekko głową. Nie wchodziłem mu w słowo, jeszcze nie widziałem takiej potrzeby. Wolałem przejść do czynów, dlatego chwyciłem wężowe drewno i kiedy wspomniał o ciążącej na tym miejscu klątwie przykucnąłem, i przesunąłem palcami wzdłuż osmolonej powierzchni. -Magia w tym miejscu wciąż jest niestabilna- zacząłem czując, że zrobił mi przestrzeń do wypowiedzi – oby krótkiej. -Sam przebieg wydarzeń, jakie miały tutaj miejsce, wskazuje, iż zwolennicy mugoli posiadali w swych szeregach czarodzieja wyjątkowo wprawionego w sztukę nakładania klątw, bo z takową bezsprzecznie mamy do czynienia. Zniszczenia wskazują na przekleństwo Wiecznego Płomienia, jednakże musiało zostać one zmodyfikowane- zerknąłem wpierw na Sallowa, a następnie na ludzi. -Musieli wzmocnić jej działanie i nie wykluczam, że uczynili to właśnie za pomocą skradzionych artefaktów. Prawdopodobnie to one zapewniły im również ochronę przed samounicestwieniem, albowiem jak powszechnie wiadomo klątwy działają na wszystkich, nawet tych co je nałożyli. Te runy- wskazałem dłonią miejsce na posadzce, choć rzecz jasna nic tam nie było, ale zebrani nie mogli o tym wiedzieć. -Służą do pętania ofiar, uniemożliwienia im ucieczki. To mi wygląda na pułapkę, a zarazem broń, którą szykowali od dawna- zamilkłem chcąc, aby Sallow coś dodał. Uwiarygodnił to, co właśnie powiedziałem.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend


Ostatnio zmieniony przez Drew Macnair dnia 19.12.22 21:31, w całości zmieniany 1 raz
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]07.12.22 20:20
Lata doświadczenia w polityce powstrzymały go od westchnięcia, pomogły zachować pokerową twarz. Drew Macnair był namiestnikiem tych ziem, niejako odpowiedzialnym za okoliczne tragedie i zdarzenia - nawet, jeśli z Pożogą nie miał nic wspólnego, na co wskazywała jego mina i lakoniczne wyjaśnienie. Chętnie dowiedziałby się więcej o czarnej magii, o tym zaklęciu (nawet, gdy ogień wzbudzał lęk), ale Drew chyba nie miał ochoty się rozwodzić. Cornelius zracjonalizował zresztą prędko, że jeśli Rycerze użyli tutaj Pożogi, to musiały być ku temu strategiczne powody: mugoli było na tych ziemiach więcej, ruch antymagiczny działał od lat, a nawet szanse najpotężniejszych czarodziejów malały w obliczu przewagi liczebnej. Zwłaszcza mugoli, którzy wiedzieli, jak walczyć z magią. Lykanon Harkness okupił tamto starcie życiem, a Deirdre - mimo pożaru - zdołała pojmać majora i burmistrza. We wspomnieniach jednego z jeńców Cornelius odnalazł plany śmiałego ataku na Londyn, ataku, który (niechcący, bo uprzedzając ich zamiary?) udaremnili rozbijając mugolskie siły w Suffolk. Poświęcenie Bury St Edmunds zasiało strach w ich przeciwnikach, niezależnie od intencji i efektów i przemyślenia tej strategii było warto.
Zwykli ludzie nie rozumieli jednak, że wojna wymaga poświęceń, również z ramienia własnych władz. Propagandowo lepiej będzie zrzucić winę na kogoś innego, bo nazwanie tej winy było niezbędne do ponownego zasiedlenia miasta, do pokonania ludzkiego lęku. Najbardziej przerażało to, co nienazwane, co nieznane. A obecność czarodziejskich artefaktów w mugolskiej katedrze i ekspertyza doświadczonego runisty stwarzały idealną okazję do uwiarygodnienia propagandowej wymówki. Myślał o planie na dzisiaj już dłuższy czas, choć przezornie nie podzielił się z Drew koniecznością "kłamania" aż do ostatniej chwili, instynktownie czując, że Macnair będzie miał pewne opory. Sallow widział to nieco inaczej, ich historia nie była kłamstwem, a koniecznością - a wina mugoli była prawdą, wszak gdyby nie ich opór i prześladowania czarodziejów, użycie siły przez Rycerzy byłoby... mniej proporcjonalne. Akcja - reakcja.
-Nigdy. - potwierdził, z satysfakcją zauważając, że Macnair zaczyna uzupełniać plan, że podchwycił jego narrację. Po przełamaniu początkowych oporów, zaczynało się to robić proste - ekspertyza Drew sama pozwoli mu uzupełnić luki. Nie na taką skalę nie brzmiało niby obiecująco, ale wystarczyła sekunda, by Drew uznał, że istnieją modyfikacje. -Artefakty w katedrze miały kilkaset lat, podejrzewaliśmy, że są wyjątkowo potężne. - uzupełnił gorliwie, choć nie znał się na klątwach, jedynie na historii. Wiedział, że Deirdre i Cillian mieli wydobyć stąd te obiekty, że robili sobie nadzieję co do ich rzadkości. Okazały się cenne, ale jedynie materialnie - złoto czegoś zwanego relikwiarzami nie było przesiąknięte magią, kości nie były przeklęte. Ale o tym wiedzieli tylko Rycerze.
-Widziałem kiedyś skutek ognistej klątwy, w czyiś wspomnieniach. - nie uściślił, czy w myślodsiewni czy podczas legilimencji, ale Drew pewnie się domyślał. Klątwy Wiecznego Płomienia, albo może Stosu? Szwagierka mu to tłumaczyła, ale nazwy zmyły się we wspomnieniu śmierci brata. -Dla laika jest tak przerażająca, że skala się nie liczy. - podzielił się własnymi emocjami - niechętnie przyznawał się do strachu, ale czego się nie robi dla dobra propagandy.
Pokręcił lekko głową na słowa o burmistrzu, niezadowolony z takiego obrotu spraw. -Odniósł ciężkie rany. - był osłabiony lub ranny już w trakcie przesłuchania, po powrocie z katedry. Nie znał się anatomii, następnym razem wezwie uzdrowiciela.
Opracowawszy plan i podzieliwszy się nawzajem słabościami, byli gotowi na spotkanie z czarodziejami z Suffolk i Londynu. Cornelius był świadom, że sama obecność rzecznika Ministerstwa i namiestnika hrabstwa będą znaczące i pokrzepiające. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, ich słowa przywrócą wiarę w bezpieczeństwo Suffolk, a czyny Drew - propagandowo pokażą zaangażowanie nowego namiestnika.
Obserwował krótką przemowę Drew i jego mowę ciała, starając się wychwycić ewentualne kwestie do późniejszej korekty. Nie przyzna nigdy Macnairowi, że zamierza go podszkolić z wystąpień publicznych - mężczyźni w pozycji władzy byli na to zbyt dumni - ale nieprzypadkowo zaproponował mu spotkanie z grupką czarodziejów przed zaplanowaniem większych wystąpień podczas Wielkich Łowów. Zdoła zobaczyć, czy Macnair faktycznie sprawdza się przed publicznością tak źle, jak uważał - był młody i przystojny i serdecznie się uśmiechał (choć nad szczerością tego uśmiechu można popracować), pasowała do niego rola namiestnika.
-Tragedia w Bury St. Edmunds to namacalny dowód katastrofalnych skutków zetknięcia się mugoli z magią, próbą zawładnięcia czymś, czego nie rozumieją. Przesłuchaliśmy baroneta i burmistrza miasta, zagorzałych wrogów czarodziejów. Rodzina burmistrza od pokoleń zwalczała wszelkie przejawy magii w Suffolk, ale zarazem pozyskiwała informacje i artefakty. - podchwycił kontakt wzrokowy z jednym z obecnych tutaj czarodziejów, którego rodzina od dawna mieszkała w hrabstwie, skrywając się przed prześladowaniami. To on, jeszcze w zimie, podrzucił mu trop. -Baronet, z kolei, był świadkiem pożaru w Londynie w czerwcu 1956. Niewykluczone, że to właśnie on podsunął mu zbrodniczy pomysł ognistej pułapki. Dla mugolskich elit nie liczyło się dobro hrabstwa, ani nawet mugoli. Tylko nienawiść. Kodeks Tajności i niemieszanie się w mugolskie sprawy, umożliwienie im przejęcia pieczy nad czarodziejskimi artefaktami i niepodjęcie interwencji - doprowadziło nas do tej sytuacji. Z przesłuchania wynikło, że baronet planował kolejne ataki, na Kent i Londyn. Zdobycie Suffolk przez nasze siły uniemożliwiło dalsze zbrodnie, a poświęcenie Bury St. Edmunds - ochroniło czarodziejów w całej Anglii. - uniósł lekko podbródek, święcie wierząc w to, co mówił. Wspomnienia przesłuchanego więźnia przeraziły nawet jego. -Dlatego nie zostawimy tego miasta w tym stanie, Bury St Edmunds nie zostanie zgliszczami z powodu mugolskich zbrodni. Odbudujemy je! - zachęcił, chcąc zasiać w słuchaczach zapał i nadzieję na ponowne zasiedlenie miasta. -Namiestnik Macnair jest bohaterem wojennym, ale zanim zaangażował się w czynną walkę, poznał magię niedawnych anomalii, doskonale zna się na klątwach. Oceni kwestię stabilizację magii, by zapewnić bezpieczeństwo temu miejscu. - zerknął zachęcająco na Drew. Czas na uspokojenie czarodziejów lub na mały teatr.



Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Plac handlowy, Bury St Edmunds - Page 9 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]28.12.22 22:32
Być może nadejdzie dzień, w którym to Sallow zapragnie poszerzyć swą wiedzę o sztuce zaklinania tudzież samej czarnej magii, a wtem będzie mógł usłyszeć ode mnie znacznie więcej niżeli tego popołudnia. Ograniczałem się do minimum nie bez powodu – wolałem czym prędzej przebrnąć przez ten teatrzyk, odegrać swoją rolę i udać się na strawę, bowiem nie lubiłem zajmować się rzeczami, w których byłem po prostu słaby. Rozmowa twarzą w twarz nie sprawiała mi żadnych problemów, lecz jeśli miałem wygłosić cokolwiek przed większą ilością osób, które całą swą uwagę skupiały na mnie, to robiło mi się niedobrze. Być może nieco ze stresu, być może wątpliwości, czy nie palnę niczego na miarę swych nędznych żartów, jakie to miałem w zwyczaju opowiadać. Dar mówcy nie był dla mnie łaskawy, motywujące gadki także zostawiałem lepszym od siebie, dlatego postawione wyzwanie, nijak porównywalne ryzykiem do ataku na Fort, było dla mnie wyjątkowo trudne. Nie chciałem się jednak poddawać, pokazywać i zarazem godzić ze słabościami, więc z uniesioną głową udawałem, że byłem właściwą osobą, na właściwym miejscu.
W każdej innej sytuacji prymitywne utwierdzanie się w kłamstwie mimowolnie wywołałoby na mojej twarzy zgryźliwy uśmiech, ale dziś starałem się przyjmować pozę przejętego. Zdruzgotanego licznymi stratami, śmiercią i cierpieniem okolicznych mieszkańców, którzy musieli borykać się z fatalnymi skutkami wojny, ale przy tym pewnego, że najważniejszy krok do wolności został wykonany. -Brak tych artefaktów był poważną stratą dla historii czarodziejów- dodałem pod nosem, właściwie do siebie. W ostatniej chwili przygryzłem wargę i uniknąłem ironicznego wyrazu, co jednak Sallow mógł dostrzec w moich oczach. Z każdym kolejnym słowem wszystko brzmiało coraz bardziej absurdalnie, najmniejszy problem rósł do rangi ważącego na losach wojny, lecz jeśli tak to właśnie miało wyglądać, to nie zamierzałem niczego podważać. W kwestii propagandy ufałem Corneliusowi wszak nie bez powodu był rzecznikiem Ministerstwa Magii.
-Ciekawy widok, nieprawdaż?- uśmiechnąłem się pod nosem obserwując zmiany na jego twarzy. Grał, czy ten żywioł faktycznie przyprawiał go o dreszcze? Sam byłem świadkiem tego typu przekleństw; dwukrotnie nie potrafiłem w czas zareagować i pozostawało mi wsłuchiwać się w krzyk ofiary, zakrywać nos przed paskudnym smrodem topiącej się skóry. Oplatające ciało jęzory ognia, ślizgające się po jego powierzchni i pozostawiające za sobą jedynie zwęglone wspomnienie życia były dowodem potężnej siły. Widok niewyobrażalny, była to śmierć w najgorszych męczarniach. -Myślę, że dla laika najważniejsze jest to, że nie on był na miejscu tego pechowca. Każdy zdaje sobie sprawę, z jakimi katuszami się to wiąże- odparłem zgodnie z własnym przekonaniem.
-Zatem nie obrazi się, jeśli odwiedzę go z kuflem piwa?- uniosłem wymownie brew, a warga nieco mi zadrżała. Pytanie retoryczne i rzecz jasna ostatnie o czym myślałem, to zapewnić mu dobrego trunku, ale spotkanie naprawdę mogło przynieść mi sporej ilości informacji. Wątpiłem w jego chęć współpracy, choć skoro jeszcze żył to przypadkiem nie rozplątał mu się język? Nieprzydatnego karalucha już dawno by zgnietli, a szczególnie Deirdre.
Kiedy oddałem głos Corneliusowi sam przyglądałem się osmolonym płytkom i udawałem, że szukam jakiś połączeń, kolejnych run mogących świadczyć o strzępkach przekleństwa ciążących na tym miejscu. Wydawało mi się, że gdybym od razu wstał i skupił się na towarzyszu, to zebrani mogliby wyczuć, iż to wszystko śmierdzi kłamstwem. Jaki łamacz klątw określiłby jej pochodzenie i potrafił ją złamać po kilkusekundowej analizie? Nawet cieć sprzedający używane ciżemki za słój łoju zdawał sobie sprawę, że wszystko wymagało czasu. Paplający Sallow zapewniał mi te cenne minuty, a ja nie zamierzałem ich marnować, dlatego mamrotałem pod nosem tylko sobie znane słowa (korzystając przy tym z języka rosyjskiego, który nie był nader popularny na angielskich ziemiach), jakby na tym polegała moja praca. Momentalnie podniosłem się, niby zaalarmowany nowym odkryciem i skupiłem wzrok na ścianie znajdującej się za nami, nieco po prawej stronie. Ruszyłem w jej kierunku utrzymując wężowe drewno skierowane na podłogę, jakoby na linię, jaka miała łączyć tamtejsze runy z tymi, znajdującymi się u podstawy tudzież na samej jej powierzchni. Wpierw butem odsunąłem resztki odłamków, a dopiero później przetarłem dłonią wierzchni kurz ze ściany. Ściągnąłem brwi, choć nikt nie mógł tego widzieć i dopiero po chwili wywróciłem oczami, czego również tylko ja mogłem być świadkiem, na własne zaangażowanie w tę szopkę. Czułem się jak skończony idiota, ale liczyłem, że Sallow poleje mi później ognistej, zamiast prawić morały. Naprawdę się starałem.
-Nie jest tu bezpiecznie- chyba wtrąciłem mu się w słowo, jaka szkoda. -Nie podejmę próby ustabilizowania magii, kiedy tyle osób znajduje się w środku. To wymaga czasu oraz może przynieść wiele nieoczekiwanych skutków. Dopiero, kiedy upewnię się, że pozostałem sam zajmę się problemem. Czas jest istotny, strzępki magii mogą połączyć się na nowo i uaktywnić nie tylko przekleństwo, ale wszelkie poczynione jego modyfikacje. Ktoś tutaj namieszał, czarna magia pragnie zebrać żniwa- starałem się być przekonywujący, zachować pewny ton. No i pięknie, czeka mnie spędzenie całej nocy w tej parszywej katedrze, dzięki, kurwa, Sallow. Chciałeś dramatycznie, to masz dramatycznie.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]28.12.22 23:27
Nie potrzebował ironicznego uśmiechu, by wyczuć ironię.
-Nie wiedzieliśmy, że to nie artefakty. Mugole otaczają je czcią, co najmniej jakby były magiczne. - właściwie kojarzył ich wierzenia (bez szczegółów, ale sam fakt ich istnienia, kościół, do którego chodziła Layla...) na tyle, by wiedzieć, że niemagiczne przedmioty też mogli otaczać kultem. Przezornie postanowił jednak nie chwalić się Macnairowi znajomością mugolskich obyczajów...
-Nie ma potrzeby hamować rozbawienia, póki nie jesteśmy przy ludziach. - uśmiechnął się zachęcająco. Towarzystwo kogoś, kto nie boi się czasem wznieść oczu do góry bywało przyjemnie odświeżające. Z Corneliusa ojciec wyplenił podobne odruchy. Pasem. Tylko brat miał odwagę przy nim ironizować.
Ciekawy widok. Wzdrygnął się, nie zapanowawszy nad własnymi nerwami. Wziął głęboki oddech i uśmiechnął się uprzejmie.
-Mój brat spłonął żywcem. - poczuł się w obowiązku poinformować Drew, który ewidentnie o tym nie wiedział. Nie miał mu tego za złe, chciał jedynie uniknąć dalszych niezręczności.
I może - sprawdzić, czy namiestnika Macnair łatwo zaszokować.
-Starszy, Solas Sallow. Na wyprawie dla Gringotta. - uzupełnił uprzejmie, niepewny, jak ściśle znali się badacze klątw i artefaktów.
Westchnął ciężko, grzeczny uśmiech spełzł z jego twarzy.
-Był pod Imperiusem Deirdre, kazała mu publicznie napaść - zgwałcić -własną córkę. Gdyby wszystko przebiegło tak, jak chciała, mieszkańcy pewnie by tego nie zapomnieli - ale ktoś ją uratował, a po nim ślad przepadł. - przyznał, nieco niechętnie - niepewny, jak zareaguje na to pan tych ziem. Myślał, że omówili już to ze Śmierciożerczynią, ale może uznała burmistrza za płotkę, w końcu... -Wyciągnęliśmy z niego wcześniej wszystkie informacje - i adresy ukrywających się polityków, grubszych szych. - zapewnił.

Następnie dołączyli do zgromadzonych przez katedrą ludzi, a Drew rozpoczął małe przedstawienie. Jak na amatora, szło mu całkiem nieźle - Cornelius docenił brzmienie obcojęzycznych słów, pozorowane skupienie. Bardziej od zachowania Macnaira liczyły się zresztą jego kwalifikacje i pozycja, które Sallow opisał słuchaczom. Ekspert, namiestnik, bohater.
Zamilkł, gdy Macnair wtrącił mu się w słowo - przynajmniej wypadło to naturalnie, dobry detal. Jeden z czarodziejów spojrzał na Drew niespokojnie.
-Ale... będzie bezpiecznie?
-Tak, namiestnik musi jedynie w spokoju zbadać zagadnienie i wyplenić stąd magię. - uzupełnił prędko Cornelius, dławiąc panikę w zarodku. Pomijając emocje, Drew obrał dobrą taktykę - rozwiązanie problemu, który mógł spowodować takie zniszczenia nie mogło być za proste, zbyt łatwe. Czas uwiarygodni historię, pokaże oddanie namiestnika.
-Dziękuję państwu za uwagę - tłumek był już świadkiem przemowy i pracy, tyle wystarczy. Nie zamierzał nadwyrężać cierpliwości Macnaira, który swobodniej czuł się chyba w mniejszym gronie. -i poinformujemy o dalszych postępach. Będę towarzyszył namiestnikowi, by spisać raport dla Ministerstwa. - postanowił lojalnie, nie zostawi go w tej katedrze samego i znudzonego.
Ludzie zaczęli się rozchodzić, a Drew i Cornelius weszli do ruin katedry.
-I jak? - zagaił ściszonym głosem. -Nie było chyba tak źle? - może nie musieli tu siedzieć do nocy, może wystarczy, że ktoś zobaczy ich za kilka godzin. Rozejrzał się po zgliszczach, wciąż emanujących dziwną energią.
-Na pewno nic tu nie ma? - zapytał z nagłym ukłuciem lęku. Może jednak bywał trochę przesądny.

rzucam na ducha!




Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Plac handlowy, Bury St Edmunds - Page 9 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]28.12.22 23:27
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Plac handlowy, Bury St Edmunds - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]29.12.22 20:06
-Powiedzmy, że staram się wejść w rolę- odparłem w kwestii uśmiechu, aczkolwiek wciąż zastanawiałem się co miał na myśli odnośnie mugoli. Czyżby wiedział o nich więcej niżeli na zwykłego czarodzieja przystało? Mogliśmy się nad tym rozwodzić, szukać błazenady w potrzebie znajomości ich przyzwyczajeń, obyczajów, a także historii, lecz czy właśnie ta wiedza nie dawała niesamowitej przewagi? Wojska wroga poległy w głównej mierze przez brak informacji o naszej sile i potędze magii, która była bezlitosna wobec ich broni. Głupcy nie mieli żadnej szansy na obronę. Co jeśli jednak zostaliby w tym kierunku przeszkoleni? Wymyślili plan mający za zadanie stłamsić nasze możliwości, tym bardziej że przeklęci rebelianci przysięgli im pomóc? Być może wielu uważało dyskusję o mugolach za zbędną, lecz ja w tej kwestii miałem zupełnie odmienne zdanie. Póki co jednak odpuściłem temat wierząc, iż nadejdzie jeszcze dobra okazja, aby go omówić; w szczegółach, spokoju i przy dobrej butelce.
Ścisnąłem usta w wąską linię i skinąłem wolno głową. Czyżby kij w dupie Sallowa był wynikiem nie tylko pracy, ale i przeżyć? -Ahh- zacząłem, lecz nim odnalazłem jakiekolwiek słowo otuchy, żeby nie wyjść na totalnego dupka, towarzysz odezwał się ponownie z zamiarem kontynuacji opowieści. -Ten Gringott to jedno wielkie łajno- machnąłem ręką na samo wspomnienie tego parszywego miejsca. -Jest kogo wspominać, czy klątwa okazała się przysługą?- spytałem z lekkim dystansem. Nigdy nie potrafiłem współczuć, podobnie jak dziękować. Licytacja kto miał gorzej? Zatracanie się w czymś co już nie powróci? To nie było w moim stylu, bowiem od dawien dawna powtarzałem sobie, że skoro jeszcze żyłem, to na cholerę miałem marnować czas na dywagacje o przewrotnym losie. Karma była suką, ale tylko dla tych, którzy pozwolili wejść sobie na głowę. -Kiedyś wypijemy jego pamięć- dodałem widząc, że przez jego kamienną twarz nie przedzierała się satysfakcja.
-Napaść?- przechyliłem głowę, a w kącikach ust pojawił mi się przebiegły uśmiech. -Wyobraźnia Deirdre nie przestaje mnie zaskakiwać, nie można się z nią nudzić. Pewnie publiczny lincz zrobił swoje- machnąłem ręką. -Nic straconego- skwitowałem nie czując żalu, że pozbyli się burmistrza nim zdążyłem zamienić z nim parę słów. Co prawda chciałem, aby sam obnażył kłamstwa mugoli przed mieszkańcami, jednak czy osób, które mogły to uczynić nie było na pęczki? Sallow wspomniał o szychach. To dobrze.

Będzie bardzo bezpiecznie. Wyjątkowo. Siądziemy sobie pod okurzoną ścianą i spijemy to, co zostało w mojej piersiówce, bo szczerze wątpiłem, aby towarzysz pomyślał o trunku. Prawdopodobnie nie przypuszczał, że przyjdzie nam spędzić tu całą noc. Cholerne kilkanaście godzin w tym ponurym, splamionym mugolską krwią miejscu. Rzecz jasna nie powiedziałem tego głośno, ale Sallow mógł wyczytać z mojej twarzy jak bardzo ten pomysł mi się podobał.
Skinąłem głową opuszczającym katedrę, po czym kiedy zostaliśmy sami sięgnąłem dłonią do wewnętrznej kieszeni marynarki. Złociutka, pachnąca ognista wypełniła moje wargi, co było najlepszą nagrodą za teatr, w jakim musiałem brać czynny udział. -Gorzej niż myślałem- rzuciłem mu kpiące spojrzenie i ruszyłem w kierunku nadpalonych ław. -Potrafisz tak łgać, że nawet gdyby żoneczka zobaczyła cię z haremem innych kobiet w łóżku wmówiłbyś jej własną niewinność. Kochanie, to nie tak jak myślisz- rzuciłem zmieniając ton głosu w trakcie ostatniego zdania na nieco bardziej piskliwy, przerażony.
Roznoszące się echem pytanie sprawiło, że odwróciłem się do Sallowa i uniosłem wysoko brwi.
-Myślisz, że gdyby nic tu nie było, to siedziałbym tu kilka następnych godzin? Wierz mi, że wizja wykwintnej strawy i ponętnego biustu była znacznie apetyczniejsza- wywróciłem oczami i sięgnąłem ponownie po różdżkę. Naprawdę uwierzył w te brednie? Nie mogłem nie spróbować go podkręcić. -Będziesz tak stał i się patrzył? Chwytaj za różdżkę, mamy robotę do zrobienia- dodałem i właściwie od razu się obróciłem, aby ukryć ironiczny uśmiech.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]29.12.22 20:06
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 2
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Plac handlowy, Bury St Edmunds - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]29.12.22 21:24
-Brawo. - uśmiechnął się półgębkiem. -Niezależnie od ich bezużyteczności, atak zachwieje morale mugoli. Tych, którzy o nim usłyszą i co uciekli. - wielu nie przeżyło. Nie rozwodził się nad tym, ale z jego tonu i słów wynikało, że faktycznie wie co-nieco o mugolskich zwyczajach - i był gotów się tym podzielić. Choć nie mógł wziąć udziału bezpośrednio w atakach na Staffordshire, pomógł wtedy Rookwood i Bulstrodowi zlokalizować strategiczne punkty mugolskiej infrastruktury. Gdy opowiadał o tym, że chciał zrozumieć ich świat i propagandę w celu skutecznej kontrpropagandy. Nikt nie podejrzewał, że faktycznie spędził kilka lat rozdarty pomiędzy niemagicznym i magicznym światem. Dzielił się zatem wiedzą chętnie i będzie wdzięczny za chęć strategicznego wykorzystania tej niezamierzonej "ekspertyzy".
Zdołał utrzymać cień uśmiechu na twarzy, wzruszając lekko ramionami.
-Nasz ojciec też tak mówił. - zmarnujesz się w tej pracy, Solas i stary miał rację. Cornelius zawsze podziwiał brata za asertywność, ale z perspektywy czasu jego sprzeniewierzenie się rodzinnym tradycjom pracy w polityce było jedynie głupim buntem o śmiertelnych skutkach. -Zawsze byłeś wolnym strzelcem? - zainteresował się. Gringott przyciągał łamaczy klątw, ale z jakiegoś powodu Drew okazał się odporny na prestiż banku.
-Jest. - westchnął. Dawno o nim nie mówił. Zawahał się, wiedząc, że gdyby brat wciąż żył, jego własne życie z pewnością ułożyłoby się inaczej. Nie byłby już jedynym synem z perspektywami na dom po rodzicach, ale co ważniejsze - Solas nie pochwalałby tego... wszystkiego. Spalonego miasta, działań, do których posuwali się Rycerze. Pewnie pozostałby zaszyty wśród swoich książek, ale jego głos wystarczyłby by zasiać w Corneliusie niepotrzebne ziarno zwątpienia. -Dziękuję. Wzniesiemy toast. - skinął Drew głową, po raz pierwszy orientując się ze smutkiem, że może brat będzie lepszy jako wspomnienie, niedościgniony ideał, toast. Że żywy człowiek tylko wszystko by... komplikował.
-Publicznie zgwałcić. - uściślił, widząc, że Drew będzie ciągnął go za język. Gdy usłyszał ten pomysł po raz pierwszy, było mu niedobrze, ale zdążył już oswoić się z tamtym wspomnieniem. Z uwagą przyjrzał się Macnairowi i... odetchnął z ulgą. Nie znał jeszcze temperamentu i poglądów każdego ze Śmierciożerców - dobrze, że podeszli z Deirdre do tej sytuacji tak samo. Pokiwał głową, mugole nie rozumieli dobrze działania Imperio, obłęd burmistrza na pewno zatarł w ich głowach wszelkie pozytywne wspomnienia o tym człowieku.

Nie pomyślał o trunku. Nie pomyślał też o tym, że Drew dla uwiarygodnienia historii postanowi spędzić w katedrze całą noc - to miała być szybka przygoda. Macnair był jednak Śmierciożercą, namiestnikiem hrabstwa i ekspertem od klątw, miał ostatnie słowo i wiedział jak uwiarygodnić ich propagandowe plany.
Nie spodziewał się żartu, ale roześmiał się.
-Kłamanie to sporo pracy. Wymazałbym jej pamięć. - wzruszył ramionami, bo z kreatywnością zawsze wygrywał pragmatyzm. -Confundus nawet nie męczy. - znał każdy sposób modyfikacji pamięci, od legilimencji przez Oblivate. Najprostsze bywały czasem najpewniejsze. -Wiesz, że rozwala też mugolskie bronie? - zagaił. Pisał o tym poradnik do "Walczącego Maga", odświeżył ostatnio wiedzę o przydatnych w walce z niemagicznymi zaklęciach.
-Um... nie znam się na tym. - przypomniał, wierząc Drew na słowo. Niepokojąca aura zelżała na widok piersiówki, gdy już nieco oswoił się z katedrą - ale Macnair podkręcił jego nastrój. Przez moment poczuł się równie zagubiony jak wtedy, gdy lord Edgar Burke kazał mu machać łopatą, ale na szczęście wkrótce zorientował się w dowcipie.
-Może spiszę listy do czarodziejów z Bury St. Edmunds, informujące o postępie pracy. - roześmiał się. -Potrzebujesz jeszcze omówić coś propagandowego? Nieźle ci dzisiaj poszło, jeszcze będziesz brylował na publicznych wystąpieniach. - pochwalił Macnaira, wyjmując z kieszeni szaty niewielki notesik. Wielkie Łowy nieco oddaliły się w czasie, przyćmione perspektywą Festiwalu Lata, ale pamiętał o dawnych pomysłach - i wyglądało na to, że mieli całą noc by je omówić.

/zt :pwease:


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Plac handlowy, Bury St Edmunds - Page 9 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]02.01.23 21:35
Chciałem powiedzieć, że mądry był z niego człowiek, ale nie byłem przekonany co do łączących ich relacji, dlatego odpuściłem to stwierdzenie. Gdyby mi ktoś powiedział, że ojciec dobrze mnie wychował, to pokusiłbym się o małe zaklęcie tudzież bliższe spotkanie pięści z twarzą delikwenta. Temat rodzicieli działał na mnie niczym płachta na byka, szczególnie kiedy wypowiadali się o nich ludzie nie mający zielonego pojęcia o paskudnej przeszłości. Nigdy nie żałowałem, że zginęli z mojej ręki i gdybym mógł cofnąć czas to bez zawahania zrobiłbym to po raz drugi.
-Zawsze- odparłem zgodnie z prawdą. Nie wyobrażałem sobie pracy u kogoś, pod czyjeś dyktando. Oczywiście zleceniodawcy nierzadko pragnęli przejąć stery i poczuwać się do roli zwierzchnika, ale szybko wyprowadzałem ich z błędu. Byłem indywidualistą, którego podejście zmieniło się dopiero z dniem dołączenia do Rycerzy Walpurgii, gdzie współpraca musiała zostać wcielona w życie. Początkowo trudno było mi słuchać dowódców, szczególnie kiedy ich wizja mijała się z moją, ale z czasem przeszedłem z tym do porządku dziennego i o dziwo przyszło mi to łatwiej niżeli początkowo zakładałem.
Skinąłem głową na wieść o toaście. Zaobserwowałem pewną zmianę na twarzy Sallowa, co było dowodem swego rodzaju smutku na samo wspomnienie zmarłego brata. Liczyłem, że żył godnie i z honorem został pożegnany. Nie miałem rodzeństwa, więc trudno było mi wejść w jego skórę i zmierzyć się ze skalą straty. Żałowałem kompanów, żegnałem Rycerzy, ale to wciąż nie miało porównania do chowania najbliższego członka rodziny, z którym łączyło coś o wiele głębszego jak krew.
Zaśmiałem się w głos i pokiwałem głową z uznaniem, gdy sprecyzował działania Deirdre. -Zatem publiczny lincz to mało- zatrzymałem spojrzenie na Sallowie chcąc poznać jego reakcję. Brzydziło go to? Uczyniłby podobnie? Ja z reguły nie miałem oporów i zapewne gotów bym był wypowiedzieć ten sam rozkaz. Z resztą nie tak dawno zmusiłem jeńca do publicznego obnażenia swej hipokryzji i samobójstwa. Wojna rządziła się swoimi prawami, a te oprychy powinni zapłacić za nią najwyższą cenę.
-Jeszcze trochę mi poopowiadasz o swoich umiejętnościach, to zacznę się obawiać przebywać w twoim towarzystwie po kliku głębszych- wykrzywiłem wargi w ironicznym wyrazie. Oczywiście była to bujda, Cornelius może i miał kija w czterech literach, ale zdrada to było ostatnie o co bym go podejrzewał. Ponadto miałem u niego do odebrania nagrodę i przy właściwej okazji nie zawaham się o tym przypomnieć. Legilimencja była wielką, trudną do opanowania sztuką, jaka wymagała nie tylko samozaparcia, ale i wytrzymałości wszak sam trening był niezwykle męczący. Rzadko spotykałem czarodziejów o tych możliwościach, dlatego liczyłem, że kiedyś będziemy mieć okazję o tym dłużej porozmawiać. Mieszanie w pamięci, przekraczanie najbardziej osobistych stref i zupełne zaburzenie komfortu brzmiało niczym miód na uszy, szczególnie kiedy ofiarami byli cholerni wrogowie. Pamiętam jak niejaka Rain podjęła próbę wyciągnięcia informacji w Azkabanie i choć zakończyła się ona fiaskiem, to Tonks odczuwała ból, niemożliwe do stłamszenia cierpienie. Chciałbym zobaczyć to ponownie.
-Tak?- spytałem nieco zaskoczony tą informacją. Może powinienem częściej zaglądać do gazet? -Gdybym wiedział o tym w forcie- zagaiłem, ale nie skończyłem myśli, bowiem finalnie i tak broni było nader wiele, aby niszczyć każdą z osobna.
Wywróciłem oczami, kiedy początkowo nie zorientował się w dowcipie. Upiłem ponownie trunku i obróciłem się przez ramię z dość wymowną miną. -Wspomnij o swoim udziale w tym przeraźliwym przedsięwzięciu. Duchy, płomienie, wciągająca nas w swą otchłań anomalia- zaśmiałem się pod nosem i machnąłem ręką. -Pergamin przyjmie wszystko- dodałem rozsiadając się przy jednym z filarów. Mieliśmy sporo czasu, dlatego poniekąd z nudy zadałem jeszcze kilka pytań odnośnie przyszłych wystąpień.

/zt




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]06.02.23 15:07
maj - czerwiec 58'

Działania podjęte we wschodnim Suffolk przynosiły oczekiwane rezultaty, dzięki czemu mogłem skupić się na zachodzie, który wciąż był pogrożony w chaosie. Na domiar złego dochodziły mnie słuchy, że to właśnie tam kumulowali się mugole oraz ich sojusznicy, ze względu na znacznie bardziej ułatwiony dostęp do pomocy oraz ilość chętnych do współpracy.
Tragedia, z jaką musiało się zmierzyć Bury St Eedmunds odcisnęła na mieszkańcach ogromne piętno, co dało się wyczuć niemal od razu po przekroczeniu granic miasta. Sądziłem, że kolejna wizyta będzie prostsza, ale było zupełnie inaczej – miałem w końcu czas, aby dokładnie przyjrzeć się ogromom zniszczeń na skutek szatańskiej pożogi oraz spalonym ciałom zgromadzonym w prowizorycznych, masowych grobach. Nie wiedziałem ile było wśród nich czarodziejów, ale ciężko było uwierzyć, że ich wszystkich ominęły wijące się jęzory ognia. Jak wielu uciekło w popłochu? Jak wiele sprawnych, wprawionych w fach dłoni zabrało rodziny i postanowiło odnaleźć lepszą przyszłość w innych hrabstwach? Czułem, że wielu, a to była strata ogromna, wręcz nieoceniona. Potrzebowaliśmy zdolnych czarodziejów, możliwie wielu różdżek i to nie w tym miesiącu, tylko na dziś, właściwie na zaraz. Nie było mowy o spotkaniach, rozmowach, dywagacjach i próbach ustawienia sobie stołka, nie było na to czasu, zmarnowaliśmy go i tak wystarczająco wiele. Gdy tylko zjawiłem się na miejscu z Sallowem pożałowałem, że pierwsze co zadbałem o wschodnie rejony.
Ciężko było odnaleźć wzrokiem w pełni sprawy budynek, miejsce, które można byłoby przeznaczyć na schron lub jadłodajnię. Były one niezbędne, stanowiły zadanie wręcz priorytetowe, bowiem nie mogliśmy pozwolić, aby ludzie koczowali na ulicach. Jakby to wyglądało? Jak przegrana, a wcale takiej nie odnieśliśmy.
Sądziłem, że po przemówieniu Sallowa oraz małym teatrze w moim wykonaniu coś się ruszy, lecz była to złudna nadzieja. Morale, jeśli w ogóle można było je tak nazwać, kulały, a właściwie były niewiele wyższe od nastroju mugoli. Ludzie stracili wiarę, że miasto może powrócić do dawnej świetności, bowiem razem z ich majątkami, całą spuścizną, upadła gospodarka. Słynęli z wyśmienitego, lokalnego piwa, a przede wszystkim produkcji cukru, która utrzymywała finanse na wysokim poziomie, a teraz pozostali z niczym.
Skłamałbym twierdząc, że wiedziałem od czego się zabrać i jak zmotywować pozostałe osoby do niebywale ciężkiej pracy. Zwykle dochodziłem do swych celów siłą, zaś wówczas jakakolwiek przemoc – czy to słowna, czy niewerbalna – wydawała mi się pomysłem słabym, żeby nie powiedzieć beznadziejnym. Nie mogłem rzucić ochłapów, nie mogłem pozwolić sobie na żaden błąd, gdyż utrata kolejnych cywilów doprowadziłaby do zupełnej destabilizacji. Wróg na to czekał, nie zdziwiłbym się gdyby z jego strony wychodziły kolejne podpalenia, żebyśmy nie mogli się z tej tragedii pozbierać, dlatego pierwsze co uczyniłem to ulokowanie zapasów ze spichlerza w budynku urzędowym. Ogłoszenie o bezpłatnym dostępie do żywności wywołała zamęt, a więc kolejnym krokiem była weryfikacja wszystkich chętnych, bez żadnych wyjątków – nie mogliśmy tego uniknąć, a oni zdawali się to rozumieć. Każdego kto starał się tę sytuację wykorzystać spotykała surowa kara, w tej kwestii nie miałem krzty litości. Właściwie to w ogóle nie znałem pojęcia tego słowa.
Następnie ściągnąłem sporo osób z londyńskiego portu, którzy za namową Goyla nie odmawiali mi pomocy oraz zleciłem godziwą zapłatę dla chętnych z sąsiedniego hrabstwa. Należało czym prędzej uprzątnąć ulice, pozbyć się zgliszcz oraz ciał. Rzecz jasna wpierw przeczesali każdą z opuszczonych ruin w poszukiwaniu przydatnych przedmiotów, ubrań i przydanego do spożycia jedzenia, a dopiero później zajęli się masowymi rozbiórkami lub naprawami, jeśli takowe były możliwe. Mogłoby się wydawać, że miasto będzie smakowitym kąskiem dla łupieżców, ale najwyraźniej ciągnąca się za nim opinia przeklętego skutecznie ich odstraszyła, gdyż ilość zebranych dóbr była zaskakująca.
Najlepiej zachowany budynek, jakim o dziwo okazała się mugolska szkoła – gdyby nie Sallow nawet bym na to nie wpadł – przekształciliśmy na noclegownię i wyposażyliśmy tym, co udało się odzyskać. Prowizoryczne warunki nie budziły optymizmu, ale dawały nadzieję, a to właśnie takową musieliśmy zatlić w sercach najbardziej poszkodowanych. Mimo, że nadciągały gorące dni, to nie wyobrażałem sobie, aby ludzie koczowali pod gołym niebem.
Belvina zajęła się organizacją polowego szpitala. Głównym jego zadaniem było nie tylko przejęcie nadmiernej ilości pacjentów z niewielkiej, lokalnej placówki, ale stworzenia przestrzeni dla magipsychiatrów. Wojna odciskała swoje piętno na psychice i choć sam nie miałem o tym zielonego pojęcia, to nie potrzebowałem dużej ilości argumentów, aby przyznać kobiecie rację.
Długo zastanawiałem się co uczynić z niechlubną katedrą. Fort kojarzył się z dumą, zaś odniosłem wrażenie, że miejsce kultu mugolskich bogów tylko i wyłącznie ze strachem oraz pogardą. Zwlekałem z tą decyzją i mimo, że wielu mi ją odradzało to ostatecznie postanowiłem pozbyć się jej na dobre. Propagandowy argument przemawiający za wyburzeniem szybko rozpierzchł się wśród lokalnych, bowiem zrzuciliśmy to na garb rzekomej klątwy, która na skutek niewłaściwego użycia była niezwykle groźna. Plac, który po niej pozostał przekształciłem na targ, który jednocześnie stał się częścią traktu, biegnącego aż po sam Newmarket. Mieszkańcy mogli wymieniać swoje rękodzieła na najbardziej potrzebne przedmioty tudzież żywność, bo choć chcieliśmy, to nie byliśmy im w stanie zapewnić wszystkiego.
Nie mogłem też zapomnieć o przeczesaniu terenów w poszukiwaniu mugoli, jacy bezsprzecznie znaleźli schronienie u zdrajców. Wystarczyło kilka wizyt przy granicy, aby zyskać pewność, że ci mieli się całkiem nieźle, a co gorsza bez żadnych przeszkód pokonywali ją i przedostawali się do innych hrabstw. Nie wyobrażałem sobie, aby taka praktyka była na miejscu dziennym, dlatego zarządziłem patrolowanie tamtejszych ulic oraz publiczne egzekucje, które podobnie jak w zachodnim Suffolk przynosiły oczekiwane rezultaty. Może i nasze idee nie miały równie wielkiego poparcia na tych ziemiach, ale społeczeństwo mogło dostrzec i upewnić się, że byliśmy konsekwentni. Nie mogło się obejść bez celowych manipulacji polegających na wprowadzeniu naszych ludzi w kręgi zdrajców, gdyż to oni mieli możliwość rozbijania zorganizowanych grup. Miałem w pamięci wizytę w Kent i obraz kapitana, który przez swą chytrość i łasość na zapach galeonów dopuszczał się nielegalnych przerzutów, dlatego wolałem temu zapobiec, niżeli później uganiać się za podobnymi gnidami. Zapewnienie spokoju oraz bezpieczeństwa było sprawą fundamentalną, więc jeśli byśmy na tego typu precedensy przymykali oko – a z pewnością nie byłaby to wielka tajemnica, jednostki widziałby co się dzieje – nie braliby szerzonych przez nas wartości na poważnie.
Wszystko przeciągało się w czasie przez ilość pracy, jednakże z czasem mogliśmy zająć się odbudową kamienic, mieszkań i domów. Nie chciałem, aby czarodzieje musieli mierzyć się sami z tym zadaniem, tym bardziej że wielu z nich na skutek pożaru straciło dosłownie wszystko. Szczególnie poszkodowani byli ci, którzy na co dzień przebywali najbliżej katedry, więc to właśnie od tych miejsc rozpoczęliśmy kolejny etap prac. W miarę możliwości pomagaliśmy też z remontem pomieszczeń przeznaczonych pod szeroko pojęty biznes oraz rozrywkę. Wbrew pozorom takowe pozwalały na moment odciąć się od traumatycznych wydarzeń, zapewnić należny odpoczynek i chwilę głębszego oddechu.
Na dwie główne gałęzie dochodów miasta przeznaczyłem pokaźną sumę pieniędzy w ramach pożyczki z budżetu sąsiedniego hrabstwa. Rodzinom zajmującym się tymi interesami zleciłem samodzielną odbudowę z uwagi na brak wystarczających zasobów ludzkich, a zależało mi na jak najszybszym wznowieniu produkcji. Mimo naporu lokalnych władz zignorowałem prędką odbudowę urzędów, bowiem mogli zająć jakikolwiek inny budynek i tam wykonywać powierzone im obowiązki. Na wszystko miał przyjść odpowiedni czas.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]09.08.23 20:30
2 lipca 1958 r.

Miejsce nie mogło być przypadkowe. Potrzebowaliśmy kolorów, pogody, życia. Miasteczko Bury St Edmunds prędko przyciągnęło moją uwagę, kiedy na samym początku rozważań pochylałam się nad mapą hrabstwa. Wiedzieliśmy, że zachodnie terytoria hrabstwa winny otrzymać więcej naszej uwagi. I choć opiekę nad tymi krainami przejęliśmy całkiem niedawno i wciąż pogłębialiśmy wiedzę o lokalnych problemach oraz powodach do dumy, wiedziałam, że owa mieścina należy do wyjątkowych. Pozostawałam również głęboko świadoma faktu, iż zorganizowanie lokalnego festynu jest przedsięwzięciem zupełnie różnym od pochówku choćby i najbardziej szanowanej pośród czarodziejów persony. Potrzebowałam pomocy. Pomocy kogoś, komu dane było przez ostatnie lata uczestniczyć w życiu Anglików, kto posiadał wiedzę i praktykę we władaniu i troszczeniu się o ziemię. Kogo natura miększa i czulsza pozostawała od mojej. Z pewnością nie był to sam wielki namiestnik. Zresztą od początku jasne było, że nie mógł zaangażować się głęboko w przygotowania do tego wydarzanie. Poszukałam więc zupełnie gdzieś indziej. Pośród sąsiadów, pośród włodarzy, pośród kobiet, które posiadały niezwykłą łatwość w zjednywaniu społeczeństwa i z pewnością znały naturę organizacji tego typu widowisk.
Zaprosiłam więc na spotkanie zaprzyjaźnione damy, by czerpać z ich młodzieńczych, świeżych umysłów, a tym samym dzielić się przyjaźnią zawartą w ramach sojuszy. Przeczuwałam, że arystokratki doświadczone w podobnych sprawach okażą się niezwykle pomocne. Sama, choć gotowa byłam dźwignąć wszelkie zobowiązania w niniejszej kwestii, pod skórą czułam dreszcz przytłoczenia. Czasu bowiem nie było już wiele. Po dzisiejszych ustaleniach będziemy musieli prędko przejść do faktycznych działań.
Na dostojnych gości oczekiwałam w centralnym miejscu miasteczka, nieopodal słynnej katedry. Odziana jak zawsze w czerń – elegancką spódnicę swobodnie tańczącą w tak wietrzny dzień. Przybyłam wcześniej, pozwalając sobie najpierw na niedługą przechadzkę między alejami miasteczka. W tym czasie w myśli rodziły się koncepcje, ale i wzburzały wątpliwości. Jarmark miał bowiem radować mieszkańców i dodawać otuchy w czasie wojennej zawieruchy, a ja do tej pory występowałam w roli kreatorki ponurych, płaczliwych ceremonii, albo przerażających spotkań. Tym razem bezwzględnie musiałam podołać niecodziennemu dla mnie zadaniu.
- Drogie lady Travers – wystąpiłam o krok w stronę nadchodzących dam. – Witajcie w Suffolk – powitałam je, zdobiąc usta nieprzesadnym uśmiechem. – Cieszę się, że odpowiedziałyście na zaproszenie. Przyznaję, że w obliczu planowanego przedsięwzięcia z nadzieją skłaniam się ku wam – wyraziłam, spoglądając to na jedną, to na drugą. Musiały zdawać sobie świetnie sprawę z tego, że kierowanie regionem było nowością dla mojej rodziny. I choć uważałam się za osobę dobrze zorganizowaną, to wciąż brak biegłości w piastowaniu opieki nad takimi wydarzeniami mógł dostarczyć kilku dodatkowych przeszkód. Głowę jednak wznosiłam wysoko, nie odczuwając większych obaw. – Pozwólcie, że oprowadzę was po okolicy. Miasteczko Bury St Edmunds wydało mi się odpowiednim zakątkiem, szczególnie że zależy nam na dodaniu otuchy naszym zachodnim ziemiom. Choć zastanawiam się jeszcze nad ulokowaniem jarmarku w jednej z okolicznych wsi, by otoczyć większą uwagą typowo wiejską społeczność. To wszak rolnicy dominują pośród naszych mieszkańców - rozpoczęłam, gestem dłoni wskazując kierunek i jednocześnie też powoli kierując kroki w stronę spokojniejszej ulicy. – Niemniej lokalną dumą pozostają browary, mamy wielu wytwórców smakowitego piwa, które przyciąga również gości spoza Suffolk. Myślałam, by uczynić z piwowarstwa główny motyw festynu. Okoliczni rzemieślnicy mogliby zaprezentować swoje specjały… - podzieliłam się z towarzyszkami wstępnym motywem przewodnim, dość szybko przechodząc do konkretów. Nie byłam pewna, co damy mogły sądzić na temat samego piwa. Wiedziałam jednak, że ród morskich podróżników nie należał do nadzwyczaj restrykcyjnego, co mogło sprawić.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Plac handlowy, Bury St Edmunds [odnośnik]09.08.23 23:14
Doceniała obecność Melisande i jej ciche wsparcie, niemalże pchnięcie w wir działania. Bratowa była motywatorem, niemalże ułudą podszeptów z tyłu głowy, które niosły za sobą dozę motywacji. Starała się jednak - dla dobra ich obu - nie ukazywać stresu, który nadal potrafił jej towarzyszyć, w szczególności, gdy natłok myśli sprowadzał na drobne ciało chęć ucieczki. Trwała jednak wytrwale, na aktualnym spotkaniu, starając się nie myśleć o kolejnym zaplanowanym na ten dzień, wymagającym zresztą podobnie dużo zaangażowania.
Pomysł lady Burke był niezmiennie dobry - pamiętała ich początkowe ustalenia dotyczące Norfolku, gdzie przygotowania szły pełną parą, niosąc za sobą zaangażowanie i werwę społeczności. Potrzebowali wszakże podniesienia morale - słodkiej wizji bezpieczeństwa i normalności, którą co rusz odbierały wojenne roszady. Jarmarki miały to właśnie nieść, jednocześnie wspomagając pomniejsze wymiany towarów i handel, który od skali mikro był w stanie rozruszać lokalne, pomniejsze gospodarki. Dla dobra wszystkich, a w szczególności kreownia przyszłych pokoleń, powinni stwarzać pozory normalności, ucząc - czy przypominając sobie - o tym jak wygląda życie, gdy nie czyha na ludzi cierpienie i dojmująca bieda. Prośbę ze strony Iriny Macnair przyjęła więc z zadowoleniem, konsultując momentalnie z Melisande nie tylko zadowolenie z kolejnych terenów pod godną kontrolą, ale także wzmocnienie wpływu pomniejszych czynów w ogólnej polityce rodowej - bo to lady Travers pomagały rodzinie Macnair w scaleniu społeczności, która szczególnie tego wymagała, mając na uwadze zmiany panującej ręki. Jednocześnie, być może naiwnie, była tu głównie, by pomóc. Nie potrzebowała szeptów, poklasku, dumy - robiła to z czystej potrzeby zrobienia czegokolwiek, jak gdyby bezczynność, tudzież stagnacja, przynosiła jej jeszcze większy niepokój niż narażanie się na obecność innych.
Odczekawszy, aż Melisande jako starsza się przywita, przyjrzała się nowej, kobiecej twarzy Suffolku, następnie z delikatnym, graniczącym o grymas uśmiechem. Słowa pani Suffolku - jeszcze? - pozwoliły ustom Imogen unieść się w szerszym, na wpół wyrozumiałym uśmiechu. Naturalnie, wiedząc, że znajdzie w tym aprobatę bratowej, powzięła się za odpowiedź na słowa Iriny, kierując w stronę kobiety pełną uwagę i delikatne, pełne zrozumienia skinięcie głowa.
Uczynimy, co w naszej mocy, madame Macnair. – Zdawkowe, acz pełne w swoim przekazie słowa pozwoliły przejść do dalszej części rozmowy. Zaangażowanie, jakim się wykazywała, było godne podziwu i motywacji. Wszakże sama Irina Macnair słynęła z niesztampowości i zaradności, której pozazdrościć mogło jej wiele mężczyzn, zaś jeszcze więcej kobiet mogłoby wziąć z niej przykład. Analogię do znajomości jej syna - podobnie zaradnego - odsunęła w odmęty myśli, skupiając się w pełni na kszałtowaniej przed oczami rzeczywistości. Przedstawiony obraz niósł za sobą coś urokliwego - podobne wzruszenie towarzyszyło jej, gdy rozmawiała z Primrose o walorach Norfolku. Ta proza życia - zależność społeczeństwa od nich - niosła wiarę w lepsze czasy. Nie tylko te, w których wygrają wojnę, ale w te, w których zażegnają wojnę. Sama, nie uczestnicząc namacalnie w działaniach wojennych, to właśnie drugą wizję upatrywała jako utopijną wizję przyszłych dni. Zanalizowała dotychczasowe informacje, marszcząc brwi w lekkim zastanowieniu. Na moment podniosła spojrzenie po okolicznych budynkach, tętniących życiem witrynach sklepowych i słodkiej aurze spokoju. Motyw piwowarstwa był dobrym, jeśli tylko była w tym tradycja.
To zdecydowanie najważniejsze, aby motyw przewodni był dumą owej społeczności. Za piwem, w zasadzie po prostu za alkoholem, idzie również pokarm, więc zaprezentować mogą się wszelcy wytwórcy. Czy jest coś jeszcze, z czego słynie Suffolk, może jakieś potrawy, które mogłyby się spleść z alkoholem? – Zapytawszy, skupiła spojrzenie na Irinie, dając przestrzeń do wypowiedzi jej i bratowej, zbijając usta w cienką linię zastanowienia. Nie skryła ust w zaskoczonym geście, nie uniosła się dezaprobatą, jak można byłoby sądzić. Ludzie nawet z rozwiązłości - ponoć - potrafili uczynić sztukę, skoro więc był to element charakterystyczny dla okolicznych terenów, nie miała zamiaru naginać koncepcji w imię.. no własnie, czego? Bycia przerysowanie wprost przyzwoitą? Złączyła na moment łopatki w geście porzucenia z ramion dreszczu niepewności, której nie ukazała jednak na półwilej twarzy. Nie mówiła za dużo, pozwalając pozostałym kobietom wyczerpać temat, sama zaś analizowała poszczególne aspekty, starając się w ciszy własnych myśli dojść do najlepszego rozwiązania.


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Plac handlowy, Bury St Edmunds - Page 9 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers

Strona 9 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Plac handlowy, Bury St Edmunds
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach